czwartek, 31 sierpnia 2017

The Faults In Byun Baekhyun [26/55]

tytuł rozdziału: Miękki |oryginał: Fluffy
rating: PG-13
Więc dokąd dzisiaj idziemy?
Baekhyun nie wiedział, jak zareagować.
Miał ochotę odsunąć się od niego i warknąć, żeby spieprzał, ale bał się, że Chanyeol naprawdę może sobie pójść. Ale nie chciał paść na kolana i całować stóp Chanyeola, i dziękować za to, że pamiętał o tej pieprzonej obietnicy. Ponieważ nie potrzebował Chanyeola, tak sobie mówił.
Chanyeol wykorzystał jego nieruchomą postawę i zaczął ciągnąć go w stronę tylnego wyjścia ze szkoły. Kiedy poczuł, jak osobliwie zimny wiatr uderzył go, zamrugał, by pozbyć się odrętwienia z oczu i z postawy.
– Dokąd idziemy? – wysyczał w zamian. – Wiesz, że wymykanie się ze szkoły jest wbrew prawu! – Chanyeol zaśmiał się i zabrzmiało to jak dźwięk dzwonków w porównaniu z ostrym wiatrem.
– To nie powstrzymywało cię każdego miesiąca, prawda? – Baekhyun zamknął usta i pozwolił Chanyeolowi się prowadzić.
Kiedy szczęśliwie bez większego wysiłku znaleźli się poza szkołą, przez chwilę stali w miejscu, nie wiedząc, co zrobić. Niebo już ciemniało, zima przesączała je swoimi kolorami, ale oni nie pozwolili temu zawracać sobie głowy.
Nagle omiótł ich bardzo zimny wiatr i Baekhyun zadrżał, gdyż miał na sobie tylko swój cienki golf i jeansy.
– Dokąd chcesz iść? – zapytał Chanyeol, rozglądając się dookoła. Baekhyun był skupiony jedynie na pójściu w cieplejsze miejsce, ale z drugiej strony dlaczego w ogóle się na to zgodził?
Jednak również się nie sprzeciwił.
– To bez znaczenia – odpowiedział szeptem, zaciskając zęby, by przezwyciężyć chłód. Chanyeol zauważył, że Baekhyun trzęsie się jak mały zagubiony króliczek i nie mógł nic poradzić na to, że uśmiechnął się przez to, jak absurdalnie wyglądał. (absurdalnie uroczo)
– Chodźmy do centrum handlowego czy coś – zasugerował i zaczął iść w tamtą stronę, ale po zrobieniu kroku i ujrzeniu, że Baekhyun zastygł w miejscu, niecierpliwie i instynktownie wyciągnął rękę i złapał tę zimną Baekhyuna w swoją własną. Z początku poczuł, że dłoń Baekhyuna wiotczeje w jego dłoni i czuł się z tym w porządku, bo to nie tak, że w ogóle chciał go trzymać za rękę i to nie tak, że obchodziło go, czy Baekhyun tego chce czy nie. Poza tym spodziewał się, że Baekhyun zareaguje w ten sposób. Jednak to, czego się nie spodziewał, to to, że w końcu ­– ku zaskoczeniu – mniejsza dłoń Baekhyuna zacisnęła się dookoła jego.
Prawie nie mógł oddychać.
– Znasz w ogóle drogę? – Ton głosu Baekhyuna był sarkastyczny, ale drżący, kiedy pozwalał Chanyeolowi się prowadzić. Wyższy przewrócił oczami i poczuł, jak drobne ciało Baekhyuna się trzęsie, poprzez ich połączenie.
– Pieprz się. Nie ufasz nawet mojej umiejętności orientacji w terenie.
– Raczej jej brakowi – poprawił Baekhyun i niemal się zaśmiał, czując, jak Chanyeol zacieśnia uścisk, prawie jakby chciał zgnieść jego dłoń na miazgę. Tak, racja. To ci nic nie da. Odpowiedział uściskiem, mocnym. Później patrzył, jak wyraz twarzy Chanyeola marszczy się w bólu, zanim poczuł, jak Chanyeol zacieśnia swój uścisk.
Robili tak, dopóki ich dłonie nie zrobiły się gorące i bolały, aż nie mogli tego już dłużej znieść.
Puścili się i chociaż mroźny wiatr zdawał się przeszywać ich nagle osamotnione dłonie, Baekhyun się tym nie przejmował, ponieważ śmiał się z tego, jak idiotyczne to było i jak głupi jest Chanyeol, i jak głupi on jest.
Zaraz, śmiał się.
Baekhyun zamarł. Nigdy nie śmiał się w ten dzień miesiąca. Przynajmniej nie naturalnie.
Stał w miejscu, ponownie zastygł, myśląc o tym i nie wiedział nawet, jak bardzo mu zimno, dopóki nie poczuł, jak coś ciężkiego okryło jego ramiona. Szczękając zębami (dopiero teraz uświadomił sobie, że tak robi), podniósł wzrok na wyższego, który był skupiony na zapinaniu swojego dużego płaszcza na niższym.
– Co robisz? – syknął starszy, ale był wdzięczny za niespodziewane ciepło i zapach wanilii i jabłek, który wdarł się do jego nozdrzy.
– Jestem gentlemanem – odpowiedział Chanyeol, uśmiechając się szeroko, jakby zrobił najlepszą rzecz, jaką ktokolwiek kiedykolwiek mógł zrobić. Baekhyun przewrócił oczami i kopnął go, uśmiechając się równie szeroko, kiedy zobaczył, że twarz Chanyeola ponownie się marszczy, jakby właśnie został porażony prądem.
– Chyba w snach – odparł i zaczął się oddalać, uznając ciężar płaszcza wokół ramion za wygodny. Chanyeol podążył za nim i szli obok siebie. Na kilka chwil zapadła między nimi cisza, ale nie ta nieprzyjemna. W końcu jednak Baekhyun nie mógł jej znieść.
– Ale jak zrobi ci się zimno, powiedz mi, to go zdejmę – powiedział cicho Baekhyun, tak, że jego słowa zostały poniesione przez delikatny wiaterek. Chanyeol spojrzał w dół na niższego, który otwarcie patrzył wszędzie, byle nie na niego, i uśmiechnął się.
– Dobrze, Byun Baek.




Kiedy dotarli do najbliższego centrum handlowego i weszli do środka, otoczyło ich ciepło i odetchnęli z ulgą.
Kilka osób przechadzało się po wielkiej galerii. Chanyeol nie był tu wcześniej, choć znał drogę. W końcu zatrzymał się w miejscu, decydując się poczekać na to, co Baekhyun chciał zrobić.
–…Chcę pochodzić po tym miejscu. Pooglądać wystawy sklepowe – powiedział Baekhyun, kiedy Chanyeol zaczął oddalać się w jednym kierunku, niższy przyciągnął go z powrotem i pociągnął w drugą stronę.
– Jasne, szefie – wymamrotał do siebie Chanyeol, pozwalając być ciągniętym przez mniejszego. Po chwili niższy zatrzymał się przy tanio wyglądającym sklepie i wszedł do środka. Chanyeol bez słowa poszedł za nim. W sklepie sprzedawano małe świecidełka i drobne rzeczy, które dzieci i nastolatki mogli podarować swoim przyjaciołom, ale mogły być nieco zbyt dziecinne dla nich, którzy byli dużymi, dorosłymi mężczyznami w wieku dwudziestu lat.
Albo i nie.
–…Wow, chcę kupić to dla Chena i Jongina… – pomyślał na głos Baekhyun, wpatrując się z zastanowieniem w bibeloty, a Chanyeol zaśmiał się na fascynację Baekhyuna tanimi rzeczami dla ludzi średniej klasy. –…Nie wiem, po prostu, żeby z nich sobie zażartować… Za to, że oni sobie ostatnio żartują ze mnie…
– W porządku! Kup je! – zachęcił go Chanyeol, stojąc i czekając, ale zobaczył, że Baekhyun zesztywniał, a później niechętnie z powrotem wrzucił je do koszyków i odwrócił się, by spojrzeć Chanyeolowi w oczy.
–…Ale ja oglądam wystawy! – powiedział niemalże desperacko. – Chcę poczuć się jak normalna osoba, która kupuje tylko te rzeczy, których naprawdę potrzebuje! – Nawet jeśli to powiedział, było to sprzeczne z jego czynami. Wydawało się, jakby nie chciał przepuścić okazji, ponieważ odwrócił się i znowu zaczął na nie patrzeć. Po chwili starszy mężczyzna, który był właścicielem sklepiku, podszedł do nich i uśmiechnął się firmowym uśmiechem.
– Są teraz na wyprzedaży! – powiedział z przejęciem, patrząc w oczy Baekhyuna. – Powinieneś je teraz kupić, zanim ktoś zobaczy i wykupi je wszystkie!
–…Uhm, ja… – Baekhyun rozejrzał się, rumieniąc się z zażenowania z powodu tej obcej sytuacji (ponieważ kto musiał mieć z tym do czynienia, skoro byli bogaci?), a Chanyeol bardzo starał się stłumić śmiech.
– No, proszę! – naciskał mężczyzna, a Baekhyun spojrzał na niego niemal nieśmiało, nim odwrócił się i odszedł. Chanyeol powstrzymał śmiech i ukłonił się mężczyźnie, mówiąc mu, że wrócą później i poszedł za Baekhyunem.
– Czy on nie chciał zaprzedać mojej duszy? – Baekhyun zadrżał, a Chanyeol uznał za absurdalne to, jak Byun Baekhyun, ktoś, kto był absolutnie niepokonany we wszystkim, pewny siebie przed setkami ludzi z nieprzewidywalnymi reakcjami, silny, kiedy stawał twarzą w twarz ze wszystkimi, którzy chcieli go skrzywdzić, był nieco speszony przez sprzedawcę próbującego zarobić pieniądze.
– Może nie pasujesz do prostego życia – zauważył Chanyeol, a Baekhyun nagle odwrócił się, by posłać mu groźne spojrzenie.
– Chcesz się o to założyć? – odpowiedział, robiąc krok do przodu. Chanyeol instynktownie również zrobił krok w przód.
– Proszę bardzo – wydyszał Chanyeol, ale zanim zdążyli zrobić coś jeszcze, co mogło nie być odpowiednie do miejsca publicznego, przypomniał sobie, gdzie są i odsunął się, czując, jak jego serce bezprawnie pędzi, obijając się o jego klatkę piersiową. Baekhyun zrobił to samo i przez chwilę nie patrzyli na siebie. Później wyglądało na to, że coś przykuło uwagę Baekhyuna i wskazał w tamtą stronę, zanim tam popędził. Wzdychając, Chanyeol nie mógł zrobić nic innego, jak tylko pójść za nim.
Był to jakiś sklep z zabawkami.
– Wow! Jak ich tu dużo! – Baekhyun z zachwytem wpatrywał się, wchodząc do sklepu, jakby nigdy wcześniej nie widział gór pluszowych misiów (bo prawdopodobnie ich nie widział). Chanyeol chciał się z niego śmiać, droczyć się o to, jak dziecinny był, ale nie chciał niszczyć nagłych iskierek w oczach Baekhyuna, czegoś, czego albo nie widział wcześniej, albo nie widywał często.
W milczeniu podążył za nim, obserwując, jak Baekhyun pędzi w stronę gór misiów i pluszaków. Ten dzieciak naprawdę ma obsesję.
Chanyeol nawet nie wiedział, jak długo tam byli, ponieważ przysięgał, że Baekhyun spoglądał na każdą maskotkę, jakby już nigdy miał jej nie zobaczyć.
Na początku wszystko szło gładko wśród tęczy i jednorożców, ale kiedy sytuacja stała się tak żenująca, że Chanyeol chciał się ukryć albo wrócić do akademika, zdał sobie sprawę, że w zamian musi interweniować. Kryzys pojawił się wtedy, kiedy Baekhyun kłócił się z młodszym dzieckiem tylko dlatego, że chciał potrzymać misia, który był dokładnie jego wzrostu, a dzieciak nie chciał się podzielić. Ojciec posłał Baekhyunowi dziwne spojrzenie, a Chanyeol poczuł, jak czerwienią mu się uszy do tego stopnia, że bał się, iż mu odpadną.
– Chodźmy – wymamrotał Chanyeol przez zaciśnięte zęby, łapiąc Baekhyuna za rękę, chciał odciągnąć go od ojca, który zaczął posyłać im nieprzyzwoite, a nie dziwne spojrzenia. Baekhyun twardo stał w miejscu.
– Nie! – posłał Chanyeolowi gorączkowe spojrzenie, a potem odwrócił się do dziecka. – Posłuchaj, dzieciaku, byłem tu pierwszy, więc jeśli puścisz… – Powiedział, szarpiąc misia, ale dziecko szarpnęło równie gwałtownie.
– Nie! Tatusiu~~~ – zaskomlał dzieciak do ojca, który nie bardzo wiedział, co zrobić. Zastanawiał się, czy powinien uciszyć swoje dziecko, bronić go czy odciągnąć na bok. Chanyeol czuł się tak samo, nawet wtedy, kiedy patrzył, jak Baekhyun uśmiecha się zwycięsko. – Chcę tego pluszaka! – Szarpnięcie.
– Ja też! – odparował Baekhyun. Szarpnięcie. – Chcę go bardziej niż ty! – Dzieciak spojrzał na swojego tatę, a potem uśmiechnął się złośliwie.
– Założę się, że nie masz tylu pieniędzy, ile ma mój tatuś! – Dziecko nadepnęło mu na stopę, wydymając wargi w stronę ojca. – Kup mi tę zabawkę~
– Och, serio? – Baekhyun uśmiechnął się niebezpieczniej niż dzieciak i przeszukał swoje kieszenie jedną ręką, drugą wciąż mocno trzymał pluszaka. Chanyeol chciał uderzyć głową w ścianę. Baekhyun wyciągnął gruby plik banknotów i pomachał nimi przed dzieciakiem. Dziecko spojrzało z podziwem, rozdziawiając usta. – Zgadnij, kto dziś nie dostanie tego dużego misia do przytulania? Nie ja.
– Chodźmy – syknął Chanyeol, uśmiechając się półgębkiem do skrępowanego ojca oraz triumfującego Baekhyuna i zaczął odciągać niższego. Baekhyun był uparty, ciągnąc go z powrotem, ale niechęć Chanyeola do patrzenia na skomlące dziecko (już widział, że jego oczy napełniają się wielkimi łzami) i jeszcze bardziej skrępowany ojciec były silne, więc użył więcej siły. I zdecydowanie nie chciał mieć do czynienia z Baekhyunem, który dręczyłby nawet dzieci, by dostać to, czego chce. Baekhyun krzyknął z frustracji, kiedy jego uścisk na wielkim misiu rozluźnił się, krzyknął jeszcze głośniej, gdy dzieciak uśmiechnął się złośliwie, mając całego misia dla siebie, którego tulił do piersi, a Baekhyunowi pokazał język. Poirytowany Baekhyun zaczął przeklinać na Chanyeola.
– Prawie go miałem! Pierdol się, Park Chanyeol! – Więcej wiązanek przekleństw popłynęło z jego ust, a ludzie patrzyli i uszy Chanyeola już piszczały niczym czajnik. To wydawało się napędzać go jeszcze bardziej, gdyż w jakiś sposób znalazł więcej siły, by szybciej ciągnąć Baekhyuna.
W końcu wydostali się z tego piekła i Chanyeol zanotował sobie, żeby już nigdy więcej nie przyprowadzać Baekhyuna do sklepu z zabawkami. Nigdy więcej.
– Byłem tak blisko, niech to szlag! Byłem tak cholernie blisko- – Chanyeol wciągnął Baekhyuna do jednego z korytarzy z toaletami i przycisnął go do kąta, potem naprędce przyłożył Baekhyunowi palec do ust. Niższy natychmiast się uciszył, a kiedy Chanyeol odwrócił się, by przypomnieć mu, że miał nic nie kupować, stanął jak wryty, gdy uświadomił sobie, że przyciska palce do ust Baekhyuna.
Były miękkie i mokre, a gdy Chanyeol spojrzał w dół na mniejszego, ujrzał wpatrujące się w niego szeroko otwarte oczy, pełne zdezorientowania i dziecięcej niewinności.
Nie wiedział, jak szybko biło jego serce w tamtej chwili.
Szybko się odsunął, zanim Baekhyun zdołał coś powiedzieć, ponieważ przestraszył się, że Baekhyun odepchnie go i zachowa się, jak by go nie znał. Serce skakało mu do gardła i był wdzięczny, że ta część korytarza jest przyćmiona, więc mogła ukryć rumieńce na jego policzkach oraz jego zaczerwienione uszy.
– Nie chciałeś dzisiaj wydawać pieniędzy, pamiętasz? – wypalił Chanyeol, odwracając się, wcisnął dłonie do kieszeni, wyglądając na korytarz, udawał, że przygląda się otoczeniu, gdy po prostu chciał patrzeć wszędzie, byle nie na twarz Byun Baekhyuna. – Tylko ci przypomniałem.
Zapadła krótka cisza, jakby Baekhyun próbował to pojąć (albo również uspokoić swoje pędzące serce), a potem odpowiedział.
– Tak, jasne. Niby jesteś taki miły. – Potem Baekhyun zaczął wychodzić z korytarza, a  Chanyeol poszedł za nim, zastanawiając się, czy to „wyzwanie” będzie jego śmiercią.
Przebywanie z Byun Baekhyunem ani trochę nie było zdrowe.




Zostali tam aż minęła północ i o 1:20 trzymali skręcone ziemniaki na patykach i głośno ze sobą rozmawiali na skądinąd opustoszałej ulicy.
– Wiesz, jaka była najgłupsza rzecz, jaką zrobiłeś? – zapytał Chanyeol, patrząc, jak Baekhyun odgryza kęs. – Próbowanie wyjść z toalety, ale tak naprawdę nie przejście przez prawdziwe wyjście, tylko jego lustrzane odbicie.
– Wiesz, co było głupsze? – Baekhyun pomachał swoim patykiem na Chanyeola, który się powstrzymywał. – Dawanie tej osobie, która wbiegła w ścianę, swojego rękawa, kiedy krwawiła z nosa, kiedy wyraźnie byliście otoczeni przez dużą ilość papierów toaletowych… – Urwał i dlatego, że tak bardzo wymachiwał patykiem, Chanyeol już nie mógł tego znieść. Chwycił patyk i zrobił duży gryz ziemniaka, a potem puścił. – Hej!
– Twoja wina – powiedział Chanyeol z napchanymi policzkami. Baekhyun przestał machać i zasłonił patyk swoim ciałem. Później chyba zmienił zdanie i zaczął pałaszować.
– Świnia – mruknął Chanyeol, ale natychmiast tego pożałował, kiedy poczuł, jak coś ostrego wbija mu się w żebro. Patyk Baekhyuna. Chanyeol od razu się wzdrygnął i zaczął się odsuwać, Baekhyun szedł za nim z niebezpiecznym patykiem w powietrzu.
Przebiegli całą drogę powrotną do akademika i kiedy tam dotarli, dyszeli jak szaleni.
– Jesteś… pieprzonym… diabłem… – wydyszał Chanyeol, kuśtykając na korytarz chwiejnym krokiem.
– Ty… zacząłeś… – odpowiedział równie wymęczony Baekhyun. Chanyeol wyprostował się, bo chociaż nie miał siły mówić, nie wycofywał się z walki.
– Nie. Słuchaj, jeżeli chcesz mnie obwiniać, obwiniaj swoją niezdolność do bycia skupionym – powiedział Chanyeol trochę za głośno. Ale Baekhyuna to nie obchodziło i w zamian odezwał się jeszcze głośniej.
– Dlaczego nie obwinisz swojej niezdolności do bycia w bezruchu?
– Wow, nie zaczynaj znowu z tym-
– Zacznę to znowu-
– To, że jesteś ode mnie starszy, nie czyni cię lepszym. Nadal jesteś pieprzonym kurduplem.
– Słuchaj, gnojku – prawie krzyknął Baekhyun. – Jeśli nawet nie- – Nagle przerwano im, kiedy na końcu korytarza zaświeciło się światło. Były tam dwie albo trzy osoby.
– Hej! – krzyknął ktoś nieznajomy i zaczęli biec w ich stronę. Chanyeol był zaskoczony i stał w miejscu, czekając, aż do nich dotrą, ale zanim zdążył otworzyć usta, by powiedzieć cokolwiek, poczuł, jak jakaś dłoń sięga, by go chwycić, a później został niespodziewanie odciągnięty od tej trójki.
– Zatrzymać się! – krzyknęli tamci trzej, ale jakoś dłoń Baekhyuna w jego dłoni była przyjemna i zrozumiał, co ma zrobić. Właśnie kiedy zobaczył, jak za nimi biegną, Chanyeol odwrócił się i wzmocnił uścisk na dłoni Baekhyuna, zaczął biec, by zrównać z nim tempo. Biegli, mijając różne zakręty i kiedy zobaczyli swój pokój, pospieszyli w jego stronę, a potem wtoczyli się do środka, zamykając za sobą drzwi na klucz.
Pokój był ciemny, kiedy zsunęli się po drzwiach z wciąż złączonymi dłońmi. Z początku jedyną rzeczą, jaką mogli usłyszeć, były ich zmieszane oddechy, ale potem kroki stały się coraz głośniejsze.
Dokąd oni poszli?
– Nie wiem.
– Niech to szlag! Przysięgam, że było ich tam ze trzech! Po jednym dla każdego z nas, żebyśmy nie musieli spędzić reszty nocy na szukaniu innych.
– Cholera! Szukajmy dalej, nie powinni byli uciec daleko. – Później kroki zniknęły daleko w korytarzu. Po długiej, długiej chwili pozwolili swoim oddechom na nowo rozbrzmieć w powietrzu. Nadal za bardzo bojąc się złapania, wstali po ciemku, decydując się, że najlepiej będzie nie świecić światła, jako że ukrywanie się za zamkniętymi drzwiami przyzwyczaiło już ich oczy do mroku nocy.
Z początku wymieniali się tylko ciszą, ale wkrótce potem wybuchli śmiechem. Ich śmiech był czymś pomiędzy krztuszeniem się i krzykiem i śmiali się, dopóki nie mogli już dłużej tego wytrzymać, więc wtoczyli się na swoje łóżka i stłumili dźwięki przy pomocy kołdry. Chanyeol nie wiedział, co było tak zabawne, wiedział tylko, że ciągle się śmiał i łzy zaczęły wypływać mu z oczu. Z jakiegoś powodu ciemność sprawiła, że wszystko stało się śmieszniejsze.
Dziesięć minut później nie mieli już siły, by się śmiać. Zamiast tego wstali, zdejmując kołdry z przepoconych twarzy.
– Ja idę pierwszy – powiedział Baekhyun, zdejmując buty stopami i rzucił je na bok, później przygotował swoje rzeczy do mycia. Jednak było coś, co szczerze przeszkadzało Chanyeolowi, a były to włosy Baekhyuna, które z jednej strony odstawały niczym opuchnięty kciuk, jakby nagle zamieniły się w antenę, odstając, jakby zbierały jakiś sygnał.
– Zaczekaj. – Chanyeol pobiegł do niego w dwóch krokach i w sekundzie znalazł się za Baekhyunem. Baekhyun odwrócił się, by sprawdzić, co jest nie tak i napotkał zapach wanilii i jabłek, który nagle wdarł się do jego nosa. – Twoje włosy. Są rozczochrane.
Dlaczego jestem perfekcjonistą? Pomyślał sobie, wygładzając włosy Baekhyuna i kiedy przeczesywał je palcami, zdał sobie sprawę, jak miękkie są. Miękkie i puszyste. Zastanawiał się, jakby to było p…
Zanim w ogóle zdążył dokończyć tę myśl, pochylił się i przycisnął wargi do czubka głowy Baekhyuna.
Zastygł w bezruchu.
– Czy już skończyłeś? – Rozbrzmiał z dołu głos Baekhyuna, a serce Chanyeola przyspieszyło, kiedy on zatoczył się do tyłu. Wyglądało na to, że Baekhyun nie zauważył, co właśnie zrobił. – Masz aż taką obsesję, że musisz pochylać się, żeby sprawdzić, czy każdy włosek jest na swoim miejscu? Poważnie?
–…Nie – odpowiedział defensywnie Chanyeol, jego serce nadal biło bardzo szybko, gdy siadał na łóżku, obserwując, jak Baekhyun uśmiecha się kpiąco, a potem kieruje się do łazienki. Kiedy drzwi się zamknęły, Chanyeol odetchnął z ulgą, nie wiedząc, jak szalonym może się stać, jeśli nadal będzie patrzył na Baekhyuna swoimi oczami.
Chociaż minuty mijały, zapach truskawek i miodu wciąż tkwił w jego nosie.




Chanyeol zaczynał myśleć, że… może już przestał nienawidzić Baekhyuna.
Było to konfrontujące i całkowicie przerażające, a jednak Chanyeol wiedział, że to coś, czemu nie mógł zaprzeczać (już dłużej). Nie nienawidził Baekhyuna. Przestał, do cholery, nienawidzić Baekhyuna.
To uczucie, które czuł wobec Baekhyuna, widząc go tak małego przy sobie, tak małego i tak bezbronnego było czymś, co było zbyt silne, by być tylko fazą.
A jednocześnie zbyt czułe, by być nienawiścią.




Czym tak właściwie było to uczucie?




Chociaż była trzecia nad ranem, Baekhyun nie mógł spać.
Wydarzenia dzisiejszego dnia dokładnie przebiegały przez jego umysł i nie mógł nic poradzić na to, że czuł pewnego rodzaju miękkość w sobie, która sprawiała, że prawie uśmiechał się na myśl robienia czegoś zupełnie innego od tego, co robił przez ponad pięć lat.
To było… miłe.
Przekręcił się, dopóki nie był zwrócony twarzą do pleców Chanyeola. Kiedy Chanyeol był z nim, wszystkie złe wspomnienia w jakiś sposób znikały. I był naprawdę za to wdzięczny.
Nie wiedział, dlaczego Chanyeol zdecydował się robić to z nim, ale nie chciał pytać, ponieważ nie chciał znać odpowiedzi. Więc w zamian miał nadzieję, że w przyszłym miesiącu będzie równie zabawnie co tym razem.
Tak, zabawnie.
Serce Baekhyuna było bardzo radosne, bijąc szybko z podekscytowania i czuł się jak dziecko bardziej niż kiedykolwiek.
Jednak jakaś jego część nie puszczała nawiedzających go wspomnień. Doświadczenia, które ścierpiał przez te wszystkie lata wciąż pozostały klatką, w której był więźniem i czuł się jak ptak uwięziony w rękach przeszłości. To sprawiało, że wisiało nad nim uczucie przygnębienia, jednakże dziś niemal poczuł, jakby znowu mógł latać.
Nie chciał, by ktokolwiek myślał, że dobrze się bawił. Nie chciał, by ktokolwiek, kto zadał mu ból, widział, jak wiele miał radości ze strachu, że mogliby go ukarać jeszcze bardziej. Nie chciał się uśmiechać.
Ale i tak się uśmiechał.




Jongin był bardzo, bardzo podejrzliwy.
Po kolacji zdecydował się zaskoczyć swoich przyjaciół wizytą, jako że się nudził i nie miał nic do roboty, i nie rozmawiał z nimi jak należy w ostatnim czasie.
Ale kiedy otworzył szeroko drzwi, krzyknął długie i żenujące „NIESPODZIANKA!”, w środku nie było nikogo. Żadnej żywej duszy.
Więc myśląc, że może był to jeden z tych dni, kiedy spędzali czas w pokojach innych osób, Jongin zdecydował się zostać, dopóki nie wrócą. Ale, do cholery, nie wrócili. Ani jeden z nich.
Naprawdę podejrzane.
I Jongin czekał do jedenastej wieczorem, ale nadal nie wrócili. Został tak długo, aż Joonmyun do niego zadzwonił i kazał mu wracać. A ich dalej nie było.
Dziwne i bardzo podejrzane.
– Wiem, że ten pokój coś ukrywa… – wymamrotał do siebie Jongin, otwierając drzwi. Nagle odwrócił się, jakby oczekiwał, że ktoś mógł się tam chować. – Cóż, pokoju, dłużej nie możesz tego przede mną ukrywać… – Posłał przez pokój podejrzliwe spojrzenia, a potem wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.




– KIEDY JEST TERMIN ODDANIA TEGO GÓWNA? – krzyknął Baekhyun, biorąc ze złością w dłonie kartki z nutami, okulary zsuwały mu się z nosa. Chanyeol westchnął i odłożył swoją gitarę.
– A może byłbyś cierpliwy i po prostu to zrobił?! – prawie wrzasnął, ponieważ stres Baekhyuna już przełożył się na niego i chociaż mógł po prostu się poddać i wyjść, i powiedzieć Baekhyunowi, żeby sam się tym zajął, wiedział, że jeśli w coś się wplątał, nigdy z tego nie wyjdzie.
– KIEDY JEST TERMIN ODDANIA TEGO GÓWNA? – krzyknął znowu Baekhyun, jakby wcale nie słyszał Chanyeola. Wyższy na wpół westchnął, na wpół krzyknął z frustracji i zaczął szperać w telefonie, zanim sprawdził kalendarz.
– ZA DWA TYGODNIE!
– NIGDY TEGO NIE SKOŃCZĘ!
– MUSIMY TO SKOŃCZYĆ!
– CO POWINNIŚMY TERAZ ZROBIĆ? – Baekhyun ponownie pomachał kartkami, aż Chanyeol przewrócił oczami, wyciągnął rękę i wyrwał mu je z dłoni.
Chanyeol wpatrywał się w nuty. – Hej… tak naprawdę zrobiliśmy więcej, niż nam się wydawało! – Jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia, a potem wygięły się, kiedy się uśmiechnął. Oczy Baekhyuna także się rozszerzyły.
– Co? Naprawdę? – Baekhyun zszedł ze swojego łóżka i pospieszył do łóżka Chanyeola, który siedział na nim, przewracając kartkę po kartce.
– Tak! – Chanyeol uśmiechnął się szeroko. – Wszystko, co musimy zrobić, to… sprawdzić czy wszystkie harmonie ze sobą współgrają. – Zapadła krótka cisza.
–…Jak to zrobimy?
–…Zaśpiewamy? – Krótkie milczenie.
– Będziesz ze mną śpiewał? – zapytał Baekhyun, ale Chanyeol od razu potrząsnął głową.
– Do cholery?! Nie mam zamiaru śpiewać! – Chanyeol energicznie pokręcił głową. Baekhyun na chwilę znieruchomiał.
– A może w zamian zadzwonimy do Kyungsoo? – Nagle Chanyeol zamarł, a jego serce przyspieszyło, kiedy przypomniał sobie, co stało się ostatnim razem, gdy rozmawiał z Kyungsoo.
–…Może nie?
– Dlaczego nie?
– Bo… jest zajęty. Ma inne rzeczy do zrobienia.
Baekhyun zmrużył oczy, bacznie obserwując spuszczony wzrok Chanyeola, ale nie powiedział nic.
– Jak chcesz… – Baekhyun spojrzał na Chanyeola, kiedy wszystko zaskoczyło w jego głowie. – Zaraz… To znaczy, że ty musisz ze mną zaśpiewać! – Chanyeol rozdziawił usta, szybko podniósłszy wzrok.
– Nie ma mowy! Znajdź sobie kogoś innego!
– Co? Chcesz, żeby ktoś ukradł naszą pracę?
– Nie! Nikt nie-
– Po prostu się zamknij, Yeol, i śpiewaj ze mną! – Potem Baekhuyn przepchnął Chanyeola na łóżku i usiadł na nim, przyciągając kołdrę, by zakryć dolną część swojego ciała. Chanyeol, widząc upartego Baekhyuna, który nie zamierzał ustąpić, westchnął i wziął swoją gitarę, potem ułożył ją przy swoim ciele.
– Rusz się – burknął, pudło gitary było za duże dla Baekhyuna, który prychnął i zszedł z łóżka, przesiadł się na inną stronę i znów się na nie wepchnął. Wyższy zrezygnował z przyznania się, że jego serce bije jak szalone.
– Co śpiewam? – Westchnął, a Baekhyun wskazał na jedną melodię, nad którą ciężko pracowali przez ostatnie tygodnie. – Dobra. – Zaczęli, kiedy Chanyeol wyliczył rytm albo raczej kiedy Baekhyun zaczął, ponieważ głos Chanyeola był tak cichy jak szept i nawet Baekhyun nie mógł go usłyszeć.
– Co ty, nieśmiały jesteś? – droczył się niższy, złośliwy uśmieszek rozciągnął kąciki jego drobnej twarzy. Wyższy zarumienił się.
– N-Nie!
– No to śpiewaj! Wiesz, że nie mamy dużo czasu, prawda? – Baekhyun spojrzał w dół na koc, który okrywał jego kolana. – Pieprzony idiota.
– Hej! Nie nazywaj mnie tak! – wrzasnął Chanyeol z zaczerwienioną twarzą.
– Jesteś w ogóle facetem? Czego się, do licha, boisz?
– Nie każdy potrafi śpiewać tak dobrze jak ty – mruknął Chanyeol. Z początku Baekhyun nie odpowiedział i wyższy uwierzyłby, że zaczął okazywać trochę współczucia.
– Masz rację – odrzekł Baekhyun. – Nie każdy ma tak wyjątkowy głos jak ja.
A może nie.
– Ale to nie znaczy, że możesz to wykorzystywać jako wymówkę! Pospiesz się i śpiewaj!
– Dobra, dobra! – Chanyeol westchnął, nie czując się już ani trochę zdenerwowanym. – Przestań zrzędzić, zachowujesz się jak moja mama czy coś. – Natychmiast pożałował, kiedy poczuł, jak długie palce Baekhyuna go szczypią. Mocno. – Au! – Poczuł na sobie surowy wzrok Baekhyuna i znowu westchnął, zanim wymamrotał rytm i zaczął grać na gitarze.
Wyjątkowy głos Baekhyuna dotarł do jego uszu, był delikatny i jednocześnie mocny. Zamknął oczy, chcąc zaśpiewać współdźwięk, chcąc, żeby głos Baekhyuna rozbrzmiewał w jego myślach, by mógł zapomnieć o wszystkim, a jednak nadal się bał. Ponieważ zawsze miał pewnego rodzaju lęk przed śpiewaniem przed innymi.
Ale wtedy poczuł, jak paznokcie Baekhyuna wbijają się w jego skórę i otworzył oczy, odwracając się, by ujrzeć, jak wzrok Baekhyuna wwierca się w niego. Jego wargi nadal się poruszały, kiedy słowa wypływały spomiędzy nich tak delikatnie i tak pięknie, ale wyraz jego twarzy był poważny, kiedy ponaglał Chanyeola do działania. Do tego, by zaczął śpiewać.
Chanyeol czuł, że jego głos w jakiś sposób się wydobywa i chciał krzyczeć „TO JEST PRESJA!”, „ON NA MNIE NACISKA!”, a jednak kiedy pierwsza część współdźwięku nabrała jego głosu, poczuł, jak zalewa go uczucie spokoju. Dziwne. Śpiewanie przed kimś było łatwiejsze, niż myślał.
Co sprawiało, że stało się to łatwiejsze, był to, że gdy jego głos wzmacniał się i robił głośniejszy (a on bardziej się odsłaniał), dostrzegał, jak usta Baekhyuna wykrzywiają się ku górze. Bardzo nieznacznie, tak, że pomyślał, iż to sobie wyobraził.
Ale wiedział, że tego nie zrobił, ponieważ wtedy paznokcie Baekhyuna opuściły jego skórę, zostały zastąpione przez gładki kciuk, który masował ślady pozostawione na skórze Chanyeola, było to prawie jak przeprosiny.




I spędzili całą noc poprawiając błędy we współdźwiękach. Chanyeol odkrył, że tak przyjemnie śpiewało mu się na koniec dnia, że kiedy wreszcie skończyli pracę domową z muzyki, śpiewał „Dla Elizy” tylko po to, by wkurzyć Baekhyuna.




– Nie jesteś w śpiewaniu tak dobry jak ja – powiedział tej nocy Baekhyun. Chanyeol prychnął i zarumienił się, był szczęśliwy, że mrok zasłania wyraz jego twarzy. Jego serce przyspieszyło bieg na ten komentarz i nagle był zażenowany, prawie żałował, że śpiewał prosto z serca (i w brew swoim lękom) wcześniej.
– Nieważ-
– Ale jesteś w tym dobry. – Te ostatnie trzy słowa były ciche jak szept wiatru.
Ale wisiały w powietrzu, głośne jak cisza i Chanyeol odkrył, że jego zęby błyszczą w mroku, gdy się uśmiechał.
Czy mógłbyś być mniejszym tsundere?




– Hej, Jongin… – szepnął Chen do Jongina pewnego dnia, kiedy siedzieli z milczącym Kyungsoo, który jadł swój lunch, jakby był ostatnią osobą na całym świecie. –…Możesz wyświadczyć mi przysługę?
Nieświadomy Jongin (który męczył się nad swoim kurczakiem) pokiwał głową i odezwał się z pełnymi ustami: – Jaką?
–…Proszę, zaprzyjaźnij się z Kyungsoo. Proszę – wyszeptał Chen, nadal nie pojmując, zrobił kolejny gryz, odwracając się, by spojrzeć na drobnego chłopaka naprzeciw niego.
– Po co? Myślałem, że my już-
– Po prostu to zrób – syknął Chen. – Ostatnio jest w dołku i, mówiąc szczerze, nie potrafię go pocieszyć. W istocie wydaje mi się, że się na mnie wkurza! – Jongin, mrugając, odwrócił się od Chena do Kyungsoo i z powrotem do Chena.
– To co sprawia, że myślisz-
– Kupię ci kurczaka – błagał Chen. – Po prostu to zrób. – Na to oczy Jongina rozszerzyły się, jakby właśnie zobaczył milion dolarów, ale coś go powstrzymało i spojrzał podejrzliwie na swojego dobrego przyjaciela.
–…Dlaczego?
– Bo kiedy jest zły, jest… – Chen zadrżał. – Nie chcę o tym rozmawiać. To po prostu straszne.
Nie wspomniał o tym, jak Kyungsoo czasami siadał na swoim łóżku z wyprostowanymi plecami i szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w przestrzeń, koncentrując się tak mocno, że wydawało się, iż patrzy na coś. Ale kiedy Chen odwracał się, by zobaczyć, co to jest, nic tam nie było. Później Kyungsoo poruszał się w opanowany sposób, chodząc sztywno w tę i z powrotem z dokładną ilością kroków. Czasami darł na strzępy swoje własne ubrania, a innym razem mamrotał do siebie, chodząc do przodu i do tyłu. Niech to szlag, to było przerażające.
A kiedy Chen usiłował z nim porozmawiać, odwracał głowę za dokładnie trzy sekundy, patrzył na niego przez siedem sekund, otwierał te różowe usta, by zaraz je zamknąć i znowu zaczynał chodzić dookoła. To było cholernie straszne.
Wiedział, że Jongin interesuje się kurczakiem bardziej niż czymkolwiek, więc wiedział, że weźmie to pod uwagę. Poza tym Jongin mając za przyjaciół Baekhyuna i Chanyeola, musiał być w stanie radzić sobie ze wszystkim.
Więc kiedy patrzył, jak Jongin siada obok Kyungsoo, modlił się, by Kyungsoo szybko się wyleczył.




Jongin był nieco niechętny, ale przez to, że Chen intensywnie się w niego wpatrywał, czuł również lekką presję. Przesunął swojego w połowie zjedzonego kurczaka obok pełnego talerza Kyungsoo i czekał, aż duże oczy na niego spojrzą. Łamało mu się serce na to, że musiał podzielić się swoim ulubionym jedzeniem, ale z drugiej strony ktoś musiał się poświęcić dla większego dobra (w tym przypadku był to kurczak, którego Chen obiecał mu kupić. – Chcesz kurczaka?
Kyungsoo wpatrywał się w niego jeszcze przez chwilę, potem odwrócił się, by patrzeć w nicość. Dobra… Pomyślał sobie Jongin, wzruszając ramionami, a później zrobił gryz kurczaka. A jednak kiedy już miał się odsunąć, poczuł ten cholerny wzrok Chena, więc westchnął wewnętrznie, zebrał się na odwagę (by zrezygnować z kurczaka) i wyjął całkowicie nowego kurczaka, zanim umieścił go na talerzu.
– Teraz zjesz trochę kurczaka – poinformował Jongin, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Jeśli, oczywiście, chcesz urosnąć wyższy. – Kyungsoo odwrócił się, aby znowu na niego spojrzeć i zastanawiał się, co się, u licha, stało, że sprawiło, iż tak się zachowuje. To zachowanie niejako przypominało mu zachowanie Krisa, kiedy odkrył, kim był Księżycowy Anioł…
– Kurczak jest najlepszym rozwiązaniem na wszystko. Wiesz dlaczego? – Patrzył na Kyungsoo, jakby był to konkurs i po pełnej minucie Kyungsoo nieznacznie potrząsnął głową. – Bo jest zdrowy, pyszny i ma więcej wartości odżywczych, niż warzywa kiedykolwiek będą miały. – Zapadła krótka cisza, a później Kyungsoo potrząsnął głową, tym razem bardziej energicznie.
– To nie prawda – odpowiedział cichy głos. – Smażony kurczak to śmieciowe jedzenie.
– To nie jest śmieciowe jedzenie! – odparł zapalczywie Jongin, robiąc kolejny gryz. Wzrok Kyungsoo go świdrował. – W zasadzie jest zdrowszy niż te zielone warzywa na twoim talerzu. – Wskazał oskarżycielsko na niewinnie leżące brokuły.
– Nie, Jongin – głos Kyungsoo stawał się głośniejszy. – Wiesz, skąd to wiem? Ponieważ w liceum miałem dietetykę jako jeden z głównych przedmiotów. I wiem, że smażony kurczak z pewnością nie jest dla ciebie dobry. W istocie jest dla ciebie naprawdę szkodliwy. – Zapadła cisza, kiedy wpatrywali się w siebie, żaden z nich się nie wycofywał. Kyungsoo na pewno się nie wycofywał, ponieważ miał 100% pewności, że ma rację…
Wtem Jongin niespodziewanie zachichotał, na jego młodej, poważnej twarzy pojawił się mały uśmiech.
– Teraz przynajmniej wiem, że nie jesteś aż tak nieobecny – powiedział Jongin, uśmiechając się szeroko, kiedy jadł kurczaka, a potem wyciągnął go w stronę Kyungsoo. – Chcesz trochę?
Wtedy Kyungsoo wrócił do swojej skorupy, wpatrując się gdzieś, wstał gwałtownie, odpychając kurczaka w dłoni Jongina, aż wylądował w misce z innymi kurczakami, potem na oślep wyszedł ze stołówki. Jongin złapał zdezorientowany i przestraszony wzrok Chena. Wzruszył ramionami, biorąc ten sam kawałek kurczaka, zanim zrobił kolejny gryz.
– Wydaje mi się, że naprawdę nie lubi kurczaków – powiedział, mając wypchane policzki.




Po walentynkach Kyungsoo czuł się jak zupełna beksa.
Za dnia humorzasty Kyungsoo patrzył groźnie na każdego, kto odważył się przejść obok niego. A kiedy ludzie go nie zadręczali, wzdychał i wzdychał, dopóki osoba siedząca obok niego nie zaczęła posyłać mu dziwnych spojrzeń (i wtedy podnosił wzrok i gapił się, dopóki ta osoba nie zostawiła go samego).
Absolutną pomyłką było wyznanie uczuć Chanyeolowi.
Nawet nie myślał, kiedy to mówił. Pamiętał tylko, że był tak cholernie zazdrosny, że nie mógł na to nic poradzić. I późniejsza delikatność Chanyeola…
Kyungsoo znowu westchnął.
Miał przechlapane, bardzo mocno.
A teraz Chanyeol unikał go jak zarazy. Kiedy rozmawiali w grupie (co samo w sobie było nieuniknione), Kyungsoo widział, jak ostrożny Chanyeol był ze słowami, jakby powiedzenie czegoś niewłaściwego mogło zranić Kyungsoo. To nie było w porządku. Nie tak chciał być traktowany.
Tęsknił za rozmawianiem z Chanyeolem. Tęsknił za śmiechem Chanyeola, za jego głupim uśmiechem i jeszcze głupszymi żartami, a najbardziej ze wszystkiego tęsknił za obecnością Chanyeola.
Dąsanie i obwinianie się nie miało niczego zmienić i nie miało sprawić, że Chanyeol wróci.
Musiał sprawić, by Chanyeol wrócił.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz