rating: PG-13
Zeszłej
nocy Baekhyun miał sen, którego nie miał już od dawna.
(To
nie był sen, to tylko mroczny koszmar stworzony przez powracające wspomnienia.)
– Mamusiu? – Małe stopy
dziewięciolatka brodziły po czymś, co miało być bogatą, białą ceramiczną
posadzką jego domu, ale zamiast tego widział jedynie swoje stopy unoszące się
na nieskończonej ciemności, która groziła połknięciem go. – Gdzie jesteś?
Bał się. Ciemność zjadliwie
wisiała dookoła niego, prawie jakby na końcu czekała na niego śmierć. Obudził
go grzmot, huczący dźwięk odbijał się echem w jego uszach. Błyskawica pojawiła
się nagle z każdej strony i miał wrażenie, że jeśli byłby wystarczająco blisko,
mógłby złapać jej ostry, czyhający szpon. Nie miał nic poza pluszową zabawką w
ręce – jedyne pocieszenie, jakie obecnie miał – jedyne pocieszenie, które nie
było wystarczające.
Podłogi były zaprojektowane tak,
by nie wydawać żadnych dźwięków. Koniec końców nie były to zwykłe drewniane
panele, jakie miała większość rodzin w swoich domach. Ale wtedy dla kogoś tak
małego jak Baekhyun wydawało się to być wadą.
Kiedy podszedł bliżej sypialni
swoich rodziców, drzwi, które wyraźnie przewyższały jego małą postać, zostały
niedbale lekko uchylone tak, że snop światła wylewał się przez szczelinę.
Może
mamusia mnie nie usłyszała. Pomyślał
sobie i ostatecznie miało to sens. Przez wszystkie swoje lata jego mama
pouczała go, że powinien mówić cicho i delikatnie – powinien być elegancki i
skromny przez cały czas. W takim razie po prostu do niej pójdę.
Kiedy się zbliżył, zaczął słyszeć
dziwne dźwięki.
– Ach~ Jaeyong… – Usłyszał jęk
swojej mamy i nie wiedział, dlaczego to zrobiła. I czy Jaeyong nie był jej…
przyjacielem w interesach czy coś? Jakkolwiek to nazywała?
Baekhyun podszedł bliżej i
zajrzał przez szczelinę, mógł zobaczyć ciała w intymnej bliskości, były nagie i
tak intymnie
blisko.
Czy
nie powinno się być tak blisko tylko z osobą, z którą jest się w małżeństwie? Pomyślał Baekhyun, podchodząc jeszcze
bliżej. Nie powinno się tego robić z przyjaciółmi, prawda…?
Oszołomiony Baekhyun słyszał ich
zharmonizowane jęki, podczas gdy łóżko skrzypiało pod ciężarem ich ciał, co
wręcz zakłócało szepty małego chłopca.
– Mamusiu… – Ściskając misia w
dłoni, przytulił go bardziej do siebie, czując, jak jakiś rodzaj strachu
zagnieżdża się w jego sercu, kiedy słyszał, jak głośno wykrzykują chaotyczne
słowa, po czym opadli razem na łóżko.
Zbyt blisko.
Bliżej niż Baekhyun chciał, by to
było.
Bliżej niż jego mamusia zwykle
była z jego tatusiem.
– Kocham cię, Jaeyong… –
Usłyszał, jak powiedziała jego matka tonem, którego nigdy wcześniej w życiu nie
słyszał, nie do swojego taty. Nie do niego.
Nie powinno się go używać do
kogoś spoza rodziny.
– Ja też cię kocham, dziecinko~ –
odpowiedział ten cały Jaeyong, a Baekhyun potrząsnął głową, czując, jak łzy
zbierają się w jego oczach. To właśnie tak jego tata nazywał kiedyś mamę.
Jego serce było trochę zbyt
obciążone jak na dziewięciolatka, którym był. Wiedział, że coś tutaj jest nie
tak, ponieważ zauważył pewnego rodzaju skrzywioną miłość, której nigdy by nie
zobaczył u swoich rodziców (ani u swojej mamy wobec niego) i nagle ją
znienawidził. Chciał pozbyć się tego nagłego ciężaru, krzycząc i wpadając we
wściekłość albo zwyczajnie grożąc mamie, żeby zostawiła tego faceta ze łzami
spływającymi po jego twarzy, bo wiedział, że to zadziała. Był pewien, że jeśli
będzie krzyczał dostatecznie głośno, jego mama może zostawi tego Jaeyonga.
Ale nie wiedział, jak to zrobić.
Powstrzymał to i pozwolił po
cichu spłynąć łzom.
Ale wyglądało na to, że mimo
wszystko został usłyszany, kiedy niechcący głośno pociągnął nosem.
Dwie głowy odwróciły się, by na
niego spojrzeć, a on mocniej przytulił zabawkę do swojego małego ciała. Niespodziewanie
zaczął bać się bardziej tych dwóch dorosłych przed nim niż błyskawicy czy
grzmotu, które przyprowadziły go tu bez uprzedzenia.
– Baekhyun… – wydyszała jego
mama, wyraz jej twarzy rozdarty był pomiędzy chęcią ukarania go a pragnieniem
uspokojenia chłopca. Popędziła do niego i usiłowała powstrzymać jego łzy, ale
te wpływały z kącików jego oczu i spływały po jego policzkach.
– Co się stało? Dlaczego
płaczesz? – Baekhyun potrząsnął głową, bał się, że jeśli się odezwie, nigdy nie
będzie w stanie przestać płakać. Zamiast tego mocno ścisnął zabawkę swoimi
małymi palcami. Nie chciał powiedzieć mamie, dlaczego płacze. Nie chciał jej
nic powiedzieć.
– Myślisz, że on wie-? –
Mężczyzna wstał z łóżka i wpatrywał się w tę dwójkę, lecz jego mama mocno
pokręciła głową.
– On ma tylko, ile, osiem lat?
Nie rozumie. – Próbowała go uspokoić, ale Baekhyun czuł, że brzemię w jego
sercu robi się coraz cięższe.
– Dlaczego płaczesz? – Jak na
zawołanie uderzył szczególnie głośny grzmot, kiedy jego mama wyciągnęła rękę,
by otrzeć jego łzy, a Baekhyun wzdrygnął się, starając odsunąć się od zwinnych
palców matki, które teraz stały się ostrymi, poszarpanymi szponami w jego
oczach.
Wyglądało na to, że pomyślała, że
to grzmot jest przyczyną i natychmiast zrozumiała.
– W porządku. Nie ma co się bać
grzmotu. – Odwróciła się i posłała spojrzenie facetowi, który wzruszył
ramionami (a Baekhyun poczuł, że zaczyna go nienawidzić, ale stłumił to i
wcisnął to w najniżej położony kąt, najgłębszą i najciemniejszą szczelinę
swojego małego serca). Złapała go za nadgarstek i zaczęła go odprowadzać.
– M-Mamusiu… – wyjąkał świadomy
tego, jak wiele smarków ścieka mu z nosa.
– Nazywaj mnie mamą. – Nawet w
takiej chwili, kiedy została przyłapana na robieniu czegoś hańbiącego, jego
matka była dla niego surowa.
– M-Mamo… – zawołał cicho. – C-Co
ty robiłaś? – Chciał wiedzieć. Chciał wiedzieć na pewno, czy czyny jego matki
były dobre czy złe. Pełen poczucia winy wyraz jej twarzy mówił wszystko.
Ale nie wiedziała, z jaką
łatwością mógł ją przejrzeć. Nie wiedziała, jak dojrzały może być jego umysł –
jak dojrzały jego umysł był po tym, jak musiał radzić sobie z konfliktem między
nią a jej mężem; jak musiał radzić sobie z nienawiścią, którą do siebie żywili,
zamiast miłości, którą powinni dawać jemu.
– Posłuchaj, Baekhyun… – zaczęła
jego mama, kucając i patrząc mu w oczy. Nagły uścisk na jego ramionach przestraszył
go. – To jest tajemnica, dobrze? Nie mów tacie, jasne?
– Mamusiu… – odezwał się
przerażony.
– Nie mów nikomu, dobrze? To jest
nasz mały sekret… Dobry chłopiec musi utrzymać wszystko w tajemnicy…
Nasz mały sekret…
Utrzymać wszystko w tajemnicy…
I
to był początek wewnętrznego konfliktu Baekhyuna, jego wewnętrznych myśli,
wewnętrznych uczuć oraz wewnętrznej złości, których nigdy nikomu odpowiednio
nie wyjawił.
To
był początek jego końca, kiedy zaczął żyć życiem, w którym wszystko jest
pozornie idealne, ale pod szwami wszystko było zepsute.
Na
początku optymistyczny, nieustępliwy on rezygnował z odrzucenia ze swego
wyobrażenia świata jako dobrego miejsca pełnego życzliwości i przepełnionego
miłością. Zaakceptował to, że jego rodzice zdradzali się wzajemnie (ponieważ
raz, kilka lat później widział swojego ojca robiącego to samo, mówiącego te
same trzy słowa – które powinny być poświęcone i miały być wszystkim dla kogoś
innego – do kobiety, której nigdy wcześniej nie widział), ponieważ wierzył, że
jego rodzice mieli powód, by to robić. Wierzył, że w miłości potrzeba dwojga
ludzi, którzy posuwają się naprzód w tym samym czasie, a żeby to zrobić czasami
muszą oddalić się od siebie – wierzył w to, że spędzanie czasu z kimś innym w
końcu doprowadzi do tego, że za sobą zatęsknią i wrócą do siebie, jak gdyby nic
się nie stało.
Ale
najwyraźniej to nie o to chodziło.
Jeśli
to możliwe, odsunęli się od siebie jeszcze bardziej i w istocie zaczęli
ignorować swą własną obecność. Jak gdyby posuwali się naprzód, ale tym razem
osobno.
Baekhyun
był jedynym, który kurczowo trzymał się łańcuchów przeszłości.
Mała
część niego mówiła mu każdego dnia, kiedy był młodszy: Nie, Baekhyun. Przestań walczyć. To nie twoja bitwa. I tak przegrasz,
niezależnie od tego co zrobisz i ostatecznie będziesz miał więcej ran, niż
powinieneś mieć. Ale zgniatał to do ostatniej cząstki za każdym razem, gdy
się pojawiało (a za każdym razem, kiedy tak robiło, powracało z podwójną siłą i
bolało dziesięć razy bardziej), dopóki nie został z niczym poza optymizmem,
który sobie stworzył, by żyć dalej.
Jednak
za każdym razem, kiedy to wracało, czuł się bardziej zmęczony i bardziej
strudzony, i jeśli to możliwe jego serce wydawało się być wypełnione jeszcze
większym ciężarem, który ciągnął go w dół, do wnętrza Ziemi.
Pomimo
iż jego logiczne „ja” wykrzykiwało w kółko i w kółko prawdę, jego idealistyczne
„ja” mówiło mu coś innego.
I
w kółko męczył się walką z czymś, co już dawno go opuściło.
Kiedy
miał czternaście lat, jego rodzice się rozwiedli.
I
właśnie wtedy świat Baekhyuna zaczął się rozpadać.
Kiedy
Baekhyun patrzył wstecz, zdawał sobie sprawę, jak głupi był, myśląc, że świat
może być stworzony z miłości i może zachowywać idealną równowagę.
Ponieważ
tak jak jego rodzina, wydawał się być doskonały, ale kiedy się go rozdarło i
zobaczyło wnętrze, był niczym innym poza brzydotą i groteską.
Baekhyun
nienawidził młodszego siebie za to, że był tak idiotycznie naiwny do tego
stopnia, że prawda była przed jego oczami, a on rezygnował z dostrzeżenia jej.
Niemal oburzające.
I
za każdym razem, gdy przypominał sobie swą przeszłość, śmiał się. Śmiał się ze
ślepego, małego chłopca, którym był. Śmiał się ze wszystkiego, co rodzice
podarowali młodszemu jemu: zaniedbanie i zaniedbanie, i zaniedbanie. Śmiał się
ze złośliwości samolubnego świata, którą narzucił małemu chłopcu, który nie dał
nic – zupełnie nic – ale swą miłość do wszystkich, którzy go otaczali, czy na to
zasłużyli czy nie. Teraz wydawało się, że brzydził się wszystkiego w swej
przeszłości, nienawidził wszystkiego, czego dotknął – czuł wstręt do
wszystkiego na tym świecie i pogardzał wszystkim, co było nim.
Baekhyun
nie był nienawistny – nigdy nie był nienawistny.
Ale
zawsze był smutny.
A
kiedy był smutny, śmiał się.
Nie
robił nic innego, tylko się śmiał.
Gdy
Baekhyun się obudził, poczuł, jak zimny pot przykleja koszulkę do jego skóry.
Poranne światło nieznacznie przezierało przez zasłony, ale on nie widział nic
poza światłem wylewającym się przez szparę w drzwiach do sypialni jego rodziców
tej nieszczęsnej, burzliwej nocy…
Nie
mógł oddychać.
Zerwał
z siebie kołdrę, po omacku ruszając w stronę drzwi, będąc tylko w piżamie,
słyszał ciche chrapanie swojego współlokatora, kiedy lekkomyślnie otwierał
drzwi i wybiegł na zewnątrz.
Biegł.
Nie
przestawał biec, dopóki nie znalazł się poza akademikiem i chłodne powietrze
nie uderzyło go w twarz. Nie przestawał poruszać nogami, póki nie poczuł, jak
zimny lód pochłania jego bose stopy w swoje białe szpony. Nie przestawał biec,
dopóki nie poczuł, jak zimny, zimny świat daje mu to, co powinien był czuć
przez te wszystkie lata – odrętwienie.
A
kiedy zdrętwiał, zatrzymał się.
Usiłując
zaczerpnąć powietrza, Baekhyun zwolnił i runął na kupę lśniącego białego śniegu
w niczym poza cienką nocną odzieżą. Śnieg go palił, przeciął jego skórę i
zaczynał przesączać się do kości, ale nie przejmował się, ponieważ musiał czuć
odrętwienie. Nie chciał czuć niczego innego.
Tak
jak tej nocy jedenaście lat temu, Baekhyun czuł, jak gorące łzy grożą
zamazaniem mu widoku, ale powstrzymał je. Niech to szlag, powstrzymywał je całą
swoją mocą, chociaż czuł, jak jego serce ściska się z większym bólem z tego
powodu. Nie zamierzał już więcej płakać – był już dawno, dawno za tym.
Już
nie był tym małym, naiwnym chłopcem.
W
zamian się zaśmiał.
Wydobył
się cichy chichot, ale kiedy jego serce waliło w piersi, krzycząc o ukojenie,
bijąc coraz mocniej o jego klatkę piersiową, dopóki nie poczuł się, jakby miał
eksplodować, zaśmiał się głośniej i uciszył je. Całą swoją mocą powstrzymał
wszystkie zmartwienia, zgniótł je, aż nie pozostało żadnego wolnego miejsca –
ponieważ mógł to wszystko utrzymać. Powinien to wszystko trzymać w sobie.
Nauczył
się, by trzymać wszystko w sobie.
W
końcu poczuł, jak jego serce się uspokaja i odetchnął z ulgą, cierpiąc
następstwa groźnego śmiechu. Po chwili wstał na drżących nogach, prawie z
powrotem upadł, kiedy zdał sobie sprawę, jak zdrętwiałe są.
Ale
to przyniosło mu ukojenie pomimo przeraźliwego zimna, które rozchodziło się do
każdej części jego ciała.
Widział,
że jego palce robią się sine, więc pospieszył do środka (ponieważ był by to
kłopot, gdyby musiał iść do szpitala czy coś, a on nie chciał takiego rodzaju
uwagi). To odrętwienie bolało go fizycznie, ale było w porządku, ponieważ był
to rodzaj bólu, którego potrzebował.
I
nie miał nic przeciwko temu, by ten rodzaj bólu towarzyszył mu przez resztę
życia.
Baekhyun
nie wrócił do pokoju przez resztę dnia.
Kiedy
zaczęło się ściemniać, Baekhyun powrócił, był zmęczony i jeszcze bardziej
wyczerpany niż przedtem. Tak zmęczony, że nawet nie zauważył dziwnie otwartych
drzwi oraz majaczącej za nimi ciemności. Wpełzł do pokoju, otworzył cicho
drzwi, zanim po cichu zamknął je za sobą, potem powłóczył nogami do łazienki,
by zapalić tam światło (ponieważ jakaś część jego przewidziała, że Chanyeol
śpi? O ósmej wieczorem?).
Jak
tylko przyćmione światło oblało jego ciało, wiedział, że coś jest nie tak.
Odwrócił
głowę w stronę łóżek, spodziewając się ujrzeć dużą postać okrytą wieloma
warstwami kołdry, ale zamiast tego, jego wzrok niewinnie natrafił na dwa
schludnie pościelone łóżka.
Panikując,
Baekhyun pospiesznie podszedł do drzwi pokoju i zaświecił światło obok nich,
dopóki nie zalało ich łóżek. Był przerażony, gdy zobaczył, że wszystko jest
nieskazitelnie czyste, bez śladu Chanyeola gdziekolwiek.
Co, do cholery?
Z
sercem mocno bijącym w piersi błądził wzrokiem dookoła niby kwadratowego
pokoju, aż nie spoczął na prostym kawałku papieru na środku swojego biurka.
(Ponieważ to wyglądało bardziej nie na miejscu niż cokolwiek innego.)
Podniósł
go w ułamku sekundy, przekroczywszy pokój z prędkością światła. Koperta była
zwyczajna, niemal kpiąca i Baekhyun bez zastanowienia wydarł ze środka wiadomość.
Litery były starannie napisane na komputerze, prostą czcionką, która wywołała
dreszcze na jego kręgosłupie.
Jeśli wiesz, co jest dobre dla
twojego współlokatora, wpadniesz jutro na samochód z tablicą rejestracyjną XXX
666 pod szkolnym wejściem o ósmej rano.
Przez
chwilę Baekhyun się w to wpatrywał, czując, jak strach miesza się ze złością.
Ostatecznie zgniótł kartkę i rzucił ją na podłogę z taką siłą, jaką zdołał
wykrzesać. Później opadł na łóżko i ukrył twarz w dłoniach.
Wszystko
było bardzo męczące.
Dlaczego
wszystko musiało go tak bardzo męczyć?
Baekhyun
spędził noc, rzucając się i przewracając, nie był w stanie zasnąć, nawet jeśli
zmęczenie wisiało nad jego powiekami. Czegoś tu brakowało i to coś było
powodem, dla którego nie mógł zasnąć.
Nigdy
nie spodziewał się, że obecność Chanyeola będzie tak ważna dla jego nocy.
Cóż, to znaczy. Nie obchodzi mnie
on, więc tak naprawdę nie muszę jechać… Powtarzał sobie
Baekhyun, ponieważ miał nikły pomysł, kto był porywaczem, ale nawet jeśli wciąż
krzyczał to w myślach, niepokojące serce powstrzymało go przed takim uczuciem.
Wiedział,
że Chanyeol mimo wszystko będzie bezpieczny i wiedział, że te groźby są jedynie
pełne pustki. Mówił to sobie, a jego serce było rozdarte między chęcią
upewnienia się, że z jego współlokatorem wszystko w porządku a rezygnacją z
powrotu do tego miejsca, które bez wątpienia nie przyniesie mu nic poza złymi
wspomnieniami.
Nie może skrzywdzić Chanyeola…
Nie może. Baekhyun w kółko powtarzał
to sobie w głowie, ale z jakiegoś powodu nie był przekonany.
Nie
spał przez całą noc.
Baekhyun
wyszedł z łóżka o szóstej rano. Półprzytomny, ale niespokojny poczuł, jak
wzbiera w nim wściekłość i włożył na siebie tylko lekki sweter i kapcie, kiedy
kolejny raz wybiegł na śnieg.
Był
cholernie zły z powodu sztuczek tych ludzi. Był wściekły, że wciągnęli
Chanyeola w ich prywatne sprawy. Był tak wkurzony na ten fakt, że już miał
wybrać zrobienie czegoś, co sprawi, że znowu przypomni sobie całą przeszłość –
prawie jakby zdecydował się chodzić po niepewnej linie wznoszącej się nad
tysiącem, tysiącem noży, czekających na pocięcie go w chwili, kiedy potknie się
i upadnie.
I
był cholernie sfrustrowany, ponieważ robił to wszystko dla Park Chanyeola.
Zanim
zdążył stchórzyć i się wycofać, Baekhyun zamknął za sobą drzwi i zmusił swoje
nogi do pobiegnięcia w stronę szkolnego wejścia. Jego serce bardzo mocno waliło
mu w piersi (i aż do tej pory nie wiedział, że jego serce jest wciąż żywe), bo
był niechętny, żeby to zrobić. Okropnie się bał.
Ale
zrobił to.
Przygryzając
wargę, Baekhyun zmusił się do przejścia przez ogrody, aż dotarł do szkolnego
wejścia. Chciał wrzeszczeć, wykrzyczeć to wszystko, ale zamiast tego zatrzymał
wszystko w środku.
Zatrzymał
wszystko w środku.
Dysząc,
znalazł się przy szkolnym wejściu około 6:31, był zaskoczony, ale i wkurzony,
kiedy naprawdę zobaczył czekający tam samochód dwie godziny wcześniej, niż miał
tam być.
–
Paniczu… – Mężczyzna, który trzymał dziwnie puszystą różową rzecz w dłoniach (i
uśmiechał się, kiedy się nią bawił niczym dziecięcy ochroniarz), odwrócił się w
jego stronę i wyciągnął dłoń. Baekhyun miał ochotę w nią napluć.
–
Pieprzyć was i wasze brudne sztuczki – warknął, chcąc odepchnąć tę dłoń, ale
odkrył, że jego siła słabnie. – Gdzie jest Park Chanyeol?
Przysadzisty
mężczyzna wyglądał jakby był wpół-zadowolony z siebie, wpół-zawstydzony.
–
Już pojechał do twojego domu, paniczu. – Wyciągnął rękę i złapał Baekhyuna,
zanim tamten zdążył zaprotestować. – Musisz jechać do domu, by upewnić się o
jego bezpieczeństwie.
–
Idź do diabła – wysyczał Baekhyun. Wyglądało na to, że mężczyzna wyczuł jego
słabnący opór i wciągnął go na tył samochodu. Młodszy został tam wepchnięty,
poczuł, jak ciepło z ogrzewania uderzyło w niego niczym fala gorąca. Ujrzał
jeszcze jednego mężczyznę na miejscu kierowcy. Pierwszy facet rzucił czymś w
niego i kiedy jego oczy zauważyły, co to jest, okazało się, że to gruby płaszcz
oraz średniej wielkości różowa rzecz, którą trzymał wcześniej – a gdy Baekhyun
przyjrzał się bliżej, zdał sobie sprawę, że to miękki, różowy pluszowy miś.
Choć
wewnętrznie Baekhyun był całkowicie przerażony (mimo iż tego nie pokazywał,
ponieważ przez przykre doświadczenia został nauczony, że okazywanie słabości
tylko cię skrzywdzi), kiedy poczuł, jak czubek jego nosa dotyka guzikowatego
nosa misia, niemal mógł poczuć ciepło promieniujące z małego pluszaka (ale to
nie mogła być prawda, co nie?) i w jakiś sposób czuł ukojenie, kiedy jego serce
zwolniło do miarowego rytmu.
I
naszła go dziwna myśl – wierzenie, które długo miał w sobie – myśl, że może
wszystko będzie dobrze.
Kiedy
Chanyeol odzyskał przytomność, natychmiast zorientował się, że nie jest w swoim
pokoju.
Dlaczego, do diabła, ktoś mnie
porwał? Pomyślał Chanyeol, chwytając się za bolącą głowę,
gdy siadał.
Spodziewał
się znajdować w ciemnym więzieniu, ciemnym otoczeniu, gotowy do bycia
torturowanym lub zabitym, ale zamiast tego był zszokowany, gdy odkrył, że spał
na wielkim łożu.
–
Co do… – Chanyeol zamrugał, uświadamiając sobie, jak miękka jest pościel. To
dom bogatego człowieka! W istocie była to posiadłość!
–
Cieszę się, że się obudziłeś – obudził go znajomy głos i Chanyeol szybko
odwrócił głowę, by natrafić na wpatrującego się w niego mężczyznę w średnim
wieku.
Mężczyzna
miał zmarszczki, które zdobiły jego czoło oraz okolicę ust, ale Chanyeol
wiedział, że kiedyś ten mężczyzna był dość przystojny (również dość podobny
wygląd…). Miał na sobie garnitur pasujący do bogatego człowieka i nawet jego
siedzenie wyglądało na coś dla wspaniałej osoby.
–
Co, do ch… – zaczął Chanyeol, ale powstrzymał się. Wow, zostałem porwany przez nadzianą osobę. Czy to może stać się
jeszcze dziwniejsze? Potem, gdy mężczyzna przemówił, Chanyeol zrozumiał,
kto to jest.
–
Posłuchaj, Park Chanyeol… – zaczął starszy, wpatrując się w rozmemłaną postać
Chanyeola. – Przepraszam, że zmusiłem cię do przybycia tutaj, ale to konieczne.
–
Konieczne? Do czego? – wychrypiał Chanyeol.
–
Do tego, żeby ściągnąć Baekhyuna do domu.
Zapadła
cisza, kiedy Chanyeol starał się poskładać swoje myśli i uczucia w całość.
–
Wiem. Nie musisz nic mówić – powiedział ojciec Baekhyuna, gdy Chanyeol otworzył
usta. – Wiem, jak bardzo nienawidzi tego miejsca. Ale jak widzisz, jeśli nie
przyjedzie tutaj, nie ma żadnego innego miejsca, gdzie mógłby pójść.
–
Nasza relacja nie jest najlepsza na świecie. – Mężczyzna westchnął. – I muszę
powiedzieć, że to wina nas obojga, mnie i jego matki.
–
Cholerna racja – warknął Chanyeol, był zaskoczony, że nawet on miał odwagę, by
powiedzieć to mężczyźnie, który miał wystarczającą władzę, by wysłać go do
więzienia bez powodu. Lecz mężczyzna skrzywił się na te słowa i zaakceptował
je.
–
Przez lata nie robiłem nic innego, tylko pracowałem i pracowałem, po upadku i
przed nim nie robiłem nic innego, jedynie zaniedbywałem syna – ciągnął
mężczyzna. – Ale kiedy się starzeję, zaczynam sobie uświadamiać, jak ważna jest
rodzina.
–
Rodzina, którą, do cholery, zniszczyliście – wypalił Chanyeol i znów był
zaskoczony, jak szybko wydostają się z niego słowa bez jego wiedzy. Mężczyzna
westchnął.
–
Widzę, że jesteś bardzo dobrym przyjacielem Baekhyuna. To dobrze… Potrzebuje
takich dobrych przyjaciół jak ty… – Co, u
licha? Nie jestem nawet jego przyjacielem. Tylko pieprzonym współlokatorem,
który nie ma nic wspólnego z tym gównem, do którego mnie wciągnąłeś. – Dam
ci wszystko, czego chcesz. Tylko… proszę, pomóż mi znowu porozmawiać z synem.
Ostatnie
słowa były nieco zaskakujące i Chanyeol zamrugał, wpatrując się w oczy
mężczyzny. Tak, ten facet stwardniał, nie był niczym innym jak surowym i
chłodnym mężczyzną, którym był przez dwie ostatnie dekady, ale był w nim
jeszcze cień czegoś innego – smutku.
A
ten rodzaj emocji Chanyeol tak wiele razy widział w oczach kogoś innego, choć w
o wiele, wiele mniej oczywisty sposób i o wiele, wiele bardziej zasłonięty
przez inne uczucia – a raczej ich brak.
Może
to przez podobieństwo oczu tego mężczyzny do oczu kogoś innego (kogoś innego,
kogo powinien nienawidzić) popchnęło Chanyeola do zgody. Może zwyczajnie chciał
pomóc temu staremu człowiekowi.
Albo
może, tylko może, chciał, żeby blizny kogoś innego wyleczyły się i zniknęły.
–
W porządku – odpowiedział Chanyeol, obserwując, jak twarz mężczyzny rozciąga
się w ogromnym uśmiechu, zanim podziękował mu wylewnie. Było to trochę żałosne,
patrzenie, jak ktoś na wysokiej pozycji jest w stanie podziękować komuś takiemu
jak Chanyeol, który był nikim.
–
Jesteś dobrym przyjacielem – powiedział mężczyzna, wstając i powracając do
swojego opanowania przez co wyglądał chłodno jak zawsze wcześniej, zanim
wskazał na drzwi. – Twoi pozostali przyjaciele czekają na zewnątrz.
Zaraz,
co?!
Zdezorientowany
Chanyeol z wahaniem wyszedł na zewnątrz, ale zanim w ogóle zdążył zrobić
kolejny krok, poczuł, jak dwa ciężary przygniatają go do drzwi.
–
Chanyeol! – krzyknęli Chen i Jongin, mocno go przytulając. Chanyeol nigdy
wcześniej nie czuł się tak doceniony jak w tej chwili.
–
Co wy tu, do diabła, robicie, chłopaki? – zapytał Chanyeol, spychając z siebie
Chena i Jongina.
–
Oczywiście zostaliśmy zaproszeni. – Chan uśmiechnął się szeroko, a Jongin lekko
podskakiwał w miejscu, trochę zbyt roztrzepanie.
–
Naprawdę nie sądziłem, że Baekhyun zdecyduje się wrócić do domu, ale… – Chen
odwrócił się w stronę Jongina i obaj wzruszyli ramionami. Chanyeol chciał
krzyknąć CO, DO CHOLERY, BAEKHYUN NAWET
NIE CHCE TU PRZYJECHAĆ, PRAWDOPODOBNIE NIE ZJAWI SIĘ TU, DOPÓKI NIE ZOSTANIE
ZACIĄGNIĘTY PRZEZ JAKICHŚ STU LUDZI…
–
Może tęskni za swoją rodziną – odrzekł Jongin, a Chanyeol chciał go uścisnąć
przez to, jak niewinnie brzmiał, jednak Chanyeol wiedział, że Baekhyun tego nie
czuje. Może jakaś jego głęboka część tak, ale nie zaakceptuje tego, dopóki te
blizny będą nadal ozdabiały każdy centymetr jego ciała.
–
Nie oczekujcie zbyt wiele – ostrzegł Chanyeol. – Jego może tu nawet nie być.
–
Och, będzie tu! – Jongin uśmiechnął się szeroko. – Wysłali dwa samochody, żeby
go odebrać. Będzie tu za kilka godzin.
Odebrać go? Raczej zaciągnąć go
tu!
–
Nieważne. – Chanyeol wzruszył ramionami, pozwalając Jonginowi i Chenowi
pociągnąć się, aby pokazali mu to ogromne miejsce, które wyglądało bardziej jak
centrum handlowe niż jak dom. Wszystko było takie białe, a ceramiczne, białe
kafelki pod jego stopami zdawały się błyszczeć bogactwem.
Sufit
wydawał się być wysoki na kilometry ze zwieszającymi się z niego żyrandolami.
Ściany były pięknie pomalowane na pewnego rodzaju ceramiczny kolor i wisiały na
nich długie na kilka metrów obrazy. Zasłony również były marszczone, w kremowym
kolorze. Wszystko wyglądało na bardzo bogate
i gdziekolwiek Chanyeol nie spojrzał, przysięgał, że widział biegające
pokojówki i służących. Chanyeol rozdziawił usta. Poważnie? Baekhyun jest tak
naprawdę bogaty?
Nie
wiedział, że powiedział to na głos, dopóki obaj przyjaciele Baekhyuna nie
odpowiedzieli.
–
Jest jednym z najbogatszych dzieciaków w szkole! – Zaśmiali się.
–
Myślisz, że niby jak kupuje tak wiele rzeczy bez zastanowienia? – zauważył
Chen.
–
Pamiętam, jak raz użył swojego telefonu jako piłki do baseballa, bo nie było
nic małego czy wystarczająco ciężkiego, by zastąpić piłkę – powiedział Jongin.
Nic dziwnego, że zawsze rzuca
dookoła wartościowymi przedmiotami. Chanyeol nadal był
zszokowany, kiedy pozwolił swoim przyjaciołom zabrać się na rundkę dookoła
domu. Schody zrobione były z marmuru pięknie się zakręcały w domu, jak ożywione
dzieło sztuki. Zobaczył fortepian (największy, jaki kiedykolwiek widział)
stojący w dużym pokoju na końcu schodów, jego czerń była wypolerowana i
błyszczała w świetle słońca, które przezierało przez olbrzymie okna.
Wow.
–
W czyim… w czyim pokoju spałem? – zapytał głupawo Chanyeol, a Chen i Jongin się
zaśmiali.
–
To teraz twój pokój.
–
Co?!
–
Widzisz, ten dom jest tak duży, że każdy dostaje swój pokój, kiedy przybywa z
wizytą. – Uśmiechy Chena i Jongina zdawały się rozrywać ich twarze, kiedy
robili się coraz bardziej podekscytowani.
–
Mówiąc szczerze, to pierwszy raz, kiedy tutaj jestem… – zaczął Chen,
rozglądając się dookoła w zamyśleniu. – Tak naprawdę nie wiedziałem, że jego
dom jest tak duży… Dobra, Jongin. Gdzie teraz?
–
Nie wiem… – Jongin także rozejrzał się dookoła. – Nie byłem tu od wieków! Poza
tym czemu by nie poczekać na powrót Baekhyuna-hyunga, a potem by nas
oprowadził? Jestem głodny! – Później popędził w kierunku służącej, która niosła
tacę z jedzeniem i podążył za nią do kuchni. Chen i Chanyeol poszli za jego
przykładem.
–
Jestem poniekąd szczęśliwy… – Chen szepnął do Chanyeola, gdy obserwowali, jak
więcej ludzi krząta się po kuchni oraz jak Jongin macha swoim niewidzialnym
ogonem z powodu tak dużej ilości jedzenia. – Byłem naprawdę szczęśliwy, kiedy
jego tata powiedział nam, że Baekhyun zaprosił nas, by świętować Boże
Narodzenie, tak szczęśliwy, że chciałem olać swoją rodzinę i dołączyć do nich.
On chcący przyjechać tu, przyjechać do domu po tak długim czasie, to musi coś
znaczyć. Może Baekhyun otrząsa się z tego. Może zaczyna akceptować pewne
sprawy.
–
Tak…
–
Wydaje mi się, że rusza naprzód, Chanyeol.
Chanyeol
obserwował, jak Chen radośnie dołącza do Jongina. I chociaż to miejsce było
pełne piękna i wspaniałości, Chanyeol nie mógł nic poradzić na to, że czuł się
nieobecny.
Nie
tak nieobecny jak Chen i Jongin, którzy wyglądali na zainteresowanych przez
wszystko dookoła, pełni uśmiechów i śmiechu oraz pełni beztroskiego ducha, ale
nieobecny w taki sposób, że zamartwiał się o Baekhyuna. Wyraz twarzy Baekhyuna tamtej
nocy, kiedy powiedział Chanyeolowi, że nienawidzi tego miejsca, był czymś, co
wciąż odtwarzało się w jego głowie.
Baekhyun
jeszcze się nie otrząsnął.
Nie
chciał wracać. Nigdy nie chciał wrócić.
I
Chanyeol bał się, jak Baekhyun zareaguje, kiedy to zrobi.
Podczas
gdy Chanyeol zabrał się do śniadania – luksusowego posiłku z wszystkimi
produktami, których nigdy nie chciał na tak zwykłe śniadanie – odnalazł zabawę
w jedzeniu niczym król.
Ojca
Baekhyuna nie było, jako że powiedział, że będzie na jakimś spotkaniu i powróci
dokładnie na obiad ze swoim własnym synem. Pod warunkiem, że jego syn naprawdę się zjawi.
Wszystkie
pokojówki i służący zaskakująco byli dość życzliwi, a Chanyeol odkrył, że
śmieje się razem z wieloma z nich, którzy usiedli, żeby porozmawiać. Wszystko w
tym domu, dosłownie wszystko, był czymś, o czym Chanyeol zawsze marzył i był
pewien, że jest to coś, o czym każdy marzy.
Wobec
tego dlaczego Baekhyun go nienawidził?
Pokojówki
i służący mieli nawet odwagę, żeby narzekać na to, iż nigdy nie mogą pojechać
do domu i ciągle tkwią w tym miejscu do tego stopnia, że są już nim zmęczeni.
Na początku Chanyeol nie zrozumiał dlaczego, gdyż to miejsce jest piękne w
każdym calu, ale później może to miało sens – w końcu to oni byli tymi, którzy
czynili to miejsce nieskazitelnym.
Chanyeol
żyłby tutaj na zawsze.
Obserwował
Chena i Jongina i nawet z ich pogodnych twarzy mógł wyczytać, że również nie
mieliby nic przeciwko temu.
Wobec
tego dlaczego Baekhyun nienawidził tego miejsca?
Chen
szedł przed Chanyeolem (ponieważ Chanyeol jakoś odmawiał wciągnięcia się w
jakąś interesującą rozmowę), kiedy oglądali obrazy na ścianie. Fascynujące było
patrzenie na taką różnorodność, począwszy od sztuki abstrakcyjnej aż po
malarstwo tradycyjne.
Wszystko
było bardzo piękne i sprawiało, że posiadłość wznosiła się w rankingu „Dom, w
którym chciałbym mieszkać”.
Ale
w jakiś sposób było w tym wszystkim coś, co nie było w porządku.
Zdezorientowany Chanyeol starał się zignorować to uczucie, ale nawet kiedy byli
na końcu korytarza i już mieli skręcić w niezliczoną ilość innych korytarzy, to
uczucie nie zniknęło.
–
Wow, spójrzcie na to! – Jongin chwycił Chena i pospieszył w stronę oprawionej w
ramę pracy na końcu następnego korytarza. Chanyeol pospiesznie podążył za nimi,
bojąc się, że jeśli tego nie zrobi, zgubi się. Kiedy do nich dołączył, zobaczył
coś…
…co
właściwie nie było obrazem.
–
Czemu to jest puste? Czy ktoś go ukradł? – Jongin zapytał Chena, który
potrząsnął głową. Ten „obraz” to była tylko rama z drogo wyglądającą szybą –
prawie jakby czekała na przyjście właściwego obrazu lub płótna. Niektóre
miejsca wyglądały, jak gdyby przypadkowo oklejone taśmą klejącą, ponieważ ten
„obraz” był kruchą rzeczą, która ciągle wymagała sklejenia go do kupy. Chen
stał przez chwilę nieruchomo, a potem wskazał coś na dole ramy.
–
Zobaczcie! Tutaj jest karteczka! – Kiedy Chanyeol wraz z pozostałą dwójką
pochylił się, zobaczył słowa „Bez tytułu” przez „Nieznany”.
–
A więc to jest obraz!
–
Ale co on ma oznaczać?
Chanyeol
wpatrywał się w nicość i nie zobaczył nic… nicość.
Dziwne.
–
To ulubiony obraz panicza Baekhyuna. – Pojawił się nowy głos i wszyscy trzej
odwrócili się do niskiej, starej kobiety, która trzymała tacę z jedzeniem.
–
Co? Dlaczego?
–
Ponieważ ten obraz jest niczym.
Wszyscy
trzej patrzyli na nią w osłupieniu.
Wtedy
oczy Chanyeola rozszerzyły się, kiedy powoli odwracał się, by spojrzeć na
obraz, który wydawał się być jedynie pustą ramą. Kobieta zachichotała.
Gdyby sprawy miały się inaczej… Chanyeol
zawsze miał tę myśl w swojej głowie, zwłaszcza kiedy był w pobliżu Baekhyuna.
Od
momentu kiedy się spotkali, było zdanie, które ciągle nawiedzało jego umysł. Co by było, gdyby sprawy miały się inaczej?
I
kiedy powoli zaczynał rozumieć Baekhyuna, był pewien, że nawet jeśli Baekhyun
tak nie myślał, jego ciało się nad tym zastanawiało – poprzez jego postawę,
jego słowa i gesty, których sam nie był świadomy.
Od
chwili kiedy Chanyeol zdał sobie sprawę, że Baekhuyn miewa przejawy
życzliwości, Chanyeol znał przynajmniej część Baekhyuna, jakkolwiek mała była
czy jak bardzo wydawał się jej być świadomy, czuł to samo.
–
Widzicie, ten obraz jest dokładnie tym, czym chcecie, żeby był – wyjaśniła
kobieta. – Kiedy się na niego patrzy, można wyobrazić sobie, co tylko się chce.
Nawet tytuł daje pozwolenie, by pozostawić ten obraz dla waszej wyobraźni.
–
Daje również uczucie ukojenia, kiedy nie chce się o niczym myśleć. Wydaje mi
się, że część jego nicości jest powodem, dla którego jest tak fascynujący i
urzekający – można się w niego wpatrywać i wyobrażać sobie tam cokolwiek i
nigdy nikt nie będzie w błędzie.
Przez
chwilę wpatrywała się w obraz.
–
Kiedy panicz Baekhyun był młodszy, siadywał tutaj… – Postukała miejsce pod
swoją prawą stopą tuż przed obrazem. –…i patrzył na niego. Godzinami. Nikt nie
mógł go stąd zabrać i nikt nie mógł wyrwać go ze skupienia. Po prostu siedział
tutaj jak mała lalka i wpatrywał się w obraz tęsknym spojrzeniem.
Zapadła
krótka cisza, kiedy cała czwórka myślała o tym, jak jedna osoba ich połączyła –
a Chanyeol nie miał wątpliwości, co jego współlokator widział oczyma wyobraźni.
–
Wydaje mi się, że to jedyna rzecz, która była dla niego rozrywką, jako że nie
było nic innego w tym wielkim, strasznym domu, co mogłoby go zabawić. Jego
rodzice byli dość surowi, choć nigdy nie było ich w domu, mówili mu, żeby się
nie obijał, tylko siedział tu i uczył się jak ciche
dziecko. Na początku robił to, co mu kazali, ale kiedy w jego wieku znalazły
się dwie cyfry, przestał słuchać i posunął się tak daleko, że robił żarty
kucharzom i służącym. Jedyny czas, kiedy był cichy, był wtedy, gdy siedział
tutaj. – Oczywiste uczucie pobrzmiewało w jej głosie i Chanyeol znów zastanowił
się, dlaczego Baekhyun nienawidzi tego miejsca.
–
Och, cóż. – Nostalgiczny nastrój skończył się, kiedy staruszka wyrwała się z transu.
Uśmiechnęła się do chłopców. – Za kilka minut mężczyźni pójdą ścinać choinkę.
Chcecie iść z nimi?
–
O TAK! – krzyknęli Jongin i Chen, spiesząc za chichoczącą pokojówką. Chwilę
później zauważyli, że najwyższy z całej trójki nie poruszył się ani o centymetr.
–
Chanyeol! Nie idziesz? – Jongin i Chen obejrzeli się na niego. Chanyeol
poruszył się nieco, a potem potrząsnął głową.
–
Nie… Zostanę tu jeszcze trochę… i dokończę oglądać… – Dwójka wzruszyła
ramionami i popędzili w swoją stronę, pozostawiając Chanyeola samego w tym
nagle ogromnym korytarzu.
Chanyeol
odwrócił się, dokładnie przyglądając się obrazowi, temu, który stał się
najwyraźniej dużą częścią życia Baekhyuna w tej posiadłości. Usiadł dokładnie w
tym samym miejscu, które pokazała im starsza pani i wpatrywał się w obraz.
Siedział
tam przez długi czas.
Kiedy
Chanyeol przesiedział tam wystarczająco długo, było to więcej niż potrzeba, by
coś sobie uświadomił.
Chociaż
ten dom był idealny w każdym możliwym stopniu, miał wszystko, czego ktokolwiek kiedykolwiek
potrzebował, brakowało mu jednej rzeczy i ta jedna rzecz mogła wszystko
zmienić.
Ciepło.
Ten
dom był zimny jak lód i kiedy Chanyeol siedział tam bez przyjaciół czy
kogokolwiek obok, poczuł, jak zaczyna otaczać go samotność, grożąc, że go pochłonie.
To nie uczucie, które można łatwo rozpoznać – właściwie gdyby Chanyeol nie
myślał o tym, dlaczego coś jest w tym domu nie tak, wcale by tego nie
zrozumiał. Ten rodzaj nastroju był łatwo zaraźliwy, zwłaszcza w tak ogromnym
miejscu jak to, i było to coś jak bycie wciąganym w chorobę bez czyjejś
świadomości.
W
tym domu było wszystko – pełno jedzenia, wysokich sufitów, drogich dywanów i
niezliczona ilość obrazów – ale to właśnie o to chodziło. Było wszystkiego zbyt
wiele, za dużo dekoracji, by był widziany jako dom, a nie jako muzeum.
Chociaż
ta posiadłość była pełna, Chanyeol czuł się dziwnie pusty wewnątrz niej.
Był
również problem z obrazami. Nic dziwnego, że Chanyeol czuł się taki nieobecny
przez cały czas, gdy je podziwiał.
Ciągle
widział piękne ramy zdobiące ścianę, ładne, małe dekoracje zwisające z kremowej
tapety i tym razem Chanyeol zrozumiał, dlaczego czuł się tak bardzo nie na
miejscu, dlaczego ta posiadłość bardziej sprawiała wrażenie galerii sztuki niż
porządnego domu.
Przez cały czas kiedy chodził, nie zobaczył
ani jednego zdjęcia.
Żadnych
zdjęć rodziny, żadnych zdjęć przodków, ani śladu młodszego Baekhyuna w żadnej z
nich. Nic tylko niekończące się korytarze obrazów, obrazów, na które
prawdopodobnie nie kłopotali się spoglądać.
To
miejsce było zbyt zimne.
I
właśnie wtedy Chanyeol zrozumiał, dlaczego Baekhyun nienawidził tego miejsca.
On
również zaczynał je nienawidzić.
Po
długim czasie bezsensownego spacerowania Chanyeol odkrył, że znowu znajduje się
na przedzie domu, w ogromnym (i niemal pustym) salonie, gdzie znajdowało się
główne wejście. Chanyeol nie pamiętał, żeby tu był, w końcu prawdopodobnie
został zaciągnięty do środka przez ochroniarzy, którzy go porwali.
Poczuł
białą, marmurową podłogę pod stopami i przez chwilę zastanawiał się, jak taki
dom jak ten może być tak dobrze utrzymany i jakim cudem wydaje się on tak nowy,
chociaż prawdopodobnie stoi tu przynajmniej od ponad dekady.
To
dom Baekhyuna. To właśnie tu Baekhyun spędził większość swojego życia.
I
wciąż, pomimo rozmiarów budynku, Chanyeol nigdzie nie wyczuł śladu Baekhyuna.
Poczuł
buczenie w kieszeni i wyjął swój telefon. To wiadomość od Chena.
Spotkajmy się w salonie. Gdzie
otwiera się drzwi i wchodzi od razu do środka i gdzie jest tak dużo miejsca z
sofami i tak dalej – taak, spotkajmy się tam. Niesiemy choinkę!!!!!
Chanyeol
przewrócił oczami i z powrotem schował telefon do kieszeni – na szczęście już
tu był.
Jak
na zawołanie usłyszał trzaśnięcie drzwi samochodu gdzieś na zewnątrz (i przez
ten dźwięk wydawało się, że samochód jest naprawdę daleko – jak duży był ogród
przed domem?). Zaciekawiony Chanyeol zdecydował się otworzyć drzwi (i niech to
diabli, były ogromne). Usłyszał
przytłumione krzyki po drugiej stronie, choć były bardzo odległe. Może choinka jest dla nich zbyt ciężka i nie
mogą jej unieść. Pomyślał Chanyeol z wyższością, będąc kilka kroków od
drzwi.
Nagle
drzwi otworzyły się tak gwałtownie, że nawet ich rozmiar nie powstrzymał ich
przed trzaśnięciem w ścianę, siła tego rozniosła wielkie „bum” odbijające się
po całym pokoju, a nawet suficie. Chanyeol wzdrygnął się od hałasu, zaciskając
oczy z zaskoczenia.
–
GDZIE, U LICHA, JEST PARK CHANYEOL?! – Głos natychmiast sprawił, że Chanyeol
otworzył oczy i odkrył, że patrzy na mniejszą postać z rozczochranymi włosami i
miną pełną gniewu, lecz zdeterminowaną. I mniej niż sekundę po tym, jak
otworzył oczy, te zmęczone, lecz nieustępliwe zwróciły się, by napotkać jego
wzrok.