sobota, 29 lipca 2017

The Faults In Byun Baekhyun [14/55]

1 komentarz // Dodaj komentarz (+)
tytuł oryginału: Posiadłość oryginał: The mansion
rating: PG-13
Zeszłej nocy Baekhyun miał sen, którego nie miał już od dawna.
(To nie był sen, to tylko mroczny koszmar stworzony przez powracające wspomnienia.)
– Mamusiu? – Małe stopy dziewięciolatka brodziły po czymś, co miało być bogatą, białą ceramiczną posadzką jego domu, ale zamiast tego widział jedynie swoje stopy unoszące się na nieskończonej ciemności, która groziła połknięciem go. – Gdzie jesteś?
Bał się. Ciemność zjadliwie wisiała dookoła niego, prawie jakby na końcu czekała na niego śmierć. Obudził go grzmot, huczący dźwięk odbijał się echem w jego uszach. Błyskawica pojawiła się nagle z każdej strony i miał wrażenie, że jeśli byłby wystarczająco blisko, mógłby złapać jej ostry, czyhający szpon. Nie miał nic poza pluszową zabawką w ręce – jedyne pocieszenie, jakie obecnie miał – jedyne pocieszenie, które nie było wystarczające.
Podłogi były zaprojektowane tak, by nie wydawać żadnych dźwięków. Koniec końców nie były to zwykłe drewniane panele, jakie miała większość rodzin w swoich domach. Ale wtedy dla kogoś tak małego jak Baekhyun wydawało się to być wadą.
Kiedy podszedł bliżej sypialni swoich rodziców, drzwi, które wyraźnie przewyższały jego małą postać, zostały niedbale lekko uchylone tak, że snop światła wylewał się przez szczelinę.
Może mamusia mnie nie usłyszała. Pomyślał sobie i ostatecznie miało to sens. Przez wszystkie swoje lata jego mama pouczała go, że powinien mówić cicho i delikatnie – powinien być elegancki i skromny przez cały czas. W takim razie po prostu do niej pójdę.
Kiedy się zbliżył, zaczął słyszeć dziwne dźwięki.
– Ach~ Jaeyong… – Usłyszał jęk swojej mamy i nie wiedział, dlaczego to zrobiła. I czy Jaeyong nie był jej… przyjacielem w interesach czy coś? Jakkolwiek to nazywała?
Baekhyun podszedł bliżej i zajrzał przez szczelinę, mógł zobaczyć ciała w intymnej bliskości, były nagie i tak intymnie blisko.
Czy nie powinno się być tak blisko tylko z osobą, z którą jest się w małżeństwie? Pomyślał Baekhyun, podchodząc jeszcze bliżej. Nie powinno się tego robić z przyjaciółmi, prawda…?
Oszołomiony Baekhyun słyszał ich zharmonizowane jęki, podczas gdy łóżko skrzypiało pod ciężarem ich ciał, co wręcz zakłócało szepty małego chłopca.
– Mamusiu… – Ściskając misia w dłoni, przytulił go bardziej do siebie, czując, jak jakiś rodzaj strachu zagnieżdża się w jego sercu, kiedy słyszał, jak głośno wykrzykują chaotyczne słowa, po czym opadli razem na łóżko.
Zbyt blisko.
Bliżej niż Baekhyun chciał, by to było.
Bliżej niż jego mamusia zwykle była z jego tatusiem.
– Kocham cię, Jaeyong… – Usłyszał, jak powiedziała jego matka tonem, którego nigdy wcześniej w życiu nie słyszał, nie do swojego taty. Nie do niego.
Nie powinno się go używać do kogoś spoza rodziny.
– Ja też cię kocham, dziecinko~ – odpowiedział ten cały Jaeyong, a Baekhyun potrząsnął głową, czując, jak łzy zbierają się w jego oczach. To właśnie tak jego tata nazywał kiedyś mamę.
Jego serce było trochę zbyt obciążone jak na dziewięciolatka, którym był. Wiedział, że coś tutaj jest nie tak, ponieważ zauważył pewnego rodzaju skrzywioną miłość, której nigdy by nie zobaczył u swoich rodziców (ani u swojej mamy wobec niego) i nagle ją znienawidził. Chciał pozbyć się tego nagłego ciężaru, krzycząc i wpadając we wściekłość albo zwyczajnie grożąc mamie, żeby zostawiła tego faceta ze łzami spływającymi po jego twarzy, bo wiedział, że to zadziała. Był pewien, że jeśli będzie krzyczał dostatecznie głośno, jego mama może zostawi tego Jaeyonga.
Ale nie wiedział, jak to zrobić.
Powstrzymał to i pozwolił po cichu spłynąć łzom.
Ale wyglądało na to, że mimo wszystko został usłyszany, kiedy niechcący głośno pociągnął nosem.
Dwie głowy odwróciły się, by na niego spojrzeć, a on mocniej przytulił zabawkę do swojego małego ciała. Niespodziewanie zaczął bać się bardziej tych dwóch dorosłych przed nim niż błyskawicy czy grzmotu, które przyprowadziły go tu bez uprzedzenia.
– Baekhyun… – wydyszała jego mama, wyraz jej twarzy rozdarty był pomiędzy chęcią ukarania go a pragnieniem uspokojenia chłopca. Popędziła do niego i usiłowała powstrzymać jego łzy, ale te wpływały z kącików jego oczu i spływały po jego policzkach.
– Co się stało? Dlaczego płaczesz? – Baekhyun potrząsnął głową, bał się, że jeśli się odezwie, nigdy nie będzie w stanie przestać płakać. Zamiast tego mocno ścisnął zabawkę swoimi małymi palcami. Nie chciał powiedzieć mamie, dlaczego płacze. Nie chciał jej nic powiedzieć.
– Myślisz, że on wie-? – Mężczyzna wstał z łóżka i wpatrywał się w tę dwójkę, lecz jego mama mocno pokręciła głową.
– On ma tylko, ile, osiem lat? Nie rozumie. – Próbowała go uspokoić, ale Baekhyun czuł, że brzemię w jego sercu robi się coraz cięższe.
– Dlaczego płaczesz? – Jak na zawołanie uderzył szczególnie głośny grzmot, kiedy jego mama wyciągnęła rękę, by otrzeć jego łzy, a Baekhyun wzdrygnął się, starając odsunąć się od zwinnych palców matki, które teraz stały się ostrymi, poszarpanymi szponami w jego oczach.
Wyglądało na to, że pomyślała, że to grzmot jest przyczyną i natychmiast zrozumiała.
– W porządku. Nie ma co się bać grzmotu. – Odwróciła się i posłała spojrzenie facetowi, który wzruszył ramionami (a Baekhyun poczuł, że zaczyna go nienawidzić, ale stłumił to i wcisnął to w najniżej położony kąt, najgłębszą i najciemniejszą szczelinę swojego małego serca). Złapała go za nadgarstek i zaczęła go odprowadzać.
– M-Mamusiu… – wyjąkał świadomy tego, jak wiele smarków ścieka mu z nosa.
– Nazywaj mnie mamą. – Nawet w takiej chwili, kiedy została przyłapana na robieniu czegoś hańbiącego, jego matka była dla niego surowa.
– M-Mamo… – zawołał cicho. – C-Co ty robiłaś? – Chciał wiedzieć. Chciał wiedzieć na pewno, czy czyny jego matki były dobre czy złe. Pełen poczucia winy wyraz jej twarzy mówił wszystko.
Ale nie wiedziała, z jaką łatwością mógł ją przejrzeć. Nie wiedziała, jak dojrzały może być jego umysł – jak dojrzały jego umysł był po tym, jak musiał radzić sobie z konfliktem między nią a jej mężem; jak musiał radzić sobie z nienawiścią, którą do siebie żywili, zamiast miłości, którą powinni dawać jemu.
– Posłuchaj, Baekhyun… – zaczęła jego mama, kucając i patrząc mu w oczy. Nagły uścisk na jego ramionach przestraszył go. – To jest tajemnica, dobrze? Nie mów tacie, jasne?
– Mamusiu… – odezwał się przerażony.
– Nie mów nikomu, dobrze? To jest nasz mały sekret… Dobry chłopiec musi utrzymać wszystko w tajemnicy…
Nasz mały sekret…
Utrzymać wszystko w tajemnicy…
I to był początek wewnętrznego konfliktu Baekhyuna, jego wewnętrznych myśli, wewnętrznych uczuć oraz wewnętrznej złości, których nigdy nikomu odpowiednio nie wyjawił.
To był początek jego końca, kiedy zaczął żyć życiem, w którym wszystko jest pozornie idealne, ale pod szwami wszystko było zepsute.
Na początku optymistyczny, nieustępliwy on rezygnował z odrzucenia ze swego wyobrażenia świata jako dobrego miejsca pełnego życzliwości i przepełnionego miłością. Zaakceptował to, że jego rodzice zdradzali się wzajemnie (ponieważ raz, kilka lat później widział swojego ojca robiącego to samo, mówiącego te same trzy słowa – które powinny być poświęcone i miały być wszystkim dla kogoś innego – do kobiety, której nigdy wcześniej nie widział), ponieważ wierzył, że jego rodzice mieli powód, by to robić. Wierzył, że w miłości potrzeba dwojga ludzi, którzy posuwają się naprzód w tym samym czasie, a żeby to zrobić czasami muszą oddalić się od siebie – wierzył w to, że spędzanie czasu z kimś innym w końcu doprowadzi do tego, że za sobą zatęsknią i wrócą do siebie, jak gdyby nic się nie stało.
Ale najwyraźniej to nie o to chodziło.
Jeśli to możliwe, odsunęli się od siebie jeszcze bardziej i w istocie zaczęli ignorować swą własną obecność. Jak gdyby posuwali się naprzód, ale tym razem osobno.
Baekhyun był jedynym, który kurczowo trzymał się łańcuchów przeszłości.
Mała część niego mówiła mu każdego dnia, kiedy był młodszy: Nie, Baekhyun. Przestań walczyć. To nie twoja bitwa. I tak przegrasz, niezależnie od tego co zrobisz i ostatecznie będziesz miał więcej ran, niż powinieneś mieć. Ale zgniatał to do ostatniej cząstki za każdym razem, gdy się pojawiało (a za każdym razem, kiedy tak robiło, powracało z podwójną siłą i bolało dziesięć razy bardziej), dopóki nie został z niczym poza optymizmem, który sobie stworzył, by żyć dalej.
Jednak za każdym razem, kiedy to wracało, czuł się bardziej zmęczony i bardziej strudzony, i jeśli to możliwe jego serce wydawało się być wypełnione jeszcze większym ciężarem, który ciągnął go w dół, do wnętrza Ziemi.
Pomimo iż jego logiczne „ja” wykrzykiwało w kółko i w kółko prawdę, jego idealistyczne „ja” mówiło mu coś innego.
I w kółko męczył się walką z czymś, co już dawno go opuściło.
Kiedy miał czternaście lat, jego rodzice się rozwiedli.
I właśnie wtedy świat Baekhyuna zaczął się rozpadać.




Kiedy Baekhyun patrzył wstecz, zdawał sobie sprawę, jak głupi był, myśląc, że świat może być stworzony z miłości i może zachowywać idealną równowagę.
Ponieważ tak jak jego rodzina, wydawał się być doskonały, ale kiedy się go rozdarło i zobaczyło wnętrze, był niczym innym poza brzydotą i groteską.
Baekhyun nienawidził młodszego siebie za to, że był tak idiotycznie naiwny do tego stopnia, że prawda była przed jego oczami, a on rezygnował z dostrzeżenia jej. Niemal oburzające.
I za każdym razem, gdy przypominał sobie swą przeszłość, śmiał się. Śmiał się ze ślepego, małego chłopca, którym był. Śmiał się ze wszystkiego, co rodzice podarowali młodszemu jemu: zaniedbanie i zaniedbanie, i zaniedbanie. Śmiał się ze złośliwości samolubnego świata, którą narzucił małemu chłopcu, który nie dał nic – zupełnie nic – ale swą miłość do wszystkich, którzy go otaczali, czy na to zasłużyli czy nie. Teraz wydawało się, że brzydził się wszystkiego w swej przeszłości, nienawidził wszystkiego, czego dotknął – czuł wstręt do wszystkiego na tym świecie i pogardzał wszystkim, co było nim.
Baekhyun nie był nienawistny – nigdy nie był nienawistny.
Ale zawsze był smutny.
A kiedy był smutny, śmiał się.
Nie robił nic innego, tylko się śmiał.




Gdy Baekhyun się obudził, poczuł, jak zimny pot przykleja koszulkę do jego skóry. Poranne światło nieznacznie przezierało przez zasłony, ale on nie widział nic poza światłem wylewającym się przez szparę w drzwiach do sypialni jego rodziców tej nieszczęsnej, burzliwej nocy…
Nie mógł oddychać.
Zerwał z siebie kołdrę, po omacku ruszając w stronę drzwi, będąc tylko w piżamie, słyszał ciche chrapanie swojego współlokatora, kiedy lekkomyślnie otwierał drzwi i wybiegł na zewnątrz.
Biegł.
Nie przestawał biec, dopóki nie znalazł się poza akademikiem i chłodne powietrze nie uderzyło go w twarz. Nie przestawał poruszać nogami, póki nie poczuł, jak zimny lód pochłania jego bose stopy w swoje białe szpony. Nie przestawał biec, dopóki nie poczuł, jak zimny, zimny świat daje mu to, co powinien był czuć przez te wszystkie lata – odrętwienie.
A kiedy zdrętwiał, zatrzymał się.
Usiłując zaczerpnąć powietrza, Baekhyun zwolnił i runął na kupę lśniącego białego śniegu w niczym poza cienką nocną odzieżą. Śnieg go palił, przeciął jego skórę i zaczynał przesączać się do kości, ale nie przejmował się, ponieważ musiał czuć odrętwienie. Nie chciał czuć niczego innego.
Tak jak tej nocy jedenaście lat temu, Baekhyun czuł, jak gorące łzy grożą zamazaniem mu widoku, ale powstrzymał je. Niech to szlag, powstrzymywał je całą swoją mocą, chociaż czuł, jak jego serce ściska się z większym bólem z tego powodu. Nie zamierzał już więcej płakać – był już dawno, dawno za tym.
Już nie był tym małym, naiwnym chłopcem.
W zamian się zaśmiał.
Wydobył się cichy chichot, ale kiedy jego serce waliło w piersi, krzycząc o ukojenie, bijąc coraz mocniej o jego klatkę piersiową, dopóki nie poczuł się, jakby miał eksplodować, zaśmiał się głośniej i uciszył je. Całą swoją mocą powstrzymał wszystkie zmartwienia, zgniótł je, aż nie pozostało żadnego wolnego miejsca – ponieważ mógł to wszystko utrzymać. Powinien to wszystko trzymać w sobie.
Nauczył się, by trzymać wszystko w sobie.
W końcu poczuł, jak jego serce się uspokaja i odetchnął z ulgą, cierpiąc następstwa groźnego śmiechu. Po chwili wstał na drżących nogach, prawie z powrotem upadł, kiedy zdał sobie sprawę, jak zdrętwiałe są.
Ale to przyniosło mu ukojenie pomimo przeraźliwego zimna, które rozchodziło się do każdej części jego ciała.
Widział, że jego palce robią się sine, więc pospieszył do środka (ponieważ był by to kłopot, gdyby musiał iść do szpitala czy coś, a on nie chciał takiego rodzaju uwagi). To odrętwienie bolało go fizycznie, ale było w porządku, ponieważ był to rodzaj bólu, którego potrzebował.
I nie miał nic przeciwko temu, by ten rodzaj bólu towarzyszył mu przez resztę życia.




Baekhyun nie wrócił do pokoju przez resztę dnia.




Kiedy zaczęło się ściemniać, Baekhyun powrócił, był zmęczony i jeszcze bardziej wyczerpany niż przedtem. Tak zmęczony, że nawet nie zauważył dziwnie otwartych drzwi oraz majaczącej za nimi ciemności. Wpełzł do pokoju, otworzył cicho drzwi, zanim po cichu zamknął je za sobą, potem powłóczył nogami do łazienki, by zapalić tam światło (ponieważ jakaś część jego przewidziała, że Chanyeol śpi? O ósmej wieczorem?).
Jak tylko przyćmione światło oblało jego ciało, wiedział, że coś jest nie tak.
Odwrócił głowę w stronę łóżek, spodziewając się ujrzeć dużą postać okrytą wieloma warstwami kołdry, ale zamiast tego, jego wzrok niewinnie natrafił na dwa schludnie pościelone łóżka.
Panikując, Baekhyun pospiesznie podszedł do drzwi pokoju i zaświecił światło obok nich, dopóki nie zalało ich łóżek. Był przerażony, gdy zobaczył, że wszystko jest nieskazitelnie czyste, bez śladu Chanyeola gdziekolwiek.
Co, do cholery?
Z sercem mocno bijącym w piersi błądził wzrokiem dookoła niby kwadratowego pokoju, aż nie spoczął na prostym kawałku papieru na środku swojego biurka. (Ponieważ to wyglądało bardziej nie na miejscu niż cokolwiek innego.)
Podniósł go w ułamku sekundy, przekroczywszy pokój z prędkością światła. Koperta była zwyczajna, niemal kpiąca i Baekhyun bez zastanowienia wydarł ze środka wiadomość. Litery były starannie napisane na komputerze, prostą czcionką, która wywołała dreszcze na jego kręgosłupie.
Jeśli wiesz, co jest dobre dla twojego współlokatora, wpadniesz jutro na samochód z tablicą rejestracyjną XXX 666 pod szkolnym wejściem o ósmej rano.
Przez chwilę Baekhyun się w to wpatrywał, czując, jak strach miesza się ze złością. Ostatecznie zgniótł kartkę i rzucił ją na podłogę z taką siłą, jaką zdołał wykrzesać. Później opadł na łóżko i ukrył twarz w dłoniach.
Wszystko było bardzo męczące.
Dlaczego wszystko musiało go tak bardzo męczyć?




Baekhyun spędził noc, rzucając się i przewracając, nie był w stanie zasnąć, nawet jeśli zmęczenie wisiało nad jego powiekami. Czegoś tu brakowało i to coś było powodem, dla którego nie mógł zasnąć.
Nigdy nie spodziewał się, że obecność Chanyeola będzie tak ważna dla jego nocy.
Cóż, to znaczy. Nie obchodzi mnie on, więc tak naprawdę nie muszę jechać… Powtarzał sobie Baekhyun, ponieważ miał nikły pomysł, kto był porywaczem, ale nawet jeśli wciąż krzyczał to w myślach, niepokojące serce powstrzymało go przed takim uczuciem.
Wiedział, że Chanyeol mimo wszystko będzie bezpieczny i wiedział, że te groźby są jedynie pełne pustki. Mówił to sobie, a jego serce było rozdarte między chęcią upewnienia się, że z jego współlokatorem wszystko w porządku a rezygnacją z powrotu do tego miejsca, które bez wątpienia nie przyniesie mu nic poza złymi wspomnieniami.
Nie może skrzywdzić Chanyeola… Nie może. Baekhyun w kółko powtarzał to sobie w głowie, ale z jakiegoś powodu nie był przekonany.
Nie spał przez całą noc.




Baekhyun wyszedł z łóżka o szóstej rano. Półprzytomny, ale niespokojny poczuł, jak wzbiera w nim wściekłość i włożył na siebie tylko lekki sweter i kapcie, kiedy kolejny raz wybiegł na śnieg.
Był cholernie zły z powodu sztuczek tych ludzi. Był wściekły, że wciągnęli Chanyeola w ich prywatne sprawy. Był tak wkurzony na ten fakt, że już miał wybrać zrobienie czegoś, co sprawi, że znowu przypomni sobie całą przeszłość – prawie jakby zdecydował się chodzić po niepewnej linie wznoszącej się nad tysiącem, tysiącem noży, czekających na pocięcie go w chwili, kiedy potknie się i upadnie.
I był cholernie sfrustrowany, ponieważ robił to wszystko dla Park Chanyeola.
Zanim zdążył stchórzyć i się wycofać, Baekhyun zamknął za sobą drzwi i zmusił swoje nogi do pobiegnięcia w stronę szkolnego wejścia. Jego serce bardzo mocno waliło mu w piersi (i aż do tej pory nie wiedział, że jego serce jest wciąż żywe), bo był niechętny, żeby to zrobić. Okropnie się bał.
Ale zrobił to.
Przygryzając wargę, Baekhyun zmusił się do przejścia przez ogrody, aż dotarł do szkolnego wejścia. Chciał wrzeszczeć, wykrzyczeć to wszystko, ale zamiast tego zatrzymał wszystko w środku.
Zatrzymał wszystko w środku.
Dysząc, znalazł się przy szkolnym wejściu około 6:31, był zaskoczony, ale i wkurzony, kiedy naprawdę zobaczył czekający tam samochód dwie godziny wcześniej, niż miał tam być.
– Paniczu… – Mężczyzna, który trzymał dziwnie puszystą różową rzecz w dłoniach (i uśmiechał się, kiedy się nią bawił niczym dziecięcy ochroniarz), odwrócił się w jego stronę i wyciągnął dłoń. Baekhyun miał ochotę w nią napluć.
– Pieprzyć was i wasze brudne sztuczki – warknął, chcąc odepchnąć tę dłoń, ale odkrył, że jego siła słabnie. – Gdzie jest Park Chanyeol?
Przysadzisty mężczyzna wyglądał jakby był wpół-zadowolony z siebie, wpół-zawstydzony.
– Już pojechał do twojego domu, paniczu. – Wyciągnął rękę i złapał Baekhyuna, zanim tamten zdążył zaprotestować. – Musisz jechać do domu, by upewnić się o jego bezpieczeństwie.
– Idź do diabła – wysyczał Baekhyun. Wyglądało na to, że mężczyzna wyczuł jego słabnący opór i wciągnął go na tył samochodu. Młodszy został tam wepchnięty, poczuł, jak ciepło z ogrzewania uderzyło w niego niczym fala gorąca. Ujrzał jeszcze jednego mężczyznę na miejscu kierowcy. Pierwszy facet rzucił czymś w niego i kiedy jego oczy zauważyły, co to jest, okazało się, że to gruby płaszcz oraz średniej wielkości różowa rzecz, którą trzymał wcześniej – a gdy Baekhyun przyjrzał się bliżej, zdał sobie sprawę, że to miękki, różowy pluszowy miś.
Choć wewnętrznie Baekhyun był całkowicie przerażony (mimo iż tego nie pokazywał, ponieważ przez przykre doświadczenia został nauczony, że okazywanie słabości tylko cię skrzywdzi), kiedy poczuł, jak czubek jego nosa dotyka guzikowatego nosa misia, niemal mógł poczuć ciepło promieniujące z małego pluszaka (ale to nie mogła być prawda, co nie?) i w jakiś sposób czuł ukojenie, kiedy jego serce zwolniło do miarowego rytmu.
I naszła go dziwna myśl – wierzenie, które długo miał w sobie – myśl, że może wszystko będzie dobrze.




Kiedy Chanyeol odzyskał przytomność, natychmiast zorientował się, że nie jest w swoim pokoju.
Dlaczego, do diabła, ktoś mnie porwał? Pomyślał Chanyeol, chwytając się za bolącą głowę, gdy siadał.
Spodziewał się znajdować w ciemnym więzieniu, ciemnym otoczeniu, gotowy do bycia torturowanym lub zabitym, ale zamiast tego był zszokowany, gdy odkrył, że spał na wielkim łożu.
– Co do… – Chanyeol zamrugał, uświadamiając sobie, jak miękka jest pościel. To dom bogatego człowieka! W istocie była to posiadłość!
– Cieszę się, że się obudziłeś – obudził go znajomy głos i Chanyeol szybko odwrócił głowę, by natrafić na wpatrującego się w niego mężczyznę w średnim wieku.
Mężczyzna miał zmarszczki, które zdobiły jego czoło oraz okolicę ust, ale Chanyeol wiedział, że kiedyś ten mężczyzna był dość przystojny (również dość podobny wygląd…). Miał na sobie garnitur pasujący do bogatego człowieka i nawet jego siedzenie wyglądało na coś dla wspaniałej osoby.
– Co, do ch… – zaczął Chanyeol, ale powstrzymał się. Wow, zostałem porwany przez nadzianą osobę. Czy to może stać się jeszcze dziwniejsze? Potem, gdy mężczyzna przemówił, Chanyeol zrozumiał, kto to jest.
– Posłuchaj, Park Chanyeol… – zaczął starszy, wpatrując się w rozmemłaną postać Chanyeola. – Przepraszam, że zmusiłem cię do przybycia tutaj, ale to konieczne.
– Konieczne? Do czego? – wychrypiał Chanyeol.
– Do tego, żeby ściągnąć Baekhyuna do domu.
Zapadła cisza, kiedy Chanyeol starał się poskładać swoje myśli i uczucia w całość.
– Wiem. Nie musisz nic mówić – powiedział ojciec Baekhyuna, gdy Chanyeol otworzył usta. – Wiem, jak bardzo nienawidzi tego miejsca. Ale jak widzisz, jeśli nie przyjedzie tutaj, nie ma żadnego innego miejsca, gdzie mógłby pójść.
– Nasza relacja nie jest najlepsza na świecie. – Mężczyzna westchnął. – I muszę powiedzieć, że to wina nas obojga, mnie i jego matki.
– Cholerna racja – warknął Chanyeol, był zaskoczony, że nawet on miał odwagę, by powiedzieć to mężczyźnie, który miał wystarczającą władzę, by wysłać go do więzienia bez powodu. Lecz mężczyzna skrzywił się na te słowa i zaakceptował je.
– Przez lata nie robiłem nic innego, tylko pracowałem i pracowałem, po upadku i przed nim nie robiłem nic innego, jedynie zaniedbywałem syna – ciągnął mężczyzna. – Ale kiedy się starzeję, zaczynam sobie uświadamiać, jak ważna jest rodzina.
– Rodzina, którą, do cholery, zniszczyliście – wypalił Chanyeol i znów był zaskoczony, jak szybko wydostają się z niego słowa bez jego wiedzy. Mężczyzna westchnął.
– Widzę, że jesteś bardzo dobrym przyjacielem Baekhyuna. To dobrze… Potrzebuje takich dobrych przyjaciół jak ty… – Co, u licha? Nie jestem nawet jego przyjacielem. Tylko pieprzonym współlokatorem, który nie ma nic wspólnego z tym gównem, do którego mnie wciągnąłeś. – Dam ci wszystko, czego chcesz. Tylko… proszę, pomóż mi znowu porozmawiać z synem.
Ostatnie słowa były nieco zaskakujące i Chanyeol zamrugał, wpatrując się w oczy mężczyzny. Tak, ten facet stwardniał, nie był niczym innym jak surowym i chłodnym mężczyzną, którym był przez dwie ostatnie dekady, ale był w nim jeszcze cień czegoś innego – smutku.
A ten rodzaj emocji Chanyeol tak wiele razy widział w oczach kogoś innego, choć w o wiele, wiele mniej oczywisty sposób i o wiele, wiele bardziej zasłonięty przez inne uczucia – a raczej ich brak.
Może to przez podobieństwo oczu tego mężczyzny do oczu kogoś innego (kogoś innego, kogo powinien nienawidzić) popchnęło Chanyeola do zgody. Może zwyczajnie chciał pomóc temu staremu człowiekowi.
Albo może, tylko może, chciał, żeby blizny kogoś innego wyleczyły się i zniknęły.
– W porządku – odpowiedział Chanyeol, obserwując, jak twarz mężczyzny rozciąga się w ogromnym uśmiechu, zanim podziękował mu wylewnie. Było to trochę żałosne, patrzenie, jak ktoś na wysokiej pozycji jest w stanie podziękować komuś takiemu jak Chanyeol, który był nikim.
– Jesteś dobrym przyjacielem – powiedział mężczyzna, wstając i powracając do swojego opanowania przez co wyglądał chłodno jak zawsze wcześniej, zanim wskazał na drzwi. – Twoi pozostali przyjaciele czekają na zewnątrz.
Zaraz, co?!
Zdezorientowany Chanyeol z wahaniem wyszedł na zewnątrz, ale zanim w ogóle zdążył zrobić kolejny krok, poczuł, jak dwa ciężary przygniatają go do drzwi.
– Chanyeol! – krzyknęli Chen i Jongin, mocno go przytulając. Chanyeol nigdy wcześniej nie czuł się tak doceniony jak w tej chwili.
– Co wy tu, do diabła, robicie, chłopaki? – zapytał Chanyeol, spychając z siebie Chena i Jongina.
– Oczywiście zostaliśmy zaproszeni. – Chan uśmiechnął się szeroko, a Jongin lekko podskakiwał w miejscu, trochę zbyt roztrzepanie.
– Naprawdę nie sądziłem, że Baekhyun zdecyduje się wrócić do domu, ale… – Chen odwrócił się w stronę Jongina i obaj wzruszyli ramionami. Chanyeol chciał krzyknąć CO, DO CHOLERY, BAEKHYUN NAWET NIE CHCE TU PRZYJECHAĆ, PRAWDOPODOBNIE NIE ZJAWI SIĘ TU, DOPÓKI NIE ZOSTANIE ZACIĄGNIĘTY PRZEZ JAKICHŚ STU LUDZI…
– Może tęskni za swoją rodziną – odrzekł Jongin, a Chanyeol chciał go uścisnąć przez to, jak niewinnie brzmiał, jednak Chanyeol wiedział, że Baekhyun tego nie czuje. Może jakaś jego głęboka część tak, ale nie zaakceptuje tego, dopóki te blizny będą nadal ozdabiały każdy centymetr jego ciała.
– Nie oczekujcie zbyt wiele – ostrzegł Chanyeol. – Jego może tu nawet nie być.
– Och, będzie tu! – Jongin uśmiechnął się szeroko. – Wysłali dwa samochody, żeby go odebrać. Będzie tu za kilka godzin.
Odebrać go? Raczej zaciągnąć go tu!
– Nieważne. – Chanyeol wzruszył ramionami, pozwalając Jonginowi i Chenowi pociągnąć się, aby pokazali mu to ogromne miejsce, które wyglądało bardziej jak centrum handlowe niż jak dom. Wszystko było takie białe, a ceramiczne, białe kafelki pod jego stopami zdawały się błyszczeć bogactwem.
Sufit wydawał się być wysoki na kilometry ze zwieszającymi się z niego żyrandolami. Ściany były pięknie pomalowane na pewnego rodzaju ceramiczny kolor i wisiały na nich długie na kilka metrów obrazy. Zasłony również były marszczone, w kremowym kolorze. Wszystko wyglądało na bardzo bogate i gdziekolwiek Chanyeol nie spojrzał, przysięgał, że widział biegające pokojówki i służących. Chanyeol rozdziawił usta. Poważnie? Baekhyun jest tak naprawdę bogaty?
Nie wiedział, że powiedział to na głos, dopóki obaj przyjaciele Baekhyuna nie odpowiedzieli.
– Jest jednym z najbogatszych dzieciaków w szkole! – Zaśmiali się.
– Myślisz, że niby jak kupuje tak wiele rzeczy bez zastanowienia? – zauważył Chen.
– Pamiętam, jak raz użył swojego telefonu jako piłki do baseballa, bo nie było nic małego czy wystarczająco ciężkiego, by zastąpić piłkę – powiedział Jongin.
Nic dziwnego, że zawsze rzuca dookoła wartościowymi przedmiotami. Chanyeol nadal był zszokowany, kiedy pozwolił swoim przyjaciołom zabrać się na rundkę dookoła domu. Schody zrobione były z marmuru pięknie się zakręcały w domu, jak ożywione dzieło sztuki. Zobaczył fortepian (największy, jaki kiedykolwiek widział) stojący w dużym pokoju na końcu schodów, jego czerń była wypolerowana i błyszczała w świetle słońca, które przezierało przez olbrzymie okna.
Wow.
– W czyim… w czyim pokoju spałem? – zapytał głupawo Chanyeol, a Chen i Jongin się zaśmiali.
– To teraz twój pokój.
– Co?!
– Widzisz, ten dom jest tak duży, że każdy dostaje swój pokój, kiedy przybywa z wizytą. – Uśmiechy Chena i Jongina zdawały się rozrywać ich twarze, kiedy robili się coraz bardziej podekscytowani.
– Mówiąc szczerze, to pierwszy raz, kiedy tutaj jestem… – zaczął Chen, rozglądając się dookoła w zamyśleniu. – Tak naprawdę nie wiedziałem, że jego dom jest tak duży… Dobra, Jongin. Gdzie teraz?
– Nie wiem… – Jongin także rozejrzał się dookoła. – Nie byłem tu od wieków! Poza tym czemu by nie poczekać na powrót Baekhyuna-hyunga, a potem by nas oprowadził? Jestem głodny! – Później popędził w kierunku służącej, która niosła tacę z jedzeniem i podążył za nią do kuchni. Chen i Chanyeol poszli za jego przykładem.
– Jestem poniekąd szczęśliwy… – Chen szepnął do Chanyeola, gdy obserwowali, jak więcej ludzi krząta się po kuchni oraz jak Jongin macha swoim niewidzialnym ogonem z powodu tak dużej ilości jedzenia. – Byłem naprawdę szczęśliwy, kiedy jego tata powiedział nam, że Baekhyun zaprosił nas, by świętować Boże Narodzenie, tak szczęśliwy, że chciałem olać swoją rodzinę i dołączyć do nich. On chcący przyjechać tu, przyjechać do domu po tak długim czasie, to musi coś znaczyć. Może Baekhyun otrząsa się z tego. Może zaczyna akceptować pewne sprawy.
– Tak…
– Wydaje mi się, że rusza naprzód, Chanyeol.
Chanyeol obserwował, jak Chen radośnie dołącza do Jongina. I chociaż to miejsce było pełne piękna i wspaniałości, Chanyeol nie mógł nic poradzić na to, że czuł się nieobecny.
Nie tak nieobecny jak Chen i Jongin, którzy wyglądali na zainteresowanych przez wszystko dookoła, pełni uśmiechów i śmiechu oraz pełni beztroskiego ducha, ale nieobecny w taki sposób, że zamartwiał się o Baekhyuna. Wyraz twarzy Baekhyuna tamtej nocy, kiedy powiedział Chanyeolowi, że nienawidzi tego miejsca, był czymś, co wciąż odtwarzało się w jego głowie.
Baekhyun jeszcze się nie otrząsnął.
Nie chciał wracać. Nigdy nie chciał wrócić.
I Chanyeol bał się, jak Baekhyun zareaguje, kiedy to zrobi.




Podczas gdy Chanyeol zabrał się do śniadania – luksusowego posiłku z wszystkimi produktami, których nigdy nie chciał na tak zwykłe śniadanie – odnalazł zabawę w jedzeniu niczym król.
Ojca Baekhyuna nie było, jako że powiedział, że będzie na jakimś spotkaniu i powróci dokładnie na obiad ze swoim własnym synem. Pod warunkiem, że jego syn naprawdę się zjawi.
Wszystkie pokojówki i służący zaskakująco byli dość życzliwi, a Chanyeol odkrył, że śmieje się razem z wieloma z nich, którzy usiedli, żeby porozmawiać. Wszystko w tym domu, dosłownie wszystko, był czymś, o czym Chanyeol zawsze marzył i był pewien, że jest to coś, o czym każdy marzy.
Wobec tego dlaczego Baekhyun go nienawidził?
Pokojówki i służący mieli nawet odwagę, żeby narzekać na to, iż nigdy nie mogą pojechać do domu i ciągle tkwią w tym miejscu do tego stopnia, że są już nim zmęczeni. Na początku Chanyeol nie zrozumiał dlaczego, gdyż to miejsce jest piękne w każdym calu, ale później może to miało sens – w końcu to oni byli tymi, którzy czynili to miejsce nieskazitelnym.
Chanyeol żyłby tutaj na zawsze.
Obserwował Chena i Jongina i nawet z ich pogodnych twarzy mógł wyczytać, że również nie mieliby nic przeciwko temu.
Wobec tego dlaczego Baekhyun nienawidził tego miejsca?




Chen szedł przed Chanyeolem (ponieważ Chanyeol jakoś odmawiał wciągnięcia się w jakąś interesującą rozmowę), kiedy oglądali obrazy na ścianie. Fascynujące było patrzenie na taką różnorodność, począwszy od sztuki abstrakcyjnej aż po malarstwo tradycyjne.
Wszystko było bardzo piękne i sprawiało, że posiadłość wznosiła się w rankingu „Dom, w którym chciałbym mieszkać”.
Ale w jakiś sposób było w tym wszystkim coś, co nie było w porządku. Zdezorientowany Chanyeol starał się zignorować to uczucie, ale nawet kiedy byli na końcu korytarza i już mieli skręcić w niezliczoną ilość innych korytarzy, to uczucie nie zniknęło.
– Wow, spójrzcie na to! – Jongin chwycił Chena i pospieszył w stronę oprawionej w ramę pracy na końcu następnego korytarza. Chanyeol pospiesznie podążył za nimi, bojąc się, że jeśli tego nie zrobi, zgubi się. Kiedy do nich dołączył, zobaczył coś…
…co właściwie nie było obrazem.
– Czemu to jest puste? Czy ktoś go ukradł? – Jongin zapytał Chena, który potrząsnął głową. Ten „obraz” to była tylko rama z drogo wyglądającą szybą – prawie jakby czekała na przyjście właściwego obrazu lub płótna. Niektóre miejsca wyglądały, jak gdyby przypadkowo oklejone taśmą klejącą, ponieważ ten „obraz” był kruchą rzeczą, która ciągle wymagała sklejenia go do kupy. Chen stał przez chwilę nieruchomo, a potem wskazał coś na dole ramy.
– Zobaczcie! Tutaj jest karteczka! – Kiedy Chanyeol wraz z pozostałą dwójką pochylił się, zobaczył słowa „Bez tytułu” przez „Nieznany”.
– A więc to jest obraz!
– Ale co on ma oznaczać?
Chanyeol wpatrywał się w nicość i nie zobaczył nic… nicość.
Dziwne.
– To ulubiony obraz panicza Baekhyuna. – Pojawił się nowy głos i wszyscy trzej odwrócili się do niskiej, starej kobiety, która trzymała tacę z jedzeniem.
– Co? Dlaczego?
– Ponieważ ten obraz jest niczym.
Wszyscy trzej patrzyli na nią w osłupieniu.
Wtedy oczy Chanyeola rozszerzyły się, kiedy powoli odwracał się, by spojrzeć na obraz, który wydawał się być jedynie pustą ramą. Kobieta zachichotała.
Gdyby sprawy miały się inaczej… Chanyeol zawsze miał tę myśl w swojej głowie, zwłaszcza kiedy był w pobliżu Baekhyuna.
Od momentu kiedy się spotkali, było zdanie, które ciągle nawiedzało jego umysł. Co by było, gdyby sprawy miały się inaczej?
I kiedy powoli zaczynał rozumieć Baekhyuna, był pewien, że nawet jeśli Baekhyun tak nie myślał, jego ciało się nad tym zastanawiało – poprzez jego postawę, jego słowa i gesty, których sam nie był świadomy.
Od chwili kiedy Chanyeol zdał sobie sprawę, że Baekhuyn miewa przejawy życzliwości, Chanyeol znał przynajmniej część Baekhyuna, jakkolwiek mała była czy jak bardzo wydawał się jej być świadomy, czuł to samo.
– Widzicie, ten obraz jest dokładnie tym, czym chcecie, żeby był – wyjaśniła kobieta. – Kiedy się na niego patrzy, można wyobrazić sobie, co tylko się chce. Nawet tytuł daje pozwolenie, by pozostawić ten obraz dla waszej wyobraźni.
– Daje również uczucie ukojenia, kiedy nie chce się o niczym myśleć. Wydaje mi się, że część jego nicości jest powodem, dla którego jest tak fascynujący i urzekający – można się w niego wpatrywać i wyobrażać sobie tam cokolwiek i nigdy nikt nie będzie w błędzie.
Przez chwilę wpatrywała się w obraz.
– Kiedy panicz Baekhyun był młodszy, siadywał tutaj… – Postukała miejsce pod swoją prawą stopą tuż przed obrazem. –…i patrzył na niego. Godzinami. Nikt nie mógł go stąd zabrać i nikt nie mógł wyrwać go ze skupienia. Po prostu siedział tutaj jak mała lalka i wpatrywał się w obraz tęsknym spojrzeniem.
Zapadła krótka cisza, kiedy cała czwórka myślała o tym, jak jedna osoba ich połączyła – a Chanyeol nie miał wątpliwości, co jego współlokator widział oczyma wyobraźni.
– Wydaje mi się, że to jedyna rzecz, która była dla niego rozrywką, jako że nie było nic innego w tym wielkim, strasznym domu, co mogłoby go zabawić. Jego rodzice byli dość surowi, choć nigdy nie było ich w domu, mówili mu, żeby się nie obijał, tylko siedział tu i uczył się jak ciche dziecko. Na początku robił to, co mu kazali, ale kiedy w jego wieku znalazły się dwie cyfry, przestał słuchać i posunął się tak daleko, że robił żarty kucharzom i służącym. Jedyny czas, kiedy był cichy, był wtedy, gdy siedział tutaj. – Oczywiste uczucie pobrzmiewało w jej głosie i Chanyeol znów zastanowił się, dlaczego Baekhyun nienawidzi tego miejsca.
– Och, cóż. – Nostalgiczny nastrój skończył się, kiedy staruszka wyrwała się z transu. Uśmiechnęła się do chłopców. – Za kilka minut mężczyźni pójdą ścinać choinkę. Chcecie iść z nimi?
– O TAK! – krzyknęli Jongin i Chen, spiesząc za chichoczącą pokojówką. Chwilę później zauważyli, że najwyższy z całej trójki nie poruszył się ani o centymetr.
– Chanyeol! Nie idziesz? – Jongin i Chen obejrzeli się na niego. Chanyeol poruszył się nieco, a potem potrząsnął głową.
– Nie… Zostanę tu jeszcze trochę… i dokończę oglądać… – Dwójka wzruszyła ramionami i popędzili w swoją stronę, pozostawiając Chanyeola samego w tym nagle ogromnym korytarzu.
Chanyeol odwrócił się, dokładnie przyglądając się obrazowi, temu, który stał się najwyraźniej dużą częścią życia Baekhyuna w tej posiadłości. Usiadł dokładnie w tym samym miejscu, które pokazała im starsza pani i wpatrywał się w obraz.
Siedział tam przez długi czas.




Kiedy Chanyeol przesiedział tam wystarczająco długo, było to więcej niż potrzeba, by coś sobie uświadomił.
Chociaż ten dom był idealny w każdym możliwym stopniu, miał wszystko, czego ktokolwiek kiedykolwiek potrzebował, brakowało mu jednej rzeczy i ta jedna rzecz mogła wszystko zmienić.
Ciepło.
Ten dom był zimny jak lód i kiedy Chanyeol siedział tam bez przyjaciół czy kogokolwiek obok, poczuł, jak zaczyna otaczać go samotność, grożąc, że go pochłonie. To nie uczucie, które można łatwo rozpoznać – właściwie gdyby Chanyeol nie myślał o tym, dlaczego coś jest w tym domu nie tak, wcale by tego nie zrozumiał. Ten rodzaj nastroju był łatwo zaraźliwy, zwłaszcza w tak ogromnym miejscu jak to, i było to coś jak bycie wciąganym w chorobę bez czyjejś świadomości.
W tym domu było wszystko – pełno jedzenia, wysokich sufitów, drogich dywanów i niezliczona ilość obrazów – ale to właśnie o to chodziło. Było wszystkiego zbyt wiele, za dużo dekoracji, by był widziany jako dom, a nie jako muzeum.
Chociaż ta posiadłość była pełna, Chanyeol czuł się dziwnie pusty wewnątrz niej.
Był również problem z obrazami. Nic dziwnego, że Chanyeol czuł się taki nieobecny przez cały czas, gdy je podziwiał.
Ciągle widział piękne ramy zdobiące ścianę, ładne, małe dekoracje zwisające z kremowej tapety i tym razem Chanyeol zrozumiał, dlaczego czuł się tak bardzo nie na miejscu, dlaczego ta posiadłość bardziej sprawiała wrażenie galerii sztuki niż porządnego domu.
 Przez cały czas kiedy chodził, nie zobaczył ani jednego zdjęcia.
Żadnych zdjęć rodziny, żadnych zdjęć przodków, ani śladu młodszego Baekhyuna w żadnej z nich. Nic tylko niekończące się korytarze obrazów, obrazów, na które prawdopodobnie nie kłopotali się spoglądać.
To miejsce było zbyt zimne.
I właśnie wtedy Chanyeol zrozumiał, dlaczego Baekhyun nienawidził tego miejsca.
On również zaczynał je nienawidzić.




Po długim czasie bezsensownego spacerowania Chanyeol odkrył, że znowu znajduje się na przedzie domu, w ogromnym (i niemal pustym) salonie, gdzie znajdowało się główne wejście. Chanyeol nie pamiętał, żeby tu był, w końcu prawdopodobnie został zaciągnięty do środka przez ochroniarzy, którzy go porwali.
Poczuł białą, marmurową podłogę pod stopami i przez chwilę zastanawiał się, jak taki dom jak ten może być tak dobrze utrzymany i jakim cudem wydaje się on tak nowy, chociaż prawdopodobnie stoi tu przynajmniej od ponad dekady.
To dom Baekhyuna. To właśnie tu Baekhyun spędził większość swojego życia.
I wciąż, pomimo rozmiarów budynku, Chanyeol nigdzie nie wyczuł śladu Baekhyuna.
Poczuł buczenie w kieszeni i wyjął swój telefon. To wiadomość od Chena.
Spotkajmy się w salonie. Gdzie otwiera się drzwi i wchodzi od razu do środka i gdzie jest tak dużo miejsca z sofami i tak dalej – taak, spotkajmy się tam. Niesiemy choinkę!!!!!
Chanyeol przewrócił oczami i z powrotem schował telefon do kieszeni – na szczęście już tu był.
Jak na zawołanie usłyszał trzaśnięcie drzwi samochodu gdzieś na zewnątrz (i przez ten dźwięk wydawało się, że samochód jest naprawdę daleko – jak duży był ogród przed domem?). Zaciekawiony Chanyeol zdecydował się otworzyć drzwi (i niech to diabli, były ogromne). Usłyszał przytłumione krzyki po drugiej stronie, choć były bardzo odległe. Może choinka jest dla nich zbyt ciężka i nie mogą jej unieść. Pomyślał Chanyeol z wyższością, będąc kilka kroków od drzwi.
Nagle drzwi otworzyły się tak gwałtownie, że nawet ich rozmiar nie powstrzymał ich przed trzaśnięciem w ścianę, siła tego rozniosła wielkie „bum” odbijające się po całym pokoju, a nawet suficie. Chanyeol wzdrygnął się od hałasu, zaciskając oczy z zaskoczenia.
– GDZIE, U LICHA, JEST PARK CHANYEOL?! – Głos natychmiast sprawił, że Chanyeol otworzył oczy i odkrył, że patrzy na mniejszą postać z rozczochranymi włosami i miną pełną gniewu, lecz zdeterminowaną. I mniej niż sekundę po tym, jak otworzył oczy, te zmęczone, lecz nieustępliwe zwróciły się, by napotkać jego wzrok.
Byun Baekhyun powrócił.


środa, 26 lipca 2017

The Faults In Byun Baekhyun [13/55]

Brak komentarzy // Dodaj komentarz (+)
tytuł rozdziału: Zmiana zdania |oryginał: Change of heart
rating: PG-13
Chanyeol otworzył oczy, czując na sobie niepotrzebny ciężar oraz dziwne pieczenie w dole. Kiedy podniósł wzrok, ujrzał Baekhyuna wpatrującego się w niego z uwodzicielskim uśmieszkiem, igrającym na jego ustach. Chłopak siedział na nim okrakiem.
Chanyeol chciał się odezwać, ale poczuł, że słowa więzną mu w gardle, kiedy Baekhyun poruszył biodrami, ocierając się o jego krocze, i zamiast tego jęknął.
– Yeol… – wymruczał i, cholera, ta ksywka tak dobrze brzmiała w jego ustach. Kiedy przesunął dłonią po piersi wyższego, wszystkim, co Chanyeol widział, były poruszające się zwinne palce, które w drażniący sposób rozpinały jego koszulę guzik po guziku. Kurwa, w tej chwili był tak cholernie twardy, a bliskość Baekhyuna, możliwość powąchania truskawek i miodu Baekhyuna były wystarczające, by doprowadzić go na skraj.
Kuźwa… Pomyślał sobie, umierając z pragnienia, żeby położyć dłonie na Baekhyunie, dotknąć go, również sprawić mu przyjemność… ale z jakiegoś powodu w ogóle nie mógł nimi poruszyć. Wszystkim, co mógł zrobić, było bezradne wpatrywanie się, jak okrągły tyłek Baekhyuna boleśnie wolno przesuwa się po jego palącej erekcji, obserwowanie, jak te usta rozchylają się w niemym jęku, podczas gdy jego dłonie spoczywały na klatce piersiowej Chanyeola, by mógł się podeprzeć.
–…Byun Baekhyun… – jęknął wreszcie Chanyeol, kiedy zdał sobie sprawę, że jego ręce są przywiązane do słupków łóżka. –…Uwolnij mnie… Chcę cię dotknąć, ty mały pojebie…
– Cii… – Głos Baekhyuna był delikatny, ale, niech to szlag, wysyłała ciarki wzdłuż kręgosłupa Chanyeola. – Tylko ja mogę zadowalać… Ponieważ jestem do tego stworzony… – Z każdym słowem przybliżał się, dopóki nie znalazł się zaledwie centymetr od niego, a potem pochwycił usta Chanyeola swoimi, a ten zwyczajny gest sprawił, że Chanyeol balansował na krawędzi…
Chanyeol usiadł zlany zimnym potem.
Niech to szlag! Zaklął wewnętrznie, kiedy poczuł palący ból w kroczu i zdał sobie sprawę, że jest twardy jak skała. Tak twardy, że nawet preejakulat wyciekł na jego spodenki. Nigdy nie czuł wobec kogoś tak silnego pożądania.
Czuję się taki brudny… Pomyślał, chwilowo zszokowany i ukrył głowę w kolanach. Nigdy nie miałem mokrych snów o kimś, kogo znam w prawdziwym życiu!
Inne mokre sny, które miał, były o tych mężczyznach i kobietach bez twarzy, z pięknymi ciałami, ale mokry sen nigdy nie był tak wyraźny, tak żywy, tak rzeczywisty.
Mam cholernie wielki problem.
Podniósł kołdrę z łóżka i wstał, podreptał do łazienki, żeby wziąć zimny prysznic (bo, niech to szlag, nie chciał zbrukać się większą ilością erotycznych myśli o swoim współlokatorze), ale kiedy przeszedł obok łóżka Baekhyuna, nie mógł nic poradzić na to, że rzucił okiem, jak się ma obiekt z jego snu.
Baekhyun był rozwalony na łóżku, połowa jego kołdry była skopana z łóżka, jedną rękę trzymał na brzuchu, a drugą nad głową. Kiedy Chanyeol podszedł bliżej, zobaczył, że włosy Baekhyuna są w nieładzie z przewracania się (jednocześnie miało to w sobie jakąś seksowną nutę), jego skóra była nieskazitelna i gładka, kontrastowała z ciemną koszulką i czarnymi bokserkami, które miał na sobie. Jego uroczy guzikowaty nos zmarszczył się, ponieważ, jak zakładał Chanyeol, trochę go swędział, a potem odwrócił się, jego bielizna podsunęła się niebezpiecznie wysoko na mlecznobiałych udach, kiedy to zrobił.
Chanyeol przełknął ślinę.
Popędził do łazienki, nie był zadowolony, dopóki lodowata woda nie dotknęła jego skóry niczym ogień.




Wczoraj trudno było się Baekhyunowi skupić.
Siedemnasty zazwyczaj był dniem, który przynosił mu złe wspomnienia, potworne, których wyraźnie nie mógł pomieścić w najgłębszych zakamarkach siebie. Jednakże nie chciał z nikim nad tym rozprawiać ani poruszać tego przy kimś. Nie bał się bycia ocenionym – w zasadzie wiedział, że jego przyjaciele nigdy by go nie osądzili. Ale tym, czym był przerażony, było to, że poruszanie niewypowiedzianej przeszłości oznaczałoby odsłonięcie fragmentów jego rozbitego „ja”.
A on już miał to za sobą.
Naprawił się i zatrzymał w miejscu, w którym już w ogóle się nie poznawał, w miejscu, gdzie jeden mały pstryczek mógł znowu zniszczyć go całego. Właśnie dlatego nikt nie mógł go dotknąć (w przenośni oczywiście), nawet jego przyjaciele, którym mógł potencjalnie powierzyć swoje życie.
Ale nie swoje serce.
Chociaż pił piwo w klubie, do którego przychodził najczęściej, czuł sposób, w jaki barman się na niego gapił, wczuwał się w rytm muzyki i przypominał sobie emocje, które uwalniał każdego siedemnastego dnia miesiąca, Baekhyun zupełnie nie mógł się na tym skupić.
Gdy pił, wszystko, o czym myślał, to pierwszy raz, kiedy Chanyeol go pocałował i przypomniał sobie z pijackim chichotem, jak beznadziejny był jego współlokator w czymś tak prostym.
– Z kim się będziesz dzisiaj pieprzył? – spokojnym głosem zapytał barman, któremu na imię było Youngjae, zatrzymując się przy Baekhyunie.
– Nie wiem… – odpowiedział, biorąc kolejny łyk. – Wielu, wielu ludzi…
–…Normalnie już by cię nie było. Czemu nadal tu siedzisz? – Youngjae mimowolnie naciskał, jego palce znajdowały się trochę za blisko tych Baekhyuna. – No, chyba że czekasz, aż ktoś skończy swoją zmianę…
Z początku Baekhyun był zdezorientowany, a potem badawczo przyjrzał się barmanowi i uśmiechnął się figlarnie. – To była tylko jedna noc. Nie mogę pieprzyć się z tobą kolejny raz… to nie w porządku. – Youngjae westchnął i wstrzymał swoje zaloty.
– To dlatego, że jesteśmy wobec siebie zbyt przyjacielscy… – ciągnął Baekhyun i jeśli jego głos nie byłby uroczo marudny, Youngjae już dawno by się go pozbył.
– Tak, tak, nieważne. – Youngjae przewrócił oczami. Ale nadal nie mogę nic poradzić na to, że myślę, iż jesteś małym ciachem. – A co powiesz na to, że dziś przedstawię ci kilku moich przyjaciół? Nie chcesz seksu grupowego? – Baekhyun zerknął w dal, po czym znowu się napił.
–…Nie, dzięki. Nie dziś. – Wyciągnął dużą sumę pieniędzy z kieszeni i rzucił je na ladę, a potem zaczął odchodzić, kuśtykając. – Dzisiaj nie mam ochoty.
Wszystko przez Park pieprzonego Chanyeola…
– Chcesz, żebym odwiózł cię do domu? – zawołał Youngjae, ale Baekhyun potrząsnął głową i wytoczył się z klubu.
Park Chanyeol jest frajerem… Pomyślał, przypominając sobie pocałunki Chanyeola, duże uszy Chanyeola i wszystkie swoje interakcje z Chanyeolem. To głupie. Nie powinien myśleć o Chanyeolu w taki dzień – dzień, w którym powinien żyć przeszłością, ale próbując się z niej wydostać.
Dzień, w którym powinien opłakiwać swoją porażkę, obwiniać się za wszystko, co mu się przytrafiło. Dzień, w którym Baekhyun powinien tęsknić za mężczyzną, który zostawił na nim te blizny, albo przekląć go do najgłębszych otchłani piekła.
A zamiast tego nieporadny Chanyeol wchodził do jego głowy od czasu do czasu.
Baekhyun był tak cholernie sfrustrowany, ponieważ miał zablokować swój umysł i serce przed wszystkimi poza nim, ale teraz ktoś nowy powoli się wkradał, a to sprawiało, że się bał.
Nie wpuszczaj go, nie wpuszczaj go, nie wpuszczaj go… Mantra powtarzała się w kółko w głowie Baekhyuna, mantra, którą sam dla siebie ułożył, kiedy jego życie wywróciło się do góry nogami.
Jednak Baekhyun nie wpuścił go.
Ogromne mury, które utworzył wcale się nie kruszyły. Zamiast tego Chanyeol sam w jakiś sposób wdzierał się do środka, pamiętając, żeby zburzyć każdą cegłę, która znajdzie się na jego drodze. Nie był świadomy, co to robiło z Baekhyunem, nie był świadomy, że każda cegiełka, którą oddzielał od fortecy otaczającej serce Baekhyuna, była jak wbijanie igły w umysł Baekhyuna – bolało jak diabli i sprawiało, że czuł się bezbronny. Bardzo bezbronny i cholernie obnażony.
Przestań, przestań, przestań, przestań.
Ale kiedy zamykał oczy, widział, jak Chanyeol wpełza przez tę maleńką dziurę, którą zrobił w murze Baekhyuna, wpełzał z niesamowitym wysiłkiem, ale nadal jakoś mu się udawało (i niech to szlag, wyraz, jaki miała jego twarz, pokazywał Baekhyunowi, że on nawet nie wiedział, że to robił, nawet nie wiedział, że się starał). A kiedy docierał do niezrozumiałych części Baekhyuna, które Baekhyun sam próbował naprawić, kawałków wystających tam, gdzie nie powinny w taki sposób, że Baekhyun wyglądał jak potwór, a nie jak ludzka istota, Chanyeol nie usiłował ich podtrzymać.
 Zamiast tego Park Chanyeol powoli wyjmował kawałki jeden po drugim.




Kiedy Baekhyun nie znalazł zaspokojenia w seksie, odkrył, że staranie się zdekoncentrować od myślenia o Chanyeolu przez bezsensowne pieprzenie w ogóle nie pomaga.
Ponieważ koniec końców pieprzenie innych ludzi, gdy myślał o swoim współlokatorze, sprawiło, że czuł się obrzydzony.
Po zrobieniu loda zostawił faceta (i dzięki Bogu, że ten facet nie był natarczywy) i zatoczył się z powrotem do akademika, chcąc odpocząć i nie myśleć o niczym.
Ale Park Chanyeol tam był.
Zwykle w takie dni Baekhyun piłby tak długo, aż nie mógłby sobie przypomnieć ani jednej rzeczy z poprzedniej nocy, pieprzyłby się z tyloma osobami, że nie mógłby ich zliczyć, nie pamiętałby nawet ich twarzy, a ostatnią rzeczą, którą by pamiętał, byłoby to, że czułby się jak seksualna zabawka wykorzystana przez nieznajomych, których nigdy nie widział.
Ale teraz, ponieważ był rozkojarzony, nie mógł zrobić nic takiego, więc utknął w byciu niemal trzeźwym (w porównaniu do upitego do nieprzytomności) i po prostu wiedział, że będzie to pamiętał jutrzejszego poranka.
Jednak to nie powstrzymało jego spowolnionych ruchów i niedorzecznych odruchów.
Więc nie wiedział, co wyprawiał, kiedy błagał Chanyeola, żeby go pieprzył, nie wiedział, dlaczego, do cholery, w ogóle chciał pocałować Chanyeola (jako że wszystkie inne razy dotyczyły rywalizacji). Nie wiedział, do diabła, czemu tak bardzo był w potrzebie i czemu, u licha, po raz pierwszy od wielu lat uczepił się kogoś, a nie ktoś uczepił się jego.
To głupie i nie zasłużył na wybór. Od kiedy, do kurwy, miał niby prawdo wyboru?
Nie masz prawa wybierać, nie jesteś wystarczająco dobry, nie jesteś wystarczająco dobry, nie jesteś wystarczająco dobry.
Oni lubią cię tylko za twoje ciało, twoje ciało, twoje ciało.
Masz wszystkich zadowalać, wszystkich zadowalać, wszystkich zadowalać.
Tak więc było to pierwsze, nieznaczne spojrzenie z najgłębszych szczelin ciemnych i osobistych myśli Baekhyuna.




Chanyeol był idiotą.
Właśnie wczoraj prawie rzucił się na swojego uroczego pijanego współlokatora (który jest jego wrogiem i którego powinien nienawidzić całą swoją mocą i nie chcieć się do niego kiedykolwiek zbliżać!!!!!), a dzisiaj miał poranny wzwód, ponieważ śnił o chłopaku, którego kiedyś nienawidził (i nadal nienawidzi).
 Park Chanyeol, pozbieraj się do kupy.
Starał się, jak tylko mógł.
Unikał Byun Baekhyuna.
Ale nie zaszedł zbyt daleko, ponieważ następnego dnia zachorował. Dlaczego? Bo miał pewien mokry sen o szczególnej osobie i z tego powodu wziął lodowaty prysznic w zimę.
– Jak, do cholery, zachorowałeś? – spytał Baekhyun, a w jego rozgorączkowanym umyśle (albo może to tylko on tak czuł) Chanyeol przysięgał, że Baekhyun również zachowywał się chłodno.
– Jestem chory, to nie twój interes. – Tylko, że jest twój, bo to ty to spowodowałeś. Chanyeol ukrył się pod kołdrą, czując, jak ciepło dookoła niego rośnie i pochłania go do świata zawrotów głowy i ognia.
– No cóż. – Baekhyun wzruszył ramionami i wyszedł na zajęcia, a Chanyeol pozostał w zamgleniu, gdzie utknął pomiędzy byciem rozbudzonym a nieprzytomnym.




Kiedy dotarł na granicę przytomności, nagle poczuł się tak lekko, jak gdyby dryfował w powietrzu (kto wie? Może umarł z gorączki) – potem zdał sobie sprawę, że jego pierzyny nie ma, została zastąpiona przez cienką, ale ciepłą kołdrę, która powstrzymywała go od drżenia. Kiedy już miał znowu zasnąć, usłyszał dźwięk wody wpadającej do wody, później poczuł, jak coś chłodnego i mokrego ostrożnie układa się na jego czole…




Kiedy obudził się następnym razem, był spragniony, spierzchnięte usta zostały otwarte przez delikatne palce. Nawet przez zamglony umysł był świadomy, że nikt nie mógł tego dla niego robić, nawet narkomani, którzy chcieliby go naćpać, więc odwrócił głowę w marnej próbie ucieczki. Okazało się jednak, że był to żałosny ruch, ponieważ silne, zwinne palce ostrożnie popchnęły go w drugą stronę i ponownie rozwarły jego wargi i tym razem coś małego w kształcie tabletki znalazło się w jego ustach. Chciał to wypluć, jednak palce były silne, kiedy zamykały jego wargi i upewniały się, że połknął. Po słabym oporze Chanyeol nie miał wyboru, musiał połknąć to coś, ale nie było to coś trującego, jak w połowie oczekiwał, poczuł tylko, jak coś odświeżającego i zimnego przesuwa się przez jego gardło i połknął to z wdzięcznością, czując, jak woda na powrót zwilża jego usta.
Ktokolwiek podawał mu wodę, dał mu wystarczająco, ponieważ kiedy Chanyeol ponownie chciał zasnąć, zimna szklanka opuściła jego usta i mógł dokonać własnego wyboru.
I stąd zamknął umysł i pozwolił, by ciemność znowu go pochłonęła…




Gdy obudził się następnego poranka, czuł się bardziej odświeżony niż deszcz po okresie suszy.
Wow! Co się w ogóle wczoraj, do cholery działo? Pomyślał Chanyeol, przeciągając się i wyszedł z łóżka. Byłem chory, prawda? Wow, nigdy wcześniej tak szybko nie wyzdrowiałem.
Kiedy spojrzał na zegarek, uświadomił sobie, że jest szósta rano, było o wiele za wcześnie na sobotni poranek.
Może powinienem iść kogoś obudzić. Pomyślał sobie bezczelnie Chanyeol, wertując w myślach możliwe ofiary. Kris nie był dobrym wyborem, ponieważ z rana był przerażający jak diabli i ostatnio doświadczał depresji, a Chanyeol naprawdę nie chciał nic pogorszyć. Sehun także nie był dobrym wyborem, ponieważ Tao mógłby się wkurzyć i skopać mu tyłek. Chen nie był dobrą opcją, bo był z nim Kyungsoo, a Chanyeol nie chciał przed nim źle wypaść.
Więc musiało paść na Jongina.
Po tym Chanyeol założył sweter i rzucił okiem na Baekhyuna.
Baekhyun spał spokojnie na swoim łóżku, tylko że w tak zimny poranek nie był okryty kołdrą.
Co jest, do cholery, nie tak z tym dzieciakiem? Pomyślał Chanyeol i przysięgał, że mógł zobaczyć, jak śpiący chłopak drży. Więc jak miły chłopak, którym był, Chanyeol podszedł i rozłożył kołdrę swojego współlokatora (czemu ona w ogóle była złożona? To tak, jakby był tak zmęczony, że nie miał siły, by posłać sobie łóżko czy coś), a potem okrył nią małą postać, upewniając się, by właściwie ją owinąć, ponieważ wiedział, że Baekhyun nienawidzi ciepła i skopie ją, a potem zachoruje, bo ją skopał.
A kiedy to robił, nie zauważył, że na biurku obok stała miska z wodą i mokra szmatka, która tak ostrożnie i starannie, i ciągle była kładziona na jego czole poprzedniego dnia.




– JONGJONG! – krzyknął Chanyeol, otwierając drzwi do pokoju 88, ale został powitany przez zimną pustkę.
– Zaraz… co? – Rozejrzał się dookoła, widział starannie poskładane rzeczy (jakby Jongin zniknął i już nigdy miał się nie pojawić) i wtedy zrozumiał.
Jongin mógł zniknąć i mógł już nigdy nie wrócić.
Spanikowany Chanyeol wyjął telefon i zaczął zasypywać swojego najlepszego przyjaciela wiadomościami, a kiedy już się upewnił, że tyle wystarczy, wszedł do środka i przejrzał każdy zakamarek pokoju na wypadek, gdyby Jongin zadecydował się zrobić mu żart czy coś.
Jednak kiedy już miał się poddać, telefon zawibrował mu w kieszeni.
JongJong: Jestem u Chena na Święta, pamiętasz?
Nie, nie pamiętam. Pomyślał Chanyeol właśnie wtedy, kiedy przyszła kolejna wiadomość.
JongJong: Dlaczego, u licha, mnie obudziłeś?
JongJong: Gdzie byłeś ty i Baekhyun-hyung, kiedy wczoraj wyjeżdżaliśmy? Mili z was przyjaciele.
Co, do cholery… Chanyeol usiadł na posłanym łóżku Jongina.
Chanyeol: Ty pieprzony idioto, nigdy nie powiedziałeś mi, że wyjeżdżacie tak wcześnie!
JongJong: Byłeś tam, kiedy Chen to zasugerował, do kurwy nędzy! Nie zrzucaj winy na mnie! -.-
Chanyeol: Byłem chory! Miłym jesteś przyjacielem, że nawet nie raczyłeś przypomnieć o swoim wczesnym wyjeździe w tym tygodniu.
JongJong: Ty jesteś miłym przyjacielem, bo nie pamiętałeś.
JongJong: Baekhyun-hyung też.
Chanyeol: Co to, do cholery, ma wspólnego z Baekhyunem?
JongJong: Żadnego z was nie było, żeby się z nami pożegnać. Wow, zastanawiam się, jakich najlepszych przyjaciół sobie znalazłem… Nawet Kris-hyung był, a wszyscy wiemy o jego „stanie”!
Chanyeol: Czemu go tam, u licha, nie było?
JongJong: Skąd miałbym wiedzieć? Wszystko, co wiem, to to, że nikt nie mógł was znaleźć, bo żaden z was nie poszedł na kółka! Co robiliście, zacieśnialiście więzi, co? ^.^
JongJong: Najwyższa, kurna, pora, Chanyeol. Zaczynałem myśleć, że już zawsze będę musiał stanąć między wami…
Chanyeol: Pieprz się, byłem chory!
Po tym Chanyeol wyłączył telefon i rzucił go na bok, zanim położył się na łóżku. Dlaczego, do cholery, Baekhyuna tam wczoraj nie było?
Co on, u licha, robił?
Kiedy zadręczał swoje myśli tym, co Baekhyun mógł robić poprzedniej nocy, w tym samym czasie próbując się przekonać, że wcale go to nie obchodzi, drzwi otworzyły się.
To przyszło zupełnie nieoczekiwanie, zważywszy na to, że teraz wiedział, iż Jongina już tu nie ma, więc nagły hałas przestraszył Chanyeola, a on bezradnie krzyknął i spadł z łóżka.
Joonmyun stanął przed nim.
– Jongin wyjechał na Święta, tak… – spytał cicho Joonmyun, ale brzmiało to bardziej jak twierdzenie i podszedł do łóżka obok Chanyeola. Młodszy zamrugał, kiedy zdał sobie sprawę, że tak właściwie Jongin dzieli pokój z Joonmyunem i właśnie dlatego nikt nigdy nie widział współlokatora Jongina, kiedy go odwiedzali. Nigdy.
– Tak… – odparł w roztargnieniu. Zapanowała cisza, kiedy Joonmyun zdejmował buty i wszedł do środka.
Milczenie spowiło pokój, gdy Chanyeol obserwował najdłużej trwającą miłostkę swojego najlepszego przyjaciela. I właśnie wtedy bez wątpienia zrozumiał, że mężczyzna przed nim, chłopak, który nosił przydomek „Największego Kujona” przez trzy lata z rzędu w Pop College, tak naprawdę był drugą dziwką, która stopniowo wznosiła się w rankingu – tajemniczym Księżycowym Aniołem.
Wyglądało, jakby wszystko w nim się zmieniło. Jego włosy były idealnie zaczesane do tyłu nawet bez użycia żelu, spojrzenie, które miała jego twarz, było znudzone, kiedy wcześniej patrzył na niego, wchodząc. Jego postawa krzyczała „fajny” i „modny”, a każdy jego ruch był elegancki niczym woda. Chanyeol zdał sobie sprawę, że nie może oderwać oczu od współlokatora Jongina. Rzeczywistość w niego uderzyła. Kris miał rację. Cholerną rację.
Kim Joonmyun był seksowny.
– Uch… – palnął Chanyeol, jego twarz poczerwieniała, gdy uświadomił sobie, że niechcący przyglądał się obiektowi westchnień swojego najlepszego przyjaciela i odwrócił się. – Cz-Czy rozmawiałeś już z Krisem?
–…Kris? – odezwał się Joonmyun i nawet jeśli jego głos był gładki jak woda mineralna – zniżał się do chrapliwego zamiast do podwyższonego tonu, którego zwykle używał. – Co z nim? – Brzmiał niemal na znudzonego i właśnie wtedy złość wzięła górę nad nieśmiałością Chanyeola.
– Co masz na myśli przez „Co z nim?” – Chanyeol ze złości wbił spojrzenie w Joonmyuna, który leniwie patrzył na niego, jego ciało było beztrosko oparte o ścianę, gdy skrzyżował ramiona. – Wiesz, że Kris cię lubi, BARDZO, więc przynajmniej porozmawiaj z nim o-
– O czym? – wtrącił Joonmyun, a Chanyeol już zaczynał nie lubić jego nastawienia – jak gdyby nie mógł znieść straty czasu i wysiłku, by porozmawiać z Krisem. – Jest tylko kolejnym mężczyzną, który za mną goni. Nie jest nikim wyjątkowym-
– Ty dupku! – wrzasnął Chanyeol, wstając. – W przeciwieństwie do twoich „adoratorów” Kris przejrzał twój niepopularny szkolny status i uznał cię za uroczego, chociaż wszyscy uznawali, że jesteś odpychający tylko dlatego, że miałeś przydomek „Największego Kujona”! – Joonmyun nie powiedział nic i tylko oparł się o ścianę, celowo go obserwując z nutą cierpliwości, która zaczynała doprowadzać Chanyeola do szaleństwa.
– Nienawidzi być częścią większej społeczności, ponieważ jest typem, który nienawidzi robić nic bez pieniędzy w zamian, a mimo to zgodził się i zapisał się na wszystko, na co ty się zapisałeś, wszystko przez ciebie. Wszystko po to, aby się do ciebie zbliżyć. – Chanyeol czuł się bardzo sfrustrowany, a jego serce skręcało się, kiedy przypominał sobie psychiczny stan Krisa po tym nieszczęsnym dniu kilka dni temu. – I zobacz, co się stało. Twój sekret został mu wyjawiony i teraz cierpi na prawdziwą depresję. Pozwól, że ci powiem, Kim Joonmyun, Kris Wu Yi Fan nigdy, przenigdy wcześniej nie lubił nikogo tak bardzo – byli zazwyczaj przelotnymi romansami i zwykle nie lubił kogoś przez dłużej niż tydzień, nie wspominając o trzech całych miesiącach! Ale od dłuższego czasu żywi do ciebie jakieś uczucia i zaczynam myśleć, że to nie jest żart. Naprawdę chce się do ciebie zbliżyć. – Joonmyun poruszył się i choć jego twarz była bez wyrazu, Chanyeol i tak mógł ją rozczytać.
– I udało mu się, prawda? – Chanyeol uśmiechnął się zwycięsko. – Żywisz do niego jakieś uczucia, czyż nie?
– Nie bądź głupi! – odrzekł Joonmyun lodowatym tonem, zamykając oczy. – Miłość jedynie utrudnia ludziom robić rzeczy, które chcą. Kris nie dosięga moich standardów. To wieśniak. – Po tych słowach Joonmyun podszedł do drzwi (i niech to szlag, nawet pochłonięty w swym gniewie Chanyeol nie mógł nic poradzić na to, że podziwiał grację  i nieskazitelność jego ruchów) i wyszedł, zamykając je głośno za sobą, zostawiając Chanyeola zmieszanego, sfrustrowanego i czującego wielkie, wielkie współczucie wobec swojego najlepszego przyjaciela.




– Kim Joonmyun to pieprzony palant! – odezwał się Chanyeol, uderzając dłonią w biurko.
– Hej! – krzyknął Lu Han, wskazując na Chanyeola, który natychmiast się wzdrygnął. – Krzywdzisz moje biurko!
– Kontynuuj. – Minseok zachęcił Chanyeola, by mówił dalej, kiedy przeżuwał swoje frytki.
– Gdyby był porządną osobą, powiedziałby Krisowi, jaką osobą jest. Im wcześniej by mu powiedział, tym mniej by bolało.
– Co masz na myśli?
– Przysięgam, w miarę upływu czas Kris coraz bardziej i bardziej zakochuje się w Joonmyunie. – Chanyeol westchnął. – Kiedy mówi o Joonmyunie, jego twarz rozjaśnia się jak choinka. Ekscytuje się każdą małą interakcją z Joonmyunem, a to jest cholernie tandetne do oglądania, mówiąc szczerze.
– Właśnie dlatego Joonmyun jest dupkiem – ciągnął Chanyeol. – Wie, że Kris go lubi… Cholera, wszyscy wiedzą, ale nadal pozwala, by Kris łaził za nim jak szczeniak. Miał Krisa w garści. A teraz ten pieprzony palant nazywa go wieśniakiem?! Czy to są jakieś żarty? Tylko dlatego, że Kris nie jest najbogatszym sukinsynem w całej szkole, nie znaczy, że powinien patrzeć na niego z góry! Ten mały idiota myśli, że ma prawo do rozkochiwania w sobie ludzi, a potem odwraca się na pięcie i miażdży ich serca tuż przed ich nosem?! Jestem cholernie wkurzony! – Chanyeol ponownie uderzył pięścią w biurko i tym razem Lu Han wstał, chcąc dać Chanyeolowi nauczkę za próbę zniszczenia jego biurka, ale Minseok powstrzymał go ręką, wyraz jego twarzy mówił, że teraz nie jest właściwy czas, by prawić komuś kazania. Lu Han niechętnie wrócił na swoje miejsce.
– Wiesz… – zaczął Minseok –… Lu Han i ja tak naprawdę wiemy o tożsamości Joonmyuna już od jakiegoś czasu… – Chanyeol odwrócił się, by spojrzeć na nich szeroko otwartymi oczami.
– Co?!
Lu Han i Minseok pokiwali zgodnie głowami.
– Jakiś rok temu działał dość potajemnie. Tylko się zabawiał… Dopóki nie zdecydował, że naprawdę mu się to podoba, tak myślę… – Minseok odwrócił się do Lu Hana, by to potwierdzić, a Lu Han skinął. – Najwyraźniej ma bardzo surowych rodziców i pochodzi z zamożnej rodziny, która chce, by zachowywał się dobrze. Nie pochwalają już tego, że jest homo- czy w ostateczności biseksualny i chcą, by to wynagrodził przynajmniej przez bycie dobrym studentem, więc prawdopodobnie to właśnie dlatego zapisuje się do tak wielu samorządów…
Może właśnie dlatego nazwał Krisa wieśniakiem…
–…i to właściwie po to, by robił dobre wrażenie, kiedy używa tego jako wymówki, by zabawiać się z facetami, tak mi się wydaje. Tak powiedział? – Minseok spytał Lu Hana, a ten pokiwał głową. – Więc tak właściwie jest jednym z tych chłopaków, którzy lubią seks, koniec historii. Nic się za tym nie kryje, poza tym, że jest pod presją i ma reputację do utrzymania.
– Ale to nie powód, żeby mówić o Krisie w taki sposób- – ryknął Chanyeol.
– Zaraz, ale on nie zawsze się ukrywał, pamiętasz? – odezwał się Lu Han, przesuwając się na łóżku Minseoka. – Kiedyś nie obchodziło go to, czy jego tożsamość się wyda…
–…Aż do kilku miesięcy temu – dokończył Minseok. Chanyeol w zdezorientowaniu zmrużył oczy.
– Czemu to zrobił? – spytał, ale Minseok i Lu Han wzruszyli ramionami. Wtedy Chanyeol załapał.
– Kris! – krzyknął i tak szybko, jak to opuściło jego usta, zły nastrój rozpłynął się w powietrzu, a on uśmiechnął się szeroko. – Wiedziałem! Po prostu wiedziałem! Ten mały skurczybyk tego nie przyzna! Krisowi chociaż raz się udało! – Chanyeol chciał podzielić się z tamtą dwójką swoim szczęściem, lecz oni równocześnie wstali i zaczęli go wypychać z pokoju.
– Co, do cholery-
– Lu Han musi się spakować i potrzebuje mojej pomocy – odpowiedział machinalnie Minseok. – Na Święta. W tym roku wyjeżdżamy świętować do mnie, a ty zmarnowałeś już wystarczająco dużo naszego czasu. Dzięki za rozrywkę, mamy nadzieję, że pomogliśmy ci się uspokoić. Miłego dnia. – Po tym zatrzasnęli mu drzwi przed nosem.
Chanyeol westchnął.
Hyungowie z pewnością nie zachowują się jak hyungowie.
Ale przynajmniej rozszyfrował serce Joonmyuna.




– Kris! – krzyknął Chanyeol, pukając do drzwi. Jak oczekiwał, nie było odpowiedzi, ale tym razem był w lepszym nastroju niż zwykle, chociaż korytarze były prawie puste, bo ludzie wyjeżdżali na Boże Narodzenie (i było nieco strasznie, jak nie było niemal nikogo). – Kris, nie bądź dłużej smutny!
Cisza odpowiedziała mu ponownie.
– otwórz drzwi! Przestań się dąsać jak mały bachor! – ciągnął Chanyeol, pukając i czuł, jak zaczynają go boleć kłykcie i znika jego dobry nastrój. Nadal nie było odpowiedzi.
Trwał tam tak przez dwadzieścia minut.




Po trzydziestu minutach wciąż nie było odpowiedzi.
Chanyeol poddał się, wzdychając z udręczeniem, kiedy pocierał swe kłykcie i kierował się z powrotem do swojego pokoju. Jednak zanim opuścił korytarz, zobaczył mijającą go niską postać.
– Hej! – zawołał, odwracając się, by zobaczyć, jak Byun Baekhyun wchodzi do środka. – Co ty, do diabła, robisz?
– Spotykam się z Chenem – odrzekł Baekhyun, kładąc dłonie na biodrach w bezczelnym geście. – A co ci do tego?
– To nie moja sprawa! To nie tak, że… m-mnie to obchodzi czy coś… – Chanyeol odkrył, że się jąka i zaczerwienił się z zażenowania. Zobaczył, jak Baekhyun uśmiecha się zwycięsko. Wiedząc, że to dziecinne, Chanyeol i tak nadepnął mu na stopę, a później zagrodził mu drogę.
Właśnie wtedy zdał sobie sprawę, że Chen już wyjechał do domu na ferie.




Gdy samotnie wrócił do swojego pokoju, tak się złożyło, że telefon Baekhyuna zadzwonił.
Wow, ten idiota zawsze zapomina komórki… Pomyślał Chanyeol i bez zastanowienia odebrał.
– Halo?
Baekhy- Chanyeol? – Po drugiej stronie słuchawki dobiegł go głos Chena.
– Tak. Jakiś idiota zapomniał swojego telefonu, kiedy poszedł odwiedzić twój pokój!
Ten idiota wie, że wyjechałem, do cholery!
Nie wiem. Ukrywa coś. – Chanyeol poczuł, jak ciekawość i rozdrażnienie zaczynają kotłować się w jego brzuchu i oparł się o zimną ścianę, aby się uspokoić.
– Może mogę przekazać mu wiadomość? – mówił dalej Chanyeol.
Nie. Chciałem go tylko podenerwować – odparł Chen i obaj zachichotali.
– Czemu nie pojechał z wami, chłopaki? Mam na myśli, że do twojego domu? – zapytał Chanyeol, wpatrując się w karteczki samoprzylepne na ścianie, a potem jego wzrok przewędrował na nowe biurko Baekhyuna. – Zaraz, jakim cudem miał pieniądze, żeby kupić nowe biurko?! Przysięgam, takie biurka kosztują więcej niż sto dolarów!
Jest bogaty – zażartował Chen. – Nieważne. Odpowiadając na twoje pytanie, dlatego, że wie, że jego rodzice będą szukać go w moim domu, a on nie chce ryzykować – ryzykować wyjazdu do domu, o to mi chodzi.
 – Och. Ale czemu?
Jego rodzice odcisnęli na nim piętno. – Chen westchnął. – Nienawidzi ich do granic możliwości – do szpiku kości i do każdej komórki.
Chanyeolowi przypomniał się czas, kiedy Chen opowiadał mu o Baekhyunie.
– J-Jego rodzice są rozwiedzeni, prawda?
Tak. Ale to nie o to tutaj chodzi. Najwidoczniej chodzi o to, że zdradzali siebie nawzajem, kiedy nadal byli małżeństwem. A Baekhyun przyłapał ich oboje z innymi osobami – i każdy z rodziców powiedział mu, żeby zachował to w tajemnicy przed drugim rodzicem. – Chen znowu westchnął, a Chanyeol poczuł, jak marszczą mu się brwi.
Co za gówniani rodzice.
– A kiedy odkryli, że się zdradzają, tak właściwie im ulżyło. Bo już dłużej nie musieli znosić poczucia winy. Potem przez chwilę otwarcie zdradzali się nawzajem i żadne z nich nie przestało myśleć o dobrze Baekhyuna. – Chanyeol słyszał żal w głosie Chena.
– Mówiąc szczerze, wydaje mi się, że Baekhyun wolałby, żeby jego rodzice krzyczeli na siebie po tym, jak odkryli prawdę – bo to by mu powiedziało, że nadal żywią do siebie jakieś uczucia. Ale zamiast tego kłócili się jedynie o pieniądze. Na początku w ogóle nie przejmowali się Baekhyunem – w istocie jedno wpychało dziecko drugiemu po tym, jak jego mama chciała założyć nową rodzinę ze swoim kochankiem, a jego tata pragnął skupić się na pracy i prawdopodobnie miał kilka romansów. Z bratem Baekhyuna było wszystko w porządku, bo już był wystarczająco dojrzały, by zrozumieć sprawę i był już wtedy dorosły, więc zaczynał swoje nowe życie i nową pracę gdzieś indziej.
Kurewsko gówniani rodzice.
– Przepraszam. Wygląda na to, że zawsze opowiadam ci o życiu Baekhyuna, nawet jeśli wiem, że nienawidzisz tego słuchać.
Tak właściwie, ja naprawdę nie… Chanyeol chciał się sprzeciwić, ale zamknął się, od razu spychając to gdzieś na tył głowy.
–…Ale coś w tobie jest. Po prostu jest w tobie coś takiego, co sprawia, że chcę ci opowiedzieć wszystko o Baekhyunie. Nie wiem dlaczego, ale zawierzyłbym ci życie Baekhyuna.
No to powiedz mi wszystko. Chanyeol czuł, jak jego serce się ściska, kiedy słowa groziły wymknięciem się, ale zanim w ogóle zdążył otworzyć usta, usłyszał krzyk po drugiej stronie.
– Muszę iść. – Głos Chena był pełen wigoru. – Czas na obiad~~~ – Po tym, nawet nie racząc się pożegnać, Chen rozłączył się.
Chanyeol nie mógł przestać myśleć o rodzinie Baekhyuna i jak ona była kompletnym przeciwieństwem jego własnej.




Wieczorem kiedy Chanyeol grał na gitarze (bardzo samotny), telefon Baekhyuna znowu zadzwonił.
– Halo? – Odebrał, nie zdając sobie sprawy, że to telefon kogoś innego i ten ktoś nie jest nawet jego dobrym przyjacielem ani nic.
Baekhyun, wysyłam kilku ochroniarzy, żeby cię odebrali. Jedziesz do domu na Święta. – Oczy Chanyeola rozszerzyły się, gdy uświadomił sobie, że to prawdopodobnie tata Baekhyuna. O wilku mowa.
– Baekhyuna tu nie ma – odpowiedział tak czy inaczej, nie chcąc być niegrzecznym i rozłączać się z kimś starszym od siebie. – Mogę zostawić wiadomość? – Przekażę wiadomość jak cholera.
– A kto mówi? – zapytał głęboki głos po drugiej stronie, zmieniając ton głosu.
–…Współlokator Baekhyuna – odrzekł nieco tępo Chanyeol, nadal był zbyt przejęty po historii o Baekhyunie, którą właśnie usłyszał. – Nazywam się Park Chanyeol!
…Współlokator, hę… Powiedziałeś, że jak się nazywasz?
Park Chanyeol!
Głos w telefonie dumał przez chwilę. Kiedy Chanyeol już miał zażądać wiedzy o tym, czego ten obrzydliwy facet chce, połączenie zostało przerwane.
Chanyeol rozdziawił usta. Czy on się właśnie rozłączył?
Rozdrażniony Chanyeol rzucił telefon na swoje łóżko i gdy już miał zrobić niewypowiedziane rzeczy jak zablokowanie numeru tego niegrzecznego mężczyzny albo spuszczenie telefonu w umywalce, coś na biurku Baekhyuna przykuło jego uwagę.
Zaciekawiony podszedł do szafki nocnej, obserwując niemal z ostrożnością, kiedy dostrzegł szmatkę i miskę z wodą. Wtedy powróciły do niego wszystkie wspomnienia – od chłodu materiału po delikatność palców, które go trzymały.
Potem do tego, że wyglądało na to, iż Baekhyun zasnął, będąc wciąż w ubraniach – i do kołdry, którą nawet nie był opatulony, tylko leżała niewinnie pod nim, nietknięta i niepozwijana.
„Gdzie byłeś ty i Baekhyun-hyung, kiedy wczoraj wyjeżdżaliśmy? Mili z was przyjaciele.”
Nic dziwnego.
Chanyeol zarumienił się z zażenowania, kiedy przypomniał sobie sposób, w jaki opiekowano się nim wczorajszej nocy.
Przypomniał sobie uczucie ogarniającej go fali komfortu, kiedy czuł te delikatne palce odgarniające jego spoconą grzywkę. Jego twarz poczerwieniała jeszcze bardziej, kiedy przypomniał sobie, jak jego usta były dotykane i otwierane z największą ostrożnością – z pewną kruchą cierpliwością, której Chanyeol nigdy nie spodziewałby się zobaczyć u Baekhyuna.
To tylko faza. Przypomniał sobie Chanyeol, rumieniąc się jak szaleniec, kiedy nieświadomie uniósł palce do swoich ust w dokładnie to miejsce, które z pewnością poprzedniej nocy dotykał jego współlokator. Nie wiedział, dlaczego, do cholery, faza sprawiała, że czuł się w ten sposób i zaczynał się bać – co jeśli to uczucie nigdy nie odejdzie? Co jeśli to zostanie na zawsze?
Pieprzyć to wszystko.




Baekhyun nie wrócił dokładnie do 00:33.
Wkurzony Chanyeol udawał, że śpi, kiedy Baekhyun po cichu wszedł do środka, jego ciało pragnęło zapytać, gdzie, do cholery, Baekhyun był, zważając na to, że wszyscy jego przyjaciele już wyjechali.
Panowała cisza, gdy Chanyeol obserwował, jak Baekhyun powłóczy nogami w stronę łazienki, by zaświecić światło, a potem zaczął się myć. Chanyeol był gotowy wziąć cokolwiek ze swojej nocnej szafki i rzucić tym w głupią głowę Baekhyuna, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
Kiedy Baekhyun dotarł do swojego łóżka, gasząc światło, zanim się na nie wdrapał, Chanyeol zamknął oczy. Zobaczył, jak świat robi się ciemny pod jego powiekami i słyszał, że łóżko porusza się pod ciężarem Baekhyuna.
– Wiem, że nie śpisz, Yeol – powiedział beznamiętnie Baekhyun i chociaż użył tej ksywki, by zdenerwować Chanyeola, wyglądało na to, że nie zdawał sobie sprawy, że Chanyeol już się do niej przyzwyczaił. Albo może to Chanyeol nie uświadomił sobie, że Baekhyun przyzwyczaił się do używania jej.
– Tak, ja też to wiem – odparował z urazą Chanyeol, wciąż czuł złość, odwracając się i jeszcze bardziej owinął się kołdrą, chcąc osłonić się przed wszystkim, co wiązało się z Byun Baekhyunem.
Na kwadrans zapadła między nimi cisza.
– Nie jedziesz do domu na Święta? – Rozległ się głos Baekhyuna, niemal strasząc Chanyeola.
–…A to nie twój interes – odpowiedział w końcu po wewnętrznej walce między powiedzeniem prawdy a zawziętą odpowiedzią.
Baekhyun nie odpowiedział nic. Mimo iż słyszał jego reakcję (albo raczej jej brak), Chanyeol czuł, jak zaczyna dręczyć go zadowolenie.
– Dobra, skoro tak chcesz się bawić – wyszeptał w końcu Baekhyun.
– Hę? Co to było? Nie słyszę cię~
– Oczywiście, że mnie słyszysz. Masz cholernie wielkie uszy. Yoda – odrzekł Baekhyun, ale tym razem mówił głośniej. Chanyeol poczuł, jak się czerwieni.
– Dobra! Ja zajmę się swoimi sprawami, a ty swoimi!
– Dobra!
– Dobra!
– Nie mam tak wielkich uszu jak twoje, ale wystarczy, że usłyszę cię raz, idioto!
– Cholera!




Baekhyuna wcale nie było przez następne dwa dni, jedynie wracał późno w nocy. Chanyeol był rozdarty między uczuciem złości, zmartwieniem a obojętnością.
Koniec końców gniew zwyciężył, a potem niepokój (do którego nigdy się nie przyzna) otoczył jego serce, sprawiając, że w nocy oczy wyskakiwały mu z orbit, a serce niespokojnie waliło.
A niech cię, Byun Baekhyun. Myślał Chanyeol, gapiąc się w sufit. Gdzie ty, do diabła, jesteś i co, u licha, robisz?
…Taki tajemniczy, prawie jakbyś był taki sam, jak byłeś te kilka lat temu-
Nagle poczuł, jakby jego serce miało wybuchnąć mu w piersi. Natychmiast usiadł. Przesuwając się, wyszedł z łóżka i pospieszył do drzwi, nie racząc się nawet przebrać. Tak dokładnie nie wiedział, co wtedy stało się Baekhyunowi, wyglądało na to, że nikt poza Baekhyunem nie wiedział, ale musiało być to coś niewypowiedzianego, że sprawiło, iż Baekhyun czuł taką urazę wobec miłości. Strach ścisnął jego serce, gdy zatoczył się, aby otworzyć drzwi, bał się, że coś okropnego znów może się stać (ponieważ nie wyglądało na to, że Baekhyun był w stanie o siebie zadbać), ale kiedy już miał wyjść na zewnątrz, wpadł na ciało, które miało wejść do środka.
Zaskoczony Baekhyun stał po drugiej stronie drzwi, a Chanyeol wychylił się tak bardzo (a Baekhyun pochylił się tak bardzo), że ich nosy prawie się stykały.
Strach został zastąpiony zawstydzeniem i złością, a on odkrył, że czerwienią mu się uszy, kiedy zdał sobie sprawę, jak blisko Baekhyun tak naprawdę jest.
– Gdzie ty, u licha, byłeś? – warknął Chanyeol, nadal się rumieniąc i chwycił swojego mniejszego współlokatora, wciągając go do pokoju.
– Jak już mówiłem, to nie twój pieprzony inte-
– To jest mój pieprzony interes, do kurwy nędzy! – krzyknął Chanyeol, zatrzaskując za nim drzwi. – Jestem twoim współlokatorem! Mam prawo wiedzieć, gdzie jesteś! – Chanyeol wiedział, że kipi ze złości, ale jakaś jego część czuła ulgę do tego stopnia, że chciał zakryć ją złością (w istocie wolał zasłonić ją złością niż pokazać wszystkim).
– Yeol, twoje uszy są czerwone… – zauważył nieprzytomnie Baekhyun, nie-tak-subtelnie wpatrując się w odstające uszy Chanyeola, wyraz jego twarzy wyrażał niemal zachwyt. Chanyeol zarumienił się jeszcze bardziej, natychmiast podnosząc ręce, by zasłonić nimi uszy, ochraniając je przed jakimikolwiek kpinami.
– Nie o to tutaj chodzi! – burknął Chanyeol, a Baekhyun wyrwał się ze swojego stanu, zmrużył oczy, kierując się do swojego łóżka.
– Jesteś tak cholernie wścibski, Yeol – odparował z oburzeniem Baekhyun, zdejmując buty i rzucił je w stronę wejścia. – Zostaw mnie w spokoju.
– Cholernie- – Z początku Chanyeol zdecydował się nie ustępować, ale w ostatniej chwili się poddał, rzucając się na łóżko i czując, jak ciepło promieniuje z niego niczym strumień.
– Jesteś tak cholernie tajemniczy, Byun Baek – odrzekł jadowicie Chanyeol, mając ochotę rzucić czymkolwiek w Baekhyuna, aby powstrzymać go przed ponownym zniknięciem.
– Jak mnie właśnie, do diabła, nazwałeś?
– Byun Baek.
– Nie mów tak do mnie.
– W takim razie ty pierwszy będziesz musiał przestać zwracać się to mnie Yeol.
– Yeol, Yeol, Yeol, Yeol-
– Byun Baek, Byun Baek, Byun Baek, Byun Baek-
Nagle zadzwonił telefon, sprawiając, że obaj podskoczyli. Wzrok Chanyeola natychmiast spoczął na telefonie Baekhyuna, ponieważ wiedział, że to dzwonek Baekhyuna od chwili, gdy tylko się rozległ.
Zdenerwowany, że mu przerwano, Baekhyun chwycił telefon i odebrał go.
– Co? – powiedział nieco niegrzecznie. Zapanowała cisza, kiedy Chanyeol obserwował, jak wyraz twarzy Baekhyuna zamiera.
Przez chwilę nic nie mówił i pokój był tak cichy, że Chanyeol słyszał głos osoby po drugiej stronie słuchawki.
Natychmiast rozpoznał ten głos, należał do ojca Baekhyuna.
Przyjedziesz do domu na czas Bożego Narodzenia. – Chanyeol mógł go z łatwością usłyszeć i jeśli Baekhyun to zauważył, z pewnością tego nie okazywał.
Zorganizowałem moich ludzi, żeby odebrali się w Wigilię. Pamiętaj, żeby do tego czasu się spakować.
Wow, ten gość ma swoich ludzi?! Kim on, do licha, jest? Chanyeol patrzył na Baekhyuna szeroko otwartymi oczami, widząc go w nowym świetle, którego koloru nie znał.
– Nie chcę wracać do tego piekła – wykrztusił w końcu Baekhyun, a nienawiść w jego głosie była wystarczająco dzika, by sparzyć Chanyeola, a on był jedynie obserwatorem.
– No już, Baekhyun. Nie byłeś w domu od ponad roku, a wydaje mi się, że to czas, byśmy zaczęli być ro-
Zamknij się. Przestań do mnie dzwonić. – Baekhyun już miał się rozłączyć, ale głos zaczął się śmiać w odrażający sposób.
Jeśli nie przyjedziesz, pożałujesz tego. – Groźba wyraźnie wisiała w powietrzu, ale tylko przez krótką chwilę, zanim Baekhyun zakończył połączenie i wcisnął kilka innych cyferek najprawdopodobniej, by zablokować numer, a potem ostro rzucił telefonem o podłogę. Ułożył się na łóżku (a Chanyeol nie mógł uwierzyć, że właśnie zrobił coś takiego ze swoim telefonem), dysząc ciężko.
Chanyeol zauważył kilka rzeczy.
Głos, chociaż brzmiał arogancko i groźnie oraz zbyt oficjalnie, by należeć do ojca, miał również w sobie nutę smutku, zwłaszcza po tym, jak Baekhyun jadowicie na niego naskoczył.
Telefon kosztował dużo, a jednak Baekhyun traktował go, jakby był niczym????? Co to za wyczyn????? Tak jak wtedy, kiedy nierozważnie rzucił telefonem w ścianę, ale nawet się tym nie przejął????? Co się działo??? Co to znaczyło????
Na koniec zauważył dość cierpko, jak Baekhyun niekontrolowanie trząsł się ze złości na swoim łóżku, a jego oddech był nieregularny. Chanyeol nagle poczuł potrzebę zrobienia czegoś – jednak nie wiedział co – chciał zrobić cokolwiek, by zatrzymać to drżenie i powstrzymać Baekhyuna od tak dużego ruchu.
Zamiast tego siedział na swoim łóżku z nieprzyjemnym uczuciem, podczas gdy Baekhyun sam się uspokajał.
I zauważył, że zwykle w takich sytuacjach, czy to w filmach, czy w książkach, inni ludzie krzyczeliby i wyzywali jeszcze bardziej na tę drugą osobę, a napięte rozmowy telefoniczne obróciłyby się w niekończące się kłótnie, podczas których ta urażona osoba wymyślałaby tę drugą, a obrażający broniłby się, ale w inny sposób niż milczeniem.
Ale to w ogóle nie o to chodziło.
Zwykle ludzie w sytuacji Baekhyuna wydzieraliby się nie po to, by prowokować, ale raczej by wyrazić emocje – by wyrzucić wszystkie stłumione uczucia, które trzymali w sobie, by sprawić, że druga osoba poczuje się winna i by ją zranić, głównie dlatego, że skrzywdzili tę pierwszą osobę.
Ale Baekhyun tego nie zrobił. Wcale.
W zamian unikał tematu, bezpośrednio kończąc rozmowę. Nie było żadnej ekspresji, żadnych wyznań – tylko złośliwe, lakoniczne odpowiedzi oraz urażone milczenie.
Baekhyun nie wyrażał emocji, ciągle tylko chował je w swoim sercu, znosząc to brzemię kawałek po kawałku i dodając go do ogromnego ciężaru, który dźwigał na swoich ramionach – dźwigał go całkiem sam – a potem budował ogromny, niekończący się mur dookoła siebie, by nikt nie mógł mu pomóc; mur tak wysoki i gruby, że Baekhyun nie mógł w ogóle nikogo usłyszeć.
Dlaczego? Dlaczego po prostu nie mógł wyrazić swoich uczuć? To sprawiłoby, że poczułby się o wiele lepiej, ale zamiast tego, kiedy Chanyeol obserwował Baekhyuna, widział z każdym dreszczem, że Baekhyun gromadzi większość tego bólu w sobie.
  I pewnego dnia wybuchnie.
Może jakaś jego część chciała powiedzieć „Hej, Baekhyun. Jeśli chcesz pogadać, możesz zawsze pogadać ze mną.”, ale wiedział, że to nie zadziała – to nigdy nie zadziała na kimś takim jak Byun Baekhyun.
– Może powinieneś pojechać do domu. Zobaczyć, jak tam jest – zasugerował Chanyeol, ponieważ nie chciał widzieć, jak ten chłopak przed nim dźwiga świat na swych ramionach i nie być w stanie mu pomóc. Chciał także szczęśliwego zakończenia dla starszego mężczyzny, który ukrywał swój smutek pod surową i chłodną postawą. – Nigdy nie wiesz-
– Ta zasrana dziura nie jest moim domem – wyrzucił z siebie Baekhyun, a Chanyeol jakby żałował, ponieważ Baekhyun na nowo się pieklił. – I nigdy nie będzie. – I tyle. Nic więcej.
– Ale zawsze jakoś musisz iść do domu-
– Kurwa, Park Chanyeol! Nie rozumiesz, więc się nie wtrącaj-
– Tak! – Chanyeol przerwał, śmiejąc się ponuro. – Masz rację. Nie rozumiem. Nic nie rozumiem, ale to nie znaczy, że nie mogę niczego zaproponować. To nie tak, że wyjazd do domu na kilka dni coś ci zrobi. Nawet nie musisz z nikim rozmawiać przez te parę dni. Po prostu jedź tam i miej trochę czasu dla siebie, by pomyśleć. – Po prostu jedź do domu, bo potrzebujesz miejsca, gdzie możesz być sam i trochę pomyśleć.
Ten mój dom nie dostarczył mi nic poza bólem! – wydarł się znowu Baekhyun, a Chanyeol zastanawiał się, jak coś tak małego może mieć tak dużo emocji. Wyższy zamrugał zaskoczony, głównie dlatego, że Baekhyun coś powiedział – w końcu wyrażał swoje uczucia – i, co było bardziej zaskakujące, wyjawiał te uczucia jemu. – Tak długo jak będę żył, nigdy tam nie wrócę! To miejsce nigdy nie było moim domem!
– No to co jest twoim domem? – odparował Chanyeol, głównie dlatego, że miał dość patrzenia na takiego Baekhyuna, patrzenia na Baekhyuna drepczącego w miejscu lub chodzącego po srebrnej nici wznoszącej się nad niekończącym się zapomnieniem. Tym, co było bardziej bolesne (chociaż nigdy się do tego nie przyzna), było to, że jak tylko te słowa opuściły jego usta, Baekhyun zamarł całkowicie oniemiały.
Tak oniemiały, że nawet nie mógł odpowiedzieć.
– Ja… To… – wyjąkał Baekhyun, ale nic z siebie nie wydobył. Coś w Chanyeolu pękło. Co, do diabła, ci ludzie zrobili temu dziecku?
– Gdzie, u licha, jest twój dom, skoro tam nie? – Chanyeol naciskał, obserwując swojego współlokatora, który wcześniej wstał ze złości, a teraz powoli opadał na swoje łóżko. Chanyeol to widział i dlatego jego głos stał się delikatniejszy, nawet nie zdał sobie z tego sprawy. – Gdzie jest twoje ukojenie? Gdzie jest miejsce, do którego musisz iść, kiedy najbardziej go potrzebujesz?


Ludzie się potykają, ludzie upadają.


– Ja…


Ludzie mają jakiś cel, ludzie odbywają podróż.


Ja nie potrzebuję domu.


Te wszystkie przygody są ekscytujące, wspinaczka i upór są emocjonujące, ale na koniec wszyscy będą zmęczeni.


I w końcu miejsce, o którym najwięcej myślą, kiedy są w potrzebie, okazuje się ich domem.


Ale co możesz zrobić, kiedy go nie masz?


Wiecznie się włóczysz… szukasz… znajdujesz…


Chanyeol coś sobie uświadomił.


Wiecznie czekasz… wiecznie zmęczony… wiecznie odczuwasz pustkę.


Byun Baekhyun naprawdę był samotny.




Następnego dnia Chanyeol obudził się sam.
Kiedy tego ranka mył zęby, jego wzrok mimochodem spoczął na muszli klozetowej, a jego oczy znacznie się rozszerzyły w zaskoczeniu, kiedy zobaczył w niej czarny prostokąt, prawda dotarła do niego, gdy spostrzegł, że to telefon.
Telefon Baekhyuna.
Trochę zdezorientowany z powodu tego, jak zły Baekhyun musiał być, że wyrzucił coś tak bezcennego w tak lekkomyślny sposób do toalety, Chanyeol w końcu westchnął i założył rękawiczki, zanim wyjął komórkę i naprawdę wrzucił ją do kosza. Cóż, jeśli tego Baekhyun chciał, Chanyeol nie mógł go powstrzymać.
Potem zszedł na dół, żeby kupić kanapki na śniadanie, lunch oraz obiad, cicho i ospale siedział samotnie na stołówce, jedząc powoli.
Sehun i Tao wyjechali do domu na Święta (ponieważ nagle z jakiegoś powodu stali się najlepszymi przyjaciółmi i Sehun zaprosił Tao, co, do cholery).
Jongin i Chen byli razem.
Krisa nie dało się nigdzie znaleźć (i nie można się było z nim skontaktować).
Lu Han i Minseok także pojechali do domu.
Baekhyuna nigdzie nie było.
Westchnął.
Chanyeol był naprawdę samotny.
(Ale nawet bez obecności swoich przyjaciół wiedział, że jego samotność nie może być w ogóle porównywana z samotnością Baekhyuna).




Chanyeol spędził cały dzień, grając w gry w najbliższym centrum handlowym (jako że był czas ferii i pozwolono im być tam, gdzie chcą). Było to nieco monotonne, zwłaszcza bez konkurencji w postaci przyjaciół, ale właśnie w ten sposób musiał sobie radzić.
A kiedy dzień minął, spostrzegł, że wygrał małe dziecinne, pluszowe zabawki i kupony (ale oczywiście nigdy nie powiedział, że mu się nie podobały).
Wigilia jest jutro. Jak tak dalej pójdzie, będę musiał spędzić Boże Narodzenie samotnie. Chanyeol westchnął, biorąc swoich nowych towarzyszy (pluszowego szczeniaka, pluszowego króliczka i pluszowego misia) i poszedł z powrotem do swojego pokoju.
Może powinienem je rozdać jako prezenty świąteczne. Pomyślał Chanyeol, pozwalając sobie uśmiechnąć się lekko, kiedy bawił się swoimi nowymi przyjaciółmi.
Hm… Jako pierwszego Chanyeol wziął pluszowego szczeniaka, obserwując go szeroko otwartymi oczami. Przypominasz mi Jongina… ponieważ bardzo lubi szczeniaki.
W takim razie nazwę cię Nini!
Potem ułożył szarego szczeniaka w swojej drugiej troskliwej dłoni i chwycił różowego misia.
Ty… przypominasz mi… mnie! Chanyeol wpatrywał się w jego wielkie paciorkowate oczy i duży wyszyty uśmiech. Gdybyś tylko pokazał zęby…
Odłożył następnego i chwycił ostatniego.
Dużo czasu zajęło mu wymyślenie, kim jest niebieski króliczek. Była w tym pluszaku jakaś szczególna postawa, której nie było w pozostałych dwóch – on lub ona roztaczał uroczą aurę, które prosiła się o przytulanie i ten króliczek był zdecydowanie mniejszy od pozostałych zabawek.
Nie pozwolę, żeby Nini i Chan się nad tobą znęcali. Powiedział mentalnie Chanyeol do małego króliczka (połowa jego zastanawiała się, co, u licha, wyprawiał – może był zbyt samotny). Kiedy przyglądał się króliczkowi, zauważył oczy zaciśnięte niczym „>.<” i guzikowaty nos, który był bardzo uroczy! Nagle doznał uczucia déjà vu…
Ten króliczek przypomina mi o… Przypomina mi o…
…Baekhyunie.
Z początku był oniemiały, jakim cudem wpadł na ten pomysł, ale kiedy ponownie spojrzał na niewinnego pluszowego króliczka, zdał sobie sprawę, że wyglądają dość podobnie.
…Chanyeol znowu wpatrywał się w króliczka, czując potrzebę chronienia go przez całym złem na świecie i odepchnął tę myśl. Po sporym konflikcie z samym sobą, Chanyeol w końcu westchnął.
–…Dobra. Nazwę cię ByunHyun – burknął Chanyeol, zanim przytulił go do swojej piersi, wchodząc po schodach na korytarz swojego akademika i w końcu do swojego pokoju.
Gdy dotarł do drzwi, zobaczył, że są nieznacznie otwarte. Dziwne… Pomyślał sobie, jego ręce były pełne zabawek, więc lekko odepchnął drzwi nogą. Nie zamykałem drzwi na klucz, ale jestem pewien, że je zamknąłem…
Baekhyun powinien porządnie zamykać te cholerne drzwi. Co jeśli złodzieje wejdą do środka?! Gorzej, co jeśli osoby pokroju współlokatora Krisa wejdą do środka?! Chanyeol zadrżał, trącając nosem swoich nowych przyjaciół dla uspokojenia się, kiedy wchodził do środka i zamknął za sobą drzwi stopą.
Po kłótni ułożył Chana na łóżku Baekhyuna, a potem położył ByunHyuna na swoim, a Niniego włożył do torby. Na początku Chanyeol rozważał sprezentowanie szczeniaka Baekhyunowi (jako że Chanyeol początkowo widział go jako szczeniaka, złego szczeniaka, ale teraz nie było to prawdą. Obecnie Baekhyun był króliczkiem), ale jednak zrezygnował z tej decyzji, ponieważ nie chciał oddawać Jongina Baekhyunowi. To tak, jakby mówił, że całkowicie odpuszcza sobie Jongina jako najlepszego przyjaciela dla Baekhyuna. Nie ma mowy! ByunHyuna również nie chciał oddać, ponieważ to jego lubił najbardziej i chciał go zatrzymać. W końcu niechętnie wybrał Chana jako ofiarę.
Zaraz.
Dlaczego w ogóle czuł potrzebę dawania Baekhyunowi pluszaka? To nie tak, że był dłużny Baekhyunowi czy coś.
Ale Baekhyun lubi pluszowe zabawki.
Chanyeol nie miał pojęcia, dlaczego to wiedział (dobra, może widział, jak Baekhyun bawił się z dużym Kubusiem Puchatkiem w pokoju Chena) i kiedy już miał oddać Chana, westchnął. Pieprzyć to. To nie tak, że w ogóle potrzebuję Chana. Niechętnie odsunął swoją rękę i zdecydował się usiąść na swoim łóżku i pomyśleć o sensie życia.
Ale nie mógł.
Ponieważ coś mu tutaj nie grało.
Rozejrzał się dookoła i chociaż wszystko zdawało się być idealnie na swoim miejscu (zbyt idealnie na swoim miejscu), nie mógł nic poradzić na to, że czuł, iż coś jest trochę nie w porządku.
– Baekhyun? – zawołał niemal nerwowo Chanyeol, wstając. Co jeśli Baekhyun chciał go przestraszyć czy coś? To nie było dobre dla jego serca (nic nie było). – Byun Baek? Byun Bae? B.B.? – Wymusił nerwowy śmiech i wiedział, że coś jest nie tak.
Ale zanim mógł się nad tym zastanowić, ktoś zapukał do drzwi.
Chanyeol pobiegł do nich, mając nadzieję, że to dyrektor albo jacyś głupi żartownisie, którzy nie pojechali do domu na Święta, albo po prostu ktokolwiek, kto mógłby zgasić jego nagły, niedorzeczny strach, który czuł (do tego stopnia, że wymyślił swojemu współlokatorowi przezwiska).
Otworzył drzwi i odetchnął z ulgą, ale kiedy wyjrzał na zewnątrz, ujrzał dwóch mężczyzn mających na sobie sztywne garnitury i okulary przeciwsłoneczne.
– Ty jesteś Park Chanyeol? – zapytał jeden z nich surowo, a Chanyeol przełknął swój wewnętrzny strach.
Co ja, do diabła, zrobiłem?
Nie przypominam sobie, żebym ukradł te pluszaki…
– Tak – odrzekł Chanyeol i był zaskoczony tym, jak pewnie brzmiał. Może był na tym bardzo skupiony albo był może zbyt skoncentrowany na tych cholernie świetnych okularach tych mężczyzn (zastanawiał się, czy zapytać ich, gdzie je kupili), ponieważ nie zorientował się, dopóki nie było za późno, że pojawił się cień, który nagle zablokował zachód słońca wlewający się przez okna za nim, aż rozmazany mężczyzna pojawił się tak blisko niego, że mógł wyczuć jego drogą wodę kolońską.
Jednak zanim zdążył się odwrócić i obronić się albo zapytać, co się, do diabła, dzieje, poczuł uderzenie w szyję i ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, zanim wszystko stało się czarne, był nieznaczny uśmieszek na twarzach obu mężczyzn.
Wiedziałem, że było coś podejrzanego w tym pieprzonym pokoju!