rating: PG-13
Chanyeol
ciągle o nim mówił.
–
Jest takim idiotą. – Usłyszał słowa Chanyeola. – Dlaczego miałbyś… – On. Zawsze
on w oczach Chanyeola.
Kyungsoo
czuł, jak wzbiera w nim zazdrość, sprawiając, że miał ochotę zmiażdżyć to, co
trzymał w rękach. Był bliski wybuchu.
Baekhyun, Baekhyun, Baekhyun. Doprowadzało
go to do wściekłości!
Miał
to być ich wspólny czas, nie czas Chanyeola, kiedy opowiadał o swoim
współlokatorze, którego widział przez niemal dwadzieścia cztery godziny każdego
dnia!
–
Wiesz, że nienawidzi bólu, prawda? – Nie
wiem. Nie chcę wiedzieć.
–…Czasami
chciałbym, żeby pomylili jego łóżko z moim. – Dlaczego? Czy dla mnie też byś to zrobił?
–
Chciałbym znaleźć się na jego miejscu… – Chciałbym znaleźć się na jego miejscu.
Chciałbym znaleźć się na jego miejscu. Chciałbym
znaleźć się na jego miejscu-
NIE-
Trzask. Poczuł
coś mokrego na swojej ręce i pieczenie w dłoni, ale nie przejmował się tym.
Wszystko, o czym myślał, to Chanyeol i Baekhyun i Chanyeol i Baekhyun i-
–
Przestań.
–
Hę?
–
Przestań.
–…Kyungsoo,
ty krwawisz! – Widział, że Chanyeol usunął się z jego pola widzenia, a potem
powrócił. Poczuł delikatne palce na swojej ręce, które delikatnie ją
oczyszczały. Słyszał, jak Chanyeol zadawał mu pytania i jak go beształ, lecz
nie zwracał na to zbytniej uwagi. Wszystko, o czym myślał, to Co się stało?
Nigdy
wcześniej nie był tak zły, by wybuchnąć. Nawet nie wtedy, kiedy jego ojciec
alkoholik zaczął bić jego matkę prostytutkę. Więc dlaczego? Dlaczego to się
stało?
Ale
kiedy czuł, jak Chanyeol go dotyka i martwi się o niego jak powinna robić to
prawdziwa matka, zdał sobie sprawę, że odpowiedź była tam przez cały czas.
Kochał
Chanyeola.
Myślał,
że to jakaś szczeniacka miłość albo przynajmniej pierwsze stadia miłości, ale
zaistniała właśnie sytuacja i to, co sobie przed chwilą zrobił udowodniły mu,
że jego uczucia to coś więcej.
Dużo,
dużo więcej.
Kochał
Chanyeola tak cholernie mocno, że wyobrażanie go sobie z kimś innym bolało go.
Kochał Chanyeola tak cholernie mocno, że przebywanie z nim ekscytowało go tak
bardzo, że to aż bolało. Kochał Chanyeola tak cholernie mocno, że to sprawiało
mu ból.
Miłość
boli.
Ale
jest także ekscytująca, zawiera dreszczyk emocji. Miłość dawała jego ciału
beztroskie uczucia, których nie czuł nigdy wcześniej.
I
kochał Chanyeola, bo to Chanyeol.
Kiedy
patrzył na niego w roztargnieniu, obserwował, jak wyciera jego rękę i usiłuje
wyciągnąć szkło z jego skóry, wiedział, że to właśnie dlatego go kocha.
Spojrzał
na skupioną i jednocześnie przystojną twarz Chanyeola, jego język nieznacznie
wystawał, kiedy ostrożnie używał palców, by wyjąć szkło z jego skóry i
wiedział, że to właśnie dlatego go kocha.
Chanyeol
był troskliwy, uroczy, poważny i jednocześnie pyskaty. Miał w sobie pewnego
rodzaju niewinność, którą Kyungsoo zawsze chciał w sobie.
–
Chodźmy do pielęgniarki – zasugerował Chanyeol, wyrywając go z transu. –
Naprawdę nie ufam swoim umiejętnościom.
–
Nie – powiedział Kyungsoo. Nie chciał iść do pielęgniarki. Chciał spędzić
więcej czasu z Chanyeolem.
Ponieważ
kochał Chanyeola.
Podniósł
wzrok na wyższego.
Kochał
go.
Spojrzał
w piękne, duże brązowe oczy Chanyeola.
Kochał
tego mężczyznę.
Kochał
Park Chanyeola.
I
zamierzał mu to powiedzieć.
–
Kocham cię, Chanyeol. – Słowa wydostały się z jego ust tak gładko i świadomie,
że Kyungsoo zastanowił się, czy zawsze chciał to powiedzieć.
Nie
wiedział, co Chanyeol powie. Jakaś jego część podejrzewała, że Chanyeol też go
lubi, druga jego część wiedziała, że nie patrzy na niego w ten sposób i
ostatecznie to pozostawiało go w takim zdezorientowaniu, że chciał coś ugodzić.
Ale
kiedy Chanyeol odpowiedział, Kyungsoo był tak szczęśliwy, że słowa nawet nie
mogły wyrazić jego szczęścia.
Chciał
trzymać jego dłoń i nigdy jej nie puszczać.
–
Kocham cię, Chanyeol.
To
było to. To było coś, na co czekał albo raczej o czym marzył przez bardzo długi
czas.
I
czuł, jak te słowa wymykają się z jego ust. Potrzebował odpowiedzieć tym samym.
–
Kyungsoo… J-Ja też cię kocham – odrzekł Chanyeol. I właśnie tutaj powinno się
to zakończyć. To właśnie tutaj powinno się to zakończyć. Z Chanyeolem i
Kyungsoo tak bardzo zakochanymi w sobie, że nic innego na świecie się nie
liczyło.
Ale
tak się nie stało.
Ponieważ
Chanyeol czuł, jakby nie powiedział wystarczająco wiele.
I
dłoń, która łączyła się z jego własną była inna. Obca. Nieznajoma.
Zła.
–
A-Ale nie w ten sposób – wypalił Chanyeol. Nie wiedział, co robi. Dlaczego to
robił? Dlaczego odrzucał swoje marzenie, które zawsze tworzył sobie w myślach;
cel, do którego zawsze zmierzał? Mężczyznę, którego myślał, że kocha tak
bardzo, że nigdy nie uciekłby od tej szansy? – Ch-Chciałem, byśmy zostali
przyjaciółmi. T-Tylko przyjaciółmi.
Co
on, do diabła, wygadywał?! Dlaczego pozwalał swojemu marzeniu – swemu celowi –
odejść?
Zabrał
dłoń z uścisku Kyungsoo, trzymając ją drugą dłonią, jakby bał się… I czuł, że
boli go serce, ponieważ zobaczył zrozpaczony wyraz twarzy Kyungsoo. Poczuł się
jednak uwięziony w uścisku Kyungsoo.
–
P-Przepraszam. Bardzo mi przykro – powtórzył Chanyeol, podnosząc się ze swojego
miejsca. Zatoczył się do tyłu, zanim obrócił się i wybiegł z pokoju. Z dala od
Kyungsoo.
Dlaczego
uciekał od swojego marzenia?
Dlaczego
to powiedział?
Dlaczego,
gdy Kyungsoo wyznał mu swoje uczucia, poczuł, jakby całe niebo spadło na niego,
a nie poczuł, jakby poleciał do nieba, kiedy te trzy słowa opuściły usta
obiektu jego westchnień?
(Dlaczego,
kiedy Kyungsoo wyznał swoje uczucia i Chanyeol także to zrobił, jedyną rzeczą,
która przebiegła mu przez myśl był Baekhyun,
Baekhyun, Baekhyun?)
To
nie była tylko faza, prawda?
To
nie faza.
Kiedy
Baekhyun wrócił, czuł się pełen triumfu.
Zaciągnął
ich do biura dyrektora, w którym przedstawił dowody. Niektórzy z nich zostali
zawieszeni, a większość wydalono ze szkoły.
Mowa,
którą wygłosił wcześniej, była upokorzeniem tamtych sukinsynów. Prawdziwą karą
było wysłanie dowodów do ich surowych rodziców i zniszczenie ich nieskazitelnej
opinii.
Dobrze,
dokonał swojej zemsty.
Dyrektor
był szczęśliwy, że Baekhyun otwarcie powiedział o znęcaniu i nazwał go odważnym
i jednocześnie bystrym za dokładne przemyślenie całej sprawy. Uśmiechnął się,
odgrywając słodkiego, niewinnego chłopca, jakim nie był i upewnił się, że
dyrektor widział tę stronę wystarczająco długo, by jeszcze bardziej pogardzić
innymi.
Cały
proces trwał kilka godzin, jako że było jakieś czternaście czy piętnaście osób,
z którymi musiał się uporać, co również zabrało dużą porcję jego energii, ale
ostatecznie było tego warte.
Wszystko
było warte tego, by poczuć to uczucie zadowolenia goszczące w jego brzuchu.
Kiedy wyszedł, Kris na niego czekał.
–
Jak było? – zapytał. Baekhyun uśmiechnął się powściągliwie.
–
Dobrze, jak planowałem – odparł, a Kris uśmiechnął się z ulgą. – Dzięki za
pomoc. Nie mógłbym zrobić tego bez ciebie ani innych, którzy mi dzisiaj
pomogli.
–
Nie ma problemu – odpowiedział Kris. – W końcu ty pomogłeś wcześniej nam
wszystkim. – Przybili żółwika.
–
Jak poszło? Spotkanie z Joonmyunem? – Kris zarumienił się ze szczęścia.
–
Dobrze. Musieliśmy być partnerami, bo tak właściwie nikogo tam nie znaliśmy. –
Baekhyun widział, jak promienieje, co wydawało się być efektem miłości i jakaś
jego część zazdrościła mu tego.
Ale
przypomniał sobie, że miłość nie istnieje.
Kiedy wrócił do pokoju, zobaczył Chanyeola
siedzącego na swoim łóżku, wpatrującego się w przestrzeń. Mówiąc szczerze,
Baekhyun nigdy wcześniej nie widział kogoś tak nieobecnego. I ten wyraz u
Chanyeola był szczególnie zabawny. Wybuchnął śmiechem. Naprawdę się śmiał.
–
Ktoś tu wygląda na głupka – powiedział, zmieniając ubranie i przygotowując się
na kolację. Chanyeol nie odpowiedział, a on zachowywał się, jakby tego nie
zauważył.
–
Kolacja – oznajmił Baekhyun, odwracając się, by spojrzeć na swojego
współlokatora. Żadnej reakcji.
–
Powiedziałem kolacja – powtórzył
zniecierpliwiony Baekhyun, przycisnął palce do ucha Chanyeola, gdy zaczął
wywlekać wyższego z pokoju.
–
Au, au, au, au, au! – krzyczał Chanyeol, próbując stawiać opór, ale Baekhyun
już to pojął; nie zamierzał już dłużej wysłuchiwać bzdur Chanyeola.
Wyciągnął
Chanyeola na kolację, bezlitośnie trzymając wyższego za jego ucho.
Gdy
dotarli na miejsce, Chanyeol nieprzytomnie usiadł obok Jongina, ponownie
wpatrując się w przestrzeń. Co za dziwak.
Pomyślał Baekhyun, siadając obok Krisa i Chena. Nie mam pojęcia, co, do cholery, Kyungsoo widzi w-
Kyungsoo?
Gdzie on był?
Baekhyun
rozejrzał się za nim, ale po długiej chwili nadal go nie odnalazł. Dokąd on
poszedł?
I
dlaczego Chanyeol był taki nieobecny?
Baekhyun
podejrzliwie zmrużył oczy, patrząc, jak Jongin szturcha niereagującego
Chanyeola. Zazwyczaj Chanyeol najwięcej by się odzywał.
Jakież
to dziwne.
Baekhyun
wyparł to ze swoich myśli.
Coś się działo między Baekhyunem a Chanyeolem.
Jongin
to wiedział.
To
nie zaczęło się wraz z jego snem w sylwestra. Zaczęło się o wiele wcześniej.
Wyglądało
na to, że gdy za każdym razem byli w dołku, zawsze przeżywali to w tym samym
czasie. I zawsze, gdy byli w dołku albo zachowywali się dziwnie, unikali siebie
nawzajem.
Zawsze
twierdzili, że się nienawidzą i nawet naprawdę się tak zachowywali, a jednak
roztaczali wokół siebie tę osobliwą aurę bliskości.
Dziwne.
I
teraz podczas kolacji Jongin widział, że Chanyeol zachowuje się dziwnie i
widział również, jak Baekhyun spogląda na niego od czasu do czasu.
Tym
razem było inaczej.
Tym
razem Baekhyun był równie niezorientowany co on.
I
chociaż próbował porozmawiać z Chanyeolem, wkurzać go czy po prostu uzyskać od
niego jakaś reakcję, Chanyeol zachowywał się, jakby wcale nie istniał.
Poddał
się, ale to dlatego, że miał plan.
Wiedział,
że Baekhyun znajdzie rozwiązanie.
A
jeśli tak się stanie, Jongin potwierdzi, że coś jest między nimi.
Czekał.
Po
kolacji Baekhyun kolejny raz zobaczył, że Chanyeol tkwi w swoim własnym
świecie, leżąc na łóżku i wpatrując się w sufit.
Z
początku nie powiedział nic, ale po godzinie, kiedy to Chanyeol ciągle leżał w
tym samym miejscu, w tej samej pozycji, był zdezorientowany i nie był w stanie
dłużej tego znieść.
–
Yeol – zawołał, ale Chanyeol nie zareagował. Albo raczej on został zignorowany,
gdyż Chanyeol przewrócił się na bok, plecami do niego.
Nieco
poirytowany, ale nadal w dobrym nastroju z powodu dzisiejszych wydarzeń,
przeszedł na palcach na drugą stronę, do której Chanyeol był zwrócony twarzą i
odkrył, że jego współlokator ma zamknięte oczy.
Teraz mnie ignorujesz, ej?
Pomyślał Baekhyun, czując rozdrażnienie, gdy przykucnął przed twarzą Chanyeola,
dopóki nie znaleźli się kilka centymetrów od siebie.
Wykorzystał
ten czas, by ocenić wygląd Chanyeola.
Jego
rzęsy były właściwie dość długie, a jego zsunięte na czoło ciemne włosy dawały
mu niezaprzeczalnie niewinny i jednocześnie seksowny wygląd. Jego wargi były
lekko rozchylone i były bardzo kuszące. Baekhyun poczuł, jak wali mu serce.
Ale
zignorował to. To nic. To zupełnie nic.
Zobaczył,
że Chanyeol marszczy brwi i niech to szlag, to było urocze.
Nie
chciał czuć się w ten sposób ani już dłużej w taki sposób myśleć.
Więc
zdekoncentrował się poprzez drażnienie Chanyeola.
Z
bezczelnym uśmieszkiem na ustach podniósł dłoń i ostrożnie ułożył palce na uchu
Chanyeola, ale nie dotykał go, później, kiedy był gotowy, wziął głęboki oddech-
-i
uśmiechnął się.
–
Yeol – wydyszał nad twarzą Chanyeola, który natychmiast otworzył oczy i już
miał gwałtownie się odsunąć, ale Baekhyun to wszystko przewidział. Jego palce
zacisnęły się na uchu Chanyeola, a drugą ręką zrobił to samo z drugim uchem i
kiedy Chanyeol odsunął się do tyłu, Baekhyun też się poruszył.
Pociągnął
Chanyeola z tak duża siłą, że Chanyeol nie miał innego wyjścia, jak tylko upaść
do przodu. Brzydki wyraz na twarzy Chanyeola był bezcenny i Baekhyun śmiał się,
kiedy obaj się przewracali.
Łomot.
W
pokoju zapanowała cisza, kiedy Chanyeol znalazł się nad Baekhyunem, zamykając
niższego w pułapce ze swego ciała i rąk. Wpatrywali się w siebie, ich oczy były
szeroko otwarte i kryło się w nich pożądanie. Trwali tak przez Bóg wie jak
długo.
Baekhyun
pomyślał o tym, jak blisko niego jest Chanyeol i jak bliski był pokonania
dystansu pomiędzy nimi, gdy patrzył, jak rzęsy Chanyeola trzepocą, jak jego
język nerwowo oblizuje wargi i jak jego brwi były wykrzywione w skupieniu.
I
wszystko, o czym Baekhyun myślał, to to, że chce go pocałować, chce go
pocałować, chce go pocałować-
Co
on wyprawiał?
Z
mocno bijącym sercem Baekhyun nagle zaczął się bać. Nie, nie, nie chciał
pocałować Chanyeola. Chanyeol nie był atrakcyjny.
Zobaczył,
że Chanyeol mrugnął, ale zanim zdążył spostrzec, czy Chanyeol zamierza się
pochylić i zamknąć dystans czy usiąść i zwiększyć dystans, Baekhyun tak jakby
spanikował.
–
Yoda.
Chanyeol
zamarł i w tej chwili Baekhyun mógł poczuć zapach jabłek i wanilii. Zanim się
zorientował, duża dłoń naprawdę mocno uszczypnęła go w nos.
–
Głupi króliczek – powiedział szorstko Chanyeol, zanim jego wolna dłoń objęła
plecy niższego i podniosła go, później zanim Baekhyun zdołał mrugnąć, Chanyeol
z powrotem wskoczył na swoje łóżko i udawał, że nic się nie stało. Serce
Baekhyuna wymykało się spod kontroli, kiedy siadał i nagle poczuł się o wiele
samotniej bez ciepła ciała Chanyeola.
Ale
gdy usiadł, zobaczył, że Chanyeol mocno skupia się na swoim telefonie i wkrótce
potem dotarło do niego, że wyższy ogląda coś, biorąc pod uwagę wydobywający się
dźwięk. Wzdychając i przynajmniej wiedząc, że tamten wyzdrowiał do pewnego
stopnia, Baekhyun powrócił na swoje łóżko. Jego zamiary spotkania się z Chenem,
Jonginem, Tao i Joonmyunem zostały zapomniane.
Po
krótkiej chwili, kiedy zapadła między nimi przyjemna cisza, Chanyeol nagle się
odezwał.
Albo
raczej zaśpiewał.
–
Kto ananasowy pod wodą ma dom?
Nie
zdając sobie z tego sprawy, Baekhyun odkrzyknął.
–
SPONGEBOB KANCIASTOPORTY!
–………………i dziurawy on jest!
–…SPONGEBOB
KANCIASTOPORTY!
–………………jest
tym, czego chcesz.
–…SPONGEBOB
KANCIASTOPORTY!
–………………padnij
jak ryba!
–……Tam
jest „leż jak ryba”.
–
Kogo to obchodzi, do prostu, cholera, dokończ!
–…SPONGEBOB
KANCIASTOPORTY!
–
Gotowy?
–
SPONGEBOB KANCIASTOPORTY SPONGEBOB KANCIASTOPORTY SPONGEBOB KANCIASTOPORTY!
–
SPONGEBOB KANCIASTOPOOOORTY AHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA.
Baekhyun
dokończył z gwizdem.
Zapadła
krótka cisza i Baekhyun zdał sobie sprawę, że Chanyeol już się więcej nie
odezwie, jakby ich wcześniejsza spongebobowa więź nigdy nie zaistniała i
Baekhyun ją sobie wyobraził.
Ale
Baekhyun wiedział, że tego nie zrobił, ponieważ wyobrażenia nie pozostawiłyby
go tak niezadowolonego.
–
Naucz się tekstu, jeśli chcesz śpiewać – nakazał Baekhyun, przeglądając swoją
pracę domową z muzyki.
–
Nie mam siły. A tak w ogóle, mów do mnie „kapitanie”.
–
Nie, do diabła. Przynajmniej dopóki nie nauczysz się tekstu.
–
Nie. Naucz mnie.
–
Nie. – Zapadła kolejna cisza i tym razem trwała długo.
Po
długiej chwili milczenia, kiedy zajmowali się swoimi sprawami, Baekhyun wydał z
siebie sfrustrowane westchnięcie.
–
Cholera. Komponowanie jest trudniejsze, niż myślałem. – Chanyeol przestał grać
w grę na swoim telefonie i spojrzał na Baekhyuna, który założył okulary i
zaczął drapać skórę pod nimi, przesuwając je w górę i w dół.
–
Z którą częścią utknąłeś? – Krótka przerwa.
–
Z każdą! Niech to szlag trafi! – Chanyeol uśmiechnął się i odłożył komórkę.
–
Na pewno jesteś mądry – spostrzegł, patrząc, jak Baekhyun mruży oczy. – Pozwól,
że ci pomogę.
Niższy
zesztywniał, a potem zachichotał.
–
Chcesz tylko, żebym nauczył cię tekstu i nazywał cię kapitanem, prawda? –
Chanyeol przewrócił oczami, schodząc ze swojego łóżka i zajmując miejsce na
łóżku Baekhyuna.
–
Dopiero na to wpadłeś? – Chanyeol uśmiechnął się z wyższością, zabierając koc
niższego i większość jego przestrzeni, co sprawiło, że Baekhyun pociągnął go z
powrotem w rozdrażnieniu, nieznaczny cień uśmiechu rozjaśnił jego usta.
–
Czy ty obrażasz moją inteligencję?
–
To tak oczywista rzecz i jeszcze musisz pytać?
–
Pierdol się – odpowiedział Baekhyun, odpychając Chanyeola – naprawdę bezlitośnie go odepchnął.
Zaskoczony olbrzym, który nie spodziewał się, że Baekhyun będzie taki brutalny
i okrutny, był zbity z tropu, gdy upadł na podłogę. Jedyną rzeczą, którą
słyszał, był śmiech Baekhyuna, a jedyną rzeczą, jaką czuł, był tępy ból i
wyraźne zażenowanie.
–
Ty mendo! – wrzasnął poirytowany Chanyeol,
wstając i ponownie zajął łóżko Baekhyuna i znów wyrwał mu koc.
–
Oddaj. Zimno mi. – Baekhyun na powrót go wyrwał. Robili tak przez bardzo długi
czas, później zdali sobie sprawę, że to nie działa.
Obaj
jednocześnie przysunęli się bliżej siebie, dopóki ich ramiona, ręce i nogi się
nie zetknęły i dopiero teraz koc dokładnie do nich pasował.
Baekhyun
nie mógł powstrzymać przyspieszonego bicia swojego serca.
–
Najpierw ja powinienem pomóc tobie czy ty mnie? – zapytał głęboki, zdyszany
głos Chanyeola, był tak blisko szyi Chanyeola. Niższy ledwie mógł oddychać. A
kiedy to zrobił, mógł tylko poczuć zapach jabłek i wanilii.
–
Ba, pomóż mi! – odrzekł Baekhyun, jakby było to najgłupsze pytanie w życiu,
które dla niego właśnie takie było.
–
Dobra, dobra – powiedział Chanyeola. – Ty dzieciaku.
Mówisz to ty, mój
sześciomiesięczny dongsaeng. Pomyślał sobie lekko
poirytowany Baekhyun, wpychając na nos zsuwające się okulary.
–
Czego nie rozumiesz? – zapytał szorstko Chanyeol, a Baekhyun zmrużył oczy,
patrząc na kartki z nutami. Mniejszy potrząsnął głową.
–
Prawie wszystkiego. – Westchnął, drapiąc się po głowie. Chanyeol wziął od niego
nuty i ułożył je na środku.
–
Jesteś głupi – wymamrotał Chanyeol, a Baekhyun miał cholerną ochotę uderzenia
go, jednak powstrzymał to, mówiąc sobie, że uderzy Chanyeola, gdy już go
wykorzysta. – Dlaczego gdzieś nie zaczniemy?
–
Zacznij od dodania pomocniczego wokalu! Pomocniczy wokal! – naciskał Baekhyun,
czując się jak dziecko, ale kto nie czuł się jak dziecko w obecności
Chanyeola?!
–…Tak
naprawdę uważam, że lepiej będzie, jak zaczniemy od współbrzmienia… – podjął
Chanyeol, a Baekhyun westchnął.
–
Muszę dodać co najmniej dwa współbrzmienia do całej piosenki! – Znowu
westchnął. – To wszystko twoja wina, Park Chanyeol! Pieprz się.
Chanyeol
przesunął się, żeby zejść z łóżka, jakby nagle anulując swój kontrakt z
Baekhyunem, ale Baekhyun złapał go za rękaw.
–
Zaraz! Dokąd idziesz?
–
To wszystko moja wina. – Chanyeol wzruszył ramionami. – Więc wydaje mi się, że
będę musiał przestać się wtrącać…
–
Skończ! – Baekhyun był zdesperowany. – Pojebie, wracaj tu! Nie możesz zostawić
mnie z tym samego, a potem śpiewać Spongeboba Kanciastoportego bez właściwego
tekstu! – Chanyeol zamarł. – Pospiesz się! Cofam to! – Kiedy Chanyeol odwrócił
głowę i wrócił, Baekhyun prawie tego pożałował, kiedy zobaczył głupi uśmieszek
na głupiej twarzy tego głupiego chłopaka.
–
Masz rację. – Chanyeol uśmiechnął się jak szaleniec. – Potrzebujesz mnie, czy
to przyznajesz czy nie.
Baekhyun
skrzywił się, chcąc gołymi rękami zedrzeć ten głupi uśmiech z głupiej twarzy
Yody.
Zastanawiam się, jak się ma
NienawidzęSzczeniaków11… Pomyślał Sehun w nocy, wpatrując
się w ciemny sufit własnego pokoju.
Szczerze,
czuł się trochę źle, robiąc sobie żarty z tego gościa, który wyraźnie
potrzebował pomocy, LOLOLOLOLOL. Ale co Sehun miał zrobić? Otwarcie powiedzieć
mu, że to wIELKIE zauroczenie?
niEEE.
Sam
musi do tego dojść!
I
Sehun nie zamierzał mu pomóc, chociaż był tym, który udzielił mu błędnych
wyjaśnień i powiedział, że to faza. Kto tak w ogóle wierzy w takie rzeczy?
Sehun wiedział, że jego żarty są zbyt absurdalne i nikt w nie nie wierzy, ale
jakimś cudem ten idiota uwierzył.
Miał
przeczucie, że kiedy NienawidzęSzczeniaków11 dowie się o nim, Sehun będzie
martwy.
Ale
do tej pory Sehun miał zamiar zrywać boki z tego gościa.
NienawidzęSzczeniaków11
nie miał pojęcia, że za każdym razem, kiedy Sehun był zły lub przybity,
wchodził na SheunMówi i czytał ich rozmowy. Koniec końców jego cały świat
rozjaśniał się szczęściem i samymi dobrymi rzeczami. Szczerze, miał dług u
NienawidzęSzczeniaków11.
Ale
NienawidzęSzczeniaków11 miał także dług u niego.
W
końcu kiedy naprawdę potrzebował pomocy, Sehun (a raczej SheunMówi) był przy
nim, gdy nie mógł zwierzyć się nikomu innemu. Więc byli kwita! Prawda?!
Prawda.
Chichocząc
do siebie, Sehun przewrócił się na łóżku na bok, potem zamknął oczy i za chwilę
zasnął.
Nie
mogący zasnąć Tao słyszał ten przerażający chichot i zadrżał, mając nadzieję,
że to nie o nim Sehun myślał.
Dwa
dni później Baekhyun leżał na swoim łóżku w tej samej pozycji co Sehun,
wpatrując się w ciemności w sufit. Nie mógł zasnąć.
Jutro
siedemnasty.
I
zamiast przypominać sobie przeszłość i pozwalając jej dźgać nigdy niezamykające
się rany, zastanawiał się, co zrobi Chanyeol.
„W takim razie pozwól mi zastąpić te pijane
noce i te bezwartościowe jednonocne przygody.” Te słowa, które Chanyeol wypowiedział
prawie miesiąc temu, gdy był pijany, były czymś, co Baekhyun wyraźnie pamiętał
w myślach i prawdopodobnie zawsze będzie pamiętał w sercu.
„Każdego miesiąca, Baekhyun, obiecuję ci.”
Obiecujesz
mi? Czy tego dotrzymasz?
Nie, Baekhyun. Nie rozbudzaj
swoich nadziei.
Czemu w ogóle to robisz? Kim jest
Park Chanyeol? Kogo obchodzi to, czy będzie przy tobie czy nie? On się dla
ciebie nie liczy. Nie potrzebujesz go.
Ale
z drugiej strony, kiedy myślał w ten sposób, czuł, jak jego serce bije szybciej
na myśl o tym, co mogą robić jutro. Jego serce pędziło, bijąc o jego klatkę
piersiową wystarczająco delikatnie, żeby przypomnieć mu, że jutro może być, po
raz pierwszy w ciągu niemal sześciu lat, dobrą rzeczą.
Lecz
nadal się bał. Wszystkiego, tak bardzo, że nie potrafił tego opisać.
Nie potrzebujesz go.
Nie. Już więcej na nikim nie
polegaj. Wszyscy cię zawiodą.
„Każdego pieprzonego miesiąca.”
Baekhyun w sercu wiedział, że Chanyeol
zapomni o słowach, które powiedział, ponieważ jest głupim przeciętniakiem i nie
wie, co, do licha, mówi, kiedy jest pijany. Ponieważ był głupim pijakiem.
Głupim pijakiem, który sprawił, że jego
serce wzleciało z nadzieją.
Nikt
by tego dla niego nie zrobił. Ludzie są samolubni, chcą wyglądać jak
bohaterowie, nie dotrzymują obietnic i życie po prostu działa w taki sposób.
Nie
ekscytuj się. To nie jest tego warte.
To
nie jest warte bólu rozczarowania, który zawsze, zawsze później przychodzi.
Dziś
nadszedł ten dzień.
Baekhyun
spędził cały dzień na zajęciach. Nie miał nawet czasu, żeby zjeść właściwie
lunch. Podczas tego comiesięcznego wydarzenia, zwykle starał się ze wszystkich
sił unikać ludzi, robiąc to tak, by nie wyglądało podejrzanie i przynajmniej
raz w miesiącu unikał ich całkowicie.
Okazało
się, że Dzień Unikania wypadał dziś.
Nikt
nie zauważył, ponieważ wszyscy zajmowali się swoimi własnymi sprawami, kiedy
Baekhyun opuścił ich i nie pojawił się nigdzie w czasie śniadania, lunchu czy
obiadu.
Siedemnastego,
czy tego chciał czy nie, Baekhyun zawsze myślał o przeszłości.
To
przychodziło mimowolnie, a uczucia pojawiały się tak nagle i z taką mocą, że
zrzucało to Baekhyuna z linii równowagi bycia w porządku. Spędził cały dzień z
pulsującym z bólu sercem na te wspomnienia, jego umysł był nawiedzany przez
wydarzenia sprzed kilku lat. To bolało i nawet po ponad pięciu latach, nadal
pojawiało się niczym fala przypływu, gotowa zepchnąć Baekhyuna z linii
równowagi.
Baekhyun
wiedział, że jest kimś, kto utknął w przeszłości.
Baekhyun
nie wiedział, jak to przezwyciężyć. Ciągle miał wrażenie, jakby był uwięziony w
studni tak głębokiej, że nikt nie mógł go zobaczyć, a nawet gdy próbował
wydostać się na zewnątrz, nie mógł tego zrobić, a woda wciąż wznosiła się i
wznosiła i wiedział, że niedługo utonie, ale nie mógł-
(nie
wiedział, że studnia, która go w sobie więzi, to te same mury, które wybudował
dookoła siebie, chroniąc się przed całym bólem, który mógł się do niego dostać,
ale zatrzymując przy sobie okropne wspomnienia z przeszłości.)
Dziś,
bez wątpienia, nie było wyjątkiem.
Już
był przybity. To był nawyk, od którego nie mógł się uwolnić.
Jakby
staranie się zapomnieć i pieprzenie się było narkotykiem, który pewnego dnia
mógł go wyleczyć (ale wiedział, że zawsze będzie to tylko tymczasowe
rozwiązanie – chwilowa ucieczka).
Wiedział
już, że Chanyeol nie przyjdzie. Był pewien, że Chanyeol nie dotrzyma obietnicy.
Szkolna
biblioteka, było to jedno z miejsc, których się bał, ponieważ była tak cicha,
że sprawiała, iż zaczynałeś myśleć – że zaczynałeś sobie przypominać. Ale co innego mógł zrobić? Wszędzie byli ludzie,
których znał, ludzie, którzy by z nim rozmawiali i sprawiali, że czułby strach,
strach przed tym, że oni również mogą go skrzywdzić.
Siedemnastego
Baekhyun stawał się przewrażliwiony.
I
czuł się wyizolowany, odcięty od wszystkich i wszystkiego i czuł się uwięziony
w swoich własnych myślach, gdzie wspomnienia, za które sprzedałby swoją duszę
by o nich zapomnieć, przebiegały mu przez myśl, w kółko i w kółko, i w kółko, i
w kółko.
A
on trzymał kurczowo się za głowę, zamykał oczy i życzył sobie, by odeszły.
Ale
nie odchodziły.
Nigdy
nie odchodziły.
Chciał
krzyczeć, powiedzieć wszystkim, żeby przestali próbować przebić się przez jego
mur, żeby trzymali się od niego z dala.
Żeby
go uratowali.
Ale
tego nie zrobił, ponieważ w końcu był za nogi ściągany przez swoją mentalność,
że powinien to trzymać w sobie, by wszystko trzymać w sobie.
I
tak robił, i za każdym razem miał ochotę wybuchnąć, ale było w porządku, gdyż w
ogóle nie powinien nikomu ufać i nie powinien nikogo niepokoić.
To
w porządku.
Gorzej
było kilka lat temu, kiedy wspomnienia były świeże w jego umyśle.
Każdego
dnia czuł, że jego własne brzemiona, problemy i uczucia kumulują się i gromadzą
w jego gardle coraz wyżej i wyżej, aż nie mógł oddychać. Może było łatwiej, bo
było mniej rzeczy, o które trzeba było się martwić.
Ale
z drugiej strony zrobiło się gorzej, kiedy lata mijały, aż czuł, że tonie.
Obecnie,
nie wiedział dlaczego, ale czuł się lepiej. Jak gdyby woda, która tak bardzo
chciała wciągnąć go pod powierzchnię, jakoś się uspokoiła. Albo została
odsączona przez kogoś, kto chciał, żeby żył.
To
w porządku, mógł wytrzymać trochę dłużej.
Tylko
trochę dłużej.
Czasami
Baekhyun zastanawiał się, czy życie jest naprawdę warte przeżycia.
Nie
wiedział, dlaczego nie umarł dawno temu.
Nie
próbował umrzeć, ale jednocześnie nie starał się żyć. No bo jaki był tego cel?
Ludzie tylko istnieją, a potem umierają, więc bezsensowne jest usiłowanie
wykorzystanie go jak najlepiej.
On
sprzed kilku lat wierzył, że życie jest pełne sensu, że życie może zmienić
kogoś w lepszą osobę, że życie może sprawić, że ktoś zmieni kogoś w lepszą
osobę. Myślał, że jedyną złą rzeczą na tym świecie jest śmierć.
Ale
śmierć wyraźnie była jedynie łatwą ucieczką.
Baekhyun
chciał umrzeć – naprawdę chciał umrzeć – kilka lat temu, gdy był
piętnastolatkiem (a może nawet wcześniej) i gdy nadal wierzył w miłość i cuda.
Kiedy wierzył, że dobro góruje nad złem, kiedy wierzył, że światło przezwycięża
mrok.
Chciał
uciec z tego świata, który dawał mu radość, ale potem pozwolił, by ból ją
przesłonił tysiąckrotnie; ze świata, gdzie wszystko, czego chciał, to umrzeć, a
był zmuszony do życia; z miejsca, które miało odwagę zniszczyć marzenia małego
chłopca, który opierał na nich całe swe jestestwo.
Chciał
umrzeć, chciał się zabić, ale z drugiej strony jaki był cel w próbowaniu?
Poza
tym jak wiele osób by to zraniło?
Więc
pozwolił mu zatrzymać wszystkie cierpienia dla siebie, pozwolił Baekhyunowi
przełknąć cały ból i zachować go w miejscu, którego nikt nigdy nie zobaczy,
żeby mógł zachowywać się jak człowiek szczęśliwy i śmiać się, i żeby nie musiał
się martwić, że ludzie zajrzą w głąb niego; żeby czasami mógł udawać tak
bardzo, że nawet on sam zapomni (nie całkowicie). Nie, nie było warte to czasu,
by niepokoić innych ludzi.
Baekhyun
nie wiedział dlaczego, ale takie były jego myśli, jego najgłębsze i najciemniejsze
myśli, które pojawiały się za każdym razem, gdy miesiąc docierał do
siedemnastego. I zdał sobie sprawę, jak bardzo żałosny jest. Wiedział, że gdy
zaczyna czuć się dobrze, ten dzień przypomina mu, że nie jest wystarczająco
dobry, by być szczęśliwym.
Nie
jest wystarczająco dobry do czegokolwiek.
Podczas
kolacji tak bardzo bolało go serce, że z każdym kolejnym uderzeniem ledwie
oddychał.
Nie
mógł unikać wszystkich, ponieważ Jongin spotkał go i powiedział, by poszedł z
nim na kolację.
Udawanie
było coraz trudniejsze, ale Baekhyunowi nadal udawało się zachowywać normalnie,
kiedy szedł z Jonginem do stolika, mając na ustach nieznaczny uśmiech, który
był zamarznięty, a on chciał, by jego serce było równie zamarznięte.
Kiedy
usiadł, ledwie mógł zobaczyć kogokolwiek innego, ponieważ tak bardzo był
skupiony na tłumieniu swoich emocji. Ktoś opowiedział jakiś żart, ale Baekhyun
nie mógł powiedzieć, kto to był, a kiedy wszyscy się zaśmiali, czuł, jakby
śmiali się z niego.
Po prostu przestań. Przestań tak
myśleć. Nie są tu po to, by cię zranić. Nic nie może cię zranić, pamiętasz?
Upewniłeś się, że twoja osłona
jest nie do pokonania. Nic nie może się przez nią przedostać.
Nawet nie promieniowanie gamma.
Jego
głowa pulsowała wraz z sercem i z każdym uderzeniem czuł, jak skręcają mu się
wnętrzności. Trzymał wzrok na swoich kolanach, śmiejąc się od czasu do czasu,
by pokazać wszystkim, że ma się dobrze (ponieważ tak było, zawsze tak było). Do
czasu, kiedy usłyszał, jak krzesła
skrzypią po podłodze, wiedział, że może niemal odetchnąć z ulgą.
Ale
nadal miał nadzieję, wciąż miał nadzieję.
Cały
tłum wyszedł w tym samym czasie i gdy normalnie Baekhyun uznałby to za
frustrujące, każdego siedemnastego był za to wdzięczny. Jego drobne ciało
pozwalało mu wyjść spomiędzy wielkich ciał i robił wymówki wszystkim przy
stole, że chciał wziąć coś do picia, zanim wróci z nimi do akademika. Wszyscy
wychodzili z tłumem, a on czekał, aż zniknęli mu z oczu, a potem się stamtąd
wymykał.
Świeże
powietrze bardziej ocuciło go z jego wewnętrznych przemyśleń, ale wszystko, co
teraz widział, to klub, do którego zazwyczaj chodził. Wytoczył się z tłumu,
gotowy skręcić za rogiem, ale zanim zdążył zrobić kolejny krok, poczuł, jak
silna dłoń łapie go za nadgarstek.
–
Nie pamiętasz już mojego wyzwania? – Głęboki głos, który w jakiś sposób
sprawiał, że jego serce trzepotało z nadzieją, zachichotał. – Trochę
przygnębiające, gdyż ja pamiętam to wyraźnie.
Kiedy
się odwrócił, napotkał twarz Chanyeola. Z jakiegoś powodu jego umysł nieco się
rozjaśnił i pewne uczucia zniknęły. Ale tylko trochę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz