rating: PG-13
–
Baekkie.
Jak?
Jak ten mężczyzna, który zdawał się być opowieścią z
przeszłości, mógł pojawić się tuż przed nimi, jakby nic się
nie stało?
Uśmiechał
się smutno i życzliwie do Baekhyuna, wyglądał bardzo przystojnie
– o wiele przystojniej, niż Chanyeol kiedykolwiek będzie
wyglądał.
Wściekłość
wezbrała w nim trochę za późno, ale szybciej niż zdał sobie
sprawę, co się stało. Z jakiegoś powodu cały ból, który
Baekhyun czuł i wyraził, wyszedł na powierzchnię, a on chciał
tak cholernie uderzyć tego gościa, nim zdąży w ogóle zapytać,
jak i dlaczego się tu znalazł.
Wstał,
gotowy do zadania bólu, ale wtedy dłoń spoczęła na jego
ramieniu.
Tak
szybko jak przyszła, wściekłość zniknęła i wrócił do bycia
dawnym sobą. Odwrócił się do Baekhyuna, patrzył, jak niższy
ostrzegawczo potrząsa głową. Zawsze mieli moc porozumiewania się
bez słów, jak teraz, i Chanyeol zastygł w miejscu.
–
Zostań tu. Ja z nim
pogadam – wyszeptał Baekhyun.
–
Co z zajęciami? – To
głupia wymówka, ale nie mógł zostawić Baekhyuna samego z tym
pojebem. Uczucia gniewu i niepokoju skręcały się w jego żołądku,
a każda komórka w jego ciele chciała zignorować prośbę
Baekhyuna i rzucić się na tego pojeba, ale Baekhyun zawsze był
opanowany.
A
Chanyeol zawsze chciał dawać Baekhyunowi to, czego ten chciał.
–
Ty idź – powiedział
Baekhyun, wyprostował plecy, odwracając się twarzą do Joo Sunga.
Chanyeol był gotów stanąć razem z nim, ale ręka Baekhyuna
trzymała go mocno. – Zaufaj mi. – Chanyeol zamrugał z
zaskoczenia – Baekhyun nigdy wcześniej tego nie mówił. Chanyeol
widział, jak jest spięty, jak uśmiech zniknął z jego twarzy.
Patrzył, jak Baekhyun idzie w stronę tego dupka i mija go,
zatrzymał się przy krzakach róży. Chanyeol zacisnął zęby,
robiąc wszystko co w swojej mocy, żeby nie pójść za nim, nawet
jeśli sobowtór poszedł za Baekhyunem.
Zostanę
tu i popatrzę. W ten sposób nie będzie mógł go skrzywdzić.
Pomyślał w końcu Chanyeol, skrzyżował ramiona, patrząc w dal.
Baekhyun patrzył Joo Sungowi w twarz, nie pokazując ani cienia
łagodności. Joo Sung zdawał się często spoglądać za niego, a
Chanyeol zastanawiał się, o czym rozmawiają.
Prawdopodobnie
pyta, dlaczego wygląda dokładnie jak ja.
Pomyślał sobie wreszcie Chanyeol, prychając z rozdrażnieniem.
Jakbym
chciał, kurwa, wyglądać jak ty, pojebie! Chanyeol
chciał pójść i stanąć u boku Baekhyuna, by pokazać mu, że
chociaż ostatnim razem stawił czoła Joo Sungowi sam, tym razem
stanie naprzeciw tego dupka z kimś po swojej stronie.
Teraz,
kiedy widział Joo Sunga, zauważył, że starszy mężczyzna jest
bardzo do niego podobny, poza zapuszczonymi włosami związanymi w
koński ogon. Chanyeol był pewien, że gdyby ten facet ukrył włosy
pod czapką, nikt nie byłby w stanie ich odróżnić, dopóki nie
przyjrzałby się uważnie.
Joo
Sung podszedł w stronę Baekhyuna, a Chanyeol wstał, gotowy
podbiec, lecz Baekhyun się odsunął, wyciągając dłoń, żeby
powstrzymać starszego i starszy łagodnie się dostosował. Chanyeol
przygryzł wargę, utknął między chęcią odciągnięcia Baekhyuna
a chęcią pobicia tego gościa, zanim powie mu, żeby już nigdy nie
szukał Baekhyuna. Jednak powstrzymał się, ponieważ Baekhyun
chciał, by mu zaufał.
Zaufaj
mi.
To
było coś, czego Baekhyun nigdy do nikogo nie powiedział. Baekhyun
nigdy nie oczekiwał ani nie chciał, by ktoś mu ufał, bo on nigdy
nie ufał w zamian. A teraz Baekhyun prosił go, by to zrobił.
Choć
było to coś małego, Chanyeol chciał to spełnić.
Naprawdę
ufał Baekhyunowi. Tylko nie ufał temu pojebowi.
Joo
Sung pochylił się w stronę Baekhyuna, jakby całował go w
policzek, potem uśmiechnął się czarująco i odszedł. Chanyeol
czuł mieszaninę emocji – zdezorientowanie, wściekłość, złość,
gniew, wszystko co miało coś wspólnego ze spraniem tego gościa na
kwaśnie jabłko.
–
Co to było? –
zapytał Chanyeol, próbując opanować swój głos, kiedy Baekhyun
wracał do niego. Niższy na niego nie patrzył.
–
Chodźmy –
powiedział, jego głos był odległy, gdy odchodził, zostawiając
Chanyeola zmieszanego, złego i zbolałego.
Baekhyun
nie rozmawiał z nim za wiele przez kolejne kilka dni. Chanyeol
usiłował z nim pogadać, ale Baekhyun albo odpowiadał krótko,
albo nie odpowiadał wcale. Gdy Chanyeol wyciągał dłoń, by go
dotknąć, złapać, może chciał uspokoić go w tym, co czuł,
Baekhyun odsuwał się albo w ogóle nie reagował. Chanyeol nie
wiedział, co robić.
Przejdzie
mu. Jest tylko trochę zszokowany.
Powtarzał sobie Chanyeol, próbując się pocieszyć. Po
prostu pokaże mu, że nadal się przejmuję.
Siódmej
nocy, kiedy śnił o Baekhyunie znów porwanym przez Joo Sunga,
złowieszczy śmiech Joo Sunga, lecz miła twarz zaczęły wciąż
pojawiać się w jego głowie, był bardzo podobny do niego. Obudził
się. Po raz pierwszy od długiego czasu obudził się w środku
nocy. Ujął swoją twarz w dłonie, ponieważ choć brzmiało to
dziecinnie, był to okropny koszmar. Chanyeol wziął głęboki
oddech i po chwili strach zniknął. Chanyeol odwrócił się, chcąc
zobaczyć Baekhyuna śpiącego jak idiota, ale odkrył puste łóżko.
Z
początku spanikował, ponieważ sen powracał. Włączył telefon i
zadzwonił do Baekhyuna, ale gdy dzwonek EXO rozbrzmiał nie tak
daleko od niego, rozłączył się sfrustrowany. Powoli się
uspokoił. Jeśli Baekhyun rzeczywiście został porwany, to kołdra
byłaby rozrzucona na podłodze, a Baekhyun miałby na sobie piżamę,
prawdopodobnie byłby boso. Chanyeol najpierw sprawdził, czy kołdra
jest na ziemi. Nie była. Później zobaczył, czy Baekhyun wyszedł
w piżamie. Nie. Potem sprawdził, czy buty Baekhyuna są na miejscu.
Nie były.
Baekhyun
wyszedł sam.
Chanyeol
zastanawiał się, dokąd poszedł. Wziął głęboki oddech i usiadł
na łóżku. Poczekam,
aż wróci.
Powiedział sobie. Dziesięć minut później, powieki opadły wbrew
jego woli. Prawdopodobnie dlatego, że siedział godzinę albo kilka
godzin dłużej niż zwykle, zamartwiając się ostatnim tygodniem.
Piętnaście minut później, przewrócił się z powrotem na łóżko,
spał.
Po
tym, jak jeszcze kilka razy obudził się w środku nocy, Chanyeol
ani razu nie znalazł Baekhyuna w jego łóżku, nigdy go nie było.
Chciał zapytać, lecz wiedział, że Baekhyun nie odpowie.
–
Mam… Mam nadzieję,
że potajemnie nie spotykasz się z tym sukinsynem – wyjąkał
Chanyeol pewnego dnia, nie mogąc już dłużej tego znieść. –
Nie rób tego. On jest niebezpieczny. Nieważne, co się dzieje i co
on powiedział, jest cholernie niebezpieczny.
–
Jest dobrze –
powiedział krótko Baekhyuna. Chanyeol wewnętrznie westchnął z
frustracji, ale się nie poddał.
–
Baek, poważnie –
ciągnął Chanyeol. – Nie obchodzi mnie, co on, do diabła,
powiedział, po prostu- Nie zbliżaj się do niego, dobrze? – Jego
głos załamał się odrobinę na ostatnim słowie, ponieważ w tej
chwili martwił się o zdrowie Baekhyuna bardziej niż o cokolwiek.
Baekhyun
nie powiedział nic, ale kciuk na ekranie jego telefonu zawahał się.
–
Chanyeol-
–
Proszę, Baek –
błagał Chanyeol. – Proszę. – Chanyeolowi nie wydawało się,
by tak bardzo wcześniej o coś prosił, ale był zdesperowany, by
Baekhyun zobaczył tego sens.
Nie
chodziło tylko o to, ale także o to, że jakaś część jego bała
się. Bał się o siebie.
–
Wszystko w porządku-
–
Baekhyun, nie-
–
Chanyeol – przerwał
Baekhyun. Chanyeol szybko się powstrzymał, mrugając na Baekhyuna,
który rzucił swój telefon na łóżko i wstał. – Ufasz mi?
–…Hę?
–
Ufasz mi? – zapytał
kolejny raz. To był pierwszy raz, kiedy Baekhyun patrzył mu w oczy
i jego wzrok wyglądał na bardzo skonfliktowany. Serce Chanyeola
upadło do jego stóp. Nawet jeśli tak się stało, pokiwał głową,
ponieważ ufał. Nieważne, co się działo, ufał.
–
To dlaczego tak bardzo
się martwisz? – Baekhyun brzmiał na poirytowanego, gdy siadał z
powrotem na swoim łóżku, naciągnął na siebie kołdrę i
odwrócił się, dopóki nie był do Chanyeola plecami. Wyższy
wpatrywał się tępo, zdając sobie sprawę, że jego chłopak w
kółko go zbywa. To głupie, ale bolało. Bolało, kiedy Baekhyun
chłodno go traktował. Najbardziej jednak cholernie bolało,
ponieważ robił to wszystko tylko dlatego, że pieprzony dupek,
który powinien zgnić w piekle, powrócił.
Chanyeol
nie powiedział nic. Po raz, kurwa, pierwszy w życiu, naprawdę nie
wiedział, o czym Baekhyun myślał.
W
zamian, z boleśnie walącym w piersi sercem, okrył się kołdrą i
pozwolił łzom frustracji cicho spłynąć po policzkach.
–
Hej – powiedział z
podekscytowaniem Jongin, siadając obok Chanyeola, Kyungsoo w
milczeniu zrobił to samo. – Chciałem powiedzieć, żebyś
przesłuchał tej nowej piosenki. Ja i Kyungsoo ją kochamy. –
Jongin odwrócił się do Kyungsoo, uśmiechając się szeroko.
Kyungsoo odwzajemnił uśmiech. Jongin wcisnął przycisk odtwarzania
na swoim telefonie, a potem przystawił go do uszu Chanyeola.
Chanyeol
bez przekonania wziął do ust trochę sałatki.
–
Hej, co z tobą,
gościu? – Jongin wydął wargi, garbił się, bawiąc się
telefonem. – Myślałem, że polubisz tę piosenkę… – Chanyeol
burknął. Kyungsoo spojrzał na niego z niepokojem.
–
Chanyeol- – zaczął.
–
A ta? – przerwał
Jongin, kolejny raz podnosząc telefon do ucha Chanyeola. Po raz
kolejny nie było prawie żadnej reakcji ze strony starszego.
Kyungsoo przygryzł wargę.
–
Chanyeol-
–
Co jest, gościu? –
Jongin w końcu zdawał się pojmować. – Jesteś chory?
–
Tak – mruknął
Chanyeol, po czym wziął swój talerz. – Pójdę odpocząć. Na
razie. – Później powlókł się do drzwi i wyrzucił talerz, a
potem wyszedł, szurając nogami.
–
Czy naprawdę wszystko
z nim w porządku? – Jongin zapytał Kyungsoo. Kyungsoo wzruszył
ramionami, ale był zmartwiony.
Coś
stało się Chanyeolowi.
Nie
potrzeba było geniusza, by to zauważyć.
–
Baek! – woła
desperacko. – Baek! Wróć! – Baekhyun oddala się od niego coraz
bardziej, zwrócony do niego plecami nigdy się nie odwraca. Jakby
się nie przejmował.
–
Baek! – krzyczy
Chanyeol. – Nie ufaj mu! To przestępca… Jest niebezpieczny…
Baek, wróć… – Ale jak na ironię Baekhyun kończy u boku Joo
Sunga, ten Joo Sung zawsze będzie bardziej dojrzały i zawsze będzie
przystojniejszy niż Chanyeol kiedykolwiek.
–
Teraz go zatrzymam.
– Joo Sung uśmiecha się tym raz mym miłym uśmiechem, a Baekhyun
jest nieświadomy. Nieświadomy niebezpieczeństwa, w którym się
znajduje. – Zatrzymam go i zamierzam go złamać…
Chanyeol
otworzył oczy z sercem pędzącym w jego piersi. Właśnie wtedy
usłyszał dźwięk zamykanych drzwi. Natychmiast usiadł,
zauważając, że Baekhyuna nie ma.
Nawet
nie myśląc o konsekwencjach, Chanyeol z miejsca założył buty i
wymknął się, wyglądając za róg. Zobaczył Baekhyuna znikającego
na pewnym zakręcie i cicho za nim podążył.
Proszę,
niech to nie będzie prawda…
Pomyślał Chanyeol, było mu ciężko na sercu, gdy za nim podążał.
Nie wiedział nawet, dlaczego to tak boli. Nie wydawało mu się, by
kiedykolwiek wcześniej czuł tak wielki ból.
Biorąc
drżący oddech, poszedł za Baekhyunem na palcach. Wyglądało,
jakby wychodził na zewnątrz. Chanyeol mocno się trząsł, ale i
tak za nim szedł. Strach dręczył go, odkąd Joo Sung się pojawił
i wcale nie znikał. Baekhyun przemknął do ogrodu, a Chanyeol
poszedł za nim. Właśnie wtedy to zobaczył. Zobaczył jego.
Dlaczego?
Chanyeol,
drżąc, zmusił swoje nogi do pójścia i upadł za krzakami róż,
wystarczająco blisko, by słyszeć, ale ukryty wystarczająco, by
nikt go nie zobaczył.
–
Nienawidzisz mnie? –
zapytał smutno Joo Sung. Byli trochę oddaleni od siebie. Baekhyun
potrząsnął głową.
–
Nie… sądzę, bym
kiedykolwiek mógł cię znienawidzić… – wyszeptał łagodnie.
–
Wybaczysz mi, Baekkie?
– Joo Sung zbliżył się o krok. Baekhyun się wahał, jakby
chciał się cofnąć, ale ostatecznie został na swoim miejscu.
Biorąc to jako znak, Joo Sung wyciągnął rękę i ujął dłoń
Baekhyuna w swoją. Oddech Chanyeola zamarł. Baekhyun próbował
wyrwać dłoń, ale robił to bardzo słabo.
–
Możesz mnie
nienawidzić, Baekkie. Możesz się mnie bać, ale chcę tylko, żebyś
wiedział, że… że… – Głos Joo Sunga się załamał. – To
wszystko to była tylko gra. Powiedzieli mi, że muszę cię
skrzywdzić, że w ten sposób cię nie zabiją… – Co
to?
Serce Chanyeola boleśnie waliło mu w piersi.
–
Ja… Nie mogłem im
pozwolić, by cię dopadli. P-Powiedzieli mi, że zabiją cię na
moich oczach, jeśli nie zrobię tego, co wtedy zrobiłem.
Przepraszam, że cię skrzywdziłem, Baekkie, ale musiałem cię
chronić. Musiałem grać tak przekonująco, żebyś mógł zostawić
tchórza, jakim byłem. Musiałem cię uratować.
– Baekhyun drżał. Joo Sung wyglądał na bardzo zbolałego,
cierpiącego.
–
Rozumiem, Baekkie…
Teraz rozumiem, że jest w twoim życiu ktoś inny, ale proszę,
wiedz tylko, że robiłem to, by cię chronić. Nie zasługuję na
ciebie i wiem, że to, co zrobiłem, bardzo cię skrzywdziło, ale to
dlatego, że cię kocham. Zrobiłbym dla ciebie wszystko –
powiedział smutno Joo Sung i puścił dłoń Baekhyuna, odwrócił
się, by odejść. W tamtym momencie Baekhyun złapał go za
nadgarstek, zatrzymując go. Joo Sung natychmiast odwrócił się i
chwycił Baekhyuna, przyciągnął mniejszego do swojej piersi, tuląc
go mocno.
–
Ty idioto… – Głos
Baekhyuna był złamany. Oczy Chanyeola rozszerzyły się w okropnym
uświadomieniu, że Baekhyun płacze.
– Ty… Powinieneś był mi powiedzieć. P-Powinieneś…
powinieneś był pozwolić im mnie zabić…
–
Nie! – Joo Sung
puścił go i złapał za ramiona, pochylił się, by spojrzeć mu w
oczy. – Nigdy bym tego nie zrobił. Wolałbym sam umrzeć niż
pozwolić im cię tknąć.
–
Nie mogłem bez ciebie
żyć. – Głos Baekhyuna był niemal błagalny. Serce Chanyeola
bolało. Z własnego powodu czy z powodu miłości jego życia, już
nie wiedział. – Umarłbym dla ciebie, Joo-hyung, ponieważ tak
bardzo cię kochałem.
–
Czy ty… nadal mnie
kochasz? Baekkie? – Joo Sung wyciągnął dłoń, by pogłaskać go
po policzku. To był bardzo delikatny gest. Chanyeol widział w nim…
miłość. Dłoń Baekhyuna złapała Joo Sunga za przedramię, a on
spojrzał na niego z oczami mokrymi od łez.
Lata
zajęło Baekhyunowi zwalenie swoich murów przed Chanyeolem. Lata
zajęło Baekhyunowi, by rozpłakał się przed Chanyeolem.
Ale
zrobił to bardzo, bardzo rychło, szybko i naturalnie przed Joo
Sungiem.
Wyglądali
razem doskonale. Chanyeol z pękniętym sercem zdał sobie sprawę,
że wyglądają razem lepiej niż on i Baekhyun kiedykolwiek będą
razem wyglądać.
Chanyeol
nieświadomie złapał łodygi róż, by przytrzymać się i nie
przewrócić albo nie uciec. Ścisnął je mocno, nie był świadomy,
że kolce wbiły się w jego dłonie i popłynęła krew.
A
Baekhyun patrzył na Joo Sunga, jego oczy tak pięknie i jasno
błyszczały, że Chanyeol widział to ze swojego miejsca. Baekhyun
patrzył na niego tak intensywnie, z taką czułością jak wtedy,
gdy spoglądał na Joo Sunga na zdjęciu ukrytym za obrazem.
Chanyeol
pomyślał, że Baekhyun patrzy na niego, jakby był zakochany.
Może
Baekhyun patrzył przez niego na kogoś innego przez cały ten czas.
Może
Baekhyun… zawsze chciał zacząć od nowa i na nowo kochać, ale z
Joo Sungiem. A Chanyeol był jedynie żałosnym zamiennikiem.
–
Wiesz co? –
Baekhyun oparł głowę między dłońmi i zamknął oczy,
przemawiając po długich chwilach swobodnej ciszy, tego rodzaju
ciszy, którą zawsze będzie cenił. – Myślę, że powodem, dla
którego tak bardzo się zmieniłem, było to, że… że naprawdę
go kochałem.
Chanyeol
czuł, jak jego serce ściska się z bólu i zazdrości. W jaki
sposób patrzenie, jak Baekhyun mówi o jakimś facecie z
przeszłości, który wyglądał jak on, sprawiło, że poczuł taką
gorycz? Czy to dlatego, że tamten mężczyzna był w stanie tak
bardzo na niego wpłynąć i tak bardzo go zmienił? Czy to dlatego,
że to było cholernie wyraźne, jak mocno Baekhyun go kochał?
–
Czy ty… –
Chanyeol urwał, zabrakło mu słów. Nie wiedział, jak to wyrazić.
Zakaszlał i odchrząknął. Po prostu to powiedz. –…Czy nadal go
kochasz?
Baekhyun
nie powiedział nic, ale otworzył oczy i spojrzał w niebo. Nie
odpowiadał, tylko wpatrywał się w niebo. Gapił się tak przez
długi czas. Chanyeol czuł, że bał się coraz bardziej wraz z
upływem czasu.
Baekhyun
otworzył usta.
–
Tak – wyszeptał
Baekhyun. – Tak, zawsze tak było. – Dlaczego?
Dlaczego
miałbyś to zrobić? Sobie?
Mnie?
–
Czy to głupie, że
nadal bardzo cię kocham po tym, co się stało? – W jego głosie
była gorycz, a serce Chanyeola skręciło się w sposób, który nie
uważał za możliwy. Może to była wada zakochiwania się. To
potwierdzone.
Chanyeol
zawsze był piątym kołem u wozu.
–
Baekkie. – Dolna
warga Joo Sunga drżała, a on przyciągnął Baekhyuna, by znów go
przytulić. Chanyeol przewrócił się do tyłu, wyrywając róże z
korzeniem. Chciał płakać, ale nie sądził, że płacz
kiedykolwiek złagodziłby ból. Baekhyun ukrył twarz w piersi Joo
Sunga, trzęsąc się. – Baekkie… Kocham cię…
Baekhyun
płakał, ale się śmiał. Jego głos pełen był radości, a serce
Chanyeola nabrzmiało – zawsze chciał być tym, który sprawi, że
Baekhyun będzie się tak śmiał. Baekhyun odsunął się, ocierając
łzy i uśmiechnął się do Joo Sunga, tak promiennie, tak szczerze.
–
Wreszcie wróciłeś…
– wyszeptał Baekhyun. – Myślałem, że czekałem na próżno,
ale… – Zaśmiał się i znów pochylił w stronę Joo Sunga,
który przytulił go opiekuńczo.
Ta
scena była jak wyjęta z filmu, gdzie dwaj kochankowie rozdzieleni
przez zewnętrzne złowieszcze zamiary i nieporozumienia w końcu
ponownie się spotykają po długim kochaniu i oczekiwaniu. Chanyeol
czuł się nieistotny w ich miłosnej historii – Chanyeol czuł się
niepotrzebny.
Joo
Sung także się zaśmiał i objął policzek Baekhyuna, pochylając
się. W ostatniej chwili Baekhyun się odwrócił.
–
Chanyeol – mruknął
łagodnie. Serce Chanyeola podskoczyło. Może Baekhyun o nim nie
zapomniał. Może jakaś jego część naprawdę
kochała Chanyeola… – Nie mogę… Nie mogę go zdradzić.
Jego
nadzieje zostały rozwiane. Zmiażdżone.
–
Och… – Joo Sung się
odsunął. – Czy ty…?
–
Nie wiem. – Baekhyun
brzmiał na skonfliktowanego. – Nie wiem, jak to powiedzieć…
Nie
musisz.
Chciał krzyknąć Chanyeol. Nie
musisz, bo wszystko widziałem.
–
To na razie bądźmy
przyjaciółmi. – Joo Sung uśmiechnął się, wyciągnął dłoń
i przytrzymał rękę Baekhyuna. – Przyjaciele trzymają się za
ręce, prawda? – Baekhyun skinął głową. Chanyeol to zobaczył –
zobaczył tęsknotę za Joo Sungiem.
Chanyeol
był jedynie skałą między nimi.
–
Wszystko, co się
liczy, to to, że jesteś przy moim boku – ciągnął Joo Sung,
pochylił się i pocałował Baekhyuna w czoło. – Nie liczy się
to, czy spotykasz się z kimś innym. Jestem szczęśliwy tak długo,
jak mogę być przy tobie.
–
Nie – powiedział
cicho Baekhyun. – Chcę być z tobą. – Joo Sung uśmiechnął
się, serce Chanyeola płakało.
–
W takim razie mogę
poczekać dłużej. – Joo Sung uniósł dłoń, by położyć ją
na policzku Baekhyuna, głaskał go czule. – Na ciebie będę
czekał wiecznie.
–
Uporam się z tym –
szepnął Baekhyun. – A potem będę twój.
Chanyeol
zakrztusił się. Nigdy nie słyszał, by Baekhyun powiedział coś
takiego do niego. Wydawało się nie na miejscu, ale z drugiej strony
jak długo Chanyeol naprawdę go znał? Może to dlatego, że
Baekhyun nigdy tak naprawdę do niego nie należał.
–
Zostańmy przez chwilę
w takiej relacji – powiedział Joo Sung i pociągnął delikatnie
Baekhyuna w stronę ławki – ławki, na której Baekhyun i Chanyeol
siedzieli tamtego nieszczęsnego dnia dłużej niż dwa tygodnie
temu. Kiedy usiedli, Baekhyun oparł głowę o ramię Joo Sunga,
mocniej ściskając ich dłonie. Wyglądali na bardzo zakochanych.
–
Zrobiłbym dla ciebie
wszystko – odezwał się cicho Baekhyun, lecz Chanyeol to usłyszał.
Usłyszał to, ponieważ brzmiało bardzo szczerze, czysto. Czyściej
niż wszystkie słowa, która powiedział do Joo Sunga. Usłyszał
to, ponieważ brzmiało bardzo prawdziwie, płynęło z serca.
Chanyeol usłyszał to, jakby zostało wykrzyczane, a nie wyszeptane
i Chanyeol słyszał to głośniej niż dźwięk łamiącego się
serca.
Nie
będąc w stanie dłużej patrzeć, Chanyeol wstał na drżących
nogach, wyrwał róże ze swojej dłoni i rzucił ją na ziemię, a
potem pobiegł z powrotem do swojego – do
ich –
pokoju.
Joo
Sung tak naprawdę był bardzo czystą osobą.
Zrobił
to wszystko, by chronić Baekhyuna.
–
Czy nadal mnie
kochasz, Baekkie?
–
Tak. Tak, zawsze tak
było.
Chanyeol
przytulił pościel, którą był owinięty. W jakiś sposób na jego
dłoni znalazła się krew, ale on nie wiedział, skąd się tam
wzięła. Wszystko, co wiedział, to to, że Baekhyun nigdy go nie
kochał, bo jego serce zawsze było zarezerwowane dla mężczyzny,
który tak łatwo mógł to odwzajemnić. Tak po prostu.
Mężczyzny,
który, choć zniknął z życia Baekhyuna na dłużej, niż w nim
był, zmienił Baekhyuna w płaczącą niedojdę i śmiejącego się
anioła w tym samym czasie.
Chanyeol
cierpiał, ponieważ nigdy nie będzie w stanie tego zrobić. Nigdy
nie będzie tak kochany, ponieważ od samego początku nie był na
tyle ważny.
Zawsze
był tylko zastępstwem.
Przez
cały czas, gdy Baekhyun na niego patrzył, uśmiechał się do
niego, mówił o problemach leżących mu na sercu, opierał się na
nim… kochał się z nim…
Czy
to dla niego w ogóle była miłość?
Jakby
go spoliczkowano, Chanyeol uświadomił sobie, że to nie jego
Baekhyun kochał. To nie na niego Baekhyun chciał patrzeć, nie do
niego się uśmiechać, nie z nim potrzebował porozmawiać, nie na
nim Baekhyun chciał się oprzeć, nie z nim Baekhyun marzył
uprawiać miłość.
A
jednak wydawało się to bardzo prawdzie… zbyt prawdziwe, by było
udawane. I może w ogóle nie był udawane. Może było prawdziwsze
niż cokolwiek. Tylko że dla kogoś innego.
Zawsze
dla kogoś innego.
I
wyraźne dla Chanyeola było, niczym różnica między dniem a nocą,
kiedy zobaczył ich dwóch w ogrodzie, że wyglądali na tak bardzo
zakochanych w sobie, że nic nie mogło ich powstrzymać. Baekhyun
nie wyglądał jedynie, jakby był zakochany. Wyglądał, jakby był
szczęśliwy.
Bardzo
szczęśliwy. Choć spotykał się z Joo Sungiem potajemnie, chociaż
prawdopodobnie robił to od dawna i nie spał właściwie, nadal
wyglądał na bardzo szczęśliwego i tętniącego życiem.
Chociaż
płakał, wyglądało to tak, jakby jego serce się śmiało.
Baekhyun
nigdy celowo nie skrzywdziłby Chanyeola, Chanyeol o tym wiedział.
Tak łatwo mógł go wykorzystać i nigdy nie puścić Baekhyuna. Tak
łatwo mógł powiedzieć Joo Sungowi, żeby odszedł i już nigdy
ich nie dręczył, żeby Baekhyun mógł być z nim na zawsze.
Ale…
czy Baekhyun byłby z nim szczęśliwy?
Kiedy
naprawdę kogoś kochasz, pozwól mu odejść.
Jeśli
ta osoba nie wróci, nigdy do ciebie nie należała.
Jeśli
wróci, zawsze była twoja.
Jeśli
naprawdę kogoś kochasz, pozwól mu odejść.
Chanyeol
wiedział równie dobrze jak o swej miłości do Baekhyuna, że jeśli
pozwoli Baekhyunowi odejść, ten nigdy do niego nie wróci.
A
jednak, czyż nie kochał Baekhyuna? Czy nie chciał, żeby Baekhyun
był szczęśliwy?
Co
było ważniejsze dla Chanyeola niż własne szczęście, to
szczęście Baekhyuna.
Może
Baekhyun nigdy nie był z nim szczęśliwy. Może Baekhyun zawsze się
przy nim hamował.
Nie
mógł mu tego zrobić. Obiecał sobie, że nigdy nie zrobi niczego,
by skrzywdzić Baekhyuna.
Może…
nadszedł czas, by pozwolić mu odejść.
Baekhyun
pospiesznie złożył dłonie i mocno zacisnął oczy. Jak uroczo.
Pomyślał Chanyeol, uśmiechnął się, kiedy Baekhyun ścisnął
wargi, jakby życzył sobie tego, czego bardzo, bardzo chce.
Może
Baekhyun życzył sobie, żeby Joo Sung powrócił.
Może
właśnie dlatego, kiedy stał z miłością swojego życia,
wyglądał, jakby nie potrzebował niczego więcej.
Baekhyun
bardzo się zmienił, ponieważ bardzo się zakochał.
Po
całym tym czasie nadal kochał bardzo mocno.
Chanyeol
wiedział, że gdyby był na miejscu Baekhyuna, chciałby być wolny.
Wolny
by kochać. Wolny, by opuszczać. Wolny, by odchodzić.
Chanyeol
wiedział, że gdyby był na miejscu Baekhyuna, chciał, by pozwolono
mu odejść.
Odejść,
by jego serce było wolne od ciężarów, wolne od poczucia winy,
żeby mogło wypełnić się miłością, wypełnić się szczęściem.
I
właśnie w ten sposób Chanyeol pozwolił mu odejść.
Kiedy
wzeszło słońce, Baekhyun powrócił.
Chanyeol
nie spał. Nie mógł spać.
Baekhyun
zatrzymał się w miejscu. Zdawało się, że dostrzegł niechlujną
sylwetkę Chanyeola, ale nie powiedział nic, podchodząc do swojego
łóżka, przygotowywał się do rozpoczęcia dnia. Bolało
patrzenie, jak Baekhyun go ignoruje, ale teraz cierpienie było
ukryte, ponieważ nic nie przygotowało go na ból, który poczuł,
gdy patrzył, jak Baekhyun tak doskonale wygląda z kimś innym. Z
kimś, kto nigdy nie będzie nim.
–
Koszmar? – zapytał w
końcu Baekhyun. Jak Baekhyun mógł rozmawiać z nim w ten sposób?
Jakby ostatniej nocy nic się nie stało? Jakby…
Jakby
nie miał pretensji do Chanyeola, że stanął między nimi?
–
Zamknij się –
warknął Chanyeol. To nie miało tak zabrzmieć. To nie miało
brzmieć gorzko, gniewnie i krzywdząco. Ale tak zabrzmiało. Oczy
Baekhyuna rozszerzyły się. Chanyeol wstał, zataczał się lekko,
jakby był pijany.
–
Baekhyun… –
wyszeptał. Imię, gdy zostało wypowiedziane, przyprawiło go o
tysiąc uderzeń w kość. – Baekhyun… Zerwij ze mną.
Baekhyun
zamrugał i coś przed jego oczami błysnęło. Chanyeol za bardzo
cierpiał, by to zauważyć. Chanyeol za bardzo się bał, by to
dostrzec.
–
O czym ty mówisz? –
Baekhyun zaśmiał się cicho – w tym śmiechu nie było
rozbawienia. – Dlaczego miałbym-
–
Zerwij ze mną. –
Głos Chanyeola się załamał. Chwiejnym krokiem podszedł do
Baekhyuna i złapał go za ramiona, jakby chciał stać prosto. Nie
mógł już dłużej płakać, nie mógł wyrażać bólu w sercu
poprzez łzy. Może to tak czuł się Baekhyun przez te wszystkie
lata. To go dusiło. – Zerwij… ze mną. Proszę. – Proszę,
nie pozwól mi odejść.
Baekhyun
nie powiedział nic, a w jego oczach znowu był konflikt. Dlaczego?
Dlaczego jesteś ze mną, ponieważ żal ci mnie? Nagle
Chanyeol poczuł złość. Nie potrzebował litości.
–
To skończone –
powiedział szorstko, odpychając od siebie Baekhyuna tak mocno, że
Baekhyun upadł na swoje łóżko, a Chanyeol zatoczył się do tyłu.
– To koniec. Teraz możesz robić, co chcesz. Już mnie to nie
obchodzi. – Chcę
tylko, byś był szczęśliwy.
To
wszystko, o co mogę prosić.
–
Chanyeol… – Głos
Baekhyuna był mieszaniną emocji – czy odważył się wyczuwać w
nich szczęście?
–
Nie obchodzi mnie to –
ciągnął Chanyeol, stojąc i wkładając całą swoją siłą w to,
by się nie przewrócić i nie zemdleć. Nie potrzebował wyglądać
na słabeusza. Nie mógł wyglądać na słabeusza, ponieważ nie
chciał, żeby Baekhyun czuł poczucie winy i litość. Po raz
kolejny.
Cisza
wypełniła pokój. Z każdą sekundą Chanyeol czuł, jak wzrasta w
nim nadzieja. Może Baekhyun go nie zostawi. Może Baekhyun nazwie go
głupkiem i pocałuje dla ukojenia bólu. Może Chanyeol się, kurwa,
śmiertelnie mylił
i Baekhyun mimo wszystko naprawdę go kocha.
Ale
z kogo on, do cholery, żartował?
–
W porządku. – Głos
Baekhyuna był miękki, a serce Chanyeola złamało się. – Dobrze.
– Baekhyun chodził po pokoju, ale ani razu nie spróbował zbliżyć
się do Chanyeola. Jakby Chanyeola nigdy wcale nie było w jego
sercu.
Może
zanim Baekhyun wyjdzie, powie coś. Może powie „Przepraszam”
za
zrobienie mu tego. Może powie „Nienawidzę
cię” za
ciągłe ograniczanie go. Może powie „Kocham
cię”,
ponieważ naprawdę kocha Chanyeola, tylko że Joo Sunga kocha
mocniej.
„Ale
jednak. Nie planuję się zakochiwać. Nie planuję w ogóle kochać.”
Dlaczego
Chanyeol się okłamywał?
–
Dziękuję. – To
Baekhyun powiedział w zamian. Gdyby Baekhyun przeprosił, Chanyeol
mógłby poczuć złość lub wściekłość. Gdyby Baekhyun
powiedział, że nienawidzi Chanyeola, wtedy Chanyeol uznałby go za
dupka i dałby sobie z nim spokój. Gdyby powiedział, że kocha
Chanyeola, może wtedy Chanyeol spróbowałby go odzyskać.
Ale
on podziękował Chanyeolowi. Za uwolnienie go.
I
z jakiegoś powodu to bolało bardziej niż cokolwiek.
–
Ufasz mi? – zapytał
cicho Baekhyun. Chanyeol nie odpowiedział, robił wszystko, co w
jego mocy, żeby nie
odpowiedzieć, ponieważ, jak na ironię, po tym wszystkim, co się
stało, nadal mu ufał. Ufał Baekhyunowi swoim życiem, swoim
sercem, swoim jestestwem.
Baekhyun
czekał przez długi czas. Chanyeol przez długi czas się nie
poruszył. To była wojna umiejętności, ale w końcu Chanyeol
wygrał. To wszystko, co mu pozostało.
Baekhyun
wyszedł, zamykając za sobą cicho drzwi. Chanyeol upadł na
podłogę, mając wrażenie, że już nigdy nie będzie mógł być
szczęśliwy.
Joo
Sung mógł chronić Baekhyuna.
Joo
Sung mógł zająć się Baekhyunem.
Joo
Sung mógł kochać Baekhyuna.
Joo
Sung mógł zrobić wiele dla Baekhyuna.
Chanyeol
czuł się przy nim jak mrówka. Ponieważ Chanyeol nie mógł dać
Baekhyunowi nic.
–
Chanyeol? –
Głos Kyungsoo rozbrzmiał w słuchawce. –
Dlaczego nie przyszedłeś dziś na zajęcia?
Chanyeol
tępym wzrokiem spojrzał na telefon. Nie wiedział, dlaczego w ogóle
odebrał.
–…Chanyeol?
Wszystko w porządku? –
Głos Kyungsoo brzmiał na zmartwiony. –
Czy coś się stało?
–
Nic, Soo… –
Chanyeol starał się brzmieć radośnie i przekonująco. Zaśmiał
się. – Mam się dobrze. Tylko… jestem trochę chory. – Po
drugiej stronie zapadła cisza. Chanyeol był przerażony, że
Kyungsoo będzie w stanie go przejrzeć, jak czasami był w stanie
bardzo łatwo to zrobić.
–
Co tylko mówisz,
Chan. –
Głos Kyungsoo był łagodny. –
Chcesz, żebym podał ci pracę domową? Chan? Chanyeol?
–
T-Tak… –
odpowiedział Chanyeol, chociaż nie chciał nic robić. – To
byłoby miłe… Dzięki, Soo…
– Zaraz będę,
Chanyeol. Nigdzie nie wychodź.
– Po tym Kyungsoo rozłączył się. Chanyeol pozwolił swojej ręce
opaść. Czuł się bardzo zmęczony.
Nie
zamierzając tego, zasnął na podłodze, kuląc się, jakby próbował
znaleźć w sobie ciepło, które zaczynało znikać wraz z
Baekhyunem.
–
Nie wygląda na chorego
– powiedział jeden głos. – Chodzi mi o to, że nie ma gorączki
ani nic.
–
Tak – dumał drugi
głos. – Co mu się stało?
Chanyeol
uchylił powiekę. Było mu bardzo ciężko na sercu. Kiedy jego
wzrok się przyzwyczaił, zobaczył spoglądających na niego Jongina
i Krisa. Gdy usiadł, zobaczył w oddali Kyungsoo, który opierał
się o ścianę z rękami w kieszeniach.
–
Obudził się! –
odezwał się Jongin i pochylił w stronę Chanyeola. – Gościu, co
z tobą?
–
Tak, martwiłeś nas
niepotrzebnie. – Kris, poirytowany, uderzył Chanyeola w głowę. –
Spójrz na siebie. Nie jesteś nawet chory. – Chanyeol nie
odpowiedział. Kris spojrzał na Jongina, który odpowiedział tym
samym z szeroko otwartymi oczami.
–
Może… Może on jest
chory…
– szepnął Kris, a potem na powrót odwrócił się do Chanyeola,
śmiejąc się nerwowo. – Uch, tak, zapomnij, że cokolwiek
powiedziałem… Ha, ha…
–
Posłuchaj, gościu,
powiedz nam, gdzie boli – powiedział Jongin. Chanyeol przez chwilę
nic nie mówił.
–
Boli… Boli mnie
klatka piersiowa – powiedział w końcu cicho. – Nie mogę
oddychać.
Jongin
odwrócił się do Krisa zdezorientowany. Kris wyglądał na równie
niezorientowanego.
–
M-Może powinniśmy
pójść po jego chłopaka – zasugerował Jongin, zaśmiał się
nerwowo, odwracając do Chanyeola. – Baekhyun może uleczyć cię
swoją miłością, nie?
–
Tak. – Kris zdawał
się myśleć, że to dobry pomysł, gdy uśmiechnął się do
Jongina. – Twoje słonko cię uleczy. – Nie wiedzieli, że
jeszcze bardziej boli, kiedy to słyszy.
–
Wszystko w porządku –
powiedział wreszcie Chanyeol. Opadł i zakrył swoją twarz kołdrą.
– Wszystko będzie dobrze, chłopaki. Dzięki, że przyszliście.
–
Chcesz, żebyśmy
zadzwonili po Baekhyuna? – spytał Jongin.
–
Nie – oparł
Chanyeol, próbując trzymać opanowany głos. – Ja… sam do niego
zadzwonię.
–
Jak zwykle zaborczy…
– mruknął Kris i poklepał Chanyeola po ramieniu. Chanyeol cicho
sapnął. – Dobrze więc. Pa. – W końcu drzwi zamknęły się.
Chanyeol chciał zamknąć oczy zasnąć, żeby mógł pogrążyć
się w świecie, w którym wszystko jest możliwe, w którym Baekhyun
naprawdę kochał go tak mocno, jak on kochał Baekhyuna. Chciał
spać przez długi czas, żeby nie musiał wstawać i stawiać czoła
okropnej rzeczywistości, w której nie istnieje w sercu Baekhyuna. I
w której Baekhyun nigdy nie istnieje w jego ramionach.
–
Chanyeol? – Głos
Kyungsoo był cichy, a on poczuł, jak dłoń delikatnie go
poklepuje. – Zostawiłem ci pracę domową na biurku. Termin wciąż
jest daleki, więc się nie martw. Po prostu odpocznij. – Cisza. –
Mam nadzieję, że masz się dobrze. – Potem drzwi otworzyły się
i kolejny raz zamknęły.
Jak
bardzo Chanyeol chciał, by Kyungsoo był Baekhyunem. Jak bardzo
chciał, by Kyungsoo i Baekhyun zamienili się uczuciami, żeby
Baekhyun mógł tak bardzo troszczyć się o niego i naprawdę
na niego patrzeć, a nie patrzeć na niego i widzieć kogoś innego.
Albo…
Albo jak bardzo chciał, by mógł kochać Kyungsoo zamiast
Baekhyuna, żeby nie musiał przez to przechodzić, żeby nie musiał
przechodzić przez pieprzoną rzeczywistość, w której zawsze był
tylko zamiennikiem, tylko pustą skorupą, o której Baekhyun
prawdopodobnie marzył każdego dnia, by była kimś innym.
Chanyeol
chciał płakać. W końcu był znany z bycia beksą. Zawsze
wiedział, że płacz łagodzi ból. Ale nie mógł. Próbował,
otwierając usta, ale nic nie wyszło. Zakaszlał, ale dalej nic.
Zamrugał, lecz nic z tego.
Krzyczał,
ale nic się nie wydobyło.
Baekhyun
nie wrócił przed północą. Chanyeol wciąż był w łóżku i
spędził w nim cały dzień. Wiedział, że to głupie, ale jego
serce boleśnie waliło, kiedy słyszał, jak Baekhyun porusza się
po pokoju.
Dlaczego?
Chciał zapytać. Dlaczego
nie możesz mnie kochać?
Z
drugiej strony rozumiał. Joo Sung był tym, który sprawił, że
przestał czuć się samotny. Joo Sung był tym, który powstrzymał
go przed krzywdzeniem się. Joo Sung był tym, który uratował go
przed zabiciem, nieważne, jak okrutny był ten akt. Ale czy to była
jego wina? Czy to nie pochodziło od kogoś, kto chciał śmierci
Baekhyuna?
Nie
była. Joo Sung okazał się czysty i troskliwy, przystojny i
dojrzały, wyrozumiały i akceptujący.
Oczywiście,
że Baekhyun go wybrał. Przeszli razem przez chwile, których nikt
nigdy nie zastąpi.
Usłyszał,
jak Baekhyun siada po tym, jak usłyszał, że światło zostało
zgaszone. Jego ciało drżało i choć nie płakał, miał spazmy
szlochu. W końcu zasnął, jego ciało znów było skulone, usiłował
znaleźć ukojenie i ciepło w czymś, co powoli znikało.
Bał
się, że już nigdy nie wróci.
Następnego
dnia Chanyeol obudził się.
Zmusił
się do opuszczenia łóżka, ponieważ świat nie przestaje się
kręcić, kiedy ty przeżywasz zawód miłosny. Wziął prysznic,
pozwolił kroplom zmyć zmęczenie, ból i pozwolił, by stały się
łzami, których on nie mógł z siebie uwolnić.
Gdy
wyszedł, wycierając włosy ręcznikiem, zauważył coś.
Stanął
jak wryty.
Rzeczy
Baekhyuna zniknęły.
Upuścił
ręcznik, rozglądając się. Pościel była schludnie złożona, ale
wszystkie książki, torby, ubrania i buty zniknęły. Jakby nigdy
nie istniały. Nie było żadnej kartki mówiącej mu, dokąd
poszedł, gdzie zniknął. Baekhyun nie zostawił po sobie nic.
Czy
Chanyeol naprawdę znaczył dla niego tak niewiele? Czy naprawdę nie
obchodziło go, czy Chanyeol się martwi?
Tak
po prostu Byun Baekhyun zniknął. Chanyeol nie wiedział, kiedy znów
go zobaczy.
Jpr rycze tak bardzo... Mam ochotę przestać to czytać Jezu jakie to smutne... Co za debil czemu to zrobiłeś beak... Jezu jak to się nie wyjaśni to ja nie wiem jest zima a ja tu depresji dostanę
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że Baek chce się zemścić na tamtym kolesiu. Rozkochać i zostawić, zranić w sposób podobny do tego, w jaki on zranił Baekhyuna. Jednocześnie bardzo się boję, że moje podejrzenia mogą się nie sprawdzić :(
OdpowiedzUsuń