rating: PG-13
Przyznawał
to.
Wystraszył
się, kiedy Joo-hyung wyskoczył znikąd i nagle pojawił się w jego
życiu, w życiu, które uważał, za kompletne.
Joo-hyung…
mężczyzna, którego wydawało mu się, że nienawidzi. Joo-hyung…
mężczyzna, którego kochał całym sercem. Joo-hyung… był tutaj,
tuż przed nim.
I
wrócił dla niego.
–
Baekkie. – Sposób, w
jaki wołał jego imię, był bardzo delikatny, ostrożny, jakby
nigdy nie chciał skrzywdzić Baekhyuna. Ale czy ten mężczyzna nie
zranił go tak bardzo, że myślał, że już nigdy nie zasłuży na
szczęście? Czy ten mężczyzna nie zniszczył jego nadziei i
marzeń?
Ale
to był także mężczyzna, który dał mu nadzieję, dał mu
szczęście – dał mu miłość. To był mężczyzna, który
powstrzymał go przed samookaleczaniem się, towarzyszył mu zawsze,
kiedy był samotny i sprawił, że uwierzył w wieczność.
Baekhyun
obserwował go, obserwował bez krztyny nieśmiałości, ponieważ
miał to już za sobą. Patrzył, jak Joo Sung odwraca się i
spogląda na Chanyeola.
–
On jest twoim
chłopakiem? – zapytał cicho Joo-hyung. – Chanyeol, prawda?
–
Tak – odpowiedział
Baekhyun, chcąc sprawdzić reakcję Joo-hyunga. Czy był zazdrosny?
Joo-hyung marszczył brwi i wyglądało na to, że był.
–
Posłuchaj, Baekkie…
Przyszedłem, żeby przeprosić – szepnął Joo-hyung. –
Przyszedłem, żeby powiedzieć przepraszam za wszystko, co zrobiłem.
–
Skrzywdziłeś mnie,
Joo-hyung – powiedział cicho Baekhyun drżącym głosem. Jak ten
mężczyzna mógł wciąż wyglądać tak przystojnie, tak doskonale
po tym wszystkim, co się wydarzyło? – Bardzo mnie skrzywdziłeś.
– Oczy Joo-hyunga wyglądały na smutne, kiedy zrobił krok do
przodu. Przestraszony Baekhyun cofnął się.
Bał
się, ponieważ jeszcze nie ufał Joo-hyungowi.
Bał
się, ponieważ nie chciał wiedzieć, jak jego serce może
zareagować.
Bał
się, ponieważ powinien być, kurwa, zajęty,
a myślał jedynie o mężczyźnie przed nim.
–
Wiem – szepnął
Joo-hyung. – To wszystko było po to, by cię chronić. – Serce
Baekhyuna zatrzepotało.
–
Co? – Jego głos był
cichy i pełen nadziei. – Co… Co to znaczy?
–
To znaczy… – Twarz
Joo-hyunga była miła. – To znaczy, że musiałem udawać. To
wszystko moja wina, Baekkie, ale musiałem grać… Musiałem cię
chronić. – Baekhyun milczał, oddech utknął mu w gardle.
–
Wierzysz mi, Baekkie? –
Joo-hyung brzmiał bardzo smutno. – Tak długo czekałem. Szukałem
cię wszędzie, lecz nie mogłem znaleźć. – Czy odważy się
uwierzyć Joo-hyungowi? Czy zdoła zaryzykować ponownie swoim
sercem?
–
Tak – wyszeptał
Baekhyun, próbując nie myśleć o zdradzaniu Chanyeola. – Tak,
wierzę ci.
–
Bardzo urosłeś. –
Głos Joo-hyunga był miękki, jego oczy zachwycały się twarzą
Baekhyuna. Później pochylił się. Baekhyun nie mógł oddychać.
Był tam drogi zapach wody kolońskiej, ten sam co zawsze.
–
Twój chłopak wydaje
się być zazdrosny. – Joo-hyung zachichotał. – Jeśli chcesz,
spotkaj się tu ze mną o północy. – Po tym posłał Baekhyunowi
ostatni uśmiech, a potem odszedł.
Oczywiście,
że Baekhyun musiał się z nim spotkać.
Czekali
tak długo i w końcu mogli się zobaczyć.
Właśnie
w ten sposób wszystkie jego traumy z przeszłości zdawały się
zostać zapomniane, kiedy pozwolił Joo-hyungowi trzymać się za
rękę.
Zapomniane
i odstawione na bok, dokładnie tak, jak zrobił to z Park
Chanyeolem.
Baekhyun
spędzał każdą noc z Joo-hyungiem i unikał Park Chanyeola każdego
dnia.
Nie
wiedział, jak stawić Chanyeolowi czoła. Nie wiedział, jak to
powiedzieć. Nie
kocham cię. Nie chcę cię.
Nigdy
nie patrzyłem na ciebie.
–
Nienawidzisz mnie? –
zapytał Joo-hyung pewnej nocy, kiedy Baekhyun przestał trzymać
jego dłoń, ponieważ twarz Chanyeola pojawiła się w jego myślach
i sprawiła, że poczuł się winny. Jak miał wyjaśnić, że nigdy
nie postrzegał Chanyeola w ten sposób? Nawet jeśli, Park Chanyeol
zniknął z jego myśli, kiedy Baekhyun pomyślał o pytaniu
Joo-hyunga. Nie… Nie nienawidził Joo-hyunga. Nieważne, co się
stało i po tych wszystkich latach, nie mógł go nienawidzić.
W
końcu Joo-hyung był jego pierwszą miłością. Próbował
nienawidzić Joo-hyunga, musiał przyznać. Chciał go nienawidzić,
chciał czuć nienawiść, a nie smutną miłość, ale ostatecznie
nie mógł.
–
Nie… sądzę, bym
kiedykolwiek mógł cię znienawidzić… – wyszeptał.
–
Wybaczysz mi, Baekkie?
– Joo-hyung podszedł bliżej, a Baekhyun znowu nie mógł
oddychać. Ten mężczyzna tak łatwo mógł sprawić, że się
rumienił, że odbierało mu oddech, że czuł, jakby znów był
zakochany. Baekhyun nie poruszył się, ponieważ jakaś jego część
myślała o Chanyeolu, a druga jego część chciała zapomnieć o
nim i myśleć jedynie o nich. Joo-hyung trzymał go za rękę, a
Baekhyun zastygł, przez chwilę chciał poddać się temu ciepłu,
ale w końcu się odsunął. Nie chciał ranić Chanyeola.
–
Możesz mnie
nienawidzić, Baekkie. Możesz się mnie bać, ale chcę tylko, żebyś
wiedział, że… że… – Głos Joo-hyunga załamał się. – To
wszystko to była tylko gra. Powiedzieli mi, że muszę cię
skrzywdzić, że w ten sposób cię nie zabiją… – Joo-hyung
brzmiał bardzo żałośnie, smutno.
–
Ja… Nie mogłem im
pozwolić, by cię dopadli. P-Powiedzieli mi, że zabiją cię na
moich oczach, jeśli nie zrobię tego, co wtedy zrobiłem.
Przepraszam, że cię skrzywdziłem, Baekkie, ale musiałem cię
chronić. Musiałem grać tak przekonująco, żebyś mógł zostawić
tchórza, jakim byłem. Musiałem cię uratować.
–
Baekhyun drżał. Joo-hyung wyglądał na zbolałego, cierpiącego.
Dlaczego? Dlaczego na tym świecie istnieją tak okrutni ludzie?
–
Rozumiem, Baekkie…
Teraz rozumiem, że jest w twoim życiu ktoś inny, ale proszę,
wiedz tylko, że robiłem to, by cię chronić. Nie zasługuję na
ciebie i wiem, że to, co zrobiłem, bardzo cię skrzywdziło, ale to
dlatego, że cię kocham. Zrobiłbym dla ciebie wszystko –
powiedział smutno Joo-hyung i puścił dłoń Baekhyuna, odwrócił
się, by odejść. Baekhyun znowu się wahała, ale tym razem, nie
myśląc, wyciągnął dłoń i zatrzymał Joo-hyunga, chwytając
jego nadgarstek. Sapnął cicho, kiedy Joo-hyung odwrócił się i
mocno go przytulił. Uścisk był bardzo ciepły, pełen miłości.
–
Ty idioto… – Głos
Baekhyuna był złamany. – Ty… Powinieneś był mi powiedzieć.
P-Powinieneś… powinieneś był pozwolić im mnie zabić… –
Zabicie go byłoby prostsze niż pozwolenie mu żyć przez te
wszystkie lata samemu, bez Joo-hyunga. Pozwolono mu wierzyć, że
Joo-hyung nigdy go nie kochał i obchodziły go tylko pieniądze.
–
Nie! – Joo-hyung
puścił go i złapał za ramiona, pochylił się, by spojrzeć mu w
oczy. – Nigdy bym tego nie zrobił. Wolałbym sam umrzeć niż
pozwolić im cię tknąć. –
Naprawdę?
Serce Baekhyuna uniosło się do góry.
–
Nie mogłem bez ciebie
żyć. – Z jakiegoś powodu wszystkie myśli z tych wszystkich lat
wypłynęły na powierzchnię i wypowiadał je, nie mogąc się
pohamować. – Umarłbym dla ciebie, Joo-hyung, ponieważ tak bardzo
cię kochałem. – To była prawda. Kochał Joo-hyunga tak bardzo,
że wolałby umrzeć niż żyć bez niego.
–
Czy ty… nadal mnie
kochasz? Baekkie? – Joo-hyung wyciągnął rękę, żeby pogłaskać
go po policzku. To było bardzo delikatne. Dłoń Baekhyuna złapała
za przedramię Joo-hyunga, spojrzał na niego z oczami pełnymi łez.
Myślał o tym. Zamknął oczy i myślał o tym, pozwalając, by
strumyki łez spłynęły po jego policzkach.
Z
drugiej strony nigdy nie musiał o tym myśleć.
Przez
cały czas kochał Joo-hyunga. Kochał go tak bardzo, że myślał
jedynie o Joo-hyungu, żyjąc przez kolejne siedem lat. Kochał go
tak bardzo, że… choć umawiał się z Park Chanyeolem, wszystkim,
co widział, kiedy patrzył w oczy Chanyeola, był Joo-hyung.
To
zawsze był Joo-hyung. To nie mógł być nikt inny.
–
Tak – wyszeptał
Baekhyun. – Tak, zawsze tak było. Czy to głupie, że nadal bardzo
cię kocham po tym, co się stało? – Nadal czuł gorycz. Wciąż
czuł smutek i mały sznurek zdrady wiążący jego serce.
–
Baekkie… – Głos
Joo-hyung drżał, kiedy wyciągnął ręce i kolejny raz przytulił
Baekhyuna. Niższy ukrył swą twarz w piersi Joo Sunga. – Baekkie…
Kocham cię…
Baekhyun
płakał, ale się śmiał. W końcu znał prawdę. W końcu mógł
odpocząć, wiedząc, że Joo-hyung cały czas go kochał i zrobił
to wszystko, by go chronić. Znowu się zaśmiał, posłał uśmiech
Joo-hyungowi, który wyglądał na równie szczęśliwego. Nigdy nie
czuł się szczęśliwszy.
–
Wreszcie wróciłeś…
– szepnął Baekhyun. – Myślałem, że czekałem na próżno,
ale… – Zaśmiał się i pochylił znowu w stronę Joo-hyunga,
który przytulił go opiekuńczo. Joo-hyung objął jego policzek,
pochylając się, by go pocałować i Baekhyun pozwoliłby mu.
Baekhyun był bardzo blisko, by mu pozwolić.
Ale
jego wartość była bliższa jego sercu. Odwrócił się, jego serce
opadło, kiedy o kimś sobie przypomniał.
–
Chanyeol – mruknął
cicho. – Nie mogę… Nie mogę go zdradzić. – Czuł się winny.
W końcu wydawało się, jakby Chanyeol naprawdę się nim
przejmował, lecz on troszczył się tylko o Joo-hyunga. Kochał
jedynie Joo-hyunga.
–
Och… – Joo-hyung
odsunął się, rozumiejąc. – Czy ty…? –
Czy zerwiesz z nim?
–
Nie wiem. – Baekhyun
czuł się skonfliktowany. – Nie wiem, jak to powiedzieć… –
Ostatnia rzecz, której chciał, to skrzywdzenia Chanyeola. Nie mógł
mu powiedzieć, że widział kogoś innego przez cały czas, kiedy na
niego patrzył, życząc sobie, by był to ktoś inny, tęskniąc
za kimś innym.
–
To na razie bądźmy
przyjaciółmi. – Joo-hyung uśmiechnął się, wyciągnął rękę
i złapał dłoń Baekhyuna. Baekhyun prawie się uśmiechnął –
Joo-hyung zawsze był wyrozumiały. Właśnie dlatego go kochał. –
Przyjaciele trzymają się za ręce, prawda? – Jednak Chanyeol był
dla niego owym ciężarem, więc mógł pokiwać jedynie bez
entuzjazmu.
–
Wszystko, co się
liczy, to to, że jesteś przy moim boku – ciągnął Joo-hyung,
pochylił się i ucałował Baekhyuna w czoło. Baekhyun czuł
mrowienie w żołądku. Baekhyun czuł, jak pędzi jego serce. –
Nie liczy się to, czy spotykasz się z kimś innym. Jestem
szczęśliwy tak długo, jak mogę być przy tobie.
–
Nie – powiedział
cicho Baekhyun. – Chcę być z tobą. – Joo-hyung uśmiechnął
się łagodnie.
–
W takim razie mogę
poczekać dłużej. – Joo-hyung uniósł dłoń, by położyć ją
na policzku Baekhyuna, głaskał go czule. Baekhyun zamknął oczy i
wtulił się. – Na ciebie będę czekał wiecznie.
–
Uporam się z tym –
szepnął Baekhyun. – A potem będę twój. –
Będę twój na zawsze.
Wtedy
nikt nie będzie mógł nas rozdzielić.
Baekhyun
nie chciał stawać twarzą w twarz z Chanyeolem.
W
tym wypadku nie chciał stawać twarzą w twarz z nimi, ponieważ oni
nie rozumieli.
Nigdy
nie zrozumieją.
Wiedział,
że Chen jest nadopiekuńczy, więc zdecydował się rozmawiać ze
wszystkimi poprzez Chena, pozwalając mu udostępniać innym nowe
informacje. Kiedy Joo-hyung poprosił go o wprowadzenie się do
niego, Baekhyun był tak rozradowany i podekscytowany, że od razu
się zgodził, nie myśląc nawet o konsekwencjach. Teraz mieszkał
czterdzieści pięć minut od szkoły. Joo-hyung często go tam
podwoził i często zostawał dla niego i z jakiegoś powodu to
sprawiało, że wszystko było o wiele lepsze.
Tym
razem Joo-hyung się nie bał. Baekhyun powiedział mu, żeby nosił
czapkę, żeby wszyscy myśleli, że jest Chanyeolem. Joo-hyung
często go odwiedzał, zabierał go do miejsc niedaleko szkoły, więc
mogli rozmawiać, trzymać się za ręce i nadrabiać czas, kiedy
byli rozdzieleni. Joo-hyung zdawał się kochać tę szkołę, zawsze
zgłaszał się na ochotnika, by podwozić go tam i spędzał tam z
nim czas, jakby szkoła była najbardziej romantycznym miejscem.
Baekhyun nie miał nic przeciwko, ponieważ to było dla niego
wygodniejsze. Nawet gdy Baekhyun chciał wyjść gdzieś indziej na
lunch, Joo-hyung nalegał, by zostać, mówił mu, że nie może
opuszczać szkoły tylko dlatego, że byłoby mniej wygodne dla
młodszego. Baekhyun uśmiechał się na to, jak rozsądny Joo-hyung
był.
Został
z Joo-hyungiem, bo chciał spędzić więcej czasu ze swym… swym
chłopakiem.
Chciał wiedzieć, jak Joo-hyung żyje i chciał być dużą częścią
jego życia.
Joo-hyung
powiedział, że zarobił dużo pieniędzy, odkąd spłacił długi
(jeszcze raz przeprosił za użycie pieniędzy Baekhyuna) i że użył
reszty pieniędzy, by wybudować małą posiadłość (w której
teraz Baekhyun mieszkał i którą kochał), mając nadzieję, że
pewnego dnia odnajdzie Baekhyuna, żeby mogli mieszkać razem w tej
posiadłości. Z jakiegoś powodu każde kolejne marzenie spełniało
się jedno po drugim, a Baekhyun po prostu nie mógł uwierzyć w
jego szczęście.
Poza
nadrabianiem czasu i zbliżaniem się do siebie Joo-hyung często
pytał o Chanyeola.
–
Jak tam Chanyeol? –
próbował swobodnie zapytać Joo-hyung, ale Baekhyun się zaśmiał.
–
Przestaliśmy się
kontaktować. – Baekhyun uśmiechnął się. – Bo wiem, że
możesz stać się zazdrosny. – Drocząc się, uszczypnął
Joo-hyunga w nos. Joo-hyung zmarszczył brwi.
–
Dlaczego to zrobiłeś?
– spytał obojętnie.
–
Dlaczego w ogóle o
niego pytasz? – Baekhyun uśmiechnął się, usiłując ukryć
fakt, że Chanyeol nadal wywoływał w nim poczucie winy. –
Zniknął. Nie ma go już w naszych życiach.
–
Bo… się o niego
martwię – mruknął Joo-hyung. – Czuję, że… gdyby moja
miłość została porwana, też czułbym się źle. – Uśmiech
Baekhyuna zniknął. To dlatego, że Joo-hyung dotarł do tego, co
sprawiało, że czuł się bardziej winny.
–
Dojdzie do siebie –
wymamrotał Baekhyun. – Proszę… nie rozmawiajmy już o nim.
–
Ale Baekkie-
–
Proszę. Nie jest tego
wart. Nie chcę już o nim rozmawiać. Udawajmy, że nie istnieje. –
Baekhyun spojrzał na niego. – Poza tym jeśli jesteś zazdrosny,
spotykałem się z nim tylko z twojego powodu. Bo wyglądał jak ty.
– Joo-hyung patrzył na niego. – Czy tego nie zauważyłeś?
–
Nie przeszkadzajcie mi
– szepnął Chanyeol do Jongina i Kyungsoo. – Mam się dobrze.
Muszę tylko nadrobić pracę domową.
–
Ale… czy nie możemy
zostać z tobą, kiedy
odrabiasz prace domowe? – Jongin był zdezorientowany. Kyungsoo
chętnie pokiwał głową na znak zgody. Chanyeol zaśmiał się –
Jongin i Kyungsoo byli tacy niewinni.
–
Nie, ponieważ
definitywnie będziecie mi przeszkadzać – powiedział cicho
Chanyeol, uśmiechając się do nich. – Będzie dobrze. Ostatnio
miałem się dobrze, prawda? – Kyungsoo i Jongin spojrzeli na
siebie, a potem niepewnie wycofali.
–
Cóż, zadzwoń do nas,
jak będziesz potrzebował, dobrze? – zawołał Jongin. –
Jesteśmy tu dla ciebie, gościu.
–
Tak – powiedział
Kyungsoo. – Jesteśmy tu.
–
Dobra, dobra. –
Chanyeol skinął na nich, po czym otworzył je i zamknął za nimi.
Znów zobaczył tam Jungsoo, ale Chanyeol wrócił do ignorowania go
głównie dlatego, że Jungsoo bardzo przypominał mu o Baekhyunie. O
tych prostych czasach, kiedy był tak niewinnie zazdrosny o chłopaka.
O tych czasami, kiedy wszystko było łatwiejsze, a życie nie było
tak trudne.
–
Wychodzę –
powiedział Jungsoo. Chanyeol znowu go zignorował. Nienawidził tego
pokoju, ale to było jedyne miejsce, w którym miał trochę
prywatności. Unikał swojego pokoju każdego dnia, ale ukrywał się
w nim w nocy. Jungsoo i tak prawie tu nie bywał, więc mógł mieć
swoją prywatność. – Mam pracę. Wrócę jutro rano?
Kiedy
Jungsoo zniknął, Chanyeol szybko zamknął za nim drzwi na klucz,
opadając na podłogę. To nałóg i nie mógł nic na to poradzić.
Wyjął telefon i znowu oglądał to samo nagranie, z Baekhyunem
karmiącym go pieczonym ziemniakiem w swoje urodziny.
Nie
wiedział, jak mógł oglądać to samo w kółko, nie mając tego
dość. A raczej nie umiał przestać tego oglądać.
Kolejny
raz poczuł ból, ponieważ chłopak na wideo nigdy nie odwzajemni
jego miłości i nie wiedział, jak sobie z tym poradzić inaczej niż
pozwolić się temu na chwilę zmniejszyć. Stając na niepewnych
nogach, zatoczył się i wysunął szufladę, gdzie trzymał
wszystkie puszki piwa, które kupił kilka dni temu.
Zawodził
wszystkich. Okłamywał najbliższych przyjaciół i dusił wszystko
w sobie, trzymając wszystkie emocje zamknięte w swoim sercu.
Wykorzystywał wszystkie pieniądze, które dała mu rodzina, które
powinien wydać na przydatne rzeczy i które obiecał sobie nigdy nie
używać, dopóki nie będzie to konieczne, na alkohol. Wszystko z
powodu chłopaka, który nie mógł odwzajemnić jego miłości.
Pił.
Ciągle pił. Śmiał się, kiedy zdał sobie sprawę, że jest coraz
lepiej i nie mdleje już tak bardzo, ale z drugiej strony zmarszczył
brwi, gdy uświadomił sobie, że to znaczy, że musi więcej pić,
by więcej zapomnieć.
–
Jesteś… takim
idioootą – wymamrotał Chanyeol do chłopaka na nagraniu. – Ty
idioooto. Czy nie widzisz, że jessem lepszy? Hm? – Chanyeol
postukał paznokciem w twarz chłopaka. – Jestem… seksowny…
Jessem przystojny… – Chanyeol urwał, uniósł wzrok, by spojrzeć
na stos książek na swoim biurku. Miał bardzo dużo pracy domowej,
ale nie robił nic. A dlaczego? Chanyeol był bardzo poirytowany.
Czuł się bardzo wkurzony. Czuł się taki… taki…
Taki
smutny.
Żartowanie
i ruganie Baekhyuna na filmie nie było już nawet zabawne. Chanyeol
zmarszczył brwi, patrząc, jak nieskazitelny mógł być drugi
mężczyzna, nawet się nie starając. Nienawidził tego.
Nienawidził, jak wiele Baekhyun dla niego robił i jak mało on mógł
zrobić dla Baekhyuna.
Nienawidził
tego, ponieważ Baekhyun był szczęśliwy z kimś innym, a on mógł
tylko siedzieć i niszczyć siebie. Czy to nie było jego najgłębsze
życzenie? By Baekhyun był szczęśliwy?
To
dlaczego, w rezultacie, on był tak bardzo nieszczęśliwy?
Przejdzie
mi.
Powtarzał sobie cicho, wstając, wyrzucił puszki do kosza i
otworzył okno. Bolała go głowa, dudniła boleśnie. Odpuszczę
go sobie… ale nie teraz.
Kiedyś
chciał chronić Baekhyuna. Kiedyś przyrzekł kochać Baekhyuna
przez całe życie.
Ale
teraz zrozumiał, że nie jest tym, czego Baekhyun potrzebuje. Raczej
zdawał się być ciężarem.
Chciał
odpuścić sobie Baekhyuna, nie dlatego, że to bolało mniej, nie
dlatego, że nie miał szans, ale dlatego, że zawsze był jedynie
ciężarem.
Ale
dawanie sobie spokoju z nim było bardzo trudne. Cholernie trudne.
Próba
wydostania się z tej dziury była ciężka. Cholernie ciężka.
Miał
przyjaciół przy boku, przyjaciół, którzy chcieli mu pomóc,
którzy zrobiliby wszystko, by upewnić się, że znowu jest
szczęśliwy. Ale oni nie wystarczali i nienawidził tego.
Ten,
kogo najbardziej potrzebował, nie był tu z nim. To żałosne, jak
łatwo Chanyeol zbudował swoje życie dookoła Baekhyuna.
Czkając,
Chanyeol zatoczył się w stronę łóżka i upadł na nie. Byun Hyun
był teraz wciśnięty pod łóżko, zapomniany, ponieważ za bardzo
go przypominał.
Ten
pokój za bardzo o nim przypominał.
Ale
to wszystko, co miał. Zamykając oczy, Chanyeol zasnął, było to
jedyne ukojenie, jakie miał.
–
Wrócić do domu? –
Jungsoo zmarszczył brwi. – Dobra, dobra. Już jestem. Ty też
odpocznij, dobrze? – Jungsoo nacisnął słuchawkę w uchu, a potem
przekręcił klamkę.
Zamknięte.
Marszcząc
brwi jeszcze bardziej, Jungsoo wyjął klucz i otworzył drzwi, a
potem wszedł do środka.
Odór
alkoholu wypełniał powietrze, a kiedy się odwrócił, zobaczył,
jak Chanyeol pociąga kolejny łyk z puszki, którą miał w dłoni.
Puszki walały się po całej podłodze, w drugiej dłoni chłopak
trzymał telefon.
–
Hyung? – Jungsoo
zatoczył się w stronę okien i otworzył je, wypuszczając smród.
– Co ty wyprawiasz? – Chanyeol zignorował go.
–
Czyż nie… Czyż nie
obiecałeś swoim przyjaciołom, że więcej tego nie zrobisz? –
Jungsoo zamknął drzwi i spróbował podnieść Chanyeola, ale
wyższy go odepchnął. Zaskoczony tym, jak wiele siły miał pijany,
Jungsoo zatoczył się do tyłu, mrugając.
–
Tęsknię za nim… –
wyszeptał miękko Chanyeol, jego policzki były zarumienione, a oczy
smutne. Kiedyś Jungsoo uważał Chanyeola za przystojnego, kiedy po
raz pierwszy go zobaczył. Wydawał się pewny siebie do takiego
stopnia, że mogło to być przytłaczające i zawsze miał uśmiech,
który zdawał się onieśmielać każdego, kto go zobaczył.
Teraz…
jego uśmiech zniknął, a on siedział przygarbiony i skulił się.
Wszystko z powodu jednego mężczyzny.
–
No chodź, umyjemy cię
– powiedział łagodnie Jungsoo, kolejny raz podnosząc Chanyeola.
Lata treningu nigdy go nie zawodziły i nie zawiodły i teraz, kiedy
złapał wyższego za ramię i podniósł go. Chanyeol burknął.
Jungsoo westchnął. Rozumiał, dlaczego Chanyeol przez to
przechodził – w końcu sam kiedyś był zauroczony Baekhyunem.
–
Spójrz na siebie,
marnujesz się – mruknął Jungsoo. Czy
Baekhyun tego chce?
Chciał powiedzieć, ale wiedział, że Chanyeol tego nie przyjmie.
Może Chanyeol usłyszał niewypowiedziane zdanie z jego warg,
ponieważ zaczął się szamotać.
Dobrze,
więc Jungsoo trenował i mógł nieść Chanyeola na rękach, jeśli
chciał, ale teraz Chanyeol wymykał się spod kontroli, a Jungsoo
nie wiedział, jak nad nim zapanować. Rzucał się i wykorzystywał
swój wzrost na korzyść, kopał dookoła, a Jungsoo nie chciał, by
ten idiota kopnął go w krocze-
Puścił.
Chanyeol upadł na podłogę, nadal się rzucając. Zanosił się
płaczem jak dziecko, jego usta pękły i krwawiły, gdyż zbyt
szeroko je otwierał. Jungsoo westchnął. Dlaczego w ogóle dzielił
pokój z tą osobą?
Och,
tak. Ponieważ Baekhyun dał mu ten pieprzony pokój. Ponieważ
Baekhyun myślał, że wygodniej będzie szkole użyć tego pokoju
niż szukać nowego. Ponieważ…
Jego
myśli zniknęły, kiedy Chanyeol odwrócił się i podpełznął,
wziął nową puszkę piwa i wlał ją sobie do gardła. Jungsoo nie
chciał się przejmować. Chciał odejść i udawać, że nic się
nie stało.
Ale
nie mógł.
W
końcu Jungsoo przykucnął, próbując wyrwać mu puszkę. Chanyeol
odsunął się, kopiąc gwałtownie nogami, żeby Jungsoo nie mógł
się do niego zbliżyć.
–
Jesteś taki dziecinny!
– krzyknął poirytowany Jungsoo. – Rany, nie dziwię się, że
nikt nie mówi do ciebie hyung.
–
Nie jestem dziecinny! –
odkrzyknął Chanyeol, jego twarz robiła się coraz bardziej
czerwona. – Jestem… starszy od ciebie!
Jungsoo
westchnął. Dlaczego w ogóle próbował kłócić się z tą osobą?
Wreszcie
kiedy zdał sobie sprawę, że nie może zrobić nic więcej,
zdecydował się zadzwonić do Kyungsoo. Mimo wszystko Kyungsoo był
jego najlepszym przyjacielem, prawda?
–
Halo?
–
Chanyeol znowu
zachowuje się jak idiota. – Jungsoo westchnął. – Myślałeś,
że naprawdę cię posłucha?
–
Co to znaczy?
–
Jest, cholera, pijany
na pieprzonej podłodze, wykopuje sobie pierdolony mózg, bo próbuję
powstrzymać go przed piciem. – Jungsoo znowu westchnął. Po
drugiej stronie zapadła cisza.
–
Co z idiota –
wydyszał
Kyungsoo. –
Zaraz tam będę. –
Potem się rozłączył.
Jungsoo
chciałby mieć takiego najlepszego przyjaciela jak Kyungsoo. Z
jakiegoś powodu Kyungsoo miał zdecydowane rozwiązanie, by
powstrzymać Chanyeola przed krzywdzeniem samego siebie. Tak jak
tamtego dnia, kiedy przeszukał całą ich okolicę w Seulu tylko z
powodu Chanyeola. Wreszcie Kyungsoo otworzył drzwi, nie miał nawet
czasu podziękować Jungsoo, zanim przykucnął przed Chanyeolem,
który uspokoił się i przestał się szamotać.
Patrzył,
jak Kyungsoo pochyla się i łagodnie z nim rozmawia z największą
cierpliwością, ale niesamowitą surowością. Obserwował otwarte
oczy Chanyeola, gdy ten słuchał uważnie i zastanawiał się, jak
Kyungsoo to robi.
–
Chanyeol, spójrz na
siebie – szepnął Kyungsoo, pochylając się bardzo blisko niego.
– Czy taki chcesz być do końca życia? – Skołowany Chanyeol
zamrugał na niego.
–
Czy tego chcą twoi
rodzice? – Chanyeol powoli pokręcił głową.
–
To czego oni chcą? –
zapytał miękko Kyungsoo. Nie dotykał niczego. Nie groził, jakby
chciał jedynie porozmawiać. Nie kradł mu piwa. Nie kradł
telefonu. Nie zmuszał go do wzięcia prysznica.
–
Oni… – Chanyeol
wytężył umysł. – Oni… chcą, bym był szczęśliwy.
–
Czy teraz jesteś
szczęśliwy? – spytał niższy. Jego
oczy są wielkie.
Pomyślał Chanyeol, patrząc z zachwytem. Jak
mogą być takie duże?
– Hm? Powiesz mi?
–…Nie
– odpowiedział Chanyeol, zatopił się w przygnębieniu, gdy
niższy przywrócił go do rzeczywistości. – Jestem nieszczęśliwy.
– Mars Kyungsoo pogłębił się, jego brwi zmarszczyły, a
Chanyeol zastanawiał się dlaczego.
–
Czy chcesz tak się
czuć do końca życia? – zapytał Kyungsoo. Chanyeol nie
odpowiedział – jego mózg był za bardzo zlasowany. W zamian
podniósł znowu wzrok, tym razem zatrzymując go na wargach
Kyungsoo. Miały kształt serca. Nagle przypomniał sobie, że usta
Kyungsoo mają kształt
serca.
Kiedy Kyungsoo ścisnął jego rękę, Chanyeol poczuł się
zobowiązany, by odpowiedzieć na jego pytanie, więc potrząsnął
głową jak kopnięty szczeniak.
–
Kiedy to robisz, czy
nas to nie rani? – szepnął Kyungsoo. Chanyeol dumał przez
chwilę, czując się winnym. – Czy to nie rani twoich rodziców?
Czy to nie rani twoich przyjaciół? Czy to nie rani Jongina? Czy to
nie rani mnie? – Chanyeol milczał.
–
Chcesz nas skrzywdzić?
– Potrząśnięcie głową. – To przestaniesz to robić? Dla nas?
– Chanyeol przez moment nic nie powiedział.
–
Ale… Ja nie chcę
krzywdzić… – mruknął Chanyeol. – Nie chcę krzywdzić…
–
Wiem. – Kyungsoo
westchnął, przesuwając się i usiadł przed Chanyeolem. – Wiem,
więc pozwolisz sobie pomóc? Hm? – Chanyeol wpatrywał się w
niego, patrzył, jak poruszają się te usta w kształcie serca.
Kiedyś lubił Kyungsoo. Kiedyś myślał o tym, jakby to było,
gdyby przycisnął swoje wargi do warg Kyungsoo.
Usta
Baekhyuna wywoływały w nim iskry.
Zastanawiał
się, czy usta Kyungsoo też.
Nawet
nie myśląc, Chanyeol złapał Kyungsoo i złączył ich wargi ze
sobą. Nie wiedział, co sprawiło, że to zrobił, ale to zrobił i
pocałował Kyungsoo mocno. Całował go długo, ponieważ chciał
potwierdzić. Chciał wiedzieć.
BAM!
Jego
mózg zbyt późno zarejestrował oślepiający ból, który nagle
uderzył w jego policzek. Zatoczył się, kurczowo łapiąc za twarz,
zamrugał zdezorientowany. Właśnie wtedy zdał sobie sprawę, że
Kyungsoo go uderzył.
Wtedy
też uświadomił sobie, że pocałował Kyungsoo.
W
oczach Kyungsoo było tak wiele emocji, tak dużo dla prostego umysłu
pijanego Chanyeola, który ledwie mógł rozszyfrować jedną z nich
– złość. Stali tak przez długi czas, byli oddaleni od siebie o
kilka metrów, lecz stali twarzą w twarz, patrzyli sobie w oczy.
Kyungsoo dyszał, a Chanyeol starał się nie jęczeć z bólu.
Chwilę zajęło pełne zrozumienie sytuacji.
–
Weź się w garść –
syknął Kyungsoo. Teraz Chanyeol rozumiał. Zrobił krok naprzód,
ale Kyungsoo cofnął się jak poparzony. – Weź się, kurwa, w
garść, Park Chanyeol. – Później popędził w stronę drzwi i
zatrzasnął je za sobą.
Chanyeol
stał w miejscu jak szmaciana lalka. Nawet kiedy Jungsoo, o obecności
którego całkiem zapomniał, opamiętał się, by porozmawiać z
Chanyeolem, wyższy go zignorował.
Chanyeol
zamknął oczy, odtwarzając ponownie moment, w którym ich usta do
siebie pasowały. To było doskonałe, jakby byli dla siebie
stworzeni.
Ale
to nie było dobre. To było złe.
Było
złe, ponieważ Chanyeol nic nie czuł.
Może
perfekcja powinna być zła.
Kyungsoo
uciekł.
Powinien
być zły. Powinien być wściekły.
I
był.
Ale
jego serce także trzepotało, jego policzki czerwieniały, a on
drżał.
Był
zły, wściekły, zdradzony, ale czuł się również beztroski i
szczęśliwy.
Wiedział,
że każdy czyn, który wykonał Chanyeol, w myślach robił go z
Baekhyunem. Kyungsoo nie był kimś, do kogo Chanyeol by wrócił, a
fakt, że Chanyeol wykorzystał go, sprawiła, że czuł się
skrzywdzony, zdradzony i cholernie niedoceniony, ale także nie mógł
nic poradzić na to, że czuł, jak adrenalina pędzi przez jego żyły
z powodu tego pocałunku.
To
było doskonałe. To było właściwe.
Wywoływało
w nim iskry.
I
nienawidził tego. Nienawidził tego, jak dobre to było, wiedząc,
że Chanyeol prawdopodobnie nie czuł tego samego.
Właśnie
dlatego uciekł. Bał się tych uczuć, bał się, co by zrobił.
Ponieważ
był tak cholernie
blisko, by się poddać. Był tak kurewsko
blisko, by pozwolić Chanyeolowi przespać się ze sobą. A to nie
było sprawiedliwe wobec nikogo. Nie wobec niego, nie wobec Chanyeola
ani nawet nie wobec Baekhyuna, gdziekolwiek on był.
Kyungsoo
mógł jedynie uciec jak tchórz, którym był. Ale to wszystko, co
mógł zrobić.
–
Wiesz, jak się ma? –
zapytał Chanyeol, nagle otrzeźwiał po tym, co się stało,
wpatrywał się w sufit, leżąc na łóżku na plecach.
–
Prawdopodobnie cię
teraz nienawidzi, bo go wykorzystałeś – odpowiedział Jungsoo.
Chanyeol milczał.
–
Nie mówię o Kyungsoo
– powiedział cicho. Już dopadło go poczucie winy. Wiedział, że
uderzy go ono dziesięć razy mocniej, kiedy jutro się obudzi, ale
chciał uspokoić swoją duszę. – Mówię o nim.
–…Hyung,
zapomnij o nim – powiedział Jungsoo. – Po prostu… zapomnij o
nim.
–
Nie potrafię –
szepnął Chanyeol. – Powiedz mi, jak się ma. Jest szczęśliwy?
–
Poważnie, zadajesz
takie pytanie? – Chanyeol zamknął usta. Jungsoo miał rację.
–
Kontaktuje się z tobą,
prawda?
–…Tak.
–
Czy możesz… gdyby
kiedykolwiek o mnie zapytał… – wymamrotał Chanyeol. – Gdyby…
gdyby kiedykolwiek…
wiesz, tylko na wszelki wypadek, przejmował się… Czy możesz mu
powiedzieć, że też jestem szczęśliwy? – Jungsoo nie
odpowiedział.
–
Oczywiście, że się
przejmuje – powiedział cicho Jungsoo. – Powinien się
przejmować… Byliście współlokatorami przez ponad rok, musi się
przejmować. Jeśli nie jesteście już kochankami, powinniście
przynajmniej być przyjaciółmi.
–
Ale przestał ze mną
rozmawiać – biadolił Chanyeol. – To tak jak… chciałby mnie
zapomnieć.
–
Hyung-
–
Nie obwiniam go –
ciągnął wyższy cichym głosem. – Naprawdę. Kiedy kochasz tak
mocno, trudno jest się wydostać. Kiedy kochasz, jesteś odważny,
ponieważ dajesz swoje serce komuś innemu. On… on się krzywdził,
ale nadal jest odważny, bo chce wybaczyć i zapomnieć wszystko, co
mu się przydarzyło. I ja… ja to rozumiem. – Gdyby
kiedykolwiek miał do mnie wrócić i zmieniłby zdanie, wybaczyłbym
mu w mgnieniu oka.
–
Rozumiem to, więc nie
chcę, by czuł się winny – wyszeptał Chanyeol. – Ja tylko…
chcę, żeby był szczęśliwy… – Potem przestał mówić, jego
głos zmienił się w szept, a potem nicość.
–
To bardzo kłopotliwe –
mruknął Jungsoo, gdy usłyszał, jak ciche chrapanie Chanyeola
wypełniło powietrze. – To bardzo skomplikowane i wszystkich rani.
Jungsoo
był pewien, że jeśli kiedyś nadejdzie dzień, kiedy nie będzie
chciał kochać, stanie się to właśnie z tego powodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz