czwartek, 14 września 2017

The Faults In Byun Baekhyun [32/55]

tytuł rozdziału: Koszmar |oryginał: Nightmare
rating: NC-17
A/N: Cześć! Jak widać mknę do przodu z rozdziałami. Tłumaczyć całość już ogólnie skończyłam i wzięłam się za drugą część, żeby skończyć ją, zanim rozpocznę studia. Oby się udało! Widziałam pod ostatnim rozdziałem komentarze i bardzo mnie one ucieszyły. Zrobiło mi się naprawdę miło, jak zobaczyłam, że ktoś naprawdę to czyta i nie są to tylko puste wyświetlenia (których i tak nie ma jakoś wiele, ale to jest dla mnie nieważne). Jeszcze raz dziękuję tamtym osobom i zapraszam do czytania!
Chanyeol prawie całkowicie wrócił do siebie. Nie był jeszcze gotowy, by normalnie porozmawiać z Baekhyunem, gdyż ciągle miał w pamięci ich rozmowę z siedemnastego, lecz teraz wiedział, że jest o jeden krok dalej. I wiedział, że muszą stawiać krok za krokiem.
Kris, Sehun, Kyungsoo i Jongin poczuli ulgę, gdy zobaczyli, że wszystko z nim w porządku, a Chanyeol czuł się źle, że tak bardzo ich zmartwił.
– Miałem się dobrze, naprawdę – próbował powiedzieć im Chanyeol, ponieważ, mówiąc szczerze, myślał, że naprawdę tak było. Ale Kris przewrócił oczami.
– Gówno prawda, że miałeś się dobrze. Byłeś taki dziwny… – urwał Kris po chwili. Nie wiedział, jak to wytłumaczyć, więc poddał się i przestał mówić. Sehun jednak się wtrącił.
– Tak, gościu. Wiesz… Nie obrażałeś mnie i nigdy mnie nie uderzyłeś. Myślałem, że to cud z twojej strony – powiedział Sehun. Chanyeol rzucił w niego winogronem, przed którym Sehun schronił się pod Krisem i zaśmiał się. – Rozumiesz, o co mi chodzi?
Chanyeol naprawdę czuł się lepiej, że wrócił, chociaż nigdy w ogóle nie odszedł. Był tak pochłonięty tym paskudnym uczuciem, że zapomniał, jak to jest być beztroskim i szczęśliwym. Nie chciał znowu się tak poczuć. Kiedy wracał do tego myślami, drżał, wiedząc, że tak ciemne miejsce może zwabić i ciężko będzie się z niego wydostać. Takie negatywne i jednocześnie pochłaniające uczucie.
Ale nawet teraz spoglądał na Joonmyuna, który jadł w ciszy, siedząc obok Krisa. Chanyeol uśmiechnął się, wiedząc, że wiele zawdzięcza Joonmyunowi za tę rozmowę tamtego dnia. Obudziła go ona z jego depresji (której nawet nie znał źródła) i przywróciła go do rzeczywistości. Rzeczywistości, w której sprawy zawsze idą naprzód i w której musisz jasno patrzeć i znajdować sposoby, by rozwiązać problem, a nie tylko zatapiać się w ciemności.
Teraz Chanyeol planował porozmawiać z Baekhyunem albo zrobić cokolwiek, co może wydobyć Baekhyuna z jego skorupy, maski, kostiumu, jakkolwiek się to nazywa. Teraz, kiedy wysłuchał myśli Joonmyuna, wiedział, że nie jest jedyny i kolejny raz poczuł, jak pewność siebie wsącza się z powrotem do jego zdrowiejącej duszy.
Za każdym razem, gdy widział Baekhyuna z innymi mężczyznami, czuł ponownie tę… tę zazdrość, lecz teraz akceptował ją i rozpoznawał jako uczucie, które odczuwał ciągle. Zdał sobie sprawę, że to czyni sprawy łatwiejszymi do zniesienia. Mówiąc szczerze, gdyby miał takie prawo, podszedłby do każdego mężczyzny, który choćby ważył się, kurwa, tknąć Baekhyuna i sprałby go na kwaśne jabłko, ale wiedział, że go nie ma i prawdopodobnie nigdy nie będzie miał.
Co więcej po wysłuchaniu myśli Joonmyuna, Chanyeol wiedział, że Baekhyun nie zmienił się, bo tego chciał, ale z jakiegoś innego powodu. I Chanyeol próbował to rozwikłać.
Co jeszcze próbował rozwiązać, to to, dlaczego Joonmyun w ogóle do niego przyszedł. Mógł pójść do Jongina czy Chena, czy nawet Krisa, ale w zamian poszedł do Chanyeola. Z jakiegoś powodu to dawało mu więcej motywacji, by przywrócić Baekhyuna na właściwą ścieżkę.
Mówiąc szczerze, Joonmyun uratował mu życie. Więc kiedy widział, jak Kris znowu zadręcza Joonmyuna, po raz pierwszy, odkąd depresja Chanyeola rozpoczęła się (przyznawał, że była to depresja, ale musiał powiedzieć, że mała), starał się zostawić ich samych.




Dźwięk dzwonów weselnych roznosił się w powietrzu wraz z weselną muzyką. Chanyeol stał w miejscu, a kiedy spojrzał w dół, zauważył, że ma na sobie garnitur.
Nagle obok niego pojawił się Kris z pogodnym uśmiechem.
– Dasz wiarę? – powiedział, obserwując, jak Joonmyun podąża wzdłuż nawy. Chanyeol widział, że oczy Krisa błyszczą. – W końcu będziemy razem. Wreszcie będziemy jedną rodziną.
Chanyeol nie wiedział, co powiedzieć, ponieważ przysięgał, że ostatnią rzeczą, jaką pamiętał, było to, że byli w college’u i Kris starał się zdobyć uwagę Joonmyuna. Jednocześnie brakowało mu słów, ponieważ w tonie głosu Krisa było… uczucie, z którym nie mógł się kłócić i nie mógł się mu sprzeciwić. Prawdziwe uczucie.
Gdy Joonmyun podszedł do nich i pojawił się obok Krisa, uśmiechał się. Chanyeol nigdy nie czuł takiego szczęścia i ulgi. Był przerażony tym, kto będzie po drugiej stronie drzwi kościoła, jeśli nie byłby to pan młody stojący w nawie.
Kris chwycił dłoń Joonmyuna – Chanyeol zauważył, jak delikatny był to ruch – a potem patrzył, jak stali twarzą do księdza.
– Czy ty, Kim Joonmyunie, bierzesz sobie tego mężczyznę, Krisa Wu, za swojego męża? – zapytał ksiądz, który wyglądał i brzmiał bardzo podobnie do Sehuna.
– Tak, SheunMówi – powiedział łagodnie Joonmyun. SheunMówi? Chanyeol zamrugał, ale nie odezwał się.
– Czy ty, Krisie Wu, bierzesz sobie tego mężczyznę, Kim Joonmyuna, za swojego męża?
– Tak-
– NIE! – ktoś krzyknął. Wszyscy odwrócili się, a tam nagle pojawił się Baekhyun, jego złote włosy były nieskazitelnie zmierzwione, a kredka czyniła jego oczy ciemnymi i tajemniczymi.
– Baekhyun? – Wszyscy trzej – w zasadzie czterej, włączając SheunMówi – patrzyli na Baekhyuna zaskoczeni. Czy to znaczyło… że Baekhyun był zakochany w Krisie przez cały ten czas? Ale jak? Dlaczego?!
Coś tu nie grało.
– Nie… Nie… – Dlaczego Baekhyun brzmiał na bardzo zranionego? Dlaczego nikt z tym nic nie robił? Dlaczego głos Baekhyuna był taki przeszywający, taki głośny, że trząsł się cały świat… i… więc…
Chanyeol obudził się nagle, siadając, zanim otworzył oczy. Krzyki brzmiały tak przerażająco prawdziwie. Zobaczył, dzięki mdłemu światłu z lampki nocnej, skuloną postać na podłodze. Zaczął go zżerać strach.
– Baekhyun! – krzyknął Chanyeol, wyskakując z łóżka na podłogę, próbował podnieść Baekhyuna. Chanyeol był bardzo wystraszony, ponieważ Baekhyun okropnie drżał.
– Baekhyun… – Chanyeol próbował podnieść Baekhyuna z ziemi, ale niższy był uparty i wciąż się szarpał.
– Nie… Przestań… – wydyszał Baekhyun, a kiedy Chanyeol odwrócił go twarzą do siebie, zobaczył, że oczy Baekhyuna są mocno zaciśnięte. – O… dejdź! – Potem odepchnął Chanyeola i zamknął się w sobie. Chanyeol wylądował na tyłku niedaleko od niego, dysząc, gdy widział, jak mniejszy drży zwinięty w kulkę, jęczał, wydając z siebie przytłumione słowa. Ma koszmar, zrozumiał Chanyeol. Potworny.
Wyższy wiedział, jakie to uczcie, prawdopodobnie bardziej niż ktokolwiek w ostatnim czasie, więc szybko podpełzł do Baekhyuna i znowu go podniósł. Zobaczył, że teraz twarz Baekhyuna jest wyraźniejsza i że poci się tak bardzo, że grzywka przykleiła mu się do twarzy. Serce Chanyeola nabrzmiało i ścisnęło się, kiedy zdał sobie sprawę, że to pierwszy raz od wielu tygodni, gdy widzi Baekhyuna z takiego bliska – i Baekhyun wyglądał okropnie.
Jego oczy, teraz pozbawione makijażu, były ciężkie od ciemnych worków (dużo większych, niż Chanyeol u kogokolwiek widział), jakby nie spał dobrze od długiego czasu. W istocie wyglądał, jakby w ogóle nie spał przez te wszystkie tygodnie. Jego ciało wydawało się drobniejsze niż zwykle, było lżejsze niż zazwyczaj i kiedy Chanyeol wyrwał się ze swojego zmęczenia, zdał sobie sprawę, że Baekhyun schudł.
Baekhyun wyglądał naprawdę… źle.
– Baekhyun! – syknął Chanyeol, próbując obudzić Baekhyuna, jego serce skręcało się coraz gorzej, im bardziej zdawał sobie sprawę ze stanu Baekhyuna, ale niższy ciągle tkwił w swoim świecie, wydając z siebie ciche jęki i dalej się szamotał.
– To tylko sen, Baekhyun. Obudź się, szybko! – krzyknął Chanyeol i ujął twarz Baekhyuna w dłonie, używając swoich kciuków, by odsunąć grzywkę Baekhyuna z jego spoconej twarzy. Bardzo bolało Chanyeola patrzenie na niego w takim stanie.
– Baekhyun! Baekhyun! – zawołał Chanyeol.
– Nie… Nie… – krzyczał cicho Baekhyun, wykręcając swoje ciało to w jedną, to w drugą stronę, nieprzytomnie wyszarpując się z ramion Chanyeola.
– Baekhyun! Wyrwij się z tego! Baekhyun! – krzyczał Chanyeol. – Byun Baek! B.B! Baekhyun! Byun Bae! – Baekhyun zastygł na chwilę. Potem powoli otworzył oczy. Wyglądał na bardzo zmęczonego, bardziej, niż Chanyeolowi się wydawało.
–…Chanyeol… – zawołał cicho Baekhyun, a Chanyeol przysiągł, że w tym momencie chciał chronić Baekhyuna na zawsze.
– Baek… – Chanyeol znowu chciał go podnieść, ale wtedy Baekhyun agresywnie (a jednak dość słabo) go odepchnął.
Chanyeol patrzył, jak Baekhyun sam próbuje wstać, ale ponownie się przewrócił, całe jego ciało drżało. Wciąż wydawał się być nieobecny, jego oczy były szeroko otwarte i zaniepokojone, kiedy tulił samego siebie i wpatrywał się w pustą przestrzeń. Po raz pierwszy Baekhyun wyglądał na naprawdę obnażonego.
I Chanyeol nienawidził tego, ponieważ jeśli tak musiał czuć się zraniony Baekhyun, to jak czuł się, więżąc cały ten ból w swoim małym ciele?
Chanyeol chciał go chronić i, niech to szlag, będzie go chronił, nawet gdyby była to ostatnia rzecz, jaką miał zrobić.
– Wyrwij się z tego, Baekhyun… – zaczął Chanyeol, znowu do niego podpełzając, ale w chwili, kiedy jego dłoń dotknęła ręki Baekhyuna, niższy ją strącił.
– Nie dotykaj mnie. – Głos Baekhyuna był cichy, ale drżący. – Nie… – Chanyeol bezradnie siedział w miejscu, patrząc, jak Baekhyun znów zamyka się w sobie, jakby kolejny raz budował dookoła siebie mur.
– Dlaczego po prostu nie możesz zostawić mnie w spokoju, Chanyeol? Zostaw mnie w spokoju – powiedział Baekhyun, ton jego głosu był sfrustrowany i zraniony, ale Chanyeol nie poruszył się. Tylko siedział w miejscu. Cisza zapanowała między nimi na długi czas, w którym Chanyeol znowu prawie odpłynął (jak dziecko, nie mógł spędzać zbyt dużo czasu bez snu), ale wtedy Baekhyun ponownie usiłował wstać, przytrzymując się łóżka, lecz jego nogi poddały się i znowu upadł. Potem skulił się w małą kulkę, wciąż gwałtownie drżąc.
Chanyeol miał dość patrzenia, jak Baekhyun jeden po drugim zbiera wszystkie swoje bóle i upycha je w swoim sercu. Miał dosyć patrzenia na cierpiącego Baekhyuna i nie robienia z tym nic.
Chanyeol wstał i podszedł do Baekhyuna, tym razem był zdeterminowany, by nie zostać odepchniętym. Przykucnął, widząc pod sobą drobne ciało Baekhyuna. Nie zdawał sobie sprawy z tego, co ma zaraz zrobić, dopóki nie było za późno.
Chanyeol podniósł Baekhyuna i przytulił go.
Nie był to doskonały uścisk. Baekhyun nadal się trząsł, a jego ciało było w połowie skulone, lecz Chanyeol i tak go przyciągnął, oplatając swoje dłuższe ramiona wokół talii Baekhyuna, a później wokół jego klatki piersiowej, przysuwając go bliżej. Baekhyun nieznacznie odsunął swoją twarz od dłoni, nieco zszokowany. Chanyeol czuł, jak ciało Baekhyuna drży.
– To nie może cię skrzywdzić. Nie tutaj – wyszeptał Chanyeol do ucha Baekhyuna. Nienawidził perfum, których Baekhyun używał, ale mimo wszystko przyciągnął go bliżej, przytulając go coraz mocniej, miał nadzieję, że im mocniej go przytula, tym bardziej wyciśnie z niego ból.
– Ach… – Głos Baekhyuna był cichy, a Chanyeol ze swojej pozycji mógł zobaczyć, jak Baekhyun otwiera i zamyka oczy, jakby usiłował wydostać się ze swojego koszmaru.
– Sny nie mogą cię zranić, Baekhyun. Nic nie może, jeżeli temu na to nie pozwolisz – ciągnął Chanyeol, jego serce szarpało się, gdy odwracał Baekhyuna, odgarniając grzywkę z jego spoconego czoła. Baekhyun wyglądał na bardzo, bardzo zmęczonego, ale i bardzo, bardzo zaniepokojonego, kiedy mrugał, mrugał i mrugał. Chanyeol znów przyciągnął go do uścisku, przytulając go jeszcze mocniej, czując, jak pędzące serce Baekhyuna synchronizuje się z jego sercem.
– Cii… To nie może cię skrzywdzić. Nie pozwól, by cię skrzywdziło – szeptał łagodnie Chanyeol, nie będąc pewnym, co, do cholery, wygaduje. Baekhyun nie powiedział nic, zachowywał się, jakby nie słyszał i wciąż drżał, jakby powoływał ten koszmar do życia. Chanyeol położył rękę z tyłu głowy Baekhyuna i przyciągnął go bliżej, delikatnie chowając twarz Baekhyuna w swojej piersi. Niższy wciąż się trząsł i nie przestawał.
Baekhyun. Baekhyun. Baekhyun. To chciał powiedzieć Chanyeol. Chciał powiedzieć cokolwiek, co powstrzymałoby drżenie Baekhyuna, lecz żadne słowa nie przychodziły mu do głowy. W zamian mocno przytulał Baekhyuna, tak mocno jak tylko mógł, nie robiąc drugiemu krzywdy, a potem delikatnie przeczesał palcami jego złociste włosy jak swoje własne. Oddech Baekhyuna był nieregularny, ale w miarę upływu czasu uspokoił się i zaczął nabierać głębokie oddechy. W końcu przestał tak gwałtownie drżeć, jego ciało tylko nieznacznie się trzęsło.
–…Czy… Czy wszystko w porządku? – zapytał skrępowany Chanyeol, kiedy był pewien, że Baekhyun w pełni wydostał się ze swojego koszmaru. Niższy pokiwał głową, ale zrezygnował z patrzenia na niego. Chanyeol nagle pomyślał o czymś, co mogło bardziej uspokoić niższego. Wstał i przejrzał szuflady Baekhyuna, w końcu znalazł Chana upchniętego w ostatniej z nich. Pospiesznie wrócił do Baekhyuna i podał mu go.
– Dlaczego go tam zamknąłeś? Ty idioto. – Chanyeol westchnął, przypominając sobie, jak kilka sekund wcześniej oczy Baekhyuna rozjaśniły się, widząc Chana, a gdy Chan był w jego ramionach, mocno przytulił go do swojej piersi. Tak mocno, jak Chanyeol trzymał jego.
Baekhyun nie powiedział nic i tylko tulił Chana, jakby od tego zależało jego życie.




Chanyeol podniósł Baekhyuna na jego łóżko i owinął go w swoją kurtkę. Teraz Baekhyun pił szklankę wody, a Chan nadal był w jego ramionach.
– Dlaczego nie powiesz mi, co ci się śniło? – zapytał Chanyeol. Czy było to takie złe, że musiałeś naprawdę krzyczeć? – Mówią, że jeśli opowiesz komuś swój zły sen, to odejdzie. – Ton jego głosu był lekki i trochę drażniący, gdy powtarzał słowa Baekhyuna z tamtego dnia, który wydawał się być odległy o całe życie. Ta beztroska ukrywała jego prawdziwą troskę. Baekhyun podniósł na niego wzrok, jego oczy były szeroko otwarte, nawet jeśli wisiały pod nimi ciemne worki, i uśmiechnął się.
– Wszystko w porządku – powiedział, dłoń, która trzymała szklankę z wodą, nadal drżała. Chanyeol przewrócił oczami.
– Jesteś pieprzonym idiotą – szepnął, kusiło go, by chwycić dłoń Baekhyuna w swoją własną i przytrzymać ją, ale tego nie zrobił. – Powiedz mi, co wydarzyło się w twoim śnie. – Z początku panowała cisza.
– Nie odpychaj mnie, Baek. Przestań mnie odpychać. – Chanyeol bał się, że Baekhyun znowu to zrobi (bardzo się bał) i nawet jeśli brzmiał desperacko, nie przejmował się tym. Baekhyun podniósł na niego wzrok zaalarmowany. Wpatrywał się tak długo, że Chanyeol był pewien, że nadal będzie trzymał buzię na kłódkę, ale w końcu westchnął.
– Ja… To nie był zły sen – zaczął z wahaniem Baekhyun. – To było… jedynie złe wspomnienie. – Złe wspomnienie? Serce Chanyeola znowu się ścisnęło.
– To zaczęło się jakoś… około urodzin Minseoka… – ciągnął Baekhyun, jego głos był cichy, jakby bał się powiedzieć o tym wszystkim, ale się zmuszał. Wtedy to wszystko się zaczęło… Pomyślał Chanyeol, jego oczy rozszerzyły się, kiedy to do niego dotarło. Teraz Baekhyun używał obu dłoni, by przytrzymać szklankę.
– Ten koszmar… ja… zabawiałem się za bardzo, prawda? – powiedział Baekhyun. Chanyeol chciał się zgodzić, chciał powiedzieć Cholera, masz rację! Teraz przestań się puszczać i wróć do mnie. Ale w zamian nie powiedział nic.
– Zabawiałem się za bardzo z tobą. – Hę? – Ja… Nie mogę uciec od tego… co trzyma mnie przy siedemnastym.
– Przez dwa miesiące o tym nie myślałem, a teraz… te koszmary przychodzą do mnie jak… Nie mogę. – Głos Baekhyuna się załamał, a on ukrył swoją twarz w dłoniach. Chanyeol przygryzł wargę, powstrzymując się od dotknięcia Baekhyuna w jakikolwiek sposób. – Przychodzą i nie przestają, jeżeli… sobie nie przypomnę. Nie… Nie przypomnę sobie o swoim miejscu.
Jakim miejscu?
– Nie mogę zapomnieć. – Uścisk Baekhyuna na szklance wzmocnił się. – Nie… mogę o tym zapomnieć.
– To… To zajmuje trochę czasu – powiedział nieco zmartwiony Chanyeol, usiłując go uspokoić, ale Baekhyun spojrzał na niego i pokręcił głową.
– To nie działa, Chanyeol. Nie musisz już pamiętać, żeby to robić.
Na początku cisza wypełniła powietrze i Chanyeol był cholernie bliski poddania się, ale później przypomniał sobie, że potrzebuje potwierdzenia.
– Powiedz prawdę – odezwał się Chanyeol, podnosząc wzrok i zebrał się na odwagę, by spojrzeć Baekhyunowi w oczy. – Czy siedemnasty jest czymś, o czym chcesz zapomnieć? – Baekhyun pokiwał głową.
– Czy to coś, co próbowałeś zapomnieć poprzez… robienie tego, co robiłeś? – Skinienie.
– No więc… Czy to zadziałało? – Krótka pauza.
– Nie – przyznał w końcu Baekhyun. – Nie… Ja… Nie wiem… Z jakiegoś powodu-
– Sprawiło, że pamiętasz, prawda? – dokończył za niego Chanyeol. Zaskoczony Baekhyun otworzył usta, ale nie wydobyły się z nich żadne słowa. W zamian pokiwał głową nieco niepewnie, a potem trochę pewniej.
– Tak.
– Więc… Co z tym, co robiliśmy przez ostatnie kilka miesięcy? Czy to sprawiło, że zapomniałeś?
–…Tak, Yeol, ale to nie-
– Podobało ci się? To, co robiliśmy?
–…Tak, ale-
– Powiedz mi, Baek. Jakie było to uczucie, gdy robiliśmy to razem?
–…Jakby… Jakby ktoś zdjął z moich ramion ciężar. – Baekhyun spojrzał na niego, jego oczy rozszerzyły się, gdy zrozumiał. – Jakbym… Jakbym był normalną osobą, która niczym nie musi się przejmować. Jakbym był prawdziwym nastolatkiem, żyjącym beztroskim życiem, jakie powinienem mieć. – Wpatrywali się w siebie. Wewnętrznie Chanyeol był podekscytowany, że to zadziałało.
– To róbmy to dalej – powiedział pozytywnie Chanyeol, ale Baekhyun potrząsnął głową.
– To z powrotem mnie nawiedza… – szepnął Baekhyun. – W koszmarach.
– Co? O czym śniłeś? – Przez chwilę Baekhyun nie odpowiadał, jego brwi były zmarszczone w skupieniu, kiedy wpatrywał się w coś bardzo odległego. Potem zamknął oczy i znów wzmocnił uścisk na szklance.
– Nie mogę od tego uciec – zaczął Baekhyun z mocno zaciśniętymi oczami. – Próbowałem zmienić swój nawyk, ale to nie zadziałało… – Niższy przygryzł wargę, a Chanyeol tylko patrzył, nie wiedząc, co innego zrobić.
– Oni… Oni powiedzieli, że nigdy nie pozwolą mi zapomnieć… – Teraz głos Baekhyuna drżał. Oni? Kim się „Oni”?  – Oni powiedzieli, że… to moja kara, ja… Jeśli nie zaspokoję wszystkich, po prostu… Oni wrócą… – Chanyeol próbował zrozumieć, kim, do cholery, są „Oni”, tak bardzo, że nie wiedział, iż Baekhyun traci kontrolę.
– Zadowalanie wszystkich… ja… muszę to robić. Teraz. – Dłonie Baekhyuna drżały tak bardzo, że woda zaczynała się rozlewać i to wyrwało Chanyeola z jego myśli. Szybko odebrał mu szklankę, postawił ją na stolę i przyciągnął niższego do siebie, oplatając swoje ręce wokół jego drobnych ramion i przysuwając go blisko swojej klatki piersiowej. Baekhyun ponownie się trząsł.
– Puść… – Baekhyun się szamotał. Pod tym kątem Chanyeol widział, jak pot występuje na czoło Baekhyuna, jego oczy otwierają się szeroko i jednocześnie zdawał się być nieobecny – jakby nie widział tego, co jest przed nim i wolał widzieć to coś w swojej głowie. – Puść mnie!
– Baekhyun, uspokój się – powiedział Chanyeol, ale Baekhyun szamotał się coraz mocniej, jego oddech stawał się nierówny, kiedy usiłował walczyć przeciwko większemu ciału Chanyeola ze słabszą siłą.
– To nie koniec. – Głos Baekhyuna brzmiał na pełen bólu. – Chanyeol, puść mnie, po prostu mnie puść. Oni nie przestaną… – Jego głos się załamał, a jednak nie płakał. Nigdy nie płakał. – Oni nie przestaną…
– Weź się w garść! – Chanyeol mocniej ścisnął Baekhyuna, upewniając się, by tulić go tak mocno, że Baekhyun nie miał nadziei na wyrwanie się.
– Muszę… w innym wypadku oni wrócą… – Baekhyun mówił bez ładu i składu, próbując się odsunąć, ale Chanyeol wzmocnił uścisk.
– Przestań się krzywdzić, Baek! Przestań to sobie robić! – syknął Chanyeol, lecz Baekhyun zachowywał się, jakby go nie słyszał. Widział, jak grzywka Baekhyuna przykleja się do jego czoła od potu, jego usta były lekko rozchylone, kiedy dyszał, a jego oczy mrugały gwałtownie, krążąc po pokoju, jakby się czegoś bał. – Nie puszczę cię, Baek. Nie puszczę. – Cisza. Baekhyun robił się zbyt zmęczony, by walczyć.
– To przeszłość, B – wyszeptał Chanyeol obok ucha Baekhyuna, jego serce ścisnęło się. Nigdy wcześniej nie czuł się tak pełen bólu, nawet przez ostatnie tygodnie, kiedy Baekhyun zmienił się w inną osobę. – Przeszłość już więcej nie może cię zranić. Nie może. Oni już nie mogą cię dotknąć.
Baekhyun próbował złapać oddech, ale wyglądało na to, że nadal hiperwentylował.
– Oni nie mogą cię dotknąć, Baekhyun. To wszystko jest w twojej głowie. Musisz pozwolić temu odejść. – Wyższy niepewnie rozluźnił uścisk i przesunął dłonie, by delikatnie pogłaskać Baekhyuna po głowie, jakby głaskał nowonarodzone dziecko.
Baekhyun przestał toczyć wzrokiem po pokoju i zdecydował się je zamknąć, robiąc duże, głębokie wdechy, co robił z przerwami, a potem je wypuszczał. Robił tak w kółko i w kółko, ale jego ciało wciąż drżało. Chanyeol nadal mógł to poczuć.
Dlaczego? Dlaczego Baekhyun musiał czuć taki ból? To był pierwszy raz, kiedy Chanyeol widział Baekhyuna tak bezbronnego, a to sprawiło, że zastanowił się, co mu się, do licha, przytrafiło, że sprawiło, iż wybudował wokół siebie tak wysokie mury, że każdy myślał, iż jest niepokonany, tylko że kiedy on naprawdę zajrzał i zobaczył, co jest w środku, nie zobaczył nic poza bólem i cierpieniem. Baekhyun był silny – za silny – i dlatego, że starał się być ciągle silny, załamał się. To bolało Chanyeola, bo wiedział, że trzymanie wszystkiego w środku, kiedyś go zabije. Jak Baekhyuna, który teraz – prawdopodobnie pierwszy raz od lat – pokazywał małą cząstkę tego, czym jest prawdziwy ból, który więził to wszystko w swoim sercu i układał to coraz wyżej, aż utworzyło pagórki i góry, dopóki pewnego dnia nie stało się zbyt przytłaczające i musiał się złamać. Chanyeol chciał chronić Baekhyuna, chciał chronić go przed całą krzywdą, która mogła zatrzymać go od spadnięcia z klifu.
– Nie tkwij już dłużej w przeszłości, Baekhyun, to nowe życie, nie jesteś sobą z przeszłości – powiedział cicho Chanyeol. – Przeszłość nie może cię skrzywdzić. Przeszłość nie może cię zranić… – Nieświadomie Baekhyun wyciągnął dłoń i chwycił koszulkę Chanyeola, mocno ściskając ją w swej pieści, ściskając i rozluźniając, ściskając i rozluźniając.
– Chanyeol… – szepnął Baekhyun, jego głos nadal był drżący i wciąż dyszał. Chanyeol wzmocnił swój uścisk.
– Jestem tu, Baekhyun. – Chanyeol, po raz pierwszy, znalazł w tych słowach najwięcej prawdy. – Nawet… Nawet jeśli mnie nie widzisz, Baekhyun, ja tu jestem. – Dlaczego? Dlaczego patrzenie na Baekhyuna w tym stanie raniło go tak bardzo? To bolało. Ten ból nie był tym piętrzącym się, który czuł przez ostatnie tygodnie, ale przychodził jako ostre ukłucia w pierś. To bolało i czuł, że jego oczy robią się wilgotne przez patrzenie na takiego Baekhyuna, spoconego i dyszącego, z udręczonym wyrazem twarzy i przez czucie go takiego, drżącego i tak drobnego w jego ramionach.
Kim był dla niego Baekhyun?
Baekhyun nadal próbował złapać oddech i wciąż się trząsł, ale zachichotał bez tchu.
– Wiesz… – zaczął mniejszy, jego powieki dalej były zamknięte, jego rzęsy spoczywały na ciemnych, ciemnych workach pod oczami. Wyglądał na bardzo zmęczonego. –…Kiedyś myślałem, że ktoś mnie uratuje. Od tego piekła. – Zaśmiał się znowu, jego śmiech był gorzki, pełen bólu.
– Czekałem. Czekałem przez lata. Ludzie, którzy wyglądali, jakby próbowali mi pomóc, w zamian głębiej wpychali mnie w tę otchłań. – Brzmiał na złamanego. Chanyeol zagryzł wargę, żeby uśmierzyć ból, który czuł w sercu, słuchając takiego Baekhyuna. – I wiesz co? Miałem dość czekania. Mam dość czekania. Nikt nigdy nie pomoże wydostać mi się z tej nory.
– Wydaje mi się, że muszę zostać w niej na zawsze – dokończył Baekhyun i znów zachichotał. Chanyeol tego nienawidził – nienawidził tego, że w tych rzadkich momentach, kiedy słyszał śmiech Baekhyuna, słyszał go właśnie takiego. Chociaż ukrywał to pod uśmieszkiem i uśmiechem albo pod swoimi okrutnymi słowami i subtelną życzliwością, Baekhyun był pełen smutku, bardziej niż ktokolwiek, kogo Chanyeol znał. – Może właśnie tam należę-
– To sam się uratuj – przerwał mu Chanyeol. Baekhyun zaskoczony podniósł na niego wzrok. Choć był zmęczony, Chanyeol nadal dostrzegał, że ten wyraz twarzy w jakiś sposób jest pełen niewinności. Prawie się uśmiechnął, a jednak nie zrobił tego.
– Nie potrzebujesz pieprzonych rycerzy w lśniących zbrojach ani żadnych przypadkowych przechodniów, żeby cię uratowali, Baek – ciągnął Chanyeol, odgarniając grzywkę Baekhyuna z jego oczu. – Sam się wyrwij z tej otchłani, do cholery. Użyj swoich własnych rąk. Kurwa, Baek, pokaż im, do cholery, na co cię stać! – Baekhyun powoli zamrugał, był zdezorientowany i nadal zaskoczony, gdy obserwował zdeterminowane i błyszczące oczy Chanyeola.
– Jesteś wystarczająco silny, wiem to. Nie potrzebujesz nikogo, żeby przyszedł i ci pomógł. Cholera, pamiętam, jak patrzyłem, jak upokorzyłeś wszystkich tych, którzy cię nienawidzą, którzy spróbowali się do ciebie zbliżyć. Nie potrzebujesz nikogo, by cię uratował. – Chanyeol poczuł, jak jego serce przytłacza silne uczucie, kiedy patrzył na twarz Baekhyuna. Nieprzytomnie zsunął dłoń z głowy Baekhyuna i pogłaskał policzek mniejszego, zanim odsunął ją. Tylko delikatnie, subtelnie. Jakby był to przypadek, którym tak naprawdę wcale nie był.
– Nie czekaj na nikogo. To, kurwa, nie działa. Musisz polegać na sobie – mówił dalej Chanyeol. Baekhyun przerwał kontakt wzrokowy, by rozejrzeć się dookoła, jakby usiłował przemyśleć sobie tę sprawę. – A… A ja ci pomogę! J-Ja pomogę ci wyrwać się z tego, co cię dręczy. – Chanyeol czuł, jak szybko bije jego serce, gdy wypowiadał te słowa i poczuł, że prawie zabrakło mu oddechu, kiedy Baekhyun ponownie na niego spojrzał, obserwując go z szeroko otwartymi oczami.
– Ja… Mogę nie być wystarczająco dobry, by samemu cię wydostać, ale… pomogę ci. Użyczę ci swojej dłoni, żebyś mógł ją złapać, w razie gdybyś znów miał spaść – powiedział nieco nieporadnie Chanyeol, jego uszy zaczerwieniły się, kiedy wyznawał coś tak dosyć żenującego i konfrontującego. Baekhyun wciąż go obserwował. – Ja po prostu… nie chcę, żebyś wszystko robił sam.
Jego słowa wisiały w powietrzu i przez moment był przerażony, że zostanie odrzucony, ale ekscytacja wysyłała ciarki wzdłuż jego kręgosłupa. Wiem, że ciężko ci zrobić wszystko samemu. Wiem, że ciężko jest się uratować, ale co innego mogę zrobić? Chcę cię uratować, Baekhyun, naprawdę, ale nie mogę. Nie jestem wystarczająco ważny czy wpływowy. Nie mogę cię uratować, nieważne, jak bardzo chciałbym być tym, który to zrobi.
Jestem pewien… Jestem pewien, że ten cały Joo-hyung był dla ciebie najważniejszy, kiedy byłeś młodszy. Jestem pewien, że gdyby zrobił to jak należy, wygrzebałby cię z tych ramion i wyleciał z tej głębokiej dziury niczym superbohater. Ale cokolwiek zrobił, wiem, że cię zranił i upewnił się, że zostałeś pogrzebany sto metrów w głębi tego piekła i właśnie dlatego przestałeś ufać.
Ale ja tego nie zrobię. Przysięgam, że będę cię chronił, jeśli będę musiał. Nie chcę, żebyś więcej razy został skrzywdzony.
W końcu Baekhyun przestał mu się bacznie przyglądać i zaśmiał się cicho. Tym razem był to bardziej wesoły śmiech niż poprzednio. I brzmiał też o wiele przyjemniej.
–…Jesteś idiotą, Yeol – powiedział Baekhyun, patrząc w dół, kiedy przeczesywał palcami swoje włosy. Chanyeol nie mógł zobaczyć wyrazu jego twarzy. – Jesteś największym idiotą, jakiego w życiu poznałem. – Wyższy poczuł, jak jego twarz robi się gorąca. Baekhyun cicho zachichotał, potem podniósł na niego wzrok i uśmiechnął się. Chanyeol poczuł, jak jego serce się zatrzymuje.
–…I najbardziej uroczym – dokończył cicho Baekhyun, jego uśmiech był nieduży, ale w jakiś sposób oszałamiający, w jakiś sposób trafiał go w serce, dokładnie tam, gdzie powinien. Gdy poczuł, jak palce Baekhyuna przypadkowo ocierają się o jego, bezwiednie chwycił je i przytrzymał, dopóki nie poczuł, jak palce Baekhyun robią się gorące od ciepła jego ciała. Kiedy Baekhyun się do niego uśmiechnął z rozmierzwionymi włosami, spoconą twarzą, oczami smutnymi, ciemnymi i wyczerpanymi, z workami pod oczami tak ciężkimi, że Chanyeol mógłby na nich usiąść oraz z policzkami suchymi od zmęczenia, Chanyeol musiał przyznać, że Baekhyun wyglądał okropnie.
Ale… wyglądał piękniej niż ktokolwiek w pamięci Chanyeola.
Właśnie wtedy Chanyeol tak nagle, a jednak w odpowiednim czasie coś sobie uświadomił. To było takie proste. Odpowiedź była tu przez cały czas. Był tylko zbyt głupi i zbyt nieświadomy albo za bardzo zaprzeczał, by to zrozumieć i zaakceptować. To było bardzo proste.
Zakochał się w Baekhyunie.




 Zaczęło się w to w noc przed egzaminem z psychologii.
Ostatnie miesiące były dla niego chwilą wytchnienia i prawie czuł się, jakby na nowo się urodził. Teraz siedemnastego Baekhyun nie mógł robić nic innego, tylko myślał, co Chanyeol zrobi jako następne. Nawet jeśli wyszli razem tylko dwa razy, to wystarczyło, by Baekhyun myślał o tym całą nocy i cały ranek.
Park Chanyeol… był kimś, kogo Baekhyun zaczął akceptować jako odrębną jednostkę. Jeśli Baekhyun musiał przyznać, powiedziałby, że Chanyeol jest kimś, kogo Baekhyun zaczął akceptować już dawno temu. Chanyeol nie był jak inni.
Może teraz byli przyjaciółmi. Ale na pewno nie wrogami, Baekhyun to akceptował.
Robienie niewinnych rzeczy jak oglądanie sklepowych wystaw czy filmu było czymś tak prostym, że Baekhyun nigdy nie pomyślałby, że jest to tak efektywne. Robił to tylko dwa razy, a jednak jego ból i cierpienie zostały zastąpione przez podekscytowanie i oczekiwanie. W jakiś sposób robienie tego z Chanyeolem sprawiało, że wszystko stawało się bardziej znośne.
Zaczynam się z tego wydostawać. Powiedział sobie Baekhyun, kiedy Chanyeol wyszedł na urodzinową imprezę Minseoka, a on miał już iść spać. W końcu się z tego wydostaję.
Jak na ironię wszystko zaczęło się tej nocy.
Biegnie. Może usłyszeć swoje własne dyszenie i odgłos swoich kroków, wbiegając do ciemnej, ciemnej alejki. Ogląda się za siebie, ale nic nie widzi. Nie może niczego zobaczyć. Tylko słyszy za sobą kroki, które stają się coraz głośniejsze, gdy ktoś podchodzi coraz bliżej.
Kiedy już myślał, że się wyrwie, w zamian dotarł w ślepą uliczkę.
Nie mając wyboru, odwrócił się, czując, jak jego ciało staje się coraz słabsze, kiedy opiera się o górującą nad nim ścianę. Kroki ustają, a jego oczy rozszerzają się, kiedy sobie uświadamia: to Oni.
Uśmiechają się z wyższością i chichoczą, starając się go otoczyć. Nie rozpoznaje ich twarzy, ale zwyczajnie wie. Baekhyun bardzo się boi, jest tak przerażony, że wolałby umrzeć niż znowu ich zobaczyć. Tak bardzo chce umrzeć. A jednak, nieważne, jak bardzo stara się uciec, zdaje sobie sprawę, że nie ma drogi ucieczki.
– Myślałeś, że się nas pozbyłeś, hę?  – odzywa się jeden, jego głos jest niski i chrapliwy, bardzo podobny do tego w jego wspomnieniach. –  Myślisz, że tak łatwo przepędzić nas ze swoich myśli?  – Chwyta Baekhyuna za włosy i podnosi go z ziemi. Baekhyun czuje ból.
– Ale wiesz co? Nigdy się nas nie pozbędziesz.Ten głos jest prześmiewczy, jak ten w jego wspomnieniach. Dokładnie taki jak ten w jego wspomnieniach. Nigdy w życiu się nas nie pozbędziesz.
– Przestań… Nie… – Baekhyun usiłuje się szarpać, ale nie może się poruszyć. Dlaczego nie może się poruszyć? Oni przyciskają go do ściany, aż brakuje mu miejsca na oddech. Ich bliskość jest wystarczająca, by sprawić, że staje się obłąkany.
– Wydaje ci się, że ten Chanyeol jest wystarczający, byś mógł o nas zapomnieć? Nie bądź głupcem.Ból. Wszędzie ból, ale najbardziej w jego umyśle. Boli go głowa. Dźwięk ich prześmiewczego głosu i szyderczego śmiechu wypełnia jego umysł, aż nie może myśleć o niczym innym. Pamiętaj, co ci powiedzieliśmy.
Zostawcie mnie w spokoju… Baekhyun chce płakać i krzyczeć, ale nawet nie może otworzyć ust.
– Zostałeś stworzony, by wszystkich zaspokajać. Tylko do tego się nadajesz, ty bezwartościowy kawałku gówna.. –  Nie… Nie znowu… Nikt cię nie kocha. Oni tylko pragną cię ze względu na twoje ciało, chcą, żeby twoje małe słodkie usta ssały ich kutasy i chcą pieprzyć twój mały, śliczny tyłek. Tyle. To jest  zakres twojego istnienia.
Nie… Przestań…
– Tego też chce Park Chanyeol. Wszyscy chcą twojego ciała, nie ciebie. Chcą tylko zabawki do pieprzenia, która może ich słuchać, a ty właśnie tym jesteś.
Proszę… nie…
– Wyobraź sobie, kim byś był, gdybyś nie mógł zrobić nawet czegoś tak prostego jak to. Wyobraź sobie, kim byś się stał, gdybyś nie mógł zaspokajać. Byłbyś niczym. Byłoby lepiej, gdybyś umarł. –  Nie… Nie…
– Bądź dobrym chłopcem. Bądź dobrą zabawką do pieprzenia.
Wtedy Baekhyun obudził się, pocąc się i drżąc. To wszystko wróciło i tym razem był bardziej wyraziste niż kiedykolwiek. Nawiedzało go. Ich uśmieszki, ich dłonie…
Byłbyś niczym.
Właśnie tak, byłby niczym. Byłby bezużyteczny i nikt by go nie kochał. Baekhyun musiał ich słuchać, bo inaczej nie zostawią go w spokoju. Bo inaczej naprawdę będzie niczym.
Łapiąc powietrze, Baekhyun desperacko otworzył drzwi i pospiesznie wyszedł.
Tej nocy, kiedy Chanyeol wrócił i natychmiast zapadł w sen, Baekhyun zamęczał się, próbując zaspokoić wszystkich dziesięciu mężczyzn, których poznał w najbliższym barze.




To czas, by przestał grać. To prawda. Naprawdę nie mógł uciec.
Baekhyun pofarbował włosy, mając nadzieję, że to jakoś sprawi, że nie zostanie przez nich rozpoznany, a może przestaną nawiedzać go w snach. Baekhyun malował oczy kredką i cieniem, by ukryć swoje zmęczenie, głównie dlatego, że za każdym razem, kiedy usiłował zasnąć, oni wracali, wypełniając wszystkie jego myśli swoimi słowami i uśmieszkami. Nie mógł spać. Jeśli spał, oni wracali, bardziej bezwzględni niż kiedykolwiek.
Ale podjął środki ostrożności. Upewnił się, by wziąć pod uwagę każde słowo, które mu powiedzieli w jego myślach, upewniał się, by zaspokajać wszystkich mężczyzn, którzy od dawna zawieszali na nim oko, nawet tych, do których nie chciał się zbliżać. To było męczące, bardziej męczące niż cokolwiek, co kiedykolwiek robił i czasami naprawdę chciał zwyczajnie wtoczyć się w otchłań i umrzeć. A jednak wiedział, że gdyby to zrobił, oni już zawsze by go nawiedzali.
Każdy mężczyzna czegoś od niego chciał – jedni chcieli to robić ostro, inni preferowali BDSM, kolejni lubili zabawki, jeszcze inni woleli seks grupowy… i Baekhyun to wszystko robił. Bolało go gardło i tyłek, co więcej czuł ból w całym ciele, w środku i na zewnątrz. Nawet wtedy, kiedy wszystko bolało go tak bardzo, że ledwie mógł się ruszać, jedyną rzeczą, która sprawiała, że robił to dalej, było To jest to, do czego jestem stworzony.
Utrzymywanie wizerunku zbyt pewnego siebie, seksownego Baekhyuna także było męczące. Ale co innego miał zrobić? To była jedyna rzecz, w której był dobry.
On i Chanyeol za bardzo się różnili. Próbował powrócić do swojego niewinnego „ja”, gdzie liczyła się tylko jakość jedzenia kupionego na ulicy i kółka, na które uczęszczał w college’u, ale koszmary niczym uderzenie w twarz przypominały mu, że jest to coś, czego nigdy nie będzie mógł mieć. Ponieważ na to nie zasługuje.
I tęsknił za Chanyeolem. Bardzo mu go brakowało.
Wiedział, że to samolubne, ale wydawało się, że nie może całkowicie zerwać kontaktu z Chanyeolem. Chanyeol jakoś wszedł w jego życie w taki sposób, że Baekhyun nie mógł go wypchnąć, nawet gdyby chciał. Kiedy widział Chanyeola, był rozdarty między chęcią porozmawiania z nim a chęcią ignorowania go. Gdy był z Chanyeolem, wtedy nienawidził siebie najbardziej.
Ponieważ kiedy w takim stanie rozmawiał z Chanyeolem, jakby był największą dziwką i był z tego dumny, czuł się bardzo nieszczęśliwy. Wolałby umrzeć niż pozwolić Chanyeolowi zobaczyć siebie takiego.
Przypomniał sobie czas, kiedy unikał tego pokoju przez cały tydzień i nie widywał Chanyeola. Pamiętał, że czuł się wtedy martwy, samotny i pusty, nawet jeśli te wszystkie członki wypełniały go całego. Pamiętał, że czuł się tak pusty, że stał się otępiały i obojętny, aż nawet nie mógł zachowywać się tak, jakby pieprzenie się było jego ulubionym hobby. A kiedy w końcu zebrał pieprzoną odwagę, by wrócić do swojego pokoju, pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, gdy otworzył drzwi, był Chanyeol.
I kiedy ujrzał Chanyeola, przypomniał sobie, że jego serce skręciło się z bólu i szczęścia.
Czym było to uczucie?
A gdy Chanyeol się do niego odwrócił, jego oczy były zmęczone, Baekhyun poczuł, jak to samo uczucie jeszcze bardziej w nim narasta. Ty idioto. Pamiętał, że tak pomyślał. Powinieneś sypiać więcej.
Pamiętał wyraz twarzy Chanyeola, kiedy wtedy rejestrował zmianę Baekhyuna. Tak wiele emocji przewinęło się przez jego twarz, a jednak Baekhyun nie potrafił odczytać żadnej z nich. Może to dlatego, że nie chciał.
– Gdzie… Gdzie byłeś przez ostatnie kilka dni? – Dlaczego musisz zadawać to pytanie? Baekhyun nie chciał powiedzieć, ale również nie chciał kłamać.
– Puszczałem się – powiedział, starając się, by jego głos był stabilny i normalny.
– Dlaczego? Dlaczego wciąż to robisz? – Nie pytaj mnie. Proszę, nie. – Czemu chociaż raz nie możesz przestać się puszczać? – Nie patrz na mnie w ten sposób. Przestań na mnie patrzeć.
– Lubię pieprzyć się z ludźmi, czy to problem? – Nie, nie lubię. Chcę, żebyś zobaczył, że tego nie lubię, ale nie chcę, żebyś to zobaczył.
– Jesteś pieprzoną dziwką. Dziwką. – Wiem. Wiem, więc, proszę, przestań mi to mówić.
– Jestem dziwką. To moja tożsamość. – Właśnie tym jestem. Nie mogę tego zmienić.
– Wróciłeś do swoich starych nawyków. – Moje stare nawyki… Zawsze taki byłem. Próbowałem się tylko z tego wyrwać. Ale teraz widzę, że nie mogę.
– Zawsze taki byłem i zawsze taki będę. – Ta myśl… jest taka przerażająca, że już się nie boję.
– Ludzie się zmieniają.
– Nie mogę się zmienić.
– Próbowałeś w ogóle? – Nie masz pojęcia.
– Oczywiście, że próbowałem. Przez te ostatnie tygodnie próbowałem, Chanyeol. Ale teraz wiem – nie mogę się zmienić, nieważne, jak bardzo bym próbował. – Dlaczego ci to mówię? Przestań. Przestań. Skończ rozmawiać.
Zostałeś stworzony, by wszystkich zaspokajać. Tylko do tego się nadajesz, ty bezwartościowy kawałku gówna..”
Zostałeś stworzony, by wszystkich zaspokajać. Tylko do tego się nadajesz, ty bezwartościowy kawałku gówna..”
Zostałeś stworzony, by wszystkich zaspokajać. Tylko do tego się nadajesz, ty bezwartościowy kawałku gówna..”
Zostałeś stworzony, by wszystkich zaspokajać. Tylko do tego się nadajesz, ty bezwartościowy kawałku gówna..”
Nie…
Baekhyun nigdy w życiu nie czuł takiej sprzeczności, był rozdarty między próbą słuchania głosu w swojej głowie a próbą unikania wszystkiego, co wiązało się z Chanyeolem. Nie, on jest zbyt niewinny. Nie, jest zbyt czysty. Nie… On na to nie zasługuje.
Nie zasługuje na mnie.
Zostałeś stworzony, by wszystkich zaspokajać. Tylko do tego się nadajesz, ty bezwartościowy kawałku gówna..”
Bądź dobrym chłopcem. Bądź dobrą zabawką do pieprzenia.”
Nie…
Zanim Baekhyun zdołał się powstrzymać, już był obok Chanyeola, usiadł blisko niego. Za blisko. Baekhyun nie mógł oddychać.
– Nie ulżyłeś sobie od jakiegoś czasu, prawda? – Dlaczego ja to mówię? Przestań! Skończ z tym! A jednak jego głos był pomrukiem, używał flirtującego tonu, który wykorzystywał z wszystkimi innymi mężczyznami, z którymi do tej pory się pieprzył, i którego nie lubił. Przestań! Dlaczego go dotykasz?
– A może… obsłużyłbym cię? – Nie… Nie… Dlaczego to robisz? Dlaczego ja to robię? Baekhyun nie wiedział, co ogarnęło jego ciało – może działał pod wpływem strachu. Lecz nadal bardzo się bał. Bał się, że Chanyeol spojrzy na niego z obrzydzeniem. Kiedy spojrzał Chanyeolowi w oczy, nienawidził siebie bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Nienawidził siebie. Bardzo się nienawidził.
Wtem Chanyeol odsunął się, jakby dotknął ognia. Baekhyun pamiętał, że jego serce biło tak szybko, że bał się, iż może wypaść mu przez usta. Z drugiej strony może tak byłoby lepiej – w ten sposób by umarł i nigdy więcej nie musiałby już słyszeć głosów w swojej głowie.
Wtedy nigdy nie zobaczyłby wyrazu obrzydzenia na twarzy Chanyeola.
Ale i tak go zobaczył. Ten sam wyraz był w szeroko, szeroko otwartych oczach Chanyeola – nie obrzydzenie, ale przerażenie. A jednak, chociaż to uczucie było niczym tysiąc dźgnięć w kość, nawet kiedy patrzył, jak Chanyeol ucieka od niego, Baekhyun nic nie mógł poradzić na to, że poczuł ulgę.
Dzięki Bogu… Dzięki Bogu, że nie zepsuł Chanyeola.
Przepraszam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz