rating: PG-13
A/N: Rozdział rozdziałem, ale nowe logo i nowy koncept EXO mnie chyba wykończą
– Jongin wrócił.
–
Co?! – Chanyeol i Baekhyun natychmiast odwrócili głowy, wpatrując się w Krisa z
niedowierzaniem i nadzieją. Kris był w stanie jedynie zawzięcie skinąć głową.
–
Jest w pokoju 88- – Zanim Kris mógł dokończyć, Chanyeol i Baekhyun popędzili z
taką szybkością, jakiej Kris i Chen jeszcze nigdy wcześniej nie widzieli. Gdy
dwaj wrogowie wystartowali, Sehun pojawił się obok pozostałej dwójki.
–
Co jest? – odezwał się najmłodszy. – Dokąd oni idą?
–
Do Kim Jongina – odpowiedział Chen, jakby było to oczywiste jak słońce.
–
A ty nie idziesz? – Kris odwrócił się do najniższego, który wzruszył ramionami.
–
Odwiedzam go co tydzień. Mam pozwolenie, pamiętasz? – odparł spokojnie Chen. –
Podczas gdy ci dwaj nie…
–
Kim, u licha, jest Kim Jongin? – wciął się Sehun, wydymając wargi, jako że
poczuł się pominięty.
–
Czy pamiętasz największą i pierwszą plotkę, jaką kiedykolwiek usłyszałeś, kiedy
przyszedłeś do tej szkoły? – Kris zapytał Sehuna, który zamyślony patrzył w
sufit.
–…„Baekhyun-hyung
i Chanyeol kiedyś bardzo się bili i zniszczyli cały budynek szkoły…” – Sehun
urwał, ale Kris zachęcił go, by mówił dalej. – „Stanowili takie
niebezpieczeństwo, że kiedy ktoś próbował ich powstrzymać, zranili także tę
osobę…” – Oczy Sehuna rozszerzyły się, kiedy coś sobie uświadomił, a Kris i
Chen pokiwali głowami.
–
Skrzywdzili kogoś tak mocno, że musiał być hospitalizowany przez pół roku.
Jedyną osobą, która miała odwagę, by wejść pomiędzy nich jest nie kto inny, jak
najlepszy przyjaciel ich obu. Kim Jongin.
–
Lepiej pozwól mnie pierwszemu z nim porozmawiać, bo inaczej… – zaczął Baekhyun,
popychając Chanyeola i biegnąc naprzód w tym samym czasie. Chanyeol
odpowiedział mu pchnięciem z tą samą siłą.
–
Nie. Pozwól mnie pierwszemu z nim
porozmawiać… – Chanyeol zacisnął zęby. Pokój 88 pojawił się w zasięgu ich
wzroku, tuż przed nimi, a to z jakiegoś powodu dało im motywację, by biec
jeszcze szybciej. Obaj wyciągnęli ręce w stronę klamki, kiedy zbliżyli się do
drzwi. Ich dłonie spoczęły jedna na drugiej, przekręcając gałkę i popchnęli
drzwi z taką siłą, jaką mogli-
–
JONGIN!!! – krzyknęli obaj, jak gdyby był to konkurs, żeby sprawdzić, kto może
powiedzieć głośniej jego imię albo do kogo Jongin odwróci się pierwszy.
Kiedy
drzwi się otworzyły, natknęli się na półnagiego chłopaka próbującego się
przebrać. Nikłe blizny znaczyły jego opalone ręce, kiedy on próbował założyć
białą koszulkę.
–
Ach- – Opalony chłopak wydał z siebie dźwięk między krzykiem a piskiem z
zaskoczenia, zanim olbrzym i szczeniak rzucili się na niego i zaczęli go
tłamsić na podłodze.
–
Jongin, gdzie ty się podziewałeś, życie bez ciebie było takie nudne-
–
Czy wiesz, jak nudno było próbować poradzić sobie z Krisem i jego głupim,
pierdolonym uczuciem do największego kujona w szkole-
–
Tak wiele się wydarzyło, Jongin, i tak wiele przegapiłeś, czekaj, aż zdam ci
relację-
–
A ja spotkałem tego nowego dzieciaka, który nazywa się Oh Sehun i, Boże, on
jest taki wkurzający, i nawet nie nazywa mnie hyungiem, jest w twoim wieku,
zaraz, to tak jak ty-
–
Zgadnij, jaka jest najgłupsza rzecz, jaka mi się przytrafiła. Muszę dzielić
pokój z idiotą, który nazywa się Yeol i-
–
Muszę dzielić pokój z tym tutaj małym gnojkiem, który przez większość czasu
nawet po sobie nie sprząta i co, do diabła, czy właśnie nazwałeś mnie-
–
Yeol, nazwałem cię Yeol, Yeol, Yeol, Yeol, Yeol-
–
Zamknij się, do diabła! Jongin powstrzymaj go-
–
YeolYeolYeolYeol-
–
Do kurwy nędzy, jak się nie uciszysz-
–
YeolYeolYeolYeol-
–
Zamknijsięzamknijsięzamknijsięzamknijsię-
–
Dobra, dobra! Już łapię! – krzyknął Jongin i zepchnął ich z siebie,
zastanawiając się, co, do cholery, wstąpiło w jego swój najlepszych przyjaciół.
Najpierw kłócili się o jego uwagę, a za chwilę przestali zdawać sobie w ogóle
sprawę, że znajduje się pod nimi!
–
Jongin, chłopie, mam ci tak dużo do powiedzenia- – zaczął Baekhyun, ale
Chanyeol zakrył mu usta i odepchnął go.
–
Jongin, nie słuchaj tego dupka-
–
Mam dupę! – wciął się Baekhyun, groźnie patrząc na Chanyeola. – Na wypadek,
gdybyś nie zauważył, ty też jedną masz!
–…Jongin
nie słuchaj tego fiuta-
–
Mam fiuta.
–…Nie,
nie masz. – Kąciki ust Chanyeola wygięły się do góry, kiedy zobaczył błysk
gniewu w oczach Baekhyuna. Do tego czasu obaj wstali, Chanyeol górował wzrostem
nad nieonieśmielonym Baekhyunem.
–
Przy twoim braku postępów z Do Kyungsoo nie wydaje mi się, żebyś był
wystarczająco męski, żeby nawet-
–
Czy ty obrażasz moją męskość? – warknął Chanyeol, podchodząc bliżej, dopóki nie
znajdowali się od siebie tylko kilka centymetrów.
–
Raczej jej brak – sprostował natychmiast Baekhyun, stawiając wyzywający krok w
stronę olbrzyma, dopóki jego broda niemal nie stykała się z klatką piersiową
Chanyeola.
–
Chcesz, żebym ci, kurwa, pokazał? – Chanyeol zaczął rozpinać swój pasek,
Baekhyun zrobił to samo.
–
Dawaj!
–
Przestańcieeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!!! – krzyknął Jongin, odpychając ich obu,
dyszał ciężko, stając między nimi. Jego dwaj najlepsi przyjaciele zaprzestali
swoich czynów i spojrzeli na Jongina zaskoczeni, jak gdyby zastanawiając się,
dlaczego on tam w ogóle jest. Kiedy najmłodszy przestał dyszeć, stanął i zaczął
mówić.
–
W razie, gdybyście nie zauważyli… – Jongin wskazał na swoją rękę, która była
ozdobiona nikłymi bliznami. – Przez wasze kłótnie wylądowałem w szpitalu na
prawie pół roku! Co jeśli znów tam trafię? – Obaj natychmiast ucichli. – Jeśli
wy dwaj zaczniecie się przede mną bić, naprawdę już nigdy się do was nie
odezwę, dopóki się nie pogodzicie! Poważnie! – Zapanowała długa cisza, podczas
której Baekhyun i Chanyeol debatowali, czy nie posłuchać przyjaciela czy też
ich marzenia, żeby wzajemnie się uderzyć. Jednak nieobecność ich ukochanego
przyjaciela sprawiła ich sercom ból i w końcu milcząco się zgodzili. Gdyby
Jongin powiedział to sześć miesięcy temu, Baekhyun i Chanyeol śmialiby się do
rozpuku i ignorowali Jongina przez resztę dnia, ale nieobecność rozczuliła ich
serca.
–
Wy dwaj nie zmieniliście się ani trochę… – Jongin westchnął, podnosząc
koszulkę, którą niechcący upuścił na podłogę, kiedy jego dwaj przyjaciele się
na niego rzucili. – I przez to muszę powtarzać semestr jeszcze raz!
–
To nadal w porządku, bo technicznie i tak nie powinieneś być na tym samym roku
co my – zauważył Baekhyun. Jongin był dwa lata młodszy, ale dlatego, że był
geniuszem (przynajmniej w koreańskim i matematyce, główne przedmioty uczone w
podstawówce), przeskoczył poziom, żeby znaleźć się na tym samym roku co
Baekhyun i Chanyeol, kiedy przyszedł do szkoły. Jongin wydął wargi, a Baekhyun
czule uszczypnął go w policzek.
–
Nie rób tak – poskarżył się Jongin, a Baekhyun zachichotał. Nawet jeśli
Chanyeol obserwował ich z boku w rozdrażnieniu, no bo przecież Jongin był także jego najlepszym przyjacielem i
powinni się podzielić, jeśli nie dać go mu całego, nie mógł nic poradzić na to,
że zauważył subtelne zmiany w zachowaniu Baekhyuna, kiedy rozmawiał z Jonginem.
Łagodniejszy, prawie jakby rozmawiał ze swoim synem albo młodszym bratem, jak
gdyby chciał chronić Jongina w życiu. Te oczy mrużyły się przy śmiechu,
całkowicie pozbawione ciemności, sarkazmu czy goryczy, te usta szczerze wykrzywiały
się w małym uśmiechu przez kiepski żart, który opowiedział Jongin i to czułe
głaskanie Jongina po głowie, prawie hipnotyzujące.
Może
Chanyeol nie zauważył tego wszystkiego, bo nigdy nie przyglądał się jak należy,
w jaki sposób Baekhyun traktuje swojego dongsaenga Jongina (bo przez większość
czasu cały czas był zajęty próbą odzyskania Jongina). To coś, czego
wcześniej Chanyeol nie widział w Baekhyunie.
I
po raz pierwszy był zafascynowany.
–
Co? Macie razem pokój? – Jongin zapytał Baekhyuna, który westchnął i pokiwał
głową. Oczy Jongina były szeroko otwarte, gdy przenosił wzrok z olbrzyma, który
skrzyżował ręce i oparł się o ścianę, na Baekhyuna, który siedział na jego
łóżku i gapił się w podłogę.
–
To jest po prostu… – Jongin zaczął się śmiać. – To najśmieszniejsza rzecz, jaką
kiedykolwiek słyszałem! – Jongin śmiał się dalej. Chanyeol przewrócił oczami na
czterowymiarowość Jongina, a Baekhyun odwrócił się, żeby zobaczyć, jak młodszy
tarza się ze śmiechu po łóżku.
–
Ja zwyczajnie… – Jongin śmiał się jeszcze przez kilka chwil, a potem szybko
usiadł i otarł nieistniejące łzy ze swoich oczu. – Karma musi być wielką
dziwką. Odpłacacie za sześć miesięcy, które spędziłem w szpitalu! – Jongin
znowu począł się śmiać, a Chanyeol zastanawiał się, czy nie był w szpitalu za
długo.
–
Jeśli dalej będziesz się tak śmiał, to Karma też cię dopadnie – droczył się
nieco Baekhyun (i po raz kolejny Chanyeol dostrzegł różnicę w usposobieniu),
potem przesunął się i zaczął łaskotać brzuch Jongina.
–
Au! Wiesz, że to boli, hyung – Jongin krzyczał za każdym razem, gdy Baekhyun go
łaskotał, a Chanyeol poczuł, jak jego brwi drgają w poirytowaniu. Jongin nigdy nie nazywa mnie hyungiem.
Czemu, do cholery, wszyscy
nazywają go hyungiem, a mnie nie?
–
Chanyeol-ah, jak się miewałeś? – zapytał Jongin, kiedy doszedł do siebie po
swoich napadach śmiechu oraz płaczu z bólu od Baekhyuna łaskoczącego go, jak
gdyby dopiero co zdał sobie sprawę, że jego drugi przyjaciel też tam jest.
–
Dobrze – wymamrotał Chanyeol w odpowiedzi, próbując pojąć swoje pogmatwane
uczucia (po tym, jak zdał sobie sprawę, że przez dłuższy czas wpatrywał się w
swojego wroga, na litość boską) i usiłując zignorować uczucie zazdrości
wzmagające w jego sercu za bycie pominiętym. A także… problem hyunga.
–
Nie jesteś zabawny. – Jongin westchnął, kiedy zrozumiał, że Chanyeol nie
reaguje.
–
Ktoś tu jest trochę zazdrosny~ – zauważył Baekhyun, szeroko uśmiechając się z
wyższością. Chanyeol posłał mu groźne spojrzenie.
–
Czemu chociaż raz po prostu się nie zamkniesz? – Waleczny duch Chanyeola
zmniejszył się, a on westchnął. – Odejdź. Pozwól mi porozmawiać z Jonginem
przez kilka minut. Albo przez godzinę. Albo dzień. Albo przez resztę mojego
życia. Bez ciebie.
–
On nie jest tylko twoim przyjacielem-
–
Tak? Cóż, ja zaciągnąłem go do tej cholernej szkoły.
–
Cóż, technicznie znałem go o wiele wcześniej niż ty-
Jongin,
który wcześniej cieszył się popularnością, tylko wyglądał na znudzonego i
trochę zawstydzonego. Chen hyung… Pomyślał
sobie. Gdzie jesteś-
Jak
na zawołanie drzwi się otworzyły i ukazał się Chen.
–
HYUUUUUUUUUUUNG! – zawołał Jongin z ulgą, właśnie gdy Chen wchodził do środka.
Chanyeol i Baekhyun przestali się ze sobą kłócić i w tym samym czasie odwrócili
się w stronę Jongina.
–
Wybieraj! – krzyknęli do niego, a Jongin skulił się z zaskoczenia, podczas gdy
Chen zajął miejsce obok niego.
–…Wybierać
co? – Głos Jongina był zaledwie szeptem, kiedy widział ogień i determinację w
ich rozgniewanych oczach, gdy patrzyli na niego zaciekle.
–
Ja czy on?! – Baekhyun i Chanyeol wskazali oskarżycielsko na siebie, nie
odwracając wzroku od ich najlepszego przyjaciela.
–
Pamiętasz, kto kupił ci rower na ósme urodziny-
–
A kto był tym, który opuścił zajęcia, bo chciał ćwiczyć taniec i kto był tym,
co-
–
Starszy hyung kupi ci wszystko, co chcesz, jeśli go wybierzesz-
–
Będę kupował ci kurczaka każdego dnia przez następny miesiąc, jeśli wybierzesz
mnie-
–…Chen
hyung… – szepnął Jongin.
–
CO?! – krzyknęli Baekhyun i Chanyeol, a Jongin przysunął się bliżej Chena.
–
Ja… Chen hyung… Chen hyung, chodźmy! – Zanim pozostali dwaj mogli odpowiedzieć,
Jongin złapał Chena za rękę i wybiegli na zewnątrz. Kiedy zauważyli, co się
stało, spojrzeli na siebie.
–
To wszystko twoja wina! – wykrzyczeli.
–
Są tacy sami jak wtedy, kiedy ich opuszczałem. – Jongin westchnął, kiedy był
poza zasięgiem ich wzroku. Chan szedł obok niego. – Myślałem, że się zmienią,
ale wygląda na to, że tak się nie stało… ani trochę…
Jongin
ponownie westchnął i zastanawiał się na głos, czy jego hospitalizacja trwała na
próżno.
–
Czy oni naprawdę się nie zmienili? Naprawdę? – zapytał po chwili Chen, a Jongin
stanął w miejscu. – Pomyśl o tym. Jesteś najbliżej ich obu, więc powinieneś
wiedzieć.
Jongin
tępo wpatrywał się w Chena, a Chen w końcu westchnął i poklepał go po plecach.
–
Wkrótce zrozumiesz, co się w nich zmieniło. Nie martw się. Do tego czasu, aż
zdasz sobie sprawę, co się w nich zmieniło, będzie to jasne jak słońce. –
Jongin nadal patrzył tępo.
–
Tak czy inaczej, czy Chanyeol wspominał o swojej imprezie urodzinowej? – Jongin
beznamiętnie potrząsnął głową.
–
Wyprawia ją w sobotę. Przynieś alkohol i spotkajmy się w sali 61 po obiedzie. –
Oczy Jongina rozszerzyły się, a on się zaśmiał.
–
On za cholerę nie toleruje alkoholu! – Jongin znowu się zaśmiał. – Czemu w ogóle
mam przynosić alkohol, skoro on nawet nie może skończyć jednej butelki bez
upijania się?
–
Polecenie Krisa. – Chen wzruszył ramionami, a potem uśmiechnął się szeroko. –
Kto wie, możemy zrobić konkurs picia i zagrać w prawdę czy wyzwanie… – Jongin
uśmiechnął się w ten sam sposób i uścisnął dłoń z Chenem.
–
Dobrze być z powrotem, gościu.
Czy
naprawdę tak trudno było wybrać między nim a Byun Baekhyunem?
Dlaczego
Jongin był takim idiotą?
Fukając
w rozdrażnieniu, Chanyeol otworzył drzwi do swojego (i Byun pieprzonego
Baekhyuna) pokoju i wszedł do środka ciężkim krokiem, po czym zatrzasnął za
sobą drzwi. Byun Baekhyun był małym, głupim gnojkiem, małym, złośliwym
szczeniakiem, który może zmieniać nastrój tak szybko jak woda. Po prostu nie
mógł uwierzyć, że Jongin właśnie wybrał-
Jego
oczy otworzyły się szeroko, kiedy zobaczył coś na swoim biurku.
Prawie
się popłakał.
Ostrożnie
się zbliżając, patrzył z szeroko otwartymi oczami i rozchylonymi ustami.
Przebiegł palcami po pudełku.
Było
to porządnie zapakowane pudełko ze słuchawkami umieszczonymi wygodnie w środku.
Nie
jakieś tam słuchawki – słuchawki, które zawsze
chciał.
–
STAX SR-009! – krzyknął, podnosząc pudełko drżącymi dłońmi. – OD ZAWSZE JE
CHCIAŁEM!!!! – Kiedy delikatnie obracał pudełko, nie znalazł żadnego liściku
ani imienia, ale spojrzał na cenę.
–
JASNA CHOLERA, TO CZTERY TYSIĄCE DOLARÓW- – Chanyeol gapił się na naklejkę z
ceną i nawet jeśli nie wiedział, ile to jest cztery tysiące dolarów, wiedział,
że to musi być dużo. Świadomość zaświtała mu w głowie i uśmiechnął się
szelmowsko.
Heh, heh, heh… wygląda na to, że
w końcu Jongin wybrał mnie. Otwierając ostrożnie
pudełko, wyjął te boskie słuchawki i założył je sobie na głowę, czując ich
miękkość. To Jongin musiał mu je podarować. Spojrzał na biurko Baekhyuna, nawet
posunął się tak daleko, że szukał pod łóżkiem i między poduszkami, i w
pościeli, ale nie znalazł żadnych śladów prezentu. Uśmiechnął się radośnie,
podłączając słuchawki do swojego telefonu. Czuł, jakby miał się rozpłynąć,
kiedy słuchał muzyki przez nowe urządzenie.
Nie
mógł być szczęśliwszy.
Chanyeol
szedł wzdłuż korytarza, dumnie nosząc swoje słuchawki. Kiedy zasiadł do obiadu,
Kris go przywitał, podczas gdy Sehun całkowicie go zignorował.
–
Wow. Co się stało z twoimi starymi słuchawkami? – spytał ciekawsko Kris, a
Chanyeol uśmiechnął się szeroko, zanim nabrał łyżkę makaronu.
–
Zepsuły się. – Uśmiechnął się jak szaleniec. – A Jongin kupił mi nowe. – Kris
uniósł brew.
–
Skąd wiesz, że to Jongin? Myślałeś, że to ja dałem ci darmową kanapkę i- –
Chanyeol zbył go machnięciem ręki.
–
Tylko Jongin wiedział, że zawsze chciałem te słuchawki! – Chanyeol uśmiechnął
się. – Nie wiem, skąd wziął pieniądze, ale cholera, z pewnością wydał je na
właściwą osobę!
–
Nie dochodź do wniosków zbyt szybko jak ostatnim razem – ostrzegł Kris, ale
właśnie w tej chwili, jakby o wilku mowa, pojawił się Jongin. Raczej skoczył za
Chanyeola i upewnił się, żeby klepnąć Chanyeola w ramiona, strasząc olbrzyma.
–
Zobacz, kto zdecydował się dzisiaj do ciebie przyłączyć! – Jongin usiadł obok
Chanyeola. Zanim ktokolwiek zdążył przedstawić Jongina Sehunowi oraz Sehuna
Jonginowi, Chanyeol odwrócił się do swojego najlepszego przyjaciela.
–
Dzięki, koleś. Gościu, naprawdę to doceniam. – Chanyeol uśmiechnął się szeroko,
klepiąc Jongina w plecy.
–
Co? – Jongin patrzył tępo, a później wyglądało na to, że zauważył słuchawki na
jego głowie. – HEJ, CZY TO NIE SĄ SŁUCHAWKI, KTÓRE ZAWSZE CHCIAŁEŚ-
–
WŁAŚNIE! – krzyknął Chanyeol, był zbyt podekscytowany, by powstrzymać swą
ekscytację. – TAK BARDZO CI DZIĘKUJĘ ZA TO, ŻE MI JE DAŁEŚ-
Zapanowała
cisza. Kris westchnął. Powinien był się tego spodziewać.
Chanyeol
tępo wpatrywał się w Jongina, a Jongin patrzył na niego w ten sam sposób.
–…Nie
dałeś mi tych słuchawek? – wywnioskował z przerażeniem Chanyeol.
–
Co stało się z tymi, które ci dałem? – spytał wreszcie Jongin nieco zirytowanym
tonem.
–
Zepsułem je! – Chanyeol mógł zobaczyć, jak twarz przyjaciela rozpada się na
kawałki.
–
Gościu! Cholernie się napracowałem, żeby zdobyć te pieniądze, za które kupiłem
ci tamte słuchawki! A ty po prostu je zepsułeś?
W zaledwie dwa lata?
–
Dwa lata to dużo czasu, dobra! Tak poza tym były używane, na litość boską!
–
Nic nie poradzę na to, że nie mam pieniędzy! – Znów zapadła krótka cisza.
–…
…Więc tych mi nie kupiłeś? – zapytał ostatecznie Chanyeol, a Jongin smutno
pokręcił głową.
–
NO TO KTO, DO KURWY, MI JE KUPIŁ? – ryknął Chanyeol, wziął swoją tacę z
jedzeniem i wypadł pędem ze stołówki.
–
Czekaj! – krzyknął Jongin, poddał się i odwrócił z powrotem do zawstydzonego
Krisa i Sehuna.
–…Więc…
– zaczął Kris, mając ochotę przywalić sobie w twarz otwartą dłonią. Chciał też
zawołać z powrotem Chanyeola i uderzyć go w głowę, i-
–…Ech,
Jongin. To jest Sehun, nowo dodany przyjaciel do naszej grupy. – Jongin z
rozdrażnieniem skinął głową do Sehuna, który pokiwał bardzo nieznacznie i jadł
dalej. – Sehun, to jest Jongin.
Zapadła
kolejna niezręczna cisza.
–
Nie przejmuj się, Jongin. Sehun jest nieśmiały, ale kiedy go poznasz, okazuje
się największym smarkaczem na świecie. – Sehun zakrztusił się swoim jedzeniem,
a potem zrobił się czerwony. – A tak przy okazji jest w twoim wieku.
Kris
znowu uderzył się dłonią w twarz, kiedy kolejna fala niezręcznej ciszy otoczyła
ich stolik. Zdawało się, że to się nigdy nie skończy.
Chanyeol
pędem wrócił do swojego pokoju, dyszał, kiedy zamykał za sobą drzwi. Czym było
to pierdolenie? Kto, do cholery, kupił mu te słuchawki?
To
tak cholernie przyprawiało o gęsią skórkę, że Chanyeol nie mógł nawet-
Podszedł
do swojego łóżka, wciąż mając słuchawki na głowie (bo był niechętny, żeby zdjąć
swoje nowe dziecko) i ukrył się pod kołdrą, próbując zastanowić się, kto, u
licha, podarował mu te słuchawki.
Co
jeśli miał prześladowcę?
To
możliwe, gdyż był bardzo przystojny…
Właśnie
wtedy drzwi otworzyły się, sprawiając, że Chanyeol wzdrygnął się pod kołdrą.
–
Co ty, do diabła, wyprawiasz? – Znajomy głos rozszedł się po pokoju i choć raz
Chanyeol poczuł ulgę, słysząc go. Wyjrzał spod kołdry.
–
Wydaje mi się, że mogę mieć prześladowcę. Zamknij drzwi na klucz, mógłbyś? –
zażądał Chanyeol, a Baekhyun zamknął drzwi i skrzyżował ramiona, opierając się
o nie. Ten ruch z jakiegoś powodu sprawił, że Chanyeol przesunął wzrok na
jeansy, które miał na sobie jego wróg – zaborczo opinały umięśnione uda. Po raz
pierwszy Chanyeol zastanawiał się, dlaczego nie zauważył tego wcześniej.
Nie
zauważył, że jego wróg ma niewiarygodnie seksowne nogi.
O czym ja, u licha, myślę? Chanyeol
potrząsnął głową, patrząc na twarz Baekhyuna, którego brew była uniesiona tak wysoko,
że skryła się pod jego grzywką.
–
Ty? Masz prześladowcę? – zakpił Baekhyun. – To najzabawniejsza rzecz, jaką
kiedykolwiek słyszałem! – Po tych słowach podszedł do swojego łóżka i wyjął coś
ze swej torby. Do tamtego momentu słuchawki Chanyeola już zsunęły się z jego
głowy w chwili, kiedy schował się pod kołdrą i usiłował na nowo je odnaleźć.
Gdy je znalazł i miał je bezpieczne w swoich rękach, odwrócił się, by ponownie
spojrzeć na swojego współlokatora, który brał kęsa kanapki.
„Nie dochodź do wniosków zbyt
szybko jak ostatnim razem.” Nagle Chanyeol
przypomniał sobie wypadkach z kanapką i bandażami i-
To
nie mogło być to.
Prawda?
–
Stax 009… – wymamrotał Chanyeol, a Baekhyun, niewinnie żując swoją kanapkę,
odwrócił się i spojrzał na swojego wroga.
–
Co?
–
Czy widziałeś kogoś, kto wszedł i dał mi te słuchawki? – zapytał Chanyeol,
odrzucając kołdrę na bok i pokazując swoją nową ulubioną rzecz. Baekhyun
wyraźnie zesztywniał, po czym odwrócił się w przeciwną stronę zbyt wolno, by
był to zwyczajny ruch.
–…Nie
– odpowiedział Baekhyun, a Chanyeol miał
swoją odpowiedź.
Wyszedł
z łóżka, stanął twardo na ziemi, zanim wskazał oskarżycielko palcem w kierunku
swojego starającego-się-być-subtelnym współlokatora.
–
WIEDZIAŁEM! – wrzasnął. – KUPIŁEŚ JE, PRAWDA?
–
Nie mam pojęcia, o czym-
–
Przestań pieprzyć, Byun Baekhyun! Wiem, kiedy kłamiesz! – krzyknął Chanyeol,
zakładając słuchawki. – Pieprzone pytanie brzmi, dlaczego miałbyś to zrobić?
Zapadła
krótka cisza.
–…Nudziło
mi się, a one były tanie… – wymamrotał Baekhyun, wgryzając się w kanapkę i żuł
nieznośnie wolno.
–
Tanie? TANIE? – Chanyeol wziął pudełko ze swojego biurka i rzucił je
Baekhyunowi. – Spójrz na tę cholerną cenę i powiedz mi, że to tanio! A teraz
powiedz, dlaczego, do diabła, ciągle to robisz! Najpierw bandaże, potem
kanapka, a teraz to! – Baekhyun już miał otworzyć usta, ale Chanyeol mu
przerwał.
–
Nie tylko to, ale założę się, że w dniu, kiedy zwolniłeś mnie z kółka, nie
chodziło o to, że jestem wkurzającym pojebem, ale dlatego, że widziałeś, jak
zmęczony byłem! Prawda? – Chanyeol zaśmiał się maniakalnie, gdy zobaczył, jak
Baekhyun przewraca oczami, ale nie zaprzeczył.
–
Do kurwy nędzy, Park Chanyeol. Przestań myśleć, że jestem święty i się w tobie
kocham czy coś! Naprawdę cholernie się nudziłem i zobaczyłem twoją notatkę,
więc postanowiłem coś z tym zrobić!
–
Haha, wydać na mnie cztery tysiące pierdolonych dolarów? Na swojego wroga? –
Chanyeol znowu się zaśmiał. – Cztery tysiące dolarów to jakby moja roczna
pensja.
–…Mam
…sposoby na zdobywanie ich… – mruknął Baekhyun. Zapadła cisza. A potem:
–…Jesteś
prostytutką? – Baekhyun rzucił w niego butem.
–
Co, do cholery? Nie upadłem tak nisko! – Sfrustrowany Baekhyun chwycił swoją
poduszkę i zaczął ją przytulać, zanurzając swoją twarz w jej cieple i
miękkości. Chanyeol usiadł na swoim łóżku i zaczął słuchać muzyki przez swój
nowy prezent, jednak puścił ją cicho. Zapanowała między nimi przyjemna (ta
normalna) cisza.
–
Haha, myślę, że cię rozpracowałem. – Chanyeol po chwili przerwał krótko
trwającą ciszę, zaś Baekhyun chciał jęknąć i rzucić czymś w Chanyeola, żeby go
uciszyć. Zdecydował, że będzie milczał.
–
Udajesz, że jesteś małą suką i w
zasadzie przez większość czasu nią jesteś, ale masz takie małe nawroty
uprzejmości, czyż nie? – Chanyeol uśmiechnął się jak szaleniec. Być może
powodem, dla którego chciał dostrzec w Baekhyunie „uprzejmość” było to, że
wreszcie dostał coś, czego chciał przez długi czas. – Mały tsundere szczeniak~
–
Zamknij się, do kurwy – burknął Baekhyun, ale wyglądało na to, że wprawiło
Chanyeola w jeszcze większą radość.
–
Boże, rób tak dalej, a może pomyślę, że już mnie nie nienawidzisz! – dokończył
Chanyeol wesoło. Baekhyun przewrócił oczami.
–
Zawsze będę nienawidził ludzik takich jak ty. Bez względu na wszystko –
wymamrotał, lecz Chanyeol był zbyt szczęśliwy, by się przejmować.
Przyszedł
czas, żeby coś wywnioskować.
To
było coś, czemu Chanyeol bardzo długo chciał zaprzeczyć, ale odkąd dzielił
pokój z Baekhyunem, od początku wierzył, że będzie na zawsze nienawidził Byun
Baekhyuna.
Ale
okazało się, że to nie o to chodzi.
Właściwie,
pomimo iż zaczął nienawidzić Baekhyuna tak bardzo, że mógłby spalić się
doszczętnie i nadal nienawidziłby Baekhyuna z całej swojej mocy, odkrył, że
jego nienawiść do Baekhyuna zaczęła podupadać cząstka po cząstce.
Nie
wiedział dlaczego.
Przez
brak powodu zmusił się do nienawidzenia Baekhyuna bardziej, ale okazało się, że
to nie działa i wrócił do punktu wyjścia.
Szczególnie
te nagłe akty uprzejmości ze strony jego wroga, tak subtelne, że prawie nie
udało mu się ich zauważyć. Chanyeol prawie żałował, że przestał się wywyższać z
powodu otrzymania najlepszego prezentu na świecie, bo teraz, kiedy był realistą
i zszedł z powrotem na ziemię, potrafił dostrzec powagę tej sprawy.
A
chodziło tu o fakt, że mógł nienawidzić Baekhyuna coraz mniej.
To
coś, czego nigdy wcześniej nie rozważał, a teraz przerażało go to na śmierć.
Fakt
ten nadal utrzymywał, że wciąż nienawidzi Baekhyuna. Tak, tak było, ale nie tak
bardzo jak kiedyś.
Prychając
w zdezorientowaniu, Chanyeol wyszedł ciężkim krokiem po skończonych zajęciach
(a spędził cały wykład na myśleniu o swoich uczuciach do Baekhyuna). Na
początku pomyślał o pójściu na lunch, gdzie spotkałby się z Krisem i Sehunem,
który już go nie ignorował, ale po dwóch sekundach rozmyślań zdecydował, że
chce być sam.
Wrócił
do pokoju spiesznym krokiem. Otworzył drzwi, ale nie spodziewał się, że jego
współlokator tam będzie.
Czego
spodziewał się jeszcze mniej to swego półnagiego współlokatora zajmującego się
swoimi siniakami. Jego twarz marszczyła się w bólu, kiedy to robił.
Gapili
się na siebie.
–
Dlaczego jesteś pokryty siniakami? – To była pierwsza rzecz, jaka pojawiła się
w skądinąd pustym umyśle Chanyeola. Baekhyun przewrócił oczami i przerwał
kontakt wzrokowy.
–
To nie twój interes – odparł, ale to, że był bardziej ostrożny w swoich
ruchach, udowodniło Chanyeolowi, że czuł się niekomfortowo przez spojrzenie
współlokatora. Gdy Chanyeol przebiegł wzrokiem po posiniaczonym oraz
udekorowanym malinkami i zadrapaniami ciele Baekhyuna, dość szybko doszedł do
wniosku, co się stało.
–
To znowu ten facet, prawda? – zapytał Chanyeol i skrzywił się, widząc
szczególnie okropne rany na plecach Baekhyuna. Niższy postanowił go zignorować.
–
Jakiego rodzaju on ma fetysze? Nie spotkałeś się z nim, od kiedy byłeś pijany,
prawda? – Jedynym facetem, który przychodził Chanyeolowi na myśl, był ten z
ostatniej nocy, kiedy Chen przyprowadził jego współlokatora. Dziwne pytania i
nagłe zainteresowanie Chanyeola sprawiły, że Baekhyun czuł się jeszcze bardziej
niekomfortowo i był nieco podejrzliwy.
–
Skąd, do cholery, o tym wszystkim wiesz? – Baekhyun spojrzał na niego
zmrużonymi oczami. Chanyeol cofnął się odrobinę.
–
Czy to nie oczywiste? Całe twoje ciało było pokryte śladami jak wtedy. –
Baekhyun znów zdecydował się go zignorować. Chanyeol, dzięki uwolnieniu spod
tego nieoczekiwanie przerażającego spojrzenia, czuł się pewniejszy.
–
Czemu nie możesz go po prostu zbyć? Jeśli krzywdzi twoje ciało, powinieneś po
prostu przestać się z nim spotykać! – Z jakiegoś powodu nie było w porządku
patrzeć na poranionego Baekhyuna. To wcale nie było w porządku.
–
Co to ma do ciebie? – Baekhyun wstał, żeby mógł być na (wyższym) poziomie co
Chanyeol. – To moje życie, więc przestań się wtrącać.
–
Wiem, że nienawidzisz bólu, Byun Baekhyun. Dopóki nie wydaje ci się, że na
niego zasłużyłeś. – Oczy Chanyeola przewiercały te niższego, który robił to
samo swojemu wyższemu współlokatorowi. – Przestań to sobie robić. To niczego
nie polepszy. – Co ja, u licha, wygaduję?
–
Już przywykłem do tego gówna. – Jakby ruszony jakimś nagłym bólem, Baekhyun
skrzywił się i zatoczył się do tyłu, a później powoli położył się na łóżku. –
Przestań mnie dręczyć, Park Chanyeol.
–
Co, więc zamierzasz dalej zadowalać tego gościa, nawet jeśli oznacza to zabicie
siebie? – Chanyeol czuł wzmagającą w nim złość. Wiedział, że nie powinien się w
ogóle przejmować, ale to nie było w porządku. Nic w tej sprawie nie było w
porządku. Ktoś tak mały jak Baekhyun (nawet jeśli to ktoś, kogo nienawidzi) nie
powinien być wykorzystywany w taki sposób, chociażby był to czyjś głupi fetysz.
– Jeśli tak trudno ci, kurwa, odmówić, powiedz mi jego imię, a Chen i ja-
–
Czemu tak bardzo cię to obchodzi? – Baekhyun także podnosił głos. – To nie tak,
że moje ciało ma na cokolwiek wpływ-
–
Ma! – wrzasnął Chanyeol. – Jesteś moim współlokatorem… a… a… jeśli ludzie
zobaczą cię posiniaczonego, mogą pomyśleć, że to ja ci to zrobiłem! – Tak, to musi być to. Właśnie dlatego tak
bardzo się przejmuję… Zaraz, ja się nie przejmuję. Nie przejmuję się ani
trochę.
–
Jesteś idiotą. – Baekhyun powrócił do oczyszczania swoich ran, ale Chanyeol nic
z tego nie pojmował. Chwycił Baekhyuna za nadgarstek (nieco zbyt brutalnie,
zrozumiał to później), a ruch ten sprawił, że Baekhyun gniewnie odwrócił się do
Chanyeola. Już miał powiedzieć mu coś wulgarnego, ale powstrzymał się, gdy zdał
sobie sprawę, jak blisko znajdują się ich twarze – ich nosy prawie się stykały.
–
Obciągnij mi. Teraz. – Baekhyun już miał się zaśmiać na głupi dowcip Chanyeola,
lecz wyraz jego oczu był poważny, tak samo chwyt na nadgarstku. A potem sobie
przypomniał.
Chanyeol
nie masturbował się miesiącami, a wyraz jego oczu był wygłodniały, jakby jego
spojrzenie wystarczyło, by połknąć go w całości.
–
Nie zadzieraj ze mną- – zaczął Baekhyun, ale Chanyeol chwycił go brutalniej i
przyciągnął go bliżej.
–
Nie masturbowałem się przez pięć pieprzonych miesięcy, a jako że potrzebuję
sobie ulżyć, równie dobrze mogę wykorzystać największą dziwkę w szkole, żeby mi
pomogła. – Zapadło milczenie, kiedy Baekhyun wpatrywał się w złośliwy i
zdeterminowany wzrok Chanyeola. Zdał sobie sprawę, że Chanyeol nie kłamie,
zwłaszcza kiedy mógł zobaczyć pożądanie w oczach olbrzyma.
–
Pospiesz się, do cholery – warknął Chanyeol, ale nie ruszył się, ponieważ
czekał, aż Baekhyun się ruszy – wybierze.
Na
początku olbrzymowi nie wydawało się, że jego wróg to zrobi. Cholera, oczekiwał
nawet, że jego pyskaty współlokator uderzy go z całej siły (i wiedział, że na
to zasługuje), ale Baekhyun nie zrobił niczego takiego.
Obserwował
jak zamiast tego Baekhyun schodzi z łóżka i klęka, dopóki jego twarz nie była
na tej samej wysokości co krocze Chanyeola.
Zanim
wyższy zdążył w pełni zorientować się, co się dzieje, poczuł palce Baekhyuna
oplatające jego pasek, kiedy zaczął go rozpinać.
Może
jakaś jego część, część młodzieńczego testosteronu, uległaby jego wrogowi (to
prawda, że od miesięcy się nie masturbował), bo koniec końców kto nie
zaakceptowałby zrobienia laski przez najlepszą dziwkę w college’u?
Ale
jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu, kiedy zobaczył emocje pod skądinąd
obojętnym wyrazem twarzy Baekhyuna (tym, który Chanyeol nauczył się rozpoznawać
przez lata ich waśni): obrzydzenie, wstręt i całkowitą mękę.
Tym,
co najbardziej zaskoczyło Chanyeola, było to, jak Baekhyun bez słowa rozpinał
jego jeansy i nie mógł nawet tego zrobić należycie, bo trzęsły mu się ręce. Ale
nie tylko to, wyglądało na to, że całe jego ciało tak mocno drżało, że ledwie
mógł cokolwiek zrobić dokładnie.
–
Kurwa. – Chanyeol powrócił do zdrowych zmysłów i wyrwał pasek z trzęsących się
palców Baekhyuna, zanim odrzucił go za siebie. Bez zastanowienia, co robi,
Chanyeol pochylił się i chwycił Baekhyuna w swoje ramiona.
–
Ty pieprzony idioto – wyszeptał Chanyeol i mógł poczuć, że Baekhyun drży tak
mocno, że dało się to poczuć nawet w jego kościach. To nie było w porządku. W
jakiś sposób ten dziwnie posłuszny Baekhyun nie był w porządku. Ten nagle
cichy, nienarzekający, nie pyskaty, nieprowokujący Baekhyun nie był w porządku,
a Chanyeol czuł się winny za to, że w ogóle coś takiego zrobił.
–
Po prostu mnie uderz, do cholery, kiedy powiem coś takiego… – powiedział
Chanyeol, kładąc Baekhyuna. – Spuść mi manto, jakby było to każda inna
sytuacja.
Tylko że on nie potrafi, prawda?
W
tamtym momencie Baekhyun położył się na łóżku i odwrócił od niego, nie
reagując. Chanyeol nie mógł nic poradzić na to, że patrzył, jak mały jego wróg
był. Czując się więcej niż winnym, wyciągnął dłoń i spróbował dotknąć ramienia
Baekhyuna (i nie po raz pierwszy zastanawiał się, dlaczego czuje się w taki
sposób), lecz Baekhyun odsunął się. Podenerwowany Chanyeol jeszcze raz
wyciągnął dłoń, ale zanim jego palce mogły choćby musnąć posiniaczoną bladą
skórę, Baekhyun znowu się odsunął.
Stało
się to małą rywalizacją o to, kto może dotknąć, a kto może uciec, dopóki
Chanyeol już dłużej nie mógł tego znieść.
–
Jeśli nie chcesz, żebym cię, do diabła, dotknął, powiedz to! – wrzasnął, jednak
Baekhyun uparcie pozostawał milczący.
–
Byun pieprzony Baekhyun, chcesz, żebym cię dotknął? – warknął Chanyeol i
chociaż Baekhyun odpowiedział milczeniem, cała jego postawa krzyczała NIE, DO KURWY.
Ale
Chanyeol uświadomił sobie, że tylko on może odczytać nastawienie Baekhyuna oraz
jego nieme słowa. Nie każdy potrafił zrozumieć.
I
z jakiegoś powodu pomysł, że ludzie wykorzystują milczące odmowy Baekhyuna i
niechętne zgody, sprawił, że Chanyeol zrobił się niespokojny.
–
Nauczę cię znaczenia „nie” – warknął Chanyeol, chwytając Baekhyuna za rękę i
pociągnął go do góry. Zaskoczony Baekhyun zaskomlał cicho.
–
Nie dotykaj mnie, yoda! – krzyknął mniejszy, a Chanyeol zesztywniał.
–
Jak mnie właśnie nazwałeś?
–
Wielkie uszy sprawiają, że wyglądasz głupio. – Baekhyun patrzył na niego
bezczelnie, a Chanyeol (z jakiegoś dziwnego, dziwnego powodu) prawie miał
ochotę się uśmiechnąć, ponieważ Baekhyun powrócił do bycia sobą. Lecz to nie
znaczyło, że zaakceptował tę głupią ksywkę.
–
Moje uszy nie są wielkie – zaprzeczył, czując, że jego twarz robi się
cieplejsza i wiedząc, że kiedy się rumieni, jego uszy stają się szczególnie
czerwone. Nim Baekhyun zdążył go upokorzyć bardziej, ponownie złapał Baekhyuna
za nadgarstek i przyciągnął go bliżej.
–
Wracając do tematu… – wyszeptał, obserwując, jak humor znika z oczu Baekhyuna.
– Naprawdę potrzebuję, żeby ktoś mi obciągnął. Dlaczego miałbyś mi z tym nie
pomóc?
Wzrok
Baekhyuna był mieszanką ciągle zmieniających się emocji, kiedy patrzył na
niego, a potem odwrócił wzrok. Był to lekki opór, ale Chanyeol nadal trzymał
mocno.
–
Zrób to – wymamrotał pod nosem, zacieśniając uścisk na nadgarstku Baekhyuna. –
Powiedz „nie”, do cholery. – Zapadła krótka cisza.
–
Naprawdę potrzebujesz sobie ulżyć? – mruknął w końcu Baekhyun, a oczy Chanyeola
rozszerzyły się z zaskoczenia.
–
J-Ja… – Zanim Chanyeol mógł skończyć, dłonie mniejszego przesunęły się po jego
spodniach.
–
Pomogę ci – zaoferował cicho i gdyby wyszeptał to odrobinę ciszej, Chanyeol
pominąłby milczącą kłótnię z samym sobą w jego słowach. – Użyj mnie, w jaki
tylko sposób chc-
–
Co, do kurwy? – krzyknął Chanyeol, łapiąc
drugą dłoń Baekhyuna i ograniczył jego dalsze ruchy. – Po prostu powiedz „nie”!
–
Nie mogę! – Głos Baekhyuna drżał ze złości, a on nadal odmawiał spojrzenia
Chanyeolowi w oczy.
–
Czemu, do diabła, nie? – Chanyeol mógł poczuć narastającą frustrację i wiedział,
że może wkrótce wybuchnąć.
–
To… To nie twój interes! – odpowiedział rozdrażniony Baekhyun. Z tonu jego
głosu Chanyeol mógł stwierdzić, że nawet Baekhyun nie wiedział, czemu nie może
odmówić.
–
Do kurwy nędzy, Byun Baekhyun! Pozbieraj się do kupy! – Chanyeol nie wiedział,
dlaczego krzyczy albo dlaczego jest tak bardzo poirytowany z powodu osoby,
którą nie powinien się przejmować. W zmieszaniu puścił ręce Baekhyuna. Bez
pomocy Baekhyun wydał okrzyk zdumienia i upadł na podłogę. Po kilku próbach
wstania na nogi zawiódł. Chanyeol chwycił go i podniósł z powrotem (tym razem
delikatnie) oraz ułożył na łóżku. Wyrażająca ból mina Baekhyuna (którą starał
się ukryć) i jego ciche dyszenie popchnęły Chanyeola do sprawdzenia, co się tak
naprawdę dzieje.
Przewróciwszy
Baekhyuna (mniejszy nawet nie mógł się odsunąć przez to, jak słaby był), wyższy
powoli zdjął jego bieliznę. Chanyeol skrzywił się, gdy zobaczył siniaki i rany
wzdłuż pleców Baekhyuna. Niechętnie jego wzrok powędrował na tyłek Baekhyuna.
Ponownie się skrzywił, kiedy zobaczył opuchnięte wejście swojego wroga. Skrzepy
krwi na wewnętrznej stronie jego ud wymieszane ze spermą i większą ilością
siniaków.
–
Kurwa – Chanyeol ponownie zaklął, sięgając po pudełko chusteczek Kleenex,
których Baekhyun używał, zanim on wszedł do pokoju i zaczął muskać nimi ranę.
–
Co ty, u licha, robisz… – Zabrzmiał słaby głos Baekhyuna, kiedy próbował się
odsunąć, ale Chanyeol przytrzymał go jedną dłonią.
–
Przestań się ruszać, do cholery. – Chanyeol czuł, jak jego serce ściska się z
frustracji i przerażenia na widok wszystkich ran na ciele Baekhyuna. Mrużąc z
koncentracji oczy, ostrożnie wytarł zarazki z ciała swojego wroga i zaczął
opatrywać rozcięcia przy braku umiejętności medycznych.
Nie
wiedział, dlaczego to robił. Pytał siebie, dlaczego robił to dla kogoś, kogo
nienawidził, lecz kolejny raz nie znał odpowiedzi.
Wszystkim
co wiedział było to, że ten sadystyczny fetysz był nieakceptowalny i
obrzydliwy, a on w stu procentach był mu przeciwny.
Tak,
to musiało być to. Pomagał swojemu wrogowi, ponieważ nienawidził tego rodzaju
rzeczy.
–
Boli? – wymamrotał cicho, zaczynając powoli czyścić skórę dookoła
zmaltretowanego wejścia Baekhyuna. W tamtym momencie Baekhyun miał twarz
wciśniętą w poduszkę i nie odpowiedział, prawie jakby próbował się powstrzymać.
Przez
następne półtorej godziny Chanyeol wymył swojego współlokatora, upewniając się,
że każda rana została opatrzona (ponieważ był perfekcjonistą), a każdy ślad
jakiegoś brudnego czynu zrobionego wcześniej został wymazany. Będąc perfekcjonistą,
którym był, Chanyeol polecił Baekhyunowi, żeby został tam, gdzie był, dopóki mu
się nie polepszy.
–
Jesteś idiotą? – zadrwił Baekhyun, układając brodę na swoich rękach. – Jak mam
jeść albo chodzić na zajęcia, albo robić kupę, albo sikać, albo brać prysznic-
–
W takim razie tylko na dzisiejszą noc. – Chanyeol prychnął w rozdrażnieniu. –
Przyniosę ci obiad czy coś.
I
właśnie to zrobił.
Przez
cały czas Chanyeol nie miał pojęcia, co robi, ale do tamtego momentu zbyt
daleko się posunął, żeby się przejmować – głównie dlatego, że ostatnio robił
jakieś rzeczy i nie wiedział nawet, dlaczego je robi. To musiał być akt
uprzejmości. Właśnie to, nic więcej.
Przyniósł
kimchi ze smażonym ryżem i zupę na górę dla Baekhyuna. Upominał go, żeby
pozostał w swojej pozycji, kiedy mniejszy spróbował usiąść do jedzenia. Może
Chanyeol był po prostu szczególnie empatyczną osobą i prawie umiał sobie
wyobrazić, jakie to musi być uczucie siedzieć na posiniaczonym tyłku.
–
Nakarmię cię – powiedział Chanyeol, rumieniąc się z zawstydzenia i zmieszania
(dlaczego znowu to robił?), odkładając tacę i zajmując miejsce przy łóżku
swojego wroga.
Może
Baekhyun był zbyt głodny, by się przejmować, ale Chanyeol poczuł ulgę, kiedy
tamten się nie sprzeciwił.
Kiedy
karmił swojego wroga, Chanyeol nie mógł poradzić nic na to, że poczuł, jak
zaburczało mu w brzuchu – w ogóle nie jadł. To jeden z jego złych nawyków,
którego za wszelką cenę powinien unikać, bo nie może funkcjonować bez trzech
posiłków dziennie, ale w tamtej chwili z jakiegoś powodu naprawdę nie miał nic
przeciwko temu. Zdał sobie tylko sprawę, jak drobny jego współlokator jest, nie
był świadomy, kiedy te usta ułożyły się w dzióbek, by napić się zupy.
–
Czemu to robisz? – spytał Baekhyun, a Chanyeol mógł wyczuć podejrzliwość w jego
głosie. Rumieniąc się, bo nie wiedział dlaczego, Chanyeol zaciął się.
–…Żeby
ci się odpłacić… Za kanapkę. – Baekhyun prawdopodobnie uznał tę odpowiedź za
satysfakcjonującą, bo pozwolił dalej się karmić swojemu wrogowi. Nie zamienili
więcej słów. Przez resztę wieczoru Baekhyun słuchał muzyki z zamkniętymi oczami
w tej samej pozycji na łóżku, podczas gdy Chanyeol odrabiał swoje zdanie
domowe.
W
nocy Chanyeol rzucał się i przewracał, mając ochotę rzucić czymś w Baekhyuna za
skomlenie, nawet jeśli był to jeden z jego sennych nawyków, z którymi musiał
radzić sobie każdej nocy, ale do nich przywykł. Pomimo to wiedział, że to nie
głos Baekhyuna nie pozwalał mu zasnąć.
To
uświadomienie sobie (i zaprzeczenie), że kiedy Baekhyun kucnął i był gotowy
rozpiąć jego spodnie, Chanyeol czuł ekscytację przepływającą przez jego ciało
wprost do jego krocza.
Podczas
pierwszej nocy od powrotu Jongin myślał o swoich dwóch najbliższych przyjaciołach,
którzy okazali się być wrogami wobec siebie przez tak długo, jak się znali.
Dla
Jongina było to trochę rozczarowujące, gdyż w końcu ich nienawiść do siebie
była tak silna, że kiedy przelali ją na niego, skończył lecąc na ścianę i
zrobił w niej dziurę, kiedy już przeleciał, co doprowadziło do półrocznego
pobytu w szpitalu. Te ostatnie kilka miesięcy, kiedy nie był w stanie spotkać
się z najlepszymi przyjaciółmi (razem lub osobno), nie było najlepsze. Był
bardzo znudzony, nawet jeśli Joonmyun i Chen, i czasami Kris odwiedzali go. To
nie było to samo.
Każdej
nocy życzył sobie, żeby się, do cholery, ogarnęli i stali się najlepszymi
przyjaciółmi. Cholera, nie obchodziło go nawet, jeśli staliby się sobie bliżsi
albo staliby się bliżsi jemu pod warunkiem, że dogadywaliby się ze sobą. Każdej
nocy modlił się za swoich dwóch hyungów, żeby już się nie nienawidzili, bo
żaden z nich nie był wcale zły, wbrew ich opiniom o sobie nawzajem.
A
kiedy Jongin wrócił, zdał sobie sprawę, że jego marzenie może się nigdy nie spełnić.
Ale
kiedy rozmyślał nad dzisiejszym zachowaniem jego najlepszych przyjaciół,
zrozumiał, że coś się w zasadzie zmieniło.
Już nie walczą fizycznie.
I
jak on tego nie zauważył? Jongin nagle usiadł, wpatrując się w pusty pokój (bo
okazało się, że Joonmyun wyszedł – znowu). Przebiegł myślami przez wydarzenia z
dzisiejszego dnia, przypominając sobie, że Chanyeol i Baekhyun nie uderzyli się
ani nie spoliczkowali, ani nic w tym rodzaju. Tak właściwie Jongin dostrzegł,
że częściej się sprzeczali.
Za
dawnych czasów otaczała ich mordercza aura. Była tak silna, że nikt nie odważył
się do nich podejść.
Ale
teraz było to całkowicie nieszkodliwe, prawie jakby aura zmieniła się w kłótnię
dwóch małych dzieci.
Również
jego desperackie próby straszenia ich, by przestali poprzez ignorowanie ich,
zadziałały, podczas gdy pół roku wcześniej działały tak, jakby ktoś dotknął
włosa na ich ciele.
„Wkrótce zrozumiesz, co się w
nich zmieniło. Nie martw się. Do tego czasu, aż zdasz sobie sprawę, co się w
nich zmieniło, będzie to jasne jak słońce.”
To
było jasne jak słońce.
I
Jongin spędził resztę nocy, uśmiechając się do siebie.
–
Tak! Wreszcie skończyliśmy przeprowadzać ankiety – wymamrotał Kyungsoo z
triumfem, zbierając kartki, które wręczył mu Chanyeol. Chanyeol uśmiechnął się
szeroko.
–
Tak, wydaje mi się, że to był największy problem. – Zapadła krótka cisza, kiedy
obserwował, jak Kyungsoo przelicza papiery. – Chcesz, żebym wprowadził te dane?
–
Nie, jest w porządku – odparł Kyungsoo, a potem umieścił stos na jednej stronie
swojego biurka. – Ja je wprowadzę, skoro i tak już zacząłem. – Ziewnął lekko.
Chanyeol obserwował swoją miłostkę, potem wstał i wziął głęboki oddech, zanim
położył swoje duże dłonie na małych ramionach, masując je powoli.
–
Odwalasz całą robotę… – wymamrotał przepraszająco nieświadomy sposobu, w jaki
ciało Kyungsoo zesztywniało od jego dotyku.
–
Jest w porządku. – Niższy zbył go machnięciem ręki. – Tylko potrzebuję kawy…
–
Przyniosę ci ją! – zaszczebiotał Chanyeol i zanim Kyungsoo zdążył odmówić,
wybiegł. Kyungsoo uśmiechnął się do siebie.
Ostatnio
ich relacja bardzo się poprawiła i mocno się do siebie zbliżyli, a Kyungsoo
odkrył, że lubi Chanyeola coraz bardziej i bardziej.
To
nie był tylko jego naturalny wdzięk, ale również jego naturalne zakłopotanie.
Zawsze potykał się o własne słowa w jakimś momencie każdej rozmowy albo po
prostu patrzył milcząco przez ułamek sekundy, zanim odpowiedział.
Nie
tylko to, ale był także szczególnie miły w stosunku do Kyungsoo. Czegokolwiek
Kyungsoo potrzebował, przynosił mu to, uparcie twierdząc, że musi dbać o
swojego partnera.
Prawie
jak szczeniak. Kyungsoo zwyczajnie chciał zmierzwić te jego ciemne włosy, ale
powstrzymywał się od tego za każdym razem, ponieważ rezygnował z bycia zbyt
ciepłym dla kogokolwiek – to nie leżało w jego charakterze.
Zamiast
tego decydował się na pokazywanie swojego przywiązania poprzez małe wkurzające
uderzenia i trzymanie za szyję. Ostatnio znaleźli się w stadium przyjaźni,
gdzie Kyungsoo mógł chwytać Chanyeola za szyję dla zabawy i obaj się z tego
śmiali (albo raczej tylko Chanyeol).
–
Więc, um, przychodzisz na moją imprezę w sobotę? – zapytał Chanyeol, kiedy już
miał ze sobą kawę. Kyungsoo przepraszająco potrząsnął głową.
–
Przykro mi. Mam sprawy do załatwienia w sobotę… – odparł, a potem odwrócił
wzrok. Chanyeol poczuł tłoczące się w jego sercu rozczarowanie, ale odepchnął
je.
–
Jest- Jest w porządku – wtrącił szybko Chanyeol, dosłownie machając rękami
dookoła, co Kyungsoo uznał za urocze (nawet jeśli nigdy miał tego nie
przyznać). –T-to tylko impreza. – Zapanowała między nimi chwilowa cisza.
–
Jednak byłoby milej, gdybyś przyszedł – powiedział cicho Chanyeol, zaskakując
ich obu. Obaj partnerzy zarumienili się z zażenowania.
–
Ale będę tutaj na twoje urodziny, obiecuję – zapewnił Kyungsoo.
–…Co
robisz w sobotę? – wypalił zaciekawiony Chanyeol, wpatrując się w obiekt swoich
westchnień z szeroko otwartymi oczami. Kyungsoo znowu się odwrócił i
zrezygnował z patrzenia Chanyeolowi w oczy.
–
Ja po prostu… mam sprawy do załatwienia – wymamrotał. W ten sposób zakończył
temat. Chanyeol natychmiast zrozumiał.
–
W porządku. – Później zmienił temat na coś zabawnego, co przytrafiło mu się
poprzedniego dnia, dopóki Kyungsoo nie robił nic innego poza uśmiechaniem się
tak, że jego usta miały kształt serca.
Chanyeol
obudził się następnego poranka, wiedząc, że to jego dwudzieste urodziny.
Na
szczęście nie było nikogo, kto by się na niego gapił, kto by mu przeszkadzał
(nie to co rok temu, kiedy wszyscy tłoczyli się przy jego łóżku i czekali, aż
się obudzi – jak żenująco). Jednakże było coś innego, co go otaczało.
Prezenty.
Zaskoczony
rozejrzał się po łóżku, które było zastawione podarkami od małych po wielkie,
od długich po krótkie. Zanim zdążył zrozumieć, co się dzieje, Baekhyun wyszedł
z łazienki (i będąc pod wrażeniem, Chanyeol uświadomił sobie, że jego
współlokator się obudził).
–
Wszyscy wpadli, żeby dać ci prezenty z samego rana, by zrobić ci niespodziankę
– wyjaśnił Baekhyun, przeczesując palcami swoje ciemne włosy (a Chanyeol nie
zdawał sobie sprawy, że się gapi).
–
J-Jak to się stało, że nie słyszałem ich pukania? Jakim cudem niczego nie
zauważyłem? – Chanyeol rozdziawił usta w zaskoczeniu na wszystkie prezenty – to
musiał być kłopot i był pewien, że wszyscy narobiliby przy tym dużo hałasu.
–
Otworzyłem drzwi, idioto. – Baekhyun przewrócił oczami.
–
Zaplanowałeś to? – Szczęka Chanyeola opadła na podłogę.
–
Nie, nie zaplanowałem. – Baekhyun westchnął, jak gdyby rozmawiał z wolno
reagującym dzieckiem, które nie zrozumiało jego zamiaru. – Ja tylko otworzyłem drzwi-
–
Cóż, skoro wiedziałeś, że przyjdą, także musiałeś brać w tym udział- –
Rozdrażnieni gapili się na siebie.
–
Wszystkiego najlepszego, dupku – powiedział w końcu Baekhyun, po czym wyjął
swój telefon i zaczął na nim grać. Zarumieniony z niewiadomego powodu i
prawdopodobnie dlatego, że był sfrustrowany, że Baekhyun poddał się dziś tak
łatwo, Chanyeol prychnął i odwrócił się do swoich prezentów.
Wziął
jeden, spoglądając na małą wiadomość, która głosiła: „Siema, co jest, bracie.
Ciesz się, że zachowałem je dla ciebie”. Otworzył małą rzecz zapakowaną jakby w
książkę i zobaczył kawałki papieru w dłoni, które w zasadzie okazały się być
kuponami na praktycznie wszystko. Typowe
dla Krisa, żeby nie wydawać pieniędzy, póki nie jest to konieczne. Pomyślał
Chanyeol.
Już
się uśmiechając, wziął następne kilka prezentów i otworzył je – ciepłe
skarpety, pluszowa zabawka, kilka paczek prezerwatyw (czemu, do diabła, ich
potrzebował? Kto mu je, u licha, przysłał?) i para butów. Chanyeol otworzył
prezent od Chena. „Wszystkiego najlepszego, współlokatorze ;)”. Był to
kombinezon w panterkę.
Przebrnął
przez kolejne prezenty, otrzymując podarki od większej ilości butów po więcej
koszulek. Jongin dał mu pluszową Rilakkumę (a Chanyeol przewrócił oczami z
powodu dziecinności przyjaciela) i na koniec czapka od Sehuna.
Będąc
w doskonałym nastroju i uśmiechając się do siebie szeroko, Chanyeol zapomniał o
Byun Baekhyunie obok niego. Jak tylko wyszedł z łóżka, zobaczył mały prezent na
biurku. Zaciekawiony podszedł bliżej i wziął go w swoje dłonie.
Otworzył
go i zobaczył umieszczony w środku zegarek, niemal błyszczący perfekcją. Nie
wyglądał na drogi, ale również nie wyglądał na tani. Chanyeol zobaczył prostą
małą kartkę na biurku i podniósł ją.
Jego
serce natychmiast zaczęło bić szybciej, kiedy rozpoznał charakter pisma.
„Wszystkiego
najlepszego. Baw się dobrze.”
Chociaż
słowa były proste, Chanyeol poczuł, jak jego twarz szaleńczo się rumieni, kiedy
przenosił wzrok z zegarka na kartkę w swojej dłoni.
–
Zapomniałem ci powiedzieć – zaszczebiotał Baekhyun zza niego. – Kyungsoo także
był tego częścią.
–
Uch… Dzięki za prezent – powiedział z zakłopotaniem Chanyeol, siedząc z
Kyungsoo, który zdecydował się zostać z nim przez większą część dnia, będąc
osobą, która dotrzymuje słowa. Jednakże pierwsze dziesięć minut spędzili kłócąc
się ze sobą. Kyungsoo przepraszał, że nie może przyjść w sobotę, a Chanyeol
zbywał go machnięciem ręki.
–
Jest w porządku. – Kyungsoo uśmiechnął się szeroko, ale uśmiech ten zniknął tak
szybko, jak się pojawił. – Och! Zapomniałem umieścić swoje imię-
–
Nie ma sprawy – uciął prędko Chanyeol. – Od razu rozpoznałem twój charakter
pisma. – Zapadła niezręczna cisza, kiedy obaj zarumienili się, jednak Kyungsoo
nie tak obficie jak Chanyeol.
–
Ja tylko… Zawsze widziałem cię spieszącego gdzieś i pytającego o czas, i w
ogóle, więc pomyślałem, że mogę dać ci zegarek… – Kyungsoo urwał, a Chanyeol
nie mógł nic poradzić na to, że wezbrała się w nim radość , ponieważ jego
miłostka dużo o nim myślała. Chociaż on
nie wie, że naprawdę nie umiem odczytywać godzin.
Ale to nic, bo coś mi dał!
I spędza dzisiaj ze mną czas,
ponieważ są moje urodziny i chce mi się zrekompensować! Może to jest lepsze niż
jego przyjście w sobotę…
Zimowe
powietrze było chłodne, kiedy owionęło ich, których ciepło było ograniczone
wśród przestronnego szkolnego ogrodu.
–
Może… Może najpierw powinniśmy ubrać swetry… – wyszeptał Kyungsoo, pocierając
swoje ramiona, a Chanyeol pokiwał głową w roztargnieniu.
–
Która godzina?
–…Jesteśmy
spóźnieni na obiad. – Obaj wstali.
–
Czy… usiądziesz dzisiaj ze mną? – zapytał Chanyeol. Kyungsoo przystanął na
chwilę.
–W
porządku… jeśli to dobrze brzmi. – Chanyeol przełknął ślinę. Oczywiście, że to dobrze brzmi, do cholery!
–
Świetnie. Do zobaczenia. – Zanim Chanyeol zdążył powiedzieć coś żenującego,
popędził w stronę swojego pokoju, nagle drżąc i bardzo dobrze wiedział, że to
nie z powodu chłodu.
Na
korytarzach było niemal gorąco w porównaniu z pogodą na zewnątrz. Chanyeol
ponownie zadrżał, ale tym razem dlatego, że uderzyła go fala ciepła z wnętrza
szkoły. Ruszył szybko do swojego pokoju, prawie biegł, bo był bardzo
podekscytowany.
Otworzył
drzwi do pokoju i zobaczył bluzę z kapturem na łóżku. Kiedy wkładał ją na rękę,
otworzył drzwi i wyszedł.
Właśnie
wtedy usłyszał obok siebie łomot i podskoczył. Odwracając się, ujrzał
nieznanego mężczyznę górującego nad kimś.
Tym
kimś był nikt inny jak Byun Baekhyun.
Wyglądało
na to, że nie zauważyli jego obecności.
–
Odejdź ode mnie – wyszeptał Baekhyun cichym głosem, ale jak już, to wyglądało
na to, że facet tylko się przybliżył. Jego ruchy były niemrawe, ale
przerażające, prawie jakby był pijany.
–
Zrobię, co zechcę – wybełkotał mężczyzna, ale nie w pijacki sposób tylko
bardziej gangsterski. W ułamku sekundy Chanyeol usłyszał kolejny łomot, kiedy
facet ponownie uderzył Baekhyunem o ścianę. Tym razem zrobił to brutalnie, jego
ruchy były szybkie jak błyskawice i kontrastowały z powolną, mylącą postawą,
którą przybrał wcześniej.
–
Jesteś mój i będziesz robił to, co ci powiem – warknął, jego ręka zsunęła się
po ścianie, by chwycić Baekhyuna za gardło w taki sposób, że niższy zaczął się
krztusić. Pochylił się bardziej, aż jego usta (jego obrzydliwe usta) nie
znalazły się obok ucha Baekhyuna.
–
Wiesz, że lubisz, kiedy sprawiam ci ból… – wyszeptał groźnym głosem, a Chanyeol
niemalże mógł poczuć drżenie
Baekhyuna. – Wiesz, kiedy ciągnę cię za włosy, o tak… – Przesunął wolną dłoń i
brutalnie złapał mniejszego za włosy, tak brutalnie, że Chanyeol mógł dostrzec
włosy wyrwane z powodu siły.
–
Przestań… Ja… kurwa, zostaw mnie w spokoju… – Baekhyun wymamrotał tyle, ile
mógł przez zaciśnięte gardło, a Chanyeol usłyszał nieznaczne drżenie w jego
głosie – nie dlatego, że bał się tego gościa, ale bał się siebie. Tego, co
sobie zrobi. Mężczyzna (którego Chanyeol zaczął poważnie nienawidzić) pochylił
się i zacisnął zęby na obojczykach Baekhyuna. Mniejszy krzyknął z bólu.
–
No dalej… – odparł chrapliwie facet, odsuwając się i puszczając gardło
Baekhyuna, który mógłby zemdleć, gdyby ten zwyrodnialec nie ciągnął go za włosy.
– Wiesz, że chcesz, żebym cię pieprzył jak małą dziwkę, którą jesteś… Wiesz, że
chcesz, żebym wkładał ci pięść do tyłka, wpychając w ciebie mojego dużego kutasa… Wiesz,
że całe twoje ciało jest dobre dla… – Chanyeol widział, jak Baekhyun drżał.
Właśnie
wtedy zdał sobie sprawę, że to ten facet, który krzywdzi Baekhyuna podczas
seksu, ten, który pokrywa Baekhyuna siniakami i ranami i zostawia mu bolący
tygodniami tyłek.
A
w tamtym momencie Baekhyun nadal wracał do zdrowia.
A
ten facet znowu zamierzał go skrzywdzić.
–
Wiesz, że tego chcesz, ty małe gówno – zadrwił mężczyzna, po czym nachylił się,
żeby pocałować (bardziej ugryźć) szyję Baekhyuna. Chanyeol zobaczył, że jego
współlokator zesztywniał, zobaczył te mocno zaciśnięte oczy i to małe ciało
rozluźniające się w geście poddania, ale nie zobaczył już nic więcej, ponieważ
nagle nie widział nic. Ten skurwysyn.
Zanim
w ogóle wiedział, co się dzieje, Chanyeol zacisnął dłoń w pieść i zamaszystym
krokiem podszedł do tego palanta. Chwycił go za włosy, wkładając całą swoją
nienawiść i siłę w uderzenie, które trafiło w szczękę tego śmiecia. Sprawił, że
facet poleciał przez korytarz do części, gdzie naprawdę przechodzili ludzie.
Wywołało to hałas i wreszcie ludzie dostrzegli, co się dzieje. Mały tłum zebrał
się, żeby obserwować.
–
Jesteś popieprzonym, chorym sukinsynem – warknął Chanyeol, jego złość była tak
skupiona na tym psycholu, że nie widział, jak Baekhyun rozluźnił się z ulgą i
złapał się za krwawiący i posiniaczony obojczyk.
–
Masz chory fetysz, co? – Widział, że zwyrodnialec wstaje niemrawo, ale również
niebezpiecznie. – Co jest z tobą, do cholery, nie tak? Jeśli chcesz kogoś
krzywdzić, znajdź sobie kogoś własnego wzrostu! – Mężczyzna powoli zaczął iść w
jego stronę, a Chanyeol przełknął ślinę – cholera, nie powinien był tak
lekkomyślnie atakować.
Umrze.
Mężczyzna
zbliżył się, dopóki nie stał kilka centymetrów od Chanyeola i chociaż był
przynajmniej sześć centymetrów niższy, był zdecydowanie bardziej umięśniony.
Dlaczego tego nie przemyślałem…
– Ty
jesteś prawie mojego wzrostu – warknął facet i zanim Chanyeol zdążył cokolwiek
zrobić, poczuł nieznośny ból po jednej stronie twarzy, później został
popchnięty na podłogę.
Pieprzyć to. Co takiego w ogóle
zrobiłem, że na to zasłużyłem?
Czuł
więcej uderzeń na twarzy, każdy jeden był oślepiający i wywołujący ból, dopóki
nie przestał już czuć twarzy. Później poczuł pachnący dymem oddech rywala.
–
Mogę robić, co chcę. – Jego głos był groźny i niebezpiecznie niski. – Tę kurwę
nie obchodzi, co wpycha jej się w dupę pod warunkiem, że jest to więcej niż
jedna rzecz. – Chanyeol poczuł, że się dusi, kiedy jego szyja została jeszcze
brutalniej przyciśnięta do podłogi. Potem usłyszał złośliwy chichot mężczyzny.
– A ja mam na niego swój sposób. Sprawię, że będzie błagał, żebym przestał,
czując jego łzy spływające po moim ramieniu… Będę pieprzył tę dziwkę tym, co
tylko znajdę, dopóki nie będzie krzyczał mojego imienia i nie ubrudzi pościeli
swoją krwią…
Jak
tylko te słowa opuściły jego usta, strach Chanyeola znowu zniknął, tym razem
został zastąpiony przez pewnego rodzaju furię, jakiej nie czuł nigdy dotąd.
Wszystko widział na czerwono i do czasu, aż zorientował się, co się dzieje,
trzymał nieprzytomnego faceta przy podłodze, bijąc go, aż nie zaczął krwawić i
sinieć. Wreszcie poczuł więcej niż jedną parę rąk, które chwyciły go, by go
powstrzymać od dalszego bicia. Nie widział nic, nie słyszał nic, znał tylko
fakt, że ten facet jest kurewsko chory i obrzydliwy, jak w ogóle może lubić
seks, który jest prawie jak gwałt i wykorzystywanie, i
kurwakurwakurwakurwakurwa-
–
Proszę wszystkich, żebyście utrzymali to w tajemnicy. Zwłaszcza nie mówcie
nauczycielom, jako że nie chcemy więcej zamieszania. – Usłyszał nad sobą czyjś
znany głos, ale nadal widział tylko czerwień, czerń i biel. – Proszę. Dam wam
kupony do jakiegokolwiek sklepu w odległości pięciu mil od szkoły, tylko nikomu
o tym nie mówcie. – Chanyeol słyszał szepty, ale były zagłuszane przez ciągłe
pulsowanie w jego głowie.
–
Jongdae i… Huang Zi Tao, przenieście go i Baekhyuna do izby chorych. Powiedzcie
pielęgniarce, że się pobili. – Było jakieś poruszenie, kiedy Chanyeol czuł się
przenoszony przez długie i krótsze (ale nadal długie) ramiona. Jednak zanim
został odniesiony, usłyszał coś jeszcze.
–
Sehun, Jongin, Kyungsoo… Wynieście to gówno i upewnijcie się, że już nie wróci
do szkoły. – Później spokojne albo rozzłoszczone głosy jego przyjaciół zaczęły
zanikać. Z drugiej strony to nie był koniec – ten skurczybyk nie cierpiał
wystarczająco. Chanyeol czuł, jak jego oddechy robią się krótsze, przed oczami
widział czerwień, potem czerń i znowu czerwień. Słyszał też krzyczącego Chena,
lecz nie słyszał jego słów. Słyszał również nieznajomy głos bezradnie
odpowiadający krzykiem i musiał wyrwać się z tego uścisku, bo ten go powstrzymywał,
a on musiał wykończyć tego dupka. Kurwa, musiał wykończyć tego idiotę, nieważne
czego by to wymagało…
Kiedy
już był bliski wyrwania się z uścisku, poczuł więcej silnych rąk
przytrzymujących go i nagle oddychanie stało się trudniejsze-
Jego
wzrok przechodził z czerni do czerwieni, do czerni, do czerwieni i znowu do
czerni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz