rating: NC-17
Od
tamtego dnia Baekhyun starał się rozerwać, jednocześnie usiłując pamiętać o
swoim miejscu na świecie. Pieprzył się z tak wieloma osobami, że stało się to
dzienną rutyną, dopóki nie pieprzył się tak często, aż nie pamiętał, ile razy
zrobił to w ciągu dnia, nie pamiętał nawet, że pieprzył się drugi raz z tą samą
osobą w danym dniu, dopóki ta osoba mu nie przypomniała. Ból w jego ciele
występował tak często, że stał się nawykiem. Nie czuł już nawet bólu, tylko odrętwienie.
Robił
to tak często, że musiał zacząć odliczać do końca tygodnia, potem do końca
dnia, aż wreszcie do końca każdego aktu. Próbował nie myśleć o przyszłości, o
tym, że teraz musi robić to każdego dnia przez resztę życia, dopóki życie z
niego nie wypłynie, ponieważ myślenie o tym sprawiało, że chciał znaleźć
sposób, by umrzeć.
Zauważył,
że Chanyeol też się dziwnie zachowuje, ale przypominał sobie, aby zbyt wiele o
tym nie myśleć. Chanyeol teraz był tylko nieznajomym. Baekhyun nie powinien się
do niego za bardzo zbliżać, tak jak nie mógł zbliżać się do innych ludzi. W
jakiś sposób robienie tego pozostawiało ziejącą dziurę w jego piersi, która
wciąż się poszerzała i czuł taki ból, że już dłużej nie potrafił go czuć. Czuł
tak wielki ból, że kiedy doznawał innego rodzaju bólu, mówił sobie, że to w
porządku, że się do tego przyzwyczai.
Ale
Chanyeol.
Za
każdym razem, kiedy widział Chanyeola, czuł, jak jego serce na nowo ożywa,
czuł, jak jego policzki robią się gorące ze wstydu, gdy przypominał sobie, z
iloma facetami się pieprzył. A jednak patrzenie na Chanyeola sprawiało, że jego
serce krwawiło, ponieważ Chanyeol nie wyglądał dobrze.
Baekhyun
miał się dobrze, wiedział to.
Nie
wiedział tylko, czy Chanyeol też.
Zaczął
używać kredki, kiedy zdał sobie sprawę, że ma worki pod oczami od
nieprzespanych nocy.
Im
ciemniejsze były cienie pod oczami, tym ciemniejsza była kredka.
Nie
śpij. Nawet nie waż się zasypiać.
Bo
inaczej znów po ciebie przyjdą.
–
Idziesz na imprezę urodzinową Sehuna? – Dlaczego? Dlaczego znowu z nim
rozmawiał? Czy nie powiedział sobie, żeby się nie zbliżać?
A
jednak nawet jeśli Chanyeol go ignorował, Baekhyun czuł, jak ból trafia go w
serce.
–
Co z tobą ostatnio? Powinieneś częściej wychodzić. – Kontroluj się. Nie pokazuj
swojego prawdziwego „ja”. Ostatnio robiłeś to bardzo często. Jaką masz pozycję
by to robić?
–
Idź przelecieć faceta albo dwóch. Znajdź sobie dziewczynę. Nie masz życia? –
Dlaczego nie możesz po prostu wyjść z moich myśli? Dlaczego nie możesz znaleźć
sobie pieprzonego kochanka i sprawić, że o tobie zapomnę? Dlaczego nie możesz
się, kurwa, uśmiechnąć?
–
Nieważne. Wychodzę. Pa. – Przynajmniej jeśli nie odpowiedział, sprawił, że
łatwiej go zapomnieć.
Dlaczego
tak bardzo się przejmuję?
Kim
on dla mnie jest?
Chanyeol
się odezwał.
–
Co się stało? Utykasz. – Nieprawda. Dlaczego miałbym?
–
Może masz halucynacje.
–
Nigdy nie mam halucynacji, jeśli chodzi o ciebie. – Ha, ha, dlaczego to brzmi
tak, jakbyś wracał do swoich starych nawyków? To tandetne, kiedy pochodzi od
ciebie. – Jak mógłbym, kiedy zauważam rzeczy dotyczące ciebie, których inni
ludzie nie widzą? – Dlaczego tak mówisz? Nie mów tak.
–
To nie tak, że tego, kurwa, chcę, Baekhyun, ale zauważam. Zauważam tak wiele
rzeczy dotyczących ciebie, że jest to, cholera, straszne. Wiem, że nie
zachowujesz się jak ty, wiem, że znowu zamykasz się w sobie i wiem, że nie mogę
nic zrobić, ponieważ nie wiem, co z tobą jest nie tak. – Nie mów tak. Mam się
dobrze.
A
ty? Chciał zapytać Chanyeola.
–
Czy to w ogóle ci się podoba? Czy krzywdzisz siebie? – Nie krzywdzę siebie. Mam
się dobrze. Jestem tylko trochę zmęczony. To szalone, kiedy ja to mówię, ale
mam nadzieję, że z tobą wszystko dobrze.
–
Jesteś tylko niewinną dziewicą, więc nie będziesz wiedział, jaka to frajda
zabawiać się z innymi. – I mam nadzieję,
że nigdy się nie dowiesz.
Baekhyun
chciał przestać udawać. Ale nie mógł, ponieważ wiedział, jakie będą
konsekwencje.
Kiedy
Baekhyun przyprowadzał ludzi, by posiedzieć z przyjaciółmi, była to jedna z
wymówek, by z nimi być. Wiedział, że nie powinien robić nic innego poza zadowalaniem
innych, ale bardzo tęsknił za przyjaciółmi. Bardzo… tęsknił za Chanyeolem.
Więc
kiedy za każdym razem to robił, modlił się, żeby mężczyźni, których
przyprowadził, nic mu nie zrobili. Modlił się, żeby mieli trochę szacunku i
trzymali ręce przy sobie, przynajmniej dopóki nie znajdą się w jakimś ustronnym
miejscu. Czasami to działało, czasami nie.
Niektórzy
mężczyźni po prostu się nie przejmowali i dotykali go przed wszystkimi jego
przyjaciółmi. Czasami ich czyny były cholernie zaborcze. A Baekhyun nie mógł
zrobić nic, tylko odpowiedzieć równie entuzjastycznie, ponieważ taka była jego
rola. Do tego został stworzony.
I
za każdym razem, kiedy go dotykali, kiedy go całowali, odpowiadał pocałunkiem i
miał nadzieję, że Chanyeol tego nie widzi – nie widzi, jakiego rodzaju
szumowiną tak naprawdę jest.
Siedemnasty
przebiegał przez jego myśli.
Przypomniał
sobie, że to dzień, w którym powinien zapomnieć (albo próbował zapomnieć, a w
zamian kończył, pamiętając), ale w jakiś sposób jego myśli były wypełnione
Chanyeolem.
Czy
Chanyeol będzie pamiętał. Czy Chanyeol zapyta.
Jakaś
jego część chciała, by Chanyeol go zaprosił, ale większa jego część chciała, by
tego nie robił, ponieważ nie chciał odrzucać Chanyeola, wiedząc, że tamten
chciał z nim wyjść.
Starał
się unikać Chanyeola tak bardzo, jak mógł, ale w tamtym czasie Chanyeol był w
lepszym nastroju i dołączył do nich na kolacji, rozmawiając z większym
entuzjazmem niż zwykle. A po obiedzie Baekhyun próbował pospiesznie wrócić i
wziąć coś, a potem znowu wyjść, ale okazało się, że Chanyeol był równie szybki.
–
Hej – przywitał się łagodnie Baekhyun, jego serce mocno i boleśnie obijało się
o klatkę piersiową. W tamtej chwili czuł trzy rzeczy – tolerancję, strach i
nadzieję. Tolerancję, ponieważ musiał znosić pieprzonych mężczyzn, których
nigdy wcześniej nie widział. Strach, bo bał się tego, o co Chanyeol może go
zapytać i bał się, jak Chanyeol może go postrzegać. Nadzieję, ponieważ miał
nadzieję, że Chanyeol zapyta.
–
Hej. – Chanyeol wyglądał dobrze w podartych jeansach i białej koszuli, wyglądał
lepiej niż przez ostatnie dwa tygodnie. W istocie Baekhyun zauważył tę zmianę w
chwili, kiedy pojawił się w czasie obiadu, ale nie chciał być postrzegany, jako
ktoś, kto się przejmuje. Nie chciał się przejmować.
–
Dobrze wyglądasz. Idziesz kogoś wyrwać? – Może Chanyeol w końcu go posłuchał i
zdecydował się znaleźć sobie miłosne/seksualne życie. Baekhyun wiedział, że
powinien być szczęśliwy, ale jakoś nie był. I nie wiedział dlaczego.
(może
nie chciał wiedzieć)
–
Uch… myślałem, że wiesz… siedemnasty… – Serce Baekhyuna przyspieszyło. Pamięta. Ale nie powinien był. Chichot
opuścił jego usta. Dźwięk, którego zaczynał nienawidzić. Muszę grać.
–
Nadal tkwisz w tej obietnicy, którą mi złożyłeś? – Chichot. – Poważnie? –
Zabolało go serce.
–
Przestań. To żart. – Baekhyun wymusił każde słowo.
–
Słuchaj, wiem, że uroczo było robić to, co robiliśmy przez ostatnie dwa
miesiące – wydusił powoli Baekhyun, ponieważ nie chciał, by załamał mu się głos
i starał się sprawić, by było to dla niego mniej bolesne. – Ale już tego nie
róbmy.
–
Ale obieca-
–
Przestań. Mam lepsze rzeczy do roboty, niż bawienie się w twoje dziecinne
gierki. – Za bardzo się różnimy. Nie widzisz tego?
Za bardzo się różnimy.
Za bardzo się różnimy, by być na
tej samej stronie.
Baekhyun
był świadomy, że Kim Joonmyun przez cały czas go obserwuje.
Bał
się, że Joonmyun może go przejrzeć.
Może
tygodnie braku właściwego snu wyczerpały Baekhyuna.
Czasami
myślał, że brak snu może go zabić i śmiał się z tego pomysłu.
Jeśli
to o to chodziło, to Baekhyun nie straciłby niczego.
A
może Los zdecydował się być dla niego okrutniejszy, dlatego zrobił się tak
zmęczony, że w chwili kiedy wrócił do pokoju, by na nowo nałożyć sobie kredkę
po umyciu twarzy, w zamian opadł na łóżko, zasypiając, zanim w ogóle
przypomniał sobie uczucie miękkiej pościeli pod sobą. Stał się bezbronny w
pokoju, który dzielił z Chanyeolem. Wystawił się na ośmieszenie, wyśmianie i
wykpienie. Zatrzymał się, by znów uwolnić te wspomnienia.
– Wiesz, że nigdy od nas nie
uciekniesz… – Znowu
te głosy… W jego głowie, kpią i kpią, i nie przestają…
– Jesteś tylko zabawką do pieprzenia…
Właśnie tym jesteś... – Przebłyski z przeszłości, tego,
co stało się tamtego dnia, w kółko przebiegają przez jego umysł. Zbyt straszne,
by o nich wspominać. Zbyt paskudne, by o nich myśleć.
– Bądź dobrym chłopcem… Upewnij się, że
wypełnisz te swoje małe, śliczne usteczka kutasami, aż nie będziesz mógł ich
więcej zmieścić… Upewnij się, że twój mały tyłek będzie tak wykorzystany, że
nawet nie będziesz mógł chodzić…
Przestań… Nie…
– Tylko do tego się nadajesz.
Nie…
– Poza tym kto by się tobą przejmował?
Kto by cię kochał? Nie bądź głupcem. Nigdy nie będzie można cię pokochać.
Przestań… Nie…
– To twoja kara.
Nie… Nie...
Retrospekcje. To ciemne, puste,
opuszczone miejsce, gdzie nikt nie może usłyszeć, jak krzyczy. Ta zimna, brudna
podłoga, na którą jest ciągle popychany. Te uśmieszki i chichoty, które ciągle
przebiegają przez jego myśli jak piosenka na zapętleniu, jak trwający film,
który nigdy nie zwalnia. Ten przeraźliwy chichot, który nie przestaje
przeszywać jego mózgu. Stop. Niech to wszystko się skończy.
Niech to wszystko odejdzie.
Czuje na sobie dłonie, mocno go
ściskają – chwytają go, obchodzą się z nim brutalnie. Chce uciec.
To wraca. Wszystko wraca.
Przeżywa to na nowo.
Nigdy nie odejdą, prawda?
Te śmiechy zawsze będą odbijać
się echem w jego głowie, zawsze będą przypominać mu o bezwartościowym śmieciu,
jakim jest.
Jest w głębokiej dziurze, a oni
na niego patrzą, śmieją się z niego, rzucają w niego kamieniami – blokując
jedyne źródło światła, jakie ma.
A on jedynie może skulić się w
najgłębszym, najciemniejszym zakątku otchłani i mieć nadzieje, że nikt nie
będzie mógł go tam dotknąć.
Proszę… przestań… Po prostu
przestań…
– Baekhyun… Baekhyun… – To brzmi
jak On.
Brzmi bardzo jak on. Jak on, którego
kochał całym sercem, całym swoim jestestwem. On, który zdradził go tak bardzo,
że nie było to tylko wbicie noża w plecy – było to bardziej jak dźgnięcie w
każdy punkt. Skrzywdził go tak bardzo, że już dłużej nie może się ruszać, nie
czując pulsujących blizn na skórze. Dlaczego nie możesz po prostu zostawić mnie
w spokoju?
– Byun Baek! B.B! Baekhyun! – Hę? Ton głosu się zmienił, od złowrogiego i
podłego do zaniepokojonego i zdesperowanego. O co chodzi z tymi wszystkimi
frajerskimi ksywkami? Dlaczego ta osoba brzmi tak głupio? Kto… to jest?
– Byun Bae! – Kiedy Baekhyun
wypełza ze swojej nory i podnosi wzrok na nagle oślepiające słońce, zdaje sobie
sprawę, że ich
nie ma, zostali zastąpieni przez kogoś, kto ma duże uszy i lśniące zęby.
Och, więc to właśnie on.
Idiota.
–…Chanyeol…
– Baekhyun zamrugał powoli. Światło było oślepiające, a on czuł się bardzo
zmęczony. Ale uczucie, że całe jego ciało jest w ramionach Chanyeola,
sprawiało, że się uspokoił. Obecność Chanyeola… dawała mu dużo pocieszenia.
–
Baek… – Ale dlaczego Chanyeol tam był? Dlaczego on był w ramionach Chanyeola?
Przestań. Po prostu przestań wtrącać się
w moje życie.
Odepchnął
go, te drwiące słowa wciąż przebiegały mu przez głowę. Pospiesz się, znajdź kogoś do
zaspokojenia. Jeśli nie możesz zrobić nawet tego, dlaczego tu jesteś?
Bezużyteczne gówno.
Musiał
znaleźć ludzi, by ich zaspokoić. Musiał-
Baekhyun
spróbował wstać, ale jego nogi w jakiś sposób odmówiły posłuszeństwa i znów
upadł na podłogę. Dlaczego nie możesz
się, kurwa, poruszyć? Baekhyun chciał się skulić i płakać lub krzyczeć z
frustracji, ale powstrzymał się.
W
zamian wziął głęboki oddech, czując, jak te dłonie znowu go dotykają, jak
dotykają każdej części jego ciała, te głosy w kółko z niego drwiły. Naprawdę jesteś bezużyteczny…
Pieprzyłeś się tylko z około setką facetów i już nie możesz wstać? Pieprzone
bezużyteczne… Bezużyteczne gówno… Idź do diabła… Dlaczego w ogóle żyjesz?
–
Wyrwij się z tego, Baekhyun… – Znowu głos Chanyeola. Dlaczego on tam był?
Dlaczego tam był, widząc tę stronę Baekhyuna, której Baekhyun nie chciał nigdy
nikomu pokazywać? Jego serce prawie się zatrzymało, kiedy Chanyeol go dotknął i
znów przypomniał sobie tamte dłonie. Strzepnął dłonie Chanyeola.
–
Nie dotykaj mnie. Nie. – Trzymaj się ode mnie z daleka. Przestań próbować mnie
złamać.
–
Dlaczego po prostu nie możesz zostawić mnie w spokoju, Chanyeol? Zostaw mnie w
spokoju. – Zostaw mnie w spokoju, żebym mógł mieć trochę czasu, by się
odbudować. Zostaw mnie samego, żebym mógł ukryć przed tobą tę moją stronę,
żebyś już nigdy nie musiał jej widzieć. Zostaw mnie w spokoju, żebym nigdy cię
nie skalał.
Muszę się wynieść.
Baekhyun
znów próbował wstać, ale jego nogi po raz kolejny się poddały, jakby chciały,
by zbłaźnił się przed Chanyeolem. Jakby… naprawdę chciały, żeby Chanyeol
zobaczył tę paskudną stronę Baekhyuna. Ale z drugiej strony która jego strona
nie była paskudna? Baekhyun niemal się z tego zaśmiał.
Powstrzymaj to… Powstrzymaj to…
Przypomniał sobie Baekhyun niczym mantrę w głowie, próbując sprawić, by ten
okrzyk pokonał ich kpiny w jego
myślach. Jednak nawet jego mantra stała się dźwiękiem w tle, kiedy te drwiny
znów wyszły na powierzchnię.
Widzisz? Nawet twój współlokator, Park
Chanyeol, jest, kurwa, obrzydzony. Jedyny mężczyzna, który, jak myślałeś,
starał się ciebie zrozumieć. Spójrz na siebie, jesteś taką porażką.
To
wszędzie bolało.
Chanyeol
zbliżał się do niego. Dlaczego ciągle
podchodzisz? Przestań próbować dostrzec wszystkie moje wady. Wiem już, jakie
one są. Są w każdej części mnie. Baekhyun próbował się odsunąć, ale nie
miał więcej miejsca. Prawie pomyślał, że Chanyeol może śmiać się z niego, jak
zrobili to oni albo na nowo zacznie
wypełniać jego umysł tymi słowami, ale w jakiś sposób… jego bardziej racjonalna
strona wiedziała, że Chanyeol nigdy by tego nie zrobił, nawet komuś, kogo nie
nienawidził do szpiku kości.
Chanyeol
był zbyt miły.
Jednak
Baekhyun czuł zbyt wielki wstyd, że pokazał Chanyeolowi tę część siebie. Chciał
ukryć się pod ziemią i nigdy więcej nie wstawać. Sylwetka Chanyeola górowała
nad nim. Przestań. Trzymaj się z dala.
Ale
kiedy Chanyeol przykucnął i chwycił go, Baekhyun z początku pomyślał, że
Chanyeol zamierza zabrać go do szpitala czy coś – za bycie tak cholernie
szalonym. Za bycie tak cholernie brzydkim. Albo że zabierze go do dyrektora i
powie mu, że ma problem. Baekhyun nie potrzebował nic takiego. Nie chciał
zostać obnażony. Nie chciał, by ktokolwiek wiedział.
Był
przerażony.
Baekhyun
myślał, że Chanyeol zrobi wszystko. Wszystko, ale nie to.
Baekhyun
poczuł, jak długie ręce oplatają go, przyciągając go bliżej, aż poczuł zapach
jabłek i wanilii, który był zapachem Chanyeola. Nic więcej. Chanyeol tylko tam
siedział z Baekhyunem w ramionach, trzymał go mocno, stanowczo i… bezpiecznie.
Zaskoczony
Baekhyun nieco podniósł wzrok. Pierś Chanyeola była silna i stabilna, jego ręce
niczym pasy bezpieczeństwa w samochodzie, które upewniały się, że Baekhyun nie
wyleci, gdyby samochód kiedykolwiek się rozbił. To było… uspokajające.
–
To nie może cię skrzywdzić. Nie tutaj. – Głos Chanyeola był głęboki i chrapliwy
– kojący. Ale to nie wystarczało. Głosy w jego głowie nie odchodziły. Poczuł,
jak Chanyeol stopniowo wzmacnia uścisk. Ale głosy w jego głowie…
On się nad tobą lituje.
Nie jesteś wart tego, by tak cię trzymał.
Wydaje ci się, że kim jesteś?
Jesteś tylko zabawką do pieprzenia.
Przestańcie.
Baekhyun
zamrugał gwałtownie, próbując wymrugać te głosy, które nie odchodziły. Bolała
go głowa. Chciał tylko spać.
–
Sny nie mogą cię zranić, Baekhyun. Nic nie może, jeżeli mu na to nie pozwolisz.
Zawsze tu będziemy.
Zawsze tu będziemy, żeby z ciebie kpić,
żeby upewnić się, że przypomnimy ci o twoim miejscu.
Jesteś tylko małą dziwką.
Uścisk
Chanyeola znowu się wzmocnił, roznosząc ze sobą ciepło w jego ciele, rozpalając
jego serce. Dając mu… siłę.
–
Cii… To nie może cię skrzywdzić. Nie pozwól, by cię skrzywdziło.
„Nie pozwól, by cię skrzywdziło.”
Przestańcie.
Nie pozwolę, byście mnie skrzywdziły.
Ha, ha, myślisz, że się nas
pozbędziesz?
Nie
możecie mnie skrzywdzić.
Poczekaj, aż cię dorwiemy… Głosy
powoli zaczęły zanikać.
Pewnego dnia cię dopadniemy… Tylko
patrz.
Szyderstwa
dzwoniły mu w głowie, ale w jakiś sposób zaczynały brzmieć coraz słabiej.
–…Czy…
Czy wszystko w porządku? – Tak niewinne. Tak szczere. Tak troskliwe.
Baekhyun
teraz w to uwierzył.
Nagle
ciepło zniknęło i przez chwilę Baekhyun znowu był przerażony, patrząc, jak
Chanyeol wstaje i gdzieś odchodzi. Dokąd
idziesz? Proszę, nie mów nikomu…
Ale
Chanyeol przeglądał jego szuflady, dopóki nie znalazł Chana, ściśniętego na
samym dole, gdzie Baekhyun zmusił się, by go włożyć, kiedy te koszmary zaczęły
go nawiedzać. Powiedzieli mu, by pozbyć się Chana. Powiedzieli mu, żeby go
wyrzucił.
Ale
kiedy Chanyeol podał mu różowego misia, Baekhyun desperacko go chwycił, chcąc
jego ukojenia, tęskniąc za bezpieczeństwem, które mu dawał za każdym razem,
kiedy miał ochotę się załamać.
–
Dlaczego go tam zamknąłeś? Ty idioto. – Głos Chanyeola był łagodny. Z jakiegoś
powodu Baekhyun bardzo pragnął go dotknąć, bardzo pragnął ponownie tego ciepła
– czegoś, czego prawdziwie nie czuł od lat. Czegoś… czego nie czuł zbyt często.
Chciał, żeby Chanyeol znowu go przytulił, ale wiedział, że prosi o zbyt wiele.
W
zamian przytulił do siebie Chana, mając nadzieję, że mały, różowy miś będzie w
stanie zastąpić to, co nigdy nie będzie mogło być zastąpione.
–
Dlaczego nie powiesz mi, co ci się śniło? – …… – Mówią, że jeśli opowiesz komuś
swój zły sen, to odejdzie. – Ha, ha, ty
mały dupku. Przestań mnie naśladować.
–
Wszystko w porządku. – Naprawdę. Dlaczego
tego nie widzisz?
–
Jesteś pieprzonym idiotą. – Dlaczego
musisz robić z wszystkiego taką wielką aferę? Naprawdę mam się dobrze. –
Powiedz mi, co wydarzyło się w twoim śnie.
–
Nie odpychaj mnie, Baek. Przestań mnie odpychać. – Nie odpycham cię. Nikogo nie odpycham. Chciał powiedzieć
Baekhyun, ale słyszał tę pełną bólu nutę w głosie Chanyeola, wymieszaną z
pewnego rodzaju desperacją. Prawda?
I dlaczego? Dlaczego brzmisz,
jakbyś bardzo się przejmował?
–
Ja… To nie był zły sen – powiedział, próbując przekazać Chanyeolowi, że ma się
dobrze. To nic. Ale przyłapał się, przypominając sobie, co Chanyeol powiedział
przed chwilą. „Przestań mnie odpychać.”
– To było… jedynie złe wspomnienie. –
Dlaczego to mówię? Ha, ha, mam wrażenie, jakbym kładł swoje życie na szalę.
To poniekąd… straszne.
Tak
naprawdę, Baekhyun nie chciał przyznać, ale był przerażony.
–
To zaczęło się jakoś… około urodzin Minseoka… – Baekhyun się zmuszał. Czuł,
jakby się obnażał (w istocie wolałby rozebrać się do naga, niż mówić to wszystko),
ale coś w spojrzeniu Chanyeola nakazywało mu mówić dalej. Chanyeol… wyglądał
tak łagodnie. Tak cierpliwie. Tak… wyczekująco.
Cholera,
to było naprawdę straszne.
–
Ten koszmar… ja… zabawiałem się za bardzo, prawda? Zabawiałem się za bardzo z
tobą. – Baekhyun wziął głęboki oddech, próbując sprawić, by jego głos był
stabilny. Ale to było takie trudne. Po raz pierwszy tak cholernie ciężko było
mu grać.
–
Ja… Nie mogę uciec od tego… co trzyma mnie przy siedemnastym. Przez dwa
miesiące o tym nie myślałem, a teraz… te koszmary przychodzą do mnie jak… Nie
mogę. – Jesteś tylko
cholerną dziwką. Jesteś tylko zabawką do pieprzenia.
– Przychodzą i nie przestają, jeżeli… sobie nie przypomnę. Nie… Nie przypomnę
sobie o swoim miejscu. – Tylko
zabawka do pieprzenia.
Te
śmiechy znowu wypełniły jego umysł. Chciał przestać mówić.
–
Nie mogę zapomnieć. – Baekhyun mocniej chwycił szklankę. – Nie… mogę o tym
zapomnieć.
–
To… To zajmuje trochę czasu. – Ha, ha,
jesteś taki niewinny.
–
To nie działa, Chanyeol. Nie musisz już pamiętać, żeby to robić. – Nawet jeśli
Baekhyun to powiedział, jego serce skręciło się. Nie chciał, żeby Chanyeol
przestawał… Nie chciał, żeby Chanyeol zostawiał go samego. Ale co by dobrego wyniknęło,
gdyby wciągnął w to Chanyeola?
Dlaczego nic nie powiesz?
–
Powiedz prawdę. – Głos Chanyeola nagle przerwał ciszę. – Czy siedemnasty jest
czymś, o czym chcesz zapomnieć? – Baekhyun zmusił się do kiwnięcia głową.
–
Czy to coś, co próbowałeś zapomnieć poprzez… robienie tego, co robiłeś? –
Skinienie. – No więc… Czy to zadziałało?
…
–
Nie… Ja… Nie wiem… Z jakiegoś powodu-
–
Sprawiło, że pamiętasz, prawda? – Skąd Chanyeol wiedział? Jakim cudem Chanyeol
zawsze wiedział?
–
Tak.
–
Więc… Co z tym, co robiliśmy przez ostatnie kilka miesięcy? Czy to sprawiło, że
zapomniałeś? – To, co robiliśmy?
Baekhyun chciał skłamać, ale przypomniał sobie prośbę Chanyeola.
–…Tak,
Yeol, ale to nie-
–
Podobało ci się? To, co robiliśmy? – Tak… Tak… Tak…
–…Tak,
ale-
–
Powiedz mi, Baek. Jakie było to uczucie, gdy robiliśmy to razem? – Hę?
–…Jakby…
Jakby ktoś zdjął z moich ramion ciężar. Jakbym… Jakbym był normalną osobą,
która niczym nie musi się przejmować. Jakbym był prawdziwym nastolatkiem,
żyjącym beztroskim życiem, jakie powinienem mieć. – …Jakbym znów mógł oddychać. Wpatrywali się w siebie. Baekhyun nigdy
nie zapomni tego momentu.
–
To róbmy to dalej. – Chanyeol zaskoczył go, mówiąc to. Dlaczego chcesz mi pomóc? Baekhyun potrząsnął głową.
–
To z powrotem mnie nawiedza… – Bezużyteczne
gówno. – W koszmarach. – Myślisz,
że kim jesteś?
–
Co? O czym śniłeś? – Odruchowo Baekhyun poczuł, jak jego oczy się zamykają,
kiedy próbował ubrać to w słowa. Ale nie wyszło to zbyt gładko, ponieważ bardzo
się bał.
–
Nie mogę od tego uciec. Próbowałem zmienić swój nawyk, ale to nie zadziałało… –
Nie możesz od nas uciec,
nawet gdybyś próbował…
Nigdy nie pozwolimy ci zapomnieć…
Sprawimy, że będziesz pamiętał…
–
Oni… Oni powiedzieli, że nigdy nie pozwolą mi zapomnieć…
Jesteś tylko zabawką seksualną, właśnie
tym jesteś.
Twoją rolą jest zaspokajanie
wszystkich.
–
Oni powiedzieli, że… to moja kara, ja… Jeśli nie zaspokoję wszystkich, po
prostu… Oni wrócą…
Zawsze tu będziemy…
Lepiej wykonuj swoją pracę jak należy…
Jeśli tego nie zrobisz, wrócimy i znów
damy ci nauczkę…
Kpiny.
Te uśmieszki. Ten przeraźliwy chichot. Ten
szyderczy uśmiech.
–
Zadowalanie wszystkich… ja… muszę to robić. Teraz. – Teraz. Baekhyun chciał wstać i wybiec z pokoju, ale zanim zdążył to
zrobić, poczuł, jak ktoś wyszarpuje mu coś z rąk. Potem znów przyszło ciepło, ten mocny uścisk trzymał go w
taki sposób, że Baekhyun uwierzyłby mu, gdyby powiedział, że nigdy go nie
puści.
Ale
dlaczego robił to teraz? Baekhyun miał coś do zrobienia.
–
Puść… – Zaspokój wszystkich…
–
Puść mnie!
–
Baekhyun, uspokój się. – Jak miałbym to
zrobić?! Jak mogę tylko siedzieć tu i nic nie robić, kiedy wiem, że oni znowu
po mnie wrócą?
Ha,
ha… Tylko czekaj..,. Powrócimy…
–
Chanyeol, puść mnie, po prostu mnie puść. Oni nie przestaną – błagał Baekhyun. Przeżyjmy tę lekcję jeszcze raz… Jestem
pewien, że ci się podobało…
Przypomnimy ci, jak powinna zachowywać
się taka śmieciowa kurwa jak ty.
–
Oni nie przestaną…
Nie przestaniemy.
Powrócimy.
–
Weź się w garść!
Pospiesz się, idź kogoś przelecieć.
Tak wiele osób, jak to możliwe, by
zapewnić sobie nienaruszalność.
W innym wypadku wrócimy…
–
Muszę… w innym wypadku oni wrócą…
Pieprz się z nimi, dopóki nie będziesz miał
już więcej sił.
A nawet jeśli nie będziesz miał siły,
pozwól im dalej się pieprzyć.
Ponieważ jesteś seksualną zabawką.
I się nie liczysz.
–
Przestań się krzywdzić, Baek! Przestań to sobie robić!
Nie liczysz się.
Przestań myśleć, że jest inaczej.
Przestań zachowywać się, jakbyś był
ważny.
Chanyeol
przytulił go mocniej.
Poczuł
się bezpieczniej.
–
Nie puszczę cię, Baek. Nie puszczę.
Trzymaj się ode mnie z daleka,
Chanyeol. Odejdź.
Jestem taki zmęczony… To jest
bardzo męczące…
–
To przeszłość, B. Przeszłość już więcej nie może cię zranić. Nie może. Oni już
nie mogą cię dotknąć. – To przeszłość… To
tylko przeszłość…
Oni
już nie mogą cię dotknąć.
Zawsze tu będziemy.
Zawsze będziemy cię nawiedzać.
–
Oni nie mogą cię dotknąć, Baekhyun. To wszystko jest w twojej głowie. Musisz
pozwolić temu odejść. – Delikatne dłonie dotknęły jego włosów. To było
uspokajające. Pierwsze źródło ukojenia, jakie Baekhyun kiedykolwiek poczuł, a
było bliskie matczynej miłości.
Pozwól temu odejść.
Baekhyun
wziął głęboki oddech, nie dbając o to, że oddycha, dysząc i robiąc przerwy.
Głęboki oddech. Pozwolić temu odejść. Głęboki wdech. Pozwolić temu odejść.
Ręce
Chanyeola zamiast sprawić, że poczułby się, jakby był zamknięty w małej
przestrzeni i nie mógłby uciec (coś, co czuł, gdziekolwiek poszedł), sprawiły,
że poczuł się, jakby już nigdy nie mógł zostać skrzywdzony. Przynajmniej nie w
tej chwili.
–
Chanyeol… – Wypowiedzenie tego imienia również sprawiło, że wszystko stało się
lepsze. Chanyeol wzmocnił swój uścisk, a za każdym razem, kiedy to robił,
Baekhyun czuł się bezpieczniej.
–
Jestem tu, Baekhyun. – Te słowa… były takie uspokajające. – Nawet… Nawet jeśli
mnie nie widzisz, Baekhyun, ja tu jestem. –
Idiota. Jesteś taki głupi.
–
Wiesz… – zaczął Baekhyun, nie będąc pewnym, dlaczego zamierzał to powiedzieć.
Nie był pewien, dlaczego w ogóle mówił o tym wszystkim. Z jakiegoś powodu całe
jestestwo Chanyeola sprawiało, że chciał opowiedzieć mu o rzeczach, o których
wcześniej nie myślał, że kiedykolwiek komuś powie. Teraz czuł, jakby one same
chciały wylać się z jego gardła. Zachichotał ze strachu i także dlatego, że
chciał utrzymać ten temat w lekkim nastroju, chociaż dla niego wcale taki nie
był.
–…Kiedyś
myślałem, że ktoś mnie uratuje. Od tego piekła. – Jakim byłem idiotą. Nadal nim jestem.
–
Czekałem. Czekałem przez lata. – Mając zamknięte powieki, Baekhyun wyobraził to
sobie. Wyobraził sobie bycie w otchłani przez całe życie. W jakiś sposób ludzie,
zamiast próbować go stamtąd wydostać, śmiali się z niego i rzucali w niego
kamieniami. Kiedy był młodszy, śmiał się z nimi, nie wiedząc, że śmieją się z
niego, a nie z nim. Był głupi, myśląc, że taka dobroć w ogóle istnieje pośród
tak samolubnej rasy. – Ludzie, którzy wyglądali, jakby próbowali mi pomóc, w
zamian głębiej wpychali mnie w tę otchłań. – Wyobrażał sobie jego kucającego, wyciągającego rękę, co
sprawiało wrażenie, jakby on mu
pomagał. Ale w zamian wokół niego
leżały te wszystkie drabiny, a on
nawet nie kwapił się, by spróbować ich użyć – tylko wyciągał dłoń, by sprawić,
że Baekhyun mu zaufa, by sprawić, że
Baekhyun będzie myślał, że on zawsze
dla niego będzie.
Co
za kpina.
–
I wiesz co? Miałem dość czekania. – Właśnie zdał sobie sprawę, że już nie ma po
co czekać, nie ma po co pokładać więcej nadziei. Może lepiej być w ciemności. –
Mam dość czekania. Nikt nigdy nie pomoże wydostać mi się z tej nory.
Co
za żart. On jest żartem.
–
Wydaje mi się, że muszę zostać w niej na zawsze. – To takie zabawne, że aż
bolało. A może bolało i dlatego było takie zabawne. Nienawidził tego, bał się
ciemności i samotności, ale to miejsce, w którym zawsze będzie, przez resztę
życia. – Może właśnie tam należę-
–
To sam się uratuj. – Chanyeol wciął się w jego myśli tak ostro, że zamrugał i
podniósł na niego wzrok, patrząc w jego zdeterminowane, błyszczące oczy.
–
Nie potrzebujesz pieprzonych rycerzy w lśniących zbrojach ani żadnych
przypadkowych przechodniów, żeby cię uratowali, Baek – ciągnął wyższy. Jego
uścisk nadal był łagodny i pewny, a jego dłoń przesunęła się przez czoło
Baekhyuna, jakby chciał, by Baekhyun spojrzał na życie wyraźnie. – Sam się
wyrwij z tej otchłani, do cholery. Użyj swoich własnych rąk. Kurwa, Baek, pokaż
im, do cholery, na co cię stać!
Hę?
–
Jesteś wystarczająco silny, wiem to. Nie potrzebujesz nikogo, żeby przyszedł i
ci pomógł. Cholera, pamiętam, jak patrzyłem, jak upokorzyłeś wszystkich tych,
którzy cię nienawidzą, którzy spróbowali się do ciebie zbliżyć. Nie
potrzebujesz nikogo, by cię uratował. – Głos Chanyeola brzmiał na tak silny,
tak podekscytowany, że Baekhyun prawie poczuł się zmotywowany. Wtedy poczuł,
jak dłoń muska jego policzek. Zamrugał, jego serce nagle zaczęło pędzić z
nieregularną prędkością. Potem dłoń Chanyeola spoczęła przy jego boku, a on
zrozumiał, że to tylko wypadek. Nawet jeśli był to wypadek, Baekhyun wciąż mógł
poczuć tę delikatność, tę subtelność – jakby jego policzka dotknęły skrzydła
motyla.
–
Nie czekaj na nikogo. To, kurwa, nie działa. Musisz polegać na sobie. –
Baekhyun odwrócił wzrok od oczu Chanyeola, wiedząc, że wybuchnie albo zostanie
pochłonięty, jeśli wciąż będzie w nie patrzył. Mówiąc szczerze, nigdy wcześniej
o tym nie myślał – O uratowaniu samego siebie. Cóż to za bohaterski i
niezależny czyn. Cóż za uczciwy pomysł.
Właśnie
o to chodziło w Chanyeolu.
Był
inny od wszystkich, ponieważ był tak szczery, że było to czyste. Nie wygłaszał
wielkich, niepotrzebnych, niewinnych kłamstewek, by pocieszyć ludzi ani nie
udawał, że może pomóc, kiedy tak naprawdę nie mógł. Baekhyun napotkał tak wielu
ludzi, którzy powiedzieli mu „Zawsze będę
przy tobie” i „Możesz powiedzieć mi
wszystko, nigdy cię nie zdradzę”, i „Nigdy
nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić.”, ale potem robili coś zupełnie
odwrotnego. Hipokryci nie byli tymi, których Baekhyun potrzebował.
Udzielano
mu wcześniej wielu rad, robili to ludzie, którzy wcale się nim nie przejmowali.
Może jego rodzice także byli poniekąd powodem, dlaczego Baekhyun nigdy szczerze
nikomu nie ufał całym sobą. Nie potrzebował słodkich słów, by go ukoiły, ani
nie potrzebował sztucznych relacji z ludźmi, którzy udawali, że mu pomagają.
Może wszystkiego, czego Baekhyun kiedykolwiek potrzebował, był ktoś, kto
naprawdę by się przejmował.
I
właśnie kimś takim był Chanyeol.
Uratuję cię,
powiedzieliby inni ludzie i ci ludzie nigdy nie zrozumieliby, że Baekhyun tak
naprawdę nie może zostać uratowany.
Lecz
Chanyeol powiedział coś zupełnie innego w taki sposób, że to sprawiło, iż
Baekhyun naprawdę zaczął myśleć.
„To sam się uratuj.”
Chanyeol
tego nie powiedział, ale niewypowiedziane słowa i ich ukryte znaczenie wisiały
w powietrzu.
„To sam się uratuj, Baekhyun, ponieważ tylko
ty możesz to zrobić.”
„Nikt inny nie może i właśnie
dlatego, jesteś dla siebie taki ważny. Właśnie dlatego musisz być silny. Dla
samego siebie.”
Baekhyun
zaczął się zastanawiać: Może powodem, dla
którego nikt mnie nie uratował, nie jest to, że nie chcieli, ale to, że nie
mogli.
Bądź silny. Dla samego siebie.
–
A… A ja ci pomogę! – Głos Chanyeola kolejny raz wciął się w jego myśli.
Zaskoczony (a prawdopodobnie nie powinien taki być, gdyż Chanyeol ostatnio był
pełen niespodzianek) Baekhyun podniósł wzrok i znów napotkał te szeroko otwarte
oczy. – J-Ja pomogę ci wyrwać się z tego, co cię dręczy.
–
Ja… Mogę nie być wystarczająco dobry, by samemu cię wydostać, ale… pomogę ci.
Użyczę ci swojej dłoni, żebyś mógł ją złapać, w razie gdybyś znów miał spaść. –
Baekhyun umiał to sobie wyobrazić. Umiał wyobrazić sobie Chanyeola
wyciągającego rękę ze wszystkich sił, próbujących dosięgnąć Baekhyuna. Cholera,
Baekhyun nawet potrafił wyobrazić sobie Chanyeola szukającego sposobów na
wydostanie Baekhyuna, jakby próbował wskoczyć do środka na bungee czy coś –
ponieważ właśnie tak głupi był Chanyeol. Jednak zażenowanie Chanyeola, jego
zaczerwienione uszy, jego niezdarne wargi i nerwowy wzrok tylko ukazywały jak
naprawdę szczery był. – Ja po prostu… nie chcę, żebyś wszystko robił sam.
To
zawstydzające i pochopne, ale Baekhyun w to uwierzył.
Chanyeol
naprawdę był jedyny w swoim rodzaju.
Baekhyunowi
zrobiło się przykro za te wszystkie rzeczy, które zrobił Chanyeolowi, od
chwili, gdy się poznali, aż do teraz. Było mu przykro za ocenienie Chanyeola i
postrzeganie go jako kogoś z przeszłości, kto wiele dla niego znaczył. Było mu
przykro za to, że nigdy nie dał Chanyeolowi szansy.
Zaśmiał
się. Po raz pierwszy od długiego czasu jego śmiech nie był gorzki, pełen bólu
czy sarkastyczny. Z jakiegoś powodu był szczęśliwy.
–…Jesteś
idiotą, Yeol. – Boże, był taki zmęczony. Mógłby spać przez całą wieczność. –
Jesteś największym idiotą, jakiego w życiu poznałem. – A jednak chociaż był
wyczerpany, pewnego rodzaju nerwowe uczucie tkwiło w jego sercu i nie chciało
odejść. Dobrego rodzaju podenerwowanie.
Podniósł
wzrok na Chanyeola, nie zdając sobie sprawy, że się uśmiecha.
–…I
najbardziej uroczym. – Nie wiedział, jakim cudem albo dlaczego to wydostało się
z jego ust, ale kiedy to wyszeptał, było to tak delikatne jak poranna bryza i
Baekhyun zdał sobie sprawę, że naprawdę miał to na myśli. I szczerze wierzył,
że Chanyeol zrobi wszystko, żeby wydostać go z tej otchłani.
On myśli, że jesteś gównem. Pamiętaj,
jesteś gó-
Och,
zamknij się, dobrze?
Dopiero
kiedy pozwolił Baekhyunowi zasnąć, naprawdę zdał sobie sprawę, co to oznaczało.
Ta
zazdrość… Te silne uczucia… Te frustracje… To szalone bicie serca… Ten ból,
który czuł, gdy patrzył na zranionego Baekhyuna… Wszystko nabrało sensu. Od
początku było proste.
Dlaczego
tak nagle odrzucił Kyungsoo. Dlaczego bycie z Kyungsoo wydawało mu się nie na
miejscu. Dlaczego bycie z Baekhyunem było takie właściwe. Dlaczego ich
pocałunki sprawiały, że czuł się, jakby płonął. Dlaczego tęsknił za Baekhyunem.
Dlaczego czuł się, jakby oszalał, gdy był za blisko Baekhyuna lub gdy zbytnio
się oddalił. Dlaczego tak bardzo się przejmował. Dlaczego Baekhyun zawsze był w
jego myślach. Dlaczego miał mokry sen o Baekhyunie.
Był…
zakochany.
I
gdy patrzył, jak Baekhyun śpi na jego łóżku ze spokojnym wyrazem twarzy, zdał
sobie sprawę, że to ma sens. Worki pod oczami Baekhyuna nadal były duże, sprawiając,
że jego oczy wyglądały na spuchnięte. Jego usta były suche i jeśli przyjrzało
się bliżej, taka sama była jego skóra. Jego włosy były rozczochrane. Wyglądał
jak bezdomny śpiący na ulicy, jeśli Chanyeol miał naprawdę to przed sobą
przyznać. A jednak w jakiś sposób to sprawiało, że Chanyeol chciał go bardziej
chronić przed całym złem, które skrzywdziło go i spowodowało, że taki się stał.
A
patrzenie na takiego Baekhyuna bolało go.
Jestem… zakochany.
Pomyślał sobie Chanyeol, jakby nie był w stanie tego zaakceptować. Obserwował
Baekhyuna, bezwiednie sięgając w dół i odsuwając złotobrązowe włosy z jego
oczu. Nagle zyskał tę dziwnie delikatną miłość do Baekhyuna, życząc sobie, by
reszta jego życia była dobra i spokojna.
Chanyeol
jednak to zaakceptował.
Zaakceptował
bycie zakochanym w Byun Baekhyunie, obiekcie jego nienawiści przez ostatnie dwa
lata. Wcześniej, pół roku temu, zakrztusiłby się i umarł, gdyby ktoś powiedział
mu, że zakocha się w Byun Baekhyunie, teraz wydawało się to takie naturalne.
Razem wiele przeszli, od próbowania się nie zabić po mówienie sobie rzeczy, o
których nikomu wcześniej nie mówili. I kiedy Chanyeol próbował wymyślić, kiedy
to się zaczęło, uświadomił sobie, że było to dawno temu.
W
jego pamięci był silny, pomarańczowy wschód słońca oświetlający scenę przed
nim. Pokój był ogromny, podłoga drewniana, a okna rozciągały się od sufitu po
podłogę. Ale w środku tego wszystkiego stał fortepian, jego piękna melodia
odbijała się od cienkich ścian i wpadała do uszu Chanyeola. Później ten głos…
głos, który brzmiał tak delikatnie, wyjątkowo i jednocześnie był pełen emocji
powoli tańczących w jego uszach i przedostających się prosto do jego serca. To
nie tylko głos Baekhyuna czy jego gra, ale także sposób, w jaki wyglądał oraz w
jaki stworzył tę atmosferę.
Łagodne
pomarańczowe światło padało na niego, oświetlając jego rzęsy, policzki, usta,
nos, jego ciemne włosy, sprawiając, że wyglądał jak anioł zstępujący z nieba.
Kiedy śpiewał tego poranka, śpiewał całym swoim sercem, wyśpiewując emocje,
których nie potrafił wyrazić słowami, wygrywając uczucia, których nie można
było wypowiedzieć, aż Chanyeol poczuł to w atmosferze, która wychodziła prosto
z niego.
Właśnie
wtedy po raz pierwszy się zakochał.
„Miłość jest wtedy… kiedy jesteś
z tą osobą i czujesz się szczęśliwy.” Za każdym razem.
Chociaż nigdy tego nie przyznał, od Nowego Roku tak się czuł.
„Jest wtedy, gdy myślisz o niej
cały dzień i noc, kiedy spędziłbyś wszystkie godziny bez spania na rozmowie z
nią i nigdy nie czułbyś się zmęczony.” Chanyeol z uśmiechem
pamiętał, jak wolał iść spać kilka godzin później, jeśli to oznaczało
próbowanie pomóc Baekhyunowi zapomnieć o znaczeniu siedemnastego.
„Jest wtedy, gdy widzisz ją
szczęśliwą i sam jesteś szczęśliwy.” Pamiętał, że Baekhyun
o wiele częściej się uśmiechał, kiedy zaczęli zmieniać znaczenie siedemnastego
i pamiętał nagły wybuch radości, który czuł za każdym
razem, gdy widział, że Baekhyun się rozluźnia i pokazuje więcej dawnego siebie.
„Jest wtedy, gdy jesteś z nią i
cały czas musisz się powstrzymywać, ponieważ tak trudno ci się oprzeć.” Wszystkie
te razy, kiedy chciał pocałować Baekhyuna, chciał potrzymać go za rękę, chciał
uszczypnąć go w nos, były niezliczone, ponieważ teraz zdał sobie sprawę, że
wszystkiemu zaprzeczał, wiedział, że musiał czuć się tak o wiele częściej.
Nigdy po prostu nie uświadamiał sobie tego.
„Ona jest krzywdzona, ty czujesz
ból.” Właśnie wtedy, kiedy widział drżącego Baekhyuna,
skulonego, Chanyeol poczuł tak wiele bólu, że było to niemal nie do zniesienia.
Bardziej nie do zniesienia niż prawie bezgraniczna zazdrość, którą czuł, kiedy
patrzył, jak Baekhyun sypia z innymi mężczyznami.
I
pomyśleć, że Chanyeol spędził tak wiele czasu na zrozumieniu, czym jest to
uczucie do Baekhyuna. To nie była faza, jak pieprzony Sehun, głupi SheunMówi
powiedział. To nie przyjaźń jak myślał i miał nadzieję. To romans. To miłość.
To
było takie proste. Odpowiedź cały czas tam była.
Chanyeol
to zaakceptował. Zaakceptował to, bo, cholera, przez tak długi czas próbował
znaleźć odpowiedź, a teraz, kiedy ją znalazł, byłoby głupio i dziecinnie jej
zaprzeczyć.
Korzyść
była taka, że w końcu wymyślił, czym jest to uczucie i zrobił to całkiem sam. Z
tego powodu był tak dumny, że chciał każdemu powiedzieć o swoim osiągnięciu.
Wada
była taka, że teraz, kiedy wiedział, co miał z tym zrobić? Jak miał powiedzieć
przyjaciołom? Jak miał porozmawiać z Baekhyunem, gdy zobaczy go następnego
dnia?
Cholera.
Może to odkrycie wcale nie było takie dobre.
Po
ujrzeniu tej strony Baekhyuna, ujrzeniu, jak wiele problemów Baekhyun sam
trzyma w swoim sercu, Chanyeol wiedział, że zrobi wszystko, by odeszły.
Baekhyun dobrze je ukrywał, upewniając się, że nie ma w nim części, która
pokazywałaby, jak wielki ciężar w sobie trzyma, ale Chanyeol mógł to dostrzec
poprzez miejsca w komórkach jego ciała i przez najdelikatniejszy ton w jego
głosie, którego nikt inny by nie wyłapał. Baekhyun trzymał w sobie tak wiele,
że stawał się coraz cięższy i utonąłby.
To
było zbyt wiele.
Więc
Chanyeol powiedział sobie, że sprawi, iż każdy problem i koszmar Baekhyuna z
niego się wyleje, nawet jeśli to oznaczało otwarcie go całego.
Ogromne mury, które utworzył
wcale się nie kruszyły. Zamiast tego Chanyeol sam w jakiś sposób wdzierał się
do środka, pamiętając, żeby zburzyć każdą cegłę, która znajdzie się na jego
drodze. Nie był świadomy, co to robiło z Baekhyunem, nie był świadomy, że każda
cegiełka, którą oddzielał od fortecy otaczającej serce Baekhyuna, była jak
wbijanie igły w umysł Baekhyuna – bolało jak diabli i sprawiało, że czuł się
bezbronny. Bardzo bezbronny i cholernie obnażony.
Ale kiedy zamykał oczy, widział,
jak Chanyeol wpełza przez tę maleńką dziurę, którą zrobił w murze Baekhyuna,
wpełzał z niesamowitym wysiłkiem, ale nadal jakoś mu się udawało (i niech to
szlag, wyraz, jaki miała jego twarz, pokazywał Baekhyunowi, że on nawet nie
wiedział, że to robił, nawet nie wiedział, że się starał). A kiedy docierał do
niezrozumiałych części Baekhyuna, które Baekhyun sam próbował naprawić,
kawałków wystających tam, gdzie nie powinny w taki sposób, że Baekhyun wyglądał
jak potwór, a nie jak ludzka istota, Chanyeol nie usiłował ich podtrzymać.
Zamiast tego Park Chanyeol powoli wyjmował
kawałki jeden po drugim.
A
teraz z ogromnym wysiłkiem, dokładnym skupieniem i nieskończoną determinacją
Chanyeol powoli składał kawałki Baekhyuna w całość, jeden po drugim, dokładnie
tam, gdzie powinny być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz