rating: PG-13
A/N: Wiem, że dziś jest dopiero wtorek, więc w zasadzie rozdział powinien pojawić się jutro, ale postanowiłam, że będę dodawać je 3 razy w tygodniu, bo nie widzę powodu, dla którego miałabym tego nie robić. Nie chcę, żeby to wszystko wlokło się aż do stycznia (XD), bo przecież jeszcze druga część. Mam nadzieję, że Was to ucieszy!
Teraz
nawet w nocy Chanyeol nie rozmawiał z Baekhyunem, niższy również nie próbował z
nim rozmawiać.
Ostatnio
Chanyeol czuł się, jakby czegoś brakowało i coraz częściej czuł się, jakby mógł
kogoś uderzyć.
Jedyna
rzecz, która poprawiała mu humor, to przebywanie z Kyungsoo, do którego zbliżał
się coraz bardziej i bardziej z każdym dniem.
Podczas
kółka muzycznego tylko we dwóch razem pracowali, ponieważ Baekhyun był z Krisem
i razem się obijali, ale to nie tak, że Kyungsoo miał coś przeciwko.
Podczas
kółka kulinarnego pracowali w ciszy, nie odzywając się do siebie ani słowem, co
Kyungsoo i Jessica uznali za dziwne.
Na
kółko z fizyki Chanyeol w ogóle nie uczęszczał, a Baekhyun nie mógł zrobić nic
innego poza ukrywaniem jego nieobecności.
Nie
rozmawiali już ze sobą, a jednak Chanyeol był bardziej zdenerwowany niż
kiedykolwiek, chociaż powinien być szczęśliwy w związku z tym postępem. Mimo
wszystko powinien (tak jakby) nienawidzić Baekhyuna. Chciał oddalić się od
Baekhyuna, odkąd stali się współlokatorami. Prawda?
Podczas
obiadu Kyungsoo rozmawiał z Chanyeolem, lecz Chanyeol odpowiadał bez
przekonania, tak samo jak Joonmyun. Jako że grupa była teraz tak duża, nikt tak
właściwie tego nie zauważał.
W
czasie każdego posiłku Joonmyun zjadał szybko, a potem sam prędko odchodził,
jego twarz zawsze była ściągnięta w grymasie. Chanyeol później szedł za jego
przykładem, jego brwi były równie mocno skierowane w dół co jego grymas.
Kris
najpierw patrzył ze zmartwieniem na Joomnyuna, dawał sobie spokój, po czym
wracał do jedzenia.
A
kiedy nikt nie patrzył, Baekhyun robił to samo w stosunku do Chanyeola.
Im
bardziej Kyungsoo poznawał Chanyeola, tym bardziej go lubił.
Chanyeol
miał nie tylko nieśmiałą, niewinną i niezdarną stronę, bezczelną, żartobliwą
stronę, troskliwą stronę, ale również miał swą seksowną stronę (która w
większości łączyła się z jego głębokim głosem).
–
Hej~ Nosisz zegarek, który ci dałem – zauważył Kyungsoo, przesuwając palcami po
nadgarstku Chanyeola. Wyższy uśmiechnął się.
–
Tak. Jest świetny, to dlatego. – Chanyeol pozwolił Kyungsoo go dotknąć. –
Dziękuję, że dałeś mi prezent urodzinowy. Kiedy ty masz urodziny? – Duże oczy
Kyungsoo zamrugały, zbite z tropu przez to pytanie.
–
Zwykłe nie obchodzę-
–
No dalej~~~~ – prosił Chanyeol, wydymając wargi, o których Kyungsoo zaczynał
dużo myśleć. Ostatecznie Kyungsoo westchnął. Naprawdę zaczynał znajdować czuły
punkt dla swojej miłostki.
–…Dobrze.
Ale nie mów nikomu, jasne? Nienawidzę tłumów. – Widząc entuzjastyczne skinienie
głowy Chanyeola, uśmiechnął się lekko. – Dwunastego stycznia.
Chwilę
Chanyeolowi zajęło zarejestrowanie tej nowej informacji, jego duże oczy
zamrugały głupawo, a potem sapnął z zaskoczenia.
–
Zaraz. To za kilka dni!! – zauważył Chanyeol. Niższy uśmiechnął się figlarnie.
–
Ty-… Co chcesz? Na urodziny? – Kyungsoo potrząsnął głową.
–
Nic. Chanyeol, właśnie dlatego nie chciałem ci mówić. Wiedziałem, że-
–
No weeeeeeeeeeeeeeź… – ciągnął Chanyeol, wiedząc, że to zadziała właściwie na
obiekt jego westchnień. Kyungsoo znowu westchnął.
–…Dobrze.
Ale nie możesz dać mi nic innego. – Chanyeol kolejny raz pokiwał głową z
entuzjazmem.
–…Chcę
ciebie. – Chanyeol zamrugał, rumieniąc się, ale Kyungsoo nie skończył. –…Chcę,
żebyś po prostu był na moich urodzinach. Tak jak ja byłem na twoich.
Chanyeol
siedział w miejscu oniemiały. Policzki Kyungsoo zabarwiły się na różowo.
–
Ch-Ch-Chodzi o to, że jeśli proszę o zbyt wiele, nie musisz-
–
Tylko to? – przerwał mu Chanyeol. – Nic innego? Nie zabrać cię na obiad ani nie
odrobić ci pracy domowej, ani-
–
Tak. – Kyungsoo spuścił wzrok, czerwieniąc się jeszcze bardziej, ale Chanyeol
tego nie zauważył, bo był zbyt zajęty myśleniem o tym, jak spędzić ten dzień. Samemu.
Z Kyungsoo. – Spędzenie całego dnia ze mną jest w porządku. Albo przynajmniej
wieczoru, skoro obaj mamy tego dnia zajęcia, jestem pewien.
–
D-Dobrze – odparł Chanyeol, już planując, jak sprawić, by te urodziny były dla
Kyungsoo najlepsze. Nagle poczuł się zdeterminowany, by uczynić te urodziny dla
Kyungsoo najlepszymi w życiu.
Może poprosiłem go o zbyt wiele. Pomyślał
Kyungsoo rankiem, w dzień swoich urodzin. Chodzi
mi o to, że zbliżamy się do siebie i w ogóle, ale to nie znaczy, że mogę tak
szybko prosić go o tak wiele…
Trochę
rozkojarzony, ale niezwykle podekscytowany Kyungsoo poszedł na zajęcia w dzień
swoich urodzin.
Chanyeol
był prawie pewien, że wszystko było gotowe.
Wiedział,
że trochę dziwne być w garniturze na czyjeś urodziny, więc w zamian wybrał
bluzę z kapturem i podarte jeansy.
Chanyeol: Przyjdź do mojego pokoju,
kiedy będziesz gotowy.
Przyczyną tego było to, że Baekhyuna nie
było, gdyż zajmował się innymi sprawami najprawdopodobniej ze swoim najnowszym,
cholernym chłopakiem Krisem. Kilka minut później jego miłostka przysłała
odpowiedź.
Kyungsoo: Będę za kilka minut.
Serce Chanyeola biło szybciej, kiedy
zapalał świeczki na swoim biurku, które przesunął na środek pokoju. Potem
zgasił światło i wyjął tort z pudełka.
Miał nadzieję, że wystarczy wieczoru, by
uczynić Kyungsoo szczęśliwym. Nie miał czasu, by przygotować coś więcej dla
obiektu swoich westchnień.
Niedługo później ktoś zapukał do drzwi. Z
szybko bijącym sercem Chanyeol wstał i pospieszył tam, wziął głęboki oddech,
zanim otworzył.
– Dlaczego jest tak ciemno? – To była
pierwsza rzecz, jaką powiedział Kyungsoo. Potem, kiedy wszedł, jego oczy
rozszerzyły się w zaskoczeniu, gdy przebiegł wzrokiem po świeczkach i torcie.
– Chanyeol… – Ton głosu Kyungsoo był
rozdarty między zdradą a zachwytem, kiedy odwrócił się i spojrzał na swojego
ostatnio najbliższego przyjaciela.
– Podoba ci się? – Chanyeol uśmiechnął się,
prowadząc Kyungsoo za ramię w stronę biurka.
–…Nie – odparł drażniąco Kyungsoo, a potem
pozwolił Chanyeolowi dać się usadzić. – Ale Chanyeol… Nie musiałeś-
– Chciałem – uciął Chanyeol, a potem zaczął
masować jego ramiona.
– Złamałeś obietnicę.
– Jestem tu, jak obiecałem i nie robię tego
wszystkiego dla ciebie. Robię to dla własnej dumy z bycia dobrym przyjacielem –
odparował Chanyeol, używając więcej siły, by ugniatać ramiona Kyungsoo,
sprawiając, że cicho jęknął.
– Więc, mój drogi Kyungsoo, jak chcesz
świętować swoje urodziny?
– Zamierzasz zaśpiewać mi „Sto lat”? –
Kyungsoo przekręcił głowę, by spojrzeć na Chanyeola, którego serce zabiło nieco
szybciej z powodu tych wielkich oczu.
–…Może innym razem. – Chanyeol zachichotał,
gdy jego dłonie opuściły ramiona Kyungsoo i sięgnął po gitarę. – Ale ci to
zagram. Co ty na to?
– Czy ktoś tu robi się trochę nieśmiały? –
droczył się Kyungsoo. Chanyeol zaśmiał się i chociaż Kyungsoo poprosił go o
śpiewanie, nie poddał się i w zamian brzdąkał „Sto lat” na gitarze. Kyungsoo
śpiewał, a Chanyeol poruszał ustami do piosenki. Chanyeol nie mógł nic poradzić
na to, że podziwiał głos Kyungsoo oraz zrelaksowany, szczęśliwy wyraz na jego
twarzy, gdy śpiewał.
Kiedy skończyli, Kyungsoo zdmuchnął
świeczkę na torcie. Może siła podmuchu była zbyt duża, bo skończył, gasząc
wszystkie inne świeczki oświetlające pokój oprócz jednej.
– Ojojojojoj… – Obaj szybko wstali, gdy w
pokoju zapadła ciemność, a potem obaj zamartwiali się o świeczki. Gdy zapalili
na nowo pozostałe, uświadomili sobie, jak dziecinni byli, martwiąc się o błahe
rzeczy i zaśmiali się pogodnie.
Później Chanyeol powiedział Kyungsoo, by
siedział w miejscu, żeby on mógł być gospodarzem wszystkiego podczas tego
wieczoru. Pokroił ciasto na małe kawałki, po czym ułożył kilka na talerzu,
zanim podał je młodszemu (który teraz w pewien sposób był w tym samym wieku co
on).
– I co teraz? – spytał Kyungsoo,
nieznacznie drażniąca nuta brzmiała w jego głosie. – Będziesz mnie karmił?
–…A chcesz, żebym to zrobił? – zapytał poważnie
Chanyeol, a Kyungsoo zarumienił się, będąc wdzięcznym, że światło świec jest
wystarczająco słabe, by ukryć rumieńce na jego twarzy.
– Czemu nie?
Chanyeol nabrał ciasto na łyżkę i podsunął
ją do ust Kyungsoo mających kształt serca, które otworzyły się, kiedy Kyungsoo
wziął ciasto do swojej buzi.
– Smakuje ci? – zapytał zatroskany Chanyeol
i odetchnął z ulgą, gdy Kyungsoo pokiwał z szeroko otwartymi oczami i wydętymi
policzkami.
– Jesteś takim dzieckiem. – Chanyeol
uśmiechnął się, nabierając kolejną łyżkę i znów przycisnął ją do warg Kyungsoo,
obserwując, jak te szeroko otwarte oczy patrzą na niego wyczekująco i
niewinnie. Było to w jakiś sposób urocze. Chanyeol zachichotał, zanim użył
łyżki, by nacisnąć dolną wargę Kyungsoo. – Powiedz „a”.
Właśnie wtedy drzwi otworzyły się,
zaskakując ich. Podnieśli wzrok, zastygając w tej pozycji.
Byun Baekhyun gapił się na scenę przed nim.
Zapadła krótka cisza, a w słabym świetle
Chanyeol nie był pewien, co widzi, ale przysięgał, że coś zmieniło się w twarzy
Baekhyuna, nim zamknął drzwi i znowu zostawił ich samych.
Nagle humor Chanyeola utonął głęboko w
morzu i odłożył talerz oraz łyżkę na bok. Tylko ujrzenie Byun Baekhyuna tak
bardzo go wkurzyło!
– W porządku? – zapytał Kyungsoo, a
Chanyeol westchnął, zanim uśmiechnął się lekko.
– W porządku. – Nie chciał niszczyć urodzin
Kyungsoo swoim kiepskim zachowaniem, dlatego zdecydował się przynajmniej dobrze
grać.
– Dalej będziesz mnie karmił-
– Hej, a może dałbym ci teraz prezent
urodzinowy? – Wyglądało na to, że to zdekoncentrowało Kyungsoo, który zamrugał
zaskoczony.
– Co? Kupiłeś mi też prezent?
– Tak. – Chanyeol podszedł do swojej torby,
by coś z niej wyciągnąć. – Zjedz ciasto, a ja tego poszukam.
Kiedy przeszukiwał torbę, znalazł prezent i
podał go Kyungsoo.
– To bransoletka – powiedział Kyungsoo,
obracając ją i uśmiechnął się. – Jest na niej napisane „powodzenia”!
– Tak… – Chanyeol podrapał się po głowie. –
Naprawdę nie wiedziałem, co ci dać, więc po prostu kupiłem to, żeby dopingować
cię w nauce i tak dalej. I w śpiewaniu. – Kyungsoo uśmiechnął się.
– Dziękuję. Nie mógłbyś dać mi lepszego
prezentu niż ten, który dałeś mi dzisiaj. Bardzo ci dziękuję.
Chanyeol szeroko uśmiechnął się w
odpowiedzi.
– Cieszy mnie to.
Tej nocy Baekhyun nie wrócił do pokoju.
Następnego ranka Chanyeol obudził się,
rozmyślając nad tym, co powinien dać Jonginowi na urodziny. Kiedy odwrócił
głowę, wszystkie myśli o Jonginie zniknęły i zostały zastąpione przez te o jego
współlokatorze, którego nadal nie było.
Gdzie,
do cholery, jest ten dzieciak? Pomyślał rozzłoszczony Chanyeol, chwytając swój telefon, gotowy
zadzwonić do Baekhyuna.
Potem się powstrzymał.
Dlaczego powinno go obchodzić, gdzie jest
Baekhyun? Potrafił sam o siebie zadbać! A jeśli nie, to wszystko, co musiał
zrobić, to poszukać Krisa! Baekhyun nie potrzebował jego troski. I tak by jej
nie zauważył.
Wciąż będąc złym i sfrustrowanym, Chanyeol zdecydował
się go ignorować. I tak go to nie obchodziło.
Nie obchodziło go to.
W wieczór dwudziestych urodzin Kyungsoo
leżał w łóżku, jego myśli zajęte były w taki sposób, że nawet chrapanie Chena
nie mogło mu przeszkodzić.
Chanyeol zaczynał kopać sobie specjalne
miejsce w sercu Kyungsoo.
Jego dobroć, jego zapał, jego wszystko było
w stanie w każdy sposób dotknąć Kyungsoo. Wiedział, że w chwili kiedy zaczął
bardziej poznawać Chanyeola, im bardziej poznawał Chanyeola, tym bardziej w
końcu miał go lubić.
Ale teraz, w wieczór, kiedy obaj świętowali
jego urodziny, tylko we dwoje, był to wieczór, który przesądził o jego
uczuciach.
Kyungsoo był zakochany.
Był zakochany w głupkowatym, wysokim
chłopaku, który może i wyglądał na oziębłego ze swoimi gęstymi brwiami i
intensywnym spojrzeniem, ale tak naprawdę był kimś niezdarnym i skrępowanym, a
jednocześnie bezczelnym i podstępnym. Był zakochany w chłopaku, który poświęcił
wiele czasu, by upewnić się, że Kyungsoo będzie cieszył się ze swoich urodzin,
by upewnić się, że Kyungsoo nie spędzi swych urodzin samotnie, znudzony i bez
prezentu. Miał bransoletkę, którą dał mu Chanyeol, czuł zimno metalu z napisem
„powodzenia!” pod opuszkami palców i zamknął oczy, ponownie przeżywając chwile
jego z Chanyeolem podczas całego wieczoru. Robił to w kółko w swojej głowie.
Dopóki nie zasnął z uśmiechem, śniąc o
świecie, w którym nie było nic poza nim i Park Chanyeolem.
Kiedy poszedł na śniadanie, Kris siedział
tam sam. Ogarnęła go ulga, że Baekhyun już z nim nie siedział, ale gdy zasiadł
na swoim zwyczajowym miejscu, zdał sobie sprawę, że to może być gorsza
sytuacja.
Jeśli Baekhyuna nie było z Krisem, to z kim
był?
– Chanyeol – zawołał Kris, stając nad nim.
– Porozmawiaj ze mną.
Niech
cię szlag, jakim przyjacielem jesteś? Chanyeol otwarcie go zignorował. Kris westchnął i wrócił na
swoje miejsce.
Joonmyun kolejny raz zajął miejsce obok
Chanyeola i czasami Chanyeol zastanawiał się, czy Kris lubi Joonmyuna czy
Baekhyuna. Było to nieco niepokojące, kiedy myślał, że Kris może dawać sobie
spokój z Joonmyunem, a zaczynać z Baekhyunem. Mimo wszystko Kris zawsze miał
dziwny gust, a Baekhyun był dość dziwny. Dość cholernie dziwny i dość cholernie
irytujący, i dość cholernym wrzodem na tyłku.
Ogarnął go strach, dlatego szturchnął
Joonmyuna, który burknął w odpowiedzi, co znaczyło, że jego humor był lepszy
niż zazwyczaj, skoro nie zignorował Chanyeola.
– Usiądź obok niego – szepnął Chanyeol.
–…Obok kogo? – Choć Joonmyun zadał to
pytanie, obaj wiedzieli o kim mowa.
– No dalej. To twoja szansa. Kto wie, kiedy
wróci to piąte koło u wozu? – Trochę wredne było nazywanie Baekhyuna w ten
sposób, ale co z tego? Pieprzyć Baekhyuna i pieprzyć jego zdolność do uwodzenia
przypadkowych cholernych facetów i kto wie, kogo, do cholery, oszuka
następnego?
Joonmyun milczał.
– Baekhyun nie jest piątym kołem u wozu. – Tak, jasne. Obaj wiemy, że ja wiem, że nie
zgadzasz się z tym, co powiedziałeś.
– Baekhyun może się pieprzyć, nie obchodzi
mnie to. Idź tam, zanim ten idiota znowu go ukradnie.
Joonmyun w końcu wstał i odwrócił się do
Chanyeola.
– Zastanawiam się, dlaczego tak troszczysz
się o moje życie miłosne – powiedział i uniósł brew. – A może…
– Troszczysz się o swoje własne? – Nie
czekając na odpowiedź Chanyeola, Joonmyun wziął swoją tacę i odsunął się,
zostawiając oszołomionego młodszego w milczeniu. Był tak oszołomiony, że nie
zauważył wyrazu wdzięczności na twarzy Krisa skierowanego w jego stronę, gdy
Joonmyun usiadł obok niego i zaczął cicho jeść, nadal ignorując obecność Krisa.
Nie obchodziło go to. Chanyeola to nie
obchodziło.
Życie jest do bani. Pomyślał Chanyeol,
kładąc się na łóżku po długim dniu zajęć i kółek, na których nie było
Baekhyuna. To nie tak, że to miało z nim coś wspólnego. Baekhyun nic dla niego
nie znaczył. Wiedział, że Baekhyun był w pokoju, ponieważ mógł poczuć przesadną
ilość miodowego szamponu i płynu do mycia ciała, które roznosiły się w
powietrzu, kiedy wrócił popołudniu.
Może
prysznic podniesie mnie na duchu. Pomyślał.
Zanim w ogóle zdążył wyjść z łóżka, drzwi
otworzyły się tak niespodziewanie jak poprzedniego wieczoru.
Baekhyun wszedł do środka, utykając.
– Gdzie ty, do cholery, byłeś? – ryknął
Chanyeol, nim zdołał się powstrzymać. Dlaczego, do licha, pokazał swoje
zaniepokojenie? Był takim idiotą. Kroki Baekhyuna były niestabilne, kiedy
zmierzał w stronę szafy, a potem zaczął szukać ubrań.
– Czemu cię to, do kurwy, obchodzi? –
krzyknął Baekhyun, jego głos był zaprawiony nutą zmęczenia. – Idź spotkać się z
tą swoją uroczą miłostką!
–…Mówisz, jakby to była moja wina, że nie
wróciłeś zeszłej nocy?! Co to za gówniana logi-
– Gówniana logika? – Baekhyun wstał, a
Chanyeol mógł dostrzec nieznaczny grymas, kiedy to zrobił. Zaśmiał się chłodno,
odwracając się, by spojrzeć na Chanyeola. – Jak było?
– Co? Jak było co?
– Miło się pieprzyło Do Kyungsoo? Było tak
jak sobie marzyłeś? – Głos Baekhyuna był przepełniony podenerwowaniem i
złością. Chanyeol zrozumiał, o co chodzi i skrzywił się.
– Jesteś cholernie obrzydliwy. – Chanyeol
potrząsnął głową, zastanawiając się, skąd, u licha, pochodził ten sprośny
pomysł. Ani razu nie przeszło mu to
przez myśl! Robić to… z Do Kyungsoo?
Baekhyun obrócił się i zaczął zmieniać ubrania, po czym nagle cicho
zachichotał.
– Więc taki jestem w twoich oczach? –
Chanyeol zamrugał, zdając sobie sprawę, jak Baekhyun odebrał jego słowa. –
Właśnie tak. Jestem cholernie brudny, zużyty i wykorzystany ponownie. Ale nie
martw się, nigdy nie splamię twojej niewinności. – Po tych słowach ruszył w
stronę drzwi.
– Baekhyun, to nie to- – zaczął Chanyeol,
ale zanim zdążył dokończyć, drzwi zatrzasnęły się i Baekhyun zniknął.
– Dobra! Idź sobie do Krisa! To nie tak, że
cię w ogóle potrzebuję! – krzyknął Chanyeol do drzwi, a potem westchnął,
zastanawiając się, dlaczego ostatnio był w takim dołku.
Nie obchodziło go to.
Kiedy uspokoił się, grając na gitarze,
poszedł pozbierać rzeczy, których Baekhyun używał i rzucił na podłogę, ale gdy to
zrobił, odkrył coś bardzo nie w porządku.
Majtki były poplamione czymś mlecznobiałym.
Chanyeol podsunął je sobie pod nos.
Seks.
Uspokajające wrażenie z wcześniej wcale nie
pomogło i mógł poczuć, jak narasta w nim złość niczym kolejka górska, która
nigdy nie była tak silna.
Czemu
on to znowu robi, do diabła? Może hobby naprawdę nie można powstrzymać.
Ale niech to szlag, bardzo go to wkurzało,
kiedy myślał o Baekhyunie w intymnej sytuacji z innymi mężczyznami. Niech to
szlag, wkurzało go to tak bardzo-
– Chanyeol? – Rozległ się cichy głos ze
strony drzwi i Chanyeol podniósł wzrok. Ale to i tak nie miało sensu, ponieważ
wszystko było tak rozmazane, że nie mógł nic zobaczyć.
– Chanyeol! – Głos brzmiał, jakby należał
do Kyungsoo, a on poczuł małe dłonie chwytające go za ramiona. – Chanyeol, co
się dzieje?
Co
masz na myśli, mówiąc, co się dzieje? Nic się nie dzieje poza tym, że jestem
tak cholernie zły, że chciałbym zniszczyć wszystko w zasięgu ręki-
– Wszystko w porządku.
– Nie
jest w porządku, Chanyeol, płaczesz!
– Jest w porządku, Kyungsoo, jest dobrze! –
Ale czym było to uczucie, które wciąż przynosiło tak wiele łez do jego oczu i
które było tak nieznośne dla jego serca? Czy to część fazy?
– Kyungsoo, zostaw mnie samego… –
wymamrotał Chanyeol, czując, jak krople łez spadają na dywan co sekundę.
– Chanyeol-
– Kyungsoo. Proszę. – Chciał zostać sam. W
tej chwili nie chciał nikogo widzieć.
Kyungsoo wstał bez słowa i przez mgłę mógł
dostrzec, jak jego miłostka cicho wychodzi.
Kiedy drzwi się zamknęły, z wściekłością
wytarł oczy, zastanawiając się, dlaczego, do cholery, zaczął płakać.
Słaby. Bardzo słaby. A wszystko przez
głupią, pieprzoną fazę.
Ale faza nie powinna być czymś, co rozrywa
twoje serce kawałek po kawałku, dzień po dniu. Nie powinna sprawiać, że jesteś
tak sfrustrowany, tak przytłoczony i tak bardzo wściekły, że niemal nie możesz
nad tym zapanować.
Ale przynajmniej mógł to wypłakać.
Przynajmniej mógł wyrazić to przez łzy, a wtedy jego serce czuło się lepiej.
Przypomniał sobie, co Chen powiedział o Baekhyunie…
–
Trzyma wszystko w sobie – powiedział Chen, wzdychając. – Po tamtym nieszczęsnym
tygodniu nie widziałem, aby kiedykolwiek płakał.
Skoro dla Chanyeola było to przytłaczające,
to jak musiał czuć się Baekhyun, trzymając w sobie wszystko przez pięć lat?
Jego serce musiało krwawić.
Wzdychając, Chanyeol postanowił być
mężczyzną. Pozbierał rzeczy Baekhyuna i włożył je do pralki, chociaż miał
ochotę je wszystkie spalić.
Kyungsoo siedział na swoim łóżku z bolącym
sercem.
Zastanawiał się, co się stało, że sprawiło,
iż Chanyeol tak płakał.
Bolesne było widzieć te piękne, pogodne
oczy lśniące od łez i głową ciągle pochyloną. Kyungsoo chciał być tym, który
wyleczy Chanyeola, który go pocieszy. Ale zamiast tego był jedynie ciężarem.
To, co bolało go najbardziej, to wtedy, gdy
Chanyeol przemówił i brzmiał na bardzo bezsilnego, sfrustrowanego, złego i
smutnego – był pełen emocji, których Kyungsoo nie był w stanie powstrzymać.
Nieważne przez kogo i dlaczego płakał,
musiało go to coś bardzo obchodzić.
I nawet jeśli była to zła myśl w takiej
sytuacji, Kyungsoo miał nadzieję, że pewnego dnia będzie mógł wywołać u
Chanyeola tyle emocji.
Baekhyuna nie było na obiedzie.
Joonmyun znowu siedział z Krisem, a
Chanyeol czuł zazdrość, patrząc na nich dwóch, nawet jeśli tylko cicho
rozmawiali.
Chanyeol siedział sam, nie czuł się głodny
i tylko dłubał w swoim jedzeniu, dopóki ktoś obok niego nie usiadł.
– Czujesz się już lepiej? – zapytał
Kyungsoo, zajmując miejsce przy Chanyeolu. Starszy burknął w odpowiedzi.
– Jak tylko czujesz się przygnębiony, jeśli
potrzebujesz z kimś porozmawiać, jestem tu, jasne?
Chanyeol pokiwał głową, uśmiechając się z
wdzięcznością.
Wiedział to. Wiedział, że są ludzie,
których obchodzi. Ale w tamtej chwili to, czego potrzebował, to nie ludzka
pomoc; potrzebował jedynie… nie wiedział, czego potrzebował.
– Oo, zobaczcie, kto tu jest taki ckliwy… –
zauważył głośno Chen, podczas gdy wszyscy odwrócili się do Kyungsoo i
Chanyeola, którzy natychmiast odwrócili wzrok, rumieniąc się.
– Hyung, musisz przestać ze swoimi
wyobrażeniami – odezwał się Sehun, nonszalancko obierając jabłko ze skórki.
– Tak- – zaczął Tao, ale Sehun mu przerwał.
– Wszyscy wiemy, że to ChanBaek.
Zapadła cisza.
– Chcesz iść na wojnę o pary? – rzucił
wyzwanie Chen żartobliwym tonem. Sehun uderzył dłonią w stolik.
– Będę patrzył, jak przegrywasz!!!
– Hej – szepnął Lu Han, szturchając
Chanyeola, kiedy Kyungsoo sobie poszedł na swoje zajęcia, a Chanyeol stęknął. –
Kogo byś wolał? Kyungsoo czy Baekhyuna?
Chanyeol znowu stęknął w odpowiedzi. Lu Han
wydął wargi i powrócił do denerwowania Minseoka.
Szczerze mówiąc, Chanyeol już nic nie
wiedział.
Ale to nie tak, że go to obchodziło.
Tej nocy Baekhyun także nie wrócił do ich
pokoju.
Nie obchodziło go to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz