rating: PG-13
Na
zajęciach nic nie wchodziło mu do głowy. Myślał tylko o Baekhyunie, gdzie on
jest, jak się ma i z kim jest.
Nie
było zaskoczeniem, z kim był. Chanyeol tylko nie wiedział dlaczego.
Chanyeol
ostatnio ciągle pytał „dlaczego”.
Dlaczego Baekhyun nie mógł zostać. Dlaczego Baekhyun z nim nie rozmawiał.
Dlaczego Baekhyun opuścił ich pokój. Dlaczego Baekhyun nie mógł odwzajemnić
jego miłości.
Ale
za każdym razem, gdy to się działo, wiedział lepiej niż prawdopodobnie
cokolwiek i ktokolwiek inny.
Joo
Sung.
Baekhyun
kochał Joo Sunga tak bardzo, że zrobiłby wszystko. Taka miłość mogła być
niezdrowa, ale jeśli Joo Sung dobrze się nim zajmował, była to dobra rzecz,
prawdopodobnie najlepsza.
–
Park Chanyeol? – zawołał jego wykładowca. Chanyeol wyrwał się z transu, by na
niego spojrzeć. – Co powinieneś zrobić, kiedy dziecko boli ząb, ale nie
przyszło na wizytę?
–
Miłość – wyszeptał Chanyeol.
–
Co?
–
Powinno dać mu się miłość – powiedział cicho Chanyeol. – Trzeba kochać je tak
mocno, żeby wiedziało, że zawsze jest bezpieczne w twoich rękach. Trzeba je
kochać, ponieważ choć nie odwzajemnia tej miłości i prawdopodobnie nigdy tego
nie zrobi, to wszystko, czego potrzebuje, więc to musisz mu dać. Nawet jeśli
później kochasz zbyt mocno, nawet jeśli grozi, że znajdzie sobie kogoś innego,
musisz go kochać, żeby nauczyło się ufać.
Zapadła
cisza.
Nikt
nie wiedział, o czym, do cholery, mówi Park Chanyeol.
–
Wszystko w porządku? – ktoś mruknął.
–
Ten chłopak obejrzał za dużo dram – oświadczył wykładowca. – Niech ktoś
zaprowadzi go do pielęgniarki.
Raz
Chanyeol zobaczył Baekhyuna przechodzącego korytarzem prawdopodobnie na kolejną
lekcję. Pospieszył w stronę swojego współlokatora, chcąc z nim porozmawiać,
przeprosić, zrobić cokolwiek, by Baekhyun znów z nim rozmawiał. Przepchnął się
między ludźmi, by do niego podejść, niemal potknął się przy tym, ale się nie
poddawał. Wyciągnął rękę i złapał Baekhyuna za ramię.
–
Baek- – zaczął, ale Baekhyun wyrwał rękę z jego uścisku.
–
Nie dotykaj mnie – mruknął.
–
Baek, proszę- – Chanyeol chciał tylko z nim pogadać. Czy to jako kochankowie,
jako przyjaciele, jako byli kochankowie czy jako wrogowie, chciał jedynie
porozmawiać z Baekhyunem.
Ale
Baekhyun zniknął wśród tłumu, zostawiając go samego. Jakby był niewzruszony
wypychaniem Chanyeola ze swojego życia.
– Współlokatorze? Gdzie podział
się Baek? – Chen zadzwonił do niego, pierwszy temat musiał,
oczywiście, dotyczyć Baekhyuna. –
Dzwoniłem do niego, żeby powiedzieć mu, że chciałem wziąć coś z jego torby, ale
powiedział, że się wyprowadził.
– Coś się między zaszło?
–
On… – Mówienie o Baekhyunie bolało. – Powiedział, że przyjechał nowy przyjaciel
z daleka i zostaje u niego przez czas jego pobytu.
– Więc… nic się nie stało?
– Oczywiście,
że nie. – Wszystko się stało. Chanyeol
nie chciał nikogo martwić. Był pewien, że Baekhyun także tego nie chciał. –
Tylko spotkał starego przyjaciela.
–…Dobrze – powiedział w końcu Chen. – Wiesz, pytałem go o to samo i odpowiedział
tak, jak ty odpowiedziałeś. Myślałem, że mógł kłamać, właśnie dlatego
sprawdziłem ciebie i zgaduję, że obaj mówicie prawdę? – Chanyeol zaśmiał
się. Dziwne, że choć byli rozdzieleni i nie mieli pojęcia o wzajemnych myślach,
nadal wymyślali te same wymówki i odpowiadali w taki sam sposób. Śmiechu warte.
–
Tak, oczywiście. – Chanyeol znowu się zaśmiał.
– Co jest takie zabawne?
–
Nic – powiedział cicho Chanyeol. – Nasze myśli są takie same.
–
Hę?
–
Nasze myśli są takie same. – Chciałbym
tylko, żeby nasze serca były takie same.
Tym
razem Chanyeol zauważył Baekhyuna przechodzącego obok ich pokoju.
Z
prędkością, której nigdy nie był u siebie świadom, Chanyeol złapał Baekhyuna za
nadgarstek i wciągnął go do pokoju, a potem zamknął za nimi drzwi.
–
Co, do licha?! – Baekhyun brzmiał na bardzo poirytowanego, a Chanyeol starał
się nie pozwolić, by to do niego dotarło.
–
Baek, musimy porozmawiać – powiedział błagalnym tonem, oparł się o drzwi, żeby
Baekhyun nie mógł wyjść. Zdając sobie, że to jedyne wyjście, Baekhyun stał na
swoim miejscu z grymasem na ustach. – Pozwolę ci odejść, kiedy skończę.
Obiecuję.
–
Mów. – Baekhyun brzmiał, jakby nie chciał go widzieć, a serce Chanyeola znów
się złamało. Niższy nawet nie patrzył mu w oczy. Chanyeol zaśmiał się, próbując
sprawić, by było to mniej poważne.
–
Ja… Wiem… Wiem, że nie chcesz mnie widzieć… – Robił wszystko, co w jego mocy,
by się nie załamać. – Ponieważ… ja… Ponieważ zawsze byłem tylko jego zamiennikiem… – Patrzył w podłogę i
ukrywał dłonie za plecami – drżały. – Ale… Ale nie czuj się winny, Baek. Nie
odpychaj mnie z powodu tego, co się stało.
Baekhyun
nie powiedział nic.
–
Ja… To zrozumiałe, c-co zrobiłeś… – Chanyeol już nawet nie wiedział, co mówił.
– Nie obwiniam cię. – Podniósł lekko wzrok. Baekhyun patrzył w bok, miał
odwróconą głowę.
–
M-Możemy udawać, że to się nigdy nie wydarzyło. – Brzmiał teraz bardzo głupio,
ale chciał tylko, by Baekhyun znów z nim rozmawiał. – Możemy udawać, że „my”
nigdy się nie zdarzyliśmy. – Bardzo bolało mówienie tego, ponieważ „my”
znaczyło dla niego wszystko, ale teraz Baekhyun znaczył więcej.
–
O czym ty mówisz? – Baekhyun brzmiał na rozgniewanego. Chanyeol wyprostował się
i znowu zaśmiał.
–
Chcę zapomnieć o wszystkim, co się między nami wydarzyło – wyszeptał Chanyeol,
robiąc krok naprzód, wyciągnął rękę, by złapać dłoń Baekhyuna. Baekhyun odsunął
się. – Znowu możemy być wrogami. Tylko… nie unikaj mnie. Nie ignoruj mnie.
–
Chanyeol. – Dlaczego jest serce nadal zatrzymywało się, kiedy słyszał, jak
Baekhyun woła jego imię. Walczył na wojnie, którą już przegrał. – Nie.
–
Baekhyun, proszę- – Chanyeol znów wyciągnął dłoń, by chwycić swojego byłego,
lecz Baekhyun prędko się odsunął. Chanyeol złapał powietrze, chwytając nic.
–
Nie. – Teraz głos Baekhyuna był mocniejszy. – Udawaj, że nie istnieję. Nie
szukaj mnie już. – Później z prędkością błyskawicy Baekhyun znalazł się przy
drzwiach.
–
Wiem, że mnie nie kochasz, Baek. – Teraz głos Chanyeola był głośny, wypalił to
jak nic innego. Baekhyun zatrzymał się. – Wiem, że nigdy mnie nie kochałeś…
Myślałem, że tak było, ale tak nie było. I… Nie przeszkadza mi to. – Przeszkadza. – Tylko- Ja… Ja… Chcę,
żebyś był szczęśliwy. – Chanyeol był bardzo bliski powiedzenia „Kocham cię”.
Miał te słowa na końcu języka, gotowe były się wymsknąć, ale złapał je w
ostatniej chwili, głównie dlatego, że żałośnie było je mówić. To było
bezużyteczne, ponieważ utrudniałoby wszystko Baekhyunowi. Utrudniałoby to im
obu. A także dlatego, że nigdy wcześniej nie zadziałało.
Baekhyun
zamarł przy drzwiach. Chanyeol bardzo chciał go przytulić, potrzymać,
pocałować, ale w zamian stał sam po drugiej stronie pokoju z zimnym ciałem i
pustymi rękoma.
Wtedy
Baekhyun otworzył drzwi i zatrzasnął je za sobą, bez słowa, bez pocieszenia.
Bez
niczego.
Chanyeol
przestał chodzić na zajęcia.
Przestał
w ogóle wychodzić z pokoju, głównie dlatego, że nie chciał wpaść na Baekhyuna.
Nie chciał spotkać Baekhyuna, wiedząc, że nie może z nim porozmawiać. Ponieważ
Baekhyun nie chciał z nim rozmawiać.
„Udawaj, że nie istnieję.”
Czy
udawanie miało zmniejszyć ból? Czy udawanie miało rozwiązać wszystkie problemy?
Chanyeol
udawał, że nie zerwali, ale to bolało o wiele bardziej. Udawanie bolało,
ponieważ ludzie udają jedynie, że mają coś, czego nie mają.
Chanyeol
siedział na krześle, wpatrując się w przestrzeń. Robienie tego już go
wymęczało. Nie sądził, że w tym wypadku mógłby dać sobie radę z jedzeniem czy
uczeniem się.
Cisza
była uspokajająca, ale jednocześnie pochłaniała go, pochłaniała zdrowe zmysły,
które mu pozostały. Nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego ludzie tak mocno upadali
po rozstaniu. Myślał, że to nie jest wielki problem, dopóki nie spotkał
Baekhyuna. Po spotkaniu Baekhyuna chciał zrozumieć.
I
teraz rozumiał.
Ale
nie w taki sposób. Nigdy nie chciał rozumieć tego w ten sposób.
–
Park Chanyeol! – krzyknął Kyungsoo, wpraszając się po raz pierwszy, odkąd
wtargnął, gdy dwaj współlokatorzy całowali się w zeszłym roku. Z jakiegoś
powodu wszystko prowadziło do Baekhyuna. – Dlaczego, do licha, jesteś tu, a nie
na zajęciach?
–
Kyungsoo – przywitał się słabo. Mina Kyungsoo zmieniła się z zagniewanej na
zmartwioną, kiedy cicho zamknął drzwi, podszedł do Chanyeola i przykucnął,
wpatrując się w niego.
–
Nie jesteś chory, Chanyeol – powiedział cicho Kyungsoo. – Ale to nie jest
normalne, prawda? – Chanyeol nie zareagował. W zamian patrzył w przestrzeń.
–
To nie chodzi o Baekhyuna, prawda? – Jego serce ścisnęło się z bólu na to imię.
– Bo powiedziałem mu, żeby cię nie ranił-
–
Między nami jest w porządku – odrzekł cicho Chanyeol. Dlaczego nadal udawał? –
Między nami wszystko dobrze. – Kyungsoo patrzył na niego zmartwiony i wydawał
się zastygnąć w miejscu. W jego oczach tkwił konflikt, ten samy, który Chanyeol
widział w oczach Baekhyuna kilka dni temu, był to wyraz, którego zaczynał
nienawidzić. Później poczuł, jak dłoń zamyka się wokół jego dłoni.
–
Przyjaciele mogą trzymać się za ręce, prawda? – zapytał Kyungsoo, wysilając się
na uśmiech. Chanyeol zamknął oczy, próbując zapomnieć, kto powiedział to
ostatni. Dłoń Kyungsoo była inna, ale ciepła i uspokajająca, kiedy niższy
ścisnął ją.
–
Kyungsoo – wydyszał cicho Chanyeol. Z jakiegoś powodu spazmy szlochu wróciły i
znów się trząsł. – Kyungsoo.
–
Chanyeol? – Głos Kyungsoo był zatroskany, pełen miłości, której Chanyeol
chciał, by Baekhyun do niego żywił. Takie myślenie było okrutne i samolubne, a
myślenie o Kyungsoo w ten sposób było okropne, lecz nie mógł nic na to
poradzić. Jakby wciągnął się w tornado i nigdy miał z niego nie wyjść. Chanyeol
wziął głęboki oddech, ale nie powiedział nic. Jego serce było tak pełne
Baekhyuna, że nawet kiedy zamykał oczy, widział jego uśmiech. Dlaczego tak
mocno się zakochał?
Później
poczuł, jak ramiona zaciskają się dookoła niego, tuląc go mocno. Zaskoczony
Chanyeol otworzył oczy. Kyungsoo przytulał go, przyciągając do swej piersi.
Dłoń Kyungsoo była z tyłu jego głowy, pozwalał mu oprzeć się na swoim ramieniu.
–
Przez cokolwiek przechodzisz, wkrótce się skończy – powiedział cicho Kyungsoo.
Chanyeol mocno zacisnął oczy, jego ciało drżało, chciał płakać, lecz jego oczy
były suche. – Dobrze? Wszystko będzie w porządku, Chanyeol. Wszystko będzie
dobrze.
To
Kyungsoo go trzymał. To Kyungsoo mówił mu to wszystko. To Kyungsoo go, kurwa,
kochał. Ale Chanyeol jedynie mógł sobie życzyć, by był to ktoś inny.
Miłość
ma wiele oblicz, powiedział kiedyś Chanyeol. Miłość mogła być wieloma rzeczami.
Nigdy
nie spodziewał się, że doświadczy jej okrucieństwa.
–
Hej, Chanyeol. – Jongin zatrzymał Chanyeola na korytarzu, kiedy nieco wrócił do
zdrowych zmysłów. Chanyeol wysilił się na uśmiech.
–
Hej.
–
Gościu, gdzie jest twój chłopak? – Jongin wyciągnął szyję. – Unika mnie. –
Uśmiech Chanyeola zniknął. Jongin tego nie zauważył, ponieważ rozglądał się.
–
Znaczy, nie tylko mnie – ciągnął. – Unika prawie wszystkich, poza tobą i
Chenem, oczywiście. – Jongin uniósł brew, gdy Chanyeol prychnął. – Nie wciskaj
mi kitu, Yeol. Widziałem was w ogrodzie kilka godzin temu.
Chanyeol
chciał zamrugać, jak zawsze robił, kiedy usłyszał coś zaskakującego lub
dezorientującego. Chciał wyglądać na głupka i nie wiedzieć nic. Ale w zamian
jego serce jedynie zabolało, ponieważ Baekhyun nawet spotykał się z Joo Sungiem
w szkole.
–
A tak w ogóle gdzie kupiłeś tamtą czapkę? – Jongin brzmiał na zainteresowanego.
– Chcę kupić taką Sehunowi na urodziny w przyszłym roku.
–
Uch… – Chanyeol urwał i zamilkł. Nie wiedział nawet, jak wygląda ta czapka.
–
Powiesz mi, co z nim? – zapytał Jongin, przybliżając się. Wydawał się być
szczerze ciekawy. Może to dlatego, że Baekhyuna nadal utrzymywał kontakt z ludźmi,
żeby się nie martwił. – Hę?
–
Ja… Nie mogę – odparł cicho Chanyeol. Ostatnio mówił cicho, ponieważ bał się,
że jeśli znajdzie w głosie siłę, złamie się. – Nie mogę, Jongin.
–
Och. – Jongin zmarszczył brwi, po czym odsunął się z osobistej przestrzeni
Chanyeola. – Och, dobrze.
–
On… On powie ci, kiedy będzie gotowy – wyszeptał Chanyeol. Powie wszystkim, gdy będzie gotowy. Wyższy zatoczył się do tyłu,
nie był już w stanie rozmawiać o swoim byłym chłopaku.
Uciekanie…
Stało
się nawykiem.
I może kiedy będzie gotowy…
Wróci.
Chanyeol
w końcu wrócił na zajęcia dzięki zrzędzeniu Kyungsoo. Kyungsoo, który, chociaż
wiedział, że Chanyeol nie miał humoru na cokolwiek, wyciągał go na zajęcia i
ciągnął na posiłki. Nie zadawał pytań, nic nie mówił, ale zabierał Chanyeola w
miejsca, w których powinien być i towarzyszył mu prawie zawsze.
–
Sam mam się dobrze, Soo. Nie martw się – szepnął Chanyeol.
–
Nie – naciskał Kyungsoo. – Co jeśli zostawię cię samego? Znowu będziesz miał
złe myśli. – Chanyeol nie powiedział nic.
–
Czy my… czy możemy zostać w pokoju? – spytał Chanyeol. – Przynajmniej? Ja… nie
mam ochoty nigdzie iść. – Kyungsoo patrzył na niego przez długi czas, a potem
poddał się.
–
Jasne – mruknął, dając Chanyeolowi prowadzić się z powrotem do jego pokoju.
Prawda była taka, że Chanyeol nie chciał dezorientować ludzi. Jeśli wszyscy
zobaczą Baekhyuna z Joo Sungiem, pomyślą, że jest z Chanyeolem, więc Chanyeol
nie chciał tego burzyć. Nie chciał, by ludzie odkryli prawdę, ponieważ nie
chciał, by wszyscy wiedzieli, że zawsze był jedynie zastępstwem dla Baekhyuna.
–
Obejrzyjmy film! – powiedział Kyungsoo, uśmiechnął się, ciągnął laptop
Chanyeola do przodu. – Nie przeszkadza ci to, prawda? – Chanyeol nieprzytomnie
skinął głową.
–
Chanyeol, nie możesz tak dalej żyć, wiesz? – Kyungsoo westchnął, podając
laptopa Chanyeolowi. – Wiem, że coś wydarzyło się między tobą a Baekhyunem. Nie
możecie tego po prostu rozwiązać? – Chanyeol zamilkł. Okropne było to, że
wszystko już zostało rozwiązane. Chanyeol był tylko dodatkiem.
–
Jest w porządku, Soo – powiedział.
–
Jeśli zobaczy nas razem, myślisz, że będzie zazdrosny? – Kyungsoo zachichotał.
– Może wtedy się pogodzicie.
–
To… To nie tak – wychrypiał Chanyeol. Jego dolna warga drżała. Teraz Chanyeol
byłby przerażony, gdyby Baekhyun w ogóle odważył się na niego spojrzeć.
W
końcu miłość to trzymanie wzroku tylko na jednej osobie. Przynajmniej w to
wierzył Chanyeol. Wiedział, że Baekhyun wierzy w to samo, ponieważ myśleli w
ten sam sposób.
Czy
to celowo czy nie, Baekhyun będzie patrzył tylko na Joo Sunga i na nikogo
innego, tak jak Chanyeol będzie patrzył wyłącznie na Baekhyuna i na nikogo
innego.
Tak
jak… Kyungsoo będzie patrzył tylko na Chanyeola i na nikogo innego.
Nienawidził
tego, nienawidził jak miłość zmieniała sprawy i ludzi, przekręcała związki i
uczucia. Nienawidził tego, ponieważ miłość zawsze zostawia więcej ludzi
cierpiących niż ludzi złączonych i szczęśliwych.
–
To film akcji – powiedział Kyungsoo, wkładając płytę. – Jestem pewien, że go
pokochasz.
Kyungsoo
nie wiedział, że kiedy patrzył intensywnie w ekran, Chanyeol spoglądał w
przestrzeń, myśląc o kimś, kogo imię był zbyt bolesne, by je wypowiedzieć.
– Pamiętaj, żeby zjeść kanapkę –
powiedział Kyungsoo.
–
Dobrze. Dobrze, będę pamiętał – wyszeptał Chanyeol. – Dzięki. – Potem Kyungsoo
się rozłączył. Chanyeol odetchnął ciężko, z powrotem wkładając telefon do
kieszeni. Wtedy drzwi pokoju otworzyły się.
Pierwszą
rzeczą, którą zobaczył, była para butów obok jego. Jego serce w nadziei
zatrzymało się na chwilę. Czy to mogło być to?
Chanyeol
podniósł wzrok, zauważając na podłodze nierozpakowaną torbę. Właśnie wtedy
usłyszał wodę lecącą spod prysznica.
Jego
serce wzniosło się.
Baekhyun
wrócił.
Wziął
głęboki oddech, nie wiedział, co robić, kiedy usiadł na łóżku. Jak miał
rozmawiać z Baekhyunem? Jak ma przeprosić?
Nie
miał okazji o tym pomyśleć, ponieważ drzwi od łazienki otworzyły się.
I
wyszedł z niej ktoś inny.
–
CO, DO KURWY?! – Chanyeol wstał i ryknął. Chwilę zajęło mu, by po wybuchu
złości zauważyć, że to ktoś, kogo rozpoznaje.
Młody
ochroniarz Baekhyuna, który się w nim podkochiwał. Jungsoo.
–
Cześć! – powiedział radośnie chłopak, podchodząc do Chanyeola. – Jestem twoim
nowym współlokatorem. Jestem Jungsoo-
–
Wiem, kurwa, kim jesteś – warknął Chanyeol, jego głos zanikł, kiedy opadł na
łóżko. Dlaczego? Dlaczego każda pieprzona
rzecz musiała przypominać mu o Baekhyunie? Jungsoo cofnął dłoń i wsunął ją do
kieszeni.
–
Wynoś się – powiedział cicho Chanyeol.
–
Co? Nie, powiedziałem ci, mieszkam tu-
–
Nie możesz, kuźwa, zająć miejsca Baekhyuna – wtrącił Chanyeol. – Baekhyun nie
jest zamiennikiem. Jego… nigdy nie będzie można zastąpić. – Jungsoo wpatrywał
się w niego w milczeniu.
–
Posłuchaj, gościu… – zaczął w końcu. – Chodzi mi o to, że świat się nie kończy,
wiesz? On… znalazł sobie kogoś innego, i co z tego? Ogarnij się.
–
Nie mogę. – Głos Chanyeola się załamał. – To cholernie szalone, ale po prostu
wiem. Wiem, że nigdy nie pokocham nikogo tak, jak kochałem jego – Nie wiedział,
dlaczego rozmawiał o tym z kimś, kogo ledwie znał – kimś, kto był bardzo bliski
bycia jego miłosnym rywalem rok temu. Jungsoo obserwował go w ciszy, był
lepszym słuchaczem, niż Chanyeol kiedykolwiek uważał.
–
Nadejdzie czas, kiedy będziesz musiał podjąć decyzję, Chanyeol – powiedział
Jungsoo. – Wszyscy w swoim życiu, przynajmniej raz, będą musieli podjąć ważną
decyzję. Ta decyzja będzie najcięższą, jaką kiedykolwiek będą musieli podjąć.
Baekhyun swoją podjął. Teraz twoja kolej.
–
Już to zrobiłem – szepnął Chanyeol. – Nawet jeśli mnie nie wybrał, ja wybieram
jego. Zawsze wybiorę jego.
Cisza.
–
Nie myśl o mnie jak o ochroniarzu Baekhyuna – powiedział w końcu Jungsoo,
wstając po chwilach ciszy. – Zrezygnowałem z tej roboty. Ja… chciałem wrócić do
szkoły, żeby się uczyć. – Chanyeol nie odpowiedział. Jungsoo westchnął. – Cóż,
jako że jesteśmy współlokatorami, powiem ci coś. Nigdy nie skończyłem szkoły,
ponieważ musiałem trenować, żeby się wzmocnić i w ogóle. Teraz zdecydowałem, że
tęsknię za byciem normalnym dzieciakiem, więc oto jestem. – Po raz kolejny
Chanyeol nie odpowiedział.
–
Nie… Nie rozmawiajmy o nim, dobrze? – rzekł cicho Jungsoo. – Nie budujmy naszej
przyjaźni przez niego.
–
Jakiej przyjaźni – wymamrotał Chanyeol, jego ton był wrogi, kiedy odwrócił się
i otworzył książkę. – Jakbym chciał się z tobą przyjaźnić.
Jungsoo
zachichotał.
–
Słyszałem od… Jongina, chyba tak miał na imię, że lubisz, kiedy twoi
dongsaengowie nazywają cię hyungiem? – zapytał Jungsoo. – Zacznijmy na przyjaznej
stopie, hyung?
Chanyeol
nie odpowiedział.
–
Ten dupek mnie okłamał… – mruknął Jungsoo.
–
Już się zaprzyjaźniliście? – zapytał szorstko Chanyeol. Jungsoo uśmiechnął się.
–
Tak. Jongin pokazał mi drogę razem z Chenem-hyungiem. – Chanyeol nie odpowiedział.
Chanyeol nie rozmawiał z nim przez resztę dnia, jakby zatopił się w myślach.
Myślał.
Dni
bez Baekhyuna powoli zabijały go od środka.
To
tak, jakby Baekhyun był narkotykiem, od którego nie mógł się oderwać. Dni bez
patrzenia na Baekhyuna bolały go, a dni bez rozmawiania z Baekhyunem sprawiały,
że cierpiał. Teraz chciał być w stanie jedynie go widzieć, nawet jeśli znaczyło
to, że nigdy nie będzie mógł go dotknąć. Baekhyun był w jego telefonie, telefon
ten zawierał wiele wspomnień ich dwóch. Mógł dotknąć raz ekranu i byłby w
stanie usłyszeć głos Baekhyuna, ale nie robił tego, bo to bolało.
Nie
przeglądał ich starych wiadomości, bo to bolało.
Bolało
na dwa sposoby.
Los
sprawił, że kiedy przechodził przez szkolne boisko w czasie przerwy, zauważył
Baekhyuna. Baekhyun znów siedział z Joo Sungiem, śmieli się z czegoś, ich
dłonie były ze sobą mocno splecione. Chanyeol przełknął swoje uczucia i spuścił
głowę, mając nadzieję, że ludzie nie zauważą tych dwóch sobowtórów w tym samym
miejscu w tym samym czasie.
W
końcu zerknął na nich znad książek. Baekhyun nadal wyglądał pięknie. Chanyeol
tak bardzo chciał go objąć, usłyszeć jego głos, zobaczyć jego uśmiech.
Patrzył,
jak Baekhyun macha Joo Sungowi na pożegnanie, a potem odchodzi. Chanyeol
zamknął oczy, wziął głęboki wdech, wdychając zapach truskawek i miodu. Czuł
zapach Baekhyuna. Baekhyun właśnie przeszedł obok niego.
Nie
otwierając oczu, wyciągnął dłoń i złapał rękę – rękę, którą pragnął dotykać.
Otworzył oczy, by spojrzeć na miłość swojego życia – nie w jego oczy, ponieważ
teraz bał się tego, jaki wyraz mogą mieć.
–
Baekhyun – szepnął. W zamian patrzył na szyję Baekhyuna, widział jak
mlecznobiała i miękka jest. To nie było nawet celowe, ale przypomniał sobie
wszystkie razy, jak przyciskał do niej swe usta. – Baekhyun. – Wypowiadanie
tego imienia bolało, ale Chanyeol chciał je powiedzieć. Cholera, chciał je
wykrzyczeć.
Baekhyun
nie powiedział nic i z punktu swojego widzenia, Chanyeol mógł zobaczyć, że
Baekhyun zmarszczył brwi. W zamian Baekhyun wyrwał rękę z uścisku Chanyeol i
odszedł, nie mówiąc do niego ani słowa.
Dlaczego
Baekhyun nie mógł z nim rozmawiać? Chanyeol dał mu to, czego chciał. Chanyeol
go uwolnił. Więc dlaczego Baekhyun nie mógł pozwolić jego sercu odpocząć?
Z
jakiegoś powodu po tamtym incydencie Chanyeol widział ich razem coraz częściej,
spotykali się w miejscach, w których Chanyeol spotykał się z Baekhyunem. To
sprawiło, że prawie się śmiał, myśląc o tym, jak podobnie wyglądali do niego z
Baekhyunem i jak dopasowane było do nich otoczenie. To głupie i nawet nie było
celowe, ale Los prawdopodobnie chciał, by poczuł najokrutniejszy zawód miłosny,
sprawiał, że zawsze wpadał na nich. On. Oni. To było to, czym się stało.
Jeśli
któryś z jego przyjaciół zdał sobie sprawę, nie wiedział i go to nie
obchodziło, ponieważ spędzał większość czasu w pokoju, czy Jungsoo tam był czy
nie. Nie myślał, że kiedykolwiek przyzwyczai się do tego, że ktoś inny jest
jego współlokatorem, a nie Baekhyun, nie sądził, że kiedykolwiek przywyknie do
cichych nocy, podczas których nie słyszał sennych dźwięków wydawanych przez
Baekhyuna.
Czasami
myślał, że wariuje, wracał i wyczuwał zapach truskawek w powietrzu. Czasami
myślał, że szaleje, podczas bezsennych nocy, kiedy myślał, że usłyszał, jak
głos Baekhyuna woła jego imię.
Wyglądali
na bardzo szczęśliwych, co Chanyeol widział ze swojego punktu, tak szczęśliwych
jak Chanyeol wyobrażał sobie, że jest, gdyby miał Baekhyuna całego dla siebie.
I nie mógł nic poradzić na to, że myślał, że zawsze był jedynie cieniem, tylko
kimś, kto ograniczał Baekhyuna przed byciem ze swoją prawdziwą miłością.
Wiedział,
że powinien być radosny, bo mimo wszystko w końcu zawsze był radosną osobą. Ale
teraz uważał za trudne znaleźć coś pozytywnego. Nawet małe rzeczy jak
życzliwość Kyungsoo i głupkowatość Jungsoo nie mogły już wywołać uśmiechu na
jego twarzy.
–
Dobra, Chanyeol. – Jongin wtargnął jednego dnia, gniew był na jego twarzy. –
Co, do cholery, stało się między tobą i Baekhyunem? – Chanyeol nie powiedział
nic – nie było nic do powiedzenia.
–
Dlaczego, do licha, już nigdy z nami nie jesteście? – Jongin brzmiał na bardzo
zmartwionego. – Kyungsoo też. Co w was, do diabła, wstąpiło?
–
My… – zaczął Chanyeol. Jongin obserwował go, chciał wycisnąć z niego odpowiedź,
nawet gdyby miała być to ostatnia rzecz, jaką zrobi. – My… My zerwaliśmy.
Twarz
Jongina spochmurniała.
–
Co? – wychrypiał Jongin. – Kiedy to się stało.
–
Nie wiem… – Chanyeol zachichotał. – Jakieś kilka tygodni temu?
–
Dlaczego, do cholery, nam nie powiedziałeś? – Jongin brzmiał na rozgniewanego,
współczującego i winnego. – To nie zniszczy nastroju przy stoliku, wiesz o tym. – Jongin przygryzł wargę. –
A poza tym nie musieliście przed nami udawać, wiesz? W ogrodzie i w ogóle.
Mogliście po prostu nam powiedzieć-
–
To nie ze mną jest – wyszeptał Chanyeol.
–
To kto to jest? – Zaskoczony Jongin zamrugał. – To znaczy, przysięgam, że to
byłeś ty, ponieważ prawie nikt nie ma takiego wzrostu i sylwetki jak ty-
–
On… wygląda jak ja – powiedział cicho Chanyeol. Jongin musiał się pochylić, by
go usłyszeć. – Ja byłem tylko cieniem.
–
Co to, do kurwy, znaczy? – Jongin brzmiał na zniecierpliwionego. – Chanyeol,
ja-
–
Proszę, nie rozmawiajmy już o tym. – Chanyeol spojrzał na swoje palce i
uśmiechnął się. – To skończone.
–
Chanyeol… – Jongin nie wiedział, co zrobić. Przysunął się, jego dłoń niepewnie
przesunęła się, by dotknąć ramienia Chanyeola. – Wiesz… Wiesz, że jestem przy
tobie, prawda?
–
Tak. – Chanyeol zachichotał. To nie
ciebie potrzebuję. – Wiem.
–
Pogadam z Baekiem-
–
Nie – wtrącił Chanyeol. – Nie. Po prostu… zostaw go. Ma się dobrze, przysięgam.
– Dłoń Jongina na jego ramieniu była ciężka, ale nieco uspokajająca.
–
Nie wiem, co między wami, do cholery, zaszło – powiedział Jongin niemal
gniewnie. – To cholernie głupie. Zawsze między wami dzieje się coś dziwnego. A
ja nigdy nic nie wiem.
–
To ostatnia sprawa – wyszeptał miękko Chanyeol. – To ostatnia rzecz, jaka jest
między nami. Nic więcej już się nie wydarzy. – Czuł na sobie wzrok Jongina, ale
był zbyt skończony, by się przejmować. Teraz nie obchodziło go już nic poza Baekhyunem.
To szalone, jak szybko ktoś może stać się twoim całym światem tak, że
zapominasz życia, kiedy znika.
I
Chanyeol był w pełni tego świadomy. Chanyeol był świadomy, że jego szczęście
było zamknięte w sercu kogoś innego, świadomy tego, że tak naprawdę nie żył i
nie ruszał naprzód. Nie wiedział, jak wyrwać się z tej fazy.
Faza…
Chciał
się zaśmiać z tego, jak głupie jest to słowo, jak beztrosko brzmiało rok temu,
kiedy Chanyeol nie wiedział nic i nie wiedział, jak kochać.
–
Po prostu… Mam się dobrze, Jongin – zapewnił cicho Chanyeol. – Obiecaj mi
tylko, że… nie będziesz rozmawiał z Baekhyunem, dopóki on nie porozmawia z tobą
pierwszy. Dobrze? – Zmartwiony Jongin patrzył na niego. – Porozmawia z tobą,
jak będzie gotowy.
Z
początku Jongin wyglądał niepewnie, ale w końcu skinął głową.
Jongin
nigdy nie widział, by Chanyeol wyglądał na tak smutnego.
Nie
tak, jakby Chanyeol został uderzony, dźgnięty czy coś. Chanyeol nie wyglądał na
zranionego fizycznie.
Ale
z jakiegoś powodu wyglądał źle. W jego oczach był okropny wyraz, jakby już nie
obchodził go świat i to przerażało Jongina bardziej niż cokolwiek.
Chanyeol
mówił bardzo łamiącym się głosem, mówił, jakby już nigdy nie mógł być
szczęśliwy. To przerażało Jongina, ponieważ Jongin wiedział, że Chanyeol jest
znany z posiadania wielkiego optymizmu, ze znajdowania światła pod niekończącą
się ciemnością. To przerażało Jongina, ponieważ Chanyeol… nie wyglądał jak
Chanyeol, którego znał.
Kiedy
Chanyeol się śmiał, brzmiało to bardzo smutno. Brzmiało, jakby starał się
zapewnić Jongina, ale w zamian to sprawiało, że Jongin jeszcze bardziej się
martwił.
Gorsze
było to, że Chanyeol mógł zostać do tego sprowadzony, przygnębiony i niechcący interakcji
z innymi, z powodu miłości. Ponieważ tak bardzo kochał Baekhyuna.
Teraz
Jongin to widział. Widział, jak bardzo Chanyeol kochał Baekhyuna, tak bardzo,
że choć wyglądało, jakby Baekhyun był tym, który go zranił i opuścił, Chanyeol
nadal chciał, by Baekhyun był szczęśliwy i swobodny.
Jongin
tego nie pojmował.
Nie
pojmował tego poświęcenia, tej lojalności. Jeden z jego najlepszych przyjaciół
zrobił coś złego, a drugi miał złamane serce. Ten ze złamanym sercem chciał, by
ten drugi był szczęśliwy. Co z nimi, kurwa, nie tak?
Jongin
tego nie rozumiał.
Jongin
nie sądził, że kiedykolwiek będzie na tyle dojrzały, by zrozumieć.
–
Hej, Jungsoo… – zawołał słabo Chanyeol, kiedy młodszy wszedł.
–
Hm? – Oczy Jungsoo były szeroko otwarte i niewinne.
–
Czy ty… Jesteś jego przyjacielem, prawda?
–
Uch… Czyim? – Jungsoo zamrugał zdezorientowany. Chanyeol wziął głęboki oddech,
a potem zrobił drżący wydech.
–
Baekhyuna. – Jego głos był cichy. Jungsoo zmarszczył brwi.
–
Tak…?
–
Gdzie on teraz mieszka? – zapytał Chanyeol. – Gdzie się zatrzymał? Wiesz to?
–
Ja… – Jungsoo rozejrzał się po pokoju.
–
Wiesz, prawda? – Chanyeol wstał. – Powiedz mi. Proszę, powiedz mi.
–
Nie będziesz go szukał, prawda? – spytał podejrzliwie Jungsoo. Chanyeol
potrząsnął głową, potykając się w jego stronę. Zaskoczony Jungsoo odsunął się.
–
Cholera – wydyszał Jungsoo. – Posłuchaj, hyung, m-mam coś do zrobienia. Ja…
Wrócę, jasne? – Nie czekając na odpowiedź Chanyeola, Jungsoo wyfrunął z pokoju.
Ze
złamanym sercem Chanyeol usiadł na łóżku. Tęsknił za Baekhyunem. Bardzo za nim
tęsknił. Chciał go odzyskać. Drżąc, wyjął swój telefon, wpisał hasło jednym
palcem, obserwując jak ekran się pokazuje. Przesunął ekran, nacisnął, potem
znowu nacisnął. Jego serce rosło, gdy przeglądał galerię, widział potajemne
zdjęcia, które zrobił Baekhyunowi, kiedy był pewien, że ten nie patrzył,
przesuwające się z innymi przypadkowymi zdjęciami. Serce Chanyeola skręciło się
– to wszystko, co miał teraz z Baekhyuna.
Z
walącym sercem nacisnął na wideo i wcisnął przycisk odtwarzania.
–
W porządku! Mówi reporter Chanyeol. Przeprowadzam wywiad z Byun Baekhyunem.
Baekhyun, jak się dziś czujesz, będąc w Namsan w swoje urodziny? – Baekhyun na nagraniu jadł pieczonego
ziemniaka na patyku w bardzo uroczy sposób.
–
To takie głupie… –
Głos Baekhyuna tutaj był bardzo cichy.
–
Baekhyun, Baekhyun! Powiedz nam, jakie to uczucie być w tak pięknym miejscu w
swoje urodziny. –
Oglądał, niemal uśmiechnął się, kiedy Baekhyun przewrócił oczami, miał lekko
przekrzywioną głowę, gdy podziwiał otoczenie.
–
Świetne. To miejsce jest naprawdę ładne i- …hę? – Baekhyun zamrugał i zrobił to bardzo,
bardzo uroczo. Chanyeol uśmiechnął się, jego zbolałe serce nieco się uleczyło.
Baekhyun nadal mrugał, ale w końcu niższy podszedł bliżej w taki sposób, że
Chanyeol prawdziwie uchwycił jego rozkoszne rysy twarzy, jego oczy mrugały tak
niewinnie, kiedy przeniósł wzrok z aparatu na Chanyeola, podnosząc jego
ziemniaka na patyku. Wyglądał wtedy bardzo uroczy. Chanyeol zastanawiał się,
dlaczego nigdy wcześniej nie obejrzał tego ponownie. Potem cofnął się, a
Chanyeol na nagraniu znów przeprowadzał z nim wywiad.
Ale Chanyeol chciał oglądać jedynie tamtą
scenę.
Cofnął, skulił się, trzymając telefon na
kolanach, oglądał skurczony. Co dziwne czuł, jak pieką go oczy, kiedy zobaczył,
jak Baekhyun znów się przybliża, wyraz jego twarzy świadczył o tym, że jest
niezorientowany, gdy czekał, aż wyższy przemówi na wideo. Gdy ta część się
skończyła, Chanyeol ponownie cofnął i ponownie, i ponownie, i ponownie.
Chanyeol pociągnął nosem.
Wtedy gorące łzy wypłynęły i spłynęły po
jego policzkach tak naturalnie jak liście spadające jesienią. Z jakiegoś powodu
czuł mniejszy ból i był mniej otępiały po obejrzeniu tego nagrania. Właśnie w
ten sposób stało się ono najcenniejszą rzeczą, jaką posiadał.
Wszystko przypominało mu o Baekhyunie, ale
patrzenie na prawdziwego Baekhyuna gdzieś,
czy to na zdjęciu czy na filmie, sprawiało, że wszystko stawało się nieco
lepsze od tego.
Choć łzy zamazywały mu widok, nadal
oglądał, mrugał gwałtownie, by się ich pozbyć, kiedy cofał i cofał, i cofał. I
cofał. I cofał.
Kilka godzin później wrócił Jungsoo. Jego
oczy rozszerzyły się, gdy ujrzał swojego współlokatora siedzącego na podłodze
zwiniętego w kulkę, jakby kulącego się przed światem.
– Hyung? – zapytał nerwowo. Chanyeol
zignorował go, jakby go nie słyszał, a jego spuchnięte oczy zdawały się być na
czymś skupione. –…Hyung? – Znowu brak odpowiedzi.
Jungsoo powoli podszedł do swojego hyunga,
jego oczy rozszerzyły się, kiedy zobaczył, że starszy w kółko naciska konkretne
miejsce, oglądając powtórki tej samej sceny.
Westchnął.
–…Baekhyun mieszka z Joo – powiedział cicho
Jungsoo. Jakby go zauważając, Chanyeol wzdrygnął się, jego telefon upadł na
podłogę, a on podniósł wzrok. Jungsoo skrzywił się – oczy Chanyeola były ciemne
i zmęczone, ale także czerwone i spuchnięte. – Wprowadził się do niego.
–…Och. – Jungsoo przysięgał, że usłyszał,
jakby coś pękło. Chanyeol wstał na drżących nogach po tym, jak wziął swój
telefon, a potem wytoczył się z pokoju.
– Hej… hej! – wołał za nim Jungsoo, ale
Chanyeol wyszedł, nie siląc się nawet, by zamknąć za sobą drzwi.
– Chanyeol,
gdzie jesteś? – Głos Jongina brzmiał na spanikowany. Mózg Chanyeola za
bardzo się zlasował, by się przejmować. Pociągnął z butelki kolejny łyk, wlewając
palącą ciesz do swojego gardła. Jego głowa dudniła wraz z głośną muzyką. Było
za głośno.
– Ha, ha… – Chanyeol odstawił butelkę i
wziął kolejną. Czknął. – To nie „Chanyeol”, Jongjong… – Znowu czknął. – Musisz…
szaaaaanować staaaarszych… – Butelka otworzyła się z głośnym pyknięciem, a
Chanyeol znów przystawił ją sobie do ust.
–
Dlaczego tam jest tak głośno? – Teraz Jongin krzyczał. – Chanyeol, gdzie jesteś?
– Jessem hyung… – odpowiedział Chanyeol,
był lekko poirytowany, że jego słowa są takie bełkotliwe. – Mów do mnie hyung!!
–…Hyung,
gdzie jesteś? – zapytał Jongin. Chanyeol zaśmiał się głośno.
– CO TO? – Nagle krzyknął. Czknął. – NIE
SŁYSZĘ CIĘ!
–…W
barze? – Jongin zdawał się mówić do kogoś innego. Chanyeol się bronił. – Idziemy.
– Zostawcie mnie w spokoju! – krzyknął
Chanyeol. – Jesteś gównianym przyjacieeeeeelem… jeśli… (czknięcie) nie
zostawisz mnie w spokoju…
– To
nie jest zabawne, Chanyeol. Nie możesz wrócić, gdy jesteś pijany.
– Nie jessem pijany! – Chanyeol czknął. –
I… I… (czknięcie)… Nazywaj mnie hyung!
– W
którym barze jesteś? – zapytał Jongin. Chanyeol zaśmiał się.
– To… To taaaaaaaaaaajemnica. – Czknął. –
Rozłączam się… pojebie. – Chanyeol wcisnął przycisk.
–
Chanyeol, zostań tam, gdzie jesteś-
– Hm? To nie to… – mruknął do siebie
Chanyeol, wciskając inny przycisk. Zachichotał. – Znalazłem! – Później znów go
wcisnął, a rozmowa zakończyła się.
– Cholera… – Jongin zmartwiony krążył po
pokoju. Jungsoo siedział na krześle, wpatrując się w pustkę. – Dlaczego go nie
zatrzymałeś?!
– Ja… Nie wiedziałem, dokąd pójdzie… –
wymamrotał Jungsoo.
– Kurwa! – Jongin złapał się za włosy.
Nigdy nie czuł się tak wzburzony. – Niech ten idiota lepiej zostanie tam, gdzie
jest, przysięgam, kurwa…
– To dlatego, że tak bardzo go kocha –
wyszeptał cicho Jungsoo. Jongin przestał się poruszać i odwrócił się, by
spojrzeć na Jungsoo. – Wiesz, kiedy wróciłem, oglądał nagranie z nim… w kółko
odtwarzał tę samą scenę… – Jongin ucichł, jego serce skręciło się z powodu
Chanyeola.
Co się, do cholery, stało?
Dlaczego chociaż raz nie mógł, kurwa, wiedzieć?
Jongin się martwił, ponieważ Chanyeol
miewał wzloty i upadki. Chanyeol miał okresy, kiedy czuł się przygnębiony, ale
stawał na nogi. Chanyeol miewał okresy, kiedy czuł się przybity i trudniej było
mu stanąć na nogi, ale przetrzymał to i i tak stanął na nogi. Kiedy Jongin
zobaczył pełne zawodu oczy Chanyeola, uwierzył, że jego najlepszy przyjaciel w
końcu wstanie na nogi – tylko miało zabrać to trochę czasu.
Ale nigdy nie spodziewał się, że Chanyeol
ucieknie się do tego. Pieprzone
fałszywe narzędzie, które na moment zabierze jego ból.
Jongin znów zadzwonił do Chanyeola, kiedy
ten się rozłączył, był zmartwiony. Znowu krążył po pokoju. Brak odpowiedzi.
Zadzwonił kolejny raz. Zero odpowiedzi. Zadzwonił ponownie.
– Co?
– Głos Chanyeola był bełkotliwy. Brzmiał na zirytowanego.
– Przyprowadzimy cię do domu. – Jongin
przełknął ślinę, nagle zaschło mu w gardle. – Kyungsoo przyjdzie.
– Nie
chcę wracać! – Głos Chanyeola był bardzo zrzędliwy i ledwie słyszalny ponad
głośną, dudniącą muzyką. – Nie chcę tam
wracać!
– Dlaczego nie? – Jongin był zmęczony, ale
bezpieczeństwo najlepszego przyjaciela było ważniejsze. – Chanyeol, przestań
mnie odpychać-
–
Zablokuję cię! –
zagroził Chanyeol. – Ja… Ja cię, kurwa,
zablokuję, żebym… nie musiał słyszeć twojego przeklętego głosu! Boże, to takie
wkurzające…
– Zaczekaj! Hyung… – wtrącił Jongin, chcąc
grać na czas. – Hyung, powiedz mi dlaczego. Powiedz mi, dlaczego nie chcesz
wracać, potem się rozłączę. Później pozwolę ci mnie zablokować. Dobrze? –
Chanyeol milczał po drugiej stronie, nawet gdy muzyka się zmieniła.
– Mój
pokój… nasz pokój… – Chanyeol brzmiał teraz jak szczeniak, jak skrzywdzony
szczeniak. – To przypomina mi… wszystko
przypomina mi o nim… – Jongin spojrzał na Jungsoo, który wyglądał na równie
współczującego.
– Hej, a może pozwoliłbym ci dzisiaj spać u
mnie? – zapytał łagodnie Jongin. Albo mógł zostać u Kyungsoo, ale nie było,
kurwa, mowy, żeby Jongin na to pozwolił. – Hm? Pozwolę ci spać w moim łóżku. –
Cisza.
–…Naprawdę? – Po raz pierwszy głos Chanyeola brzmiał
normalniej niż przez ostatnie tygodnie. –
Zrobiłbyś to? Dla mnie?
– Oczywiście, kolego. – Jongin zachichotał,
jego serce odetchnęło z ulgą, że Chanyeol go nie odrzucił. – Powiedz nam, gdzie
jesteś, dobra? I przyprowadzimy cię. I możesz spać w moim łóżku. I używać mojej
kołdry. I przyniosę twoje rzeczy i wszystko, jeśli chcesz.
Chanyeol przez tak długo nic nie mówił, że
przez chwilę Jongin myślał, że starszy zemdlał. – …Luxion.
– Luxion? – powtórzył Jongin. – Dobrze,
hyung. Możesz się teraz rozłączyć i mnie zablokować. – Czekał i w końcu
Chanyeol się rozłączył. Zadzwonił do Kyungsoo. Kyungsoo odebrał, zanim pierwszy
sygnał się skończył.
–
Myślę, że znalazłem. – Kyungsoo
brzmiał na zdyszanego, jakby biegł. – To
jedyny bar, który został.
– Tak – powiedział Jongin. – Chanyeol
właśnie mi powiedział który, to L-
– Luxion,
prawda? – Kyungsoo nadal dyszał. –
Ten idiota. Poszedł do najbardziej podejrzanego baru w okolicy. Wchodzę.
– Bądź ostrożny, dobrze? – zapytał z
niepokojem Jongin.
–
Wszystko będzie dobrze.
– Głos Kyungsoo był szorstki i rozłączył się. Serce Jongina boleśnie waliło.
Nienawidził tego. Nienawidził, na jak zmartwionego i zaniepokojonego brzmiał
Kyungsoo. Nienawidził, że Kyungsoo biegał wszędzie i szukał kogoś, kto nie był
nim. Nienawidził, że Kyungsoo miał ochotę chodzić do miejsc, gdzie ludzie pili,
palili i uprawiali seks, były to trzy rzeczy, których Kyungsoo najbardziej
nienawidził. A wszystko to dla Chanyeola.
Ścisnął telefon tak mocno, że Jungsoo to
zauważył.
– Nie martw się – powiedział pocieszająco
Jungsoo. – Jestem pewien, że Kyungsoo go tu przyprowadzi. Z Chanyeolem wszystko
będzie dobrze.
Jongin nie powiedział nic. Jungsoo wszystko
zrozumiał na opak.
– Ty idioto! – krzyknął głos do jego ucha i
wybudził go z jego na wpół śpiącego stanu. Podniósł głowę senny i oszołomiony i
zobaczył duże oczy ze złością wpatrujące się w niego. – Wracajmy już.
– Nie! – Chanyeol odepchnął Kyungsoo, nagle
wystraszył się, choć już obiecał Jonginowi, że wróci. Bał się, że Kyungsoo i
Jongin skłamią i zaciągną go z powrotem do miejsca, w którym najbardziej
cierpiał. – Nie, Soo… Zostaw mnie, proszę… – błagał, jego głos się łamał,
złożył dłonie, potrząsając nimi, podkreślając swą prośbę. Na Jongina mogło to
zadziałać. Na kogokolwiek innego mogło to zadziałać.
Ale nie na Kyungsoo.
– Zabieram cię do domu. – Głos Kyungsoo był
stanowczy. Zmarszczył brwi mocniej niż zwykle i brzmiał na zniecierpliwionego,
jakby nie chciał być nigdzie w pobliżu
tego miejsca. – Chodź.
– Nie… – prosił Chanyeol. – Proszę… Nie
chcę… Nie…
– Chcesz skończyć, śpiąc tutaj? – krzyknął
rozwścieczony Kyungsoo. – Kto wie, co ci zrobią, jeśli tu zostaniesz? Sprzeciwiasz
się, kurwa, mnie? – Kyungsoo brzmiał
na tak rozgniewanego, że Chanyeol zamknął usta, pochylił głowę w geście
potulności i poddaństwa.
– Soo…
– Kurwa, nie chcę tu zostać ani chwili
dłużej. – Głos Kyungsoo był napięty. – Więc się, kurwa, pospiesz i oprzyj się o
mnie, ponieważ nie wyjdę, dopóki nie wyciągnę stąd twojej pieprzonej dupy. –
Chanyeol posłusznie wyciągnął ręce, pozwalając, by chłodne dłonie go
przytrzymały. Kiedy Chanyeol wstał, zrozumiał, dlaczego Kyungsoo chciał go
trzymać. Bez Kyungsoo Chanyeol przewróciłby się na podłogę.
Kyungsoo burknął, kiedy zaczęli iść w
stronę wyjścia.
– Jesteś taki mały… – mruknął Chanyeol.
–…Mogę… cię zgnieść.
– Jesteś takim przeklętym idiotą – syknął
Kyungsoo, robiąc wszystko co w jego mocy, by zabrać Chanyeola z tego okropnego
miejsca. – Kiedy wrócisz, lepiej usiądź w pokoju na dupie i nie wychodź, dopóki
Jongin, Jungsoo albo ja cię stamtąd nie zabierzemy. Rozumiesz?
– Nie… zabieraj mnie tam, proszę… – jęknął
Chanyeol, chowając głowę w szyi Kyungsoo. – Nie chcę wracać… – Kyungsoo
milczał. Byli teraz na otwartej przestrzeni, ciepłe nocne powietrze sprawiło,
że Kyungsoo oddychał.
– To znajdziemy ci inne miejsce do spania.
– Teraz Kyungsoo był łagodny, cała złość i przekleństwa zniknęły z jego ust. –
Dobrze? Nie wrócimy tam, aż nie zachcesz.
– Tak… – mruknął Chanyeol wyraźnie
zadowolony. Serce Kyungsoo zatrzymało się na moment, kiedy wyższy wtulił się w
jego szyję. – Byłoby miło.
– Spójrz na siebie. – Kyungsoo westchnął,
kiedy za bardzo zabrakło mu tchu i pozwolił Chanyeolowi upaść na ławkę. Dysząc,
opadł obok wyższego. – Nie niszcz siebie przez coś takiego, Chanyeol. To
miłość. Miłość ma ranić, ale nie ma niszczyć. – Chanyeol milczał, jego oczy
wciąż były na wpół przymknięte, kiedy wpatrywał się w przestrzeń.
– Bardzo nas zmartwiłeś – szepnął Kyungsoo.
– Jeśli coś cię boli, porozmawiaj z nami. Nie rób sam głupich rzeczy. – Kolejny
raz Chanyeol nie odpowiedział.
– To miłość, czego oczekujesz? – szepnął
Kyungsoo. Brzmiał teraz, jakby mówił do siebie. – To miłość… a miłość powinna
dawać ci siłę, by iść dalej. Czy kocha cię czy nie, Chanyeol, musisz pamiętać,
że dopóki ty go kochasz, musisz czerpać siłę, żebyś, kiedy nadejdzie ten dzień,
mógł go ochronić. – Tak jak ja chcę
chronić ciebie.
– Jeśli bardzo go kochasz, ochroń go –
ciągnął Kyungsoo. – Ochroń go swą siłą i nie marnuj energii. Kochaj go i chroń,
i obserwuj z daleka, więc gdy będzie kogoś potrzebował,
będziesz tam.
Chanyeol nie odpowiedział. Chanyeol nie
odpowiadał przez długi czas.
Chanyeol wcale nie odpowiadał.
W zamian zaczął chrapać. Kiedy Kyungsoo
usłyszał ten cichy dźwięk, zarumienił się z zażenowania. Co on właśnie, do
licha, powiedział?
– Cholera – mruknął, zdając sobie sprawę z
zaistniałej sytuacji. Wybrał numer i przyłożył telefon do swojego ucha.
– Jongin. Przyprowadź tu Jungsoo i swój
tyłek, żeby pomóc mi odprowadzić Chanyeola. Zasnął. Niedaleko Luxionu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz