sobota, 2 września 2017

The Faults In Byun Baekhyun [27/55]

tytuł rozdziału: Kim jest Baekhyun? |oryginał: What is a Baekhyun?
rating: PG-13
Chanyeol nalegał, żeby siedzieć obok Krisa podczas posiłków i chociaż wszyscy myśleli, że to dlatego, iż tęskni za swoim najlepszy przyjacielem, tak naprawdę starał się unikać Kyungsoo najbardziej, jak było to możliwe. Dzięki Bogu, ostatnio Jongin rozmawiał z Kyungsoo więcej i zajmował go czymś, dlatego też Chanyeol nie musiał się zbytnio martwić, że ktoś inny zauważy niezręczną atmosferę między nimi.
W zasadzie Kris go ignorował, skupiając całą swoją uwagę na wciąż niezainteresowanym Joonmyunie. Chanyeol westchnął. Nawet się nie obwiniał, bo spędzał cały czas, obwiniając swojego przyjaciela.
Jeśli to w taki sposób Joonmyun okazuje swoje zainteresowanie, pomyślał Chanyeol, to zastanawiam się, jak okazuje nienawiść…
W te dni kiedy kończyli jedzenie i czasami nawet później, Chanyeol był tym, który wychodził pierwszy, tylko po to, by unikać Kyungsoo. Dzisiejszy dzień niczym się nie różnił.
Gdy wszyscy wstali, przygotowując się do spakowania i wyjścia, Chanyeol złapał swój już gotowy talerz w dłonie i pospiesznie odszedł, mówiąc, że ma coś do zrobienia. Kiedy wrzucił swój talerz do pojemnika, odetchnął z ulgą, ciesząc się, że znowu zrobił unik przed Kyungsoo.
Ale ze strachem żartował, że nie może wiecznie uciekać przed Kyungsoo. Mimo wszystko obaj byli na kółku muzycznym i mieli ten sam drugi kierunek. Pewnego dnia musiało nadejść nieuniknione.
Nie wiedział, dlaczego w ogóle odrzucił Kyungsoo. Miał powiedzieć „tak”. Miał powiedzieć „tak”, niech to szlag! Ale tego nie zrobił.
Dlaczego tego nie zrobił?
A jednak kiedy unikał Kyungsoo, nie było żadnej tęsknoty, by zobaczyć jego twarz czy ponownie z nim porozmawiać, uczucia, które zwykle go nawiedzało, gdy nie widział Kyungsoo przez długi czas. Nawet to już nie było takie samo.
Pamiętał, że nawet nie wiedział, iż jest zauroczony w Kyungsoo, dopóki Kris nie zobaczył, jak sztywnieje, kiedy Kyungsoo otarł się o niego i powiedział mu, że żywi do tego drobnego chłopaka jakieś uczucia. Teraz Kris nie mógł mu pomóc, bo po pierwsze miał zbyt wielką obsesję na punkcie Joonmyuna, a po drugie Chanyeol nie zamierzał mu powiedzieć, co zaszło z Kyungsoo, ponieważ był zbyt zażenowany i bał się tego, co mogą znaczyć dla niego jego czyny, bał się tego, co Kris może zobaczyć.
Tęsknił za rozmowami z Kyungsoo i brakowało mu tych wspólnych momentów, kiedy zaczęli się do siebie zbliżać. Tęsknił za tym. Ale z drugiej strony było to to samo uczucie, kiedy tęsknił za Krisem, gdy Kris przestał się z nim kontaktować w czasie sprawy Księżycowego Anioła; kiedy tęsknił za Krisem, gdy ten był z Baekhyunem (tak naprawdę bardziej tęsknił za Baekhyunem, ale to było tylko podświadome); kiedy obecnie tęsknił za Krisem, gdy ten zawsze poświęcał swoją uwagę Joonmyunowi i kiedy tęsknił za Jonginem, gdy Chanyeol na początku zmienił szkołę i zostawił Jongina w starej, i wreszcie, kiedy tęsknił za Jonginem przez pół roku, gdy ten był w szpitalu.
Ale jeśli te uczucia były takie same i jeżeli nawet w najmniejszym stopniu nie czuł nic romantycznego wobec Krisa czy Jongina, to nie znaczyło…
To znaczyło…
– Chanyeol! – zawołał aksamitny głos i jak wcześniej Chanyeol chciał zamknąć oczy i usłyszeć, jak ten dźwięk roztapia jego uszy, tak teraz wiedział, że to już nie to samo. Tęsknił za tym głosem, ale jednocześnie chciał uciec. – Chanyeol, zaczekaj!
Chanyeol nie mógł dłużej uciekać. Nadszedł czas, by stawił czoła strachu i skonfrontował się z tym, z czym bał się skonfrontować. Biorąc głęboki oddech, odwrócił się i zobaczył, że Kyungsoo stoi metr od niego. Kyungsoo wyglądał pięknie, nadal wyglądał pięknie, ale tym razem był odmieniony.
Zaraz, to błąd. Chanyeol był tym, który się zmienił.
Wszystkie te uczucia, które wcześniej żywił do obiektu swoich westchnień, te, które zebrał i pielęgnował przez lata, nagle zamieniły się w uczucie przyjaźni, jaką czuł wobec wszystkich swoich przyjaciół.
Kiedyś Kyungsoo był wyjątkowy.
Ale teraz był dla Chanyeola zwyczajną osobą.
Chanyeol stał w miejscu, na moment pochwycił spojrzenie Kyungsoo, nim odwrócił się, patrząc w dół, w dal, w niebo, na cząsteczki swej własnej skóry – wszędzie, ale nie na samego Kyungsoo. Ale Kyungsoo podszedł jeszcze bliżej, aż nie miał wyboru i musiał podnieść wzrok na duże, niewinne i jednocześnie dojrzałe oczy Kyungsoo.
Do Kyungsoo na niego nie zasługiwał.
Zasługiwał na kogoś o wiele lepszego.
– Ja- – zaczął Chanyeol, czując, że przeprosiny – które już od jakiegoś czasu tkwiły w jego gardle – same wychodzą z jego ust, ale Kyungsoo go wyprzedził.
– Przepraszam – wypalił Kyungsoo. Oczy Chanyeola rozszerzyły się z zaskoczenia.
– Co?
– Przepraszam, Chanyeol-ah, za wygadanie ci tego całego nonsensu. – Chanyeol zastygł. Zaraz, czy to żart?
Czy to Prima Aprilis?
Dlaczego czuł taką ulgę?
– Nie miałem zamiaru ci tego powiedzieć, ale jakoś tak wyszło. – Kyungsoo zachichotał. Chanyeol zamrugał zdezorientowany.
– Teraz, kiedy wiesz, jakie żywię do ciebie uczucia, co powiesz na to, abyśmy dalej byli przyjaciółmi? – Chwila, to nie żart? – Nie, Chanyeol, nie żartowałem.
Co
P-Przepraszam… Ale ja-
– Lepiej, żeby było ci przykro. – Chichot. – Żeby mi to wynagrodzić, musisz po prostu udawać, że to się nigdy nie wydarzyło, okej? – Nie mogę tak po prostu…
– Po prostu… udawaj, że to się nie wydarzyło. Dobrze? Zacznijmy jeszcze raz. – W głosie Kyungsoo pobrzmiewał smutek. – Przepraszam. Tęsknię za tobą… Jako przyjacielem.
Serce Chanyeola niemal się złamało. Ja też za tobą tęsknię, Kyungsoo. Ja też za tobą tęskniłem.
– Dobrze. – Chanyeol uśmiechnął się najszerzej, jak tylko mógł się na to zdobyć w tej sytuacji, chociaż bolało go serce z powodu smutnych oczu Kyungsoo. Ale gdy Kyungsoo odpowiedział uśmiechem, radośniej, niż kiedykolwiek pamiętał, wiedział, że nowy początek jest tego wart.




– Więc co sprawiło, że mnie odrzuciłeś? – zapytał Kyungsoo, a Chanyeol już czuł się odrobinę skrępowany.
– Nie martw się. Nie zamierzam upadać na podłogę i wypłakiwać sobie oczu. Udawaj, że rozmawiasz z kimś, kto już nic do ciebie nie czuje – powiedział łagodnie Kyungsoo. Chanyeol wciąż trochę się wahał. – Czy to… Ktoś? Ktoś kto… przykuwa twoją uwagę?
– Nie… nikt szczególny – odparł Chanyeol, przez krótką chwilę, myśląc o swym współlokatorze. Baekhyun się nie liczył, bo był jego współlokatorem i nikim innym. – Nie mam teraz nikogo na względzie, Kyungsoo. – Tylko że miałem kiedyś ciebie. – Wydaje mi się, że… skupiam się na studiach.
Kyungsoo milczał, pojmując to, gdy kierowali się w stronę akademika. Nagle Kyungsoo zatrzymał się i zablokował Chanyeolowi drogę, strasząc go. Jego twarz była maską powagi.
– Wiem, że powiedziałem, że powinniśmy zostać przyjaciółmi, ale tylko chciałem ci to powiedzieć – odezwał się Kyungsoo cicho. – Proszę, nie okłamuj mnie w tych sprawach, Chanyeol. To zbyt szybko daje mi nadzieję, a ja nie chcę robić z siebie głupka. Nie musisz mi mówić, kto to jest, ale jeśli jest ktoś, kto cię interesuje, przynajmniej mi powiedz, że o kimś myślisz. Nie chcę zrobić czegoś, czego będę żałował.
–…Nie, absolutnie! Nie kłamię! Naprawdę nie mam nikogo na względzie! – odpowiedział pospiesznie Chanyeol. Kyungsoo mrugał wiele razy przez długi czas, ale później wyglądało na to, że jego zaufanie do Chanyeola wzięło nad nim górę i zmiękł.
– W porządku – odparł łagodnie Kyungsoo, a potem uśmiechnął się bardzo nieznacznie. Było to atrakcyjne, lecz nie sprawiło, że serce Chanyeola szalało. Już nie. – W takim razie nie masz nic przeciwko temu, żebym się za tobą uganiał, prawda?
Chanyeol zarumienił się, ale w końcu odpowiedział uśmiechem, ponieważ po raz pierwszy od długiego czasu potrafił wyczuć szczęście i ulgę wylewającą się z Kyungsoo i jako jego przyjaciel Chanyeol nie mógł być bardziej uradowany.




– Kim jest dla ciebie Baekhyun? – spytał pewnego dnia Kyungsoo, kiedy spotkali się jak za dawnych czasów. Tylko że Chanyeol nadal był sztywny i nerwowy, a Kyungsoo próbował pewne sprawy naprawić i sprawić, by wszystko było tak jak przedtem.
Wyższy zamarł. Jak miał na to odpowiedzieć? Byun Baekhyun był najbardziej irytującą osobą na tej planecie, był jego współlokatorem i jednocześnie wrogiem. Dla niego Baekhyun był pieprzonym idiotą, który nie zajmował się swoimi cholernymi sprawami, zbyt wiele tłumił w sobie i był najbardziej frustrującą osobą, ponieważ na nikogo się nie otwierał. Był również główną przyczyną obecnej fazy Chanyeola (w którą już tak naprawdę nie wierzył). Dla niego Baekhyun był wszystkim i niczym jednocześnie!
Nie wiedział, jak miał opisać, kim był dla niego Baekhyun – to szalone, jak ktoś, kogo nienawidzisz (jakby-nie-nienawidzisz), może być równocześnie osobą, z którą NIE MASZ KŁOPOTU PRZEBYWAĆ?! CO?
Zanim Chanyeol zdążył zdezorientować się bardziej (ponieważ wydawało się, że zawsze był zmieszany, kiedy chodziło o Baekhyuna), przypomniał sobie, że powiedział Kyungsoo, że są dobrymi przyjaciółmi.
Och.
– Przyjacielem – wydusił Chanyeol, a jednak nie znalazł satysfakcji w tym słowie. Wydawały się zbyt… małoznaczne. Jakby Baekhyun był kimś więcej. (Więcej oczywiście w negatywny sposób).
– Naprawdę? Jesteś pewien? – naciskał Kyungsoo. Chanyeol zaczął czuć, jak strach wpełza mu do gardła, ponieważ co jeśli Kyungsoo odkrył, że tak naprawdę są wrogami? Był pewien, że Kyungsoo zabiłby ich obu i nigdy się do niego nie odezwał.
– Tak!! – odpowiedział szybko i zaśmiał się tak, że brzmiało to zbyt nerwowo, by było naturalne. Kyungsoo zmrużył oczy i patrzył na niego podejrzliwie, ale kiedy Chanyeol nadal się uśmiechał, odpuścił i odpowiedział uśmiechem.
– Dobrze. Skoro jesteście przyjaciółmi… – wymamrotał, a kiedy Chanyeol odetchnął z ulgą, był tym zbyt zajęty, by zauważyć, że Kyungsoo także odetchnął z ulgą.




– Jak poszło? – zapytał Jongin, kiedy Kyungsoo wrócił. Twarz Kyungsoo była neutralna i bez wyrazu jak zwykle, jednak Jongin mógł dostrzec, że jest bardziej zrelaksowana.
– Dobrze. – Kyungsoo podszedł, aby wyjąć coś ze swojej torby.
– Cóż, wyglądasz na bardziej nerwowego niż zazwyczaj – zauważył Jongin, a Kyungsoo odwrócił w jego stronę wielkie oczy, mrugając niewinnie.
– Hm?
– Nieważne. – Jongin westchnął. – Więc kto to jest? Powiesz mi, w kim się zauroczyłeś?
–…
– No dalej, tyle jesteś mi winien, tak myślę.
–…Chanyeol. – Jego głos był tak cichy, że z początku Jongin myślał, że źle usłyszał.
– Zaraz, c-
– Nie powiedziałem ci, jasne? Ponieważ Chanyeol jest twoim przyjacielem i nie chciałem, żebyś pomógł mi z nim wszystko obgadać. – Jongin zamrugał. Chwila…
– Chanyeol… cię odrzucił? – Kyungsoo pokiwał głową. – On… jakby, odrzucił cię? Jesteś pewien, że w ogóle wyznałeś mu swoje uczucia? – Ponieważ Chanyeol jest pieprzonym idiotą i nie zrozumiałby, gdybyś nie powiedział mu wprost.
– Powiedziałem mu, że go kocham, Jongin! Powiedział, że nie myśli o mnie w ten sposób. A potem uciekł.
– Ty… naprawdę… – Kyungsoo niecierpliwie skinął głową. Jongin oparł się o ścianę rozmyślając, podczas gdy Kyungsoo odetchnął z ulgą, że Jongin porzucił temat.
Zaraz… Ale Chanyeol lubił go od lat.
Dziwne.
Kyungsoo nie był cholernym idiotą, więc zrozumiał, jeśli Chanyeol szczerze go odrzucił. Ale dlaczego Chanyeol go odrzucił? Jongin był przekonany, że Chanyeol marzył o tej chwili od dnia, w którym uświadomił sobie, że lubi Kyungsoo!
Dziwne.
Chanyeol robił się coraz dziwniejszy.




– Bardzo się cieszę, że w końcu to przedstawiliśmy. Teraz wszystko skończone. – Chanyeol odetchnął z ulgą. Nie był to najlepiej skomponowany przez nich utwór, ale był jedyny.
– Tak. Pracujmy jeszcze kiedyś razem – odparł Kyungsoo, uśmiechając się. Chanyeol odpowiedział uśmiechem. Minęły dwa tygodnie odkąd Chanyeol i Kyungsoo się pogodzili i Chanyeol już całkowicie zapomniał o całej męce. Wydawało się, jakby nigdy nic się nie stało, tylko że tym razem nie żywił do swojej byłej miłostki tych samych uczuć. Czasami zastanawiał się, czemu nagle przestał, lecz po godzinach rozmyślania bez odpowiedzi Chanyeol całkowicie się poddawał i decydował się płynąć z prądem. Mimo wszystko łatwiej było płynąć z prądem, bo Chanyeolowi nigdy nie udawało się niczego rozwiązać, kiedy usiłował to zrobić.
– Baekhyun naprawdę dobrze poradził sobie z współdźwiękami  – dodał Kyungsoo. – Ale czuję się trochę winny. Za zrzucenie na jego barki tak dużo pracy.
– Prawdopodobnie na to zasłużył – powiedział Chanyeol i z jakiegoś powodu chciał, by Kyungsoo jeszcze raz to zrobił (kazał Baekhyunowi zajmować się gównianymi sprawami), żeby znowu mógł pomóc. Nie dlatego, że chciał pomóc, ale dlatego, że chciał nauczyć się komponować i być bardziej muzykalnym. Tak, właśnie tak.
– Kto zasłużył na co? – Rozbrzmiał znajomy głos, który jakoś odcisnął się w umyśle Chanyeola.
– Ty zasłużyłeś na gówno – odparł Chanyeol i tym razem Kyungsoo dostrzegł w jego głosie coś innego. Jakby zachowywał się niemal żartobliwie, a nie… wrogo jak kiedyś. Baekhyun podskoczył, objął rękoma szyję Chanyeola i ściągnął go do swojego poziomu, a potem zaczął ciągnąć go za uszy, dopóki wyższy nie zaczął krzyczeć z bólu.
– Powiem ci, kto zasługuje na gówno – odpowiedział Baekhyun przez zaciśnięte zęby, jego oczy rozbłysły okrutnie, gdy wykręcał Chanyeolowi uszy. Chanyeol krzyknął i zacisnął duże oczy, twarz mu poczerwieniała i chociaż musiało być to dla niego najbardziej bolesne doświadczenie, Kyungsoo nie mógł nic poradzić na to, że śmiał się z tego, jak dziwnie uroczo wyglądał.
– Dobra, dzieciaki, dosyć – powiedział Kyungsoo poprzez śmiech, ale Baekhyun i Chanyeol zaczęli się kłócić. Chanyeol trzymał się za czerwone uszy, krzycząc na Baekhyuna z grymasem, swawolność zniknęła, a Baekhyun przewrócił oczami i odpowiedział szorstko, ale głośno. Ich głosy były coraz głośniejsze, aż przebiły głos Kyungsoo i Kyungsoo musiał ukryć swą straszną stronę poprzez stłumione i skumulowane rozdrażnienie.
– Dosyć. – Choć jego głos nadal był łagodniejszy, tym razem była w nim zabójcza nuta. Chanyeol i Baekhyun natychmiast ją wyczuli i przestali, za bardzo bali się na siebie spojrzeć i/lub na Kyungsoo.
Kyungsoo westchnął.
– Czemu się nie polubicie?




Czasami Kyungsoo myślał, że sam się dezorientuje.
Chanyeol i Baekhyun zachowywali się, jakby się nienawidzili, zachowywali się, jakby byli najlepszymi kumplami, a potem zachowywali się, jakby prawie byli kochankami.
To było najdziwniejsze.
Im dłużej Kyungsoo obserwował, tym bardziej zadawał sobie sprawę, że traci czas.
Za każdym razem, gdy próbował zrozumieć coś nowego, w zamian wracał do punktu wyjścia.




– Kółko z fizyki? Nie idę – oznajmił Chanyeol wieczorem, kiedy zobaczył, jak Baekhyun bierze kilka butelek alkoholu i idzie z nimi do drzwi.
– Jestem przewodniczącym. Idziesz, czy tego chcesz czy nie – odparł niższy.
– Cóż, nie piję – powiedział Chanyeol.
– Od kiedy niby zmuszam cię do picia? – Baekhyun przewrócił oczami, a potem wyciągnął rękę. – Jakim jesteś facetem? Pospiesz się i bierz to! – Wyższy zmarszczył nos.
– Mam dużo pracy domowej! Muszę się uczyć!
– Bzdura.
– Nie idę. I wiesz co? Ty też nie idziesz. – Chanyeol szybko wstał i pospieszył do Baekhyuna, po czym zabrał mu alkohol z rąk. – Ty też musisz się uczyć. – Baekhyun zmrużył oczy i odebrał butelki.
– Idę. Jestem pieprzonym założycielem fizyki. – Chanyeol wyrwał mu alkohol z powrotem.
– No to nie pijesz. – Baekhyun odebrał alkohol.
– To jest główny cel kółka!
– No to ja nie idę.
– Park Chanyeol, czy ty, kurwa, idziesz-
– Pójdę, jeśli nie będziesz pił-
– Dobra-
– Dobra!
Wpatrywali się w siebie przez kilka sekund, później Chanyeol odwrócił się i wziął swoją kurtkę. – Masz na mnie zły wpływ – wymamrotał, potem wyrwał butelki Baekhyunowi i wyszedł, odrobinę zadowolony, przewodniczący kółka podążył za nim.




Dlaczego to w ogóle zrobiłem?
Czemu w ogóle wszcząłem tę kłótnię?
Chanyeol czuł, jak głośno grająca muzyka groziła wysadzeniem jego uszu i już kręciło mu się w głowie od patrzenia na tak wiele osób w tak małym pomieszczeniu. Drobne ciało Baekhyuna było obok niego i chociaż rozmawiał z innymi, Chanyeol miał lepszy nastrój, wiedząc, że niższy jest tuż obok i nie zamierza nigdzie zniknąć.
(Od kiedy tak bardzo się przejmował?)
– Przepraszam, nie mogę dzisiaj pić! – krzyknął Baekhyun przez muzykę, wystarczająco głośno, by Chanyeol usłyszał. Ten odwrócił się i dołączył do rozmowy Baekhyuna.
– Co? No dalej, Baekhyunnie~ Zróbmy sobie konkurs picia~ – Chanyeol zmrużył oczy, przysłuchując się dwóm osobom stojącym przed Baekhyunem.
– Nie, tak jakby się z kimś założyłem-
– Baekhyun, nie psuj zabawy~~
– Poważnie- – Chanyeol mógł stwierdzić, że Baekhyun się waha, więc delikatnie położył dłoń na jego ramieniu i odepchnął go lekko do tyłu.
– Napiję się – powiedział, zanim zdążył zmienić zdanie. Ci dwaj spojrzeli na niego badawczo.
– Och, zakład z Park Chanyeolem, co? Żeby zobaczyć, czy Park Chanyeol potrafi więcej wypić czy ty możesz dłużej się opierać? – Uśmiechnęli się do siebie. – Dobra, wchodzimy w to! – Zanim Chanyeol zdołał wyjść z klasy od fizyki i nigdy nie wrócić, już został zaciągnięty do stolika z alkoholami, a Baekhyun w milczeniu się uśmiechał.
– Mam na ciebie zły wpływ, co? – Baekhyun uśmiechnął się jak szaleniec, podczas gdy tamci dwaj poszli rozejrzeć się za puszkami piwa. Chanyeol mógł jedynie odpowiedzieć mu gniewnym spojrzeniem.
– Jak długo wytrzymasz? – ciągnął szyderczo niższy, a potem roześmiał się, kiedy tamci dwaj wrócili z większą ilością nieotwartych puszek i ustawili je między sobą, uśmiechając się niemal tak szeroko jak dziura, która zaczęła otwierać się w sercu Chanyeola.
– Jesteś gotowy? – Rzucili mu wyzwanie, a Chanyeol po prostu wiedział, że to nie skończy się dobrze.




– Powinienem był wiedzieć, że to zły pomysł – mruknął do siebie Baekhyun, stęknął, gdy Chanyeol bardziej oparł się na jego ramionach.
– Twoja cała… (czknięcie) egzystencja to… (czknięcie) zły pomysł… – wybełkotał Chanyeol, zataczając się, a jako że był cięższy od Baekhyuna, nieprawidłowy krok zburzyłby ich równowagę, gdzie niższy musiałby ustawić się, by znowu dobrze szli.
– Dorośnij – wymamrotał Baekhyun, po czym westchnął, podczas gdy Chanyeol dalej czkał, pozwalając zaciągnąć się przez Baekhyuna z powrotem do ich pokoju.
Po tym, co wydawało się być wiecznością, Baekhyun w końcu dotarł do pokoju i odetchnął z ogromną ulgą, kiedy mógł rzucił olbrzyma na łóżko, patrząc z zadowoleniem, jak wyższy leży i się nie rusza. Tylko czkał. Później dał sobie kilka minut na złapanie oddechu, zanim wyprostował się i przygotował przed prysznicem i oczyszczeniem na noc.
– Hej! – krzyknął nagle Chanyeol (i czknął gdzieś pomiędzy), sprawiając, że Baekhyun prawie wyszedł z siebie. – KTO ANANASOWY POD WODĄ MA DOM?! – Baekhyun przewrócił oczami, biorąc swoją piżamę, gotowy iść pod prysznic.
– Powiedziałem… (czknięcie) KTO ANANASOWY POD WODĄ MA DOM?! – zawył Chanyeol, a potem ponownie czknął. Niższy patrzył na niego przez chwilę, patrząc na sposób, w jaki Chanyeol nie rusza się, milczy i prawie czeka na jego odpowiedź.
–…Spongebob Kanciastoporty – odpowiedział z lekkim wahaniem.
– (czknięcie)… Chłonny i żółty, i dziurawy on jest!
–…
Powiedziałem-
– Spongebob Kanciastoporty.
– Jeśli blablabla jest tym, czego chcesz!
–…Kanciastoporty Spongebob.
–…NIEEEE-
Westchnięcie.
– Spongebob Kanciastoporty.
– Alksjdfl;sdjfa;lsdjf ;lkdjf;l kj i leż jak ryba!
–…………Spongebob Kanciastoporty.
– GOTOWY?! – Do tego momentu Chanyeol położył się na łóżku prostopadle do tego, jak zwykle kładą się ludzie w taki sposób, że jego ciało było zbyt długie, żeby się zmieścić, więc jego ramiona i głowa zwisały po jednej stronie łóżka tak samo jak jego długie nogi. W ten sposób leżał do góry nogami. Baekhyun obserwował duże oczy Chanyeola, które patrzyły na niego z radością i tańczyły z powodu alkoholu. Baekhyun zmarszczył brwi, po czym zatrzasnął za sobą drzwi, starając się zignorować kolejny głośny jęk Chanyeola.
Kiedy woda z prysznica lała się tak głośno, że pochłonęła pijackie okrzyki Chanyeola, Baekhyun pozwolił sobie westchnąć po raz kolejny.




Kiedy wyszedł, Chanyeol się przebierał. Baekhyun starał się nie zauważyć sposobu, w jaki zwykle-ukryte-mięśnie-pleców Chanyeola napinały się, gdy zakładał koszulkę. Jego twarz była zaróżowiona od zbyt dużej ilości alkoholu i chociaż Baekhyun powinien być szczęśliwy, że zrobił to dla niego, nie był. Nie wiedział nawet, czemu w ogóle się na to zgodził.
Radzenie sobie z Chanyeolem było wielkim utrapieniem.
– Ta koszulka… niegrzeczna koszulka… – Chanyeol mamrotał do momentu, aż Baekhyun zjawił się obok niego. Teraz Baekhyun mógł zobaczyć, dlaczego tak trudno było Chanyeolowi się ubrać – wsunął rękę tam, gdzie powinna znaleźć się głowa i nie wiedział, gdzie włożyć głowę. Baekhyun powstrzymał się od śmiechu.
– Wiesz co? Nienawidzę cię, bo jesteś najbardziej wredną koszulką, jaką kiedykolwiek miałem w życiu… – narzekał Chanyeol, wyjmując rękę, a później z powrotem wsunął ją w to samo wycięcie. Kącik ust Baekhyuna lekko się podniósł, ale poza tym nie okazywał innych oznak rozbawienia. Po kilku chwilach patrzenia, jak Chanyeol robi z siebie po pijaku głupka, Baekhyun ugiął się i chwycił ręce Chanyeola, zanim pociągnął go w dół, aż ich oczy znalazły się na tym samym poziomie.
– Idiotyczna koszulka… – wymamrotał Chanyeol, kiedy Baekhyun zabrał mu ją. Niższy wywrócił koszulkę na drugą stronę, strzepnął ją, a potem zaczął ją zwijać, by ułatwić Chanyeolowi włożenie jej.
– Ręce – polecił Baekhyun. Chanyeol wyciągnął ręce i bez słowa pozwolił Baekhyunowi wpasować je do otworów w koszulce. – Głowa. – Potem posłusznie pochylił głowę, gdy Baekhyun przeciągnął koszulkę przez jego włosy i szyję.
– Przysięgam, jesteś tu jedynym idiotą… – wydyszał Baekhyun, lekko stając na palcach, gdy zsuwał koszulkę Chanyeola w dół. Chanyeol zamrugał sennie.
– Idź spać. Boże, śmierdzisz. – Baekhyun zmarszczył nos z dezaprobatą, odwracając Chanyeola i popychając go z powrotem do łóżka. Jednak w ostatniej chwili Chanyeol szybko się obrócił, zaskakując Baekhyuna i pochylił się, aż ich oczy znalazły się na tym samym poziomie.
–…A ty pachniesz ładnie – odrzekł Chanyeol. Zanim jednak Baekhyun zdołał odpowiedzieć, Chanyeol przysunął się i zamknął dystans pomiędzy nimi.
Usta Chanyeola nadal były miękkie, ale tym razem smakowały alkoholem. Baekhyun nie mógł stwierdzić, czy lubi smak alkoholu czy nie tylko dlatego, że wypił go tak dużo, że stał się dla niego niczym woda. Nim się zorientował, delikatnie odwzajemniał pocałunek, wiedząc, że chociaż mógłby być bardziej gwałtowny, tylko by uczynić pocałunek lepszym, nie zrobił tego, bo wiedział, że ktoś tak niedoświadczony i pijany jak Chanyeol nie zniósłby tego.
Zresztą i tak nie musiał pogłębiać pocałunku, ponieważ jeden całus wystarczył, by jego serce zaczęło fiksować.
Chanyeol nie pogłębiał pocałunku, po prostu pozwolił by ich usta zostały właśnie takie – niewinne, słodkie i jak pocałunki z wielu filmów z dzieciństwa, które Baekhyun oglądał. Właśnie takie to dla niego było – Cholera, cała egzystencja Park Chanyeola była dla niego taka – a jednak rezygnował z wiary, że takie coś istnieje.
Odsunął się z zarumienioną twarzą i szybko bijącym sercem. Chanyeol powoli zamrugał, jakby nie był pewien, co się właśnie stało i tym razem pozwolił wepchnąć się do łóżka i zawinąć w nim.
– Powinieneś przestać pić, B.B… – wybełkotał Chanyeol, patrząc, jak Baekhyun upycha jego kołdrę (a Baekhyun nie wiedział, dlaczego, do cholery, to robił). – Moja… moja mama mówi, że to niezdrowe dla wątroby… czy czoś…
–…Kąpiesz się jutro pierwszy – odparł krótko Baekhyun, wyprostował plecy, gdy skończył. – Pospiesz się i śpij, żebyś wiedział, jak bardzo śmierdzisz, kiedy się obudzisz.
Chanyeolowi chwilę zajęło, nim to pojął, a potem: – Wstręciuch. – Po tym zamknął oczy i po kilku sekundach prędko zasnął.
Baekhyun oblizał swoje suche usta, czując nieznaczny posmak piwa od pocałunku, który przeżył z Chanyeolem.
Wiedział, że nie powinien całować swojego wroga, wiedział, że wszystko w tym czynie było złe, a jednak dawało mu radosne uczucie w brzuchu, które nie odchodziło, nawet kiedy budził się następnego ranka i odkrył, że pokój śmierdzi alkoholem dokładnie tak, jak się tego spodziewał.




Picie było dla Chanyeola prawdopodobnie najgorszym pomysłem.
Kiedy się obudził, cały pokój śmierdział tak bardzo, że bał się, że dyrektor może przechodzić i wyczuć to z końca korytarza.
I ból głowy. Cholera, najgorszy ból głowy, jaki miał w swoim dwudziestodwuletnim życiu… Sprawił, że nawet zapomniał, iż ma tylko dwadzieścia lat.
Gdy dotarł do stolika, niemal zużył całą swą energię.
– Co z tobą, gościu, nie tak? – zapytał Jongin, gdy Chanyeol opadł na swoje miejsce, jakby był zrobiony z jakieś breji. Oparł policzek na stoliku. Jakimś cudem, chociaż poprzedniego wieczoru był pijany, był jedną z pierwszych osób, które przyszły na śniadanie.
– Nic – wymamrotał w odpowiedzi, chcąc zamknąć oczy i zablokować swój ból głowy przed resztą świata. Ledwie pamiętał, co stało się zeszłej nocy! Wiedział jedynie, że zdecydował się zrobić coś bardzo, bardzo głupiego i teraz za to płacił.
Park Chanyeol, jesteś idiotą.
– Hej, a może przyniósłbym ci lunch? – zapytał łagodnie Jongin, szturchając ramię Chanyeola swoim własnym. Och, teraz jest lunch? Wyższy odetchnął ciężko i pokiwał głową. Chanyeol słyszał, jak jego przyjaciel wstaje z miejsca i znika.
Kiedy już miał zasnąć na stoliku, usłyszał unoszące się nad sobą głosy i zdał sobie sprawę, że to Sehun i Yi Xing.
– Hej, Chanyeol! – przywitał się Sehun. Chanyeol go zignorował. – Dobra. – Chanyeol słyszał dąsy w jego głosie.
– Nie powinniśmy mu się naprzykrzać. Jest zmęczony – szepnął taktownie Yi Xing. Chanyeol chciał poklepać go po plecach i powiedzieć „W końcu ktoś to pojmuje!”.
– Tak jak mówiłem… – zaczął Sehun, a Chanyeol przewrócił oczami pod zamkniętymi powiekami. Cholera, Sehun czasami był bardzo nie w porządku. Tak bardzo nie w porządku, że nawet mając kaca, Chanyeol miał na tyle trzeźwy umysł, by obrażać przyjaciela w myślach. –…Słyszałeś o SheunMówi?
– Hę? Nie… – Cóż, ja tak… Pomyślał sobie Chanyeol.
– Cóż, muszę zdradzić ci sekret: Ja jestem SheunMówi! – oznajmił Sehun lekkim szeptem, ale Chanyeol był wystarczająco blisko, by to usłyszeć. Na początku Chanyeol myślał, że źle usłyszał i że to pijany mózg robi sobie z niego żarty, ale z drugiej strony ten alkohol jakoś był w stanie tak dokładnie oddać radosny ton głosu Sehuna…?
Coś tu nie grało.
– To takie śmieszne, musze ci powiedzieć, że pewnego razu miałem takiego interesanta… – ciągnął Sehun, a Chanyeol nawet nie wiedział, dlaczego słuchał swojego przyjaciela-nieudacznika. –…Boże, to było kilka miesięcy temu, ale pamiętam, jakby to było wczoraj. Ta jego nazwa użytkownika… Był najgłupszym klientem, jakiego kiedykolwiek miałem.
– Więc nienawidzi chłopaka, prawda? Ale nagle dostaje tych wszystkich dziwnych uczuć jak motylki w brzuchu, serce w gardle i tak dalej… – Zaraz, to brzmi znajomo. – Więc powiedziałem mu „Kolego, to tylko faza, wszyscy przez to przechodzą, nie martw się.” – Naprawdę znajomo… – I wiesz co? Kupił to!!! Naprawdę to kupił!!! – Chwila…
– Kim jest ten chłopak? – zapytał Yi Xing, odzwierciedlając podejrzliwie ciekawskie serce Chanyeola.
– Uch, nigdy nie udało mi się odkryć, kim jest w prawdziwym życiu… – Krótka pauza. –…Jednak wydaje mi się, że pamiętam jego nazwę użytkownika…
Chanyeol czekał z zapartym tchem.
–…To jest to! To było coś jak KochamSzczeniaki11 czy coś! Tak, coś takiego! – Rozbawienie i radość Sehuna były oczywiste w jego głosie, ale Chanyeol czuł się zupełnie na odwrót.
Sztywno podniósł się do pozycji siedzącej, patrząc, jak Sehun uśmiecha się do Yi Xinga. W tamtym momencie już nawet nie był wściekły na Sehuna. Tylko otępiały.
Kiedy podniósł się z miejsca, Jongin zjawił się z pysznym jedzeniem. Burczało mu w żołądku, nie mógł pominąć posiłku, jednocześnie nie miał ochoty jeść.
– Chanyeol-ah, mam twoje jedzenie- – Chanyeol przeszedł koło Jongina, jakby w ogóle go nie zauważył. Jongin odwrócił się i patrzył, jak jego najlepszy przyjaciel w napięciu wychodzi przez drzwi stołówki, potem odwrócił się, by spojrzeć pytająco na Sehuna i Yi Xinga, którzy potrząsnęli głowami, wyrazy ich twarzy odbijały jego własne zdezorientowanie.
– Prawdopodobnie miał koszmar? – powiedział Yi Xing.
– Prawdopodobnie zjadł już trzy posiłki? – zasugerował Sehun. Jongin westchnął, a potem postawił dwie tace na stoliku.
– Ostatnio robi się coraz dziwniejszy – wymamrotał Jongin, chcąc wyrazić swój niepokój o Chanyeola dwójce przed nim, ale odpowiedziała mu cisza. W końcu podniósł wzrok, zastanawiając się, dlaczego ci dwaj przyjaciele nie odpowiedzieli. Yi Xing patrzył w zamyśleniu, jakby próbując znaleźć właściwą odpowiedź (a może tylko znowu śnił na jawie), lecz Sehun patrzył w zamyśleniu na tacę przed sobą.
–…Czy mogę… Czy mogę to sobie wziąć? – zapytał Sehun z szeroko otwartymi, pełnymi nadziei oczami oraz małymi i wydętymi wargami, trącając ją ciągle palcem wskazującym, jakby usiłował udowodnić Jonginowi, jak głodny jest. Jongin spojrzał na niego, zastanawiając się, czy mówi poważnie, ale ostatecznie westchnął, popychając tacę do Sehuna i odpychając swoje obawy o Chanyeola na bok. To prawdopodobnie tylko jego wyobraźnia.
– Tak, ale zostaw mi kurczaka – ostrzegł Jongin.




Wszystko było rozmazane.
Chanyeol szedł, pole jego widzenia było zamglone i nie był pewien, czy to z powodu alkoholu w jego organizmie czy z powodu faktu, że właśnie poczuł się, jakby całe jego istnienie było kłamstwem.
Nie myślał o niczym, przechodząc obok ludzi, nie widział nawet, jak posyłają mu groźne spojrzenia czy krzyczą do niego „Patrz, gdzie leziesz!”, ponieważ miał bałagan w głowie.
Jedyną rzeczą, o której myślał, było To nie jest faza. To nie jest faza. To nie jest faza. To nie jest faza…
I kiedy był w stanie przetworzyć tę wiadomość, natychmiast tego pożałował.
…Skoro to nie jest faza…
To czym to jest?
Niech to szlag. Niech to szlag. Niechtoszlagniechtoszlagniechtoszlag-
Ostatnią osobą, którą chciał w tej chwili zobaczyć, był-
– Hej, dokąd idziesz? – Chanyeol wpadł na kogoś drobnego i nawet jeśli widział nieostro, to jego mózg widział go wyraźnie w jego myślach. Cholera, był w pieprzonej wysokiej rozdzielczości w porównaniu do tej 144p, w której widział wszystko inne. Kurwa. – Kutafonie, stołówka jest na dole, jakbyś był zbyt pijany, by to zauważyć- – Ze strachu, ponieważ nie chciał go teraz widzieć, Chanyeol prędko przeszedł obok niego, zamykając oczy i blokując jego głos, kiedy go zawołał.
Kurwa.
Umysł Chanyeola był pusty albo może pełen zdezorientowania i zamglony i pełen niejakiego współlokatora, ponieważ kiedy pospiesznie wszedł do pokoju, zdecydował się poddać i oddać się ciemności, która zapraszała go z otwartymi ramionami.




W tamtym momencie Chanyeol wiedział, że nie może go wiecznie unikać.
W końcu jedli przy tym samym stoliku, chodzili na dokładnie te same kółka i praktycznie żyli razem. Niemożliwe było unikanie go.
Nie miał nawet siły być złym na Sehuna, prawdopodobnie dlatego, że całą swoją energię zużywał na wymyślenie, czym, do cholery, jest to gówno, jeśli nie fazą.
Niech to, kurwa, szlag.
Jego mózg wciąż był tak samo otumaniony, serce również, ale tym razem wiedział, że nie może już nikogo poprosić o pomoc. Na SheunMówi otwarcie nie można było polegać, tak samo jak i na Yahoo!answers i Wikipedii, które zresztą i tak nawet nie miały odpowiedzi na jego pytania.
Wyglądało na to, że sam musiał to rozwiązać.
On powracający z zajęć zupełnie nie pomógł.
– Dlaczego pominąłeś śniadanie i lunch? Próbujesz się zabić? – Ten głos trafiał do jego uszu i, cholera, zwyczajnie chciał go uciszyć. Uciszyć wszystko, co było nim.
– Ignorujesz mnie? Zamierzam teraz uratować twoje życie, do cholery, wiesz. – Ten głos przybliżał się i Chanyeol mógł poczuć miód i truskawki wymieszane z pysznym, gorącym jedzeniem, które właśnie wylądowało na jego biurku. Wiedział, że był głodny i wiedział, że nie może funkcjonować bez trzech posiłków, ale z drugiej strony wątpił, czy będzie funkcjonował w tej sytuacji, nawet jeśli będzie jadł¸ więc to nie miało pieprzonego znaczenia.
– Dupek – mruknął on i w końcu przeszedł na swoją stronę pokoju. Chanyeol prawie odetchnął ciężko z ulgą, ale wtedy zdał sobie sprawę, że odchodzący on nie rozwiąże jego problemu. Chanyeol mógł jedynie znowu zatopić się w zdezorientowaniu, przygnębieniu i frustracji.
Nie widział tego, gdyż był zanurzony w swoim własnym świecie użalania się nad sobą i przygnębienia, pewien on spoglądał na niego od czasu do czasu, sprawdzając co u niego, ciągły mars tkwił na jego ustach.




Do obiadu Baekhyun miał dość przygnębienia Chanyeola i sposobu, w który odrzucił jedzenie, które dla niego kupił.
– Hej! Park Chanyeol! – zawołał niespodziewanie Baekhyun i wiedział, że Chanyeol usłyszał przez to, jak nie-tak-subtelnie podskoczył na swoim obrotowym krześle. – Będziesz ignorował mnie cały dzień? – Cisza.
Baekhyun zszedł ze swojego łóżka, potem podszedł do wyższego, który wyraźnie się spiął i sztywniał coraz bardziej, im bliżej Baekhyun podchodził. Czy zrobił coś, czego miał nie robić? Czy to właśnie dlatego tak bardzo się bał?
Ale to teraz nie miało znaczenia. Wszystko, co się liczyło, to to, że Chanyeol był dzieckiem, które nie mogło funkcjonować bez trzech posiłków dziennie, a Baekhyun nie chciał zepsutego współlokatora.
Niższy wyjął jedzenie, które – uprzejmie – przyniósł swojemu współlokatorowi i zdjął pokrywkę z pojemnika, po czym zaczął mieszać makaron plastikowym widelcem. Widział, jak nos Chanyeola drga, ale był również w stanie stwierdzić, że wyższy patrzy wprost na ścianę przed sobą tylko dlatego, by uniknąć napotkania jego wzroku.
Co on, do cholery, zrobił?
– Wiesz co? Po prostu to zjem. Tuż przed tobą – oświadczył Baekhyun, podnosząc i opuszczając widelec, patrząc, jak makaron prostuje się i skręca (i wiedząc, że Chanyeol też patrzy kątem oka). To było subtelne, ale Baekhyun przysięgał, że widział różowy język nieznacznie wysuwający się, by oblizać spierzchnięte usta.
Ale poza tym nic. Chanyeol się powstrzymywał, ale w jakim celu, tego Baekhyun nie wiedział.
W końcu Baekhyun zaniechał tortur i nachylił się do siedzącego Chanyeola, a potem przytknął widelec do jego ust. Na początku wydawało się, że Chanyeol zesztywniał jeszcze bardziej i nie zrobił nic innego, ale Baekhyun naprawdę zaczynał się irytować.
– Posłuchaj, kutafonie, jak teraz nie zjesz, to- – Niemal posłusznie, Chanyeol, niczym robot otworzył usta i pozwolił Baekhyunowi wepchnąć jedzenie do środka. Później zamknął usta jak dobre dziecko i zaczął powoli przeżuwać, jego wzrok wciąż skupiony był na ścianie przed nim.
Zapadła cisza, gdy Baekhyun w myślach rozpatrywał możliwości.
Później odstawił makaron i przyłożył wierzch dłoni do czoła Chanyeola. Przysięgał, że usłyszał, jak oddech Chanyeola zamiera, ale to prawdopodobnie była tylko jego wyobraźnia.
– Nie jesteś chory, prawda? – mruknął Baekhyun i kolejny raz przeklął swoją rękę za bycie tak nielogiczną w takich momentach. Ręka Baekhyuna nic nie wyczuła. Poprzednim razem pewnie też nie zadziałało!
Ale kiedy już miał przycisnąć swoje czoło do czoła Chanyeola (jak ostatnim razem), Chanyeol w końcu wypalił – złamał się.
– KIM TY JESTEŚ?! – krzyknął, jego obrotowe krzesło odjechało do tyłu, gdy nagle obrócił się, by spojrzeć na Baekhyuna szeroko, szeroko otwartymi oczami. Baekhyun wzdrygnął się zamrugał i instynktownie wycofał.
–…Hę?
– KIM TY W OGÓLE JESTEŚ?! – krzyknął prawie histerycznie Chanyeol, a Baekhyun miał ochotę znowu instynktownie się cofnąć, ale przyrósł do swego miejsca. Może Chanyeol zaczynał szaleć z powodu braku jedzenia…
– Najpierw zjedz, Chanyeol, potem to obgadamy- – Cholera, nie wybrał psychologii na nic. Ale gdy Chanyeol agresywnie chwycił pojemnik i zaczął wpychać makaron do swoich ust, jakby ostatnio jadł milion lat temu, Baekhyun zaczął wątpić w swoją specjalność.
– CZYM TY W OGÓLE JESTEŚ? CZYM W OGÓLE JESTEM JA? – krzyczał Chanyeol, miał na wpół pełne usta i jego wymowa nie była poprawna. Wszystko, co robił, to jadł, jadł i jadł, szeroko otwarte oczy niemal oskarżycielsko patrzyły na Baekhyuna, który wiedział, że nie zrobił nic złego.
– CZYM W OGÓLE JEST ŻYCIE?! CO JA ROBIĘ TU, NA TYM ŚWIECIE?! – ciągnął Chanyeol, całkowicie histeryzując i w tamtej chwili Baekhyun wiedział, co musi zrobić.
– Chanyeol! – powiedział ostro i jak po pstryknięciu palcami Chanyeol przestał mówić, szybko podnosząc głowę, jakby ktoś włączył przełącznik. Cisza wypełniła pokój na ułamek sekundy, a potem:
– Słuchaj, dam ci czas na przemyślenie spraw – rzekł spokojnie Baekhyun, patrząc, jak oczy Chanyeola szybko rozglądają się dookoła, ale prawie tak, jak gdyby bał się poruszyć głową. – W międzyczasie powinieneś się uspokoić.
Dłuższe milczenie zapanowało, kiedy Baekhyun przygotowywał się do wyjścia. Chanyeol wciąż siedział w miejscu zesztywniały niczym posąg.
– O czymkolwiek myślisz… – zaczął Baekhyun kiedy otworzył drzwi –…nie spiesz się. To nie koniec świata. – Potem wyszedł nieświadomy tego, że Chanyeol czuł, jakby cały świat walił mu się na głowę.




– Gdzie jest Chanyeol? – zapytał Jongin przy kolacji. Baekhyun w odpowiedzi wzruszył ramionami, biorąc gryz swojego jedzenia.
– Szaleje.
– Hę? – Jongin patrzył na niego skonfundowany, ale nawet sposób, w jaki Baekhyun patrzył na swoje jedzenie pokazywał, że on był równie zdezorientowany. – Jak to?
Baekhyun myślał przez chwilę, przeżuwając obiad, potem przełknął (Jongin z zainteresowaniem zauważył sposób, w jaki jego jabłko Adama poruszyło się w górę i w dół) i odpowiedział. – Nie wiem. Myśli nad sensem życia czy jakimś innym gównem.
Jongin siedział w osłupieniu. Baekhyun odwrócił się do niego.
– Nie powiedziałeś nic, co byłoby obciążeniem dla jego mózgu, prawda? – spytał Baekhyun. – Nie wydaje mi się, że powtarza te filozoficzne pytania. – Jongin wiedział, że to poważne, ale sposób, w jaki Baekhyun sugerował pewne sprawy był zbyt zabawny i zachichotał cicho.
– Gościu, znam go od lat. Nie odważyłbym się powiedzieć czegoś zbyt filozoficznego ze strachu, że mógłby spędzić całą noc bez snu i myślałby nad odpowiedzią.
–…Przejdzie mu. – Baekhyun westchnął, wstając. Zdezorientowany Jongin podniósł na niego wzrok.
– Dlaczego idziesz tak szybko?
–…Nie każdy potrafi się sobą zająć – odpowiedział Baekhyun, ale zanim Jongin zdołał zapytać, o czym mówi, Baekhyun opuścił stołówkę. Jongin siedział z dwoma wolnymi miejscami obok siebie, słuchając, jak Kris flirtuje z Joonmyunem, a Sehun żartuje z Tao, patrząc, jak Yi Xing dyskutuje o czymś z Kyungsoo, a Chen, Minseok i Lu Han jak zwykle odbywają swoją prywatną rozmowę o piłce nożnej. Ale on myślał.
Dziwne.
Baekhyun-hyung staje się coraz dziwniejszy.
Coś się zmieniło. Ale Jongin nie miał najmniejszego pojęcia, co to było.




Patrzenie na niego wcale nie pomagało.
Myślenie o nim nie pomagało. Ani trochę.
Odkąd Se-pieprzony-hun zdecydował się zrzucić na niego bombę, za każdym razem, gdy Chanyeol myślał o nim, jego serce przyspieszało, a policzki robiły się gorące i nawet nie wiedział dlaczego. To wszystko pieprzona wina Sehuna.
 A może zawsze tak się czuł, tylko może dlatego, że teraz wiedział, że to nie jest żadna cholerna faza (powinien był wiedzieć, że ta pieprzona faza nigdy nie istniała), odczuwał wszystko na zupełnie nowym poziomie.
On był na zupełnie nowym poziomie.
Niedostępny. Nietykalny.
Chanyeol chciał sobie rozbić mózg, żeby nie musiał myśleć o tym… tym bałaganie, w którym nagle skończył. W ułamku sekundy uświadomił sobie, że Sehun był SheunpieprzonyMówi.
To nie jest faza. To nie jest faza. To nie jest faza. To nie jest faza. To nie jest faza. To nie jest faza. To nie jest faza…
I Chanyeol nie miał pojęcia, co to, do diabła, jest.
Chciał uciec i wykrzyczeć światu „CZYM, DO CHOLERY, JEST TO UCZUCIE?!”, ale wiedział, że to nie zadziała – Jednak był bliski zrobienia tego. Nie wierzył, że to zadziała, zwłaszcza po tym, jak po raz pierwszy posłuchał czyjejś rady.
I, cholera, był tak cholernie głodny, ale w tym samym czasie nie miał nawet ochoty na jedzenie, lecz wiedział, że już umiera i kurwa-
Drzwi otworzyły się.
Serce Chanyeola zatrzymało się.
– Masz tu obiad, wielki, gruby dzieciaku. – Ten głos zagościł w jego uszach, a on wszedł, jakby był władcą tego miejsca (bo naprawdę był). Przez nawyk Chanyeol miał zamiar odpowiedzieć jakąś ripostą i przypomnieć swojemu współlokatorowi, że nie jest wielkim, grubym dzieciakiem, ale powstrzymała go obecna sytuacja. Nie wiedząc, jak zareagować, w zamian chodził w kółko, otwarcie odsuwając się od niego, kiedy podchodził bliżej ze smakowicie pachnącym obiadem w swej cudownej dłoni.
– Nie rób tego dla mnie… – wymamrotał Chanyeol bardziej do siebie, ale Baekhyun odwrócił się do niego pytająco.
– Słuchaj, wiem, że życie jest interesujące i w ogóle, ale musisz też pamiętać o jedzeniu – powiedział Baekhyun i z prędkością światła pojawił się przed Chanyeolem, a potem wepchnął mu kolację w ręce. Chanyeol czuł, jak jego serce szaleje, ponieważ, cholera, on stał przed nim. On, tajemniczy chłopak, który miał być przyczyną jego fazy, która zamieniła się w coś absolutnie dziwnego i niezrozumiałego.
Kim był dla niego Baekhyun?
Jest moim wrogiem, to oczywiste. Moim współlokatorem… Myślał Chanyeol automatycznie w odpowiedzi. Tak. To jest to. Właśnie tym jest. To normalne uczucie między współlokatorami, bo wiesz, nie masturbowałem się od pół roku i, tak, to wszystko jest normalne. Oczywiście, ponieważ kilka razy widziałem go nago i to żaden problem czuć tego rodzaju… emocje wobec niego… Ale chwila. Wcześniej widział półnagiego Jongina i wiedział, że Jongin ma lepsze ciało od Baekhyuna. Ale z drugiej strony Jongin to przyjaciel… ale znowu Baekhyun to jego pieprzony wróg. No to, jaki jest, kurwa, problem? Czy to znaczyło, że to jakaś faza ukryta w fazie…? Chanyeol odepchnął ten pomysł z głowy, patrząc, jak Baekhyun zostawia go samego w pokoju. Wiedział, że są tytuły, jakimi nazywał Baekhyuna i wiedział, że słowa, które sobie wmawia, to tylko wymówki. Teraz zdał sobie sprawę, że to tymczasowe tytuły, które nadał Baekhyunowi, aby poczuć ulgę i przekonać samego siebie, że Baekhyun nie jest nikim więcej. Posługiwał się mechanizmem wyparcia, i to już od dłuższego czasu. Nie chciał już dłużej go używać.
Dłużej nie.
Musiał zacząć stawiać czoła rzeczywistości i musiał zacząć akceptować, czym były jego uczucia.
To straszne, wiedząc, że to nagłe coś, to nie „przejściowa” faza, w którą wierzył. To przerażające wiedzieć, że Baekhyun może nie być tylko wrogiem czy tylko współlokatorem…
…Ale może kimś więcej.
I Chanyeol nie miał pojęcia, co to mogło być. Nie miał pojęcia, kim jest Baekhyun. Chciał wiedzieć. Cholera, tak bardzo chciał wiedzieć, ale jednocześnie nie chciał wiedzieć – nie chciał się nigdy dowiedzieć. Baekhyun… Baekhyun… Byun Baekhyun…
Chanyeol jadł.
Baekhyun… Byun Baek… B.B… Byun Bae… Baekhyun… B a e k h y u n…
Czym do cholery jest to… to, to uczucie?! CZYM TO, DO CHOELRY JEST?!
Jedząc, Chanyeol również wyniszczał sobie mózg.




Baekhyun cicho zamknął za sobą drzwi, a potem spojrzał na swoje stopy. Co, do cholery, działo się z Chanyeolem? Co było wystarczająco interesujące, by zajmować jego myśli tak bardzo, że nawet rezygnował z jedzenia?
Baekhyun powrócił myślami do wszystkich razów, kiedy przynosił jedzenie do pokoju dla siebie, żeby samemu się nim nacieszyć, a w chwili, kiedy spuścił je z oczu, zniknęło w momencie, kiedy na powrót szybko odwrócił wzrok. Ponieważ Park Chanyeol zawsze, kurwa, je zjadał.
A teraz pominięcie nie jednego, nie dwóch, ale trzech posiłków w ciągu dnia było szczerym osiągnięciem dla Park Chanyeola. Baekhyun niemal pomyślał, że z tego powodu powinien znaleźć się w Księdze Rekordów Guinnessa.
Wzdychając, gdyż Chanyeol zdecydował się zająć całe miejsce, Baekhyun nie miał gdzie pójść. Rozmyślając nad znalezieniem miejsca do spędzenia czasu, wpadł na kogoś.
–…Przepraszam… – wymamrotał Baekhyun z grzeczności, ale kiedy podniósł wzrok, zobaczył, jak duże oczy Kyungsoo wwiercają się w niego. Niemal wzdrygnął się zszokowany!
– Baekhyun… – przywitał się cicho Kyungsoo, a Baekhyun wyprostował się i już miał odpowiedzieć. Ale zanim słowo „Cześć!” w ogóle wydostało się z jego ust, ktoś im przerwał, gwiżdżąc w ich kierunku.
– Baekhyunnie! – ktoś krzyknął i we dwóch odwrócili się do chłopaka z grupką znajomych, którzy uśmiechali się do nich. – Wpadasz dzisiaj na seks grupowy?
– Może najpierw zdobądź trochę doświadczenia~ – odparł gładko Baekhyun, puszczając im oczko i odsyłając ich śmiejących się, zanim odeszli, zadowoleni z przyciągnięcia uwagi Baekhyuna. Kyungsoo w milczeniu obserwował ich wymianę zdań, ale nie powiedział nic. Baekhyun na powrót się do niego odwrócił, patrząc na niego cierpliwym wzrokiem.
–…Uch, mogę z tobą porozmawiać? – wypalił Kyungsoo, kolejny raz próbując stłumić wylew zazdrości spowodowany patrzeniem na naturalne piękno Baekhyuna. Naprawdę był piękny – w każdym geście i w każdym słowie.
– Jasne – odparł Baekhyun, wiedząc, że równie dobrze może to zrobić, gdyż nie miał nic do roboty.
– Chodźmy do mojego pokoju – powiedział Kyungsoo i pomyślał, że powinien ostrzec Baekhyuna przed tym, o czym będą rozmawiać. –…Chodzi o Chanyeola.
–…Co z nim? – Baekhyun uniósł brew, odwracając się, by spojrzeć ciekawsko na Kyungsoo. W jego oczach było coś, czego Baekhyun nie potrafił odczytać.
Z początku Kyungsoo nie powiedział nic, tylko patrzył w podłogę, a potem w bok. Baekhyun zauważył sposób, w jaki podnoszą się jego ramiona, kiedy brał lekki oddech, po czym zrobił wydech i spojrzał na Baekhyuna, jego wzrok był twardy i pełen determinacji. A kiedy przemówił, jeśli nie chodziłoby o to zdanie, Baekhyun uśmiechnąłby się na to, jak uroczy i nieśmiały, a jednocześnie uparty i zdeterminowany był. Również by go pochwalił i pomógł mu w mgnieniu oka.
– Ja… chcę, żebyś pomógł mi się zejść z Chanyeolem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz