rating: PG-13
Chanyeol
zaczynał tego nienawidzić.
Tego
unikania, tego ignorowania…
Tego…
wzajemnego udawania, że nie istnieją.
To
głupie. Męczące.
To
czas, by Chanyeol zaprzestał tej pogoni w stylu Toma i Jerry’ego. To czas, by
zakończył tę niekończącą się i bezcelową grę.
–
Wydaje mi się, że musimy porozmawiać – powiedział Chanyeol, kiedy Baekhyun
wrócił z czegokolwiek, co robił. Nienawidził, gdy niższy na niego nie patrzył,
a właśnie to teraz robił. Baekhyun zachowywał się, jakby nawet nie usłyszał, co
powiedział Chanyeol.
–
Baek- – zaczął Chanyeol, ale mniejszy nadal zajmował się tym co wcześniej,
jakby Chanyeol wcale nie istniał.
–
Baekhyun, Baek, Byun Baek, B.B, Bae, Baekhyunnie, Baekhyun-ah, Baekkie,
Baek-a-Pie, B- – Chanyeol nie powiedział nic więcej, bo niespodziewanie
Baekhyun odwrócił się i patrzył na niego dziwnym wzrokiem.
–…Jak
mnie nazwałeś?
Chanyeol
był nieco zbity z tropu i nagle nie pamiętał nic z tego, co powiedział kilka
sekund temu.
–
Nie nazywaj mnie tak więcej – odezwał się cicho Baekhyun, po czym odwrócił się
i znowu zajął się swoimi sprawami.
–
Co? Jak właśnie cię nazwałem? – zapytał zdezorientowany Chanyeol. Baekhyun
zignorował go.
–
Baekhyun! – wrzasnął Chanyeol, kiedy niższy wziął swoją książkę, oparł okulary
na czubku swego nosa i przygotowywał się do wyjścia. Panikując, Chanyeol
pospieszył naprzód, gdy Baekhyun zaczął otwierać drzwi i zamknął je. Później
podszedł do Baekhyuna, ale z każdym krokiem w przód, Baekhyun instynktownie
robił krok w tył, dopóki nie został przyparty do swej własnej szafy.
–
Baekhyun… – Głos Chanyeola był zniżony, chrapliwy, gdy powoli kładł swoje
przedramiona na drewnianej szafie, zatrzymując Baekhyuna swoimi ramionami,
więżąc Baekhyuna w jego osobistej przestrzeni.
Chanyeol
nie mógł oddychać.
Baekhyun
był tak blisko i nagle jego serce krzyczało, a jego dłonie pociły się, czuł, że
tak cholernie brakowało mu oddechu, a
jednak Baekhyun stał w miejscu, jakby był to każdy normalny dzień. Tylko że tym
razem pierwszy raz od kilku dni podniósł wzrok zaskoczony ich nagłą bliskością,
jego oczy natychmiast zrobiły się szerokie i niewinne.
Baekhyun
był tak blisko, a Chanyeol… Chanyeol…
Chanyeol
chciał go pocałować.
–
Ja… muszę ci coś powiedzieć… – rzekł w zamian, przełykając swoje pragnienia,
kiedy starał się skupić na Baekhyunie, który w momencie miał pustkę w głowie. –
I tak nie możesz uciec-
Bam!
Chanyeol
poczuł tam w dole oszałamiający ból i
zanim się zorientował upadł na ziemię, trzymając się za jądra i zwijając z
bólu. Nawet w bólu Chanyeol wiedział, że Baekhyun właśnie kopnął go kolanem w
krocze. Nigdy w życiu nie czuł tak oszałamiającego bólu, takiego, że czuł, jak
mdleje. Więc to tak czują się zawodowi
piłkarze, kiedy uderzy ich tam piłka…
–
Baekhyun… Ty mały pojebie, ty… – wydyszał Chanyeol, otwierając i zamykając oczy
i widząc fragment stojącego nad nim Baekhyuna, potem zobaczył, jak Baekhyun
przygotowuje się do wyjścia.
–
Zaczekaj! …Ty sukinsynu, nawet nie… zamierzasz mnie wysłuchać? – krzyknął
Chanyeol właśnie wtedy, gdy drzwi się otwarły. Chanyeol zacisnął oczy i usiłował
wstać z tej głupiej, przeklętej podłogi, nie chcąc widzieć, jak Baekhyun
zostawia go i zatrzaskuje drzwi, jednak poczuł, jak jego serce upada, gdy drzwi
w rzeczy samej się zatrzasnęły.
Kurwa, kurwa, kurwa. Myślał
Chanyeol, kiedy został sam w pokoju. Był bardzo bliski płakania z frustracji. Nie, nie, nie, nie, nie… Poczuł, jak łzy
zbierają mu się w kącikach oczu. Cholera,
cholera, cholera, cholera, cholera… Wolałby zakopać się pod ziemią niż
płakać nad takim sukinsynem jak Byun Baekhyun.
–…Wszystko
w porządku? – wymamrotał cichy głos i kiedy zszokowany Chanyeol otworzył oczy,
zobaczył Baekhyuna opierającego się o zamknięte drzwi. Widział, jak Baekhyun
przykuca i poczuł, jak dłonie łapią jego rękę, by pomóc mu wstać. Zapach
truskawek i miodu wdarł się do jego nozdrzy, a to w jakiś sposób sprawiło, że
nieznośny ból na moment zniknął. Poczucie winy było widoczne w jego marsie,
kiedy wciągał Chanyeola na swoje łóżko.
Oczywiście, że nie mam się,
kurwa, w porządku, spędziłem ponad dwa tygodnie, nie rozmawiając ze swoim
współlokatorem, myślisz, że jest w porządku, pieprz się, pieprz się za to, że
mnie tam kopnąłeś, a potem mnie o to zapytałeś i pieprz się głównie dlatego, że
przez ciebie muszę czuć wszystkie te dziwne uczucia i nie powinienem się,
cholera, przejmować, a jednak jest to coś, czego nie rozumiem i to wszystko
przez ciebie-
–…Tak
– odparł Chanyeol, kiedy Baekhyun delikatnie popchnął go na łóżko, podpierając
go o poduszkę. Zapach Baekhyuna był silniejszy na jego łóżku. To nie pomagało,
a jednak przynosiło kojące uczucie sercu Chanyeola.
–
Za zrobienie tego… – Baekhyun urwał. Chanyeol zastanawiał się, kiedy, do
cholery, Baekhyun zrobił się taki cichy. Jego głos był gładki jak dźwięk
spokojnych fal, jak cisza przed burzą, ukrywająca tak wiele i jednocześnie nie
skrywająca nic pod swymi warstwami. –…Przepraszam.
Baekhyun
brzmiał jak skrzywdzony szczeniak, chociaż ton jego głosu tego nie ujawniał, a
jednak Chanyeol w jakiś sposób rozpoznał go, ponieważ… ponieważ po prostu
wiedział. Po prostu wiedział, co Baekhyun czasami czuł, nawet jeśli nikt inny
tego nie wiedział.
–
Podejdź do swojego biurka – powiedział Chanyeol, trochę brakowało mu tchu.
Baekhyun poszedł, rzadko był tak posłuszny. – Weź Chana. – Baekhyun wziął. –
Wróć. – Baekhyun wrócił. Ogarnęła ich cisza, ale Baekhyun wiedział, czego chce
Chanyeol i mocniej przytulił misia do swej piersi.
Dlaczego,
do licha, Chanyeol go pocieszał? Czy to nie on powinien być tym pocieszanym? W
końcu jego jądra właśnie zostały zmiażdżone przez bardzo, bardzo kościste
kolano.
–
Do Kyungsoo – odezwał się Chanyeol, a Baekhyun w momencie zesztywniał przez to
imię. – Ja… nie lubię Do Kyungsoo.
Baekhyun
mocniej przycisnął do siebie Chana. Chanyeol nie mógł nic poradzić na to, że
wewnętrznie zachichotał i pomyślał: urocze.
–
Już go nie lubię. Kiedyś go lubiłem, ale teraz już nie.
Cisza.
–
Więc przestań bawić się w to uciekanie, Baekhyun. Nieważne, jak bardzo Kyungsoo
myśli, że możesz nas blokować albo jak ty myślisz, że możesz nas blokować, nie
robisz tego. Przestań próbować być idealnym przyjacielem chcącym pomóc swojemu
dobremu przyjacielowi. Kyungsoo obiecał mi, że chce, byśmy pozostali
przyjaciółmi. – Cisza.
–
Już przestań. Skończ ode mnie uciekać. Nie potrafię już dłużej lubić Kyungsoo,
nieważne, jak bardzo próbuję, wiem, że już nie będę go lubił – oznajmił
Chanyeol. – Szczerze, nie czuję tego w stosunku do niego.
Może
to sposób, w jaki prześwitywała jego pewność siebie, kiedy to mówił,
przeciwstawiając się zwykłemu wahaniu, które ciągle pojawiało się w jego tonie.
To dziwne, ponieważ Baekhyun wiedział, że ten pewny siebie Chanyeol to
Chanyeol, który patrzył mu w oczy podczas wszystkich tamtych razów wzrokiem,
który wydawał się być przepełnionym dużą ilością szczerości, i mówił inne wiarygodne
słowa. I to naprawdę było wiarygodne, ponieważ wypowiedział to Chanyeol.
–
Dobrze.
I
po raz pierwszy od lat Baekhyun naprawę, naprawdę komuś uwierzył.
–
Myeonnie… – zaczął Kris chorym z miłości głosem, chwytając swoje warzywa i
ułożył je na talerzu Joonmyuna. – Powinieneś jeść zdrowiej. – Joonmyun
zignorował go, ale ostatecznie podniósł kawałki warzyw swoimi pałeczkami i
wsunął je sobie do ust. Tylko ten jeden czyn sprawił, że Kris uśmiechał się jak
szaleniec. Dla Chena, który siedział naprzeciwko, było to śmiechu warte.
–
Och, daj sobie spokój, Kris – powiedział śmiertelnie poważne Chen. – On tylko
cię toleruje. – Kris posłał mu groźne spojrzenie.
–
I kto to mówi, Chen. – Kris przewrócił oczami, ale kiedy odwrócił się do
Joonmyuna, wyraz jego twarzy na powrót stał się chory z miłości. – Nie widzę
żadnego postępu u ciebie i Minseoka.
Chen
kipiał ze złości, chwytając kość i rzucił nią w kierunku Krisa. Na szczęście
kość poszybowała tuż nad uchem Krisa, nieznacznie go omijając. Starszy wyrwał
się z letargu, zanim spojrzał na Chena szeroko otwartymi oczami.
–
Czy możemy nie walczyć? – krzyknął Jongin, bojąc się o swoje własne życie, gdyż
siedział obok Chena. Kris w końcu się uspokoił.
–
Joon-hyung, czy mógłbyś panować nad swoim facetem? – jęknął Jongin, jednak
Joonmyun nie powiedział nic, dalej cicho jedząc. Kris wydawał się być
zadowolony z tego tytułu.
–
Mnie przynajmniej Minseok odpowiada… – mruknął Chen.
–
Joonmyun przynajmniej mnie nie odrzucił… – odpowiedział mruknięciem Kris.
Właśnie wtedy Kyungsoo przyniósł swoją tacę do stolika i zajął miejsce obok
Jongina.
–
Cześć – przywitał się. – Co się dzieje?
Jongin
jęknął i zrobił wszystko, co w jego mocy, by nie schować twarzy w dłoniach. –
Mam przeczucie, że dojdzie do katastrofy…
–
Hę?
–
Za trzy… dwa… jeden.
–
CZY WŁAŚNIE, KURWA, RZUCIŁEŚ WE MNIE OGÓRKIEM?! – Głos Baekhyuna przebił
wszystkie inne. Kyungsoo odwrócił się, aby zobaczyć, jak Chanyeol i Baekhyun
ścigają się, by tam dotrzeć, ich tace niepewnie chwiały się w ich dłoniach.
–
CO JEŚLI TAK? – odkrzyknął Chanyeol. – OSTATNIM RAZEM JAK SPRAWDZAŁEM, MIAŁEŚ
OGÓRKA POD PODUSZKĄ. – Później zaśmiał się zwycięsko, złośliwie i głośno.
Baekhyun zmrużył oczy, ustawiając tacę na brzegu ich długiego stolika, Chanyeol
zrobił to samo.
–
Ty właśnie nie… – Głos Baekhyuna był cichy, niski i całkowicie niebezpieczny. Kris i Chen natychmiast
przestali się kłócić, sztywno odwracając głowy, by spojrzeć na Baekhyuna, który
kipiał ze złości. Uśmiech Chanyeola zniknął.
–…Trzy
dni… Trzy pieprzone dni… – ciągnął
Baekhyun, jego głos był zaledwie szeptem, ale cała stołówka milczała. Ludzie
znali Baekhyuna i wiedzieli, że Baekhyun ma zły humor, gdy mówi w ten sposób.
Chanyeol wyraźnie przełknął ślinę, powoli robią krok do tyłu. –…czucia zapachu
tego gówna… pod moim pierdolonym
nosem… – Chanyeol wiedział, że to jest to i odwrócił się, po czym zaczął
uciekać.
–
JESTEŚ, KURWA, MARTWY! – krzyknął Baekhyun, biegnąc za nim. Chanyeol wiedział,
że to robi. Na szczęście miał długie nogi, a to dawało mu przewagę. Jego wadą
był brak kondycji.
–
Mówiłem. – Jongin westchnął, słysząc trzaśnięcia po drugiej stronie stołówki.
Ludzie już patrzyli, większość kibicowała Baekhyunowi ze względu na jego
popularność, inni dopingowali Chanyeola tylko po to, by zachować równowagę. Kyungsoo
ze współczuciem poklepał Jongina.
–…Dlaczego
tu jesteśmy? – Chan przekręcił głowę i szepnął do Krisa, który w milczeniu stał
obok niego. Potrząsnął głową równie zdezorientowany.
Cała
dwunastka stała w gabinecie dyrektora, przed dyrektorem, który patrzył na nich
krytycznym wzrokiem.
–
Dzieci, wiem, że to college, chcecie się bawić i tak dalej… – zaczął, próbując
zignorować fakt, że Baekhyun i Chanyeol usiłują zapatrzeć się na siebie na
śmierć. –…Ale czy konieczne jest zaśmiecanie całej stołówki?
–
Tak – Baekhyun i Chanyeol powiedzieli w tym samym czasie. Yi Xing stał tam
nieco rozmarzony, Joonmyun trochę nerwowy, a Kyungsoo wiedział, że nic z tego
nie jest jego sprawą, a jednak i tak został w to wciągnięty.
Dyrektor
westchnął.
–
Otrzymuję od innych studentów wiele skarg, że… kiedy zbierze się cała wasza
dwunastka, nie dzieje się nic dobrego. Nic. Czują się przy was zagrożeni i
jeśli jeszcze nie zauważyliście, ostatnio unikają siadania w pobliżu waszego
stolika. – Cisza wypełniła całe pomieszczenie. No i co? Chciał zapytać głośno Chen, głównie dlatego, że był
ciekawy, co to miało z nimi wspólnego.
–
Kilka osób powiedziało, że ukradliście im jedzenie albo że przypadkiem w nich
rzuciliście, albo że byli celem waszych groźnych spojrzeń, i tak dalej… – Dyrektor
otwarcie spojrzał na Krisa, Tao i Sehuna.
–
A teraz, kiedy złamaliście cały
stolik… – Dyrektor odwrócił się do Baekhyuna i Chanyeola, którzy wydawali się
być nim niezainteresowani. Chanyeol w zamian usiłował zawiesić rękę na ramieniu
Jongina, żeby uszczypnąć Baekhyuna. Baekhyun starał się odepchnąć Jongina, by
nadepnąć Chanyeolowi na stopę i wykręcić mu ucho. –…To całkowicie wymknęło się
spod kontroli.
–
Po prostu za to zapłacę. Wielka sprawa – powiedział Baekhyun trochę wymuszenie,
kiedy poczuł pieczenie uszczypnięcia w ręce i patrzył, jak Chanyeol
powstrzymuje uśmiech. Jongin westchnął wewnętrznie. Dyrektor westchnął
naprawdę.
–
Nie może pan cały czas za to płacić, panie Byun. Mam nadzieję, że już to pan
zrozumiał.
–
Kto się tym przejmuje? To tylko mały stolik-
–
Pozwól, że powiem ci to wprost, Baekhyun. – Nagła ostra zamiana w tonie głosu
dyrektora powstrzymała Baekhyuna i z zaciekawieniem odwrócił się do starszego.
– Gówno mnie obchodzi, czy masz pieniądze, by kupić całą tę szkołę. Nie mam
czasu, żeby, do cholery, wymieniać każdą jedną rzecz, którą zepsujesz. Dyrektor
ma więcej do robienia niż to, tak jak ty masz więcej rzeczy do roboty niż
granie w berka ze swoim chłopakiem – zadrwił. Nagle całe milczenie przeskoczyło
na nowy poziom. Większość wstrzymywała oddech.
–
Niech pan posłucha, dyrektorze, rozumiem, skąd pan wyciąga-
–
Proszę pana, widzę pańską frustrację, ale dlaczego, do cholery-
–
Zamknąć się. – Dyrektor wyciągnął dłoń. – Wiecie co? Zamierzam, cholera, zmusić
was do dzielenia jednego pieprzonego pokoju, dopóki nie zaczniecie, kurwa,
współpracować. A jeśli to nigdy nie nastąpi, to będziecie razem na zawsze.
Rozumiecie? – Cisza. – A teraz, wszyscy
macie zakaz jedzenia w stołówce. Wszyscy. Możecie zabrać stamtąd jedzenie, ale
kiedy to zrobicie, musicie zmykać i znaleźć inne miejsce do spędzania czasu.
Rozumiecie? – Cisza.
–
Znikajcie.
Drugi
siedemnasty, odkąd Chanyeol złożył Baekhyunowi obietnicę.
–
Jak dzisiaj zamierzasz zmarnować mój czas? – zapytał odrobinę żartobliwie
Baekhyun, tym razem jego usta uśmiechały się bardziej niż wcześniej tego dnia w
miesiącu. To dobrze, szedł do przodu. Chanyeol przewrócił oczami, lecz
uśmiechnął się figlarnie, jego brew była wyzywająco uniesiona do góry.
–
Co powiesz na horror?
–
Cholera, cholera, cholera, cholera, cholera… – szeptał Chanyeol tylko po to, by
zagłuszyć krzyki w całej sali. Kurczowo złapał się podłokietnika łączącego ich
fotele i chociaż prawie nikogo nie było, Chanyeol wciąż pamiętał, by nie wydać
żadnego szczególnie głośnego dźwięku. Ale cholera, ten film był straszny!
–
Zamknij się, co? – syknął Baekhyun, odsuwając się od faktu, że Chanyeol
zajmował prawie połowę jego miejsca. – Po prostu oglądaj.
–
Kto w ogóle wybrał ten film, do cholery? – narzekał cicho Chanyeol, wiedząc, że
prawdopodobnie tej nocy nie zaśnie. – Pieprzony idiota, może się pierdolić.
–…
–…Najgorszy
błąd mojego życia – mruknął Chanyeol, chowając swoją głowę w ramionach, kiedy
Baekhyun podniósł wzrok na ekran właśnie, gdy kolejny krzyk sprawił, że
Chanyeol wychodził ze skóry. Usta niższego wykrzywiły się w lekkim,
triumfującym uśmiechu.
–
Zgadnij, kto dzisiaj nie będzie spał… – wymamrotał cicho Baekhyun. Chanyeol
tylko chciał, żeby się zamknął. Ale z drugiej strony nie chciał tego, ponieważ
jeśli Baekhyun przestałby mówić, nic innego nie odwracałoby uwagi Chanyeola.
–
Zgadnij, kto ma jutro egzamin…
O cholera.
Chanyeol
sapnął cicho, słysząc przerażającą muzykę huczącą z głośników nad nim, a potem
szaleńczy śmiech mordercy i kurczowo złapał się podłokietnika ze wszystkich sił.
Jego łokieć otarł się o łokieć Baekhyuna, ale w tamtym momencie się tym nie
przejmował, ponieważ chciał jedynie mieć już to za sobą. Nie mógł uwierzyć, że
robił to z nadzieją, że wystraszy Baekhyuna, a na końcu to on był tym, który się bał.
Na
sali panowała cisza. Mógł usłyszeć oddech dziewczyny, który pasował do jego
oddechu.
Wtem
nagle dał się słyszeć zgrzyt skrzypiec i Chanyeol potrafił wyobrazić sobie tego
mężczyznę z przerażającym uśmiechem, kiedy podchodził coraz bliżej i bliżej, i
bliżej-
Baekhyun
zachichotał.
Chanyeol
poczerwieniał i przygryzł wargę, zanim zerknął ponad ramieniem tylko po to, by
pokazać Baekhyunowi, że nie jest tchórzem i może sobie pozwolić na przynajmniej
jedno spojrzenie. Zły pomysł. Akurat kiedy podniósł wzrok, zbliżenie na twarz
mężczyzny zajęło cały ekran, jedno oko było nabiegłe krwią, a drugie puste.
Chanyeol od razu się wzdrygnął i ukrył z powrotem w swoich ramionach, tym razem
nie przejmując się nawet wtedy, kiedy Baekhyun miałby się z niego śmiać i drwić
przez następny dzień (albo do końca życia). Nie zamierzał ryzykować życia, by
znowu spojrzeć.
Ale
zamiast drwić i nazywać go tchórzem, Baekhyun bez słowa przysunął się bliżej.
Chanyeol nawet by tego nie zauważył, gdyby palce Baekhyuna nie ocierały się o
jego. Zszokowany Chanyeol momentalnie zastygł, zapominając o przerażeniu, które
kontrolowało wszystkie jego wcześniejsze ruchy. Tym razem jego serce pędziło
nie z powodu mordercy w filmie, ale dlatego, że Baekhyun powoli odginał jego
palce z pięści, zanim delikatnie ujął ją w swoją własną.
Co do…
–
Zamknij się, dzieciaku – wyszeptał nad nim Baekhyun i chociaż była to obelga,
Chanyeol nie postrzegał tego w ten sposób. W istocie Baekhyun próbujący go
uspokoić był dziwny i inny, i naprawdę dziwny, ponieważ nigdy nie zrobił nic
tak odważnego wobec Chanyeola. Co on, do cholery, wyprawiał?
Co
Chanyeol zrobił, że sprawił, iż Baekhyun taki był?
Czy
Baekhyun… w końcu akceptował ich jako kogoś więcej niż wrogów, więcej niż
przeszłość?
Co
się właśnie, do diaska, działo?
To
dziwne, szalone, obce, a jednak dawało poczucie nadziei sercu Chanyeola.
Baekhyun zaczynał widzieć go nie jako Joo-hyunga, tajemniczego mężczyznę, który
w jakiś sposób zniszczył pogląd Baekhyuna na świat. Baekhyun zaczynał się na
niego otwierać, zaczynał widzieć go jako jednostkę… Baekhyun… czy Baekhyun
zaczynał mu ufać?
Dlaczego
w ogóle Chanyeol się przejmował?
Wtedy
Chanyeol zrozumiał. To było to. To dlatego,
że Chanyeol przejmował się Baekhyunem, właśnie dlatego był tak szczęśliwy i
zadowolony, gdy Baekhyun był dla niego miły, kiedy ukazywały się jakiekolwiek
znaki, że Baekhyun w końcu wydostawał się z przeszłości.
Przejmował
się.
Byun
Baekhyun. Ale numer. Kiedyś nienawidził Baekhyuna do szpiku kości, jakoś pół
roku temu, a teraz przejmował się Byun Baekhyunem.
To
znaczyło, że Chanyeol nie tylko przestał go nienawidzić, ale zaczął widzieć go
jako kogoś więcej niż współlokatora?
Może…
może…
…Jako
przyjaciela?
–
Czemu, do cholery, dalej się trzęsiesz? – Baekhyun spojrzał na niego z
krytycznym wyrazem twarzy, gdy Chanyeol wytaczał się na drżących nogach z kina.
–
Nigdy… nie przypuszczałem, że to takie… straszne… – wydyszał Chanyeol, już
nawet nie starając się ukrywać swojego strachu. Pieprzyć jego dumę – miał tylko
nadzieję, że będzie dobrze spał!
–
Jest już dość późno… – powiedział Baekhyun, spoglądając na zegarek – 00:25.
Chanyeol przewrócił oczami i zaśmiał się szyderczo.
–
Mówisz to ty, który wracasz do domu między trzecią a czwartą nad ranem.
–
Dla mnie to nie jest późno – odparował Baekhyun. – To późno dla ciebie, ty
Duży, Gruby Dzieciaku.
–
Zamknij się! Wcale nie jest! – odrzekł gwałtownie Chanyeol, obelgi Baekhyuna
natychmiast postawiły go na nogi, kiedy zaczął powoli się wycofywać.
–
W takim razie czy jest coś, co chciałbyś robić?
Chanyeol
rozejrzał się dookoła i właśnie został uderzony zimnym, nocnym powietrzem. Przynajmniej
nie było już tak zimno. –…Nic szczególnego.
–
To wracajmy do domu – odparł Baekhyun, odchodząc dumnym krokiem. Chanyeol
wpatrywał się w drobne plecy Baekhyuna, zanim pobiegł za nim.
–
Chociaż na mnie poczekaj! Palant! – krzyknął. Baekhyun odebrał to jako znak i
Chanyeol przysięgał, że widział, jak
twarz Baekhyuna rozciąga się w zwycięskim uśmiechu, nim niższy zaczął biec z
powrotem do szkoły.
–
DUPEK! – wrzasnął Chanyeol, goniąc za nim. Był na wpół czujny na wypadek, gdyby
pewien facet z nabiegłym krwią okiem i dziurą w oczodole podążał za nim.
Noc
była odstraszająca i Chanyeol nigdy wcześniej w życiu nie był tak przerażony.
Miał
szeroko otwarte oczy, patrząc w sufit, nasłuchując każdego dźwięku, który mógł
usłyszeć w swoim własnym zakresie. Dlaczego w ogóle zdecydował się, żeby
obejrzeć horror?
C-C-Co jeśli on jest prawdziwy i
pojawi się w progu… Co, do cholery… Chanyeol w myślach
modlił się, by to się nie stało. Później odwrócił się do Baekhyuna, który
wydawał się spać głęboko. Pieprz się! Jak
możesz tak spokojnie spać, kiedy ja tu jestem, pocąc się aż do wnętrzności?!
Patrzenie
na Baekhyuna przynosiło mu ukojenie, ale nie wystarczało.
Jeśli… Jeśli naprawdę tu
przyjdzie, to będzie dwóch na jednego, prawda? Pomyślał
z lekką niepewnością Chanyeol, czując, jak jego oddech staje się płytki, gdy
wydawało mu się, że ktoś zbliża się do ich pokoju… a potem odchodzi. Dzięki Bogu… Ponownie odwrócił się w
stronę łóżka Baekhyuna. Nagle poczuł, jakby jego łóżko było oddalone o kawał
świata od Baekhyuna.
…Nie zauważy… Prawda…
Myślał Chanyeol na rozdrożu, kiedy bił się z myślami, czy powinien to zrobić
czy nie. Ale w końcu dopadły go jego lęki, gdy usłyszał szczególnie głośny
wroni skrzek z zewnątrz i szybko podskoczył. Robiąc wszystko co w swojej mocy,
by być najciszej jak to możliwe, Chanyeol podszedł na palcach do łóżka
Baekhyuna, zanim zatrzymał się przy odrobinie pustej przestrzeni i zastanowił
się, czy to właściwe.
Co jeśli jutro się dowie? Co
jeśli go zgniotę? Co jeśli będzie w stanie usłyszeć moje serce? Chanyeolowi
tego rodzaju myśli przebiegały przez głowę tak, że kusiło go, by wrócić, nawet
jeśli groziły mu koszmary oraz chłód i bezsenna noc. Ale zanim zdążył zrobić
choćby jeszcze jeden krok, coś zburzyło ciszę i sprawiło, że prawie wyskoczył
ze skóry.
–
Czego chcesz? – Głos Baekhyuna był wyraźny w poważnym tonie, prawie jakby
zawsze wiedział, że Chanyeol tam był, gapiąc się na niego. Chanyeol nie
wiedział, co zrobić, aż jego serce biło szybciej i szybciej, i tak mocno, że
był pewien, iż Baekhyun może to usłyszeć.
–
J-J-Ja… – Chanyeol wziął głęboki, drżący oddech, a potem zrobił wydech. – Nie
mogę spać.
–…No
i? – Baekhyun brzmiał niemal znudzenie.
–
No i… ja… uch, nieważne… – Chanyeol już mógł poczuć, jak jego twarz robi się
gorąca. Dlaczego w ogóle pomyślałem o tym
pomyśle, do cholery? Kurwa. Jestem
taki głupi. Zaczął z powrotem powłóczyć nogami, przez cały czas
przeklinając się za bycie głupim. Teraz musiał znieść upokorzenie i jednocześnie
wrócił do punktu wyjścia.
–…Chodź
tutaj – powiedział w końcu Baekhyun, a Chanyeol usłyszał szmery, zanim poczuł,
jak ciepła dłoń chwyta jego zimną rękę. Zadrżał z powodu tego kontaktu,
nieprzytomnie dając się pociągnąć. Do tego czasu jego oczy przyzwyczaiły się i
widział, że Baekhyun nieco się przesuwa, dopóki nie zrobiło się przed nim puste
miejsce.
–…Hę?
– Chanyeol był zdezorientowany i nawet w ciemności potrafił dostrzec wyraz
twarzy Baekhyuna. Mógł nawet wyobrazić
sobie, jak Baekhyun przewraca oczami.
–
Pospiesz się, dzieciaku – polecił Baekhyun i zanim Chanyeol zdążył cokolwiek
powiedzieć, odwrócił się, aż był zwrócony plecami do wyższego, wciąż
pozostawiając puste miejsce, by Chanyeol na nim spał. Z sercem wznoszącym się z
wdzięczności i jednocześnie szybującym do nieba z prędkością zbliżoną do
prędkości światła Chanyeol pochylił się na drżących nogach i położył, wchodząc
do łóżka Baekhyuna, zanim okrył się kołdrą Baekhyuna. Zapach truskawek i miodu
wdarł się w jego nozdrza i już sprawiał, że był senny.
Łóżko
Baekhyuna było ciepłe, a ponieważ było małe, Chanyeol musiał skulić się przy
ciele Baekhyuna. Poczuł ciepło promieniujące od drobnych pleców Baekhyuna, tak
wąskich i jednocześnie szerokich w oczach Chanyeola – w tamtym momencie
Baekhyun wydawał się być uspokajającą matką i Chanyeol nigdy nie będzie w
stanie tego opisać. Chociaż Baekhyun nie był zwrócony do niego twarzą, jego
plecy dawały pewnego rodzaju wiadomość, która głosiła „Nie martw się, jeśli
będziesz miał koszmary, pamiętaj, że ja tu jestem, a one nie.” To sprawiało, że
Chanyeol czuł się bezpieczny.
Więc
w końcu za dotknięciem ciepła Baekhyuna i zapachem Baekhyuna w nosie, Chanyeol
zasnął i zatopił się w krainie marzeń.
Chanyeol obudził się w środku
nocy, czując na sobie coś cięższego niż kołdra. Kiedy otworzył oczy i podniósł
wzrok, zobaczył spoglądającego na niego Baekhyuna.
– Co ty robisz? – zapytał
Chanyeol, ale uśmieszek igrający na ustach Baekhyuna był cholernie kokietujący
i cholernie seksowny.
– Jestem napalony – odparł
Baekhyun chrapliwym głosem, palcem wskazującym kreśląc kółka na piersi
Chanyeola. – Yeol, baw się ze mną.
Zanim Chanyeol zdążył powiedzieć
coś jeszcze, obaj nagle byli nadzy, a Baekhyun pochylał się w dół… w dół…
Zapach truskawek i miodu wisiał w
powietrzu.
– Baekhyun… – wyjęczał Chanyeol,
te seksualne rozkosze, których przez tak długi czas nie czuł właściwie, były
teraz dominujące i silniejsze niż wcześniej. Tylko myśl o tym, że to Baekhyun
sprawiał, iż tak się czuł, sprawiała, że w jakiś sposób czuł się bardziej podniecony…
Chciał dojść. Czuł, że jest
blisko, ale nim zdołał się poruszyć (a później odkrył, że tak naprawdę nie
mógł), Baekhyun znów siedział na nim okrakiem, jego wzrok był pożądliwy i dawał
mu gęsią skórkę.
– Yeol-ah… – wydyszał Baekhyun,
pochylając się do Chanyeola, jego ciało było zwinne jak pantera i dominujące.
Chanyeol był oczarowany i zauroczony przez pewność siebie, która wznosiła się
wokół drobnego ciała Baekhyuna. Osiągnął szczyt. Baekhyun… tylko myśl o
Baekhyunie na nim to… było zbyt wiele… – Yeol…
Kurwa.
Chanyeol
się obudził. Naprawdę.
W
chwili gdy to zrobił, wiedział, że jest martwy.
Kurwa, kurwa, kurwa…
Chanyeol jęknął w myślach, zastygając na łóżku Baekhyuna. Z faktu, że Baekhyun
nadal spał obok niego (a sposób, w jaki jego ciało było przyciśnięte do niego,
nie pomagał. Ani trochę), Chanyeol wywnioskował, że wciąż jest wczesny ranek.
Może byłoby lepiej, gdyby Chanyeol obudził się popołudniu, wtedy czułby się
mniej bezwstydny, gdyby wstał i zatoczył się pod prysznic.
Wstanie
było teraz problemem.
Majtki
Chanyeola były, cholernie pobrudzone przez tamten sen, a to nie pomagało,
ponieważ nogi Baekhyuna były splątane z
tymi jego.
Kurwa.
Chanyeol
czuł, jak jego oddech staje się coraz szybszy od sposobu, w jaki gładkie nogi
Baekhyuna niewinnie ocierały się o jego, gdy się poruszał (a ten kutafon
poruszał się dużo jak cholera), i mógł poczuć, jak jego erekcja znowu się
podnosi.
Co,
do kurwy?
To
był pierwszy raz, odkąd miał wytrysk od czasu długich wakacji i nigdy wcześniej
nie czuł się przez to tak bardzo wstrząśnięty. A także nie minęły dwie minuty,
a on już na nowo był podniecony.
Może
to dlatego, że nie masturbował się od ponad pół roku?
Baekhyun
wydał z siebie przypadkowy senny dźwięk, a potem poruszył się, przekręcając na
drugi boki i ukrył swoją twarz w plecach Chanyeola. Wyższy na sekundę przestał
oddychać, czując, jak ciepło Baekhyuna emanuje nawet przez jego cienką
koszulkę. Baekhyun prawdopodobnie myślał, że on jest tylko poduszką. Kurwa!
Chanyeol
poczuł, jak jego krew szybko spływa w dół.
Stop, stop, stop, stop, proszę, stop… Myślał Chanyeol, ale Bóg nie
odpowiadał na jego modlitwy i w zamian poczuł, jak nogi Baekhyuna ocierają się
o jego, zanim usłyszał cichy, senny oraz przytłumiony jęk z jego strony.
Przestań.
Serce
Chanyeola biło tak głośno, że bał się, iż może obudzić Baekhyuna.
Baekhyun
został w tej pozycji, jego nogi splątane były z nogami Chanyeola, a twarz
zanurzona w jego koszulce, co odbierało Chanyeolowi oddech. Po pięciu długich
minutach w życiu Chanyeola Baekhyun w końcu znowu się poruszył, przekręcając
się i zabrał nogi, nim odsunął się dalej od ciała Chanyeola.
W
chwili, kiedy to się stało, Chanyeol stamtąd wyskoczył.
Pospieszył
do łazienki, zamykając się tam, zanim zrzucił z siebie wszystkie przeklęte
ciuchy, które nagle kleiły się do niego niczym klej. Później wszedł pod
prysznic i odkręcił wodę. Gdy poczuł, jak ciepłe krople spadają na jego
ramiona, zamknął oczy, chcąc wziąć głęboki oddech i poczekać, aż jego erekcja
opadnie.
Ale
w zamian wszystko, o czym mógł myśleć, to Baekhyun i to, jak blisko był.
Baekhyun,
Baekhyun, Baekhyun.
Baekhyun, Baekhyun, Baekhyun.
Mógł
poczuć, jak ciało Baekhyuna było przyciśnięte do niego, nogi splątane z tymi
jego ocierające się bardzo nieznacznie, intymnie, niewinnie. Mógł poczuć, jak
twarz Baekhyuna nieco wtula się w jego plecy, ciche jęki, które zwykle wydawał
z siebie podczas snu, odbijały się w jego uszach niczym jęki, które mógł
wyobrazić sobie podczas seksu. Mógł poczuć zapach truskawek i miodu na całym swoim ciele.
Kurwa.
Ten
sen powrócił i nie zdając sobie z tego sprawy, dłoń Chanyeola zawisła nad jego
pulsującą erekcją, niepewnie chwytając ją, zanim zaczął nią poruszać. Chanyeol
wydał z siebie jęk, zanim zdał sobie sprawę z tego, co robi. Otworzył szeroko
oczy jak jeleń złapany na światłach, a te silne doznania, które poczuł od
jednego szarpnięcia, sprawiły, że zmiękły mu kolana.
Ale
Baekhyun.
Baekhyun
był na nim, kokietujące ciało poruszało się uwodzicielsko, kiedy Baekhyun
przesuwał swoje zwinne palce wzdłuż nagiej piersi Chanyeola. Baekhyun uśmiechał się niczym psotny
kot, gdy zsunął rękę w dół i chwycił cieknącego członka Chanyeola. Zaczął go
pompować i tylko to, że robił to Baekhyun
sprawiło, że Chanyeol czuł się o wiele lepiej, niż powinien.
Gdy
Chanyeol nieświadomie wyobrażał to sobie w myślach, zasłonił sobie usta wolną
dłonią, mając nadzieję, że Baekhyun niczego nie usłyszy i licząc na to, że
Baekhyun nigdy się o tym nie dowie. O tym… dziwnym fetyszu, który miał na Baekhyuna.
Ale
Baekhyuna pewność siebie przeświecała, jego dominacja promieniowała i po prostu
wiedział, że Chanyeol tego chce. Ten
wzrok, który wyobrażał sobie Chanyeol był seksowny nie do opisania i wiedza, że
Baekhyun mógłby przybrać taki wyraz twarzy, była niemal wystarczająca, żeby
doszedł.
– Powiedz moje imię…
– wyszeptał Baekhyun, kiedy na powrót wstał i podszedł na palcach do ucha
Chanyeola (i ten obraz w jakiś sposób był również uroczy). – Powiedz moje imię, Yeol… i dojdź.
–
Baekhyun… – Chanyeol jęknął w swoją dłoń, nawet nie zdając sobie sprawy. Kiedy
poczuł, jak krople wody wsiąkają w jego gorącą skórę, zobaczył gwiazdy pod
powiekami, gdyż przyjemność przetaczała się przez jego ciało niczym fale.
Zadrżał, przypominając sobie uczucie, jak usta Baekhyuna znajdowały się przy
jego uchu, podczas gdy przeżywał orgazm.
Kiedy
skończył patrzeć, jak woda pozbywa się resztek jego nasienia w odpływie, a
przyjemność, która zasłaniała jego myśli, zniknęła, zdał sobie sprawę, że
właśnie masturbował się, myśląc o swoim współlokatorze. Który kiedyś był jego
wrogiem. Który teraz zawsze był w jego głowie, a jednak był obcy w jego sercu.
Chanyeol
spojrzał na swoją dłoń, która dopuściła się tak nieprzyzwoitych czynów, myśląc
o kimś tak mu bliskim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz