rating: PG-13
Chanyeol otworzył oczy, czując na
sobie niepotrzebny ciężar oraz dziwne pieczenie w dole. Kiedy podniósł wzrok,
ujrzał Baekhyuna wpatrującego się w niego z uwodzicielskim uśmieszkiem,
igrającym na jego ustach. Chłopak siedział na nim okrakiem.
Chanyeol chciał się odezwać, ale
poczuł, że słowa więzną mu w gardle, kiedy Baekhyun poruszył biodrami,
ocierając się o jego krocze, i zamiast tego jęknął.
– Yeol… – wymruczał i, cholera,
ta ksywka tak dobrze brzmiała w jego ustach. Kiedy przesunął dłonią po piersi
wyższego, wszystkim, co Chanyeol widział, były poruszające się zwinne palce,
które w drażniący sposób rozpinały jego koszulę guzik po guziku. Kurwa, w tej
chwili był tak cholernie twardy, a bliskość Baekhyuna, możliwość powąchania
truskawek i miodu Baekhyuna były wystarczające, by doprowadzić go na skraj.
Kuźwa…
Pomyślał sobie, umierając z pragnienia,
żeby położyć dłonie na Baekhyunie, dotknąć go, również sprawić mu przyjemność…
ale z jakiegoś powodu w ogóle nie mógł nimi poruszyć. Wszystkim, co mógł zrobić,
było bezradne wpatrywanie się, jak okrągły tyłek Baekhyuna boleśnie wolno
przesuwa się po jego palącej erekcji, obserwowanie, jak te usta rozchylają się
w niemym jęku, podczas gdy jego dłonie spoczywały na klatce piersiowej
Chanyeola, by mógł się podeprzeć.
–…Byun Baekhyun… – jęknął
wreszcie Chanyeol, kiedy zdał sobie sprawę, że jego ręce są przywiązane do
słupków łóżka. –…Uwolnij mnie… Chcę cię dotknąć, ty mały pojebie…
– Cii… – Głos Baekhyuna był
delikatny, ale, niech to szlag, wysyłała ciarki wzdłuż kręgosłupa Chanyeola. –
Tylko ja mogę zadowalać… Ponieważ jestem do tego stworzony… – Z każdym słowem
przybliżał się, dopóki nie znalazł się zaledwie centymetr od niego, a potem
pochwycił usta Chanyeola swoimi, a ten zwyczajny gest sprawił, że Chanyeol balansował
na krawędzi…
Chanyeol
usiadł zlany zimnym potem.
Niech to szlag! Zaklął
wewnętrznie, kiedy poczuł palący ból w kroczu i zdał sobie sprawę, że jest
twardy jak skała. Tak twardy, że nawet preejakulat wyciekł na jego spodenki.
Nigdy nie czuł wobec kogoś tak silnego pożądania.
Czuję się taki brudny… Pomyślał,
chwilowo zszokowany i ukrył głowę w kolanach. Nigdy nie miałem mokrych snów o kimś, kogo znam w prawdziwym życiu!
Inne
mokre sny, które miał, były o tych mężczyznach i kobietach bez twarzy, z pięknymi
ciałami, ale mokry sen nigdy nie był tak wyraźny, tak żywy, tak rzeczywisty.
Mam cholernie wielki problem.
Podniósł
kołdrę z łóżka i wstał, podreptał do łazienki, żeby wziąć zimny prysznic (bo,
niech to szlag, nie chciał zbrukać się większą ilością erotycznych myśli o
swoim współlokatorze), ale kiedy przeszedł obok łóżka Baekhyuna, nie mógł nic
poradzić na to, że rzucił okiem, jak się ma obiekt z jego snu.
Baekhyun
był rozwalony na łóżku, połowa jego kołdry była skopana z łóżka, jedną rękę
trzymał na brzuchu, a drugą nad głową. Kiedy Chanyeol podszedł bliżej,
zobaczył, że włosy Baekhyuna są w nieładzie z przewracania się (jednocześnie
miało to w sobie jakąś seksowną nutę), jego skóra była nieskazitelna i gładka,
kontrastowała z ciemną koszulką i czarnymi bokserkami, które miał na sobie.
Jego uroczy guzikowaty nos zmarszczył się, ponieważ, jak zakładał Chanyeol,
trochę go swędział, a potem odwrócił się, jego bielizna podsunęła się
niebezpiecznie wysoko na mlecznobiałych udach, kiedy to zrobił.
Chanyeol
przełknął ślinę.
Popędził
do łazienki, nie był zadowolony, dopóki lodowata woda nie dotknęła jego skóry
niczym ogień.
Wczoraj
trudno było się Baekhyunowi skupić.
Siedemnasty
zazwyczaj był dniem, który przynosił mu złe wspomnienia, potworne, których wyraźnie
nie mógł pomieścić w najgłębszych zakamarkach siebie. Jednakże nie chciał z
nikim nad tym rozprawiać ani poruszać tego przy kimś. Nie bał się bycia
ocenionym – w zasadzie wiedział, że jego przyjaciele nigdy by go nie osądzili.
Ale tym, czym był przerażony, było to, że poruszanie niewypowiedzianej
przeszłości oznaczałoby odsłonięcie fragmentów jego rozbitego „ja”.
A
on już miał to za sobą.
Naprawił
się i zatrzymał w miejscu, w którym już w ogóle się nie poznawał, w miejscu,
gdzie jeden mały pstryczek mógł znowu zniszczyć go całego. Właśnie dlatego nikt
nie mógł go dotknąć (w przenośni oczywiście), nawet jego przyjaciele, którym
mógł potencjalnie powierzyć swoje życie.
Ale
nie swoje serce.
Chociaż
pił piwo w klubie, do którego przychodził najczęściej, czuł sposób, w jaki
barman się na niego gapił, wczuwał się w rytm muzyki i przypominał sobie
emocje, które uwalniał każdego siedemnastego dnia miesiąca, Baekhyun zupełnie
nie mógł się na tym skupić.
Gdy
pił, wszystko, o czym myślał, to pierwszy raz, kiedy Chanyeol go pocałował i
przypomniał sobie z pijackim chichotem, jak beznadziejny był jego współlokator
w czymś tak prostym.
–
Z kim się będziesz dzisiaj pieprzył? – spokojnym głosem zapytał barman, któremu
na imię było Youngjae, zatrzymując się przy Baekhyunie.
–
Nie wiem… – odpowiedział, biorąc kolejny łyk. – Wielu, wielu ludzi…
–…Normalnie
już by cię nie było. Czemu nadal tu siedzisz? – Youngjae mimowolnie naciskał,
jego palce znajdowały się trochę za blisko tych Baekhyuna. – No, chyba że
czekasz, aż ktoś skończy swoją zmianę…
Z
początku Baekhyun był zdezorientowany, a potem badawczo przyjrzał się barmanowi
i uśmiechnął się figlarnie. – To była tylko jedna noc. Nie mogę pieprzyć się z
tobą kolejny raz… to nie w porządku. – Youngjae westchnął i wstrzymał swoje
zaloty.
–
To dlatego, że jesteśmy wobec siebie zbyt przyjacielscy… – ciągnął Baekhyun i
jeśli jego głos nie byłby uroczo marudny, Youngjae już dawno by się go pozbył.
–
Tak, tak, nieważne. – Youngjae przewrócił oczami. Ale nadal nie mogę nic poradzić na to, że myślę, iż jesteś małym
ciachem. – A co powiesz na to, że dziś przedstawię ci kilku moich
przyjaciół? Nie chcesz seksu grupowego? – Baekhyun zerknął w dal, po czym znowu
się napił.
–…Nie,
dzięki. Nie dziś. – Wyciągnął dużą sumę pieniędzy z kieszeni i rzucił je na
ladę, a potem zaczął odchodzić, kuśtykając. – Dzisiaj nie mam ochoty.
Wszystko przez Park pieprzonego
Chanyeola…
–
Chcesz, żebym odwiózł cię do domu? – zawołał Youngjae, ale Baekhyun potrząsnął
głową i wytoczył się z klubu.
Park Chanyeol jest frajerem… Pomyślał,
przypominając sobie pocałunki Chanyeola, duże uszy Chanyeola i wszystkie swoje
interakcje z Chanyeolem. To głupie. Nie powinien myśleć o Chanyeolu w taki
dzień – dzień, w którym powinien żyć przeszłością, ale próbując się z niej wydostać.
Dzień,
w którym powinien opłakiwać swoją porażkę, obwiniać się za wszystko, co mu się
przytrafiło. Dzień, w którym Baekhyun powinien tęsknić za mężczyzną, który
zostawił na nim te blizny, albo przekląć go do najgłębszych otchłani piekła.
A
zamiast tego nieporadny Chanyeol wchodził do jego głowy od czasu do czasu.
Baekhyun
był tak cholernie sfrustrowany, ponieważ miał zablokować swój umysł i serce
przed wszystkimi poza nim, ale teraz
ktoś nowy powoli się wkradał, a to sprawiało, że się bał.
Nie wpuszczaj go, nie wpuszczaj
go, nie wpuszczaj go… Mantra powtarzała się w kółko w
głowie Baekhyuna, mantra, którą sam dla siebie ułożył, kiedy jego życie
wywróciło się do góry nogami.
Jednak
Baekhyun nie wpuścił go.
Ogromne
mury, które utworzył wcale się nie kruszyły. Zamiast tego Chanyeol sam w jakiś
sposób wdzierał się do środka, pamiętając, żeby zburzyć każdą cegłę, która
znajdzie się na jego drodze. Nie był świadomy, co to robiło z Baekhyunem, nie
był świadomy, że każda cegiełka, którą oddzielał od fortecy otaczającej serce
Baekhyuna, była jak wbijanie igły w umysł Baekhyuna – bolało jak diabli i
sprawiało, że czuł się bezbronny. Bardzo bezbronny i cholernie obnażony.
Przestań, przestań, przestań,
przestań.
Ale
kiedy zamykał oczy, widział, jak Chanyeol wpełza przez tę maleńką dziurę, którą
zrobił w murze Baekhyuna, wpełzał z niesamowitym wysiłkiem, ale nadal jakoś mu
się udawało (i niech to szlag, wyraz, jaki miała jego twarz, pokazywał
Baekhyunowi, że on nawet nie wiedział, że to robił, nawet nie wiedział, że się
starał). A kiedy docierał do niezrozumiałych części Baekhyuna, które Baekhyun
sam próbował naprawić, kawałków wystających tam, gdzie nie powinny w taki
sposób, że Baekhyun wyglądał jak potwór, a nie jak ludzka istota, Chanyeol nie
usiłował ich podtrzymać.
Zamiast tego Park Chanyeol powoli wyjmował
kawałki jeden po drugim.
Kiedy
Baekhyun nie znalazł zaspokojenia w seksie, odkrył, że staranie się
zdekoncentrować od myślenia o Chanyeolu przez bezsensowne pieprzenie w ogóle
nie pomaga.
Ponieważ
koniec końców pieprzenie innych ludzi, gdy myślał o swoim współlokatorze,
sprawiło, że czuł się obrzydzony.
Po
zrobieniu loda zostawił faceta (i dzięki Bogu, że ten facet nie był natarczywy)
i zatoczył się z powrotem do akademika, chcąc odpocząć i nie myśleć o niczym.
Ale
Park Chanyeol tam był.
Zwykle
w takie dni Baekhyun piłby tak długo, aż nie mógłby sobie przypomnieć ani
jednej rzeczy z poprzedniej nocy, pieprzyłby się z tyloma osobami, że nie
mógłby ich zliczyć, nie pamiętałby nawet ich twarzy, a ostatnią rzeczą, którą
by pamiętał, byłoby to, że czułby się jak seksualna zabawka wykorzystana przez
nieznajomych, których nigdy nie widział.
Ale
teraz, ponieważ był rozkojarzony, nie mógł zrobić nic takiego, więc utknął w
byciu niemal trzeźwym (w porównaniu do upitego do nieprzytomności) i po prostu
wiedział, że będzie to pamiętał jutrzejszego poranka.
Jednak
to nie powstrzymało jego spowolnionych ruchów i niedorzecznych odruchów.
Więc
nie wiedział, co wyprawiał, kiedy błagał Chanyeola, żeby go pieprzył, nie
wiedział, dlaczego, do cholery, w ogóle chciał pocałować Chanyeola (jako że
wszystkie inne razy dotyczyły rywalizacji). Nie wiedział, do diabła, czemu tak
bardzo był w potrzebie i czemu, u licha, po raz pierwszy od wielu lat uczepił
się kogoś, a nie ktoś uczepił się jego.
To
głupie i nie zasłużył na wybór. Od kiedy, do kurwy, miał niby prawdo wyboru?
Nie masz prawa wybierać, nie
jesteś wystarczająco dobry, nie jesteś wystarczająco dobry, nie jesteś
wystarczająco dobry.
Oni lubią cię tylko za twoje
ciało, twoje ciało, twoje ciało.
Masz wszystkich zadowalać,
wszystkich zadowalać, wszystkich zadowalać.
Tak
więc było to pierwsze, nieznaczne spojrzenie z najgłębszych szczelin ciemnych i
osobistych myśli Baekhyuna.
Chanyeol
był idiotą.
Właśnie
wczoraj prawie rzucił się na swojego uroczego pijanego współlokatora (który
jest jego wrogiem i którego powinien nienawidzić całą swoją mocą i nie chcieć
się do niego kiedykolwiek zbliżać!!!!!), a dzisiaj miał poranny wzwód, ponieważ
śnił o chłopaku, którego kiedyś nienawidził (i nadal nienawidzi).
Park
Chanyeol, pozbieraj się do kupy.
Starał
się, jak tylko mógł.
Unikał
Byun Baekhyuna.
Ale
nie zaszedł zbyt daleko, ponieważ następnego dnia zachorował. Dlaczego? Bo miał
pewien mokry sen o szczególnej osobie i z tego powodu wziął lodowaty prysznic w
zimę.
–
Jak, do cholery, zachorowałeś? – spytał Baekhyun, a w jego rozgorączkowanym
umyśle (albo może to tylko on tak czuł) Chanyeol przysięgał, że Baekhyun
również zachowywał się chłodno.
–
Jestem chory, to nie twój interes. – Tylko,
że jest twój, bo to ty to spowodowałeś. Chanyeol ukrył się pod kołdrą,
czując, jak ciepło dookoła niego rośnie i pochłania go do świata zawrotów głowy
i ognia.
–
No cóż. – Baekhyun wzruszył ramionami i wyszedł na zajęcia, a Chanyeol pozostał
w zamgleniu, gdzie utknął pomiędzy byciem rozbudzonym a nieprzytomnym.
Kiedy
dotarł na granicę przytomności, nagle poczuł się tak lekko, jak gdyby dryfował
w powietrzu (kto wie? Może umarł z gorączki) – potem zdał sobie sprawę, że jego
pierzyny nie ma, została zastąpiona przez cienką, ale ciepłą kołdrę, która
powstrzymywała go od drżenia. Kiedy już miał znowu zasnąć, usłyszał dźwięk wody
wpadającej do wody, później poczuł, jak coś chłodnego i mokrego ostrożnie
układa się na jego czole…
Kiedy
obudził się następnym razem, był spragniony, spierzchnięte usta zostały otwarte
przez delikatne palce. Nawet przez zamglony umysł był świadomy, że nikt nie
mógł tego dla niego robić, nawet narkomani, którzy chcieliby go naćpać, więc
odwrócił głowę w marnej próbie ucieczki. Okazało się jednak, że był to żałosny
ruch, ponieważ silne, zwinne palce ostrożnie popchnęły go w drugą stronę i
ponownie rozwarły jego wargi i tym razem coś małego w kształcie tabletki
znalazło się w jego ustach. Chciał to wypluć, jednak palce były silne, kiedy
zamykały jego wargi i upewniały się, że połknął. Po słabym oporze Chanyeol nie
miał wyboru, musiał połknąć to coś, ale nie było to coś trującego, jak w
połowie oczekiwał, poczuł tylko, jak coś odświeżającego i zimnego przesuwa się
przez jego gardło i połknął to z wdzięcznością, czując, jak woda na powrót
zwilża jego usta.
Ktokolwiek
podawał mu wodę, dał mu wystarczająco, ponieważ kiedy Chanyeol ponownie chciał
zasnąć, zimna szklanka opuściła jego usta i mógł dokonać własnego wyboru.
I
stąd zamknął umysł i pozwolił, by ciemność znowu go pochłonęła…
Gdy
obudził się następnego poranka, czuł się bardziej odświeżony niż deszcz po
okresie suszy.
Wow! Co się w ogóle wczoraj, do
cholery działo? Pomyślał Chanyeol, przeciągając się i
wyszedł z łóżka. Byłem chory, prawda?
Wow, nigdy wcześniej tak szybko nie wyzdrowiałem.
Kiedy
spojrzał na zegarek, uświadomił sobie, że jest szósta rano, było o wiele za
wcześnie na sobotni poranek.
Może powinienem iść kogoś obudzić.
Pomyślał sobie bezczelnie Chanyeol, wertując w myślach możliwe ofiary. Kris nie
był dobrym wyborem, ponieważ z rana był przerażający jak diabli i ostatnio
doświadczał depresji, a Chanyeol naprawdę nie chciał nic pogorszyć. Sehun także
nie był dobrym wyborem, ponieważ Tao mógłby się wkurzyć i skopać mu tyłek. Chen
nie był dobrą opcją, bo był z nim Kyungsoo, a Chanyeol nie chciał przed nim źle
wypaść.
Więc
musiało paść na Jongina.
Po
tym Chanyeol założył sweter i rzucił okiem na Baekhyuna.
Baekhyun
spał spokojnie na swoim łóżku, tylko że w tak zimny poranek nie był okryty
kołdrą.
Co jest, do cholery, nie tak z
tym dzieciakiem? Pomyślał Chanyeol i przysięgał, że
mógł zobaczyć, jak śpiący chłopak
drży. Więc jak miły chłopak, którym był, Chanyeol podszedł i rozłożył kołdrę
swojego współlokatora (czemu ona w ogóle
była złożona? To tak, jakby był tak zmęczony, że nie miał siły, by posłać sobie
łóżko czy coś), a potem okrył nią małą postać, upewniając się, by właściwie
ją owinąć, ponieważ wiedział, że Baekhyun nienawidzi ciepła i skopie ją, a
potem zachoruje, bo ją skopał.
A
kiedy to robił, nie zauważył, że na biurku obok stała miska z wodą i mokra
szmatka, która tak ostrożnie i starannie, i ciągle była kładziona na jego czole
poprzedniego dnia.
–
JONGJONG! – krzyknął Chanyeol, otwierając drzwi do pokoju 88, ale został
powitany przez zimną pustkę.
–
Zaraz… co? – Rozejrzał się dookoła, widział starannie poskładane rzeczy (jakby
Jongin zniknął i już nigdy miał się nie pojawić) i wtedy zrozumiał.
Jongin
mógł zniknąć i mógł już nigdy nie wrócić.
Spanikowany
Chanyeol wyjął telefon i zaczął zasypywać swojego najlepszego przyjaciela
wiadomościami, a kiedy już się upewnił, że tyle wystarczy, wszedł do środka i
przejrzał każdy zakamarek pokoju na wypadek, gdyby Jongin zadecydował się
zrobić mu żart czy coś.
Jednak
kiedy już miał się poddać, telefon zawibrował mu w kieszeni.
JongJong: Jestem u Chena na Święta,
pamiętasz?
Nie,
nie pamiętam. Pomyślał
Chanyeol właśnie wtedy, kiedy przyszła kolejna wiadomość.
JongJong: Dlaczego, u licha, mnie
obudziłeś?
JongJong: Gdzie byłeś ty i
Baekhyun-hyung, kiedy wczoraj wyjeżdżaliśmy? Mili z was przyjaciele.
Co,
do cholery… Chanyeol
usiadł na posłanym łóżku Jongina.
Chanyeol: Ty pieprzony idioto, nigdy
nie powiedziałeś mi, że wyjeżdżacie tak wcześnie!
JongJong: Byłeś tam, kiedy Chen to zasugerował, do kurwy nędzy! Nie zrzucaj winy na
mnie! -.-
Chanyeol: Byłem chory! Miłym jesteś
przyjacielem, że nawet nie raczyłeś przypomnieć o swoim wczesnym wyjeździe w
tym tygodniu.
JongJong: Ty jesteś miłym
przyjacielem, bo nie pamiętałeś.
JongJong: Baekhyun-hyung też.
Chanyeol: Co to, do cholery, ma wspólnego
z Baekhyunem?
JongJong: Żadnego z was nie było, żeby
się z nami pożegnać. Wow, zastanawiam się, jakich najlepszych przyjaciół sobie
znalazłem… Nawet Kris-hyung był, a wszyscy wiemy o jego „stanie”!
Chanyeol: Czemu go tam, u licha, nie
było?
JongJong: Skąd miałbym wiedzieć?
Wszystko, co wiem, to to, że nikt nie mógł was znaleźć, bo żaden z was nie
poszedł na kółka! Co robiliście, zacieśnialiście więzi, co? ^.^
JongJong: Najwyższa, kurna, pora,
Chanyeol. Zaczynałem myśleć, że już zawsze będę musiał stanąć między wami…
Chanyeol: Pieprz się, byłem chory!
Po tym Chanyeol wyłączył telefon i rzucił
go na bok, zanim położył się na łóżku. Dlaczego,
do cholery, Baekhyuna tam wczoraj nie było?
Co
on, u licha, robił?
Kiedy zadręczał swoje myśli tym, co
Baekhyun mógł robić poprzedniej nocy, w tym samym czasie próbując się
przekonać, że wcale go to nie obchodzi, drzwi otworzyły się.
To przyszło zupełnie nieoczekiwanie,
zważywszy na to, że teraz wiedział, iż Jongina już tu nie ma, więc nagły hałas
przestraszył Chanyeola, a on bezradnie krzyknął i spadł z łóżka.
Joonmyun stanął przed nim.
– Jongin wyjechał na Święta, tak… – spytał
cicho Joonmyun, ale brzmiało to bardziej jak twierdzenie i podszedł do łóżka
obok Chanyeola. Młodszy zamrugał, kiedy zdał sobie sprawę, że tak właściwie
Jongin dzieli pokój z Joonmyunem i właśnie dlatego nikt nigdy nie widział
współlokatora Jongina, kiedy go odwiedzali. Nigdy.
– Tak… – odparł w roztargnieniu. Zapanowała
cisza, kiedy Joonmyun zdejmował buty i wszedł do środka.
Milczenie spowiło pokój, gdy Chanyeol
obserwował najdłużej trwającą miłostkę swojego najlepszego przyjaciela. I
właśnie wtedy bez wątpienia zrozumiał, że mężczyzna przed nim, chłopak, który
nosił przydomek „Największego Kujona” przez trzy lata z rzędu w Pop College,
tak naprawdę był drugą dziwką, która stopniowo wznosiła się w rankingu –
tajemniczym Księżycowym Aniołem.
Wyglądało, jakby wszystko w nim się
zmieniło. Jego włosy były idealnie zaczesane do tyłu nawet bez użycia żelu,
spojrzenie, które miała jego twarz, było znudzone, kiedy wcześniej patrzył na
niego, wchodząc. Jego postawa krzyczała „fajny” i „modny”, a każdy jego ruch
był elegancki niczym woda. Chanyeol zdał sobie sprawę, że nie może oderwać oczu
od współlokatora Jongina. Rzeczywistość w niego uderzyła. Kris miał rację.
Cholerną rację.
Kim Joonmyun był seksowny.
– Uch… – palnął Chanyeol, jego twarz
poczerwieniała, gdy uświadomił sobie, że niechcący przyglądał się obiektowi
westchnień swojego najlepszego przyjaciela i odwrócił się. – Cz-Czy rozmawiałeś
już z Krisem?
–…Kris? – odezwał się Joonmyun i nawet
jeśli jego głos był gładki jak woda mineralna – zniżał się do chrapliwego
zamiast do podwyższonego tonu, którego zwykle używał. – Co z nim? – Brzmiał
niemal na znudzonego i właśnie wtedy złość wzięła górę nad nieśmiałością
Chanyeola.
– Co masz na myśli przez „Co z nim?” –
Chanyeol ze złości wbił spojrzenie w Joonmyuna, który leniwie patrzył na niego,
jego ciało było beztrosko oparte o ścianę, gdy skrzyżował ramiona. – Wiesz, że
Kris cię lubi, BARDZO, więc przynajmniej porozmawiaj z nim o-
– O czym? – wtrącił Joonmyun, a Chanyeol
już zaczynał nie lubić jego nastawienia – jak gdyby nie mógł znieść straty
czasu i wysiłku, by porozmawiać z Krisem. – Jest tylko kolejnym mężczyzną,
który za mną goni. Nie jest nikim wyjątkowym-
– Ty dupku! – wrzasnął Chanyeol, wstając. –
W przeciwieństwie do twoich „adoratorów” Kris przejrzał twój niepopularny
szkolny status i uznał cię za uroczego, chociaż wszyscy uznawali, że jesteś
odpychający tylko dlatego, że miałeś przydomek „Największego Kujona”! –
Joonmyun nie powiedział nic i tylko oparł się o ścianę, celowo go obserwując z
nutą cierpliwości, która zaczynała doprowadzać Chanyeola do szaleństwa.
– Nienawidzi być częścią większej
społeczności, ponieważ jest typem, który nienawidzi robić nic bez pieniędzy w
zamian, a mimo to zgodził się i zapisał się na wszystko, na co ty się
zapisałeś, wszystko przez ciebie.
Wszystko po to, aby się do ciebie zbliżyć. – Chanyeol czuł się bardzo
sfrustrowany, a jego serce skręcało się, kiedy przypominał sobie psychiczny
stan Krisa po tym nieszczęsnym dniu kilka dni temu. – I zobacz, co się stało.
Twój sekret został mu wyjawiony i teraz cierpi na prawdziwą depresję. Pozwól,
że ci powiem, Kim Joonmyun, Kris Wu Yi Fan nigdy, przenigdy wcześniej nie lubił
nikogo tak bardzo – byli zazwyczaj przelotnymi romansami i zwykle nie lubił
kogoś przez dłużej niż tydzień, nie wspominając o trzech całych miesiącach! Ale
od dłuższego czasu żywi do ciebie jakieś uczucia i zaczynam myśleć, że to nie
jest żart. Naprawdę chce się do ciebie zbliżyć. – Joonmyun poruszył się i choć
jego twarz była bez wyrazu, Chanyeol i tak mógł ją rozczytać.
– I udało mu się, prawda? – Chanyeol
uśmiechnął się zwycięsko. – Żywisz do niego jakieś uczucia, czyż nie?
– Nie bądź głupi! – odrzekł Joonmyun
lodowatym tonem, zamykając oczy. – Miłość jedynie utrudnia ludziom robić
rzeczy, które chcą. Kris nie dosięga moich standardów. To wieśniak. – Po tych
słowach Joonmyun podszedł do drzwi (i niech to szlag, nawet pochłonięty w swym
gniewie Chanyeol nie mógł nic poradzić na to, że podziwiał grację i nieskazitelność jego ruchów) i wyszedł,
zamykając je głośno za sobą, zostawiając Chanyeola zmieszanego, sfrustrowanego
i czującego wielkie, wielkie współczucie wobec swojego najlepszego przyjaciela.
– Kim Joonmyun to pieprzony palant! –
odezwał się Chanyeol, uderzając dłonią w biurko.
– Hej! – krzyknął Lu Han, wskazując na
Chanyeola, który natychmiast się wzdrygnął. – Krzywdzisz moje biurko!
– Kontynuuj. – Minseok zachęcił Chanyeola,
by mówił dalej, kiedy przeżuwał swoje frytki.
– Gdyby był porządną osobą, powiedziałby
Krisowi, jaką osobą jest. Im wcześniej by mu powiedział, tym mniej by bolało.
– Co masz na myśli?
– Przysięgam, w miarę upływu czas Kris
coraz bardziej i bardziej zakochuje się w Joonmyunie. – Chanyeol westchnął. –
Kiedy mówi o Joonmyunie, jego twarz rozjaśnia się jak choinka. Ekscytuje się
każdą małą interakcją z Joonmyunem, a to jest cholernie tandetne do oglądania,
mówiąc szczerze.
– Właśnie dlatego Joonmyun jest dupkiem –
ciągnął Chanyeol. – Wie, że Kris go lubi… Cholera, wszyscy wiedzą, ale nadal pozwala, by Kris łaził za nim jak
szczeniak. Miał Krisa w garści. A teraz ten pieprzony palant nazywa go wieśniakiem?! Czy to są jakieś żarty?
Tylko dlatego, że Kris nie jest najbogatszym sukinsynem w całej szkole, nie
znaczy, że powinien patrzeć na niego z góry! Ten mały idiota myśli, że ma prawo
do rozkochiwania w sobie ludzi, a potem odwraca się na pięcie i miażdży ich
serca tuż przed ich nosem?! Jestem cholernie wkurzony! – Chanyeol ponownie
uderzył pięścią w biurko i tym razem Lu Han wstał, chcąc dać Chanyeolowi
nauczkę za próbę zniszczenia jego biurka, ale Minseok powstrzymał go ręką,
wyraz jego twarzy mówił, że teraz nie jest właściwy czas, by prawić komuś
kazania. Lu Han niechętnie wrócił na swoje miejsce.
– Wiesz… – zaczął Minseok –… Lu Han i ja
tak naprawdę wiemy o tożsamości Joonmyuna już od jakiegoś czasu… – Chanyeol
odwrócił się, by spojrzeć na nich szeroko otwartymi oczami.
– Co?!
Lu Han i Minseok pokiwali zgodnie głowami.
– Jakiś rok temu działał dość potajemnie.
Tylko się zabawiał… Dopóki nie zdecydował, że naprawdę mu się to podoba, tak
myślę… – Minseok odwrócił się do Lu Hana, by to potwierdzić, a Lu Han skinął. –
Najwyraźniej ma bardzo surowych rodziców i pochodzi z zamożnej rodziny, która
chce, by zachowywał się dobrze. Nie pochwalają już tego, że jest homo- czy w
ostateczności biseksualny i chcą, by to wynagrodził przynajmniej przez bycie
dobrym studentem, więc prawdopodobnie to właśnie dlatego zapisuje się do tak
wielu samorządów…
Może
właśnie dlatego nazwał Krisa wieśniakiem…
–…i to właściwie po to, by robił dobre
wrażenie, kiedy używa tego jako wymówki, by zabawiać się z facetami, tak mi się
wydaje. Tak powiedział? – Minseok spytał Lu Hana, a ten pokiwał głową. – Więc
tak właściwie jest jednym z tych chłopaków, którzy lubią seks, koniec historii.
Nic się za tym nie kryje, poza tym, że jest pod presją i ma reputację do
utrzymania.
– Ale to nie powód, żeby mówić o Krisie w
taki sposób- – ryknął Chanyeol.
– Zaraz, ale on nie zawsze się ukrywał,
pamiętasz? – odezwał się Lu Han, przesuwając się na łóżku Minseoka. – Kiedyś
nie obchodziło go to, czy jego tożsamość się wyda…
–…Aż do kilku miesięcy temu – dokończył
Minseok. Chanyeol w zdezorientowaniu zmrużył oczy.
– Czemu to zrobił? – spytał, ale Minseok i
Lu Han wzruszyli ramionami. Wtedy Chanyeol załapał.
– Kris! – krzyknął i tak szybko, jak to
opuściło jego usta, zły nastrój rozpłynął się w powietrzu, a on uśmiechnął się
szeroko. – Wiedziałem! Po prostu wiedziałem! Ten mały skurczybyk tego nie
przyzna! Krisowi chociaż raz się udało! – Chanyeol chciał podzielić się z tamtą
dwójką swoim szczęściem, lecz oni równocześnie wstali i zaczęli go wypychać z
pokoju.
– Co, do cholery-
– Lu Han musi się spakować i potrzebuje
mojej pomocy – odpowiedział machinalnie Minseok. – Na Święta. W tym roku
wyjeżdżamy świętować do mnie, a ty zmarnowałeś już wystarczająco dużo naszego
czasu. Dzięki za rozrywkę, mamy nadzieję, że pomogliśmy ci się uspokoić. Miłego
dnia. – Po tym zatrzasnęli mu drzwi przed nosem.
Chanyeol westchnął.
Hyungowie z pewnością nie zachowują się jak
hyungowie.
Ale przynajmniej rozszyfrował serce
Joonmyuna.
– Kris! – krzyknął Chanyeol, pukając do
drzwi. Jak oczekiwał, nie było odpowiedzi, ale tym razem był w lepszym nastroju
niż zwykle, chociaż korytarze były prawie puste, bo ludzie wyjeżdżali na Boże
Narodzenie (i było nieco strasznie, jak nie było niemal nikogo). – Kris, nie
bądź dłużej smutny!
Cisza odpowiedziała mu ponownie.
– otwórz drzwi! Przestań się dąsać jak mały
bachor! – ciągnął Chanyeol, pukając i czuł, jak zaczynają go boleć kłykcie i
znika jego dobry nastrój. Nadal nie było odpowiedzi.
Trwał tam tak przez dwadzieścia minut.
Po trzydziestu minutach wciąż nie było
odpowiedzi.
Chanyeol poddał się, wzdychając z
udręczeniem, kiedy pocierał swe kłykcie i kierował się z powrotem do swojego
pokoju. Jednak zanim opuścił korytarz, zobaczył mijającą go niską postać.
– Hej! – zawołał, odwracając się, by
zobaczyć, jak Byun Baekhyun wchodzi do środka. – Co ty, do diabła, robisz?
– Spotykam się z Chenem – odrzekł Baekhyun,
kładąc dłonie na biodrach w bezczelnym geście. – A co ci do tego?
– To nie moja sprawa! To nie tak, że…
m-mnie to obchodzi czy coś… – Chanyeol odkrył, że się jąka i zaczerwienił się z
zażenowania. Zobaczył, jak Baekhyun uśmiecha się zwycięsko. Wiedząc, że to dziecinne,
Chanyeol i tak nadepnął mu na stopę, a później zagrodził mu drogę.
Właśnie wtedy zdał sobie sprawę, że Chen
już wyjechał do domu na ferie.
Gdy samotnie wrócił do swojego pokoju, tak
się złożyło, że telefon Baekhyuna zadzwonił.
Wow,
ten idiota zawsze zapomina komórki… Pomyślał Chanyeol i bez zastanowienia odebrał.
– Halo?
–
Baekhy- Chanyeol? – Po drugiej stronie słuchawki dobiegł go głos Chena.
– Tak. Jakiś idiota zapomniał swojego
telefonu, kiedy poszedł odwiedzić twój pokój!
– Ten
idiota wie, że wyjechałem, do cholery!
– Nie wiem. Ukrywa coś. – Chanyeol poczuł,
jak ciekawość i rozdrażnienie zaczynają kotłować się w jego brzuchu i oparł się
o zimną ścianę, aby się uspokoić.
– Może mogę przekazać mu wiadomość? – mówił
dalej Chanyeol.
– Nie.
Chciałem go tylko podenerwować – odparł Chen i obaj zachichotali.
– Czemu nie pojechał z wami, chłopaki? Mam
na myśli, że do twojego domu? – zapytał Chanyeol, wpatrując się w karteczki
samoprzylepne na ścianie, a potem jego wzrok przewędrował na nowe biurko
Baekhyuna. – Zaraz, jakim cudem miał pieniądze, żeby kupić nowe biurko?!
Przysięgam, takie biurka kosztują więcej niż sto dolarów!
– Jest
bogaty – zażartował Chen. – Nieważne.
Odpowiadając na twoje pytanie, dlatego, że wie, że jego rodzice będą szukać go
w moim domu, a on nie chce ryzykować – ryzykować wyjazdu do domu, o to mi
chodzi.
– Och. Ale czemu?
–
Jego rodzice odcisnęli na nim piętno. – Chen westchnął. – Nienawidzi ich do granic możliwości – do
szpiku kości i do każdej komórki.
Chanyeolowi przypomniał się czas, kiedy
Chen opowiadał mu o Baekhyunie.
– J-Jego rodzice są rozwiedzeni, prawda?
– Tak.
Ale to nie o to tutaj chodzi. Najwidoczniej chodzi o to, że zdradzali siebie
nawzajem, kiedy nadal byli małżeństwem. A Baekhyun przyłapał ich oboje z innymi
osobami – i każdy z rodziców powiedział mu, żeby zachował to w tajemnicy przed
drugim rodzicem. – Chen znowu westchnął, a Chanyeol poczuł, jak marszczą mu
się brwi.
Co
za gówniani rodzice.
–
A kiedy odkryli, że się zdradzają, tak właściwie im ulżyło. Bo już dłużej nie
musieli znosić poczucia winy. Potem przez chwilę otwarcie zdradzali się
nawzajem i żadne z nich nie przestało myśleć o dobrze Baekhyuna. – Chanyeol słyszał żal w głosie Chena.
–
Mówiąc szczerze, wydaje mi się, że Baekhyun wolałby, żeby jego rodzice
krzyczeli na siebie po tym, jak odkryli prawdę – bo to by mu powiedziało, że
nadal żywią do siebie jakieś uczucia. Ale zamiast tego kłócili się jedynie o
pieniądze. Na początku w ogóle nie przejmowali się Baekhyunem – w istocie jedno
wpychało dziecko drugiemu po tym, jak jego mama chciała założyć nową rodzinę ze
swoim kochankiem, a jego tata pragnął skupić się na pracy i prawdopodobnie miał
kilka romansów. Z bratem Baekhyuna było wszystko w porządku, bo już był
wystarczająco dojrzały, by zrozumieć sprawę i był już wtedy dorosły, więc
zaczynał swoje nowe życie i nową pracę gdzieś indziej.
Kurewsko
gówniani rodzice.
–
Przepraszam. Wygląda na to, że zawsze opowiadam ci o życiu Baekhyuna, nawet
jeśli wiem, że nienawidzisz tego słuchać.
Tak
właściwie, ja naprawdę nie… Chanyeol chciał się sprzeciwić, ale zamknął się, od razu
spychając to gdzieś na tył głowy.
–…Ale
coś w tobie jest. Po prostu jest w tobie coś takiego, co sprawia, że chcę ci
opowiedzieć wszystko o Baekhyunie. Nie wiem dlaczego, ale zawierzyłbym ci życie
Baekhyuna.
No
to powiedz mi wszystko. Chanyeol
czuł, jak jego serce się ściska, kiedy słowa groziły wymknięciem się, ale zanim
w ogóle zdążył otworzyć usta, usłyszał krzyk po drugiej stronie.
–
Muszę iść. – Głos
Chena był pełen wigoru. – Czas na
obiad~~~ – Po tym, nawet nie racząc się pożegnać, Chen rozłączył się.
Chanyeol nie mógł przestać myśleć o
rodzinie Baekhyuna i jak ona była kompletnym przeciwieństwem jego własnej.
Wieczorem kiedy Chanyeol grał na gitarze
(bardzo samotny), telefon Baekhyuna znowu zadzwonił.
– Halo? – Odebrał, nie zdając sobie sprawy,
że to telefon kogoś innego i ten ktoś nie jest nawet jego dobrym przyjacielem
ani nic.
– Baekhyun,
wysyłam kilku ochroniarzy, żeby cię odebrali. Jedziesz do domu na Święta. – Oczy
Chanyeola rozszerzyły się, gdy uświadomił sobie, że to prawdopodobnie tata
Baekhyuna. O wilku mowa.
– Baekhyuna tu nie ma – odpowiedział tak
czy inaczej, nie chcąc być niegrzecznym i rozłączać się z kimś starszym od
siebie. – Mogę zostawić wiadomość? – Przekażę
wiadomość jak cholera.
–
A kto mówi? – zapytał
głęboki głos po drugiej stronie, zmieniając ton głosu.
–…Współlokator Baekhyuna – odrzekł nieco
tępo Chanyeol, nadal był zbyt przejęty po historii o Baekhyunie, którą właśnie
usłyszał. – Nazywam się Park Chanyeol!
–…Współlokator,
hę… Powiedziałeś, że jak się nazywasz?
–
Park Chanyeol!
Głos w telefonie dumał przez chwilę. Kiedy
Chanyeol już miał zażądać wiedzy o tym, czego ten obrzydliwy facet chce,
połączenie zostało przerwane.
Chanyeol rozdziawił usta. Czy on się właśnie rozłączył?
Rozdrażniony Chanyeol rzucił telefon na
swoje łóżko i gdy już miał zrobić niewypowiedziane rzeczy jak zablokowanie
numeru tego niegrzecznego mężczyzny albo spuszczenie telefonu w umywalce, coś
na biurku Baekhyuna przykuło jego uwagę.
Zaciekawiony podszedł do szafki nocnej,
obserwując niemal z ostrożnością, kiedy dostrzegł szmatkę i miskę z wodą. Wtedy
powróciły do niego wszystkie wspomnienia – od chłodu materiału po delikatność
palców, które go trzymały.
Potem do tego, że wyglądało na to, iż
Baekhyun zasnął, będąc wciąż w ubraniach – i do kołdry, którą nawet nie był
opatulony, tylko leżała niewinnie pod nim, nietknięta i niepozwijana.
„Gdzie
byłeś ty i Baekhyun-hyung, kiedy wczoraj wyjeżdżaliśmy? Mili z was
przyjaciele.”
Nic
dziwnego.
Chanyeol zarumienił się z zażenowania,
kiedy przypomniał sobie sposób, w jaki opiekowano się nim wczorajszej nocy.
Przypomniał sobie uczucie ogarniającej go
fali komfortu, kiedy czuł te delikatne palce odgarniające jego spoconą grzywkę.
Jego twarz poczerwieniała jeszcze bardziej, kiedy przypomniał sobie, jak jego
usta były dotykane i otwierane z największą ostrożnością – z pewną kruchą cierpliwością,
której Chanyeol nigdy nie spodziewałby się zobaczyć u Baekhyuna.
To
tylko faza. Przypomniał
sobie Chanyeol, rumieniąc się jak szaleniec, kiedy nieświadomie uniósł palce do
swoich ust w dokładnie to miejsce, które z pewnością poprzedniej nocy dotykał
jego współlokator. Nie wiedział, dlaczego, do cholery, faza sprawiała, że czuł
się w ten sposób i zaczynał się bać – co jeśli to uczucie nigdy nie odejdzie?
Co jeśli to zostanie na zawsze?
Pieprzyć to wszystko.
Baekhyun nie wrócił dokładnie do 00:33.
Wkurzony Chanyeol udawał, że śpi, kiedy
Baekhyun po cichu wszedł do środka, jego ciało pragnęło zapytać, gdzie, do
cholery, Baekhyun był, zważając na to, że wszyscy jego przyjaciele już
wyjechali.
Panowała cisza, gdy Chanyeol obserwował,
jak Baekhyun powłóczy nogami w stronę łazienki, by zaświecić światło, a potem
zaczął się myć. Chanyeol był gotowy wziąć cokolwiek ze swojej nocnej szafki i
rzucić tym w głupią głowę Baekhyuna, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
Kiedy Baekhyun dotarł do swojego łóżka,
gasząc światło, zanim się na nie wdrapał, Chanyeol zamknął oczy. Zobaczył, jak
świat robi się ciemny pod jego powiekami i słyszał, że łóżko porusza się pod
ciężarem Baekhyuna.
– Wiem, że nie śpisz, Yeol – powiedział
beznamiętnie Baekhyun i chociaż użył tej ksywki, by zdenerwować Chanyeola,
wyglądało na to, że nie zdawał sobie sprawy, że Chanyeol już się do niej
przyzwyczaił. Albo może to Chanyeol nie uświadomił sobie, że Baekhyun
przyzwyczaił się do używania jej.
– Tak, ja też to wiem – odparował z urazą
Chanyeol, wciąż czuł złość, odwracając się i jeszcze bardziej owinął się
kołdrą, chcąc osłonić się przed wszystkim, co wiązało się z Byun Baekhyunem.
Na kwadrans zapadła między nimi cisza.
– Nie jedziesz do domu na Święta? – Rozległ
się głos Baekhyuna, niemal strasząc Chanyeola.
–…A to nie twój interes – odpowiedział w
końcu po wewnętrznej walce między powiedzeniem prawdy a zawziętą odpowiedzią.
Baekhyun nie odpowiedział nic. Mimo iż
słyszał jego reakcję (albo raczej jej brak), Chanyeol czuł, jak zaczyna dręczyć
go zadowolenie.
– Dobra, skoro tak chcesz się bawić –
wyszeptał w końcu Baekhyun.
– Hę? Co to było? Nie słyszę cię~
– Oczywiście, że mnie słyszysz. Masz
cholernie wielkie uszy. Yoda – odrzekł Baekhyun, ale tym razem mówił głośniej.
Chanyeol poczuł, jak się czerwieni.
– Dobra! Ja zajmę się swoimi sprawami, a ty
swoimi!
– Dobra!
– Dobra!
– Nie mam tak wielkich uszu jak twoje, ale
wystarczy, że usłyszę cię raz, idioto!
– Cholera!
Baekhyuna wcale nie było przez następne dwa
dni, jedynie wracał późno w nocy. Chanyeol był rozdarty między uczuciem złości,
zmartwieniem a obojętnością.
Koniec końców gniew zwyciężył, a potem
niepokój (do którego nigdy się nie przyzna) otoczył jego serce, sprawiając, że
w nocy oczy wyskakiwały mu z orbit, a serce niespokojnie waliło.
A
niech cię, Byun Baekhyun. Myślał
Chanyeol, gapiąc się w sufit. Gdzie ty,
do diabła, jesteś i co, u licha, robisz?
…Taki
tajemniczy, prawie jakbyś był taki sam, jak byłeś te kilka lat temu-
Nagle poczuł, jakby jego serce miało
wybuchnąć mu w piersi. Natychmiast usiadł. Przesuwając się, wyszedł z łóżka i
pospieszył do drzwi, nie racząc się nawet przebrać. Tak dokładnie nie wiedział,
co wtedy stało się Baekhyunowi, wyglądało na to, że nikt poza Baekhyunem nie
wiedział, ale musiało być to coś niewypowiedzianego, że sprawiło, iż Baekhyun
czuł taką urazę wobec miłości. Strach ścisnął jego serce, gdy zatoczył się, aby
otworzyć drzwi, bał się, że coś okropnego znów może się stać (ponieważ nie
wyglądało na to, że Baekhyun był w stanie o siebie zadbać), ale kiedy już miał
wyjść na zewnątrz, wpadł na ciało, które miało wejść do środka.
Zaskoczony Baekhyun stał po drugiej stronie
drzwi, a Chanyeol wychylił się tak bardzo (a Baekhyun pochylił się tak bardzo),
że ich nosy prawie się stykały.
Strach został zastąpiony zawstydzeniem i
złością, a on odkrył, że czerwienią mu się uszy, kiedy zdał sobie sprawę, jak
blisko Baekhyun tak naprawdę jest.
– Gdzie ty, u licha, byłeś? – warknął
Chanyeol, nadal się rumieniąc i chwycił swojego mniejszego współlokatora, wciągając
go do pokoju.
– Jak już mówiłem, to nie twój pieprzony
inte-
– To jest
mój pieprzony interes, do kurwy nędzy! – krzyknął Chanyeol, zatrzaskując za nim
drzwi. – Jestem twoim współlokatorem! Mam prawo wiedzieć, gdzie jesteś! –
Chanyeol wiedział, że kipi ze złości, ale jakaś jego część czuła ulgę do tego
stopnia, że chciał zakryć ją złością (w istocie wolał zasłonić ją złością niż
pokazać wszystkim).
– Yeol, twoje uszy są czerwone… – zauważył
nieprzytomnie Baekhyun, nie-tak-subtelnie wpatrując się w odstające uszy
Chanyeola, wyraz jego twarzy wyrażał niemal zachwyt. Chanyeol zarumienił się
jeszcze bardziej, natychmiast podnosząc ręce, by zasłonić nimi uszy,
ochraniając je przed jakimikolwiek kpinami.
– Nie o to tutaj chodzi! – burknął
Chanyeol, a Baekhyun wyrwał się ze swojego stanu, zmrużył oczy, kierując się do
swojego łóżka.
– Jesteś tak cholernie wścibski, Yeol –
odparował z oburzeniem Baekhyun, zdejmując buty i rzucił je w stronę wejścia. –
Zostaw mnie w spokoju.
– Cholernie- – Z początku Chanyeol
zdecydował się nie ustępować, ale w ostatniej chwili się poddał, rzucając się
na łóżko i czując, jak ciepło promieniuje z niego niczym strumień.
– Jesteś tak cholernie tajemniczy, Byun
Baek – odrzekł jadowicie Chanyeol, mając ochotę rzucić czymkolwiek w Baekhyuna,
aby powstrzymać go przed ponownym zniknięciem.
– Jak mnie właśnie, do diabła, nazwałeś?
– Byun Baek.
– Nie mów tak do mnie.
– W takim razie ty pierwszy będziesz musiał
przestać zwracać się to mnie Yeol.
– Yeol, Yeol, Yeol, Yeol-
– Byun Baek, Byun Baek, Byun Baek, Byun
Baek-
Nagle zadzwonił telefon, sprawiając, że
obaj podskoczyli. Wzrok Chanyeola natychmiast spoczął na telefonie Baekhyuna,
ponieważ wiedział, że to dzwonek Baekhyuna od chwili, gdy tylko się rozległ.
Zdenerwowany, że mu przerwano, Baekhyun
chwycił telefon i odebrał go.
– Co? – powiedział nieco niegrzecznie.
Zapanowała cisza, kiedy Chanyeol obserwował, jak wyraz twarzy Baekhyuna
zamiera.
Przez chwilę nic nie mówił i pokój był tak
cichy, że Chanyeol słyszał głos osoby po drugiej stronie słuchawki.
Natychmiast rozpoznał ten głos, należał do
ojca Baekhyuna.
– Przyjedziesz
do domu na czas Bożego Narodzenia. – Chanyeol mógł go z łatwością usłyszeć
i jeśli Baekhyun to zauważył, z pewnością tego nie okazywał.
– Zorganizowałem
moich ludzi, żeby odebrali się w Wigilię. Pamiętaj, żeby do tego czasu się
spakować.
Wow,
ten gość ma swoich
ludzi?! Kim on, do licha, jest?
Chanyeol patrzył na Baekhyuna szeroko otwartymi oczami, widząc go w nowym
świetle, którego koloru nie znał.
– Nie chcę wracać do tego piekła –
wykrztusił w końcu Baekhyun, a nienawiść w jego głosie była wystarczająco
dzika, by sparzyć Chanyeola, a on był jedynie obserwatorem.
–
No już, Baekhyun. Nie byłeś w domu od ponad roku, a wydaje mi się, że to czas,
byśmy zaczęli być ro-
–
Zamknij się. Przestań do mnie dzwonić. –
Baekhyun już miał się rozłączyć, ale głos zaczął się śmiać w odrażający sposób.
–
Jeśli nie przyjedziesz, pożałujesz tego. – Groźba wyraźnie wisiała w powietrzu,
ale tylko przez krótką chwilę, zanim Baekhyun zakończył połączenie i wcisnął
kilka innych cyferek najprawdopodobniej, by zablokować numer, a potem ostro
rzucił telefonem o podłogę. Ułożył się na łóżku (a Chanyeol nie mógł uwierzyć, że właśnie zrobił coś takiego
ze swoim telefonem), dysząc ciężko.
Chanyeol zauważył kilka rzeczy.
Głos, chociaż brzmiał arogancko i groźnie
oraz zbyt oficjalnie, by należeć do ojca, miał również w sobie nutę smutku,
zwłaszcza po tym, jak Baekhyun jadowicie na niego naskoczył.
Telefon kosztował dużo, a jednak Baekhyun
traktował go, jakby był niczym????? Co to za wyczyn????? Tak jak wtedy, kiedy
nierozważnie rzucił telefonem w ścianę, ale nawet się tym nie przejął????? Co
się działo??? Co to znaczyło????
Na koniec zauważył dość cierpko, jak
Baekhyun niekontrolowanie trząsł się ze złości na swoim łóżku, a jego oddech
był nieregularny. Chanyeol nagle poczuł potrzebę zrobienia czegoś – jednak nie
wiedział co – chciał zrobić cokolwiek, by zatrzymać to drżenie i powstrzymać Baekhyuna
od tak dużego ruchu.
Zamiast tego siedział na swoim łóżku z
nieprzyjemnym uczuciem, podczas gdy Baekhyun sam się uspokajał.
I zauważył, że zwykle w takich sytuacjach,
czy to w filmach, czy w książkach, inni ludzie krzyczeliby i wyzywali jeszcze
bardziej na tę drugą osobę, a napięte rozmowy telefoniczne obróciłyby się w
niekończące się kłótnie, podczas których ta urażona osoba wymyślałaby tę drugą,
a obrażający broniłby się, ale w inny sposób niż milczeniem.
Ale to w ogóle nie o to chodziło.
Zwykle ludzie w sytuacji Baekhyuna
wydzieraliby się nie po to, by prowokować, ale raczej by wyrazić emocje – by
wyrzucić wszystkie stłumione uczucia, które trzymali w sobie, by sprawić, że
druga osoba poczuje się winna i by ją zranić, głównie dlatego, że skrzywdzili
tę pierwszą osobę.
Ale Baekhyun tego nie zrobił. Wcale.
W zamian unikał tematu, bezpośrednio
kończąc rozmowę. Nie było żadnej ekspresji, żadnych wyznań – tylko złośliwe,
lakoniczne odpowiedzi oraz urażone milczenie.
Baekhyun nie wyrażał emocji, ciągle tylko
chował je w swoim sercu, znosząc to brzemię kawałek po kawałku i dodając go do
ogromnego ciężaru, który dźwigał na swoich ramionach – dźwigał go całkiem sam –
a potem budował ogromny, niekończący się mur dookoła siebie, by nikt nie mógł
mu pomóc; mur tak wysoki i gruby, że Baekhyun nie mógł w ogóle nikogo usłyszeć.
Dlaczego? Dlaczego po prostu nie mógł
wyrazić swoich uczuć? To sprawiłoby, że poczułby się o wiele lepiej, ale
zamiast tego, kiedy Chanyeol obserwował Baekhyuna, widział z każdym dreszczem,
że Baekhyun gromadzi większość tego bólu w sobie.
I
pewnego dnia wybuchnie.
Może jakaś jego część chciała powiedzieć „Hej, Baekhyun. Jeśli chcesz pogadać, możesz
zawsze pogadać ze mną.”, ale wiedział, że to nie zadziała – to nigdy nie
zadziała na kimś takim jak Byun Baekhyun.
– Może powinieneś pojechać do domu.
Zobaczyć, jak tam jest – zasugerował Chanyeol, ponieważ nie chciał widzieć, jak
ten chłopak przed nim dźwiga świat na swych ramionach i nie być w stanie mu
pomóc. Chciał także szczęśliwego zakończenia dla starszego mężczyzny, który
ukrywał swój smutek pod surową i chłodną postawą. – Nigdy nie wiesz-
– Ta zasrana
dziura nie jest moim domem – wyrzucił z siebie Baekhyun, a Chanyeol jakby
żałował, ponieważ Baekhyun na nowo się pieklił. – I nigdy nie będzie. – I tyle.
Nic więcej.
– Ale zawsze jakoś musisz iść do domu-
– Kurwa, Park Chanyeol! Nie rozumiesz, więc
się nie wtrącaj-
– Tak! – Chanyeol przerwał, śmiejąc się
ponuro. – Masz rację. Nie rozumiem. Nic nie rozumiem, ale to nie znaczy, że nie
mogę niczego zaproponować. To nie tak, że wyjazd do domu na kilka dni coś ci
zrobi. Nawet nie musisz z nikim rozmawiać przez te parę dni. Po prostu jedź tam
i miej trochę czasu dla siebie, by pomyśleć. – Po prostu jedź do domu, bo potrzebujesz miejsca, gdzie możesz być sam i
trochę pomyśleć.
–
Ten mój dom
nie dostarczył mi nic poza bólem! – wydarł się znowu Baekhyun, a Chanyeol
zastanawiał się, jak coś tak małego może mieć tak dużo emocji. Wyższy zamrugał
zaskoczony, głównie dlatego, że Baekhyun coś powiedział – w końcu wyrażał swoje
uczucia – i, co było bardziej zaskakujące, wyjawiał te uczucia jemu. – Tak długo jak będę żył, nigdy
tam nie wrócę! To miejsce nigdy nie było moim domem!
– No to co jest twoim domem? – odparował Chanyeol, głównie dlatego, że miał
dość patrzenia na takiego Baekhyuna, patrzenia na Baekhyuna drepczącego w
miejscu lub chodzącego po srebrnej nici wznoszącej się nad niekończącym się
zapomnieniem. Tym, co było bardziej bolesne (chociaż nigdy się do tego nie
przyzna), było to, że jak tylko te słowa opuściły jego usta, Baekhyun zamarł
całkowicie oniemiały.
Tak oniemiały, że nawet nie mógł
odpowiedzieć.
– Ja… To… – wyjąkał Baekhyun, ale nic z
siebie nie wydobył. Coś w Chanyeolu pękło. Co, do diabła, ci ludzie zrobili
temu dziecku?
– Gdzie, u licha, jest twój dom, skoro tam
nie? – Chanyeol naciskał, obserwując swojego współlokatora, który wcześniej
wstał ze złości, a teraz powoli opadał na swoje łóżko. Chanyeol to widział i
dlatego jego głos stał się delikatniejszy, nawet nie zdał sobie z tego sprawy.
– Gdzie jest twoje ukojenie? Gdzie jest miejsce, do którego musisz iść, kiedy
najbardziej go potrzebujesz?
Ludzie
się potykają, ludzie upadają.
– Ja…
Ludzie
mają jakiś cel, ludzie odbywają podróż.
– Ja
nie potrzebuję domu.
Te
wszystkie przygody są ekscytujące, wspinaczka i upór są emocjonujące, ale na
koniec wszyscy będą zmęczeni.
I
w końcu miejsce, o którym najwięcej myślą, kiedy są w potrzebie, okazuje się
ich domem.
Ale
co możesz zrobić, kiedy go nie masz?
Wiecznie
się włóczysz… szukasz… znajdujesz…
Chanyeol coś sobie uświadomił.
Wiecznie
czekasz… wiecznie zmęczony… wiecznie odczuwasz pustkę.
Byun Baekhyun naprawdę był samotny.
Następnego dnia Chanyeol obudził się sam.
Kiedy tego ranka mył zęby, jego wzrok
mimochodem spoczął na muszli klozetowej, a jego oczy znacznie się rozszerzyły w
zaskoczeniu, kiedy zobaczył w niej czarny prostokąt, prawda dotarła do niego,
gdy spostrzegł, że to telefon.
Telefon Baekhyuna.
Trochę zdezorientowany z powodu tego, jak
zły Baekhyun musiał być, że wyrzucił coś tak bezcennego w tak lekkomyślny
sposób do toalety, Chanyeol w końcu westchnął i założył rękawiczki, zanim wyjął
komórkę i naprawdę wrzucił ją do kosza. Cóż, jeśli tego Baekhyun chciał,
Chanyeol nie mógł go powstrzymać.
Potem zszedł na dół, żeby kupić kanapki na
śniadanie, lunch oraz obiad, cicho i ospale siedział samotnie na stołówce,
jedząc powoli.
Sehun i Tao wyjechali do domu na Święta (ponieważ
nagle z jakiegoś powodu stali się najlepszymi przyjaciółmi i Sehun zaprosił
Tao, co, do cholery).
Jongin i Chen byli razem.
Krisa nie dało się nigdzie znaleźć (i nie
można się było z nim skontaktować).
Lu Han i Minseok także pojechali do domu.
Baekhyuna nigdzie nie było.
Westchnął.
Chanyeol był naprawdę samotny.
(Ale nawet bez obecności swoich przyjaciół
wiedział, że jego samotność nie może być w ogóle porównywana z samotnością
Baekhyuna).
Chanyeol spędził cały dzień, grając w gry w
najbliższym centrum handlowym (jako że był czas ferii i pozwolono im być tam,
gdzie chcą). Było to nieco monotonne, zwłaszcza bez konkurencji w postaci
przyjaciół, ale właśnie w ten sposób musiał sobie radzić.
A kiedy dzień minął, spostrzegł, że wygrał
małe dziecinne, pluszowe zabawki i kupony (ale oczywiście nigdy nie powiedział,
że mu się nie podobały).
Wigilia
jest jutro. Jak tak dalej pójdzie, będę musiał spędzić Boże Narodzenie
samotnie. Chanyeol
westchnął, biorąc swoich nowych towarzyszy (pluszowego szczeniaka, pluszowego
króliczka i pluszowego misia) i poszedł z powrotem do swojego pokoju.
Może
powinienem je rozdać jako prezenty świąteczne. Pomyślał Chanyeol, pozwalając sobie
uśmiechnąć się lekko, kiedy bawił się swoimi nowymi przyjaciółmi.
Hm…
Jako pierwszego Chanyeol wziął pluszowego
szczeniaka, obserwując go szeroko otwartymi oczami. Przypominasz mi Jongina… ponieważ bardzo lubi szczeniaki.
W
takim razie nazwę cię Nini!
Potem ułożył szarego szczeniaka w swojej
drugiej troskliwej dłoni i chwycił różowego misia.
Ty…
przypominasz mi… mnie! Chanyeol
wpatrywał się w jego wielkie paciorkowate oczy i duży wyszyty uśmiech. Gdybyś tylko pokazał zęby…
Odłożył następnego i chwycił ostatniego.
Dużo czasu zajęło mu wymyślenie, kim jest
niebieski króliczek. Była w tym pluszaku jakaś szczególna postawa, której nie
było w pozostałych dwóch – on lub ona roztaczał uroczą aurę, które prosiła się
o przytulanie i ten króliczek był zdecydowanie mniejszy od pozostałych zabawek.
Nie
pozwolę, żeby Nini i Chan się nad tobą znęcali. Powiedział mentalnie Chanyeol do małego
króliczka (połowa jego zastanawiała się, co, u licha, wyprawiał – może był zbyt
samotny). Kiedy przyglądał się króliczkowi, zauważył oczy zaciśnięte niczym
„>.<” i guzikowaty nos, który był bardzo uroczy! Nagle doznał uczucia déjà vu…
Ten
króliczek przypomina mi o… Przypomina mi o…
…Baekhyunie.
Z początku był oniemiały, jakim cudem wpadł
na ten pomysł, ale kiedy ponownie spojrzał na niewinnego pluszowego króliczka,
zdał sobie sprawę, że wyglądają dość podobnie.
…Chanyeol znowu wpatrywał się w króliczka,
czując potrzebę chronienia go przez całym złem na świecie i odepchnął tę myśl.
Po sporym konflikcie z samym sobą, Chanyeol w końcu westchnął.
–…Dobra. Nazwę cię ByunHyun – burknął
Chanyeol, zanim przytulił go do swojej piersi, wchodząc po schodach na korytarz
swojego akademika i w końcu do swojego pokoju.
Gdy dotarł do drzwi, zobaczył, że są
nieznacznie otwarte. Dziwne… Pomyślał
sobie, jego ręce były pełne zabawek, więc lekko odepchnął drzwi nogą. Nie zamykałem drzwi na klucz, ale jestem
pewien, że je zamknąłem…
Baekhyun
powinien porządnie zamykać te cholerne drzwi. Co jeśli złodzieje wejdą do środka?!
Gorzej, co jeśli osoby pokroju współlokatora Krisa wejdą do środka?! Chanyeol zadrżał, trącając nosem swoich
nowych przyjaciół dla uspokojenia się, kiedy wchodził do środka i zamknął za
sobą drzwi stopą.
Po kłótni ułożył Chana na łóżku Baekhyuna,
a potem położył ByunHyuna na swoim, a Niniego włożył do torby. Na początku
Chanyeol rozważał sprezentowanie szczeniaka Baekhyunowi (jako że Chanyeol
początkowo widział go jako szczeniaka, złego szczeniaka, ale teraz nie było to
prawdą. Obecnie Baekhyun był króliczkiem), ale jednak zrezygnował z tej
decyzji, ponieważ nie chciał oddawać Jongina Baekhyunowi. To tak, jakby mówił,
że całkowicie odpuszcza sobie Jongina jako najlepszego przyjaciela dla
Baekhyuna. Nie ma mowy! ByunHyuna również nie chciał oddać, ponieważ to jego
lubił najbardziej i chciał go zatrzymać. W końcu niechętnie wybrał Chana jako
ofiarę.
Zaraz.
Dlaczego w ogóle czuł potrzebę dawania
Baekhyunowi pluszaka? To nie tak, że był dłużny Baekhyunowi czy coś.
Ale
Baekhyun lubi pluszowe zabawki.
Chanyeol nie miał pojęcia, dlaczego to
wiedział (dobra, może widział, jak Baekhyun bawił się z dużym Kubusiem
Puchatkiem w pokoju Chena) i kiedy już miał oddać Chana, westchnął. Pieprzyć to. To nie tak, że w ogóle potrzebuję
Chana. Niechętnie odsunął swoją rękę i zdecydował się usiąść na swoim łóżku
i pomyśleć o sensie życia.
Ale nie mógł.
Ponieważ coś mu tutaj nie grało.
Rozejrzał się dookoła i chociaż wszystko
zdawało się być idealnie na swoim miejscu (zbyt
idealnie na swoim miejscu), nie mógł nic poradzić na to, że czuł, iż coś
jest trochę nie w porządku.
– Baekhyun? – zawołał niemal nerwowo
Chanyeol, wstając. Co jeśli Baekhyun chciał go przestraszyć czy coś? To nie
było dobre dla jego serca (nic nie było). – Byun Baek? Byun Bae? B.B.? –
Wymusił nerwowy śmiech i wiedział, że
coś jest nie tak.
Ale zanim mógł się nad tym zastanowić, ktoś
zapukał do drzwi.
Chanyeol pobiegł do nich, mając nadzieję,
że to dyrektor albo jacyś głupi żartownisie, którzy nie pojechali do domu na
Święta, albo po prostu ktokolwiek,
kto mógłby zgasić jego nagły, niedorzeczny strach, który czuł (do tego stopnia,
że wymyślił swojemu współlokatorowi przezwiska).
Otworzył drzwi i odetchnął z ulgą, ale
kiedy wyjrzał na zewnątrz, ujrzał dwóch mężczyzn mających na sobie sztywne
garnitury i okulary przeciwsłoneczne.
– Ty jesteś Park Chanyeol? – zapytał jeden
z nich surowo, a Chanyeol przełknął swój wewnętrzny strach.
Co
ja, do diabła, zrobiłem?
Nie
przypominam sobie, żebym ukradł te pluszaki…
– Tak – odrzekł Chanyeol i był zaskoczony
tym, jak pewnie brzmiał. Może był na tym bardzo skupiony albo był może zbyt
skoncentrowany na tych cholernie świetnych okularach tych mężczyzn (zastanawiał
się, czy zapytać ich, gdzie je kupili), ponieważ nie zorientował się, dopóki
nie było za późno, że pojawił się cień, który nagle zablokował zachód słońca
wlewający się przez okna za nim, aż rozmazany mężczyzna pojawił się tak blisko
niego, że mógł wyczuć jego drogą wodę kolońską.
Jednak zanim zdążył się odwrócić i obronić
się albo zapytać, co się, do diabła, dzieje, poczuł uderzenie w szyję i
ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, zanim wszystko stało się czarne, był nieznaczny
uśmieszek na twarzach obu mężczyzn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz