rating: PG-13
A/N: Dawno nic nie pisałam, więc pomyślałam, że może w końcu się do Was odezwę! Cieszę się, że tu zaglądacie i czytacie (czasami nawet ktoś skomentuje). Chyba Wams się podoba, tak wnioskuję. Ostatnio coraz więcej siedzę nad tłumaczeniem, bo chciałabym się wyrobić do października również z drugą częścią. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Mam nadzieję, że się uda, a póki co zapraszam na kolejny rozdział!
Chanyeol
obudził się, słysząc krzyczących idiotów w korytarzu.
–
TO BOŻE NARODZENIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! – wykrzykiwał Chen
wraz z Jonginem, a on usłyszał przeszywająco głośne pukanie do drzwi, co
brzmiało bardziej jak pukanie do drzwi jego cholernego umysłu. Więc po kilku
sekundach (które zdawały się minutami) cierpienia, Chanyeol wstał, rycząc.
Natychmiast
nastała cisza.
– Tak!
– Usłyszał po drugiej stronie drzwi i to cholerne słowo brzmiało tak szyderczo
triumfalnie, dlatego wciąż miał na twarzy grymas, dopóki się nie ubrał, umył i
wyszedł na zewnątrz. Tak się złożyło, że
jako pierwszą zobaczył szeroko uśmiechniętą twarz Chena.
–
Chanyeol~~~ To Boże Narodzenie~~~ – zaśpiewał Chen, kpiąco trzepocząc rzęsami,
a Chanyeol poczuł wielką ochotę, żeby uderzyć go w twarz.
–
Nie, obchodzi, mnie, to. Pozwólcie, mi, spać – odpowiedział Chanyeol głębokim
głosem, podchodząc do Chena, który uciekł, chichocząc.
Wyższy, jęcząc, z trudem zszedł po schodach,
próbując znaleźć coś do roboty, bo inaczej dlaczego, do cholery, w ogóle został
obudzony tak wcześnie?
–
Tutaj! Tutaj! – Usłyszał, jak ktoś krzyczy z odległości kilku pokoi i korytarza
i Chanyeol poszedł za tym dźwiękiem. Przez brzmienie wyglądało na to, że są w
salonie. Mając pewną pamięć o tym miejscu, Chanyeol w końcu go znalazł i
szczęka opadła mu do podłogi, kiedy zobaczył, co tam jest.
Wielka
choinka wznosiła się niemal pod sam wysoki sufit – była to największa choinka,
jaką kiedykolwiek widział. Teraz rozumiał, dlaczego Chen i Jongin byli tacy dumni
i przechwalali się, jak pomagali nieść ją do domu. Była udekorowana w ozdoby
bożonarodzeniowe, które czyniły ją lśniącą i piękną, ogromna gwiazda błyszczała
na czubku choinki. Nie tylko to, ale wyglądało na to, że pod nią rozłożone było
kilka tuzinów prezentów, sprawiając, że drzewko wyglądało na dopełnione i
niemal żywe.
–
Co do- – zaczął Chanyeol, obserwując, jak Chen obraca się z rękami w powietrzu,
mając na sobie biały sweter i jeansy i wyglądając jak tępy idiota oczarowany
świąteczną radością.
–
Spójrz! – Właśnie wtedy ktoś wszedł do środka i kiedy Chanyeol się odwrócił,
zobaczył Jongina ciągnącego zaspanego, zrzędliwego Baekhyuna. – Czy to nie
wspaniałe?
Baekhyun
burknął w odpowiedzi, kiedy Jongin pospieszył, by dołączyć do Chena w
świętowaniu narodzin Jezusa, a Chanyeol patrzył, jak przeciera zaspane oczy.
Niech
to szlag, był tak cholernie uroczy.
Włosy
Baekhyuna były zmierzwione, ponieważ dopiero wstał i był ubrany w
jasnoniebieski sweter z koszulką z kołnierzykiem pod spodem (która była źle zapięta).
Ta koszula wystawała spod swetra w przypadkowych miejscach. Jego oczy były na
wpół otwarte, kiedy pojmował, co się dzieje dookoła i niech to szlag, jest tak cholernie
uroczy.
Chanyeol
przełknął ślinę, nie do końca zauważając, że myśli o swoim współlokatorze i och, jak to się stało, że nigdy nie
uświadomił sobie, jak uroczo wygląda Baekhyun, kiedy jest zaspany? Chanyeol
albo nigdy nie miał czasu, by to ocenić albo naprawdę nigdy nie widział
zaspanego Baekhyuna, który budził się po nim. Ponieważ było to całkiem wiadome,
przynajmniej między nimi, że zazwyczaj Chanyeol był śpiochem.
–
Nie spałeś ostatniej nocy? – spytał na wpół zaciekawiony, na wpół kpiąco,
stając obok Baekhyuna, który lekko ziewnął, a potem posłał mu groźne
spojrzenie.
–
A niby jaki w tym twój interes? – odrzekł bez cienia wrednego akcentu, który
zwykle miał w głosie, gdy nie był zmęczony.
–
Żaden. – Chanyeol wzruszył ramionami. Stali w ciszy, obserwując dwójkę swoich
przyjaciół krążącą nad prezentami. Z początku Chanyeol był nieco skonfliktowany
– rozdarty między chęcią powiedzenia tego a chęcią powstrzymania się z powodu
swojej dumy, ale w końcu zdecydował się ją po prostu pieprzyć.
–…Wesołych
świąt – wymamrotał, a jego słowa odbiły się echem od ścian, sprawiając, że
zdawało się, jakby je wykrzyczał. Baekhyun odwrócił się i spojrzał na niego
zaskoczony. W nim też była sprzeczność, na to wyglądało, kiedy długo zajęła mu
odpowiedź, ale w końcu podjął decyzję. Koniec końców był to bożonarodzeniowy
poranek, a jak często twój wróg składa ci życzenia w taki dzień?
–
Wesołych świąt – odrzekł Baekhyun z nieznacznym cieniem uśmiechu na twarzy
(który sprawił, że serce Chanyeola wybuchło), ale nastrój ten został zniszczony
przez Jongina tak szybko, jak te słowa opuściły usta Baekhyuna.
–
Hej! Przyjdziecie tu, gołąbeczki, czy nie? – krzyknął Jongin, a Chanyeol
poczerwieniał, odwracając się od Baekhyuna i rezygnując z napotkania jego
wzroku, a potem pospieszył w stronę swoich przyjaciół.
–
Wszyscy dostaliśmy prezenty, wiesz! – Chen uśmiechnął się, otwierając jeden z
nich. Wzruszył ramionami, kiedy zobaczył, że Chanyeol gapi się na niego
zaskoczony, zanim prędko wskazał w kierunku podarków.
–
Jak możesz… dotykać tych… nie swoich… – wypalił Chanyeol, a Jongin przewrócił
oczami i popchnął w jego stronę wielkie pudło. Chanyeol spojrzał w dół i kiedy
zajrzał do małej bożonarodzeniowej kartki, zobaczył napisane na niej „Park
Chanyeol”.
Chanyeol
spojrzał na pozostałą dwójkę, którzy czuli się w tej ogromnej posiadłości jak u
siebie w domu, siedząc i porządkując prezenty według imion na kartkach.
Baekhyun stał po drugiej stronie z założonymi rękami, wpatrując się w dwóch
młodszych, a potem westchnął, zanim przykucnął, by im pomóc. Chanyeol nadal nie
był do końca przekonany.
–
To-
–
Och, zamknij się, Park Chanyeol. Sam wiesz, że tego chcesz – powiedział
beznamiętnie Chen. Ton ten sprawił, że Chanyeol poczuł się winny, więc poddał
się i zaczął grupować prezenty. – Poza tym to niegrzeczne, jeśli nie przyjmiesz
prezentów, które ludzie już dla ciebie kupili.
Chanyeol
wpatrywał się w rzeczy przed sobą.
Kilka
ubrań, pieprzony laptop, karty
podarunkowe, więcej ubrań i jeszcze więcej
ubrań.
I
rzecz w tym, że wszystkie idealnie na niego pasowały i wszystkie były tej samej
marki.
Jego
ulubionej marki.
–
O co chodzi???? – Chanyeol chwycił ubrania swej ulubionej marki i pokazał je
Chenowi, który dziwnie na niego patrzył. – Dlaczego te wszystkie ubrania są z
mojej ulubionej marki, jakby znali moje cholerne hobby czy coś!
–
Bronze to twoja ulubiona marka? –
Chen uniósł brew i zaśmiał się. – Nie wiedziałem, że wybierasz ciuchy od
znanego projektanta. Na dodatek od jednego z najsłynniejszych! – Chanyeol
zarumienił się.
–
Nigdy nie miałem wystarczająco dużo pieniędzy, żeby je kupić, ale zawsze
podobał mi się ich styl. – Chanyeol czuł, jak jego serce rośnie ze szczęścia. –
Nie jestem pewien, czy zasłużyłem na coś tak drogiego… – Chen cicho zaśmiał się
w swoją dłoń, a Chanyeol zmrużył oczy, skłaniając go do wyjaśnień.
–
Cóż, w takim razie wszystko w porządku. – Chen uśmiechnął się. – Los musi cię
lubić. Ojciec Baekhyuna jest właścicielem firmy Bronze. Sam ją założył.
Chanyeol
zamarł.
–
Co? – Chanyeolowi opadła szczeka, kiedy bez słowa gapił się na Chena. Co, do cholery-
–
Tak. – Chen wskazał na karty obok sterty ubrań. – Założę się, że to karty
podarunkowe na więcej ubrań od Bronze.
– Kiedy Chanyeol przysunął je, zdał sobie sprawę, że tak, to do sklepu jego
ulubionego projektanta.
–
Ale ja myślałem- Myślałem, że Bronze posiada
jakiś gruby, stary facet w Ameryce… – odpowiedział nadal zaskoczony Chanyeol. –
Mam na myśli to, że… Bronze jest
trzecią najbardziej popularną marką na świecie, więc zawsze myślałem…
–
Nie, filia w Ameryce jest drugą główną siedzibą Bronze. Ale naprawdę to pan Byun był tym, który założył firmę
dwadzieścia czy ileś tam lat temu i serce Bronze
zawsze było w Seulu, w rękach pana Byun – wyjaśnił Chen.
–
Słuchaj, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, ja też tego nie wiedziałem,
dopóki Baekhyun nie powiedział, jak bardzo chciałby oddać te designerskie
ciuchy i zastanawiałem się, dlaczego ma ich tak dużo.
–
To… nie sprawia, że czuję się lepiej – odrzekł Chanyeol, nadal czując się
odrobinę marzycielsko, kiedy wpatrywał się w ubrania w swoich dłoniach. Wow… Po prostu… Co, do cholery… Gdy
dalej starał się pojąć, co się dzieje, Jongin wszedł do pokoju.
–
Gdzie jest Baek? – zapytał Chen, a Jongin wzruszył ramionami, nim powrócił na
miejsce przed swoimi prezentami.
–
Hyung dostał jakiś telefon w połowie drogi do toalety i po prostu mnie
zostawił. Jakby było to coś naprawdę ważnego czy coś – odparł Jongin
nieznacznie przygnębiony.
–
Cóż, prawdopodobnie miał dość czekania na ciebie, bo długo ci schodzi. – Chen
zachichotał, a Jongin zarumienił się.
–
Nie! Przysięgam, że sikałem… Tak długo
mi zajęło znalezienie drogi powrotnej tutaj! Rany!
–
Jeśli o to chodzi, to… nie uważasz, że do tej pory powinien już wrócić? –
Wszystkie trzy głowy odwróciły się, by wyczekująco spojrzeć na drzwi, ale po
dziesięciu sekundach bez żywej duszy na widoku, odwrócili je z powrotem.
–
To musi być naprawdę ważna rozmowa… – wymamrotał Chanyeol głównie do siebie,
ale wszystko, o czym mógł myśleć, był mężczyzna, który zadzwonił do Baekhyuna
poprzedniego wieczoru.
Elegancki,
biały laptop spoczywał przed Chanyeolem, każdy jego brzeg był nieskazitelny,
każdy zakamarek gładki – zupełne przeciwieństwo czarnego, trzyletniego laptopa,
którego zawsze używał.
Drżącymi
palcami wcisnął przycisk włączania, a kiedy ekran rozświetlił się z głośnym
dźwiękiem uruchomienia, Chanyeol wzdrygnął się, patrząc na niego w zdumieniu.
Przysunął
krzesło i usiadł na nim, a potem zaczął przygotowywać laptopa i dostosowywać go
do siebie.
Nadal
nie mógł uwierzyć, że dostał coś tak drogiego na Święta, tak jak wszystko inne,
co podarował mu ojciec Baekhyuna.
Co powinienem teraz zrobić? Zapytał
siebie Chanyeol, patrząc na pusty ekran swojego nowego laptopa. Teraz, kiedy
wszystko miał już ustawione, stratą byłoby wyłączenie go i nie zrobienie nic.
Poza tym Internet był już podłączony.
…Korporacja Bronze, hę…
Zaciekawiony
Chanyeol wpisał to i kliknął na pierwszą stronę, która wyskoczyła. Duży panel
napisów i informacji znalazł się w jego polu widzenia i odnalazł imię ojca
Baekhyuna „Byun Kang Min” jako założyciela Bronze
oraz jakieś inne amerykańskie nazwisko tylko jako menadżera jednej z
amerykańskich filii Bronze.
Nadal
nie będąc do końca przekonanym Chanyeol przewinął stronę, pomijając zdjęcia
logo i jakichś bestsellerów, na chwilę zatrzymał się, by spojrzeć na zdjęcie Byun
Kang Mina i jakiegoś innego faceta, prawdopodobnie tego amerykańskiego
menadżera, trzymających jakiś dyplom. Potem dalej przewijał stronę.
Wykres
na dole strony przykuł jego uwagę i tam się zatrzymał.
Z
tego, co było widać, miał on coś wspólnego z pieniędzmi, jako że jedyną rzeczą,
jaką Chanyeol umiał odczytać były znaki dolara i liczby. Ale kiedy odczytywał
wykres, widział duży, gwałtowny spadek gdzieś przy jego końcu. Tak gwałtowny,
że niemal przerażający w porównaniu do wszystkich małych spadków i wzrostów i
krzywych na całej długości. Chanyeol spojrzał na dół poziomej osi i zobaczył
napisany nad nią rok „2007”.
Miałem wtedy… piętnaście lat… Pomyślał
Chanyeol, patrząc na ten przerażający spadek w finansach i odetchnął z ulgą,
kiedy prześledził linię, która powoli, ale pewnie wspinała się do góry i teraz
nawet przewyższała poprzednie kwoty (co znaczyło, że ten proces prawdopodobnie
nie powinien być określany jako powolny…). Potem wszystko ułożyło się w całość.
W
wieku piętnastu lat Baekhyun miał swój tygodniowy „wypadek”.
Chanyeol
sprawdził, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w rok gwałtownego spadku i
zdał sobie sprawę, że zniknęła około połowa pieniędzy.
Co się, do diabła, stało?
Kiedy
przewinął dalej, by znaleźć odpowiedź, nie znalazł nic.
Powód gwałtownego spadku jest
nieznany.
Ten
problem niepokoił Chanyeola przez resztę dnia oraz był tematem jego koszmaru,
kiedy położył się spać.
We
trzech poszli zjeść lunch i tym razem, wraz z promieniami słońca, które
rozświetlały świątobliwie białe ściany i ożywiały błyszczące żyrandole,
wydawało się to bardziej radosne i komfortowe niż poprzednim razem.
Właśnie
wtedy Baekhyun wszedł do środka, kiedy oni powoli kończyli.
–
Co zajęło ci tak długo? – krzyknął Chen, wyrażając podenerwowanie i
przywiązanie w tym samym czasie. Baekhyun wyglądał na zmieszanego.
–
Ważny telefon…
–
Co?! Rozmawiałeś z tą osobą kilka godzin,
wiesz! – wykrzyknął Jongin, a Chanyeol miał ochotę zrobić dokładnie to samo.
–
Co to za problem? – odkrzyknął Baekhyun. – Teraz nie mogę rozmawiać z innymi
ludźmi? – Jongin nieco tym zaskoczony opadł na swoje krzesło i obraził się.
–
Dobra, dzieciaki – uspokoił wszystkich Chen, kiedy Baekhyun zajął koło niego
miejsce. Chanyeol usiadł zaraz obok Jongina, czując się tak samo pokonanym i
zdradzonym, jak tamten wyglądał.
–…Przepraszam,
Jongin – odezwał się Baekhyun, jego głos był delikatny, gdy wyciągał rękę.
Chanyeol obserwował szeroko otwartymi, zdradzonymi oczami, jak Jongin się
poddaje i chwyta palce Baekhyuna swoimi, ściskając je dziecinnie, a potem
puszczając.
–
Czy to znaczy, że znalazłeś czas, żeby pozwiedzać dom? – spytał Chen,
obserwując jedzącego Baekhyuna. Starszy potrząsnął głową, biorąc kolejną łyżkę.
Właśnie wtedy zdawało się, że Jongin wpadł na jakiś pomysł.
–
Hyung! Pamiętasz te korytarze z obrazami? – Twarz Baekhyuna była obojętna. –
Niech no ci pokażę. Chcę ci pokazać.
–
Jak żjem – odparł Baekhyun z pełnymi ustami, a Chanyeol nie mógł nic poradzić,
że uznał to za urocze.
Gdy
Baekhyun skończył długie pół godziny później, pozwolił Jonginowi zaciągnąć się
na te korytarze z obrazami (a potem musiał znosić młodszego, który ze
zmieszaniem pytał, gdzie to jest). Chanyeol i Chen szli za nimi.
–
Więc widzę, że teraz ty i Baekhyun możecie być uważani za przyjaciół, co? –
zapytał Chen, unosząc brew, kiedy szedł równo z długimi nogami Chanyeola.
Wyższy zarumienił się i odwrócił do niego gwałtownie.
–
Co? Nie! – zaprzeczył niemal natychmiast. W końcu był to instynkt. – To
najśmieszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem!
–
Mówisz poważnie? – zapytał Chen, a Chanyeol naprawdę chciał mu zgolić te brwi.
– Nie mów mi, że nie zbliżyliście się do siebie, odkąd zostaliście
współlokatorami-
–
Gówno prawda! – wrzasnął Chanyeol.
–
Gówno prawda? Poważnie? – Jeśli było to możliwe, oceniająca mówisz-poważnie brew uniosła się
jeszcze wyżej. – Od kiedy uderzyłeś tego znieważającego, sadystycznego dupka,
aż mógł pójść do szpitala po nawet bycie
zaciągniętym do jego domu, w którym nawet ja, jego przyjaciel przez niemal osiem lat, nigdy nie byłem?
Chanyeol
milczał.
–
Nawet go pocałowałeś, do kurwy nędzy!
Powiedz mi, że nie czujesz niczego nowego!
–
To tylko faza! – wymamrotał Chanyeol zbyt cicho, by Chen mógł usłyszeć. W tej
samej chwili Jongin krzyknął coś w stylu „TEN JEST MOIM ULUBIONYM! I TWOIM TEŻ,
KTOŚ MI POWIEDZIAŁ!”.
–
Co?
–
To nic! – krzyknął Chanyeol. – Ostatnio po prostu jestem miły, to wszystko!
Poza tym zostałem tu zaciągnięty! To nie tak, że chciałem tu przyjeżdżać!
–
A dlaczego, tak w ogóle, zostałeś tu
zaciągnięty, skoro jesteś kimś, kogo nienawidzi? – Chanyeol prychnął,
przypominając sobie, żeby nie ujawniać nic o nienawiści Baekhyuna do tego domu
i jego ojca, ale nie wiedział, co innego mógłby powiedzieć.
–
Cz-Czemu sam nie zapytasz Byun Baeka?
–
Byun Baeka?
–
Kurwa! – zaklął Chanyeol, a Chen uśmiechnął się.
–
„Byun Baek” nie ujawnia żadnych wskazówek, zauważ, ale ty ujawniasz wiele – odpowiedział prosto Chen, a
Chanyeol chciał zetrzeć ten zwycięski uśmieszek z twarzy swojego byłego
współlokatora. Jednak zanim którykolwiek z nich zdążył powiedzieć coś jeszcze,
przerwał im głośny trzask.
Obaj
pobiegli naprzód i zobaczyli bałagan z rozbitej ramy, odłamki szkła oraz dwóch
chłopców pośrodku katastrofy. Chanyeol i Chen pospieszyli do przodu.
Chanyeol
znalazł Jongina rozwalonego obok bałaganu, wydawał się być w porządku, ale
kiedy jego wzrok spoczął na współlokatorze, odkrył, że obie jego dłonie pokryte
są złośliwymi, czerwonymi śladami. Zdał sobie sprawę, że kawałki szkła wystają
z jego skóry.
–
Hyung! – Jongin przez bałagan popędził do Baekhyuna, którego dłonie mocno
drżały.
–
Co się, u licha, stało? – zapytał Chen, kiedy Jongin chwycił skołowanego
Baekhyuna.
–…Nie
wiem… Na początku, pokazałem… P-Pokazałem mu ten o-obraz i j-j-ja… – wyjąkał
Jongin, jego oczy były szeroko otwarte ze strachu i paniki. Chanyeol wpatrywał
się w Baekhyuna, którego oczy otwierały się i zamykały, kiedy walczył o
przytomność. Krew. Było tam bardzo dużo krwi.
–
L-Lepiej zabierz go do ambulatorium. Jeśli jest tu takie…
–
Po prostu zabierz go do kogoś z personelu! – zaznaczył Chen, jego głos był
silny, kiedy podszedł bliżej, a wszyscy trzej pokiwali prędko głowami, gdy
Jongin podnosił Baekhyuna, Chanyeol mu pomagał. Właśnie wtedy Chanyeol
dostrzegł długą, płytką ranę wzdłuż przedramienia Jongina.
–
Jongin! – wykrzyknął Chanyeol. – Twoja ręka!
–
Nic mi nie jest. – Jongin zacisnął zęby, kiedy razem z Chanyeolem podnosili
niższego. – Jestem pewien, że jest w tym domu ktoś, kto zna pierwszą pomoc.
–
Hej. Poniosę za ciebie Baeka – zaczął Chanyeol, kiedy poczęli iść wzdłuż
korytarza. W tym samym czasie Chen odwrócił się i patrzył na bałagan,
zastanawiając się, co się, u licha, stało, że przyczyniło się do tak poważnego
wypadku. Coś przykuło jego uwagę. Podszedł do tego, powoli przykucnął, badając
to, a potem to podniósł.
–
Nie – odrzekł Jongin, biorąc Baekhyuna z rąk Chanyeola. – Pójdziemy znaleźć
pierwszą pomoc. Wy skupcie się na sprzątaniu, zanim ktoś inny się skaleczy. –
Po tym, jak wziął nieprzytomnego chłopaka wygodnie w swoje ręce, Jongin zaczął
oddalać się trochę chwiejnym krokiem.
–
Jesteś pewien? – zapytał Chanyeol.
–
Tak – odparł Jongin, idąc dalej.
–
Przepraszam, Chanyeol – zawołał Jongin przez ramię – za to, że musisz odwalać
brudną robotę.
–
W porządku. Po prostu skup się na znalezieniu kogoś, kto najpierw opatrzy was
dwóch. – Chanyeol westchnął, patrząc, jak Jongin znika w głębi korytarza, jego
kolana niemal uginały się od zbytniego drżenia. Odetchnął głęboko, po czym
odwrócił się do Chena. – No cóż, wydaje mi się, że musimy tylko- – Przelotnie
zobaczył, że Chen chowa coś w tylnej kieszeni. – Co robisz?
–
Nic – odpowiedział Chen i uśmiechnął się, ale Chanyeol przysięgał, że widział
poruszenie przemykające przez jego twarz w ułamku sekundy. Ale może tylko sobie
to wyobraził i zwalił winę na szok po tym, co się właśnie stało. –…Powinniśmy
to spakować?
Trzy
postacie pochylały się nad jedną nieprzytomną, która leżała na ogromnym łożu.
Ręka Jongina była schludnie zabandażowana.
–
Tylko pokazywałem mu ten obraz… wiecie, ten pusty? Ten, o którym tamta kobieta
mówiła, że jest ulubionym hyunga? – Poczekał na potwierdzenie dwóch świadomych
hyungów. – A potem byłem jak „Baek-hyung, spójrz! Pamiętasz to?”, a wtedy on
pokiwał, uśmiechając się i w ogóle, a później był jak „A co gdybyśmy go zdjęli
ze ściany?”. To było bardzo dziwne, bo zachowywał się bardzo dziwnie, ale wtedy
tego nie rozumiałem i powiedziałem „Nie wiem…”, ponieważ ten obraz był taki
duży, a pytanie już od początku było bardzo dziwne, ale miał na twarzy ten
figlarny wyraz i powiedział „No dalej… Pokażę ci, jak silny jestem”. Szukałem
was i próbowałem wam powiedzieć, że to brzmi, jakby chciał ukraść dzieło sztuki
czy coś i chociaż to technicznie należy do niego, nigdy nie uważałem, że to
dobry pomysł, ale wy się o coś kłóciliście i potem usłyszałem coś jak tłuczenie
szkła. To wszystko stało się tak szybko i nagle cały ten obraz był zniszczony,
i w ogóle to nie był prawdziwy obraz, i-
–
W porządku, Jongin. – Chanyeol wiedział, że to beznadziejne, ale co innego miał
powiedzieć? Niepewnie poklepał Jongina po plecach i posłał groźne spojrzenie
Chenowi, Mistrzowi Uspokajania Ludzi, ale Chen mocno wpatrywał się w spód
łóżka, pogrążony głęboko w rozmyślaniach. Zapadła cisza, gdy Jongin chwycił swą
obandażowaną rękę. Chanyeol spojrzał na swojego współlokatora i właśnie wtedy
zauważył opatrunki na jego palcach, jego dłoń wystawała spod warstw koców.
Uderzyło to w Chanyeola jako coś dziwnego. Jeśli Baekhyun chciał tylko zdjąć
obraz i ten niespodziewanie upadł, przynajmniej uszkodziłby jakieś części jego
rąk i nóg, ale nie jego palce, prawda?
Chyba
że.
Chyba
że Baekhyun w niego uderzył, kiedy Jongin nie patrzył.
Wtedy
to miało sens, jeśli chodziło o to, dlaczego jedna dłoń była bardziej
zakrwawiona niż druga i dlaczego dookoła było tak dużo krwi, i dlaczego Jongin
nie był tak pokaleczony jak Baekhyun. Baekhyun kłamał w środku bałaganu, a
gdyby dzieło sztuki spadło na niego, jego głowa również byłaby pokrwawiona i
byłoby o wiele gorzej. Ale jego głowa była nietknięta, chodziło tylko o jego dłonie, które były zakrwawione. Chanyeol
doszedł do wniosku, że Baekhyun celowo uderzył w obraz.
Ale
pojawiło się pytanie, dlaczego to zrobił?
–
Jesteś idiotą, hyung – poskarżył Jongin, kiedy Baekhyun się obudził, wyglądał
na drobnego, opierając się o łóżko. Chanyeol zauważył, że ukrywa swą zabandażowaną
dłoń pod kocami i potwierdził, że Jongin nie wiedział, że tamten zrobił to
specjalnie.
–
Przepraszam. Chciałem się tylko trochę zabawić. – Baekhyun uśmiechnął się z
zakłopotaniem. Jongin westchnął.
–
Twoja ręka… – Jongin wyciągnął zdrową dłoń i przesunął długimi palcami po
bandażu na ręce Jongina (Chanyeol czuł, jak coś zbiera się w dole jego brzucha,
ale nie wiedział, dlaczego tak się czuje i nie wiedział, co to jest).
–
To wszystko twoja wina – odparł Jongin, nieznacznie wydymając wargi, a Baekhyun
klepnął go żartobliwie (Chanyeol nadal miał w sobie to okropne uczucie).
–
Przestań robić aegyo, dobrze? Hyungowi jest przykro. – Baekhyun zachichotał.
Chanyeol nie mógł znieść patrzenia na tę tandetną scenę i rozejrzał się za
czymś do roboty. Wtedy zauważył Chana. Automatycznie chwycił różową zabawkę i
rzucił ją w stronę Baekhyuna, który z zaskoczenia przestał mówić i zamrugał
(uroczo). Nie wymienili żadnych słów, tylko spojrzenia, a Jongin jedynie mógł
bezradnie patrzeć zmieszany. Później Baekhyun podniósł Chana i przytulił go do
swojej piersi i kontynuował swa rozmowę z Jonginem. Chanyeol przez moment czuł
się wygrany, gdyż zwrócił uwagę Baekhyuna. Potem powróciło to samo uczucie co
wcześniej, gdy Baekhyun odwrócił swój wzrok od Chanyeola. Poddając się,
odwrócił się z rozgoryczeniem do Chena, chcąc naubliżać Baekhyunowi, ale
zobaczył, że tamten jest dziwnie milczący.
–
Chen… – zaczął Chanyeol i z początku wyglądało to, jakby Chen go nie usłyszał,
ale wtedy starszy podniósł głowę i mruknął z uznaniem.
Chanyeolowi
brakowało słów, głównie dlatego, że Chen wyglądał na trochę zmartwionego i
chciał pocieszyć swojego byłego współlokatora, ale także dlatego, że nie chciał
wpychać się w czyjeś prywatne myśli i czyjąś przestrzeń osobistą. Może Chen
potrzebował czasu dla siebie.
–
O, tak… – Jongin nagle odwrócił się do Chena. – Ta… rzecz…? – Chen spojrzał na niego tępo, a potem coś do niego dotarło
i pokiwał głową, odwracając się do drzwi, nim wyszedł.
–
Zaraz wrócimy – zapewnił Jongin, po czym popędził za nim.
–
To tylko ja czy Chen zachowuje się trochę dziwnie… – wymamrotał do siebie
Baekhyun.
–
Dlaczego uderzyłeś w tę rzecz? – skonfrontował Chanyeol, a Baekhyun posłał mu
uważne spojrzenie.
–
Nie wiem, o czym-
–
Przestań pieprzyć. – Chanyeol chwycił dłoń ukrytą pod kocami. – Dlaczego?
–
Nie twój interes. – Baekhyun uśmiechnął się szyderczo, mrużąc oczy. Chanyeol
już miał dość słuchania tej wymówki, tak bardzo dość Baekhyuna mówiącego, że to
nie jego sprawa, ponieważ jeśli był ze sobą szczery, obchodziło go to bardziej
niż własne problemy.
–
Baekhyun- – ostrzegł, ale się powstrzymał. Bo to prawda. To nie była jego
sprawa. To w ogóle nie leżało w jego interesie. Dlaczego tak w bardzo
obchodziły go sprawy kogoś innego? Co więcej Byun Baekhyuna, ze wszystkich
ludzi?
Zapadła
pełna napięcia cisza między nimi, gdy odwrócili wzrok.
Ale
Chanyeol chciał wiedzieć. Chciał wiedzieć wszystko.
–…Byłem
zły – odpowiedział wreszcie Baekhyun, a Chanyeol odwrócił się, patrząc na niego
zaskoczony.
–
Patrzenie na to… przynosi mi złe wspomnienia… – ciągnął niższy, a każde słowo
wydawało się wymuszone. –…mojego dawnego, żałosnego „ja”.
O czym on mówi?
Cisza
– w której Chanyeol nie oczekiwał, że Baekhyun to powie, a Baekhyun nie
wiedział, co powiedzieć więcej.
–
Jesteś taki nierozważny. – Chanyeol w końcu westchnął i jeśli miał powiedzieć
coś więcej, Baekhyun się tego nie dowiedział, bo właśnie wtargnął Jongin z
Chenem.
–
Wróciliś- – Jongin gapił się na nich dwóch, dłoń Chanyeola ściskała tę
Baekhyuna jako jego wcześniejszy dowód, że Baekhyun uderzył w obraz. Wyglądało,
że młodszy skupiał się bardziej na tym, że mieli fizyczny kontakt, a nie na
tym, co Baekhyun starał się przed nim ukryć. Niezręczna cisza wisiała w
powietrzu, zanim Chanyeol odsunął się, gdy zrozumiał sytuację, jego twarz była
czerwona z zażenowania.
–
Tak czy inaczej. – Jongin zmienił temat, wyjmując prostokątne pudełko i podał
je Baekhyunowi.
–
Wesołych świąt od Kim Jongina i Kim Jongdae.
Baekhyun
spojrzał na niego tępo.
–
Przepraszam, że nie przynieśliśmy twojego prezentu, Chanyeol – przeprosił
Jongin. – Nie wiedzieliśmy, że przyjedziesz. – Kiedy Baekhyun otworzył prezent,
wyjął kilka tabliczek czekolady.
–
Tylko dlatego, że wiemy, że jesteś wystarczająco bogaty, by kupić sobie, co
zechcesz. – Jongin uśmiechnął się. – A my nie jesteśmy tak bogaci jak ty. Liczy
się gest, prawda? Poza tym chcemy, żebyś nabrał trochę mięśni.
–
Chodzi ci o wagę. – Baekhyun zmrużył oczy i wszyscy trzej zaśmiali się
pogodnie. Ale pomimo to najgłośniejsze śmiech był nieobecny, a brak udziału ze
strony Chena pozostawił dziurę w atmosferze.
Wieczorem,
kiedy Chanyeol przygotowywał się do snu, zobaczył, że coś wystaje spod jego
łóżka. Wyglądało to dziwnie znajomo. Chanyeol przyglądał się temu przez chwilę,
zanim wyciągnął z wahaniem rękę i chwycił to.
Kiedy
wyjął tę rzecz, potwierdziły się jego podejrzenie: to Byun Hyun!
Ale co tu robi Byun Hyun?
Chanyeol
ścisnął małego króliczka w swojej dłoni, czując jak pewien rodzaj ukojenia
wypełnia puste miejsce w jego sercu, które nie wiedział, że w sobie miał.
Kiedy
spojrzał w oczy Byun Hyuna, podejrzewał, że może ochroniarze go zabrali (albo
raczej go ukradli), a potem poczuli się winni, dlatego oddali go najbardziej
delikatny sposób. Krótko zastanawiał się, czy zabrali Niniego czy nie.
Zanim
mógł pogrążyć się w rozmyślaniach, usłyszał pukanie do drzwi.
–
Uch… proszę! – zawołał niepewnie Chanyeol, nieświadomie bawiąc się swoją
zabawką, podczas gdy drzwi otworzyły się i do środka wszedł Chen. Chanyeol
natychmiast usiadł, kiedy jego przyjaciel oczywiście do niego podszedł, jego
twarz przybrała poważny wyraz.
–
Chen… – powiedział powściągliwie Chanyeol, patrząc, jak te oczy wpatrywały się
w niego, kiedy jego przyjaciel siadał na łóżku. – Wszystko w porządku? Ostatnio
wydawałeś się… trochę nieobecny… – Usta zamarły na jego wargach, głownie
dlatego, że naprawdę nie wiedział co powiedzieć i szczerze nie chciał wyglądać,
jakby się wtrącał – bo tylko chciał, żeby z Chenem było w porządku. Nie chciał
wściubiać nosa w jego życie i myśli. Był pewien, że Chen umiał o siebie zadbać.
–
W porządku. – Chen uśmiechnął się lekko. – Więc… Widzę, że Baekhyun wygrał
waszą sprzeczkę, hę?
–
Co? – Chanyeol gwałtownie odwrócił się, by spojrzeć na przyjaciela. – Jaką
sprzeczkę? – Nie pamiętam, żebym z nim
przegrywał!!! Pomyślał głośno.
–
Ten pluszak. Ten różowy miś. – Och.
–
Ja… Ten pieprzony idiota mi go ukradł – Chanyeol wyrzucił z siebie kłamstwo,
nie wiedząc, dlaczego w ogóle musi to robić. – Powinien iść do więzienia! – Nie powinienem się odzywać, skoro to ja
ukradłem go Chenowi. I zwalam winę na kogoś innego.
Chen
zaśmiał się. Potem zamilkł.
–
Czy wy naprawdę tak bardzo się nienawidzicie? – spytał Chen.
–
Tak – odpowiedział od razu Chanyeol bez wahania i namysłu. Głównie dlatego, że
odpowiadanie w ten sposób stało się nawykiem. I także dlatego, iż nienawidził
Baekhyuna do szpiku kości, oczywiście. – Nawet gdybyśmy my dwaj byli ostatnimi
żyjącymi stworzeniami na Ziemi, raczej byśmy zabili siebie nawzajem, niż
przetrwali.
Chen
rozmyślał nad tym i z jakiegoś powodu Chanyeol poczuł się nerwowo.
–
Ale dlaczego? – spytał wreszcie, przerywając ciszę, która zaczynała ryć się w
skórze Chanyeola. – Dlaczego tak bardzo się nienawidzicie?
–
Dlaczego w ogóle zaczęliście się nienawidzić?
Dwa lata temu
To
było to. To szkoła, do której będzie musiał uczęszczać przez resztę szkolnych
lat.
Renomowana
szkoła znajdowała się przed nim niczym diabeł czekający na to, aż wydarzy się
nieszczęście. Chanyeol przełknął ślinę, ściskając mocno swą jedyną walizkę w
palcach, zanim wziął głęboki oddech i zrobił krok w stronę głównego wejścia.
Siedemnastoletni
Park Chanyeol niezwykle denerwował się pójściem do nowej szkoły, nie dlatego,
że był tchórzem, który rezygnuje z akceptacji zmian, ale dlatego, że bał się,
iż nigdy nie uda mu się z kimś zaprzyjaźnić. Ponieważ dołączył do szkoły rok
później niż wszyscy inni z jego rocznika.
Jak
tak dalej pójdzie, wszyscy już będą się znali przez dość długi czas.
Przygotował
i ułożył wszystko dość szybko, ponieważ nie przyniósł za dużo. Biorąc długopis,
książkę i plan zajęć, który dał mu dyrektor, Chanyeol odnalazł drogę na swoje
pierwsze zajęcia.
Kiedy
dotarł na miejsce, zajął miejsce niedaleko przodu, był trochę niepewny, mocno
ściskając swoje rzeczy w dłoniach i czekając na rozpoczęcie lekcji. Ale
dlaczego tak bardzo się denerwował? W końcu zajęcia miały się zacząć
przynajmniej za godzinę! Kiedy przechodził korytarzem, nikogo nie zobaczył!
Chanyeol
chciał się z kimś zaprzyjaźnić. Chciał przyjaciół. Każdy chciał.
Ale
jego zbytni zapał, wielkie uszy i głupi uśmieszek zwykle dawały mu reputację
„bardzo-się-stara” i dlatego nikt nie wysilał się, by zaprzyjaźniać się z takim
frajerem jak on. Zazwyczaj. Dopóki go nie poznali. Wtedy uważali, że jest
spoko.
Ale
problem tkwił w tym, że nikt nigdy nie dowie się, jak spoko albo przystojny
jest, jeśli nie poświęci czasu, by tak naprawdę go poznać.
Wzdychając
i zastanawiając się, dlaczego jest jedynym, który widzi swoje zalety, Chanyeol
zdecydował się odłożyć książkę i wyjść na zewnątrz na spacer, ale kiedy wstał,
usłyszał głosy zbliżające się do zamkniętych drzwi klasy.
–
Jesteś pewien? - ktoś zapytał.
Rozbrzmiał chichot.
–
Tak. Tylko muszę coś zabrać, potem do was
dołączę, chłopaki. – Zapadła cisza, potem było słychać szuranie stóp i
zanim Chanyeol się zorientował, drzwi się otwarły i wtedy zdał sobie sprawę, że
w końcu zobaczy prawdziwego ucznia tej szkoły przed oczami, a nie jakiegoś ze
zdjęć, do których oglądania zmuszała go rodzina.
Gdy
drzwi otworzyły się szerzej, wzrok Chanyeola spoczął na kimś o wiele niższym od
niego, tak niskim, że Chanyeol na początku pomylił go z małym, czternastoletnim
dzieciakiem czy coś. Niemniej jednak Chanyeol nie mógł nic poradzić na to, że
uznał chłopaka przed sobą za absolutnie uroczego z miękkimi, czarnymi włosami,
szczenięco-króliczymi oczami, tym uroczym guzikowatym nosem, tymi bezczelnymi
ustami i z tym wzrostem.
Jego
pierwszy przyszły przyjaciel. Chciał, żeby Baekhyun tym był dla niego.
Ale
nigdy w życiu nie przewidział, że chłopak przed nim będzie centrum jego życia i
nienawiścią przez kolejne dwa lata.
–
Cz-Cześć – Chanyeol odezwał się pierwszy, mając nadzieję, że jego baryton nie
odstraszy drugiego. Baekhyun podniósł na niego wzrok. Może Chanyeol był zbyt
wysoki albo Baekhyun zbyt niski, albo Chanyeol był zbyt nerwowy, ale nie
zauważył tajemniczego wyrazu, którzy przemknął przez twarz niższego, gdy
całkowicie zmienił swą postawę i aurę. Zupełnie nieświadomy Chanyeol mówił
dalej.
–
Jestem tu nowy. Mam na imię- – Jednak zanim Chanyeol mógł skończyć, Baekhyun
jak najszybciej podszedł do niego, szybciej niż Chanyeol mrugnął, i zanim
wyższy się zorientował, poczuł mocne uderzenie w twarz.
Zaskoczony,
nawet zaszokowany Chanyeol zatoczył się do tyłu i potknął się, upadając na
swoje krzesło z taką siłą i impetem, że drewno złamało się pod nim. Jego tyłek
upadł wprost na betonową podłogę tak, że posłało to nagłe iskry bólu w jego
pośladkach.
Chanyeol,
w całym swoim siedemnastoletnim życiu, nigdy wcześniej nie został uderzony.
Był
zdezorientowany, jego wzrok najpierw się rozmył, a potem zrobił czarny, ale
kiedy z powrotem się skupił, spojrzał na osobę, z którą tak pełen nadziei
chciał się zaprzyjaźnić, tym razem miał nadzieję znaleźć w tym jakieś
nieporozumienie. Usłyszał, że chłopak coś wymamrotał. Miał nadzieję, że to
przeprosiny, ale to nie to. Brzmiało to jak imię, imię wyszeptane i zgubione na
wietrze. Może ten chłopak zda sobie sprawę, że uderzył niewłaściwą osobę. Może
ten chłopak przed nim powie coś jak „Och! Przepraszam, to była pomyłka, zwykle
nie panuję nad tym, dokąd kierują się moje palce” albo „Zwyczajnie miałem
ochotę kogoś uderzyć, ale to nie znaczy, że cię nienawidzę czy coś”, albo nawet
„Słuchaj, to było moje przywitanie, czy teraz przyjmiesz moją dłoń, żebym mógł
ci pomóc?”, ale w zamian nie otrzymał nic poza spojrzeniem nienawiści tak
czystym i intensywnym, że Chanyeol poczuł, jak strach ściska jego wnętrzności.
Nienawiść była tak silna, że przez moment Chanyeol zaczął sam siebie
nienawidzić.
–
Śmieć – wyrzucił z siebie czternastolatek, górując nad postacią Chanyeola.
Słowo było wypowiedziane z tak ogromną ilością jadu, że Chanyeol poczuł, jak
całe jego ciało wyraźnie ulega zranieniu. Zanim Chanyeol zdążył wstać,
przeprosić za cokolwiek, czego nie zrobił, wytłumaczyć się albo stłuc dzieciaka
na kwaśne jabłko, chłopak odszedł, zostawiając pomieszczenie tak zimnym, że
Chanyeol zaczął się trząść i nie mógł przestać.
A
było lato.
To pomyłka. Powtarzał
sobie Chanyeol, wracając z gabinetu dyrektora z torebką lodu przy policzku. Pomylił mnie z kimś innym. To wszystko.
Czuł do kogoś niechęć, ale może
potrzebuje okularów. To wszystko.
Krzywił
się za każdym razem, kiedy czuł na sobie osądzające spojrzenie. Szkoła się
jeszcze nawet nie zaczęła, a on już stanowił centrum nieodpowiedniego
zainteresowania. Teraz roznosiły się plotki, że jest kimś, kto pochodzi z
gangu, delikwentem, który zniszczył całe mienie w swojej starej szkole i
dlatego został wysłany do tej szkoły, jedynej szkoły z internatem z setkami
kilometrów dookoła (i jedyną homoseksualną szkołą w całej Korei, prawdopodobnie
na całym świecie).
Plotki
głosiły, że Chanyeol używa swojego wzrostu na swą korzyść oraz że jego wzrok
może zabić i że ma najbardziej niesamowite umiejętności w kopaniu, przez które
raz ktoś pofrunął przez szkolne boisko. Powiadali, że ma siniaka na twarz przez
bicie się z setką mężczyzn jednocześnie, samemu.
Że co???
Do
czasu kiedy rozpoczęła się pierwsza lekcja, wszyscy usiedli tak daleko od
niego, jak było to możliwe, dopóki nie został otoczony przez puste miejsca.
Nauczyciel jąkał się, rozmawiając z nim. Dziewczyny posyłały mu wystraszone
spojrzenia.
Chłopaka,
który uderzył go rano, kogoś, kogo odkrył jak osobę w tym samym wieku co on,
nie można było nigdzie znaleźć.
Może powinienem to z nim
wyjaśnić. Może to później oczyściłoby moją teraźniejszą reputację. Zdecydował
nieustępliwy Chanyeol, kiedy zakończył się szkolny dzień.
Kiedy
Chanyeol rozglądał się po pokojach, próbując znaleźć pewnego czarnowłosego,
małego króliczka, starał się popytać innych, może ktoś wiedział, kim tamten
chłopak mógł być.
–
P-Przepraszam… – Chanyeol zwrócił się do dziewczyn, ale w chwili kiedy go
zobaczyły, zaczęły krzyczeć.
–
TO TEN SZATAŃSKI GŁOS! – Po tym uciekły, zostawiając Chanyeola oniemiałego i
zmieszanego.
Kiedy
decydował się podejść do innych ludzi, wszyscy unikali go niczym zarazy, dopóki
nie poddał się z frustracji.
–
GDZIE, U LICHA, JEST TEN CZARNOWŁOSY, MAŁY CZTERNASTOLATEK, KTÓRY CHODZI ZE MNĄ
NA ANGIELSKI?! – ryknął, a cały korytarz zamarł w przerażającym milczeniu.
Potem wybuchły szepty. – PRZYSIĘGAM, KURWA, JEŚLI MI, DO CHOLERY, NIE
POKAŻECIE-
–
Czy on mówi o Baekhyunie?
–
Baekhyun, prawda? Kto inny mógłby to być?
Po
długiej walce wszyscy na korytarzu niepewnie wskazali na sam koniec ku
zaskoczeniu Chanyeola. Czy oni naprawdę
właśnie mnie posłuchali?
–
T-T-Tam na końcu. Pokój numer 2. – Nie padły inne słowa i Chanyeol przez chwilę
zastanawiał się, skąd to wiedzą, ale po wypowiedzeniu krótkiego „Dzięki”,
pospieszył w stronę końca korytarza.
Gdy
odnalazł numer 2 przymocowany na przedzie, otworzył drzwi bez wahania.
–
Słuchaj, chciałem tylko przeprosić za cokolwiek, co zrobiłem- – zaczął
Chanyeol, kiedy zobaczył tego samego czarnowłosego chłopca uważnie patrzącego w
gruby podręcznik, ale w chwili kiedy podniósł wzrok i zarejestrował obecność
Chanyeola, powróciła ta sama śmiercionośna aura, zastępując tę pozornie
niewinną, która otaczała pokój i chłopaka kilka sekund wcześniej.
–
Wyjdź – rzucił chłopak, a Chanyeol wzdrygnął się zaskoczony tym, ile nienawiści
było w jego głosie, tak, że cofnął się, a jego ręka uniosła się nad klamką.
Jednak zanim mógł stchórzyć, przypomniał sobie, dlaczego w ogóle się tam
znalazł.
–
M-Musiałeś się pomylić! – wypalił Chanyeol. – J-Ja…
–
Wynoś się, do cholery – krzyknął chłopak, a siła w jego głosie była czymś,
czego Chanyeol jeszcze nigdy u nikogo w życiu nie słyszał. Ale dlaczego? Co, do
diabła, Chanyeol zrobił?
–
Hej, posłuchaj… – warknął wyższy, mając dość uczucia, jakby zrobił coś złego,
ale kiedy zbliżył się do chłopaka, aż dzieliło ich tylko kilka centymetrów,
obserwując, jak ten prowokująco się w niego wpatruje z taką samą
intensywnością, drzwi się otworzyły.
–
Baekhyunnie~~ – Chanyeol natychmiast się odwrócił, słysząc głos i zobaczył
niższego, ale zdecydowanie starszego chłopaka, gapiącego się na nich dwóch.
Twarz nowoprzybyłego nabrała groźnego wyrazu.
–
Co ty, u licha, robiłeś mojemu Baekhyunniemu? – warknął, podchodząc zamaszystym
krokiem do Chanyeola, który w momencie był zaszokowany, stojąc w miejscu,
oczekiwał, że ten czternastoletni Baekhyun będzie się zachowywał jak ofiara
wobec swojego sunbae. Ale był zaskoczony.
–
To sprawa między nami – odparł Baekhyun tonem cichym, ale spokojnym i
niebezpiecznym, wpatrując się w Chanyeola, który bez powodu czuł się źle. Nawet
nowoprzybyły wyglądał na zaskoczonego, co mówiło Chanyeolowi, że Baekhyun
zwykle się tak nie zachowuje – tak nienawistnie i humorzasto.
–
Co? – Chanyeol obrócił się, by spojrzeć na Baekhyuna. – Co ja ci, do kurwy,
zrobiłem?! Nawet nie wiesz, jak mam na imię!
–
Kochanie, jesteś pewien, że nie chcesz, abyśmy go z chłopakami pobili? –
Starszy uderzył pięścią w otwartą dłoń, aby zaakcentować swą wypowiedź, a
Chanyeol przełknął ślinę.
–
Sukinsyn – wymamrotał Baekhyun. – Zejdź mi z oczu, do cholery. Już nigdy więcej
nie chcę widzieć twojej twarzy. Hyung, po prostu się nim nie przejmuj.
W
tamtym momencie Chanyeol poczuł, że ktoś ma nad nim przewagę liczebną i nigdy
wcześniej nie czuł się tak zastraszony. I nawet nie wiedział, z jakiego powodu!
Z rozgoryczonym sercem w gardle Chanyeol wyszedł z pokoju.
–
Kim jest ten dzieciak? – Usłyszał, jak ten facet, który pozornie zdawał się być
chłopakiem Baekhyuna czy kimś takim, zapytał.
–
Nikim. – Usłyszał odpowiedź Baekhyuna. – Udawaj, że nie istnieje.
Może
ignorowanie go powinno okazać się lepsze.
Pierwszą
noc w Pop College Chanyeol spędził, przewracając się i wiercąc, zastanawiał
się, co zrobił, że otrzymał tak silną nienawiść oraz wstręt od kogoś tak
małego. Czy Baekhyun naprawdę robił to, by sprawić, że nowy uczeń cierpi?
Ponieważ zadowalał go widok skręcających się nowych dzieciaków?
Tak
czy inaczej Chanyeol wiedział, że nie
zrobił temu chłopakowi nic. Nigdy wcześniej go nawet nie widział!
Skąd
to wiedział? Był pewien, że zdecydowanie rozpoznałby kogoś tak uroczego-
Zaraz,
o czym on, do cholery, mówił? Ten dzieciak go nienawidził!
Może sprawy rozwiążą się do
jutrzejszego poranka… Jestem tego pewien… Nie możesz wnieść wczorajszych żali i
goryczy w dzień dzisiejszy. To nie jest sposób na życie. Ludzie szybko sobie
odpuszczą, jestem o tym przekonany.
Prawdopodobnie mnie jutro
przeprosi.
Kiedy
Chanyeol obudził się następnego ranka, czuł się poniekąd oszołomiony, ale i o
wiele lepiej niż wtedy, gdy kładł się spać zeszłego wieczoru. Sen zawsze
sprawiał, że czuł się lepiej, ponieważ był to sposób na zostawienie przeszłości
i rozpoczęcie czegoś nowego. Gdyby wszyscy zachowali urazy z przeszłości, nikt
nie byłby szczęśliwy.
Właśnie
to Chanyeol zawsze sobie powtarzał.
Czując się pozytywnie i w gotowości do rozpoczęcia
nowego dnia, siedemnastoletni chłopak ubrał się, wziął swoje książki i długopisy.
Był gotowy zawrzeć kilka nowych przyjaźni i pełen nadziei na pogodzenie się z
tamtym dziwnym chłopakiem, który zdawał się nie mieć nic poza smutkiem w swoim
sercu.
Dzień
zaczął się źle. Jak tylko dotarł na lekcję (technicznie nadal był w liceum i większość
lekcji odbywało się w tej samej klasie), zobaczył, że jego biurko (jego
oficjalne biurko, do którego został przypisany poprzez bycie omijanym przez
kolegów z klasy) jest całe w graffiti i śmieciach.
„Frajer, wynocha.”
„Nie zbliżaj się do Baeka.”
„Pilnuj się.”
„Nie unikniesz problemów.”
Tego
typu rzeczy. To całkowicie zniszczyło nastrój Chanyeola, ponieważ wszystkie
nadzieje na pogodzenie zniknęły, a zostały zastąpione przez pewną gorycz i
frustrację, które nie przestawały wgryzać się w jego wnętrzności oraz rujnowały
jego pozytywne nastawienie.
Czuł
na sobie spojrzenia, kiedy zbierał wszystkie śmieci – na szczęście przyszedł
wcześniej niż powinien, dlatego nie zakłócało to jego nauki i do czasu kiedy
skończył wyrzucać śmieci (nie miał czasu, by zetrzeć napisy), zaczęła się
lekcja. Nie widział tego chłopaka z wczoraj, ale czuł wymierzone w niego
złośliwe spojrzenia.
–
Park Chanyeol! – nauczyciel wrzasnął po południu. Był to jedyny nauczyciel,
który nie bał się reputacji, która zbudowała się w mniej niż jeden dzień. – Co
znajduje się na twoim biurku?
Uszy
Chanyeola poczerwieniały. Usłyszał chichot, najprawdopodobniej od małej grupy
chłopaków, którzy posyłali mu nieprzyzwoite spojrzenia.
–
N-Nic – odpowiedział, kiedy udało mu się zakryć stolik swoimi długimi,
tyczkowatymi rękami. Nauczyciel uznał to za podejrzane, ale ostatecznie się tym
nie przejął i dalej prowadził lekcję.
Został
po lekcjach, by wyczyścić ławkę. Czuł, że jego humor znowu staje się lepszy
przez to, że jego stolik był tak dobrze umyty. Kiedy porównał je z innymi,
uznał, że jego jest najczystszy.
Uśmiechając
się do siebie jak szaleniec, Chanyeol wrócił do pokoju zamaszystym krokiem (częściowo
zastanawiał się, dlaczego jeszcze nie spotkał swojego współlokatora – którego
nigdzie nie było). Po drodze zobaczył sunbae z wczoraj otoczonego przez dużą
grupę chłopców, niektórzy z nich byli mianowicie tymi, których widział, jak
śmiali się z niego w klasie.
Chanyeol
zamknął oczy i zdecydował się ich zignorować. Teraz nikt nie mógł zepsuć mu
humoru. Ale szedł w, mając nadzieję, pewny siebie sposób z brudną szmatką i
książką w dłoni, ze sprayem do usuwania plam oraz długopisami w kieszeni.
Chanyeol szedł dalej, ale zanim zdążył posunąć się naprzód, spadał w dół, w
dół, w dół, dopóki nie zrobił „bum” o
podłogę i poczuł, że jego nos rozgniata się o czerwony dywan.
Zapadła
bolesna cisza, potem rozległ się chichot od tej samej grupy, niektórzy z nich
śmiali się nawet przeraźliwie jak hieny, jakby byli zbyt podenerwowani, by
śmiać się z nowego delikwenta Park Chanyeola. Chanyeol natychmiast się podniósł,
jego uszy były czerwone, kiedy odwracał się, by posłać grupie groźne
spojrzenie, obserwował, jak część z nich wzdrygnęła się i cofnęła. Reszta osób
wzdrygnęła się, czekając na uderzenie, które nigdy nie nadeszło.
Chanyeol
podniósł dłoń, żeby wytrzeć powoli płynącą z nosa krew, patrzył z zadowoleniem,
jak ramiona jego oprawców opadają z ulgi. Potem przykucnął, żeby pozbierać
rzeczy, które upuścił i odszedł w, mając nadzieję, wyluzowanym stylu.
Kiedy
dotarł do swojego pokoju, opadł na podłogę, jego twarz zrobiła się cieplejsza
od wcześniejszego zażenowania, które zostało na nim wymuszone bez powodu.
Poczuł, jak świeża krew wypływa z jego nosa i spada na zniszczony dywan.
Ugh.
Już chciał wrócić do domu.
Baekhyun
zaczął uczęszczać na zajęcia podczas trzeciego dnia Chanyeola w Pop College.
Udawał,
że Chanyeol nie istnieje.
To
działo się nadal. Chanyeol znajdował śmieci i graffiti na swojej ławce każdego
dnia, które ciągle próbował ścierać, jego cierpliwość wyczerpywała się po
kawałeczku z upływem kolejnego dnia. Otrzymywał również inne niepotrzebne gówno
jak wpadający na niego przypadkiem-specjalnie ludzie (tylko ci, którzy byli
opiekuńczy w stosunku do tego dzieciaka, Baekhyuna), wywracanie mu lunchu, który
kupił w stołówce.
–
Zostawicie mnie w spokoju? – warknął Chanyeol pewnego dnia, rozdrażniony i
zmęczony. Był po prostu tak, tak, tak bardzo
zmęczony tymi wszystkimi bzdurami.
Wszyscy
go otoczyli, ale już nawet się nie bał. Był tylko cholernie zmęczony.
–
Baekhyun nigdy wcześniej nie zachowywał się w ten sposób przy nikim – warknął
groźnie lider, pierwszy facet, którego Chanyeol widział z Baekhyunem (innymi
słowy chłopak Baekhyuna). – Więc cokolwiek zrobiłeś, musiałeś mu zrobić coś
naprawdę złego.
–
Ile razy mam ci powtarzać? – Chanyeol przewrócił oczami. – Nawet go nie zna-
Właśnie
wtedy otrzymał cios w brzuch, który zmusił go do przełknięcia swoich słów.
Zgiął się wpół zaskoczony atakiem.
–
Baekhyunnie jest miłym chłopakiem. Nie waż się, kurwa, kłamać. Mówię to z jego
reakcji. NAPRAWDĘ mu coś zrobiłeś, czyż nie? – Więcej uderzeń. Chanyeol czuł,
że się krztusi.
–
Ja… nie… – Więcej ciosów, każdy był bolesnym przypomnieniem tego, czego nie
zrobił, nigdy nie zrobił i prawdopodobnie nigdy nie zrobi. Ciosy i uderzenia
skupiały się coraz bardziej i bardziej, aż zrobiło mu się czarno przed oczami,
aż nie czuł nic poza ćmiącym bólem z każdej strony ciała.
Pielęgniarka
nadal pytała go, czy jest dręczony i jeśli jest, to zdecydowanie powinien
skonsultować się z kimś dorosłym. Ja jestem
dorosły. Chanyeol pamiętał, jak to
sobie mówił tego dnia, kiedy wracał do pokoju, był w posępnym nastroju i czuł
ból w każdej części swego ciała.
Gdy
otworzył drzwi, wzdrygnął się, widząc, że coś się porusza i krzyknął, kiedy zobaczył
coś dużego na łóżku obok swojego, które stało puste przez kilka tygodni.
–
O. Cześć.
Chanyeol
był wysoki, ale ten koleś był o wiele wyższy. Prawdopodobnie był jedną z
pierwszych osób w tej szkole, które były od niego wyższe. Chłopak uśmiechnął
się niezręcznie i zaśmiał się nerwowo, wyciągając rękę, a oczy Chanyeola
zrobiły się okrągłe niczym piłki. To dopiero wielkie dłonie.
Ten
gość był również przystojny. Chanyeol musiał przyznać, że był tak przystojny,
że prawie spełniał jego wymagania! Z jakiegoś powodu poczuł się odrobinę
zazdrosny.
–
Jestem Kris i miałem być twoim współlokatorem. Przepraszam, że nie było mnie tu
przez cały ten czas. – Kris brzmiał na zmieszanego, pocierając głowę wolną
dłonią. Młodszy niepewnie uścisnął wyciągniętą rękę.
–
Uch. Jestem Chanyeol. Dlaczego nie było cię tu przez kilka poprzednich tygodni?
– Chanyeol zobaczył, że Kris się rumieni.
–
Próbowałem, uch, zdobyć uwagę kogoś, kto nazywa się Zhang Yi Xing…
I
właśnie w ten sposób Kris i Chanyeol zostali przyjaciółmi.
Dwudziestego
siódmego dnia w Pop College’u Chanyeol to zrozumiał.
Po
tym, jak niemal każdego dnia musiał czyścić swoją ławkę, miał już tego dość. W
końcu jakie to uczucie, kiedy wkładasz w coś całe swoje serce tylko po to, by
następnego dnia ktoś to zniszczył?
Próba
porozmawiania z gangiem wcale mu nie pomogła. Zostało tylko jedno wyjście.
Rozmowa
z Byun Baekhyunem.
Pamiętając
numer 2 tak wyraźnie jak źródlaną wodę, Chanyeolowi udało się odnaleźć tego
niskiego chłopaka, który wpędził go w tak wielkie kłopoty.
–
Hej. – Chanyeol bez namysłu wtargnął do środka i dzięki Bogu spotkał chłopaka
siedzącego na swoim łóżku, pisał sms-y czy coś. Baekhyun podniósł wzrok, potem
zmrużył oczy, wziął głęboki oddech i zdecydował się go ignorować.
–
Ty mały gnoju… – warknął Chanyeol, podchodząc w stronę Baekhyuna. Zwykle Park
Chanyeol był dość łagodny, przynajmniej tak mu się wydawało, ale gdy skończyła
mu się cierpliwość, mógł być nieco lekkomyślny i agresywny. Wyższy wyciągnął
rękę i złapał mniejszego, który krzyknął z zaskoczenia i zaczął się z nim
szarpać.
–
Puszczaj mnie, olbrzymie! – krzyknął Baekhyun, a Chanyeol puścił. Niższy upadł
z powrotem na łóżko.
–
Czego, do cholery, chcesz? – mruknął Baekhyun tym samym nienawistnym tonem, do
którego Chanyeol się ani trochę się nie przyzwyczaił.
–
Powiedz swoim „chłopakom”, żeby przestali mnie dręczyć! – warknął Chanyeol,
krzyżując ramiona. – Myślisz, że to śmieszne? Gówno ci zrobiłem i wydaje ci
się, że tylko dlatego, że jesteś popularny i sympatyczny, możesz mi to robić? –
Baekhyun zmrużył oczy.
–
O czym ty, do kurwy, mówisz?
–
Wiesz, o czym mówię! – Chanyeol zaczynał czuć rozdrażnienie, a jego gniew wobec
Baekhyuna coraz bardziej rósł. – Jesteś taką pretensjonalną małą dziwką. Mam
dosyć czucia się jak wyrzutek tu-
Chanyeol
posunął się naprzód, chcąc pokazać, jak poirytowany i zmęczony tym był, ale
zanim zdążył przysunąć się jeszcze bliżej, Baekhyun gwałtownie go odepchnął.
–
Zostaw mnie w spokoju! – Niższy cofnął się, a Chanyeol rozdziawił usta.
–
Zostawić cię w spokoju? – Zaśmiał się gorzko. – Dlaczego nie powiesz swojemu
chłopakowi, żeby zostawił mnie w
spokoju?!
–
Chłopakowi?! – Brwi Baekhyun zmarszczyły się w zdezorientowaniu. – Nie mam
pieprzonego- – Właśnie wtedy drzwi otworzyły się.
–
Baekhyunnie- – Ten sam koleś, który był w centrum jego cierpienia przez ostatni
miesiąc, stanął w drzwiach. Jednak zanim zdążył cokolwiek zrobił, Chanyeol
wskazał na niego ze złością.
–
Twój pieprzony chłopak? – Chanyeol
nie był nawet zaskoczony, kiedy senior podszedł i złapał go, posyłając uderzenie,
którego uniknął. Baekhyun przesunął wzrok z Chanyeola na seniora.
–
Znowu dręczysz Baeka?! – warknął z wściekłością tamten gość. – Zbiorę swój
gang, żeby-
–
Dongwoo-hyung, przestań! – Baekhyun wyciągnął rękę i chwycił seniora,
odciągając go od Chanyeola.
–
Jeśli znów dotkniesz mojego Baeka-
–
Hyung! – Baekhyun patrzył na niego intensywnie i Dongwoo przestał. Wtedy niższy
odwrócił się do Chanyeola.
–
Wyjdź. Nie wracaj tu. – Po raz kolejny Chanyeol czuł się potraktowany
niesprawiedliwie.
–
Ale ja nawet nie-
–
WYNOŚ SIĘ, do cholery! – Głos Baekhyuna był ostry, Chanyeol wzdrygnął się. Siła
w jego głosie ponownie zmusiła Chanyeola do wyjścia. Ostatnią rzeczą, jaką
zobaczył, zanim je zatrzasnął, był Baekhyun odwracający się znów do Dongwoo,
dyskutując coś-
–
Hej, wiesz, w co wierzę? – Kris pewnego dnia w pokoju wyskoczył nagle z
pytaniem, kiedy wrócił po kolejnym dniu porażki w zdobywaniu serca Yi Xinga.
Chanyeol sugerował mu, żeby dał sobie spokój, ale Kris nie ustępował.
–
W co?
–
Wierzę, że jeśli miłość dzieje się za szybko i sprawy toczą się zbyt prędko,
dwoje kochanków się wypali.
–
Co masz na myśli?
–
Miłość jest jak gwiazda. Jeśli kochasz zbyt szybko i zbyt mocno, tak jak
nadolbrzym staje się większy i jaśniejszy od innych gwiazd, zmęczysz się i
zabraknie ci paliwa.
–
Im bardziej namiętna, nierozważna, gwałtowna i niezwykła jest Miłość, tym
szybciej umiera.
–
Właśnie dlatego, Chanyeol, kiedy pewnego dnia kogoś pokochasz, musisz kochać
powoli, ostrożnie i szczerze. Niczym żółw idący jednostajnym tempem w wyścigu z
zającem.
–
Krok po kroku. Bez pośpiechu.
–…Czy
to znaczy, że kochasz Yi Xinga?
–…Nie.
Nigdy nie byłem zakochany. – Słysząc to, Chanyeol klepnął Krisa w ramię, który
trząsł się ze śmiechu ze swojego żartu.
Ale
nawet jeśli Kris powiedział to nonszalancko i nieco żartobliwie, jakby właśnie
powiedział coś, w co nawet szczerze nie wierzy, Chanyeolowi wbiło się to do
głowy i od tamtej pory nigdy nie uciekło.
Po
tym nieszczęsnym dniu, kiedy był u Baekhyuna w pokoju i próbował z nim
przedyskutować sprawy, ataki Dongwoo spadły niemal drastycznie i, dzięki Bogu, zostawili
ławkę Chanyeola w spokoju. Jednak Chanyeol nadal czuł niechęć wobec Baekhyuna,
a jego nienawiść budowała się na przestrzeni roku. Zaczęło się to pewnego dnia,
gdy niechcący wylał swoją kawę na ławkę Baekhyuna, kiedy przechodził obok, co
Baekhyun uznał jako wyzwanie.
Przestali
„ignorować swą wzajemną obecność” i w zamian zaczęli zwracać na siebie większą
uwagę niż wcześniej, pamiętając, by robić sobie sprośne żarty, drażniąc się
coraz bardziej i bardziej. Również w pewnym momencie stali się tak prowokujący,
że gdyby stali kilka centymetrów od siebie, każdy mógłby zobaczyć napięcie
między nimi jak iskrę.
Zła
reputacja Chanyeola zniknęła, kiedy wszyscy zobaczyli, że spędza czas z Krisem
i ludzie zaczęli uważać go za zabawnego, beztroskiego gościa.
Poza
czasem, kiedy był z Baekhyunem.
Zdecydowali
się ich unikać, gdy stawali się zbyt zapalczywi.
Kiedy
Baekhyuna nie było, Dongwoo i jego gang dalej dręczyli Chanyeola, co Chanyeol
zbywał, jakby było niczym – ponieważ to było
niczym. Ostatecznie powinien skupić się na tym, jak bardziej rozzłościć
Baekhyuna.
Jakieś
kilka miesięcy później pojawił się Chen po przerwie, którą sobie zrobił, by
pojechać z rodziną za granicę. Dongwoo i jego gang powoli znikali ze szkolnego
życia Chanyeola i Baekhyuna.
Jongin
zjawił się rok później i kiedy Baekhyun i Chanyeol odkryli, że ich najlepszy
przyjaciel jest najlepszym przyjacielem wroga, o rany, to był dzień, którego
nikt nie zapomni. Po przybyciu Jongina ci dwaj stali się wobec siebie jeszcze
bardziej agresywni i mieli więcej fizycznych starć.
Osiem
miesięcy po przybyciu Jongina do szkoły, o co błagał go Chanyeol (w końcu sam
nie mógł poradzić sobie ze swoim wrogiem), chłopak próbował ich powstrzymać od
zbytniego kontaktu fizycznego i skończył w szpitalu.
I
Chanyeol pamiętał, że w dniu kiedy przez przypadek rozlał kawę na ławkę
Baekhyuna, zdał sobie sprawę, jak wiele nienawiści i goryczy zgromadziło się w
nim w stosunku do niskiego chłopaka.
Tak
dużo, że gdyby ktoś powiedział mu, że za dwa lata byłby w stanie przetrwać,
będąc z Baekhyunem w tym samym pokoju przez ponad godzinę (przez więcej niż
dwie godziny, do kurwy nędzy!), wyśmiałby go i skopał mu tyłek.
–
Więc tak to wygląda – dokończył Chanyeol. – Wydaje mi się, że resztę historii
znasz.
Chen
skinął głową w milczeniu, rozmyślając nad historią, którą właśnie opowiedział
mu Chanyeol. Teraz kiedy Chanyeol o tym pomyślał, po pierwszym wrażeniu uznał
Baekhyuna za uroczego?! Co to za
oszustwo?
Później
uświadomił sobie, że tak bardzo tkwił w nienawiści do Baekhyuna, że zupełnie
zapomniał o pierwszym wrażeniu, jakie sprawił na nim Baekhyun.
A
teraz, kiedy pamięć wróciła, nie wiedział, czy chciał jej z powrotem.
Skoro nigdy tego nie pamiętałem,
jakim cudem nagle pamiętam?! Pomyślał sobie
Chanyeol nieco zmartwiony, ale zanim zdążył przeanalizować tę nagłą zmianę
zdania, Chen się odezwał.
–
Więc tak po prostu zaczął cię nienawidzić? Bez żadnego powodu? – zapytał starszy,
a Chanyeol zamarł, gdy to sobie uświadomił – Tak, Byun Baekhyun nienawidził go bez żadnego powodu. Po tak długim
czasie sporu Chanyeol tak bardzo do niego przywykł, że prawie o tym zapomniał.
I
teraz dotarli do tego punktu.
Tego
stadium, gdzie Chanyeol nienawidził Baekhyuna, tak, nienawidził go, ale
zdecydowanie nie tak bardzo jak wcześniej. Tego stadium, gdzie Chanyeol nagle zaczął
znowu uważać Baekhyuna za uroczego, od jego wyglądu po czyny. Tego stadium,
gdzie Chanyeol wiedział, że to faza (ponieważ w końcu to powiedział mu
SheunMówi) i nadal nie mógł wcale pojąć, dlaczego to faza w stosunku do
Baekhyuna.
Pierdolić
to wszystko.
–
Tak. Po prostu na mniej spojrzał i zaczął mnie nienawidzić. – Chanyeol
westchnął nieświadomy poważnego wyrazu twarzy Chena. – Tak jakby słyszałem o
Miłości od pierwszego wejrzenia, ale nie o Nienawiści od pierwszego wejrzenia,
prawda… – Zaśmiał się cicho. – Wygląda na to, że teraz bardziej wierzę w
Nienawiść od pierwszego wejrzenia niż w Miłośc od pierwszego wejrzenia…
–
Chanyeol… – zaczął Chen, ale zaciął się trochę, kiedy zaciekawiony Chanyeol
odwrócił się, by na niego spojrzeć.
–
O tak. A tak w ogóle czemu nagle pytasz? Nie pytałeś wcześniej Baekhyuna? –
zapytał wyższy, kiedy wyrwał się ze swojego zdezorientowania.
–
Bez powodu… – Chen westchnął. – Znasz go, nikomu nie piśnie ani słowa…
Zapadła
między nimi cisza, taka, w której Chanyeol czuł się skrępowany, ponieważ Chen
zachowywał się dziwnie i wcześniej też to robił.
–
Słuchaj, Chanyeol… – odezwał się w końcu Chen, na co Chanyeol był tak chętny,
by słuchać, że odwrócił się gwałtownie i czekał. – Zdecydowanie ufam ci w tej
sprawie, więc…
Nie
potrzeba było słów, ale obaj wiedzieli, że Chanyeol będzie uważnie słuchał.
–
Chcę ci coś pokazać. – Chen sięgnął do kieszeni swoich jeansów i coś wyjął.
Wyższy zmrużył oczy w zdezorientowaniu – wyglądało to jak kawałek papieru. –
Spójrz.
Z
sercem w gardle Chanyeol oblizał suche usta, zanim wyciągnął rękę i delikatnie
wziął papier z dłoni Chena i czując to, nie był to zwykły kawałek papieru – to
zdjęcie. Chociaż był to tył zdjęcia, Chanyeol instynktownie spojrzał w dół, a
litery, napisane grubym markerem wyglądały na pismo Baekhyuna, ale nieco
bardziej dziecinne, zostały nabazgrane w poprzek małego, kwadratowego zdjęcia.
Oczy Chanyeola rozszerzyły się.
„Joo-hyung i ja.”
Kiedy
analizował, Chen odezwał się w tej samej chwili.
–
Kiedy obraz się zniszczył, znalazłem to pod szkłem… – Chanyeol nie wiedział,
jak Chen się czuł, ponieważ ton jego głosu był nie do rozszyfrowania. –…Może
była to mała skrytka. Nie wiem. Odwróć je.
Kim jest ten facet? Co on zrobił,
że Baekhyun jest taki?
Czuł,
jak jego gardło wysycha i szybko oblizał usta, a potem odwrócił zdjęcie.
Zobaczył uroczego, małego, niewinnego Baekhyuna, który wyglądał
bardzo podobnie do tego dwudziestoletniego, a jednak wyraz jego twarzy był
zupełnie inny od tego obecnego – młodszy, niewinny, szczęśliwy, pełen nadziei i
absolutnie pełen życia. I chociaż to przykuło jego uwagę, nie był to główny
problem.
Wyższy
facet stał blisko niego, był wzrostu Chanyeola. Jego uśmiech był niczym uśmiech
Chanyeola. Jego oczy były jak oczy Chanyeola. Jego włosy były podobne jak u
Chanyeola.
Ten
mężczyzna obok czternastoletniego Baekhyuna, facet, do którego Baekhyun
przylgnął, ta postać, która była tajemnicą dla Chanyeola miesiącami, a dla
Chena latami, ten Joo-hyung, który
był centrum życia Baekhyuna i najprawdopodobniej przyczyną jego nienawiści, był
niemal odbiciem Chanyeola.
Właśnie
wtedy Chanyeol zaczął podejrzewać, jakby ktoś go spoliczkował albo gwałtownie obudził
z koszmaru, dlaczego Baekhyun zaczął go nienawidzić w chwili, kiedy go
zobaczył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz