środa, 2 sierpnia 2017

The Faults In Byun Baekhyun [15/55]

tytuł rozdziału: Nieuniknione |oryginał: Unavoidable
rating: PG-13
Wpatrywali się w siebie przez kilka chwil i Chanyeol był tak pochłonięty wzrokiem Baekhyuna (tylko dlatego, że był zszokowany – nie znaczyło to nic więcej), że nie zauważył, że Baekhyun ma na sobie tylko cienką piżamę i za duży płaszcz zwisający z jego ramion oraz trzyma bardzo, bardzo znajomego różowego misia w swoich smukłych palcach.
– Co- – Zanim Chanyeol mógł dokończyć zdanie, Baekhyun zrzucił z siebie płaszcz (właśnie wtedy, kiedy przysadziści mężczyźni w garniturach i okularach weszli po wielu schodach z przodu domu), podszedł do niego, złapał go za nadgarstek i zaczął gdzieś ciągnąć.
Palce Baekhyuna były szczupłe, lecz silne, kiedy ściskały jego nadgarstek, były też ciepłe, gdy dotykały jego skóry. Chanyeol instynktownie próbował się wyrwać, zastanawiając się, dlaczego to tak nagle rozgrzało jego serce do bicia w szybkim tempie, ale Baekhyun złapał go mocniej, tak mocno, że Chanyeol bał się, iż może zostawić siniaki na jego skórze.
Skręcali wiele razy, dopóki nie dotarli do wielkich schodów (Chanyeol nie był pewien, czy widział je wcześniej) i Baekhyun zaczął wciągać go na górę. Podróż nie była długa, ale Chanyeol w jakiś sposób odniósł wrażenie, jakby trwała wieki. Gdy w końcu dotarli na szczyt, Baekhyun pociągnął go w stronę pierwszych drzwi po lewej. Szybko otworzył je, wciągnął ich obu do środka, a potem zatrzasnął za nimi drzwi.
– Niech cię szlag! – syknął Baekhyun i nawet wtedy Chanyeol mógł usłyszeć zmęczenie w jego głosie. – Kim ty jesteś, dzieckiem? Nie umiesz o siebie zadbać?
– Co to, do cholery, znaczy? – parsknął Chanyeol, kiedy Baekhyun go puścił. – Powiedział ten, który prawdopodobnie nie spał zeszłej nocy. – Baekhyun zamarł.
– Co robiłeś ostatniej nocy, hę? – Chanyeol wiedział, że powinien przestać, ale kontynuował – głęboko w nim było uczucie i tkwiło tam już długi czas (targało nim i nie chciało odejść), które napędzało go do dalszego działania. Było to uczucie, które pojawiało się za każdym razem, gdy widział, jak Baekhyun wychodził bez uprzedzenia – bez mówienia mu – i sprawiło, że z jakiegoś dziwnego powodu był zły. – Spotykałeś się z nieznajomymi? Byłeś z nimi przez całą noc? Dobrze się bawiłeś? – Oczy Baekhyuna niebezpiecznie błysnęły gniewem.
– Zamknij się!
– Czy to znaczy, że mam rację? – Chanyeol wysilił się na złośliwy uśmieszek, ale był to taki, który służył wyłącznie na pokaz i nie pokazywał jego prawdziwych uczuć. Rozzłoszczony Baekhyun popchnął go.
– Czy zawsze jest tak świetnie spotykać tak wiele osób, których nawet twarzy nie pamiętasz, nie kłopoczesz się nawet z ich imionami? – Oczy Baekhyuna zwęziły się, kiedy popchnął go ponownie. Chanyeol mu pozwolił.
 – Nawet tego nie wiesz, więc nie udawaj, że wiesz. Nawet przez sekundę nie myśl, że masz prawo do swoich gównianych przypuszczeń, dlaczego nie mogłem spać zeszłej nocy – warknął Baekhyun, a Chanyeol zaśmiał się szyderczo.
– No to czemu mi, kurwa, nie powiesz? – Chanyeol wyzywająco uniósł brew. Baekhyun zarumienił się z zażenowania i znów go popchnął. Robili tak, dopóki Baekhyun nie uwięził Chanyeola przy ścianie.
Nawet w tej sytuacji, gdy obaj byli dość źli na siebie (Chanyeol nie wiedział z jakiego powodu), wyższy nie mógł nic poradzić, że uważał usta Baekhyuna za kuszące. Nawet jeśli były spierzchnięte i suche, zamiast czuć obrzydzenie, co Chanyeol zwykle by poczuł przy kimś innym, chciał zwilżyć je swoją własną śliną.
Nagle zdał sobie sprawę ze swojego położenia. Baekhyun był tak cholernie blisko, że Chanyeol mógł poczuć jego nikły zapach miodu i truskawek, mógł zobaczyć, jak w jego tęczówkach coś tańczyło z emocji i, cholera, czuł, jak jego serce znowu bije nieregularnie.
Wydawało się, że Baekhyun wyczuł jakąś zmianę, ale nie wiedział jaką.
– Na co się, do kurwy, gapisz? – wypalił rozdrażniony Baekhyun, a Chanyeol zrobił wszystko co w jego mocy, żeby nie pochylić się i nie pochwycić jego ust swoimi.
– Na ciebie, a na kogo niby innego? – Chanyeol przewrócił oczami, zastanawiając się, dlaczego, u licha, Baekhyun zadał tak głupie pytanie. Nos Baekhyuna zmarszczył się ze złości (i Chanyeol nie mógł nic poradzić na to, jak uroczo wyglądał, nawet jeśli tego nie przyznawał), kiedy złapał Chanyeola za koszulkę i pociągnął go w dół, dopóki ich oczy nie znalazły się prawie na tym samym poziomie.
– Czemu nie dorośniesz? – warknął.
– Czemu mnie nie zmusisz? – odparł Chanyeol, mając nadzieję, że jego głos zabrzmiał tak samo groźnie, chociaż jego serce kołatało, a on chciał się śmiać.
Napięcie między nimi było wyraźne i wpatrywali się w siebie przez długi czas, i nawet jeśli Chanyeol wiedział, że to powinna być poważna wzajemna nienawiść oraz wzajemna rywalizacja, nie mógł nic poradzić na to, że uznał usta za cholernie zachęcające.
Może Baekhyun czuł to samo, ponieważ w następnej chwili całowali się.
Iskry, które wybuchały na jego skórze za każdym razem, kiedy ich usta się stykały (w zasadzie każdy moment, kiedy dotykali swojej skóry, też powinien się liczyć), przychodziły tak często, że Chanyeol się do nich przyzwyczaił. Bez słowa złapał Baekhyuna za tył głowy i przyciągnął go bliżej, przekrzywiając głowę, żeby uzyskać pełniejszy dostęp do warg Baekhyuna. Jego usta rzeczywiście były suche i podczas pocałunku Chanyeol ostrożnie ssał jego dolną wargę, a potem bardzo nieśmiało (choć odmawiał przyznania tego) przesunął językiem po górnej wardze niższego.
Baekhyun szybko się odsunął, jego powieki drżały ze zmęczenia i Chanyeol umiał zgadnąć powód jego zarwanej nocy.
– Powinieneś się przespać – wypalił Chanyeol, zanim uświadomił sobie, co powiedział. –…Bo jesteś bardzo słaby i w ogóle… – dodał, starając się brzmieć, jakby drwił z drugiego.
– Jeszcze z tobą nie skończyłem.
Zgaduję, że nadal jest zły.
Ale Baekhyun odsunął się trochę do tyłu i dał Chanyeolowi więcej prywatnej przestrzeni do myślenia nad rzeczami, które nie były Baekhyunem i nim samym. Rozejrzał się po pokoju i miał jedynie czas, by dostrzec górę obok wielkiego łoża.
–…Mikołaj przyszedł wcześnie… – wymamrotał, a Baekhyun zmarszczył brwi w zdezorientowaniu i frustracji. Chanyeol wskazał na górę prezentów i niższy odwrócił głowę.
Teraz kiedy obaj byli cicho, Chanyeol miał czas, by zauważyć dokładnie, czym była ta góra prezentów. Wszystkie były schludnie zapakowane (i wyglądały bardzo bogato) z kokardkami starannie zawiązanymi na każdym z nich. Prezenty były we wszystkich kształtach i rozmiarach i wyglądało to bardziej jak coś na sklepowej wystawie niż coś prawdziwego – wyglądały zbyt dobrze, by były prawdziwe.
Powyżej wisiał transparent napisany wielkimi literami, który głosił „WITAJ Z POWROTEM, SYNU”.
Chanyeol był zbyt pochłonięty w całej cudowności i nie zauważył, aż do chwili później, że Baekhyun się trzęsie. Wtedy przypomniał sobie, o co błagał go ojciec jego współlokatora. Odwrócił się do niższego, chcąc coś powiedzieć, cokolwiek, co go uspokoi, ale zanim zdążył zadziałać, zimne palce na powrót oplotły jego nadgarstek.
– Wracamy. – Głos Baekhyuna drżał lekko, kiedy mówił te słowa, potem chłopak zaczął wyciągać ich na zewnątrz.
– Zaraz! – zaczął Chanyeol, ale mógł jedynie dać się bezradnie wyciągnąć, ponieważ jeśli by się zatrzymał, Baekhyun wróciłby sam. – Skoro już i tak tu jesteś, równie dobrze możesz się rozejrzeć, no wiesz. Nie byłeś tu od wieków, prawda? Dlaczego nie miałbyś-
– Nie chcę ponownie oglądać tego miejsca – odrzekł stanowczo Baekhyun, patrząc prosto przed siebie i ciągnąc Chanyeola. – Nie chcę tu nigdy wracać.
Chanyeol zdał sobie sprawę, że teraz uścisk niższego nie jest nawet tak w połowie mocny jak był wcześniej i jedynie luźno obejmował jego nadgarstek. Gdyby Chanyeol szarpnął się, z łatwością udałoby mu się wyrwać rękę.
Nie tylko to, ale też głos Baekhyuna. Brzmiał na dziwnie zmęczony. Bardzo, bardzo zmęczony.
Jakaś jego część poddała się i chciał wrócić razem z Baekhyunem, ponieważ miał dość patrzenia na takiego Baekhyuna – zbyt humorzastego i zbyt nieprzewidywalnego, i cholernie zbyt mającego wszystkiego dość – tak bardzo różnił się od swojej zwyczajnej postawy, kiedy był silny, pewny siebie, prostolinijny i nie bał się niczego.
Chanyeol nienawidził tego, ponieważ nienawidził chęci ochrony swojego wroga.
Rozdarty między chęcią pogodzenia Baekhyuna i jego ojca a chęcią powrotu do ich pokoju w szkole i nierozmawianiem o tym ponownie, Chanyeol pragnął zwyczajnie przestać. Dlaczego wkładał w to tak dużo emocji? To nie miało z nim nic wspólnego!
Ale wyglądało na to, że mimo wszystko nie musiał wybierać.
– BAEKHYUN~~~
– BAEKHYUN-HYUNG!!!
Kiedy zbliżali się w stronę wyjścia w salonie, dwoje ludzi wykrzyczało swoje podekscytowanie i podbiegło do Baekhyuna, przyciągając go do niedźwiedziego uścisku. Kiedy się od siebie odsunęli, zaczęli z nim rozmawiać. Chanyeol przysunął się do niższego i zwyczajnie stanął obok niego.
– Zapomniałem ci powiedzieć, że oni tutaj są – wyszeptał do Baekhyuna, a Baekhyun posłał mu groźne spojrzenie… – Tak w ogóle oni myślą, że przyjechałeś tu z własnej woli. –…porażki.
– Twój dom jest taki świetny!
– Cieszę się, że nas zaprosiłeś!
Rozmawiali dalej, jakby nie widzieli się od wieków. Potem zaciekawiony Jongin wyjął coś z dłoni Baekhyuna – coś różowego i puszystego, i strasznie znajomego. Wtedy Chanyeol w pełnym stopniu zdał sobie sprawę, co Baekhyun trzymał przez cały ten czas.
– Och, jakie to urocze – powiedział Jongin, intensywnie wpatrując się w zabawkę. – Skąd ją masz? – Zanim Baekhyun zdążył odpowiedzieć, Chanyeol podszedł do niego i wyrwał ją z rąk swojego najlepszego przyjaciela.
– To moje! – krzyknął, czując, jak jego twarz się rumieni, gdy uświadomił sobie, że zamierzał dać ją Baekhyunowi i skoro wcześniej zdecydował się mu ją dać, słusznie należała do Baekhyuna, a on nie powinien brać czegoś, co nie należy do niego, ale był tak bardzo zdezorientowany, bo jakim cudem Chan się tu dostał, co, do cholery-
– Skąd, do licha, wytrzasnąłeś ten pomysł? – Baekhyun podszedł do niego i na powrót wyrwał zabawkę z jego rąk, przytulając ją czule. – Jest mój!
Chanyeol nie mógł się teraz wycofać – już dłużej nie umiał wymyślać odpowiednich wymówek.
– Wybacz, ale zgodnie z prawem wygrałem go wczoraj w centrum handlowym po tym, jak ktoś zdecydował się mnie olać.
Ty wybacz, ale tak się składa, że to „prezent”, który dał mi mój skorumpowany, ale dziecinny ochroniarz! – Chanyeol rozdziawił usta.
– Ten skurczybyk ukradł moją nagrodę-
– On nie jest twoją nagrodą-
Niespodziewanie w sam środek ich krzyków wciął się Chen i wyrwał różowego misia z dłoni Baekhyuna pomimo jego protestów.
– W porządku, dzieci! – krzyknął, trzymając różowego misia. – Dopóki tego nie rozwiążecie, ten miś jest mój i będzie mój tak długo, jak będziecie się sprzeczać! – Po tych słowach posłał im lekko triumfujący uśmiech i zaczął bawić się zabawką (z rozdrażnionym Jonginem u boku).
Chanyeol wiele razy próbował odzyskać Chana, ale zawsze wydawało się, że Chen miał więcej niż dwoje oczu i zanim wyższy w ogóle zdążył dotknąć misia, Chen już trzymał go poza jego zasięgiem.
Chanyeol westchnął.
W tym tempie miał go nigdy nie odzyskać.




Służący powiedzieli im, że to czas obiadu i ktoś dość radośnie oznajmił, że ojciec Baekhyuna dołączy dziś do nich, jako że będzie zajęty przez następny tydzień czy coś i nie spędzi z nimi Świąt.
Kiedy usłyszeli tę wiadomość, Chanyeolowi nieco ulżyło, że zobaczył dość obojętną minę Baekhyuna przez tę całą sprawę, jak gdyby nie obchodziło go to, czy będzie jadł ze swoim tatą czy nie. A kiedy poszedł powitać swoich pracowników, którzy wszyscy stłoczyli się dookoła, jakby otaczali gadającą papugę, Chen chwycił Jongina i Chanyeola i pociągnął ich na stronę.
– Mam pomysł. – Uśmiechnął się szeroko Chen. – Wiecie, że ojciec Baekhyuna do nas dołączy? – Tamci dwaj skinęli w milczeniu.
– Cóż, jako że Baekhyun dopiero zaczął akceptować swojego ojca, zgaduję, że będzie im trochę niezręcznie… – Nie podoba mi się, w jakim kierunku to zmierza… Pomyślał sobie Chanyeol. –…Myślałem, żebyśmy wszyscy wyszli pod pretekstem w połowie posiłku i dali im trochę czasu tylko we dwoje…
– To świetny pomysł! – odrzekł Jongin. Obaj odwrócili się do Chanyeola.
– Uch… tak, tak mi się wydaje… – Miał nadzieję, że brzmi wystarczająco przekonywująco i szczerze był to dobry pomysł. Pod warunkiem, że Baekhyun nie wybuchnie.
Mimo wszystko Chanyeol nigdy nie widział go tak poruszonego z czyjegokolwiek powodu, więc naprawdę musiał nienawidzić swojego ojca.
– Tak w ogóle to rozmawiałem już o tym z personelem i w zupełności się ze mną zgodzili. – Chen wyjął swój telefon. – Myślę, że każdy z nas powinien wykręcić się dobrą wymówką w około pół godziny, żeby wyglądało to mniej podejrzanie. Ja wyjdę pierwszy…
– Później personel zamknie i zakluczy drzwi, kiedy minie to pół godziny, więc żaden z nich nie będzie mógł wyjść, gdyby chciał. Więcej czasu na tworzenie więzi. A my wyjdziemy na jakieś czterdzieści pięć minut.
– Ja zamierzam wykręcić się fałszywym telefonem-
– Ha! Pierwszy to zaklepałem! – Chen uśmiechnął się, a Jongin westchnął.
– Ale ja wychodzę drugi! – krzyknął Jongin, a Chen złapał go i zakrył mu usta, odwracając się z nerwowym śmiechem do podejrzliwego Baekhyuna, który był otoczony przez równie nerwowo śmiejący się personel. Przyciągnęli swojego panicza z powrotem i pochylili się, by szeptać dalej.
– Tak czy inaczej nie powinniśmy o tym więcej rozmawiać, bo Baek mógłby się dowiedzieć – wyszeptał Chen, zabierając swoją dłoń od Jongina. – Ale pamiętajcie: jak wyjdę przez te drzwi, obaj macie pół godziny, żeby również wyjść. Nie więcej, ponieważ boimy się, że Baekhyun po nas także może wyjść. – Chanyeol był trochę niechętny do zostawienia Baekhyuna samego ze swoim ojcem, ale z drugiej strony Chanyeol nie mógł wiele zdziałać. Poza tym ta sytuacja miała być dla niego jedynie krępująca.




– Więc… Chen, prawda?  – odezwał się tata Baekhyuna, a jedynym dźwiękiem, który był słyszany w jadalni, było pobrzękiwanie sztućców o talerze oraz odgłosy przeżuwania. – Jak szkoła?
– Dobrze – odpowiedział Chen po zjedzeniu, uśmiechając się olśniewająco. – Chodzę na kółko z muzyki, chemii i chińskiego.
– Och… – Ojciec Baekhyuna oczywiście miał to gdzieś i Chen także to dostrzegał, jednak wszyscy mogli stwierdzić, że usiłuje podtrzymać konwersację, żeby spróbować nawiązać kontakt z Baekhyunem lub/i starał się zrobić na synu dobre wrażenie. – Jakich fraz nauczyłeś się na chińskim?
– Uch… 贤是个王八蛋 (bo xian shi ge wang ba dan)! – Uśmiech Chena się poszerzył, jak gdyby powiedział jakiś żart, którego nikt nie zrozumiał. Chanyeol, który siedział obok Jongina i naprzeciwko Baekhyuna, zobaczył spojrzenie, które posłał Baekhyun. – To znaczy „Baekhyun jest moim dobrym przyjacielem”.
– Ta, na pewno – Jongin mruknął do Chanyeola, kiedy najstarszy z nich klasnął uprzejmie. – Prawdopodobnie to znaczy „Baekhyun jest sukinsynem” czy coś.
– Skoro już o tym mowa – zaszczebiotał Chen. – Ten „dobry przyjaciel” jest odpowiedzialny za prestiżowe kółko w szkole. – Powietrze poruszyło się i nagle ojciec Baekhyuna stał się dziesięć razy bardziej zainteresowany niż wcześniej.
– Och, naprawdę?
– Tak! – Chen uśmiechnął się szeroko, odwracając się do Baekhyuna, który jawnie ignorował wszystko dookoła niego, wpatrując się w posiłek i jedząc cicho. – Słyszałem także, że dobrze mu idzie na psychologii. Jest najlepszy w klasie!
– Ten koleś naprawdę umie wciskać kity… – szepnął Jongin. Pan Byun uśmiechnął się szeroko.
– To świetnie! – Wyglądało na to, że Chenowi skończyły się sprawy do omawiania albo nagle poczuł rozzłoszczoną obecność Baekhyuna, ponieważ niespodziewanie znów przy stole zrobiło się cicho.
– Więc… Jongin. Co u twoich rodziców? – zapytał ponownie ojciec, a Jongin niemal wypluł swój napój z zaskoczenia.
– Uch… Uch… W porządku – odpowiedział grzecznie Jongin i zarumienił się nieco, prędko wycierając ciecz, która skapnęła mu na koszulę. – O-Ostatnio wyjechali do Australii na wakacje, więc dlatego… byłem u Chena-hyunga.
– To dobrze… – wymamrotał ojciec niemal w rozmarzeniu i cisza znów otoczyła stół. Jongin nadal był czerwony, jako że zawsze czuł się trochę niezręcznie przy osobach, z którymi zwykle nie rozmawiał – zwłaszcza tymi starszymi.
– Park Chanyeol… – wypowiedział w końcu mężczyzna i Chanyeol zamarł w zaszokowaniu, był zdecydowanie bardziej zaskoczony niż Jongin. – Dziękuję ci, że opiekowałeś się Baekhyunem przez cały ten czas. Mogłem stwierdzić, jaki jesteś opiekuńczy od chwili, kiedy rozmawiałem z tobą przez telefon. – Jongin zakrztusił się i pochylił, śmiejąc się cicho pod stołem, podczas gdy Chen uniósł brew w zaciekawieniu, a Baekhyun mocno ścisnął łyżkę w dłoni, wpatrując się w Chanyeola podejrzliwie. Chanyeol przełknął ślinę.
– Uch… To nic… naprawdę… – wybełkotał Chanyeol, czując, jak zażenowanie barwi końce jego uszu i rozchodzi się na jego szyję jeszcze bardziej, kiedy zobaczył, że Baekhyun znów się na niego gapi, choć jego głowa wciąż była pochylona.
– Cieszę się, że jesteś jego współlokatorem i z tego co widzę, jesteście też najlepszymi przyjaciółmi, jak przypuszczam? – Pan Byun spojrzał na Baekhyuna, który znów utkwił wzrok w zupie. Chanyeol już miał wypalić głośne „Nie, nie jesteśmy!”, ale Chen się wciął.
– Tak, tak, są! – wtrącił bez zająknięcia Chen, a Chanyeol mógł zobaczyć, jak Jongin trzęsie się ze śmiechu. Jego „nieobecność” została chwilowo zapomniana, kiedy nadal śmiał się w kolana. – Przysięgam, że są sobie przeznaczeni! Przez przypadek złożyło się, że chodzą na te same kółka, na wszystkie trzy! Żaden z nich o tym nie wiedział! – Jeśli to możliwe, Jongin śmiał się jeszcze bardziej, a Chanyeol czuł wielką ochotę uduszenia swojego najlepszego przyjaciela.
– Naprawdę?
– Tak! Obaj są, na przykład, na gotowaniu i Chanyeol nawet nie pozwala Baekhyunowi gotować, bo boi się, że Baekhyun się pokaleczy! – Chen zaśmiał się beztrosko i swobodnie, a Chanyeol chciał zapaść się pod ziemię z zażenowania. – Jest takim dobrym przyjacielem! Chodzi mi o to, że traktuje go z taką troską, że w nocy otula go kołdrą!
Kim Jongdae, później cię, kurwa, zabiję.
– Ale Baekhyun robi to samo. Bardzo o siebie dbają, nie prosząc o nic w zamian i to jest tak urocze, że patrzenie na nich przyprawia mnie o cukrzycę. – Chen zaśmiał się i może powodem, dla którego stawiał ich w tak niezręcznej sytuacji i obydwu zawstydzał tymi słowami było to, że niedługo miał się wymknąć.
Jak na zawołanie zadzwonił jego telefon i odebrał po uzyskaniu pozwolenia od ojca.
– Halo? Och, naprawdę? – Oczy Chena rozszerzyły się w udawanym zaskoczeniu, a on odwrócił się do pana Byun i przeprosił. – Przepraszam, naprawdę muszę to odebrać. – Po tych słowach szybko wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Zapadła krótka cisza.
– Więc… Słyszałem, że fizyka to naprawdę trudny przedmiot… – zaczął pan Byun, zerkając na Baekhyuna, który udawał, że jest jedyną istniejącą osobą w tym pokoju, po czym zwrócił się do Chanyeola.
– Uch… tak. To prawda – odpowiedział Chanyeol, patrząc, jak Jongin wyłania się spod stołu, jakby nic się nie stało. – Chodzi mi o to, że czym w ogóle są kwasy i zasady? Ha, ha, ha… Nie rozumiem, co wspólnego wiązania kowalencyjne mają z prawem inercji Frankensteina. – Pan Byun skinął głową na znak zgody i zjadł kolejną łyżkę posiłku, podczas gdy Jongin szturchnął go łokciem.
– Idioto! Czy umiesz w ogóle dostrzec różnicę między fizyką a chemią? – wysyczał najmłodszy. – No i to jest prawo inercji Bohra! – Chanyeol wzruszył ramionami, chociaż poczuł, jak jego twarz robi się cieplejsza z powodu złych informacji. Pan Byun wyraźnie nie wiedział, co ten powiedział źle, ponieważ wcześniej kiwał głową.
– Baekhyun… – podjął ojciec Baekhyuna, ale Jongin nagle wstał.
– Przepraszam, panie Byun, ale czy mógłbym wyjść do toalety? Wydaje mi się, że za dużo zjadłem. – Jongin wydał z siebie sztuczny jęk, a Chanyeol spojrzał na niego z niedowierzaniem.
– Uch, tak – odrzekł pan Byun nieco zaskoczony. – Zapytaj jednego ze służących, gdzie jest najbliższa toaleta. – Jongin skinął głową i szybko wyszedł, Chanyeol odprowadził go wzrokiem. Pieprz się, Jongin. To był mój pomysł!
Cholera, co ja mam teraz zrobić? Może powinienem wylać na siebie trochę wody… Chanyeol pokrzepił się tym gównianym pomysłem i podjął decyzję, czekając, aż upłynie trochę czasu. Nagle coś zabuczało w jego kieszeni i nienaturalnie podskoczył, uśmiechając się nerwowo, gdy wyjmował telefon i odczytywał wiadomość.
Chen: Dziesięć minut zanim zamkną się drzwi. Powodzenia ^_^
Wyjdę za kilka minut. Pomyślał sobie Chanyeol, bez przekonania sącząc swoją zupę.
– Baekhyun… – spróbował znowu jego ojciec, ale Baekhyun znów nie powiedział nic. Skrępowanie i napięcie wzrastały, a Chanyeol chciał wyjść.
Powinienem teraz wyjść, już mnie to nie obchodzi… Chanyeol przez-przypadek-specjalnie popchnął nadgarstkiem szklankę z wodą, a ta upadła na jego kolana. Jednak kiedy już miał zrobić z tego wielki problem, odezwał się Baekhyun.
– Chanyeol-ah, czy mógłbyś podać mi sól? – Chanyeol bez słowa wpatrywał się w swojego współlokatora, a potem w jego ojca, którego cała uwaga skupiona była na synu (i zdawało się, że nie zauważył jego katastrofy) i z jakiegoś powodu czuł się zobowiązany opóźnić swoją misję. Chwycił sól i podał ją Baekhyunowi, który dość głośno wymamrotał „Dzięki”, tak, by jego ojciec usłyszał.
– Baekhyun-ah-
– Yeol, czy możesz podać mi dzbanek z wodą? Trochę chce mi się pić. – Baekhyun znowu otwarcie się wtrącił, a Chanyeol był oniemiały, bez słowa biorąc ze stołu dzbanek z wodą i podał ją Baekhyunowi.
Zapadła krótka cisza, ale Chanyeol wiedział, że napięcie rośnie z tak gwałtowną prędkością, że bał się, że nigdy nie ucieknie.
Wtedy przypomniał sobie o swojej misji.
– Och- – zaczął Chanyeol, lecz ojciec Baekhyuna zaczął w tej samej chwili.
– Baekhyun, wiem-
– Chanyeol. Jeszcze raz przepraszam, ale czy mógłbyś podać mi swoją łyżkę. Moja upadła na podłogę. – Chanyeol wyrwał się z oniemiałego stanu, a jego oczy zwęziły się. Baekhyun musiał przejrzeć ich plany.
– Ale jest tutaj pełno nieużywanych łyżek! Dlaczego musisz użyć-
– Chanyeol. Twoja łyżka. – Baekhyun wyciągnął dłoń, a Chanyeol znowu zamilkł. Odruchowo wziął swoją łyżkę i położył ją na dłoni Baekhyuna, był gotów wyjść zaraz po tym, lecz Baekhyun wyciągnął dłoń jeszcze dalej, jego palce wbiły się w delikatną skórę i chociaż jego gest trwał tylko ułamek sekundy, Chanyeol zrozumiał jego znaczenie.
Jeśli mnie zostawisz, jesteś, kurwa, martwy.
I w tamtej chwili Chanyeol znowu oniemiał, siedząc jak sterowana lalka.
Nie wiedział nawet, co go ogarnęło – wszystko, co wiedział, to to, że wydawało się, jakby minęły sekundy, a minęły minuty.
Potem Chanyeol przypomniał sobie swoją własną misję i wstał niczym robot, zastanawiając się, dlaczego pozwolił zrobić sobie pranie mózgu przez kogoś takiego jak Byun Baekhyun. Akurat podporządkuje się twoim groźbom! Pomyślał sobie, przepraszając bez słowa i podszedł do drzwi, ukrywając uczucie ulgi pod obrzydzeniem do swoich mokrych ubrań, które miał. Przekręcił klamkę-
- i drzwi nie ustąpiły.




Chanyeol spanikował i pociągnął ponownie, ale te pozostały twardo na swoim miejscu. Nie tak dyskretnie wyjął telefon i niemal zaklął na głos, kiedy zdał sobie sprawę, że było pięć minut po czasie, kiedy miał wyjść i teraz zamknęli go w środku.
Z nimi.
– Wszystko tam w porządku? – zawołał ojciec, a Chanyeol zaśmiał się nerwowo, bawiąc się swoimi palcami.
– W porządku… Po prostu myślałem, że coś tutaj upuściłem, to wszystko… – Pokonany podreptał z powrotem na swoje miejsce i usiadł ze zwieszonymi ramionami. Nie zauważył nieznacznej oznaki ulgi oraz uśmieszku zadowolenia w kącikach ust Baekhyuna. Pan Byun odwrócił się do swego syna.
– Baekhyun, wiem, że nie byłem bardzo dobrym ojcem i wiem, że twoja matka nie była bardzo dobrą matką… – zaczął, a Chanyeol szczerze chciał w tamtej chwili być plamą zupy – jego koszula była przesiąknięta wodą, utknął w pokoju ze swym największym wrogiem i jego ojcem oraz musiał znosić tłumaczenie ojca i gniew syna.
–…Szczerze przyznaję się do swoich błędów i szczerze żałuję, że zaniedbywałem cię przez te wszystkie lata… – Urwał, oczekując odpowiedzi, ale Baekhyun bez słowa dziobał w swoim jedzeniu. Chanyeol przenosił wzrok z ojca na syna, nie wiedząc, co powiedzieć. Chciał po prostu stamtąd wyjść.
– Nie byłem dobrym ojcem i teraz to rozumiem. Chcę tylko powiedzieć, że naprawdę mi przykro, Baekhyun – ciągnął, kąciki jego oczu były pomarszczone ze smutku. Chanyeol zmarszczył brwi – nawet jeśli ten mężczyzna miał władzę w pracy, którą wykonywał, był obrzydliwie bogaty i miał wszystko, czego potrzebował, była jedna rzecz, które mu brakowało i ta jedna rzecz go załamywała.
Zaufanie jego syna.
Ten facet był tylko starym człowiekiem. Pod sztywnymi kołnierzykami i dużymi garniturami krył się zmęczony, stary człowiek, który miał pieniądze i władzę, ale teraz potrzebował jedynie ciepła i miłości.
Baekhyun dalej ignorował tego mężczyznę.
Chanyeol nie wiedział, co robić.
– Mam nadzieję, że możesz mi wybaczyć.
Zapadła długa, rozwlekła cisza i chociaż Baekhyun nie odpowiadał i udawał, że nie istnieje, Chanyeol widział, że się powstrzymuje poprzez sposób, w jaki ściskał łyżkę Chanyeola, upewniając się, że jej ostre krawędzie wbijają się w jego dłoń. Jak gdyby ból pozwalał mu skupić się na czymś innym niż jego wściekłość. Jednak zamiast się poddać, pan Byun znowu spróbował zdesperowanym głosem.
– Wiem, że twoja matka i ja byliśmy samolubni i myśleliśmy tylko o sobie, ale tym razem jako twój ojciec-
Nagle Baekhyun uderzył pięściami w stół, sprawiając, że podskoczył tak samo jak jego ojciec i Chanyeol. Łyżka trochę wygięła się od użytej siły i kiedy Baekhyun otworzył pięść, Chanyeol mógł zobaczyć złośliwe, czerwone ślady na jego dłoni od zbyt mocnego ściskania łyżki.
– Matka? Ojciec? – Głos Baekhyuna był cichy, ale w sposób, który był tak niebezpieczny, że Chanyeol poczuł, jak jego serce pędzi ze strachu. Ton był śmiertelny i niszczący. – Tak się nazywacie? – Chichot, który nadszedł po chwili sprawił, że temperatura w pokoju zbliżyła się do tej w zamrażarce.
– Baekhyun, ja-
– Nie. Nazywaj mnie. Tym. Imieniem. – Każde słowo było wycedzone z jadem, a Chanyeol widział, jak dłonie Baekhyuna zaciskają się i rozluźniają, jakby miały ochotę coś zniszczyć.
Chanyeol się bał.
– S-synu-
– Masz czelność tak mnie nazywać? – Baekhyun znowu ponuro się zaśmiał, aż przyprawiło to Chanyeola o ciarki na kręgosłupie. Widział, jak niższy wstaje, jego krzesło przewróciło się na podłogę przez ten raptowny czyn i widział, że Baekhyun podnosi pięść gotów, by nią uderzyć. – Masz czelność-
– Byun Baekhyun – zaczął Chanyeol i także wstał, ale było już za późno. Baekhyun uderzył ręką prosto w parujący garnek gorącej zupy. Największy garnek przewrócił się, gotujące się składniki rozlały się dookoła, ale w większości na Baekhyuna.
Nie było krzyku czy syku bólu, ale Chanyeol widział, jak ciecz skwierczy na skądinąd perlisto-białej skórze Baekhyuna.
– B-Baekhyun! – krzyknął jego ojciec, ale do tego czasu Chanyeol już okrążył stół i stanął za swoim nieposkromionym współlokatorem, chwytając oba jego łokcie, by powstrzymać go od zrobienia czegoś lekkomyślnego. Widział parę unoszącą się znad czerwonej skóry Baekhyuna i wciąż mocno trzymając niższego jedną ręką, wziął dzbanek z wodą i wylał ją na poparzoną rękę Baekhyuna.
– Dobra! Przestań – wyszeptał ostro Chanyeol do swojego współlokatora, który zdawał się go nie słyszeć. – Wystarczy.
– Chciałeś pogodzić się ze swoim synem, prawda? – ciągnął Baekhyun, jego głos był na skraju obłąkania. Chanyeol przytrzymał go mocniej, bojąc się, że mniejszy mógłby stanąć w płomieniach. W akcie desperacji Chanyeol złączył swoje dłonie wokół łokci Baekhyuna, mocując go w pewnym uścisku, czuł, jak walczące ciało mniejszego przyciska się do jego piersi i jego serce zabiło dziko, a on modlił się Nie rób nic głupiego.
– Baekhyun, twoja ręka… – wyszeptał jego ojciec.
– Cóż, pozwól, że teraz ci powiem: Nigdy tego nie zrobisz. Już nigdy więcej nie zobaczysz swojego syna. – Chanyeol poczuł, że jego serce podskakuje i właśnie w tej chwili drzwi otworzyły się i cały personel wpadł do środka zaszokowany, patrząc na rozwalone jedzenie i czerwieniejącą rękę Baekhyuna. W tamtym momencie Chanyeol puścił, ponieważ Baekhyun osłabł i osunął się, wyraz jego twarzy zrobił się neutralny, kiedy jego pracownicy zabrali go z luźnego uścisku Chanyeola i przygotowali się, by go wyprowadzić.
– Paniczu! Co się stało? – Chanyeol usłyszał szept jednej z pracownic, kiedy brała kilka ręczników, by wytrzeć Baekhyuna.
– Nic. Po prostu za dużo podekscytowania na widok taty, to wszystko – odparł cicho Baekhyun, ale jego ton był tak przekonujący, że Chanyeol by mu uwierzył, gdyby nie był świadkiem tego, co się właśnie stało. Dlaczego? Dlaczego udaje? Pomyślał Chanyeol, obserwując pokonaną – apatyczną – postawę Baekhyuna.
– Och, paniczu! Będziesz miał tak wiele czasu, by się z nim spotkać! – Kilku innych szefów kuchni zaśmiało się serdecznie, sprzątając bałagan. Jedynie Chanyeol i pan Byun byli ponurzy i poważni, i nieco (bardzo) przerażeni.
– Paniczu! Musimy zająć się twoją raną! Proszę, nie bądź tak nierozważny następnym razem! – Kilka niskich osób zaczęło wyciągać go z pokoju, ale Baekhyun zatrzymał się przy drzwiach, odwracając głowę, aby spojrzeć na swojego ojca z kochającym wyrazem twarzy, była to maska, która całkowicie różniła się od tej, jaką wcześniej nosił tak autentycznie i z pasją.
– Baw się dobrze na swojej wycieczce, tato. Pamiętaj, żeby spać przynajmniej osiem godzin dziennie. – Po tych słowach odpuścił i pozwolił pociągnąć się służącym, opuszczając resztę personelu, którzy śmiali się i gruchali na temat tandetności między ojcem a synem.
Ale pomimo ciepła pomieszczenia Chanyeol zadrżał, przypominając sobie lodowaty wyraz w  twardym spojrzeniu Baekhyuna, kiedy uśmiechał się w tak uroczy sposób.
Kątem oka zauważył, że ojciec Baekhyuna również zadrżał.




– Gdzie wy byliście? – zapytał Chen, kiedy spotkali się w salonie, miejscu, które w jakiś sposób stało się ich terytorium. Chanyeol odwrócił się do Jongina z zaciekawieniem.
–…Naprawdę za dużo zjadłem. Spędziłem resztę czasu w łazience. – Jongin zarumienił się z zażenowania, kiedy Chen się zaśmiał, a Chanyeol dołączyłby, gdyby jego myśli nie były tak zajęte.
– A ty? – Jongin zwrócił się do swojego najlepszego przyjaciela, a Chanyeol wzruszył ramionami.
– Kiedy wyszedłem, dostałem telefon od Krisa. – Ze sposobu, w jaki Baekhyun zachowywał się wcześniej, Chanyeol nie sądził, że chciałby, by Jongin i Chen znali jego prawdziwe uczucia. Wzrok Chena powędrował do jego koszuli, a jego oczy się rozszerzyły.
– Co stało się z twoją koszulą? – Chanyeol spojrzał w dół i przypomniał sobie, co się stało. Było tam również trochę zupy, był tego prawie pewien.
– Niezdarność, chyba…
Właśnie wtedy Baekhyun wszedł z obandażowaną ręką, wyglądał nieco poważnie, ale poza tym… normalnie.
– A tobie co się stało?
– Nic. Przez przypadek machnąłem ręką i zupa się na nią wylała – odparł gładko Baekhyun, a Chen i Jongin skrzywili się, wyobrażając to sobie.
– Au. To musiało boleć.
– Więc? Jak poszło tobie i twojemu tacie? – Baekhyun wzruszył ramionami, lekko, niemal nieśmiało się uśmiechając (Chanyeol wiedział, że ten uśmiech był tak fałszywy jak u lalki Barbie).
– Uch… Wydaje mi się, że naprawiliśmy cokolwiek między nami było. – Jongin i Chen uśmiechnęli się szeroko, słysząc to i poklepali go po plecach. Chanyeol cofnął się, nie chcąc wyjawić im prawdy ze swoją niemożnością do utrzymania pozornie szczerego wyrazu twarzy.
– To świetnie! – Chen uśmiechnął się szeroko, ale jego uśmiech nieco zmalał, gdy zobaczył, że Baekhyun wpatruje się w niego poważnym wzrokiem.
– Czy wy mnie wrobiliście? – Jongin zaśmiał się nerwowo.
– U-Udało się, prawda? – Coś ponurego przemknęło przez wyraz twarzy Baekhyuna, ale zniknęło tak szybko, że Chanyeol mógł ujrzeć to jedynie przez chwilę, a później zastanawiał się, czy w ogóle to zobaczył.
– Niech was obu szlag trafi! – Baekhyun zaczął kopać ich obu, a jego dwaj przyjaciele zaczęli się śmiać, rozpoczynając walkę na kopniaki. Chanyeol oddalił się w stronę kanap i usiadł tam, obserwując, jak się wygłupiają oraz w końcu patrząc na spokojniejszą i bardziej opanowaną twarz Baekhyuna. Wydarzenia z obiadu umknęły z jego głowy.
A teraz wszystkim, na czym Chanyeol był skupiony, był różowy, pluszowy miś w dłoni Chena.




Chanyeol nie zamierzał tak łatwo zrezygnować z Chana.
Kiedy przygotowywali się do wieczornej kąpieli, Chanyeol upewnił się, żeby normalnie wrócić do pokoju, ale w chwili, kiedy był pewien, że Chen nie patrzy, szybko się odwrócił i zaczął iść za nim.
To był wielki ból obserwować, jak Chen przytula różowego misia, którego on wygrał, podczas gdy Chen i Jongin świetnie się bawili, robiąc Bóg wie co! Na początku Chanyeol zmartwił się, że może w czasie tej długiej podróży, by odzyskać Chana, Chen nagle dostrzeże Chanyeola swoim spostrzegawczym okiem. Na szczęście jednak Chen prędko wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi.
Znając Chena, prawdopodobnie nie widział nic zabawnego w robieniu rzeczy samotnie i prawdopodobnie miał wyjść zaraz po tym, jak się umyje i znając Chena, jako jego były współlokator, miał rozkoszować się kąpielą.
Czując się pewnie ze sobą, Chanyeol poczekał jeszcze kilka minut, zanim podszedł do drzwi na palcach i przycisnął do nich ucho. Był to nikły dźwięk, ale Chanyeol w końcu usłyszał odgłos lecącej wody i zaraz po tym zagłuszył ją mocny wokal Chena.
Uśmiechając się do siebie z wyższością, Chanyeol bardzo ostrożnie przekręcił klamkę i otworzył drzwi, wydając z siebie westchnienie ulgi, kiedy nic nie skrzypnęło w przeciwieństwie do drzwi w ich szkole. To naprawdę jest dom bogatego człowieka. Kiedy wsadził głowę, dokładnie naprzeciwko zobaczył kolejne zamknięte drzwi i natychmiast rozpoznał je jako drzwi łazienki.
Po upewnieniu swych myśli, że Chen na pewno tam jest, Chanyeol otworzył drzwi szerzej i wszedł do środka. Nadwyrężał sobie głowę, szukając swojej ukochanej zabawki.
Z początku nie mógł znaleźć nic różowego w tym ogromnym pokoju i przez chwilę miał w głowie przerażającą myśl, że Chen wziął Chana ze sobą pod prysznic, ale kiedy podszedł w stronę łóżka, zobaczył pluszaka siedzącego obok nogi ogromnego materaca.
Triumfując, Chanyeol niemal zapomniał o swoim położeniu i wydał z siebie krótkie, skrzeczące „Hura!”, zanim zdążył się powstrzymać. Chen zupełnie przestał śpiewać, a Chanyeol położył się na podłodze w wojskowym stylu (jak gdyby zmniejszenie jego obecności pomogło mu nie zostać odkrytym). Jego serce biło tak szybko, że był zaskoczony, iż nie wyskoczyło mu z piersi (ponieważ wiedział, że Chen stłucze go na kwaśne jabłko, kiedy dowie się, co Chanyeol robił – właśnie tak sadystyczny i bezlitosny mógł stać się jego były współlokator). Po tym, co wydawało się wiecznością, Chen zaczął ponownie śpiewać. Chanyeol wewnętrznie odetchnął z ulgą, zanim na powrót zaczął czołgać się w kierunku Chana. Patrz, jak wiele muszę przejść tylko po to, żeby cię odzyskać. Skierował niemal wstrętne myśli w stronę zabawki, sięgając po nią i chwytając miękką, puszystą łapkę Chana.
W chwili, kiedy jego uścisk był pewny, Chanyeol wstał na drżących nogach i zatoczył się do drzwi, chwycił niedbale klamkę, zanim otworzył szarpnięciem (oczywiście robił to wszystko po cichu). W momencie, gdy wyszedł na zewnątrz, zamknął za sobą drzwi tak cicho jak to możliwe i wybiegł stamtąd, jakby od tego zależało jego życie (bo tak jakby tak było).
Po przebiegnięciu całego domu bez nadziei w znalezieniu swojego pokoju Chanyeol zwolnił kroku, trzymając Chana w swoich rękach.
– Teraz jak o tym myślę, naprawdę nie ma sensu w odzyskiwaniu ciebie, prawda? – powiedział Chanyeol do swojej pluszowego ekwiwalentu, patrząc, jak wielkie, czarne oczy się w niego wpatrują. – To nie tak, że w ogóle jesteś moim ulubieńcem… bez obrazy… – Miś patrzył na niego tępo.
– Może ktoś inny doceni cię bardziej… – ciągnął Chanyeol, kiedy Baekhyun przemknął mu przez myśl. – Ja… i tak zamierzał dam cię jemu, prawda? Bo jestem bardzo hojną osobą… Mam na myśli to, że też Niniego dam Jonginowi! To nie tak, że Baekhyun jest wyjątkowy czy coś… – Westchnął, jakby zdając sobie sprawę, że rozmawianie z zabawką nie powie mu, że Baekhyun nie jest wyjątkowy. Bo nie był. Był przeciwieństwem wyjątkowego.
Po długiej kłótni Chanyeol zdecydował się pójść do pokoju Baekhyuna i z jakiegoś powodu uznał to za łatwiejsze niż znalezienie własnego. Nadal nie będąc do końca pewnym, Chanyeol cicho otworzył drzwi (ciszej niż kiedy był u Chena), bojąc się, że może w czymś przeszkodzić. Wsadził głowę do środka i błądząc wzrokiem, zaczął zauważać cechy tego pokoju.
Pokój miał białe ściany, których każdy róg był ozdobiony przez ładne małe ramki, które później Chanyeol odkrył jako przypadkowe malunki i rysunki krajobrazu. Prawdopodobnie miały sprawić, by wyglądał lepiej. Zasłony były marszczone i piękne, kiedy bezbłędnie okalały ogromne okna. Dywan pod jego stopami był miękki i łaskotał go. Wszystko w tym pokoju, tak jak wszystko inne w domu, było zbyt nieskazitelne, by być prawdziwe i dlatego, że było tak nieskazitelne, wydawało się niemal sztuczne i martwe. Nie było w tym pokoju nic osobistego, nic, co ujawniałoby zainteresowania i hobby Baekhyuna. Ale kiedy skierował wzrok na środek, zobaczył tam Baekhyuna. W jakiś sposób scena przed nim wprawiła go w osłupienie.
Długie, zwinne palce prześlizgnęły się po brzegach biurka jakby w głębokim zamyśleniu. Wyraz jego twarzy wydawał się być odległy, kiedy zatrzymywał się przy kolejnych przedmiotach, jakby powoli wracał do przeszłości, a potem, jak gdyby wyczuł niepożądaną obecność Chanyeola, odwrócił głowę i napotkał wzrok Chanyeola, jego mina zmieniła się w zupełnie nowy rodzaj nostalgii.
Słodko-gorzki uśmiech był czymś, czego Chanyeol nigdy nie zapomni.
Później nastrój się załamał, wyraz jego twarzy zniknął, jakby go nigdy tam nie było, został zastąpiony przez zaskoczenie i podejrzliwość.
– Co ty tu, u licha, robisz? – zapytał Baekhyun, mrużąc oczy, kiedy uważnie obserwował Chanyeola. Wyższy zaczerwienił się z jakiegoś powodu, jego serce biło nierównomiernie, gdy wyrzucił ręce w powietrze, próbując udowodnić swą niewinność, ale przez to różowy miś wypadł z jego rąk i poleciał w stronę Baekhyuna.
– Nic… chcę ci tylko powiedzieć, że i tak nie potrzebuję takiej małej zabawki jak Chan… W-Więc zaopiekuj się nim. – Z zakłopotaniem wskazał brodą na upuszczonego różowego misia, a nieprzekonany Baekhyun uniósł brew.
–…Chan? Nazwałeś misia po sobie? – Uśmiechnął się szyderczo, ale zamiast poczuć złość, jak stałoby się to kilka miesięcy temu, Chanyeol zarumienił się z zażenowania.
– I-I co z tego? – wykrztusił Chanyeol. Może to ta posiadłość odbierała mu pewność siebie i sprawiała, że bardziej się denerwował. Tak, to musiało być to. Nic innego.
– I nic. – Baekhyun podniósł różowego misia i przytulił go do swojej piersi. Chanyeol przełknął ślinę, jego oczy przesunęły się z różu do bieli bandażu Baekhyuna.
– Jak twoja ręka? – zapytał nieco sarkastycznie, ale jego serce było ciekawe.
– To nic.
– Dlaczego po prostu nie powiesz Chenowi i Jonginowi prawdy? – naciskał Chanyeol, przypominając sobie rozpromienione twarze Chena i Jongina oraz ich chęć pomocy przyjacielowi w pogodzeniu się z ojcem.
– Bo to nie ich interes – odrzekł Baekhyun i po raz kolejny Chanyeol przypomniał sobie, jak bardzo jego współlokator tłumi wszystko w sobie.
– Wiesz, wydaje mi się, że będą bardziej źli, jeśli okłamiesz ich w takiej sprawie… – zaczął Chanyeol. – Obiecuję, że jeśli wyjawisz im swoje problemy, nie będziesz czuł się taki zablokowany. – Baekhyun otwarcie go zignorował, przyciskając swój nos do Chana (i, niech to szlag, Chanyeol poczuł, jak oddech zamiera mu w gardle).
– Ufam im – odpowiedział w końcu Baekhyun. – Ale nie we wszystkim. Są sprawy, w których nikomu nie możesz ufać.
– Ale-
– Tobie też ufam, Park Chanyeol. – Baekhyun odwrócił się i spojrzał na Chanyeola w pełni, jego pozbawiony wyrazu wzrok wwiercał się w niego, a Chanyeol próbował zatrzymać swoje przyspieszające serce. – Ufam ci w sprawie sprzątania mojego bałaganu, ufam ci, że nie dotkniesz mojego wartościowego gówna i ufam ci, że nie zabijesz mnie, jak będę spał.
– Ale nigdy nie zaufam ci w innej sprawie. To jest ilość zaufania, jaką w tobie pokładam. Rozumiesz? – Z jakiegoś powodu Chanyeol odpuścił przez tę myśl – właśnie tak płytka była ich relacja. Było to poniekąd… rozczarowujące (jednak nigdy tego nie przyzna). Znowu nastała cisza.
– Ja… nie mam żadnych ubrań na zmianę… gdyż zostałem porwany i w ogóle… i ktoś nie wypuszczał mnie z pokoju… – Chanyeol złapał koszulę dla podkreślenia swoich słów. Baekhyun wskazał na prawo.
– Następne drzwi – ubrania mojego brata – powiedział Baekhyun. – Jest ode mnie większy, więc jego ubrania powinny jakoś na ciebie pasować.
Chanyeol bez słowa wstał i wyszedł.




Kiedy wrócił, Baekhyun leżał na łóżku, trzymając różowego misia w powietrzu niczym matka bawiąca się ze swoim nowonarodzonym dzieckiem.
– Tak szybko wróciłeś? – zapytał retorycznie Baekhyun, ale nie poruszył się. Teraz, kiedy Baekhyun to zauważył, Chanyeol uświadomił sobie, że nie wiedział, dlaczego tam się znalazł.
–…Może jestem tak przyzwyczajony do twojej drażniącej obecności i dlatego mimowolnie wróciłem – odparł Chanyeol, a Baekhyun posłał mu groźne spojrzenie do góry nogami.
– Jesteś takim cholernym dzieckiem – odpowiedział Baekhyun, siadając, by znaleźć się naprzeciw Chanyeola.
– Powiedział ten z pluszowym misiem – odrzekł Chanyeol, a Baekhyun przewrócił oczami, mocniej tuląc misia. Teraz, kiedy miał lepszy widok, Chanyeol zauważył czarną koszulkę, którą miał na sobie Baekhyun, która wyglądała na zbyt luźną, by należeć do niego.
– Ty też nosisz ubrania swojego brata?
– Tak. Nie mam tu żadnych ciuchów.
– Co? Dlaczego-
– Oddałem je. – Baekhyun wzruszył ramionami. – Nigdy nie sądziłem, że tu wrócę. Nie chcę już nigdy wracać.
– Powinieneś przynajmniej dać swojemu ojcu szansę-
– Dać mu szansę? – Baekhyun zadrwił. – Czy on kiedykolwiek dał szansę mnie? Czy kiedykolwiek zatrzymał się, żeby pomyśleć o tym, jak się czułem z każdą podjętą przez niego decyzją? – Głos Baekhyuna był bardziej beztroski niż wcześniej, lecz Chanyeol nadal wyczuwał, że jest to bardzo wrażliwy temat.
– I nie nazywaj tej szumowiny moim ojcem. Nie mam ojca.
Chanyeol przypomniał sobie ostatnie słowa Baekhyuna skierowane do jego ojca (te właściwe, w pełni szczere) i przypomniał sobie pełen bólu wzrok pana Byun.
Ale był powód, dla którego Chanyeol nie wtrącił się, by pomóc staremu mężczyźnie, chociaż wierzył, że powinni się pojednać.
To dlatego, że chociaż dostrzegał smutek wylewający się z oczu ojca swojego współlokatora, wiedział, że Baekhyun przeszedł przez o wiele więcej. Przez tak wiele, że skończył jako osoba nieprzebaczająca, bezlitosna i pełna nienawiści.
Ale kiedy czas płynął, Chanyeol zauważył, że to nie nienawiści jest pełno w Baekhyunie, ale smutku.
A uczucia Baekhyuna były jak woda – w jednej sekundzie spokojne, a w następnej niczym pieprzony huragan. Mógł stać się zimny i wściekły, i porywczy, i nieprzewidywalny w jednej chwili, a za chwilę cichy, obojętny, nieśmiały lub uroczy i radosny.
Chanyeol pamiętał, jak się bał. Baekhyun napędził mu przy obiedzie stracha, kiedy był tak niepohamowany w swoich czynach, jego emocje wrzały nieokiełznanie niczym dzikie tornado – a nadal w jakiś sposób tłumił w sobie powody, dla których nienawidził swojego ojca, nie wyjawiał nic o niczym poza swoją nienawiścią i wściekłością w kilku zabójczych słowach.
I Chanyeol był przerażony nie dlatego, że bał się Baekhyuna.
Ale skądinąd bał się o niego.
Byun Baekhyun, kiedy był rozwścieczony, rujnował, demolował i niszczył.
I Chanyeol bał się, całkowicie się bał, ponieważ kiedy Baekhyun był rozwścieczony, niszczył samego siebie.
„Cóż, pozwól, że teraz ci powiem: Nigdy tego nie zrobisz. Już nigdy więcej nie zobaczysz swojego syna.”
Kiedy to sobie przypomniał, coś mu się uświadomiło. Przez znaczenie tych słów Chanyeol wiedział, że Baekhyun nie miał na myśli unikania swojego ojca za wszelką cenę, ale miał na myśli to, że nie zobaczy swojego syna ponownie, nawet jeśli ten zawsze stałby przed nim.
Ponieważ jego syn umarł.
A to, co zastąpiło jego syna, to ktoś kompletnie nowy i ktoś całkowicie odmieniony. Ktoś, kto nie ma mamy ani taty, kto bierze wszystko na swoje barki, kto nie polega na nikim poza sobą, kto nie wierzy w miłość.
Byun Baekhyun wciąż żył, ale nie był tą osobą co kiedyś.
I już nigdy nią nie będzie.
W tamtej chwili nieznajomy dzwonek rozbrzmiał w powietrzu, powodując, że rozmyślający Chanyeol podskoczył zaskoczony. Baekhyun wyjął coś ze swojej kieszeni.
– Masz nowy telefon? Już? – Chanyeol rozdziawił usta, przypominając sobie poprzedniego biedaka, który utknął w muszli klozetowej, a Baekhyun wzruszył ramionami.
– Czy to ma znaczenie? I tak są jednorazowe. – Po tych słowach Baekhyun odebrał. – Halo? – Nastąpiła przerwa, a po niej ton głos Baekhyuna całkowicie się zmienił.
– Wiem, wiem. Uspokój się. Zaufaj mi w tej sprawie… Obiecuję ci… – Podczas gdy Baekhyun nadal rozmawiał tym nagle kojącym głosem, przytrzymał telefon między swoim uchem a ramieniem, wypychając Chanyeola. Zaskoczony Chanyeol na początku pozwolił niższemu się popychać, a kiedy byli blisko drzwi, odwrócił się.
– Kto to, do diabła, jest? – syknął, a Baekhyun przewrócił oczami, używając więcej siły, by wypchnąć wyższego.
– Nie twój interes – odpowiedział syknięciem Baekhyun. – Słuchaj, jeśli musisz pogadać, dzwoń do mnie w każdej chwili… Nie, nie jest za późno… Przestań przepraszać, zawsze ci pomogę… – Potem zamknął drzwi, a z tym jego głos zupełnie zniknął.
Chanyeol pozostał samotny i bezradny, czuł, jak jakieś uczucie buzuje w jego żołądku.
Z kim on, do kurwy, rozmawia? Kto jest tak cholernie wyjątkowy?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz