rating: PG-13
–
Do czasu gdy zaczęła się szkoła, nie widziałem go ani razu. Zaginął na cały
tydzień.
Wow, świetny sposób na zwrócenie
na siebie uwagi, Byun Baekhyun. Pomyślał sobie
Chanyeol, wywracając oczami, biorąc to wszystko jedynie po części na poważnie. Prawdopodobnie zrobił to, żeby zemścić się
na Chenie czy coś.
–
To wywołało szum w całej szkole. Tak bardzo się o niego bałem. Policja dzwoniła
do mnie w kółko i w kółko, pytając mnie, kiedy po raz ostatni z nim rozmawiałem
albo czy zauważyłem jakieś podejrzane zachowanie. Oczywiście nie powiedziałem
prawdy na temat tego, że chciał mi coś powiedzieć, bo, pieprzyć to, nadal
czułem się zbyt dumny i zraniony przez naszą kłótnię, dlatego zrezygnowałem z
mówienia policji, co się tak właściwie stało. Przyłapali mnie, mówiąc, że
otrzymali wykaz połączeń, gdzie Baekhyun telefonował na mój domowy i komórkowy
telefon, jednak mój upór wciąż był silny, więc w końcu się poddali.
Powiedziałem im, że nie dostrzegłem żadnego niecodziennego zachowania, głównie
dlatego, że nie chciałem wyglądać na tak zdesperowanego, że dostrzegałem każdy
ruch, jaki wykonywał. Koniec końców, nie pomogłem policji ani trochę.
–
Tydzień później powiedzieli mi, że go odnaleźli, jednak nie powiedzieli, co się
stało. Nie chodził do szkoły przez calutki miesiąc, ale tak naprawdę co mnie to
obchodziło? Odnalazł się, było z nim w porządku i to wszystko, co było ważne.
Odmówiłem odwiedzania go w szpitalu, mimo iż marzyłem o tym, by z nim
porozmawiać. Pamiętam, że Jongin zadzwonił do mnie tej nocy, uciekłszy od
surowych metod swojej matki, zmuszającej go do odrabiania lekcji i nauki. Był
trochę zły, że przestaliśmy się z nim kontaktować, zapytał, co u Baekhyuna i
również pragnął z nim porozmawiać, ale powiedziałem mu, że Baekhyun jest na
szkolnej wycieczce; powiedziałem mu, że w tym wieku mamy tak dużo rzeczy do
zrobienia do szkoły, że nie mamy nawet czasu, by się spotkać. Nie mogłem go
załamać, wiesz, miał tylko trzynaście lat. I jeśli zraniło mnie to, że Baekhyun
zniszczył naszą przyjaźń, jego by złamało.
–
Minął miesiąc i Baekhyun powrócił, to był… całkowicie się zmienił.
Gdyby
Chanyeol był bardziej nietaktowny, zapytałby „Czy stał się jeszcze większym dupkiem?” Ale Chanyeol był miłą
osobą (a przynajmniej tak uważał) i wiedział, że tym razem powinien się zamknąć.
–
Przyszedł do mnie, przepraszając i prosząc o wybaczenie. W pewnym sensie
powrócił do tego, jaki był dawniej, do tego wcielenia, które wcześniej tak
bardzo kochałem jako przyjaciel i którego życzyłem sobie przez te czternaście
lat… tyle że coś się zmieniło – jego oczy ziały pustką.
–
Może to było tylko moje odczucie, ale kiedy podszedł do mnie, szczerzył się i
był taki beztroski, wyciągając rękę i mówiąc „Naprawdę przepraszam za bycie
dupkiem w stosunku do ciebie, Jongdae. Czy możemy zacząć od nowa?”, bardzo się
bałem. Pamiętam, że mocno kusiło mnie, żeby krzyknąć „Kto, do licha, zabrał
Baekhyuna i zastąpił go tą podróbą?”, bo przerażające było patrzenie w te
martwe oczy, które kiedyś wypełnione były energią.
–
Ale tego nie zrobiłem, ponieważ poza tymi oczami był taki sam. Prawie dokładnie
taki sam. Dlatego ująłem jego dłoń i wybaczyłem mu. Wtedy nie wiedziałem, że to
ja byłem tym, który potrzebował przebaczenia.
–
Dawniej Baekhyun był bardzo niewinny. Pamiętam, że przeżyłem swój pierwszy
pocałunek, mając dziewięć lat, a kiedy mu o tym wspomniałem, powiedział mi
tylko „Wow, Jongdae, nigdy nie nauczysz się doceniać wszystkich pierwszych
razów”. Był romantykiem, chociaż jego rodzina była rozbita do tego stopnia, że
nikt już nawet nie próbował jej naprawić poza samym Baekhyunem. Zazwyczaj
rozwody zmuszają ludzi do zwątpienia w miłość, ale jeśli już to Baekhyun
wyglądał na bardziej rozochoconego. Kiedyś powtarzał mi „Moi rodzice nie
pasowali do siebie, to wszystko. Kiedy ja się ożenię, upewnię się, że ona
będzie dla mnie odpowiednia i przyrzeknę jej miłość na zawsze. Z nią przeżyję
swój pierwszy pocałunek i będzie jedyną osobą, z którą będę trzymał się za
ręce.” Ale po swoim zniknięciu powrócił, oddając swoje ciało każdemu, kto tego
chciał. Jakby było niczym.
–
Oczywiście podczas szkolnych dni ciężko pracował i uczył się, bo w końcu jego
marzenie o pójściu do college’u nadal było dość sporym marzeniem, jednak
pomiędzy lekcjami i w czasie przerw znikał gdzieś. Nigdy nie węszyłem, bo
myślałem, że to nie moja sprawa, ale pewnego dnia przyłapałem go… przyłapałem
go, jak robił loda jakiemuś przypadkowemu facetowi. Mówiąc, że byłem
zszokowany, określiłbym to bardzo delikatnie – cholera, nadal jestem
wstrząśnięty. Jak ktoś, kto był najbardziej niewinny (nawet w porównaniu z
chłopcem młodszym o dwa lata), mógł robić coś takiego w szkole? Następnym razem
złapałem go, kiedy obściskiwał się z kimś za szafką. Ostatni raz złapałem go,
jak… o Boże, to jest obrzydliwe… pieprzył go jakiś stary nauczyciel… ja po
prostu… Gdzie podział się mój najlepszy przyjaciel?
–
Pamiętam, że skonfrontowałem to z nim, używając dokładnie tych słów „Co z twoją
szczęśliwą rodziną? Od kiedy zacząłeś preferować mężczyzn? Z kim tak właściwie
jesteś w stałym związku?”, a on odpowiedział tylko „Nie ma czegoś takiego jak
szczęśliwa rodzina. Odkryłem, że jestem gejem i wydaje mi się, że stałe związki
nie są fajne.”
–
Próbowałem go zmienić, naprawdę. Dopilnowywałem, żeby chodzić za nim, dopóki
się nie wkurzył, stałem się wścibską matką i pytałem go o wszystko, co robił,
ale on nie ustępował. W istocie wyglądało to tak, jakby chciał mi się
sprzeciwić. Stałem się bardzo świadomy tego, jak mocno starał się mi
powiedzieć, że nie zamierza się zmienić, kiedy zaczął obściskiwać się z ludźmi
w mojej obecności. Byłem pewien, że gdybym sobie nie poszedł, zmusiłby mnie do
patrzenia, jak uprawia seks z kimś innym.
–
Wtedy zdałem sobie sprawę, jak bardzo mój przyjaciel był zepsuty. Był tak
cholernie zepsuty… jest tak cholernie
zepsuty… a ja nie mogłem go naprawić, nieważne jak bardzo się starałem. Ilekroć
pytałem go o ten tydzień, kiedy zniknął, odmawiał odpowiedzi. Próbowałem nawet
użyć mojego charakterystycznego spojrzenia, na litość boską, ale się nie ugiął.
Trwało to, dopóki nie upewniłem się, że na pewno mi nie powie. Wówczas
przestałem.
–
Ale to nie był koniec. Każdego miesiąca, jednego szczególnego dnia, wymykał się
sam w nocy. Z początku nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale kiedy minął rok,
zacząłem dostrzegać jago zniknięcia. Raz śledziłem go i odkryłem, że poszedł do
baru, by pić w samotności. W zasadzie to wszystko, co robi, naprawdę, ale
ostatnio wraca z widocznymi oznakami, że uprawiał seks… o nie, nie tylko z
jedną osobą. Robi to siedemnastego każdego miesiąca i wow, wiesz, co to za
ironia? To był dzień jego zniknięcia.
Chen
urwał, pozostawiając w powietrzu dreszcz. Chanyeol już dłużej nawet nie czuł
się mściwy, po prostu wychodził z siebie. To nie przeszłość, jakiej chciał, do
kurwy nędzy! Pragnął żenujących momentów, nie czegoś takiego.
–
Jestem gównianym przyjacielem, prawda? – wyszeptał Chen, jego głos znów drżał,
ale łzy nadal nie spadły. – Myślę o tym każdej nocy. Za każdym razem, kiedy
widzę ślady, że Baekhyun się z kimś pieprzył albo pił, przypomina mi się mój
brak zalet w przyjaźni. Właśnie dlatego staram się mu to zrekompensować, będąc
przy nim i próbując odkryć wszystko, co robi. To głupie, natrętne i obsesyjne,
ale co ja mogę? Nie chcę, żeby znowu został skrzywdzony… To przeze mnie jest
dziś taki, jaki jest.
–
Ale naprawdę, to jak się teraz zachowuje… Wydaje się, że już nic nie może go
zranić… – Chen westchnął. – Nigdy nie dowiedziałem się, co dokładnie się stało,
że przez to zmienił się w taki sposób.
Zapanowała
niekomfortowa cisza, kiedy Chen wstał.
–
Haha… wybacz, że zmusiłem cię do słuchania czegoś tak nudnego. Wiem, że
prawdopodobnie nie chcesz mieć z Baekhyunem nic wspólnego i to zapewne dlatego
ci powiedziałem… – Chen się uśmiechnął, ale Chanyeol ledwie mógł patrzeć na
wyraz twarzy pełen poczucia winy i żalu. – Potrzebowałem pozbyć się tego
ciężaru z mojej piersi, a teraz, kiedy już to zrobiłem, czuję się o wiele
lepiej. Naprawdę. – Chanyeol niepewnie skinął głową.
–
Dzięki, współlokatorze. Nie wiedziałem, że jesteś takim dobrym słuchaczem. –
Znowu zapadła cisza, gdy Chen przygotowywał swoje ubrania, gotowy do kąpieli,
lecz nagłe pytanie Chanyeola zszokowało go.
–
Powiedz… Kiedy zabrałeś mu telefon, czy udało ci się sprawdzić, z kim
rozmawiał? – Chanyeol podniósł wzrok, mówiąc. Zauważył sposób, w jaki Chen
zesztywniał na moment, zanim rozluźnił się. Ruch ten był tak szybki, że
Chanyeol pomyślał, że cała sytuacja była halucynacją.
–…Nie
– odparł Chen. – I tak prawdopodobnie nie rozpoznałbym, kto to był…
Tej
nocy Chanyeol rzucał się i przewracał w łóżku, nie mogąc zasnąć z powodu
historii, którą opowiedział mu Chen.
Co jeśli osobą, z którą rozmawiał
Baekhyun był… Joo-hyung, tak? Chanyeol wpatrywał
się w sufit, nie będąc w stanie odepchnąć uczucia dyskomfortu z serca. To nie
tak, że martwił się, współczuł Baekhyunowi czy cokolwiek innego (w
rzeczywistości nie było nic innego, powtarzał sobie), zwyczajnie ta opowieść
trochę przyprawiała Chanyeola o gęsią skórkę.
Ten Joo-hyung… jeśli to nie ta
osoba, to kto to był? Zastanawiał się Chanyeol,
przekręcając się, by zobaczyć plecy śpiącego Chena. Jesteś pewien, że nie widziałeś, kto to był? Niemo zapytał Chena, a
później znowu się odwrócił, by patrzeć na ciemność sufitu, przywołując
wydarzenia, jakie miały miejsce mniej więcej o tej porze zeszłej nocy.
Niechętnie pozwolił wspomnieniu o pijanym Baekhyunie, który go zdominował, dryfować
w jego myślach, przypominając sobie sposób, w jaki to tajemnicze imię opuściło
usta Baekhyuna.
– Joo-hyung…
Kim on, u licha, jest dla
Baekhyuna? Co on zrobił, że Baekhyun wyglądał tak smutno, gdy wypowiadał jego
imię?
W
drugim łóżku w pokoju 65 ktoś także nie spał, wysłuchując rzucania się i
przewracania swojego współlokatora.
Chen
nie był zły na Chanyeola. Nigdy nie był po tym poranku. Celem jego przesłuchań
było odkrycie, co tak właściwie się stało, że sprawiło, iż Baekhyun zachowuje
się w ten sposób.
Sprawiło,
że Byun Baekhyun, mistrz masek i sztucznych uśmiechów, wyglądał tak…
bezbronnie.
Przez
wszystkie lata jako przyjaciel Baekhyuna znał swojego przyjaciela jako osobę,
która ukrywa swoje problemy i uczucia, trzymając je za uspokajającym uśmiechem,
który wyglądał zbyt prawdziwie, by mógł być fałszywy. Jego mur zawsze był
wysoki, wyzwaniem dla Chena było przelezienie przez niego, ale od tamtego
incydentu mur ten wzniósł się tak wysoko, że stał się sferą, która więziła
Baekhyuna. Chen walił w niego pięściami, próbując go przebić, ale było tak,
jakby ten mur zbudowany był z elastycznych cegieł – możliwy do wgniecenia, ale
niemożliwy do rozbicia.
Więc
kiedy zobaczył Baekhyuna, po raz pierwszy nieuśmiechającego się i nie kryjącego
się za maską, wiedział, że coś jest na rzeczy. Niekoniecznie chodziło o złą
rzecz, rozumiał, gdyby coś złego naprawdę
się stało, Baekhyun nadal zachowywał się, jakby nic nie miało miejsca.
Zatem musiało być to coś niezwykle wstrząsającego lub niezaprzeczalnie dobrego.
Albo
oba.
Chen
pamiętał minę Baekhyuna, kiedy ten dłubał w swoim jedzeniu podczas lunchu i
obiadu, pełną czegoś, czego Chen ani razu nie widział na jego twarzy od prawie
pięciu lat.
Zakłopotania.
Baekhyun
wpatrywał się w stertę wypranych ubrań starannie poskładanych na jego łóżku,
nie po raz pierwszy zastanawiając się, po co w ogóle je uprał. Po pierwsze,
pranie ubrań Chanyeola było marnowaniem wody, a po drugie, nie uważał, żeby ten
dupek chciał je z powrotem.
Powinien
był je spalić.
Kiedy
sięgnął po nie, gotowy włożyć je do reklamówki i wyrzucić, coś go powstrzymało.
Zakłopotany tym uczuciem, chwycił w ręce stos ubrań i upchnął je z tyłu swojej
szafy, sfrustrowany i zły powodu tego, że ciuchy te wciąż pachniały jak
Chanyeol.
–
Masz po południu zajęcia? – Właśnie wtedy jego współlokator wyłonił się z
łazienki ze swoimi lśniącymi, białymi zębami, wyglądając jak niewinny anioł,
którym w istocie był.
–
Nie. Jestem wolny przez całe popołudnie. A co? – odpowiedział Baekhyun,
opadając na swoje miękkie łóżko, podczas gdy Kyungsoo podszedł do biurka, żeby
spojrzeć na swój rozkład dnia.
–
Twój najlepszy przyjaciel przychodzi dzisiaj koło drugiej. – Baekhyun usiadł
zszokowany.
–
Co, do cholery? Od kiedy mam najlepszego przyjaciela? – Był pewien, że Chen nie
określiłby się w ten sposób. Kyungsoo zachichotał.
–
Mój partner od projektu na zajęcia ze stosunków międzyludzkich. Wy zawsze się
tak zachowujecie? – Chanyeol nazwał nas najlepszymi
przyjaciółmi? Co się właściwie stało, do
kur-
–
Hę? Robimy co? – spytał głupio Baekhyun.
–
Udajecie, że wasza przyjaźń jest niczym, choć jesteście ze sobą dość blisko. –
Baekhyun miał ochotę się zakrztusić.
–
Skąd ci ten pomysł przy-
–
Cóż, kiedy gonił za mną tamtego dnia, wytłumaczył, co się stało. Powiedział, że
lubisz chodzić nago i nie chciał kaleczyć moich oczu czy coś i jak zawsze
jesteście przeciwko sobie, i walczycie jak bracia. Obraził cię też parę razy,
jakby były to czułe przezwiska wobec siebie? – Czułe, chyba w dupie.
–
Kiedy do mnie mówił, myślałem, że chce ci dokuczyć- – On mnie szykanował! Nie zauważyłeś tego? – i tak w zasadzie to
byłem zawiedziony, że jest tak agresywną osobą – Bo jest! Nie widzisz, że on cię zwodzi? – ale okazało się, że
jesteście najlepszymi przyjaciółmi. Wybacz, że tak szybko wyciągnąłem wnioski.
– Nie!!!!!!
Baekhyuna
bardzo kusiło, żeby wyjaśnić wszystko Kyungsoo, jednak coś go powstrzymało.
Naprawdę najpierw powinien usiąść z założonymi rękami i poczekać, jak sytuacja
się rozwinie, a dopiero potem zaatakować, kiedy nadejdzie idealna chwila.
Uśmiechnął
się szeroko, gdy Kyungsoo wyszedł. Chciałeś
zaimponować Do Kyungsoo, co? Cóż, pozwól, że dołączę do twojej gierki~
–
Hej~ Gościu, gdzie byłeś? – Przywitał się Kris, kiedy Chanyeol dołączył do nich
w czasie lunchu, wyglądając jak chodzący trup. Jęknął i potrząsnął głową,
mówiąc bezgłośnie Nie mówmy o tym nawet.
Chanyeol
miał za sobą dwie całkowicie bezsenne noce i obie miały jedną przyczynę: Byun
Baekhyuna. Baekhyun nie miał żadnego prawa zabierać mu snu tak po prostu! Do
ranka drugiej bezsennej nocy, Chanyeol zdążył znienawidzić każdy jeden włos na
Baekhyunie.
–
Dzisiaj zaczynają się zajęcia jednego z moich kółek – oznajmił Kris, obserwując
Chanyeola, który jadł, a potem jęknął.
–
Moje zaczynają się jutro – to jest, te najmniej ulubione.
–
Czemu w ogóle wybrałeś fizykę? – Kris uniósł brew.
–
To nie moja wina! Nawet nie miałem czasu, żeby wybierać! – Chanyeol westchnął,
wkładając łyżkę do zupy. – Poza tym przewodniczący od fizyki jest trochę
podejrzany… – Chanyeol zmrużył oczy, mówiąc.
–
Jak to?
–
Nie wiem. Może to tylko z powodu mojego braku snu, ale kiedy dostałem email
dotyczący naszego pierwszego spotkania, wiadomość brzmiała tak: „Bawmy się
dobrze i wejdźmy w kontakt fizyczny, co ty na to? ;)”
–
Uch… To jakiś durnowaty naukowy żart, którym usilnie stara się przekonać ludzi,
że fizyka to zabawa? – Kris uniósł drugą brew.
–
Nie! Tą dziwną częścią była puszczająca oczko emotikona! Mrugnięcie!! –
Chanyeol, zirytowany, poddał się i zaczął sączyć zupę, otrzymując wzbudzające
litość klepnięcie od przyjaciela.
–
Jest dobrze, Chanyeol – uspokajał. – To tylko dwie nieprzespane noce. Jakoś
przetrwasz.
Chanyeol
burczał coś do siebie.
–
Masz, ja tego nie chcę. – Kris podał smażonego kurczaka przyjacielowi, któremu
oczy rozbłysły po raz pierwszy od kilku dni.
–
Naprawdę? To najlepsza rzecz na stołówce! – Patrzył na Krisa prawie z
uwielbieniem. – Jesteś pewien, że tego nie chcesz? – Kris przewrócił oczami.
–
Powiedz to jeszcze raz, a odbiorę ci to jedzenie – powiedział, patrząc, jak
Chanyeol je pożera.
–
A tak w ogóle – podjął Kris właśnie wtedy, kiedy Sehun do nich dołączył –
zapisałem się do samorządu studenckiego.
–
Czemu, do cholery, miałbyś to zrobić? – spytał Chanyeol, dobrze wiedząc, że
jego przyjaciel jest typem człowieka, który leniuchuje w wolnym czasie, nie
znajdując nic więcej do roboty.
–
Ponieważ jest tam– O wilku mowa! – Szeroko otwarte oczy Krisa sprawiły, że
Chanyeol odwrócił się, by zobaczyć, o kogo chodzi, ale nie zobaczył nikogo
wyjątkowego czy wyróżniającego się.
–
C-
–
Hej… – Kris podniósł szklankę soku, wpatrując się w kogoś, ale Chanyeol nadal
nie wiedział, kim ta osoba jest, biorąc pod uwagę to, że w tamtej chwili
stołówce były setki osób. Obserwował, jak przyjaciel podnosi szklankę do ust,
puszcza oczko i mówi „Kurczak nie jest w moim guście, ale ty tak…” Właśnie
wtedy Chanyeol zdał sobie sprawę, z kim rozmawia jego przyjaciel i szczęka
opadła mu do podłogi.
–
Co ty gadasz? Przestań się wygłupiać. – Kim Joonmyun, głowa niemal każdego
przewodniczącego organu jaki istniał i prawie największy kujon w college’u,
pochylił się i gapił na Krisa, który nieprzekonująco krztusił się swoim napojem
(Chanyeol nie mógł nic poradzić na to, że przewrócił oczami przez głupotę
swojego przyjaciela). – Nie oddałeś mi jeszcze tamtych dokumentów. Zrób to
teraz albo jesteś martwy. – Po tych
słowach odszedł dumnym krokiem.
–
Jest seksowny, kiedy się stresuje. – Kris westchnął, kiedy doszedł do siebie po
tym, jak się krztusił.
– Poważnie? –
Chanyeol wlepił wzrok w Krisa, jego szczęka nadal leżała na podłodze, jakby zamierzała
tam zostać przez długi czas. – Kim Joonmyun, ze wszystkich ludzi?
–
No co? – Kris wzruszył ramionami. – To słodziak.
–
Nigdy cię nie zrozumiem, chłopie. – Chanyeol westchnął. – On nawet nie ubiera
się jak należy. Te okulary wyglądają, jakby były na niego za duże-
–
Ekhm. Za duże ubrania i okulary wyglądają na nim uroczo – sprzeczał się Kris.
–
Ja nawet nie- Hej, Sehun, pamiętasz, jak zaczął przystawiać się do Zhang Yi
Xinga? – Chanyeol skierował swoją uwagę na maknae, który w spokoju jadł swoją
kanapkę. Sehun pokiwał głową, a potem nią potrząsnął.
–
Nie, nie wciągaj mnie w to… – wymamrotał, jego głos był stłumiony przez
jedzenie w ustach. Chanyeol odwrócił się do swojego wysokiego przyjaciela. –
Nawet mnie tam nie było, żeby być tego świadkiem, więc…
–
Starałeś się przez wieki, a potem się poddałeś, bo uświadomiłeś sobie, że nigdy
nie zauważył twoich posunięć. Nie jest nawet seksowny ani nic.
– Jest wyjątkowo
seksowny, dziękuję bardzo. Po prostu dostrzegam ukryte piękno – odparował
Kris, unosząc bezczelnie brodę. – Jeśli zacznie nosić czarne skórzane kurtki,
ciasne ciemne spodnie i zrobi coś z tymi włosami… - ciągnął Kris, ale Chanyeol
się wyłączył, bo miał dość słuchania Krisa opowiadającego o szkolnych kujonach.
Yi Xing był miły, to Chanyeol musiał przyznać, ale zupełnie nie w jego typie.
To
skierowało jego uwagę na Kyungsoo.
Uśmiech
wykrzywił jego wargi, kiedy przypomniał sobie, że zaraz po lunchu miał spotkać
się z Kyungsoo. Gdy pożegnał się z przyjaciółmi i szedł korytarzem do pokoju
swojej miłostki (nie akceptował myśli, że to również pokój jego wroga),
szczęście tego dnia odnalazło go dość szybko.
Kyungsoo
kroczył w jego stronę, uroczo trzymając w rękach książki, jak gdyby właśnie
skończył zajęcia.
–
O, tak! Chanyeol! – Kyungsoo zobaczył go i podszedł do niego, a Chanyeol czuł,
jak jego serce obija się o klatkę piersiową. – Najpierw muszę zapytać o coś
mojego wykładowcę. Spotkajmy się w moim pokoju, dobrze? – Chanyeol skinął
głupawo i poczuł, że Kyungsoo poklepał go po ramieniu, zanim odszedł.
Zamroczony,
szedł z myślami fruwającymi dookoła niego i ledwie poczuł, że ktoś nieznajomy
wyszedł przez pewne drzwi i przemknął obok niego. Nie zdawał sobie z tego
sprawy, dopóki nie otworzył tych drzwi i wszedł do środka.
I
znowu napotkał Byun Baekhyuna.
–
Ty tutaj? Znowu? – Chanyeol kipiał ze złości, mrużąc oczy, kiedy ujrzał
Baekhyuna… ujrzał Baekhyuna… wstającego i wkładającego na siebie koszulę, a
później łapiącego się za tyłek. Smród wypełnił powietrze…
–
Co do-? Robisz to nawet w pieprzonym pokoju? W tym pierdolonym pokoju? – Chanyeol zastawił sobie nos, zaciskając
mocno powieki i życząc sobie, żeby zapach seksu tak po prostu zniknął.
–
To mój pokój. – Baekhyun nonszalancko wzruszył ramionami, beztrosko zakładając
ubrania. – Gdzie indziej miałbym to robić?
–
Uch, gdziekolwiek, ale nie tutaj. –
Chanyeol przewrócił oczami, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na
świecie. Baekhyun ostrożnie usiadł na łóżku, a Chanyeol udawał, że nie
zauważył, jak się skrzywił.
–
Dlaczego? – spytał Baekhyun, wiedząc, że Chanyeol nie odpowie. – Bo twój
najdroższy, mały Kyungsoo dzieli ze mną pokój? Nie chcesz, żebym go zepsuł? –
Chanyeol zarumienił się i usiłował coś powiedzieć, nieświadomy motywu
Baekhyuna.
–
Ktoś tu jest troszeczkę zakochany, prawda? – Złośliwy uśmieszek wkradł się na
twarz Baekhyuna, kiedy ten usiadł na swoim łóżku, jak gdyby nie robił wcześniej
nic nieprzyzwoitego. – Ja i Park Chanyeol jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi? Od
kiedy?
Świadomość
uderzyła w niego i, cholera, dlaczego musiał się czerwienić, i czemu musiał tak
bardzo się bać po tym, jak usłyszał coś takiego z ust swojego wroga?
–
Jeśli zamierzasz zrobić coś Kyungsoo, przysięgam… – warknął Chanyeol, ale
Baekhyun zbył go machnięciem ręki.
–
Nie bądź głupi. Nie wciągnę w to kogoś niewinnego – odpowiedział Baekhyun. –
Wydaje ci się, że kim ja jestem, przydupasem diabła? – Tak. Pomyślał sobie Chanyeol, ponownie przewracając oczami. – Nic
nie zrobię, obiecuję. Zamierzam tylko przyglądać się wam, pozostając w cieniu.
Co, poważnie?
–…Oczywiście,
dopóki sytuacja nie będzie tego wymagała.
No jasne. Chanyeol
westchnął. Powinien był wiedzieć, że lepiej nie wierzyć Baekhyunowi, że nie
będzie się wtrącał. Dlaczego tak w ogóle musiał być tak oczywisty z obiektem
swoich westchnień?
–
Ale ty z pewnością jesteś idiotą, czyż nie? – Chanyeol zwęził oczy na tę
obelgę.
–
Co, do diabła, masz zamiar-
–
Lubić kogoś? To najsłabsza rzecz, jakiej mężczyzna może się kiedykolwiek dopuścić.
– Baekhyun zaśmiał się, a Chanyeol poczuł, jak rośnie w nim gniew.
–
I co z tego? Co w tym złego? Cały świat jest pełen tego typu rzeczy – cały
świat jest pełen miłości. W przeciwnym razie, jak byś się urodził? – Na to
Baekhyun zwęził oczy i w ułamku sekundy znalazł się przed Chanyeolem.
–
Jak możesz być taki pewien? – wyszeptał, jego głos zatrzymał się na czymś
silniejszym od furii. – Nie każdy dorastał w twoim cudownym świecie, Park
Chanyeol. Nie wszystko na tym świecie jest stworzone z miłości. W rzeczywistości,
nic nie jest. Miłość jest tylko ułudą. – odwrócił się i pokuśtykał z powrotem
do swojego łóżka.
–
Jesteś cholernym idiotą, wierząc w coś tak nieistniejącego jak „miłość”. Idź
żyć w tym swoim urojonym śnie, Park Chanyeol, zanim się obudzisz i zdasz sobie
sprawę, że prawdziwy świat składa się z niczego innego, tylko z kłamstw i
zdrady.
Chanyeol
zamilkł, bo właśnie wtedy zrozumiał, dlaczego Baekhyun był taki wściekły.
Wydarzenia ostatniej nocy zaczęły przepływać przez jego umysł.
–
No dalej, idź lubić uroczego Kyungsoo. Ale kiedy zostaniesz zraniony do tego
stopnia, że będziesz błagał, by cię uwolnić od wszelkich emocji, będziesz
myślał o tym, co ci powiedziałem. – Kiedy skończył, drzwi nagle się otworzyły, Kyungsoo
zatoczył się do środka, wyglądając na zdyszanego.
–
Przepraszam, że musiałeś czekać – wydyszał, podchodząc, by zabrać swoje
dokumenty dotyczące projektu. Potem odwrócił się i spojrzał na swojego
partnera. –…Chanyeol?
Niereagujący
olbrzym stał w miejscu, wpatrując się w swojego wroga, który teraz patrzył w
dół i zwyczajnie rozkoszował się uczuciem miękkiego dywanu pod swoimi stopami.
Przez całe spotkanie Chanyeol był nadzwyczaj rozkojarzony, aż nawet Kyungsoo
nie mógł do niego dotrzeć, podczas gdy Baekhyun był kapryśny i siedział cicho przez
resztę dnia.
Biedny
Kyungsoo starał się współgrać pomiędzy tą dwójką, nigdy wcześniej nie
dostrzegając, dlaczego zaczęli zachowywać się tak dziwnie.
Co takiego, do cholery, się
stało, że sprawiło, że taki jest?! To pytanie
nieustannie krążyło w głowie Chanyeola przez resztę dnia. Ani na moment nie zapomniał wyrazu twarzy Baekhyuna, gdy ten
się w niego wpatrywał. „Był tak cholernie
zepsuty… jest tak cholernie zepsuty… a ja nie mogłem go naprawić.” Teraz
Chanyeol trochę rozumiał z tego, co jego współlokator miał na myśli, ale
sposób, w jaki te wściekłe, puste oczy wpatrywały się w niego, wciąż go
nawiedzał, a on nie wiedział dlaczego.
I
tym sposobem nadeszła kolejna nieprzespana noc.
Chanyeol
zakończył zajęcia z dentystyki z otaczającą go grobową aurą, która była tak
silna, że ludzie unikali go jak zarazy. Ciągłe jęczenie w jego głowie o to, by
zamknął oczy i poszedł spać, nie chciało odejść, powtarzając się jak monotonna
mantra. I właśnie to nie pozwalało mu zasnąć bardziej niż cokolwiek innego.
Dzięki Bogu, nie mam dziś żadnej
pracy domowej… Chanyeol wymamrotał do siebie,
przygotowując się do powrotu do swego pokoju. Po drodze ktoś postukał go po
plecach. Z na wpół przymkniętymi oczami, odwrócił się, by przywitać Krisa.
–
Idziemy do mnie? – zapytał Kris, ale Chanyeol potrząsnął głową, pewien, że jego
gałki oczne wypadną z oczodołów ze zmęczenia.
–
Nie mogę. Mam zajęcia z kółka… – odpowiedział Chanyeol. Bardzo kusiło go, żeby
się urwać, bo to pieprzona fizyka. Niech to szlag, mógł zasnąć, gdyby tylko
spróbował się położyć, ale z drugiej strony nie mógł tego zrobić, ponieważ
nauczyciel jego głównego kierunku przyłapał go na nienapisaniu dwustu słów.
Chanyeol błagał, żeby puścić mu to płazem i ostatecznie wykładowca dał za
wygraną, dbając o to, by Chanyeol zrobił wszystko inne jak należy i by
uczęszczał na wszystkie spotkania (a to obejmowało przeklętą fizykę, a
wiedział, że jego wykładowca będzie obserwował wszystkie jego ruchy tylko
dlatego, że nie ma nic innego do roboty).
Ugh.
To wszystko wina Byun Baekhyuna.
Wzdychając,
Chanyeol miał czas, aby kupić kawę przed przyjściem na kółko. Na szczęście, po
wypiciu jej poczuł się bardziej rozbudzony.
Co, tak w ogóle, ludzie robią na
fizyce? Pomyślał Chanyeol ponuro, popychając drzwi
wyznaczonej klasy. Westchnął. Już mógł poczuć zapach chemikaliów-
Albo
jego brak.
Otworzył
oczy, które nieświadomie zamknął i spotkał się z tuzinami innych par oczu w
ciemności. Po raz pierwszy zaczął zastanawiać się, dlaczego nie mają na sobie
fartuchów i okularów ochronnych. Zamiast tego mieli na sobie zwyczajne ubrania
i wyglądali bardziej jak gangsterzy niż kujony, czego Chanyeol oczekiwał.
I
zgadnijcie, kto był po środku tego wszystkiego? Byun Baekhyun.
Dlaczego zawsze muszę być na
niego skazany? Pomyślał Chanyeol nie pierwszy raz, a
mówiąc szczerze, był trochę zbyt zmęczony, żeby się kłócić.
–
Przyszedłem do złej klasy… – wymamrotał, ledwie żywy z powodu braku snu, a
kiedy wycofał się, żeby zamknąć drzwi, ktoś z tyłu popchnął go do przodu i
pospiesznie przekręcił klucz w zamku.
–
Teren czysty! – wyszeptał student, który zamknął drzwi, a wszyscy poza
Baekhyunem i Chanyeolem zaczęli wiwatować. Ci dwaj posyłali sobie mordercze
spojrzenia.
Co się, u licha, dzieje? Chanyeol
obserwował, jak w grę wchodzi muzyka i wszyscy zaczynają tańczyć. Smród
alkoholu wypełnił powietrze i Chanyeol kolejny raz zastanawiał się po prostu, w
jakiej pracowni skończył.
Takie już moje szczęście.
Odwrócił
się, zaciskając palce na klamce. Próbował otworzyć, ale na próżno. Mężczyzna,
który zamknął drzwi, zniknął już w tłumie. Takie
już moje szczęście!!! Krzyczał Chanyeol w swojej głowie. Może fizyka byłaby
lepszym miejscem niż to, gdzie utknął z Baekhyunem.
Wspomniany
chłopak pojawił się przy nim i choć widział jego zakłopotanie, pozwolił sobie
na złośliwy uśmieszek.
–
Witam na kółku z fizyki. Jestem za nie odpowiedzialny. – Wyciągnął rękę, ale
Chanyeol ją odepchnął.
–
Co do diabła? To najwyraźniej nie
jest fizyka. Jesteś głupi? – warknął Chanyeol, ale tym razem nie zabrzmiało to
groźnie jak zazwyczaj. Cholerny brak snu…
–
Czy ty jesteś głupi? – Baekhyun
prychnął. – Tylko geniusze wpadają na pomysł, żeby dobrze się bawić, kiedy
powinni „pracować”. Teraz ci ludzie tak właściwie mają wymówkę, żeby się bawić
i imprezować.
–
Jak w ogóle wniosłeś tu alkohol? Przekupiłeś jednego z nauczycieli? – Chanyeol
przewrócił oczami.
–
Oczywiście, że nie. Zrobiłem to łatwiejszym sposobem – przemyciłem go przez
akademik.
–
Ale powiedzieli, że będą pilnować-
–
Powiedzieli, Park Chanyeol. To nie
znaczy, że to zrobią. – Baekhyun
westchnął, krzyżując ramiona. – Naprawdę jesteś amatorem, co nie? Faktycznie
nic nie wiesz.
–
Wiem więcej niż ty – zadrwił Chanyeol, choć wiedział, że to przegrana sprawa i
niech to szlag trafi, jego mózg znowu się wyłączał. – Nie wypowiadaj mojego
imienia. Kiedy wychodzi z twoich ust, brzmi jak śmieć.
Jak
tylko te słowa opuściły jego usta, wiedział, że powiedział złą rzecz.
Jęknął,
widząc, jak usta Baekhyuna wykrzywiają się w górę.
–
Park Chanyeol, Park Chanyeol, Park Chanyeol… – Baekhyun skandował bez przerwy,
dopóki nie zaczął niemal mruczeć tych słów. Chanyeol złapał się za głowę. Ugh,
dlaczego powiedział właśnie to, wiedząc, że Baekhyun zrobi dokładnie to, czego
sobie nie życzył?
Oby
tak dalej, Park Chanyeol.
–
A niech to szlag, Baekhyun. – Jakaś przypadkowa osoba przeszła obok nich, z
twarzą różową od zbyt dużej ilości wypitego alkoholu. – Jeśli zamierzasz w
kółko powtarzać jego imię w ten sposób, czemu go po prostu nie przelecisz?
Baekhyun
i Chanyeol natychmiast posłali w jego stronę gniewne spojrzenie, które mogło
zabić. Pijak momentalnie wytrzeźwiał, wyczuwając niebezpieczeństwo, odsunął
się, wyjąkał przeprosiny i odszedł, zataczając się.
–
Nigdy bym się z nim nie przespał, nawet jeśli byłaby to moja jedyna szansa na
przeżycie – warknął Baekhyun do jednego ze studentów stojących obok nich. Ten
spojrzał na niego zdezorientowany. Chanyeol się zaśmiał.
–
Powiedział ten, który niedawno niemal mnie uwodził. – Baekhyun zwędził oczy.
–
Co ty, do cholery, powiedziałeś?
Zapadła
krótka cisza, nie licząc dudniącej w tle muzyki. Nie pamięta? Pomyślał Chanyeol, przywołując zmieszane spojrzenie w
zwężonych oczach kryjące się pod warstwą złości. Jednak zanim mógł to potwierdzić,
znajomy dzwonek rozniósł się w powietrzu. Piosenka sprawiła, że oczy Chanyeola
się rozszerzyły, ponieważ była to jedna z jego ulubionych piosenek, a kiedy
odwrócił się, żeby sprawdzić, kto ma taki sam gust muzyczny jak on, zdał sobie
sprawę, że to Baekhyun.
Co, do cholery…? On też lubi EXO?
Ale nikt nie lubi EXO…
–
Kim Jongdae! – Baekhyun wykrzyczał do telefonu ze złością. – Gdzie, do diabła,
jesteś?
– Gdzie, do diabła, ty
jesteś? Chłopie, utknąłem na normalnej
lekcji, robiąc jakieś nudne gówno! Czym tak w ogóle jest kwas chlorowodorowy,
do cholery?
–
Co, u licha? – Baekhyun, poirytowany, wyrzucił rękę w powietrze. – Chemia? Jak,
do diabła, tam skończyłeś?
– Chemia? Chemia pomiędzy
dwojgiem ludzi? Czy to nie to, co powiedziałeś?
–
Nie, ty głupi zjebie. – Baekhyun uderzył dłonią w twarz. – To fizyka! Wchodzenie w „kontakt fizyczny”,
nie łapiesz? – Zapadła krótka cisza po drugiej stronie, a potem:
– Cholera.
–
No właśnie. To twoja kara za bycie idiotą i złe rozumowanie. Baw się dobrze. –
Jak tylko Chen zaczął biadolić, Baekhyun bezlitośnie się rozłączył.
Chanyeolowi
przypomniał się niedawny dzień, gdy Chen powiedział mu, żeby wybrać chemię. „…Dlaczego?” „Widzisz, to nie do końca jest
kółko naukowe.”
Powinien
był wiedzieć.
„Bawmy
się dobrze i wejdźmy w kontakt fizyczny, co ty na to? ;)”
Powinien
był wiedzieć.
A
teraz, kiedy już wiedział, zwyczajnie miał ochotę rozwalić wszystko na swojej
drodze. Niech to szlag, dlaczego musiał wybrać fizykę ze wszystkich przedmiotów
i czemu, do cholery, musiał utknąć z Baekhyunem
ze wszystkich ludzi, i dlaczego, do kurwy, Baekhyun musiał być przewodniczącym
tego przeklętego kółka?
–
Teraz, gdy ochoczo zapisałeś się na moje kółko… – zaczął Baekhyun głosem
pełnym radości – w zasadzie jesteś pode mną. Więc lepiej zachowuj się jak anioł
albo inaczej. Jesteś. Martwy. – Z każdym swoim słowem, Baekhyun dźgał olbrzyma
w pierś. Chanyeol, na wpół obłąkany z przemęczenia, zaśmiał się z groteskowości
tej sytuacji, bo jak Baekhyun, którego wzrost ledwie sięga jego brody, śmiał mu
grozić?
–
Wszystko, co muszę zrobić, to zdradzić twój prawdziwy
motyw dotyczący tego kółka. Wtedy ty
będziesz tym, który będzie miał kłopoty.
–
Tak. Zgadnij, kto będzie w tarapatach razem ze mną, ponieważ jest tym, który
się na to zapisał? – odparł spokojnie Baekhyun. Chanyeol już miał odpowiedzieć,
mówiąc, że może po prostu wyjaśnić, co się stało, ale potem przypomniał sobie o
swoim wykładowcy dentystyki, który teraz wcale mu nie ufa. I czyja to była
wina? Wszystko wina Byun Baekhyuna.
Niech
to szlag trafi.
–
EeeeeeeeeeuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuaaaaaaaaaRRRRRGHHHHHHHHHHHHHHHHHHHH!
Chanyeol krzyknął z frustracji.
Kiedy „zebranie kółka” się skończyło, każdy
przypomniał sobie o bałaganie, jaki narobił. Wszyscy jęknęli, ponieważ byli
zbyt pijani i zmęczeni, żeby posprzątać.
–
Nie martwcie się, ludziska! – krzyknął Baekhyun, natychmiast przykuwając uwagę
wszystkich. – Mamy tu kogoś, kto ochoczo
zgłosił się, żeby to wszystko za nas uprzątnąć. Proszę o oklaski dla Park
Chanyeola! – Wszyscy zaczęli drwiąco się śmiać i wiwatować, podczas gdy jakiś
przypadkowy dzieciak wypchnął Chanyeola naprzód.
Zaraz, co-
–
Bardzo dobrze, brachu! – Jacyś ludzie klepali go po plecach, wychodząc, inni
przybijali mu piątki, a jemu zajęło jakieś dziesięć osób, by zdać sobie sprawę,
co właśnie zrobił Baekhyun. Gdy wszyscy sobie poszli, odwrócił się ze złością
do swojego wroga.
–
Jestem cholernie zmęczony i w ogóle nie wybrałem sobie, żeby tu przyjść! –
Czemu się fatygował?
–
Pracuj. – Baekhyun usiadł na stoliku i założył nogę na nogę. – Nie chcemy wpaść
w tarapaty, prawda? – Bezczelny uśmieszek błąkał się po jego ustach, a Chanyeol
tak bardzo chciał podnieść stolik, na którym tamten siedział i przewrócić go,
ale był zmęczony i pragnął po prostu wrócić do łóżka. Wszczęcie kłótni jedynie
całkowicie by go wyczerpało. Wzdychając, posłał Baekhyunowi ostatnie spojrzenie
(i zignorował zadowoloną minę na twarzy swego wroga) i zabrał się do sprzątania.
Ale kiedy schylił się i podniósł pustą butelkę po wódce, sen niespodziewanie
zdecydował się go pochłonąć. Wpadł do świata nieprzytomności, zanim zdążył
usłyszeć dźwięk pękającego szkła.
Gdy
się obudził, odkrył, że śpi na nieznanej macie w pokoju, który zdecydowanie nie
należał do niego. Jęcząc z niezadowoleniem, złapał się kurczowo za głowę i
zmienił pozycję na siedzącą. Jęknął ponownie, kiedy przypomniał sobie
dokładnie, do czego służyło to pomieszczenie.
–
Obudziliśmy się, prawda? – Denerwujący głos uniósł się w skądinąd cichym
powietrzu. Chanyeol odruchowo odwrócił się, aby spojrzeć na Baekhyuna, który
wciąż siedział na tym samym stoliku.
–
Ty nadal tutaj? – burknął, ale prawdziwe pytanie powinno brzmieć „Ja nadal tu jestem?”. Mrugnął zaskoczony,
kiedy rozejrzał się po pomieszczeniu, dostrzegając, że jest nieskazitelnie
czyste bez śladu śmieci, które wcześnie je wypełniały.
–
Gdzie, do cholery, wszystko się podziało? – wymamrotał Chanyeol bardziej do
siebie i był prawie pewien, że nie spał na macie w tej części sali.
–
Byłem znudzony czekaniem, aż wszystko uprzątniesz, więc sam to zrobiłem. –
Baekhyun wzruszył ramionami, pałaszując jabłko. Chanyeol zwęził oczy.
–
Czemu, u licha, śpię na macie? – Baekhyun znowu wzruszył ramionami.
–
Nie chciałem brudzić klasy ciepłem twojego ciała. – Chanyeol się zaśmiał. Wow,
Byun Baekhyun naprawdę zaszedł tak daleko tylko po to, by upewnić się, że jego
zarazki nie zanieczyszczą pracowni. Ale przecież Chanyeol sam zawsze sprząta
cały swój pokój, jak tylko Baekhyun go opuści, więc nie mógł się odzywać. Kiedy
wstał, zdał sobie sprawę z czegoś nowego na temat swoich dłoni.
–
Dlaczego, do kurwy, mam zabandażowane ręce? –
I na dodatek dość paskudnie opatrzone. Wpatrywał się w swoje palce,
zawinięte niezdarnie w biały bandaż. Robota ta wyglądała, jakby była wykonana
przez kogoś, kto nigdy nic wcześniej nie bandażował.
–
Cieszysz się? – Baekhyun zrobił kolejny gryz jabłka. – tak się stało, że
Kyungsoo tędy przechodził, kiedy zemdlałeś i to on cię opatrzył. – Oczy Chanyeola
rozbłysły, kiedy całkowicie cofnął słowa o jakości bandażowania. Zamknął oczy,
wyobrażając sobie delikatne dłonie Kyungsoo ocierające się o jego ręce. I
chociaż wiedział, że Baekhyun był tam z nim, już go to dłużej nie obchodziło,
jako że Baekhyun i tak się dowiedział-
–
Dziś wieczorem mamy ćwiczenia na kółku – oznajmił wspomniany irytujący
dzieciak, patrząc, jak Chanyeol jęczy niezadowolony po raz milionowy tego dnia.
Wszystkim, czego Chanyeol chciał, był sen przez resztę dnia ( i prawdopodobnie
przez resztę swojego życia), ale wyglądało na to, że nawet Bóg nie mógł spełnić
tego prostego życzenia.
–
…Ale ty nie przychodzisz. Tylko zniszczyłbyś zabawę – dokończył Baekhyun, a
Chanyeol spojrzał na swojego wroga.
–
Myślisz, że mogę się urwać tylko dlatego, że tak mi powiedziałeś? – warknął
Chanyeol, na wpół szalony z wyczerpania i wyjmowania tego tematu przed
kimkolwiek (zwłaszcza przed Baekhyunem), ale Baekhyun westchnął i wyrzucił
swoje jabłko do kosza po drugiej stronie pomieszczenia. Co zdenerwowało
Chanyeola bardziej, trafił do niego.
–
Oczywiście, że możesz. Będę cię zwyczajnie krył – odrzekł Baekhyun bez trudu,
zeskakując ze stolika. Jego brwi uniosły się ku górze, kiedy Chanyeol stał w
miejscu, nie wyglądając na przekonanego. – Wolałbym raczej bawić się, zamiast
wymyślać plany, jak uprzykrzyć ci życie. – Chanyeol milczał przez chwilę,
gapiąc się na Baekhyuna, który mimowolnie kopał ławkę. Cóż, to właściwie miało
sens.
–
…Dobra. – Może dlatego, że Chanyeol był zbyt zmęczony, żeby przejmować się
konsekwencjami i właśnie z tego powodu nie zadawał sobie trudu, by dalej kłócić
się z Baekhyunem (To nie tak, że zaczął ufać Baekhyunowi, nie ma mowy).
Cholera, nie obchodziło go nawet, co Baekhyun zrobi albo co zrobi wykładowca
dentystyki, jeśli o to chodzi. Wszystkim, czego w tamtej chwili chciał, był
sen.
Bez
żadnego słowa Chanyeol wyszedł z pomieszczenia, powłócząc nogami i szedł tak
całą drogę do swojego pokoju, podczas gdy sen ciążył mu na powiekach. Gdy
dotarł na miejsce, w głębi swojego umysłu usłyszał Chena, pytającego, czy chce
iść z nim na obiad do stołówki, ale zanim zdążył odpowiedzieć czy choćby
odwrócić głowę, zamknął oczy i opadł na łóżko, tym razem całkowicie witając
świat podświadomości.
Chanyeol
obudził się z uczuciem największej świeżości od bardzo, bardzo długiego czasu.
Obudził
się o szóstej rano i choć spał jedynie jakieś trzynaście godzin, wystarczyło mu
to. Czuł się nawet bardziej energicznie niż zwykle.
Po
wzięciu prysznica zdał sobie sprawę, że skończył już wszystko, co miał zadane
(albo raczej, że nic w ogóle nie było), a jako że była sobota i nikt inny
jeszcze się nie obudził, zdecydował się pozostać w pokoju…
…i
podenerwować Chena.
Skakał
po łóżku współlokatora, myjąc zęby (muszą być czyste!). Robił idiotyczne rzeczy
jak turlanie się po łóżku, dopóki nie leżał na swoim mniejszym przyjacielu,
upewniając się, że dusi go przez kilka sekund, a potem sturlanie się i
zabieranie ze sobą kołdry. Potem łaskotał go w stopy, później przykrywał je z
powrotem kołdrą, następnie układał w stos swoją własną kołdrę i poduszki, i
ubrania, i-
–
PRZESTANIEEEEESZ!!! – Głos Chena zabrzmiał jak ryk, kiedy spychał wszystko z
siebie ręką, aby spadło na podłogę. Widok ten był zabawny i Chanyeol upadł na
podłogę, śmiejąc się (lub raczej krztusząc się pianą z pasty do zębów).
–
Chcę spaaaaaaaaaaaać… – jęknął Chen, rzucając się w swoim łóżku przez dwie
sekundy, zanim zaprzestał jakiegokolwiek czynu. Leżał niczym zmarły. Chanyeol
umył usta, a kiedy wyszedł, jego współlokator nadal leżał w miejscu, wpatrując
się w sufit.
–
It’s a beautiful day… I’m looking for something dumb to do… – powiedział
Chanyeol, podrygując po całym pokoju, dopóki nie skończył obok Chena. – Hey,
baby… I think I fell like annoying you…
–
A niech cię – wymamrotał Chen, wzdychając i siadając, jego włosy sterczały we
wszystkie strony. Chanyeol uśmiechnął się szeroko.
–
Czas na śniadanie! – krzyknął i klasnął, obserwując, jak Chen wychodzi z łóżka
i kieruje się do łazienki, by się wyszykować.
Kiedy
Chen skończył, współlokatorzy razem udali się na stołówkę i rozdzielili się
przy wejściu. Chanyeol chciałby czasem posiedzieć ze swoim współlokatorem, ale
tylko wtedy, kiedy Baekhyun by nie istniał.
–
Słyszałeś? – zapytał Kris, gdy Chanyeol wziął swoje śniadanie i dotarł do
stolika przyjaciela. – Możemy zgłosić się do zamiany współlokatorów. Ale
oczywiście tylko wtedy, kiedy cała nasza czwórka, której dotyczy ta wymiana,
wyrazi zgodę. – Chanyeol wzruszył ramionami.
–
To nie mój problem – powiedział, wcinając płatki. Był dość zadowolony ze
swojego współlokatora, bez wątpienia.
–
To MÓJ problem! – wykrzyczał Sehun nie wiadomo skąd, odwracając się i posyłając
gniewne spojrzenie w kierunku przeciwnej części pomieszczenia. – Mam dość Tao!
Musi natychmiast wynieść się z mojego pokoju!
–
Ale cały czas przepraszał cię za Pinku Pinku, prawda? – spytał Kris. Sehun
odłożył łyżkę i spojrzał na niego.
–
Ktokolwiek ci to powiedział, jest kłamcą! – wrzasnął.
–
Ale ty mi to powiedziałeś. – Kris
przewrócił oczami, westchnął i zrobił kolejny gryz jabłka. – Tak czy inaczej,
tak bardzo, bardzo, bardzo chcę zmienić partnera. Nie macie pojęcia, jak
okropne jest słuchanie go co tydzień, jak uprawia seks. Najgorsze jest to, że to
się będzie ciągło. – Zadrżał. Chanyeol uniósł brew.
–
Och, Kris, ale tutaj się mylisz… -
wymamrotał Chanyeol – …Zauważ, że ja musiałem tego słuchać niemal każdej nocy w zeszłym roku. – Obaj drgnęli. W
tamtej chwili Kris otworzył oczy i natychmiast przywrócił się do porządku, gdy
zobaczył kogoś w oddali.
–
Myeonnie! – zawołał, a Chanyeol westchnął, kiedy dostrzegł, o kogo chodzi. –
Tutaj!
Największy
kujon w college’u podszedł do nich z nikłym uśmiechem na ustach. Nawet Chanyeol
mógł się zakrztusić przez to, jak wysoko Joonmyun zawiązał swój krawat. Jak on
w ogóle wytrzymywał? Poza tym, dlaczego, do cholery, ciągle musiał ubierać się
tak elegancko?
–
W końcu wręczyłeś swoją pracę przed czasem! Chociaż raz! – odezwał się
Joonmyun, zadowolony. Chanyeol naprawdę się zakrztusił, widząc tęskną miną
przyjaciela.
–
Tak, to prawda. – Kris przerzucił jabłko przez swoje ramię z wyluzowanym
wyrazem twarzy, ale skrzywił się lekko, kiedy usłyszał, jak ktoś przeklina z
powodu oberwania owym jabłkiem zamiast dźwięku jabłka wpadającego prosto do
kosza. – W każdym razie, jako że skończyliśmy wszystkie zadania samorządu,
zastanawiałem się, czy powinniśmy… zjeść razem lunch?
Lamer… to
było wszystko, co pomyślał Chanyeol, obserwując, jak Joonmyun rumieni się
zawstydzony, nim wskazał na siebie.
–
J-ja? Zapraszasz mnie na randkę? – Zamrugał z niedowierzaniem. Chanyeol jęknął
na durnowatość ich obu, ale z drugiej strony nie miał co
się odzywać. Nawet w snach nie mógł
zaprosić Kyungsoo na randkę.
–
J-j-ja… Nie mam dzisiaj czasu, przykro mi! – wyjąkał Joonmyun i już miał
odejść, ale Kris złapał go za rękę.
–
Usiądziesz dzisiaj z nami? – zapytał zdeterminowanym głosem. Oczy Chanyeola
rozszerzyły się w zaskoczeniu – nigdy wcześniej nie widział, by jego przyjaciel
był tak uparty, nawet z Yi Xingiem
tak nie było, a przy nim był dosyć nieustępliwy.
–
Nie mam czasu, przepraszam… Nie skończyłem swoich zadań… – Joonmyun wyrwał się
i zaczął iść w stronę drzwi.
–
Co powiesz na wprowadzenie się i zostanie moim współlokatorem? – zawołał Kris,
lecz wyglądało na to, że zajęty Przewodniczący Wszystkiego był zbyt daleko, by
cokolwiek usłyszeć. Kris odwrócił się, gdy obiekt jego westchnień zniknął i
westchnął.
–
Jest taki uroczy…
–
Kris, przerażasz mnie… – wyszeptał Chanyeol. –…Czy nie mówiłeś, że on jest
największym kujonem w college’u? Zaraz, ty
przeprowadziłeś ankietę, na litość boską!
–
No i? – Kris wyprostował się. – To, że jest kujonem, nie oznacza, że nie jest
uroczy. – Chanyeol chciał odejść od tematu choroby miłosnej Krisa, więc znalazł
coś nowego, o czym mogli porozmawiać.
–…Co
z tą tajemnicą Księżycowego Anioła? – spytał Chanyeol, obserwując, jak uroczo
Sehun przeżuwa swoje płatki, przyglądając im się z zainteresowaniem.
–…Nawet
nie każ mi zaczynać. – Kris westchnął, potrząsając głową. – Próbowałem pytać
ludzi, kto to jest, ale wygląda na to, że nikt nie da nam wskazówki.
–
Nie myśl, że sami wiedzą. – Chanyeol przewrócił oczami.
–
Jeśli nie wiedzą, to on lub ona musi być bardzo dobry w zmienianiu się w dwa
typy ludzi… – ciągnął Kris. – Mam na myśli, że jeśli spytasz kogoś, czy wie,
kim jest Księżycowy Anioł, ten ktoś spojrzy na ciebie zakłopotany i powie „Nie…
kto to jest?”
–
Więc mówisz, że nawet oni będą zachowywać się jak niewinni? Zatem nigdy nie
dowiemy się, kto to tak naprawdę jest? – zapytał Sehun, a Kris pokiwał posępnie
głową.
Kto to tak właściwie może być? Myślał
Chanyeol. … … Joonmyun?
–
To nie mógłby być… Joonmyun, prawda? – zażartował Chanyeol, a Kris
znieruchomiał na moment
Niewłaściwe
pytanie.
–
Tak, racja… – dokończył po chwili, jego głos był nieco zdekoncentrowany, gdy
wstał w niemal zahipnotyzowany sposób z szeroko otwartymi oczami i rozchylonymi
z szoku ustami. Odwrócił się mechanicznie i wyszedł ze stołówki. Zapadła krótka
cisza.
–…Nie
powinieneś był tego mówić – napomknął mimowolnie Sehun, biorąc banana Krisa i
obierając po kawałku skórkę. Chanyeol wstał i uderzył Sehuna w głowę.
–
Powinieneś był mi przekazać! – warknął Chanyeol, wyciągając telefon. Zaczął
zasypywać Krisa sms-ami. Przez cały poranek Kris nie odpowiedział na żaden.
O Boże… co ja narobiłem?
Kim
Jongdae zaklął, gdy jego najlepszy przyjaciel rzucił słuchawkę.
Co ja teraz zrobię? Nie chcę
wracać na chemię!!! Ilość wykrzykników prawdziwie oddawała
to, jak się czuł.
Wzdychając,
powrócił do klasy, modląc się do Boga, żeby lepiej coś dobrego działo się na
kółku, aby mógł przetrwać na nim do końca roku.
Gdy
zajął miejsce i słuchał nudnego przewodniczącego kółka, mówiącego językiem
kujonów, prawie zasnął, aż usłyszał, jak otwierają się drzwi.
Może
nie tyle, dźwięk otwieranych drzwi, a bardziej głos, który stamtąd dolatywał.
–
Przepraszam, czy to zajęcia z chemii? – Głos był spokojny i Chen rozpoznałby go
wszędzie. Z miejsca otworzył oczy, jego serce zaczęło walić, gdy zdał sobie
sprawę, że ową osobą jest Minseok.
–
Tak, usiądź, proszę – odpowiedział przewodniczący kółka. Szeroko otwartymi
oczami Chen obserwował, jak Minseok rozgląda się po sali, dopóki jego oczy nie
spoczęły na pustym miejscu obok niego. Jego oddech przyspieszył, gdy obiekt
jego westchnień podszedł i usiadł przy nim. Zapach kawy dotarł do nozdrzy
Chena.
–
Hej. Jestem Minseok. – Nawet jego przedstawienie się brzmiało spokojnie, kiedy
obdarzył Chena skromnym uśmiechem.
–…Jestem
Chen – odrzekł i chociaż wariował, Chen był typem, który zawsze zachowywał
powagę.
–
Wiem. – Minseok zaśmiał się. – Widziałem cię na imprezach.
–…Och.
– Chen również się zaśmiał, ale przewodniczący kółka posłał im piorunujące
spojrzenie i w momencie przestał.
–
Wiesz, tak naprawdę to nie chciałem wybrać chemii… – wyszeptał Minseok. – Ale
było to pewnego rodzaju wyzwanie od kogoś.
–
Wybrałem to kółko przez przypadek. – Chen westchnął, aczkolwiek teraz nie miał
nic przeciwko.
–
W takim razie, bawmy się dobrze, marnując czas tutaj! – Mineok uśmiechnął się,
a Chen nie mógł poradzić nic, jak tylko odpowiedzieć mu uśmiechem.
Bardzo podoba mi się twoje tłumaczenie i ogólnie twój styl pisania. Aż się nie mogę doczekać co bedzie dalej ❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuń