niedziela, 27 grudnia 2015

Brisé [1/8]

4 komentarze // Dodaj komentarz (+)
oryginał: Brisé
pairing: Kai/Kyungsoo
gatunek: romans, baby!kaisoo, ballet!jongin, lekki angst
rating: NC-17
A/N: Witam! Dzisiaj przybywam z zupełnie nowym tłumaczeniem. Trochę mnie tu nie było, ale Wy i tak byliście, za co bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że Wasze święta były udane, spędziliście je mile w rodzinnym gronie. Na dzień dzisiejszy chcę życzyć pijanego sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku, choć do tego jeszcze pół tygodnia! Zapraszam do czytania.
Krzyki. Przyzwyczaił się do nich od wczesnych czasów dzieciństwa, odkąd nauczył się, jak odróżniać głos swojego ojca od innego dźwięku na świecie, od kiedy mógł poczuć zapach błota pochodzący z ogrodu z tyłu domu, gdy deszcz zaczynał padać każdego roku w maju. Kobiecy głos rozszedł się wrzaskiem po ścianach jego pokoju, słyszał ochrypły i dominujący głos swojego ojca, który zbliżał się z każdą upływającą milisekundą. Głośne i ciężkie kroki dochodziły ze schodów, a on czekał, gapił się na drzwi. Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy. Dwa kolejne i te otworzyły się gwałtownie.
– Twoja siostra już prawie skończyła obiad. Idź do sklepu i kup trochę tuńczyka. Skończył się.
Cześć, tato. Drzwi trzasnęły ponownie i było to równie normalne jak krzyki. Do tego także się przyzwyczaił.
Westchnął i przebrał spodnie. Niebo było szare, może z powodu deszczowego sezonu, być może dlatego, że zbliżała się 19, ale wydawało się, że chmury poruszają się szybciej niż zwykle. Był zbyt leniwy, by wziąć parasolkę, więc wyszedł z domu z pustymi rękoma, z dwoma banknotami w przedniej kieszeni. Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy. Sześć kolejnych i suszył stopy na małej macie przed drzwiami sklepu spożywczego. Żywa, popowa muzyka rozchodziła się z głośników wysoko na ścianie, a on lekko kiwał głową w rytm piosenki, kierując się do czwartej alejki. Był przy kasie pół piosenki później.
Szybko, jego kroki zaprowadziły go z powrotem do domu. Jego siostra serwowała ryż i gulasz, zbyt tłusty, ale nikt jej o tym nie powiedział – jej charakter był nieco wybuchowy. Rzucił torbę na blat oraz szybko podał trzy szklanki wody, kobieta tylko rzuciła okiem i kontynuowała pracę przy talerzach. Hej, siostro.
Jego ojciec przeżuwał najszybciej z całej trójki; chłopak skupiał wzrok na swoim jedzeniu, nie był zbyt głodny, by jeść pospiesznie, nie był zbyt głodny, żeby w ogóle jeść, ale i tak to robił.
– Co tam u was w szkole? – Głos jego ojca był mocny jak papier ścierny.
– Dobrze, wiesz, wkrótce mam pewien projekt, który przypomina mi, że zostanę u Yury od wtorku do piątku, na pewno wrócę w sobotę… – słowa jego siostry były jak potok, przeżuwała kawałki tuńczyka. – Jonginie, będziesz musiał pomóc przy obiedzie przez te wszystkie dni. – Uśmiechnęła się z wyższością i szybko zakryła ten gest szklanką.
Jongin patrzył gniewnie, a jego ojciec spojrzał na niego z wiecznym niezadowoleniem na twarzy. Był do tego przyzwyczajony.
– A co u ciebie? – Jego głos przemówił i Jongin oddychał ciężko w tamtej chwili. Całkowicie o tym zapomniał.
– Ja- – zająknął się, nie było to dobre dla sytuacji jak ta, nie było dobre dla „pewności siebie”, którą miał pokazać. – Ja- Dobrze! – Mów, idioto, zapytaj. – Tato, j-ja chciałem- wiem, że o tym dyskutowaliśmy, zanim cokolwiek powiesz ale- szukałem informacji-
Brwi jego ojca zmarszczyły się bardziej, upuścił pałeczki i złożył ręce pod brodą. To nie świadczyło dobrze dla Jongina. Chłopak wziął głęboki oddech, spuścił wzrok, a jego siostra przestała przeżuwać, jej oczy otworzyły się szeroko, spoglądając na brata i na tatę.
– Stałem się w tym naprawdę dobry – udało mu się powiedzieć niemal szeptem, nie był nawet pewien, czy go słyszeli. – Wiedziałbyś, gdybyś kiedykolwiek przyszedł i zobaczył, ale- szukałem informacji i jest uczelnia- właściwie szkoła baletowa. Jest w mieście. Wiem, że prosiłem wystarczająco, ale to jest-
Głośne uderzenie sprawiło, że on i jego siostra wzdrygnęli się. Kłykcie jego ojca stawały się białe, a jego dłonie były zwinięte w pięści, obie po dwóch stronach talerza.
– Wiesz, że prosiłeś wystarczająco, ale, mimo to wciąż prosisz o bzdury. – Jongin był przestraszony na śmierć, powinien był do tego przywyknąć, słyszał to przez wiele lat, jednak to zawsze niepokoiło go, wywoływało suchość w ustach oraz drżenie nóg. Jeden z dwóch tematów, których nie wolno było poruszać – nigdy – był wtedy, powiedział to, a żyły na szyi jego ojca ukazywały się.
– Wiem – bronił się Jongin. – Ale gdybyś mógł zrozumieć, co to znaczy-
– Wiem, co to znaczy – odpowiedział jego ojciec. – To oznacza rachunki, to oznacza pieniądze, to oznacza ciężką pracę, do której wiem, że nie jesteś gotowy.
– Nie jestem gotowy?! – Jongin podniósł głos i pożałował tego. Jego ojciec uderzył w stół ponownie.
– Nie będę z tobą dyskutował po raz kolejny. – Wstał i wyszedł. Jego siostra siedziała cicho i przez chwilę nie kontynuowała jedzenia. Jongin poczuł, jak jego oczy łzawią i musiał udawać, że go swędzą. Chłopcy nie powinni płakać.
– Musisz pozmywać naczynia – odezwała się jego siostra, a on poczuł, jakby jego jądra skręcały się pod stołem.
-
Bazgranie. Kredą po czarnej powierzchni, grafitem po papierze, zapisywał te same znaki w zeszycie co jego nauczyciel, kiedy ktoś delikatnie postukał go w ramię. Odwrócił głowę i ujrzał okrągłą twarz gdzieś obok.
– Pytałeś? – odezwał się niski głos. Jongin westchnął i wolno pokiwał głową. Chłopak siedzący za nim w klasie zrozumiał jego mowę ciała i przez kilka sekund pozostał cicho. – Nawet wtedy, gdy powiedziałeś mu, że podejmiemy pracę w czasie letniej i zimowej przerw?
– Nawet nie dotarłem do tej części. –– Jongin obrócił się na krześle i siedział teraz twarzą do swojego najlepszego przyjaciela. – Nawet nie powiedziałam mu, że jest stypendium, Kyungsoo – a ostatnia sylaba brzmiała prawie jak szloch, na co drugi chłopak otworzył oczy zaalarmowany.
– W takim razie nie pytałeś. – Starał się by jego słowa nie zabrzmiały jak bura.
– Pytałem! – Jongin podniósł głos. – On po prostu nie pozwolił mi dokończyć!
– Chłopcy – ich nauczycielka biologii warknęła na nich. – Jeśli chcecie kontynuować rozmowę, proszę was, abyście wyszli z mojej klasy.
Obydwaj wyprostowali się i jednogłośnie przeprosili, przez chwilę udawali, że piszą, a potem Kyungsoo postukał jego ramię kolejny raz.
– Uderzył cię? – Jego głos był szeptem. Jongin szybko potrząsnął głową i odwrócił się.
– Po prostu całkiem się wściekł i wyszedł. Powiedział, że nie jestem gotowy na tego typu pracę.
– Co? – zapytał, marszcząc brwi. – Co to znaczy; pracujesz dorywczo, odkąd skończyłeś piętnaście lat.
– Nie wiem! Myślisz, że on-
– Panowie! – kobieta na przedzie klasy przerwała im. – Proszę, kontynuujcie swoją rozmowę na zewnątrz. Błagam was. Po prostu wyjdźcie.
Pospiesznie pozbierali swoje rzeczy i opuścili pomieszczenie, powstrzymując śmiech. To nie był pierwszy raz, kiedy zostali wyrzuceni z klasy. To tylko kolejny referat, który będzie musiał zrobić na dodatkowe zaliczenie z biologii.
– Co do mnie mówiłeś? – Kyungsoo poruszył temat, kiedy leniwie schodzili po schodach.
– Ach- może chodzi mu o to, że nadal jestem zbyt niedojrzały? – Jongin zmarszczył brwi, a jego kroki stały się cięższe przy Kyungsoo.
Drugi nie powiedział nic, dotarli do parteru, biologia była ich ostatnią lekcją, więc teraz mogli iść do domu.
– Coś wymyślimy, Jongin – odezwał się Kyungsoo, przeciągając się tak, że jego ręka znalazła się dookoła ramienia przyjaciela. – Nawet jeśli będziemy musieli sfałszować twój dowód osobisty i wszystkie dokumenty, robiliśmy gorsze rzeczy, to będzie dziecięca zabawa.
Jongin zachichotał, kiedy długi korytarz ukazał się przed nimi, wszystko tkwiło w ciszy, bo lekcje wciąż trwały, a on doznał deja vu, gdy gęsta, mokra bryza obmyła jego twarz.
-
Sześcioletni Kim Jongin siedział samotnie na ławce. Jego oczy były podpuchnięte, a nos czerwony. Szkoła zaraz miała się zacząć, a on nie miał pudełka na lunch jak pozostałe dzieci. Jego tata był w szpitalu wraz z mamą, a jego siostra poparzyła się tego ranka, kiedy próbowała usmażyć jajko. Przysięgli na paluszek, żeby nikomu nie mówić. Jongin był głodny, nie mógł dosięgnąć płatków w kredensie, a w lodówce nie było soku. Czekał na dzwonek albo na zawołanie nauczyciela. Czekał, a jego klatka piersiowa zrobiła się nieco lżejsza, gdy zimny poranny wiatr łaskotał jego ciepłą twarz. Inne dzieci skakały i chichotały, a to była po prostu kolejna rzecz, w której się różnił.
Chłopcy byli po jednej stronie, dziewczynki po drugiej. On jedyny był na środku. Chłopcy mieli piłki i ciężarówki, system kolorów, które fruwały dookoła był niebieski i zielony. Dziewczynki miały różowe i czerwone lalki oraz wózki. On był dokładnie pośrodku. Poczuł, jak jego oczy ponownie zaczynają łzawić.
Ostatniej nocy jego tata się wściekł, powiedział mu, że nie może tańczyć w jasnoróżowym tutu swojej siostry, ale on chciał robić to samo ‘rivoltadi’ – revoltade – co ona. Śmiała się i klaskała mu, a on czuł, jakby jego stopy były bąbelkami. Był szczęśliwy. Jego ojciec wepchnął go do jego pokoju i zerwał z jego talii kawałek tiulu; uderzył go w głowę i nie powiedział mu dobranoc. To była pierwsza noc spośród wszystkich sześciu lat egzystencji Jongina, kiedy jego tata nie życzył mu dobrej nocy.
Pierwsza z wielu.
Przez wiele miesięcy zerkał ukradkiem do pokoju swojej siostry, kiedy ta ćwiczyła nowe kroki baletowe ze swoimi przyjaciółkami. Nigdy nie odważył się dotknąć jej tutu ponownie, nie chciał prowokować złości swojego taty, po prostu zwracał większą uwagę na sposób, w jaki kołysały się jej stopy i jak jej ręce i dłonie subtelnie rozciągały się na ścieżce, którą zostawiała muzyka.
W weekendy mieli opiekunki, jako że ich tata całe dnie pozostawał w szpitalu; najczęściej była to ta sama młoda kobieta – z brzydkimi spódniczkami i zbyt znoszonymi tenisówkami – aczkolwiek była miła, w tym rodzeństwo się zgadzało. Pomagała Jonginowi z kaligrafią, a Eunmi z jej fouetté. Ona także żywiła wielką miłość do baletu, większość niedziel było spędzanych na oglądaniu musicali i sztuk. Jego ulubionym było Jezioro Łabędzie – czy coś takiego – i Kim Jongin nigdy nie widział nic piękniejszego.
Odwiedzał swoją mamę w szpitalu kilka razy w tygodniu; straciła włosy, a jej spojrzenie było bardziej ponure niż kilka dni temu, ale nadal miała na twarzy ten sam uśmiech, który Jongin pamiętał od dnia swoich narodzin (lubił przesadzać). Za każdym razem brał ze sobą płytę i pomimo że nie było tam wieży, jego mama nuciła każdą piosenkę z listy. Klasykę, rocka, pop, muzykę tradycyjną, a nawet te śmieszne piosenki, których tekstów nie rozumiał a rytm był zbyt szybki. Wszystkie z nich nuciła jego mama i kaszlała w połowie listy, wypluwając z siebie „Nie mów tatusiowi” – podczas gdy jej oczy były czerwone od łez i oddychała powoli.
– Bądź grzeczny, skarbie – mówiła mu na koniec dnia, gdy oczy Jongina zaczynały wypełniać się łzami, był ostatni do opuszczenia pokoju po tym, jak pielęgniarka pięć lub sześć razy powiedziała mu, że już czas, by iść. – Zawsze chroń swoją siostrzyczkę, kiedy nie ma nas w domu i miej kolorowe sny każdej nocy. – Pogłaskała policzek syna bladymi, zimnymi palcami, a łzy Jongina prawie spadły w powolnym tempie. Było to uczucie, jakby paznokieć drapał jego policzki.
Od pewnej niedzieli – niedzieli, którą zapamiętał w ciemnych kolorach z szarym niebem i zapachem zielonej herbaty – jego życie wyglądało jak niewyraźna plama. Od momentu kiedy Eunmi odebrała telefon i upuściła go pięć sekund później jego szkoła, twarz jego taty i mamy, jego pokój, jego dom, ściany, ramka na zdjęcia, której nikt nie miał odwagi odkurzyć, wszystko kręciło się jak płyta grająca fortepianowe melodie w gramofonie do obiadu dwa miesiące później, kiedy siedmioletni Kim Jongin po raz pierwszy zjadł bez wymiotowania po tym, jak jego mama umarła.
Wszystko to było dla Jongina przerażające, jako że pamiętał te dni, dni, których powrotu nie chciał nigdy w życiu. Jego stopy były ciężkie, a klatka piersiowa ściśnięta. Obok niego w ciszy szedł Kyungsoo, byli w drodze do jego domu. Zerkał na niego ukradkiem co kilka sekund. Tym były dla Jongina deszczowe dni.
-
Jako jedenastolatek Jongin był nieszczęśliwy (i w głębi duszy samolubny), kiedy słuchał muzyki w swoim pokoju, może zbyt głośno dla upodobania jego taty, ale chciał uciec – chciał opuścić ten świat i być może wskoczyć do jednego z innych wszechświatów, o których naukowcy mówili w telewizji. Walczył z dwójką pozostałych członków rodziny niemal każdego dnia, czując coś ciężkiego w brzuchu za każdym razem, kiedy siostra rzucała mu gniewne spojrzenie i za każdym razem, kiedy ojciec straszył go uderzeniem w głowę.
Czuł, że to się rozbiło. Czuł, że jego świat rozbił się tego maja, kiedy jego mama odeszła – poczuł, że światło odeszło z ich ogniska domowego z pierwszym dźwiękiem kuchennego telefonu. Głęboki oddech mógł wziąć tylko wtedy, gdy oglądał w telewizji musicale – jego siostra już z nim tego nie robiła – jednakże miał odrobinę przyjemności z piękna tancerzy. Z każdego obrotu, każdego skoku.
Nabazgrał wszystkie kroki taneczne, które jego siostra kiedyś ćwiczyła każdego dnia po szkole – Eunmi nie pobierała już lekcji od tamtej majowej niedzieli – i naszkicował pozycje w najlepszy sposób, jaki zapewniała mu pamięć, kiedy poruszały się w jego głowie, był zbyt tchórzliwy, by samemu tańczyć, nawet w zaciszu i ustronności swojej sypialni. Zabierał ten notes wszędzie, bojąc się, że ktoś go znajdzie i będzie się z niego naśmiewał.
Glissade, piruety i jeté nie są dla chłopców.
Chodził do szkoły sam po bezsmakowym śniadaniu przyrządzonym przez jego tatę, nigdy nie narzekał, był szczęśliwy, że nie smakowało jak cokolwiek; za dużo smaku nadal przyprawiało go o mdłości. Siedział na środku klasy; daleko od okna, kiedy chmury drwiły sobie z całego miasta, nigdy nie wylewały deszczu, zawsze pozostawiały szare dni w pierwszym tygodniu czerwca. Wychodził ostatni, nie chciał natknąć się na tłum przy szafkach na buty oraz nie chciał wiedzieć, że jego siostra czeka na zewnątrz, przy wejściu, gotowa sprzeczać się z nim o to, że się spóźnił. Było tak samo i przyzwyczaił się do tego.
Był gotowy do wyjścia z pomieszczenia, kiedy ktoś potknął się, sprawiając, że jego torba upadła. Trzy zeszyty wypadły z niej, a jego notes ze szkicami otworzył się dokładnie na środku – Jongin był przygotowany na burzę przekleństw i obelg, które drugi chłopiec był gotów z siebie wyrzucić, dopóki nie rzucił okiem na jego twarz, okrągłą i zbyt dziecięcą. Rzucił się, aby pozbierać swoje rzeczy i z pewnością wyjść, kiedy jego dłoń dotknęła tej drugiego chłopca, gdy próbował zabrać zeszyt z rysunkami. W tamtej chwili czekał na drwiący śmiech i słowo ‘cipka’. Nic nie nadeszło, a chłopiec otworzył szeroko oczy, zaś kącik jego ust uniósł się wyżej.
–Bardzo dobrze rysujesz! – Uśmiechnął się promiennie, wciąż wpatrując się w kartki. – Widzę tutaj balet, to jest świetne!
Oczy Jongina zwęziły się, a jego klatka piersiowa się ścisnęła.
– I umieszczasz nazwę przy każdym kroku- czekaj, lubisz balet? – Drugi zachichotał, przewracając kartkę za kartką. Przez dwie sekundy Jongin był oniemiały i nagle wyrwał notatnik z rąk drugiego.
– Czy twoja mama nie mówiła ci, że to niegrzeczne przeglądać czyjąś własność?
Chłopak odsunął ręce do tyłu i gapił się w podłogę, mamrocząc „Przepraszam” i pobiegł po coś do swojego stolika. Był prawie tego samego wzrostu co Jongin, ale jego kończyny były krótsze – zwłaszcza jego ramiona – a jego czarne włosy niezmiernie błyszczały we fluorescencyjnym świetle. Jongin czuł się źle z tym, że puściły mu nerwy – tracił normalny kontakt z ludźmi, myśląc, że wszyscy są nastawieni do bronienia się jak on i jego rodzina.
– Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem. To było bardzo niegrzeczne z mojej strony – zaczął, odkładając torbę na ławkę i podszedł bliżej do drugiego chłopca. W rękach miał swój notes z rysunkami, czuł się naprawdę niezręcznie. – Lubię balet- – jego gardło zamknęło się na końcu słowa, nigdy nikomu o tym nie powiedział.
Chłopiec spojrzał na niego i Jongin mógł zauważyć tylko, jak ogromne są jego oczy, może z powodu jego grubych okularów – jednakże jego tęczówki były ciemne i patrzyły prosto na niego. Uśmiech powoli wracał na jego twarz, kiedy kiwnął głową w odpowiedzi. – Moja mama naprawdę to lubi, a mój tata jest producentem lokalnej telewizji, często chodzimy na przedstawienia! – odpowiedział z podekscytowaniem, a Jongin uśmiechnął się szeroko, choć tak naprawdę nie chciał.
– Jestem Do Kyungsoo – zniżył głos i podrapał się w tył głowy. – Nie jestem pewien, czy wiesz, kim jestem. Cały czas wyglądasz na nieświadomego, ale tak mam na imię. Siedzę dwa rzędy i dwa miejsca za tobą. – Wskazał na swoje miejsce i miał rację, Jongin zupełnie nie znał jego imienia. Pamiętał tylko, jak pierwszego dnia szkoły obrócił się, aby sprawdzić mapę świata i Kyungsoo zmarszczył się w jego kierunku. Po tym nie bardzo się nim interesował.
Ten Kyungsoo był teraz zupełnie innym Kyungsoo.
– Jestem Kim Jongin – odparł, drugi tylko kiwnął głową z uśmiechem, a jego oczy zmniejszyły się. Słowem, jakie utworzyły myśli Jongina, było „uroczy”. Kyungsoo zabrał podręcznik ze swojego stolika i ruszył ku drzwiom, podczas gdy Jongin szedł za nim, szukając spójnej wypowiedzi, żeby kontynuować ich małą rozmowę. Kyungsoo wydawał się miły i był pierwszym chłopcem, który powiedział coś pozytywnego o tańcu i balecie. Jego klatka piersiowa ścisnęła się.
– Tańczysz? – To było jedyną rzeczą, o jakiej mógł myśleć i wyszło z jego ust ciszej, niż mówił zazwyczaj. Bał się, że ktoś na korytarzu może go usłyszeć. Kyungsoo obdarzył go kolejnym uśmiechem i potrząsnął głową.
– Bynajmniej – odpowiedział. – Raz moja babcia mówiła coś o tym, że moje ciało jest za słabe, a moja postawa zbyt mało produktywna… Ale lubię śpiewać.
Myśli Jongina zadrżały, jego mózg zaczął grać delikatną fortepianową melodię, którą kochała jego mama, coś, co jego siostra grała od czasu do czasu, kiedy ćwiczyła balet kilka lat temu. To dziwne, pomyślał.
– A ty tańczysz? – zapytał zainteresowany Kyungsoo, kilku starszych kolegów przeszło obok i Jongin gapił się w ich stronę.
– Nie. – Było tym co odpowiedział i nie powiedział nic więcej.
-
Ich teraźniejszy spacer ze szkoły był cichy przez prawie cały czas, Jongin pobieżnie pamiętał, jak poznał swojego najlepszego przyjaciela, podczas gdy drobne krople deszczu bawiły się z jego włosami. Poczuł się lżej, kiedy zbliżyli się do dwupiętrowego budynku, z zewnątrz wyglądał zwyczajnie, ale ze środka wydobywała się muzyka, która nadawała mu potrzebne życie. Jongin uśmiechnął się i szybko pomachał do chłopaka idącego obok, wspiął się po frontowych schodach – omijając dwa z każdym krokiem.
– Pamiętaj, żeby nauczyć się na jutrzejszy test z literatury – Kyungsoo przypomniał mu z poważną miną.
– Dobra, dobra. – Jongin zlekceważył go, nim otworzył drzwi. – Zawsze mogę ściągnąć od ciebie, kumplu.
Kyungsoo pozostał poważny przez kolejne trzy sekundy, zanim poszedł dalej; nie powiedział nic do Jongina.
– Hej! – krzyknął wyższy. – Pożegnaj się ze mną, ty niewdzięczna małpo.
Kyungsoo uniósł rękę i pomachał w powietrzu, a Jongin zachichotał.
Wnętrze było zimne i za bardzo przepełnione światłem. Lubił to. Poszedł długim korytarzem pierwszego piętra i zdjął swój mundurek, aby pozostać w swoim stroju do tańca, kiedy znalazł się w szerokim pokoju z długim lustrem i trzema rzędami drążków. Kilka innych osób było na tych samych zajęciach co on, wszystkie to kobiety. Nie miał nic przeciwko w przeciwieństwie do kiedyś.
-
– Mówiłeś, że lubisz muzykę, taniec i balet i oto jesteśmy, minęły dwa miesiące, a ja nie widziałem, żebyś zrobił choćby jeden krok. – Kłócił się Kyungsoo, ołówek odbijał się o jego palce, gdy głęboko wpatrywał się w twarz Jongina. – Śpiewałem dla ciebie milion razy.
– Jesteś dobry w śpiewaniu – odparł Jongin bez podnoszenia wzroku znad swojego zadania matematycznego.
– A kto powiedział, że ty jesteś zły w tańcu? – Mniejszy podniósł się na kolana. – Mógłbym ci powiedzieć, gdybyś tylko zatańczył przez chwilę.
Dom był cichy, rodziców Kyungsoo nie było w domu, a oni mieli robić równowartościowość ułamków. Trudno było skoncentrować się przy głupiej fortepianowej muzyce grającej w tle. Jongin napotkał oczy Kyungsoo i jego usta zrobiły się suche. Mniejszy prosił go o taniec nieskończenie wiele razy, za każdym razem jego prośba została przez Jongina odrzucona. Kyungsoo potrafił być bardzo uparty.
– Nie chcę – powiedział, rysując filigranową dziewczynkę obracającą się ponad diamentem na jednej ze stron jego notesu. Poczuł mrówki chodzące po jego palcach, a piosenka się skończyła. Pokój był cichy. Kłamstwo był zbyt oczywiste, jeśli odważyłby się spojrzeć Kyungsoo w oczy.
– Nie wierzę ci, Jongin – odparł drugi. Kolejna cisza i zmienił płytę w swojej wieży. Delikatna i powolna fortepianowa tonacja zaczęła grać ponownie, a Kyungsoo wziął ołówek z ręki Jongina i stuknął go nim w głowę. – Wiesz, że jesteś najłatwiejszą osobą na świecie do przejrzenia, prawda?
Jongin już miał na niego nakrzyczeć, kiedy muzyka stała się głębsza, na twarzy Kyungsoo pojawił się nieśmiały uśmiech.
– Robiłem to z moim kuzynkami w przedszkolu, ale… – położył rękę na biurku i wyprostował plecy, jego policzki zaczerwieniły się sekundę później, a jego stopy ustawiły się w pierwszej pozycji, Jongin wiedział, co jest później i poczuł ciepło na szyi. – Robię to, żebyś nie czuł się niezręcznie, dlatego proszę, nie zostawiaj mnie samego.
Kyungsoo ugiął kolana i zniżył się kilka centymetrów – półprzysiad – zaś Jongin prychnął cicho i stanął naprzeciwko niego oraz odwzorował jego pozycję. Jego twarz była bardziej ożywiona niż kiedykolwiek, a jego ciało wydawało się sztywne i zdrętwiałe, nie umiał przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz czuł się tak zażenowany, ale nie mógł nic poradzić, jak tylko uśmiechnąć się, podczas gdy Kyungsoo zaśmiał się.
Kyungsoo odsunął się od biurka i podszedł do wieży, zmienił płyty i zaczęła grać jakaś nieco hip hopowa muzyka.
– Jestem naprawdę kiepski w tańczeniu w ten sposób… – zaczął – ale jeśli wszystkim, czego potrzebujesz, jest zachęta-
Poruszał się w rytmie, a jego twarz zrobiła się jasnoczerwona. Jongin usilnie próbował się nie śmiać, przygryzając dolną wargę, jego nozdrza zrobiły się duże. Myślał o chwili, kiedy próbował tańczyć, może na ślubie jakiegoś członka rodziny, na przyjęciu urodzinowym, ale nie potrafił sobie niczego przypomnieć. Przysunął się bliżej do Kyungsoo i była to najbardziej niezręczna rzecz, jaką zrobił w życiu, ale pozwolił muzyce przepływać przez siebie jak wodzie. Oczy Kyungsoo stały się żywsze, kiedy uśmiechnął się do niego, wciąż delikatnie szurając nogami.
Jongin próbował zapamiętać wymyślne kroki, który być może widział w telewizji, starał się łączyć je z tym, co czuł w tamtej chwili i przyłapał się na tym, że głośno się śmiał. To było pierwsze ciepłe wspomnienie, jakie miał, od kiedy zmarła jego mama i było to głównym powodem, dla którego nigdy nie opuścił boku Kyungsoo przez następne kilka lat.
-
– Jongin – powiedział Kyungsoo, jego twarz była poważna, kiedy patrzył na swojego najlepszego przyjaciela. Byli w klasie, jedli lunch; dźwięki wydawane przez ich kolegów były stłumione, jakby byli w swojej własnej bańce. Jeden naprzeciwko drugiego.
– Kyungsoo. – Drugi spojrzał mu w oczy z przedrzeźniającym wyrazem twarzy, nie odpowiedział, po prostu był cicho, upłynęło kilka minut i powtórzył imię swojego przyjaciela.
– Nie lekceważ tego, co mówię. – Mniejszy ugryzł zawinięte jajko, które przygotowała dla niego mama, Jongin przewrócił oczami.
– Nie słyszałem cię, przepraszam – odparł, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, to bardzo wkurzało Kyungsoo.
– Podobało ci się. Wiesz, że tak było i wiesz, że zjada cię to od środka – mówił Kyungsoo, jego duże oczy skupione były na twarzy przyjaciela i wyglądało to, jakby drugi go ignorował, ale on wiedział bardzo dobrze, że w ten sposób funkcjonował Jongin. – Chcesz tam wrócić.
– Było zabawnie- – Jongin uciął, zaraz jak zaczął mówić. To irytujące, jak Kyungsoo zmuszał go do mówienia; zmuszał go do ujawniania swoich myśli. Myśli, jakie zachował, z kilku dobrych powodów. – Ale nie mogę iść ponownie. Rozumiesz.
Minął nieco ponad rok, odkąd Kim Jongin przyjaźnił się z Do Kyungsoo. Można by powiedzieć, że to szybko, można by powiedzieć, że to dziwne. Jongin wolał używa słowa „łatwo”. Kyungsoo był najmniejszym dwunastolatkiem, jakiego w życiu widział; był zabawny oraz miał ciekawy i niewielki garb na plecach. Był tak ślepy jak nietoperz i nosił naprawdę śmiesznie wyglądające okulary. Był spostrzegawczy i bardzo dobrze się z nim rozmawiało, rozumiał, jak czuł się Jongin przez większość czasu, był mądry, dostawał dobre oceny, wiedział, jak odczytywać nuty i potrafił zagrać kilka piosenek na pianinie w swoim domu. Najbardziej wyjątkową rzeczą w Do Kyungsoo –  według Jongina – był jego głos. Sprawiał, że przypominał sobie dźwięk kaskad – nie żeby kiedykolwiek był przy jednej.
Zatem zanim upłynęło trzynaście miesięcy, Do Kyungsoo znał punkt widzenia Kim Jongina. Rozumiał, dlaczego Jongin zawsze był cicho, kiedy chmury pokrywały błękitne niebo; wiedział, kiedy Jongin nie lubił ostrej zupy, jaką jego mama przygotowywała na obiad. Kyungsoo wiedział, dlaczego prawie nigdy nie tańczył, pomimo że umiał dostrzec błysk w jego oczach, kiedy tylko grała muzyka, pomimo że Kim Jongin miał tak dużo talentu.
Kyungsoo rozumiał. To nie znaczyło, że podobało mu się to.
– Słyszałeś, jak oni mogą ci pomóc z opłatami – zaczął niższy – a moja mama przyjaźni się z właścicielem, ona także może pomóc! – twierdził uparcie.
Jongin wyjrzał przez okno, potem spojrzał na swoje jedzenie, na Kyungsoo i znowu na jedzenie. Nie powiedział nic.
– Jongin… – Głos Kyungsoo był poważny i niski. – Wiem, co znaczy dla ciebie taniec. Wiem to, a ty nawet mi nie powiedziałeś. Wiem to, bo to oczywiste.
Jongin nie podniósł wzroku i Kyungsoo bał się, że jego przyjaciel może zacząć płakać. Ręce Jongina mrowiły, nie czuł palców u stóp, pamiętał, jak zabawnie było wykradać się na zajęcia z baletu – z Kyungsoo przy boku – i jak tamta kobieta mówiła mu, że ma ogromny talent, i że zdecydowanie powinien wrócić. To był najdłuższy czas, kiedy się uśmiechał od wielu lat.
Wrócił do domu, jego ojciec i siostra kłócili się. Jego bańka pękła i przypomniał sobie, kim jest i co musiał robić. Chłopcy grają w piłkę nożną i biją się.
– Nie mogę pobierać lekcji tańca – wymamrotał. Zmierzył wzrokiem otaczających ich ludzi, nikt nie zwracał uwagi.
– Boisz się tego, co powie twój tata?
Boję się. Nie powiedział nic, poszedł do toalety i nie odzywał się do Kyungsoo przez dwa dni. Kyungsoo rozumiał.
Ale to nie znaczyło, że mu się to podobało.

niedziela, 6 grudnia 2015

The Porcelain Dolls [38/38]

10 komentarzy // Dodaj komentarz (+)
tytuł rozdziału: Bonus | oryginał: Bonus 
pairingi: Chanyeol/Baekhyun, Sehun/Luhan, Kai/Kyungsoo, Kris/Tao, Xiumin/Chen, Suho/Lay
rating: PG-13
A/N: Dotarliśmy do końca! Dziękuję Wam bardzo, że byliście tutaj przez te wszystkie rozdziały i przeżywaliście je tak jak ja za pierwszym razem! Dziękuję za komentarze i za cierpliwość! Jestem z siebie dumna, bo myślałam, że nie dotrwam do tego rozdziału, a jednak się udało. Mam nadzieję, że nadal ze mną będziecie, bo nie kończę swojej przygody z tłumaczeniami. Wkrótce pojawi się tutaj coś nowego i liczę, że również Wam się spodoba! Pozdrawiam i życzę wesołych mikołajek!
edit: Jako że ostatni rozdział uzyskał 800 wyświetleń, postanowiłam Wam wyjawić, że kolejne tłumaczenie, to będzie Kaisoo. Czekajcie i uzbrójcie się w odrobinę cierpliwości~!
W życiu rodzica nie ma nic bardziej zadowalającego niż obserwowanie rumieńców na twarzy twojego dziecka, kiedy on lub ona dostanie prezent, o którym zawsze marzą dzieci. Kris uwielbiał patrzeć, jak twarz Jenny promienieje, kiedy zobaczyła różowy rowerek, jaki kupił jej tatuś. Jongdae uwielbiał dźwięk piszczącego śmiechu swojego syna, kiedy ten dostał swoją pierwszą encyklopedię.
Ale czasami, kiedy wszystkim, co słyszysz, jest cisza, zastanawiasz się, czy właśnie popełniłeś największy błąd  w swoim życiu.
– Dzieciaki? – pan Do zawołał z salonu.
– Hannie, kochanie, proszę, chodź tutaj – krzyknęła pani Lu, dając znak swojemu synowi i jego przyjaciołom, by wyszli z kuchni. Rodziny Luhana i Baekhyuna przyleciały do Londynu, by pomóc świętować urodziny Kyungsoo. Spędzili cztery lata osobno. Oddzielne urodziny, Boże Narodzenie, Nowy Rok… To był pomysł pana Lu. Zrozumiał, że jego syn byłby naprawdę wdzięczny za spędzenie czasu ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi.
Miał tylko nadzieję, że doceni następny prezent.
– Tak, tatusiu? – Kyungsoo wyczyścił ręce chusteczką, kiedy wyszli. Baekbeom wskazał, by usiedli.
– Mamy coś dla was.
– Mamy nadzieję, że wam się to spodoba i skorzystacie z tego w pełni. Jest to prezent, który planowaliśmy przez jakiś czas. – Pan Do uśmiechnął się.
Pojawiły się trzy białe koperty. Zostały otworzone drżącymi palcami, a zawartość została ujawniona. Była cienka i długa. Laleczki patrzyły w ciszy na bilety.
– Trzy bilety do Seulu, Korea Południowa – odezwała się pani Lu, trzymając dłoń swojego syna. – Wiemy, że tęsknicie za tymi ludźmi tam, którzy was uratowali i dali wam dom, więc pomyśleliśmy… – Nawet nie musiała mówić dalej, kiedy została zaatakowana przez ogromny niedźwiedzi uścisk i wszechobecne pocałunki.
– Dziękuję, mamo!!! Dziękujemy!!! – Luhan płakał matce w ramię. Pani Lu pokazała mu kciuki w górę. To była zdecydowanie najlepsza decyzja kiedykolwiek.
***
Kilka miesięcy później Laleczki wsiadły do samolotu, wyleciały do Korei Południowej. Stresujące było wracanie do kraju, który przedefiniował twoje życie, a jeszcze bardziej stresujące było pukanie do drzwi tych, którzy cię uratowali.
– O mój Boże, czy ja śnię? – Xiumin przetarł oczy, wpatrując się w trójkę osób przed sobą.
– Nie, to my. – Kyungsoo z trudem mógł utrzymać normalny wyraz twarzy, kiedy został natychmiast przyciągnięty przez Xiumina do uścisku.
– Moje dzieci… Jesteście z powrotem!!! Moje dzieci wróciły!!! O mój Boże, muszę zadzwonić do Jongdae!!!
Po tysiącach łez, uścisków i pocałunków od lekarza i dwójki dzieci, nie wspominając o pełnym posiłku, Laleczki znów znalazły się w mieszkaniu, gdzie wszystko się zaczęło, siedząc na kanapie, czekając na kogoś wyjątkowego.
– Luhan?!
– Baekhyun…
– Kyunggie…
Nie padły żadne słowa, pobiegli w swoje ramiona, a ich usta spotkały się po raz pierwszy od czterech lat. Chanyeol smakował jak słodki miód wymieszany z nutą pikantnego imbiru, ramiona Kaia nadal były silne i umięśnione, a język Sehuna grzeszny jak zawsze. Nie mogli nic poradzić lecz tylko wtulić się w ich objęcia i uronić kilka łez.
– Jesteście w domu.
– Tak. W końcu jesteśmy w domu.

wtorek, 1 grudnia 2015

The Porcelain Dolls [37/38]

5 komentarzy // Dodaj komentarz (+)
tytuł rozdziału: Epilog | oryginał: Epilogue
pairingi: Chanyeol/Baekhyun, Sehun/Luhan, Kai/Kyungsoo, Kris/Tao, Xiumin/Chen, Suho/Lay
rating: PG-13
Mówią, że miłość jest jak tsunami. Uderza bez ostrzeżenia i kiedy to robi, oplata cię i dusi, a ty nie masz wyboru, musisz poddać się jej potężnej sile.
Zrobisz wszystko dla miłości, nawet gdybyś miał umrzeć.
Jacques myślał, że odnalazł ją w Darze. Bardzo ją kochał. Zamierzali się pobrać. Ale dla niej nie umarł.
Aż pewnej nocy przechadzał się po jednym ze swoich klubów. Jego oczy wylądowały na pięknym mężczyźnie z alabastrową skórą, łagodnymi oczami i ustami tak czerwonymi jak wiśnie. Poruszał się z wdziękiem łabędzia, światła ponad nim rzucały na niego potoku różu i czerwieni. Tańczył, jakby posiadał scenę i tak właśnie było. Czas zatrzymał się, kiedy tancerz odetchnął, a Jacques poczuł, że tonie.
Złapał barmana. – Kim jest ten facet?
– On? – Kelner wskazał palcem. – Ma na imię Lay. Naprawdę nazywa się Zhang Yixing.
– Yixing…
Jeszcze jeden subtelny ruch tancerza i Jacques poczuł, jak jego serce się zatrzymało, a oddech utknął mu w gardle. Uległ tej najpotężniejszej mocy ze wszystkich.
***
– On jest zdrajcą – Yongguk przekazał przez telefon.
Nie odpowiedział nic.
– Jest chłopakiem dyrektora Kim! Zdradzał nas przez cały ten czas!
Nadal nic.
– Co mamy robić, proszę pana?
– Zabijcie go – odpowiedział lekko.
– Co? – Yongguk wykrzyczał do telefonu.
– Zabijcie dyrektora Kim! Zabijcie ich wszystkich! – odparł, trzaskając pięścią w stół.
– Proszę pana…
– Nie zostawcie żadnych dowodów. Zabijcie, jeśli musicie. Umieśćcie bombę w każdym klubie, w każdej głównej siedzibie, we wszystkim co posiadam i czego dotknąłem.
– Dobrze, proszę pana.
– Ale…
– Ale co, proszę pana?
– Nie. Skrzywdźcie. Yixinga.
– Proszę pana…
– Nie kwestionuj moich rozkazów.
– Tak jest.
Rozmowa się zakończyła. Jacques upuścił telefon. Z powrotem usiadł i westchnął. Jego powieki zadrżały, a ręce zatrzęsły się.
– Proszę pana – rozległo się pukanie do drzwi – pan Lestrade jest tutaj, by się z panem zobaczyć.
Otarł swoje łzy. – Wpuść go.
***
– Proszę pana, pan Lestrade jest tutaj – odezwał się Minho, pukając w drzwi szpitalnej sali pana Wu. Podstarzały gentelman w zielonej, tweedowej kurtce, trzymający brązową teczkę wszedł do środka. Miał włosy w kolorze popiołu i głęboko osadzone oczy.
– Bardzo miło pana widzieć, nazywam się Greg Lestrade. Jestem adwokatem pana Jacquesa Lee.
– Ach – Suho wydał z siebie słyszalne sapnięcie. To było nieco dziwne, dlaczego jego prawnik tutaj był? Jacques był martwy. – O co chodzi?
– Jestem tu z powodu jego testamentu.
– Jego testamentu? Jacques napisał testament? Policja już nie będzie mogła zabrać jego majątku, wcześniej zdecydował komu go zostawić.
– Cóż, wygląda na to, że zostawił wszystkie swoje nieruchomości oraz aktywa tylko jednej osobie. – Prawnik wyciągnął skórzaną zawiązaną książkę i otworzył ją, ukazując kartkę papieru, na której było tylko kilka słów. – Wyraźnie polecił, aby testament był sekretem i tylko obdarowany może go zobaczyć. – Przekazał książkę w kierunku szpitalnego łóżka. Tao był zaskoczony, tak samo i pan Wu.
Wtedy zdali sobie sprawę, że nie wskazywał na Tao ani na pana Wu. Oczy Yixinga rozszerzyły się. – Ja? – Otworzył książkę i odczytał testament.
Do Zhang Yixinga:
Kocham cię.
                                   Twój największy fan.