wtorek, 29 sierpnia 2017

The Faults In Byun Baekhyun [25/55]

tytuł rozdziału: Zmiana |oryginał: Change
rating: PG-13
Chanyeol ciągle o nim mówił.
– Jest takim idiotą. – Usłyszał słowa Chanyeola. – Dlaczego miałbyś… – On. Zawsze on w oczach Chanyeola.
Kyungsoo czuł, jak wzbiera w nim zazdrość, sprawiając, że miał ochotę zmiażdżyć to, co trzymał w rękach. Był bliski wybuchu.
Baekhyun, Baekhyun, Baekhyun. Doprowadzało go to do wściekłości!
Miał to być ich wspólny czas, nie czas Chanyeola, kiedy opowiadał o swoim współlokatorze, którego widział przez niemal dwadzieścia cztery godziny każdego dnia!
– Wiesz, że nienawidzi bólu, prawda? – Nie wiem. Nie chcę wiedzieć.
–…Czasami chciałbym, żeby pomylili jego łóżko z moim. – Dlaczego? Czy dla mnie też byś to zrobił?
– Chciałbym znaleźć się na jego miejscu… – Chciałbym znaleźć się na jego miejscu. Chciałbym znaleźć się na jego miejscu. Chciałbym znaleźć się na jego miejscu-
NIE-
Trzask. Poczuł coś mokrego na swojej ręce i pieczenie w dłoni, ale nie przejmował się tym. Wszystko, o czym myślał, to Chanyeol i Baekhyun i Chanyeol i Baekhyun i-
– Przestań.
– Hę?
– Przestań.
–…Kyungsoo, ty krwawisz! – Widział, że Chanyeol usunął się z jego pola widzenia, a potem powrócił. Poczuł delikatne palce na swojej ręce, które delikatnie ją oczyszczały. Słyszał, jak Chanyeol zadawał mu pytania i jak go beształ, lecz nie zwracał na to zbytniej uwagi. Wszystko, o czym myślał, to Co się stało?
Nigdy wcześniej nie był tak zły, by wybuchnąć. Nawet nie wtedy, kiedy jego ojciec alkoholik zaczął bić jego matkę prostytutkę. Więc dlaczego? Dlaczego to się stało?
Ale kiedy czuł, jak Chanyeol go dotyka i martwi się o niego jak powinna robić to prawdziwa matka, zdał sobie sprawę, że odpowiedź była tam przez cały czas.
Kochał Chanyeola.
Myślał, że to jakaś szczeniacka miłość albo przynajmniej pierwsze stadia miłości, ale zaistniała właśnie sytuacja i to, co sobie przed chwilą zrobił udowodniły mu, że jego uczucia to coś więcej.
Dużo, dużo więcej.
Kochał Chanyeola tak cholernie mocno, że wyobrażanie go sobie z kimś innym bolało go. Kochał Chanyeola tak cholernie mocno, że przebywanie z nim ekscytowało go tak bardzo, że to aż bolało. Kochał Chanyeola tak cholernie mocno, że to sprawiało mu ból.
Miłość boli.
Ale jest także ekscytująca, zawiera dreszczyk emocji. Miłość dawała jego ciału beztroskie uczucia, których nie czuł nigdy wcześniej.
I kochał Chanyeola, bo to Chanyeol.
Kiedy patrzył na niego w roztargnieniu, obserwował, jak wyciera jego rękę i usiłuje wyciągnąć szkło z jego skóry, wiedział, że to właśnie dlatego go kocha.
Spojrzał na skupioną i jednocześnie przystojną twarz Chanyeola, jego język nieznacznie wystawał, kiedy ostrożnie używał palców, by wyjąć szkło z jego skóry i wiedział, że to właśnie dlatego go kocha.
Chanyeol był troskliwy, uroczy, poważny i jednocześnie pyskaty. Miał w sobie pewnego rodzaju niewinność, którą Kyungsoo zawsze chciał w sobie.
– Chodźmy do pielęgniarki – zasugerował Chanyeol, wyrywając go z transu. – Naprawdę nie ufam swoim umiejętnościom.
– Nie – powiedział Kyungsoo. Nie chciał iść do pielęgniarki. Chciał spędzić więcej czasu z Chanyeolem.
Ponieważ kochał Chanyeola.
Podniósł wzrok na wyższego.
Kochał go.
Spojrzał w piękne, duże brązowe oczy Chanyeola.
Kochał tego mężczyznę.
Kochał Park Chanyeola.
I zamierzał mu to powiedzieć.
– Kocham cię, Chanyeol. – Słowa wydostały się z jego ust tak gładko i świadomie, że Kyungsoo zastanowił się, czy zawsze chciał to powiedzieć.
Nie wiedział, co Chanyeol powie. Jakaś jego część podejrzewała, że Chanyeol też go lubi, druga jego część wiedziała, że nie patrzy na niego w ten sposób i ostatecznie to pozostawiało go w takim zdezorientowaniu, że chciał coś ugodzić.
Ale kiedy Chanyeol odpowiedział, Kyungsoo był tak szczęśliwy, że słowa nawet nie mogły wyrazić jego szczęścia.
Chciał trzymać jego dłoń i nigdy jej nie puszczać.




– Kocham cię, Chanyeol.
To było to. To było coś, na co czekał albo raczej o czym marzył przez bardzo długi czas.
I czuł, jak te słowa wymykają się z jego ust. Potrzebował odpowiedzieć tym samym.
– Kyungsoo… J-Ja też cię kocham – odrzekł Chanyeol. I właśnie tutaj powinno się to zakończyć. To właśnie tutaj powinno się to zakończyć. Z Chanyeolem i Kyungsoo tak bardzo zakochanymi w sobie, że nic innego na świecie się nie liczyło.
Ale tak się nie stało.
Ponieważ Chanyeol czuł, jakby nie powiedział wystarczająco wiele.
I dłoń, która łączyła się z jego własną była inna. Obca. Nieznajoma.
Zła.
– A-Ale nie w ten sposób – wypalił Chanyeol. Nie wiedział, co robi. Dlaczego to robił? Dlaczego odrzucał swoje marzenie, które zawsze tworzył sobie w myślach; cel, do którego zawsze zmierzał? Mężczyznę, którego myślał, że kocha tak bardzo, że nigdy nie uciekłby od tej szansy? – Ch-Chciałem, byśmy zostali przyjaciółmi. T-Tylko przyjaciółmi.
Co on, do diabła, wygadywał?! Dlaczego pozwalał swojemu marzeniu – swemu celowi – odejść?
Zabrał dłoń z uścisku Kyungsoo, trzymając ją drugą dłonią, jakby bał się… I czuł, że boli go serce, ponieważ zobaczył zrozpaczony wyraz twarzy Kyungsoo. Poczuł się jednak uwięziony w uścisku Kyungsoo.
– P-Przepraszam. Bardzo mi przykro – powtórzył Chanyeol, podnosząc się ze swojego miejsca. Zatoczył się do tyłu, zanim obrócił się i wybiegł z pokoju. Z dala od Kyungsoo.
Dlaczego uciekał od swojego marzenia?
Dlaczego to powiedział?
Dlaczego, gdy Kyungsoo wyznał mu swoje uczucia, poczuł, jakby całe niebo spadło na niego, a nie poczuł, jakby poleciał do nieba, kiedy te trzy słowa opuściły usta obiektu jego westchnień?




(Dlaczego, kiedy Kyungsoo wyznał swoje uczucia i Chanyeol także to zrobił, jedyną rzeczą, która przebiegła mu przez myśl był Baekhyun, Baekhyun, Baekhyun?)




To nie była tylko faza, prawda?




To nie faza.




Kiedy Baekhyun wrócił, czuł się pełen triumfu.
Zaciągnął ich do biura dyrektora, w którym przedstawił dowody. Niektórzy z nich zostali zawieszeni, a większość wydalono ze szkoły.
Mowa, którą wygłosił wcześniej, była upokorzeniem tamtych sukinsynów. Prawdziwą karą było wysłanie dowodów do ich surowych rodziców i zniszczenie ich nieskazitelnej opinii.
Dobrze, dokonał swojej zemsty.
Dyrektor był szczęśliwy, że Baekhyun otwarcie powiedział o znęcaniu i nazwał go odważnym i jednocześnie bystrym za dokładne przemyślenie całej sprawy. Uśmiechnął się, odgrywając słodkiego, niewinnego chłopca, jakim nie był i upewnił się, że dyrektor widział tę stronę wystarczająco długo, by jeszcze bardziej pogardzić innymi.
Cały proces trwał kilka godzin, jako że było jakieś czternaście czy piętnaście osób, z którymi musiał się uporać, co również zabrało dużą porcję jego energii, ale ostatecznie było tego warte.
Wszystko było warte tego, by poczuć to uczucie zadowolenia goszczące w jego brzuchu.
 Kiedy wyszedł, Kris na niego czekał.
– Jak było? – zapytał. Baekhyun uśmiechnął się powściągliwie.
– Dobrze, jak planowałem – odparł, a Kris uśmiechnął się z ulgą. – Dzięki za pomoc. Nie mógłbym zrobić tego bez ciebie ani innych, którzy mi dzisiaj pomogli.
– Nie ma problemu – odpowiedział Kris. – W końcu ty pomogłeś wcześniej nam wszystkim. – Przybili żółwika.
– Jak poszło? Spotkanie z Joonmyunem? – Kris zarumienił się ze szczęścia.
– Dobrze. Musieliśmy być partnerami, bo tak właściwie nikogo tam nie znaliśmy. – Baekhyun widział, jak promienieje, co wydawało się być efektem miłości i jakaś jego część zazdrościła mu tego.
Ale przypomniał sobie, że miłość nie istnieje.
 Kiedy wrócił do pokoju, zobaczył Chanyeola siedzącego na swoim łóżku, wpatrującego się w przestrzeń. Mówiąc szczerze, Baekhyun nigdy wcześniej nie widział kogoś tak nieobecnego. I ten wyraz u Chanyeola był szczególnie zabawny. Wybuchnął śmiechem. Naprawdę się śmiał.
– Ktoś tu wygląda na głupka – powiedział, zmieniając ubranie i przygotowując się na kolację. Chanyeol nie odpowiedział, a on zachowywał się, jakby tego nie zauważył.
– Kolacja – oznajmił Baekhyun, odwracając się, by spojrzeć na swojego współlokatora. Żadnej reakcji.
– Powiedziałem kolacja – powtórzył zniecierpliwiony Baekhyun, przycisnął palce do ucha Chanyeola, gdy zaczął wywlekać wyższego z pokoju.
– Au, au, au, au, au! – krzyczał Chanyeol, próbując stawiać opór, ale Baekhyun już to pojął; nie zamierzał już dłużej wysłuchiwać bzdur Chanyeola.
Wyciągnął Chanyeola na kolację, bezlitośnie trzymając wyższego za jego ucho.
Gdy dotarli na miejsce, Chanyeol nieprzytomnie usiadł obok Jongina, ponownie wpatrując się w przestrzeń. Co za dziwak. Pomyślał Baekhyun, siadając obok Krisa i Chena. Nie mam pojęcia, co, do cholery, Kyungsoo widzi w-
Kyungsoo? Gdzie on był?
Baekhyun rozejrzał się za nim, ale po długiej chwili nadal go nie odnalazł. Dokąd on poszedł?
I dlaczego Chanyeol był taki nieobecny?
Baekhyun podejrzliwie zmrużył oczy, patrząc, jak Jongin szturcha niereagującego Chanyeola. Zazwyczaj Chanyeol najwięcej by się odzywał.
Jakież to dziwne.
Baekhyun wyparł to ze swoich myśli.




 Coś się działo między Baekhyunem a Chanyeolem.
Jongin to wiedział.
To nie zaczęło się wraz z jego snem w sylwestra. Zaczęło się o wiele wcześniej.
Wyglądało na to, że gdy za każdym razem byli w dołku, zawsze przeżywali to w tym samym czasie. I zawsze, gdy byli w dołku albo zachowywali się dziwnie, unikali siebie nawzajem.
Zawsze twierdzili, że się nienawidzą i nawet naprawdę się tak zachowywali, a jednak roztaczali wokół siebie tę osobliwą aurę bliskości.
Dziwne.
I teraz podczas kolacji Jongin widział, że Chanyeol zachowuje się dziwnie i widział również, jak Baekhyun spogląda na niego od czasu do czasu.
Tym razem było inaczej.
Tym razem Baekhyun był równie niezorientowany co on.
I chociaż próbował porozmawiać z Chanyeolem, wkurzać go czy po prostu uzyskać od niego jakaś reakcję, Chanyeol zachowywał się, jakby wcale nie istniał.
Poddał się, ale to dlatego, że miał plan.
Wiedział, że Baekhyun znajdzie rozwiązanie.
A jeśli tak się stanie, Jongin potwierdzi, że coś jest między nimi.
Czekał.




Po kolacji Baekhyun kolejny raz zobaczył, że Chanyeol tkwi w swoim własnym świecie, leżąc na łóżku i wpatrując się w sufit.
Z początku nie powiedział nic, ale po godzinie, kiedy to Chanyeol ciągle leżał w tym samym miejscu, w tej samej pozycji, był zdezorientowany i nie był w stanie dłużej tego znieść.
– Yeol – zawołał, ale Chanyeol nie zareagował. Albo raczej on został zignorowany, gdyż Chanyeol przewrócił się na bok, plecami do niego.
Nieco poirytowany, ale nadal w dobrym nastroju z powodu dzisiejszych wydarzeń, przeszedł na palcach na drugą stronę, do której Chanyeol był zwrócony twarzą i odkrył, że jego współlokator ma zamknięte oczy.
Teraz mnie ignorujesz, ej? Pomyślał Baekhyun, czując rozdrażnienie, gdy przykucnął przed twarzą Chanyeola, dopóki nie znaleźli się kilka centymetrów od siebie.
Wykorzystał ten czas, by ocenić wygląd Chanyeola.
Jego rzęsy były właściwie dość długie, a jego zsunięte na czoło ciemne włosy dawały mu niezaprzeczalnie niewinny i jednocześnie seksowny wygląd. Jego wargi były lekko rozchylone i były bardzo kuszące. Baekhyun poczuł, jak wali mu serce.
Ale zignorował to. To nic. To zupełnie nic.
Zobaczył, że Chanyeol marszczy brwi i niech to szlag, to było urocze.
Nie chciał czuć się w ten sposób ani już dłużej w taki sposób myśleć.
Więc zdekoncentrował się poprzez drażnienie Chanyeola.
Z bezczelnym uśmieszkiem na ustach podniósł dłoń i ostrożnie ułożył palce na uchu Chanyeola, ale nie dotykał go, później, kiedy był gotowy, wziął głęboki oddech-
-i uśmiechnął się.
– Yeol – wydyszał nad twarzą Chanyeola, który natychmiast otworzył oczy i już miał gwałtownie się odsunąć, ale Baekhyun to wszystko przewidział. Jego palce zacisnęły się na uchu Chanyeola, a drugą ręką zrobił to samo z drugim uchem i kiedy Chanyeol odsunął się do tyłu, Baekhyun też się poruszył.
Pociągnął Chanyeola z tak duża siłą, że Chanyeol nie miał innego wyjścia, jak tylko upaść do przodu. Brzydki wyraz na twarzy Chanyeola był bezcenny i Baekhyun śmiał się, kiedy obaj się przewracali.
Łomot.
W pokoju zapanowała cisza, kiedy Chanyeol znalazł się nad Baekhyunem, zamykając niższego w pułapce ze swego ciała i rąk. Wpatrywali się w siebie, ich oczy były szeroko otwarte i kryło się w nich pożądanie. Trwali tak przez Bóg wie jak długo.
Baekhyun pomyślał o tym, jak blisko niego jest Chanyeol i jak bliski był pokonania dystansu pomiędzy nimi, gdy patrzył, jak rzęsy Chanyeola trzepocą, jak jego język nerwowo oblizuje wargi i jak jego brwi były wykrzywione w skupieniu.
I wszystko, o czym Baekhyun myślał, to to, że chce go pocałować, chce go pocałować, chce go pocałować-
Co on wyprawiał?
Z mocno bijącym sercem Baekhyun nagle zaczął się bać. Nie, nie, nie chciał pocałować Chanyeola. Chanyeol nie był atrakcyjny.
Zobaczył, że Chanyeol mrugnął, ale zanim zdążył spostrzec, czy Chanyeol zamierza się pochylić i zamknąć dystans czy usiąść i zwiększyć dystans, Baekhyun tak jakby spanikował.
– Yoda.
Chanyeol zamarł i w tej chwili Baekhyun mógł poczuć zapach jabłek i wanilii. Zanim się zorientował, duża dłoń naprawdę mocno uszczypnęła go w nos.
– Głupi króliczek – powiedział szorstko Chanyeol, zanim jego wolna dłoń objęła plecy niższego i podniosła go, później zanim Baekhyun zdołał mrugnąć, Chanyeol z powrotem wskoczył na swoje łóżko i udawał, że nic się nie stało. Serce Baekhyuna wymykało się spod kontroli, kiedy siadał i nagle poczuł się o wiele samotniej bez ciepła ciała Chanyeola.
Ale gdy usiadł, zobaczył, że Chanyeol mocno skupia się na swoim telefonie i wkrótce potem dotarło do niego, że wyższy ogląda coś, biorąc pod uwagę wydobywający się dźwięk. Wzdychając i przynajmniej wiedząc, że tamten wyzdrowiał do pewnego stopnia, Baekhyun powrócił na swoje łóżko. Jego zamiary spotkania się z Chenem, Jonginem, Tao i Joonmyunem zostały zapomniane.
Po krótkiej chwili, kiedy zapadła między nimi przyjemna cisza, Chanyeol nagle się odezwał.
Albo raczej zaśpiewał.
– Kto ananasowy pod wodą ma dom?
Nie zdając sobie z tego sprawy, Baekhyun odkrzyknął.
– SPONGEBOB KANCIASTOPORTY!
–………………i dziurawy on jest!
–…SPONGEBOB KANCIASTOPORTY!
–………………jest tym, czego chcesz.
–…SPONGEBOB KANCIASTOPORTY!
–………………padnij jak ryba!
–……Tam jest „leż jak ryba”.
– Kogo to obchodzi, do prostu, cholera, dokończ!
–…SPONGEBOB KANCIASTOPORTY!
– Gotowy?
– SPONGEBOB KANCIASTOPORTY SPONGEBOB KANCIASTOPORTY SPONGEBOB KANCIASTOPORTY!
– SPONGEBOB KANCIASTOPOOOORTY AHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA.
Baekhyun dokończył z gwizdem.
Zapadła krótka cisza i Baekhyun zdał sobie sprawę, że Chanyeol już się więcej nie odezwie, jakby ich wcześniejsza spongebobowa więź nigdy nie zaistniała i Baekhyun ją sobie wyobraził.
Ale Baekhyun wiedział, że tego nie zrobił, ponieważ wyobrażenia nie pozostawiłyby go tak niezadowolonego.
– Naucz się tekstu, jeśli chcesz śpiewać – nakazał Baekhyun, przeglądając swoją pracę domową z muzyki.
– Nie mam siły. A tak w ogóle, mów do mnie „kapitanie”.
– Nie, do diabła. Przynajmniej dopóki nie nauczysz się tekstu.
– Nie. Naucz mnie.
– Nie. – Zapadła kolejna cisza i tym razem trwała długo.
Po długiej chwili milczenia, kiedy zajmowali się swoimi sprawami, Baekhyun wydał z siebie sfrustrowane westchnięcie.
– Cholera. Komponowanie jest trudniejsze, niż myślałem. – Chanyeol przestał grać w grę na swoim telefonie i spojrzał na Baekhyuna, który założył okulary i zaczął drapać skórę pod nimi, przesuwając je w górę i w dół.
– Z którą częścią utknąłeś? – Krótka przerwa.
– Z każdą! Niech to szlag trafi! – Chanyeol uśmiechnął się i odłożył komórkę.
– Na pewno jesteś mądry – spostrzegł, patrząc, jak Baekhyun mruży oczy. – Pozwól, że ci pomogę.
Niższy zesztywniał, a potem zachichotał.
– Chcesz tylko, żebym nauczył cię tekstu i nazywał cię kapitanem, prawda? – Chanyeol przewrócił oczami, schodząc ze swojego łóżka i zajmując miejsce na łóżku Baekhyuna.
– Dopiero na to wpadłeś? – Chanyeol uśmiechnął się z wyższością, zabierając koc niższego i większość jego przestrzeni, co sprawiło, że Baekhyun pociągnął go z powrotem w rozdrażnieniu, nieznaczny cień uśmiechu rozjaśnił jego usta.
– Czy ty obrażasz moją inteligencję?
– To tak oczywista rzecz i jeszcze musisz pytać?
– Pierdol się – odpowiedział Baekhyun, odpychając Chanyeola – naprawdę bezlitośnie go odepchnął. Zaskoczony olbrzym, który nie spodziewał się, że Baekhyun będzie taki brutalny i okrutny, był zbity z tropu, gdy upadł na podłogę. Jedyną rzeczą, którą słyszał, był śmiech Baekhyuna, a jedyną rzeczą, jaką czuł, był tępy ból i wyraźne zażenowanie.
– Ty mendo! – wrzasnął poirytowany Chanyeol, wstając i ponownie zajął łóżko Baekhyuna i znów wyrwał mu koc.
– Oddaj. Zimno mi. – Baekhyun na powrót go wyrwał. Robili tak przez bardzo długi czas, później zdali sobie sprawę, że to nie działa.
Obaj jednocześnie przysunęli się bliżej siebie, dopóki ich ramiona, ręce i nogi się nie zetknęły i dopiero teraz koc dokładnie do nich pasował.
Baekhyun nie mógł powstrzymać przyspieszonego bicia swojego serca.
– Najpierw ja powinienem pomóc tobie czy ty mnie? – zapytał głęboki, zdyszany głos Chanyeola, był tak blisko szyi Chanyeola. Niższy ledwie mógł oddychać. A kiedy to zrobił, mógł tylko poczuć zapach jabłek i wanilii.
– Ba, pomóż mi! – odrzekł Baekhyun, jakby było to najgłupsze pytanie w życiu, które dla niego właśnie takie było.
– Dobra, dobra – powiedział Chanyeola. – Ty dzieciaku.
Mówisz to ty, mój sześciomiesięczny dongsaeng. Pomyślał sobie lekko poirytowany Baekhyun, wpychając na nos zsuwające się okulary.
– Czego nie rozumiesz? – zapytał szorstko Chanyeol, a Baekhyun zmrużył oczy, patrząc na kartki z nutami. Mniejszy potrząsnął głową.
– Prawie wszystkiego. – Westchnął, drapiąc się po głowie. Chanyeol wziął od niego nuty i ułożył je na środku.
– Jesteś głupi – wymamrotał Chanyeol, a Baekhyun miał cholerną ochotę uderzenia go, jednak powstrzymał to, mówiąc sobie, że uderzy Chanyeola, gdy już go wykorzysta. – Dlaczego gdzieś nie zaczniemy?
– Zacznij od dodania pomocniczego wokalu! Pomocniczy wokal! – naciskał Baekhyun, czując się jak dziecko, ale kto nie czuł się jak dziecko w obecności Chanyeola?!
–…Tak naprawdę uważam, że lepiej będzie, jak zaczniemy od współbrzmienia… – podjął Chanyeol, a Baekhyun westchnął.
– Muszę dodać co najmniej dwa współbrzmienia do całej piosenki! – Znowu westchnął. – To wszystko twoja wina, Park Chanyeol! Pieprz się.
Chanyeol przesunął się, żeby zejść z łóżka, jakby nagle anulując swój kontrakt z Baekhyunem, ale Baekhyun złapał go za rękaw.
– Zaraz! Dokąd idziesz?
– To wszystko moja wina. – Chanyeol wzruszył ramionami. – Więc wydaje mi się, że będę musiał przestać się wtrącać…
– Skończ! – Baekhyun był zdesperowany. – Pojebie, wracaj tu! Nie możesz zostawić mnie z tym samego, a potem śpiewać Spongeboba Kanciastoportego bez właściwego tekstu! – Chanyeol zamarł. – Pospiesz się! Cofam to! – Kiedy Chanyeol odwrócił głowę i wrócił, Baekhyun prawie tego pożałował, kiedy zobaczył głupi uśmieszek na głupiej twarzy tego głupiego chłopaka.
– Masz rację. – Chanyeol uśmiechnął się jak szaleniec. – Potrzebujesz mnie, czy to przyznajesz czy nie.
Baekhyun skrzywił się, chcąc gołymi rękami zedrzeć ten głupi uśmiech z głupiej twarzy Yody.




Zastanawiam się, jak się ma NienawidzęSzczeniaków11… Pomyślał Sehun w nocy, wpatrując się w ciemny sufit własnego pokoju.
Szczerze, czuł się trochę źle, robiąc sobie żarty z tego gościa, który wyraźnie potrzebował pomocy, LOLOLOLOLOL. Ale co Sehun miał zrobić? Otwarcie powiedzieć mu, że to wIELKIE zauroczenie?
niEEE.
Sam musi do tego dojść!
I Sehun nie zamierzał mu pomóc, chociaż był tym, który udzielił mu błędnych wyjaśnień i powiedział, że to faza. Kto tak w ogóle wierzy w takie rzeczy? Sehun wiedział, że jego żarty są zbyt absurdalne i nikt w nie nie wierzy, ale jakimś cudem ten idiota uwierzył.
Miał przeczucie, że kiedy NienawidzęSzczeniaków11 dowie się o nim, Sehun będzie martwy.
Ale do tej pory Sehun miał zamiar zrywać boki z tego gościa.
NienawidzęSzczeniaków11 nie miał pojęcia, że za każdym razem, kiedy Sehun był zły lub przybity, wchodził na SheunMówi i czytał ich rozmowy. Koniec końców jego cały świat rozjaśniał się szczęściem i samymi dobrymi rzeczami. Szczerze, miał dług u NienawidzęSzczeniaków11.
Ale NienawidzęSzczeniaków11 miał także dług u niego.
W końcu kiedy naprawdę potrzebował pomocy, Sehun (a raczej SheunMówi) był przy nim, gdy nie mógł zwierzyć się nikomu innemu. Więc byli kwita! Prawda?!
Prawda.
Chichocząc do siebie, Sehun przewrócił się na łóżku na bok, potem zamknął oczy i za chwilę zasnął.
Nie mogący zasnąć Tao słyszał ten przerażający chichot i zadrżał, mając nadzieję, że to nie o nim Sehun myślał.




Dwa dni później Baekhyun leżał na swoim łóżku w tej samej pozycji co Sehun, wpatrując się w ciemności w sufit. Nie mógł zasnąć.
Jutro siedemnasty.
I zamiast przypominać sobie przeszłość i pozwalając jej dźgać nigdy niezamykające się rany, zastanawiał się, co zrobi Chanyeol.
W takim razie pozwól mi zastąpić te pijane noce i te bezwartościowe jednonocne przygody.” Te słowa, które Chanyeol wypowiedział prawie miesiąc temu, gdy był pijany, były czymś, co Baekhyun wyraźnie pamiętał w myślach i prawdopodobnie zawsze będzie pamiętał w sercu.
Każdego miesiąca, Baekhyun, obiecuję ci.”
Obiecujesz mi? Czy tego dotrzymasz?
Nie, Baekhyun. Nie rozbudzaj swoich nadziei.
Czemu w ogóle to robisz? Kim jest Park Chanyeol? Kogo obchodzi to, czy będzie przy tobie czy nie? On się dla ciebie nie liczy. Nie potrzebujesz go.
Ale z drugiej strony, kiedy myślał w ten sposób, czuł, jak jego serce bije szybciej na myśl o tym, co mogą robić jutro. Jego serce pędziło, bijąc o jego klatkę piersiową wystarczająco delikatnie, żeby przypomnieć mu, że jutro może być, po raz pierwszy w ciągu niemal sześciu lat, dobrą rzeczą.
Lecz nadal się bał. Wszystkiego, tak bardzo, że nie potrafił tego opisać.
Nie potrzebujesz go.
Nie. Już więcej na nikim nie polegaj. Wszyscy cię zawiodą.
Każdego pieprzonego miesiąca.”
Baekhyun w sercu wiedział, że Chanyeol zapomni o słowach, które powiedział, ponieważ jest głupim przeciętniakiem i nie wie, co, do licha, mówi, kiedy jest pijany. Ponieważ był głupim pijakiem.
Głupim pijakiem, który sprawił, że jego serce wzleciało z nadzieją.
Nikt by tego dla niego nie zrobił. Ludzie są samolubni, chcą wyglądać jak bohaterowie, nie dotrzymują obietnic i życie po prostu działa w taki sposób.
Nie ekscytuj się. To nie jest tego warte.
To nie jest warte bólu rozczarowania, który zawsze, zawsze później przychodzi.




Dziś nadszedł ten dzień.
Baekhyun spędził cały dzień na zajęciach. Nie miał nawet czasu, żeby zjeść właściwie lunch. Podczas tego comiesięcznego wydarzenia, zwykle starał się ze wszystkich sił unikać ludzi, robiąc to tak, by nie wyglądało podejrzanie i przynajmniej raz w miesiącu unikał ich całkowicie.
Okazało się, że Dzień Unikania wypadał dziś.
Nikt nie zauważył, ponieważ wszyscy zajmowali się swoimi własnymi sprawami, kiedy Baekhyun opuścił ich i nie pojawił się nigdzie w czasie śniadania, lunchu czy obiadu.
Siedemnastego, czy tego chciał czy nie, Baekhyun zawsze myślał o przeszłości.
To przychodziło mimowolnie, a uczucia pojawiały się tak nagle i z taką mocą, że zrzucało to Baekhyuna z linii równowagi bycia w porządku. Spędził cały dzień z pulsującym z bólu sercem na te wspomnienia, jego umysł był nawiedzany przez wydarzenia sprzed kilku lat. To bolało i nawet po ponad pięciu latach, nadal pojawiało się niczym fala przypływu, gotowa zepchnąć Baekhyuna z linii równowagi.
Baekhyun wiedział, że jest kimś, kto utknął w przeszłości.
Baekhyun nie wiedział, jak to przezwyciężyć. Ciągle miał wrażenie, jakby był uwięziony w studni tak głębokiej, że nikt nie mógł go zobaczyć, a nawet gdy próbował wydostać się na zewnątrz, nie mógł tego zrobić, a woda wciąż wznosiła się i wznosiła i wiedział, że niedługo utonie, ale nie mógł-
(nie wiedział, że studnia, która go w sobie więzi, to te same mury, które wybudował dookoła siebie, chroniąc się przed całym bólem, który mógł się do niego dostać, ale zatrzymując przy sobie okropne wspomnienia z przeszłości.)
Dziś, bez wątpienia, nie było wyjątkiem.
Już był przybity. To był nawyk, od którego nie mógł się uwolnić.
Jakby staranie się zapomnieć i pieprzenie się było narkotykiem, który pewnego dnia mógł go wyleczyć (ale wiedział, że zawsze będzie to tylko tymczasowe rozwiązanie – chwilowa ucieczka).
Wiedział już, że Chanyeol nie przyjdzie. Był pewien, że Chanyeol nie dotrzyma obietnicy.
Szkolna biblioteka, było to jedno z miejsc, których się bał, ponieważ była tak cicha, że sprawiała, iż zaczynałeś myśleć – że zaczynałeś sobie przypominać. Ale co innego mógł zrobić? Wszędzie byli ludzie, których znał, ludzie, którzy by z nim rozmawiali i sprawiali, że czułby strach, strach przed tym, że oni również mogą go skrzywdzić.
Siedemnastego Baekhyun stawał się przewrażliwiony.
I czuł się wyizolowany, odcięty od wszystkich i wszystkiego i czuł się uwięziony w swoich własnych myślach, gdzie wspomnienia, za które sprzedałby swoją duszę by o nich zapomnieć, przebiegały mu przez myśl, w kółko i w kółko, i w kółko, i w kółko.
A on trzymał kurczowo się za głowę, zamykał oczy i życzył sobie, by odeszły.
Ale nie odchodziły.
Nigdy nie odchodziły.




Chciał krzyczeć, powiedzieć wszystkim, żeby przestali próbować przebić się przez jego mur, żeby trzymali się od niego z dala.
Żeby go uratowali.
Ale tego nie zrobił, ponieważ w końcu był za nogi ściągany przez swoją mentalność, że powinien to trzymać w sobie, by wszystko trzymać w sobie.
I tak robił, i za każdym razem miał ochotę wybuchnąć, ale było w porządku, gdyż w ogóle nie powinien nikomu ufać i nie powinien nikogo niepokoić.
To w porządku.




Gorzej było kilka lat temu, kiedy wspomnienia były świeże w jego umyśle.
Każdego dnia czuł, że jego własne brzemiona, problemy i uczucia kumulują się i gromadzą w jego gardle coraz wyżej i wyżej, aż nie mógł oddychać. Może było łatwiej, bo było mniej rzeczy, o które trzeba było się martwić.
Ale z drugiej strony zrobiło się gorzej, kiedy lata mijały, aż czuł, że tonie.
Obecnie, nie wiedział dlaczego, ale czuł się lepiej. Jak gdyby woda, która tak bardzo chciała wciągnąć go pod powierzchnię, jakoś się uspokoiła. Albo została odsączona przez kogoś, kto chciał, żeby żył.
To w porządku, mógł wytrzymać trochę dłużej.
Tylko trochę dłużej.




Czasami Baekhyun zastanawiał się, czy życie jest naprawdę warte przeżycia.
Nie wiedział, dlaczego nie umarł dawno temu.
Nie próbował umrzeć, ale jednocześnie nie starał się żyć. No bo jaki był tego cel? Ludzie tylko istnieją, a potem umierają, więc bezsensowne jest usiłowanie wykorzystanie go jak najlepiej.
On sprzed kilku lat wierzył, że życie jest pełne sensu, że życie może zmienić kogoś w lepszą osobę, że życie może sprawić, że ktoś zmieni kogoś w lepszą osobę. Myślał, że jedyną złą rzeczą na tym świecie jest śmierć.
Ale śmierć wyraźnie była jedynie łatwą ucieczką.
Baekhyun chciał umrzeć – naprawdę chciał umrzeć – kilka lat temu, gdy był piętnastolatkiem (a może nawet wcześniej) i gdy nadal wierzył w miłość i cuda. Kiedy wierzył, że dobro góruje nad złem, kiedy wierzył, że światło przezwycięża mrok.
Chciał uciec z tego świata, który dawał mu radość, ale potem pozwolił, by ból ją przesłonił tysiąckrotnie; ze świata, gdzie wszystko, czego chciał, to umrzeć, a był zmuszony do życia; z miejsca, które miało odwagę zniszczyć marzenia małego chłopca, który opierał na nich całe swe jestestwo.
Chciał umrzeć, chciał się zabić, ale z drugiej strony jaki był cel w próbowaniu?
Poza tym jak wiele osób by to zraniło?
Więc pozwolił mu zatrzymać wszystkie cierpienia dla siebie, pozwolił Baekhyunowi przełknąć cały ból i zachować go w miejscu, którego nikt nigdy nie zobaczy, żeby mógł zachowywać się jak człowiek szczęśliwy i śmiać się, i żeby nie musiał się martwić, że ludzie zajrzą w głąb niego; żeby czasami mógł udawać tak bardzo, że nawet on sam zapomni (nie całkowicie). Nie, nie było warte to czasu, by niepokoić innych ludzi.
Baekhyun nie wiedział dlaczego, ale takie były jego myśli, jego najgłębsze i najciemniejsze myśli, które pojawiały się za każdym razem, gdy miesiąc docierał do siedemnastego. I zdał sobie sprawę, jak bardzo żałosny jest. Wiedział, że gdy zaczyna czuć się dobrze, ten dzień przypomina mu, że nie jest wystarczająco dobry, by być szczęśliwym.
Nie jest wystarczająco dobry do czegokolwiek.




Podczas kolacji tak bardzo bolało go serce, że z każdym kolejnym uderzeniem ledwie oddychał.
Nie mógł unikać wszystkich, ponieważ Jongin spotkał go i powiedział, by poszedł z nim na kolację.
Udawanie było coraz trudniejsze, ale Baekhyunowi nadal udawało się zachowywać normalnie, kiedy szedł z Jonginem do stolika, mając na ustach nieznaczny uśmiech, który był zamarznięty, a on chciał, by jego serce było równie zamarznięte.
Kiedy usiadł, ledwie mógł zobaczyć kogokolwiek innego, ponieważ tak bardzo był skupiony na tłumieniu swoich emocji. Ktoś opowiedział jakiś żart, ale Baekhyun nie mógł powiedzieć, kto to był, a kiedy wszyscy się zaśmiali, czuł, jakby śmiali się z niego.
Po prostu przestań. Przestań tak myśleć. Nie są tu po to, by cię zranić. Nic nie może cię zranić, pamiętasz?
Upewniłeś się, że twoja osłona jest nie do pokonania. Nic nie może się przez nią przedostać.
Nawet nie promieniowanie gamma.
Jego głowa pulsowała wraz z sercem i z każdym uderzeniem czuł, jak skręcają mu się wnętrzności. Trzymał wzrok na swoich kolanach, śmiejąc się od czasu do czasu, by pokazać wszystkim, że ma się dobrze (ponieważ tak było, zawsze tak było). Do czasu, kiedy usłyszał, jak krzesła  skrzypią po podłodze, wiedział, że może niemal odetchnąć z ulgą.
Ale nadal miał nadzieję, wciąż miał nadzieję.
Cały tłum wyszedł w tym samym czasie i gdy normalnie Baekhyun uznałby to za frustrujące, każdego siedemnastego był za to wdzięczny. Jego drobne ciało pozwalało mu wyjść spomiędzy wielkich ciał i robił wymówki wszystkim przy stole, że chciał wziąć coś do picia, zanim wróci z nimi do akademika. Wszyscy wychodzili z tłumem, a on czekał, aż zniknęli mu z oczu, a potem się stamtąd wymykał.
Świeże powietrze bardziej ocuciło go z jego wewnętrznych przemyśleń, ale wszystko, co teraz widział, to klub, do którego zazwyczaj chodził. Wytoczył się z tłumu, gotowy skręcić za rogiem, ale zanim zdążył zrobić kolejny krok, poczuł, jak silna dłoń łapie go za nadgarstek.
– Nie pamiętasz już mojego wyzwania? – Głęboki głos, który w jakiś sposób sprawiał, że jego serce trzepotało z nadzieją, zachichotał. – Trochę przygnębiające, gdyż ja pamiętam to wyraźnie.
Kiedy się odwrócił, napotkał twarz Chanyeola. Z jakiegoś powodu jego umysł nieco się rozjaśnił i pewne uczucia zniknęły. Ale tylko trochę.
Chanyeol miał na sobie podarte jeansy i grubą bluzę z kapturem, miał także czapkę na głowie – jakby gdzieś wychodził. Uśmiechał się dziko, gdy jego dłoń przesunęła się i złapał Baekhyuna za rękę. – Więc dokąd dzisiaj idziemy?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz