sobota, 5 sierpnia 2017

The Faults In Byun Baekhyun [16/55]

tytuł rozdziału: Bez tytułu |oryginał: Untitled
rating: PG-13
A/N: Dawno nic nie pisałam, więc pomyślałam, że może w końcu się do Was odezwę! Cieszę się, że tu zaglądacie i czytacie (czasami nawet ktoś skomentuje). Chyba Wams się podoba, tak wnioskuję. Ostatnio coraz więcej siedzę nad tłumaczeniem, bo chciałabym się wyrobić do października również z drugą częścią. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Mam nadzieję, że się uda, a póki co zapraszam na kolejny rozdział!
Chanyeol obudził się, słysząc krzyczących idiotów w korytarzu.
– TO BOŻE NARODZENIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! – wykrzykiwał Chen wraz z Jonginem, a on usłyszał przeszywająco głośne pukanie do drzwi, co brzmiało bardziej jak pukanie do drzwi jego cholernego umysłu. Więc po kilku sekundach (które zdawały się minutami) cierpienia, Chanyeol wstał, rycząc.
Natychmiast nastała cisza.
– Tak! – Usłyszał po drugiej stronie drzwi i to cholerne słowo brzmiało tak szyderczo triumfalnie, dlatego wciąż miał na twarzy grymas, dopóki się nie ubrał, umył i wyszedł na zewnątrz. Tak się złożyło, że jako pierwszą zobaczył szeroko uśmiechniętą twarz Chena.
– Chanyeol~~~ To Boże Narodzenie~~~ – zaśpiewał Chen, kpiąco trzepocząc rzęsami, a Chanyeol poczuł wielką ochotę, żeby uderzyć go w twarz.
– Nie, obchodzi, mnie, to. Pozwólcie, mi, spać – odpowiedział Chanyeol głębokim głosem, podchodząc do Chena, który uciekł, chichocząc.
 Wyższy, jęcząc, z trudem zszedł po schodach, próbując znaleźć coś do roboty, bo inaczej dlaczego, do cholery, w ogóle został obudzony tak wcześnie?
– Tutaj! Tutaj! – Usłyszał, jak ktoś krzyczy z odległości kilku pokoi i korytarza i Chanyeol poszedł za tym dźwiękiem. Przez brzmienie wyglądało na to, że są w salonie. Mając pewną pamięć o tym miejscu, Chanyeol w końcu go znalazł i szczęka opadła mu do podłogi, kiedy zobaczył, co tam jest.
Wielka choinka wznosiła się niemal pod sam wysoki sufit – była to największa choinka, jaką kiedykolwiek widział. Teraz rozumiał, dlaczego Chen i Jongin byli tacy dumni i przechwalali się, jak pomagali nieść ją do domu. Była udekorowana w ozdoby bożonarodzeniowe, które czyniły ją lśniącą i piękną, ogromna gwiazda błyszczała na czubku choinki. Nie tylko to, ale wyglądało na to, że pod nią rozłożone było kilka tuzinów prezentów, sprawiając, że drzewko wyglądało na dopełnione i niemal żywe.
– Co do- – zaczął Chanyeol, obserwując, jak Chen obraca się z rękami w powietrzu, mając na sobie biały sweter i jeansy i wyglądając jak tępy idiota oczarowany świąteczną radością.
– Spójrz! – Właśnie wtedy ktoś wszedł do środka i kiedy Chanyeol się odwrócił, zobaczył Jongina ciągnącego zaspanego, zrzędliwego Baekhyuna. – Czy to nie wspaniałe?
Baekhyun burknął w odpowiedzi, kiedy Jongin pospieszył, by dołączyć do Chena w świętowaniu narodzin Jezusa, a Chanyeol patrzył, jak przeciera zaspane oczy.
Niech to szlag, był tak cholernie uroczy.
Włosy Baekhyuna były zmierzwione, ponieważ dopiero wstał i był ubrany w jasnoniebieski sweter z koszulką z kołnierzykiem pod spodem (która była źle zapięta). Ta koszula wystawała spod swetra w przypadkowych miejscach. Jego oczy były na wpół otwarte, kiedy pojmował, co się dzieje dookoła i niech to szlag, jest tak cholernie uroczy.
Chanyeol przełknął ślinę, nie do końca zauważając, że myśli o swoim współlokatorze i och, jak to się stało, że nigdy nie uświadomił sobie, jak uroczo wygląda Baekhyun, kiedy jest zaspany? Chanyeol albo nigdy nie miał czasu, by to ocenić albo naprawdę nigdy nie widział zaspanego Baekhyuna, który budził się po nim. Ponieważ było to całkiem wiadome, przynajmniej między nimi, że zazwyczaj Chanyeol był śpiochem.
– Nie spałeś ostatniej nocy? – spytał na wpół zaciekawiony, na wpół kpiąco, stając obok Baekhyuna, który lekko ziewnął, a potem posłał mu groźne spojrzenie.
– A niby jaki w tym twój interes? – odrzekł bez cienia wrednego akcentu, który zwykle miał w głosie, gdy nie był zmęczony.
– Żaden. – Chanyeol wzruszył ramionami. Stali w ciszy, obserwując dwójkę swoich przyjaciół krążącą nad prezentami. Z początku Chanyeol był nieco skonfliktowany – rozdarty między chęcią powiedzenia tego a chęcią powstrzymania się z powodu swojej dumy, ale w końcu zdecydował się ją po prostu pieprzyć.
–…Wesołych świąt – wymamrotał, a jego słowa odbiły się echem od ścian, sprawiając, że zdawało się, jakby je wykrzyczał. Baekhyun odwrócił się i spojrzał na niego zaskoczony. W nim też była sprzeczność, na to wyglądało, kiedy długo zajęła mu odpowiedź, ale w końcu podjął decyzję. Koniec końców był to bożonarodzeniowy poranek, a jak często twój wróg składa ci życzenia w taki dzień?
– Wesołych świąt – odrzekł Baekhyun z nieznacznym cieniem uśmiechu na twarzy (który sprawił, że serce Chanyeola wybuchło), ale nastrój ten został zniszczony przez Jongina tak szybko, jak te słowa opuściły usta Baekhyuna.
– Hej! Przyjdziecie tu, gołąbeczki, czy nie? – krzyknął Jongin, a Chanyeol poczerwieniał, odwracając się od Baekhyuna i rezygnując z napotkania jego wzroku, a potem pospieszył w stronę swoich przyjaciół.
– Wszyscy dostaliśmy prezenty, wiesz! – Chen uśmiechnął się, otwierając jeden z nich. Wzruszył ramionami, kiedy zobaczył, że Chanyeol gapi się na niego zaskoczony, zanim prędko wskazał w kierunku podarków.
– Jak możesz… dotykać tych… nie swoich… – wypalił Chanyeol, a Jongin przewrócił oczami i popchnął w jego stronę wielkie pudło. Chanyeol spojrzał w dół i kiedy zajrzał do małej bożonarodzeniowej kartki, zobaczył napisane na niej „Park Chanyeol”.
Chanyeol spojrzał na pozostałą dwójkę, którzy czuli się w tej ogromnej posiadłości jak u siebie w domu, siedząc i porządkując prezenty według imion na kartkach. Baekhyun stał po drugiej stronie z założonymi rękami, wpatrując się w dwóch młodszych, a potem westchnął, zanim przykucnął, by im pomóc. Chanyeol nadal nie był do końca przekonany.
– To-
– Och, zamknij się, Park Chanyeol. Sam wiesz, że tego chcesz – powiedział beznamiętnie Chen. Ton ten sprawił, że Chanyeol poczuł się winny, więc poddał się i zaczął grupować prezenty. – Poza tym to niegrzeczne, jeśli nie przyjmiesz prezentów, które ludzie już dla ciebie kupili.


Chanyeol wpatrywał się w rzeczy przed sobą.
Kilka ubrań, pieprzony laptop, karty podarunkowe, więcej ubrań i jeszcze więcej ubrań.
I rzecz w tym, że wszystkie idealnie na niego pasowały i wszystkie były tej samej marki.
Jego ulubionej marki.
– O co chodzi???? – Chanyeol chwycił ubrania swej ulubionej marki i pokazał je Chenowi, który dziwnie na niego patrzył. – Dlaczego te wszystkie ubrania są z mojej ulubionej marki, jakby znali moje cholerne hobby czy coś!
Bronze to twoja ulubiona marka? – Chen uniósł brew i zaśmiał się. – Nie wiedziałem, że wybierasz ciuchy od znanego projektanta. Na dodatek od jednego z najsłynniejszych! – Chanyeol zarumienił się.
– Nigdy nie miałem wystarczająco dużo pieniędzy, żeby je kupić, ale zawsze podobał mi się ich styl. – Chanyeol czuł, jak jego serce rośnie ze szczęścia. – Nie jestem pewien, czy zasłużyłem na coś tak drogiego… – Chen cicho zaśmiał się w swoją dłoń, a Chanyeol zmrużył oczy, skłaniając go do wyjaśnień.
– Cóż, w takim razie wszystko w porządku. – Chen uśmiechnął się. – Los musi cię lubić. Ojciec Baekhyuna jest właścicielem firmy Bronze. Sam ją założył.
Chanyeol zamarł.
– Co? – Chanyeolowi opadła szczeka, kiedy bez słowa gapił się na Chena. Co, do cholery-
– Tak. – Chen wskazał na karty obok sterty ubrań. – Założę się, że to karty podarunkowe na więcej ubrań od Bronze. – Kiedy Chanyeol przysunął je, zdał sobie sprawę, że tak, to do sklepu jego ulubionego projektanta.
– Ale ja myślałem- Myślałem, że Bronze posiada jakiś gruby, stary facet w Ameryce… – odpowiedział nadal zaskoczony Chanyeol. – Mam na myśli to, że… Bronze jest trzecią najbardziej popularną marką na świecie, więc zawsze myślałem…
– Nie, filia w Ameryce jest drugą główną siedzibą Bronze. Ale naprawdę to pan Byun był tym, który założył firmę dwadzieścia czy ileś tam lat temu i serce Bronze zawsze było w Seulu, w rękach pana Byun – wyjaśnił Chen.
– Słuchaj, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, ja też tego nie wiedziałem, dopóki Baekhyun nie powiedział, jak bardzo chciałby oddać te designerskie ciuchy i zastanawiałem się, dlaczego ma ich tak dużo.
– To… nie sprawia, że czuję się lepiej – odrzekł Chanyeol, nadal czując się odrobinę marzycielsko, kiedy wpatrywał się w ubrania w swoich dłoniach. Wow… Po prostu… Co, do cholery… Gdy dalej starał się pojąć, co się dzieje, Jongin wszedł do pokoju.
– Gdzie jest Baek? – zapytał Chen, a Jongin wzruszył ramionami, nim powrócił na miejsce przed swoimi prezentami.
– Hyung dostał jakiś telefon w połowie drogi do toalety i po prostu mnie zostawił. Jakby było to coś naprawdę ważnego czy coś – odparł Jongin nieznacznie przygnębiony.
– Cóż, prawdopodobnie miał dość czekania na ciebie, bo długo ci schodzi. – Chen zachichotał, a Jongin zarumienił się.
– Nie! Przysięgam, że sikałem… Tak długo mi zajęło znalezienie drogi powrotnej tutaj! Rany!
– Jeśli o to chodzi, to… nie uważasz, że do tej pory powinien już wrócić? – Wszystkie trzy głowy odwróciły się, by wyczekująco spojrzeć na drzwi, ale po dziesięciu sekundach bez żywej duszy na widoku, odwrócili je z powrotem.
– To musi być naprawdę ważna rozmowa… – wymamrotał Chanyeol głównie do siebie, ale wszystko, o czym mógł myśleć, był mężczyzna, który zadzwonił do Baekhyuna poprzedniego wieczoru.




Elegancki, biały laptop spoczywał przed Chanyeolem, każdy jego brzeg był nieskazitelny, każdy zakamarek gładki – zupełne przeciwieństwo czarnego, trzyletniego laptopa, którego zawsze używał.
Drżącymi palcami wcisnął przycisk włączania, a kiedy ekran rozświetlił się z głośnym dźwiękiem uruchomienia, Chanyeol wzdrygnął się, patrząc na niego w zdumieniu.
Przysunął krzesło i usiadł na nim, a potem zaczął przygotowywać laptopa i dostosowywać go do siebie.
Nadal nie mógł uwierzyć, że dostał coś tak drogiego na Święta, tak jak wszystko inne, co podarował mu ojciec Baekhyuna.




Co powinienem teraz zrobić? Zapytał siebie Chanyeol, patrząc na pusty ekran swojego nowego laptopa. Teraz, kiedy wszystko miał już ustawione, stratą byłoby wyłączenie go i nie zrobienie nic. Poza tym Internet był już podłączony.
Korporacja Bronze, hę…
Zaciekawiony Chanyeol wpisał to i kliknął na pierwszą stronę, która wyskoczyła. Duży panel napisów i informacji znalazł się w jego polu widzenia i odnalazł imię ojca Baekhyuna „Byun Kang Min” jako założyciela Bronze oraz jakieś inne amerykańskie nazwisko tylko jako menadżera jednej z amerykańskich filii Bronze.
Nadal nie będąc do końca przekonanym Chanyeol przewinął stronę, pomijając zdjęcia logo i jakichś bestsellerów, na chwilę zatrzymał się, by spojrzeć na zdjęcie Byun Kang Mina i jakiegoś innego faceta, prawdopodobnie tego amerykańskiego menadżera, trzymających jakiś dyplom. Potem dalej przewijał stronę.
Wykres na dole strony przykuł jego uwagę i tam się zatrzymał.
Z tego, co było widać, miał on coś wspólnego z pieniędzmi, jako że jedyną rzeczą, jaką Chanyeol umiał odczytać były znaki dolara i liczby. Ale kiedy odczytywał wykres, widział duży, gwałtowny spadek gdzieś przy jego końcu. Tak gwałtowny, że niemal przerażający w porównaniu do wszystkich małych spadków i wzrostów i krzywych na całej długości. Chanyeol spojrzał na dół poziomej osi i zobaczył napisany nad nią rok „2007”.
Miałem wtedy… piętnaście lat… Pomyślał Chanyeol, patrząc na ten przerażający spadek w finansach i odetchnął z ulgą, kiedy prześledził linię, która powoli, ale pewnie wspinała się do góry i teraz nawet przewyższała poprzednie kwoty (co znaczyło, że ten proces prawdopodobnie nie powinien być określany jako powolny…). Potem wszystko ułożyło się w całość.
W wieku piętnastu lat Baekhyun miał swój tygodniowy „wypadek”.
Chanyeol sprawdził, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w rok gwałtownego spadku i zdał sobie sprawę, że zniknęła około połowa pieniędzy.
Co się, do diabła, stało?
Kiedy przewinął dalej, by znaleźć odpowiedź, nie znalazł nic.
Powód gwałtownego spadku jest nieznany.
Ten problem niepokoił Chanyeola przez resztę dnia oraz był tematem jego koszmaru, kiedy położył się spać.




We trzech poszli zjeść lunch i tym razem, wraz z promieniami słońca, które rozświetlały świątobliwie białe ściany i ożywiały błyszczące żyrandole, wydawało się to bardziej radosne i komfortowe niż poprzednim razem.
Właśnie wtedy Baekhyun wszedł do środka, kiedy oni powoli kończyli.
– Co zajęło ci tak długo? – krzyknął Chen, wyrażając podenerwowanie i przywiązanie w tym samym czasie. Baekhyun wyglądał na zmieszanego.
– Ważny telefon…
– Co?! Rozmawiałeś z tą osobą kilka godzin, wiesz! – wykrzyknął Jongin, a Chanyeol miał ochotę zrobić dokładnie to samo.
– Co to za problem? – odkrzyknął Baekhyun. – Teraz nie mogę rozmawiać z innymi ludźmi? – Jongin nieco tym zaskoczony opadł na swoje krzesło i obraził się.
– Dobra, dzieciaki – uspokoił wszystkich Chen, kiedy Baekhyun zajął koło niego miejsce. Chanyeol usiadł zaraz obok Jongina, czując się tak samo pokonanym i zdradzonym, jak tamten wyglądał.
–…Przepraszam, Jongin – odezwał się Baekhyun, jego głos był delikatny, gdy wyciągał rękę. Chanyeol obserwował szeroko otwartymi, zdradzonymi oczami, jak Jongin się poddaje i chwyta palce Baekhyuna swoimi, ściskając je dziecinnie, a potem puszczając.
– Czy to znaczy, że znalazłeś czas, żeby pozwiedzać dom? – spytał Chen, obserwując jedzącego Baekhyuna. Starszy potrząsnął głową, biorąc kolejną łyżkę. Właśnie wtedy zdawało się, że Jongin wpadł na jakiś pomysł.
– Hyung! Pamiętasz te korytarze z obrazami? – Twarz Baekhyuna była obojętna. – Niech no ci pokażę. Chcę ci pokazać.
– Jak żjem – odparł Baekhyun z pełnymi ustami, a Chanyeol nie mógł nic poradzić, że uznał to za urocze.
Gdy Baekhyun skończył długie pół godziny później, pozwolił Jonginowi zaciągnąć się na te korytarze z obrazami (a potem musiał znosić młodszego, który ze zmieszaniem pytał, gdzie to jest). Chanyeol i Chen szli za nimi.
– Więc widzę, że teraz ty i Baekhyun możecie być uważani za przyjaciół, co? – zapytał Chen, unosząc brew, kiedy szedł równo z długimi nogami Chanyeola. Wyższy zarumienił się i odwrócił do niego gwałtownie.
– Co? Nie! – zaprzeczył niemal natychmiast. W końcu był to instynkt. – To najśmieszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem!
– Mówisz poważnie? – zapytał Chen, a Chanyeol naprawdę chciał mu zgolić te brwi. – Nie mów mi, że nie zbliżyliście się do siebie, odkąd zostaliście współlokatorami-
– Gówno prawda! – wrzasnął Chanyeol.
– Gówno prawda? Poważnie? – Jeśli było to możliwe, oceniająca mówisz-poważnie­ brew uniosła się jeszcze wyżej. – Od kiedy uderzyłeś tego znieważającego, sadystycznego dupka, aż mógł pójść do szpitala po nawet bycie zaciągniętym do jego domu, w którym nawet ja, jego przyjaciel przez niemal osiem lat, nigdy nie byłem?
Chanyeol milczał.
– Nawet go pocałowałeś, do kurwy nędzy! Powiedz mi, że nie czujesz niczego nowego!
– To tylko faza! – wymamrotał Chanyeol zbyt cicho, by Chen mógł usłyszeć. W tej samej chwili Jongin krzyknął coś w stylu „TEN JEST MOIM ULUBIONYM! I TWOIM TEŻ, KTOŚ MI POWIEDZIAŁ!”.
– Co?
– To nic! – krzyknął Chanyeol. – Ostatnio po prostu jestem miły, to wszystko! Poza tym zostałem tu zaciągnięty! To nie tak, że chciałem tu przyjeżdżać!
– A dlaczego, tak w ogóle, zostałeś tu zaciągnięty, skoro jesteś kimś, kogo nienawidzi? – Chanyeol prychnął, przypominając sobie, żeby nie ujawniać nic o nienawiści Baekhyuna do tego domu i jego ojca, ale nie wiedział, co innego mógłby powiedzieć.
– Cz-Czemu sam nie zapytasz Byun Baeka?
– Byun Baeka?
– Kurwa! – zaklął Chanyeol, a Chen uśmiechnął się.
– „Byun Baek” nie ujawnia żadnych wskazówek, zauważ, ale ty ujawniasz wiele – odpowiedział prosto Chen, a Chanyeol chciał zetrzeć ten zwycięski uśmieszek z twarzy swojego byłego współlokatora. Jednak zanim którykolwiek z nich zdążył powiedzieć coś jeszcze, przerwał im głośny trzask.
Obaj pobiegli naprzód i zobaczyli bałagan z rozbitej ramy, odłamki szkła oraz dwóch chłopców pośrodku katastrofy. Chanyeol i Chen pospieszyli do przodu.
Chanyeol znalazł Jongina rozwalonego obok bałaganu, wydawał się być w porządku, ale kiedy jego wzrok spoczął na współlokatorze, odkrył, że obie jego dłonie pokryte są złośliwymi, czerwonymi śladami. Zdał sobie sprawę, że kawałki szkła wystają z jego skóry.
– Hyung! – Jongin przez bałagan popędził do Baekhyuna, którego dłonie mocno drżały.
– Co się, u licha, stało? – zapytał Chen, kiedy Jongin chwycił skołowanego Baekhyuna.
–…Nie wiem… Na początku, pokazałem… P-Pokazałem mu ten o-obraz i j-j-ja… – wyjąkał Jongin, jego oczy były szeroko otwarte ze strachu i paniki. Chanyeol wpatrywał się w Baekhyuna, którego oczy otwierały się i zamykały, kiedy walczył o przytomność. Krew. Było tam bardzo dużo krwi.
– L-Lepiej zabierz go do ambulatorium. Jeśli jest tu takie…
– Po prostu zabierz go do kogoś z personelu! – zaznaczył Chen, jego głos był silny, kiedy podszedł bliżej, a wszyscy trzej pokiwali prędko głowami, gdy Jongin podnosił Baekhyuna, Chanyeol mu pomagał. Właśnie wtedy Chanyeol dostrzegł długą, płytką ranę wzdłuż przedramienia Jongina.
– Jongin! – wykrzyknął Chanyeol. – Twoja ręka!
– Nic mi nie jest. – Jongin zacisnął zęby, kiedy razem z Chanyeolem podnosili niższego. – Jestem pewien, że jest w tym domu ktoś, kto zna pierwszą pomoc.
– Hej. Poniosę za ciebie Baeka – zaczął Chanyeol, kiedy poczęli iść wzdłuż korytarza. W tym samym czasie Chen odwrócił się i patrzył na bałagan, zastanawiając się, co się, u licha, stało, że przyczyniło się do tak poważnego wypadku. Coś przykuło jego uwagę. Podszedł do tego, powoli przykucnął, badając to, a potem to podniósł.
– Nie – odrzekł Jongin, biorąc Baekhyuna z rąk Chanyeola. – Pójdziemy znaleźć pierwszą pomoc. Wy skupcie się na sprzątaniu, zanim ktoś inny się skaleczy. – Po tym, jak wziął nieprzytomnego chłopaka wygodnie w swoje ręce, Jongin zaczął oddalać się trochę chwiejnym krokiem.
– Jesteś pewien? – zapytał Chanyeol.
– Tak – odparł Jongin, idąc dalej.
– Przepraszam, Chanyeol – zawołał Jongin przez ramię – za to, że musisz odwalać brudną robotę.
– W porządku. Po prostu skup się na znalezieniu kogoś, kto najpierw opatrzy was dwóch. – Chanyeol westchnął, patrząc, jak Jongin znika w głębi korytarza, jego kolana niemal uginały się od zbytniego drżenia. Odetchnął głęboko, po czym odwrócił się do Chena. – No cóż, wydaje mi się, że musimy tylko- – Przelotnie zobaczył, że Chen chowa coś w tylnej kieszeni. – Co robisz?
– Nic – odpowiedział Chen i uśmiechnął się, ale Chanyeol przysięgał, że widział poruszenie przemykające przez jego twarz w ułamku sekundy. Ale może tylko sobie to wyobraził i zwalił winę na szok po tym, co się właśnie stało. –…Powinniśmy to spakować?




Trzy postacie pochylały się nad jedną nieprzytomną, która leżała na ogromnym łożu. Ręka Jongina była schludnie zabandażowana.
– Tylko pokazywałem mu ten obraz… wiecie, ten pusty? Ten, o którym tamta kobieta mówiła, że jest ulubionym hyunga? – Poczekał na potwierdzenie dwóch świadomych hyungów. – A potem byłem jak „Baek-hyung, spójrz! Pamiętasz to?”, a wtedy on pokiwał, uśmiechając się i w ogóle, a później był jak „A co gdybyśmy go zdjęli ze ściany?”. To było bardzo dziwne, bo zachowywał się bardzo dziwnie, ale wtedy tego nie rozumiałem i powiedziałem „Nie wiem…”, ponieważ ten obraz był taki duży, a pytanie już od początku było bardzo dziwne, ale miał na twarzy ten figlarny wyraz i powiedział „No dalej… Pokażę ci, jak silny jestem”. Szukałem was i próbowałem wam powiedzieć, że to brzmi, jakby chciał ukraść dzieło sztuki czy coś i chociaż to technicznie należy do niego, nigdy nie uważałem, że to dobry pomysł, ale wy się o coś kłóciliście i potem usłyszałem coś jak tłuczenie szkła. To wszystko stało się tak szybko i nagle cały ten obraz był zniszczony, i w ogóle to nie był prawdziwy obraz, i-
– W porządku, Jongin. – Chanyeol wiedział, że to beznadziejne, ale co innego miał powiedzieć? Niepewnie poklepał Jongina po plecach i posłał groźne spojrzenie Chenowi, Mistrzowi Uspokajania Ludzi, ale Chen mocno wpatrywał się w spód łóżka, pogrążony głęboko w rozmyślaniach. Zapadła cisza, gdy Jongin chwycił swą obandażowaną rękę. Chanyeol spojrzał na swojego współlokatora i właśnie wtedy zauważył opatrunki na jego palcach, jego dłoń wystawała spod warstw koców. Uderzyło to w Chanyeola jako coś dziwnego. Jeśli Baekhyun chciał tylko zdjąć obraz i ten niespodziewanie upadł, przynajmniej uszkodziłby jakieś części jego rąk i nóg, ale nie jego palce, prawda?
Chyba że.
Chyba że Baekhyun w niego uderzył, kiedy Jongin nie patrzył.
Wtedy to miało sens, jeśli chodziło o to, dlaczego jedna dłoń była bardziej zakrwawiona niż druga i dlaczego dookoła było tak dużo krwi, i dlaczego Jongin nie był tak pokaleczony jak Baekhyun. Baekhyun kłamał w środku bałaganu, a gdyby dzieło sztuki spadło na niego, jego głowa również byłaby pokrwawiona i byłoby o wiele gorzej. Ale jego głowa była nietknięta, chodziło tylko o jego dłonie, które były zakrwawione. Chanyeol doszedł do wniosku, że Baekhyun celowo uderzył w obraz.
Ale pojawiło się pytanie, dlaczego to zrobił?




– Jesteś idiotą, hyung – poskarżył Jongin, kiedy Baekhyun się obudził, wyglądał na drobnego, opierając się o łóżko. Chanyeol zauważył, że ukrywa swą zabandażowaną dłoń pod kocami i potwierdził, że Jongin nie wiedział, że tamten zrobił to specjalnie.
– Przepraszam. Chciałem się tylko trochę zabawić. – Baekhyun uśmiechnął się z zakłopotaniem. Jongin westchnął.
– Twoja ręka… – Jongin wyciągnął zdrową dłoń i przesunął długimi palcami po bandażu na ręce Jongina (Chanyeol czuł, jak coś zbiera się w dole jego brzucha, ale nie wiedział, dlaczego tak się czuje i nie wiedział, co to jest).
– To wszystko twoja wina – odparł Jongin, nieznacznie wydymając wargi, a Baekhyun klepnął go żartobliwie (Chanyeol nadal miał w sobie to okropne uczucie).
– Przestań robić aegyo, dobrze? Hyungowi jest przykro. – Baekhyun zachichotał. Chanyeol nie mógł znieść patrzenia na tę tandetną scenę i rozejrzał się za czymś do roboty. Wtedy zauważył Chana. Automatycznie chwycił różową zabawkę i rzucił ją w stronę Baekhyuna, który z zaskoczenia przestał mówić i zamrugał (uroczo). Nie wymienili żadnych słów, tylko spojrzenia, a Jongin jedynie mógł bezradnie patrzeć zmieszany. Później Baekhyun podniósł Chana i przytulił go do swojej piersi i kontynuował swa rozmowę z Jonginem. Chanyeol przez moment czuł się wygrany, gdyż zwrócił uwagę Baekhyuna. Potem powróciło to samo uczucie co wcześniej, gdy Baekhyun odwrócił swój wzrok od Chanyeola. Poddając się, odwrócił się z rozgoryczeniem do Chena, chcąc naubliżać Baekhyunowi, ale zobaczył, że tamten jest dziwnie milczący.
– Chen… – zaczął Chanyeol i z początku wyglądało to, jakby Chen go nie usłyszał, ale wtedy starszy podniósł głowę i mruknął z uznaniem.
Chanyeolowi brakowało słów, głównie dlatego, że Chen wyglądał na trochę zmartwionego i chciał pocieszyć swojego byłego współlokatora, ale także dlatego, że nie chciał wpychać się w czyjeś prywatne myśli i czyjąś przestrzeń osobistą. Może Chen potrzebował czasu dla siebie.
– O, tak… – Jongin nagle odwrócił się do Chena. – Ta… rzecz…? – Chen spojrzał na niego tępo, a potem coś do niego dotarło i pokiwał głową, odwracając się do drzwi, nim wyszedł.
– Zaraz wrócimy – zapewnił Jongin, po czym popędził za nim.
– To tylko ja czy Chen zachowuje się trochę dziwnie… – wymamrotał do siebie Baekhyun.
– Dlaczego uderzyłeś w tę rzecz? – skonfrontował Chanyeol, a Baekhyun posłał mu uważne spojrzenie.
– Nie wiem, o czym-
– Przestań pieprzyć. – Chanyeol chwycił dłoń ukrytą pod kocami. – Dlaczego?
– Nie twój interes. – Baekhyun uśmiechnął się szyderczo, mrużąc oczy. Chanyeol już miał dość słuchania tej wymówki, tak bardzo dość Baekhyuna mówiącego, że to nie jego sprawa, ponieważ jeśli był ze sobą szczery, obchodziło go to bardziej niż własne problemy.
– Baekhyun- – ostrzegł, ale się powstrzymał. Bo to prawda. To nie była jego sprawa. To w ogóle nie leżało w jego interesie. Dlaczego tak w bardzo obchodziły go sprawy kogoś innego? Co więcej Byun Baekhyuna, ze wszystkich ludzi?
Zapadła pełna napięcia cisza między nimi, gdy odwrócili wzrok.
Ale Chanyeol chciał wiedzieć. Chciał wiedzieć wszystko.
–…Byłem zły – odpowiedział wreszcie Baekhyun, a Chanyeol odwrócił się, patrząc na niego zaskoczony.
– Patrzenie na to… przynosi mi złe wspomnienia… – ciągnął niższy, a każde słowo wydawało się wymuszone. –…mojego dawnego, żałosnego „ja”.
O czym on mówi?
Cisza – w której Chanyeol nie oczekiwał, że Baekhyun to powie, a Baekhyun nie wiedział, co powiedzieć więcej.
– Jesteś taki nierozważny. – Chanyeol w końcu westchnął i jeśli miał powiedzieć coś więcej, Baekhyun się tego nie dowiedział, bo właśnie wtargnął Jongin z Chenem.
– Wróciliś- – Jongin gapił się na nich dwóch, dłoń Chanyeola ściskała tę Baekhyuna jako jego wcześniejszy dowód, że Baekhyun uderzył w obraz. Wyglądało, że młodszy skupiał się bardziej na tym, że mieli fizyczny kontakt, a nie na tym, co Baekhyun starał się przed nim ukryć. Niezręczna cisza wisiała w powietrzu, zanim Chanyeol odsunął się, gdy zrozumiał sytuację, jego twarz była czerwona z zażenowania.
– Tak czy inaczej. – Jongin zmienił temat, wyjmując prostokątne pudełko i podał je Baekhyunowi.
– Wesołych świąt od Kim Jongina i Kim Jongdae.
Baekhyun spojrzał na niego tępo.
– Przepraszam, że nie przynieśliśmy twojego prezentu, Chanyeol – przeprosił Jongin. – Nie wiedzieliśmy, że przyjedziesz. – Kiedy Baekhyun otworzył prezent, wyjął kilka tabliczek czekolady.
– Tylko dlatego, że wiemy, że jesteś wystarczająco bogaty, by kupić sobie, co zechcesz. – Jongin uśmiechnął się. – A my nie jesteśmy tak bogaci jak ty. Liczy się gest, prawda? Poza tym chcemy, żebyś nabrał trochę mięśni.
– Chodzi ci o wagę. – Baekhyun zmrużył oczy i wszyscy trzej zaśmiali się pogodnie. Ale pomimo to najgłośniejsze śmiech był nieobecny, a brak udziału ze strony Chena pozostawił dziurę w atmosferze.




Wieczorem, kiedy Chanyeol przygotowywał się do snu, zobaczył, że coś wystaje spod jego łóżka. Wyglądało to dziwnie znajomo. Chanyeol przyglądał się temu przez chwilę, zanim wyciągnął z wahaniem rękę i chwycił to.
Kiedy wyjął tę rzecz, potwierdziły się jego podejrzenie: to Byun Hyun!
Ale co tu robi Byun Hyun?
Chanyeol ścisnął małego króliczka w swojej dłoni, czując jak pewien rodzaj ukojenia wypełnia puste miejsce w jego sercu, które nie wiedział, że w sobie miał.
Kiedy spojrzał w oczy Byun Hyuna, podejrzewał, że może ochroniarze go zabrali (albo raczej go ukradli), a potem poczuli się winni, dlatego oddali go najbardziej delikatny sposób. Krótko zastanawiał się, czy zabrali Niniego czy nie.
Zanim mógł pogrążyć się w rozmyślaniach, usłyszał pukanie do drzwi.
– Uch… proszę! – zawołał niepewnie Chanyeol, nieświadomie bawiąc się swoją zabawką, podczas gdy drzwi otworzyły się i do środka wszedł Chen. Chanyeol natychmiast usiadł, kiedy jego przyjaciel oczywiście do niego podszedł, jego twarz przybrała poważny wyraz.
– Chen… – powiedział powściągliwie Chanyeol, patrząc, jak te oczy wpatrywały się w niego, kiedy jego przyjaciel siadał na łóżku. – Wszystko w porządku? Ostatnio wydawałeś się… trochę nieobecny… – Usta zamarły na jego wargach, głownie dlatego, że naprawdę nie wiedział co powiedzieć i szczerze nie chciał wyglądać, jakby się wtrącał – bo tylko chciał, żeby z Chenem było w porządku. Nie chciał wściubiać nosa w jego życie i myśli. Był pewien, że Chen umiał o siebie zadbać.
– W porządku. – Chen uśmiechnął się lekko. – Więc… Widzę, że Baekhyun wygrał waszą sprzeczkę, hę?
– Co? – Chanyeol gwałtownie odwrócił się, by spojrzeć na przyjaciela. – Jaką sprzeczkę? – Nie pamiętam, żebym z nim przegrywał!!! Pomyślał głośno.
– Ten pluszak. Ten różowy miś. – Och.
– Ja… Ten pieprzony idiota mi go ukradł – Chanyeol wyrzucił z siebie kłamstwo, nie wiedząc, dlaczego w ogóle musi to robić. – Powinien iść do więzienia! – Nie powinienem się odzywać, skoro to ja ukradłem go Chenowi. I zwalam winę na kogoś innego.
Chen zaśmiał się. Potem zamilkł.
– Czy wy naprawdę tak bardzo się nienawidzicie? – spytał Chen.
– Tak – odpowiedział od razu Chanyeol bez wahania i namysłu. Głównie dlatego, że odpowiadanie w ten sposób stało się nawykiem. I także dlatego, iż nienawidził Baekhyuna do szpiku kości, oczywiście. – Nawet gdybyśmy my dwaj byli ostatnimi żyjącymi stworzeniami na Ziemi, raczej byśmy zabili siebie nawzajem, niż przetrwali.
Chen rozmyślał nad tym i z jakiegoś powodu Chanyeol poczuł się nerwowo.
– Ale dlaczego? – spytał wreszcie, przerywając ciszę, która zaczynała ryć się w skórze Chanyeola. – Dlaczego tak bardzo się nienawidzicie?
– Dlaczego w ogóle zaczęliście się nienawidzić?




Dwa lata temu
To było to. To szkoła, do której będzie musiał uczęszczać przez resztę szkolnych lat.
Renomowana szkoła znajdowała się przed nim niczym diabeł czekający na to, aż wydarzy się nieszczęście. Chanyeol przełknął ślinę, ściskając mocno swą jedyną walizkę w palcach, zanim wziął głęboki oddech i zrobił krok w stronę głównego wejścia.
Siedemnastoletni Park Chanyeol niezwykle denerwował się pójściem do nowej szkoły, nie dlatego, że był tchórzem, który rezygnuje z akceptacji zmian, ale dlatego, że bał się, iż nigdy nie uda mu się z kimś zaprzyjaźnić. Ponieważ dołączył do szkoły rok później niż wszyscy inni z jego rocznika.
Jak tak dalej pójdzie, wszyscy już będą się znali przez dość długi czas.
Przygotował i ułożył wszystko dość szybko, ponieważ nie przyniósł za dużo. Biorąc długopis, książkę i plan zajęć, który dał mu dyrektor, Chanyeol odnalazł drogę na swoje pierwsze zajęcia.
Kiedy dotarł na miejsce, zajął miejsce niedaleko przodu, był trochę niepewny, mocno ściskając swoje rzeczy w dłoniach i czekając na rozpoczęcie lekcji. Ale dlaczego tak bardzo się denerwował? W końcu zajęcia miały się zacząć przynajmniej za godzinę! Kiedy przechodził korytarzem, nikogo nie zobaczył!
Chanyeol chciał się z kimś zaprzyjaźnić. Chciał przyjaciół. Każdy chciał.
Ale jego zbytni zapał, wielkie uszy i głupi uśmieszek zwykle dawały mu reputację „bardzo-się-stara” i dlatego nikt nie wysilał się, by zaprzyjaźniać się z takim frajerem jak on. Zazwyczaj. Dopóki go nie poznali. Wtedy uważali, że jest spoko.
Ale problem tkwił w tym, że nikt nigdy nie dowie się, jak spoko albo przystojny jest, jeśli nie poświęci czasu, by tak naprawdę go poznać.
Wzdychając i zastanawiając się, dlaczego jest jedynym, który widzi swoje zalety, Chanyeol zdecydował się odłożyć książkę i wyjść na zewnątrz na spacer, ale kiedy wstał, usłyszał głosy zbliżające się do zamkniętych drzwi klasy.
Jesteś pewien? - ktoś zapytał. Rozbrzmiał chichot.
Tak. Tylko muszę coś zabrać, potem do was dołączę, chłopaki. – Zapadła cisza, potem było słychać szuranie stóp i zanim Chanyeol się zorientował, drzwi się otwarły i wtedy zdał sobie sprawę, że w końcu zobaczy prawdziwego ucznia tej szkoły przed oczami, a nie jakiegoś ze zdjęć, do których oglądania zmuszała go rodzina.
Gdy drzwi otworzyły się szerzej, wzrok Chanyeola spoczął na kimś o wiele niższym od niego, tak niskim, że Chanyeol na początku pomylił go z małym, czternastoletnim dzieciakiem czy coś. Niemniej jednak Chanyeol nie mógł nic poradzić na to, że uznał chłopaka przed sobą za absolutnie uroczego z miękkimi, czarnymi włosami, szczenięco-króliczymi oczami, tym uroczym guzikowatym nosem, tymi bezczelnymi ustami i z tym wzrostem.
Jego pierwszy przyszły przyjaciel. Chciał, żeby Baekhyun tym był dla niego.
Ale nigdy w życiu nie przewidział, że chłopak przed nim będzie centrum jego życia i nienawiścią przez kolejne dwa lata.
– Cz-Cześć – Chanyeol odezwał się pierwszy, mając nadzieję, że jego baryton nie odstraszy drugiego. Baekhyun podniósł na niego wzrok. Może Chanyeol był zbyt wysoki albo Baekhyun zbyt niski, albo Chanyeol był zbyt nerwowy, ale nie zauważył tajemniczego wyrazu, którzy przemknął przez twarz niższego, gdy całkowicie zmienił swą postawę i aurę. Zupełnie nieświadomy Chanyeol mówił dalej.
– Jestem tu nowy. Mam na imię- – Jednak zanim Chanyeol mógł skończyć, Baekhyun jak najszybciej podszedł do niego, szybciej niż Chanyeol mrugnął, i zanim wyższy się zorientował, poczuł mocne uderzenie w twarz.
Zaskoczony, nawet zaszokowany Chanyeol zatoczył się do tyłu i potknął się, upadając na swoje krzesło z taką siłą i impetem, że drewno złamało się pod nim. Jego tyłek upadł wprost na betonową podłogę tak, że posłało to nagłe iskry bólu w jego pośladkach.
Chanyeol, w całym swoim siedemnastoletnim życiu, nigdy wcześniej nie został uderzony.
Był zdezorientowany, jego wzrok najpierw się rozmył, a potem zrobił czarny, ale kiedy z powrotem się skupił, spojrzał na osobę, z którą tak pełen nadziei chciał się zaprzyjaźnić, tym razem miał nadzieję znaleźć w tym jakieś nieporozumienie. Usłyszał, że chłopak coś wymamrotał. Miał nadzieję, że to przeprosiny, ale to nie to. Brzmiało to jak imię, imię wyszeptane i zgubione na wietrze. Może ten chłopak zda sobie sprawę, że uderzył niewłaściwą osobę. Może ten chłopak przed nim powie coś jak „Och! Przepraszam, to była pomyłka, zwykle nie panuję nad tym, dokąd kierują się moje palce” albo „Zwyczajnie miałem ochotę kogoś uderzyć, ale to nie znaczy, że cię nienawidzę czy coś”, albo nawet „Słuchaj, to było moje przywitanie, czy teraz przyjmiesz moją dłoń, żebym mógł ci pomóc?”, ale w zamian nie otrzymał nic poza spojrzeniem nienawiści tak czystym i intensywnym, że Chanyeol poczuł, jak strach ściska jego wnętrzności. Nienawiść była tak silna, że przez moment Chanyeol zaczął sam siebie nienawidzić.
– Śmieć – wyrzucił z siebie czternastolatek, górując nad postacią Chanyeola. Słowo było wypowiedziane z tak ogromną ilością jadu, że Chanyeol poczuł, jak całe jego ciało wyraźnie ulega zranieniu. Zanim Chanyeol zdążył wstać, przeprosić za cokolwiek, czego nie zrobił, wytłumaczyć się albo stłuc dzieciaka na kwaśne jabłko, chłopak odszedł, zostawiając pomieszczenie tak zimnym, że Chanyeol zaczął się trząść i nie mógł przestać.
A było lato.




 To pomyłka. Powtarzał sobie Chanyeol, wracając z gabinetu dyrektora z torebką lodu przy policzku. Pomylił mnie z kimś innym. To wszystko.
Czuł do kogoś niechęć, ale może potrzebuje okularów. To wszystko.
Krzywił się za każdym razem, kiedy czuł na sobie osądzające spojrzenie. Szkoła się jeszcze nawet nie zaczęła, a on już stanowił centrum nieodpowiedniego zainteresowania. Teraz roznosiły się plotki, że jest kimś, kto pochodzi z gangu, delikwentem, który zniszczył całe mienie w swojej starej szkole i dlatego został wysłany do tej szkoły, jedynej szkoły z internatem z setkami kilometrów dookoła (i jedyną homoseksualną szkołą w całej Korei, prawdopodobnie na całym świecie).
Plotki głosiły, że Chanyeol używa swojego wzrostu na swą korzyść oraz że jego wzrok może zabić i że ma najbardziej niesamowite umiejętności w kopaniu, przez które raz ktoś pofrunął przez szkolne boisko. Powiadali, że ma siniaka na twarz przez bicie się z setką mężczyzn jednocześnie, samemu.
Że co???
Do czasu kiedy rozpoczęła się pierwsza lekcja, wszyscy usiedli tak daleko od niego, jak było to możliwe, dopóki nie został otoczony przez puste miejsca. Nauczyciel jąkał się, rozmawiając z nim. Dziewczyny posyłały mu wystraszone spojrzenia.
Chłopaka, który uderzył go rano, kogoś, kogo odkrył jak osobę w tym samym wieku co on, nie można było nigdzie znaleźć.
Może powinienem to z nim wyjaśnić. Może to później oczyściłoby moją teraźniejszą reputację. Zdecydował nieustępliwy Chanyeol, kiedy zakończył się szkolny dzień.




Kiedy Chanyeol rozglądał się po pokojach, próbując znaleźć pewnego czarnowłosego, małego króliczka, starał się popytać innych, może ktoś wiedział, kim tamten chłopak mógł być.
– P-Przepraszam… – Chanyeol zwrócił się do dziewczyn, ale w chwili kiedy go zobaczyły, zaczęły krzyczeć.
– TO TEN SZATAŃSKI GŁOS! – Po tym uciekły, zostawiając Chanyeola oniemiałego i zmieszanego.
Kiedy decydował się podejść do innych ludzi, wszyscy unikali go niczym zarazy, dopóki nie poddał się z frustracji.
– GDZIE, U LICHA, JEST TEN CZARNOWŁOSY, MAŁY CZTERNASTOLATEK, KTÓRY CHODZI ZE MNĄ NA ANGIELSKI?! – ryknął, a cały korytarz zamarł w przerażającym milczeniu. Potem wybuchły szepty. – PRZYSIĘGAM, KURWA, JEŚLI MI, DO CHOLERY, NIE POKAŻECIE-
– Czy on mówi o Baekhyunie?
– Baekhyun, prawda? Kto inny mógłby to być?
Po długiej walce wszyscy na korytarzu niepewnie wskazali na sam koniec ku zaskoczeniu Chanyeola. Czy oni naprawdę właśnie mnie posłuchali?
– T-T-Tam na końcu. Pokój numer 2. – Nie padły inne słowa i Chanyeol przez chwilę zastanawiał się, skąd to wiedzą, ale po wypowiedzeniu krótkiego „Dzięki”, pospieszył w stronę końca korytarza.
Gdy odnalazł numer 2 przymocowany na przedzie, otworzył drzwi bez wahania.
– Słuchaj, chciałem tylko przeprosić za cokolwiek, co zrobiłem- – zaczął Chanyeol, kiedy zobaczył tego samego czarnowłosego chłopca uważnie patrzącego w gruby podręcznik, ale w chwili kiedy podniósł wzrok i zarejestrował obecność Chanyeola, powróciła ta sama śmiercionośna aura, zastępując tę pozornie niewinną, która otaczała pokój i chłopaka kilka sekund wcześniej.
– Wyjdź – rzucił chłopak, a Chanyeol wzdrygnął się zaskoczony tym, ile nienawiści było w jego głosie, tak, że cofnął się, a jego ręka uniosła się nad klamką. Jednak zanim mógł stchórzyć, przypomniał sobie, dlaczego w ogóle się tam znalazł.
– M-Musiałeś się pomylić! – wypalił Chanyeol. – J-Ja…
– Wynoś się, do cholery – krzyknął chłopak, a siła w jego głosie była czymś, czego Chanyeol jeszcze nigdy u nikogo w życiu nie słyszał. Ale dlaczego? Co, do diabła, Chanyeol zrobił?
– Hej, posłuchaj… – warknął wyższy, mając dość uczucia, jakby zrobił coś złego, ale kiedy zbliżył się do chłopaka, aż dzieliło ich tylko kilka centymetrów, obserwując, jak ten prowokująco się w niego wpatruje z taką samą intensywnością, drzwi się otworzyły.
– Baekhyunnie~~ – Chanyeol natychmiast się odwrócił, słysząc głos i zobaczył niższego, ale zdecydowanie starszego chłopaka, gapiącego się na nich dwóch. Twarz nowoprzybyłego nabrała groźnego wyrazu.
– Co ty, u licha, robiłeś mojemu Baekhyunniemu? – warknął, podchodząc zamaszystym krokiem do Chanyeola, który w momencie był zaszokowany, stojąc w miejscu, oczekiwał, że ten czternastoletni Baekhyun będzie się zachowywał jak ofiara wobec swojego sunbae. Ale był zaskoczony.
– To sprawa między nami – odparł Baekhyun tonem cichym, ale spokojnym i niebezpiecznym, wpatrując się w Chanyeola, który bez powodu czuł się źle. Nawet nowoprzybyły wyglądał na zaskoczonego, co mówiło Chanyeolowi, że Baekhyun zwykle się tak nie zachowuje – tak nienawistnie i humorzasto.
– Co? – Chanyeol obrócił się, by spojrzeć na Baekhyuna. – Co ja ci, do kurwy, zrobiłem?! Nawet nie wiesz, jak mam na imię!
– Kochanie, jesteś pewien, że nie chcesz, abyśmy go z chłopakami pobili? – Starszy uderzył pięścią w otwartą dłoń, aby zaakcentować swą wypowiedź, a Chanyeol przełknął ślinę.
– Sukinsyn – wymamrotał Baekhyun. – Zejdź mi z oczu, do cholery. Już nigdy więcej nie chcę widzieć twojej twarzy. Hyung, po prostu się nim nie przejmuj.
W tamtym momencie Chanyeol poczuł, że ktoś ma nad nim przewagę liczebną i nigdy wcześniej nie czuł się tak zastraszony. I nawet nie wiedział, z jakiego powodu! Z rozgoryczonym sercem w gardle Chanyeol wyszedł z pokoju.
– Kim jest ten dzieciak? – Usłyszał, jak ten facet, który pozornie zdawał się być chłopakiem Baekhyuna czy kimś takim, zapytał.
– Nikim. – Usłyszał odpowiedź Baekhyuna. – Udawaj, że nie istnieje.




Może ignorowanie go powinno okazać się lepsze.
Pierwszą noc w Pop College Chanyeol spędził, przewracając się i wiercąc, zastanawiał się, co zrobił, że otrzymał tak silną nienawiść oraz wstręt od kogoś tak małego. Czy Baekhyun naprawdę robił to, by sprawić, że nowy uczeń cierpi? Ponieważ zadowalał go widok skręcających się nowych dzieciaków?
Tak czy inaczej Chanyeol wiedział, że nie zrobił temu chłopakowi nic. Nigdy wcześniej go nawet nie widział!
Skąd to wiedział? Był pewien, że zdecydowanie rozpoznałby kogoś tak uroczego-
Zaraz, o czym on, do cholery, mówił? Ten dzieciak go nienawidził!
Może sprawy rozwiążą się do jutrzejszego poranka… Jestem tego pewien… Nie możesz wnieść wczorajszych żali i goryczy w dzień dzisiejszy. To nie jest sposób na życie. Ludzie szybko sobie odpuszczą, jestem o tym przekonany.
Prawdopodobnie mnie jutro przeprosi.
Kiedy Chanyeol obudził się następnego ranka, czuł się poniekąd oszołomiony, ale i o wiele lepiej niż wtedy, gdy kładł się spać zeszłego wieczoru. Sen zawsze sprawiał, że czuł się lepiej, ponieważ był to sposób na zostawienie przeszłości i rozpoczęcie czegoś nowego. Gdyby wszyscy zachowali urazy z przeszłości, nikt nie byłby szczęśliwy.
Właśnie to Chanyeol zawsze sobie powtarzał.
Czując  się pozytywnie i w gotowości do rozpoczęcia nowego dnia, siedemnastoletni chłopak ubrał się, wziął swoje książki i długopisy. Był gotowy zawrzeć kilka nowych przyjaźni i pełen nadziei na pogodzenie się z tamtym dziwnym chłopakiem, który zdawał się nie mieć nic poza smutkiem w swoim sercu.




Dzień zaczął się źle. Jak tylko dotarł na lekcję (technicznie nadal był w liceum i większość lekcji odbywało się w tej samej klasie), zobaczył, że jego biurko (jego oficjalne biurko, do którego został przypisany poprzez bycie omijanym przez kolegów z klasy) jest całe w graffiti i śmieciach.
„Frajer, wynocha.”
„Nie zbliżaj się do Baeka.”
„Pilnuj się.”
„Nie unikniesz problemów.”
Tego typu rzeczy. To całkowicie zniszczyło nastrój Chanyeola, ponieważ wszystkie nadzieje na pogodzenie zniknęły, a zostały zastąpione przez pewną gorycz i frustrację, które nie przestawały wgryzać się w jego wnętrzności oraz rujnowały jego pozytywne nastawienie.
Czuł na sobie spojrzenia, kiedy zbierał wszystkie śmieci – na szczęście przyszedł wcześniej niż powinien, dlatego nie zakłócało to jego nauki i do czasu kiedy skończył wyrzucać śmieci (nie miał czasu, by zetrzeć napisy), zaczęła się lekcja. Nie widział tego chłopaka z wczoraj, ale czuł wymierzone w niego złośliwe spojrzenia.
– Park Chanyeol! – nauczyciel wrzasnął po południu. Był to jedyny nauczyciel, który nie bał się reputacji, która zbudowała się w mniej niż jeden dzień. – Co znajduje się na twoim biurku?
Uszy Chanyeola poczerwieniały. Usłyszał chichot, najprawdopodobniej od małej grupy chłopaków, którzy posyłali mu nieprzyzwoite spojrzenia.
– N-Nic – odpowiedział, kiedy udało mu się zakryć stolik swoimi długimi, tyczkowatymi rękami. Nauczyciel uznał to za podejrzane, ale ostatecznie się tym nie przejął i dalej prowadził lekcję.
Został po lekcjach, by wyczyścić ławkę. Czuł, że jego humor znowu staje się lepszy przez to, że jego stolik był tak dobrze umyty. Kiedy porównał je z innymi, uznał, że jego jest najczystszy.
Uśmiechając się do siebie jak szaleniec, Chanyeol wrócił do pokoju zamaszystym krokiem (częściowo zastanawiał się, dlaczego jeszcze nie spotkał swojego współlokatora – którego nigdzie nie było). Po drodze zobaczył sunbae z wczoraj otoczonego przez dużą grupę chłopców, niektórzy z nich byli mianowicie tymi, których widział, jak śmiali się z niego w klasie.
Chanyeol zamknął oczy i zdecydował się ich zignorować. Teraz nikt nie mógł zepsuć mu humoru. Ale szedł w, mając nadzieję, pewny siebie sposób z brudną szmatką i książką w dłoni, ze sprayem do usuwania plam oraz długopisami w kieszeni. Chanyeol szedł dalej, ale zanim zdążył posunąć się naprzód, spadał w dół, w dół, w dół, dopóki nie zrobił „bum” o podłogę i poczuł, że jego nos rozgniata się o czerwony dywan.
Zapadła bolesna cisza, potem rozległ się chichot od tej samej grupy, niektórzy z nich śmiali się nawet przeraźliwie jak hieny, jakby byli zbyt podenerwowani, by śmiać się z nowego delikwenta Park Chanyeola. Chanyeol natychmiast się podniósł, jego uszy były czerwone, kiedy odwracał się, by posłać grupie groźne spojrzenie, obserwował, jak część z nich wzdrygnęła się i cofnęła. Reszta osób wzdrygnęła się, czekając na uderzenie, które nigdy nie nadeszło.
Chanyeol podniósł dłoń, żeby wytrzeć powoli płynącą z nosa krew, patrzył z zadowoleniem, jak ramiona jego oprawców opadają z ulgi. Potem przykucnął, żeby pozbierać rzeczy, które upuścił i odszedł w, mając nadzieję, wyluzowanym stylu.
Kiedy dotarł do swojego pokoju, opadł na podłogę, jego twarz zrobiła się cieplejsza od wcześniejszego zażenowania, które zostało na nim wymuszone bez powodu. Poczuł, jak świeża krew wypływa z jego nosa i spada na zniszczony dywan.
Ugh. Już chciał wrócić do domu.




Baekhyun zaczął uczęszczać na zajęcia podczas trzeciego dnia Chanyeola w Pop College.
Udawał, że Chanyeol nie istnieje.





To działo się nadal. Chanyeol znajdował śmieci i graffiti na swojej ławce każdego dnia, które ciągle próbował ścierać, jego cierpliwość wyczerpywała się po kawałeczku z upływem kolejnego dnia. Otrzymywał również inne niepotrzebne gówno jak wpadający na niego przypadkiem-specjalnie ludzie (tylko ci, którzy byli opiekuńczy w stosunku do tego dzieciaka, Baekhyuna), wywracanie mu lunchu, który kupił w stołówce.
– Zostawicie mnie w spokoju? – warknął Chanyeol pewnego dnia, rozdrażniony i zmęczony. Był po prostu tak, tak, tak bardzo zmęczony tymi wszystkimi bzdurami.
Wszyscy go otoczyli, ale już nawet się nie bał. Był tylko cholernie zmęczony.
– Baekhyun nigdy wcześniej nie zachowywał się w ten sposób przy nikim – warknął groźnie lider, pierwszy facet, którego Chanyeol widział z Baekhyunem (innymi słowy chłopak Baekhyuna). – Więc cokolwiek zrobiłeś, musiałeś mu zrobić coś naprawdę złego.
– Ile razy mam ci powtarzać? – Chanyeol przewrócił oczami. – Nawet go nie zna-
Właśnie wtedy otrzymał cios w brzuch, który zmusił go do przełknięcia swoich słów. Zgiął się wpół zaskoczony atakiem.
– Baekhyunnie jest miłym chłopakiem. Nie waż się, kurwa, kłamać. Mówię to z jego reakcji. NAPRAWDĘ mu coś zrobiłeś, czyż nie? – Więcej uderzeń. Chanyeol czuł, że się krztusi.
– Ja… nie… – Więcej ciosów, każdy był bolesnym przypomnieniem tego, czego nie zrobił, nigdy nie zrobił i prawdopodobnie nigdy nie zrobi. Ciosy i uderzenia skupiały się coraz bardziej i bardziej, aż zrobiło mu się czarno przed oczami, aż nie czuł nic poza ćmiącym bólem z każdej strony ciała.




Pielęgniarka nadal pytała go, czy jest dręczony i jeśli jest, to zdecydowanie powinien skonsultować się z kimś dorosłym. Ja jestem dorosły. Chanyeol pamiętał, jak to sobie mówił tego dnia, kiedy wracał do pokoju, był w posępnym nastroju i czuł ból w każdej części swego ciała.
Gdy otworzył drzwi, wzdrygnął się, widząc, że coś się porusza i krzyknął, kiedy zobaczył coś dużego na łóżku obok swojego, które stało puste przez kilka tygodni.
– O. Cześć.
Chanyeol był wysoki, ale ten koleś był o wiele wyższy. Prawdopodobnie był jedną z pierwszych osób w tej szkole, które były od niego wyższe. Chłopak uśmiechnął się niezręcznie i zaśmiał się nerwowo, wyciągając rękę, a oczy Chanyeola zrobiły się okrągłe niczym piłki. To dopiero wielkie dłonie.
Ten gość był również przystojny. Chanyeol musiał przyznać, że był tak przystojny, że prawie spełniał jego wymagania! Z jakiegoś powodu poczuł się odrobinę zazdrosny.
– Jestem Kris i miałem być twoim współlokatorem. Przepraszam, że nie było mnie tu przez cały ten czas. – Kris brzmiał na zmieszanego, pocierając głowę wolną dłonią. Młodszy niepewnie uścisnął wyciągniętą rękę.
– Uch. Jestem Chanyeol. Dlaczego nie było cię tu przez kilka poprzednich tygodni? – Chanyeol zobaczył, że Kris się rumieni.
– Próbowałem, uch, zdobyć uwagę kogoś, kto nazywa się Zhang Yi Xing…
I właśnie w ten sposób Kris i Chanyeol zostali przyjaciółmi.




Dwudziestego siódmego dnia w Pop College’u Chanyeol to zrozumiał.
Po tym, jak niemal każdego dnia musiał czyścić swoją ławkę, miał już tego dość. W końcu jakie to uczucie, kiedy wkładasz w coś całe swoje serce tylko po to, by następnego dnia ktoś to zniszczył?
Próba porozmawiania z gangiem wcale mu nie pomogła. Zostało tylko jedno wyjście.
Rozmowa z Byun Baekhyunem.
Pamiętając numer 2 tak wyraźnie jak źródlaną wodę, Chanyeolowi udało się odnaleźć tego niskiego chłopaka, który wpędził go w tak wielkie kłopoty.
– Hej. – Chanyeol bez namysłu wtargnął do środka i dzięki Bogu spotkał chłopaka siedzącego na swoim łóżku, pisał sms-y czy coś. Baekhyun podniósł wzrok, potem zmrużył oczy, wziął głęboki oddech i zdecydował się go ignorować.
– Ty mały gnoju… – warknął Chanyeol, podchodząc w stronę Baekhyuna. Zwykle Park Chanyeol był dość łagodny, przynajmniej tak mu się wydawało, ale gdy skończyła mu się cierpliwość, mógł być nieco lekkomyślny i agresywny. Wyższy wyciągnął rękę i złapał mniejszego, który krzyknął z zaskoczenia i zaczął się z nim szarpać.
– Puszczaj mnie, olbrzymie! – krzyknął Baekhyun, a Chanyeol puścił. Niższy upadł z powrotem na łóżko.
– Czego, do cholery, chcesz? – mruknął Baekhyun tym samym nienawistnym tonem, do którego Chanyeol się ani trochę się nie przyzwyczaił.
– Powiedz swoim „chłopakom”, żeby przestali mnie dręczyć! – warknął Chanyeol, krzyżując ramiona. – Myślisz, że to śmieszne? Gówno ci zrobiłem i wydaje ci się, że tylko dlatego, że jesteś popularny i sympatyczny, możesz mi to robić? – Baekhyun zmrużył oczy.
– O czym ty, do kurwy, mówisz?
– Wiesz, o czym mówię! – Chanyeol zaczynał czuć rozdrażnienie, a jego gniew wobec Baekhyuna coraz bardziej rósł. – Jesteś taką pretensjonalną małą dziwką. Mam dosyć czucia się jak wyrzutek tu-
Chanyeol posunął się naprzód, chcąc pokazać, jak poirytowany i zmęczony tym był, ale zanim zdążył przysunąć się jeszcze bliżej, Baekhyun gwałtownie go odepchnął.
– Zostaw mnie w spokoju! – Niższy cofnął się, a Chanyeol rozdziawił usta.
– Zostawić cię w spokoju? – Zaśmiał się gorzko. – Dlaczego nie powiesz swojemu chłopakowi, żeby zostawił mnie w spokoju?!
– Chłopakowi?! – Brwi Baekhyun zmarszczyły się w zdezorientowaniu. – Nie mam pieprzonego- – Właśnie wtedy drzwi otworzyły się.
– Baekhyunnie- – Ten sam koleś, który był w centrum jego cierpienia przez ostatni miesiąc, stanął w drzwiach. Jednak zanim zdążył cokolwiek zrobił, Chanyeol wskazał na niego ze złością.
Twój pieprzony chłopak? – Chanyeol nie był nawet zaskoczony, kiedy senior podszedł i złapał go, posyłając uderzenie, którego uniknął. Baekhyun przesunął wzrok z Chanyeola na seniora.
– Znowu dręczysz Baeka?! – warknął z wściekłością tamten gość. – Zbiorę swój gang, żeby-
– Dongwoo-hyung, przestań! – Baekhyun wyciągnął rękę i chwycił seniora, odciągając go od Chanyeola.
– Jeśli znów dotkniesz mojego Baeka-
– Hyung! – Baekhyun patrzył na niego intensywnie i Dongwoo przestał. Wtedy niższy odwrócił się do Chanyeola.
– Wyjdź. Nie wracaj tu. – Po raz kolejny Chanyeol czuł się potraktowany niesprawiedliwie.
– Ale ja nawet nie-
– WYNOŚ SIĘ, do cholery! – Głos Baekhyuna był ostry, Chanyeol wzdrygnął się. Siła w jego głosie ponownie zmusiła Chanyeola do wyjścia. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, zanim je zatrzasnął, był Baekhyun odwracający się znów do Dongwoo, dyskutując coś-




– Hej, wiesz, w co wierzę? – Kris pewnego dnia w pokoju wyskoczył nagle z pytaniem, kiedy wrócił po kolejnym dniu porażki w zdobywaniu serca Yi Xinga. Chanyeol sugerował mu, żeby dał sobie spokój, ale Kris nie ustępował.
– W co?
– Wierzę, że jeśli miłość dzieje się za szybko i sprawy toczą się zbyt prędko, dwoje kochanków się wypali.
– Co masz na myśli?
– Miłość jest jak gwiazda. Jeśli kochasz zbyt szybko i zbyt mocno, tak jak nadolbrzym staje się większy i jaśniejszy od innych gwiazd, zmęczysz się i zabraknie ci paliwa.
– Im bardziej namiętna, nierozważna, gwałtowna i niezwykła jest Miłość, tym szybciej umiera.




– Właśnie dlatego, Chanyeol, kiedy pewnego dnia kogoś pokochasz, musisz kochać powoli, ostrożnie i szczerze. Niczym żółw idący jednostajnym tempem w wyścigu z zającem.
– Krok po kroku. Bez pośpiechu.




–…Czy to znaczy, że kochasz Yi Xinga?
–…Nie. Nigdy nie byłem zakochany. – Słysząc to, Chanyeol klepnął Krisa w ramię, który trząsł się ze śmiechu ze swojego żartu.
Ale nawet jeśli Kris powiedział to nonszalancko i nieco żartobliwie, jakby właśnie powiedział coś, w co nawet szczerze nie wierzy, Chanyeolowi wbiło się to do głowy i od tamtej pory nigdy nie uciekło.




Po tym nieszczęsnym dniu, kiedy był u Baekhyuna w pokoju i próbował z nim przedyskutować sprawy, ataki Dongwoo spadły niemal drastycznie i, dzięki Bogu, zostawili ławkę Chanyeola w spokoju. Jednak Chanyeol nadal czuł niechęć wobec Baekhyuna, a jego nienawiść budowała się na przestrzeni roku. Zaczęło się to pewnego dnia, gdy niechcący wylał swoją kawę na ławkę Baekhyuna, kiedy przechodził obok, co Baekhyun uznał jako wyzwanie.
Przestali „ignorować swą wzajemną obecność” i w zamian zaczęli zwracać na siebie większą uwagę niż wcześniej, pamiętając, by robić sobie sprośne żarty, drażniąc się coraz bardziej i bardziej. Również w pewnym momencie stali się tak prowokujący, że gdyby stali kilka centymetrów od siebie, każdy mógłby zobaczyć napięcie między nimi jak iskrę.
Zła reputacja Chanyeola zniknęła, kiedy wszyscy zobaczyli, że spędza czas z Krisem i ludzie zaczęli uważać go za zabawnego, beztroskiego gościa.
Poza czasem, kiedy był z Baekhyunem.
Zdecydowali się ich unikać, gdy stawali się zbyt zapalczywi.
Kiedy Baekhyuna nie było, Dongwoo i jego gang dalej dręczyli Chanyeola, co Chanyeol zbywał, jakby było niczym – ponieważ to było niczym. Ostatecznie powinien skupić się na tym, jak bardziej rozzłościć Baekhyuna.
Jakieś kilka miesięcy później pojawił się Chen po przerwie, którą sobie zrobił, by pojechać z rodziną za granicę. Dongwoo i jego gang powoli znikali ze szkolnego życia Chanyeola i Baekhyuna.
Jongin zjawił się rok później i kiedy Baekhyun i Chanyeol odkryli, że ich najlepszy przyjaciel jest najlepszym przyjacielem wroga, o rany, to był dzień, którego nikt nie zapomni. Po przybyciu Jongina ci dwaj stali się wobec siebie jeszcze bardziej agresywni i mieli więcej fizycznych starć.
Osiem miesięcy po przybyciu Jongina do szkoły, o co błagał go Chanyeol (w końcu sam nie mógł poradzić sobie ze swoim wrogiem), chłopak próbował ich powstrzymać od zbytniego kontaktu fizycznego i skończył w szpitalu.




I Chanyeol pamiętał, że w dniu kiedy przez przypadek rozlał kawę na ławkę Baekhyuna, zdał sobie sprawę, jak wiele nienawiści i goryczy zgromadziło się w nim w stosunku do niskiego chłopaka.
Tak dużo, że gdyby ktoś powiedział mu, że za dwa lata byłby w stanie przetrwać, będąc z Baekhyunem w tym samym pokoju przez ponad godzinę (przez więcej niż dwie godziny, do kurwy nędzy!), wyśmiałby go i skopał mu tyłek.




– Więc tak to wygląda – dokończył Chanyeol. – Wydaje mi się, że resztę historii znasz.
Chen skinął głową w milczeniu, rozmyślając nad historią, którą właśnie opowiedział mu Chanyeol. Teraz kiedy Chanyeol o tym pomyślał, po pierwszym wrażeniu uznał Baekhyuna za uroczego?! Co to za oszustwo?
Później uświadomił sobie, że tak bardzo tkwił w nienawiści do Baekhyuna, że zupełnie zapomniał o pierwszym wrażeniu, jakie sprawił na nim Baekhyun.
A teraz, kiedy pamięć wróciła, nie wiedział, czy chciał jej z powrotem.
Skoro nigdy tego nie pamiętałem, jakim cudem nagle pamiętam?! Pomyślał sobie Chanyeol nieco zmartwiony, ale zanim zdążył przeanalizować tę nagłą zmianę zdania, Chen się odezwał.
– Więc tak po prostu zaczął cię nienawidzić? Bez żadnego powodu? – zapytał starszy, a Chanyeol zamarł, gdy to sobie uświadomił – Tak, Byun Baekhyun nienawidził go bez żadnego powodu. Po tak długim czasie sporu Chanyeol tak bardzo do niego przywykł, że prawie o tym zapomniał.
I teraz dotarli do tego punktu.
Tego stadium, gdzie Chanyeol nienawidził Baekhyuna, tak, nienawidził go, ale zdecydowanie nie tak bardzo jak wcześniej. Tego stadium, gdzie Chanyeol nagle zaczął znowu uważać Baekhyuna za uroczego, od jego wyglądu po czyny. Tego stadium, gdzie Chanyeol wiedział, że to faza (ponieważ w końcu to powiedział mu SheunMówi) i nadal nie mógł wcale pojąć, dlaczego to faza w stosunku do Baekhyuna.
Pierdolić to wszystko.
– Tak. Po prostu na mniej spojrzał i zaczął mnie nienawidzić. – Chanyeol westchnął nieświadomy poważnego wyrazu twarzy Chena. – Tak jakby słyszałem o Miłości od pierwszego wejrzenia, ale nie o Nienawiści od pierwszego wejrzenia, prawda… – Zaśmiał się cicho. – Wygląda na to, że teraz bardziej wierzę w Nienawiść od pierwszego wejrzenia niż w Miłośc od pierwszego wejrzenia…
– Chanyeol… – zaczął Chen, ale zaciął się trochę, kiedy zaciekawiony Chanyeol odwrócił się, by na niego spojrzeć.
– O tak. A tak w ogóle czemu nagle pytasz? Nie pytałeś wcześniej Baekhyuna? – zapytał wyższy, kiedy wyrwał się ze swojego zdezorientowania.
– Bez powodu… – Chen westchnął. – Znasz go, nikomu nie piśnie ani słowa…
Zapadła między nimi cisza, taka, w której Chanyeol czuł się skrępowany, ponieważ Chen zachowywał się dziwnie i wcześniej też to robił.
– Słuchaj, Chanyeol… – odezwał się w końcu Chen, na co Chanyeol był tak chętny, by słuchać, że odwrócił się gwałtownie i czekał. – Zdecydowanie ufam ci w tej sprawie, więc…
Nie potrzeba było słów, ale obaj wiedzieli, że Chanyeol będzie uważnie słuchał.
– Chcę ci coś pokazać. – Chen sięgnął do kieszeni swoich jeansów i coś wyjął. Wyższy zmrużył oczy w zdezorientowaniu – wyglądało to jak kawałek papieru. – Spójrz.
Z sercem w gardle Chanyeol oblizał suche usta, zanim wyciągnął rękę i delikatnie wziął papier z dłoni Chena i czując to, nie był to zwykły kawałek papieru – to zdjęcie. Chociaż był to tył zdjęcia, Chanyeol instynktownie spojrzał w dół, a litery, napisane grubym markerem wyglądały na pismo Baekhyuna, ale nieco bardziej dziecinne, zostały nabazgrane w poprzek małego, kwadratowego zdjęcia. Oczy Chanyeola rozszerzyły się.
„Joo-hyung i ja.”
Kiedy analizował, Chen odezwał się w tej samej chwili.
– Kiedy obraz się zniszczył, znalazłem to pod szkłem… – Chanyeol nie wiedział, jak Chen się czuł, ponieważ ton jego głosu był nie do rozszyfrowania. –…Może była to mała skrytka. Nie wiem. Odwróć je.
Kim jest ten facet? Co on zrobił, że Baekhyun jest taki?
Czuł, jak jego gardło wysycha i szybko oblizał usta, a potem odwrócił zdjęcie. Zobaczył uroczego, małego, niewinnego Baekhyuna, który wyglądał bardzo podobnie do tego dwudziestoletniego, a jednak wyraz jego twarzy był zupełnie inny od tego obecnego – młodszy, niewinny, szczęśliwy, pełen nadziei i absolutnie pełen życia. I chociaż to przykuło jego uwagę, nie był to główny problem.
Wyższy facet stał blisko niego, był wzrostu Chanyeola. Jego uśmiech był niczym uśmiech Chanyeola. Jego oczy były jak oczy Chanyeola. Jego włosy były podobne jak u Chanyeola.
Ten mężczyzna obok czternastoletniego Baekhyuna, facet, do którego Baekhyun przylgnął, ta postać, która była tajemnicą dla Chanyeola miesiącami, a dla Chena latami, ten Joo-hyung, który był centrum życia Baekhyuna i najprawdopodobniej przyczyną jego nienawiści, był niemal odbiciem Chanyeola.
Właśnie wtedy Chanyeol zaczął podejrzewać, jakby ktoś go spoliczkował albo gwałtownie obudził z koszmaru, dlaczego Baekhyun zaczął go nienawidzić w chwili, kiedy go zobaczył.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz