czwartek, 5 października 2017

The Faults In Byun Baekhyun [41/55]

tytuł rozdziału: 14 |oryginał: 14
rating: NC-17
ostrzeżenia: samookaleczanie


-Retrospekcja-



Nic w jego życiu nie było w porządku.

Do czternastego roku życia Baekhyun przeszedł przez patrzenie na to, jak jego rodzice zaniedbują go, w zamian preferując szukanie różnych partnerów na każdą noc niż opiekowanie się nim. Baekhyun nie chciał, ale słyszał wszystkie odgłosy, jakie jego rodzice wydawali wraz z anonimowymi mężczyznami i kobietami nawet przez najgrubsze ściany. Nie zadawali sobie nawet trudu, by spróbować ukryć te dźwięki. Baekhyun budził się przez nie i wracał spać, przerażony tym, co może stać się z jego rodziną i czując się okropnie samotnie.

W tym czasie jego brat rzadko bywał w domu, był już pełnoletni. Baekhyun został opuszczony, samotny w domu, który zaczynał stawać się więzieniem, które go trzymało go w pułapce.

Bycie optymistą dawniej mu pomagało, a śmianie się i robienie sobie żartów z tego, że jego rodzice pieprzą innych ludzi, również wydawało się lepsze, dopóki nie zobaczył, jak troska opuszcza twarze Jongina i Jongdae tak samo jak twarze ich rodziców. Jakby nie był to wielki problem, że wysyłali go, żeby płakał samotnie w pokoju. Nie potrzebował litości.

 Jednak po długim czasie, kiedy wszystkie ciężary i cierpienie, które jego rodzice tak samolubnie i nierozważnie mu zadali, za bardzo nagromadziły się w jego sercu, jego optymizm zaczął znikać, aż nie zostało z niego nic. Kiedyś myślał, że przetrwa w nim, dopóki nie dorośnie i nie zacznie własnego życia, uwolniwszy się od nieodpowiedzialnych rodziców, ale brak miłości prawie zabił go od środka. W chwili, gdy jego optymizm i nadzieja opuściły go, wszystko zaczęło się walić.

Rozpacz wdarła się do jego serca niczym niekontrolowany ogień i nagle już prawie nie był szczęśliwy. Do czternastego roku życia Baekhyun przeszedł przez zaniedbanie rodziców i ozdobił swoją skórę setkami blizn, które sam sobie zadał.

Kiedy miał czternaście lat, chciał umrzeć, a jednocześnie za bardzo się bał, by to zrobić.

– Pa. Do jutra. – Baekhyun uśmiechnął się, kiedy Jongdae mu pomachał, zanim odszedł. Gdy Jongdae zniknął, Baekhyun pozwolił, by jego maska się złamała i zsunął się po szafkach. W końcu stał się dość dobry w udawaniu. Rozglądając się dookoła, zobaczył, że nikogo nie ma w pobliżu. Tego można się było spodziewać, gdyż był sobotni wieczór i jedynym powodem, dla którego w ogóle był tu z Jongdae, było to, że chcieli zabrać coś ze swoich ławek. Nie wiedział nawet, dlaczego zawsze tak się czuł, po prostu świat był do bani, a on nie był wystarczająco dobry. Jeśli jego rodzice go nie chcieli, świat także go nie chciał. Jeśli jego rodzice zachowywali się, jakby był ciężarem, to może od początku nim był.

To boli. Drżącymi dłońmi Baekhyun sięgnął do kieszeni i wyjął swoją najdroższą własność: scyzoryk. Podwijając rękawy i podciągając je do ramion, zobaczył świeże blizny na zgięciu i kilka  w dolnej części ramienia. Chociaż to bolało, kiedy brał prysznic albo kiedy robił coś, co wymagało zgięcia rąk, z jakiegoś powodu dawało mu poczucie wsparcia (którego nigdy od nikogo tak naprawdę nie czuł). Nienawidził bólu, nienawidził go do szpiku kości, a jego serce za każdym razem zatrzymywało się na chwilę, gdy zbliżał nóż do skóry, ale najbardziej brzydził się bólem, który trzymał głęboko w sercu. I zamieniłby go na cokolwiek.

Teraz jego uczucia wzrastały niekontrolowanie, a serce go bolało. Miał scyzoryk w dłoni, rozłożył go i przytrzymał blisko skóry, desperacko wbił go, dopóki ból nie skupił się w jego ręce i nie wypłynęła krew. Nagle nie czuł się już taki stroskany. Wydając z siebie westchnienie, opuścił dłoń ze scyzorykiem, zacisnął mocno oczy, czując, jak zbiera się krew. Westchnął drżąco. Z jakiegoś powodu to wydawało się nie wystarczać. Jego uczucia nadal szalały.

Chwytając scyzoryk znów w dłoń, umieścił go przy zgięciu kolana. Potem bez zastanowienia pozwolił, by nożyk prześliznął się po jego skórze. Syknął z bólu, gdy poczuł, jak jego skóra się otwiera. Baekhyun nigdy nie ciął zbyt głęboko, ponieważ nie chciał zostawiać blizn – nie chciał zostawiać dowodów swoich popieprzonych uczuć w miejscach, gdzie wiedział, że wszyscy mogliby je odkryć i wykorzystać. Nie chciał dawać ludziom pretekstu, by się nim przejęli. Nie chciał widzieć zmartwionych twarzy Jongdae, Jongina i ich rodziców. Nie chciał kłopotać nikogo, kto mógł być wystarczająco miły, by się przejąć.

Chociaż czasami chciał móc przeciąć głębiej, nie robił tego.

Za każdym razem, kiedy przeciągnął nożem po skórze, czuł, jak coraz więcej bólu ucieka z jego wnętrza – na chwilę. Tak było, dopóki czuł się tak otępiały w środku, aż zaczynał czuć się lepiej. Przyciągając kolana do klatki piersiowej, nie przytulił ich, w zamian podniósł końcówkę noża do kolana, zastanawiając się, jakby to wyglądało, gdyby zaczął używać scyzoryka, by wycinać na nich wzory. Ale kiedy spróbował narysować kółko, poczuł, jak ból wybucha wraz z małą plamką krwi, ale było w porządku, ponieważ kiedy czuł się dobrze wewnętrznie, miał się dobrze zewnętrznie. Warto było zastąpić ten ostry ból w środku tępym bólem na zewnątrz.

Chciał narysować takie samo krwawe kółko na drugim kolanie, ale zanim końcówka ostrza zdołała dotknąć jego niewinnej bladej skóry, silna dłoń pewnie złapała go za rękę i powstrzymała.

- Wydaje ci się, że co ty robisz? – Głos brzmiał na poruszony, przynajmniej w głowie Baekhyuna, kiedy w kółko powracał. Baekhyun podniósł wzrok, jego oczy były zamroczone z zaskoczenia i jednocześnie szeroko otwarte ze wstydu. Te oczy, które napotkał, były również szeroko otwarte i niemal złe, jego włosy były kruczoczarne, grzywka opadała mu na czoło, ale nie były wystarczająco długie by zakryć jego duże, duże oczy. Był także wysoki.

– J-J-Ja… – Baekhyun nie wiedział, co powiedzieć, więc instynktownie się wycofał, próbując odsunąć się, zażenowany, poniżony; obnażony. Przysięgał, że czuł, jak słowo „wstyd” samo wypisuje się w kółko na całej jego skórze.

– Nie rób tego. – Mężczyzna przed nim był silny i nieugięty i choć Baekhyun ciągnął z całej siły, mężczyzna nie puszczał. Baekhyun poczuł, jak łzy wypływają mu z oczu.

– O-Odejdź. – Baekhyun użył drugiej dłoni, by ciągnąć, próbując zerwać dłoń mężczyzny. W panice nie widział, że rozcięcie na jego dłoni się rozszerza. Jednak mężczyzna zauważył i przestał, nieco rozluźniając uścisk.

– Dobrze, odejdę – powiedział. Baekhyun nigdy nie zapomni jego głębokiego głosu. – Pod warunkiem, że przestaniesz pchać, bo inaczej trzaśniesz sobą o szafkę. – Baekhyun zwykle rezygnował z napotykania ludzkiego wzroku, ale tym razem poczuł się do tego zmuszony. Nawet teraz nie był pewien dlaczego. Gdy podniósł wzrok, zobaczył te oczy błyszczące z taką szczerością, że było niemożliwe im nie zaufać. Przestał stawiać opór i w chwili, kiedy osłabł, mężczyzna puścił.

Jak tylko to zrobił, Baekhyun złapał swój nożyk i usiłował wstać. Przez chwilkę zobaczył w myślach podłogę poplamioną krwią, ale wszystko, co chciał zrobić, to wrócić do domu i już nigdy nie zobaczyć tego gościa.

Jednak jego nogi się trzęsły i upadł, wydając z siebie krzyk, kiedy jego prawe kolano z wyciętym kształtem niemal nieokreślonego koła zderzyło się z podłogą. Zgiął się wpół wbrew swojej woli. Baekhyun znów spróbował wstać i w samym środku paniki zobaczył, jak mężczyzna do niego podchodzi. Bardzo się bał.

– Baekhyun, posłuchaj mnie… – powiedział mężczyzna, zbliżając się, wydawał się być tygrysem, który naciera na swoją ofiarę. – Posłuchaj, najpierw się uspokój…

– Przestań! Odejdź! – Baekhyun podniósł się, ale znowu się osunął, tym razem lądując na tyłku. Jego pole widzenia zamazało się od łez i mógł zobaczyć, jak przystojny jest ten mężczyzna. I jak troskliwy się wydawał. I na jak dobrego wyglądał. Szybko się pozbierał i tym razem już miał utrzymać się na nogach, ale zanim w ogóle zdążył je wyprostować, mężczyzna na niego skoczył.

Wydając okrzyk, Baekhyun poczuł na sobie ciężar mężczyzny, kiedy znów upadł. Poczuł się jak ofiara tygrysa, która właśnie została z powodzeniem złapana. Baekhyun był teraz uwięziony między zimną, twardą podłogą a ciałem mężczyzny, którego aż do twej pory nigdy w życiu nie widział.

Jego pierś wznosiła się i opadała wraz z dużą klatką piersiową mężczyzny. Czuł jego oddech przy swoim uchu. Mężczyzna pachniał drogimi perfumami wymieszanymi z potem. Czuł, jak jego serce bije kilka mil na sekundę i chciał się odsunąć, ale był bardzo zmęczony. Był zmęczony uciekaniem.

Mężczyzna w końcu wstał, ale jego ramiona jakoś oplotły plecy Baekhyuna, podnosząc także jego. Kiedy Baekhyun miał wymamrotać podziękowania i prawdopodobnie zacząć uciekać (bo choć był zmęczony, wiedział, że musi dalej uciekać, uciekać od tego, kto mógł go oceniać, śmiać się z niego albo nim przejąć), uścisk mężczyzny na nim wzmocnił się, przyciągając go do szerokiej piersi. I nie puszczał.

Co?

– Wiele cierpiałeś, Baekhyun – powiedział mężczyzna, przysuwając go bliżej. Baekhyun mógł wyczuć coś w jego głosie – czy to była… troska? Ból? – Robiłeś to wszystko sam, wszystko samo.

Czy to… przytulenie?

Baekhyun nigdy wcześniej nie był przytulany. Nie tak intymnie. Nie w taki sposób, że poczuł się chroniony i bezpieczny. Pewny.

– Nie cierp już samotnie. Proszę. – Głos mężczyzny załamał się i brzmiał, jakby płakał. Baekhyun wiedział, że powinien się odsunąć, a jego serce nadal biło szaleńczo, ale uścisk był taki ciepły, taki uzależniający. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego. I chciał tego. Choć nie znał tego faceta. Choć ten mężczyzna mógł być każdym.

W końcu zamknął oczy i oparł swoje spocone czoło o zimną skórzaną kurtkę.









Siedemnastego maja w czternastym roku życia Baekhyun poznał jego.









– Skąd znam twoje imię, widzę, że pytasz? – Mężczyzna usiadł w gabinecie pielęgniarki po zabandażowaniu ran Baekhyuna. – Cóż… – Złączył dłonie. Baekhyun lubił sposób, w jaki zabierał się do wszystkiego powoli i cierpliwie. Prawie jakby na świecie nie było pośpiechu.

– Ja… jestem nauczycielem, który kiedyś uczył w tej szkole – powiedział wreszcie. – Niestety nigdy nie miałem okazji, by uczuć ciebie. – Baekhyun nie powiedział nic.

– Opuściłem szkołę, ale widziałem cię, zanim odszedłem – mówił dalej. – Ja… martwiłem się o ciebie. Jednak rozważając ilość troski, jaką nauczycielom wolno okazywać poza szkołą, zdecydowałem się nikomu o tobie nie mówić.

– Od czasu do czasu sprawdzam, co u ciebie, Baekhyun. Mam nadzieję, że zrozumiesz, że to nie dlatego, że chcę cię podpuścić czy wykorzystać twoje złe nawyki, ale dlatego, że się tobą przejmuję. – Przejmuje?

Czy mam uwierzyć w coś takiego?

– Kim jesteś? – spytał w końcu Baekhyun obojętnie. Teraz kiedy ten mężczyzna zobaczył najgorszą część niego, nie było potrzeby, żeby dłużej udawać. Był bardzo zmęczony uśmiechaniem się.

– Mam na imię Joo Sung – odparł wreszcie. – Nie musisz znać mojego nazwiska.

Baekhyun podniósł wzrok na przystojnego mężczyznę. Był naprawdę czarujący. – Nauczycielu Joo-

– Mów do mnie hyung – powiedział w końcu z uśmiechem, który natychmiast złapał Baekhyuna za serce. – Joo-hyung.









Od tamtego dnia stali się sobie bliscy. W chwili, kiedy Joo-hyung pojawił się w życiu Baekhyuna, poczuł, jak jego świat na nowo się rozjaśnia. Chociaż raz w życiu wiedział, jakie to uczucie, gdy ktoś się o niego troszczy, ktoś go chroni, ktoś go kocha. I choć raz w życiu wiedział, jak smakuje miłość, jak się ją daje i jak otrzymuje się ją w zamian.

W miesiąc Baekhyun zakochał się w Joo-hyungu.

Uśmiechał się i śmiał, już nie musiał tego udawać i z każdym kolejnym dniem jego emocjonalny ból znikał wraz z ranami, które sam sobie zadawał.

Joo-hyung zawsze przy nim był, wystarczył tylko telefon. Joo-hyung był bardzo duży, jasny i ważny w życiu, w którym Jongdae był nudną planetą w porównaniu z nadolbrzymem, którym był Joo-hyung. W połowie czerwca Joo-hyung wyznał mu swoje uczucia.

– Baekkie – powiedział jednego dnia, było to zdrobnienie, którym tylko on jeden nazywał Baekhyuna. Brzmiało wyjątkowo wypowiadane jego głębokim głosem.

– Co?

– Wiem, że… to nagłe i niewłaściwe, i możesz mnie za to znienawidzić… – mówił Joo-hyung w korytarzu przy szafkach, gdzie pierwszy raz się spotkali (miejsce to z jakiegoś powodu stało się ulubionym miejscem ich spotkań o północy).

– Nigdy cię nie znienawidzę – odrzekł szczerze i niewinnie Baekhyun, uśmiechając się uczciwie. – Nieważne, co zrobisz, Joo-hyung, nigdy cię nie znienawidzę. – To dlatego, że cię kocham, bardziej niż kocham kogokolwiek innego.

– Ja… kocham cię, Baekkie – wypalił Joo-hyung, jego oczy błyszczały nawet w nocy. Baekhyun poczuł, jak jego serce na moment się zatrzymuje. Hę?

– J-J-Ja…

– Wiem, że twoja niska samoocena sprawi, że w to nie uwierzysz, Baekkie, ale naprawdę cię kocham. Jak nauczycielowi nie wolno mi kochać ucznia, ale…

– Ty… kochasz mnie, Joo-hyung? – Baekhyun odwrócił się napotkał wzrok Joo-hyunga, jego usta drżały w ciemności. – Ty kochasz… mnie?

Kocham cię. Ja… kocham cię od dnia, kiedy cię zobaczyłem, Baekkie. – Joo-hyung wyciągnął dłoń i nieco niespodziewanie złapał Baekhyuna za rękę, aż zaszokowało to Baekhyuna. – Czy ty… też mnie kochasz?

– Kocham cię, Joo-hyung – powiedział Baekhyun lekko zdyszanym głosem. Nigdy w życiu jego serce nie biło tak szybko i w tak niewinnie szczęśliwy sposób. Uwierzył w to. Uwierzył im. – Też cię kocham, Joo-hyung.

A kiedy Joo-hyung się pochylił, tak nieoczekiwanie i jednocześnie słodko, skradł pierwszy pocałunek Baekhyuna tak samo, jak skradł jego pierwszy oddech.









Siedemnastego czerwca Joo-hyung wyznał Baekhyunowi swoje uczucia.









Baekhyun kiedyś myślał, że jest heteroseksualny.

To nie tak, że był przeciwko homoseksualistom, tylko nigdy nie myślał o żadnym chłopaku w taki sposób, nawet nie pomyślał, że mógłby tak pomyśleć. Ale kiedy pojawił się Joo-hyung, wydawało się, jakby całe jego życie wywróciło się do góry nogami, tak samo jak jego patrzenie na świat.

Więc kiedy Joo-hyung spadł z nieba, nagle płeć przestała mieć dla Baekhyuna znaczenie.









(a może wtedy był po prostu samotnym, zagubionym chłopcem, który pomylił swą potrzebę uwagi z prawdziwą miłością)









– Pamiętaj, że nie możesz nikomu o mnie powiedzieć, ani o nas – szepnął pewnej nocy Joo-hyung, kiedy leżeli na łóżku w gabinecie pielęgniarki. Baekhyun czuł się bardzo bezpieczny w jego ramionach. – Jeśli zobaczą, że nauczyciel i uczeń są razem, już nigdy nie będziemy mogli się spotkać.

– Tak, obiecuję – odparł Baekhyun. Joo-hyung mógł być jego małym sekretem.

W końcu nikt inny nie przejmował się wystarczająco, by wiedzieć.









I siedemnastego czerwca Baekhyun zaakceptował jego miłość.









– Baek, chcesz przyjść do mnie po szkole? – zapytał Jongdae, ale jego głos brzmiał na bardzo odległy. Baekhyun był zajęty pisaniem wiadomości.

– Nie, dzięki – odpowiedział, jego wzrok skupiał się na telefonie. Prawie zaśmiał się na głos, gdy zobaczył nową wiadomość, którą przysłał mu Joo-hyung. – Mam inne plany na dziś. – Zapanowała cisza, a Baekhyun nawet nie kłopotał się, by podnieść wzrok, ponieważ Jongdae nie był już dla niego ważny. Przez chwilę myślał, że Jongdae sobie poszedł.

– Ostatnio ciągle jesteś zajęty – mruknął Jongdae. – Nie masz nawet czasu dla przyjaciół.

Jongdae za bardzo pokazywał fochy, wywnioskował Baekhyun, więc zdecydował się ignorować osobę, która kiedyś była jego najlepszym przyjacielem. W końcu przyjaźnie trwają kilka lat. Miłość jednak trwa wiecznie.

Oczywiste było, kogo wybierał Baekhyun.

– Baekhyun… – Głos Jongdae znów rozbrzmiał gdzieś w oddali, ale Baekhyun był zbyt pochłonięty. – Pieprzyć to.









– Dokąd idziesz? – spytał Baekhyun, wydął wargi, czepiając się ramienia Joo-hyunga.

– Tam, gdzie małe dzieci nie mogą iść – odpowiedział, uśmiechając się lekko. – Do spraw związanych z pracą.

– Nie jestem dzieckiem! – uparcie twierdził Baekhyun. – Jestem już prawie dorosły! – Joo-hyung przez chwilę nic nie mówił, a potem westchnął.

– Baekkie – powiedział ostrożnie. – Jesteś… Nie powinienem cię kochać, pamiętasz? – Wyciągnął dłoń i złapał Baekhyuna za rękę, a jego duża dłoń była bardzo ciepła przy wcześniej samotnej dłoni Baekhyuna. – Nie chcę zabierać cię do złego miejsca. Chcę się tobą opiekować, bo nadal jesteś małym dzieckiem.

– To dlaczego jesteś kochankiem „małego dziecka”? – spytał Baekhyun, uśmiechając się przebiegle, zanim musnął wargami usta Joo-hyunga. Joo-hyung przez chwilę nie reagował, jakby się wahał, a potem czule odwzajemnił pocałunek. Baekhyun poczuł szczypiące igiełki przebiegające przez jego żyły. Takie uczucie dawał mu Joo-hyung, zawsze wysyłał ciarki wzdłuż jego pleców i pozostawiał go bardziej żywego niż kiedykolwiek.

– Dobrze. – Joo-hyung w końcu uległ, wstał, nadal trzymając Baekhyuna za rękę. – Ale zachowuj się, dobrze? Nie przyjmuj od nikogo drinków, nie rozmawiaj z obcymi i nie oddalaj się, jasne?

– Jasne! – powiedział z entuzjazmem Baekhyun z nutką triumfu w głosie. Jego krok był sprężysty, kiedy podążał za Joo-hyungiem przez drzwi i do jego samochodu.

– Nie zachowuj się jak dziecko – powiedział z czułością Joo-hyung, odwracając się i całując Baekhyuna w czubek głowy. Serce Baekhyuna na chwilę się zatrzymało. – Jeśli chcesz iść do miejsca dla dorosłych, musisz zachowywać się, jakbyś dopiero skończył osiemnaście lat, dobrze?

– Osiemnaście? – Baekhyun myślał przez chwilę, kiedy wygodnie usadawiali się w aucie. – Czy nie jestem na to trochę za młody?

– No właśnie. – Joo-hyung trącił go w nos, patrzył, jak Baekhyun zamrugał lekko i odsunął się zaskoczony. Joo-hyung zachichotał.

– Jeśli chcesz być w środowisku dorosłych, musisz zachowywać się jak jeden z nich. Rozumiesz?

– Tak, nauczycielu Joo Sung! – odrzekł z entuzjazmem Baekhyun, gdy Joo-hyung ruszał.

– Ale jesteś za młody… – mruknął Joo-hyung, stukając w kierownicę, kiedy samochód zatrzymał się na światłach.

– Hyung, proszę, nie zostawiaj mnie samego~ – prosił uroczo Baekhyun. – Jestem w domu taki samotny~

–…Dobra. – Joo-hyung westchnął, zjeżdżając na bok i zatrzymał się. Potem przejrzał swoje kieszenie i wyciągnął coś.

– Czy to długopis? – spytał ciekawsko Baekhyun. Joo-hyung nie odpowiedział, zaświecając światło w aucie i wyjął czapkę.

– To kredka do oczu – powiedział Joo-hyung. Baekhyun się zaśmiał.

– Dlaczego masz kredkę do oczu? Czy to nie jest dla kobiet?

– Sza – mruknął Joo-hyung i przyciągnął Baekhyuna bliżej. Oddech niższego zadrżał, kiedy zobaczył, jak blisko jest Joo-hyung ze swoimi łagodnymi oczami i długim, przystojnym nosem. – Zamknij oczy.

– Nakładasz mi to? Nie ma mowy-

– Baekkie – powiedział surowo Joo-hyung. Baekhyun zamknął usta i przymknął powieki, jego serce nadal szybko biło. Choć całowali się i Baekhyun nawet posunął się tak daleko, że siedział na kolanach Joo-hyunga, jego serce czasami fikało koziołki, gdy starszy się zbliżył. Poczuł, coś zimnego na swojej powiece.

– Dlaczego masz kredkę do oczu? – spytał Baekhyun.

– To dlatego, że… – Joo-hyung urwał.

– No dalej, powiedz mi! Nikomu nie powiem!

–…Czy wiesz, jak bardzo ta kredka może zmienić jakąś osobę? – odrzekł w końcu Joo-hyung. – Może sprawić, że będziesz wyglądał zupełnie inaczej.

–…?

– Więc, powiedzmy… jeśli chcesz wrócić do szkoły podstawowej, ale nie chcesz, żeby twoi nauczyciele cię rozpoznali, nakładasz grubą kreskę kredką. W ten sposób nikt cię nie rozpozna.

– Ale-

– Dobra, jasne, ludzie cię rozpoznają, jeśli uważnie ci się przyjrzą. Ale za bardzo będą się bali to zrobić, ponieważ twoje oczy będą wyglądały na bardzo ciemne, przydymione i straszne.

–…Och.

– Tak, Baekkie. To jest prawdziwa tajemnica kredki do oczu. – Potem poczuł, jak uspokajające dłonie Joo-hyung opuszczają go, a on powiedział Baekhyunowi, by otworzył oczy. – Skończone.

Oczy Baekhyuna otworzyły się i już czuł się jak inna osoba. W ciemności zobaczył uśmiech Joo-hyunga.

– Wyglądasz świetnie. – Później, kiedy odwrócił się, by spojrzeć w lusterko, dostrzegł, że wygląda na o wiele starszego i bardziej seksownego. Nigdy wcześniej nie poświęcił chwili, by się sobie przyjrzeć.

Od tamtego dnia, gdy zobaczył siebie z kredką na oczach, zaczął mieć więcej pewności siebie co do swojego wyglądu.

– Teraz wszystko, co musisz zrobić, to zachowywać się jak osiemnastolatek. Dobrze? – powiedział Joo-hyung na nowo uruchamiając silnik.

Baekhyun pokiwał głową. Już czuł się na dwadzieścia lat.











Kiedy dotarli na miejsce, Baekhyun zdał sobie sprawę, że to bar. W chwili, kiedy wszedł do środka, usłyszał dudniącą w uszach muzykę, a ciągle zmieniające się monotonne kolory wewnątrz sprawiały, że kręciło mu się w głowie. Uchwycił się Joo-hyunga jako pierwszego źródła pocieszenia, a uścisk jego chłopaka był silny i ciasny. Dotarli do stolika w kącie i Joo-hyung lekko odsunął od siebie Baekhyuna, jego ruchy sugerowały, że Baekhyun powinien zachowywać się bardziej niezależnie, będąc osiemnastolatkiem, którym miał być. Baekhyun przełknął ślinę, gdy zobaczył mężczyzn od dwudziestu po trzydzieści i czterdzieści lat, którzy otaczali stolik jak banda starszych mężczyzn próbująca znaleźć kłopoty.

– Joo! – wszyscy zawołali go, kiedy odwrócili się, by go zobaczyć, ale w chwili, gdy to zrobili, ich spojrzenia zsunęły się na Baekhyuna.

– Hej. – Głos Joo-hyung był silny, gdy do nich podszedł.

– Kto to? – zapytał jeden z mężczyzn, uważnie przyglądając się Baekhyunowi.

– Jest uroczy! Czy mogę się z nim zabawić? – Baekhyun przełknął ślinę. Słysząc to, inni mężczyźni otworzyli oczy nieco szerzej i pochylili się, próbując dokładnie obejrzeć Baekhyuna.

– Tak, jest! Chodź tu, chłopczyku. Jak masz na imię?

– Jestem zaskoczony, że udało ci się go tu przemycić, Joo. Wygląda na szesnaście lat!

– Jest takim ciachem. – Takie słowa dalej wylewały się z ich ust, a Baekhyun zaczynał czuć się niekomfortowo. Ale Joo-hyung nagle przysunął go bliżej, aż mógł poczuć te drogie perfumy, które nagle stały się najbardziej uspokajającym zapachem w życiu Baekhyuna.

– Nie dotykajcie go. Jest mój – powiedział pewnie głęboki głos. Serce Baekhyuna zatrzymało się na moment, a on poczuł, że się rumieni, kiedy mężczyźni zaczęli gwizdać i krzyczeć. Po chwili Joo-hyung w końcu znalazł dobre miejsce dla Baekhyuna i usadził go.

– Ale zajmijcie się nim. Mam sprawy do załatwienia. – Potem uspokajająco poklepał Baekhyuna po ramieniu i odszedł za jedną z zasłon. Serce Baekhyuna pędziło, kiedy napotkał na tych wszystkich mężczyzn gapiących się na niego ciekawsko i niemal wygłodniale, prawie chciał zaskomlać imię Joo-hyunga.

– Jak masz na imię? – spytał jeden z nich.

– Baekhyun…

– Ile masz lat?

– Dopiero co skończyłem osiemnaście... – odpowiedział Baekhyun nieco niepewnie. Ich oczy wciąż były szeroko otwarte.

– Jesteś pewien? Wyglądasz młodo jak na swój wiek…

– Jesteś bardzo uroczy.

– Więc jesteś wystarczająco duży, co? Jak daleko posunęliście się z Joo? – Baekhyun zarumienił się, był wdzięczny za to, że światło było zbyt marne, żeby to zobaczyli.

– Uch…

– Jest niewinny, co? – Zachichotali, a jeden z nich przesunął dłoń na jego udo. Natychmiast ją strzepnął, z jakiegoś powodu czując, jak wzbiera w nim gniew.

– Nie dotykaj mnie! – powiedział nagle, przez chwilkę zastanawiając się, skąd nabrał do tego odwagi. Miłość była odważną rzeczą. Wszyscy zamrugali zszokowani i ściszyli głosy, mamrocząc coś w stylu „Cofnijmy się”, „On nie szczeka, ale gryzie”. Jakby nie wierząc własnym uszom, jakiś facet znów wyciągnął dłoń, próbując szturchnąć Baekhyuna, ale Baekhyun natychmiast złapał palec i wykręcił go pod dziwnym kątem, jego refleks zaskoczył nawet jego. Facet krzyknął i usiłował się cofnąć, ale Baekhyun był wystarczająco rozgniewany, by dalej wyginać jego palec.

– Au! Przepraszam!

– Nie dotykaj mnie więcej! – Baekhyun jeszcze bardziej go zgiął i po chwili ogarnęło go poczucie winy, więc puścił. Wszyscy patrzyli teraz na niego w nowym świetle. – Tylko Joo-hyung może mnie dotykać. Rozumiecie? – Wszyscy mężczyźni od tych o dziesięć, dwadzieścia po tych o trzydzieści lat starsi od niego pokiwali posłusznie głowami. Po tym Baekhyun poczuł znów spokój i powrócił do swojego nieśmiałego, zamkniętego w sobie „ja”.

– Lubię cię – powiedział mężczyzna po przeciwległej stornie stolika, uśmiechając się. Jeden z jego zębów był złoty. – Jesteś zadziorny.

– Chcesz drinka? – zapytali, wlewając coś do drinka każdego i patrzyli na niego wyczekująco. Baekhyun chciał być dorosły. Baekhyun chciał być wystarczająco dojrzały dla Joo-hyunga. Choć Joo-hyung nigdy nie dał mu pozwolenia, Baekhyun chciał to zrobić.

– W porządku – powiedział Baekhyun, ignorując okrzyki zachęty, kiedy nieznany napój był wlewany do jego szklanki. Wszyscy stuknęli się drinkami i wypili je. Baekhyun zrobił to samo i niemal zakrztusił się, kiedy poczuł, jak alkohol pali go w gardle. Zakaszlał i poczuł, jak ludzie poklepują go, jakby od lat byli przyjaciółmi. Zakręciło mu się w głowie. Oni się śmiali.

– Ej, mały, nie musisz być dla siebie taki surowy.

– To twój pierwszy raz? – Oczy Baekhyuna zwilgotniały, kiedy pokiwał głową, a potem wypił wszystko. Teraz miał osiemnaście lat i musiał zachowywać się dojrzale. Wszystko dla Joo-hyunga.

– W porządku. – Baekhyun odepchnął od siebie dłonie. – Co powiedziałem wam o dotykaniu mnie. – Wszystkie ręce odsunęły się i uniosły w poddańczym geście. – Jeszcze jednego!

Wszyscy przy stoliku gwizdali i krzyczeli znów, gdy Baekhyunowi nalewano kolejną szklankę.









W ten sposób zaczął się pijacki nawyk Baekhyuna.









– Kiedy zaprosisz mnie do domu swoich rodziców? – zapytał pewnego dnia Joo-hyung, chwytając Baekhyuna w talii i przyciągając go bliżej, aż niższy znalazł się na nim. Później przycisnął czubek swojego nosa do nosa Baekhyuna.

– Już jesteś w moim domu, czemu miałbyś chcieć jechać do moich rodziców?

– Bo chcę zobaczyć, gdzie mieszkasz. – Joo-hyung złączył swoje palce z tymi Baekhyuna i pochylił się, muskając wargami usta niższego, co sprawiło, że zadrżał.

– Joo-hyung, wiesz, że nie chcę-

– Proszę – błagał Joo-hyung. – Chociaż raz.

– Prawie ich tam nie ma. – Baekhyun zachichotał, gdy Joo-hyung dźgnął do w bok. Kiedy zdał sobie sprawę, że Baekhyun ma łaskotki, Joo-hyung znów go dźgnął. Baekhyun zakrztusił się. – Przestań.

– Nie przestanę, dopóki nie zabierzesz mnie do swojego prawdziwego domu – powiedział Joo-hyung, gdy zaczął łaskotać szczupłe boki. Baekhyun wybuchnął śmiechem i upadł na podłogę.

– Jesteś… w moim… domu! – wydyszał Baekhyun, próbując odtrącić jego dłonie, jego słowa utknęły w zdyszanym śmiechu.

– Nie. Do twojego prawdziwego domu! – Joo-hyung mocniej łaskotał Baekhyuna, dopóki ten nie uległ.

– Dobra! Kiedy chcesz jechać?

– Jutro!

–…W porządku.









Okazało się, że rodziców Baekhyuna nie ma w ich domu, jak się tego spodziewał. W końcu jego matka praktycznie się wyprowadziła, od rozwodu nie przyszła do domu ani razu.

Baekhyun chciał zawrócić i wrócić do swojego małego mieszkanka, które sobie wynajął, ale Joo-hyung trzymał go za rękę i wprowadził go do domu. Z jakiegoś powodu przyjście tu wcześniej go przerażało, ale teraz czuł podekscytowanie, gdyż ciepła dłoń Joo-hyunga ściskała jego dłoń.

– Wow, to miejsce jest ogromne. – Joo-hyung rozejrzał się, potem odwrócił, w jego oczach był błysk podekscytowania. – Pokaż mi swój pokój, Baekkie.

– Dobrze. – Tym razem Baekhyun prowadził, wciągając go po schodach, dopóki nie dotarli do jego pokoju.

– Ty… musisz tu mieszkać, Baekkie – powiedział w końcu Joo-hyung, kiedy Baekhyun usiadł na łóżku, którego nie dotykał od miesięcy.

– Dlaczego miałbym? – Baekhyun prychnął. – To miejsce to tylko i tak zmarnowanie powierzchni. Kiedy będę wystarczająco duży, zburzę je.

– Bo nie możesz się sobą zajmować – odpowiedział spokojnie Joo-hyung, siadając obok Baekhyuna. – Masz czternaście lat, Baekkie. Nieważne, jak dojrzały jesteś, nie możesz robić tego sam.

– To pozwól mi żyć z tobą, Joo-hyung! – Oczy Baekhyuna rozjaśniły się na ten wspaniały pomysł, a on poruszył się, wyciągnął ręce, by chwycić większe dłonie Joo-hyunga. – Pozwól mi z tobą zamieszkać!

– Nie możesz. – Joo-hyung odepchnął jego dłonie, ale Baekhyun był silny. – Nie mogę się tobą zająć.

– Dlaczego nie? – Baekhyun przewrócił oczami. – Nie mów mi znowu o tej relacji nauczyciel-uczeń, bo nie jestem-

– Właśnie o to chodzi – odrzekł Joo-hyung. – A także dlatego, że nie mogę się tobą zająć. Materialnie.

– Możesz! – uparcie twierdził Baekhyun. – Bardzo dobrze się mną zajmujesz!

– Mówię poważnie, Baekkie. – Joo-hyung pochylił się i napotkał wzrok Baekhyuna. – Nie mogę… jestem teraz w złej sytuacji finansowej.

– Hę? – Baekhyun patrzył, jak twarz Joo-hyunga marszczy się w bólu. Nagle serce Baekhyuna również zabolało.

– Moje mieszkanie jest beznadziejne, nawet nie chcę, żebyś je widział, Baekkie. Rozumiesz mnie? – Joo-hyung wpatrywał się w niego i w jego oczach było coś, co sprawiło, że Baekhyun przestał.

– Dobrze – szepnął Baekhyun. – To w takim razie może ty zamieszkałbyś ze mną? Tutaj?

–…Nie, Baekkie. – Joo-hyung cicho westchnął. – Ludzie nie mogą się dowiedzieć, że jesteśmy razem. Jasne? – Baekhyun ponuro pokiwał głową.

– Ale chcę, żebyś został, dobrze? A ja będę odwiedzał cię za każdym razem, jak nikogo innego nie będzie w tym domu, jak dziś. – Joo-hyung uśmiechnął się, gdy Baekhyun skinął głową i cmoknął go w czoło. Wstał.

– Pozwól mi obejrzeć dom. Żebym wiedział, jak tu przyjść następnym razem. – Baekhyun też już miał wstać i za nim pójść, ale ten nalegał, żeby Baekhyun został.

– Bądź dobrym chłopcem i odrób pracę domową, a potem idź spać, dobrze? – Baekhyun posłuchał, siadając na drogiej wykładzinie podłogowe. – Wrócę. A kiedy wrócę, mam nadzieję, że będziesz spał mocno w łóżku.

– Tak jest! – Baekhyun uśmiechnął się, kiedy Joo-hyung wyszedł.









Kiedy Joo-hyung wrócił, jego twarz była maską tłumionej złości.

– Hyung! – zawołał Baekhyun z łóżka, uśmiechał się teraz dumnie, ponieważ posłuchał tego, co kazał zrobić mu jego chłopak. Joo-hyung nie powiedział nic. – Zrobiłem wszystko, co mi kazałeś! Dostanę nagrodę?

– Joo-hyung znów nic nie odpowiedział, gdy wziął swą torbę i szukał w niej czegoś.

– Co się dzieje?

Joo-hyung nie zareagował, a Baekhyun zaczął czuć niepokój, ale wtedy Joo-hyung usiadł na podłodze i przeczesał włosy palcami.

– Nic. – Joo-hyung wstał i podszedł do Baekhyuna, pochylił się i pocałował Baekhyuna w czoło. – Idź spać, dobrze?

– Śpij ze mną – prosił Baekhyun. – Tylko tej nocy. – Joo-hyung nie ruszał się przez chwilę, nie mówiąc nic. Jakby kontemplował… Jakby myślał…

– W porządku. – Joo-hyung westchnął, wchodząc na łóżko Baekhyuna. Niższy uśmiechnął się, przysuwając bliżej i położył głowę na ramieniu swojego chłopaka, znów poczuł się bezpiecznie w czyichś ramionach. Sposób, w jaki Joo-hyung przesuwał kciukiem po ramieniu Baekhyuna był uspokajający i tak hipnotyzujący, że niedługo potem Baekhyun zasnął.









Siedemnasty dzień w miesiącu stał się ich wyjątkowym dniem.

Siedemnastego maja Joo-hyung po raz pierwszy uratował Baekhyuna od całego tego nieszczęścia, które okryło go całunem. Siedemnastego czerwca Joo-hyung wyznał mu swoje uczucia. I teraz każdy siedemnasty miał stać się dniem, w którym Baekhyun przypominał sobie o tęczach i złotym deszczu, o puchatych chmurach i uroczych jednorożcach.

I każdego szesnastego dnia miesiąca nie mógł doczekać się jutra.









Joo-hyung: Spotkajmy się w naszej alejce, dobrze? Xx

Ściskając telefon dłoni, Baekhyun rozejrzał się dookoła w mroźny wieczór, sprawdzając, czy nie ma w pobliżu ludzi, zanim skręcił za rogiem i szedł dalej. Wkrótce potem dotarł do alejki, która stała się ich obiecanym miejscem. Alejka była na rogu opuszczonej części miasteczka z opuszczonym budynkiem majaczącym z tyłu. Choć było tu strasznie, Baekhyun wiedział, że właśnie dlatego nikt nigdy tu nie chodzi i z tego powodu już się nie bał.

Jednak tym razem było inaczej.

Kiedy stał, czekając i drżąc, usłyszał kroki i odwrócił się.

– Co my tu mamy? – Najwyższa osoba z  szorstkim głosem i zwalistym ciałem podeszła do niego. Zszokowany Baekhyun wzdrygnął się i cofnął. Przed nim stało co najmniej czterech mężczyzn.

– Z-Z-Zjeżdżajcie – wyjąkał Baekhyun, kuląc się jeszcze bardziej, kiedy zbliżyli się.

– Hej, jest całkiem uroczy – powiedział jeden z nich. – Ma też ładny głos.

– To jest ten, który często bywa w barze, ten wymalowany.

– To ciacho, które zawsze siedzi przy stoliku?

– Tak.

– Szukasz towarzystwa? – Teraz byli wystarczająco blisko, by go dotknąć. Baekhyun wzdrygnął się, kurcząc się jeszcze bardziej, ale złapali go za ręce.

– Nie… – Baekhyun zaczął się rzucać, ale ich uścisk był silny i pewny.

– Nie skrzywdzimy cię… – powiedział ktoś. Baekhyun potrząsnął głową, usiłując odepchnąć dłonie mężczyzn, ale byli zbyt silni.

Joo-hyung, gdzie jesteś? Myślał, jego sercu kończyło się paliwo. Gdzie jesteś?

– Baekkie!

Jak na zawołanie usłyszał głos Joo-hyunga przerywający ciemne, nocne powietrze niczym głos światła. Nie wiedział, jak Joo-hyung pobił tych gości sam, ponieważ przykucnął i zakrył twarz dłońmi w chwili, gdy ich uścisk opuścił jego ręce. Słyszał krzyki, jęki i uderzenia, ale nie odważył się otworzyć oczu.

– Baekkie – łagodny głos Joo-hyunga w końcu rozbrzmiał nad nim. Właśnie wtedy otworzył oczy. Zobaczył, jak oczy Joo-hyunga delikatnie błyszczą, kiedy dłoń wyciągnęła się w jego stronę. Baekhyun natychmiast ją złapał i wskoczył w ramiona Joo-hyunga. Łzy wylewały się z jego oczu, kiedy chował twarz w ramieniu Joo-hyunga. Wyższy wziął Baekhyuna na ręce i odszedł, zostawiając nieprzytomnych mężczyzn, których zadźgał, na mrozie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz