rating: PG-13
– Więc dokąd dzisiaj idziemy?
Baekhyun
nie wiedział, jak zareagować.
Miał
ochotę odsunąć się od niego i warknąć, żeby spieprzał, ale bał się, że Chanyeol
naprawdę może sobie pójść. Ale nie chciał paść na kolana i całować stóp
Chanyeola, i dziękować za to, że pamiętał o tej pieprzonej obietnicy. Ponieważ
nie potrzebował Chanyeola, tak sobie mówił.
Chanyeol
wykorzystał jego nieruchomą postawę i zaczął ciągnąć go w stronę tylnego
wyjścia ze szkoły. Kiedy poczuł, jak osobliwie zimny wiatr uderzył go,
zamrugał, by pozbyć się odrętwienia z oczu i z postawy.
–
Dokąd idziemy? – wysyczał w zamian. – Wiesz, że wymykanie się ze szkoły jest
wbrew prawu! – Chanyeol zaśmiał się i zabrzmiało to jak dźwięk dzwonków w
porównaniu z ostrym wiatrem.
–
To nie powstrzymywało cię każdego miesiąca, prawda? – Baekhyun zamknął usta i
pozwolił Chanyeolowi się prowadzić.
Kiedy
szczęśliwie bez większego wysiłku znaleźli się poza szkołą, przez chwilę stali
w miejscu, nie wiedząc, co zrobić. Niebo już ciemniało, zima przesączała je
swoimi kolorami, ale oni nie pozwolili temu zawracać sobie głowy.
Nagle
omiótł ich bardzo zimny wiatr i Baekhyun zadrżał, gdyż miał na sobie tylko swój
cienki golf i jeansy.
–
Dokąd chcesz iść? – zapytał Chanyeol, rozglądając się dookoła. Baekhyun był
skupiony jedynie na pójściu w cieplejsze miejsce, ale z drugiej strony dlaczego
w ogóle się na to zgodził?
Jednak
również się nie sprzeciwił.
–
To bez znaczenia – odpowiedział szeptem, zaciskając zęby, by przezwyciężyć
chłód. Chanyeol zauważył, że Baekhyun trzęsie się jak mały zagubiony króliczek
i nie mógł nic poradzić na to, że uśmiechnął się przez to, jak absurdalnie
wyglądał. (absurdalnie uroczo)
–
Chodźmy do centrum handlowego czy coś – zasugerował i zaczął iść w tamtą
stronę, ale po zrobieniu kroku i ujrzeniu, że Baekhyun zastygł w miejscu,
niecierpliwie i instynktownie wyciągnął rękę i złapał tę zimną Baekhyuna w
swoją własną. Z początku poczuł, że dłoń Baekhyuna wiotczeje w jego dłoni i
czuł się z tym w porządku, bo to nie tak, że w ogóle chciał go trzymać za rękę
i to nie tak, że obchodziło go, czy Baekhyun tego chce czy nie. Poza tym
spodziewał się, że Baekhyun zareaguje w ten sposób. Jednak to, czego się nie
spodziewał, to to, że w końcu – ku
zaskoczeniu – mniejsza dłoń Baekhyuna zacisnęła się dookoła jego.
Prawie
nie mógł oddychać.
–
Znasz w ogóle drogę? – Ton głosu Baekhyuna był sarkastyczny, ale drżący, kiedy
pozwalał Chanyeolowi się prowadzić. Wyższy przewrócił oczami i poczuł, jak
drobne ciało Baekhyuna się trzęsie, poprzez ich połączenie.
–
Pieprz się. Nie ufasz nawet mojej umiejętności orientacji w terenie.
–
Raczej jej brakowi – poprawił Baekhyun i niemal się zaśmiał, czując, jak
Chanyeol zacieśnia uścisk, prawie jakby chciał zgnieść jego dłoń na miazgę.
Tak, racja. To ci nic nie da.
Odpowiedział uściskiem, mocnym. Później patrzył, jak wyraz twarzy Chanyeola
marszczy się w bólu, zanim poczuł, jak Chanyeol zacieśnia swój uścisk.
Robili
tak, dopóki ich dłonie nie zrobiły się gorące i bolały, aż nie mogli tego już
dłużej znieść.
Puścili
się i chociaż mroźny wiatr zdawał się przeszywać ich nagle osamotnione dłonie,
Baekhyun się tym nie przejmował, ponieważ śmiał się z tego, jak idiotyczne to
było i jak głupi jest Chanyeol, i jak głupi on
jest.
Zaraz,
śmiał się.
Baekhyun
zamarł. Nigdy nie śmiał się w ten dzień miesiąca. Przynajmniej nie naturalnie.
Stał
w miejscu, ponownie zastygł, myśląc o tym i nie wiedział nawet, jak bardzo mu
zimno, dopóki nie poczuł, jak coś ciężkiego okryło jego ramiona. Szczękając
zębami (dopiero teraz uświadomił sobie, że tak robi), podniósł wzrok na
wyższego, który był skupiony na zapinaniu swojego dużego płaszcza na niższym.
–
Co robisz? – syknął starszy, ale był wdzięczny za niespodziewane ciepło i
zapach wanilii i jabłek, który wdarł się do jego nozdrzy.
–
Jestem gentlemanem – odpowiedział Chanyeol, uśmiechając się szeroko, jakby
zrobił najlepszą rzecz, jaką ktokolwiek kiedykolwiek mógł zrobić. Baekhyun
przewrócił oczami i kopnął go, uśmiechając się równie szeroko, kiedy zobaczył,
że twarz Chanyeola ponownie się marszczy, jakby właśnie został porażony prądem.
–
Chyba w snach – odparł i zaczął się oddalać, uznając ciężar płaszcza wokół
ramion za wygodny. Chanyeol podążył za nim i szli obok siebie. Na kilka chwil
zapadła między nimi cisza, ale nie ta nieprzyjemna. W końcu jednak Baekhyun nie
mógł jej znieść.
–
Ale jak zrobi ci się zimno, powiedz mi, to go zdejmę – powiedział cicho
Baekhyun, tak, że jego słowa zostały poniesione przez delikatny wiaterek.
Chanyeol spojrzał w dół na niższego, który otwarcie patrzył wszędzie, byle nie
na niego, i uśmiechnął się.
–
Dobrze, Byun Baek.
Kiedy
dotarli do najbliższego centrum handlowego i weszli do środka, otoczyło ich
ciepło i odetchnęli z ulgą.
Kilka
osób przechadzało się po wielkiej galerii. Chanyeol nie był tu wcześniej, choć
znał drogę. W końcu zatrzymał się w miejscu, decydując się poczekać na to, co
Baekhyun chciał zrobić.
–…Chcę
pochodzić po tym miejscu. Pooglądać wystawy sklepowe – powiedział Baekhyun,
kiedy Chanyeol zaczął oddalać się w jednym kierunku, niższy przyciągnął go z
powrotem i pociągnął w drugą stronę.
–
Jasne, szefie – wymamrotał do siebie Chanyeol, pozwalając być ciągniętym przez
mniejszego. Po chwili niższy zatrzymał się przy tanio wyglądającym sklepie i
wszedł do środka. Chanyeol bez słowa poszedł za nim. W sklepie sprzedawano małe
świecidełka i drobne rzeczy, które dzieci i nastolatki mogli podarować swoim
przyjaciołom, ale mogły być nieco zbyt dziecinne dla nich, którzy byli dużymi,
dorosłymi mężczyznami w wieku dwudziestu lat.
Albo
i nie.
–…Wow,
chcę kupić to dla Chena i Jongina… – pomyślał na głos Baekhyun, wpatrując się z
zastanowieniem w bibeloty, a Chanyeol zaśmiał się na fascynację Baekhyuna
tanimi rzeczami dla ludzi średniej klasy. –…Nie wiem, po prostu, żeby z nich
sobie zażartować… Za to, że oni sobie ostatnio żartują ze mnie…
–
W porządku! Kup je! – zachęcił go Chanyeol, stojąc i czekając, ale zobaczył, że
Baekhyun zesztywniał, a później niechętnie z powrotem wrzucił je do koszyków i
odwrócił się, by spojrzeć Chanyeolowi w oczy.
–…Ale
ja oglądam wystawy! – powiedział niemalże desperacko. – Chcę poczuć się jak
normalna osoba, która kupuje tylko te rzeczy, których naprawdę potrzebuje! –
Nawet jeśli to powiedział, było to sprzeczne z jego czynami. Wydawało się,
jakby nie chciał przepuścić okazji, ponieważ odwrócił się i znowu zaczął na nie
patrzeć. Po chwili starszy mężczyzna, który był właścicielem sklepiku, podszedł
do nich i uśmiechnął się firmowym uśmiechem.
–
Są teraz na wyprzedaży! – powiedział z przejęciem, patrząc w oczy Baekhyuna. –
Powinieneś je teraz kupić, zanim ktoś zobaczy i wykupi je wszystkie!
–…Uhm,
ja… – Baekhyun rozejrzał się, rumieniąc się z zażenowania z powodu tej obcej
sytuacji (ponieważ kto musiał mieć z tym do czynienia, skoro byli bogaci?), a
Chanyeol bardzo starał się stłumić śmiech.
–
No, proszę! – naciskał mężczyzna, a Baekhyun spojrzał na niego niemal
nieśmiało, nim odwrócił się i odszedł. Chanyeol powstrzymał śmiech i ukłonił
się mężczyźnie, mówiąc mu, że wrócą później i poszedł za Baekhyunem.
–
Czy on nie chciał zaprzedać mojej duszy? – Baekhyun zadrżał, a Chanyeol uznał
za absurdalne to, jak Byun Baekhyun, ktoś, kto był absolutnie niepokonany we
wszystkim, pewny siebie przed setkami ludzi z nieprzewidywalnymi reakcjami,
silny, kiedy stawał twarzą w twarz ze wszystkimi, którzy chcieli go skrzywdzić,
był nieco speszony przez sprzedawcę próbującego zarobić pieniądze.
–
Może nie pasujesz do prostego życia – zauważył Chanyeol, a Baekhyun nagle
odwrócił się, by posłać mu groźne spojrzenie.
–
Chcesz się o to założyć? – odpowiedział, robiąc krok do przodu. Chanyeol
instynktownie również zrobił krok w przód.
–
Proszę bardzo – wydyszał Chanyeol, ale zanim zdążyli zrobić coś jeszcze, co
mogło nie być odpowiednie do miejsca publicznego, przypomniał sobie, gdzie są i
odsunął się, czując, jak jego serce bezprawnie pędzi, obijając się o jego
klatkę piersiową. Baekhyun zrobił to samo i przez chwilę nie patrzyli na
siebie. Później wyglądało na to, że coś przykuło uwagę Baekhyuna i wskazał w
tamtą stronę, zanim tam popędził. Wzdychając, Chanyeol nie mógł zrobić nic
innego, jak tylko pójść za nim.
Był
to jakiś sklep z zabawkami.
–
Wow! Jak ich tu dużo! – Baekhyun z zachwytem wpatrywał się, wchodząc do sklepu,
jakby nigdy wcześniej nie widział gór pluszowych misiów (bo prawdopodobnie ich
nie widział). Chanyeol chciał się z niego śmiać, droczyć się o to, jak
dziecinny był, ale nie chciał niszczyć nagłych iskierek w oczach Baekhyuna,
czegoś, czego albo nie widział wcześniej, albo nie widywał często.
W
milczeniu podążył za nim, obserwując, jak Baekhyun pędzi w stronę gór misiów i
pluszaków. Ten dzieciak naprawdę ma
obsesję.
Chanyeol
nawet nie wiedział, jak długo tam byli, ponieważ przysięgał, że Baekhyun
spoglądał na każdą maskotkę, jakby już nigdy miał jej nie zobaczyć.
Na
początku wszystko szło gładko wśród tęczy i jednorożców, ale kiedy sytuacja
stała się tak żenująca, że Chanyeol chciał się ukryć albo wrócić do akademika,
zdał sobie sprawę, że w zamian musi interweniować. Kryzys pojawił się wtedy,
kiedy Baekhyun kłócił się z młodszym dzieckiem tylko dlatego, że chciał
potrzymać misia, który był dokładnie jego wzrostu, a dzieciak nie chciał się
podzielić. Ojciec posłał Baekhyunowi dziwne spojrzenie, a Chanyeol poczuł, jak
czerwienią mu się uszy do tego stopnia, że bał się, iż mu odpadną.
–
Chodźmy – wymamrotał Chanyeol przez zaciśnięte zęby, łapiąc Baekhyuna za rękę,
chciał odciągnąć go od ojca, który zaczął posyłać im nieprzyzwoite, a nie
dziwne spojrzenia. Baekhyun twardo stał w miejscu.
–
Nie! – posłał Chanyeolowi gorączkowe spojrzenie, a potem odwrócił się do
dziecka. – Posłuchaj, dzieciaku, byłem tu pierwszy, więc jeśli puścisz… – Powiedział, szarpiąc misia,
ale dziecko szarpnęło równie gwałtownie.
–
Nie! Tatusiu~~~ – zaskomlał dzieciak do ojca, który nie bardzo wiedział, co
zrobić. Zastanawiał się, czy powinien uciszyć swoje dziecko, bronić go czy
odciągnąć na bok. Chanyeol czuł się tak samo, nawet wtedy, kiedy patrzył, jak
Baekhyun uśmiecha się zwycięsko. – Chcę tego pluszaka! – Szarpnięcie.
–
Ja też! – odparował Baekhyun. Szarpnięcie. – Chcę go bardziej niż ty! –
Dzieciak spojrzał na swojego tatę, a potem uśmiechnął się złośliwie.
–
Założę się, że nie masz tylu pieniędzy, ile ma mój tatuś! – Dziecko nadepnęło
mu na stopę, wydymając wargi w stronę ojca. – Kup mi tę zabawkę~
–
Och, serio? – Baekhyun uśmiechnął się niebezpieczniej niż dzieciak i przeszukał
swoje kieszenie jedną ręką, drugą wciąż mocno trzymał pluszaka. Chanyeol chciał
uderzyć głową w ścianę. Baekhyun wyciągnął gruby plik banknotów i pomachał nimi
przed dzieciakiem. Dziecko spojrzało z podziwem, rozdziawiając usta. – Zgadnij,
kto dziś nie dostanie tego dużego misia do przytulania? Nie ja.
–
Chodźmy – syknął Chanyeol, uśmiechając się półgębkiem do skrępowanego ojca oraz
triumfującego Baekhyuna i zaczął odciągać niższego. Baekhyun był uparty,
ciągnąc go z powrotem, ale niechęć Chanyeola do patrzenia na skomlące dziecko
(już widział, że jego oczy napełniają się wielkimi łzami) i jeszcze bardziej
skrępowany ojciec były silne, więc użył więcej siły. I zdecydowanie nie chciał
mieć do czynienia z Baekhyunem, który dręczyłby nawet dzieci, by dostać to,
czego chce. Baekhyun krzyknął z frustracji, kiedy jego uścisk na wielkim misiu
rozluźnił się, krzyknął jeszcze głośniej, gdy dzieciak uśmiechnął się
złośliwie, mając całego misia dla siebie, którego tulił do piersi, a
Baekhyunowi pokazał język. Poirytowany Baekhyun zaczął przeklinać na Chanyeola.
–
Prawie go miałem! Pierdol się, Park Chanyeol! – Więcej wiązanek przekleństw
popłynęło z jego ust, a ludzie patrzyli i uszy Chanyeola już piszczały niczym
czajnik. To wydawało się napędzać go jeszcze bardziej, gdyż w jakiś sposób
znalazł więcej siły, by szybciej ciągnąć Baekhyuna.
W
końcu wydostali się z tego piekła i Chanyeol zanotował sobie, żeby już nigdy
więcej nie przyprowadzać Baekhyuna do sklepu z zabawkami. Nigdy więcej.
–
Byłem tak blisko, niech to szlag! Byłem tak cholernie blisko- – Chanyeol
wciągnął Baekhyuna do jednego z korytarzy z toaletami i przycisnął go do kąta,
potem naprędce przyłożył Baekhyunowi palec do ust. Niższy natychmiast się
uciszył, a kiedy Chanyeol odwrócił się, by przypomnieć mu, że miał nic nie
kupować, stanął jak wryty, gdy uświadomił sobie, że przyciska palce do ust Baekhyuna.
Były
miękkie i mokre, a gdy Chanyeol spojrzał w dół na mniejszego, ujrzał wpatrujące
się w niego szeroko otwarte oczy, pełne zdezorientowania i dziecięcej
niewinności.
Nie
wiedział, jak szybko biło jego serce w tamtej chwili.
Szybko
się odsunął, zanim Baekhyun zdołał coś powiedzieć, ponieważ przestraszył się,
że Baekhyun odepchnie go i zachowa się, jak by go nie znał. Serce skakało mu do
gardła i był wdzięczny, że ta część korytarza jest przyćmiona, więc mogła ukryć
rumieńce na jego policzkach oraz jego zaczerwienione uszy.
–
Nie chciałeś dzisiaj wydawać pieniędzy, pamiętasz? – wypalił Chanyeol,
odwracając się, wcisnął dłonie do kieszeni, wyglądając na korytarz, udawał, że
przygląda się otoczeniu, gdy po prostu chciał patrzeć wszędzie, byle nie na
twarz Byun Baekhyuna. – Tylko ci przypomniałem.
Zapadła
krótka cisza, jakby Baekhyun próbował to pojąć (albo również uspokoić swoje
pędzące serce), a potem odpowiedział.
–
Tak, jasne. Niby jesteś taki miły. – Potem Baekhyun zaczął wychodzić z
korytarza, a Chanyeol poszedł za nim,
zastanawiając się, czy to „wyzwanie” będzie jego śmiercią.
Przebywanie
z Byun Baekhyunem ani trochę nie było zdrowe.
Zostali
tam aż minęła północ i o 1:20 trzymali skręcone ziemniaki na patykach i głośno
ze sobą rozmawiali na skądinąd opustoszałej ulicy.
–
Wiesz, jaka była najgłupsza rzecz, jaką zrobiłeś? – zapytał Chanyeol, patrząc,
jak Baekhyun odgryza kęs. – Próbowanie wyjść z toalety, ale tak naprawdę nie przejście
przez prawdziwe wyjście, tylko jego lustrzane odbicie.
–
Wiesz, co było głupsze? – Baekhyun pomachał swoim patykiem na Chanyeola, który
się powstrzymywał. – Dawanie tej osobie, która wbiegła w ścianę, swojego
rękawa, kiedy krwawiła z nosa, kiedy wyraźnie byliście otoczeni przez dużą
ilość papierów toaletowych… – Urwał i dlatego, że tak bardzo wymachiwał
patykiem, Chanyeol już nie mógł tego znieść. Chwycił patyk i zrobił duży gryz
ziemniaka, a potem puścił. – Hej!
–
Twoja wina – powiedział Chanyeol z napchanymi policzkami. Baekhyun przestał
machać i zasłonił patyk swoim ciałem. Później chyba zmienił zdanie i zaczął
pałaszować.
–
Świnia – mruknął Chanyeol, ale natychmiast tego pożałował, kiedy poczuł, jak
coś ostrego wbija mu się w żebro. Patyk Baekhyuna. Chanyeol od razu się
wzdrygnął i zaczął się odsuwać, Baekhyun szedł za nim z niebezpiecznym patykiem
w powietrzu.
Przebiegli
całą drogę powrotną do akademika i kiedy tam dotarli, dyszeli jak szaleni.
–
Jesteś… pieprzonym… diabłem… – wydyszał Chanyeol, kuśtykając na korytarz chwiejnym
krokiem.
–
Ty… zacząłeś… – odpowiedział równie wymęczony Baekhyun. Chanyeol wyprostował
się, bo chociaż nie miał siły mówić, nie wycofywał się z walki.
–
Nie. Słuchaj, jeżeli chcesz mnie obwiniać, obwiniaj swoją niezdolność do bycia
skupionym – powiedział Chanyeol trochę za głośno. Ale Baekhyuna to nie
obchodziło i w zamian odezwał się jeszcze głośniej.
–
Dlaczego nie obwinisz swojej niezdolności do bycia w bezruchu?
–
Wow, nie zaczynaj znowu z tym-
–
Zacznę to znowu-
–
To, że jesteś ode mnie starszy, nie czyni cię lepszym. Nadal jesteś pieprzonym
kurduplem.
–
Słuchaj, gnojku – prawie krzyknął Baekhyun. – Jeśli nawet nie- – Nagle
przerwano im, kiedy na końcu korytarza zaświeciło się światło. Były tam dwie
albo trzy osoby.
–
Hej! – krzyknął ktoś nieznajomy i zaczęli biec w ich stronę. Chanyeol był
zaskoczony i stał w miejscu, czekając, aż do nich dotrą, ale zanim zdążył
otworzyć usta, by powiedzieć cokolwiek, poczuł, jak jakaś dłoń sięga, by go
chwycić, a później został niespodziewanie odciągnięty od tej trójki.
–
Zatrzymać się! – krzyknęli tamci trzej, ale jakoś dłoń Baekhyuna w jego dłoni
była przyjemna i zrozumiał, co ma zrobić. Właśnie kiedy zobaczył, jak za nimi
biegną, Chanyeol odwrócił się i wzmocnił uścisk na dłoni Baekhyuna, zaczął
biec, by zrównać z nim tempo. Biegli, mijając różne zakręty i kiedy zobaczyli
swój pokój, pospieszyli w jego stronę, a potem wtoczyli się do środka,
zamykając za sobą drzwi na klucz.
Pokój
był ciemny, kiedy zsunęli się po drzwiach z wciąż złączonymi dłońmi. Z początku
jedyną rzeczą, jaką mogli usłyszeć, były ich zmieszane oddechy, ale potem kroki
stały się coraz głośniejsze.
– Dokąd oni poszli?
– Nie wiem.
– Niech to szlag! Przysięgam, że
było ich tam ze trzech! Po jednym dla każdego z nas, żebyśmy nie musieli
spędzić reszty nocy na szukaniu innych.
– Cholera! Szukajmy dalej, nie
powinni byli uciec daleko. – Później kroki zniknęły daleko w
korytarzu. Po długiej, długiej chwili pozwolili swoim oddechom na nowo
rozbrzmieć w powietrzu. Nadal za bardzo bojąc się złapania, wstali po ciemku,
decydując się, że najlepiej będzie nie świecić światła, jako że ukrywanie się
za zamkniętymi drzwiami przyzwyczaiło już ich oczy do mroku nocy.
Z
początku wymieniali się tylko ciszą, ale wkrótce potem wybuchli śmiechem. Ich
śmiech był czymś pomiędzy krztuszeniem się i krzykiem i śmiali się, dopóki nie
mogli już dłużej tego wytrzymać, więc wtoczyli się na swoje łóżka i stłumili
dźwięki przy pomocy kołdry. Chanyeol nie wiedział, co było tak zabawne,
wiedział tylko, że ciągle się śmiał i łzy zaczęły wypływać mu z oczu. Z
jakiegoś powodu ciemność sprawiła, że wszystko stało się śmieszniejsze.
Dziesięć
minut później nie mieli już siły, by się śmiać. Zamiast tego wstali, zdejmując kołdry
z przepoconych twarzy.
–
Ja idę pierwszy – powiedział Baekhyun, zdejmując buty stopami i rzucił je na
bok, później przygotował swoje rzeczy do mycia. Jednak było coś, co szczerze
przeszkadzało Chanyeolowi, a były to włosy Baekhyuna, które z jednej strony
odstawały niczym opuchnięty kciuk, jakby nagle zamieniły się w antenę,
odstając, jakby zbierały jakiś sygnał.
–
Zaczekaj. – Chanyeol pobiegł do niego w dwóch krokach i w sekundzie znalazł się
za Baekhyunem. Baekhyun odwrócił się, by sprawdzić, co jest nie tak i napotkał
zapach wanilii i jabłek, który nagle wdarł się do jego nosa. – Twoje włosy. Są
rozczochrane.
Dlaczego jestem perfekcjonistą?
Pomyślał sobie, wygładzając włosy Baekhyuna i kiedy przeczesywał je palcami,
zdał sobie sprawę, jak miękkie są. Miękkie
i puszyste. Zastanawiał się, jakby to było p…
Zanim
w ogóle zdążył dokończyć tę myśl, pochylił się i przycisnął wargi do czubka
głowy Baekhyuna.
Zastygł
w bezruchu.
–
Czy już skończyłeś? – Rozbrzmiał z dołu głos Baekhyuna, a serce Chanyeola
przyspieszyło, kiedy on zatoczył się do tyłu. Wyglądało na to, że Baekhyun nie
zauważył, co właśnie zrobił. – Masz aż taką obsesję, że musisz pochylać się,
żeby sprawdzić, czy każdy włosek jest na swoim miejscu? Poważnie?
–…Nie
– odpowiedział defensywnie Chanyeol, jego serce nadal biło bardzo szybko, gdy
siadał na łóżku, obserwując, jak Baekhyun uśmiecha się kpiąco, a potem kieruje
się do łazienki. Kiedy drzwi się zamknęły, Chanyeol odetchnął z ulgą, nie
wiedząc, jak szalonym może się stać, jeśli nadal będzie patrzył na Baekhyuna
swoimi oczami.
Chociaż
minuty mijały, zapach truskawek i miodu wciąż tkwił w jego nosie.
Chanyeol
zaczynał myśleć, że… może już przestał nienawidzić Baekhyuna.
Było
to konfrontujące i całkowicie przerażające, a jednak Chanyeol wiedział, że to
coś, czemu nie mógł zaprzeczać (już dłużej). Nie nienawidził Baekhyuna.
Przestał, do cholery, nienawidzić Baekhyuna.
To
uczucie, które czuł wobec Baekhyuna, widząc go tak małego przy sobie, tak
małego i tak bezbronnego było czymś, co było zbyt silne, by być tylko fazą.
A
jednocześnie zbyt czułe, by być nienawiścią.
Czym
tak właściwie było to uczucie?
Chociaż
była trzecia nad ranem, Baekhyun nie mógł spać.
Wydarzenia
dzisiejszego dnia dokładnie przebiegały przez jego umysł i nie mógł nic
poradzić na to, że czuł pewnego rodzaju miękkość w sobie, która sprawiała, że
prawie uśmiechał się na myśl robienia czegoś zupełnie innego od tego, co robił
przez ponad pięć lat.
To
było… miłe.
Przekręcił
się, dopóki nie był zwrócony twarzą do pleców Chanyeola. Kiedy Chanyeol był z
nim, wszystkie złe wspomnienia w jakiś sposób znikały. I był naprawdę za to
wdzięczny.
Nie
wiedział, dlaczego Chanyeol zdecydował się robić to z nim, ale nie chciał
pytać, ponieważ nie chciał znać odpowiedzi. Więc w zamian miał nadzieję, że w
przyszłym miesiącu będzie równie zabawnie co tym razem.
Tak,
zabawnie.
Serce
Baekhyuna było bardzo radosne, bijąc szybko z podekscytowania i czuł się jak
dziecko bardziej niż kiedykolwiek.
Jednak
jakaś jego część nie puszczała nawiedzających go wspomnień. Doświadczenia,
które ścierpiał przez te wszystkie lata wciąż pozostały klatką, w której był
więźniem i czuł się jak ptak uwięziony w rękach przeszłości. To sprawiało, że
wisiało nad nim uczucie przygnębienia, jednakże dziś niemal poczuł, jakby znowu
mógł latać.
Nie
chciał, by ktokolwiek myślał, że dobrze się bawił. Nie chciał, by ktokolwiek,
kto zadał mu ból, widział, jak wiele miał radości ze strachu, że mogliby go
ukarać jeszcze bardziej. Nie chciał się uśmiechać.
Ale
i tak się uśmiechał.
Jongin
był bardzo, bardzo podejrzliwy.
Po
kolacji zdecydował się zaskoczyć swoich przyjaciół wizytą, jako że się nudził i
nie miał nic do roboty, i nie rozmawiał z nimi jak należy w ostatnim czasie.
Ale
kiedy otworzył szeroko drzwi, krzyknął długie i żenujące „NIESPODZIANKA!”, w
środku nie było nikogo. Żadnej żywej duszy.
Więc
myśląc, że może był to jeden z tych dni, kiedy spędzali czas w pokojach innych
osób, Jongin zdecydował się zostać, dopóki nie wrócą. Ale, do cholery, nie
wrócili. Ani jeden z nich.
Naprawdę
podejrzane.
I
Jongin czekał do jedenastej wieczorem, ale nadal
nie wrócili. Został tak długo, aż Joonmyun do niego zadzwonił i kazał mu
wracać. A ich dalej nie było.
Dziwne
i bardzo podejrzane.
–
Wiem, że ten pokój coś ukrywa… – wymamrotał do siebie Jongin, otwierając drzwi.
Nagle odwrócił się, jakby oczekiwał, że ktoś mógł się tam chować. – Cóż,
pokoju, dłużej nie możesz tego przede mną ukrywać… – Posłał przez pokój
podejrzliwe spojrzenia, a potem wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
–
KIEDY JEST TERMIN ODDANIA TEGO GÓWNA? – krzyknął Baekhyun, biorąc ze złością w
dłonie kartki z nutami, okulary zsuwały mu się z nosa. Chanyeol westchnął i
odłożył swoją gitarę.
–
A może byłbyś cierpliwy i po prostu to zrobił?! – prawie wrzasnął, ponieważ
stres Baekhyuna już przełożył się na niego i chociaż mógł po prostu się poddać
i wyjść, i powiedzieć Baekhyunowi, żeby sam się tym zajął, wiedział, że jeśli w
coś się wplątał, nigdy z tego nie wyjdzie.
–
KIEDY JEST TERMIN ODDANIA TEGO GÓWNA? – krzyknął znowu Baekhyun, jakby wcale
nie słyszał Chanyeola. Wyższy na wpół westchnął, na wpół krzyknął z frustracji
i zaczął szperać w telefonie, zanim sprawdził kalendarz.
–
ZA DWA TYGODNIE!
–
NIGDY TEGO NIE SKOŃCZĘ!
–
MUSIMY TO SKOŃCZYĆ!
–
CO POWINNIŚMY TERAZ ZROBIĆ? – Baekhyun ponownie pomachał kartkami, aż Chanyeol
przewrócił oczami, wyciągnął rękę i wyrwał mu je z dłoni.
Chanyeol
wpatrywał się w nuty. – Hej… tak naprawdę zrobiliśmy więcej, niż nam się
wydawało! – Jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia, a potem wygięły się, kiedy
się uśmiechnął. Oczy Baekhyuna także się rozszerzyły.
–
Co? Naprawdę? – Baekhyun zszedł ze swojego łóżka i pospieszył do łóżka
Chanyeola, który siedział na nim, przewracając kartkę po kartce.
–
Tak! – Chanyeol uśmiechnął się szeroko. – Wszystko, co musimy zrobić, to…
sprawdzić czy wszystkie harmonie ze sobą współgrają. – Zapadła krótka cisza.
–…Jak
to zrobimy?
–…Zaśpiewamy?
– Krótkie milczenie.
–
Będziesz ze mną śpiewał? – zapytał Baekhyun, ale Chanyeol od razu potrząsnął
głową.
–
Do cholery?! Nie mam zamiaru śpiewać! – Chanyeol energicznie pokręcił głową. Baekhyun
na chwilę znieruchomiał.
–
A może w zamian zadzwonimy do Kyungsoo? – Nagle Chanyeol zamarł, a jego serce
przyspieszyło, kiedy przypomniał sobie, co stało się ostatnim razem, gdy
rozmawiał z Kyungsoo.
–…Może
nie?
–
Dlaczego nie?
–
Bo… jest zajęty. Ma inne rzeczy do zrobienia.
Baekhyun
zmrużył oczy, bacznie obserwując spuszczony wzrok Chanyeola, ale nie powiedział
nic.
–
Jak chcesz… – Baekhyun spojrzał na Chanyeola, kiedy wszystko zaskoczyło w jego
głowie. – Zaraz… To znaczy, że ty musisz
ze mną zaśpiewać! – Chanyeol rozdziawił usta, szybko podniósłszy wzrok.
–
Nie ma mowy! Znajdź sobie kogoś innego!
–
Co? Chcesz, żeby ktoś ukradł naszą pracę?
–
Nie! Nikt nie-
–
Po prostu się zamknij, Yeol, i śpiewaj ze mną! – Potem Baekhuyn przepchnął
Chanyeola na łóżku i usiadł na nim, przyciągając kołdrę, by zakryć dolną część
swojego ciała. Chanyeol, widząc upartego Baekhyuna, który nie zamierzał
ustąpić, westchnął i wziął swoją gitarę, potem ułożył ją przy swoim ciele.
–
Rusz się – burknął, pudło gitary było za duże dla Baekhyuna, który prychnął i
zszedł z łóżka, przesiadł się na inną stronę i znów się na nie wepchnął. Wyższy
zrezygnował z przyznania się, że jego serce bije jak szalone.
–
Co śpiewam? – Westchnął, a Baekhyun wskazał na jedną melodię, nad którą ciężko
pracowali przez ostatnie tygodnie. – Dobra. – Zaczęli, kiedy Chanyeol wyliczył
rytm albo raczej kiedy Baekhyun zaczął, ponieważ głos Chanyeola był tak cichy
jak szept i nawet Baekhyun nie mógł go usłyszeć.
–
Co ty, nieśmiały jesteś? – droczył się niższy, złośliwy uśmieszek rozciągnął
kąciki jego drobnej twarzy. Wyższy zarumienił się.
–
N-Nie!
–
No to śpiewaj! Wiesz, że nie mamy dużo czasu, prawda? – Baekhyun spojrzał w dół
na koc, który okrywał jego kolana. – Pieprzony idiota.
–
Hej! Nie nazywaj mnie tak! – wrzasnął Chanyeol z zaczerwienioną twarzą.
–
Jesteś w ogóle facetem? Czego się, do licha, boisz?
–
Nie każdy potrafi śpiewać tak dobrze jak ty – mruknął Chanyeol. Z początku
Baekhyun nie odpowiedział i wyższy uwierzyłby, że zaczął okazywać trochę
współczucia.
–
Masz rację – odrzekł Baekhyun. – Nie każdy ma tak wyjątkowy głos jak ja.
A
może nie.
–
Ale to nie znaczy, że możesz to wykorzystywać jako wymówkę! Pospiesz się i
śpiewaj!
–
Dobra, dobra! – Chanyeol westchnął, nie czując się już ani trochę
zdenerwowanym. – Przestań zrzędzić, zachowujesz się jak moja mama czy coś. –
Natychmiast pożałował, kiedy poczuł, jak długie palce Baekhyuna go szczypią.
Mocno. – Au! – Poczuł na sobie surowy wzrok Baekhyuna i znowu westchnął, zanim
wymamrotał rytm i zaczął grać na gitarze.
Wyjątkowy
głos Baekhyuna dotarł do jego uszu, był delikatny i jednocześnie mocny. Zamknął
oczy, chcąc zaśpiewać współdźwięk, chcąc, żeby głos Baekhyuna rozbrzmiewał w
jego myślach, by mógł zapomnieć o wszystkim, a jednak nadal się bał. Ponieważ
zawsze miał pewnego rodzaju lęk przed śpiewaniem przed innymi.
Ale
wtedy poczuł, jak paznokcie Baekhyuna wbijają się w jego skórę i otworzył oczy,
odwracając się, by ujrzeć, jak wzrok Baekhyuna wwierca się w niego. Jego wargi
nadal się poruszały, kiedy słowa wypływały spomiędzy nich tak delikatnie i tak
pięknie, ale wyraz jego twarzy był poważny, kiedy ponaglał Chanyeola do
działania. Do tego, by zaczął śpiewać.
Chanyeol
czuł, że jego głos w jakiś sposób się wydobywa i chciał krzyczeć „TO JEST PRESJA!”, „ON NA MNIE NACISKA!”,
a jednak kiedy pierwsza część współdźwięku nabrała jego głosu, poczuł, jak
zalewa go uczucie spokoju. Dziwne. Śpiewanie przed kimś było łatwiejsze, niż
myślał.
Co
sprawiało, że stało się to łatwiejsze, był to, że gdy jego głos wzmacniał się i
robił głośniejszy (a on bardziej się odsłaniał), dostrzegał, jak usta Baekhyuna
wykrzywiają się ku górze. Bardzo nieznacznie, tak, że pomyślał, iż to sobie
wyobraził.
Ale
wiedział, że tego nie zrobił, ponieważ wtedy paznokcie Baekhyuna opuściły jego
skórę, zostały zastąpione przez gładki kciuk, który masował ślady pozostawione
na skórze Chanyeola, było to prawie jak przeprosiny.
I
spędzili całą noc poprawiając błędy we współdźwiękach. Chanyeol odkrył, że tak
przyjemnie śpiewało mu się na koniec dnia, że kiedy wreszcie skończyli pracę
domową z muzyki, śpiewał „Dla Elizy” tylko po to, by wkurzyć Baekhyuna.
–
Nie jesteś w śpiewaniu tak dobry jak ja – powiedział tej nocy Baekhyun.
Chanyeol prychnął i zarumienił się, był szczęśliwy, że mrok zasłania wyraz jego
twarzy. Jego serce przyspieszyło bieg na ten komentarz i nagle był zażenowany,
prawie żałował, że śpiewał prosto z serca (i w brew swoim lękom) wcześniej.
–
Nieważ-
–
Ale jesteś w tym dobry. – Te ostatnie trzy słowa były ciche jak szept wiatru.
Ale
wisiały w powietrzu, głośne jak cisza i Chanyeol odkrył, że jego zęby błyszczą
w mroku, gdy się uśmiechał.
Czy mógłbyś być mniejszym
tsundere?
–
Hej, Jongin… – szepnął Chen do Jongina pewnego dnia, kiedy siedzieli z milczącym
Kyungsoo, który jadł swój lunch, jakby był ostatnią osobą na całym świecie.
–…Możesz wyświadczyć mi przysługę?
Nieświadomy
Jongin (który męczył się nad swoim kurczakiem) pokiwał głową i odezwał się z
pełnymi ustami: – Jaką?
–…Proszę,
zaprzyjaźnij się z Kyungsoo. Proszę – wyszeptał Chen, nadal nie pojmując,
zrobił kolejny gryz, odwracając się, by spojrzeć na drobnego chłopaka naprzeciw
niego.
–
Po co? Myślałem, że my już-
–
Po prostu to zrób – syknął Chen. – Ostatnio jest w dołku i, mówiąc szczerze,
nie potrafię go pocieszyć. W istocie wydaje mi się, że się na mnie wkurza! –
Jongin, mrugając, odwrócił się od Chena do Kyungsoo i z powrotem do Chena.
–
To co sprawia, że myślisz-
–
Kupię ci kurczaka – błagał Chen. – Po prostu to zrób. – Na to oczy Jongina
rozszerzyły się, jakby właśnie zobaczył milion dolarów, ale coś go powstrzymało
i spojrzał podejrzliwie na swojego dobrego przyjaciela.
–…Dlaczego?
–
Bo kiedy jest zły, jest… – Chen zadrżał. – Nie chcę o tym rozmawiać. To po
prostu straszne.
Nie
wspomniał o tym, jak Kyungsoo czasami siadał na swoim łóżku z wyprostowanymi
plecami i szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w przestrzeń, koncentrując się
tak mocno, że wydawało się, iż patrzy na coś. Ale kiedy Chen odwracał się, by
zobaczyć, co to jest, nic tam nie było. Później Kyungsoo poruszał się w opanowany
sposób, chodząc sztywno w tę i z powrotem z dokładną ilością kroków. Czasami
darł na strzępy swoje własne ubrania, a innym razem mamrotał do siebie, chodząc
do przodu i do tyłu. Niech to szlag, to było przerażające.
A
kiedy Chen usiłował z nim porozmawiać, odwracał głowę za dokładnie trzy
sekundy, patrzył na niego przez siedem sekund, otwierał te różowe usta, by
zaraz je zamknąć i znowu zaczynał chodzić dookoła. To było cholernie straszne.
Wiedział,
że Jongin interesuje się kurczakiem bardziej niż czymkolwiek,
więc wiedział, że weźmie to pod uwagę. Poza tym Jongin mając za przyjaciół
Baekhyuna i Chanyeola, musiał być w stanie radzić sobie ze wszystkim.
Więc
kiedy patrzył, jak Jongin siada obok Kyungsoo, modlił się, by Kyungsoo szybko
się wyleczył.
Jongin
był nieco niechętny, ale przez to, że Chen intensywnie się w niego wpatrywał,
czuł również lekką presję. Przesunął swojego w połowie zjedzonego kurczaka obok
pełnego talerza Kyungsoo i czekał, aż duże oczy na niego spojrzą. Łamało mu się
serce na to, że musiał podzielić się swoim ulubionym jedzeniem, ale z drugiej
strony ktoś musiał się poświęcić dla większego dobra (w tym przypadku był to
kurczak, którego Chen obiecał mu kupić. – Chcesz kurczaka?
Kyungsoo
wpatrywał się w niego jeszcze przez chwilę, potem odwrócił się, by patrzeć w
nicość. Dobra… Pomyślał sobie Jongin,
wzruszając ramionami, a później zrobił gryz kurczaka. A jednak kiedy już miał
się odsunąć, poczuł ten cholerny wzrok Chena, więc westchnął wewnętrznie,
zebrał się na odwagę (by zrezygnować z kurczaka) i wyjął całkowicie nowego
kurczaka, zanim umieścił go na talerzu.
–
Teraz zjesz trochę kurczaka – poinformował Jongin, jakby była to najbardziej
oczywista rzecz na świecie. – Jeśli, oczywiście, chcesz urosnąć wyższy. –
Kyungsoo odwrócił się, aby znowu na niego spojrzeć i zastanawiał się, co się, u
licha, stało, że sprawiło, iż tak się zachowuje. To zachowanie niejako
przypominało mu zachowanie Krisa, kiedy odkrył, kim był Księżycowy Anioł…
–
Kurczak jest najlepszym rozwiązaniem na wszystko. Wiesz dlaczego? – Patrzył na
Kyungsoo, jakby był to konkurs i po pełnej minucie Kyungsoo nieznacznie
potrząsnął głową. – Bo jest zdrowy, pyszny i ma więcej wartości odżywczych, niż
warzywa kiedykolwiek będą miały. – Zapadła krótka cisza, a później Kyungsoo
potrząsnął głową, tym razem bardziej energicznie.
–
To nie prawda – odpowiedział cichy głos. – Smażony kurczak to śmieciowe
jedzenie.
–
To nie jest śmieciowe jedzenie! – odparł zapalczywie Jongin, robiąc kolejny
gryz. Wzrok Kyungsoo go świdrował. – W zasadzie jest zdrowszy niż te zielone
warzywa na twoim talerzu. – Wskazał oskarżycielsko na niewinnie leżące brokuły.
–
Nie, Jongin – głos Kyungsoo stawał się głośniejszy. – Wiesz, skąd to wiem?
Ponieważ w liceum miałem dietetykę
jako jeden z głównych przedmiotów. I wiem, że smażony kurczak z pewnością nie
jest dla ciebie dobry. W istocie jest dla ciebie naprawdę szkodliwy. – Zapadła cisza, kiedy wpatrywali się w siebie, żaden z
nich się nie wycofywał. Kyungsoo na pewno się nie wycofywał, ponieważ miał 100%
pewności, że ma rację…
Wtem
Jongin niespodziewanie zachichotał, na jego młodej, poważnej twarzy pojawił się
mały uśmiech.
–
Teraz przynajmniej wiem, że nie jesteś aż tak
nieobecny – powiedział Jongin, uśmiechając się szeroko, kiedy jadł
kurczaka, a potem wyciągnął go w stronę Kyungsoo. – Chcesz trochę?
Wtedy
Kyungsoo wrócił do swojej skorupy, wpatrując się gdzieś, wstał gwałtownie,
odpychając kurczaka w dłoni Jongina, aż wylądował w misce z innymi kurczakami,
potem na oślep wyszedł ze stołówki. Jongin złapał zdezorientowany i
przestraszony wzrok Chena. Wzruszył ramionami, biorąc ten sam kawałek kurczaka,
zanim zrobił kolejny gryz.
–
Wydaje mi się, że naprawdę nie lubi kurczaków – powiedział, mając wypchane
policzki.
Po
walentynkach Kyungsoo czuł się jak zupełna beksa.
Za
dnia humorzasty Kyungsoo patrzył groźnie na każdego, kto odważył się przejść
obok niego. A kiedy ludzie go nie zadręczali, wzdychał i wzdychał, dopóki osoba
siedząca obok niego nie zaczęła posyłać mu dziwnych spojrzeń (i wtedy podnosił
wzrok i gapił się, dopóki ta osoba nie zostawiła go samego).
Absolutną
pomyłką było wyznanie uczuć Chanyeolowi.
Nawet
nie myślał, kiedy to mówił. Pamiętał tylko, że był tak cholernie zazdrosny, że nie mógł na to nic poradzić. I
późniejsza delikatność Chanyeola…
Kyungsoo
znowu westchnął.
Miał
przechlapane, bardzo mocno.
A
teraz Chanyeol unikał go jak zarazy. Kiedy rozmawiali w grupie (co samo w sobie
było nieuniknione), Kyungsoo widział, jak ostrożny Chanyeol był ze słowami,
jakby powiedzenie czegoś niewłaściwego mogło zranić Kyungsoo. To nie było w
porządku. Nie tak chciał być traktowany.
Tęsknił
za rozmawianiem z Chanyeolem. Tęsknił za śmiechem Chanyeola, za jego głupim
uśmiechem i jeszcze głupszymi żartami, a najbardziej ze wszystkiego tęsknił za
obecnością Chanyeola.
Dąsanie
i obwinianie się nie miało niczego zmienić i nie miało sprawić, że Chanyeol
wróci.