rating: PG-13
Ten mężczyzna wyglądał kropka w
kropkę jak Chanyeol.
Chanyeolowi
brakowało słów, kiedy wpatrywał się w mężczyznę, do którego ręki przylegał
Baekhyun. Ten Joo-hyung… Wyobrażenia, jakie Chanyeol miał o tym gościu
zaczynały się od pieprzonego idioty, a kończyły na pięćdziesięcioletnim
zboczeńcu po tym, co o nim słyszał. Cholera, wyobrażał sobie nawet, że ten
Joo-hyung wygląda jak Lee Minho albo Kim Soohyun! Ale nigdy nawet nie pomyślał
ani nie brał pod uwagę, że…
…Joo-hyung
będzie wyglądał jak jego lustrzane odbicie.
Szczerze,
gdyby to była jakaś normalna sytuacja, Chanyeol miałby myśli takie jak „Wow… przystojny”, „Baekhyun ma dobry gust…”,
ale to nie była normalna sytuacja – była poważna.
Kiedy
Chanyeol przyjrzał się uważniej, zobaczył, że Joo-hyung nie wygląda dokładnie
jak on. Ten facet, który wyglądał na dwadzieścia kilka lat, nie miał
odstających uszu jak Chanyeol, a kiedy się uśmiechał, było to absolutnie
atrakcyjne, a nie durnowate jak większość uśmiechów Chanyeola.
Chanyeol
był zazdrosny. Ten facet jest jakby
idealną wersją mnie!
Im
bardziej się przyglądał, tym bardziej podobny do niego wydawał mu się ten gość
i z jakiegoś powodu go to wkurzało. Bardzo. Tym, co wkurzało go bardziej, był
sposób, w jaki Baekhyun na niego patrzył. Wyraz jego twarzy był pełen czystego
uwielbienia do Joo-hyunga, jego wzrok był bardzo łagodny i wypełniony niewinną
młodością, których Chanyeol nigdy wcześniej nie widział u swojego współlokatora;
uśmiech był złożony z bezwarunkowej miłości i nadziei i kiedy rozświetlał usta
Baekhyuna, sprawiał, że chłopiec wyglądał pięknie i nieosiągalnie.
Kim
był ten Joo-hyung, że był przyczyną tego uśmiechu i jak ważny był, że zabrał to
wszystko?
–
Pozwolę ci to zatrzymać. – Chen wstał i otarł nieistniejący kurz ze swoich
kolan. – Bo instynkt podpowiada mi, że w twoich rękach będzie mu lepiej. – W
mgnieniu oka podszedł do drzwi.
–
Poza tym – zaczął cicho – nie zasłużyłem na ten dowód, gdyż zawsze byłem beznadziejnym
przyjacielem. – Chen posłał mu lekki, smutny uśmiech. Chanyeol chciał temu
zaprzeczyć i powiedzieć Chenowi, że nie powinien zaniżać swojej wartości, ale
zanim w ogóle zdołał otworzyć usta, drzwi się zamknęły. Chanyeol westchnął.
Chociaż Chen zawsze miał na ustach ten beztroski uśmiech, trzymał zmartwienia
wewnątrz siebie. Nawet teraz myślał, że nie jest wystarczająco dobrym
przyjacielem. Ale jak możesz zapanować nad tym, co stało się w przeszłości? Nie
możesz. Zwłaszcza wtedy, kiedy nawet nie wiedziałeś, co ma się wydarzyć.
Myśląc
o tym, Chanyeol ponownie spojrzał na zdjęcie, jego wzrok przebiegał między
dwoma interesującymi postaciami – Joo-hyungiem i Baekhyunem. Całkiem do siebie
pasowali, bardzo, bardzo dobrze i
jakiegoś rodzaju brzydkie uczucie wezbrało w nim na tę myśl.
Na
koniec odrzucił wszystkie gorzkie myśli i wcisnął zdjęcie do swojej szuflady,
zanim ułożył się do snu.
To nie mój interes. Nie
powinienem temu pozwolić niepokoić mnie tej nocy.
Ale
nawet kiedy tak myślał, wiedział, że spędzi kolejną noc bez snu i będzie się
niepokoił.
W
dzień przed sylwestrem wszyscy czterej rzucili sobie wyzwanie, by zostać na
nogach do nadejścia Nowego Roku. Pierwsza noc, otwierająca sylwestrowy dzień,
była udana, we czterech grali w durnowate gry jak karty lub prawda czy wyzwanie
(Chanyeolowi boleśnie przypomniało się jego wyzwanie z Baekhyunem i zarumienił
się na tę myśl) albo kalambury, by przetrwać noc. Chanyeol raz został
przyłapany na spaniu przez Chena, kiedy bawili się w chowanego, ale starszy zrobił
się łagodniejszy i dał mu szansę, ostrzegając go, że jeśli złapie go ktoś inny,
może nie być tak dobry (zwłaszcza Baekhyun).
Chanyeol
zebrał się w sobie w sylwestrowy poranek, chętny wygrania tego wyzwania i
upewnił się, żeby wypić dwie filiżanki kawy, gdy obserwował, jak słońce wygląda
zza horyzontu przez jedno z okien. Zwycięzca miał kazać przegranym kupować
sobie posiłki przez całe dwa tygodnie, jedna osoba od śniadań, jedna od lunchu
i jedna od obiadu, a to było coś, czego Chanyeol nie mógł przegrać.
Uśmiechnął
się jak szaleniec, widząc ziewającego Jongina i opadnięte oczy Chena i po
prostu wiedział, że nie powinni być
zbytnim zmartwieniem. To Byun Baekhyun stanowił problem.
Do
wieczora wszyscy byli śmiertelnie zmęczeni, ale Baekhyun jakoś wciąż był w dość
normalnym stanie, wykonywał wszystkie normalne rzeczy z normalnym wyrazem
twarzy, bez cienia zmęczenia dookoła.
To,
co również bardziej wkurzało Chanyeola, było to, że ktoś ciągle do niego
dzwonił i była to ta sama osoba, która dzwoniła do niego od kilku dni. I za
każdym razem Baekhyun odbierał, a potem przenosił się gdzieś, gdzie nie mogli
go znaleźć i nie było go godzinami, zanim wracał. Kto, do diabła, był dla
Baekhyuna tak ważny, że odbierał od niego każdy telefon?
Wieczorem
siedzieli, nie robiąc nic, zbyt zmęczeni, by się poruszyć, jedynie
obserwowali siebie wzajemnie, czekając,
aż ktoś zaśnie. Chanyeol nie akceptował przegranej i pamiętał, żeby uszczypnąć
się za każdym razem, kiedy miał zasnąć. Tym, co sprawiało, że jego serce nie
zaznawało odpoczynku, było to, że Baekhyun nie był nawet zmęczony i kiedy oni
trzej kładli się na kanapach, Baekhyun siedział, albo szaleńczo wciskając coś
na swoim telefonie, albo z kimś pisząc. Chanyeol wiedział, że nawet idiota
odgadły z kim wymienia się wiadomościami. On po prostu chciał znać tożsamość
osoby, która była w centrum uwagi Baekhyuna od Bożego Narodzenia! W zasadzie
obstawiał, że na początku przerwy świątecznej, kiedy nikogo nie było i Baekhyun
się wymykał, spotykał się z tym facetem, który wciąż do niego dzwonił!
Niech
to szlag!
Ta
myśl kolejny raz podsyciła w nim to paskudne uczucie i już nawet się nie
przejmował, bo ostatnio tak często je czuł. Ale z powodu tego uczucia dalej nie
spał, a niedługo potem, przed ósmą wieczorem, Jongin i Chen zasnęli,
pozostawiając Baekhyuna i Chanyeola samych i nieśpiących do walki przez resztę
zakładu.
–
A więc… kto tak do ciebie wydzwania? – spytał Chanyeol, nie dostrzegając faktu,
że jego głos był trochę bełkotliwy. Baekhyun spojrzał na niego i uniósł brew, a
potem pisał dalej.
–
Nie ignoruj mnie! – krzyknął Chanyeol, rzucając w Baekhyuna poduszką, ale
całkowicie spudłował, bo miał za mało siły. Baekhyun przewrócił oczami.
–
Jesteś taki dziecinny. Czemu chociaż raz nie możesz zająć się swoimi sprawami?
– Chanyeol rozdziawił usta i usiadł.
–
Nazywasz mnie dziecinnym? Mnie?! – Chanyeol wskazał na siebie. –
Pozwól, że ci powiem, nie lubię przejmować
się cudzymi sprawami, ale muszę przejmować
się twoimi!
–
A niby dlaczego? – Baekhyun spojrzał w kierunku śpiących dzieci na komplecie
kanap, które były najdalej od nich. – Ucisz się, mógłbyś?
–
Ponieważ… uch… – Mózg Chanyeola był zbyt zlasowany i nie mógł prawidłowo
myśleć. – Nie wiem, bo jesteś tajemniczy. Czy coś.
–
Zamknij się! Chcę spać, dobra? To nie tak, że ty jesteś równie zmęczony co ja
czy coś! – bronił się ze złością Chanyeol (właściwie bardziej po to, by ukryć
swoje zażenowanie) i był zaskoczony, kiedy Baekhyun szybko przysunął się do
niego, dopóki nie siedział obok Chanyeola na tej samej kanapie.
–
C-Co ty- – Baekhyun znajdował się kilka centymetrów od niego, taki mały, a jego
oczy bardzo żywe i zanim Chanyeol mógł dokończyć zdanie, Baekhyun złapał go za
głowę i popchnął ją na coś miękkiego i ciepłego. Kiedy zlasowany mózg Chanyeola
zarejestrował, co to jest, uświadomił sobie, że to gładkie uda Baekhyuna.
–
Śpij – wymruczał Baekhyun, jego głos był delikatny i kojący w uszach Chanyeola.
Oczy wyższego już zaczęły się zamykać na to polecenie. Ale właśnie wtedy, zanim
Chanyeol przeniósł się do świata nieświadomości, przelotnie przypomniał sobie,
że jest coś, co musi zrobić przed snem – jest coś… jakby… bycie na nogach… ponieważ
to wciąż jest rywalizacja…
Ale
wtedy palce Baekhyuna w jego włosach dawały doskonałe uczucie, a jego kolana
wydawały się takie wygodne, a Chanyeol był po prostu tak zmęczony…
Kiedy
zasnął, nie zobaczył triumfalnego uśmiechu na twarzy Baekhyuna.
Jongin
nie wiedział, kiedy otworzył oczy, ale zrobił to w pewnym momencie w nocy.
Będąc
w na wpół-śpiącym stanie, był prawie pewien, że wszystko, co myślał, to bzdury,
a wszystko, co widział, to tylko część jego snu.
Nie
wiedział, co go obudziło, ale kiedy otworzył oczy, natychmiast chciał z
powrotem zasnąć. A może już spał. Scena przed nim była zbyt nierealna.
Jego
dwaj najlepsi przyjaciele byli bardzo blisko,
tak blisko, że Jongin nie wierzył własnym
oczom.
Głowa
Chanyeola spoczywała na kolanach Baekhyuna, kiedy spokojnie spał i Jongin
przysięgał, że nigdy wcześniej nie widział, żeby Baekhyun robił coś takiego z
kimkolwiek. Palce Baekhyuna powoli głaskały ciemne włosy Chanyeola, gdy patrzył
na kogoś, kto powinien być jego wrogiem, ale zamiast tego wyglądał bardziej jak
kochanek. W istocie obaj jego najlepsi przyjaciele wyglądali, jakby byli w
romantycznej relacji, a nie tej pełnej nienawiści.
Telefon
obok Baekhyuna zabuczał, a Jongin w jakby sennym stanie obserwował
wpółprzymkniętymi oczami, jak Baekhyun podnosi go i czyta co tam było, światło
z komórki oświetlało jego delikatne rysy. Później, jakby z wahaniem, wyłączył
telefon i na powrót go odłożył, siedząc w miejscu, kiedy kolejny raz
nieświadomie położył swą dłoń na włosach Chanyeola.
Co
to za sen w ogóle Jongin miał?
Wydawało
mu się to zbyt realne. W końcu był pewien, że ostatnim razem, jak pamiętał z
realnego świata, byli w tym miejscu i rywalizowali o to, kto może dłużej
pozostać na nogach, a ostatnią rzeczą, jaką pamiętał, było zaśnięcie tam.
Jednak teraz śnił o swoich dwóch najlepszych przyjaciołach w dokładnie tym
samym miejscu? Co za zbieg okoliczności!
Jednakże
nadal był na wpół-śpiący, więc nie myślał o tym wiele. Zamiast tego powiedział
sobie, że zajmie się tym jutro pod warunkiem, że to nie jest jego sen ani
noworoczne życzenie. Ostatecznie chociaż życzył sobie, by jego dwaj najlepsi
przyjaciele zbliżyli się do siebie, nigdy nie oczekiwał, że będą TAK blisko!
Jak… jak kochankowie! Może to
nieświadome życzenie?????
Tak
czy inaczej, bez zbytniego myślenia o tej sprawie, Jongin ponownie zapadł w
sen.
Kiedy
Chanyeol się obudził, nadal było ciemno.
Ale
Baekhyuna już przy nim nie było ani nie spał już na jego kolanach. Kiedy
usiadł, zobaczył, że Jongin i Chen nadal śpią obok siebie, a gdy wyjął telefon,
ujrzał „5:06” świecącą na ekranie.
Nieco otumaniony Chanyeol wstał, zastanawiając
się, gdzie jest Baekhyun. Już przegrał grę, wiedział to i niechętnie
zaakceptował, a teraz, kiedy wszystko było skończone, po prostu chciał wiedzieć
(z jakiegoś powodu), gdzie znajduje się Baekhyun.
Ziewając
lekko, wybrał się na spacer po domu, nawet jeśli w posiadłości panowały
egipskie ciemności. Po lekkim wahaniu wyjął telefon i zaczął go używać jako
źródła światła. Słońce powinno niedługo wzejść, wiedział o tym i prawdopodobnie
właśnie dlatego nie bał się tak bardzo być samemu w ciemności, lecz nadal
pozostawało pytanie: gdzie jest Baekhyun?
Nawet
nie wiedział, dlaczego szuka swojego współlokatora. Po prostu instynktownie,
być może.
Kiedy
odchodził coraz dalej i dalej od swoich dwóch przyjaciół, usłyszał coś, co
przeraziło go do szpiku kości.
Melodia,
bardzo niewyraźna i odległa, rozbrzmiewała w powietrzu. Brzmiało to jak
instrument.
Ale
jak to możliwe? Chanyeol nie pamiętał, żeby widział gdzieś tutaj jakiś
instrument (gdyby tak było, od razu by do niego pofrunął i zaczął na nim grać).
Może ktoś zapomniał wyłączyć radio? Albo telewizor?
Teraz
trochę podenerwowany Chanyeol zdecydował się iść w stronę dźwięku, mając
nadzieję, że ciekawość to nie pierwszy stopień do piekła, tak samo miał
nadzieję, że nie zabije go odwaga. Kiedy podchodził bliżej dźwięk stawał się
coraz wyraźniejszy, a im bliżej podchodził, tym bardziej uświadamiał sobie, że
nigdy wcześniej nie był w tej części posiadłości. Ale jakim cudem? Posiadłość
nie była taka duża, prawda? Gdy skręcił za rogiem, zobaczył inny róg, za którym
trzeba skręcić, pomarańczowe światło wylewało się z tamtego miejsca, a instrument
brzmiał teraz głośno.
Brzmiał
jak pianino.
Ze
sposobu, w jaki muzyka odbijała się od ścian, nie brzmiało to, jakby była
nagrana czy coś – w istocie brzmiała, jakby ktoś ją teraz grał. Ciekawość
doprowadzała go do nieprzytomności, dlatego Chanyeol pospieszył i zajrzał do
środka. Natychmiast tego pożałował.
Poranne
światło wschodu słońca było tak jasne, że aż zabolały go oczy.
Chwilę
zajęło mu przyzwyczajenie się – w zasadzie musiał przykucnąć, żeby móc osłonić
oczy przed światłem, które nie powinno być tak jasne o tej porze, a mimo to
było niemal oślepiające. Kiedy zamrugał, by pozbyć się zamroczenia, zobaczył
stojący w pustym pokoju fortepian. Wyglądało to jak tradycyjne pomieszczenie do
ćwiczeń z drewnianymi, wypolerowanymi panelami pokrywającymi całą podłogę oraz
z wielkimi oknami znajdującymi się na ścianie, naprzeciwko której kucał
Chanyeol. Nie było nic poza fortepianem na środku oświetlanym przez poranne
promienie słońca. Fortepian był ogromny,
prawdopodobnie największy, jaki Chanyeol kiedykolwiek widział, ale to nie w
niego Chanyeol się wpatrywał.
To
Byun Baekhyun, który na nim grał, sprawiał, że Chanyeol rozdziawił usta.
Nigdy nie wiedziałem, że on
potrafi grać… Pomyślał Chanyeol, przypominając sobie
wszystkie momenty, kiedy Baekhyun grał nuty na keyboardzie, dostrajając swój
głos na kółku muzycznym. Trochę kłócił się ze sobą na temat tego, jak się z tym
czuje, obserwując Baekhyuna, ze swojej pozycji mógł doskonale uchwycić profil
Baekhyuna. Czekał, aż zgromadzi się w nim paskudne uczucie, jak ostatnio działo
się to we wszystkim, co dotyczyło Byun Baekhyuna, ale takie uczucie nie
nadeszło. W zamian poczuł pewnego rodzaju spokój, ale i podekscytowanie w
brzuchu, a to sprawiło, że jego serce zaczęło pędzić, a dłonie zaczęły się
pocić. Muzyka fortepianu była łagodna i delikatna i kiedy wychodziła spod
zwinnych palców Baekhyuna, brzmiała jak magia. Chanyeol nigdy nie wiedział, że
ktoś – ktokolwiek – mógłby grać tak dobrze. A może to tylko jego wyobraźnia i
sztuczka światła.
Pokój
był cichy z wyjątkiem fortepianu, co sprawiło, że melodia brzmiała spokojnie i
wyraźnie w rześkim porannym powietrzu. Może gdyby pomarańczowe światło nie
rozlało się na drobnej sylwetce Baekhyuna, rozjaśniając jego włosy, policzki, a
nawet jego rzęsy, może wtedy Chanyeol nigdy nie poczułby, że musi wstrzymać
oddech.
A
kiedy zupełnie niespodziewanie włączył się głos Baekhyuna, Chanyeol był
zaskoczony, tak bardzo, że serce wyskoczyło mu z piersi, a on był zbyt
oniemiały, by z powrotem włożyć je do środka.
- Ze smutnym sercem rozsunąłem zasłony
z zabarwionymi blaskiem księżyca łzami wysłałem ci list.
z zabarwionymi blaskiem księżyca łzami wysłałem ci list.
Co
się dzieje?
–
Pamiętasz, kiedy było trudno
Zawsze zamieniałem twoje łzy w uśmiechy
Nie płacz w miejscach, gdzie mnie nie ma, nie płacz
Ponieważ zawsze dużo płakałeś.
Zawsze zamieniałem twoje łzy w uśmiechy
Nie płacz w miejscach, gdzie mnie nie ma, nie płacz
Ponieważ zawsze dużo płakałeś.
Głos
Baekhyuna odbijał się echem od ścian w taki sposób, że kiedy wpadał do uszu
Chanyeola, nie mógł nic poradzić na to, że czuł się urzeczony.
–
Nie, to moja kolej by płakać. Teraz ja będę płakał
Zabiorę wszystkie twoje łzy
To moja kolej by płakać, oddaj mi je
Nawet tamte łzy, tym razem.
Zabiorę wszystkie twoje łzy
To moja kolej by płakać, oddaj mi je
Nawet tamte łzy, tym razem.
To
znużenie. To wyczerpanie po nieprzespanych ponad czterdziestu ośmiu godzinach.
Tak, to musiało być to. To właśnie dlatego jego serce teraz szalało. Żeby
przypomnieć mu, że musi spać.
–
Te wyblakłe zdjęcia, które prawie wyrzuciłem
To tak bardzo boli, że teraz nie mogę na nie patrzeć.
To tak bardzo boli, że teraz nie mogę na nie patrzeć.
A
może to ta faza dorosłości, o której mówił Sheun – jak długo to cholerstwo
miało trwać?
–
To kolejna nieprzespana noc, podczas której siedzę
W moim ciemnym pokoju z otwartymi oczami, rysując twoją twarz.
W moim ciemnym pokoju z otwartymi oczami, rysując twoją twarz.
Właśnie
to wmawiał sobie Chanyeol. Tak działała ta faza i zmęczenie.
–
Kocham cię
Kocham cię
Kocham cię…
Kocham cię
Kocham cię…
I
w noworoczny poranek, kiedy kolor nieba zmieniał się z pomarańczowego na
jasnoniebieski po raz pierwszy z trzystu sześćdziesięciu pięciu dni, serce
Chanyeola również wtedy się zmieniło.
Chanyeol
nie wiedział, dlaczego występ Baekhyuna (choć miały to być tylko prywatne
ćwiczenia i gra dla siebie) był tak wpływowy.
Może
dlatego, że kiedy Baekhyun grał, grał z uczuciami wiszącymi na koniuszkach jego
palców.
Może
dlatego, że kiedy Baekhyun śpiewał, śpiewał z niezapomnianą ekspresją.
Może
dlatego, że kiedy Baekhyun wykonywał tę szczególną piosenkę, pokazywała ona
wiele umiejętności, wiele serca i wiele emocji, że głos Baekhyuna dzwonił
Chanyeolowi w uszach, a jego obraz wyrył się w jego głowie.
I
nawet kiedy Baekhyun skończył, pozostawił dookoła siebie pełną uniesienia,
niesamowitą aurę smutku, która wisiała tam nawet wtedy, kiedy Chanyeol wrócił
do tego konkretnego pokoju ćwiczeń kilka dni później.
I
Chanyeol pamiętał, że pomyślał sobie:
Właśnie o to chodzi w prawdziwym
występie.
Kiedy
Baekhyun skończył śpiewać, zamknął oczy i siedział przez chwilę w miejscu.
Chanyeol widział, jak zmęczony jego współlokator jest, prawdopodobnie było to
skutkiem tak długiego braku snu. Zastanawiał się, jak długo Baekhyun tam był.
Nie
wiedział, jak długo tam siedzieli, nie zdawał sobie sprawy, jak długo tam był,
dopóki Baekhyun nie otworzył oczu, a Chanyeol uświadomił sobie, że świt już
dawno minął. Ptaki ćwierkały w Nowy Rok, błękit oficjalnie objął niebo, a żółte
światło wlewało się teraz przez szpary w zasłonach tak samo jak przez
odsłonięte okna.
–
Szczęśliwego Nowego Roku – odezwał się Baekhyun po długiej chwili ciszy, a
Chanyeol był tak przyzwyczajony do patrzenia na Baekhyuna jak na głównego
bohatera w filmie, że zupełnie zapomniał o swojej własnej obecności. Nie zdawał
sobie sprawy, że Baekhyun mówi do niego, dopóki niższy nie odwrócił głowy i ich
oczy się spotkały.
To
całkowicie zaskoczyło Chanyeola i kiedy mrugnął, zobaczył, że Baekhyun się w
niego wpatruje, snop światła oświetlał go i sprawiał, że wyglądał jak anioł.
Chanyeol
odepchnął tę myśl i usiłował uspokoić nieregularne bicie swego serca, odwracając
wzrok od źródła światła i mrucząc „Szczęśliwego Nowego Roku”, zanim zdołał się
powstrzymać.
I
z jakiegoś powodu nie zamienili żadnych innych słów. Ale było to pewnego
rodzaju spokojne, kiedy obaj wyglądali przez okno, ciesząc się pierwszym
porankiem roku.
Ty mały skurczybyku… Pomyślał
Chanyeol, wpatrując się w imię Krisa na swoim telefonie. Dlaczego nie odbierasz moich połączeń ANI wiadomości?!
Chanyeol
nie pamiętał, jak wiele razy zadzwonił do Krisa, a potem do niego napisał, po
czym znowu zadzwonił, ale Kris ani razu się nie odezwał. Jakby Chanyeol nigdy
nie istniał.
Kiedy
życzył wszystkim Wesołych Świąt, Kris nie odpowiedział, teraz, gdy życzył
wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku, Kris nadal nie odpowiadał.
Chanyeol: Słuchaj,
wiem, że masz depresję po tej całej sprawie z Księżycowym Aniołem, ale przestań
mnie ignorować, ty głupi pojebie!!!!!!
Mówiąc szczerze, Chanyeol nie był zły, bo
najlepszy przyjaciel go zignorował. W zasadzie był daleki od tego uczucia –
zamiast tego był niesamowicie podenerwowany i zmartwiony, mając nadzieję, że
jego przyjaciel ma się dobrze, jego telefon się zepsuł albo został skradziony,
albo zapomniał swojego hasła czy coś. Miał jedynie nadzieję, że z jego
przyjacielem wszystko w porządku.
Ze zmartwieniami tkwiącymi w sercu Chanyeol
poczuł, jak jego telefon piszczy i wzdrygnął się, spojrzał na niego,
natychmiast mając nadzieję, że odpisał mu jego wysoki przyjaciel – ale kiedy
sprawdził, to nie był on.
W zamian odpowiedział Kyungsoo.
Kyungsoo: Tobie też Szczęśliwego
Nowego Roku.
Serce Chanyeola zabiło szybciej, a on
uśmiechnął się.
Chanyeol: Postarajmy się pracować
razem i w tym roku!
Kyungsoo Tak. =)
– Co to? – zapytał Chen, niedyskretnie
zaglądając Chanyeolowi przez ramię. Wyższy zarumienił się z zażenowania i
wzdrygnął się z zaskoczenia, a potem się odsunął.
– Nie twój interes – wymamrotał Chanyeol,
próbując zakryć swoje czerwone uszy przez schowanie się, ale gdy to zrobił,
Chen wyrwał telefon z uścisku Chanyeola, po czym zaczął czytać.
– Przestań! Chen, co ty robisz? – Chanyeol
czuł, jak jego twarz czerwienieje, gdy usiłował odzyskać swój telefon, ale Chen
zachichotał i usunął mu się z drogi.
– Co? Kyungsoo wysłał ci uśmiechniętą
buźkę? – Chen wydął wargi, oddając telefon Chanyeolowi, który zabrał go i
posłał mu groźne spojrzenie. – Mnie nigdy nie wysłał uśmieszku…
– C-Co masz na myśli? – zapytał Chanyeol,
jego serce uniosło się z nadzieją.
– Co masz na myśli, pytając, co mam na
myśli? – Chen wyjął swój telefon i podsunął go pod nos Chanyeolowi, który
czytał uważnie.
Chen: Szczęśliwego Nowego Roku, mój
kumplu, mój przyjacielu, mój współlokatorze! Niech spełnią się twoje życzenia i
obyś przestał patrzeć na mnie, jakbym był kawałkiem kurczaka!
Kyungsoo: SNR!
Chen: Co? Gdzie moja długa odpowiedź o
twojej dozgonnej miłości do mnie? Czemu jesteś dla mnie taki?!
Kyungsoo odczytał tę wiadomość.
Chanyeol się zaśmiał. Głośno.
– To niesprawiedliwe faworyzowanie, mówię
ci! Niesprawiedliwe! – zaskomlał Chen, a Chanyeol się zaśmiał. Wtedy pojawił
się Baekhyun.
– Dzieci, dzieci, cisza. Jestem pewien, że
możecie to przedyskutować. Nie ma potrzeby płakać – oznajmił Baekhyun. Chanyeol
przestał się śmiać i przewrócił oczami.
– Ty jesteś tu jedynym dzieckiem.
– Coś ty powiedział?
– Wyraźnie słyszałeś, co powiedziałem.
– Pff. Powiedział ten, który nawet nie umie
całować jak należy-
– Obrażasz moje całowanie?!
– Słyszałeś, co powiedziałem, więc dlaczego
pytasz?
– Chcesz, żebym ci pokazał?
– Dawaj!
Kiedy się kłócili, stawiali krok w swoją
stronę, dopóki nie znaleźli się kilka centymetrów od siebie. Byli tak cholernie
blisko wykonania wyzwania, które sobie rzucali.
Ale zanim zdążyli zrobić cokolwiek
obrzydliwego jak to, Chen pospieszył i wepchnął się między nich.
– Dobra, dzieciaki! Jestem przekonany, że
niektórzy z nas nie chcą wiedzieć, jak dobrze całujecie! – wrzasnął Chen. Obaj
spojrzeli na siebie, ale teraz nie było już między nimi tego napięcia, które
było kiedyś. Nadal było napięcie, zdał sobie sprawę Chen, tylko że było ono
inne od tego wcześniej. Zanim zdążył przeanalizować i dowiedzieć się, co to za
napięcie, pojawił się Jongin.
– Słuchajcie, chłopaki, wiem, że wcześniej
całowaliście się na imprezie Chanyeola, ale teraz nie ma nic, co musielibyście
sobie udowadniać – ciągnął Chen, a Jongin obserwował, jak tamci dwaj słuchają
słów ich przyjaciela, a potem odwracają wzrok, jakby między nimi było coś
więcej. Jongin uniósł brwi.
Właśnie wtedy scenka z poprzedniej nocy,
kiedy Chanyeol spał na kolanach Baekhyuna, a Baekhyun głaskał jego włosy,
ponownie nawiedziła jego umysł i zmrużył oczy na swoich dwóch najlepszych
przyjaciół, rozmyślając, co się, do cholery, między nimi dzieje. Najpierw się
nienawidzili, a teraz okazują sympatię?
Czy to sen?
Tak, prawdopodobnie.
– Więc wiem, że odpadłem – oznajmił Chen,
gdy siedzieli na tych samych kanapach, na których odpłynęli poprzedniej nocy.
Jongin wzruszył ramionami, teraz był znudzony, bo też przegrał grę. Jego wargi
lekko się wydęły. Ale tym, co powstrzymywało Jongina od bycia zbyt smutnym,
była jego ciekawość. Jeśli Baekhyun-hyung
wygrał, to oznacza, że mój sen musiał być prawdziwy… To niemożliwe, prawda? Obaj
patrzyli z zaciekawieniem na Baekhyuna i Chanyeola.
Kiedy Chanyeol już miał im odpowiedzieć,
ponuro i głośno, Baekhyun się wtrącił.
– Odpadłem jakoś w połowie naszych kłótni,
więc jestem całkiem pewien, że nie wygrałem. – Dla podkreślenia swoich słów,
Baekhyun ziewnął. Chanyeol zamrugał, a kiedy to pojął, odwrócił się, by
spojrzeć na niego z niedowierzaniem.
– Co, do cholery-
– Och, zamknij się, Yeol i zachowaj swoje
zwycięstwo dla siebie. – Kiedy patrzyli na siebie, Jongin się poruszył. Więc śniłem… Pomyślał refleksyjnie
Jongin. Chanyeol wciąż gapił się na Baekhyuna, rozdziawiając usta.
– Więc jak przypasujemy zadania-
– Dla mnie śniadanie! – krzyknął Baekhyun.
– Lunch! – wrzasnął Chen.
– No to kolacja… – Jongin westchnął.
– Co to, u licha, było? – wysyczał
Chanyeol, kiedy później tego dnia odwiedził Baekhyuna. Niższy wzruszył
ramionami.
– Czemu nagadałeś głupot? Co będziesz z
tego miał? – Baekhyun nie odpowiedział.
– Przysięgam, kurwa, Byun Baek-
– Ponieważ nie muszę wygrywać – odparł w
końcu Baekhyun dość poirytowany. – Mógłbym kupić całą pieprzoną stołówkę,
gdybym chciał.
– Więc to dlatego, że litujesz się nad biednymi
ludźmi jak ja? – Chanyeol zaśmiał się bez humoru, przerywając Baekhyunowi,
kiedy zaczął protestować. – Wiesz, Byun Baek, im bardziej tkwię z tobą w tym
roku, tym bardziej coś sobie o tobie uświadamiam: jesteś jak skała ze stali
nierdzewnej czy coś. Na zewnątrz zwodzisz wszystkich, by wierzyli, że jesteś
Iron Manem czy coś, ale tak naprawdę masz miękkie serce. – Chanyeol przerwał,
pozwalając słowom zapaść w umysł jego współlokatora.
– Ale wiesz co, bogaczu? Nie potrzebuję
twojego pieprzonego miłosierdzia. – Po tych słowach Chanyeol szybko wyszedł na
zewnątrz i zatrzasnął ze sobą drzwi.
Wielki
ból dupy. Pomyślał
Baekhyun, próbując rozśmieszyć samego siebie, ale jego serce tego nie czuło, bo
uświadomił sobie, że to, co powiedział Chanyeol, to zupełna prawda.
I bał się być łagodny wobec innych,
zwłaszcza wobec kogoś takiego jak Park Chanyeol, który nie przynosił nic poza
kłopotami.
Co
ja wyprawiam? Pomyślał
Baekhyun. Co ja, do cholery, wyprawiam?
Baekhyun pamiętał pierwsze spotkanie z
Chanyeolem, jakby miało miejsce wczoraj.
Kiedy wszedł do tamtej klasy, kiedy
zobaczył Chanyeola po raz pierwszy, zupełnie go to zaskoczyło. Ponieważ
Chanyeol wyglądał niemal dokładnie jak on.
Instynktownie i z powodu skumulowanej
złości, którą trzymał w sobie przez trzy lata, Baekhyun uderzył Chanyeola. Nic
nie mogło powstrzymać go od ilości nienawiści, która wylewała się z jego ciała.
Przez chwilę byli do siebie tak bardzo podobni, że Baekhyun myślał, że to
naprawdę on.
Byli wypisz, wymaluj tacy sami.
Baekhyun zastanawiał się, jaką zbrodnię
popełnił, że otrzymał karę w takiej postaci.
Chanyeol z ich pierwszego spotkania, w jego
pamięci, wyglądał na sadystycznego i zarozumiałego, pełnego niepotrzebnej
pewności siebie, która groziła doprowadzeniem Baekhyuna do ponownego upadku po
tych wszystkich latach ciężkiej pracy, kiedy to starał się jedynie znowu być
szczęśliwym. I to zadziałało. Z tak cholerną łatwością.
Szczęście, które Baekhyun udawał dla siebie
i dla innych, rozwiało się w chwili, kiedy ujrzał twarz Chanyeola.
I pogardzał nim tak mocno, że nawet jego
kości drżały ze złości.
Jednakże teraz, kiedy upłynął czas, zaczął
mieć wątpliwości co do tego sadystycznego, agresywnego, zarozumiałego
Chanyeola, który tak bardzo wrył się w jego zdezorientowany umysł. I kiedy
coraz częściej natrafiał na Chanyeola, zdał sobie sprawę, że może jego
wspomnienie było iluzją… może kolejnym koszmarem, który stworzył ze strachu, by
wznieść dookoła siebie więcej murów.
A teraz, gdy pojawiły się nowe wspomnienia,
te prawdziwe, bał się zmiany w nim.
Ale im bardziej poznawał swojego
współlokatora, tym więcej różnic zauważał między Chanyeolem a nim. Zaczynał widzieć ich obu jako
osobne jednostki, ludzi z innym wyglądem, osobowością i charakterem.
Pierwszą znaczną różnicą były wielkie uszy
Chanyeola. Uszy, które sprawiały jego współlokatorowi wiele problemu od bardzo
dawna (wygląda na to, że przez całe życie), zostawiły pewnego rodzaju uczucie
bliskie ulgi w sercu Baekhyuna. Kiedy widział, jak te uszy szybko czerwienią
się za każdym razem przy byciu wyśmianym przez kogokolwiek, gdziekolwiek czy
nawet przez zauważenie, jak duże są, Baekhyun czuł, jak zbiera się w nim coś
przyjemnego, podczas gdy Chanyeol czuł zażenowanie i wstyd. Uszy Chanyeola były
naprawdę czymś, chociaż nie miał pojęcia, jak duży wpływ mają one na Baekhyuna.
Baekhyun musiał przyznać, że zaczynał uzależniać się od tych uszu Yody.
Drugą ważną różnicą była osobowość
Chanyeola, która była niemal przeciwieństwem jego. Przynajmniej na to wyglądało, kiedy Baekhyun coraz bardziej
zbliżał się do Chanyeola. Chanyeol był pieprzonym idiotą, który nie umiał
odróżnić lewej od prawej, budził się każdego ranka z głupawym wyrazem twarzy;
który czasami był tak zmęczony, że kiedy spał, robił to z na wpół otwartymi
oczami. Baekhyun nigdy nie poznał kogoś tak głupiego i nigdy wcześniej nawet
nie wyobrażał sobie, że tak idiotyczna osoba naprawdę istnieje na tym świecie.
Park Chanyeol był po milion razy głupkiem, który sprawiał, że jego wzrost
wydawał się raczej kłopotem niż zaletą; który śmiał się z tym szalonym drżeniem
w oczach i miał serce tak miękkie, że rozpłakałby się nawet nad dziecinnymi
rzeczami (tylko Baekhyun wiedział, że tego nie robi, ponieważ Chanyeol lubił
pokazywać wizerunek twardego faceta).
Park Głupi Yeol był typem, który się
troszczy, chociaż całkowicie zaprzecza, ma duże poczucie sprawiedliwości, a
jednocześnie zachowuje pełne litości serce; kimś, kto potrafi być tak porywczy,
jeśli chodzi o rzeczy, w które wierzy, że jest to tak cholernie przytłaczające,
że aż irytujące. I Park Chanyeol również nie potrafił i nie zająłby się swoimi
własnymi sprawami.
A przede wszystkim Chanyeol miał czyste,
niewinne serce i rumienił się, kiedy chodziło o sprawy dorosłych i sprośne żarty
(chociaż czasami sam żartował), pokładał nadzieję, że wszystkie rzeczy są dobre
i prawdziwe oraz wierzył w dobro na świecie; jak małe dziecko, które ogląda
bajki i każdego wieczoru kładzie się spać, życząc sobie, żeby świat był lepszym
miejscem. On nigdy by nikogo nie wykorzystał, by stłumić swoje pragnienia i nie
pozwoliłby, aby to przyćmiło jego rozsądek.
Baekhyun nadal uważał, że to absolutnie
idiotyczne, dziecinne i żałosne, ale jednocześnie to wciąż przynosiło to samo
uczucie ulgi dla jego serca.
I Baekhyun nie umiał strząsnąć tego
maleńkiego, maleńkiego przekonania,
że myli się co do Chanyeola i że Chanyeol nie jest złą osobą, która ma złe
intencje. Może ten Park Chanyeol, w którym przez tak długi czas widział zło,
okrucieństwo i jego, tak naprawdę…
nie miał w sobie ani odrobiny zła.
Bał się, ponieważ to przekonanie stawało
się większe i mocniejsze, kiedy mijał kolejny dzień, który spędzał ze swoim
współlokatorem. Myśl, że może się myli i Chanyeol jest naprawdę dobrym facetem,
ciągle nawiedzała jego umysł.
A teraz był przerażony, że znowu się
pomyli.
Ale nieważne jak bardzo unikał
narastającego przekonania, nieważne jak bardzo strach zżerał jego zaufanie do
ludzi (co działo się za każdym razem), jakaś część Baekhyuna z jakiegoś powodu
miała nadzieję, że ta młodzieńcza czystość Chanyeola, nie zostanie nigdy
zbrukana przez prawdziwy świat i że Chanyeol nigdy nie będzie musiał być
poniżony przez taki świat, w jakim teraz żył Baekhyun.
Ojciec Baekhyuna przyjechał do domu kilka
dni po Nowym Roku, ale z powodu rozmiarów domu i tego, że Baekhyun wiedział,
kiedy zabrać ich wszystkich, kiedy przyjechał jego ojciec, nie widzieli się, aż
do ostatniego dnia.
– Nie chcę wracać do szkoły~~~ – skomlał
Chen, jego torba wisiała przewieszona przez ramię, kiedy on złapał Jongina z
ramiona.
– Och, zamknij się, hyung, nikt nie chce –
zrzędził Jongin, pozwalając dać się wypchnąć z posiadłości przez Chena.
Chanyeol stał w miejscu w milczeniu,
zastanawiając się, dlaczego czeka, trzymając dwie duże torby z ubraniami i
trzecią torbę z nowiutkim laptopem. Na moment je odłożył, nie chcąc
niepotrzebnie się męczyć. Wpatrywał się w posiadłość, która na początku stała
się jego więzieniem, ale teraz była miejscem nowych wspomnień i uczuć w jego
sercu.
– Chanyeol-ah – zawołał Jongin. Chanyeol
odwrócił się, by spojrzeć na nich dwóch. – My pierwsi pojedziemy oddzielnym
samochodem, jako że w domu Chena-hyunga są rzeczy, których zapomnieliśmy
przywieźć.
– Och… – Chanyeol urwał z rozmarzeniem,
zupełnie nie dostrzegając zmartwionych min na twarzy Jongina i Chena, prawie
jakby oczekiwali, że dostanie napadu wściekłości, tylko dlatego, że
przygotowali się, do zostawienia go z Baekhyunem. Zamrugali z zaskoczenia,
kiedy nie powiedział nic więcej, ale z drugiej strony ostatnio stało się to
między nimi normalne.
– To my już pójdziemy… – zawołał z
niepewnością Chen. Chanyeol odpowiedział, machając w roztargnieniu ręką.
Zaszokowani i trochę niepewni odeszli, odwracając się co chwilę, by sprawdzić,
co z nim. Właśnie kiedy samochód odjechał i zniknął, Baekhyun pojawił się obok
niego.
– Jestem- – Stanął jak wryty, zdając sobie
sprawę, że ma tylko Chanyeola do towarzystwa. – Gdzie poszli inni?
– Odjechali – odparł Chanyeol, wyrywając
się z transu, żeby spojrzeć na Baekhyuna. – Wiesz dlaczego? Bo ktoś jest zbyt wolny-
– Przestań wypominać, co – odpowiedział
Baekhyun, otwarcie ignorując wielki uśmiech Chanyeola, a potem odwrócił się, by
po raz ostatni spojrzeć na dom.
– Wydaje mi się, że nie wracasz.
– Racja. A ja myślałem, że to tajemnica –
odrzekł sarkastycznie Baekhyun, zanim odwrócił się i posłał mu lekki uśmiech.
Chanyeol zapatrzył się, a jego serce podskakiwało. To pierwszy raz… Chanyeol patrzył jeszcze przez chwilę, a później
odwrócił się mimowolnie i zarumienił. Na ten widok uśmiech Baekhyuna zniknął, a
on przez moment zastanawiał się, dlaczego, do cholery, w ogóle uśmiechnął się
do tej osoby.
Cóż…
Z pewnością wiele się nauczyłem o Baekhyunie przez ten czas. Pomyślał Chanyeol, wpatrując się w wielkie
ściany i sufity, które wydawały się nie do dosięgnięcia. A teraz mam ważną część informacji o jego przeszłości, która
pozostawała tajemnicą, aż do dnia dzisiejszego.
I
mam nadzieję, że dowiem się, co mu się przydarzyło. To będzie moje noworoczne
postanowienie. Tak. Właśnie tak.
– Dlaczego stoisz tu jak idiota? Chodźmy. –
Kiedy Chanyeol podniósł swoje torby, które odłożył wcześniej, coś ich
zatrzymało.
– Baekhyun, zaczekaj! – ktoś zawołał.
Chanyeol spojrzał na Baekhyuna, który zamarł z powodu znajomego głosu. –
Baekhyun, musze ci coś powiedzieć.
– Chodźmy – ponaglił Baekhyun, ale Chanyeol
usłyszał coś w głosie pana Byun, co go zaskoczyło i powstrzymało od posłuchania
się Baekhyuna. Gwałtownie złapał Baekhyuna za rękę, zatrzymując go, zanim
zdążył odejść. Baekhyun próbował wyrwać się z jego uścisku, ale Chanyeol
trzymał mocno.
– Wysłuchaj go – syknął Chanyeol, gdy
Baekhyun posłał mu mordercze spojrzenie.
– Dziękuję, Chanyeol – wydyszał pan Byun.
Baekhyun odwrócił głowę na bok, rezygnując ze spojrzenia ojcu w oczy.
– Synu… – zaczął pan Byun, kiedy złapał
oddech. Chanyeol poczuł, jak Baekhyun zesztywniał w jego uścisku. – Twoja
matka…
– Nie mów o niej! – warknął Baekhyun, a
Chanyeol musiał chwycić obie ręce swojego współlokatora, by powstrzymać go
przed ucieczką albo czymś gorszym. Ale Baekhyun tak bardzo się miotał, że
Chanyeol prawie musiał przytulić go od tyłu, aby powstrzymać go przed ruszaniem
się.
– Twoja matka, Baekhyun… – ciągnął pan
Byun, a ze wściekłego wyrazu twarzy Baekhyuna Chanyeol mógł dostrzec, jak
bolesne to dla niego było.
– Nie kocham jej już – wypalił pan Byun.
Zapadła cisza. Baekhyun nadal się szamotał,
ale Chanyeol niemal rozluźnił swój uścisk, gdy to usłyszał. Co? Czy pan Byun
usiłował bardziej skrzywdzić swego syna? Co się, do kurwy, działo?
Kiedy już miał puścić Baekhyuna, podejść do
jego ojca i uderzyć go w twarz, najstarszy mówił dalej.
– Nie kocham już twojej matki, ale to nie
znaczy, że nigdy jej nie kochałem.
Baekhyun zastygł w bezruchu tak nagle, że
zaskoczyło to Chanyeola.
– Kochałem ją, Baekhyun. Kochałem ją tak
szybko i nagle, i tak mocno, jakbym się palił. Płonąłem, płonąłem, dopóki nie
zabrakło mi samego siebie, by płonąć. Kochanie jej było tak niebezpieczne, tak
niewłaściwe i tak ryzykowne, ale podjąłem ryzyko. My podjęliśmy ryzyko. Zanim
się zorientowałem, zmęczyłem się kochaniem jej. To po prostu nie było nam
pisane.
– Lubiła odkrywać, wychodzić, podróżować i
poznawać nowych ludzi, podczas gdy ja wolałem zostawać w domu, jak tylko
mogłem, albo pracować. Ona lubiła sztukę i literaturę, a ja zarządzenie
przedsiębiorstwem. Ona lubiła miasto, a ja wolałem spokojniejsze miejsca. Za
bardzo się różniliśmy.
– Chciałem ci tylko powiedzieć, Baekhyun,
że nie wzięliśmy ślubu, dlatego że ktoś nam kazał albo dlatego że musieliśmy,
albo dlatego że ktoś nas do tego zmusił. Wzięliśmy ślub, bo się kochaliśmy, tak
bardzo, że próbowaliśmy pokonać wszystko, co było między nami. Jedyną rzeczą,
której nie udało nam się przezwyciężyć, były różnice w nas samych. – Uścisk
Chanyeola zależał podczas tej przemowy, ponieważ był pewien, że teraz Baekhyun przestanie
uciekać.
– S-synu… – zaczął pan Byun.
– Nie nazywaj mnie tak! – Baekhyun w końcu
wybuchnął. – Nie nazywaj mnie tak, do cholery! Pierdol się! – Po tych słowach
Baekhyun zostawił Chanyeola i pospieszył na zewnątrz. Zmartwiony i
zaniepokojony Chanyeol w pośpiechu pozbierał wszystkie ich rzeczy, a pan Byun
westchnął.
– Proszę, zaopiekuj się nim, Chanyeol –
poprosił pan Byun, ten sam smutny ton otoczył jego głos. Chanyeol nie
powiedział nic. – Wysłałem go do tej szkoły, ponieważ wiadomości o tym, że sypia
z innymi facetami trafiały do mediów, a to źle wpływało na moją reputację.
Naprawdę źle – dodał trochę przypadkowo.
– Dlaczego, do diabła-
– Ale teraz, kiedy jestem starszy, szczerze
już mnie to nie obchodzi. Życie nie kręci się wokół tego, co myślą o tobie
ludzie. Życie polega na tym, żeby mieć obok siebie osoby, które kochasz i by
one kochały cię z wzajemnością. To jest najważniejsze. Baekhyun jest moim
synem, a ja okrutnie wysłałem go tam bez jego zgody, ale teraz tego żałuję. Nie
musi postrzegać mnie jako ojca, rozumiem to. Przyznaję, że zrobiłem bardzo dużo
rzeczy, które w kółko go raniły, więc teraz zaczynam od nowa. – Dlaczego, do cholery, on mi to mówi…
–
Nie obchodzi mnie już jego seksualność. Nie
obchodzi mnie, co robi ze swoim życiem. Chcę po prostu, by był szczęśliwy,
będąc gejem lub nie. Chcę po prostu, by był szczęśliwy, czy zostanie
spadkobiercą mojej firmy Bronze czy
prostytutką w centrum miasta. Chcę po prostu, by był szczęśliwy.
– Zaopiekuj się nim… – Chanyeol trochę
wychodził z siebie i do tego czasu pospiesznie się pożegnał i wybiegł, żeby
dołączyć do Baekhyuna w samochodzie. Kiedy wsiadł do środka, Baekhyun siedział
od niego tak daleko jak to możliwe, jakby został dotknięty zdradą przez to, co
zrobił Chanyeol albo może potrzebował trochę czasu w samotności.
– Baekhyun… – podjął Chanyeol, czując ból
emitujący z trzęsącego się ciała Baekhyuna. Wyciągnął rękę, żeby spróbować
uspokoić niższego, nie będąc pewnym, dlaczego się martwił, ale Baekhyun
wzdrygnął się na jego dotyk i odsunął.
– Ty też się pierdol – wymamrotał, sięgając
do swojej torby i wyjmując Chana, a potem przytulił mocno jego małe ciało. Po
zrobieniu tego Chanyeol zauważył, że ciało Baekhyuna nieznacznie przestało
drżeć.
Wkrótce Baekhyun całkiem przestał się
trząść i wyglądało na to, że zasnął, opierając się o szybę.
Chanyeol westchnął.
Wrócili kilka godzin później i Baekhyun
wysiadł, szybko zatrzaskując za sobą drzwi, zanim Chanyeol zdążył wysiąść.
Robiąc się porywczym, Chanyeol wziął rzeczy swoje i Baekhyuna i wyszedł z auta,
po czym skierował się do swojego pokoju. Wszędzie już byli ludzie, niektórzy
nawet z bagażami jak on. Skinął głową do kilku osób, które znał, a potem, kiedy
otwierał drzwi… Uświadomił sobie, że nie może tego zrobić.
– Hej! Byun Baekhyun! – krzyknął Chanyeol,
waląc w drzwi. – Otwórz drzwi! – Czekał cierpliwie-nie-tak-cierpliwie na kliknięcie drzwi, ale po dziesięciu
sekundach nadal go nie usłyszał. Siłował się z klamką, ale kiedy ta nie
ustąpiła, ponownie uderzył w drzwi.
– Byun Baekhyun! – Ludzie dookoła niego już
potrząsali głowami z minami mówiącymi „Och, już się na siebie rzucają”,
„Patrzenie na nich przypomina mi, że już jesteśmy z powrotem w szkole”.
– Byun Baek- – Usłyszał kliknięcie i
natychmiast przekręcił klamkę, niemal rzucając się do środka. Wkurzony zamknął
za sobą drzwi, odwracając się i zobaczył, że Baekhyun siedzi na swoim łóżku ze
skrzyżowanymi nogami, patrząc na niego groźnie. Cóż, nie ty jeden jesteś poirytowany.
–
Mam ci coś do powiedzenia, kutafonie – warknął, rzucając ich rzeczy na podłogę.
Baekhyun odwrócił głowę na bok w impertynenckim geście, otwarcie go ignorując.
– To, co powiedział ci ojciec, jest ważne.
– Jak tylko Chanyeol zaczął, wyraz twarzy Baekhyuna zamienił się w grymas.
– Dlaczego-
– Powiedział ci to, bo miał powód – mówił
dalej, całkowicie ignorując sfrustrowane spojrzenie Baekhyuna. – I chce, żebyś
przestał wierzyć, że urodziłeś się z niczego.
Baekhyun milczał.
– Urodziłeś się z miłości, nie widzisz
tego? Oni naprawdę się kochali, tak bardzo, że porzucili to, co ich różniło i
zostali razem, nawet jeśli ryzykowali skrzywdzenie siebie samych i siebie
wzajemnie; chociaż wiedzieli, że dojdzie do tego.
– Dlaczego pomagasz kłamcy? Wierzysz w to
gówno, które rozpowiada? – wysyczał Baekhyun. – Jesteś idiotą.
– Wierzę w to, bo to prawda – odpowiedział
Chanyeol, ignorując obrazę, gdyż powrócił myślami do tego, co stało się
wcześniej, przypominając sobie te smutne, smutne oczy. – Kochali się, a teraz
twój tata kocha ciebie.
– Miłość nie istnieje – odparł gładko
Baekhyun, ton jego głosu był pozbawiony emocji, kiedy on bawił się puszystymi
łapkami Chana.
– Miłość istnieje – zripostował równie
gładko Chanyeol. Wpatrywali się w siebie przez całe trzydzieści sekund, zanim
Baekhyun zdecydował to przerwać.
– Miłość to gówniana iluzja, która zwodzi
ludzi, by trzymali się fałszywej nadziei – wyrzucił z siebie Baekhyun. –
Możesz, kurwa, wierzyć, jeśli chcesz, ale nie zaczynaj tego tematu ze mną. No i
zajmij się swoimi pieprzonymi sprawami.
– Do kurwy nędzy, Baekhyun, wbij to sobie
do tej pustej głowy! – krzyknął sfrustrowany Chanyeol. – Nie widzisz? Tylko
dlatego, że czegoś już nie ma, nie znaczy, że nigdy tego nie było! – Baekhyun
odwrócił się, nie chcąc słuchać niczego, co tamten mówił.
– Miłość kiedyś istniała między twoimi
rodzicami, mocna i szybka, niebezpieczna i nieprzewidywalna, ale nadal kochali
się tak, jak mogli. To po prostu się nie udało, Baekhyun. Nie wszystko
wychodzi. Ludzie się zmieniają. Uczucia się zmieniają. Ale to kiedyś tam było.
– Przestajemy istnieć, Byun Baekhyun,
jesteśmy w końcu zapominani wraz z upływem czasu, ale to nie znaczy, że nigdy
nas tu nie było.
Zapanowała cisza, ale taka, w której
wiedział, że nie może przekonać Baekhyuna, a ten nie mógł zripostować.
– Nie rozumiesz – wymamrotał Baekhyun, a
potem tym pierwszym zdaniu zbudował pewność siebie, spoglądając na Chanyeola. –
Skąd miałbyś wiedzieć o mojej sytuacji? Nie każdy miał idealną rodzinę jak ty.
Tylko dlatego, że twoi rodzice „z miłością” się o ciebie troszczyli, hołubili
ci i dlatego, że urodziłeś się z „miłości”, nie znaczy, że wszyscy- – Śmiech
Chanyeola przerwał mu, zaskoczył go tak, że w momencie przestał mówić.
– Ja? Hołubiony przez rodziców, urodzony z
„miłości”? Całkowite przeciwieństwo ciebie? – Chanyeol zachichotał, a potem
odchylił głowę na bok, jego oczy wwiercały się w te Baekhyuna, podczas gdy mały
uśmiech błądził na jego ustach. – Zdaje się, że ty nic nie rozumiesz, prawda?
– O czym ty mówisz? – Baekhyun zmrużył
oczy. Jakaś jego część chciała już mieć to za sobą, ale inna była
zdezorientowana i zaciekawiona. Chanyeol westchnął lekko, jakby było to coś, co
trzymał w sobie przez wiele lat. Przesunął się powoli, by usiąść na swoim łóżku
trochę zamyślony.
– O czym ja mówię? – powtórzył Chanyeol,
specjalnie próbując przedłużyć wszystko i wkurzyć Baekhyuna, co mu się
skutecznie udało. – Cóż… – Podniósł wzrok i spojrzał wprost na Baekhyuna, a
mniejszy przysięgał, że po raz pierwszy nie wiedział, co Chanyeol zaraz powie.
– Widzisz, moja rodzina jest daleka od
ideału, ale i daleka od bycia wybrakowaną – odpowiedział spokojnie Chanyeol. O czym on, do licha, mówi? Pomyślał
zdezorientowany i sfrustrowany Baekhyun.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz