czwartek, 12 października 2017

The Faults In Byun Baekhyun [44/55]

tytuł rozdziału: Odciążony |oryginał: Unburdened
rating:  PG-13
„Przynajmniej się do czegoś nadaj.”
Właśnie tak. Do tego poziomu możesz dosięgnąć – kurwa, właśnie tym jesteś. Tak nisko jesteś. Istniejesz tylko po to, by zaspokajać. Więc zrób to, kurwa, dobrze.”
„Właśnie takie jest twoje zadanie, twój cel na tym świecie – zadowalać.”
„Jesteś bezużyteczny.”
„Istniejesz tylko po to, by zaspokajać innych.”
Kiedy Baekhyun się obudził, zrozumiał swoje przeznaczenie.
Wspomnienia tego tygodnia ciągle nawiedzały jego umysł przez resztę nastoletnich lat, ale jego sposób myślenia sprawił, że uwierzył, że na to zasłużył – na najgorsze. Nie miał prawa płakać, nie miał prawa szukać pomocy czy pocieszenia u innych – nie miał prawa już o cokolwiek prosić.
 Wtedy przypomniał sobie wartość, którą jego mama wpoiła w jego jestestwo w tamtą burzową noc:
„Dobry chłopiec musi trzymać wszystko w tajemnicy.”
Może właśnie dlatego został opuszczony. Ponieważ nie trzymał wszystkie wystarczająco w tajemnicy.




– Jak się dzisiaj czujesz? – zapytał lekarz, siadając przy łóżku Baekhyuna, uśmiechnął się do niego.
– Świetnie, proszę pana, a pan? – odparł gładko Baekhyun, jego usta wykrzywiły się w małym uśmiechu.
– Dobrze. Czy ostatnio czułeś w ciele jakieś zmiany? Od tamtego incydentu? – zapytał ostrożnie, powoli wypowiadając słowa, żeby nie urazić pacjenta.
– Hm? Czuję się świetnie, jak zawsze. – Baekhyun zaśmiał się cicho. – To dziwne, ponieważ mówią, że powinno pamiętać się każdą sekundę z traumatycznego przeżycia, ale ja nie pamiętam nic! – Baekhyun wyjął jabłko z koszyka pełnego owoców stojącego przy jego stoliku, jego uśmiech się poszerzył. – Hej, doktorze. Nauczyłem się nowej sztuczki, siedząc w tym nudnym miejscu tak długo, czy chce pan-
– Baekhyun – lekarz przerwał po raz pierwszy i Baekhyun przestał mówić, niemal wzdrygnął się z zaskoczenia. Odwrócił się, by zamrugać na doktora, jego wzrok prześlizgnął się w dół, by dostrzec plakietkę „Psychiatra” przyczepioną dumnie na jego piersi. – Wiem, że ciężko jest wyrazić, co dokładnie działo się podczas tych nocy i mam kilka wyjaśnień, by szczegółowo omówić ci, dlaczego możesz zachowywać się w ten sposób, ale w porządku. Teraz jesteś bezpieczny. Nikt cię nie skrzywdzi, a ja się tobą opiekuję. Chcę, byś wyzdrowiał. Ale jeśli nie powiesz nikomu, co się stało, nie będzie to dobre dla twojego serca ani dla twojego zdrowia. Wiem, że to, co się wtedy stało, może wydawać się wstydliwe, ale to nie twoja wina, a ja nigdy nie będę cię oceniał. Ten szczęśliwy akt, który-
– Mam się dobrze, doktorze. Naprawdę. – Baekhyun zmusił się, by uśmiech był bardziej promienny, gdy obracał jabłko na palcu. Wewnętrznie chciał płakać z frustracji. Proszę, zostaw mnie w spokoju. – Widzi pan? To jedna z tych sztuczek-
– Przestań udawać, Baekhyun – powiedział cicho lekarz. – Pielęgniarki, które przechodzą obok twojej sali w nocy, czasami słyszą, jak krzyczysz… – Wtedy Baekhyun zamarł, jego maska prawie pękła. Prawie.
Ale to jest to prawie, które przecina granicę.
– Baekhyun, nigdy nie będę cię oceniał – powiedział łagodnie lekarz. – Wiesz o tym, prawda? Chcę tu być dla ciebie. Chcę ci pomóc, Baekhyun. Pozwól sobie pomóc. – Baekhyun szukał wzroku Baekhyuna. Przysięgał, że mógł odczytać wtedy myśli swojego pacjenta – Baekhyun zamierzał ustąpić.
Ale jak bardzo się mylił.
Jedyną myślą w głowie Baekhyuna było Nie byłem wystarczająco ostrożny.
Baekhyun odłożył jabłko do koszyka. – Naprawdę nic nie pamiętam, doktorze…
– Więc wyjaśnij swoje nocne krzyki.
Baekhyun rozejrzał się po sali, udając zaniepokojonego i skrytego, ale chciał jedynie wybadać reakcję doktora w tej sytuacji. W końcu wydał z siebie drżące westchnienie. – Wydaje mi się, że… wszystko, co pamiętam, to zimna podłoga… Czułem się naprawdę samotny… I myślę, że właśnie to wywołało koszmary o moich rodzicach opuszczających mnie… – Doktor pochylił się zainteresowany, błysk w jego oczach krzyczał Wygrałem.
Ale kiedy zanotował fałszywą historyjkę, którą wymyślił Baekhyun, nie wiedział, jak bardzo się mylił.




Skoro on mógł udawać tak bezproblemowo, tak przekonująco i tak idealnie przy mnie przez ponad rok…
To ja też mogę.
Potrafię lepiej.




Wiedząc teraz, że robi zamieszanie, mając koszmary każdej nocy, Baekhyun wiedział, co robi.
Zanim położył się spać (a nigdy nie chciał tego robić), zgniatał w kulkę kilka chusteczek i wpychał je sobie do ust, aż nie mógł wydać się z nich żaden dźwięk.
Choć to przypominało mu o tym czasie, kiedy gwałciciele używali tej metody, by go uciszyć, robił to każdej nocy, zresztą robi tak po dziś dzień.
Tamten tydzień zmienił go w kogoś nowego – kogoś, kto teraz miał lekki sen w porównaniu z tym, jak było wcześniej, kogoś, kto mógł się obudzić i wypluć wszystkie chusteczki, jeśli usłyszał otwierające się drzwi w nocy, kiedy pielęgniarki sprawdzały, co u niego.
A kiedy widział, jak uśmiech jego doktora z każdym dniem się poszerza, wiedział, że odniósł sukces.




Każdego dnia miewał retrospekcje.
Każdej nocy miewał koszmary.




– Stan finansowy Bronze Corporation nagle spadł z nieznanych przyczyn. Pan Byun, założyciel Bronze Corporation, nie ma na to wyjaśnienia.
– Panie Byun, czy ma pan jakieś podejrzenia, kto mógł ukraść pieniądze?
– Nie. Wobec wszystkich moich pracowników prowadzone jest dochodzenie, ale wątpię, by któryś z nich ukradł pieniądze.
– Panie Byun, czy miał pan jakieś „ostre zatargi” z innymi firmami odzieżowymi? Może to mogłoby-
– Wszystkie „urazy” co do innych firm zostały zapomniane i to w zdecydowanie bardziej dojrzały sposób. Wątpię, by jakakolwiek firma odzieżowa upadła tak nisko, by zrobić coś takiego.
– Panie Byun, czy w takim razie zakłada pan, że była to zwyczajna kradzież dokonana przez złodziei wysokiego szczebla?
– Tak przypuszczam. Hasło do mojego zabezpieczenia znajduje się w bardzo szczególnym i chronionym miejscu, do którego wątpię, by ktoś inny był w stanie się dostać, jeśli nie był tajnym złodziejem, który działał bardzo sprytnie.
– Panie Byun, słyszałem, że pański syn jest w szpitalu w czasie całej tej męki. Plotki głoszą, że w czasie tego tygodniowego upadku, dopuszczono się zbiorowego gwałtu na pańskim synu-
– Jaki syn? Nie mam syna. Przynajmniej nie tego, który-
Baekhyun wyłączył, śmiejąc się do siebie. Co za ojciec.
Choć to było cholernie wiadome, że Baekhyun miał coś wspólnego z nagłą utratą pieniędzy, jego ojciec nigdy go nie odwiedził.
Wolałby nie prowadzić śledztwa w tej sprawie, jeśli to znaczyło, że nie będzie musiał patrzeć na swojego syna-śmiecia.
Nieważne. To nie tak, że Baekhyun w ogóle by mu powiedział.
W końcu wszystko to tajemnica. Wszystko ma być utrzymane w tajemnicy, ponieważ Baekhyun jest dobrym chłopcem, a dobrzy chłopcy nie muszą być karani.
Właśnie wtedy wszedł pielęgniarz (odkąd zrozumieli, że nienawidzi kobiet do szpiku kości i żadna z nich nie była wystarczająco odważna, by się do niego zbliżyć). Położył torebeczkę z lekami na kolanach Baekhyuna.
– To lekarstwa na twoje obrażenia. – Potem położył drugą saszetkę z pigułkami. – To lekarstwa, które przepisał ci twój psychiatra. Upewnij się, żeby odpowiednio je brać. – Postawił szklankę z wodą. – Znasz procedurę. Zdrzemnij się później.
– Nie boicie się, że przedawkuję? – zapytał Baekhyun drażniącym tonem. Pielęgniarz zarumienił się.
– Doktor powiedział, że wracasz do zdrowia… Chcesz żyć. – Po tych słowach wyszedł, jakby czując się bardzo niekomfortowo przy Baekhyunie. Może to dlatego, że Baekhyun został zgwałcony. Może to dlatego, że Baekhyun był chłopcem. Może to dlatego, że Baekhyun flirtował z nim przez ostatnie tygodnie. Tak czy inaczej, to nie miało znaczenia. Baekhyun wzruszył ramionami, biorąc lekarstwa w swoje dłonie. Weźmie je jak cholera.
Wyszedł z łóżka (choć nie powinien) i podszedł do okna, otworzył je. Potem wyjmował tabletki z opakowań, jedna po drugiej, i wyrzucał je, jakby wrzucał monety do studni, wypowiadając życzenia, tylko że tym razem, nie życzył sobie niczego (bo stracił całą nadzieję).
Przyzwyczaił się do bólu.
Może to właśnie tak powinien się czuć przez cały czas.




Przez cały miesiąc Baekhyun pozostał w szpitalnym łóżku, nie robiąc nic, poza próbą balansowania między odpoczynkiem a okropnymi wspomnieniami i starał się zachowywać, jakby miał się dobrze podczas wspomnianych retrospekcji.
Przez cały pobyt, poza personelem szpitala i jego psychiatrą, nie odwiedzał go nikt.
I przez ten miesiąc Baekhyun naprawdę przywykł do samotności.
Może samotność była jego prawdziwą towarzyszką.




Każdego dnia miesiąca i każdego dnia tego nieszczęsnego tygodnia Baekhyun myślał o Jongdae i Jonginie. Podczas tamtego tygodnia, myśląc o Jongdae i Jonginie, chciał ich przeprosić za bycie beznadziejnym przyjacielem, chciał przeprosić za to, ze wykopał ich ze swojego życia i że uznał za najważniejszą osobę, która doprowadziła go do takiej ruiny. Pamiętał, kiedy mężczyźni pieprzyli jego ciało, jak smutny byłby Jongin, gdyby przyszedł na jego pogrzeb i jak zawiedzeni i obrzydzeni byliby obaj, Jongdae i Jongin, gdyby zobaczyli, jak niezliczeni mężczyźni zbrukali ciało Baekhyuna. Jakaś jego część chciała ukryć to na zawsze, chciała ukryć swoje brzydkie „ja” przed światłem dziennym, ale wtedy przypominał sobie (dzięki głosom w głowie), że to przez to brzydkie „ja” teraz żyje.
Pieprzyć to. Kto się przejmie, jeśli zobaczy, jak paskudny jest? Był brudny, splamiony i już nigdy nie będzie czysty.
Próby wyszorowania trwałego atramentu ze skóry były bezużyteczne, ponieważ i tak wszyscy mogli go zobaczyć, więc nie było sensu, by spróbować go ukryć.
Jednak choć powinien zadowalać wszystkich tylko nie siebie, nie mógł nic poradzić na to, że był samolubny.
Pomimo głosów w głowie, które mówiły mu, że jest bezużyteczny i nie zasługuje na przyjemność, zdecydował się, że kiedy zostanie wypisany ze szpitala, odnajdzie Jongdae i Jongina i będzie miał nadzieję, że będą w stanie wybaczyć śmieciowi, któremu nigdy nie powinno się przebaczyć.




Dzień wyjścia oznaczał wiele możliwości.
To znaczyło, że w końcu wydostanie się z rąk swojego psychiatry.
To znaczyło, że wreszcie ucieknie od ludzi, którzy zmuszali go do brania lekarstw (choć nigdy im się nie udawało).
To znaczyło, że w końcu uda mu się znów zobaczyć Jongdae i Jongina.
To znaczyło, że wreszcie będzie musiał wykonywać swoje zadanie jako obiekt do zaspokajania innych.
– Jesteś moim pacjentem, który wyzdrowiał najszybciej! – powiedział dumnie jego lekarz. Baekhyun uśmiechnął się i gest ten wyszedł mu tak gładko, ponieważ wiele ćwiczył. – Dobrze sobie radzisz.
– To dlatego, że mam takiego dobrego doktora jak pan – odparował Baekhyun, uśmiechając się słodko i dostrzegł, jak jego psychiatra zarumienił się z dumy. Wtedy Baekhyun podszedł do niego, jego dłonie przesunęły się wzdłuż kitla lekarza. – Jak mógłbym panu podziękować…? – wyszeptał. Mógł stwierdzić, że psychiatra zesztywniał, oddech utknął mu w gardle, gdy odwrócił się, by spojrzeć na Baekhyuna. Skąd Baekhyun wiedział?
Był zbyt zaznajomiony z wygłodniałym wyrazem w jego oczach.
I odwzajemnił sztucznie w swoich oczach.
Tej nocy podążył za swoim psychiatrą do jego domu.




I następnej nocy jego koszmary były żywsze niż przedtem. Tak żywe, że znów mógł poczuć dłonie na swoim ciele.
Pierwszy raz był ciężki, ponieważ choć głosy w głowie mówiły mu, że to jego zadanie, bardzo go nienawidził i chciał wyjść. By załamać się i płakać.
Ale nie zamierzał już nigdy tego robić.
Już nigdy nie będzie płakał.




– Naprawdę przepraszam, że byłem wobec ciebie takim dupkiem, Jongdae. Czy możemy zacząć od nowa? – Baekhyun uśmiechnął się ciepło, wyciągając dłoń. Jednak choć z zewnątrz wyglądał na spokojnego, jego serce biło szaleńczo szybko i był rozdarty między chęcią przytulenia Jongdae (co zwykle robił bez wahania, kiedy byli młodsi) a chęcią zostawienia przyjaciela na zawsze. I już nigdy nie rozmawiania z nim. Jongdae patrzył na niego przez długą, długą chwilę i w tym czasie Baekhyun prawie się załamał.
Trzymał się, ponieważ tylko to mógł zrobić. Naprawdę, to była jedyna rzecz, którą potrafił.
Jongdae patrzył mu w twarz, próbując znaleźć tajemnice, które zakopał głęboko, głęboko w sobie. Nigdy nie powiedziałby Jongdae, że został zgwałcony i zbezczeszczony. Wolałby raczej pokazać swoją dziwkarską stronę i wyglądać, jakby tego chciał niż pozwolić Jongdae odkryć, że został zmuszony do bycia brudnym.
Przepraszam. Tylko o tym myślał, zmuszając się, by utrzymać uśmiech. Wiem, że byłem najgorszym przyjacielem na świecie. Wiem o tym i… W porządku, jeśli nie przyjmiesz moich przeprosin.
(Tylko że to nie było w porządku, Baekhyun zrozumiał to sześć lat później. Ponieważ jeśli Jongdae odrzuciłby go w tamtej chwili, Baekhyun na zawsze utknąłby w dołku, opuściłby szkołę i pracowałby jako pełnoetatowa dziwka, jako zwykła brudna zabawka do wykorzystania na ulicy przez tego, kto by tego chciał. Teraz zrozumiał, jak bardzo potrzebował przebaczenia Jongdae, jak wiele znaczyło dla niego przebaczenie Jongdae, że zdał sobie sprawę, że ta przyjaźń tak dużo dla niego znaczy, tak samo jak jego marzenie. W jakiś sposób Jongdae uratował jego małą część).
Jongdae chwycił go za rękę. Baekhyun uświadomił sobie, jak ciepła jest. Wyraz twarzy Jongdae był łagodny, przebaczający. Baekhyun poczuł, jakby zdjęto mu ciężar z ramion i odetchnął.
Tak bardzo chciał przytulić Jongdae, ale nie mógł (nie zasłużył na to). W zamian rozkoszował się ciepłem z kontaktu z Jongdae, który trwał tylko kilka sekund. Trzymał się od Jongdae na dystans, ponieważ wiedział, że coś między nimi się zepsuło i to już nigdy nie będzie naprawione (albo to tylko on miał takie wrażenie?). Już nigdy nie będzie między nimi tak samo.
Ale nawet mimo tego Baekhyun mógł jedynie dziękować temu, co pozwoliło Jongdae mu przebaczyć, ponieważ choć ludzie tacy jak on już nie zasługują na szczęście, nie oznacza, że nie potrzebują tej małej iskierki światła, która utrzymuje ich przy życiu.





– To tyle – wyszeptał łagodnie Baekhyun, po części czuł wstyd, a po części ulgę. – Żałosne, co?
Chociaż Baekhyun uśmiechał się i śmiał, Chanyeol dostrzegał jego ból. Po raz pierwszy Chanyeol mógł zobaczyć czysty ból wyciekający spomiędzy wcześniej niezłamanego muru Baekhyuna. Przeszłość Baekhyuna była okropna, tak okropna, że niemożliwe było przeżyć to i nadal być normalną, pełną nadziei osobą. To było o wiele gorsze, niż Chanyeol kiedykolwiek sobie wyobrażał. Kiedy Baekhyun mu powiedział, chciał płakać.
A jednak Baekhyun przeżył to wszystko i pozostał silny. Ale pozostawał silny przez zbyt długi czas.
– Dobrze grałem… – powiedział cicho Baekhyun. – Ale on był lepszy.
– Baek… – Chanyeol miał mieszane uczucia. Czuł ból, wściekłość, współczucie i ból, wszystko skumulowane razem. Czuł tak wiele, że nawet nie zaczynał opisywać jakiegoś szczególnego, bo były ze sobą bardzo mocno połączone. Jakaś jego część czuła wściekłość na Joo-hyunga za zrobienie tego Baekhyunowi i ta jego część przysięgała, że jeśli Joo-hyung by tu był, upewniłby się, że nie byłby on już nigdy szczęśliwy. Inna jego część czuła ból, bo Baekhyun zobaczył w nim Joo-hyunga, kogoś, kto był okrutniejszy niż ktokolwiek, kogo Chanyeol kiedykolwiek znał, i porównał go do kryminalisty, ale ta jego część była tak mała w porównaniu z ogromnym bólem, którego współczuł Baekhyunowi. W tej chwili złość i żal do samego siebie nie były nawet widoczne – w tej chwili przejmował się Baekhyunem bardziej niż czymkolwiek innym.
Dlaczego? Dlaczego Baekhyun musiał przejść przez tak wiele?
– Może gdybym wtedy był silniejszy… – Baekhyun potrząsnął głową i znów się zaśmiał. Ten dźwięk z jakiegoś powodu łamał serce, był jak zepsute, samotne dzwonki w opuszczonym świecie, dzwoniące dla nikogo. Śmiech nie powinien tak brzmieć. – Przepraszam, że nienawidziłem cię, bo wyglądałeś jak on-
– Płacz – powiedział cicho Chanyeol. Baekhyun na moment zastygł, powoli się do niego odwrócił, jakby nie rozumiał, co mówi. – Wolno ci płakać.
– Baekhyun otworzył usta. – To sła-
– Płacz nigdy nie jest słabością – szepnął Chanyeol, patrząc, jak oczy Baekhyuna pełne czystych uczuć błyszczą w jego stronę. Chanyeol chciał to widzieć, chciał zobaczyć prawdziwego Baekhyuna i prawdziwe emocje wyryte na jego twarzy, ale nie tak. Nigdy w taki sposób. Chciał, żeby Baekhyun to udawał, żeby nie musiał widzieć tak wiele bólu i smutku w oczach osoby, którą kochał. – Nigdy nie jest się za słabym na cierpienie. Nigdy nie jest się za słabym, by próbować się podnieść, kiedy ciągle jesteś spychany w dół. W istocie, Baekhyun, to determinacja; to upór – to siła.
– Nie zapominaj, jak smakował tamten ból. Nie zapominaj, przez co przeszedłeś. Nigdy nie zapominaj, jak się podniosłeś. Ale pamiętaj, że raz na jakiś czas, dobrze jest się wypłakać. – Tak naprawdę Chanyeol był tym, który chciał płakać, ale powstrzymywał się, bo to nie był jego czas. Gdyby teraz się rozpłakał, Baekhyun by go pocieszał. Patrzył, jak uśmiech Baekhyuna roztapia się wraz z maską, którą zakładał przez sześć lat i po raz pierwszy Chanyeol zobaczył pełny obraz prawdziwego Baekhyuna.
Baekhyun nie był słaby – nigdy nie był – ale zawsze był kruchy.
Oczy Baekhyuna tak ładnie błyszczały, choć były mokre. Mokre po raz pierwszy od sześciu lat.
I kiedy łzy wypełniły pełne bólu, a jednocześnie ulgi oczy, Chanyeol poczuł, jak drobne ciało jego współlokatora wpada w jego ramiona. Drżał, szlochając. Chanyeol nagle poczuł przemożną chęć chronienia go. By zasłonić go przez każdym złem, które znów mogłoby odważyć się go dotknąć.
Siedemnastego maja, dokładnie siedem lat po spotkaniu Joo-hyunga, Baekhyun płakał Chanyeolowi w ramię, wszystkie mury, które wokół siebie zbudował i wszystkie warstwy masek, które nosił przez te lata po raz pierwszy w jego życiu całkiem się przed kimś rozpadły.
Tylko na chwilę.




Ciężar spadł Baekhyunowi z ramion, kiedy płakał i czuł, jak ciepłe, silne ramię Chanyeola wspomaga go. Poczuł się, jakby został wyciągnięty z wody.
Po raz pierwszy poczuł, jakby naprawdę mógł oddychać.
Chanyeol nie powiedział już nic, tylko kojąco klepał go po plecach i zataczał uspokajające kółka na jego wąskich plecach, gdy płakał, szlochał i w końcu wszystko z siebie wylewał.
I naprawdę, to wystarczyło.




Czując, jak Baekhyun trzęsie się z uwolnienia bólu, który przez tak długo się w nim gromadził i patrząc, jak Baekhyun po raz pierwszy jest taki ekspresyjny i szczery, Chanyeol poczuł, jak uderzyła go przytłaczająca fala uczuć.
Nie wiedząc, co się dzieje w tej chwili, Chanyeol wyciągnął ręce i objął ramionami drobne ramiona Baekhyuna w uścisku. Przytulił go mocno, mocniej niż kiedykolwiek kogokolwiek czy cokolwiek. Nie wydawało mu się, że kiedykolwiek będzie w stanie tulić w ten sposób i nie zmęczy się, ale robił to. Tulił i ściskał, i tulił, choć Baekhyun dyszał, gdy wycisnął z niego powietrze, nie przejmował się tym, ponieważ Baekhyun tego potrzebował – Baekhyun potrzebował być ściśniętym z miłości, być przytulonym tak mocno, że już nigdy nie poczuje samotności ani zimna. I choć mógł nie kochać Chanyeola, Chanyeol kochał jego. Chanyeol kochał go, więc mógł spróbować rozprzestrzenić miłość, spróbować pozwolić Baekhyunowi dowiedzieć się przez jego czyny, że nie jest śmieciem, że nie jest nic niewart, a w zamian jest kochany tak ostrożnie i delikatnie przez kogo, kto woli czuwać nad nim z daleka. Poczuł łagodny zapach truskawek i miodu i zamknął oczy, zanurzając twarz w miękkich włosach Baekhyuna, pragnął ­ ­– potrzebował – żeby Baekhyun wiedział, że jest tu dla niego i choć nie rozumiał jego bólu i nigdy go nie zrozumie, chciał spróbować.
I kiedy spojrzał w dół, ujrzał wykrzywioną w smutku i bólu twarz Baekhyuna, jego drobne ciało drżało, wtulało się w niego, ufało mu, Chanyeol miał ochotę wyznać swoje uczucie.
Kocham cię było na czubku jego języka, gotowe wymsknąć się z jego ust.
Ale to było to prawie, które przecięło granicę.
Zrobiłby to. Wyznałby swoje uczucia, ponieważ w tamtej chwili był na to gotowy. Nigdy nie był bardziej gotowy na nic w swoim cholernym życiu. Ale wtedy przypominał sobie słowa, które Baekhyun powiedział jego mamie.
„Nie planuję się zakochiwać.”
Przełknął te trzy słowa, jedno po drugim.
„Nie planuję w ogóle kochać.”
Wiedział, że nawet jeśli wyznałby Baekhyunowi swoje uczucia, Baekhyun by go nie zaakceptował. Gdyby teraz wyznał swoje uczucia, Baekhyun nie tylko by go odrzucił, ale również zniknęłoby jego zaufanie do Chanyeola. Co za ironia, pomyślałby Baekhyun, że kiedy w końcu wyznał mu coś, co trapiło go przez tak długo, Chanyeol odważył się zasypać go słowami, które całkiem go zepsuły, kiedy miał piętnaście lat. Baekhyun pomyślałby, że się zabawia, że jest pieprzonym dupkiem i kpi z niego za wszystko, co mu powiedział. Choć serce Chanyeola było przytłoczone miłością dla Baekhyuna, choć była ona tak szczera jak nic nigdy bardziej nie będzie, wiedział, że Baekhyun nie jest gotów, by to usłyszeć.
Nie wierzę, że powinieneś być sam do końca życia. Nie wierzę, że niekochanie jest najlepszym sposobem na życie.
Więc zamierzam na ciebie poczekać, Byun Baekhyun. Zamierzam poczekać, aż będziesz gotowy.
A kiedy już będziesz, upewnię się, by kochać cię tak bardzo, że już nigdy nie będziesz wątpił w miłość ani w swą własną wartość.




Chanyeol ma taki ciepły uścisk, Baekhyun pamiętał, że sobie pomyślał.
W uścisku Baekhyun czuł ciepło, a w cieple Baekhyun czuł się bezpieczny.
Choć Chanyeol ściskał go tak mocno, że Baekhyun ledwie mógł oddychać, wszystko, co wiedział, to to, że nawet jeśli nie może oddychać przez nos, to teraz przynajmniej może oddychać sercem.
Jego serce było takie… wolne.
I po raz pierwszy Baekhyun w końcu mógł się podeprzeć. Mógł oprzeć się na kimś i nie martwić się, że spadnie.
Nie musiał się martwić, że zostanie skrzywdzony.
Nie musiał się martwić, że ktoś go zdradzi.
Nie musiał wątpić w swoją egzystencję na świecie ani w to, czy zasłużył na to ciepło.
Po raz pierwszy Baekhyun wreszcie mógł się na kimś oprzeć i czuć się naprawdę pewnie z tego powodu.




Kiedy Baekhyun odepchnął się od Chanyeola, pocierając oczy, była już prawie północ.
Nie byli wcale zmęczeni, wstali z ławki i rozłożyli się na trawie, wpatrując w ciemne i bezgwiezdne niebo.
– Wiesz co? – Baekhyun oparł głowę między dłońmi i zamknął oczy, przemawiając po długich chwilach swobodnej ciszy, tego rodzaju ciszy, którą zawsze będzie cenił. – Myślę, że powodem, dla którego tak bardzo się zmieniłem, było to, że… że naprawdę go kochałem.
Chanyeol czuł, jak jego serce ściska się z bólu i zazdrości. W jaki sposób patrzenie, jak Baekhyun mówi o jakimś facecie z przeszłości, który wyglądał jak on, sprawiło, że poczuł taką gorycz? Czy to dlatego, że tamten mężczyzna był w stanie tak bardzo na niego wpłynąć i tak bardzo go zmienił? Czy to dlatego, że to było cholernie wyraźne, jak mocno Baekhyun go kochał?
– Czy ty… – Chanyeol urwał, zabrakło mu słów. Nie wiedział, jak to wyrazić. Zakaszlał i odchrząknął. Po prostu to powiedz. –…Czy nadal go kochasz?
Baekhyun nie powiedział nic, ale otworzył oczy i spojrzał w niebo. Nie odpowiadał, tylko wpatrywał się w niebo. Gapił się tak przez długi czas. Chanyeol czuł, że bał się coraz bardziej wraz z upływem czasu.
A kiedy Baekhyun otworzył usta, by odpowiedzieć, Chanyeol pękł.
– Wiesz co? Nawet jeśli ostatnim razem się nie udało, nie znaczy to, że miłość jest czymś złym – wypalił głośno Chanyeol, jakby starał się zagłuszyć bicie swojego pędzącego serca. Chanyeol nie był gotowy, by usłyszeć odpowiedź Baekhyuna. Przez to, jak odległy wydawał się być wzrok Baekhyuna, Chanyeol za bardzo się bał, by to usłyszeć. – Miłość… jest czymś, czego potrzebujesz. Miłość to wsparcie, czy to miłość przyjacielska, rodzinna czy romantyczna. – Baekhyun pozwolił mu mówić dalej, był zwrócony twarzą do nieba. – Choć żadna z nich nie wyszła ci w przeszłości-
– Przyjacielska wyszła… – wciął się Baekhyun. – Przyjacielska wyszła.
– Nie.
– Przyjacielska się udała, tylko ja nigdy-
– Nie, nie udała się – sprzeczał się Chanyeol. – Przykro mi, Baek, ale wtedy, kiedy naprawdę, naprawdę potrzebowałeś Chena, jego przy tobie nie było. Wcale. To zrozumiałe, ale był fiutem, ignorując twoje telefony, choć wiedział, że coś było na rzeczy. I nieważne, jak bardzo wierzysz, że to wszystko to była twoja wina i że to ty byłeś tym złym przyjacielem, to właśnie ten czyn sprawił, że całkowicie straciłeś do niego zaufanie. – Kiedy Chanyeol się odwrócił, Baekhyun patrzył na niego.
– Dlatego przestałeś ufać ludziom. Całkowicie – powiedział cicho Chanyeol. Baekhyun spoglądał na niego, jego oczy były bardzo jasne w porównaniu do nocnego powietrza. Jaśniejsze niż wcześniej. I Chanyeol je kochał.
– Nie, to-
– Przestań się obwiniać – wciął się Chanyeol, z jakiegoś powodu był coraz bardziej rozzłoszczony. To wyraźnie była wina Jongdae! To wyraźnie była wina rodziców Baekhyuna! To wyraźnie była wina tego pieprzonego dupka… Gdyby Chanyeol kiedykolwiek go odnalazł… – Dlaczego winisz siebie? Nie mogłeś nad tym zapanować. To nie była twoja wina. To nie ty byłeś tym złym. Nie widzisz, Baekhyun? Oni cię zniszczyli. Zmówili się na ciebie. Obrzucili cię brudem, splamili cię i sprawili, że czujesz się jak pieprzony śmieć, gdy wcale nie zasługujesz na to, by tak myśleć. – Baekhyun przestał mówić, jego oczy były szeroko otwarte z zaskoczenia przez nagły wybuch Chanyeola. Ale Chanyeol nie przestawał.
– Zabili twoje wszystkie nadzieje, odcięli cię od wszystkich marzeń i planów na przyszłość, które sobie stworzyłeś. Chcieli całkowicie cię zniszczyć – jeśli nie fizycznie, to psychicznie i uczuciowo. Chcieli zabrać ci wszystko. Chcieli, żebyś czuł się jak cholerna zabawka do zabawy dla innych. To nie w porządku. To nigdy nie było w porządku, a gorsze jest to, że im się udało. – Żadne słowa nie mogły opisać frustracji w sercu Chanyeola. Nigdy w życiu nie czuł takiej niesprawiedliwości. Tak bardzo chciał cofnąć się w czasie i uratować piętnastoletniego Baekhyuna, który utknął w tamtym opuszczonym budynku tamtego potwornego tygodnia. Nawet gdyby musiał postawić się siedmiu czy ośmiu mężczyznom, chciał to zrobić. Chciał ponieść krzywdę i może zostać zabitym, jeśli to znaczyło, że mógłby uratować niewinność i nadzieję Baekhyuna. Nagle usiadł, czując, jak łzy zbierają się w jego oczach. Zasłonił twarz dłońmi.
– Twoi rodzice sprawili, że czujesz się niechciany. Nigdy nie starali się tobą zająć, a myśleli tylko o sobie i ich pieprzonych reputacjach oraz życiach seksualnych. Te skurczybyki sprawiły, że czujesz się, jakbyś był stratą miejsca… – Głos Chanyeola załamał się i na moment przestał. Usłyszał, że Baekhyun się porusza. Nie odważył się spojrzeć na Baekhyuna. – Nie dotykaj mnie… Nie skończyłem… – Wziął głęboki oddech, mrugając w niebo, a potem znów spuścił wzrok. – Ale nie jesteś, Baekhyun. Nigdy nie byłeś.
– Nawet jeśli nie zdajesz sobie z tego sprawy, jesteś ważny. Ważny dla Chena, Jongina, Kyungsoo, Krisa, Sehuna… Nawet dla tych przypadkowych ludzi w naszej szkole, którzy mogą inspirować się twoją siłą. Nawet jeśli nie jesteś ważny, to nie ma znaczenia, bo twoja egzystencja nie jest po to, by zmienić coś w świecie. Nie istniejesz po to, by zadowalać innych. – Chanyeol spojrzał na niego, kiedy już wymrugał łzy, wpatrywał się w piękne oczy Baekhyuna. – Istniejesz dla siebie. Nieważne, co się dzieje, nieważne, jak wiele osób cię kocha czy nienawidzi, nieważne, jak wiele osób się tobą przejmuje czy cię zaniedbuję, najpierw musisz kochać siebie.
– Miłość… – Chanyeol znów rozsiadł się wygodnie, bojąc się, że jeśli będzie choć trochę dłużej patrzył na Baekhyuna, rozpłacze się. Baekhyun zrobił to samo. –…to nie tylko przyjaźń, rodzina czy romans. Miłość to także kochanie samego siebie. To kochanie siebie. Dla mnie, właśnie na tym polega życie i na tym polega miłość. Mówią „Jak ktoś może cię kochać, jeśli nie kochasz samego siebie?”… Przynajmniej w jednym momencie twojego życia zawsze będzie ktoś, kto będzie cię kochał bardziej niż cokolwiek, kto będzie cię kochał bardziej, niż ty kochasz siebie, kto będzie kochał cię tak cholernie mocno, że poświęci dla ciebie wszystko. Ale jak możesz dostrzec miłość tej osoby, Baekhyun, kiedy nawet sam siebie nie kochasz? – Wracając myślami do tego, jak samotny musiał czuć się Baekhyun… to było bardzo trudne. Chanyeol znów poczuł, że się krztusi. Przetraw to, wielki dzieciaku. Zamknij się. Przez nic nie przeszedłeś. Tak bardzo chciał powiedzieć Baekhyunowi o swoich uczuciach, pokazać mu poprzez słowa, jak bardzo go kocha. Ale nie mógł.
– A ty… zasługujesz na najlepsze. – Chanyeol zrobił kolejny głęboki wdech, po czym odwrócił się, by spojrzeć na Baekhyuna, wyciągnął dłoń, aby potrzymać go za rękę. Nie płacz, Park Chanyeol. Nie pozwól, by ktoś, kto przeszedł przez tak wiele, pocieszał kogoś takiego jak ty. – Zasługujesz na całą miłość tego świata… – Dobra, przestań. Przestań wyrażać swoje uczucia. To nie pomaga. Urwał i przestał mówić, wiedząc, że jeśli dalej będzie gadał, w końcu wypaple swoje uczucia. Ale jego uścisk na dłoni Baekhyuna był mocny, potrafił wyobrazić sobie zaskoczone spojrzenie Baekhyuna. Spojrzał w niebo, jakby od tego zależało jego życie. Gdyby ujrzał Baekhyuna, złamałby się.
-…Nie płacz – powiedział w końcu Baekhyun. Chanyeol dalej patrzył w gwiazdy, wielkie oczy mrugały, by pozbyć się łez.
– Nie płaczę – odparł z uporem. Baekhyun przysunął się bliżej, wyciągając palce, by dotknąć zagubionych łez, ale Chanyeol odsunął policzek. – Nie płaczę.
Baekhyun odsunął się i obserwował Chanyeola, patrzył, jak te długie rzęsy trzepoczą, kiedy próbował mruganiem pozbyć się łez. Baekhyun uśmiechnął się, czując, jak jego serce swobodnie bije, wolne od ciężarów, wolne od poczucia winy, wolne od obwiniania samego siebie. Wolne od wszystkiego, co je uciskało.
Chanyeol był pełen miłości, Baekhyun to wiedział. Chanyeol był tak pełen miłości, że nawet gdyby cierpiał jego najgorszy wróg, bezwarunkowo by go pocieszył.




W pewnym momencie wrócili na swoją ławkę.
– Jesteś silny, wiesz o tym? – spytał cicho Chanyeol, nocne niebo oświetlało zewnętrzny kontur twarzy Baekhyuna. – Silniejszy niż ktokolwiek, kogo znam.
Baekhyun nie odpowiedział, jedynie wpatrywał się w łagodne fale, szumiące cicho pod nimi. Robił to przez tak długi czas, że Chanyeol z początku myślał, iż zasnął z otwartymi oczami.
Ale wtedy opadł na bok, aż jego głowa spoczęła na ramieniu Chanyeola. Nie była zbyt ciężka, ale wygodna – idealna dla jego ramienia. Młodszy poczuł, jak oddech utyka mu w gardle, a serce bije bardzo szybko, miał nadzieję, że Baekhyun tego nie słyszał.
– Jestem zmęczony – powiedział Baekhyun. Chanyeol poczuł ciepło przez koszulkę i cienki sweter. Obaj wiedzieli, że nie wspomina o braku snu. Trzymanie tych wszystkich brzemion, które zbierały się z nim przez całe życie już samo w sobie było męczące. Tak cholernie męczące, że niesamowite było, iż uwolnił się od nich dwadzieścia lat później.
– Nie jesteś sam, wiesz? – szepnął Chanyeol, patrząc, jak Baekhyun zamyka oczy. Tak bardzo chciał pogłaskać go po policzku, przesunąć kciukiem po tych wargach – pocałować to czoło. – Już nie jesteś sam. – Niższy w końcu cicho zachichotał, jego głowa nadal opierała się o Chanyeola, nie bał się, uwolnił się od ciężaru.




W końcu zasnęli. A raczej Baekhyun zasnął.
Chanyeol nie mógł zasnąć, gdyż odwrócił się i patrzył, jak Baekhyun cicho odpoczywa na jego ramieniu. Nie mogąc się powstrzymać, Chanyeol wyciągnął dłoń i odgarnął grzywkę z oczu Baekhyuna. Teraz rozumiał, dlaczego Baekhyun taki był, jaki cudem jest taki silny, nawet wtedy, kiedy ciężko jest dzielnie stać samemu.
Gdybym przez to przeszedł, też byłbym nieustraszony.
Udowodniłbym, że to przetrwałem.
Chanyeol przypomniał sobie, jak Baekhyun był w stanie dzielnie stanąć przed swoim obelżywym przyjacielem-z-korzyściami, jak był w stanie skutecznie powalić tych, którzy go nienawidzili i jak był w stanie odebrać wszystkie zniewagi, oceniające spojrzenia i słowa od ludzi, z którymi prawdopodobnie nigdy nie rozmawiał.
I zrobił to wszystko sam.
Ale już nie musiał być sam. Już nie musiał czuć się samotny. Nigdy nie musiał.
Chanyeol znał wiele osób, które chciały być przy jego boku i pomóc mu, podeprzeć go i wesprzeć i chciał, by Baekhyun o tym wiedział – by wiedział, że nie jest sam, jak mu się wydawało.
Pochylił się, patrząc na spokojną (o wiele bardziej spokojną niż inne spokojne), pogrążoną we śnie twarz Baekhyuna. Taki drobny, taki silny, a jednocześnie tak kruchy, że obnażył się przed Chanyeolem. Obdarzył Chanyeola całym zaufaniem, pozwalając mu wziąć ciężar, którego nie pozwalał nikomu, nawet swojemu psychiatrze, dotknąć.
Chanyeol tak łatwo mógł go złamać.
Ale w zaufaniu chodzi o to, że obnażasz się, by się złamać, wiedząc, że osoba, której ufasz, nigdy cię nie skrzywdzi.
A Chanyeol wiedział, że Baekhyun zaufał właściwej osobie (w końcu nigdy nie zraniłby nawet włosa na głowie Baekhyuna).
– Przysięgam… – mruknął Chanyeol, pochylając się coraz bliżej. – Przysięgam, że nigdy cię nie zniszczę. I przysięgam, że nie pozwolę, by ktokolwiek znów cię zniszczył. – Głaszcząc złotobrązowe włosy, Chanyeol nachylił się i pocałował Baekhyuna w głowę. W tyle jego głowy coś krzyczało „NAPAŚĆ SEKSUALNA!”, ale zignorował to, ponieważ chciał tylko trochę wyrazić swoją miłość, nawet jeśli Baekhyun o tym nie wiedział.
I jeśli nie była to obietnica złożona Baekhyunowi, zdecydowanie była to obietnica, którą sam sobie złożył.




Baekhyun czuł delikatne głaskanie i czuły pocałunek, nie wiedząc, czy to sen czy rzeczywistość. Dotyk był lekki jak piórko, a jednak zawierał miłość noszoną przez kogoś, kto odważył się kochać całym swoim jestestwem.
Pomiędzy snami, rzeczywistością i pobożnymi życzeniami, pamiętał, że myślał: Może właśnie tak to jest być kochanym.




Właśnie tak skończyło się wolne i znów byli w szkole. Chanyeol z szerokim uśmiechem na twarzy przypomniał sobie, jak Baekhyun pożegnał się ze swoim ojcem.
– Teraz wracam do szkoły… – powiedział skrępowany Baekhyun, zaglądając nieśmiało do biura ojca. Chanyeol zobaczył, że oczy Taty Byun rozszerzyły się w miłym zaskoczeniu, a on wstał z miejsca w niezdarnym pośpiechu, niemal upuszczając stos dokumentów i przy tym uderzając się w kolano. Nawet Chanyeol wzdrygnął się, patrząc, jak wskutek tego prawie wywołał chaos. W końcu stanął przed Baekhyunem, uśmiechając się niemalże nerwowo.
– Odprowadzę cię – powiedział trochę niezręcznie. Każdy mógł dostrzec ilość wysiłku, jaki wkładał. – A może bym cię odwiózł-
– W porządku – odparł szybko Baekhyun, potrząsając głową. – Jungsoo nas odwiezie. – O nie… nie on…
– Nie, Baekhyun, nalegam-
– Nie, jest w porządku- – mówili tak dalej, a Chanyeol wyczuł, że Baekhyun jest coraz bardziej zażenowany z powodu pełnej uwagi, jaką dawał mu ojciec. Napotkał wzrok Taty Byun i pokręcił głową. Wtedy ojciec odetchnął głęboko i westchnął, poddając się.
– Dobrze. Wracajcie bezpiecznie do domu. – Stali niezręcznie. Chanyeol zakaszlał i popchnął Baekhyuna w stronę ojca. Niższy zatoczył się i wpadł w ramiona swojego taty. Tata Byun pomógł mu się podnieść, a potem mocno go przytulił, mierzwiąc mu włosy. Chanyeol stał w miejscu i uśmiechał się, patrząc, jak jego współlokator wyciąga ręce, by również przytulić ojca.
Tata Byun podniósł wzrok i wypowiedział bezgłośnie szczerze „Dziękuję”.
Czasami ludzie potrzebują przebaczenia.
Czasami ludzie muszą przebaczyć, dla siebie samych.
Chanyeol już miał wskoczyć na swoje łóżko i zrobić sobie porządną, długą drzemkę, ale wtedy Baekhyun wtargnął do pokoju i pociągnął go.
– Chodź, jesteśmy spóźnieni! – syknął, jego smukłe palce ciągnęły Chanyeola za rękę. Wyższy otworzył oczy i jęknął cicho.
– Dopiero wróciliśmy, Baek, po prostu daj mi spać…
– To impreza urodzinowa Joonmyuna, pospiesz się! – wysyczał niższy w rozdrażnieniu. Oczy Chanyeola rozszerzyły się w zaskoczeniu, kiedy ziewał.
– Co? Jego urodziny?
– Ma je za kilka dni, ale świętujemy wcześniej, żeby zrobić mu niespodziankę! – Chanyeol dał się Baekhyunowi ciągnąć, nie przejmując się nawet tym, że miał rozczochrane włosy i miał na sobie najbardziej codzienne ubrania ze wszystkich.
Gdyby były to urodziny kogokolwiek, Chanyeol mógłby odepchnąć Baekhyuna, powiedzieć mu, by się zamknął i wróciłby do spania. Ale ponieważ były to urodziny Kim Joonmyuna, chłopaka, który pomógł mu odzyskać zdrowy rozum ostatnim razem, kiedy prawie zrezygnował z Baekhyuna, Chanyeol był mu na zawsze wdzięczny.
– Co z jedzeniem? – szepnął Chanyeol, był zadowolony z uścisku Baekhyuna na jego ręce. – My nie-
– To impreza bez jedzenia – odrzekł Baekhyun. – Nie wiem, myślę, że wszyscy mają dość alkoholu.
– Nie. – Chanyeol przewrócił oczami. – Alkohol w ogóle nie smakuje dobrze.
Kiedy weszli do pokoju Joonmyuna i Jongina, wszyscy tam byli. Nie było jedzenia ani muzyki, ale wszyscy dobrze się bawili, rozmawiając ze sobą i nadrabiając zaległości z wolnego. Jongin i Kyungsoo byli razem i stali bliżej niż zwykle. W końcu Chanyeol znalazł Joonmyuna gdzieś w tłumie.
– Wszystkiego najlepszego. – Baekhyun uśmiechnął się szeroko, podchodząc do Joonmyuna i przytulił go. Oczy Joonmyuna rozszerzyły się z zaskoczenia, kiedy patrzył na Chanyeola z równie szeroko otwartymi oczami, zastanawiając się, co, do cholery, miało miejsce, że Baekhyun miał ochotę kogoś dotykać. Od kiedy Baekhyun inicjował uściski? Chanyeol wzruszył ramionami, ale jego serce śpiewało.
– Dzięki – odpowiedział Joonmyun, odsuwając się i uśmiechając lekko do Baekhyuna. W Joonmyunie też coś się zmieniło, Chanyeol to zauważył.
– Wszystkiego najlepszego – powiedział nieco skrępowany Chanyeol, choć przeszli razem dość sporo, mimo iż byli zupełnie odmiennymi ludźmi, którzy nie powinni mieć ze sobą naprawdę nic wspólnego.
– Dzięki. – Uśmiech Joonmyuna poszerzył się nieco. Błyszczał. Chanyeol zastanawiał się, co się stało. Kiedy odwrócił się i spojrzał na Kyungsoo i Jongina, także wydawali się być naprawdę blisko. Jongin patrzył na Kyungsoo w taki wyjątkowy sposób, że Chanyeol tak jakby chciał się zakrztusić. Jongin błyszczał.
Może oni… są razem?
W chwili, kiedy Kyungsoo dostrzegł Chanyeola, na jego twarzy pojawił się uśmiech, podszedł do niego. Oszołomienie Jongina skończyło się, gdy zobaczył, że Kyungsoo odchodzi, ale kiedy podniósł wzrok, ujrzał Chanyeola. Chanyeol przysięgał, że coś w twarzy Jongina pociemniało, ale potem się rozjaśniło i również do nich podszedł.
- Chanyeol! – przywitał się Kyungsoo, uśmiechając szeroko. Zaczynał błyszczeć.
– Hej. – Chanyeol uśmiechnął się, potem skinął na Jongina, który po cichu zakradł się za Kyungsoo, wyglądał na trochę wkurzonego. – Jak tam wasze wolne?
– Świetnie – odpowiedział Kyungsoo, odwracając głowę, by spojrzeć na Jongina. – Byłem w jego domu.
– Tak, słyszałem. – Wyższy zaśmiał się, a potem wyczuł napięcie. Jongin intensywnie się w niego wpatrywał. Chanyeol przysięgał, że jeśli to, co powiedział Baekhyun, było prawdą i Jongin naprawdę był zakochany w Kyungsoo, naprawdę nie chciał być jego rywalem.
Cholera, Jongin był przerażający.
– Uch… Nie rozmawiałem jeszcze z innymi, wrócę za chwilę, dobra? – Chanyeol ulotnił się, nie słysząc odpowiedzi, a kiedy dotarł do najciemniejszego kąta w pokoju, odwrócił się. Napięcie całkowicie zniknęło i z tego punktu Chanyeol mógł dostrzec, jak Jongin odwraca się, by spojrzeć na Kyungsoo. Znów zaczynał błyszczeć, podczas gdy blask Kyungsoo zniknął.
Co to takiego? Co się wszystkim, do cholery, stało?
Rozejrzał się po pokoju. Chen błyszczał w pobliżu Minseoka, który w tamtej chwili także błyszczał. Lu Han był między nimi, także błyszczał. Yi Xing nie błyszczał, wyglądał jedynie na trochę znudzonego, bawiąc się telefonem. Tao i Sehun nie błyszczeli, ale, rany, świetnie się bawili, próbując zrobić kawał nieświadomemu Yi Xingowi. Oddech Chanyeola utknął mu w gardle.
Czy oni błyszczeli… z miłości?
Jakby trochę się bojąc, odwrócił się do Baekhyuna, by zobaczyć, czy i on tak wygląda…
Baekhyun błyszczał.
Ale w zupełnie inny sposób. Chanyeol przysięgał, że Baekhyun był gwiazdą, błyszczącą jaśniej niż wszyscy inni, przyciągał jego uwagę, był niemal tak jasny, że Chanyeol musiał patrzeć na niego z boku, bo inaczej by oślepł (właśnie tak mówił, ale znaczyło to, że za bardzo bał się, że jeśli spojrzy na niego bezpośrednio, spędzi wieczność, wpatrując się w te rysy twarzy, które chciał wyryć w swojej pamięci). Ale Baekhyun błyszczał i blask ten promieniował z jego uśmiechu.
Teraz, kiedy Baekhyun stał i mówił, rozmawiał w bardziej zrelaksowany sposób. Jego uśmiech nie był już powściągliwy – raczej był większy niż kiedykolwiek. A oczy Baekhyuna…
Teraz nie były zmęczone – nie były obciążone.
I choć Baekhyun nie błyszczał z miłości, błyszczał ze szczęścia.
Obserwowanie beztroskiego i szczęśliwego Baekhyuna dawało mu wystarczającą radość, by starczyła mu na całe życie.




Jongin odwrócił się, by obserwować Chanyeola w kącie.
Chanyeol patrzył na Baekhyuna.
I Chanyeol błyszczał.
Gdy odwrócił się, aby spojrzeć na Baekhyuna, Baekhyun rozmawiał z Joonmyunem, ale nie błyszczał, nie tak jak Chanyeol.
Jongin miał dość trzymania tego w sobie.
Przeprosił Kyungsoo (niechętnie) i podszedł do Chanyeola, wyciągając go z pokoju.




Kiedy Jongin do niego podszedł, Chanyeol pomyślał, że to może dlatego, że Jongin był wkurzony, bo Chanyeol zyskał całą uwagę Kyungsoo, więc zaśmiał się nerwowo, gdy Jongin wyciągnął go ze swojego pokoju na zimny, pusty korytarz.
Kiedy Jongin intensywnie się w niego wpatrywał, Chanyeol oczekiwał, że krzyknie, by trzymał się z dala od Kyungsoo, żeby przestał go zwodzić, może nawet poprosi go, by pomógł mu, żeby Kyungsoo go polubił.
Jednak tego się nie spodziewał.
To nawet nie było pytanie – to było stwierdzenie.
– Chanyeol, jesteś zakochany w Baekhyunie-hyungu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz