czwartek, 31 sierpnia 2017

The Faults In Byun Baekhyun [26/55]

Brak komentarzy // Dodaj komentarz (+)
tytuł rozdziału: Miękki |oryginał: Fluffy
rating: PG-13
Więc dokąd dzisiaj idziemy?
Baekhyun nie wiedział, jak zareagować.
Miał ochotę odsunąć się od niego i warknąć, żeby spieprzał, ale bał się, że Chanyeol naprawdę może sobie pójść. Ale nie chciał paść na kolana i całować stóp Chanyeola, i dziękować za to, że pamiętał o tej pieprzonej obietnicy. Ponieważ nie potrzebował Chanyeola, tak sobie mówił.
Chanyeol wykorzystał jego nieruchomą postawę i zaczął ciągnąć go w stronę tylnego wyjścia ze szkoły. Kiedy poczuł, jak osobliwie zimny wiatr uderzył go, zamrugał, by pozbyć się odrętwienia z oczu i z postawy.
– Dokąd idziemy? – wysyczał w zamian. – Wiesz, że wymykanie się ze szkoły jest wbrew prawu! – Chanyeol zaśmiał się i zabrzmiało to jak dźwięk dzwonków w porównaniu z ostrym wiatrem.
– To nie powstrzymywało cię każdego miesiąca, prawda? – Baekhyun zamknął usta i pozwolił Chanyeolowi się prowadzić.
Kiedy szczęśliwie bez większego wysiłku znaleźli się poza szkołą, przez chwilę stali w miejscu, nie wiedząc, co zrobić. Niebo już ciemniało, zima przesączała je swoimi kolorami, ale oni nie pozwolili temu zawracać sobie głowy.
Nagle omiótł ich bardzo zimny wiatr i Baekhyun zadrżał, gdyż miał na sobie tylko swój cienki golf i jeansy.
– Dokąd chcesz iść? – zapytał Chanyeol, rozglądając się dookoła. Baekhyun był skupiony jedynie na pójściu w cieplejsze miejsce, ale z drugiej strony dlaczego w ogóle się na to zgodził?
Jednak również się nie sprzeciwił.
– To bez znaczenia – odpowiedział szeptem, zaciskając zęby, by przezwyciężyć chłód. Chanyeol zauważył, że Baekhyun trzęsie się jak mały zagubiony króliczek i nie mógł nic poradzić na to, że uśmiechnął się przez to, jak absurdalnie wyglądał. (absurdalnie uroczo)
– Chodźmy do centrum handlowego czy coś – zasugerował i zaczął iść w tamtą stronę, ale po zrobieniu kroku i ujrzeniu, że Baekhyun zastygł w miejscu, niecierpliwie i instynktownie wyciągnął rękę i złapał tę zimną Baekhyuna w swoją własną. Z początku poczuł, że dłoń Baekhyuna wiotczeje w jego dłoni i czuł się z tym w porządku, bo to nie tak, że w ogóle chciał go trzymać za rękę i to nie tak, że obchodziło go, czy Baekhyun tego chce czy nie. Poza tym spodziewał się, że Baekhyun zareaguje w ten sposób. Jednak to, czego się nie spodziewał, to to, że w końcu ­– ku zaskoczeniu – mniejsza dłoń Baekhyuna zacisnęła się dookoła jego.
Prawie nie mógł oddychać.
– Znasz w ogóle drogę? – Ton głosu Baekhyuna był sarkastyczny, ale drżący, kiedy pozwalał Chanyeolowi się prowadzić. Wyższy przewrócił oczami i poczuł, jak drobne ciało Baekhyuna się trzęsie, poprzez ich połączenie.
– Pieprz się. Nie ufasz nawet mojej umiejętności orientacji w terenie.
– Raczej jej brakowi – poprawił Baekhyun i niemal się zaśmiał, czując, jak Chanyeol zacieśnia uścisk, prawie jakby chciał zgnieść jego dłoń na miazgę. Tak, racja. To ci nic nie da. Odpowiedział uściskiem, mocnym. Później patrzył, jak wyraz twarzy Chanyeola marszczy się w bólu, zanim poczuł, jak Chanyeol zacieśnia swój uścisk.
Robili tak, dopóki ich dłonie nie zrobiły się gorące i bolały, aż nie mogli tego już dłużej znieść.
Puścili się i chociaż mroźny wiatr zdawał się przeszywać ich nagle osamotnione dłonie, Baekhyun się tym nie przejmował, ponieważ śmiał się z tego, jak idiotyczne to było i jak głupi jest Chanyeol, i jak głupi on jest.
Zaraz, śmiał się.
Baekhyun zamarł. Nigdy nie śmiał się w ten dzień miesiąca. Przynajmniej nie naturalnie.
Stał w miejscu, ponownie zastygł, myśląc o tym i nie wiedział nawet, jak bardzo mu zimno, dopóki nie poczuł, jak coś ciężkiego okryło jego ramiona. Szczękając zębami (dopiero teraz uświadomił sobie, że tak robi), podniósł wzrok na wyższego, który był skupiony na zapinaniu swojego dużego płaszcza na niższym.
– Co robisz? – syknął starszy, ale był wdzięczny za niespodziewane ciepło i zapach wanilii i jabłek, który wdarł się do jego nozdrzy.
– Jestem gentlemanem – odpowiedział Chanyeol, uśmiechając się szeroko, jakby zrobił najlepszą rzecz, jaką ktokolwiek kiedykolwiek mógł zrobić. Baekhyun przewrócił oczami i kopnął go, uśmiechając się równie szeroko, kiedy zobaczył, że twarz Chanyeola ponownie się marszczy, jakby właśnie został porażony prądem.
– Chyba w snach – odparł i zaczął się oddalać, uznając ciężar płaszcza wokół ramion za wygodny. Chanyeol podążył za nim i szli obok siebie. Na kilka chwil zapadła między nimi cisza, ale nie ta nieprzyjemna. W końcu jednak Baekhyun nie mógł jej znieść.
– Ale jak zrobi ci się zimno, powiedz mi, to go zdejmę – powiedział cicho Baekhyun, tak, że jego słowa zostały poniesione przez delikatny wiaterek. Chanyeol spojrzał w dół na niższego, który otwarcie patrzył wszędzie, byle nie na niego, i uśmiechnął się.
– Dobrze, Byun Baek.




Kiedy dotarli do najbliższego centrum handlowego i weszli do środka, otoczyło ich ciepło i odetchnęli z ulgą.
Kilka osób przechadzało się po wielkiej galerii. Chanyeol nie był tu wcześniej, choć znał drogę. W końcu zatrzymał się w miejscu, decydując się poczekać na to, co Baekhyun chciał zrobić.
–…Chcę pochodzić po tym miejscu. Pooglądać wystawy sklepowe – powiedział Baekhyun, kiedy Chanyeol zaczął oddalać się w jednym kierunku, niższy przyciągnął go z powrotem i pociągnął w drugą stronę.
– Jasne, szefie – wymamrotał do siebie Chanyeol, pozwalając być ciągniętym przez mniejszego. Po chwili niższy zatrzymał się przy tanio wyglądającym sklepie i wszedł do środka. Chanyeol bez słowa poszedł za nim. W sklepie sprzedawano małe świecidełka i drobne rzeczy, które dzieci i nastolatki mogli podarować swoim przyjaciołom, ale mogły być nieco zbyt dziecinne dla nich, którzy byli dużymi, dorosłymi mężczyznami w wieku dwudziestu lat.
Albo i nie.
–…Wow, chcę kupić to dla Chena i Jongina… – pomyślał na głos Baekhyun, wpatrując się z zastanowieniem w bibeloty, a Chanyeol zaśmiał się na fascynację Baekhyuna tanimi rzeczami dla ludzi średniej klasy. –…Nie wiem, po prostu, żeby z nich sobie zażartować… Za to, że oni sobie ostatnio żartują ze mnie…
– W porządku! Kup je! – zachęcił go Chanyeol, stojąc i czekając, ale zobaczył, że Baekhyun zesztywniał, a później niechętnie z powrotem wrzucił je do koszyków i odwrócił się, by spojrzeć Chanyeolowi w oczy.
–…Ale ja oglądam wystawy! – powiedział niemalże desperacko. – Chcę poczuć się jak normalna osoba, która kupuje tylko te rzeczy, których naprawdę potrzebuje! – Nawet jeśli to powiedział, było to sprzeczne z jego czynami. Wydawało się, jakby nie chciał przepuścić okazji, ponieważ odwrócił się i znowu zaczął na nie patrzeć. Po chwili starszy mężczyzna, który był właścicielem sklepiku, podszedł do nich i uśmiechnął się firmowym uśmiechem.
– Są teraz na wyprzedaży! – powiedział z przejęciem, patrząc w oczy Baekhyuna. – Powinieneś je teraz kupić, zanim ktoś zobaczy i wykupi je wszystkie!
–…Uhm, ja… – Baekhyun rozejrzał się, rumieniąc się z zażenowania z powodu tej obcej sytuacji (ponieważ kto musiał mieć z tym do czynienia, skoro byli bogaci?), a Chanyeol bardzo starał się stłumić śmiech.
– No, proszę! – naciskał mężczyzna, a Baekhyun spojrzał na niego niemal nieśmiało, nim odwrócił się i odszedł. Chanyeol powstrzymał śmiech i ukłonił się mężczyźnie, mówiąc mu, że wrócą później i poszedł za Baekhyunem.
– Czy on nie chciał zaprzedać mojej duszy? – Baekhyun zadrżał, a Chanyeol uznał za absurdalne to, jak Byun Baekhyun, ktoś, kto był absolutnie niepokonany we wszystkim, pewny siebie przed setkami ludzi z nieprzewidywalnymi reakcjami, silny, kiedy stawał twarzą w twarz ze wszystkimi, którzy chcieli go skrzywdzić, był nieco speszony przez sprzedawcę próbującego zarobić pieniądze.
– Może nie pasujesz do prostego życia – zauważył Chanyeol, a Baekhyun nagle odwrócił się, by posłać mu groźne spojrzenie.
– Chcesz się o to założyć? – odpowiedział, robiąc krok do przodu. Chanyeol instynktownie również zrobił krok w przód.
– Proszę bardzo – wydyszał Chanyeol, ale zanim zdążyli zrobić coś jeszcze, co mogło nie być odpowiednie do miejsca publicznego, przypomniał sobie, gdzie są i odsunął się, czując, jak jego serce bezprawnie pędzi, obijając się o jego klatkę piersiową. Baekhyun zrobił to samo i przez chwilę nie patrzyli na siebie. Później wyglądało na to, że coś przykuło uwagę Baekhyuna i wskazał w tamtą stronę, zanim tam popędził. Wzdychając, Chanyeol nie mógł zrobić nic innego, jak tylko pójść za nim.
Był to jakiś sklep z zabawkami.
– Wow! Jak ich tu dużo! – Baekhyun z zachwytem wpatrywał się, wchodząc do sklepu, jakby nigdy wcześniej nie widział gór pluszowych misiów (bo prawdopodobnie ich nie widział). Chanyeol chciał się z niego śmiać, droczyć się o to, jak dziecinny był, ale nie chciał niszczyć nagłych iskierek w oczach Baekhyuna, czegoś, czego albo nie widział wcześniej, albo nie widywał często.
W milczeniu podążył za nim, obserwując, jak Baekhyun pędzi w stronę gór misiów i pluszaków. Ten dzieciak naprawdę ma obsesję.
Chanyeol nawet nie wiedział, jak długo tam byli, ponieważ przysięgał, że Baekhyun spoglądał na każdą maskotkę, jakby już nigdy miał jej nie zobaczyć.
Na początku wszystko szło gładko wśród tęczy i jednorożców, ale kiedy sytuacja stała się tak żenująca, że Chanyeol chciał się ukryć albo wrócić do akademika, zdał sobie sprawę, że w zamian musi interweniować. Kryzys pojawił się wtedy, kiedy Baekhyun kłócił się z młodszym dzieckiem tylko dlatego, że chciał potrzymać misia, który był dokładnie jego wzrostu, a dzieciak nie chciał się podzielić. Ojciec posłał Baekhyunowi dziwne spojrzenie, a Chanyeol poczuł, jak czerwienią mu się uszy do tego stopnia, że bał się, iż mu odpadną.
– Chodźmy – wymamrotał Chanyeol przez zaciśnięte zęby, łapiąc Baekhyuna za rękę, chciał odciągnąć go od ojca, który zaczął posyłać im nieprzyzwoite, a nie dziwne spojrzenia. Baekhyun twardo stał w miejscu.
– Nie! – posłał Chanyeolowi gorączkowe spojrzenie, a potem odwrócił się do dziecka. – Posłuchaj, dzieciaku, byłem tu pierwszy, więc jeśli puścisz… – Powiedział, szarpiąc misia, ale dziecko szarpnęło równie gwałtownie.
– Nie! Tatusiu~~~ – zaskomlał dzieciak do ojca, który nie bardzo wiedział, co zrobić. Zastanawiał się, czy powinien uciszyć swoje dziecko, bronić go czy odciągnąć na bok. Chanyeol czuł się tak samo, nawet wtedy, kiedy patrzył, jak Baekhyun uśmiecha się zwycięsko. – Chcę tego pluszaka! – Szarpnięcie.
– Ja też! – odparował Baekhyun. Szarpnięcie. – Chcę go bardziej niż ty! – Dzieciak spojrzał na swojego tatę, a potem uśmiechnął się złośliwie.
– Założę się, że nie masz tylu pieniędzy, ile ma mój tatuś! – Dziecko nadepnęło mu na stopę, wydymając wargi w stronę ojca. – Kup mi tę zabawkę~
– Och, serio? – Baekhyun uśmiechnął się niebezpieczniej niż dzieciak i przeszukał swoje kieszenie jedną ręką, drugą wciąż mocno trzymał pluszaka. Chanyeol chciał uderzyć głową w ścianę. Baekhyun wyciągnął gruby plik banknotów i pomachał nimi przed dzieciakiem. Dziecko spojrzało z podziwem, rozdziawiając usta. – Zgadnij, kto dziś nie dostanie tego dużego misia do przytulania? Nie ja.
– Chodźmy – syknął Chanyeol, uśmiechając się półgębkiem do skrępowanego ojca oraz triumfującego Baekhyuna i zaczął odciągać niższego. Baekhyun był uparty, ciągnąc go z powrotem, ale niechęć Chanyeola do patrzenia na skomlące dziecko (już widział, że jego oczy napełniają się wielkimi łzami) i jeszcze bardziej skrępowany ojciec były silne, więc użył więcej siły. I zdecydowanie nie chciał mieć do czynienia z Baekhyunem, który dręczyłby nawet dzieci, by dostać to, czego chce. Baekhyun krzyknął z frustracji, kiedy jego uścisk na wielkim misiu rozluźnił się, krzyknął jeszcze głośniej, gdy dzieciak uśmiechnął się złośliwie, mając całego misia dla siebie, którego tulił do piersi, a Baekhyunowi pokazał język. Poirytowany Baekhyun zaczął przeklinać na Chanyeola.
– Prawie go miałem! Pierdol się, Park Chanyeol! – Więcej wiązanek przekleństw popłynęło z jego ust, a ludzie patrzyli i uszy Chanyeola już piszczały niczym czajnik. To wydawało się napędzać go jeszcze bardziej, gdyż w jakiś sposób znalazł więcej siły, by szybciej ciągnąć Baekhyuna.
W końcu wydostali się z tego piekła i Chanyeol zanotował sobie, żeby już nigdy więcej nie przyprowadzać Baekhyuna do sklepu z zabawkami. Nigdy więcej.
– Byłem tak blisko, niech to szlag! Byłem tak cholernie blisko- – Chanyeol wciągnął Baekhyuna do jednego z korytarzy z toaletami i przycisnął go do kąta, potem naprędce przyłożył Baekhyunowi palec do ust. Niższy natychmiast się uciszył, a kiedy Chanyeol odwrócił się, by przypomnieć mu, że miał nic nie kupować, stanął jak wryty, gdy uświadomił sobie, że przyciska palce do ust Baekhyuna.
Były miękkie i mokre, a gdy Chanyeol spojrzał w dół na mniejszego, ujrzał wpatrujące się w niego szeroko otwarte oczy, pełne zdezorientowania i dziecięcej niewinności.
Nie wiedział, jak szybko biło jego serce w tamtej chwili.
Szybko się odsunął, zanim Baekhyun zdołał coś powiedzieć, ponieważ przestraszył się, że Baekhyun odepchnie go i zachowa się, jak by go nie znał. Serce skakało mu do gardła i był wdzięczny, że ta część korytarza jest przyćmiona, więc mogła ukryć rumieńce na jego policzkach oraz jego zaczerwienione uszy.
– Nie chciałeś dzisiaj wydawać pieniędzy, pamiętasz? – wypalił Chanyeol, odwracając się, wcisnął dłonie do kieszeni, wyglądając na korytarz, udawał, że przygląda się otoczeniu, gdy po prostu chciał patrzeć wszędzie, byle nie na twarz Byun Baekhyuna. – Tylko ci przypomniałem.
Zapadła krótka cisza, jakby Baekhyun próbował to pojąć (albo również uspokoić swoje pędzące serce), a potem odpowiedział.
– Tak, jasne. Niby jesteś taki miły. – Potem Baekhyun zaczął wychodzić z korytarza, a  Chanyeol poszedł za nim, zastanawiając się, czy to „wyzwanie” będzie jego śmiercią.
Przebywanie z Byun Baekhyunem ani trochę nie było zdrowe.




Zostali tam aż minęła północ i o 1:20 trzymali skręcone ziemniaki na patykach i głośno ze sobą rozmawiali na skądinąd opustoszałej ulicy.
– Wiesz, jaka była najgłupsza rzecz, jaką zrobiłeś? – zapytał Chanyeol, patrząc, jak Baekhyun odgryza kęs. – Próbowanie wyjść z toalety, ale tak naprawdę nie przejście przez prawdziwe wyjście, tylko jego lustrzane odbicie.
– Wiesz, co było głupsze? – Baekhyun pomachał swoim patykiem na Chanyeola, który się powstrzymywał. – Dawanie tej osobie, która wbiegła w ścianę, swojego rękawa, kiedy krwawiła z nosa, kiedy wyraźnie byliście otoczeni przez dużą ilość papierów toaletowych… – Urwał i dlatego, że tak bardzo wymachiwał patykiem, Chanyeol już nie mógł tego znieść. Chwycił patyk i zrobił duży gryz ziemniaka, a potem puścił. – Hej!
– Twoja wina – powiedział Chanyeol z napchanymi policzkami. Baekhyun przestał machać i zasłonił patyk swoim ciałem. Później chyba zmienił zdanie i zaczął pałaszować.
– Świnia – mruknął Chanyeol, ale natychmiast tego pożałował, kiedy poczuł, jak coś ostrego wbija mu się w żebro. Patyk Baekhyuna. Chanyeol od razu się wzdrygnął i zaczął się odsuwać, Baekhyun szedł za nim z niebezpiecznym patykiem w powietrzu.
Przebiegli całą drogę powrotną do akademika i kiedy tam dotarli, dyszeli jak szaleni.
– Jesteś… pieprzonym… diabłem… – wydyszał Chanyeol, kuśtykając na korytarz chwiejnym krokiem.
– Ty… zacząłeś… – odpowiedział równie wymęczony Baekhyun. Chanyeol wyprostował się, bo chociaż nie miał siły mówić, nie wycofywał się z walki.
– Nie. Słuchaj, jeżeli chcesz mnie obwiniać, obwiniaj swoją niezdolność do bycia skupionym – powiedział Chanyeol trochę za głośno. Ale Baekhyuna to nie obchodziło i w zamian odezwał się jeszcze głośniej.
– Dlaczego nie obwinisz swojej niezdolności do bycia w bezruchu?
– Wow, nie zaczynaj znowu z tym-
– Zacznę to znowu-
– To, że jesteś ode mnie starszy, nie czyni cię lepszym. Nadal jesteś pieprzonym kurduplem.
– Słuchaj, gnojku – prawie krzyknął Baekhyun. – Jeśli nawet nie- – Nagle przerwano im, kiedy na końcu korytarza zaświeciło się światło. Były tam dwie albo trzy osoby.
– Hej! – krzyknął ktoś nieznajomy i zaczęli biec w ich stronę. Chanyeol był zaskoczony i stał w miejscu, czekając, aż do nich dotrą, ale zanim zdążył otworzyć usta, by powiedzieć cokolwiek, poczuł, jak jakaś dłoń sięga, by go chwycić, a później został niespodziewanie odciągnięty od tej trójki.
– Zatrzymać się! – krzyknęli tamci trzej, ale jakoś dłoń Baekhyuna w jego dłoni była przyjemna i zrozumiał, co ma zrobić. Właśnie kiedy zobaczył, jak za nimi biegną, Chanyeol odwrócił się i wzmocnił uścisk na dłoni Baekhyuna, zaczął biec, by zrównać z nim tempo. Biegli, mijając różne zakręty i kiedy zobaczyli swój pokój, pospieszyli w jego stronę, a potem wtoczyli się do środka, zamykając za sobą drzwi na klucz.
Pokój był ciemny, kiedy zsunęli się po drzwiach z wciąż złączonymi dłońmi. Z początku jedyną rzeczą, jaką mogli usłyszeć, były ich zmieszane oddechy, ale potem kroki stały się coraz głośniejsze.
Dokąd oni poszli?
– Nie wiem.
– Niech to szlag! Przysięgam, że było ich tam ze trzech! Po jednym dla każdego z nas, żebyśmy nie musieli spędzić reszty nocy na szukaniu innych.
– Cholera! Szukajmy dalej, nie powinni byli uciec daleko. – Później kroki zniknęły daleko w korytarzu. Po długiej, długiej chwili pozwolili swoim oddechom na nowo rozbrzmieć w powietrzu. Nadal za bardzo bojąc się złapania, wstali po ciemku, decydując się, że najlepiej będzie nie świecić światła, jako że ukrywanie się za zamkniętymi drzwiami przyzwyczaiło już ich oczy do mroku nocy.
Z początku wymieniali się tylko ciszą, ale wkrótce potem wybuchli śmiechem. Ich śmiech był czymś pomiędzy krztuszeniem się i krzykiem i śmiali się, dopóki nie mogli już dłużej tego wytrzymać, więc wtoczyli się na swoje łóżka i stłumili dźwięki przy pomocy kołdry. Chanyeol nie wiedział, co było tak zabawne, wiedział tylko, że ciągle się śmiał i łzy zaczęły wypływać mu z oczu. Z jakiegoś powodu ciemność sprawiła, że wszystko stało się śmieszniejsze.
Dziesięć minut później nie mieli już siły, by się śmiać. Zamiast tego wstali, zdejmując kołdry z przepoconych twarzy.
– Ja idę pierwszy – powiedział Baekhyun, zdejmując buty stopami i rzucił je na bok, później przygotował swoje rzeczy do mycia. Jednak było coś, co szczerze przeszkadzało Chanyeolowi, a były to włosy Baekhyuna, które z jednej strony odstawały niczym opuchnięty kciuk, jakby nagle zamieniły się w antenę, odstając, jakby zbierały jakiś sygnał.
– Zaczekaj. – Chanyeol pobiegł do niego w dwóch krokach i w sekundzie znalazł się za Baekhyunem. Baekhyun odwrócił się, by sprawdzić, co jest nie tak i napotkał zapach wanilii i jabłek, który nagle wdarł się do jego nosa. – Twoje włosy. Są rozczochrane.
Dlaczego jestem perfekcjonistą? Pomyślał sobie, wygładzając włosy Baekhyuna i kiedy przeczesywał je palcami, zdał sobie sprawę, jak miękkie są. Miękkie i puszyste. Zastanawiał się, jakby to było p…
Zanim w ogóle zdążył dokończyć tę myśl, pochylił się i przycisnął wargi do czubka głowy Baekhyuna.
Zastygł w bezruchu.
– Czy już skończyłeś? – Rozbrzmiał z dołu głos Baekhyuna, a serce Chanyeola przyspieszyło, kiedy on zatoczył się do tyłu. Wyglądało na to, że Baekhyun nie zauważył, co właśnie zrobił. – Masz aż taką obsesję, że musisz pochylać się, żeby sprawdzić, czy każdy włosek jest na swoim miejscu? Poważnie?
–…Nie – odpowiedział defensywnie Chanyeol, jego serce nadal biło bardzo szybko, gdy siadał na łóżku, obserwując, jak Baekhyun uśmiecha się kpiąco, a potem kieruje się do łazienki. Kiedy drzwi się zamknęły, Chanyeol odetchnął z ulgą, nie wiedząc, jak szalonym może się stać, jeśli nadal będzie patrzył na Baekhyuna swoimi oczami.
Chociaż minuty mijały, zapach truskawek i miodu wciąż tkwił w jego nosie.




Chanyeol zaczynał myśleć, że… może już przestał nienawidzić Baekhyuna.
Było to konfrontujące i całkowicie przerażające, a jednak Chanyeol wiedział, że to coś, czemu nie mógł zaprzeczać (już dłużej). Nie nienawidził Baekhyuna. Przestał, do cholery, nienawidzić Baekhyuna.
To uczucie, które czuł wobec Baekhyuna, widząc go tak małego przy sobie, tak małego i tak bezbronnego było czymś, co było zbyt silne, by być tylko fazą.
A jednocześnie zbyt czułe, by być nienawiścią.




Czym tak właściwie było to uczucie?




Chociaż była trzecia nad ranem, Baekhyun nie mógł spać.
Wydarzenia dzisiejszego dnia dokładnie przebiegały przez jego umysł i nie mógł nic poradzić na to, że czuł pewnego rodzaju miękkość w sobie, która sprawiała, że prawie uśmiechał się na myśl robienia czegoś zupełnie innego od tego, co robił przez ponad pięć lat.
To było… miłe.
Przekręcił się, dopóki nie był zwrócony twarzą do pleców Chanyeola. Kiedy Chanyeol był z nim, wszystkie złe wspomnienia w jakiś sposób znikały. I był naprawdę za to wdzięczny.
Nie wiedział, dlaczego Chanyeol zdecydował się robić to z nim, ale nie chciał pytać, ponieważ nie chciał znać odpowiedzi. Więc w zamian miał nadzieję, że w przyszłym miesiącu będzie równie zabawnie co tym razem.
Tak, zabawnie.
Serce Baekhyuna było bardzo radosne, bijąc szybko z podekscytowania i czuł się jak dziecko bardziej niż kiedykolwiek.
Jednak jakaś jego część nie puszczała nawiedzających go wspomnień. Doświadczenia, które ścierpiał przez te wszystkie lata wciąż pozostały klatką, w której był więźniem i czuł się jak ptak uwięziony w rękach przeszłości. To sprawiało, że wisiało nad nim uczucie przygnębienia, jednakże dziś niemal poczuł, jakby znowu mógł latać.
Nie chciał, by ktokolwiek myślał, że dobrze się bawił. Nie chciał, by ktokolwiek, kto zadał mu ból, widział, jak wiele miał radości ze strachu, że mogliby go ukarać jeszcze bardziej. Nie chciał się uśmiechać.
Ale i tak się uśmiechał.




Jongin był bardzo, bardzo podejrzliwy.
Po kolacji zdecydował się zaskoczyć swoich przyjaciół wizytą, jako że się nudził i nie miał nic do roboty, i nie rozmawiał z nimi jak należy w ostatnim czasie.
Ale kiedy otworzył szeroko drzwi, krzyknął długie i żenujące „NIESPODZIANKA!”, w środku nie było nikogo. Żadnej żywej duszy.
Więc myśląc, że może był to jeden z tych dni, kiedy spędzali czas w pokojach innych osób, Jongin zdecydował się zostać, dopóki nie wrócą. Ale, do cholery, nie wrócili. Ani jeden z nich.
Naprawdę podejrzane.
I Jongin czekał do jedenastej wieczorem, ale nadal nie wrócili. Został tak długo, aż Joonmyun do niego zadzwonił i kazał mu wracać. A ich dalej nie było.
Dziwne i bardzo podejrzane.
– Wiem, że ten pokój coś ukrywa… – wymamrotał do siebie Jongin, otwierając drzwi. Nagle odwrócił się, jakby oczekiwał, że ktoś mógł się tam chować. – Cóż, pokoju, dłużej nie możesz tego przede mną ukrywać… – Posłał przez pokój podejrzliwe spojrzenia, a potem wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.




– KIEDY JEST TERMIN ODDANIA TEGO GÓWNA? – krzyknął Baekhyun, biorąc ze złością w dłonie kartki z nutami, okulary zsuwały mu się z nosa. Chanyeol westchnął i odłożył swoją gitarę.
– A może byłbyś cierpliwy i po prostu to zrobił?! – prawie wrzasnął, ponieważ stres Baekhyuna już przełożył się na niego i chociaż mógł po prostu się poddać i wyjść, i powiedzieć Baekhyunowi, żeby sam się tym zajął, wiedział, że jeśli w coś się wplątał, nigdy z tego nie wyjdzie.
– KIEDY JEST TERMIN ODDANIA TEGO GÓWNA? – krzyknął znowu Baekhyun, jakby wcale nie słyszał Chanyeola. Wyższy na wpół westchnął, na wpół krzyknął z frustracji i zaczął szperać w telefonie, zanim sprawdził kalendarz.
– ZA DWA TYGODNIE!
– NIGDY TEGO NIE SKOŃCZĘ!
– MUSIMY TO SKOŃCZYĆ!
– CO POWINNIŚMY TERAZ ZROBIĆ? – Baekhyun ponownie pomachał kartkami, aż Chanyeol przewrócił oczami, wyciągnął rękę i wyrwał mu je z dłoni.
Chanyeol wpatrywał się w nuty. – Hej… tak naprawdę zrobiliśmy więcej, niż nam się wydawało! – Jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia, a potem wygięły się, kiedy się uśmiechnął. Oczy Baekhyuna także się rozszerzyły.
– Co? Naprawdę? – Baekhyun zszedł ze swojego łóżka i pospieszył do łóżka Chanyeola, który siedział na nim, przewracając kartkę po kartce.
– Tak! – Chanyeol uśmiechnął się szeroko. – Wszystko, co musimy zrobić, to… sprawdzić czy wszystkie harmonie ze sobą współgrają. – Zapadła krótka cisza.
–…Jak to zrobimy?
–…Zaśpiewamy? – Krótkie milczenie.
– Będziesz ze mną śpiewał? – zapytał Baekhyun, ale Chanyeol od razu potrząsnął głową.
– Do cholery?! Nie mam zamiaru śpiewać! – Chanyeol energicznie pokręcił głową. Baekhyun na chwilę znieruchomiał.
– A może w zamian zadzwonimy do Kyungsoo? – Nagle Chanyeol zamarł, a jego serce przyspieszyło, kiedy przypomniał sobie, co stało się ostatnim razem, gdy rozmawiał z Kyungsoo.
–…Może nie?
– Dlaczego nie?
– Bo… jest zajęty. Ma inne rzeczy do zrobienia.
Baekhyun zmrużył oczy, bacznie obserwując spuszczony wzrok Chanyeola, ale nie powiedział nic.
– Jak chcesz… – Baekhyun spojrzał na Chanyeola, kiedy wszystko zaskoczyło w jego głowie. – Zaraz… To znaczy, że ty musisz ze mną zaśpiewać! – Chanyeol rozdziawił usta, szybko podniósłszy wzrok.
– Nie ma mowy! Znajdź sobie kogoś innego!
– Co? Chcesz, żeby ktoś ukradł naszą pracę?
– Nie! Nikt nie-
– Po prostu się zamknij, Yeol, i śpiewaj ze mną! – Potem Baekhuyn przepchnął Chanyeola na łóżku i usiadł na nim, przyciągając kołdrę, by zakryć dolną część swojego ciała. Chanyeol, widząc upartego Baekhyuna, który nie zamierzał ustąpić, westchnął i wziął swoją gitarę, potem ułożył ją przy swoim ciele.
– Rusz się – burknął, pudło gitary było za duże dla Baekhyuna, który prychnął i zszedł z łóżka, przesiadł się na inną stronę i znów się na nie wepchnął. Wyższy zrezygnował z przyznania się, że jego serce bije jak szalone.
– Co śpiewam? – Westchnął, a Baekhyun wskazał na jedną melodię, nad którą ciężko pracowali przez ostatnie tygodnie. – Dobra. – Zaczęli, kiedy Chanyeol wyliczył rytm albo raczej kiedy Baekhyun zaczął, ponieważ głos Chanyeola był tak cichy jak szept i nawet Baekhyun nie mógł go usłyszeć.
– Co ty, nieśmiały jesteś? – droczył się niższy, złośliwy uśmieszek rozciągnął kąciki jego drobnej twarzy. Wyższy zarumienił się.
– N-Nie!
– No to śpiewaj! Wiesz, że nie mamy dużo czasu, prawda? – Baekhyun spojrzał w dół na koc, który okrywał jego kolana. – Pieprzony idiota.
– Hej! Nie nazywaj mnie tak! – wrzasnął Chanyeol z zaczerwienioną twarzą.
– Jesteś w ogóle facetem? Czego się, do licha, boisz?
– Nie każdy potrafi śpiewać tak dobrze jak ty – mruknął Chanyeol. Z początku Baekhyun nie odpowiedział i wyższy uwierzyłby, że zaczął okazywać trochę współczucia.
– Masz rację – odrzekł Baekhyun. – Nie każdy ma tak wyjątkowy głos jak ja.
A może nie.
– Ale to nie znaczy, że możesz to wykorzystywać jako wymówkę! Pospiesz się i śpiewaj!
– Dobra, dobra! – Chanyeol westchnął, nie czując się już ani trochę zdenerwowanym. – Przestań zrzędzić, zachowujesz się jak moja mama czy coś. – Natychmiast pożałował, kiedy poczuł, jak długie palce Baekhyuna go szczypią. Mocno. – Au! – Poczuł na sobie surowy wzrok Baekhyuna i znowu westchnął, zanim wymamrotał rytm i zaczął grać na gitarze.
Wyjątkowy głos Baekhyuna dotarł do jego uszu, był delikatny i jednocześnie mocny. Zamknął oczy, chcąc zaśpiewać współdźwięk, chcąc, żeby głos Baekhyuna rozbrzmiewał w jego myślach, by mógł zapomnieć o wszystkim, a jednak nadal się bał. Ponieważ zawsze miał pewnego rodzaju lęk przed śpiewaniem przed innymi.
Ale wtedy poczuł, jak paznokcie Baekhyuna wbijają się w jego skórę i otworzył oczy, odwracając się, by ujrzeć, jak wzrok Baekhyuna wwierca się w niego. Jego wargi nadal się poruszały, kiedy słowa wypływały spomiędzy nich tak delikatnie i tak pięknie, ale wyraz jego twarzy był poważny, kiedy ponaglał Chanyeola do działania. Do tego, by zaczął śpiewać.
Chanyeol czuł, że jego głos w jakiś sposób się wydobywa i chciał krzyczeć „TO JEST PRESJA!”, „ON NA MNIE NACISKA!”, a jednak kiedy pierwsza część współdźwięku nabrała jego głosu, poczuł, jak zalewa go uczucie spokoju. Dziwne. Śpiewanie przed kimś było łatwiejsze, niż myślał.
Co sprawiało, że stało się to łatwiejsze, był to, że gdy jego głos wzmacniał się i robił głośniejszy (a on bardziej się odsłaniał), dostrzegał, jak usta Baekhyuna wykrzywiają się ku górze. Bardzo nieznacznie, tak, że pomyślał, iż to sobie wyobraził.
Ale wiedział, że tego nie zrobił, ponieważ wtedy paznokcie Baekhyuna opuściły jego skórę, zostały zastąpione przez gładki kciuk, który masował ślady pozostawione na skórze Chanyeola, było to prawie jak przeprosiny.




I spędzili całą noc poprawiając błędy we współdźwiękach. Chanyeol odkrył, że tak przyjemnie śpiewało mu się na koniec dnia, że kiedy wreszcie skończyli pracę domową z muzyki, śpiewał „Dla Elizy” tylko po to, by wkurzyć Baekhyuna.




– Nie jesteś w śpiewaniu tak dobry jak ja – powiedział tej nocy Baekhyun. Chanyeol prychnął i zarumienił się, był szczęśliwy, że mrok zasłania wyraz jego twarzy. Jego serce przyspieszyło bieg na ten komentarz i nagle był zażenowany, prawie żałował, że śpiewał prosto z serca (i w brew swoim lękom) wcześniej.
– Nieważ-
– Ale jesteś w tym dobry. – Te ostatnie trzy słowa były ciche jak szept wiatru.
Ale wisiały w powietrzu, głośne jak cisza i Chanyeol odkrył, że jego zęby błyszczą w mroku, gdy się uśmiechał.
Czy mógłbyś być mniejszym tsundere?




– Hej, Jongin… – szepnął Chen do Jongina pewnego dnia, kiedy siedzieli z milczącym Kyungsoo, który jadł swój lunch, jakby był ostatnią osobą na całym świecie. –…Możesz wyświadczyć mi przysługę?
Nieświadomy Jongin (który męczył się nad swoim kurczakiem) pokiwał głową i odezwał się z pełnymi ustami: – Jaką?
–…Proszę, zaprzyjaźnij się z Kyungsoo. Proszę – wyszeptał Chen, nadal nie pojmując, zrobił kolejny gryz, odwracając się, by spojrzeć na drobnego chłopaka naprzeciw niego.
– Po co? Myślałem, że my już-
– Po prostu to zrób – syknął Chen. – Ostatnio jest w dołku i, mówiąc szczerze, nie potrafię go pocieszyć. W istocie wydaje mi się, że się na mnie wkurza! – Jongin, mrugając, odwrócił się od Chena do Kyungsoo i z powrotem do Chena.
– To co sprawia, że myślisz-
– Kupię ci kurczaka – błagał Chen. – Po prostu to zrób. – Na to oczy Jongina rozszerzyły się, jakby właśnie zobaczył milion dolarów, ale coś go powstrzymało i spojrzał podejrzliwie na swojego dobrego przyjaciela.
–…Dlaczego?
– Bo kiedy jest zły, jest… – Chen zadrżał. – Nie chcę o tym rozmawiać. To po prostu straszne.
Nie wspomniał o tym, jak Kyungsoo czasami siadał na swoim łóżku z wyprostowanymi plecami i szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w przestrzeń, koncentrując się tak mocno, że wydawało się, iż patrzy na coś. Ale kiedy Chen odwracał się, by zobaczyć, co to jest, nic tam nie było. Później Kyungsoo poruszał się w opanowany sposób, chodząc sztywno w tę i z powrotem z dokładną ilością kroków. Czasami darł na strzępy swoje własne ubrania, a innym razem mamrotał do siebie, chodząc do przodu i do tyłu. Niech to szlag, to było przerażające.
A kiedy Chen usiłował z nim porozmawiać, odwracał głowę za dokładnie trzy sekundy, patrzył na niego przez siedem sekund, otwierał te różowe usta, by zaraz je zamknąć i znowu zaczynał chodzić dookoła. To było cholernie straszne.
Wiedział, że Jongin interesuje się kurczakiem bardziej niż czymkolwiek, więc wiedział, że weźmie to pod uwagę. Poza tym Jongin mając za przyjaciół Baekhyuna i Chanyeola, musiał być w stanie radzić sobie ze wszystkim.
Więc kiedy patrzył, jak Jongin siada obok Kyungsoo, modlił się, by Kyungsoo szybko się wyleczył.




Jongin był nieco niechętny, ale przez to, że Chen intensywnie się w niego wpatrywał, czuł również lekką presję. Przesunął swojego w połowie zjedzonego kurczaka obok pełnego talerza Kyungsoo i czekał, aż duże oczy na niego spojrzą. Łamało mu się serce na to, że musiał podzielić się swoim ulubionym jedzeniem, ale z drugiej strony ktoś musiał się poświęcić dla większego dobra (w tym przypadku był to kurczak, którego Chen obiecał mu kupić. – Chcesz kurczaka?
Kyungsoo wpatrywał się w niego jeszcze przez chwilę, potem odwrócił się, by patrzeć w nicość. Dobra… Pomyślał sobie Jongin, wzruszając ramionami, a później zrobił gryz kurczaka. A jednak kiedy już miał się odsunąć, poczuł ten cholerny wzrok Chena, więc westchnął wewnętrznie, zebrał się na odwagę (by zrezygnować z kurczaka) i wyjął całkowicie nowego kurczaka, zanim umieścił go na talerzu.
– Teraz zjesz trochę kurczaka – poinformował Jongin, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Jeśli, oczywiście, chcesz urosnąć wyższy. – Kyungsoo odwrócił się, aby znowu na niego spojrzeć i zastanawiał się, co się, u licha, stało, że sprawiło, iż tak się zachowuje. To zachowanie niejako przypominało mu zachowanie Krisa, kiedy odkrył, kim był Księżycowy Anioł…
– Kurczak jest najlepszym rozwiązaniem na wszystko. Wiesz dlaczego? – Patrzył na Kyungsoo, jakby był to konkurs i po pełnej minucie Kyungsoo nieznacznie potrząsnął głową. – Bo jest zdrowy, pyszny i ma więcej wartości odżywczych, niż warzywa kiedykolwiek będą miały. – Zapadła krótka cisza, a później Kyungsoo potrząsnął głową, tym razem bardziej energicznie.
– To nie prawda – odpowiedział cichy głos. – Smażony kurczak to śmieciowe jedzenie.
– To nie jest śmieciowe jedzenie! – odparł zapalczywie Jongin, robiąc kolejny gryz. Wzrok Kyungsoo go świdrował. – W zasadzie jest zdrowszy niż te zielone warzywa na twoim talerzu. – Wskazał oskarżycielsko na niewinnie leżące brokuły.
– Nie, Jongin – głos Kyungsoo stawał się głośniejszy. – Wiesz, skąd to wiem? Ponieważ w liceum miałem dietetykę jako jeden z głównych przedmiotów. I wiem, że smażony kurczak z pewnością nie jest dla ciebie dobry. W istocie jest dla ciebie naprawdę szkodliwy. – Zapadła cisza, kiedy wpatrywali się w siebie, żaden z nich się nie wycofywał. Kyungsoo na pewno się nie wycofywał, ponieważ miał 100% pewności, że ma rację…
Wtem Jongin niespodziewanie zachichotał, na jego młodej, poważnej twarzy pojawił się mały uśmiech.
– Teraz przynajmniej wiem, że nie jesteś aż tak nieobecny – powiedział Jongin, uśmiechając się szeroko, kiedy jadł kurczaka, a potem wyciągnął go w stronę Kyungsoo. – Chcesz trochę?
Wtedy Kyungsoo wrócił do swojej skorupy, wpatrując się gdzieś, wstał gwałtownie, odpychając kurczaka w dłoni Jongina, aż wylądował w misce z innymi kurczakami, potem na oślep wyszedł ze stołówki. Jongin złapał zdezorientowany i przestraszony wzrok Chena. Wzruszył ramionami, biorąc ten sam kawałek kurczaka, zanim zrobił kolejny gryz.
– Wydaje mi się, że naprawdę nie lubi kurczaków – powiedział, mając wypchane policzki.




Po walentynkach Kyungsoo czuł się jak zupełna beksa.
Za dnia humorzasty Kyungsoo patrzył groźnie na każdego, kto odważył się przejść obok niego. A kiedy ludzie go nie zadręczali, wzdychał i wzdychał, dopóki osoba siedząca obok niego nie zaczęła posyłać mu dziwnych spojrzeń (i wtedy podnosił wzrok i gapił się, dopóki ta osoba nie zostawiła go samego).
Absolutną pomyłką było wyznanie uczuć Chanyeolowi.
Nawet nie myślał, kiedy to mówił. Pamiętał tylko, że był tak cholernie zazdrosny, że nie mógł na to nic poradzić. I późniejsza delikatność Chanyeola…
Kyungsoo znowu westchnął.
Miał przechlapane, bardzo mocno.
A teraz Chanyeol unikał go jak zarazy. Kiedy rozmawiali w grupie (co samo w sobie było nieuniknione), Kyungsoo widział, jak ostrożny Chanyeol był ze słowami, jakby powiedzenie czegoś niewłaściwego mogło zranić Kyungsoo. To nie było w porządku. Nie tak chciał być traktowany.
Tęsknił za rozmawianiem z Chanyeolem. Tęsknił za śmiechem Chanyeola, za jego głupim uśmiechem i jeszcze głupszymi żartami, a najbardziej ze wszystkiego tęsknił za obecnością Chanyeola.
Dąsanie i obwinianie się nie miało niczego zmienić i nie miało sprawić, że Chanyeol wróci.
Musiał sprawić, by Chanyeol wrócił.


wtorek, 29 sierpnia 2017

The Faults In Byun Baekhyun [25/55]

Brak komentarzy // Dodaj komentarz (+)
tytuł rozdziału: Zmiana |oryginał: Change
rating: PG-13
Chanyeol ciągle o nim mówił.
– Jest takim idiotą. – Usłyszał słowa Chanyeola. – Dlaczego miałbyś… – On. Zawsze on w oczach Chanyeola.
Kyungsoo czuł, jak wzbiera w nim zazdrość, sprawiając, że miał ochotę zmiażdżyć to, co trzymał w rękach. Był bliski wybuchu.
Baekhyun, Baekhyun, Baekhyun. Doprowadzało go to do wściekłości!
Miał to być ich wspólny czas, nie czas Chanyeola, kiedy opowiadał o swoim współlokatorze, którego widział przez niemal dwadzieścia cztery godziny każdego dnia!
– Wiesz, że nienawidzi bólu, prawda? – Nie wiem. Nie chcę wiedzieć.
–…Czasami chciałbym, żeby pomylili jego łóżko z moim. – Dlaczego? Czy dla mnie też byś to zrobił?
– Chciałbym znaleźć się na jego miejscu… – Chciałbym znaleźć się na jego miejscu. Chciałbym znaleźć się na jego miejscu. Chciałbym znaleźć się na jego miejscu-
NIE-
Trzask. Poczuł coś mokrego na swojej ręce i pieczenie w dłoni, ale nie przejmował się tym. Wszystko, o czym myślał, to Chanyeol i Baekhyun i Chanyeol i Baekhyun i-
– Przestań.
– Hę?
– Przestań.
–…Kyungsoo, ty krwawisz! – Widział, że Chanyeol usunął się z jego pola widzenia, a potem powrócił. Poczuł delikatne palce na swojej ręce, które delikatnie ją oczyszczały. Słyszał, jak Chanyeol zadawał mu pytania i jak go beształ, lecz nie zwracał na to zbytniej uwagi. Wszystko, o czym myślał, to Co się stało?
Nigdy wcześniej nie był tak zły, by wybuchnąć. Nawet nie wtedy, kiedy jego ojciec alkoholik zaczął bić jego matkę prostytutkę. Więc dlaczego? Dlaczego to się stało?
Ale kiedy czuł, jak Chanyeol go dotyka i martwi się o niego jak powinna robić to prawdziwa matka, zdał sobie sprawę, że odpowiedź była tam przez cały czas.
Kochał Chanyeola.
Myślał, że to jakaś szczeniacka miłość albo przynajmniej pierwsze stadia miłości, ale zaistniała właśnie sytuacja i to, co sobie przed chwilą zrobił udowodniły mu, że jego uczucia to coś więcej.
Dużo, dużo więcej.
Kochał Chanyeola tak cholernie mocno, że wyobrażanie go sobie z kimś innym bolało go. Kochał Chanyeola tak cholernie mocno, że przebywanie z nim ekscytowało go tak bardzo, że to aż bolało. Kochał Chanyeola tak cholernie mocno, że to sprawiało mu ból.
Miłość boli.
Ale jest także ekscytująca, zawiera dreszczyk emocji. Miłość dawała jego ciału beztroskie uczucia, których nie czuł nigdy wcześniej.
I kochał Chanyeola, bo to Chanyeol.
Kiedy patrzył na niego w roztargnieniu, obserwował, jak wyciera jego rękę i usiłuje wyciągnąć szkło z jego skóry, wiedział, że to właśnie dlatego go kocha.
Spojrzał na skupioną i jednocześnie przystojną twarz Chanyeola, jego język nieznacznie wystawał, kiedy ostrożnie używał palców, by wyjąć szkło z jego skóry i wiedział, że to właśnie dlatego go kocha.
Chanyeol był troskliwy, uroczy, poważny i jednocześnie pyskaty. Miał w sobie pewnego rodzaju niewinność, którą Kyungsoo zawsze chciał w sobie.
– Chodźmy do pielęgniarki – zasugerował Chanyeol, wyrywając go z transu. – Naprawdę nie ufam swoim umiejętnościom.
– Nie – powiedział Kyungsoo. Nie chciał iść do pielęgniarki. Chciał spędzić więcej czasu z Chanyeolem.
Ponieważ kochał Chanyeola.
Podniósł wzrok na wyższego.
Kochał go.
Spojrzał w piękne, duże brązowe oczy Chanyeola.
Kochał tego mężczyznę.
Kochał Park Chanyeola.
I zamierzał mu to powiedzieć.
– Kocham cię, Chanyeol. – Słowa wydostały się z jego ust tak gładko i świadomie, że Kyungsoo zastanowił się, czy zawsze chciał to powiedzieć.
Nie wiedział, co Chanyeol powie. Jakaś jego część podejrzewała, że Chanyeol też go lubi, druga jego część wiedziała, że nie patrzy na niego w ten sposób i ostatecznie to pozostawiało go w takim zdezorientowaniu, że chciał coś ugodzić.
Ale kiedy Chanyeol odpowiedział, Kyungsoo był tak szczęśliwy, że słowa nawet nie mogły wyrazić jego szczęścia.
Chciał trzymać jego dłoń i nigdy jej nie puszczać.




– Kocham cię, Chanyeol.
To było to. To było coś, na co czekał albo raczej o czym marzył przez bardzo długi czas.
I czuł, jak te słowa wymykają się z jego ust. Potrzebował odpowiedzieć tym samym.
– Kyungsoo… J-Ja też cię kocham – odrzekł Chanyeol. I właśnie tutaj powinno się to zakończyć. To właśnie tutaj powinno się to zakończyć. Z Chanyeolem i Kyungsoo tak bardzo zakochanymi w sobie, że nic innego na świecie się nie liczyło.
Ale tak się nie stało.
Ponieważ Chanyeol czuł, jakby nie powiedział wystarczająco wiele.
I dłoń, która łączyła się z jego własną była inna. Obca. Nieznajoma.
Zła.
– A-Ale nie w ten sposób – wypalił Chanyeol. Nie wiedział, co robi. Dlaczego to robił? Dlaczego odrzucał swoje marzenie, które zawsze tworzył sobie w myślach; cel, do którego zawsze zmierzał? Mężczyznę, którego myślał, że kocha tak bardzo, że nigdy nie uciekłby od tej szansy? – Ch-Chciałem, byśmy zostali przyjaciółmi. T-Tylko przyjaciółmi.
Co on, do diabła, wygadywał?! Dlaczego pozwalał swojemu marzeniu – swemu celowi – odejść?
Zabrał dłoń z uścisku Kyungsoo, trzymając ją drugą dłonią, jakby bał się… I czuł, że boli go serce, ponieważ zobaczył zrozpaczony wyraz twarzy Kyungsoo. Poczuł się jednak uwięziony w uścisku Kyungsoo.
– P-Przepraszam. Bardzo mi przykro – powtórzył Chanyeol, podnosząc się ze swojego miejsca. Zatoczył się do tyłu, zanim obrócił się i wybiegł z pokoju. Z dala od Kyungsoo.
Dlaczego uciekał od swojego marzenia?
Dlaczego to powiedział?
Dlaczego, gdy Kyungsoo wyznał mu swoje uczucia, poczuł, jakby całe niebo spadło na niego, a nie poczuł, jakby poleciał do nieba, kiedy te trzy słowa opuściły usta obiektu jego westchnień?




(Dlaczego, kiedy Kyungsoo wyznał swoje uczucia i Chanyeol także to zrobił, jedyną rzeczą, która przebiegła mu przez myśl był Baekhyun, Baekhyun, Baekhyun?)




To nie była tylko faza, prawda?




To nie faza.




Kiedy Baekhyun wrócił, czuł się pełen triumfu.
Zaciągnął ich do biura dyrektora, w którym przedstawił dowody. Niektórzy z nich zostali zawieszeni, a większość wydalono ze szkoły.
Mowa, którą wygłosił wcześniej, była upokorzeniem tamtych sukinsynów. Prawdziwą karą było wysłanie dowodów do ich surowych rodziców i zniszczenie ich nieskazitelnej opinii.
Dobrze, dokonał swojej zemsty.
Dyrektor był szczęśliwy, że Baekhyun otwarcie powiedział o znęcaniu i nazwał go odważnym i jednocześnie bystrym za dokładne przemyślenie całej sprawy. Uśmiechnął się, odgrywając słodkiego, niewinnego chłopca, jakim nie był i upewnił się, że dyrektor widział tę stronę wystarczająco długo, by jeszcze bardziej pogardzić innymi.
Cały proces trwał kilka godzin, jako że było jakieś czternaście czy piętnaście osób, z którymi musiał się uporać, co również zabrało dużą porcję jego energii, ale ostatecznie było tego warte.
Wszystko było warte tego, by poczuć to uczucie zadowolenia goszczące w jego brzuchu.
 Kiedy wyszedł, Kris na niego czekał.
– Jak było? – zapytał. Baekhyun uśmiechnął się powściągliwie.
– Dobrze, jak planowałem – odparł, a Kris uśmiechnął się z ulgą. – Dzięki za pomoc. Nie mógłbym zrobić tego bez ciebie ani innych, którzy mi dzisiaj pomogli.
– Nie ma problemu – odpowiedział Kris. – W końcu ty pomogłeś wcześniej nam wszystkim. – Przybili żółwika.
– Jak poszło? Spotkanie z Joonmyunem? – Kris zarumienił się ze szczęścia.
– Dobrze. Musieliśmy być partnerami, bo tak właściwie nikogo tam nie znaliśmy. – Baekhyun widział, jak promienieje, co wydawało się być efektem miłości i jakaś jego część zazdrościła mu tego.
Ale przypomniał sobie, że miłość nie istnieje.
 Kiedy wrócił do pokoju, zobaczył Chanyeola siedzącego na swoim łóżku, wpatrującego się w przestrzeń. Mówiąc szczerze, Baekhyun nigdy wcześniej nie widział kogoś tak nieobecnego. I ten wyraz u Chanyeola był szczególnie zabawny. Wybuchnął śmiechem. Naprawdę się śmiał.
– Ktoś tu wygląda na głupka – powiedział, zmieniając ubranie i przygotowując się na kolację. Chanyeol nie odpowiedział, a on zachowywał się, jakby tego nie zauważył.
– Kolacja – oznajmił Baekhyun, odwracając się, by spojrzeć na swojego współlokatora. Żadnej reakcji.
– Powiedziałem kolacja – powtórzył zniecierpliwiony Baekhyun, przycisnął palce do ucha Chanyeola, gdy zaczął wywlekać wyższego z pokoju.
– Au, au, au, au, au! – krzyczał Chanyeol, próbując stawiać opór, ale Baekhyun już to pojął; nie zamierzał już dłużej wysłuchiwać bzdur Chanyeola.
Wyciągnął Chanyeola na kolację, bezlitośnie trzymając wyższego za jego ucho.
Gdy dotarli na miejsce, Chanyeol nieprzytomnie usiadł obok Jongina, ponownie wpatrując się w przestrzeń. Co za dziwak. Pomyślał Baekhyun, siadając obok Krisa i Chena. Nie mam pojęcia, co, do cholery, Kyungsoo widzi w-
Kyungsoo? Gdzie on był?
Baekhyun rozejrzał się za nim, ale po długiej chwili nadal go nie odnalazł. Dokąd on poszedł?
I dlaczego Chanyeol był taki nieobecny?
Baekhyun podejrzliwie zmrużył oczy, patrząc, jak Jongin szturcha niereagującego Chanyeola. Zazwyczaj Chanyeol najwięcej by się odzywał.
Jakież to dziwne.
Baekhyun wyparł to ze swoich myśli.




 Coś się działo między Baekhyunem a Chanyeolem.
Jongin to wiedział.
To nie zaczęło się wraz z jego snem w sylwestra. Zaczęło się o wiele wcześniej.
Wyglądało na to, że gdy za każdym razem byli w dołku, zawsze przeżywali to w tym samym czasie. I zawsze, gdy byli w dołku albo zachowywali się dziwnie, unikali siebie nawzajem.
Zawsze twierdzili, że się nienawidzą i nawet naprawdę się tak zachowywali, a jednak roztaczali wokół siebie tę osobliwą aurę bliskości.
Dziwne.
I teraz podczas kolacji Jongin widział, że Chanyeol zachowuje się dziwnie i widział również, jak Baekhyun spogląda na niego od czasu do czasu.
Tym razem było inaczej.
Tym razem Baekhyun był równie niezorientowany co on.
I chociaż próbował porozmawiać z Chanyeolem, wkurzać go czy po prostu uzyskać od niego jakaś reakcję, Chanyeol zachowywał się, jakby wcale nie istniał.
Poddał się, ale to dlatego, że miał plan.
Wiedział, że Baekhyun znajdzie rozwiązanie.
A jeśli tak się stanie, Jongin potwierdzi, że coś jest między nimi.
Czekał.




Po kolacji Baekhyun kolejny raz zobaczył, że Chanyeol tkwi w swoim własnym świecie, leżąc na łóżku i wpatrując się w sufit.
Z początku nie powiedział nic, ale po godzinie, kiedy to Chanyeol ciągle leżał w tym samym miejscu, w tej samej pozycji, był zdezorientowany i nie był w stanie dłużej tego znieść.
– Yeol – zawołał, ale Chanyeol nie zareagował. Albo raczej on został zignorowany, gdyż Chanyeol przewrócił się na bok, plecami do niego.
Nieco poirytowany, ale nadal w dobrym nastroju z powodu dzisiejszych wydarzeń, przeszedł na palcach na drugą stronę, do której Chanyeol był zwrócony twarzą i odkrył, że jego współlokator ma zamknięte oczy.
Teraz mnie ignorujesz, ej? Pomyślał Baekhyun, czując rozdrażnienie, gdy przykucnął przed twarzą Chanyeola, dopóki nie znaleźli się kilka centymetrów od siebie.
Wykorzystał ten czas, by ocenić wygląd Chanyeola.
Jego rzęsy były właściwie dość długie, a jego zsunięte na czoło ciemne włosy dawały mu niezaprzeczalnie niewinny i jednocześnie seksowny wygląd. Jego wargi były lekko rozchylone i były bardzo kuszące. Baekhyun poczuł, jak wali mu serce.
Ale zignorował to. To nic. To zupełnie nic.
Zobaczył, że Chanyeol marszczy brwi i niech to szlag, to było urocze.
Nie chciał czuć się w ten sposób ani już dłużej w taki sposób myśleć.
Więc zdekoncentrował się poprzez drażnienie Chanyeola.
Z bezczelnym uśmieszkiem na ustach podniósł dłoń i ostrożnie ułożył palce na uchu Chanyeola, ale nie dotykał go, później, kiedy był gotowy, wziął głęboki oddech-
-i uśmiechnął się.
– Yeol – wydyszał nad twarzą Chanyeola, który natychmiast otworzył oczy i już miał gwałtownie się odsunąć, ale Baekhyun to wszystko przewidział. Jego palce zacisnęły się na uchu Chanyeola, a drugą ręką zrobił to samo z drugim uchem i kiedy Chanyeol odsunął się do tyłu, Baekhyun też się poruszył.
Pociągnął Chanyeola z tak duża siłą, że Chanyeol nie miał innego wyjścia, jak tylko upaść do przodu. Brzydki wyraz na twarzy Chanyeola był bezcenny i Baekhyun śmiał się, kiedy obaj się przewracali.
Łomot.
W pokoju zapanowała cisza, kiedy Chanyeol znalazł się nad Baekhyunem, zamykając niższego w pułapce ze swego ciała i rąk. Wpatrywali się w siebie, ich oczy były szeroko otwarte i kryło się w nich pożądanie. Trwali tak przez Bóg wie jak długo.
Baekhyun pomyślał o tym, jak blisko niego jest Chanyeol i jak bliski był pokonania dystansu pomiędzy nimi, gdy patrzył, jak rzęsy Chanyeola trzepocą, jak jego język nerwowo oblizuje wargi i jak jego brwi były wykrzywione w skupieniu.
I wszystko, o czym Baekhyun myślał, to to, że chce go pocałować, chce go pocałować, chce go pocałować-
Co on wyprawiał?
Z mocno bijącym sercem Baekhyun nagle zaczął się bać. Nie, nie, nie chciał pocałować Chanyeola. Chanyeol nie był atrakcyjny.
Zobaczył, że Chanyeol mrugnął, ale zanim zdążył spostrzec, czy Chanyeol zamierza się pochylić i zamknąć dystans czy usiąść i zwiększyć dystans, Baekhyun tak jakby spanikował.
– Yoda.
Chanyeol zamarł i w tej chwili Baekhyun mógł poczuć zapach jabłek i wanilii. Zanim się zorientował, duża dłoń naprawdę mocno uszczypnęła go w nos.
– Głupi króliczek – powiedział szorstko Chanyeol, zanim jego wolna dłoń objęła plecy niższego i podniosła go, później zanim Baekhyun zdołał mrugnąć, Chanyeol z powrotem wskoczył na swoje łóżko i udawał, że nic się nie stało. Serce Baekhyuna wymykało się spod kontroli, kiedy siadał i nagle poczuł się o wiele samotniej bez ciepła ciała Chanyeola.
Ale gdy usiadł, zobaczył, że Chanyeol mocno skupia się na swoim telefonie i wkrótce potem dotarło do niego, że wyższy ogląda coś, biorąc pod uwagę wydobywający się dźwięk. Wzdychając i przynajmniej wiedząc, że tamten wyzdrowiał do pewnego stopnia, Baekhyun powrócił na swoje łóżko. Jego zamiary spotkania się z Chenem, Jonginem, Tao i Joonmyunem zostały zapomniane.
Po krótkiej chwili, kiedy zapadła między nimi przyjemna cisza, Chanyeol nagle się odezwał.
Albo raczej zaśpiewał.
– Kto ananasowy pod wodą ma dom?
Nie zdając sobie z tego sprawy, Baekhyun odkrzyknął.
– SPONGEBOB KANCIASTOPORTY!
–………………i dziurawy on jest!
–…SPONGEBOB KANCIASTOPORTY!
–………………jest tym, czego chcesz.
–…SPONGEBOB KANCIASTOPORTY!
–………………padnij jak ryba!
–……Tam jest „leż jak ryba”.
– Kogo to obchodzi, do prostu, cholera, dokończ!
–…SPONGEBOB KANCIASTOPORTY!
– Gotowy?
– SPONGEBOB KANCIASTOPORTY SPONGEBOB KANCIASTOPORTY SPONGEBOB KANCIASTOPORTY!
– SPONGEBOB KANCIASTOPOOOORTY AHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA.
Baekhyun dokończył z gwizdem.
Zapadła krótka cisza i Baekhyun zdał sobie sprawę, że Chanyeol już się więcej nie odezwie, jakby ich wcześniejsza spongebobowa więź nigdy nie zaistniała i Baekhyun ją sobie wyobraził.
Ale Baekhyun wiedział, że tego nie zrobił, ponieważ wyobrażenia nie pozostawiłyby go tak niezadowolonego.
– Naucz się tekstu, jeśli chcesz śpiewać – nakazał Baekhyun, przeglądając swoją pracę domową z muzyki.
– Nie mam siły. A tak w ogóle, mów do mnie „kapitanie”.
– Nie, do diabła. Przynajmniej dopóki nie nauczysz się tekstu.
– Nie. Naucz mnie.
– Nie. – Zapadła kolejna cisza i tym razem trwała długo.
Po długiej chwili milczenia, kiedy zajmowali się swoimi sprawami, Baekhyun wydał z siebie sfrustrowane westchnięcie.
– Cholera. Komponowanie jest trudniejsze, niż myślałem. – Chanyeol przestał grać w grę na swoim telefonie i spojrzał na Baekhyuna, który założył okulary i zaczął drapać skórę pod nimi, przesuwając je w górę i w dół.
– Z którą częścią utknąłeś? – Krótka przerwa.
– Z każdą! Niech to szlag trafi! – Chanyeol uśmiechnął się i odłożył komórkę.
– Na pewno jesteś mądry – spostrzegł, patrząc, jak Baekhyun mruży oczy. – Pozwól, że ci pomogę.
Niższy zesztywniał, a potem zachichotał.
– Chcesz tylko, żebym nauczył cię tekstu i nazywał cię kapitanem, prawda? – Chanyeol przewrócił oczami, schodząc ze swojego łóżka i zajmując miejsce na łóżku Baekhyuna.
– Dopiero na to wpadłeś? – Chanyeol uśmiechnął się z wyższością, zabierając koc niższego i większość jego przestrzeni, co sprawiło, że Baekhyun pociągnął go z powrotem w rozdrażnieniu, nieznaczny cień uśmiechu rozjaśnił jego usta.
– Czy ty obrażasz moją inteligencję?
– To tak oczywista rzecz i jeszcze musisz pytać?
– Pierdol się – odpowiedział Baekhyun, odpychając Chanyeola – naprawdę bezlitośnie go odepchnął. Zaskoczony olbrzym, który nie spodziewał się, że Baekhyun będzie taki brutalny i okrutny, był zbity z tropu, gdy upadł na podłogę. Jedyną rzeczą, którą słyszał, był śmiech Baekhyuna, a jedyną rzeczą, jaką czuł, był tępy ból i wyraźne zażenowanie.
– Ty mendo! – wrzasnął poirytowany Chanyeol, wstając i ponownie zajął łóżko Baekhyuna i znów wyrwał mu koc.
– Oddaj. Zimno mi. – Baekhyun na powrót go wyrwał. Robili tak przez bardzo długi czas, później zdali sobie sprawę, że to nie działa.
Obaj jednocześnie przysunęli się bliżej siebie, dopóki ich ramiona, ręce i nogi się nie zetknęły i dopiero teraz koc dokładnie do nich pasował.
Baekhyun nie mógł powstrzymać przyspieszonego bicia swojego serca.
– Najpierw ja powinienem pomóc tobie czy ty mnie? – zapytał głęboki, zdyszany głos Chanyeola, był tak blisko szyi Chanyeola. Niższy ledwie mógł oddychać. A kiedy to zrobił, mógł tylko poczuć zapach jabłek i wanilii.
– Ba, pomóż mi! – odrzekł Baekhyun, jakby było to najgłupsze pytanie w życiu, które dla niego właśnie takie było.
– Dobra, dobra – powiedział Chanyeola. – Ty dzieciaku.
Mówisz to ty, mój sześciomiesięczny dongsaeng. Pomyślał sobie lekko poirytowany Baekhyun, wpychając na nos zsuwające się okulary.
– Czego nie rozumiesz? – zapytał szorstko Chanyeol, a Baekhyun zmrużył oczy, patrząc na kartki z nutami. Mniejszy potrząsnął głową.
– Prawie wszystkiego. – Westchnął, drapiąc się po głowie. Chanyeol wziął od niego nuty i ułożył je na środku.
– Jesteś głupi – wymamrotał Chanyeol, a Baekhyun miał cholerną ochotę uderzenia go, jednak powstrzymał to, mówiąc sobie, że uderzy Chanyeola, gdy już go wykorzysta. – Dlaczego gdzieś nie zaczniemy?
– Zacznij od dodania pomocniczego wokalu! Pomocniczy wokal! – naciskał Baekhyun, czując się jak dziecko, ale kto nie czuł się jak dziecko w obecności Chanyeola?!
–…Tak naprawdę uważam, że lepiej będzie, jak zaczniemy od współbrzmienia… – podjął Chanyeol, a Baekhyun westchnął.
– Muszę dodać co najmniej dwa współbrzmienia do całej piosenki! – Znowu westchnął. – To wszystko twoja wina, Park Chanyeol! Pieprz się.
Chanyeol przesunął się, żeby zejść z łóżka, jakby nagle anulując swój kontrakt z Baekhyunem, ale Baekhyun złapał go za rękaw.
– Zaraz! Dokąd idziesz?
– To wszystko moja wina. – Chanyeol wzruszył ramionami. – Więc wydaje mi się, że będę musiał przestać się wtrącać…
– Skończ! – Baekhyun był zdesperowany. – Pojebie, wracaj tu! Nie możesz zostawić mnie z tym samego, a potem śpiewać Spongeboba Kanciastoportego bez właściwego tekstu! – Chanyeol zamarł. – Pospiesz się! Cofam to! – Kiedy Chanyeol odwrócił głowę i wrócił, Baekhyun prawie tego pożałował, kiedy zobaczył głupi uśmieszek na głupiej twarzy tego głupiego chłopaka.
– Masz rację. – Chanyeol uśmiechnął się jak szaleniec. – Potrzebujesz mnie, czy to przyznajesz czy nie.
Baekhyun skrzywił się, chcąc gołymi rękami zedrzeć ten głupi uśmiech z głupiej twarzy Yody.




Zastanawiam się, jak się ma NienawidzęSzczeniaków11… Pomyślał Sehun w nocy, wpatrując się w ciemny sufit własnego pokoju.
Szczerze, czuł się trochę źle, robiąc sobie żarty z tego gościa, który wyraźnie potrzebował pomocy, LOLOLOLOLOL. Ale co Sehun miał zrobić? Otwarcie powiedzieć mu, że to wIELKIE zauroczenie?
niEEE.
Sam musi do tego dojść!
I Sehun nie zamierzał mu pomóc, chociaż był tym, który udzielił mu błędnych wyjaśnień i powiedział, że to faza. Kto tak w ogóle wierzy w takie rzeczy? Sehun wiedział, że jego żarty są zbyt absurdalne i nikt w nie nie wierzy, ale jakimś cudem ten idiota uwierzył.
Miał przeczucie, że kiedy NienawidzęSzczeniaków11 dowie się o nim, Sehun będzie martwy.
Ale do tej pory Sehun miał zamiar zrywać boki z tego gościa.
NienawidzęSzczeniaków11 nie miał pojęcia, że za każdym razem, kiedy Sehun był zły lub przybity, wchodził na SheunMówi i czytał ich rozmowy. Koniec końców jego cały świat rozjaśniał się szczęściem i samymi dobrymi rzeczami. Szczerze, miał dług u NienawidzęSzczeniaków11.
Ale NienawidzęSzczeniaków11 miał także dług u niego.
W końcu kiedy naprawdę potrzebował pomocy, Sehun (a raczej SheunMówi) był przy nim, gdy nie mógł zwierzyć się nikomu innemu. Więc byli kwita! Prawda?!
Prawda.
Chichocząc do siebie, Sehun przewrócił się na łóżku na bok, potem zamknął oczy i za chwilę zasnął.
Nie mogący zasnąć Tao słyszał ten przerażający chichot i zadrżał, mając nadzieję, że to nie o nim Sehun myślał.




Dwa dni później Baekhyun leżał na swoim łóżku w tej samej pozycji co Sehun, wpatrując się w ciemności w sufit. Nie mógł zasnąć.
Jutro siedemnasty.
I zamiast przypominać sobie przeszłość i pozwalając jej dźgać nigdy niezamykające się rany, zastanawiał się, co zrobi Chanyeol.
W takim razie pozwól mi zastąpić te pijane noce i te bezwartościowe jednonocne przygody.” Te słowa, które Chanyeol wypowiedział prawie miesiąc temu, gdy był pijany, były czymś, co Baekhyun wyraźnie pamiętał w myślach i prawdopodobnie zawsze będzie pamiętał w sercu.
Każdego miesiąca, Baekhyun, obiecuję ci.”
Obiecujesz mi? Czy tego dotrzymasz?
Nie, Baekhyun. Nie rozbudzaj swoich nadziei.
Czemu w ogóle to robisz? Kim jest Park Chanyeol? Kogo obchodzi to, czy będzie przy tobie czy nie? On się dla ciebie nie liczy. Nie potrzebujesz go.
Ale z drugiej strony, kiedy myślał w ten sposób, czuł, jak jego serce bije szybciej na myśl o tym, co mogą robić jutro. Jego serce pędziło, bijąc o jego klatkę piersiową wystarczająco delikatnie, żeby przypomnieć mu, że jutro może być, po raz pierwszy w ciągu niemal sześciu lat, dobrą rzeczą.
Lecz nadal się bał. Wszystkiego, tak bardzo, że nie potrafił tego opisać.
Nie potrzebujesz go.
Nie. Już więcej na nikim nie polegaj. Wszyscy cię zawiodą.
Każdego pieprzonego miesiąca.”
Baekhyun w sercu wiedział, że Chanyeol zapomni o słowach, które powiedział, ponieważ jest głupim przeciętniakiem i nie wie, co, do licha, mówi, kiedy jest pijany. Ponieważ był głupim pijakiem.
Głupim pijakiem, który sprawił, że jego serce wzleciało z nadzieją.
Nikt by tego dla niego nie zrobił. Ludzie są samolubni, chcą wyglądać jak bohaterowie, nie dotrzymują obietnic i życie po prostu działa w taki sposób.
Nie ekscytuj się. To nie jest tego warte.
To nie jest warte bólu rozczarowania, który zawsze, zawsze później przychodzi.




Dziś nadszedł ten dzień.
Baekhyun spędził cały dzień na zajęciach. Nie miał nawet czasu, żeby zjeść właściwie lunch. Podczas tego comiesięcznego wydarzenia, zwykle starał się ze wszystkich sił unikać ludzi, robiąc to tak, by nie wyglądało podejrzanie i przynajmniej raz w miesiącu unikał ich całkowicie.
Okazało się, że Dzień Unikania wypadał dziś.
Nikt nie zauważył, ponieważ wszyscy zajmowali się swoimi własnymi sprawami, kiedy Baekhyun opuścił ich i nie pojawił się nigdzie w czasie śniadania, lunchu czy obiadu.
Siedemnastego, czy tego chciał czy nie, Baekhyun zawsze myślał o przeszłości.
To przychodziło mimowolnie, a uczucia pojawiały się tak nagle i z taką mocą, że zrzucało to Baekhyuna z linii równowagi bycia w porządku. Spędził cały dzień z pulsującym z bólu sercem na te wspomnienia, jego umysł był nawiedzany przez wydarzenia sprzed kilku lat. To bolało i nawet po ponad pięciu latach, nadal pojawiało się niczym fala przypływu, gotowa zepchnąć Baekhyuna z linii równowagi.
Baekhyun wiedział, że jest kimś, kto utknął w przeszłości.
Baekhyun nie wiedział, jak to przezwyciężyć. Ciągle miał wrażenie, jakby był uwięziony w studni tak głębokiej, że nikt nie mógł go zobaczyć, a nawet gdy próbował wydostać się na zewnątrz, nie mógł tego zrobić, a woda wciąż wznosiła się i wznosiła i wiedział, że niedługo utonie, ale nie mógł-
(nie wiedział, że studnia, która go w sobie więzi, to te same mury, które wybudował dookoła siebie, chroniąc się przed całym bólem, który mógł się do niego dostać, ale zatrzymując przy sobie okropne wspomnienia z przeszłości.)
Dziś, bez wątpienia, nie było wyjątkiem.
Już był przybity. To był nawyk, od którego nie mógł się uwolnić.
Jakby staranie się zapomnieć i pieprzenie się było narkotykiem, który pewnego dnia mógł go wyleczyć (ale wiedział, że zawsze będzie to tylko tymczasowe rozwiązanie – chwilowa ucieczka).
Wiedział już, że Chanyeol nie przyjdzie. Był pewien, że Chanyeol nie dotrzyma obietnicy.
Szkolna biblioteka, było to jedno z miejsc, których się bał, ponieważ była tak cicha, że sprawiała, iż zaczynałeś myśleć – że zaczynałeś sobie przypominać. Ale co innego mógł zrobić? Wszędzie byli ludzie, których znał, ludzie, którzy by z nim rozmawiali i sprawiali, że czułby strach, strach przed tym, że oni również mogą go skrzywdzić.
Siedemnastego Baekhyun stawał się przewrażliwiony.
I czuł się wyizolowany, odcięty od wszystkich i wszystkiego i czuł się uwięziony w swoich własnych myślach, gdzie wspomnienia, za które sprzedałby swoją duszę by o nich zapomnieć, przebiegały mu przez myśl, w kółko i w kółko, i w kółko, i w kółko.
A on trzymał kurczowo się za głowę, zamykał oczy i życzył sobie, by odeszły.
Ale nie odchodziły.
Nigdy nie odchodziły.




Chciał krzyczeć, powiedzieć wszystkim, żeby przestali próbować przebić się przez jego mur, żeby trzymali się od niego z dala.
Żeby go uratowali.
Ale tego nie zrobił, ponieważ w końcu był za nogi ściągany przez swoją mentalność, że powinien to trzymać w sobie, by wszystko trzymać w sobie.
I tak robił, i za każdym razem miał ochotę wybuchnąć, ale było w porządku, gdyż w ogóle nie powinien nikomu ufać i nie powinien nikogo niepokoić.
To w porządku.




Gorzej było kilka lat temu, kiedy wspomnienia były świeże w jego umyśle.
Każdego dnia czuł, że jego własne brzemiona, problemy i uczucia kumulują się i gromadzą w jego gardle coraz wyżej i wyżej, aż nie mógł oddychać. Może było łatwiej, bo było mniej rzeczy, o które trzeba było się martwić.
Ale z drugiej strony zrobiło się gorzej, kiedy lata mijały, aż czuł, że tonie.
Obecnie, nie wiedział dlaczego, ale czuł się lepiej. Jak gdyby woda, która tak bardzo chciała wciągnąć go pod powierzchnię, jakoś się uspokoiła. Albo została odsączona przez kogoś, kto chciał, żeby żył.
To w porządku, mógł wytrzymać trochę dłużej.
Tylko trochę dłużej.




Czasami Baekhyun zastanawiał się, czy życie jest naprawdę warte przeżycia.
Nie wiedział, dlaczego nie umarł dawno temu.
Nie próbował umrzeć, ale jednocześnie nie starał się żyć. No bo jaki był tego cel? Ludzie tylko istnieją, a potem umierają, więc bezsensowne jest usiłowanie wykorzystanie go jak najlepiej.
On sprzed kilku lat wierzył, że życie jest pełne sensu, że życie może zmienić kogoś w lepszą osobę, że życie może sprawić, że ktoś zmieni kogoś w lepszą osobę. Myślał, że jedyną złą rzeczą na tym świecie jest śmierć.
Ale śmierć wyraźnie była jedynie łatwą ucieczką.
Baekhyun chciał umrzeć – naprawdę chciał umrzeć – kilka lat temu, gdy był piętnastolatkiem (a może nawet wcześniej) i gdy nadal wierzył w miłość i cuda. Kiedy wierzył, że dobro góruje nad złem, kiedy wierzył, że światło przezwycięża mrok.
Chciał uciec z tego świata, który dawał mu radość, ale potem pozwolił, by ból ją przesłonił tysiąckrotnie; ze świata, gdzie wszystko, czego chciał, to umrzeć, a był zmuszony do życia; z miejsca, które miało odwagę zniszczyć marzenia małego chłopca, który opierał na nich całe swe jestestwo.
Chciał umrzeć, chciał się zabić, ale z drugiej strony jaki był cel w próbowaniu?
Poza tym jak wiele osób by to zraniło?
Więc pozwolił mu zatrzymać wszystkie cierpienia dla siebie, pozwolił Baekhyunowi przełknąć cały ból i zachować go w miejscu, którego nikt nigdy nie zobaczy, żeby mógł zachowywać się jak człowiek szczęśliwy i śmiać się, i żeby nie musiał się martwić, że ludzie zajrzą w głąb niego; żeby czasami mógł udawać tak bardzo, że nawet on sam zapomni (nie całkowicie). Nie, nie było warte to czasu, by niepokoić innych ludzi.
Baekhyun nie wiedział dlaczego, ale takie były jego myśli, jego najgłębsze i najciemniejsze myśli, które pojawiały się za każdym razem, gdy miesiąc docierał do siedemnastego. I zdał sobie sprawę, jak bardzo żałosny jest. Wiedział, że gdy zaczyna czuć się dobrze, ten dzień przypomina mu, że nie jest wystarczająco dobry, by być szczęśliwym.
Nie jest wystarczająco dobry do czegokolwiek.




Podczas kolacji tak bardzo bolało go serce, że z każdym kolejnym uderzeniem ledwie oddychał.
Nie mógł unikać wszystkich, ponieważ Jongin spotkał go i powiedział, by poszedł z nim na kolację.
Udawanie było coraz trudniejsze, ale Baekhyunowi nadal udawało się zachowywać normalnie, kiedy szedł z Jonginem do stolika, mając na ustach nieznaczny uśmiech, który był zamarznięty, a on chciał, by jego serce było równie zamarznięte.
Kiedy usiadł, ledwie mógł zobaczyć kogokolwiek innego, ponieważ tak bardzo był skupiony na tłumieniu swoich emocji. Ktoś opowiedział jakiś żart, ale Baekhyun nie mógł powiedzieć, kto to był, a kiedy wszyscy się zaśmiali, czuł, jakby śmiali się z niego.
Po prostu przestań. Przestań tak myśleć. Nie są tu po to, by cię zranić. Nic nie może cię zranić, pamiętasz?
Upewniłeś się, że twoja osłona jest nie do pokonania. Nic nie może się przez nią przedostać.
Nawet nie promieniowanie gamma.
Jego głowa pulsowała wraz z sercem i z każdym uderzeniem czuł, jak skręcają mu się wnętrzności. Trzymał wzrok na swoich kolanach, śmiejąc się od czasu do czasu, by pokazać wszystkim, że ma się dobrze (ponieważ tak było, zawsze tak było). Do czasu, kiedy usłyszał, jak krzesła  skrzypią po podłodze, wiedział, że może niemal odetchnąć z ulgą.
Ale nadal miał nadzieję, wciąż miał nadzieję.
Cały tłum wyszedł w tym samym czasie i gdy normalnie Baekhyun uznałby to za frustrujące, każdego siedemnastego był za to wdzięczny. Jego drobne ciało pozwalało mu wyjść spomiędzy wielkich ciał i robił wymówki wszystkim przy stole, że chciał wziąć coś do picia, zanim wróci z nimi do akademika. Wszyscy wychodzili z tłumem, a on czekał, aż zniknęli mu z oczu, a potem się stamtąd wymykał.
Świeże powietrze bardziej ocuciło go z jego wewnętrznych przemyśleń, ale wszystko, co teraz widział, to klub, do którego zazwyczaj chodził. Wytoczył się z tłumu, gotowy skręcić za rogiem, ale zanim zdążył zrobić kolejny krok, poczuł, jak silna dłoń łapie go za nadgarstek.
– Nie pamiętasz już mojego wyzwania? – Głęboki głos, który w jakiś sposób sprawiał, że jego serce trzepotało z nadzieją, zachichotał. – Trochę przygnębiające, gdyż ja pamiętam to wyraźnie.
Kiedy się odwrócił, napotkał twarz Chanyeola. Z jakiegoś powodu jego umysł nieco się rozjaśnił i pewne uczucia zniknęły. Ale tylko trochę.
Chanyeol miał na sobie podarte jeansy i grubą bluzę z kapturem, miał także czapkę na głowie – jakby gdzieś wychodził. Uśmiechał się dziko, gdy jego dłoń przesunęła się i złapał Baekhyuna za rękę. – Więc dokąd dzisiaj idziemy?