środa, 6 grudnia 2017

The Flaws In Park Chanyeol [2/10]

tytuł rozdziału: Dwa |oryginał: Two
rating: PG-13
– Baekkie.
Jak? Jak ten mężczyzna, który zdawał się być opowieścią z przeszłości, mógł pojawić się tuż przed nimi, jakby nic się nie stało?
Uśmiechał się smutno i życzliwie do Baekhyuna, wyglądał bardzo przystojnie – o wiele przystojniej, niż Chanyeol kiedykolwiek będzie wyglądał.
Wściekłość wezbrała w nim trochę za późno, ale szybciej niż zdał sobie sprawę, co się stało. Z jakiegoś powodu cały ból, który Baekhyun czuł i wyraził, wyszedł na powierzchnię, a on chciał tak cholernie uderzyć tego gościa, nim zdąży w ogóle zapytać, jak i dlaczego się tu znalazł.
Wstał, gotowy do zadania bólu, ale wtedy dłoń spoczęła na jego ramieniu.
Tak szybko jak przyszła, wściekłość zniknęła i wrócił do bycia dawnym sobą. Odwrócił się do Baekhyuna, patrzył, jak niższy ostrzegawczo potrząsa głową. Zawsze mieli moc porozumiewania się bez słów, jak teraz, i Chanyeol zastygł w miejscu.
– Zostań tu. Ja z nim pogadam – wyszeptał Baekhyun.
– Co z zajęciami? – To głupia wymówka, ale nie mógł zostawić Baekhyuna samego z tym pojebem. Uczucia gniewu i niepokoju skręcały się w jego żołądku, a każda komórka w jego ciele chciała zignorować prośbę Baekhyuna i rzucić się na tego pojeba, ale Baekhyun zawsze był opanowany.
A Chanyeol zawsze chciał dawać Baekhyunowi to, czego ten chciał.
– Ty idź – powiedział Baekhyun, wyprostował plecy, odwracając się twarzą do Joo Sunga. Chanyeol był gotów stanąć razem z nim, ale ręka Baekhyuna trzymała go mocno. – Zaufaj mi. – Chanyeol zamrugał z zaskoczenia – Baekhyun nigdy wcześniej tego nie mówił. Chanyeol widział, jak jest spięty, jak uśmiech zniknął z jego twarzy. Patrzył, jak Baekhyun idzie w stronę tego dupka i mija go, zatrzymał się przy krzakach róży. Chanyeol zacisnął zęby, robiąc wszystko co w swojej mocy, żeby nie pójść za nim, nawet jeśli sobowtór poszedł za Baekhyunem.
Zostanę tu i popatrzę. W ten sposób nie będzie mógł go skrzywdzić. Pomyślał w końcu Chanyeol, skrzyżował ramiona, patrząc w dal. Baekhyun patrzył Joo Sungowi w twarz, nie pokazując ani cienia łagodności. Joo Sung zdawał się często spoglądać za niego, a Chanyeol zastanawiał się, o czym rozmawiają.
Prawdopodobnie pyta, dlaczego wygląda dokładnie jak ja. Pomyślał sobie wreszcie Chanyeol, prychając z rozdrażnieniem. Jakbym chciał, kurwa, wyglądać jak ty, pojebie! Chanyeol chciał pójść i stanąć u boku Baekhyuna, by pokazać mu, że chociaż ostatnim razem stawił czoła Joo Sungowi sam, tym razem stanie naprzeciw tego dupka z kimś po swojej stronie.
Teraz, kiedy widział Joo Sunga, zauważył, że starszy mężczyzna jest bardzo do niego podobny, poza zapuszczonymi włosami związanymi w koński ogon. Chanyeol był pewien, że gdyby ten facet ukrył włosy pod czapką, nikt nie byłby w stanie ich odróżnić, dopóki nie przyjrzałby się uważnie.
Joo Sung podszedł w stronę Baekhyuna, a Chanyeol wstał, gotowy podbiec, lecz Baekhyun się odsunął, wyciągając dłoń, żeby powstrzymać starszego i starszy łagodnie się dostosował. Chanyeol przygryzł wargę, utknął między chęcią odciągnięcia Baekhyuna a chęcią pobicia tego gościa, zanim powie mu, żeby już nigdy nie szukał Baekhyuna. Jednak powstrzymał się, ponieważ Baekhyun chciał, by mu zaufał.
Zaufaj mi.
To było coś, czego Baekhyun nigdy do nikogo nie powiedział. Baekhyun nigdy nie oczekiwał ani nie chciał, by ktoś mu ufał, bo on nigdy nie ufał w zamian. A teraz Baekhyun prosił go, by to zrobił.
Choć było to coś małego, Chanyeol chciał to spełnić.
Naprawdę ufał Baekhyunowi. Tylko nie ufał temu pojebowi.
Joo Sung pochylił się w stronę Baekhyuna, jakby całował go w policzek, potem uśmiechnął się czarująco i odszedł. Chanyeol czuł mieszaninę emocji – zdezorientowanie, wściekłość, złość, gniew, wszystko co miało coś wspólnego ze spraniem tego gościa na kwaśnie jabłko.
– Co to było? – zapytał Chanyeol, próbując opanować swój głos, kiedy Baekhyun wracał do niego. Niższy na niego nie patrzył.
– Chodźmy – powiedział, jego głos był odległy, gdy odchodził, zostawiając Chanyeola zmieszanego, złego i zbolałego.




Baekhyun nie rozmawiał z nim za wiele przez kolejne kilka dni. Chanyeol usiłował z nim pogadać, ale Baekhyun albo odpowiadał krótko, albo nie odpowiadał wcale. Gdy Chanyeol wyciągał dłoń, by go dotknąć, złapać, może chciał uspokoić go w tym, co czuł, Baekhyun odsuwał się albo w ogóle nie reagował. Chanyeol nie wiedział, co robić.
Przejdzie mu. Jest tylko trochę zszokowany. Powtarzał sobie Chanyeol, próbując się pocieszyć. Po prostu pokaże mu, że nadal się przejmuję.
Siódmej nocy, kiedy śnił o Baekhyunie znów porwanym przez Joo Sunga, złowieszczy śmiech Joo Sunga, lecz miła twarz zaczęły wciąż pojawiać się w jego głowie, był bardzo podobny do niego. Obudził się. Po raz pierwszy od długiego czasu obudził się w środku nocy. Ujął swoją twarz w dłonie, ponieważ choć brzmiało to dziecinnie, był to okropny koszmar. Chanyeol wziął głęboki oddech i po chwili strach zniknął. Chanyeol odwrócił się, chcąc zobaczyć Baekhyuna śpiącego jak idiota, ale odkrył puste łóżko.
Z początku spanikował, ponieważ sen powracał. Włączył telefon i zadzwonił do Baekhyuna, ale gdy dzwonek EXO rozbrzmiał nie tak daleko od niego, rozłączył się sfrustrowany. Powoli się uspokoił. Jeśli Baekhyun rzeczywiście został porwany, to kołdra byłaby rozrzucona na podłodze, a Baekhyun miałby na sobie piżamę, prawdopodobnie byłby boso. Chanyeol najpierw sprawdził, czy kołdra jest na ziemi. Nie była. Później zobaczył, czy Baekhyun wyszedł w piżamie. Nie. Potem sprawdził, czy buty Baekhyuna są na miejscu. Nie były.
Baekhyun wyszedł sam.
Chanyeol zastanawiał się, dokąd poszedł. Wziął głęboki oddech i usiadł na łóżku. Poczekam, aż wróci. Powiedział sobie. Dziesięć minut później, powieki opadły wbrew jego woli. Prawdopodobnie dlatego, że siedział godzinę albo kilka godzin dłużej niż zwykle, zamartwiając się ostatnim tygodniem. Piętnaście minut później, przewrócił się z powrotem na łóżko, spał.


Po tym, jak jeszcze kilka razy obudził się w środku nocy, Chanyeol ani razu nie znalazł Baekhyuna w jego łóżku, nigdy go nie było. Chciał zapytać, lecz wiedział, że Baekhyun nie odpowie.
– Mam… Mam nadzieję, że potajemnie nie spotykasz się z tym sukinsynem – wyjąkał Chanyeol pewnego dnia, nie mogąc już dłużej tego znieść. – Nie rób tego. On jest niebezpieczny. Nieważne, co się dzieje i co on powiedział, jest cholernie niebezpieczny.
– Jest dobrze – powiedział krótko Baekhyuna. Chanyeol wewnętrznie westchnął z frustracji, ale się nie poddał.
– Baek, poważnie – ciągnął Chanyeol. – Nie obchodzi mnie, co on, do diabła, powiedział, po prostu- Nie zbliżaj się do niego, dobrze? – Jego głos załamał się odrobinę na ostatnim słowie, ponieważ w tej chwili martwił się o zdrowie Baekhyuna bardziej niż o cokolwiek.
Baekhyun nie powiedział nic, ale kciuk na ekranie jego telefonu zawahał się.
– Chanyeol-
– Proszę, Baek – błagał Chanyeol. – Proszę. – Chanyeolowi nie wydawało się, by tak bardzo wcześniej o coś prosił, ale był zdesperowany, by Baekhyun zobaczył tego sens.
Nie chodziło tylko o to, ale także o to, że jakaś część jego bała się. Bał się o siebie.
– Wszystko w porządku-
– Baekhyun, nie-
– Chanyeol – przerwał Baekhyun. Chanyeol szybko się powstrzymał, mrugając na Baekhyuna, który rzucił swój telefon na łóżko i wstał. – Ufasz mi?
–…Hę?
– Ufasz mi? – zapytał kolejny raz. To był pierwszy raz, kiedy Baekhyun patrzył mu w oczy i jego wzrok wyglądał na bardzo skonfliktowany. Serce Chanyeola upadło do jego stóp. Nawet jeśli tak się stało, pokiwał głową, ponieważ ufał. Nieważne, co się działo, ufał.
– To dlaczego tak bardzo się martwisz? – Baekhyun brzmiał na poirytowanego, gdy siadał z powrotem na swoim łóżku, naciągnął na siebie kołdrę i odwrócił się, dopóki nie był do Chanyeola plecami. Wyższy wpatrywał się tępo, zdając sobie sprawę, że jego chłopak w kółko go zbywa. To głupie, ale bolało. Bolało, kiedy Baekhyun chłodno go traktował. Najbardziej jednak cholernie bolało, ponieważ robił to wszystko tylko dlatego, że pieprzony dupek, który powinien zgnić w piekle, powrócił.
Chanyeol nie powiedział nic. Po raz, kurwa, pierwszy w życiu, naprawdę nie wiedział, o czym Baekhyun myślał.
W zamian, z boleśnie walącym w piersi sercem, okrył się kołdrą i pozwolił łzom frustracji cicho spłynąć po policzkach.




– Hej – powiedział z podekscytowaniem Jongin, siadając obok Chanyeola, Kyungsoo w milczeniu zrobił to samo. – Chciałem powiedzieć, żebyś przesłuchał tej nowej piosenki. Ja i Kyungsoo ją kochamy. – Jongin odwrócił się do Kyungsoo, uśmiechając się szeroko. Kyungsoo odwzajemnił uśmiech. Jongin wcisnął przycisk odtwarzania na swoim telefonie, a potem przystawił go do uszu Chanyeola.
Chanyeol bez przekonania wziął do ust trochę sałatki.
– Hej, co z tobą, gościu? – Jongin wydął wargi, garbił się, bawiąc się telefonem. – Myślałem, że polubisz tę piosenkę… – Chanyeol burknął. Kyungsoo spojrzał na niego z niepokojem.
– Chanyeol- – zaczął.
– A ta? – przerwał Jongin, kolejny raz podnosząc telefon do ucha Chanyeola. Po raz kolejny nie było prawie żadnej reakcji ze strony starszego. Kyungsoo przygryzł wargę.
– Chanyeol-
– Co jest, gościu? – Jongin w końcu zdawał się pojmować. – Jesteś chory?
– Tak – mruknął Chanyeol, po czym wziął swój talerz. – Pójdę odpocząć. Na razie. – Później powlókł się do drzwi i wyrzucił talerz, a potem wyszedł, szurając nogami.
– Czy naprawdę wszystko z nim w porządku? – Jongin zapytał Kyungsoo. Kyungsoo wzruszył ramionami, ale był zmartwiony.
Coś stało się Chanyeolowi.
Nie potrzeba było geniusza, by to zauważyć.




Baek! – woła desperacko. – Baek! Wróć! – Baekhyun oddala się od niego coraz bardziej, zwrócony do niego plecami nigdy się nie odwraca. Jakby się nie przejmował.
Baek! – krzyczy Chanyeol. – Nie ufaj mu! To przestępca… Jest niebezpieczny… Baek, wróć… – Ale jak na ironię Baekhyun kończy u boku Joo Sunga, ten Joo Sung zawsze będzie bardziej dojrzały i zawsze będzie przystojniejszy niż Chanyeol kiedykolwiek.
Teraz go zatrzymam. – Joo Sung uśmiecha się tym raz mym miłym uśmiechem, a Baekhyun jest nieświadomy. Nieświadomy niebezpieczeństwa, w którym się znajduje. – Zatrzymam go i zamierzam go złamać
Chanyeol otworzył oczy z sercem pędzącym w jego piersi. Właśnie wtedy usłyszał dźwięk zamykanych drzwi. Natychmiast usiadł, zauważając, że Baekhyuna nie ma.
Nawet nie myśląc o konsekwencjach, Chanyeol z miejsca założył buty i wymknął się, wyglądając za róg. Zobaczył Baekhyuna znikającego na pewnym zakręcie i cicho za nim podążył.
Proszę, niech to nie będzie prawda… Pomyślał Chanyeol, było mu ciężko na sercu, gdy za nim podążał. Nie wiedział nawet, dlaczego to tak boli. Nie wydawało mu się, by kiedykolwiek wcześniej czuł tak wielki ból.
Biorąc drżący oddech, poszedł za Baekhyunem na palcach. Wyglądało, jakby wychodził na zewnątrz. Chanyeol mocno się trząsł, ale i tak za nim szedł. Strach dręczył go, odkąd Joo Sung się pojawił i wcale nie znikał. Baekhyun przemknął do ogrodu, a Chanyeol poszedł za nim. Właśnie wtedy to zobaczył. Zobaczył jego.
Dlaczego?
Chanyeol, drżąc, zmusił swoje nogi do pójścia i upadł za krzakami róż, wystarczająco blisko, by słyszeć, ale ukryty wystarczająco, by nikt go nie zobaczył.
– Nienawidzisz mnie? – zapytał smutno Joo Sung. Byli trochę oddaleni od siebie. Baekhyun potrząsnął głową.
– Nie… sądzę, bym kiedykolwiek mógł cię znienawidzić… – wyszeptał łagodnie.
– Wybaczysz mi, Baekkie? – Joo Sung zbliżył się o krok. Baekhyun się wahał, jakby chciał się cofnąć, ale ostatecznie został na swoim miejscu. Biorąc to jako znak, Joo Sung wyciągnął rękę i ujął dłoń Baekhyuna w swoją. Oddech Chanyeola zamarł. Baekhyun próbował wyrwać dłoń, ale robił to bardzo słabo.
– Możesz mnie nienawidzić, Baekkie. Możesz się mnie bać, ale chcę tylko, żebyś wiedział, że… że… – Głos Joo Sunga się załamał. – To wszystko to była tylko gra. Powiedzieli mi, że muszę cię skrzywdzić, że w ten sposób cię nie zabiją… – Co to? Serce Chanyeola boleśnie waliło mu w piersi.
– Ja… Nie mogłem im pozwolić, by cię dopadli. P-Powiedzieli mi, że zabiją cię na moich oczach, jeśli nie zrobię tego, co wtedy zrobiłem. Przepraszam, że cię skrzywdziłem, Baekkie, ale musiałem cię chronić. Musiałem grać tak przekonująco, żebyś mógł zostawić tchórza, jakim byłem. Musiałem cię uratować. – Baekhyun drżał. Joo Sung wyglądał na bardzo zbolałego, cierpiącego.
– Rozumiem, Baekkie… Teraz rozumiem, że jest w twoim życiu ktoś inny, ale proszę, wiedz tylko, że robiłem to, by cię chronić. Nie zasługuję na ciebie i wiem, że to, co zrobiłem, bardzo cię skrzywdziło, ale to dlatego, że cię kocham. Zrobiłbym dla ciebie wszystko – powiedział smutno Joo Sung i puścił dłoń Baekhyuna, odwrócił się, by odejść. W tamtym momencie Baekhyun złapał go za nadgarstek, zatrzymując go. Joo Sung natychmiast odwrócił się i chwycił Baekhyuna, przyciągnął mniejszego do swojej piersi, tuląc go mocno.
– Ty idioto… – Głos Baekhyuna był złamany. Oczy Chanyeola rozszerzyły się w okropnym uświadomieniu, że Baekhyun płacze. – Ty… Powinieneś był mi powiedzieć. P-Powinieneś… powinieneś był pozwolić im mnie zabić…
– Nie! – Joo Sung puścił go i złapał za ramiona, pochylił się, by spojrzeć mu w oczy. – Nigdy bym tego nie zrobił. Wolałbym sam umrzeć niż pozwolić im cię tknąć.
– Nie mogłem bez ciebie żyć. – Głos Baekhyuna był niemal błagalny. Serce Chanyeola bolało. Z własnego powodu czy z powodu miłości jego życia, już nie wiedział. – Umarłbym dla ciebie, Joo-hyung, ponieważ tak bardzo cię kochałem.
– Czy ty… nadal mnie kochasz? Baekkie? – Joo Sung wyciągnął dłoń, by pogłaskać go po policzku. To był bardzo delikatny gest. Chanyeol widział w nim… miłość. Dłoń Baekhyuna złapała Joo Sunga za przedramię, a on spojrzał na niego z oczami mokrymi od łez.
Lata zajęło Baekhyunowi zwalenie swoich murów przed Chanyeolem. Lata zajęło Baekhyunowi, by rozpłakał się przed Chanyeolem.
Ale zrobił to bardzo, bardzo rychło, szybko i naturalnie przed Joo Sungiem.
Wyglądali razem doskonale. Chanyeol z pękniętym sercem zdał sobie sprawę, że wyglądają razem lepiej niż on i Baekhyun kiedykolwiek będą razem wyglądać.
Chanyeol nieświadomie złapał łodygi róż, by przytrzymać się i nie przewrócić albo nie uciec. Ścisnął je mocno, nie był świadomy, że kolce wbiły się w jego dłonie i popłynęła krew.
A Baekhyun patrzył na Joo Sunga, jego oczy tak pięknie i jasno błyszczały, że Chanyeol widział to ze swojego miejsca. Baekhyun patrzył na niego tak intensywnie, z taką czułością jak wtedy, gdy spoglądał na Joo Sunga na zdjęciu ukrytym za obrazem.
Chanyeol pomyślał, że Baekhyun patrzy na niego, jakby był zakochany.
Może Baekhyun patrzył przez niego na kogoś innego przez cały ten czas.
Może Baekhyun… zawsze chciał zacząć od nowa i na nowo kochać, ale z Joo Sungiem. A Chanyeol był jedynie żałosnym zamiennikiem.
Wiesz co? – Baekhyun oparł głowę między dłońmi i zamknął oczy, przemawiając po długich chwilach swobodnej ciszy, tego rodzaju ciszy, którą zawsze będzie cenił. – Myślę, że powodem, dla którego tak bardzo się zmieniłem, było to, że… że naprawdę go kochałem.
Chanyeol czuł, jak jego serce ściska się z bólu i zazdrości. W jaki sposób patrzenie, jak Baekhyun mówi o jakimś facecie z przeszłości, który wyglądał jak on, sprawiło, że poczuł taką gorycz? Czy to dlatego, że tamten mężczyzna był w stanie tak bardzo na niego wpłynąć i tak bardzo go zmienił? Czy to dlatego, że to było cholernie wyraźne, jak mocno Baekhyun go kochał?
Czy ty… – Chanyeol urwał, zabrakło mu słów. Nie wiedział, jak to wyrazić. Zakaszlał i odchrząknął. Po prostu to powiedz. –…Czy nadal go kochasz?
Baekhyun nie powiedział nic, ale otworzył oczy i spojrzał w niebo. Nie odpowiadał, tylko wpatrywał się w niebo. Gapił się tak przez długi czas. Chanyeol czuł, że bał się coraz bardziej wraz z upływem czasu.
Baekhyun otworzył usta.
– Tak – wyszeptał Baekhyun. – Tak, zawsze tak było. – Dlaczego?
Dlaczego miałbyś to zrobić? Sobie?
Mnie?
– Czy to głupie, że nadal bardzo cię kocham po tym, co się stało? – W jego głosie była gorycz, a serce Chanyeola skręciło się w sposób, który nie uważał za możliwy. Może to była wada zakochiwania się. To potwierdzone.
Chanyeol zawsze był piątym kołem u wozu.
– Baekkie. – Dolna warga Joo Sunga drżała, a on przyciągnął Baekhyuna, by znów go przytulić. Chanyeol przewrócił się do tyłu, wyrywając róże z korzeniem. Chciał płakać, ale nie sądził, że płacz kiedykolwiek złagodziłby ból. Baekhyun ukrył twarz w piersi Joo Sunga, trzęsąc się. – Baekkie… Kocham cię…
Baekhyun płakał, ale się śmiał. Jego głos pełen był radości, a serce Chanyeola nabrzmiało – zawsze chciał być tym, który sprawi, że Baekhyun będzie się tak śmiał. Baekhyun odsunął się, ocierając łzy i uśmiechnął się do Joo Sunga, tak promiennie, tak szczerze.
– Wreszcie wróciłeś… – wyszeptał Baekhyun. – Myślałem, że czekałem na próżno, ale… – Zaśmiał się i znów pochylił w stronę Joo Sunga, który przytulił go opiekuńczo.
Ta scena była jak wyjęta z filmu, gdzie dwaj kochankowie rozdzieleni przez zewnętrzne złowieszcze zamiary i nieporozumienia w końcu ponownie się spotykają po długim kochaniu i oczekiwaniu. Chanyeol czuł się nieistotny w ich miłosnej historii – Chanyeol czuł się niepotrzebny.
Joo Sung także się zaśmiał i objął policzek Baekhyuna, pochylając się. W ostatniej chwili Baekhyun się odwrócił.
– Chanyeol – mruknął łagodnie. Serce Chanyeola podskoczyło. Może Baekhyun o nim nie zapomniał. Może jakaś jego część naprawdę kochała Chanyeola… – Nie mogę… Nie mogę go zdradzić.
Jego nadzieje zostały rozwiane. Zmiażdżone.
– Och… – Joo Sung się odsunął. – Czy ty…?
– Nie wiem. – Baekhyun brzmiał na skonfliktowanego. – Nie wiem, jak to powiedzieć…
Nie musisz. Chciał krzyknąć Chanyeol. Nie musisz, bo wszystko widziałem.
– To na razie bądźmy przyjaciółmi. – Joo Sung uśmiechnął się, wyciągnął dłoń i przytrzymał rękę Baekhyuna. – Przyjaciele trzymają się za ręce, prawda? – Baekhyun skinął głową. Chanyeol to zobaczył – zobaczył tęsknotę za Joo Sungiem.
Chanyeol był jedynie skałą między nimi.
– Wszystko, co się liczy, to to, że jesteś przy moim boku – ciągnął Joo Sung, pochylił się i pocałował Baekhyuna w czoło. – Nie liczy się to, czy spotykasz się z kimś innym. Jestem szczęśliwy tak długo, jak mogę być przy tobie.
– Nie – powiedział cicho Baekhyun. – Chcę być z tobą. – Joo Sung uśmiechnął się, serce Chanyeola płakało.
– W takim razie mogę poczekać dłużej. – Joo Sung uniósł dłoń, by położyć ją na policzku Baekhyuna, głaskał go czule. – Na ciebie będę czekał wiecznie.
– Uporam się z tym – szepnął Baekhyun. – A potem będę twój.
Chanyeol zakrztusił się. Nigdy nie słyszał, by Baekhyun powiedział coś takiego do niego. Wydawało się nie na miejscu, ale z drugiej strony jak długo Chanyeol naprawdę go znał? Może to dlatego, że Baekhyun nigdy tak naprawdę do niego nie należał.
– Zostańmy przez chwilę w takiej relacji – powiedział Joo Sung i pociągnął delikatnie Baekhyuna w stronę ławki – ławki, na której Baekhyun i Chanyeol siedzieli tamtego nieszczęsnego dnia dłużej niż dwa tygodnie temu. Kiedy usiedli, Baekhyun oparł głowę o ramię Joo Sunga, mocniej ściskając ich dłonie. Wyglądali na bardzo zakochanych.
– Zrobiłbym dla ciebie wszystko – odezwał się cicho Baekhyun, lecz Chanyeol to usłyszał. Usłyszał to, ponieważ brzmiało bardzo szczerze, czysto. Czyściej niż wszystkie słowa, która powiedział do Joo Sunga. Usłyszał to, ponieważ brzmiało bardzo prawdziwie, płynęło z serca. Chanyeol usłyszał to, jakby zostało wykrzyczane, a nie wyszeptane i Chanyeol słyszał to głośniej niż dźwięk łamiącego się serca.
Nie będąc w stanie dłużej patrzeć, Chanyeol wstał na drżących nogach, wyrwał róże ze swojej dłoni i rzucił ją na ziemię, a potem pobiegł z powrotem do swojego – do ich – pokoju.




Joo Sung tak naprawdę był bardzo czystą osobą.
Zrobił to wszystko, by chronić Baekhyuna.
Czy nadal mnie kochasz, Baekkie?
Tak. Tak, zawsze tak było.
Chanyeol przytulił pościel, którą był owinięty. W jakiś sposób na jego dłoni znalazła się krew, ale on nie wiedział, skąd się tam wzięła. Wszystko, co wiedział, to to, że Baekhyun nigdy go nie kochał, bo jego serce zawsze było zarezerwowane dla mężczyzny, który tak łatwo mógł to odwzajemnić. Tak po prostu.
Mężczyzny, który, choć zniknął z życia Baekhyuna na dłużej, niż w nim był, zmienił Baekhyuna w płaczącą niedojdę i śmiejącego się anioła w tym samym czasie.
Chanyeol cierpiał, ponieważ nigdy nie będzie w stanie tego zrobić. Nigdy nie będzie tak kochany, ponieważ od samego początku nie był na tyle ważny.
Zawsze był tylko zastępstwem.
Przez cały czas, gdy Baekhyun na niego patrzył, uśmiechał się do niego, mówił o problemach leżących mu na sercu, opierał się na nim… kochał się z nim…
Czy to dla niego w ogóle była miłość?
Jakby go spoliczkowano, Chanyeol uświadomił sobie, że to nie jego Baekhyun kochał. To nie na niego Baekhyun chciał patrzeć, nie do niego się uśmiechać, nie z nim potrzebował porozmawiać, nie na nim Baekhyun chciał się oprzeć, nie z nim Baekhyun marzył uprawiać miłość.
A jednak wydawało się to bardzo prawdzie… zbyt prawdziwe, by było udawane. I może w ogóle nie był udawane. Może było prawdziwsze niż cokolwiek. Tylko że dla kogoś innego.
Zawsze dla kogoś innego.
I wyraźne dla Chanyeola było, niczym różnica między dniem a nocą, kiedy zobaczył ich dwóch w ogrodzie, że wyglądali na tak bardzo zakochanych w sobie, że nic nie mogło ich powstrzymać. Baekhyun nie wyglądał jedynie, jakby był zakochany. Wyglądał, jakby był szczęśliwy.
Bardzo szczęśliwy. Choć spotykał się z Joo Sungiem potajemnie, chociaż prawdopodobnie robił to od dawna i nie spał właściwie, nadal wyglądał na bardzo szczęśliwego i tętniącego życiem.
Chociaż płakał, wyglądało to tak, jakby jego serce się śmiało.
Baekhyun nigdy celowo nie skrzywdziłby Chanyeola, Chanyeol o tym wiedział. Tak łatwo mógł go wykorzystać i nigdy nie puścić Baekhyuna. Tak łatwo mógł powiedzieć Joo Sungowi, żeby odszedł i już nigdy ich nie dręczył, żeby Baekhyun mógł być z nim na zawsze.
Ale… czy Baekhyun byłby z nim szczęśliwy?
Kiedy naprawdę kogoś kochasz, pozwól mu odejść.
Jeśli ta osoba nie wróci, nigdy do ciebie nie należała.
Jeśli wróci, zawsze była twoja.
Jeśli naprawdę kogoś kochasz, pozwól mu odejść.
Chanyeol wiedział równie dobrze jak o swej miłości do Baekhyuna, że jeśli pozwoli Baekhyunowi odejść, ten nigdy do niego nie wróci.




A jednak, czyż nie kochał Baekhyuna? Czy nie chciał, żeby Baekhyun był szczęśliwy?
Co było ważniejsze dla Chanyeola niż własne szczęście, to szczęście Baekhyuna.
Może Baekhyun nigdy nie był z nim szczęśliwy. Może Baekhyun zawsze się przy nim hamował.
Nie mógł mu tego zrobić. Obiecał sobie, że nigdy nie zrobi niczego, by skrzywdzić Baekhyuna.
Może… nadszedł czas, by pozwolić mu odejść.




Baekhyun pospiesznie złożył dłonie i mocno zacisnął oczy. Jak uroczo. Pomyślał Chanyeol, uśmiechnął się, kiedy Baekhyun ścisnął wargi, jakby życzył sobie tego, czego bardzo, bardzo chce.
Może Baekhyun życzył sobie, żeby Joo Sung powrócił.
Może właśnie dlatego, kiedy stał z miłością swojego życia, wyglądał, jakby nie potrzebował niczego więcej.


Baekhyun bardzo się zmienił, ponieważ bardzo się zakochał.
Po całym tym czasie nadal kochał bardzo mocno.
Chanyeol wiedział, że gdyby był na miejscu Baekhyuna, chciałby być wolny.
Wolny by kochać. Wolny, by opuszczać. Wolny, by odchodzić.
Chanyeol wiedział, że gdyby był na miejscu Baekhyuna, chciał, by pozwolono mu odejść.
Odejść, by jego serce było wolne od ciężarów, wolne od poczucia winy, żeby mogło wypełnić się miłością, wypełnić się szczęściem.
I właśnie w ten sposób Chanyeol pozwolił mu odejść.




Kiedy wzeszło słońce, Baekhyun powrócił.
Chanyeol nie spał. Nie mógł spać.
Baekhyun zatrzymał się w miejscu. Zdawało się, że dostrzegł niechlujną sylwetkę Chanyeola, ale nie powiedział nic, podchodząc do swojego łóżka, przygotowywał się do rozpoczęcia dnia. Bolało patrzenie, jak Baekhyun go ignoruje, ale teraz cierpienie było ukryte, ponieważ nic nie przygotowało go na ból, który poczuł, gdy patrzył, jak Baekhyun tak doskonale wygląda z kimś innym. Z kimś, kto nigdy nie będzie nim.
– Koszmar? – zapytał w końcu Baekhyun. Jak Baekhyun mógł rozmawiać z nim w ten sposób? Jakby ostatniej nocy nic się nie stało? Jakby…
Jakby nie miał pretensji do Chanyeola, że stanął między nimi?
– Zamknij się – warknął Chanyeol. To nie miało tak zabrzmieć. To nie miało brzmieć gorzko, gniewnie i krzywdząco. Ale tak zabrzmiało. Oczy Baekhyuna rozszerzyły się. Chanyeol wstał, zataczał się lekko, jakby był pijany.
– Baekhyun… – wyszeptał. Imię, gdy zostało wypowiedziane, przyprawiło go o tysiąc uderzeń w kość. – Baekhyun… Zerwij ze mną.
Baekhyun zamrugał i coś przed jego oczami błysnęło. Chanyeol za bardzo cierpiał, by to zauważyć. Chanyeol za bardzo się bał, by to dostrzec.
– O czym ty mówisz? – Baekhyun zaśmiał się cicho – w tym śmiechu nie było rozbawienia. – Dlaczego miałbym-
– Zerwij ze mną. – Głos Chanyeola się załamał. Chwiejnym krokiem podszedł do Baekhyuna i złapał go za ramiona, jakby chciał stać prosto. Nie mógł już dłużej płakać, nie mógł wyrażać bólu w sercu poprzez łzy. Może to tak czuł się Baekhyun przez te wszystkie lata. To go dusiło. – Zerwij… ze mną. Proszę. – Proszę, nie pozwól mi odejść.
Baekhyun nie powiedział nic, a w jego oczach znowu był konflikt. Dlaczego? Dlaczego jesteś ze mną, ponieważ żal ci mnie? Nagle Chanyeol poczuł złość. Nie potrzebował litości.
– To skończone – powiedział szorstko, odpychając od siebie Baekhyuna tak mocno, że Baekhyun upadł na swoje łóżko, a Chanyeol zatoczył się do tyłu. – To koniec. Teraz możesz robić, co chcesz. Już mnie to nie obchodzi. – Chcę tylko, byś był szczęśliwy.
To wszystko, o co mogę prosić.
– Chanyeol… – Głos Baekhyuna był mieszaniną emocji – czy odważył się wyczuwać w nich szczęście?
– Nie obchodzi mnie to – ciągnął Chanyeol, stojąc i wkładając całą swoją siłą w to, by się nie przewrócić i nie zemdleć. Nie potrzebował wyglądać na słabeusza. Nie mógł wyglądać na słabeusza, ponieważ nie chciał, żeby Baekhyun czuł poczucie winy i litość. Po raz kolejny.
Cisza wypełniła pokój. Z każdą sekundą Chanyeol czuł, jak wzrasta w nim nadzieja. Może Baekhyun go nie zostawi. Może Baekhyun nazwie go głupkiem i pocałuje dla ukojenia bólu. Może Chanyeol się, kurwa, śmiertelnie mylił i Baekhyun mimo wszystko naprawdę go kocha.
Ale z kogo on, do cholery, żartował?
– W porządku. – Głos Baekhyuna był miękki, a serce Chanyeola złamało się. – Dobrze. – Baekhyun chodził po pokoju, ale ani razu nie spróbował zbliżyć się do Chanyeola. Jakby Chanyeola nigdy wcale nie było w jego sercu.
Może zanim Baekhyun wyjdzie, powie coś. Może powie „Przepraszam” za zrobienie mu tego. Może powie „Nienawidzę cię” za ciągłe ograniczanie go. Może powie „Kocham cię”, ponieważ naprawdę kocha Chanyeola, tylko że Joo Sunga kocha mocniej.
Ale jednak. Nie planuję się zakochiwać. Nie planuję w ogóle kochać.”
Dlaczego Chanyeol się okłamywał?
– Dziękuję. – To Baekhyun powiedział w zamian. Gdyby Baekhyun przeprosił, Chanyeol mógłby poczuć złość lub wściekłość. Gdyby Baekhyun powiedział, że nienawidzi Chanyeola, wtedy Chanyeol uznałby go za dupka i dałby sobie z nim spokój. Gdyby powiedział, że kocha Chanyeola, może wtedy Chanyeol spróbowałby go odzyskać.
Ale on podziękował Chanyeolowi. Za uwolnienie go.
I z jakiegoś powodu to bolało bardziej niż cokolwiek.
– Ufasz mi? – zapytał cicho Baekhyun. Chanyeol nie odpowiedział, robił wszystko, co w jego mocy, żeby nie odpowiedzieć, ponieważ, jak na ironię, po tym wszystkim, co się stało, nadal mu ufał. Ufał Baekhyunowi swoim życiem, swoim sercem, swoim jestestwem.
Baekhyun czekał przez długi czas. Chanyeol przez długi czas się nie poruszył. To była wojna umiejętności, ale w końcu Chanyeol wygrał. To wszystko, co mu pozostało.
Baekhyun wyszedł, zamykając za sobą cicho drzwi. Chanyeol upadł na podłogę, mając wrażenie, że już nigdy nie będzie mógł być szczęśliwy.


Joo Sung mógł chronić Baekhyuna.
Joo Sung mógł zająć się Baekhyunem.
Joo Sung mógł kochać Baekhyuna.
Joo Sung mógł zrobić wiele dla Baekhyuna.
Chanyeol czuł się przy nim jak mrówka. Ponieważ Chanyeol nie mógł dać Baekhyunowi nic.


Chanyeol? – Głos Kyungsoo rozbrzmiał w słuchawce. – Dlaczego nie przyszedłeś dziś na zajęcia?
Chanyeol tępym wzrokiem spojrzał na telefon. Nie wiedział, dlaczego w ogóle odebrał.
–…Chanyeol? Wszystko w porządku? – Głos Kyungsoo brzmiał na zmartwiony. – Czy coś się stało?
– Nic, Soo… – Chanyeol starał się brzmieć radośnie i przekonująco. Zaśmiał się. – Mam się dobrze. Tylko… jestem trochę chory. – Po drugiej stronie zapadła cisza. Chanyeol był przerażony, że Kyungsoo będzie w stanie go przejrzeć, jak czasami był w stanie bardzo łatwo to zrobić.
Co tylko mówisz, Chan. – Głos Kyungsoo był łagodny. – Chcesz, żebym podał ci pracę domową? Chan? Chanyeol?
– T-Tak… – odpowiedział Chanyeol, chociaż nie chciał nic robić. – To byłoby miłe… Dzięki, Soo…
Zaraz będę, Chanyeol. Nigdzie nie wychodź. – Po tym Kyungsoo rozłączył się. Chanyeol pozwolił swojej ręce opaść. Czuł się bardzo zmęczony.
Nie zamierzając tego, zasnął na podłodze, kuląc się, jakby próbował znaleźć w sobie ciepło, które zaczynało znikać wraz z Baekhyunem.




– Nie wygląda na chorego – powiedział jeden głos. – Chodzi mi o to, że nie ma gorączki ani nic.
– Tak – dumał drugi głos. – Co mu się stało?
Chanyeol uchylił powiekę. Było mu bardzo ciężko na sercu. Kiedy jego wzrok się przyzwyczaił, zobaczył spoglądających na niego Jongina i Krisa. Gdy usiadł, zobaczył w oddali Kyungsoo, który opierał się o ścianę z rękami w kieszeniach.
– Obudził się! – odezwał się Jongin i pochylił w stronę Chanyeola. – Gościu, co z tobą?
– Tak, martwiłeś nas niepotrzebnie. – Kris, poirytowany, uderzył Chanyeola w głowę. – Spójrz na siebie. Nie jesteś nawet chory. – Chanyeol nie odpowiedział. Kris spojrzał na Jongina, który odpowiedział tym samym z szeroko otwartymi oczami.
– Może… Może on jest chory… – szepnął Kris, a potem na powrót odwrócił się do Chanyeola, śmiejąc się nerwowo. – Uch, tak, zapomnij, że cokolwiek powiedziałem… Ha, ha…
– Posłuchaj, gościu, powiedz nam, gdzie boli – powiedział Jongin. Chanyeol przez chwilę nic nie mówił.
– Boli… Boli mnie klatka piersiowa – powiedział w końcu cicho. – Nie mogę oddychać.
Jongin odwrócił się do Krisa zdezorientowany. Kris wyglądał na równie niezorientowanego.
– M-Może powinniśmy pójść po jego chłopaka – zasugerował Jongin, zaśmiał się nerwowo, odwracając do Chanyeola. – Baekhyun może uleczyć cię swoją miłością, nie?
– Tak. – Kris zdawał się myśleć, że to dobry pomysł, gdy uśmiechnął się do Jongina. – Twoje słonko cię uleczy. – Nie wiedzieli, że jeszcze bardziej boli, kiedy to słyszy.
– Wszystko w porządku – powiedział wreszcie Chanyeol. Opadł i zakrył swoją twarz kołdrą. – Wszystko będzie dobrze, chłopaki. Dzięki, że przyszliście.
– Chcesz, żebyśmy zadzwonili po Baekhyuna? – spytał Jongin.
– Nie – oparł Chanyeol, próbując trzymać opanowany głos. – Ja… sam do niego zadzwonię.
– Jak zwykle zaborczy… – mruknął Kris i poklepał Chanyeola po ramieniu. Chanyeol cicho sapnął. – Dobrze więc. Pa. – W końcu drzwi zamknęły się. Chanyeol chciał zamknąć oczy zasnąć, żeby mógł pogrążyć się w świecie, w którym wszystko jest możliwe, w którym Baekhyun naprawdę kochał go tak mocno, jak on kochał Baekhyuna. Chciał spać przez długi czas, żeby nie musiał wstawać i stawiać czoła okropnej rzeczywistości, w której nie istnieje w sercu Baekhyuna. I w której Baekhyun nigdy nie istnieje w jego ramionach.
– Chanyeol? – Głos Kyungsoo był cichy, a on poczuł, jak dłoń delikatnie go poklepuje. – Zostawiłem ci pracę domową na biurku. Termin wciąż jest daleki, więc się nie martw. Po prostu odpocznij. – Cisza. – Mam nadzieję, że masz się dobrze. – Potem drzwi otworzyły się i kolejny raz zamknęły.
Jak bardzo Chanyeol chciał, by Kyungsoo był Baekhyunem. Jak bardzo chciał, by Kyungsoo i Baekhyun zamienili się uczuciami, żeby Baekhyun mógł tak bardzo troszczyć się o niego i naprawdę na niego patrzeć, a nie patrzeć na niego i widzieć kogoś innego.
Albo… Albo jak bardzo chciał, by mógł kochać Kyungsoo zamiast Baekhyuna, żeby nie musiał przez to przechodzić, żeby nie musiał przechodzić przez pieprzoną rzeczywistość, w której zawsze był tylko zamiennikiem, tylko pustą skorupą, o której Baekhyun prawdopodobnie marzył każdego dnia, by była kimś innym.
Chanyeol chciał płakać. W końcu był znany z bycia beksą. Zawsze wiedział, że płacz łagodzi ból. Ale nie mógł. Próbował, otwierając usta, ale nic nie wyszło. Zakaszlał, ale dalej nic. Zamrugał, lecz nic z tego.
Krzyczał, ale nic się nie wydobyło.




Baekhyun nie wrócił przed północą. Chanyeol wciąż był w łóżku i spędził w nim cały dzień. Wiedział, że to głupie, ale jego serce boleśnie waliło, kiedy słyszał, jak Baekhyun porusza się po pokoju.
Dlaczego? Chciał zapytać. Dlaczego nie możesz mnie kochać?
Z drugiej strony rozumiał. Joo Sung był tym, który sprawił, że przestał czuć się samotny. Joo Sung był tym, który powstrzymał go przed krzywdzeniem się. Joo Sung był tym, który uratował go przed zabiciem, nieważne, jak okrutny był ten akt. Ale czy to była jego wina? Czy to nie pochodziło od kogoś, kto chciał śmierci Baekhyuna?
Nie była. Joo Sung okazał się czysty i troskliwy, przystojny i dojrzały, wyrozumiały i akceptujący.
Oczywiście, że Baekhyun go wybrał. Przeszli razem przez chwile, których nikt nigdy nie zastąpi.
Usłyszał, jak Baekhyun siada po tym, jak usłyszał, że światło zostało zgaszone. Jego ciało drżało i choć nie płakał, miał spazmy szlochu. W końcu zasnął, jego ciało znów było skulone, usiłował znaleźć ukojenie i ciepło w czymś, co powoli znikało.
Bał się, że już nigdy nie wróci.




Następnego dnia Chanyeol obudził się.
Zmusił się do opuszczenia łóżka, ponieważ świat nie przestaje się kręcić, kiedy ty przeżywasz zawód miłosny. Wziął prysznic, pozwolił kroplom zmyć zmęczenie, ból i pozwolił, by stały się łzami, których on nie mógł z siebie uwolnić.
Gdy wyszedł, wycierając włosy ręcznikiem, zauważył coś.
Stanął jak wryty.
Rzeczy Baekhyuna zniknęły.
Upuścił ręcznik, rozglądając się. Pościel była schludnie złożona, ale wszystkie książki, torby, ubrania i buty zniknęły. Jakby nigdy nie istniały. Nie było żadnej kartki mówiącej mu, dokąd poszedł, gdzie zniknął. Baekhyun nie zostawił po sobie nic.
Czy Chanyeol naprawdę znaczył dla niego tak niewiele? Czy naprawdę nie obchodziło go, czy Chanyeol się martwi?
Tak po prostu Byun Baekhyun zniknął. Chanyeol nie wiedział, kiedy znów go zobaczy.

2 komentarze:

  1. Jpr rycze tak bardzo... Mam ochotę przestać to czytać Jezu jakie to smutne... Co za debil czemu to zrobiłeś beak... Jezu jak to się nie wyjaśni to ja nie wiem jest zima a ja tu depresji dostanę

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wrażenie, że Baek chce się zemścić na tamtym kolesiu. Rozkochać i zostawić, zranić w sposób podobny do tego, w jaki on zranił Baekhyuna. Jednocześnie bardzo się boję, że moje podejrzenia mogą się nie sprawdzić :(

    OdpowiedzUsuń