rating: PG-13
A/N: W środę nie było rozdziału, ale myślę, że domyślacie się dlaczego. Pomyślałam, że skoro inni zmieniają lub wstrzymują swoje "grafiki", to i ja poczekam z rozdziałem do soboty. Poza tym mam już wolne i jestem w domu. Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym także życzyć Wam dużo zdrowia (naprawdę, myślcie o sobie, każdego dnia zróbcie dla siebie choć małą dobrą rzecz), szczęścia, pomyślności i spełnienia marzeń oraz, by nadchodzący Nowy Rok był lepszy niż ten, który za niedługo się skończy! Wesołych Świąt!
„Nie sądzę, bym kiedykolwiek
polubił go w taki sposób.”
Chanyeol
myślał.
To
było jak powtórka z Aimi, kiedy myślał o spędzeniu życia z nią, a nie z
Baekhyunem głównie dlatego, że myślał, że Baekhyun nigdy nie polubi go w ten
sposób. Myślał teraz o tym samym. Nie dlatego, że chciał ruszyć dalej (ponieważ
nawet jeśli chciał iść dalej, nie sądził, że to zrobi), ale dlatego, że
przynajmniej jednej osobie mógł dać szczęście, nawet jeśli on sam nie będzie
tak szczęśliwy, jak może.
I
tym razem ciężar tego był większy, ponieważ Chanyeol wiedział na pewno, że nie
jest w sercu Baekhyuna. A bez Baekhyuna nadal mógł być szczęśliwy, ale nie
całkowicie głównie dlatego, że nigdy nie da sobie z nim spokoju.
Kiedyś,
kiedy Chanyeol nie był zakochany, może mógł być w stanie ruszyć dalej i znaleźć
inne rzeczy, które sprawiały, że się uśmiechał. Teraz było o wiele inaczej.
–
Chcę spróbować z Kyungsoo – powiedział Chanyeol w ciemność. Chociaż Baekhyuna
już nie było, Chanyeol zaczynał znajdować pocieszenie w Jungsoo. – Myślę, że
nadszedł czas, bym przestał go odpychać. – Tym razem odpowiedź Jungsoo był
szybka.
–
Ale-
–
Nadal kocham Baekhyuna – wtrącił Chanyeol. – I to się nie zmieni. Może trochę
zniknie… Ale może mogę w zamian uszczęśliwić Kyungsoo.
–
Hyung, to nie jest-
–
Też chcę mieć szansę – powiedział Chanyeol. – Chciałem mieć u niego szansę i
miałem. Jestem z tego powodu szczęśliwy i wdzięczny. – Jungsoo milczał. – A ja
chcę… dać szansę Kyungsoo, bo hej, kiedyś go lubiłem.
–
Kto wie? Może jeśli będę z Kyungsoo wystarczająco długo, znowu go polubię. –
Chanyeol wpatrywał się w ścianę. – Choć zawsze będę kochał Baekhyuna, może
dorosnę do kochania również Kyungsoo. Będę kochał ich obu, ale nauczę się
wybierać tylko Soo. Myślę-
–
Nie. – Głos Jungsoo był stanowczy. Chanyeol odwrócił się, patrząc jak zarys
Jungsoo siada w ciemności. – Nie rób tego.
–
Dlaczego nie? – spytał zdezorientowany Chanyeol.
–
Nie – powiedział Jungsoo. – Po prostu… nie.
–
Chcesz, żebym został taki na zawsze? Żebym żałował kogoś, kto nigdy na mnie nie
spojrzy? – Chanyeol brzmiał na rozgniewanego, zbolałego i zmieszanego.
–
Zaufaj mi – rzekł cicho Jungsoo. – Zaufaj mi, hyung.
Właśnie to powiedział Baekhyun.
Chanyeol pomyślał gorzko. Nawet jeśli myśl sama w sobie zaczynała brzmieć
absurdalnie. Jak on w ogóle pomyślał o czymś tak głupim? Próbowanie z Kyungsoo?
Ha! Nie sądził, że Kyungsoo w ogóle by go w tym momencie zaakceptował.
Jak
na zawołanie przerwał mu dźwięk jego dzwonka.
Oniemiały
Chanyeol wyciągnął rękę po telefon i odebrał.
–
Halo? – Głośnik był włączony.
–
Chanyeol – przywitał się Kyungsoo. – Wiem, że możesz być… wiem, że możesz
myśleć o umawianiu się ze mną. – Oczy Chanyeola rozszerzyły się, a on
odwrócił się do Jungsoo. Jego oczy były równie szeroko otwarte.
– Ale ja nie potrzebuję twojej
litości. Nie musisz tego robić.
–…Soo?
– Chcę spotykać się z kimś, kto
może mnie pokochać. Z kimś, kto szczerze chce ze mną być. Nie z kimś, kto chce
dać mi szczęście, ale nie da sobie szansy bycia szczęśliwym. –
Serce Chanyeola pęczniało z powodu słów Kyungsoo.
– Rozumiesz mnie? Chanyeol?
–
Tak…
– Właśnie dlatego nie spotykam
się z Jonginem. Nie chcę, żeby czekał.
–
Tak, rozumiem – wyszeptał Chanyeol. – Proszę, Kyungsoo. Jongin jest dobrym
człowiekiem. Musisz przynajmniej na niego spojrzeć. – Po drugiej stronie
zapadła cisza.
–
Mówisz to wszystko, ale nie dajesz szczęścia sobie, Soo – powiedział cicho
Chanyeol. – Wiem, że możesz go kochać. Z jakiegoś powodu coś we mnie mówi mi, że
możesz kochać go w taki sposób. Po prostu… Po prostu boisz się, że znowu
zostaniesz odrzucony, prawda?
–
Przepraszam, Soo. Naprawdę przepraszam za zrobienie tego, ale wiem, że Jongin
cię uszczęśliwi – szepnął. – Nigdy nie zostawi cię na lodzie.
Potem
Chanyeol rozłączył się, nie czekając na odpowiedź Kyungsoo. Ponieważ Kyungsoo
miał skłonność do odpowiadania, myśląc, że wie, jak naprawdę się czuje.
Ponieważ rozłączając się, da Kyungsoo trochę czasu do namysłu. Inaczej Kyungsoo
znowu się rozzłości i przestanie z nim rozmawiać, i będzie musiał przechodzić
przez cały proces poczucia winy i chęci przeprosin jeszcze raz.
Ale
widział to. Oczy Kyungsoo zawsze były łagodne, kiedy rozmawiał z Jonginem.
Uwielbiał opiekować się Jonginem i uwielbiał obdarzać go uwagą. Czy była to
miłość braterska czy coś więcej, Chanyeol wiedział, że Kyungsoo pewnego dnia
będzie w stanie pokochać go jako mężczyznę.
–
Więc? Masz teraz jasny umysł? – spytał Jungsoo. Chanyeol prychnął i schował się
pod swoją kołdrą.
–
Zamknij się – mruknął.
Następną
osobą, która szukała Chanyeola, był Jongin.
Nie
rozmawiał z Chanyeolem od dawna głównie dlatego, że myślał. Myślał o swoich
dwóch najlepszych przyjaciołach. Myślał o przeszłości Baekhyuna. Myślał o
lojalności Chanyeola. Myślał o charakterze Baekhyuna.
–
Jongin? – Chanyeol zamrugał, gdy Jongin wszedł do środka.
–
Jeszcze raz powiedz mi, co się stało. Tamtego tygodnia – powiedział Jongin,
siadając na łóżku. Z suchym gardłem Chanyeol jedynie usadowił się na swym
łóżku. Nie wiedział nawet, dlaczego to robił, ale zrobił to. Jeszcze raz
opowiedział Jonginowi, próbując przypomnieć sobie dokładnie, co Joo Sung wtedy
powiedział i jak dokładnie skrzywdziło to Baekhyuna.
Kiedy
skończył, Jongin myślał intensywnie. Chanyeol nigdy wcześniej nie widział, by
Jongin to robił. Jongin nie był nieskomplikowany, ale lubił upraszczać sprawy,
ponieważ zawsze uważał, że bezcelowe było ich komplikowanie.
Jongin
wyglądał na skonfliktowanego. Konflikt ani na trochę nie opuszczał ostatnio
Chanyeola, był ciągle obecny, odkąd Baekhyun go zostawił. Zdawał się widzieć go
wszędzie. Wiedział, że powinien tego nienawidzić, ale zaczynał się
przyzwyczajać.
–
Jongin? – mruknął, zastanawiając się, o czym myśli jego najlepszy przyjaciel.
Miał nadzieję, że Jongin nie wyskoczy z „Nie waż się mnie zasmucać” kolejny
raz, bo Chanyeol miał się lepiej. Jasne, bywały dni, kiedy rozpraszał się myślą
o Baekhyunie i nie był w stanie funkcjonować przez resztę dnia, ale było
zdecydowanie lepiej niż wtedy, kiedy to wszystko się zaczęło.
–
Ja… Mam przeczucie – odezwał się w końcu Jongin. Chanyeol pochylił się, chętny,
by słuchać. – Po prostu… Mam takie przeczucie.
–
Hm? – Zdezorientowanie i zainteresowanie wślizgnęło się do jego głosu, kiedy
Chanyeol zamrugał. Nagle Jongin odwrócił się i spojrzał mu w oczy, zrobił to po
raz pierwszy, odkąd wszedł do pokoju. Chanyeol był tak zaskoczony, że wzdrygnął
się i instynktownie cofnął, ale Jongin złapał go za ramiona, by go przytrzymać.
–
Myślę, że powinieneś wierzyć w Baekhyuna-hyunga – wyszeptał miękko Jongin. –
Sądzę, że powinieneś go odzyskać.
–
Hę? – Chanyeol był oniemiały. Jongin zdawał się mieć urojenia! – Uch, Jongin…
–
Zaufaj mi – szepnął Jongin. Gdzie już Chanyeol to słyszał? – Zaufaj mi,
Chanyeol, i zaufaj Baekhyunowi.
–
Ufam mu, Jongin. O czym ty mówisz?
–
W takim razie uwierz w niego – powiedział Jongin. Z jakiegoś powodu choć Jongin
wygadywał bzdury, jego oczy były żywe, jakby coś go motywowało – jakby naprawdę
wierzył, że to, co mówi, to prawda. – Jestem pewien, że kocha cię bardziej niż
kogokolwiek.
Serce
Chanyeola zatrzymało się na moment.
–
Jestem pewien, że cię kocha – ciągnął Jongin. – Jest moim najlepszym
przyjacielem, Chanyeol. Nie kwestionuj.
–
Co…? – Chanyeol poczuł nadzieję i zamknął oczy, ponieważ nie chciał, by znów
zostały zburzone. Jednak wzrok Jongina był bardzo hipnotyzujący i
onieśmielający i mógł poczuć, jak pali go przez powieki. Zaśmiał się nerwowo. –
Jongin, nie-
–
Hyung jest silniejszy niż się wydaje – ciągnął Jongin, pewność tkwiła w jego
głosie. – Nie wpadnie drugi raz w tę samą pułapkę.
–
Co sprawia, że myślisz, że to pułapka? – zapytał lekko zirytowany Chanyeol.
–
Miłość to pułapka – odpowiedział Jongin. – Baekhyun-hyung skończył z nim. Już
dawno, Chanyeol, jestem tego pewien. Uwierz mi, Chanyeol. – Ale Chanyeol się
odsuwał, potrząsając głową. Nie chciał o tym myśleć. Nie chciał w to wierzyć.
Bał
się, że znów zostanie skrzywdzony. Był przerażony pokładaniem nadziei, a potem
zmiażdżeniem jej po raz kolejny, jak w dniu, kiedy zobaczył, jak Baekhyun
wymyka się, by porozmawiać z Joo Sungiem, jakby nie kochał nikogo innego na
świecie.
–
Ma motyw, Chanyeol. – Głos Jongina robił się głośniejszy. – Kocha cię,
Chanyeol.
–
Przestań. – Chanyeol czuł, jak ból trafia w niego z każdym uderzeniem serca. To
wracało. Wyrazistość wracała. – Baekhyun był silny przez zbyt długi czas,
Jongin. Jest za bardzo zakochany w Joo, nie widzisz tego? – Jongin zamknął
usta.
–
Chcę, żeby Baekhyun był szczęśliwy. – Głos Chanyeola załamał się. Nie chciał
się załamywać, nie teraz. Nie po tym, jak wiele pieprzonego wysiłku włożył, by
wydostać się z tej dziury. – Ja… chcę po prostu, by był szczęśliwy. Wiem, że
chcesz, żebym też był szczęśliwy, ale tak się to nie uda.
–
Nie, to-
–
Chcę, by był szczęśliwy i wydaje mi się, że Joo Sung może mu to dać. – Chanyeol
podszedł do drzwi, jakby cały pokój go parzył. – Baekhyun… Baekhyun czekał trzy
lata, by się przede mną wypłakać, Jongin. Jemu
wystarczyło kilka dni.
Jongin
milczał.
–
Jest szczęśliwy z Joo Sungiem, ja… myślę, że to, czego zawsze chciał. Więc bądź
szczęśliwy z jego powodu, Jongin. Ja mam się dobrze. – Głos Chanyeola załamał
się na ostatnim słowie i, nie wiedząc, co innego zrobić, uciekł, był
przerażony, że jeśli zostanie jeszcze chwilę dłużej, znów zacznie mieć nadzieję
jak idiota i na powrót zatopi się w tej norze, z której dopiero uciekł.
Jongin
wpatrywał się w podłogę w miejsce, gdzie Chanyeol stał jeszcze kilka sekund
wcześniej.
„Jest szczęśliwy z Joo Sungiem.”
Chanyeol powiedział to z wielką szczerością w oczach. Jakby naprawdę w to
wierzył. Jongin nie wierzył.
–
Ale czy tego nie widzisz? – szepnął smutno Jongin w smutne powietrze. – Jest
najszczęśliwszy, kiedy jest z tobą.
Co
się ze wszystkimi, do cholery, działo?
Kiedy
Chanyeol wychodził na lepsze i powoli akceptował fakt, że Baekhyun jest szczęśliwszy
z kimś innym, wszyscy musieli mówić rzeczy, które przypominały mu o Baekhyunie,
w kółko i w kółko.
Chciał
zapomnieć o Baekhyunie. Szczerze chciał zrezygnować ze swoich uczuć do
Baekhyuna, nieważne, jak niemożliwe się to wydawało.
Ale
nigdy się nie uwolni.
„Zaufaj mi.” Powiedział Jungsoo.
„Zaufaj mi.” Powiedział Jongin.
„Zaufaj mu.” Powiedział Jongin.
„Zaufaj mi.” Powiedział Baekhyun.
Dlaczego?
Co się, do licha, działo?
Dlaczego
miał wrażenie, jakby ktoś mu czegoś nie mówił? Dlaczego, do diabła, miał
wrażenie, jakby ktoś coś przed nim ukrywał?
Ale
kto to był? Kto, do cholery, wiedział coś, czego on nie wiedział?
I
dlaczego, do diaska, to mówili? Chanyeol im ufał. Chanyeol mógł im ufać, więc
co chcieli przez to powiedzieć?
To
było cholernie frustrujące.
A
może z niego kpili, zmuszając go, by znów myślał o Baekhyunie, który zaczął to
wszystko?
Kiedy
już miał się uderzyć za zbyt intensywne myślenie, telefon zawibrował w jego
kieszeni. Wyjął go i odebrał.
–
Halo?
– To ja – odpowiedział poważny głos Chena.
– Chcę z tobą porozmawiać.
Najpierw
Kyungsoo, potem Jongin, a teraz Chen?
–
Jasne – odparł szorstko Chanyeol. – Przyjdę do twojego pokoju.
Kiedy
to zrobił, wszedł do środka, dostrzegając Krisa z maseczką na twarzy. Kolejny
raz.
–
Jakbyś już nie miał chłopaka – powiedział Chanyeol. – Rany, przestań być taki
narcystyczny.
–
To pierwsza rzecz, jaką mówisz do mnie po ignorowaniu mnie przez kilka dni? –
Kris uniósł brew – albo Chanyeolowi wydawało
się, że to zrobił. – Tak czy inaczej teraz mam bardziej surową rutynę,
ponieważ muszę dobrze wyglądać dla Joonmyuna. – Poruszył brwiami – albo
Chanyeolowi wydawało się, że to
zrobił.
To
szalone. Kiedyś nikt nie pomyślałby, że Kris i Joonmyun będą się spotykali.
A
teraz byli najdłuższym trwającym związkiem.
–
Będę twoim drużbą, kiedy będziesz brał ślub – mruknął Chanyeol. Kris zdawał się
być nieco onieśmielony.
–
Oj, no weź, Chanyeol, nawet jeszcze o tym nie myślałem…
–
Akurat. – Nowy głos rozbrzmiał z łazienki. Joonmyun skrzyżował ramiona. –
Oświadcza mi się każdego dnia.
–
To dlatego, że jesteś tym jedynym! – krzyknął Kris, wyciągając ramiona.
Joonmyun przewrócił oczami, ale uśmiechnął się, wchodząc w objęcia Krisa.
Chanyeol nie miał szansy, by poczuć się bardziej niezręcznie, ponieważ drzwi
otworzyły się i do środka wszedł Chen z grymasem na twarzy.
–
Rozmawiam z Chanyeolem – oznajmił. – Wyjdź, Kris.
–
To też mój pokój! – odrzekł Kris,
wydymając wargi. Potem odwrócił się do Joonmyuna. – Poprzyj mnie, kochanie!
–
Chodźmy Kris – mruknął Joonmyun, wysuwając się z uścisku swojego chłopaka i w
zamian zaczął także wyciągać jego. Kris protestował, ale Joonmyun był
nieustępliwy, wyciągając Krisa z tego pokoju. To prawdopodobnie z powodu
przerażającego spojrzenia, jakie posyłał im Chen. Spojrzenie Dae, jeśli
Chanyeol dobrze pamiętał.
Gdy
drzwi się zamknęły, Chen odwrócił się do Chanyeola.
–
Nie wiem, co ty sobie, do licha, myślisz – powiedział Chen. Brzmiał na
rozgniewanego, zestresowanego i zmartwionego. – Ale ja nadal nie ufam temu
kolesiowi.
–
Ale to on jest tym, którego Baekhyun chce i- – Chanyeol się powstrzymał,
pozwalając, by jego ciało opadło na łóżko Krisa. Zawsze bronił Joo Sunga. Z
jakiego dokładnie powodu? – I wyglądał tak prawdziwie i szczerze, kiedy
rozmawiał z Baekhyunem. Ja… widziałem, jak bardzo zakochani są – wykrztusił
Chanyeol.
–
Wiesz dlaczego? – Oczy Chena były szeroko otwarte, kiedy spoglądał na
Chanyeola. – Wiesz dlaczego tak mocno w to wierzysz? – Chanyeol, zbity z tropu,
skulił się na łóżku. Chociaż Chen był o wiele niższy, otaczała go aura, która w
tej chwili obezwładniała Chanyeola, Spojrzenie Dae było silne i onieśmielające.
–
Nie wiesz, prawda? – Chen prychnął. – Bo ja wiem.
Chanyeol
z powrotem usiadł. Chen był bardzo straszny, kiedy był zły.
–
To dlatego, że widzisz w innych to, co najlepsze – powiedział Chen. Chanyeol
zamrugał. – Masz spieprzony wzrok, Chanyeol. Myślisz, że wszyscy dookoła ciebie
mają w sercu więcej dobroci niż zła i właśnie dlatego widziałeś ich w ten
sposób. Widziałeś w tym pojebie prawdziwość, ponieważ chcesz wierzyć, że czyste
zło nie istnieje. Widziałeś w ich oczach miłość, bo uważasz, że świat jest
pełen miłości. Taką jesteś osobą.
–
W wielu przypadkach dobrze jest tak myśleć. W wielu przypadkach świetnie jest
być pozytywną osobą, ale w tej sprawie nie. Tym razem to cię tylko
rozczarowuje, Chanyeol, a ty jesteś zbyt głupi, by to sobie uświadomić. –
Chanyeol zamrugał nadal zbity z tropu.
–
Nie każdy jest dobrą osobą – ciągnął Chen. – Ciężko jest spotkać osobę, która
chce dla wszystkich tego, co najlepsze i widzisz w każdym to, co najlepsze. –
Odwrócił się do Chanyeola, tym razem jego wzrok był łagodniejszy. – Poza tobą.
Jesteś bardzo unikatowy, wiesz o tym?
–…Uch…
–
Jesteś czysty. Jesteś tak czysty, że nie widzisz zła w innych. Nawet nie
zdajesz sobie z tego sprawy, że kiedy mówiłeś o tym, co się stało, on tak
naprawdę brzmiał w moich uszach jak pieprzony oszust – powiedział Chen. – Bo
nieważne, jak nieobiektywny byłeś, nie mogę zaakceptować, że jest tu jedynie
dlatego, że kocha Baekhyuna. Nie mogę zaakceptować faktu, że przybył tu tylko z
tego powodu. – Chanyeol westchnął nagle sfrustrowany.
–
Dlaczego wszyscy, do cholery, myślą-
–
Baekhyun prawdopodobnie nadal jest w nim zakochany – wtrącił Chen. Chanyeol
urwał, jego serce boleśnie waliło. – Może nadal go kochać po tych wszystkich
latach. Baekhyun mógł prawdopodobnie szczerze zerwać z tobą z tego powodu. A
jeśli to prawda, to jest dupkiem i uderzę go, kiedy go zobaczę.
–
Ale ten facet… on wrócił i to nie z dobrych pobudek – powiedział Chen. – Więc
nie ufam Baekhuynowi przy nim. Myślę, że Baekhyun ma wystarczająco dużo lat, by
o siebie zadbać, ale nadal się martwię. Teraz rozmawiałem z Jungsoo i chciałem,
by zaopiekował się Baekhyunem, co obiecał zrobić. W międzyczasie także będę nad
nim czuwał i spróbuję się z nim kontaktować i przyprowadzić tu jego tyłek,
zanim stanie się coś złego.
–
A co jeśli wszystko źle zrozumiałeś? – zapytał Chanyeol. Jakaś jego część
chciała wierzyć w to, co mówili ci faceci, ponieważ wtedy miałby odwagę, by
odzyskać Baekhyuna. Ale bardzo się bał.
Bardzo
bał się, że znów się pomyli.
–
Wtedy możesz mnie usmażyć – powiedział Chen, potem jego twarz rozciągnęła się w
uśmiechu. Teraz wyglądał bardziej jak on, poza tym, że wciąż wydawał się
spięty.
–
Usmaż mnie, ale po tym jak stłukę Byun Baekhyuna na kwaśne jabłko.
Telefon
zawibrował w jego kieszeni.
Niewiele
myśląc, Chanyeol wyjął go, odczytując wiadomość. Zastygł w bezruchu.
Nieznany: Spotkajmy się za szkołą o
6.
Nieznany: Żeby porozmawiać o
Baekkiem.
Skąd
on wziął ten numer?
Chanyeol patrzył na „Nieznany”, zastanawiając się, czego, do cholery, chciał
Joo Sung.
Czy chciał coś od Chanyeola?
Czując, jak niepokój wczepia się w jego
żołądek, mocno ścisnął telefon i wsunął go z powrotem do kieszeni. Słowa
zasłyszane od Jongina i Chena nawiedziły jego umysł.
„Baekhyun
ma motyw.”
„Nie
ufam mu.”
A jednak. Baekhyun tam będzie. W końcu to
chodzi o nich trzech, prawda?
Kiedy wszyscy kierowali się na kolację,
Chanyeol zdecydował się wykorzystać ten czas, by wykraść się na tyły szkoły. Jungsoo
wszedł do pokoju właśnie wtedy, kiedy on miał wyjść.
– Dokąd idziesz? – zapytał radośnie Jungsoo
z uśmiechem. Chanyeol próbował nie zachowywać się podejrzanie.
– Na kolację – mruknął.
– Och. – Jungsoo rozejrzał się po pokoju, a
później znów spojrzał na niego. – Mam lekcje do zrobienia. Czy możesz… uch,
powiedzieć innym, że mnie tu nie będzie? – Uśmiechnął się zażenowany. –
Zapomniałem odrobić pracę domową… znowu.
– Chanyeol skinął głową w roztargnieniu, a potem wyszedł. Dla Jungsoo nie było
dziwne, że zapomniał coś zrobić. W końcu choć dołączył do ich grupy, prawie w
ogóle z nimi nie przebywał, zawsze zajmował się swoimi sprawami.
Opuszczając kolację, od razu tam poszedł.
Nigdy nie myślał o przyprowadzaniu kogokolwiek, bo czuł, że to sprawa tylko
między nimi dwoma. Nigdy nie pomyślał o swoim własnym bezpieczeństwie, ponieważ
nie sądził, że Joo Sung zrobi mu coś w takim otoczeniu zwłaszcza z Baekhyunem
przy boku. Nie myślał o konsekwencjach, bo myślał o możliwości zobaczenia
Baekhyuna. Chciał go zobaczyć, czy Baekhyun stałby obok niego czy nie. Chciał
usłyszeć głos Baekhyuna, czy rozmawiałby z nim czy nie.
Przedarł się przez ogród, biegł szybko,
ponieważ w końcu znów miał zobaczyć Baekhyuna. Nawet jeśli powiedzą mu bolesne
słowa (pokazując swoją miłość, co było nieuniknione), już go to nie obchodziło.
Kiedy skręcił za rogiem, nikogo tam nie
było. Dysząc, złapał się za kolana, pochylił głowę, łapiąc oddech.
– Chanyeol – zawołał gładki głos. Chanyeol
podniósł wzrok z pędzącym sercem. Jego pełne nadziei oczy zmrużyły się, kiedy
nie zobaczył tego, kogo chciał ujrzeć.
– Gdzie jest Baekhyun? – spytał Chanyeol z
więdnącym sercem.
– Nie ma go tu – odpowiedział spokojnie Joo
Sung. – Chciałem, byśmy porozmawiali. Tylko my dwaj.
– O czym chcesz rozmawiać? – zapytał zmęczony
Chanyeol. Spojrzenie Joo Sunga na nim zdawało się być onieśmielające.
– Kocham Baekhyuna – oznajmił Joo Sung. –
Kocham go, a on niezaprzeczalnie odwzajemnia moje uczucie. – Chanyeol czuł, jak
jego serce się skręca.
– Wiem o tym – mruknął gorzko Chanyeol. –
Wiem i nie będę wchodził między was dwóch.
– Ale kto wie to na pewno? – wtrącił Joo
Sung. – Skąd mam wiedzieć, że pewnego dnia nie przyjdziesz i nie ukradniesz go?
– Masz moje słowo – wymamrotał Chanyeol. –
Chcę tylko, by był szczęśliwy. – Joo Sung zaśmiał się drwiąco.
– To słodkie – wycedził. – I jak to
pokazujesz?
– Co… chcesz przez to powiedzieć? –
Chanyeol podniósł wzrok. Zaczynał uważać, że Joo Sung tak naprawdę jest
dupkiem. – Jak inaczej mam-
– Zobaczmy, jak bardzo go kochasz – rzucił
wyzwanie Joo Sung. – Czy dałbyś Baekkiemu najcenniejszą rzecz, jaką masz?
– Niby… co? – Zdezorientowany Chanyeol
zmrużył oczy.
– Jak… Och, użyj mózgu, Chanyeol. Nie
możesz być aż tak głupi. – Chanyeol
zacisnął usta w wąską kreskę, myśląc. Najcenniejsza rzecz…
– Już mu to dałem – oświadczył Chanyeol. –
Ma ją. Moje serce. – Joo Sung patrzył na niego z niedowierzaniem. Otworzył usta
z zaskoczenia, wpatrywał się w niego, jakby był najgłupszą rzeczą na świecie, a
potem skrzyżował ramiona.
– Jakież to romantyczne – mruknął
sarkastycznie. – Chodzi mi o coś realnego i materialnego. Coś wartościowego.
– Nie mam pojęcia, o czym-
– Łańcuszek, który nosisz, kochanieńki –
wtrącił Joo Sung, jego głos był napięty, a jednak brzmiał dziwnie cierpliwie. –
Baekkie chce twój łańcuszek.
Co?
Chanyeol zamrugał głupawo, jego dłoń
natychmiast powędrowała, by dotknąć cienkiego srebra. Dlaczego Baekhyun miałby tego chcieć?
– Powiedział mi, że chce, byś mu to dał.
Nie chce patrzeć ci w twarz z własnych powodów. Powiedział, że zrozumiesz –
rzekł Joo Sung, wyciągając dłoń. – No dalej.
Chanyeol natychmiast cofnął się, bo nie, nie rozumiał. Nie rozumiał, dlaczego, do
cholery, Baekhyun miałby chcieć tego, kiedy miał wystarczająco dużo pieniędzy,
by stworzyć swój własny. Wiedział, że Baekhyun wie, że łańcuszek wiele dla
niego znaczy. Baekhyun nie mógł zabrać mu wszystkiego.
Coś tu nie grało.
Ale z drugiej strony, skąd Joo Sung
wiedziałby o jego łańcuszku? Baekhyun musiał mu powiedzieć.
Zdrada wbiła szpony w jego gardło. Ten
łańcuszek był jego tajemnicą. Jak Baekhyun mógł mu to zrobić, tak po prostu to
powiedzieć, jakby nic nie znaczył?
Kiedy już miał zerwać go ze swojej szyi,
rzucić Joo Sungowi i nigdy więcej ich nie zobaczyć, wyrzucić z siebie całą
złość, mieć Baekhyunowi za złe, że tak łatwo go zdradził, przypomniał sobie.
„Zaufaj
mi.” Baekhyun
powiedział to tak dawno temu, że Chanyeol niemal zapomniał o znaczeniu tych
słów. „Zaufaj mi.”
Baekhyun by tego nie zrobił. Nie był takim
typem.
Tak jak Chanyeol zrobił wiele, by chronić tajemnic
Baekhyuna, był pewien, że Baekhyun zrobiłby to samo. W końcu w takim Baekhyun
się zakochał.
Bez słowa Chanyeol mocno ścisnął łańcuszek
i cofnął się.
– Nie. – Chanyeol pokręcił głową. – Nie
oddam go.
– Nie kochasz Baekhyuna wystarczająco
mocno? – Joo Sung przekrzywił głowę, obserwując go niewinnie. – Kosztowności
znaczą dla ciebie więcej niż on?
Chanyeol potrząsnął głową. – Nie tak
pokazuje się miłość. Miłość nie jest poświęceniem. – Zrobił krok w tył,
wzdrygnął się, kiedy Joo Sung ruszył do przodu. Nagle wyglądał niebezpiecznie.
– D-Do widzenia – wybełkotał Chanyeol i
krzyknął, kiedy się potknął, przewrócił się w panice, jego tyłek uderzył o
ziemię, a rękami chronił swojej szyi.
– Jeszcze nie skończyliśmy. – Joo Sung
brzmiał dziwnie groźnie. Potem uśmiechnął się, łuk ten wyglądał na dziwnie
wykrzywiony na jego twarzy. – Więc jak daleko Baekkie z tobą zaszedł? –
Chanyeol nie powiedział nic, nie chciał wpaść w jego pułapkę. Jego pułapkę,
którą chciał posiniaczyć jego serce. Starszy pochylił się, aż Chanyeol mógł
poczuć jego oddech na swojej szyi.
– Pieprzyliśmy się, Chanyeol-ah – wyszeptał
Joo Sung do ucha Chanyeola. – Uwielbia krzyczeć moje imię, kiedy pcham w niego.
Czy robił to? Czy kiedykolwiek robił to przy tobie? – Chanyeol chciał go
odepchnąć, ale bał się, że jeśli puści, Joo Sung rzuci się na jego szyję.
– Pieprzymy się każdego dnia i nawet kiedy
jest zmęczony, bardzo tak chce… – ciągnął Joo Sung. – Robił to z tobą? Kocha,
kiedy wszędzie zostawiam ślady, kocha mówić, że jest mój…
– Dlaczego? – wychrypiał Chanyeol,
zaciskając oczy i próbując zapomnieć o przepełnionej miłością minie na twarzy
Baekhyuna, gdy rozmawiał z Joo Sungiem tamtej nocy. Nie wątpił w to. Wcale w to
nie wątpił. – Dlaczego nas porównujesz? –
Nie widzisz, że nie mogę się z tobą równać? Joo Sung skrzywił się.
– Bo on mnie kocha – zadrwił Joo Sung. –
Kocha mnie bardziej niż kogokolwiek. Nawet ciebie.
I
co z tego? Chciał
krzyknąć Chanyeol, ale znał odpowiedź. I
wszystko. Miłość Baekhyuna była wszystkim, czego chciał.
– Jesteś zazdrosny? – wyszeptał Joo Sung. –
Nie chcesz, żeby Baekhyun był szczęśliwy.
– Chcę. – Chanyeol zacisnął zęby.
– To spraw, by poczuł się wartościowy,
Chanyeol-ah. – Chłodna dłoń Joo Sunga dotknęła jego policzka, przesunęła się do
jego szyi. – Daj mu ten łańcuszek. – Chanyeol zamknął oczy, zaciskając pięść
przy szyi, jakby od tego zależało jego życie.
Nigdy.
Nagle głos zza rogu rozbrzmiał w powietrzu,
sprawiając, że obaj się wzdrygnęli.
– Aach… oppa, nie tutaj… – wyjęczała
dziewczyna.
– Na tyłach nikogo nie ma. – Dobył się
zachrypnięty głos. – Chodźmy tam. – Później rozbrzmiały niechlujne dźwięki.
Chanyeol spojrzał na Joo Sunga, którego wzrok był piorunujący. Starszy spojrzał
w dół na Chanyeola po raz ostatni, a potem przeszedł na drugą stronę,
zostawiając Chanyeola na ziemi, dyszącego i z pędzącym sercem.
– Zróbmy to tutaj… – burknął zdyszany głos
i mężczyzna wyszedł zza rogu. Rumieniąc się, Chanyeol wstał, kiedy facet
przyciągnął dziewczynę. Ze spuszczonym wzrokiem Chanyeol szybko pospieszył w
ich stronę i minął ich, ignorując, kiedy dziewczyna pisnęła z zaskoczenia.
– Nie krępujcie się… – mruknął Chanyeol,
zasłonił sobie ręką oczy, pospiesznie odchodząc. Kiedy w końcu znalazł się na
korytarzu swojego akademika, odetchnął z ulgą, z jakiegoś powodu czuł się
bardzo bezpiecznie i pewnie. Zastanawiał się dlaczego.
Mimo wszystko Joo Sung nie mógł mu nic
zrobić. Joo Sung był normalnym facetem, który prawdopodobnie kochał Baekhyuna
zbyt mocno i stało się to zaborcze i opiekuńcze. Prawda?
Nadal jednak jego słowa były bardzo dziwne.
Chanyeol miał wrażenie, jakby Joo Sung wcale nie mówił o Baekhyunie.
Z niepokojem w sercu Chanyeol wrócił do
swojego pokoju. Był bardzo sfrustrowany, ponieważ… ponieważ Joo Sung opisał coś
bardzo intymnego między nim a Baekhyunem. Chanyeol nie chciał tego słyszeć.
Zacisnął mocno oczy, na moment się zatrzymując. Tu nigdy nie chodziło o
pieprzenie, bo Baekhyun spał z wieloma mężczyznami i Chanyeol nie miał nic do
tego (albo akceptował to jako coś nieuniknionego, bo było częścią Baekhyuna).
Problem leżał w tym, że Baekhyun kochał
Joo Sunga i dla niego nie był to tylko przypadkowy seks. Nigdy nie będzie.
Ciągłe i dokładne przypominanie o swoim miejscu w sercu Baekhyuna nigdy nie
wychodziło mu na dobre, bo zostawiało go bardzo cierpiącego.
Biorąc głęboki oddech, Chanyeol znowu
zaczął iść. Nigdy wcześniej w życiu nie był taki chętny do powrotu, choć
zazwyczaj nie wracał tak wcześnie. Myślał o zjedzeniu kolacji z Jungsoo i
odciągnięciu go od pracy domowej, tylko ten jeden raz. Drzwi były lekko
uchylone, więc Chanyeol odgadł, że Jungsoo nadal tam jest, prawdopodobnie
gotowy do wyjścia. Jednak kiedy już miał je otworzyć, usłyszał coś, co go
powstrzymało.
– Baekhyun, nie rób tego – powiedział
Jungsoo, jego głos był wyraźny w wieczornym powietrzu. Chanyeol natychmiast się
zatrzymał, pochylił się, by zerknąć. Jungsoo przyciskał telefon do ucha. –
Czekaj na pomoc. – Cisza. Nie był włączony głośnik, więc Chanyeol nie miał
pojęcia, o czym, do cholery, rozmawiali.
– Wiesz, że to niebezpieczne, prawda? –
Jungsoo brzmiał na spanikowanego. – Poczekaj, aż inni przybędą, Baek.
Co
się, do licha, dzieje?
Pomyślał Chanyeol, serce waliło mu w piersi.
– Nie poradzisz sobie sam ze wszystkim. Nie
obchodzi mnie, czy znowu to zrobi, najpierw
chcę, byś był bezpieczny.
Co
to, kurwa, jest?!
Chanyeol panikował. Co się, do diabła, działo z Baekhyunem? Dlaczego Jungsoo
sprawiał, że brzmiało to, jakby Baekhyun nie był bezpieczny. Chociaż był
impulsywny, kiedy uczucia wymykały mu się spod kontroli, coś mówiło Chanyeolowi,
żeby został na swoim miejscu. Widział, jak Jungsoo bierze głęboki oddech.
– Słuchaj, Baekhyun, jeśli mnie, kurwa, nie
posłuchasz, powiem Chanyeolowi – rzekł. Powiesz
mi co?! – Zrobię to. Nie obchodzi mnie, czy dla ciebie pracuję czy kazałeś
mi obiecać, powiem mu. – Cisza. – Baekhyun? Baekhyun? Kurwa! – Jungsoo rzucił
telefon na łóżko Chanyeola i przeczesał palcami włosy.
Chanyeol miał tego dosyć.
Wtargnął do środka. Jungsoo podskoczył z
zaskoczenia, odwrócił się, by spojrzeć na niego z szeroko, szeroko otwartymi
oczami. Oczami, które wyglądały jak oczy jelenia złapanego na światłach
reflektorów.
– Co to, kurwa, było? – warknął Chanyeol, zatrzaskując za sobą drzwi.
Jungsoo skrzywił się na głośne uderzenie.
– To… – Jungsoo potoczył dookoła szeroko
otwartymi oczami, jakby próbował znaleźć coś, co go zdezorientuje. – To tylko…
tylko żart… Hahahaha… – Chanyeol zdjął buty stopami tak mocno, że odbiły się od
ściany.
– Nie pierdol, Jungsoo – ostrzegł Chanyeol.
– Powiedz, co się, do cholery, dzieje. – Jungsoo wpatrywał się w niego i po raz
pierwszy Chanyeol naprawdę zobaczył, jak zmęczony jest młodszy – stres i
zmartwienie pomarszczyły jego twarz i wyglądał tak jak Chen po tym, jak
Chanyeol powiedział mu wszystko o Baekhyunie.
– Ja… Dobra. – Jungsoo wstał, strach
zniknął, został zastąpiony przez porażkę i… ulgę? Patrzył prosto w oczy
Chanyeola, wyraz jego twarzy był niemal błagalny. – Musisz zrozumieć, dlaczego
to robi.
– A… a co on, do diabła, robi? – spytał
stanowczo Chanyeol, czuł się jednocześnie rozgniewany i zdezorientowany. A
także czuł pewien strach, który nie chciał odejść, odkąd Joo Sung z nim
rozmawiał. Jungsoo wyglądał, jakby potrzebował pomocy Chanyeola, jakby nie mógł
zrobić tego sam.
Ale sie dzieje!!! Uwielbiam to ff, a świetne tłumaczenie też robi swoje;))
OdpowiedzUsuńWesołych świat!💕
Dzieje się :). Widzę, że poniekąd sprawdzają się podejrzenia moje, Jongina i Chena. Łatwo można było tutaj dostrzec, że Joo Sung to oszust łasy na pieniądze. Bardzo mądrze, że Chanyeol nie dał mu tego cennego wisiorka, tylko postanowił zaufać Baekowi. Po końcówce tego rozdziału, wiem, że Baekhyun wie o prawdziwym obliczu Joo Sunga, ale dalej nie rozumiem, w jaki niby sposób izolowanie się od Chana jest "ochranianiem go"...
OdpowiedzUsuńChciałbym nie wierzyć w ostatnie słowa Jungsoo, chciałbym wymyślić najdziwniejsze teorie, ale widząc, że to już 6-ty to mi się nawet nie opłaca. Ale, kurde te ostatnie słowa Jungsoo były takie słodkie, rozpływam się
OdpowiedzUsuń