środa, 25 lipca 2018

More Than Meets The Eye (pt. 2)


Kiedy dotarł do domu, zamknął się w swoim pokoju, dąsając się. Minseok (nawet Lu Han w pewnym momencie) pukał do drzwi od czasu do czasu, by zaproponować mu coś do jedzenia lub zapytać, czy nie chce z nimi czegoś obejrzeć, ale przez większość czasu Baekhyun odrzucał wszystkie oferty. Naprawdę wolałby po prostu zanurzyć się we własnym poczuciu winy sam, w spokoju.
Ktoś wyraźnie nie zrozumiał przesłania, bo następnego ranka drzwi powoli się otworzyły, mimo iż zamknął je na klucz. Musiał w końcu naprawić ten zamek.
– Odejdź, Minseok – jęknął Baekhyun, nie kwapiąc się, by podnieść głowę z poduszki, do której całkiem przyrosła. – Albo Lu Han. Którykolwiek z was, dupki, zdecydował się wejść.
Kroki idące w stronę jego łóżka ustały. – A co jeśli to żaden z tych dwóch?
Dźwięk tego głosu sprawił, że Baekhyun praktycznie zerwał się, by spojrzeć na intruza. – Chanyeol? – pisnął.
A on tam był, stał skrępowany na środku pokoju. W rękach miał całkiem spory bukiet białych tulipanów i-
– Czy to martwe liście? – wypalił Baekhyun wbrew sobie i wydało się, jakby Chanyeol się cofnął.
– One… uch… Jest powód – wyjąkał Chanyeol, spiesząc, by wskazać na jeden z tulipanów. – Widzisz, te oznaczają przebaczenie i – przesunął rękę, by wyjąć jeden z liści. – One oznaczają smutek. Więc jakby…
– Włożyłeś. Zwiędłe liście. Do bukietu. – Baekhyun próbował zdusić swój śmiech, ponieważ nie tylko byłoby to niegrzeczne, ale i niewłaściwe w obecnej sytuacji.
Chanyeol jedynie posłał mu zmieszany uśmiech. – Wcześniej wydawało się to dobrym pomysłem – przyznał, zanim odłożył bukiet na biurku Baekhyuna. – Mogę…? – nie dokończył pytania, w zamian zrobił gest w stronę miejsca na łóżku.
Baekhyun powstrzymał śmiech, kotłujący się w jego gardle i lekko pokiwał głową, sam przesunął się na brzeg łóżka, żeby mogli siedzieć obok siebie. Gdy Chanyeol usiadł, Baekhyun mógł poczuć lekkie zagłębienie w łóżku, ale trzymał wzrok utkwiony w drzwiach od pokoju. – Słuchaj – powiedział i poczuł na sobie wzrok Chanyeola. Jednak nie ośmielił się odwrócić. – Wczoraj zachowałem się jak kutas. Byłem – jestem – samolubny i całkowicie rozumiem, jeśli zechcesz to zakończyć.
Zadudniła cisza i Baekhyun bał się. Bardzo się bał, że Chanyeol wstanie. Że po prostu wyjdzie wprost przez otwarte drzwi i z jego życia.
Ale nie zrobił tego. Został na swoim miejscu, wyglądając na niewiarygodnie zagubionego. – Dlaczego miałbym to zakończyć, dlaczego miałbym wyjść tylko z tego powodu?
A Baekhyun wbrew sobie wzruszył ramionami, wbrew temu, że wiedział, jak poirytowany staje się Chanyeol, kiedy on nie jest pewny swego, nie jest pewien ich relacji. – To mogłoby się zdarzyć – próbował usprawiedliwiać, ale nie mógł powstrzymać się przed kolejnym, nieznacznym uniesieniem ramion. – To się zdarza. To się wydarzy.
– Dlaczego jesteś taki? – zapytał Chanyeol, lecz jego głos był delikatny. Pytanie samo w sobie brzmiało oskarżycielsko, gniewnie, ale w głosie Chanyeola nie było nic poza zmartwieniem. Jak tylko Baekhyun otworzył usta, by odpowiedzieć, by powiedzieć dokładnie to samo co wczoraj, gdyż widział to jako jedyny sposób zawieszenia tej konwersacji, Chanyeol podniósł rękę, natychmiast mu przerywając. – I nie chcę słyszeć takiej odpowiedzi jak wczoraj. Za takimi problemami jest jakaś przyczyna, zawsze. Jaka jest twoja?
I to nie tak, że Chanyeol się mylił. Istniała bardzo logiczna odpowiedź na to pytanie, ale w zamian Baekhyun jedynie odwrócił wzrok. – Nie chcę o tym rozmawiać.
– Nigdy nie będziesz chciał o tym rozmawiać.
Brakowało mu słów. – N-Nie wiem – przyznał i usłyszał, jak Chanyeol wciąga powietrze. Nie miał odwagi, żeby spojrzeć mu w oczy, łagodnie unikał kontaktu wzrokowego, bawiąc się rąbkiem pościeli.
Cisza trwała przez dłuższą chwilę, siedzieli obok siebie, czekając, aż ten drugi odezwie się pierwszy. – Baekhyun – zaczął powoli Chanyeol. – Nie kłamałem, gdy powiedziałem, że będę czekał na ciebie wiecznie.
– Nigdy mi tego nie powiedziałeś – odparł Baekhyun, zanim zdołał się powstrzymać. – Powiedziałeś to o mojej książce, nie o mnie.
– Ty, twoja książka, wszystko. – Chanyeol przesunął się, by pogłaskać policzek Baekhyuna. – Nie wiem, czy to, co powiedziałeś wczoraj o tym, że nie chcesz być ze mną przez dłuższy czas, to była prawda czy nie- – Baekhyun pospiesznie pokręcił głową. Już miał otworzyć usta i coś powiedzieć, zaprzeczyć swojej wczorajszej głupiej, bezrozumnej tyradzie, lecz Chanyeol podniósł rękę do ust, niemym gestem pozwalając sobie skończyć. – Ale zrozumiałem wczoraj, że nie jesteś tego pewien. Nie jesteś pewien, czy naprawdę tego chcesz czy nie i ja to rozumiem. Chętnie poczekam, aż zastanowisz się nad tym – naszym – związkiem. Chętnie poczekam, aż zaakceptujesz ideę zaangażowania – jeśli to jest to, czego naprawdę chcesz. A jeśli nie, to będzie w porządku, chcę po prostu, żebyś był w stanie szczerze mi odpowiedzieć. Chętnie na ciebie poczekam, przez całą wieczność pod warunkiem, że mi pozwolisz.
– Dlaczego? – spytał Baekhyun. – Dlaczego tak chętnie to zrobisz? Dlaczego jesteś tak przygotowany, by zrobić tak wiele – dla mnie?
Chanyeol uśmiechnął się lekko, sięgając w dół, by chwycić jedną z dłoni Baekhyuna. – Ponieważ jesteś tego wart.
– Są lepsi ludzie. Ludzie, którzy są bardziej chętni, bardziej zasługują by mieć kogoś takiego jak ty.
– Według mnie, nie ma nikogo lepszego od ciebie. Dla mnie nie ma nikogo lepszego od ciebie.
– Popełniasz błąd – wychrypiał Baekhyun, próbując mruganiem pozbyć się łez, które groziły spłynięciem.
– No to popełnię błąd. – Chanyeol wzruszył ramionami. – Więc wybaczysz mi? Za te wszystkie rzeczy, które powiedziałem wczoraj, rzeczy, których nie miałem na myśli, wybaczysz mi?
– To nie ty powinieneś przepraszać.
Chanyeol zamilkł na sekundę. – Zatem zaakceptujesz mnie?
Baekhyun zamrugał na niego, po czym wygiął kąciki swoich ust w mały uśmiech. – Daj mi ten przeklęty bukiet. – Wyciągnął rękę, a Chanyeol posłusznie podniósł bukiet z biurka, by wręczyć go Baekhyunowi. Ten zerknął tylko na ułożenie, zanim naprędce wyjął kilka zwiędłych liści.
– Co ty wyprawiasz? – krzyknął Chanyeol, zaalarmowany poczynaniami Baekhyuna. – One są symboliczne. – Wydął wargi, próbując powstrzymać Baekhyuna przed wyrzuceniem tej części, którą wyjął.
Baekhyun zaśmiał się. – W takim razie to też powinno być symboliczne – droczył się. – Patrz, wyrzucam smutek – podkreślił swoje słowa, niedbale rzucając kilka liści, które udało mu się wyjąć, do kosza w pokoju.
Chanyeol zmarszczył brwi. (Ale to nie powstrzymało go przed pomaganiem Baekhyunowi.)
x x x
Chanyeol, w istocie, naprawdę długo czekał, zanim Baekhyun powiedział cokolwiek w tamtej sprawie, ale to nie tak, że wyglądało, by oczekiwał jego wyjaśnień. Nie wspominał o tym po raz kolejny. Nie wtrącał się; nie marudził. A Baekhyunowi to odpowiadało.
Baekhyun zaś nie chciał rozmawiać. Nie chciał mówić, nie planował mówić Chanyeolowi – nikomu poza Mnseokiem, tak naprawdę – dlaczego tak bardzo bał się zakochać, zaangażować się na dłuższy czas, ale to się zmieniło.
I pewnego dnia, kiedy po prostu spędzali czas w mieszkaniu Chanyeola, jak zwykle, nagle uderzyła go potrzeba powiedzenia tego, przyznania się i pozbycia z piersi raz na zawsze.
– Kyungsoo – wymamrotał Baekhyun, jego głowa aktualnie była ułożona na kolanach Chanyeola, gdyż oglądali jakiś przypadkowy film, który leciał w telewizji. – Tak miał na imię.
– Co? Kto? – zapytał zdezorientowany Chanyeol. – Kyungsoo? – sięgnął do oparcia kanapy, by chwycić pilota, ściszył dźwięk.
– Tak – odparł Baekhyun, trzymając wzrok prosto, zrezygnował z odwrócenia się do Chanyeola, nawet jeśli mógł poczuć na sobie jego wzrok. – Był moim ostatnim chłopakiem.
Tym razem Chanyeol zupełnie wyłączył telewizor. – Dokąd zmierzasz z-
– Mogę opowiedzieć ci historię? – wciął się Baekhyun, siadając prosto. A Chanyeol milczał. Przyjął to za "tak". – Więc pewnego razu było sobie dwóch chłopaków, którzy poznali się na studiach. Nienawidzili się. Od chwili, kiedy się spotkali, byli jak olej i woda; nie pasowali do siebie. Nigdy nie mieli do siebie pasować. Coś w ich marzeniach, charakterach, we wszystkim pobudziło ich do działania. Byli przeciwieństwami, ale wydaje mi się, że przeciwieństwa zawsze i tak się przyciągają.
Chanyeol powoli pokiwał głową, gdy Baekhyun ciągnął dalej. – Pierwszy raz, jak się zeszli, to była pomyłka. Zaaranżowana przez skutki alkoholu, wszystko to było pijacką pomyłką. Później traktowali to jako coś takiego i powrócili do ignorowania się, nienawidzenia się, coś takiego. Ale to stało się po raz kolejny, a potem jeszcze jeden. Gdzieś przy siódmym razie, kiedy obudzili się obok siebie nadzy, tak myślę, w końcu zrozumieli, że jest jakiś problem.
– Więc porozmawiali, w końcu wplątali się w jakiś związek, ale to wszystko było poniekąd spieprzone. Naprawdę, było dokładnie tak samo jak wcześniej, tylko że nazywali się chłopakami. To nawet nie był związek, a przygoda na jedną noc. Serie przygód na jedną noc. Serie pomyłek.
– I próbowali to rozwiązać, być romantyczni, być normalni, ale za każdym razem, kiedy otwierali usta, pojawiał się jedynie krzyk. Kłócili się o wszystko. O cokolwiek. – Baekhyun skrzywił się. – Pomyślisz, że logiczne byłoby, gdyby zerwali, przerwali to, ale pomimo wszystkich przeciwności wytrzymali studia. Wyglądało na to, że czyste pożądanie wystarczyło, by przetrwać.
– Po studiach zamieszkali razem, myśląc, że to pomoże pozbyć się problemów, ale tylko się pogorszyło. Wcześniej były przynajmniej kłótnie. Ale gdy ukończyli studia, zdali sobie sprawę, jak okropnie będzie sprzeczać się na porządku dziennym. Powinni być dojrzali, dorośli, a czegoś tak dziecinnego jak czcze sprzeczki powinni się pozbyć.
– Jednak żaden z nich nie był szczególnie dobry w zachowaniu umiaru, więc ze skrajności w skrajność, zaczęli milczeć. Z początku nie tak miało to wyglądać. To zaczęło się, kiedy gryźli się w języki, jak tylko czuli potrzebę wszczęcia kłótni, wiesz, by stać się bardziej tolerancyjni wobec siebie. I wyglądało na to, że to działa – na początku. Liczba sporów znacznie spadła, ale z czasem, kiedy nauczyli się  – nie, zmusili będzie lepszym słowem – by być wobec siebie bardziej tolerancyjni, gdy zmuszali się do ścierpienia każdej małej rzeczy, która mogła ich poruszyć, ostatecznie dochodzili do wniosku, że milczenie, nierozmawianie jest najlepszą drogą, żeby przeżyć bez kłótni.
– I to nie tak, że nie zwracali uwagi, jak złe to wszystko było. Złe było dla nich, że na początku tak często się kłócili. Jeszcze gorsze było wspólne mieszkanie i wciąż zachowywanie się, jakby byli sobie zupełnie obcy, poruszanie się, jakby nie było nikogo więcej. Wiele trzeba było naprawić. Ale nigdy tak naprawdę nie zabrali się do naprawy.
– Jakoś po dwóch latach zaczęło się poprawiać. Zaczęli więcej rozmawiać, zaczęli przynajmniej próbować się rozumieć i kochać. W pewnym momencie ich miłość nawet wydawała się normalna. Ale to oznaczało dla nich dwie różne rzeczy. Jeden myślał, że w końcu starają się ustabilizować ich miłość, uregulować ją, by była pewnym płomieniem, nie tylko spontaniczną iskrą namiętności.
– Ten drugi jednak najwyraźniej widział to jako sposób zbliżania się ich związku – jeśli w ogóle można tak to nazwać – do końca. Wiesz, zamalowane wady, spieprzone sprawy, więc wszystko to wyglądało ładnie, gdy spoglądałeś wstecz. Istniała nieodłączna różnica wartości, ideałów i po prostu nigdy nie zabrali się do naprawy, nigdy ostatecznie nawet tego nie rozpoznali.
Optymista myślał, że wszystko od tej pory będzie szło ku lepszemu, ale zdał sobie sprawę, że się mylił, kiedy wszedł, gdy ten drugi pieprzył jakiegoś innego faceta w łóżku, w ich łóżku.
– Mówiąc z perspektywy czasu, wielkim problemem nie był fakt zdrady; chodziło raczej o to, jak ten skurwiel zareagował. Nie wyglądało na to, żeby żałował albo miał wyrzuty sumienia wobec tego, co zrobił, tak jakby myślał, że to było w porządku. Jakby związek pogorszył się do tego stopnia, że takie rzeczy były OK.
– Mylił się, wiesz – wtrącił Chanyeol po raz pierwszy. – Nie ma znaczenia w jakiej sytuacji, ale on cię zdradził, ty nie zawiniłeś.
– Domyśliłeś się, że to historia o mnie? – Baekhyun posłał mu krzywy uśmiech.
– Nie zdałem sobie sprawy, że próbowałeś sprawić, bym myślał, że to o kimś innym.
Baekhyun westchnął. – To prawda. Po prostu łatwiej jest myśleć o tej całej sytuacji, jakby była czymś, co mnie nie dotyczy. Żebym nie musiał uznawać tych wszystkich głupich, głupich błędów za swoje.
– Nie są głupie – szybko odparł Chanyeol, wyciągając rękę, by uścisnąć jedną z dłoni Baekhyuna. – Mam na myśli to, że tak, prawdopodobnie były mądrzejsze rozwiązania, by dać sobie radę z niektórymi problemami, ale byłeś młody. Zbyt młody, by wiedzieć lepiej.
– To było mniej niż rok temu. – Baekhyun pokręcił głową, wydając z siebie wymuszony śmiech. – Więc wcale nie byłem taki młody, ale nadal byłem bardzo głupi.
– Wiele może zmienić się w kimś w tak krótkim czasie. Dojrzałość nie jest mierzona wiekiem, a doświadczeniem.
Baekhyun nic nie dodał, w zamian wymijająco wzruszył ramionami w odpowiedzi, zanim zmienił temat. – Ale to, co zraniło mnie najbardziej, to fakt, że tylko ja myślałem, że jestem zakochany. Popieprzone, tak, ale w mojej głowie to była miłość, zwłaszcza gdy zaczęło się układać. I wyraziłem to wiele razy, praktycznie wykorzystałem te dwa słowa i pozwoliłem, by moje uczucia były znane w niemal każdym przypadku. Patrząc wstecz, wypowiadanie tego tak często, ta częstotliwość prawdopodobnie umniejszyła ich znaczenie. Straciły swoją ważność, stały się raczej rutyną niż czymś wyjątkowym. Wydaje mi się, że on też popadł w ten nawyk…
– Też je wypowiadał. Nie tak często jak ja, ale wystarczająco, bym w nie wierzył. Mówił je, ale nie miał tego na myśli. Ani razu naprawdę nie miał tego na myśli i myślę, że właśnie to było najgorsze – dokończył Baekhyun i poczuł łzy, które groziły spłynięciem.
– Więc to dlatego…? – Chanyeol urwał, kończąc zdanie poważnym spojrzeniem zamiast słów.
– Cóż, tak oraz dlatego, że mój żółw zdechł. – Baekhyun wykrzywił usta w lekkim uśmiechu, próbując rozładować atmosferę. – Więc boję się kiedykolwiek po raz kolejny pokochać.
Twarz Chanyeola jednak pozostała poważna i Baekhyun wydał z siebie ciężkie tchnienie, zanim odezwał się: – Chanyeol. Jesteś świetny. Ale boję się, że stanę się taki jak on, wypowiadając te słowa poprzez naśladowanie, a wcale nie mając tego na myśli. – Baekhyun wymusił śmiech, ocierając łzy zbierające się w jego oczach. – To poniekąd głupie, prawda? Jak jedna rzecz dała radę wpłynąć na mnie tak bardzo. To był jeden związek. To była studencka relacja, do kurwy nędzy. Sprawy w takim momencie nie są nawet poważne – a przynajmniej nie powinny być.
– Może nie dla innych. Ale dla ciebie była – odparł cicho Chanyeol, przyciągając Baekhyuna do uścisku.
Z początku nie padły żadne słowa; Baekhyun starał się powstrzymać łzy od spłynięcia, a Chanyeol próbował objąć go tak szczelnie, jak było to możliwe.
– Jak dawno temu to się stało? – spytał w końcu Chanyeol, kiedy Baekhyun się uspokoił.
– Wiesz, kiedy się tu wprowadziłem?
Baekhyun nie mógł tego zobaczyć, gdyż jego twarz była wtulona w pierś Chanyeola, ale mógł poczuć, jak Chanyeol pokiwał głową. – Zaledwie tydzień wcześniej – powiedział. – Zaraz po tym, jak zobaczyłem go z kochankiem, spakowałem walizkę i wyniosłem się do hotelu. Dwa dni później jakoś dowiedział się, gdzie się zatrzymałem i wysłał przesłał wszystkie moje rzeczy w schludnych, małych pudełkach. Zostawił wiadomość, ale nie były to przeprosiny, napisał tam "mieszkanie jest moje" i tyle. Na drugi dzień pobiegłem do Minseoka, powiedziałem mu, co się stało, a on pozwolił mi ze sobą zamieszkać. Więc to zrobiłem.
– Ja– – zaczął Chanyeol, lecz brakowało mu słów. – Bardzo mi przykro.
Na to Baekhyun odsunął się od piersi Chanyeola i posłał mu niewielki, choć drżący uśmiech. – A mnie nie. Był toksyczny i potrzebowałem od niego uciec. Poznanie ciebie było najlepszą rzeczą, jaka mi się przytrafiła.
I znów słowa zdawały się opuścić Chanyeola, w zamian na powrót przyciągnął Baekhyuna do siebie. Niskim głosem wyszeptał swą odpowiedź wprost do jego ucha: – Zostaniesz dzisiaj ze mną?
Baekhyun jedynie skinął głową.

Później tej nocy, kiedy leżeli lepcy na łóżku, Chanyeol powiedział to.
– Kocham cię – wymamrotał sennie, przeczesując palcami włosy Baekhyuna.
– Przestań. Nie mów tego – uciął Baekhyun. – To sprawia, że czuję się niekomfortowo. Że czuję się winny.
Jego słowa zdały się obudzić Chanyeola z po stosunkowego oszołomienia. Szybko przeprosił i wyglądało na to, że to koniec.
x x x
Ale to nie był koniec, ponieważ Chanyeol od czasu do czasu rzucał te dwa słowa, czy to przez przypadek czy specjalnie, Baekhyun nie wiedział. Więcej razy wydawało się, że naprawdę nie chciał tego powiedzieć, co potwierdzał zmieszany wyraz jego twarzy i szeroko otwarte ze świadomością oczy. Ale był jeden wypadek, kiedy zdarzyło się to niezaprzeczalnie specjalnie.
Stało się to pod koniec listopada. Mówiąc dokładniej, w urodziny Chanyeola.
Chanyeol kończył dwadzieścia sześć lat i wyszli do wykwintnej restauracji, by to świętować. Chanyeol stawiał.
– Mówię tylko – zaczął Baekhyun, z poirytowaniem bawiąc się jednym ze swoich breloczków do kluczy. – Co to za urodzinowa kolacja, skoro ty stawiasz?
– A ja mówię, że to kolejka sama w sobie, żeby zobaczyć, jak wystawiasz swój tyłek z mieszkania i to na promień pięciu mil – odpowiedział Chanyeol, jedynie rzucając okiem na Baekhyuna, kiedy zatrzymali się na czerwonym świetle.
– Ale nadal ty płacisz, więc to nie prezent.
– Nie słyszałeś, co właśnie powiedziałem? – Zaśmiał się Chanyeol. – I dobrze, ale pomyśl o tym? Naprawdę oferujesz się, że zapłacisz za obiad w miejscu, które sprzedaje jedno danie za jakieś pięćdziesiąt dolarów?
Baekhyun nie odezwał się. – Nie… – przyznał i nie musiał nawet się obracać, by wiedzieć, że do twarzy Chanyeola przyklejony był zwycięski uśmiech. Gdy samochód znowu ruszył, Baekhyun dodał: – Dlatego sugeruję, żebyś zawrócił. Nie jest za późno, żeby zamówić chińskie żarcie czy coś.
W odpowiedzi Chanyeol tylko parsknął. – Jesteś taki tani. Chcę zjeść w ładnym miejscu, bo są moje urodziny, więc po prostu to zrobię. Nawet jeśli muszę za siebie zapłacić.
– Sprawiasz, że wychodzę na okropnego chłopaka! – zaprotestował Baekhyun, lekko uderzając Chanyeola w bok. Kiedy to zrobił, Chanyeol zdecydował, że zabawnie będzie niespodziewanie skręcić trochę w lewo, uzyskując ostry wrzask ze strony Baekhyuna. – Ty gnojku! – krzyknął Baekhyun, chwytając się za serce.
– To nie moja wina, że jesteś biedny. – Chanyeol nonszalancko wzruszył ramionami, jakby właśnie prawie nie zabił ich dwójki.
– Czy tak zwyczajnie zignorujemy fakt, że mogłeś lub nie przyprawić mnie o atak serca? – Baekhyun odebrał nikły, zadowolony uśmieszek na twarzy Chanyeola jako tak. – Cóż… Ty też nie do końca pławisz się w pieniądzach – odparował, zapadając się w swoim fotelu.
– Mam więcej pieniędzy, niż ci się wydaje.
– Jesteś wolnym strzelcem projektującym strony internetowe – powiedział jadowicie, zanim niewinnie dodał: – Bez urazy.
Chanyeol zaśmiał się pogodnie. – Przynajmniej mam słuszną pracę. Panie Nieopublikowany Autorze.
– Och, to cios poniżej pasa, koleś. Poniżej pasa. – Baekhyun zmrużył oczy, mówiąc głosem wypełnionym pozorną złością.
– Umiem oszczędzać – ciągnął Chanyeol, skręcając w lewo o wiele płynniej niż za pierwszym razem.
– Czy to twój sposób na przekazanie mi, że jesteś ukrytym milionerem czy co – odezwał się Baekhyun. Przesunął się, by oprzeć się o drzwi samochodu, by móc gapić się na Chanyeola. – Bo to mi pasuje – dokończył z przebiegłym uśmieszkiem, którego Chanyeol nie widział.
– To brzmi dla mnie jak słowa poszukiwacza złota – droczył się Chanyeol, zerkając pospiesznie na miejsce pasażera. Baekhyun wykonał nieprzyzwoity gest i zarobił rozbawiony chichot ze strony młodszego.
Odwracając się w stronę okna, Baekhyun wyciągnął szyję, by patrzeć na przesuwające się latarnie. – Wyjść za mąż za bogacza. To sen, prawda? – dumał komicznie.
Chanyeol natychmiast wtrącił: – Nienawidzę ci przerywać, ale to marzenie, którego nie mogę spełnić.
– Więc zabierz mnie na dobrą kolację i możemy przez ten wieczór udawać, że jesteśmy królami.
Chanyeol zaryzykował jeszcze jeden raz zerknąć na drugiego. – A przed chwilą narzekałeś, że sam zabieram się na kolację w swoje urodziny – powiedział śmiertelnie poważnie. Jednak w odbiciu w szybie Baekhyun mógł dostrzec zarys rozbawionego uśmiechu, który zagościł na ustach Chanyeola.
Dotarli do restauracji kilka minut później i kiedy Baekhyun wiedział, że Chanyeol zabierze go w jakieś ładnie miejsce, tego zdecydowanie się nie spodziewał. Była to francuska restauracja o nazwie, której nawet nie miał nadziei wypowiedzieć. Z samochodu mógł praktycznie poczuć zapach wydanych pieniędzy.
– Naprawdę? – odezwał się, unosząc brew. – Po prostu spuść trochę kasy w toalecie, czemu nie?
– Dobra, dobra. Więc jest trochę droga. – Chanyeol zlekceważył niezadowolony wyraz na twarzy Baekhyuna. – Będzie dobrze, zaufaj mi.
Baekhyun przewrócił oczami, ale i tak wysiadł z samochodu, marudząc o marnowaniu pieniędzy. Nie wiedział, jak udało mu się to zrobić, ale jak tylko Baekhyun się odwrócił, by zamknąć drzwi auta, Chanyeol pojawił się obok niego i objął go ramieniem. – Zimno ci? – wyszeptał do ucha Baekhyuna, przyciągając go do swojego boku.
– To tylko pięciominutowy spacer, przetrwam – burknął Baekhyun, chowając się w swojej bluzie.
Podczas gdy zewnętrze wyglądało okazale, wnętrze było trzy razy lepszy. Pokaźny szklany żyrandol wisiał nad poczekalnią i Baekhyun nie mógł oderwać od niego wzroku. Niewyraźnie słyszał, jak Chanyeol rozmawia z kelnerką przed nimi.
– Tędy, panowie – powiedziała z niewylewnym uśmiechem, prowadząc ich w głąb restauracji. Dopiero kiedy ona i Chanyeol zrobili kilka kroków naprzód, Baekhyun musiał oderwać wzrok od oszałamiającej ruchomej śmiertelnej pułapki i pospieszył, by ich dogonić.
– Widziałeś ten żyrandol? – zapytał szeptem, człapiąc przy boku Chanyeola.
– Tak i widziałem też, jak gapisz się na niego z otwartymi ustami. – Chanyeol zachichotał, a Baekhyun zmarszczył brwi.
Kilka minut zajęło im dotarcie do stolika; kelnerka poprowadziła ich do miejsca na drugim piętrze, daleko w tyle. – Wow, zarezerwowałeś stoik przy oknie? – spytał Baekhyun z niedowierzaniem, spoglądając na uroczy widok horyzontu. – Ale elegancko.
– Wszystko co najlepsze dla mojego Baekhyuna. – Chanyeol puścił mu oczko, a kątem oka Baekhyun mógł zobaczyć, jak hostessa próbowała (ale jej się nie udało) zachować poważną minę. Zachowując się jak dżentelmen, którym był, Chanyeol natychmiast przesunął się, by odsunąć krzesło dla Baekhyuna. Ten uprzejmie to zaakceptował, zaszczycając policzek Chanyeola pocałunkiem w ramach nagrody, i patrzył, jak Chanyeol idzie do swojego krzesła. Zsunął z ramion swoją marynarkę i powiesił ją na oparciu, nim usiadł.
– Państwa kelnerka wkrótce się zjawi. – Hostessa ukłoniła się, zanim zniknęła. Zostali sami.
Baekhyun nagle pochylił się do przodu, posyłając Chanyeolowi zdumione spojrzenie. – Mam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą – powiedział przyciszonym głosem.
– Wow, to trochę pretensjonalne – skomentował Chanyeol z uśmiechem, jedna strona jego ust uniosła się wyżej niż druga. – Chodzi mi to, że wiem, że jesteś bardzo atrakcyjny, ale jednak.
Baekhyun pokręcił głową, a potem szybko przyjrzał się otaczającym ich stolikom. Istotnie, wiele osób ich obserwowało. – Nie, mówię poważnie. – Wrócił wzrokiem do Chanyeola i zmrużył oczy. – To tak jakbym- o mój Boże. – Przerwał sobie, jego usta opadły, formując „o”. – Dlaczego nie powiedziałeś mi, że idziemy do wykwintnej restauracji?
Chanyeol wyglądał na zdezorientowanego. – Mówiłem. Wiele razy w aucie. Przypominam sobie, że nawet rozmawialiśmy o tym, że to dziwne, że płacę za siebie, nawet jeśli to moje urodziny.
– Tak, tak, tak – zbył go Baekhyun. – Ale wcześniej! Wyszykowałbym się, zobacz, mam na sobie rurki, na litość boską.
Chanyeol wzruszył ramionami. – Wyglądasz dobrze. O co ci chodzi?
– Jakim, cholera, cudem w ogóle tutaj weszliśmy? W tym miejscu prawdopodobnie trzeba być elegancko ubranym.
Chanyeol znowu wzruszył ramionami, ale coś przykuło uwagę Baekhyuna. Pospiesznie odepchnął wazę zasłaniającą mu widok i rozdziawił usta.
– Ty też jesteś elegancko ubrany! – syknął. – Co to za zdrada?
Chanyeol jedynie się zaśmiał, odchylając na swoim krześle, by przewiesić ramię przez oparcie. – Nie zauważyłeś wcześniej? – Zrobił scenę, poprawiając swój jedwabny niebieski krawat.
– Nie zwróciłem uwagi na twoje ubrania – szybko się usprawiedliwił, lekko wydymając wargi.
– Dlaczego? Byłeś zbyt zajęty patrzeniem na moją twarzy? – Chanyeol uśmiechnął się znacząco, a Baekhyun nie miał na to odpowiedzi. W zamian wrócił do siedzenia prosto i udawał, że jest zajęty odwijaniem sztućców.
– Zatem, co chcesz zjeść? – odezwał się wreszcie Baekhyun, decydując się ostatecznie na unikanie odpowiedzi poprzez przeskoczenie na inny temat. Otworzył swoje menu, skanując wzrokiem dostępne dania i próbował nie rozpłakać się z powodu wygórowanych cen.
Chanyeol zaraz poruszył się, by zamknąć menu Baekhyuna. Zanim Baekhyun w ogóle zdołał zaprotestować, Chanyeol zabrał je poza jego zasięg. – Zaplanowałem już posiłek. Nie martw się o nic, najdroższy.

Skończył, kupując siedmiodaniowy posiłek dla nich obu. Baekhyun nie mógł nic poradzić na to, że wyobrażał sobie, jak drogie to musiało być. Jedzenie było oczywiście dobre, ale wino było o wiele bardziej imponujące. Baekhyun nie był typem, który zwykle miał wyczucie klasy (zazwyczaj, to on szukał najtańszego, jakie było, patrzył na to, by wziąć coś to picia i zapłacić w granicach ludzkich możliwości), ale poznał dobre wino, kiedy je spróbował i nic nie powstrzymało go przed kieliszkiem po kieliszku najlepszego alkoholu, jaki zaszczycił jego usta.
– To jest takie dobre. – Baekhyun pochylił się, szepcząc. Byli przy ostatnim daniu, czekoladowym torcie i najsłodszym winie deserowym, jakie kiedykolwiek próbował. Baekhyun osuszył już niemal połowę swojego kieliszka.
– Może powinieneś przestać tak dużo pić – poradził życzliwie Chanyeol, odkrawając łyżeczką kawałek deseru i wsuwając go w usta Baekhyuna. Kąciki jego warg uniosły się radośnie do góry, gdy przeżuwał.
– Cóż, ty najwyraźniej nie możesz się upić – powiedział Baekhyun, jak tylko przełknął. – Więc ja robię to za nas obu. – Pomachał mu dłonią przed twarzą i nawet nie wiedział, jak ten gest miał poprzeć jego argument, ale i tak to zrobił. Kilka sekund później Chanyeol odsunął ją z wyrazem zażenowania.
– Tak, ale ja prowadzę – zauważył pomocnie Chanyeol i kiedy dłoń Baekhyuna powoli przesuwała się w stronę kieliszka, by zmyć dekadencki smak czekolady, odsunął go szybko na kilka centymetrów poza jego zasięg. – Poważnie, nie chcę, żebyś zemdlał pijany i żebym musiał wlec twój tyłek po tych schodach.
– Nie zemdleję – zapewnił Baekhyun, wystawiając dziecinnie język, jakby to miało udowodnić jego rację. – A teraz oddaj mi kieliszek, bo, jak Boga kocham, zacznę pić z butelki.
Chanyeol jedynie posłał mu sceptyczne spojrzenie, zanim z powrotem podsunął kieliszek.

I zgodnie ze swoimi słowami, Baekhyun nie zemdlał. W zamian był dziwnie rozbudzony w drodze powrotnej, nawet roztrzepany. Praktycznie podskakiwał na swoim miejscu, jego wzrok przenosił się z Chanyeola na widok za szybą i nazad.
Chanyeol wyglądał na zmartwionego przez to, jak zerkał na niego co cztery sekundy, ale nie powiedział nic, jego usta zaciśnięte były w prostą kreskę w skupieniu, gdy manewrował samochodem w korku.
Większość czasu jechali w ciszy, w tle słychać było jedynie cichy pomruk silnika i w jakiś sposób w głowie Baekhyuna zrodził się wspaniały pomysł. Gdy Chanyeol nie zwracał uwagi, Baekhyun ośmielił się położyć dłoń na jego udzie, ściskając je lekko.
Ten gest sprawił, że Chanyeol natychmiast oderwał wzrok od ulicy i spojrzał na Baekhyuna. – Patrz na drogę – drażnił się Baekhyun i nakazał mu to ruchem brody.
Chanyeol zmarszczył brwi, ale przeniósł spojrzenie kilka sekund później, kiedy auto zaczęło lekko zjeżdżać w lewo. Prawdopodobnie nie specjalnie.
Jak tylko Chanyeol wyprostował samochód, by jechał w prostej linii, dłoń Baekhyuna zaczęła się poruszać. W górę i w dół, zwyczajnie przesuwając się po powierzchni uda. – Co robisz? – spytał Chanyeol, tym razem nie zerkając na Baekhyuna.
– Nic – odpowiedział bezczelnie Baekhyun, ale Chanyeol nie odważył się rzucać mu wyzwania. Baekhyun przyjął to jako zgodę na kontynuowanie.
Kiedy Chanyeol wjechał w uliczkę, która była dosyć pusta o tej godzinie, Baekhyun przesunął się bliżej środka samochodu, ułatwiając sobie sprawę, by przycisnąć dłoń do krocza Chanyeola.
– Co robisz? – powtórzył Chanyeol, trzymał ręce mocno zaciśnięte na kierownicy.
– Nic! – odparł niewinnie Baekhyun, ale znów dotykał dłonią tego miejsca. Użył drugiej dłoni, żeby móc rozpiąć spodnie Chanyeola, zostawiając mu dostęp do konsoli centralnej. Pochwycił spojrzenie Chanyeola, kiedy był na dole i nieczytelny wyraz w oczach Chanyeola sprawił, że wrócił na swoje miejsce, gdy wypełnił swoją misję. Jednak jego druga dłoń pozostała na miejscu, masując Chanyeola przez cienki materiał bielizny.
– Ty. – Słowa Chanyeola zostały przerwane przez jęk. – Jesteś cholernie pijany.
– Nie wiem. – Baekhyun wzruszył nonszalancko ramionami, naciskając trochę mocniej, co sprawiło, że Chanyeol zacisnął szczękę. – Szczerze, wydaje mi się, że to coś, co również zrobiłbym, gdybym był trzeźwy.
Z tej strony nie mógł wyraźnie widzieć prędkościomierza, ale czuł, że auto przyspiesza, nerwowe ruchy Chanyeola prowadziły samochód przez przeszkodę w postaci drogi. Jednak wiedział, że ulice są puste, wiedział, że nie istnieje żadne ryzyko, więc wykorzystał okazję, by wśliznąć dłoń pod gumkę bielizny Chanyeola i ująć ciepło, które leżało pod spodem.
– Kurwa mać, Baek! – wykrzyknął Chanyeol, gwałtownie wciskając hamulec na czerwonym świetle. Jak tylko w pełni się zatrzymali, Chanyeol wyrwał rękę Baekhyuna ze swoich majtek. – Przysięgam, jeśli przez ciebie się rozbijemy… – wydyszał, a jego wzrok był trochę dziki, trochę zamglony. – Tylko czekaj. Poczekaj, aż wrócimy do mieszkania.
Baekhyun mruknął w ramach zgodny, nawet nie próbując zakryć swojego zwycięskiego uśmieszku.

Stało się to, kiedy skończyli i opadli jako stos kończyn na łóżku. – Pójdę po ręcznik – oświadczył Chanyeol, a Baekhyun tylko cicho się zgodził, był zbyt zmęczony, zbyt odurzony, by wymyślić coś lepszego, co mógłby powiedzieć.
Gdy Chanyeol wstał, Baekhyun zwinął się w kulkę, by zaoszczędzić ciepło. Sięgnąłby po kołdrę, gdyby śmiertelnie nie obawiał się pobrudzenia nieskazitelnie czystego materiału. Kiedy Chanyeol wrócił, Baekhyun przewrócił się na plecy i pozwolił mu się sobą zająć.
Chanyeol działał z początku w ciszy, sumiennie wycierając Baekhyuna, ale przerwał ją, pytając: – Wiesz, że nie dałeś mi prezentu urodzinowego?
– Powiedziałeś, że nic nie chcesz – zaprotestował Baekhyun, marszcząc brwi. – Nie jestem złym chłopakiem, przysięgam!
Chanyeol jedynie zachichotał. – Nie mówiłem, że jesteś. I to prawda, wtedy nic nie chciałem, ale teraz chcę.
– Cóż, przykro mi, ale nie mam przy sobie portfela, więc będziesz musiał poczekać do jutra – powiedział rzeczowo Baekhyun, ale Chanyeol tylko się zaśmiał.
Gdy wytarł Baekhyuna najlepiej, jak potrafił, Chanyeol opadł na niego, wbrew jego protestom. – Cały się kleisz, to obrzydliwe – zrzędził Baekhyun, próbując zepchnąć go z siebie. – Złaź ze mnie–
– Kocham cię – wymruczał Chanyeol do ucha Baekhyuna, a Baekhyun zamarł.
Pomyślał, że to nie było zamierzone. W końcu Chanyeol nie wyglądał na takiego, który pozwala, by z jego ust słowa wymykały się co chwila, ale zwykle już na początku zauważał swój błąd. Wydawało się, że to jednak nie to, kiedy Chanyeol powtórzył: – Nie żartuję, Baekhyun. Kocham cię.
W pierwszym odruchu potraktował to jako żart. – Co jest z tobą, że wypowiadasz słowo na „K” po seksie? – Baekhyun zaśmiał się, ale z kogo on żartował? Nawet dziecko mogło przejrzeć jego drżący ton. Zamknął oczy, wydychając powietrze, zdecydował się zdusić to w zarodku. – Przestań – powiedział, spychając z siebie Chanyeola.
– Kocham cię – powtórzył Chanyeol, a Baekhyun ukrył dłoń w zgięciu jego łokcia.
– Przestań – burknął Baekhyun, ale Chanyeol zdawał się nie załapać.
– Kocham cię – spróbował po raz czwarty, a cierpliwość Baekhyuna się skończyła.
– Przestań! – warknął, odsuwając raptownie ręce w geście frustracji, by odwrócić się i spojrzeć na Chanyeola. Nie zauważył cienia bólu, który przemknął przez oczy Chanyeola, podczas gdy w jego własnych zaczęły zbierać się łzy. – Przestań, proszę – powtórzył, jego głos był o wiele delikatniejszy niż wcześniej. – Ja nie- Nie zasługujesz na takie traktowanie.
– Ja – Chanyeol urwał, ostrożnie przytrzymując twarz Baekhyuna w swoich dłoniach. – Bardzo, bardzo cię kocham. Proszę, pozwól mi to powiedzieć tylko ten jeden raz. W ramach prezentu urodzinowego.
– Jak to ma być prezent urodzinowy, skoro te słowa są skierowane do mnie? – wypalił Baekhyun, w ogóle nie odpowiadając od razu na pytanie.
– To przyjemność sama w sobie, żebyś usłyszał słowa, na które zasługujesz bardziej niż na cokolwiek innego na tym świecie.
Baekhyun czuł, jak łzy zaczynają zbierać się w kącikach jego oczu, groziły spłynięciem; natychmiast odwrócił się plecami do Chanyeola. Nie chciał, by zobaczył, jak płacze. – Dobrze – powiedział cicho Baekhyun po chwili, gdy poczuł, że już nie jest na granicy płaczu. – Tylko ten jeden raz.
Nie było żadnego dźwięku ze strony drugiego, ale poczuł, jak ciało przesuwa się nad nim, przyciskając go do siebie. Chanyeol chwycił oba jego nadgarstki i przytrzymał je nad jego głową, zniżając się, by złożyć pocałunek na czole Baekhyuna. – Kocham cię – wyszeptał przy skórze.
Baekhyun natychmiast odwrócił wzrok. – Przepraszam – odpowiedział, unikając spojrzenia Chanyeola. – Tak bardzo mi przykro. – I to wszystko, co mógł powiedzieć, podczas gdy Chanyeol powtarzał w kółko te dwa słowa.

Usprawiedliwił swoje czyny, mówiąc, że to miał być prezent urodzinowy, ale i tak skończył przepraszając. – Przepraszam – powiedział w końcu Chanyeol, przeczesując palcami jedwabiste kosmyki włosów Baekhyuna. – Nie powinienem był- Wiem, że nie chcesz, żebym robił takie rzeczy, ja tylko… Musiałem to z siebie wyrzucić. Nie zrobię tego ponownie.
Baekhyun bez słowa spojrzał na niego przez swoją grzywkę. – Obiecujesz? – zapytał cicho, unosząc mały palec, by Chanyeol go przyjął.
W milczeniu Chanyeol oplótł swoim małym palcem palec Baekhyuna. – Tak. Obiecuję – odszepnął.
Chanyeol nie złamał obietnicy.
x x x
I nawet po tym wszystko było w porządku ze strony Chanyeola. Żadnych przypadkowych kłótni, żadnych niezamierzonych słów. Ale ze szczęściem Baekhyuna, gdy jedna rzecz wreszcie się wyjaśniła, coś innego musiało się spieprzyć.
Usłyszał to, kiedy miał spać. Minseok jak zwykle siedział przy stole w jadalni, pracując nad czymś, Lu Han w ciszy oglądał telewizję, podczas gdy on ucinał sobie drzemkę. Kiedy spał, Lu Han zdecydował, że uroczo będzie podejść do Minseoka, gdy ten powinien był pisać esej i poprzeszkadzać mu w jakiś sposób. Baekhyun naprawdę nie wiedział, co Lu Han zrobił, ale obudził się na dźwięk histerycznego śmiechu Minseoka.
I naprawdę już prawie wrócił do spania; widział wystarczająco wiele razy, jak Lu Han i Minseok byli uroczy.
Ale kiedy balansował na krawędzi świadomości, usłyszał coś.
– Minseok. – Usłyszał, jak Lu Han cicho wzdycha. – Pobierzmy się.
Przez chwilę nie słyszał odpowiedzi, dopóki Minseok się nie zaśmiał. – Cóż, to było niespodziewane. Myślę, że pomijasz kilka kroków.
Ku zaskoczeniu Baekhyuna Lu Han również się zaśmiał, a kiedy odpowiadał, w jego głosie nie było ani cienia bólu czy rozczarowania. – Prawda – powiedział Lu Han. – A co powiesz na to? Zamieszkaj ze mną.
I właśnie wtedy beztroska atmosfera stężała, gdy Minseok się zawahał. – Wiesz, że nie mogę tego zrobić, Han.
– Czemu nie? – odparł Lu Han, ale to ledwie było pytanie. Coś w lekkim ostrzu w jego głosie sprawiło, że wydawało się, że już zna odpowiedź.
– Han – powtórzył cicho Minseok, jakby ten powód wystarczył. I zwykle tak było. Kiedykolwiek Lu Han był szczególnie podenerwowany, zazwyczaj wystarczyło, by Minseok cicho zawołał jego imię, by przestał taki być.
Ale nie tym razem.
– Nie, Minseok – warknął Lu Han. – Tym razem to nie zadziała. Pytam cię o to już od jakiegoś czasu i myślę, że w końcu zasługuję na to, by usłyszeć z twoich ust powód, a nie tylko jakieś gówniane powtarzanie mojego imienia. – Baekhyun musiał się powstrzymać, by nie westchnąć głośno. Lu Han bluzgał, jasne, ale nigdy nie robił tego wprost na Minseoka – a przynajmniej Baekhyun nic o tym nie wiedział – zresztą, niezbyt często używał tego tonu.
– Lu Han… Wiesz, że ja… – zaczął Minseok, ale Lu Han przerwał mu docinkiem.
– Czy to naprawdę z powodu Baekhyuna? – Zaśmiał się wymuszenie, a Baekhyuna przeszły ciarki. – Czy twój głupi, mały przyjaciel naprawdę jest tym jedynym, co powstrzymuje cię przed byciem ze mną?
Minseok pospiesznie go uciszył. – Nie mów tak głośno! – syknął. – Jest tuż obok.
– Ten pojeb śpi – prychnął Lu Han. – I odpowiedz mi, Minseok. Jeśli mógłbyś wybrać tylko między nim a mną, kogo być wybrał?
– Wiesz, że to nie jest zbyt sprawiedliwe.
– Ja. Czy on – uciął Lu Han i chociaż starał się ze wszystkich sił, by utrzymać głos na jednym poziomie, ciężko było ukryć to, że kipiał ze złości.
– Nie zmuszaj mnie do tego – błagał Minseok. – Jak możesz oczekiwać, że wybiorę między moim wieloletnim przyjacielem a tobą?
– Podoba mi się to, że nawet nie zasługuję na jakieś miano; nazywasz mnie po prostu „ty” – prychnął protekcjonalnie Lu Han.
– Wiesz, że to nie o to mi chodzi, Lu Han – odparł cicho Minseok, w taki sposób, że nie było odpowiedzi, Baekhyun mógł jedynie zgadywać, że Lu Han tylko gapi się, oczekując dalszego ciągu. Uzyskał odpowiedź już trzydzieści sekund później, gdy Minseok powiedział głośniej i pewniej: – Jesteś miłością mojego życia. Więc pozwól, że przeformułuję: Jak możesz oczekiwać, że wybiorę między moim przyjacielem od dzieciństwa a mą bratnią duszą?! – Jego głos stawał się coraz głośniejszy, ale ani trochę nie zbliżył się do krzyku.
– Dlaczego tak trudno jest wybrać pomiędzy nami? Czy odpowiedź nie powinna być jasna? – wykrzyknął Lu Han i szybko powstrzymał się, zanim zabrnął za daleko.
– Czy ty – zaczął Minseok, łapiąc drżący oddech. – Czy pytasz mnie- nie, mówisz mi, żebym porzucił swojego najlepszego przyjaciela dla ciebie?
Lu Han jęknął. – Nie, to- Nie to miałem na myśli.
– W takim razie o co ci, do cholery, chodzi?
Lu Han ponownie westchnął. – Nie mam problemu z tym, że się z nim przyjaźnisz - powinieneś to wiedzieć. W innym razie, narzekałbym na niego już od dawna. Nie, nie, problem leży w fakcie, że nie jest już dłużej dzieckiem.
 – Nie – zaprotestował Minseok i zabrzmiało to żałośnie, naprawdę. – On nadal-
– Nie jest – uciął Lu Han. – Jeśli już, to pasożytowanie na tobie i twoim mieszkaniu jak przeklęta pijawka jest dla niego złe. Złe dla was obu, naprawdę, ponieważ nie szastasz pieniędzmi, a on nigdy nie nauczy się, jak samemu stanąć na nogi i ruszyć dalej ze swoim pieprzonym życiem. – A Baekhyun tego nie wiedział. Nie wiedział, że Minseokowi ciężko było z rachunkami. Mógłby pomóc. Mógłby się dołożyć, gdyby tylko wiedział, co się działo i-
Musiał uciąć swój własny tok myśli, gdy Minseok odpowiedział: – Nie wiesz, przez co przeszedł, Han. – I Baekhyun przysiągł, że usłyszał najmniejszy cień niechęci wplątany w te słowa. – Nie zachowuj się, jakbyś wiedział cokolwiek o tym, co go spotkało.
– Nie wiem – Lu Han przyznał bez wahania. – Nie znam wszystkich szczegółów, bo nikt nigdy nie przejął się, by mi powiedzieć, ale znam większość, poskładałem to w całość ze strzępków informacji, które rzucałeś od czasu do czasu i to naprawdę nie jest coś tak dramatycznego, jak to określasz. Miał złamane serce. Każdemu się to przytrafia. Nie ma potrzeby, żeby go niańczyć; nie jest dzieckiem. Nie. Jesteś. Za. Niego. Odpowiedzialny!
Minseok nie wykorzystał naturalnej pauzy Lu Hana, by odpowiedzieć, więc Lu Han kontynuował: – Nie mam nic przeciwko charakterowi Baekhyuna, ale mam coś przeciwko jego obecności. Powstrzymujesz się przez niego – nie próbuj udawać, że tak nie jest. Tak wiele poświęcasz z jego powodu, ograniczasz swoje posiłki, żeby zaoszczędzić dodatkowe pieniądze, żeby lodówka była ciągle pełna, by miał przekąski, przepracowujesz się, wykonując wszystkie prace domowe, żeby on nie musiał się martwić. To twój ostatni rok, byś skończył studia. Nie masz czasu ani energii, żeby przejmować się Baekhyunem w taki sposób.
– Minseok, kocham cię. Naprawdę. Masz pojęcie, jak irytujące, jak łamiące serce jest patrzenie na to, jak on cię wykorzystuje? Patrzenie na to, jak dajesz z siebie wszystko, jesteś bliski pęknięcia, wszystko dla tego gościa? Więc gówno mnie obchodzi, czy zostaniecie przyjaciółmi. Szczerze nie obchodzi mnie, czy będziesz się z nim spotykał czy nie, ale nie chcę, żebyś poddawał się przez wzgląd na niego.
– On… – odparł cicho Minseok. – On jest moim najlepszym przyjacielem…
– I przez to jest jeszcze gorzej.
– W takim razie czego ode mnie oczekujesz? – odezwał się Minseok po około minucie.
– W idealnym świecie – podjął Lu Han – chciałbym, żebyś pozbył się jego żałosnej dupy. Wykopał go, zmusił go, żeby znalazł swój własny fundament w świecie, a w międzyczasie zamieszkałbyś ze mną. Mam wystarczająco dużo pieniędzy, by utrzymać nas obu, więc mógłbyś skończyć szkołę, nie martwiąc się o finanse. Zdałbyś. Wzięlibyśmy ślub, a potem żylibyśmy razem długo i szczęśliwie.
– Ale obaj wiemy, że to się nie stanie – powiedział poważnym głosem. – Masz w sobie za dużo współczucia, jesteś zbyt miły, by zrobić coś takiego. Więc, znając ciebie, nic się nie wydarzy; nic się nie zmieni. On nadal będzie tu mieszkał, polegając w całości na tobie. A ty będziesz dalej zajmował się Baekhyunem, dopóki on nie zdecyduje, że chce cię zostawić. A ja wciąż będę udawał, że wszystko jest w porządku. Zgadzam się na to i akceptuję fakt, że podczas gdy ja wyrwałbym sobie serce, gdybyś o to po prosił, w twojej głowie nigdy nie będę dla ciebie priorytetem. Jestem drugi i muszę udawać, że jest mi z tym dobrze.
A Minseok nie zaprzeczył; nie mógł zaprzeczyć, bo taka była prawda. Żaden z nich przez chwilę nic nie mówił, napięta cisza wdzierała się między nich, dopóki Lu Han nie westchnął szczególnie głośno. – Muszę iść. – I nagle rozległy się pospieszne odgłosy czyjegoś (Lu Hana) szurania, pospieszne, ale ciężkie kroki w stronę drzwi.
– Lu Han – zawołał Minseok, ale po dźwiękach wyglądało na to, że nie ruszył się ani o centymetr, prawdopodobnie nadal był przyrośnięty do krzesła, śledząc prędkie ruchy Lu Hana wzrokiem. – Lu Han, proszę. – Słowo to brzmiało zupełnie żałośnie, kontrastując z dźwiękiem otwieranych drzwi oraz rozbrzmiewającego łoskotu, gdy kroki się zatrzymały.
– Przepraszam – Lu Han szybko przeprosił. – Przepraszam, Minseok, ale potrzebuję trochę pobyć sam. – I po tych słowach drzwi zatrzasnęły się.
Trzy minuty później odgłos Minseoka stukającego w klawiaturę swojego komputera powrócił.
Na swoim miejscu na kanapie Baekhyun skulił się. Trochę nie na miejscu wydawało się nagłe wstanie i oświadczenie, że nie spał przez całą ich kłótnię, więc leżał przez chwilę. Leżał bez ruchu przez jakąś godzinę z zamkniętymi oczami i próbował na nowo zasnąć, pomimo koziołków, jakie fikał jego żołądek, i cichego odgłosu pociągania nosem po drugiej stronie pokoju.

Gdy przez jakiś czas udawał, że śpi, naprawdę z powrotem zapadł w stan nieświadomości. Gdy się obudził, słońce zaszło, pokój był o wiele ciemniejszy niż wcześniej. Lu Han wciąż nie wrócił.
Stoczył się z kanapy, zrzucając koc, którego kilka godzin temu na pewno na sobie nie miał. Minseok musiał go nim okryć, gdy spał.
Mówiąc o Minseoku, wciąż robił coś na komputerze, pisał coś, nad czym miał pracować. Wyglądało na to, że nie poruszył się ani o milimetr. – Nie śpisz już? – zapytał Minseok, nie odrywając wzroku od monitora, kiedy Baekhyun wstał i podszedł do niego.
– Tak – odpowiedział Baekhyun. – Ale hej, Minseok?
Minseok podniósł wzrok i się uśmiechnął. To był mały, bezzębny uśmiech, ale był tam i był fałszywy. Baekhyun nie przeoczył lekko podpuchniętych oczu Minseoka; nadal były jeszcze odrobinę czerwone.
Najwyraźniej Baekhyunowi zbyt dużo czasu zajęło, by się odezwać, więc Minseok podpowiedział: – O co chodzi?
– Cóż, ja- – urwał. Słuszne byłoby powiedzenie Minseokowi, że wszystko słyszał. I wtedy mogliby o tym porozmawiać, zdecydować co zrobić z całą tą sytuacją, ale coś powstrzymywało Baekhyuna. Nazwijcie go samolubnym, ale bał się poruszyć ten temat, bał się możliwości przekonania Minseoka, że nie powinien być priorytetem, ponieważ gdzieś głęboko wiedział, że tego potrzebuje. Wiedział, że musi czuć, że jest ważny, niezastąpiony.
– Pójdę do Chanyeola – wypalił w zamian, a brwi Minseoka zmarszczyły się trochę.
– Dobrze? – odezwał się nieco skonfundowany Minseok. A potem się zaśmiał - wymuszał śmiech, raczej – i ukazało to ogromne zmęczenie, która zdawało się osiadać za oczami Minseoka. Baekhyun nie mógł nic poradzić na to, że czuł się winny. – Nie martw się, masz moje pozwolenie.
– Tak. – Baekhyun pokiwał głową, zanim wyszedł z mieszkania tak szybko, jak potrafił.

Nie miał czasu, by napisać Chanyeolowi o swojej nagłej wizycie. Miał wystarczająco dużo szczęścia, że drzwi nie były zamknięte, więc po prostu wtargnął do środka, szybko pozbył się butów, zanim wszedł do mieszkania, by odszukać Chanyeola.
Chanyeol był w kuchni. Obecność Baekhyuna chyba go przestraszyła, bo jego ramiona wyraźnie zadrżały. W zniekształconej przez łzy wizji Baekhyun ledwie dostrzegł, że Chanyeol powoli się odwrócił, zamykając to, co jadł i chowając to z powrotem w lodówce. Baekhyun naprawdę nie wiedział, co Chanyeol jadł, nawet go to nie obchodziło. W zamian pospieszył do niego, szybko zaplatając ramiona dookoła talii Chanyeola i przytulając się mocno.
– Coś nie tak? – zapytał Chanyeol lekko zdezorientowany, obejmując Baekhyuna.
Baekhyun nie powiedział nic, naprawdę nie chciał nic mówić, ale nie mógł nic poradzić na to, że jego ramiona drżały z każdym stłumionym, zmordowanym szlochem. – Baekhyun? – odezwał się Chanyeol, cień nagłego niepokoju pojawił się w jego głosie. – Co się stało?
– Minseok i Lu Han pokłócili się dzisiaj – odpowiedział niejasno Baekhyun.
– To dlaczego płaczesz? – spytał Chanyeol, głaszcząc Baekhyuna po plecach w sposób, który miał go uspokoić. – Czy stało się coś naprawdę złego? Czy… Czy oni zerwali?
Potrząsając zaciekle głową, Baekhyun powtórzył: – Minseok i Lu Han pokłócili się dzisiaj. I to wszystko z mojego powodu. – I zanim zdołał się powstrzymać, szczegóły kłótni wypłynęły z jego ust szybciej, niż mógł je rozpatrzeć.
– To ja ich zatrzymuję. To ja powstrzymuję ich od szczęścia – dokończył ze szlochem, chowając twarz w ramieniu Chanyeola. – I czuję się z tym źle, naprawdę, ale to takie popieprzone. Ja jestem popieprzony. Nie mogę znieść myśli o straceniu kogoś takiego jak Minseok, nawet jeśli chodzi tu o jego szczęście.
– Nie musisz go tracić, wiesz – odpowiedział Chanyeol, ściskając Baekhyuna tylko odrobinę mocniej. – Tylko dlatego, że zamieszkają razem, że się pobiorą, nie znaczy to, że ty zostaniesz odsunięty. Nadal możesz się z nimi przyjaźnić, on nadal będzie się tobą przejmował.
– Ale tak to się zaczyna – wymamrotał Baekhyun. – Na początku powoli oddalacie się od siebie, dopóki granica nie rozciągnie się zbyt mocno i pęknie.
– Dlaczego? – spytał Chanyeol. – Nie wierzysz w relacje na odległość?
– Nie – odparł bez ogródek Baekhyun. – One się nie sprawdzają. Nic, co nie zawiera interakcji twarzą w twarz i niemal codziennych spotkań, musi się rozpaść.
– Cóż, to nie stanie się z tobą i Minseokiem. Wasza więź jest zbyt silna.
– To właśnie stało się po liceum – uciął Baekhyun. – To wystarczająco udowadnia, że nasza więź, nawet jeśli była silna, nie mogła – nie może – zdać próby czasu – stwierdził, opierając czoło o ramię Chanyeola.
– Baekhyun – odezwał się Chanyeol cicho, zachęcająco, ale Baekhyun nie podniósł głowy. Chanyeol ponownie zawołał jego imię, aż wreszcie przeszedł do czynu, delikatnie chwytając Baekhyuna pod brodę i unoszą ją, więc Baekhyun nie miał wyboru, jak tylko na niego spojrzeć.
Ale próbował tego nie robić. Kiedy odwrócił wzrok, ten nieświadomie powędrował w dół do ust Chanyeola, a on wypalił: – Dlaczego masz takie czerwone usta?
I Chanyeol zdawał się zesztywnieć. Szybko starł kolor ze swoich ust wnętrzem dłoni. Później przyznał: – Złapałeś mnie w złym momencie. Jadłem loda wiśniowego.
– Jest grudzień, dlaczego jadłeś loda wiśniowego? – Baekhyun musiał spytać i już poczuł, że uspokaja się po swoim małym ataku histerii.
– Lody wiśniowe są świetne – bronił się drugi, jego wyraz twarz był nieco zrelaksowany, ale Baekhyun nie wiedział dlaczego.
– Mogę jednego? – zapytał poważnie Baekhyun, ale Chanyeol natychmiast pokręcił głową.
– Skończyły mi się. Ten był ostatni.
– Widziałem przecież, jak wkładałeś coś z powrotem do lodówko. Więc musiało zostać trochę twojego, mogę to zjeść?
Chanyeol znowu potrząsnął głową. – Została odrobinka i spanikowałem, gdy wszedłeś, i włożyłem ją do lodówki; do tej pory prawdopodobnie już się roztopiła.
– Dlaczego spanikowałeś, to był tylko lód.
– Ponieważ – Chanyeol zawahał się, zanim odpowiedział. – Wiedziałem, że będziesz pytał, dlaczego jadłem i chciałem całkowicie uniknąć konwersacji takiej jak ta.
I to uzasadnienie było bardzo niepewne, podejrzane nawet, ale zanim Baekhyun zdołał coś powiedzieć, Chanyeol ciągnął, jego głos był o wiele poważniejszy niż wcześniej: – Ale przestań. Zbaczamy z tematu, a to prawdopodobnie jest twój plan, granie na zwłokę, unikanie tematu. – Baekhyun tak właściwie nie mógł zaprzeczyć, dlatego Chanyeol mówił dalej: – Minseok nie zapomniał o tobie na studiach.
Twarz Baekhyuna stężała. – Tak, zapomniał. Kiedy każdy z nas poszedł swoją własną drogą, przestał się ze mną spotykać, przestał przychodzić mnie zobaczyć, całkowicie przestał się ze mną kontaktować.
– Czy możesz mi szczerze powiedzieć, że ty próbowałeś utrzymać kontakt? Ze ty też włożyłeś trochę wysiłku w utrzymanie waszej relacji żywej i zdrowej? – Chanyeol jedynie patrzył, jak usta Baekhyuna otworzyły się, ale szybko zamknęły. – Nie chcę cię pouczać, ale musisz wiedzieć, że dostajesz tyle, ile sam poświęcasz.
– Ale to nie zawsze tak było. To on zawsze wyciągał dłoń, przepraszał pierwszy po kłótni; tak działa nasza przyjaźń.
– Czy kiedykolwiek pomyślałeś, że przyjaźnie nie tak powinny działać?
– Zamknij się, nie rozmawiamy o przeszłości – wciął się Baekhyun, zmarszczki na jego twarzy pogłębiały się wraz z upływem sekund. – Rozmawiamy o teraźniejszości i o tym, co powinienem zrobić.
– Ale to nie przeszłość – odparł Chanyeol. – To nie jest przeszłość, bo wciąż taki jesteś. Oczekujesz, że to on będzie poświęcał wszystko dla ciebie – nawet jeśli znaczy to spieprzenie własnego związku. Zachowujesz się samolubnie.
– Jestem samolubny, jakbyś nie zauważył. Powinieneś być po mojej stronie! – wykrzyknął Baekhyun, odpychając Chanyeola niezbyt delikatnie. – Masz wspierać mnie i moją decyzję, niezależnie od okoliczności!
– W tym nie ma żadnych stron. To nie kwestia wybierania między „dobrym” a „złym”, tu chodzi o to, żeby wybrać mądrze i dosyć szczerze, jesteś cholernie głupi! – wrzasnął Chanyeol, a Baekhyun odskoczył do tyłu. To pierwszy raz, kiedy widział rozzłoszczonego Chanyeola. Nie trwało to długo, ponieważ prędko Chanyeol się uspokoił, jego twarz wykrzywiła się w geście zmartwienia. – Przepraszam. Nie chciałem krzyczeć. Ja tylko… Trochę bzikuję, kiedy jestem głodny.
Baekhyun zawahał się, zanim wypalił: – Ale właśnie zjadłeś wiśniowego loda.
Chanyeol zamrugał na niego. – To nie wystarczyło – prychnął kilka sekund później, a napięcie rozproszyło się, kiedy uśmiech zagościł na twarzy Chanyeola. – Nie, ale poważnie-
– Wiem, wiem – przerwał Baekhyun, komicznie przewracając oczami. – Muszę pozwolić Minseokowi ruszyć, być szczęśliwym, i tak dalej… Już to wiem. Wcześniej po prostu zachowywałem się głupio; płacz sprawia, że wracam umysłem do bycia siedmiolatkiem, jestem uparty i dziecinny.
– Jesteś dzieckiem. – Chanyeol uśmiechnął się czule i poruszył, żeby zmierzwić włosy Baekhyuna.
Baekhyun jednak szybko go odepchnął. – Mam dwadzieścia sześć lat. A ty jesteś młodszy ode mnie.
– To nadal dziecko – mruknął Chanyeol.
– Ale tak bardzo jak chcę, by Minseok był szczęśliwy, by wziął ślub i żył z miłością swojego życia, wciąż go potrzebuję. – Gdy Chanyeol otworzył usta, żeby coś powiedzieć, Baekhyun skutecznie go powstrzymał uniesioną dłonią. – I nie, zanim powiesz cokolwiek o tym, że odległość nie jest problemem pod warunkiem, że wkładasz wysiłek w relację, nie mówię o tym. Mówię o pieniądzach. Tak bardzo jak nienawidzę tego przyznać, jestem niemal całkowicie zależny finansowo Minseoka w tym momencie.
– W takim razie może wprowadzisz się do mnie? – zasugerował Chanyeol pospiesznie i bardzo nonszalancko.
– Cóż to… – odezwał się Baekhyun, brakowało mu słów. – To było na pewno… nagłe.
– Nie mam na myśli teraz. Mam na myśli kiedy – jeśli Minseok się wyprowadzi, zawsze możesz po prostu zamieszkać ze mną – powiedział Chanyeol.
– Tak, ale… – Baekhyun nie stwierdził tego wprost, ale sceptycyzm w jego wyrazie twarzy wystarczył, by wyznać, że nie czuje się w pełni wygodnie z tym, dokąd zmierzała ta rozmowa.
– Nie, to nie będzie dziwne, przysięgam! – Chanyeol odczytał myśli Baekhyuna, protestując wewnętrznemu wahaniu przeciwko wprowadzeniu się, nim zaoferował: – Ja… W czasie Bożego Narodzenia i Nowego Roku pomieszkaj ze mną przez tydzień lub dwa. Jestem pewien, że Lu Han i Minseok, będą się cieszyć na czas sam na sam i będzie to taki test, żeby sprawdzić, jakie będzie mieszkanie ze mną. Jeśli ci się nie spodoba, żadnych zobowiązań, po prostu nadal będziesz mieszkał z nimi. Jeśli będzie w porządku, wtedy możesz dać Minseokowi zielone światło. Będziesz mógł mu powiedzieć, że jeśli zdecyduje się żyć z Lu Hanem, dla ciebie będzie to OK. Podejmij decyzję w całości dotyczącą tego, czego on chce, a nie tego, co według niego jest dla ciebie najlepsze.
– Nie wiem… – odparł cicho Baekhyun, próbując zignorować znajomy ból węzła w żołądku. – Mam wrażenie, że to dzieje się za szybko.
Chanyeol zdawał się rozumieć jego zmartwienie i zaczął na nowo powoli głaskać Baekhyuna po włosach. – Chodzi mi o to, że już zostajesz u mnie na noc od czasu do czasu – powiedział kojącym głosem. – Nie będzie wielką zmianą, jeśli pomieszkasz tu tydzień czy dwa. Na dodatek, nie uważasz, że Lu Han i Minseok zasługują na trochę czasu dla siebie. Zwłaszcza kiedy jest wolne. Zwłaszcza po takiej kłótni.
Baekhyun niepewnie podniósł na niego wzrok. Spojrzenie Chanyeola praktycznie błagało i Baekhyun nie potrafił znieść takiej presji. Znów przycisnął twarz do ramienia Chanyeola, by się ukryć. – Czy możesz… Czy możesz dać mi trochę czasu, żebym to przemyślał? – zapytał cicho, wypowiadając słowa przy obojczyku Chanyeola.
– Tak – wydyszał Chanyeol. – Nie spiesz się. Masz mnóstwo czasu.
x x x
Podjęcie decyzji nie zajęło mu długo, jedynie pół dnia oskarżycielskich spojrzeń ze strony Lu Hana oraz przytyków na stronie sprawiło, że Baekhyun napisał do Chanyeola wiadomość, że się zgadza. Jednak ataki były subtelne; jeśli Baekhyun nie podsłuchałby kłótni Lu Hana i Minseoka, prawdopodobnie w ogóle by ich nie zauważył. Ale podsłuchał, więc czyny Lu Hana były rażąco oczywiste.
I nie było to tak, że były całkowicie napastliwe – naprawdę był to jedynie nieco bardziej poszerzony humor Lu Hana tylko skierowany bardziej bezpośrednio w Baekhyuna – lecz kiedy się kumulowały, obraza po obrazie, Baekhyun już nie mógł tego dłużej znieść.
Wstał nagle w środku obiadu i bez słowa poszedł do swojego pokoju. Nie oglądał się ze siebie, ale usłyszał, że krzesło Minseoka skrzypnęło gdzieś w tle i już miał podążyć za nim, gdy Lu Han go powstrzymał, mówiąc: – Zostaw go w spokoju, Minseok.
Baekhyun zatrzasnął drzwi, zanim zdążył usłyszeć coś więcej.

Spędził noc, upychając ubrania do swojej walizki, którą znalazł ukrytą w szafie. Następnego ranka obwieścił wiadomość.
– Pomieszkam trochę z Chanyeolem – oznajmił Baekhyun, ciągnąc walizkę do salonu, gdzie siedzieli Minseok z Lu Hanem. Minseok szarpnął głową, by spojrzeć na Baekhyuna.
– To znaczy?
– Przez tydzień czy dwa. – Baekhyun przewrócił oczami. Jak tylko zobaczył, że usta Minseoka otwierają się, by zadać oczywiste pytanie dlaczego, Baekhyun wciął się: – Naprawdę jestem poważny jeśli chodzi o – przełknął ślinę, próbując rozegrać to tak nonszalancko, jak tylko umiał. – Jeśli chodzi o Chanyeola. Ja… naprawdę myślę o podjęciu kolejnego kroku i zamieszkaniu z nim. Chcę, żeby była to taka próba – dokończył z wymuszonym uśmiechem.
Wyraz zmartwienia, który spoczywał ciężko na twarzy Minseoka, nie zniknął. – Jesteś- Jesteś pewien? – zapytał sceptycznie.
– Oczywiście! – powiedział Baekhyun, udając radosny ton. – Ja, uch… naprawdę lubię Chanyeola! Myślę, że… To on może być tym jedynym! – Miał przeczucie, że uśmiech, który był przyklejony do jego twarzy, jest zbyt szeroki, zbyt fałszywy, ale nie pozwolił mu zniknąć.
– Ale czy nie niepokoiłeś się, że- – pospieszył z odpowiedzią Minseok, ale Baekhyun mu przerwał.
– Nie, nie, to wszystko przeszłość! Nie martwię się o nic, to wszystko stare dzieje – podkreślił i naprawdę miał nadzieję, że Minseok porzuci ten przeklęty temat, zanim on sam zacznie zadawać sobie pytania. Znów.
Na szczęście zainterweniował Lu Han. – Myślę, że powinieneś go puścić. To jego życie, wydaje mi się, że powinieneś zostawić go w spokoju, niech robi ze swoim życiem, co chce. – I nie było Baekhyunowi trudno wychwycić najmniejszej drobiny jadu w głosie Lu Hana. Ale dla Minseoka najwyraźniej było to trudne, ponieważ spojrzał na niego z niepokojem.
– Ale nie sądzisz, że to za wcześnie? Spotykasz się z nim mniej niż rok.
– Ludzie zamieszkują ze sobą i wcześniej. – Baekhyun wzruszył ramionami.
– A jaki w tym nasz interes? – prychnął Lu Han. – Jest dorosłym facetem, może sprzedać się do burdelu, jeśli naprawdę tego chce.
Wyraz twarzy Minseoka spochmurniał, zmrużył oczy na uwagę Lu Hana,, ale nie krzyknął na niego za to. W zamian odwrócił się z powrotem do Baekhyuna. – Nie jestem pewien co do tego…
– Tak jak powiedział Lu Han, jaki w tym twój interes? Nie potrzebuję twojego pozwolenia, wiesz – powiedział Baekhyun i pomyślał, że wypowiedział to beztrosko, ale najwyraźniej wyszło inaczej niż się spodziewał i twarz Minseoka zmarszczyła się.
I chociaż Lu Han wydawał się poirytowany przez wahanie Minseoka, by pozwolić Baekhyunowi się wyprowadzić, wyglądał, jakby był gotów zabić Baekhyuna, kiedy się odezwał, kiedy jedynie dodał coś do początkowej myśli Lu Hana. Baekhyun nie był do końca pewien co o tym sądzić.
– Tak… tak mi się wydaje – ustąpił Minseok, zmuszając się, żeby uśmiechnąć się lekko. – Idź, baw się dobrze z Chanyeolem.
– Idę tylko na drugą stronę korytarza, nie przeprowadzam się na drugi koniec świata. – Baekhyun przewrócił oczami i nie umknęło mu, jak Lu Han na niego spojrzał.
x x x
Tak jak powiedział Chanyeol, naprawdę nie było tak trudno przestawić się, aby mieć go przy swoim boku 24/7. Przez większość czasu było łatwo, nauczyli się żyć w swoim otoczeniu; jedynym problemem Baekhyuna było znalezienie dobrego miejsca do pisania.
Jego największym zmartwieniem był Chanyeol, poważnie. Mieszkanie było dosyć duże, przestronne w pewnym sensie, ale dość trudno było znaleźć przestrzeń, w której Chanyeol nie mógłby go łatwo znaleźć. Jak do tej pory najlepszą opcją wydawała się szafa i już miał się tam wślizgnąć, jego dłonie spoczywały na klamce, gdy Chanyeol go zatrzymał. – Co robisz? – spytał Chanyeol, wyglądając na nieco wystraszonego.
Nie przypominał sobie, kiedy Chanyeol wszedł do pokoju; z pewnością nie było go tu trzy sekundy wcześniej. Baekhyun nie próbował niczego ujawniać, w zamian starał się ukryć swój komputer za plecami. – Ja tylko… Chciałem sprawdzić, czy masz jakieś dodatkowe… Uch, koszulki dla mnie.
Niepewność spoczywała na brwi Chanyeola, co przełożyło się na podejrzliwość w jego głosie. – Czy… skończyły ci się ubrania?
– T-tak… – odpowiedział. – A przynajmniej niedługo się skończą. Ja tylko… myślę naprzód.
– Dobrze – powiedział w końcu Chanyeol po długiej, długiej chwili ciszy. – Ale moje koszulki są w komodzie, nie w tej szafie.
– Och. – Niechętnie puścił klamkę, kiedy Chanyeol pomachał mu ręką do komody na drugim końcu pokoju. Wziął niepewny krok naprzód, bojąc się ujawnić, co trzymał w dłoniach za sobą, lecz mógł już poczuć, jak komputer zaczyna wyślizgiwać się z jego rąk. Trochę popychania zajęło mu utrzymanie urządzenia od nieuniknionej śmierci i mógł jedynie mieć nadzieję, że Chanyeol nie zauważył.
Ale Chanyeol zauważył. Szczerze mówiąc, trudniej byłoby nie zauważyć. – Dlaczego trzymasz komputer za plecami? – zapytał wprost, a Baekhyun nie wiedział co powiedzieć, w jego głowie nie było wymówek, więc nie powiedział nic. – Czy… Czy wchodziłeś tutaj – zaczął Chanyeol ze ściągniętą twarzą – żeby pisać?
– Nie – brzmiała instynktowna odpowiedź Baekhyuna, ale sam zaczął się poprawiać już kilka sekund później. – Dobra, tak. Ja po prostu… nie chcę, żebyś był w pobliżu, kiedy piszę. – Wyciągnął komputer z ukrycia, przytulając go do swojej piersi.
– Dlaczego? – zapytał Chanyeol, nie był wcale urażony tymi słowami. Ale kiedy słowa te osiadły, jego brwi zmarszczyły się bardziej. – Zaraz. Czy boisz się, że będę podglądał?
Znów wymknęło się instynktowne zaprzeczenie Baekhyuna, ale odwołał je już po chwili z rumieńcem barwiącym jego twarz. – Ja tylko… Naprawdę nie chcę, żeby ktoś to przeczytał. A zwłaszcza ty.
Chanyeol zaśmiał się. – Zamierzam ją przeczytać! Już ci to powiedziałem. – Uśmiechnął się szeroko, ale wraz z upływem sekund, uśmiech ten zaczynał blednąć. – A może mi nie ufasz?
I rumieniec pogłębił się, gdy Baekhyun zaczął przygryzać swoją wargę. – Ufam – potwierdził. – Ale nie wiem. Zwyczajnie się boję. Ciekawość jest trudna do zignorowania.
Uśmiech powrócił do Chanyeola. Podszedł do Baekhyuna, odbierając komputer z jego rąk. – Posłuchaj. Obiecałem ci, prawda? – powiedział cicho. – Nie przeczytam jej bez twojej zgody. Nigdy nie zrobię nic bez twojej zgody. A teraz może po prostu będziesz pisał w salonie, ja będę zajęty swoją pracą, a ty swoją; będziemy robić to, co do nas należy.
Rozważył to. Zastanawiał się nad odmową, ale jak mógłby to zrobić, gdy miał przed sobą błagającą twarz Chanyeola. – W porządku – westchnął wreszcie Baekhyun. Pozwolił Chanyeolowi zaprowadzić się do salonu z uśmiechem.
– Ty bierzesz kanapę. – Chanyeol uśmiechnął się, prowadząc go na lewą stronę znajomej brązowej kanapy. Potem przeszedł na drugą stronę ławy przed kanapą i opadł na podłogę, przeciągnął się, nim wziął swój komputer ze stolika. – Ja będę tu. Widzisz! Nie ma sposobu, żebym był w stanie przeczytać, cokolwiek piszesz.
Z początku Baekhyun trzymał się blisko jednego krańca sofy, kolana miał blisko piersi, trzymając komputer niesamowicie blisko siebie, wlepiając twarz w ekran. W miarę upływu godzin jednak, Baekhyun zaczął zajmować większą część kanapy, aż całkowicie się na niej rozłożył, leżąc na brzuchu, a komputer balansował niebezpiecznie na oparciu, gdy on pisał. Jego wzrok przemknął, by sprawdzić, że Chanyeol nadal był na podłodze, żuł dolną wargę zębami, pracując nad jakimś zleceniem. Baekhyun uśmiechnął się lekko, co przeszło niezauważenie.
Gdzieś podczas tego pobytu, Baekhyun zaczął czuć się wystarczająco komfortowo, by nawet siedzieć obok Chanyeola i pracować ramię w ramię.

Doszło nawet do takiego stopnia, że Baekhyun był tak nieskrępowany, że pracował nawet w łóżku. I stało się to, kiedy był rozciągnięty na bezmiarze łóżka, otoczony przez pierwsze wydrukowane rozdziały swej powieści, kiedy zasnął, ciężko pracując.
Było koło ósmej, gdy usnął na górze papierów, ale obudził się prawie trzy godziny później, by znaleźć się wetkniętym w pościel w sposób, w którym z pewnością nie był, gdy zamykał oczy. Co było bardziej tajemnicze, to jego papiery, które zniknęły i zwariował, zrzucając z siebie kołdrę. Gonił po całym pokoju, by znaleźć zaginione kartki.
Nie udało mu się ich znaleźć, więc jego następnym zadaniem było zapytanie Chanyeola, czy wie, co się z nimi stało. Jadalnia, to tam Baekhyun znalazł Chanyeola przerzucającego strony jego nieskończonej powieści. – Co robisz? – zapytał Baekhyun, jego krew zaczęła się gotować.
Chanyeol zamarł, odkładając stos kartek z powrotem na stół. – Ja-
Ale Baekhyun nie pozwolił mu dokończyć. – Czytasz moją powieść, właśnie to robisz. Czytasz moją pierdoloną powieść! – krzyknął, rzucając się, by porwać plik swoich papierów.
– Baekhyun-
I znowu Baekhyun się wciął, kurczowo trzymając plik blisko piersi. – Jak daleko doszedłeś? – wysyczał, zmrużonymi oczami patrząc gniewnie. – Jak dużo wiesz?
Zanim Chanyeol w ogóle zaczął odpowiadać na pytanie, Baekhyun ponownie przerwał: – Dlaczego, do licha, to zrobiłeś? Obiecałeś mi, że nie będziesz czytał. Co, do kurwy, robisz, łamiąc obietnicę?! Powiedziałeś-
Tym razem to Chanyeol się wtrącił: – Baekhyun! – wykrzyknął, w końcu dochodząc do głosu. Baekhyun posłusznie ucichł, lecz jego usta wciąż było wykrzywione w mocno ściśniętą linię. – Nie przeczytałem tego.
– No to co robiłeś z moimi kartkami?!
– Ufasz mi? – spytał niespodziewanie Chanyeol, a jego oczy awanturniczo wyzywały na pojedynek.
– Tak – odparł Baekhyun, biorąc głęboki oddech. Kiedy zrobił wydech, poczuł, że ma czystą głowę, irracjonalność odpłynęła z jego organizmu. – Ufam. Po prostu… wiesz, jak bardzo troszczę się o tę powieść.
– Wiem. – Chanyeol pokiwał głową w zrozumieniu. – I wydaje mi się, że nie powinienem był jej ruszać. To prawdopodobnie nie była najmądrzejsza rzecz, jaką mogłem zrobić, ale przysięgam, nie czytałem.
– To co w takim razie robiłeś? – zapytał Baekhyun. Ze wszystkich sił starał się powstrzymać oskarżenie, by nie wypłynęło z jego głosu.
– Porządkowałem. Zasnąłeś na górze papierów i zrobiłeś z nich bałagan. Po wsadzeniu cię do łóżka, najpierw położyłem je na nocnej szafce, ale kiedy wróciłem, żeby sprawdzić co z tobą, pomyślałem, że będziesz sfrustrowany, widząc je nieuporządkowane, więc wziąłem na siebie prawidłowe ułożenie ich. – Chanyeol zachichotał cicho. – Patrząc wstecz, chyba powinienem był je zostawić w spokoju.
– Jak je porządkowałeś, nie czytając? – Baekhyun wyskoczył z pytaniem.
– W górnym rogu każdej strony jest jej numer. Więc go wykorzystałem – odpowiedział i nagle Baekhyun poczuł się jak dupek przez to, że tak bardzo zdenerwował się gestem Chanyeola. Wszystko to było tylko dobrym uczynkiem, przysługą, a on tak się rozzłościł.
Z zakłopotaniem przeniósł wzrok na podłogę. – Więc niczego nie wiesz?
– Poza tym, że powieść zaczyna się frazą „To było wtedy…” i że główna postać ma na imię Sehun – Chanyeol urwał, kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu. – Przysięgam na życie, że nic nie widziałem.
Baekhyun odwzajemnił uśmiech. – To dobrze.
x x x
Poza tym jednym konfliktem reszta pobytu Baekhyuna minęła bez żadnych incydentów. Dni płynęły szybko, spokojnie; wydawało się, że wymiana świątecznymi prezentami (dał Chanyeolowi szalik; Chanyeol jakoś dał mu Rolexa. Gdzie tu sprawiedliwość?) i powitanie Nowego Roku minęły w mgnieniu oka. Szybko, zbyt szybko, nadchodziła data upływu i mały test dobiegał końca.
W pierwszym tygodniu stycznia Baekhyun wrócił do mieszkania Minseoka. I to nie z powodu jakiejś poważnej kłótni czy nietolerancji wobec Chanyeola jako współlokatora, ale raczej dlatego, że zakończył się okres próbny.
Uwielbiał mieszkać z Chanyeolem, naprawdę, kochał tam przebywać, budzić się i widzieć go śpiącego, objętego ciepłym uściskiem młodszego. Uwielbiał poczucie komfortu, które dawał mu Chanyeol, jak swobodnie się przy nim czuł, ale nie mógł uciec od uczucia lęku, który przychodził jako wynik myślenia o tym jak o sytuacji na stałe, myślenia o Chanyeolu jako stałym elemencie w jego życiu. Więc zrobił drugą najlepszą w kolejności rzecz.
Trochę naciągane było mówienie, że wrócił do mieszkania z Minseokiem. Raczej spędzał jakieś dwie noce w tym mieszkaniu, a pozostałe pięć u Chanyeola. To było poniekąd oszustwo, w pewnym sensie, ponieważ zasadniczo żył z Chanyeolem do pewnego stopnia, ale wciąż wystarczająco dużo czasu był w oddali, by twierdzić, że jego życie nie jest całkowicie powiązane z Chanyeolem. Dopóki nie przekraczał tej linii, miał się dobrze.
x x x
W jedną z tych pięciu nocy, kiedy spał u Chanyeola, Baekhyun usłyszał, jak w środku nocy dzwoni telefon Chanyeola. Obudziło go to; trudno byłoby się nie obudzić przy nieznośnej popowej piosence, którą miał ustawioną na dzwonek, ryczącą na pełen regulator. Jednak zdawało się, że Chanyeola to nie ruszyło, który spał spokojnie. Baekhyun już miał sięgnąć i odebrać za niego, gdy poczuł, że nagle się obudził. Nie wiedział dlaczego, czy to przez instynkt czy zaskoczenie, ale natychmiast zamknął oczy i udawał, że śpi.
Nieznośny dźwięk dzwoniącego telefonu ucichł, gdy Chanyeol odebrał i Baekhyun mógł poczuć, że Chanyeol wstaje z łóżka. Było słychać kilka kroków od łóżka, kiedy Chanyeol oparł się, a raczej tak zgadywał Baekhyun, o ścianę. – Teraz?! – wysyczał Chanyeol, zanim zniżył głos do szeptu. – Naprawdę?
Przyciszona odpowiedź dobiegła z drugiej strony, lecz Baekhyun jej nie dosłyszał. Usłyszał jedynie cichy jęk Chanyeola, zanim ten znowu zaczął iść. Rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, a potem zapadła cisza i Baekhyun nie mógł nic poradzić na to, że uchylił powieki i zerknął. Zobaczył Chanyeola zerkającego na niego, był już w połowie korytarza.
Zamknął oczy i jeśli Chanyeol zauważył, że Baekhyun nie śpi, nie pokazał tego, po prostu wychodząc z pokoju, zamknął za sobą drzwi z cichym kliknięciem.
Baekhyuna aż świerzbiło, żeby wstać i dowiedzieć się, co robi Chanyeol. I to nie tak, że mu nie ufał; ufał. Tak bardzo, że czasami go to przerażało. Był zwyczajnie ciekawy.
I ciekawość doprowadziła do tego, że wyślizgnął się z łóżka i przycisnął ucho do drzwi w nadziei, że podsłucha coś i dowie się, co robi Chanyeol. Z tego, co mógł usłyszeć, ktoś wszedł do mieszkania. – Hej. – To Jongdae. Baekhyun potrafił natychmiast rozpoznać jego głos. – Przepraszam, że przychodzę tak późno, ale to ważne.
– Co jest takie ważne, że nie może zaczekać do rana? – Brzmiała odpowiedź Chanyeola i Baekhyun praktycznie mógł zobaczyć jego poirytowanie.
– Zorientowali się. Zapytali mnie o to – powiedział Jongdae i zanim Baekhyun zdołał w ogóle mieć nadzieję, że złoży to w całość, Chanyeol odparł:
– Co to znaczy dla mnie?
Zapadła głucha cisza, a Baekhyun próbował się uspokoić, wstrzymując oddech, bał się, że ich ciche głosy utoną przez dźwięk jego walącego serca. Usłyszał ostry wydech, zanim Jongdae znowu się odezwał.
– Nic. Nadal mogę to robić. Będziemy musieli przez chwilę pozostać w ukryciu, zanim znów będziemy mogli zacząć. – I kolejna pauza, nim Jongdae wyszeptał: – Czy to w porządku?
– Musi być w porządku – westchnął Chanyeol. – Jak długo minie, zanim będziesz mógł mi przynieść kolejną?
– Myślę, że miesiąc albo dwa. Wiesz, zaprzeczyłem wszystkiemu, ale wciąż są podejrzliwi.
– Chyba mogę wytrzymać. Tylko… kiedy znowu zaczniemy, myślisz, że jak często…? – Nie dokończył myśli, pozwolił słowom rozpłynąć się na jego języku.
– Nie wiem – wyznał Jongdae. – Może co dwa tygodnie? Może nawet rzadziej… To zależy od tego, jak będzie szło. W miarę upływu czasu, możemy naprawdę to przywrócić, ale  przez kolejne kilka miesięcy będzie trudno.
– Dobra – odparł pospiesznie Chanyeol, zanim kolejny raz powtórzył, nieco wolniej tym razem. – Dobrze. Dam sobie radę.
– Jesteś pewien? – Baekhyun mógł dosłyszeć zmartwienie wypływające z głosu Jongdae. – J-ja mogę…
– Możesz co? – wtrącił się Chanyeol, jego głos był poważny, kiedy zaśmiał się gorzko. – Nie chcę, żebyś dla mnie tracił pracę. Nie zasługuję na to.
– Praca nie jest istotna, ty jesteś istotny – kłócił się bez przekonania Jongdae.
– Wszystko będzie dobrze. – Nutka niepewności, a potem Chanyeol ciągnął: – To nie tak, że od tego umrę.
Z tonu głosu Chanyeola, ze sposobu, w jaki obaj się roześmiali, oczywiste było, że to pewnego rodzaju żart środowiskowy. Baekhyun nie mógł go w tamtym momencie zrozumieć.
– Nie, ale poważnie – podjął na nowo Chanyeol. – Wszystko będzie dobrze. To nie jest coś, przez co wcześniej nie przeszedłem.
– Tak, ale ostatnim razem-
– Przestań – wciął się ostro Chanyeol. – Jest późno i wydaje mi się, że powinieneś iść do domu.
– Jest późno i wydaje mi się, że powinienem zostać tutaj. Ponieważ jest późno – narzekał Jongdae, ale później przestał. – O mój Boże, czekaj, czy Baekhyun śpi u ciebie?
– Może… Dobra, tak. Przestań tak na mnie patrzeć! Po prostu… spadaj, zanim go obudzisz – syknął Chanyeol, lecz było to nieszkodliwe, nie było w tym ani trochę gniewu.
– Dobra, dobra, koleś. – Jongdae zaśmiał się, a potem zdenerwowany ruch, co Baekhyun mógł sobie wyobrazić jako Jongdae wsuwającego nogi z powrotem do butów i zapinającego kurtkę na zatrzaski z powodu chłodu nocy. – Bawcie się dobrze, dzieci! – zaświergotał Jongdae, zanim Baekhyun mógł usłyszeć drzwi. To był dla niego znak, by wrócić do łóżka, otulić się uważnie kołdrą i przewrócić się na bok, zanim zamknął oczy, udając, że śpi.
Niedługo później Chanyeol wrócił do pokoju. Gdy wsunął się pod kołdrę, zawołał cicho „Baek?” i zanim Baekhyun zdołał się powstrzymał, wydał z siebie dźwięk potwierdzenia.
Chanyeol natychmiast zastygł w bezruchu. – Nie… Nie śpisz?
Baekhyunowi zmroziło krew w żyłach, jego serce biło szybciej, gdy próbował wymyślić realny powód, dlaczego nie spał, taki, który nie będzie miał nic wspólnego z faktem, że podsłuchiwał. Wydał z siebie kolejny senny pomruk, pomału odwracając się do Chanyeola, uniósł dłonie, by przetrzeć oczy. – Teraz nie śpię. Obudziłeś mnie, jak otwierałeś drzwi – skłamał, ostrożnie unikał kontaktu wzrokowego z mężczyzną, który intensywnie na niego patrzył.
– Och – odparł Chanyeol. – Przed chwilą?
– Tak – odrzekł szybko Baekhyun, zanim wtulił się w Chanyeola, by ukryć swoją twarz. – Co robiłeś, poszedłeś sikać czy coś? Prawie trzasnąłeś drzwiami, jak wracałeś.
Chanyeol zachichotał, zanim wreszcie pozwolił sobie opaść na poduszki. – Przepraszam za to. – Powoli zaczął przeczesywać palcami włosy Baekhyuna.
Baekhyun milczał przez chwilę, jedynie tuląc się do ciepła Chanyeola i ciesząc się jego dotykiem. – Hej, to zabrzmi bardzo dziwnie – mruknął – ale mógłbym przysiąc, że przed sekundą słyszałem głos Jongdae.
Nie wiedział, dokąd z tym zmierzał. Nie wiedział, jakiego rodzaju odpowiedzi oczekiwał, ale naprawdę chciał potwierdzenia tego spotkania, dowodu, że Chanyeol niczego przed nim nie ukrywa.
Dłoń w jego włosach zatrzymała się i usłyszał, jak Chanyeol przełknął. Rozległ się śmiech, drżący i niezręczny, gdy Chanyeol odpowiedział: – Musiało ci się przyśnić.
Baekhyun zawahał się. – Tak. Musiało – powiedział wolno, utrzymując głos w spokoju w porównaniu do szału, zawodu, które gotowały się w środku. Próbował je przełknąć; był nierozsądny. Nie było powodu, dla którego powinien złościć się przez małe kłamstwo – to nie tak, że w ogóle dał Chanyeolowi dostatecznie dużo czasu, żeby się wytłumaczyć.
Ale nie mógł nic na to poradzić, poczuł, jak jego żołądek jedynie zacieśnia się z niepokoju i nie wiedział, jak sprawić, by to wszystko zniknęło.
Ostatecznie przewrócił się na drugi bok, plecami do Chanyeola, był zbyt sfrustrowany Chanyeolem i sobą, by przesadzać w ten sposób. To nic. Ufał Chanyeolowi. To powinno być nic.
Przez moment nie zamienili ze sobą już ani słowa. Baekhyun powoli był skłaniany do zaśnięcia, nawet jeśli napięcie wisiało w powietrzu. Musiało minąć piętnaście minut, może trzydzieści – jego poczucie czasu zostało wyrzucone przez okno, kiedy dryfował na granicy świadomości – nim Chanyeol coś powiedział.
– Wierzysz w przeznaczenie?
Oczy Baekhyuna otworzyły się i nie mógł powstrzymać gorzkiego śmiechu, który zebrał się w jego gardle. – To dziwna godzina, by o to pytać, nie uważasz?
W końcu jednak przekręcił się, by spojrzeć na drugiego, był zaskoczony, że odnalazł go nadal gapiącego się w sufit. – Wydaje mi się, że teraz jest dobry czas, jak każdy inny. – Chanyeol wzruszył ramionami, co wyszło raczej dziwnie, gdy patrzyło się na to, w jakiej pozycji obecnie się znajdował.
Baekhyun spodziewał się, że to rozwinie, ale napotkał ciszę. – Skąd ci się to wzięło? – zapytał, nie dopuszczając, aby kpiarskie ostrze wychynęło z jego głosu, obserwował Chanyeola z poważnym wyrazem twarzy.
– Myślę tylko o jednej z naszych pierwszych rozmów – odpowiedział Chanyeol w oszołomieniu, prawie jakby poraziły go własne myśli. – Powiedziałeś, że jesteśmy bratnimi duszami. Wierzysz w takie rzeczy? – W powietrzu zawisła pewna gęstość, która nadeszła wraz z powagą w głosie Chanyeola. Taka, która była nieprzyjemna, dusząca w ciszy nocy.
– Nie myślałeś o poruszaniu tego podczas, no nie wiem, naszej pierwszej rozmowy, kiedy ten temat był istotny? – wykrztusił, próbując pozbyć się napięcia w żartobliwy sposób, starając się zmniejszyć napiętą atmosferę i odepchnąć niepokój ciążący na jego piersi.
To zadziałało, dzięki Bogu, i Chanyeol się roześmiał, przełamując kontakt wzrokowy z sufitem, by obrócić się na ramieniu i spojrzeć Baekhyunowi prosto w oczy. – Nie wiem, to byłoby dziwne, gdybym nagle zapytał o twoją opinię na temat losu i przeznaczenia, kiedy się nawet nie znaliśmy. Wyglądałoby, jakbym robił jakiś krok.
– Może powinieneś był go zrobić – skwitował Baekhyun, wdzięczny za możliwość zmiany tematu. – Sądziłem, że umawiasz się z Jongdae, do kurwy nędzy.
Chanyeol skrzywił się i nawet jeśli tylko połowa jego twarzy była rozświetlona księżycowym światłem, Baekhyun i tak zachichotał na tę minę. – Dlaczego w ogóle o tym pomyślałeś? – Chanyeol zaśmiał się.
– Bo razem wyglądacie gejowsko – odparł poważnie Baekhyun. – Nadal boję się, że uciekniesz z nim w środku nocy. – Niechcący jego głos zrobił się ostrzejszy, niż to zamierzał i niepokojące uczucie powróciło.
Lecz Chanyeol nie wyglądał na dotkniętego. – Dlaczego miałbym odejść z nim, kiedy mam ciebie? – wyszeptał, unosząc dłoń i powoli pogłaskał policzek Baekhyuna kciukiem.
Baekhyun poddał się temu gestowi, jego oczy zamknęły się, gdy uczucie rozwiało wszystkie niespokojne myśli, które zakorzeniały się w jego umyśle.
Był zrelaksowany, ukojony delikatnym dotykiem Chanyeola, ale Chanyeol nie ustępował: – Ale poważnie, chcę znać twoje myśli.
– Dobrze – westchnął Baekhyun. – Dobrze. Cóż, nie sądzę, że coś takiego istnieje.
Mógł dostrzec lekkie pogłębienie marsu Chanyeola i poczuł, że musi to wyjaśnić. – Chodzi mi to to, że to miłe sądzić, że to gdzieś tu jest. Coś, co wiąże nas razem i jest tu, by pomóc nam, kiedy wszystko pieprzymy – przerwał, robiąc wdech. – Ale ja w to nie wierzę.
Chanyeol milczał, jedynie wpatrywał się w oczy Baekhyuna z niemą zachętą, by mówił dalej. – Ja po prostu- – Baekhyun powstrzymał się, by zebrać myśli. – Tak, to miłe uważać, że jest coś, co sprowadza nas na „właściwą„ ścieżkę, ale równie miło jest myśleć… Myśleć, że nieważne jak bardzo coś spieprzymy, będzie lepiej, ponieważ istnieje coś, co nas wspiera, co upewnia się, że postępujemy właściwie.
Chanyeol pokiwał głową, a Baekhyun ciągnął: – Ale jednocześnie, to czyni to coś nierealnym; myślenie, że nie mamy żadnej kontroli nad życiem.
Na moment Chanyeol otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zamknął je, gdy zdał sobie sprawę, że Baekhyun ani trochę nie skończył wyrażać swoich myśli. Baekhyun milczał przez chwilę, a potem pokazał mu gestem, by się odezwał. – Ale mamy kontrolę – pospiesznie powiedział Chanyeol, jakby miał coś do udowodnienia. – To… Po prostu istnieje coś, co chroni nas, jeśli naprawdę coś zniszczymy, jeśli naprawdę potrzebujemy pomocy…
– I właśnie dlatego w to nie wierzę. A przynajmniej nie chcę w to wierzyć – wciął się Baekhyun. – Myślenie, że zawsze coś pomoże sprowadzić nas na właściwą ścieżkę, uważam, że to złe. Albo że wszystkie złe rzeczy, które się zdarzają, tak naprawdę są częścią dobrej ścieżki; uważam, że to też jest niewłaściwe. To znaczyłoby, że nie możemy sami do czegoś dążyć, że jesteśmy zmuszeni zostać na tej głupiej, wcześniej ustalonej drodze, którą jakiś chory niebiański byt zaplanował dla nas. – Baekhyun westchnął ciężko. – Wiara w los jest jak przyznawanie, że jesteśmy elementami gry: Nie możemy dążyć do własnego szczęścia. Nie możemy wybierać, kogo kochamy. Nie możemy się nawet, kurwa, zniszczyć! – I przy końcu jego oddech przyspieszył, prawie wypluł te słowa.
Po tym przez chwilę panowała cisza, jedynie jednostajny dźwięk drżących oddechów wypełniał powietrze. – Dobrze – odrzekł niedługo potem Chanyeol. – Przepraszam, że poruszyłem ten temat. Nie zdawałem sobie sprawy, że ty… że czujesz w ten sposób.
– Przepraszam, ja po prostu… Nie wiem, co we mnie wstąpiło – Baekhyun przeprosił, po czym uraczył Chanyeola delikatnym uśmiechem. – A ty co o tym sądzisz?
Chanyeol zaśmiał się, przełamując napiętą atmosferę. – Mój pogląd wydaje się nieco nieodpowiedni po tym, co powiedziałeś.
Baekhyun wtulił się w bok Chanyeola. – Powiedz mi – wymruczał ledwie słyszalnie. – Chcę to usłyszeć.
– Wierzę w to – oznajmił Chanyeol wprost. – Sądzę, że wszystko w naszym życiu jest z góry przesądzone, a my tylko musimy czekać, aż pewne rzeczy się rozegrają. Jest coś, co planuje wszystko dla nas, przywiązuje nas do pewnych osób, aby pewne rzeczy, wydarzenia mogły rozegrać się w ten sam sposób przez różne życia.
– Ty optymisto… – wymamrotał pod nosem Baekhyun i myślał, że powiedział to wystarczająco cicho, ale wtedy Chanyeol odpowiedział:
– Co złego jest w byciu optymistą?
– Nic – mruknął Baekhyun. – Tylko będzie bolało jak diabli, kiedy wszechświat nasra na twoje słoneczne plany.
Chanyeol zaśmiał się, niski pomruk jego piersi przebrzmiał przez Baekhyuna. – Ale czy to nie ta dobra rzecz bycia optymistą? Odbierasz pieprzenie wszechświata jako kolejne błogosławieństwo.
Baekhyun prychnął i otoczyła ich przyjemna cisza, kiedy Chanyeol objął Baekhyuna ramionami, przysuwając go tak blisko do swojego ciała, jak tylko się dało. Baekhyun dostosował się, wsuwając swoją nogę między nogi Chanyeola, spletli je ze sobą, tak że im obu było bardziej wygodnie. Przez chwilę unosił się jedynie dźwięk cichych, płytkich oddechów, które wypełniały pokój i umysł Baekhyuna był czysty, zbyt zajęty próbą ogarnięcia kompletnej ilości Chanyeola, która wypełniała jego zmysły.
– Pamiętasz, jak zapytałeś, dlaczego jestem taki uparty w dążeniu do tego, żeby to się udało? – zapytał cicho Chanyeol po chwili, a Baekhyun pamiętał. Oczywiście, że pamiętał.
Chanyeol mówił dalej bez odgłosu potwierdzenia ze strony Baekhyuna: – Czuję, jakbyśmy byli sobie przeznaczeni. Jakby jakaś decydująca siła trzymała nas razem, jakbyśmy byli związani ze sobą przez wiele żyć.
Chanyeol zrobił wdech. – Wiem, że nie jesteś jeszcze gotowy. I może zajmie ci wieczność, zanim będziesz szczerze gotowy, ale to w porządku. Mogę czekać na ciebie całą wieczność. Moim przeznaczeniem jest czekać na ciebie przez wieczność.
Baekhyun nie wiedział co na to odpowiedzieć, naprawdę. Nienawidził siebie za to, że nie czuł się choć odrobinkę szczęśliwszy przez słowa Chanyeola, słowa, których prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie odwzajemnić.
Cisza była posępna, sprawiła, że Chanyeol wyrwał się ze swojej zadumy. – Przepraszam, jeśli poczułeś się niezręcznie – przeprosił szybko. – Przepraszam. Po prostu… Po prostu zapomnij to, co powiedziałem.
Baekhyun nie zapomniał.
x x x
Baekhyun nie chciał tego przyznać, ale myślał o nocnej rozmowie Jongdae i Chanyeola dużo więcej, niż by chciał. Jego umysł wypełniał się sytuacjami ze skandalicznymi scenariuszami; nie mógł nic na to poradzić.
Nie pomogło, kiedy tak się zdarzyło, że Jongdae pojawiał się w mieszkaniu coraz rzadziej.
– Jongdae nie wpada już tak często – zauważył Baekhyun, kiedy pewnego dnia miał już dość.
– Dostał awans – odpowiedział pospiesznie Chanyeol, a Baekhyun starał się nie zauważyć sposobu, w jaki zadrżały nerwowo jego oczy. – Biznes w szpitalu prawdopodobnie się rozwija. Jest chyba zbyt zajęty, by wpadać tak często jak wcześniej.
Baekhyun jedynie mruknął wymijająco. Urwał rozmowę.
x x x
Zdawało się, że Chanyeol wychodził z nim z mieszkania coraz częściej. Kiedy zabierał Baekhyuna do lasu, kawiarni czy jakiejś przypadkowej restauracji, Baekhyun zauważał wyraźną poprawę w uzasadnionych wyjściach.
I gdyby tak było wcześniej, nie myślałby o tym zbyt wiele, ale od tamtej nocnej rozmowy, jaką Chanyeol odbył z Jongdae, zaczął patrzeć na wszystko z nieco większą uwagą. Nagłe trzymanie Baekhyuna z dala od mieszkania, niemal jakby ukrywanie tam czegoś, krzyczało podejrzliwie.
Wysilał się, by spędzać więcej czasu w mieszkaniu, próbował wymyślać różne wymówki, by tam zostać, lecz Chanyeol zawsze zdawał się mieć powód, by wyszli.
– Baek! – powiedział podekscytowany Chanyeol, potrząsając jego ramionami, jak tylko przyparł go do blatu. – Musimy pójść na dach!
Baekhyun jęknął, myśląc, że to prawdopodobnie jedna ze słabych wymówek Chanyeola, by wyszli z mieszkania. – Musimy?
Chanyeol jedynie pokiwał głową z ekscytacją. Łapiąc jeden z nadgarstków Baekhyuna, ze wszystkich sił starał się zaciągnąć go do drzwi.
– Dopiero jedliśmy – sprzeczał się Baekhyun, mając stopy przyrośnięte do podłogi. – Nie ma sensu, żebyśmy szli do restauracji albo kawiarni. A jeśli znowu próbujesz zaciągnąć mnie do lasu, jestem zmęczony. Naprawdę nie chcę chodzić na jakieś godzinne spacery…
Mrugając na Baekhyuna z nieodgadnionym wyrazem twarzy, Chanyeol uśmiechnął się półgębkiem. – Od kiedy miejsca, do których cię zabieram, stały się tak łatwe do skategoryzowania?
– Cóż, nie mylę się, prawda? Zabierasz mnie tylko w te trzy miejsca.
– Dziś jest inaczej, przysięgam – zapewnił Chanyeol z uśmiechem, a Baekhyun mógł jedynie ustąpić.

Właściwie nie zabrał ich do restauracji, kawiarni ani nawet do lasu. Co dziwne, poprowadził ich na górę. Na dach. Gdzie rozłożony był koc i leżała butelka wina.
– Kiedy w ogóle znalazłeś czas, żeby to przygotować? – Baekhyun rozdziawił usta, kiedy Chanyeol zaprowadził go na rozściełany koc i posadził go.
– Uch, jakoś przed obiadem. – Chanyeol wzruszył ramionami. – Wyszedłem na chwilkę z mieszkania i położyłem koc – to nie takie trudne.
– I wino – przypomniał mu Baekhyun, podnosząc butelkę, by się jej przyjrzeć. – Co by było, gdyby ktoś to ukradł, gdy tak sobie leżało? – skomentował bez namysłu, skanując wzrokiem etykietę. Cabernet sauvignon. Nie miał pojęcia, co to znaczy.
Zupełnie nagle Chanyeol wyjął dwa kieliszki do wina i korkociąg, wyciągnął rękę w niemym geście, aby Baekhyun podał mu butelkę. – Wino jest przyjemne i w ogóle – zaczął Baekhyun, odchylając głowę do tyłu, by spojrzeć na czarne jak smoła niebo. – Ale dlaczego jesteśmy tutaj? Atmosfera? Ma to służyć po raz kolejny jako inspiracja?
– Cóż, to – Chanyeol przerwał, kończąc ostatnim przekręceniem korkociągu, a potem zaczął nalewać im do kieliszków. Szybko podał jeden Baekhyunowi. – I jest coś jeszcze, ale chyba będziemy musieli chwilę poczekać.
– Co to takiego?
Jedyną odpowiedzią, jaką otrzymał Baekhyun, było tandetne mrugnięcie i enigmatyczne słowo: – Zobaczysz.

Tak też było, ale minęły godziny, zanim w końcu się pojawiły. Było przeraźliwie zimno i Baekhyun musiał zwinąć się w kulkę, żeby oszczędzać ciepło, ale było warto, kiedy zaczął widzieć, jak spadają gwiazdy. – Deszcz meteorytów? – zapytał, patrząc na spadające smugi światła, które malowały noce niebo.
– Tak, to kwadrantydy. Pojawiają się mniej więcej o tej porze każdego roku. Całkiem niezłe, co?
Baekhyun mruknął z zachwytem, nie był w stanie wymyślić żadnych słów, aby opisać czyste piękno meteoroidów na nocnym niebie. Zamiast w ogóle próbować wyrazić, co tak właściwie czuje, bezmyślnie powiedział: – Pomyśl życzenie. – Usłyszał kpiący śmiech z boku, a to sprawiło, że spojrzał na sekundę na Chanyeola.
– Życzenia są głupie. – Chanyeol przewrócił oczami. – Nigdy się nie spełnią.
– Co, więc wierzysz w przeznaczenie, ale nie w spełnianie życzeń? – zapytał Baekhyun drażniąco.
– To co innego – odrzekł Chanyeol, a Baekhyun mógł praktycznie usłyszeć nadąsanie w jego głosie. – Przeznaczenie możesz obserwować. Życzeń nie.
– A jak się obserwuje przeznaczenie? – Baekhyun zaśmiał się serdecznie, obracając się, by zerknąć na Chanyeola. Gdy jego wzrok spoczął na poważnej minie na twarzy drugiego, przestał.
– To po prostu- – Chanyeol powstrzymał się, jego brwi były lekko zmarszczone w zamyśleniu. – Cierpliwie – dokończył po sekundowej pauzie. – Jak obserwujesz przeznaczenie? Cierpliwie.
Baekhyun przewrócił oczami, przysuwając się nieco bliżej do ciepła Chanyeola. – Niech ci będzie – wyszeptał, składając pocałunek na brodzie Chanyeola.
– Nie ufasz mi? – Zaśmiał się Chanyeol.
– Ufam – zaznaczył Baekhyun. – Ale z czymś takim-
– W takim razie, po prostu mi zaufaj – wtrącił Chanyeol, okrywając ich nieco ciaśniej kocem. – Uwierz mi.
x x x
Później tego tygodnia odnalazł to.
Chanyeol wyszedł z powodu bardzo rzadkich okazji, kiedy jeden z jego pracodawców chciał naprawdę z nim przedyskutować coś osobiście, a Baekhyun, wygnany ze swojego mieszkania jak zwykle, zdecydował, że będzie uroczo, jeśli przygotuje coś dla nich na obiad.
Gdy grzebał w lodówce, znalazł to.
Było wciśnięte gdzieś z tyłu napakowanej dżemami lodówki Chanyeola, za stosem resztek, przypadkowych składników, kartonów z sokiem i butelek wody. I wydało mu się dziwne, że nie odkrył tego wcześniej, biorąc od uwagę fakt, że przychodził do tego mieszkania przez dziesięć miesięcy, przesypiał wiele nocy i nawet żył z Chanyeolem przez kilka tygodni, ale dziwniejszy był fakt, że wyglądało to tak, jakby ktoś próbował to ukryć. Co w połączeniu z tym, że było wepchnięte w kąt lodówki, zasłonięte niezliczonymi przedmiotami i nawet zastawione kilkoma rzeczami, tylko czyniło sytuację bardziej podejrzaną, jeszcze gorszą.
Już wystarczająco ciężko jest nie wyciągać wniosków, kiedy trzymasz torebkę ludzkiej krwi swojego chłopaka.
Podejrzewał, że to niekoniecznie musi być ludzka krew, tocząc woreczek w dłoni, dostał mdłości przez to, jak się poruszała. Technicznie mogła to być jelenia krew, krew z jakiegoś przypadkowego zwierzęcia, ale to, że była przechowywana w torebkach, w jakie zwykle szpitale zbierają pół litra krwi z krwiodawstwa, wskazywał na coś innego.
Szczerze nie wiedział jak zareagować, jak miał zareagować na tego typu sytuację. Ale zanim w ogóle zdołał się nad tym zastanowić i wymyślić, co zrobić z tą nową informacją, nagle go uderzyło. Miał niesamowite przeczucie, że to może nie być jedyny woreczek w mieszkaniu i wyruszył, by je znaleźć.
Kolejny pojawił się w głębi lodówki, schowany w jakiś wymyślny sposób, tak że był wciśnięty między miejsca pomiędzy butelkami na najwyższej półce. Był otwarty, w połowie opróżniony ze swej zawartości i Baekhyun naprawdę nie chciał myśleć o tym, co stało się z resztą krwi.
Przeniósł się do kosza, zdeterminowany, by znaleźć coś i znalazł: kilka pustych torebek po krwi wrzuconych między inne śmieci.
Dopiero kiedy przekopał się przez wszystko, znalazł wszystko, co było do znalezienia, zaczął myśleć. Dopiero kiedy usiadł przy lodówce z woreczkami krwi w dłoni oraz pustymi opakowaniami leżącymi przed nim, naprawdę zdał sobie sprawę, jak absurdalna jest cała ta sytuacja. W końcu dotarło do niego, co to wszystko może znaczyć i nie wiedział, co o tym sądzić.
I wszystko, o czym mógł myśleć, to tamta noc, kiedy ciepły oddech Chanyeola subtelnie muskał jego ucho. Po prostu mi zaufaj. Uwierz mi.
Więc to właśnie zrobił.

Stracił apetyt po zobaczeniu woreczków w lodówce. Co ważniejsze, stracił motywację nawet do gotowania, by w ogóle pobudzić w Chanyeolu podejrzenie, że mógł zobaczyć coś, czego nie powinien. Więc w zamian zamówił coś na wynos.
Twarz Chanyeola była równie podekscytowana, gdy zobaczył wyłożone jedzenie na stole, Baekhyun czekał, aż usiądzie. – Jesteś tu – przywitał się Chanyeol z uśmiechem, zsuwając z ramion płaszcz i rzucając go byle gdzie, gdzieś w stronę kanapy. Nie dotarł tam, upadł na ziemię, ale jemu zdawało się to nie przeszkadzać.
Baekhyun jedynie mruknął porozumiewawczo, wstając, by wręczyć jeden z talerzy Chanyeolowi, a potem otworzył żarcie na wynos. Zrobiło się zimne przez ten czas, jaki czekał na Chanyeola, ale to nie było coś, czego mikrofalówka nie mogła naprawić.
Tylko raz, kiedy podgrzali jedzenie i na powrót usiedli przy stole, by zjeść, Baekhyun pomyślał o poruszeniu tematu. I czy to przez wzgląd na Chanyeola, czy z powodu zdrowego rozsądku, postanowił zrobić to okrężną drogą.
– Zamierzałem ci coś ugotować – podjął przypadkowo Baekhyun, przebiegle, a reakcja Chanyeola była natychmiastowa. Zamarł z bezruchu, pałeczki zatrzymały się w połowie drogi do jego ust.
– Tak? – zapytał cicho.
– Tak. – Baekhyun skinął z miłym uśmiechem przyklejonym do twarzy. – Miałem. Wyjąłem składniki i w ogóle. Ale potem zdałem sobie sprawę, że jestem do niczego w gotowaniu.
Chanyeol zaśmiał się, ale dźwięk ten był drżący; próbował być nonszalancki, ale było to zbyt oczywiste. – N-Naprawdę? Cóż… – I urwał, bo nie wiedział co jeszcze powiedzieć, co jeszcze powinien powiedzieć, by uratować sytuację.
Z początku nikt nic nie powiedział i Chanyeol wrócił do jedzenia. Baekhyun czekał jakąś minutę, aż atmosfera się ustatkuje, zanim na nowo podjął: – Znalazłem w lodówce coś interesującego.
I tym razem dłonie Chanyeola zacisnęły się w pięści. Mocno. Wystarczająco mocno, by złamać pałeczki. Metalowe pałeczki. – Wow, te pałeczki musiały być stare – prychnął śmiechem, natychmiast wstał, by wyrzucić złamane sztućce. – To znaczy… P-patrz, jak łatwo pękły. Wezmę drugą parę – dokończył nagle i przeszedł do kuchni.
Teraz serce Baekyuna biło, waliło szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. – Chanyeol – zaczął powoli, gdy Chanyeol wciąż był poza zasięgiem wzroku. – Dlaczego ty… – Ale powstrzymał się. Nie chciał wiedzieć. Nie chciał znać prawdy, nie chciał położyć kresu tej fantazji, więc w zamian w ostatniej chwili zmienił słowa. – Dlaczego masz w lodówce mleko bananowe? To gówno jest dla dzieci.
– Och. – To wszystko, co usłyszał z kuchni, lecz kilka sekund później Chanyeol wrócił z parą nowych pałeczek. W jego wyrazie twarzy nie było nic rażąco innego, ale coś bardziej subtelnego. Napięcie spłynęło z jego ramion, a jego oczy już nie wydawały się rozognione ze strachu. – Nie jest dla dzieci. – Chanyeol zmarszczył brwi. – Lubię je.
– Dlatego że ty je lubisz, to na peeeeeeeewno nie jest dla dzieci – odezwał się poważnie Baekhyun, ale zaraz wybuchnął śmiechem. – A teraz jedzmy.
Reszta posiłku przebiegła w spokoju i dopiero gdy skończyli jeść i zaczęli sprzątać ze stołu, Baekhyun po raz kolejny próbował podjąć temat.
Ale znów stchórzył. Tym razem dotarł jedynie tak daleko, jak przykucie uwagi Chanyeola, nim się powstrzymał. Ale Chanyeol nadal go obserwował, jego wzrok był czujny, kiedy czekał, aż Baekhyun skończy, co zamierzał powiedzieć, jednak Baekhyun nie potrafił tego zrobić. Więc zamiast tego, po prostu powiedział: – Obiecaj, że nigdy mnie nie okłamiesz. – To było raczej coś, co wypalił, raczej niż naprawdę chciał powiedzieć i wyglądało na to, że wytrąciło Chanyeola z równowagi – każdego by wytrąciło.
Chanyeol doszedł do siebie dość szybko, jego twarz rozciągnęła się w kolejnym jowialnym uśmiechu. – Oczywiście. Dlaczego miałbym cię kiedykolwiek okłamać?
x x x
Próbował o tym nie myśleć, o woreczkach po krwi i o tym, co właściwie robił z nimi Chanyeol, ale to nadal od czasu do czasu włamywało się do jego myśli. Nie mógł nic z tym zrobić, był ciekaw. Przestraszony. Zaniepokojony.
– Więc masz jutro czas? – spytał Chanyeol, gdy był w kuchni, gotując dwie paczki ramenu.
Baekhyun zerknął na datę w swoim telefonie. To był właściwie jeden z tych dni, w który planował wrócić do domu, ale… – Walentynki? Myślę, że Lu Han planuje jakiś zajebiście romantyczny obiad dla Minseoka, więc tak, będę musiał się tu ukryć, czy tego chcesz czy nie. I na dodatek – dodał po namyśle – kiedy nie mam czasu?
– Miło wiedzieć, że spędzasz ze mną czas tylko po to, żeby nie być piątym kołem u wozu, a nie dlatego że – och, nie wiem – spotykamy się? – odparował Chanyeol, ale żartobliwy ton pokazał, że nie był urażony tą sytuacją.
– Cóż, taak, czy to nie tak działa związek?
– Prawda – powiedział Chanyeol, docierając do stołu z dużym garnkiem ramenu w dłoni. – Wystaw tę rzecz, na której stawia się garnek – poinstruował.
Baekhyun nie mógł nic poradzić na to, że roześmiał się na słownictwo na poziomie podstawówki, ale mimo wszystko zrobił to, co mu kazano. – Chodzi ci o podstawkę?
– Och, patrzcie na niego i jego skomplikowaną terminologię kucharską – droczył się Chanyeol, stawiając garnek, a potem zniknął w kuchni, by przynieść jakieś miski i dwie pary pałeczek. Gdy wrócił, wręczył Baekhyunowi zestaw, który ten uprzejmie zaakceptował.
– Dziękuję za posiłek! – Baekhyun uśmiechnął się szeroko, zamierzając się, by nabrać jedzenie jako pierwszy. Chanyeol mu pozwolił.
– Wiesz, też mógłbym zrobić dla ciebie jakąś zajebiście romantyczną rzecz – zauważył Chanyeol, obracając w dłoni pałeczki, czekał, aż Baekhyun skończy nabierać swoją porcję.
Baekhyun zatrzymał się na chwilę i spojrzał na Chanyeola. Uniósł pytająco brew. – Mógłbyś. Ale czy ja tego chcę?
– Tak?
Baekhyun szybko skrzyżował ramiona, by uformować X i wydał z siebie dźwięk podobny do syreny. – Nie. Mylisz się. Powodzenia następnym razem.
– No weź – jęknął Chanyeol. – Byłoby zabawnie i bardzo romantycznie.
Jeśli do tej pory nie zauważyłeś, jesteś jedynym, który jest w tym związku z powodu zabawy i romantyczności. – Baekhyun przewrócił oczami, zwracając parujący garnek z ramenem do Chanyeola, by ten wziął swoją część.
– Więc po co ty w nim jesteś? – spytał w roztargnieniu Chanyeol, spiesząc, by nałożyć sobie resztkę makaronu.
– Dla seksu. – Baekhyun uśmiechnął się znacząco, a Chanyeol wrzucił swoje pałeczki do garnka.

Jestem chory, napisał Chanyeol wcześnie następnego ranka.
Są walentynki. Cóż za romantyczność, odpisał Baekhyun, schodząc na dół po swoją pocztę. Zupełnie nie wiedział, jak otworzy skrzynkę bez pomocy Chanyeola.
I jak oczekiwał, niemal niemożliwym był otwarcie jej i musiał zatrudnić do pomocy przypadkowego młodego chłopca, który wyglądał, jak zaraz miał skończyć szkołę. Chłopak spojrzał na niego dziwnie, ale i tak mu pomógł. Musiał stanąć na palcach, ale mimo to udało mu się otworzyć. Wręczył Baekhyunowi pocztę, a potem odszedł, jedynie raz spoglądając z całkowitym i wyraźnie protekcjonalnym współczuciem, nim sobie poszedł.
Gdy chłopak opuścił budynek, Baekhyun wystawił środkowy palec w kierunku drzwi, nim spojrzał w dół, aby sprawdzić, co dziś do niego przyszło. Było kilka reklam z pobliskiej restauracji oraz parę listów od rodziców Minseoka, ale na samym końcu znajdował się kwadratowy skrawek papieru złożony na pół i zabezpieczony tandetną, małą naklejką w kształcie serduszka. Na przodzie napisane było Od: Twojego Tajemniczego Wielbiciela i chociaż Baekhyun odgadłby, że Minseok był sprawcą tego małego gestu, charakter pisma mówił co innego. Bez wątpienia były to szybkie i skrupulatne pociągnięcia Chanyeola, którymi to napisano.
Upewniając się, by nie podrzeć papieru, otworzył karteczkę i natrafił na okropnie duże zdjęcie serca wydrukowane w nieznośnym odcieniu czerwieni. Czy właśnie kichnąłem? było napisane dosyć dziewczęcą komputerową czcionką, Bo Bóg właśnie pobłogosławił mnie tobą.*
Zaśmiał się na głos, ale nie był pewien, czy śmieje się z czystej tandetności tekstu na podryw czy śmieje się, ponieważ ten tekst był dziwnie uroczy. Był przynajmniej oryginalny i naprawdę choć odrobinę mądry.
Baekhyun już miał schować karteczkę do kieszeni, jednak odnalazł małą wiadomość w prawym górnym rogu na odwrocie. Wejdź na górę tylnymi schodami, głosiła. Tylne schody. Te, których praktycznie nikt nie używa. Wzruszając ramionami, Baekhyun zdecydował się podążyć za instrukcją, wciskając resztę poczty do kieszeni, podczas gdy małą walentynkę trzymał w dłoniach.
Nieco dłużej zeszło mu dotarcie do tylnych schodów; musiał przejść przez długi korytarz na pierwszym piętrze, by się tam dostać, a gdy wreszcie mu się udało, znalazł małą zieloną karteczkę przyklejoną do drzwi. Upewnij się, że masz klucze!! głosiła i instynktownie Baekhyun ścisnął klucze, które trzymał w dłoni. Zdejmując notatkę z drzwi i przyklejając ją do tylnej części walentynki, Baekhyun wszedł na schody.
I to nie tak że w tych schodach było coś złego, co sprawiało, ze był tak bardzo niepopularne pośród mieszkańców tego bloku, ale była to zewnętrzna klatka schodowa. Przyczepiona do budynku arkuszami czerwonego, rdzewiejącego metalu, wyglądała na niezbyt solidną i nie była zbyt zachęcająca jak ta na przedzie bloku, wyłożona wykładziną z odpowiednim oświetleniem oraz praktyczną poręczą. Baekhyun już miał zapytać, dlaczego właściwie Chanyeol kazał mu wyjść, ale jasno żółta karteczka przyczepiona niepewnie do poręczy znała odpowiedź na jego pytanie.
Przepraszam, że kazałem ci tu wyjść. Wiem, że jest ciemno, ale gdybym kazał ci iść gdzieś indziej, ukradliby to. A pod spodem narysowana była mała strzałka wskazując na dół, gdzie na stopniu leżała czekoladka Hershey's Kiss.
Baekhyun pospieszył, by je podnieść, odpakowując pralinkę, zanim wsadził ją sobie do ust. Gdy ją przeżuwał, srebrny blask dwa stopnie wyżej przykuł jego uwagę. To była kolejna czekoladka. Wszedł na górę, by ją podnieść i odnalazł kolejną, dwa schody wyżej.
To ciągnęło się przez całą drogę do czwartego pięta. Do tego czasu Baekhyun miał już dość smaku czekolady; w zamian zdecydował się chować niezliczone słodycze do kieszeni. Zaraz obok ostatniej pralinki znajdowała się kolejna karteczka To ostatnia na teraz, bo gdybym położył je na korytarzu, jacyś idioci na pewno by je zabrali. Nie martw się, mam dla ciebie niespodziankę w mieszkaniu!
To była jego wskazówka, by wrócić do budynku. Było to trochę trudne. Drzwi od klatki schodowej były ciężkie, trudne do otwarcia, a po drugie Baekhyun niemal pomyślał, że są zamknięte. Na szczęście za piątym razem czar zadziałał i udało mu się siłą je otworzyć. Jak tylko wślizgnął się z powrotem do środka, drzwi zatrzasnęły się, a on popędził do mieszkania.
Drzwi do mieszkania Chanyeola były już otwarte, kiedy do nich podszedł, więc uznał to za otwarte zaproszenie, by po prostu wtargnąć do środka. Chanyeola czekał na niego, jak tylko dostał się do salonu.
– Więc z powodzeniem znalazłeś karteczki? – odezwał się Chanyeol, pomijając normalne powitanie.
– Taak – przyznał Baekhyun, opróżniając kieszenie pełne czekoladek na blat. – Tak w ogóle, kiedy miałeś czas, żeby to wszystko zorganizować/
– Niech twój mały tyłeczek się o to nie martwi. – Chanyeol uśmiechnął się znacząco. – A teraz, gotowy na niespodziankę?
– Bez urazy, ale jeśli niespodzianką jest czekolada, to ją zwymiotuję.
Chanyeol jedynie się zaśmiał. – Nie martw się, to coś o wiele lepszego. – I zza pleców wyjął butelkę wina i dwa kieliszki.
– Trochę za wcześnie, żeby pić, prawda? – Baekhyun zaśmiał się, ale i tak wyrwał z rąk Chanyeola kieliszek z winem. – Ładne kieliszki, tak przy okazji – skomentował bez zastanowienia, podziwiając to, że czasza kieliszka była niemal tak duża jak jego dłoń. – Od kiedy je masz?
– Od zawsze. Były po prostu schowane. – Chanyeol zaśmiał się dobrodusznie, przesuwając się do szafki kuchennej, by wziąć korkociąg. Dodał: – Jest wiele rzeczy, których nie widziałeś w moim mieszkaniu.
Jego słowa miały być żartem, przypuszczał Baekhyun, ale dotarły do niego w złym sensie. Sprawiły, że powrócił myślami do tego, co znalazł ukryte. Więc milczał, jedynie kiwając głową w podzięce, gdy Chanyeol napełniał jego kieliszek.
– Jest z Portugalii. Vintage Port. 1943 rok – powiedział Chanyeol do powietrza, napełniając swój własny kieliszek.
– Nie mam pojęcia, co to wszystko może znaczyć, ale wow, 1943? To znaczy, że musi być dobre, prawda? – spytał Baekhyun, ostrożnie mieszając czerwoną ciecz w kieliszku, nim się jej napił.
– Cóż, lepiej, żeby było. – Chanyeol wzruszył ramionami, zatykając na powrót butelkę korkiem. – Wydałem na tę butelkę półtora tysiąca dolarów – i powiedział to tak nonszalancko. Jakby to nie była mała fortuna. Baekhyun wyplułby swoje wino, ale było zbyt cenne, by marnować je w taki sposób.
– Jezu, kurwa, Chryste – syknął, dopiero gdy przełknął. I musiał przyznać, było dobre. Naprawdę dobre. Ale nadal nie było to coś, za co chętnie zapłaciłby ponad tysiąc dolarów. –Dlaczego, do licha, pijemy coś takiego z okazji czegoś tak nieciekawego jak walentynki?
Przysięgam, nie było tak źle. – Chanyeol zaśmiał się, wyraźnie rozbawiony finansowymi zmartwieniami Baekhyuna. – Kupiłem je, gdy wyszło po raz pierwszy, więc było naprawdę tanie?
– Kiedy wyszło po raz pierwszy? W 1943? Jestem pewien, że wtedy już żyłeś – zażartował Baekhyun.
Baekhyun nie przeoczył tego, jak brzeg kieliszka z winem już znajdował się na miękkich wargach Chanyeola, ciecz miała już wpłynąć do jego ust, kiedy nagle się zatrzymał. Sposób, w jaki na sekundę zmarszczyło się czoło Chanyeola; sposób, w jaki absolutne zdezorientowanie wydawało się być obecne w jego oczach, nim szybko się rozwiało; Baekhyun tego nie przeoczył. Chanyeol powoli odsunął kieliszek.
– Och. – Chanyeol zachichotał, a Baekhyun nie wiedział, czy to tylko on, ale zabrzmiało to dziwnie, a nawet wymuszenie. – Taak. Nie to miałem na myśli. Chodziło mi o, uhm, kiedy pierwszy raz zobaczyłem je w sklepach. Jakoś w 2009. Ceny detaliczne były wtedy bardzo niskie. Tylko jakieś trzysta dolarów za butelkę – wyjaśnił błyskawicznie z koślawym uśmiechem. – Nadal dosyć drogie, chyba, ale na zdrowie! – A potem tym przesunął się, by zetknąć brzeg swojego kieliszka z tym Baekhyuna, zanim upił łyk.
Baekhyun z wielkim wahaniem również wziął kolejny łyk.

Poza winem i czekoladą Chanyeol rzeczywiście nic nie zaplanował na resztę dnia, co było dla Baekhyuna w porządku. Był całkowicie zadowolony z leżenia na sofie i oglądania jakichś walentynkowych babskich filmów z nogami przełożonymi przez kolana Chanyeola. Zrobili sobie grę, pijąc za każdym razem, kiedy ktoś zadeklarował, że kocha kogoś dozgonnie. Całkiem szybko osuszyli butelkę wina.
Jakiś czas po tym, gdy wypili cały alkohol i jedynie rzucali uszczypliwe komentarze na temat gry bohaterki, Baekhyun wstał.
– Pójdę po coś do picia – powiedział i uważnie obserwował wyraz twarzy Chanyeola. Dopiero po tym, jak odkrył krew w lodówce, zaczął zdawać sobie sprawę, jak dziwne było zachowanie Chanyeola, a nawet Jongdae wobec lodówki i pozwalanie Baekhyunowi szperać w niej. Wydawało się dziwne, że tym razem Chanyeol nie spieszył, by go zatrzymać.
– Idź – przytaknął Chanyeol, jego wzrok był utkwiony w telewizorze.
– Do lodówki – zaakcentował Baekhyun, ale nie było widocznej zmiany w zachowaniu Chanyeola.
– No a gdzie indziej? – Zaśmiał się, w końcu pozwalając, by jego wzrok prześlizgnął się z ekranu na Baekhyuna. – Wydaje mi się, że jest jakiś napój gazowany gdzieś z tyłu. Może będziesz musiał grzebać.
– Och. Dobra. – Baekhyun niepewnie pokiwał głową.
Trochę denerwował się przed otwarciem lodówki, biorąc pod uwagę fakt, co wydarzyło się ostatnim razem. Ale kiedy w końcu zebrał się na odwagę, by to zrobić, nie było tam nic niezwykłego. Tylko świeża dostawa zakupów z warzywniaka i resztki z wczorajszego obiadu.
I nie zamierzał przeszukiwać lodówki, aby tego szukać, ale jego ciekawość wzięła nad nim górę.
Dobre dziesięć minut zajęło mu fizyczne pozbycie się wszystkiego z wnętrza lodówki, a jednak nadal nie mógł znaleźć torebek z krwią. Wszystkie zniknęły, każda co do jednej.
– Co robisz?
Dźwięk głosu Chanyeola wystraszył Baekhyuna, ponieważ jego mięśnie spięły się, a puls przyspieszył. Powoli odwrócił się, żeby spojrzeć na Chanyeola, jego serce waliło szaleńczo, gdy zdał sobie sprawę, jak podejrzanie musiał wyglądać, siedząc na kuchennej posadzce z całą zawartością lodówki ułożoną w chaotyczne kółko dookoła niego.
Chanyeol oparł się o jedną z szafek z uśmiechem rozbawienia wykrzywiającym mu wargi. – Co robisz? – powtórzył.
– Ja, uch – zająknął się Baekhyun inteligentnie, jakby już nie był wystarczająco podejrzany. – Tylko, uch, szukałem czegoś do picia.
O dziwo Chanyeol nie kwestionował tego. Było tak, jakby naprawdę uwierzył w to nieprzekonujące kłamstwo, bo usiadł obok Baekhyuna, odsuwając kilka otaczających go puszek z gazowanym piciem oraz karton z jajkami na bok, żeby miał miejsce, by zasiąść na zimnych podłogowych płytkach. – Cóż – odezwał się poważnie, wzrokiem omiatając asortyment. – Wszystkie propozycje masz tu ustawione. – Sięgając, Chanyeol ustawił wszystkie napoje w rzędzie, by ustawić linię wyboru. – Mamy mleko, sok pomarańczowy…
Dalej wymieniał listę napojów, ale Baekhyun wcale nie zwracał na niego uwagi, był zbyt zaskoczony faktem, że Chanyeol nie świrował z powodu tego, że opróżnił lodówkę.
– Więc który? – spytał Chanyeol, wciągając Baekhyuna z powrotem w rozmowę.
– Uhm – przeciągnął Baekhyun, zapełniając ciszę; zerknął na linię napojów, którą stworzył Chanyeol. – Chcę wodę – przyznał i natychmiast pożałował swoich słów. Lodówka miała dozownik wody. Nie było absolutnie żadnego powodu, by ją przetrząsać.
Lecz Chanyeol tego nie skomentował, jedynie posłał Baekhyunowi lekki uśmiech, zanim powiedział: – Dobrze. Zgaduję, że najpierw musimy włożyć to wszystko do środka.
I właśnie to zrobili. Spędzili następne piętnaście minut, ostrożnie wkładając rzeczy z powrotem do lodówki.
Baekhyun wciąż nie mógł znaleźć torebek z krwią.
x x x
Chociaż skłamał na ten temat w walentynki, kilka tygodni później Chanyeol naprawdę zachorował.
I naprawdę nie powinno być to niespodzianką. W poprzednich dniach Chanyeol wydawał się trochę słaby, bledszy niż zazwyczaj. Przez kilka dni nie wychodzili, tkwiąc w ograniczeniach mieszkania Chanyeola.
Pytał o to wiele razy, ale Chanyeol zawsze starał się unikać tematu, zbywając to tylko jako przeziębienie czy coś takiego. – Nawet jeśli to jedynie przeziębienie – powiedział Baekhyun, delikatnie odsuwając grzywkę z czoła Chanyeola, zanim położył na nim swą dłoń, sprawdzając temperaturę. Nie było nic niezwykłego. Odsunął rękę, kładąc ją w zamian na udzie Chanyeola. – Nie uważasz, że powinieneś odpoczywać? Żebyś szybciej doszedł do siebie? Nie wydaje mi się, żeby moje przebywanie tutaj rzeczywiście pomogło ci wyzdrowieć.
– To ty tak sądzisz. – Chanyeol wysilił się na uśmiech i próbował objąć Baekhyuna. Jego ruchy było trochę wolne, lecz Baekhyun z łatwością pozwolił mu się pochwycić, zaśmiał się, kiedy to zrobił.
– Nie, poważnie. – Zachichotał Baekhyun, wyrywając rękę z uścisku Chanyeola, aby zmierzwić mu włosy. – Nie powinieneś się zmuszać do spędzania czasu ze mną.
W odpowiedzi Chanyeol jedynie bardziej wtulił się w Baekhyuna. – Myślisz, że się zmuszam? Jesteś dla mnie jak lekarstwo! – powiedział, ale jego słowa były stłumione przez pierś Baekhyuna.
A Baekhyun przez chwilę pozwolił mu tak tkwić, czuł, że młodszy coraz bardziej się rozluźnia, jest praktycznie bez kości w jego uścisku, gdy on powoli przesuwał dłońmi w górę i w dół po jego plecach. – A co gdybym się na trochę wprowadził? – Baekhyun decydował się zapytać. – Jesteś chory – nie waż się nawet zaprzeczać. Może nie jesteś śmiertelnie chory, ale nadal nie masz się zupełnie dobrze – i może najlepiej będzie, jak zostanę tu na trochę. Wiesz, żeby się tobą zająć i przywrócić cię do zdrowia.
Chanyeol zawahał się. Zwykle nigdy się nie wahał, by pozwolić Baekhyunowi zostać na noc. – Dobrze – odparł po chwili. – Uważam, że to najlepsze rozwiązanie.

Po raz kolejny Baekhyun tymczasowo wprowadził się do mieszkania Chanyeola. Otrzymał dziwne spojrzenia od Minseoka, znaczące od Lu Hana (który wreszcie zaczął trochę odpuszczać, w końcu zaczynając zachowywać się przy Baekhyunie normalnie), ponieważ naprawdę oficjalnie pakował się przed pobytem u Chanyeola, ale powiedział im, że zostanie w pobliżu, bo Chanyeol jest chory.
Ale najwyraźniej wcale nie wykonywał dobrze swojej pracy. Nieważne, jak bardzo zmuszał Chanyeola do jedzenia, snu, odpoczynku, młodszy zdawał się coraz bardziej słabnąć. W pewnym momencie Baekhyun zaczął sobie uświadamiać, że jest to coś, czemu nie może podołać, co jest poza jego kontrolą, ale kiedy usiłował zaoferować, że zabierze Chanyeola do doktora, ten odmawiał. Twierdził uparcie, że jego dom jest dla niego najlepszym miejscem.
Kilka dni później zaczął kaszleć, jego ciało nagle stało się głośnymi, ostro brzmiącymi napadami kaszlu. Chanyeol robił to, kiedy oglądali telewizję na komputerze Baekhyuna, siedząc w łóżku i Baekhyun nie mógł zrobić nic, jak tylko pogłaskać plecy młodszego i spojrzeć na niego bezradnie. – Mogę zmieszać trochę gorącej wody, miodu i cytryny – zaproponował. – Słyszałem, że to pomaga na kaszel.
– Ja nie- – udało mu się powiedzieć między kaszlnięciami. – Nie wydaje mi się, żebym miał cytrynę. Albo miód.
– Mogę… Po prostu pobiegnę do sklepu i kupię – zasugerował Baekhyun.
Chanyeol jęknął w odpowiedzi. – Nie zostawiaj mnie. – Wydął wargi, zanim nawiedził go kolejny atak kaszlu.
– Naprawdę, uważam, ze powinienem pójść do sklepu – powiedział Baekhyun, uważnie patrząc, jak Chanyeol uderza się w pierś. – Chyba muszę wziąć jakieś lekarstwa dla ciebie.
– Nie. – Zabrzmiała natychmiastowa odpowiedź Chanyeola. – Wszystko będzie dobrze. Tylko zostań ze mną.
Chanyeol był uparty, ale Baekhyun i tak wstał. Zwijając swoją kurtkę z łóżka, wyszedł z pokoju. Za sobą słyszał protesty Chanyeola; słyszał, jak woła go, by wrócił, ale Chanyeol był zbyt słaby, by w ogóle za nim pójść.

Kiedy wrócił jakieś dwadzieścia minut później, był zaskoczony, widząc Chanyeola na nogach. Jeśli można to tak nazwać. To było raczej tak, ze znalazł Chanyeola wspierającego się o lodówkę, wyglądał okropnie blado. Wydawało się, że zemdleje, szczerze; zatrząsł się, otwierając zamrażarkę, zaczynając przeszukiwać produkty.
– Wstałeś – zauważył Baekhyun, podchodząc do Chanyeola. Chanyeol zatrzasnął drzwiczki zamrażarki z większą siłą, niż wydawało się to dla niego możliwe w tym momencie.
– Taak – wyszeptał; jego głos był ochrypły, jakby nie pił nic od kilku dni. – Jestem po prostu… spragniony. – Jego uchwyt na górze lodówki zawiódł go i stracił siłę w kolanach, niemal przewrócił się na podłogę, zanim udało mu się uchwycić szafki. Baekhyun natychmiast do niego pospieszył.
– A może – odezwał się cicho Baekhyun, jedną rękę Chanyeola owijając wokół siebie, by go podtrzymać. – Może zaprowadzimy cię z powrotem do łóżka? – I chociaż wyszło to jako pytanie, Baekhyun nie czekał na odpowiedź; już prowadził Chanyeola na powrót do jego sypialni, zanim ten miał szansę odpowiedzieć. – Kupiłem kilka rzeczy, więc daj mi chwilkę, przygotuję ci coś do picia.
Chanyeol jedynie pokiwał głową.
Gdy wrócił, Chanyeol był w środku kolejnego napadu kaszlu. Uprzejmie poczekał, aż minie, zanim zbliżył się do Chanyeola. – Weź to – powiedział Baekhyun, podając mu kubek.
Chanyeol skinął w podzięce, zanim chwycił kubek obiema rękami. Powoli podniósł napój do ust i wypił. Baekhyun patrzył, jak Chanyeol wypija chciwie picie, zająwszy miejsce na boku łóżka.
– Chanyeol – wyszeptał Baekhyun, gdy energia Chanyeola zaczęła opadać; wrócił do powolnych, cichych łyczków mikstury. – Nie sądzisz, że powinieneś pójść do lekarza? Wziąć jakieś lekarstwa?
I jak za każdym innym razem, kiedy Baekhyun poruszył ten temat, Chanyeol stanowczo pokręcił głową. – Nie chcę. Dodatkowo, kupiłeś jakieś lekarstwo na kaszel. To powinno wystarczyć.
– Nie. Chodziło mi o prawdziwe leki. Leki, które robią coś więcej niż tylko powstrzymują kaszel.
Chanyeol tylko potrząsnął głową z małym uśmiechem. – Nie. Wszystko będzie dobrze.

Ale nie było dobrze. Ani trochę nie było dobrze, kiedy Baekhyun obudził się pewnej nocy, słysząc okropne dźwięki wymiotowania. Pospieszył do Chanyeola tak szybko, jak tylko mógł.
Chanyeol nie tylko wymiotował. Wymiotował krwią, gęste, niemal czarne skrzepy krwi przy każdym razie. Pierwszą reakcją Baekhyuna było podejście tam, gdzie Chanyeol uwiesił się nad toalecie, głaskanie go po plecach, dopóki nie skończył.
Dopiero kiedy Chanyeol zdawał się skończyć, Baekhyun podniósł się, panika powoli zaczęła w niego wstępować.
– Gościu, musimy iść do szpitala. Potrzebujesz pomocy – namawiał Baekhyun, starając się podnieść Chanyeola.
– N… Nie – pospiesznie odrzekł Chanyeol, wierzchem dłoni otarł swoje usta, ale jedynie udało mu się rozsmarować krew wokół warg. – Nie mogę.
– Wymiotujesz krwią. Musisz – powiedział Baekhyun, przeszedł po mokry papierowy ręcznik i delikatnie starł krew plamiącą jego usta.
– Ja- – Chanyeol powstrzymał się i odwrócił do toalety, by kolejny raz zwrócić. – Nie mam ubezpieczenia – wydyszał.
– Teraz nie czas, żeby martwić się ubezpieczeniem!
– Ja nie… To liczy się dla tak biednych ludzi jak ja.
Nie wyglądało to na dobry czas do śmiechu, więc Baekhyun ze wszystkich sił starał się, by zdusić tę chęć. – Prawie wcale nie jesteś biedny – próbował powiedzieć najspokojniej, jak umiał.
– A jednak – jęknął Chanyeol. – Nie mogę.
– Możesz i zrobisz to, ponieważ to może być coś poważnego. – Baekhyun z trudem dźwignął Chanyeola za ramiona i objął go w pasie, by utrzymać go w pionie. – A teraz chodź, poproszę Lu Hana, żeby nas podwiózł.
– Nie idę! – wykrzyknął Chanyeol, zanim wybuchnął kaszlem. – Nie kłóć się o to ze mną. – Jego spojrzenie było stanowcze i to zamknęło Baekhyunowi usta.
– Dobrze – wydyszał. – Dobrze. Co chcesz, żebym zrobił? – spytał, prowadząc Chanyeola z powrotem do sypialni.
Chanyeol milczał, kiedy Baekhyun pomagał mu wejść do łóżka. Zapadł się w materac, jęcząc. – Po prostu. Po prostu zadzwoń do Jongdae.
Baekhyun zamarł. – Jongdae?
– Jongdae – potwierdził Chanyeol i zamknął oczy. – Powiedz mu, żeby się pospieszył.
Był nieco zdezorientowany tym, dlaczego Chanyeol prosił o Jongdae zamiast pójść do lekarza, ale poszedł na to, bo Jongdae był lekarzem. Poniekąd.
Mimo iż była nieprzyzwoita godzina nad ranem, Jongdae odebrał po dwóch sygnałach. – Nie wydaje mi się, byś wcześniej do mnie dzwonił. Kogo powinienem-
– Chanyeol jest chory – przerwał Baekhyun, zanim Jongdae powiedział coś więcej. – Jesteś tam jeszcze? – spytał, kiedy głos po drugiej stronie ucichł.
– Tak, tak – odrzekł pospiesznie Jongdae, jego głos był wyraźnie bardziej drżący niż przedtem. – Co masz na myśli, mówiąc chory?
– On… On wymiotuje krwią.
– Och. – W słuchawce rozbrzmiał dźwięk cichych oddechów. – Będę tam za dziesięć minut.
– Zaraz, czy to przytrafia się- – Jongdae rozłączył się i Baekhyun usłyszał skrzekliwy odgłos zerwanego połączenia. – Często…? – dokończył, nim wziął głęboki oddech. Wrócił do Chanyeola.
Zgodnie z jego słowami, jakieś dziesięć minut później rozległo się natarczywe pukanie do drzwi oraz pojawił się podenerwowany Jongdae. Bez jakiegokolwiek przywitania Jongdae wyminął Baekhyuna. Nie zdjął butów i praktycznie wmaszerował do pokoju Chanyeola. Baekhyun podążył tuż za nim.
Już miał wejść za nim do sypialni, gdy Jongdae niespodziewanie go powstrzymał. – Muszę z nim porozmawiać – powiedział poważnie.
Baekhyun wzruszył ramionami. – Dobrze, więc rozmawiaj.
– Sam na sam – podkreślił Jongdae, zanim zamknął drzwi przed nosem Baekhyuna.
Gdyby to był każdy inny dzień, Baekhyun mógłby zaprotestować, wprosić się do pokoju razem z Jongdae, lecz dzisiaj było inaczej. Wyczuwało się powagę, pierwszeństwo i z tym Jongdae wszedł do pokoju Chanyeola, pewnie zamykając za sobą drzwi. Baekhyun westchnął, odsuwając się, pozwolił sobie osunąć się po ścianie na wprost drzwi do sypialni, aż usiadł na podłodze. Mocno przytulił swoje kolana.

Jongdae wyszedł po czymś, co wydawało się być godziną i wyglądał, jakby mu ulżyło, jego ramiona nie były już tak sztywne jak wcześniej. Dosadne spojrzenie jednak nadal tam było i wyglądało niewłaściwie. Z niemym gestem palców Jongdae wyprowadził Baekhyuna z mieszkania. By porozmawiać, przypuszczał Baekhyun.
– Baekhyun – zaczął Jongdae, jak tylko zamknął za sobą drzwi. Ton jego głosu był poważny, kompletnie inny w porównaniu z jego żartobliwą osobowością. – Musisz odejść.
– Dobrze…? – Powoli pokiwał głową. – W takim razie wrócę jutro.
– Nie – odrzekł Jongdae, patrząc Baekhyunowi prosto w oczy. – Musisz się wyprowadzić i trzymać się z dala. Nie możesz z nim mieszkać.
– Co? Dlaczego? – zapytał zaalarmowany Baekhyun. – Co jest nie tak z Chanyeolem?
– Nic – powiedział Jongdae prędko, trochę zbyt prędko. – Nic – potwierdził, ale to jedynie sprawiło, że wszystko stało się bardziej podejrzane.
Baekhyun zmarszczył brwi. – Jesteś pewien? To wyglądało dosyć poważnie. Myślę, że powinniśmy zabrać go do szpitala.
– Nie jest tak źle, jak uważasz. To naprawdę nic.
– Wymiotował krwią. – Baekhyun zmrużył oczy. – To chyba nie jest nic.
Jongdae nie odpowiadał przez chwilę, zanim westchnął. – Dobra. To coś.
– Co ty nie powiesz – zakpił Baekhyun, ale przeszywające spojrzenie Jongdae uciszyło go.
– Ale to nic, czym powinieneś się martwić – dokończył Jongdae. – To coś, co już się wcześniej zdarzyło i nie jest to coś, czym powinieneś się martwić. Teraz, proszę, wyjdź.
– Jeśli to naprawdę coś, to ja, jako jego chłopak, powinienem tam być, pomagać mu – odgryzł się Baekhyun.
– Nie zrozumiałeś nic z tego, co właśnie powiedziałem?
– Nie zrozumiałeś nic z tego, co właśnie powiedziałem? – powtórzył Baekhyun.
– Nie rozumiesz. – Jongdae z poirytowaniem przeczesał palcami włosy. I to nie słowa, które wypowiadał, tak bardzo dręczyły Baekhyuna (choć to nadal było tego częścią), ale raczej sposób, w jaki Jongdae na niego patrzył. Jakby był niepotrzebny, jakby nie było w tym wszystkim miejsca dla niego. Właśnie dlatego krew Baekhyuna się gotowała.
Oczy Baekhyuna zmrużyły się i był bardzo blisko, by uderzyć Jongdae w twarz. – To dlaczego nie powiesz mi tak, żebym zrozumiał. Z tego, co pojmuję, trzymasz go ode mnie  dala przez wzgląd na siebie samego. – Uniósł się i nie umknęło jego uwadze, jak oczy Jongdae pociemniały.
– Nie jesteś dla niego dobry – wypluł Jongdae i teraz wrzał gniewem. Jego oczy wyglądały tak, jakby był gotów zabić. – A teraz wynoś się i trzymaj się, kurwa, z dala od Chanyeola, zanim skończy się moja cierpliwość – podkreślił swoje słowa, popychając Baekhyuna na ścianę za nim z niezamierzoną siłą, a potem odwrócił się, by wrócić do mieszkania Chanyeola. Zatrzasnął za sobą drzwi, a Baekhyun mógł usłyszeć wyraźny szczęk zamka.
Baekhyun nie wiedział co robić.
Mógł spróbować swoich sił w natarczywym pukaniu, mógł próbować narobić wystarczająco dużo hałasu, by przykuć uwagę Jongdae, ale szanse na to, że Jongdae naprawdę wpuści go do środka, były małe. Szanse, ze kiedykolwiek wpuści go, by mógł zobaczyć Chanyeola w tym stanie, były jeszcze mniejsze.
Nienawidził siebie za to, ale uciekł z podkulonym ogonem.
x x x
– Nie byłeś ostatnio u Chanyeola – skomentował Lu Han, gdy zobaczył Baekhyuna żałośnie rozwalonego na kanapie. – Sprzeczka między kochankami?
– Jongdae jest u niego. I zachowuje się jak dupek – zrzędził Baekhyun. Lu Han był wścibski, więc nie był zaskoczony, kiedy starszy zajął miejsce na podłodze przed nim i posłał mu spojrzenie, które zachęcało, by zagłębił się w szczegóły. – Chanyeol jest chory – ciągnął Baekhyun zgodnie z niemym ponaglaniem Lu Hana. – Bardzo chory. Wymiotuje krwią.
– Czy w takim razie nie powinien pójść do szpitala? – zasugerował znikąd Minseok.
Baekhyun prędko podniósł się do pozycji siedzącej. – Prawda?! To powiedziałem, ale wtedy Jongdae…
– Jongdae? – spytał Minseok, podchodząc, by usiąść obok Lu Hana na podłodze, obaj spoglądali na Baekhyuna z wyrazem zatroskania. – A co on ma do tego?
– Ten mały dupek nie pozwala mi się z nim zobaczyć. – Baekhyun przewrócił oczami. – Mówi, że jestem dla niego zły czy coś takiego.
– Może on ma rację – odezwał się Lu Han i ciągnął dalej, pomimo śmiertelnego spojrzenia, jakim darzył do Baekhyun. – No wiesz, jest lekarzem.
– Jest anestezjologiem.
– Zdajesz sobie sprawę, że jest doktorem – powiedział Lu Han, mrużąc oczy. – I nawet jeśli jest tylko pielęgniarzem – którego można nazwać anestezjologiem, dziękuję bardzo – to nadal znaczy, że był w szkole medycznej. Ja, osobiście, uważam, że powinieneś go posłuchać.
– A ja nie – dumał Minseok. – To znaczy, tak, uważam, że Jondae może być najbardziej doinformowany o tym, co się dzieje, ale nie wydaje mi się, żeby istniał jakikolwiek powód, dla którego powinien powstrzymywać cię przed zobaczeniem się z Chanyeolem.
– To może być coś poważnego. Może coś, co jest zaraźliwe; nie chce, żeby Baekhyun to złapał – zasugerował Lu Han, stanowczo broniąc Jongdae z powodów nieznanych Minseokowi i Baekhyunowi.
– Cóż, jak dużo czasu minęło, odkąd próbowałeś się z nim zobaczyć? – spytał w zamian Minseok.
Baekhyun spojrzał w dół, gdzie wykręcał sobie ręce. – Uhm. Jakieś dwa dni…
Minseok wydawał się być zaalarmowany przez tę odpowiedź. – Cóż, to było dwa dni temu! Może po prostu zachowywał się nieracjonalnie. Jeśli pójdziesz teraz, może okaże się, że zmienił zdanie
Trochę wahał się przed pójściem. Powiedzieć, że był urażony słowami Jongdae, byłoby nieporozumieniem. Powiedzieć, że był zawstydzony tym, do czego został zredukowany w obliczu odmów Jongdae, również byłoby nieporozumieniem. Był upokorzony, przestraszony, aby pokazać tam znowu swoją twarz, mówiąc szczerze. Ale po namowach Minseoka poszedł.
Upłynęły jakieś trzy minuty, zanim Jongdae otworzył drzwi, ale zdecydowanie nie wyglądał na szczęśliwego, robiąc to. – Wróciłeś – stwierdził otwarcie Jongdae, jego twarz uformowała się w oczywistym marsie obrzydzenia.
– Czy mogę tylko… Tylko go zobaczyć? – odezwał się Baekhyun. Jego głos był niemal błagalny w tym momencie, ale nie przejmował się tym – był zdesperowany. – Chociaż przez sekundę. Muszę wiedzieć, czy wszystko będzie z nim w porządku.
I zapanowała cisza. Jongdae zacisnął usta, ssąc zęby w zamyśleniu i przez chwilę Baekhyun naprawdę pomyślał, że istnieje szansa, że Jongdae może wyjąć kij ze swojego tyłka i wpuścić go do środka. Jego nadzieje zostały roztrzaskane, jak tylko Jongdae otworzył usta, w oczywistym kształcie „Nie”. Mocne linie wyrazu jego twarzy wydawały się zelżeć, gdy ujrzał, że twarz Baekhyuna spochmurniała. – Przynajmniej nie teraz – doprecyzował szybko Jongdae. Odetchnął ciężko i uniósł dłoń do ust jak w zamyśleniu, jakby to była naprawdę trudna decyzja do podjęcia. – Trzy lub cztery dni – odrzekł wreszcie Jongdae, jego usta były ściągnięte w wąską linię. – Pozwolę ci go zobaczyć za trzy, cztery dni.
– Dlaczego powstrzymujesz mnie przed zobaczeniem się z nim teraz? – wypalił Baekhyun, ale zdał sobie sprawę ze swojego błędu, jak tylko słowa opuściły jego usta i mars Jongdae się pogłębił.
– Bo jest chory. A twoja obecność magicznie nie polepszy sytuacji. – Teraz jego głos był zimny, nie było w nim ani śladu zrozumienia, które znajdowało się tam kilka sekund wcześniej.
– Cóż, chyba jej też nie pogorszy, co?
– Może – odciął się Jongdae. – Nie. Tak będzie.
– Jak? Jak, do cholery, moja wizyta może w jakikolwiek sposób wpłynąć na jego zdrowie-
– Wydaje mi się, że nie rozumiesz, jak poważna to sytuacja – powiedział Jongdae, jego głos powoli się podnosił. – To nie jest jakieś upierdliwe przeziębienie; to śmiertelne, to sprawa życia i śmierci i nic dobrego nie wyjdzie z twojego nieustannego dręczenia, by go zobaczyć!
– To czemu, kurwa, nie zabierzesz go do szpitala?! – odkrzyknął Baekhyun. – Skoro to takie kurewsko śmiertelne, dlaczego, do kurwy, nie zapewnisz mu lepszej opieki medycznej?!
– To skomplikowane – odparł jakże niejasno Jongdae. – Nie może.
– Jeśli nie może zapłacić, to sam zapłacę za to lecze-
– To nie jest kwestia pieniędzy – wtrącił Jongdae. – Powinieneś wiedzieć, że jest całkiem zamożny. To coś głębszego. Złe doświadczenia, coś w tym stylu.
– Nie uważasz, że to może być coś poważniejszego? Nawet jeśli boi się iść do szpitala, może najlepiej będzie go tam zabrać – to znaczy, skoro naprawdę jest z nim tak źle, jak twierdzisz. – I tak bardzo jak starał się być uprzejmy, ponieważ był szczerze zmartwiony, gdyż chciał dla Chanyeola jak najlepiej, nie mógł nic poradzić na to, że trochę sceptycyzmu z powodu całej sytuacji wkradło się do jego głosu.
Wyraz na twarzy Jongdae tylko się pogorszył. – Sytuacja jest zła, ale nie wydaje mi się, że to daje podstawy, by zaciągać Chanyeola do szpitala.
– Ale jeśli jest naprawdę źle-
– To nic dobrego nie wyniknie ze zmuszania Chanyeola do stresowych sytuacji – dokończył za niego Jongdae.
– To brzmi jak okropna wymówka, by trzymać mnie z dala… – mruknął Baekhyun zaledwie pod nosem, ale Jongdae i tak zdołał to wyłapać; rozgorzał ze złości, jak tylko to usłyszał.
– Myślisz, ze wszystko kręci się wokół ciebie? – wycedził Jongdae, jego głos zniżył się nikłego szeptu. – Naprawdę sądzisz, że wymyślam to wszystko tylko po to, żeby trzymać cię z dala?
– Cóż, tak… To znaczy… – wyjąkał Baekhyun i zaraz jak to powiedział, zrozumiał, jak błaho, jak głupio mogło to zabrzmieć dla kogokolwiek innego, lecz nie mógł nic z tym zrobić. Nie mógł nic poradzić na to, że czuł się niepewnie, bezradnie w związku z całą tą sytuacją.
– Czy naprawdę myślisz, że obchodzisz mnie ty i twoja głupia relacja z Chanyeolem, by posuwać się do tego stopnia, by cię tak bardzo zmartwić tylko po to, by zrobić ci na złość? Myślisz, że wymyślam całą tę sytuację, gdzie Chanyeol tak cholernie się niszczy, by powstrzymać was przed spotykaniem się? Czy naprawdę tak kurewsko lekceważysz tę sytuację tuż obok, by wszystko skoncentrowało się wokół ciebie? – Jongdae się powstrzymał. Na chwilę zamknął oczy, odetchnął, po czym wydyszał: – Jesteś niesamowicie egoistyczny.
Zanim Baekhyun dostał szansę na obronienie się (a naprawdę nie zamierzał tego robić, wiedział, że jest samolubny, lecz nadal bolało go, że ktoś powiedział mu to tak prosto z mostu), Jongdae ciągnął dalej, drwiąco: – Przepraszam, kochaniutki, ale to nie jest żart. Chanyeol zachorował, a ty jesteś trucizną.
Zanim się zorientował, został wypchnięty z mieszkania, drzwi ponownie się zatrzasnęły.
x x x
Nie był dumny z tego, co zdecydował się zrobić potem. On tylko się martwił. Był ciekawy. Do szaleństwa.
Chwilę zajęło mu odnalezienie zapasowych kluczy do mieszkania Chanyeola, ale kiedy poszperał trochę w swoim pokoju, znalazł je w wewnętrznej kieszeni jednej ze swoich kurtek. Dokładnie tam, gdzie Chanyeol wsunął je, gdy wręczył mu je po raz pierwszy. Nigdy naprawdę nie potrzebował tych kluczy; Chanyeol zawsze był w domu, by wpuścić go, gdy tylko chciał wpaść.
Zorientował się, że to pierwszy raz, gdy używa ich, by zakraść się do mieszkania.
Ale to nie tak, że planował jakąś wielką wyprawę. Chciał tylko wejść i wyjść, by upewnić się, że z Chanyeolem wszystko w porządku. Technicznie mówiąc, prawem Baekhyuna była możliwość wejścia do mieszkania, kiedy tego chciał. Takiego argumentowania użył, usprawiedliwiając swoje działanie.
Mówiąc z perspektywy czasu, jego plan był dość głupi. Miał wejść bez żadnego konkretnego planu, jak uniknąć Jongdae, jak uda mu się wykręcić z tej sytuacji, jeśli zostanie przez niego przyłapany. Ale to nie tak, że naprawdę się tym przejmował w tamtym momencie.
Było dziwnie ciemno, gdy wszedł do środka. Wszystkie światła były zgaszone; żaluzje były zasłonięte, zasłony zaciągnięte i ani jednemu promykowi słońca nie udało się prześlizgnąć przez szparę w drzwiach pokoju Chanyeola. Baekhyun szybko tam podszedł.
Sposób, w jaki drzwi się otworzyły (na zewnątrz, nie do środka), pozwolił Baekhyunowi zajrzeć do środka, a ludzie znajdujący się tam nie byli w stanie go zobaczyć, więc przycisnął się do ściany, gotów zajrzeć.
I kiedy w końcu rzucił okiem, zobaczył coś, co sprawiło, że ścisnął mu się żołądek.
Stali tuż obok dolnej części łóżka z Jongdae odwróconym plecami do drzwi, byli przyciśnięci bardzo blisko siebie, niewiarygodnie blisko. Ręce Chanyeola obejmowały drobną talię Jongdae; Jongdae w odpowiedzi obejmował Chanyeola za szyję. Jongdae miał szyję odsłoniętą w stronę Chanyeola, a Chanyeol miał zamknięte oczy i ssał jego szyję.
Zanim Baekhyun się zorientował, otworzył drzwi pchnięciem i wszedł do środka, by przyjrzeć się bliżej, bo coś wyglądało być nie na miejscu, czuło się, że coś jest nie tak, ale nie był cicho, nie był ostrożny. Oczy Chanyeola nagle otworzyły się i rozszerzyły, jak tylko zobaczyły zbliżającego się Baekhyuna, by zobaczyć, czy tylko sobie wyobraża, jak Chanyeol zdaje się zanurzać swoje zęby w szyi Jongdae. Nieznacznie, tylko trochę Chanyeol rozluźnił uścisk zębów, ale to wystarczyło, aby Baekhyun zobaczył przerośnięte, wysunięte lekko kły i krew wyciekającą ze śladów po ugryzieniu.
To było to coś w spojrzeniu Chanyeola, co wydawało się być pełne strachu, wyglądał na praktycznie sparaliżowanego, aż Baekhyun się odsunął. Nim Chanyeol zdołał powiedzieć cokolwiek, nim Jongdae zdołał się w ogóle odwrócić i zrozumieć, że Baekhyun tu jest, Baekhyun wybiegł z mieszkania.
I może nie tyle chodziło to fakt, że Chanyeol tam był, robił z Jongdae coś, co zaniepokoiło Baekhyuna. Chanyeol nie zdradzał go – to Baekhyun wiedział na pewno. Wyglądało raczej na to, że Chanyeol go gryzł, ssał jego krew i może to był główny powód, dla którego Baekhyun był wściekły. Fakt, Baekhyun już wcześniej wiedział, że coś jest na rzeczy, ale dał Chanyeolowi czas, by się wytłumaczył, o wiele za dużo czasu, aby się wytłumaczył. Fakt, Chanyeol trzymał to w ukryciu za długo. Fakt, może nigdy Chanyeolowi nie przejdzie przez myśl, że lepiej by było, gdyby o wszystkim powiedział Baekhyunowi. Cokolwiek to było. To nie wierność była problemem. To zaufanie; to niemożność dzielenia sekretów, niemożność zwierzenia się. W chwili, w której wrócił do pokoju, rozbił lampę o podłogę.

Rozumiem, że musisz być teraz zmieszany, ale mogę to wyjaśnić, Chanyeol napisał do niego jakieś dwie godziny później, jednak Baekhyun skasował to i wyłączył telefon, zanim rzucił nim o ścianę.

W napadzie złości, w momencie mętnych myśli, Baekhyun w końcu podniósł telefon, zdecydował się go na powrót włączyć i odpisać Chanyeolowi. Jak tylko zaczął wpisywać wiadomość, Chanyeol zaczął zalewać go swoimi.
To nie to, co myślisz.
Mogę to wytłumaczyć.
Proszę, uwierz mi.
Musimy porozmawiać.
Baekhyun odpowiedział jedynie Zerwijmy, nim znów wyłączył telefon.
x x x
To było jednostronne, tak, Chanyeol nigdy formalnie nie zgodził się na rzeczywiste zerwanie, ale Baekhyun był nieugięty we wstrzymaniu ich relacji, stanowczy w udawaniu, że nie widzi drugiego, kiedy ich ścieżki się krzyżują, niezłomny w odwracaniu wzroku i uciekaniu, jak tylko Chanyeol się pojawiał, próbując z nim porozmawiać.
Nie było mu łatwo wyciąć Chanyeola ze swojego życia.
Nigdy nie był w nim zakochany. Odmawiał zakochania się.
Ich separacja powinna pójść gładko i bezboleśnie.
x x x
Wiedział, że Lu Han i Minseok – cóż, Minseok o wiele bardziej niż Lu Han, mówiąc zupełnie szczerze – próbowali obchodzić się z nim ostrożnie, ponieważ nie miał już miejsca, do którego mógłby uciec, kiedy oni… robili rzeczy, ale można było jedynie odpychać Lu Hana przez tak długi czas.
Kiedy Baekhyun wyszedł, by kupić mleko do ciasta, które Minseok robił na urodziny swojego przyjaciela, Lu Han zaatakował.
Gdy wrócił, na drzwiach wisiała notatka. „Przepraszam, zjedz dziś poza domem albo obejrzyj film. Wynagrodzę ci to… :(” było napisane schludnym pismem Minseoka. „Nie wchodź.” było nagryzmolone tuż pod spodem ledwie czytelnym pismem Lu Hana.
Chciał czuć się urażony, wściekły na nich za zostawienie go w taki sposób, aby sam sobie radził, ale nie mógł się do tego zmusić. Nie winił ich, naprawdę. Nawet on miał już dość siebie po tym samotniczym zachowaniu.
Niemal jakby było to jego drugą naturą, spojrzał na drzwi po drugiej stronie korytarza, zanim odpędził tę myśl. Nie mógł teraz wrócić. Nie wróci przez chwilę. W zamian zdecydował się wyjść do restauracji kilka bloków dalej, o której słyszał, jednak nie mógł nic zrobić z tym, że jego wzrok spoczął na drzwiach mieszkania Chanyeola, nim zaczął schodzić po schodach.

Przestudiował menu, przeszukując ceny, by wybrać najtańszą rzecz do zjedzenia.
– Hej.
Baekhyun podniósł wzrok, a potem szybko spojrzał w dół. Oczywiście, kiedy raz opuścił mieszkanie, ktoś musiał go znaleźć. Jak najlepiej starał się ignorować obecność drugiego, ale najwyraźniej Jongdae nie był zbyt dobrze poinformowany o manierach i osunął się na krzesło naprzeciwko niego.
– Czego chcesz? – warknął Baekhyun, trzymając wzrok na daniach głównych.
– Dlaczego już nie rozmawiasz z Chanyeolem? – powiedział wprost Jongdae, a Baekhyun popełnił błąd, podnosząc wzrok. Jego oczy były zmrużone; Jongdae wyglądał na poirytowanego.
W tej samej chwili podeszła kelnerka i Baekhyun złożył zamówienie na panini. Ku jego zaskoczeniu, Jongdae odezwał się po nim, zamawiając stek, który kosztował nienaturalnie dużo jak na tak małe danie. Dziewczyna natychmiast odeszła, obiecując przynieść ich zamówienia tak szybko, jak to możliwe.
Jak tylko znalazła się poza zasięgiem słuchu, młodszy powtórzył: – Dlaczego już nie rozmawiasz z Chanyeolem? – Słowa były nieco ostrzejsze niż przedtem, pewne wyrazy były mocno zaakcentowane, co tylko podkreślało złość Jongdae.
– Czy nie tego chciałeś? – Słowa Baekhyuna rozbrzmiały nieco bardziej kąśliwie, niż zamierzał. Ale to nie tak że nie miał tego na myśli.
– Nie, nie chciałem – zaprzeczył od razu Jongdae, pomimo iż Baekhyun bardzo wyraźnie pamiętał, że kazał mu się trzymać z daleka od Chanyeola. Jongdae odpowiedział szybko, lecz równie szybko wyjaśnił: – Dobra. Może chciałem, ale nie to miałem na myśli, źle mnie zrozumiałeś.
– Och? – spytał Baekhyun z udawaną niewinnością. – W-więc źle zrozumiałem to, co miałeś na myśli, mówiąc „nie jesteś dla niego dobry”, „wynoś się i trzymaj się, kurwa, z dala od Chanyeola” i „jesteś trucizną”? – Jego głos był lekki, ale podsiany sarkazmem grubo i nie do pomylenia.
Jongdae jęknął na dźwięk własnych słów, które zostały w niego rzucone. – Nie o to mi chodziło – powiedział, nim uściślił: – A może tak. Ale tylko dlatego, że to była tak tragiczna sytuacja, a ja wariowałem. Nie myślałem jasno.
– Tragiczna sytuacja, która najwyraźniej nie była wystarczająco tragiczna, by mi o niej powiedzieć. – Baekhyun pociągnął nosem, a jego oczy zmrużyły się do szparek.
Baekhyun mógł wyraźnie zobaczyć, jak szczęka Jongdae się zaciska. Jego wzrok był intensywny i chwilę czasu zajęło, zanim młodszy odpowiedział, ale gdy to zrobił, zmienił temat. – Musisz iść się z nim spotkać.
– Dlaczego?
A Jongdae nie zaoferował mu wyjaśnienia, tylko powtórzył: – Musisz iść się z nim spotkać.
Nie muszę się z nikim spotykać.
– Słuchaj, ty mały- – Jego głos był na granicy krzyku, ale Jongdae przerwał sobie szybko, kiedy kelnerka wróciła, by położyć koszyk z chlebem, nim kolejny raz zniknęła. Baekhyun patrzył, jak drugi bierze kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić. – On za tobą tęskni. – Jego głos był łagodniejszy, niż Baekhyun się spodziewał, o 180 stopni odmienny od ostrego tonu, którego używał zaledwie kilka sekund wcześniej.
Baekhyun milczał.
– Cokolwiek widziałeś, to nie jest to, co myślisz – ciągnął Jongdae, jego oczy były szeroko otwarte i błagające.
– Wiesz w ogóle, co widziałem? – syknął Baekhyun.
Jongdae zawahał się, zanim przyznał: – Nie jestem pewien, do jakiego stopnia widziałeś, ale mam pomysł. Jestem pewien, że nie jest tak źle, jak to sobie wyobrażasz – potwierdził Jongdae i zarobił mizerne zmarszczenie brwi od Baekhyuna. – Nic, co nie powinno być przynajmniej obgadane z Chanyeolem – poprawił się, widząc minę Baekhyuna.
Jongdae paplał dalej, wypełniając powietrze słodkimi przynętami, by wrócił do Chanyeola, ale Baekhyun nie dał się na nie złapać. Odmawiał tego.
– Obiecaliśmy sobie nigdy nie mieć przed sobą tajemnic – wyszeptał Baekhyun i zabrzmiało to trywialnie nawet dla niego, ale znaczyło to wiele. Znaczyło dla niego wiele myślenie, że może Chanyeol jest kimś, komu może zaufać, kimś, kto może zaufać jemu. Bolało go patrzenie na to, że się pomylił.
– To nie jest coś, co możesz powiedzieć każdemu-
– Nie jestem każdym.
– To nie jest zbyt normalna sytuacja.
– No, to tym bardziej powinien mi powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.
– To nie jest coś, co można tak po prostu powiedzieć – powtórzył Jongdae. – To nie jest zbyt normalna sytuacja.
– Więc – Baekhyun zmrużył oczy, a jego głos zniżył się do warknięcia. – Dlaczego ty nie powiesz mi, o co tutaj chodzi.
– Ja- – Jongdae zająknął się. – To nie mój sekret.
Zapadła cisza, która wisiała w powietrzu, zanim Jongdae pospieszył z wyjaśnieniem. – Ale to nie znaczy, że to coś złego. To nie to, co-
– Jest potworem, prawda? – wtrącił Baekhyun pytaniem, jego usta wykrzywiły się w litościwym uśmiechu. – Widziałem, co ci robił. Jest potworem.
Jongdae prawie zerwał się ze swojego miejsca, uderzając dłońmi w stolik. – NIC NIE WIESZ, TY PIE- – Jego twarz była pełna emocji, złość łatwo przejawiała się w oskarżycielskim spojrzeniu, zaciśniętych pięściach – we wszystkim.
Kelnerka, ze swoim świetnym wyczuciem czasu, przyszła dokładnie w tym momencie, kiedy Jongdae wrócił na swoje miejsce, miał czerwoną twarz i był wkurzony. Dziewczyna zauważyła, że przyszła w niewłaściwym czasie, ponieważ ze zmieszaniem ustawiła przed nimi posiłek, nim zostawiła ich samych sobie.
Przez chwilę nie padło żadne słowo; Jongdae miał zamknięte oczy, uspokajał się, a Baekhyun nie chciał robić nic, co mogłoby znów rozjuszyć drugiego.
– Wiesz co? – zaczął Jongdae, jego głos był zimny i ostry. – Pierdol się, nie zasługujesz na jego serce.
Jongdae wstał i po prostu wyszedł.
Baekhyun został z rachunkiem za obiad.
– Mleko się rozlało. – Zabrzmiały słowa, które przywitały go, kiedy wrócił jakoś koło północy, trochę zbyt podpity, niż chciał przyznać.
– Odpieprz się – burknął Baekhyun i poszedł, zataczając się, do swojego pokoju.
x x x
Jak można się było spodziewać, to Minseok przekonał Baekhyuna, by w końcu złożył Chanyeolowi wizytę. Minseok był tym, który usadził go po obiedzie. To on przyklęknął na podłodze i położył dłoń na kolanie Baekhyuna. Dla dodania otuchy, pomyślał Baekhyun.
– Tęsknisz za nim – szepnął Minseok. Spojrzał na Baekhyuna znacząco, na co Baekhyun jedynie prychnął.
– Nie tęsknię za nim – zaprzeczył, kręcąc głową. – Jestem zły. Tak jakby już nigdy nie chcę go widzieć.
– A jednak jesteś bardziej zły na Jongdae niż na Chanyeola, co? – zapytał cicho Minseok, używając kciuka, by zataczać uspokajające kółeczka na jego udzie. – A jeśli jesteś naprawdę zły na Chanyeola, to czy rzeczywiście masz ku temu powód?
Baekhyun otworzył usta, by przerwać, zaprotestować, ale Minseok tylko potrząsnął głową i mówił dalej: – Posłuchaj. Nie wiem, co się właściwie stało – i to w porządku, bo rozumiem, to coś osobistego – ale znam czas, kiedy to się wydarzyło. Wróciłeś. Dostałeś wiadomość od Chanyeola jakieś dwie godziny później. Zerwałeś z nim poprzez wiadomość, po czym wyłączyłeś telefon. – Minseok na sekundę przerwał kontakt wzrokowy, szybko zerkając obok Baekhyuna, marszcząc brwi. – Nadal jest wyłączony, prawda?
Baekhyun skinął głową, a Minseok spojrzał na niego, lekko marszcząc brwi, ale i tak ciągnął: – Od tamtego czasu unikasz go. Nie dałeś mu ani czasu, ani możliwości, by się wytłumaczyć.
– Mógł tu przyjść. – Baekhyun zmarszczył brwi, krzyżując ramiona. – Mógł stworzyć sobie szansę, by przyjść i się wytłumaczyć.
– Unikasz go na korytarzu. Jak tylko nawiąże z tobą kontakt wzrokowy, ty uciekasz. Bądź ze mną szczery. Gdyby tu przyszedł, naprawdę pozwoliłbyś mu i dał szansę, by się wytłumaczył? Czy zwyczajnie zatrzasnął byś mu drzwi przed nosem, jak tylko by tu wszedł?
Baekhyun nie odpowiedział na to pytanie. Wszystkie jego czyny wydawały się dziecinne, gdy Minseok tak wyrywkowo o nich mówił. – Ale jednak…
– Minęło zaledwie półtora tygodnia, Baekhyun, może dwa – powiedział Minseok. – Wiem, że dla ciebie to wydaje się jak koniec związku, ale dla niego… Dla niego może to wyglądać jak tylko kolejna sprzeczka i daje ci czas, byś się uspokoił, zanim do ciebie przyjdzie.
– Daje mi głupio dużo czasu, by ochłonąć – mruknął Baekhyun. – W tym momencie zaczynam być jeszcze bardziej wkurzony, niż byłem wcześniej.
– Ale czy to nie problem? – skomentował bezmyślnie Minseok. – Fakt, że myślisz, że jego obowiązkiem jest przyjście tu i przeproszenie ciebie, przyjście i naprawienie wszystkiego, podczas gdy ty tylko siedzisz i czekasz.
Oczy Baekhyuna zwęziły się do szparek. – Jesteś po mojej stronie czy nie? – I w tej sytuacji ten argument brzmiał strasznie znajomo.
Może to jad w jego głosie, a może zdał sobie sprawę, że poruszając ten temat, stąpa po cienkim lodzie; Minseok wycofał się, spuszczając wzrok na podłogę. – Jestem. Przepraszam – odparł szybko, podnosząc szeroko otwarte, przepraszające oczy na Baekhyuna. – Ale może zrozumiał, jak strasznie spieprzył i boi się do ciebie przyjść, boi się zobaczyć, jak wściekły jesteś.
Baekhyun nie powiedział nic, jedynie wymijająco wzruszył ramionami w odpowiedzi, chociaż nie wyglądało to na realną opcję. Powoli Minseok wstał, a Baekhyun podążył za nim wzrokiem. – Baekhyun – rzekł Minseok, nawet jeśli już miał całą uwagę Baekhyuna na sobie. – Wiem, że jesteś zbyt uparty, by to przyznać, ale naprawdę za nim tęsknisz – wiem, że tak jest. Może to czas, byś ty zrobił pierwszy krok.
I zanim Baekhyun zdołał coś powiedzieć, wyszedł.
x x x
Tak bardzo jak nienawidził się do tego przyznać, rada Minseoka odbijała się echem w jego głowie. Może naprawdę zachowywał się dziecinnie; może rzeczywiście przesadzał. Co ugodziło go w czułe miejsce, to pomysł, że naprawdę nie dał Chanyeolowi możliwości, by się wytłumaczyć, by wyjaśnić całą przeklętą sytuację.
Takie wnioski sprawiły, że zatrzymał się przed mieszkaniem Chanyeola, jego dłoń wisiała kilka centymetrów od drzwi, gotowa zapukać. Zajęło mu trochę czasu, by wyklarować decyzję i nawet kiedy to zrobił, nadal się trząsł. Obiecał sobie w głowie, że zapuka tylko cztery razy i jeśli Chanyeol nie otworzy mu w ciągu pięciu minut, będzie miał wyraźny powód, by odwrócić się z podkulonym ogonem i wrócić do siebie.
Odliczał sekundy, jak tylko zapukał trzy razy i kiedy doszedł do trzystu sekund, zanim zdołał uciec, Chanyeol otworzył.
Chanyeol wyglądał całkiem dobrze, tak właściwie. Nie żeby Baekhyun oczekiwał (miał nadzieję), że Chanyeol będzie wrakiem po niespodziewanym zerwaniu.
W porównaniu do tego, co było wcześniej, delikatny różowy blask powrócił na jego skórę, ostre cienie, które wcześnie rzucały się pod wystającymi kośćmi policzkowymi oraz śmiertelnie blada skóra zelżały. Jedyną rzeczą, która wcale się nie zmieniła, był ten wyjątkowo śmiercionośny wyraz w oczach Chanyeola. Baekhyun nie mógł nic poradzić na to, że miał choć odrobinę chorej satysfakcji.
– Porozmawiajmy – powiedział pospiesznie Baekhyun, jego wzrok przesunął się, by przestudiować podłogę, unikał kontaktu wzrokowego z drugim.
– Dobrze.
Został zaproszony do mieszkania, bez słowa zaprowadzony do pokoju Chanyeola. Baekhyun próbował nie zwracać uwagi, ale mieszkanie było pobojowiskiem; naczynia piętrzyły się w zlewie. Chociaż nie był najczystszą osobą na świecie, Chanyeol nigdy wcześniej się tak nie zachowywał i to było niepokojące.
Pokój jednak był zaskakująco czysty. Łóżko było posłane, na podłodze nie leżały ubrania. Cały pokój wyglądał na nietknięty i Baekhyun nie mógł nic poradzić na to, że wypaplał swoje spostrzeżenie. Patrzył, jak twarz Chanyeola pochmurnieje, a jego wzrok przesuwa się na podłogę. – Nie mogę znieść przebywania w tym pokoju – powiedział głosem odrobinę głośniejszym od szeptu, na co Baekhyun musiał nadstawić ucha. – Za bardzo pachnie tobą.
– Och – wymamrotał Baekhyun i dalej stał niezręcznie, podczas gdy Chanyeol usiadł na łóżku. Drzwi sypialni były szeroko otwarte i był to gest, który ugodził Baekhyuna w serce.
– O czym chcesz porozmawiać? – zapytał Chanyeol, opierając się, usiadłszy na łóżku. Podniósł wzrok na Baekhyuna i Baekhyun mógł dostrzec znużenie, zmęczony ból, który wsiąkał do szpiku kości za jego spojrzeniem. – Jeśli chodzi o to, kiedy widziałeś mnie z Jongdae… – Urwał, przygryzając wargę w sposób, którego zawsze używał, kiedy próbował wymyślić, co powiedzieć, kiedy usiłował wymyślić jakieś kłamstwo. – Przepraszam, to tylko… To stało się w przypływie chwili. Nie chciałem go pocałować.
– Nie całowałeś się z Jongdae – odpowiedział bez ogródek Baekhyun i zobaczył, jak oczy Chanyeola drżą ze strachu. – Widziałem cię.
– N-Nie wiem, o czym mówisz… – Chanyeol zmusił się do słabego śmiechu. – Jeśli go nie całowałem, to co innego robiłem?
– Piłeś krew – odparł Baekhyun ze zmrużonymi oczami.
– C-Co?! – wykrztusił Chanyeol bluźnierczym głosem. – Dlaczego miałbym to robić? Zdradziłem cię, Baekhyun. Przepraszam, ale czy możesz to zaakceptować, żebyśmy mogli ruszyć naprzód? Twoje zaprzeczenia, zachowywanie się, jakbym robił coś tak nielogicznego jak picie krwi… To nie jest normalne!
– Czy to jest takie złe, że kłamstwo o zdradzie jest lepszą alternatywną niż prawda? – powiedział z niedowierzaniem Baekhyun, powoli potrząsając głową.
– Dlaczego uważasz, że kłamię? Proszę, po prostu zaakceptuj-
– Masz kły – wciął się, a Chanyeol natychmiast zamknął usta i odsunął się, iskierki strachu tańczyły w jego oczach. – Widziałem wcześniej woreczki z krwią i widziałem, jak pijesz z Jongdae. Gdyby to było coś tak prostego jak zdrada, to byłoby łatwo. Wyszedłbym i nigdy nie wrócił. Ale wiem, że to coś innego i właśnie dlatego tu jestem. By usłyszeć twoje wyjaśnienie. – Baekhyun przełknął. – Czym jesteś? – spytał powoli, od razu przechodząc do rzeczy.
Chanyeol skrzyżował spojrzenie z Baekhyunem, zanim spuścił wzrok na kręcące młynka palce. – Nie uwierzysz mi.
Baekhyun przysięgał, że mógł usłyszeć, jak Chanyeol szepcze pod nosem: „Nigdy mi nie wierzysz”, ale to nie miałoby sensu. – Powiedz mi – naciskał, skrzyżowawszy ramiona.
– Nie – powiedział natychmiast Chanyeol, a Baekhyun zmrużył oczy.
– Powiedz mi – powtórzył, podchodząc o krok bliżej do Chanyeola.
Chanyeol nadal milczał, gdy jego dłonie rozłożyły się i powędrowały, by chwycić jego włosy. Sfrustrowany, agresywnie przeczesał włosy palcami kilka razy, zanim złapał kosmyki z całej siły.
– Naprawdę nie mogę, Baekhyun – rzekł cicho Chanyeol, zmęczonym głosem. – Nie mogę sobie pozwolić, by cię stracić. – Pod nosem, Baekhyun przysięgał, że usłyszał, jak Chanyeol dokończył zdanie słowem „znowu”.
– Nigdzie nie idę, Chanyeol – odparł Baekhyun i wiedział, że nie jest wystarczająco przekonujący, nie jest wystarczająco delikatny, by wydobyć odpowiedzi, ale nigdy nie był dobry w czymś takim. Nawet kiedy wzrok Chanyeola spoczął na nim z wyrazem wyzwania, Baekhyun nie mógł nic zrobić poza słabym skinieniem, mając nadzieję, że może, tylko może, to będzie wystarczające zapewnienie.
– Kocham cię – wyszeptał Chanyeol, a twarz Baekhyuna skrzywiła się, jego żołądek natychmiast ścisnął się z lękiem. Chanyeol tylko wymusił gorzki śmiech. – Przepraszam, to była wredna sztuczka, ale nawet nie możesz mi zaoferować, obiecać mi choć tyle. Czy powinienem zaufać ci z czymś takim?
A to naprawdę było dźgnięciem w serce Baekhyuna. Próbował coś z siebie wydusić, ale słowa utknęły w jego gardle, zmieniając się w dziwny, nieludzki dźwięk zamiast prawdziwych słów. Pokręcił głową, zaprzestając wysiłku. – Ale to nie ma z tym nic wspólnego – powiedział, próbując wymyślić sposób, aby obrócić to na swą korzyść. – To ty mówisz, że mnie kochasz, że będziesz czekał na mnie wiecznie, a nie możesz zaoferować mi choć tyle. Jak mam odwzajemnić twoje uczucia, jeśli nawet nie wiem, czy są prawdziwe. – I poczuł się całkowicie obrzydliwie, wypowiadając te słowa, obracając słodkie obietnice Chanyeola w broń przeciwko niemu; słowa te zostawiły gorzki posmak w jego ustach.
– To cios poniżej pasa, Byun – odrzekł Chanyeol, a jego oczy były takie smutne, takie zmęczone. – Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko. Kocham cię bardziej niż cokolwiek na tym świecie.
– To powiedz mi o tym. Jeśli zrobiłbyś dla mnie wszystko, wyjaśnij mi całą sytuację.
Chanyeol znowu spojrzał na Baekhyuna, wyraz jego twarzy był pełen sprzeczności, zanim opuścił wzrok na podłogę po raz kolejny. – Nie mogę – odpowiedział. Baekhyun tylko patrzył, jak Chanyeol przyciska dłonie do swoich oczu, przyciska opuszki palców do swojej głowy i potrząsa nią.
– W takim razie czy naprawdę mnie kochasz? – Baekhyun wybuchnął śmiechem i nienawidził się za bycie takim, za próbę przymuszenia Chanyeola, ale to było coś, co musiał zrobić. – Powiedz mi.
– Nie mogę.
– Wobec tego, czy wszystkie „kocham cię”, które mi powiedziałeś, do słuchania których mnie zmusiłeś, dopóki nie zacząłem szlochać, nie błagałem, byś przestał. Czy to wszystko były kłamstwa? Nie możesz zrobić nawet tyle dla kogoś, kogo rzekomo kochasz?
Kurwa, nie mogę! – wrzasnął Chanyeol ponad podniesionym głosem Baekhyuna.
I tuż przed tym, jak Baekhyun zdołał powiedzieć coś jeszcze, popchnąć jeszcze bardziej, Chanyeol mocno złapał się za włosy, aż wyglądało to boleśnie, szepcząc w kółko „Nie mogę”, niczym mantrę, chociaż słowa te wydawały się bardziej wypełniać powietrze niż być prawdziwą odpowiedzią.
To go przerażało. Baekhyun nigdy nie widział go w takim stanie, załamanego i płaczącego, i nie wiedział, jak sobie z tym teraz poradzić. Zdecydował się podejść bliżej, by położyć dłoń na ramieniu Chanyeola w sposób, który wedle nadziei Baekhyuna przynosił ulgę, uspokajał. To było złe posunięcie. Stało się to wyraźnie, kiedy Chanyeol odskoczył od dotyku i pochylił się, aby kołysać głowę w swoich rękach, bujając się w przód i w tył.
Chanyeol był słodki, delikatny. Wyluzowany.
To on był tym silnym. Skałą w tym związku, która miała poskładać Baekhyuna z powrotem, kiedy był w rozsypce. Nie na odwrót.
Patrzenie, jak w tern sposób się rozpada, było przerażające.
– Nie mogę ci powiedzieć. Nie mogę. Tak bardzo cię kocham, bardziej, niż kiedykolwiek będziesz wiedział, ale nie mogę – powiedział trochę głośniej, słowa kierowane były do Baekhyuna. – Ale przepraszam, nie mogę – Jego głos był zmęczony, niemal załamał się przy ostatnim słowie. Wymamrotał coś jeszcze, ale wyrazy zostały nagle przerwane lekką czkawką.
– Nie znienawidź mnie – podjął znowu. – Kocham cię. Nie zostawiaj mnie. Nie zostawiaj mnie. Nie zostawiaj mnie – rozwodził się dalej, powtarzając te same trzy słowa, a Baekhyun zastygł w bezruchu, czuł się winny i nie był pewny co robić.
– W porządku – odezwał się Baekhyun po chwili. Nigdy nie był dobry w pocieszaniu ludzi – to zawsze była robota Minseoka. Może nie był najlepszy, ale wiedział, że w tym momencie lepiej będzie już więcej nie naciskać. Objął Chanyeola ramionami i przycisnął go do siebie. – W porządku. Nie musisz mi teraz mówić – zagruchał i czekał, aż łzy Chanyeola ustaną.
x x x
Unikał tematu. Zachowywał się, jakby wszystko było OK, jakby Baekhyun nie widział, że się załamuje tuż przed jego nosem.
A Baekhyun nie chciał być tym, który sprowokuje kolejne załamanie. Chciałby powiedzieć, że nie chce być tym, który naciska. Nie chciał być wymuszaczem, podczas gdy Chanyeol był jak najbardziej cierpliwy w ich związku.
Ale istniał inny powód, taki, do którego wahał się przyznać.
Nie wiedział, jak miał sobie poradzić z tym wszystkim, poradzić sobie z załamaniem Chanyeola czy sprawieniem, by Chanyeol wreszcie mu zaufał. Więc nie radził sobie z żadnym z nich.
Wrócili do rutyny. Razem odbierali pocztę, wychodzili i spali razem, jak gdyby wszystko wróciło do normalności.
x x x
A Baekhyun nie był najbardziej cierpliwą osobą na świecie – każdy mógł to powiedzieć. Ze wszystkich sił starał się trzymać z daleka od tej sprawy, naprawdę, ale w pewnym momencie już nic nie mógł ze sobą zrobić. Myśl, że Chanyeol ukrywał coś przed nim, coś dużego, myśl, że Chanyeol nie mógł mu zaufać, zżerała jego sumienie.
Więc, dla spokoju myśli, kolejny raz spróbował poruszyć temat. Z początku powoli, ledwo uchwytnymi komentarzami, tknięciami, z nadzieją, by Chanyeol coś przyznał albo przynajmniej się wygadał. Nic jednak nie działało. Chanyeol zawsze z powodzeniem zbywał komentarze lub udawał, że ich nie słyszy.
I w ten sposób Baekhyun wybrał bardziej bezpośrednie podejście, bardziej bezpośrednie pytania, aby Chanyeol coś powiedział, ale to znowu nic nie dawało. Stało się tylko rażąco oczywiste, że Chanyeol jak najlepiej stara się unikać propozycji Baekhyuna.
Właśnie wtedy Baekhyun uciekł się do przyparcia Chanyeola do muru, zapędzenia go w kozi róg i zażądania odpowiedzi na pytanie, które tkwiło w jego myślach już za długo.
– Nie uważasz, że nadszedł czas, żebyś mi powiedział? – nalegał Baekhyun. Twarz Chanyeola pozostała pusta i bez wyrazu. – Minęło wystarczająco dużo czasu. Czy nie udowodniłem ci swojej lojalności, wybierając bycie po twojej stronie, mimo iż zostałem rozmyślnie okłamany?
– Nigdy cię nie okłamałem – odpowiedział Chanyeol cicho, łagodnie. – Nigdy bym cię nie okłamał.
– Ale nigdy nie powiedziałeś mi prawdy, a to jest tak samo złe.
I Chanyeol trzymał usta zamknięte tylko przez sekundę, ściskając dolną wargę zębami, jakby naprawdę rozmyślał nad tym, co powinien powiedzieć. Przynajmniej dotarli do punktu, gdzie Chanyeol rzeczywiście to rozważał, a nie tylko bezceremonialnie tego unikał. Przynajmniej do tego stopnia, który nosił znamiona postępu. – Czemu tak bardzo musisz wiedzieć? – spytał Chanyeol, jego głos był ledwie głośniejszy od szeptu.
– Chcę, byś wiedział, że możesz mi ufać. Że ja mogę ufać tobie – odparł wprost Baekhyun, a Chanyeol wyglądał na urażonego.
I otworzył usta, jakby był gotowy w końcu przyznać i choć przez sekundę serce Baekhyuna zadrżało, zaczęło bić szybciej w oczekiwaniu. Ale potem je zamknął, przerywając sobie, nim w ogóle zaczął. – Nie mogę. – Westchnął drżąco. – Ja… To nie jest właściwa pora.
A Baekhyun tak długo tolerował Chanyeola, o wiele za długo, ale było coś w sposobie, w jaki to powiedział, co podziałało Baekhyunowi na nerwy.
– A kiedy będzie właściwa pora? – powiedział Baekhyun, jego głos niósł ze sobą ledwie zamaskowane oskarżenie. – Czy w ogóle będzie „właściwa” pora?
– Przestań zadawać pytania! – wrzasnął Chanyeol, a Baekhyun mógł jedynie cofnąć się kilka kroków z powodu śmiertelnego tonu.
Baekhyun mógł być cierpliwy. Ale tylko do czasu.
– Dlaczego?! – Baekhyun prawie wykrzyczał i wiedział na pewno, że Minseok prawdopodobnie mógł usłyszeć przytłumiony głos po drugiej stronie korytarza. – Dlaczego mi nie powiesz?! Nie ufasz mi wystarczająco, by mi o tym powiedzieć?
– Tu nie chodzi o zaufanie. Tu chodzi o to, co jest najlepsze – odpowiedział z opanowaniem Chanyeol, jego głos był o wiele cichszy niż wcześniej, ale o wiele bardziej przerażający.
– A od kiedy to ty decydujesz, co jest najlepsze? – warknął Baekhyun.
Chanyeol milczał, jednie zerkał spod grzywki z wyrazem absolutnej furii. Baekhyun się tym nie przejmował, mówiąc dalej: – Sam to powiedziałeś, ty optymistyczny sukinsynu. Jesteśmy sobie, kurwa, przeznaczeni. Nie zamierzam cię zostawić.
– To los – odgryzł się Chanyeol, jego wzrok skupiał się na Baekhyunie, a Baekhyun mógł przysiąc, że zobaczył wir kolorów rozchodzący się w oczach Chanyeola, ale zniknął w mgnieniu oka, prawdopodobnie był tylko iluzją światła. – To przeznaczenie, ale nie ma trwać w ten sposób, do cholery. Nie masz, kurwa, wiedzieć i nie będziemy tak sobie po prostu wieść naszych przeklętych żyć, szczęśliwie i z miłością. Nie wiesz, co się dzieje, kiedy odbiegasz od planu.
– To nie jest gra, Park – praktycznie wypluł to nazwisko. – Nie ma pieprzonego planu, nie ma ustalonej drogi, by to przejść. Wyjdź ze swojej głowy i skończ z tymi z góry przesądzonymi wyobrażeniami o tym, jak, do diabła, zareaguję!
– Nie rozumiesz – syknął Chanyeol. – Ja wiem, co się wydarzy.
– Naprawdę? Naprawdę wiesz? – powiedział wyzywająco Baekhyun, zniżając wzrok. – W takim razie prawdopodobnie wiesz, że nie gram, kiedy widzę, że mam dosyć. Skończę z tobą, całym tym pierdolonym nonsensem, jeśli nie powiesz mi, co jest grane.
W spojrzeniu, jakim obdarzył go Chanyeol był jedynie czysty, nieskażony strach, ale Baekhyun był przygotowany. To jedyny sposób, aby Chanyeol mu to wyjaśnił.
– Dam ci trzy dni – dokończył Baekhyun, odwracając się, i wyszedł z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
x x x
Przez następne kilka dni nie było śladu Chanyeola. A to działało Baekhyunowi na nerwy. Próbował to zbyć, udawać, że nie oddziałuje na niego tak bardzo, jak chciałby przyznać, jednak dosyć łatwo było przejrzeć jego beznadziejną maskę.
Baekhyun przez cały dzień tylko włóczył się po mieszkaniu, opuszczając to miejsce sporadycznie, kiedy „myślał, że poczta przyszła”. To była tandetna wymówka, aby krążył po bloku, poszukując jakikolwiek śladów Chanyeola lub nawet Jongdae, lecz Baekhyun zdawał się myśleć, że to i tak naprawdę działa.
– Musisz przestać o tym myśleć – powiedział Minseok, kiedy Baekhyn już miał wyjść, aby „sprawdzić pocztę” po raz piąty tego dnia.
Baekhyun zastygł w miejscu i powoli się odwrócił, uśmiechowi towarzyszył oszalały wyraz twarzy przyklejony do jego oblicza. – Co- O czym ty mówisz? Przestać myśleć o czym?
Minseok i Lu Han wymienili spojrzenia, zanim osaczyli Baekhyuna, każdy z nich oplótł jedną ze swych rąk dookoła jego, aby zatrzymać go w miejscu. – No dalej, chodźmy na kawę – ponaglił Minseok i zaczął wyprowadzać go z mieszkania i w dół, po schodach.
– Ale – zająknął się Baekhyun, jego wzrok wyraźnie powędrował do zamkniętych drzwi sąsiedniego mieszkania. – Muszę sprawdzić pocztę.
– Nadal tam będzie, gdy wrócimy – odrzekł Minseok, zanim po raz ostatni pociągnął Baekhyuna, co sprawiło, że oderwał wzrok od drugiego mieszkania.

Kawiarenka była wystarczająco daleko, by wzięli samochód Lu Hana, zdezelowanego niebieskiego Hyundaia, którego nazywał swoim „dzieckiem”. Baekhyun był zdegustowany, ale nie tak zdegustowany jak wtedy, gdy odkrył stare, zaschnięte białe plany na szarym zamszu tylnego siedzenia. Nie pytał; o niektórych sprawach lepiej nie wiedzieć.
Dojazd zajął im całe piętnaście minut i nie było tak źle, lecz Baekhyun nie mógł nic poradzić na to, że sceptycznie porównywał ją do tej, do której zwykle chodził z Chanyeolem.
Atmosfera była zupełnie inna, ta wydawała się bardziej dostosowana do par i nastoletnich dziewcząt z wszystkimi białymi meblami i porcelaną w jasnych, pastelowych kolorach. Była o wiele większa od tamtej, zastępując przytulny, domowy klimat tym, który był o wiele bardziej nowoczesny, mniej osobisty, w którym chodziło o produkowanie słodkich mikstur bardziej niż o parzenie kawy dobrej jakości.
Podążył za Minseokiem i Lu Hanem do stolika przeznaczonego dla czterech osób i usiadł, podczas gdy Minseok popędził do lady. – Zamówię kawę – powiedział, nim odszedł.
– Nie powiedziałem nawet, co chcę. – Baekhyun pokręcił głową, mrucząc do siebie.
Lu Han natychmiast wyjął swój telefon i zaczął grać w jakąś grę. Przekręcił ekran odrobinę w stronę Baekhyuna, więc mógł patrzeć, jak Lu Han z łatwością przesuwa swojego smoka wzdłuż niezliczonych pasm ruchu ulicznego. Co dziwne, obserwowanie, jak Lu Han zdobywa swój najwyższy wynik (727) i w końcu przewyższa go z każdym kolejnym ruchem kciuka, było całkiem interesujące. Szybko dobił do 800, gdy akurat Minseok wrócił, z trudem trzymając w rękach trzy filiżanki z kawą. Baekhyun z przerażeniem patrzył, jak Lu Han specjalnie rzuca swoim smokiem w samochód i okłada telefon, by pomóc Minseokowi.
– To dla ciebie. – Minseok uśmiechnął się, podając mu kubek po brzegi wypełniony bitą śmietaną i syropem czekoladowym. To niesamowite, jak udało mu się nie rozlać napoju, mimo iż ten groził rozchlapaniem przy każdym ruchu.
– Co to? – spytał sceptycznie Baekhyun, mimo wszystko przyjmując kubek.
– A może byś spróbował?
Baekhyun upił tylko łyk, nim praktycznie wypluł kłopotliwą ciecz. – Nazywasz to kawą? – wykrztusił, próbując oczyścić swoje usta ze smaku, który z pewnością był czystym cukrem.
Minseok tylko wzruszył ramionami, mały uśmieszek zwycięstwa groził zagoszczeniem na jego twarzy; Lu Han wziął „kawę” Baekhyuna i teraz chciwie ją pochłaniał.
Baekhyun zmarszczył brwi. – To obrzydliwe. – Skrzywił się.
– Według mnie jest dobra – sprzeczał się Lu Han, nieznaczne wykrzywienie jego ust było ledwie widoczne zza brzegu kubka.
– Jesteście parą idealną. – Baekhyun potrząsnął głową, wysilając się na niewielki uśmiech, który natychmiast rozjaśnił twarz Minseoka.
– W końcu się uśmiechnąłeś – wyszeptał Minseok, a twarz Baekhyuna na sekundę spochmurniała, zanim została zasłonięta inną maską, ale sekunda wystarczyła, by Minseok to odczytał, jego uczucia były widoczne jak na dłoni.
– O czym ty mówisz? – Zaśmiał się nerwowo, uśmiechając się jak najlepiej potrafił, aż było to niemal sztuczne. – Przecież cały czas się uśmiecham.
Minseok spojrzał na niego. – Nie musisz udawać, że to nie boli.
Wpatrywali się w siebie tylko przez sekundę, angażując się w jakąś emocjonalną wojnę, zanim Baekhyun się poddał. – W porządku. Wszystko ze mną dobrze. Wkrótce to wszystko się skończy. Jeszcze tylko kilka godzin i będzie po wszystkim. – Ostatnią część wymamrotał prawie tak, jakby była spóźnioną refleksją i był zaskoczony, kiedy Minseok coś powiedział.
– To nie musi się stać – odezwał się, nim spuścił wzrok na swój kubek z kawą.
Napięcie zniknęło, gdy Lu Han w jakiś sposób skończył, przewracając jego (Baekhyuna) kubek na stolik. Baekhyun zeskoczył z miejsca, krzycząc „Kurwa!” nieco głośniej niż to konieczne i otrzymując kilka zaniepokojonych spojrzeć od innych w kawiarni. Zaklął jeszcze kilka razy, kiedy Lu Han rzucił się na niego z rękami pełnymi serwetek, natychmiast wycierając gorącą kawę, która powoli zaczęła przesiąkać przez materiał jeansów. – Przestań – burknął, wyrywając serwetki Lu Hanowi, by samemu się wyczyścić. – Po prostu skup się na wycieraniu stolika. Idę do ła- – Baekhyun zachwiał się, gdy pochwycił spojrzenie Lu Hana, dostrzegając ostry wyraz w jego oczach. Coś sprawiło, że Baekhyun pomyślał, że może Lu Han nie był taki niezdarny, jak mu się wydawało.
– Dokąd idziesz? – spytał Minseok i Baekhyun od razu zobaczył, jak twarz Lu Hana łagodnieje, gdy Minseok na niego spojrzał.
– Do łazienki – dokończył Baekhyun i pospiesznie odszedł, by ją odnaleźć.
Nigdy wcześniej nie był w tej kawiarni, ale znalezienie nie zajęło mu długo. Była tylko jedna kabina i miał szczęście, że nikt inny jeszcze się tu nie wepchnął. Niewiele mógł zrobić w tym momencie, poza przetarciem brudnego miejsca wodą, mając nadzieję, że jego udo nie będzie zbyt klejące, ale to nie powstrzymało go przed siedzeniem w toalecie. Chwytając garść papierowych ręczników, by na próżno wycierać plamę – jego spodnie były skazane na bycie poplamione kawą do końca dnia, wiedział o tym – opierając się o ścianę. Ze spojrzenia, jakie przedtem posłał mu Lu Han, wiedział, że najlepiej będzie unikać starszego przez chwilę, zamiast próbować przetrwać burzę.
Naprawdę nie chciał zasmucać Minseoka. Minseok musiał po prostu stawić czoła rzeczywistości. A Lu Han musiał wyrazić siebie w sposób, który nie zawierał w sobie umyślnego wylewania gorących napojów na ludzi.
Pukanie do drzwi sprawiło, że Baekhyun oderwał się od ściany. – Zajęte! – zawołał, spiesząc, by pozbyć się kulek z papieru toaletowego.
– Wpuść mnie – zabrzmiała odpowiedź i chwilę zajęło Baekhyunowi rozpoznanie głosu Lu Hana.
– Przykro mi, nie wpuszczam obcych do toalety – powiedział z udawaną powagą Baekhyun, używając żartu, aby wybadać grunt.
– Wpuść mnie – powtórzył Lu Han, a Baekhyun przesunął się, by to zrobić
– Witaj – próbował, gdy Lu Han wsuwał się przez teraz-otwarte drzwi, nim je zamknął. Na klucz. – Miło cię tu widzieć. Nie jest to zbyt optymalne miejsce na zacieśnianie męskich relacji, ale nieważne.
Lu Han nie był rozbawiony, zmrużył oczy, kiedy Baekhyun zaczął trajkotać. – Przestań się tak zachowywać – powiedział, krzyżując ramiona.
– Przepraszam, jestem naturalnie sympatyczny.
– Przestań – powiedział Lu Han. – Przestań to robić. To go boli, wiesz.
Baekhyun rozważał rzucenie kolejnym żartem; wybierając, znowu, swój mechanizm kopiujący. Zdecydował się tego nie robić, kiedy zobaczył mocno zaciśniętą linię z warg Lu Hana. – To nie powinno go boleć – odpowiedział w zamian. – To nie ma z nim nic wspólnego.
– I właśnie dlatego rani go najbardziej. Fakt, że myślisz, że wszystko, co robisz, co mówisz, nie jest jego sprawą. Fakt, że już nie czujesz, że mógłbyś się mu zwierzyć.
– Powiem to po raz kolejny. Nie powinienem był mu się zwierzać. To nie ma z nim nic wspólnego.
Lu Han posłał mu pełne niedowierzania spojrzenie, zanim zrobił wydech, mamrocząc pod nosem luźną wiązankę po mandaryńsku. Baekhyun, z trzema latami mandaryńskiego w liceum na koncie, mógł wyłapać tylko słowa „ty”, „idiota” i „niech szlag trafi twojego drugiego wuja”, lecz resztę potrafił odgadnąć z kontekstu.
Baekhyun otworzył usta, żeby coś odparować, ale Lu Han mu przerwał: – Nie zamierzam się z tobą kłócić. Ale ty, twoje emocje, twoje samopoczucie wpływają na niego bardziej, niż ci się wydaje.
I po tych słowach Lu Han wyślizgnął się z łazienki.
Trochę dłużej zajęło mu znalezienie odwagi, by to zrobić, ale w końcu Baekhyun wrócił do stolika. Powrócił w samą porę, by usłyszeć, jak Lu Han mówi: – Ten skurczybyk srał tam czy coś.
– O czym mówisz? – spytał Baekhyun, przesuwając się na przeciwną stronę boksu.
– O tobie – odpowiedział Minseok z szerokim uśmiechem. – Cóż, bardziej o tym, jak długo zeszło ci w toalecie. – Potem odwrócił się do Lu Hana, dając mu kuksańca w żebra. – Idź, teraz masz szansę.
– Nie, wszystko gra – powiedział Lu Han, nie przerywając kontaktu wzrokowego z Baekhyunem. – Teraz powinno być już dobrze.
Minseok wyglądał na nieco zaniepokojonego odpowiedzią. – Jesteś… pewien?
Lu Han po raz ostatni zerknął na Baekhyuna, nim zwrócił się do Minseoka z promiennym uśmiechem. – Zdecydowanie. Chcesz, żebym zamówił jeszcze kawę?
Minseok z entuzjazmem pokiwał głową. – Taak, byłoby świetnie. – Spojrzał na Baekhyuna. – I upewnij się, że weźmiesz bardzo gorzką, tę, co Baekhyun tak bardzo lubi.
Kiedy Lu Han wreszcie powrócił z kolejną porcją kawy, zatopili się na powrót w rozmowie o niczym. Jednak Minseok starał się nawiązać znowu do Chanyeola, a Baekhyun od razu to zauważył; trudno byłoby się nie zorientować. Przy pierwszej wzmiance po prostu zbywał ten temat, czasami odpowiadał niezobowiązująco, a za innym razem wprost olewał komentarze.
Baekhyun nie przeoczył także gniewnego spojrzenia, jakie posyłał mu Lu Han za każdym razem, gdy tak robił, ale odkrył, że naprawdę ma to gdzieś.
Gdzieś w środku rozmowy telefon Baekhyuna włączył się, a on zastygł. Nie sprawdzał, ale czuł, że to Chanyeol; wiedział, że to Chanyeol. Szybkie zerknięcie na komórkę tylko potwierdziło jego podejrzenia.
Wstał natychmiast, prawie przewracając przy tym krzesło. – Muszę iść – oświadczył Baekhyun i pospiesznie zebrał swoje rzeczy, wpychając telefon z powrotem do kieszeni i zarzucając na siebie kurtkę.
– Co? – spytał Minseok, przerywając swoją opowieść i patrząc ze zdezorientowaniem na Baekhyuna. – Dokąd idziesz?
– Po prostu – powiedział w roztargnieniu, już spiesząc do drzwi. – Chanyeol – dodał szybko i po tych słowach opuścił kawiarnię, biegiem wracając do mieszkania.
Zdawało się, że nie był świadomy kroków za sobą, nawet jeśli stawały się coraz szybsze, coraz bliższe. Dopiero kiedy poczuł uścisk na ręce, ciągnący go, aby się zatrzymał, zorientował się, że Lu Han go gonił.
– Puść mnie! – fuknął Baekhyun, ze wszystkich sił starając się wyrwać nadgarstek z zaskakująco mocnego uścisku Lu Hana. – Muszę iść!
– Tylko – Lu Han urwał, by złapać oddech. – Tylko tego nie spieprz. Dla mnie. Dla nas. Dla Minseoka.
W jego oczach kryło się tak wiele emocji. Baekhyun nie potrafił się powstrzymać przed odwróceniem wzroku. – Postaram się. – I dodał jakby po namyśle: – Nic nie obiecuję.
Wyrwał swoją rękę z uścisku Lu Hana i pobiegł dalej.

Jak tylko dotarł do mieszkania Chanyeola, powstrzymał się przed natychmiastowym zapukaniem do drzwi. W zamian wykorzystał kilka minut, by złapać oddech i poprawić swój rozwichrzony wygląd. Biegł całą drogę od kawiarni. I całą drogę po schodach. Ale Chanyeol nie musiał tego wiedzieć. To wyglądałoby desperacko, a Baekhyun nie był desperatem. Był tym, który postawił Chanyeolowi ultimatum.
(A jednak był. Był bardzo zdesperowany. Nie mógł pozwolić, by Chanyeol go zostawił. Nie mógł pozwolić Chanyeolowi wyjść ze swojego życia, ponieważ był zbyt nierozważny, zbyt niecierpliwy.)
Kilka razy przeczesał palcami włosy, próbując należycie wyglądać, nim zapukał. Zapukał jakieś trzy razy, zanim drzwi otworzyły się, ukazując Chanyeola.
– Wejdź – poinstruował Chanyeol. Zupełnie pomijając jakiekolwiek przywitanie czy inne konwenanse.
Baekhyun tak zrobił, szybko zdejmując buty palcami u stóp, nim wszedł do mieszkania. Kiedy tylko zorientował się, że to jest w tym samym okropnym stanie co tamtego dnia, poszedł do pokoju Chanyeola, a Chanyeol potulnie podążył za nim. – To twój dom. Dlaczego ja nas tu prowadzę? – zażartował Baekhyun, mając nadzieję w jakiś sposób zmniejszyć napięcie, ale martwa cisza zza jego pleców tylko go zniechęciła.
Gdy dotarli do sypialni, Baekhyun wszedł do środka i odwrócił się. Nawykowo oczekiwał, że Chanyeol cofnie się, by zamknąć drzwi, ale tego nie zrobił i z jakiegoś powodu otwarte drzwi przeszkadzały mu bardziej niż przedtem. Tym razem Baekhyun wziął na siebie podejście do nich i zamknięcie. Wkrótce potem wrócił na swoje poprzednie miejsce. – Jesteś teraz gotowy, żeby mi powiedzieć? – spytał, przechodząc do sedna.
– Słuchaj, Baekhyun – westchnął Chanyeol i nie miał nawet na tyle przyzwoitości, by spojrzeć Baekhyunowi w oczy, kiedy się odezwał: – Wiem, co powiedziałeś, ale nie uważam, żeby był to najlepszy czas, aby to wszystko wyjaśniać. Czuję po prostu, że to jest coś niezwykle prywatnego, to nie jest coś, co mówi się komukolwiek.
A Baekhyun nie zamierzał, aby jego kaszel przerodził się w ponury śmiech. – To ty mówiłeś mi, że jesteśmy przeznaczeni sobie na wieczność. Czy naprawdę jestem „kimkolwiek”?
W oczach Chanyeola odmalował się wyraz desperacji, obawy i absolutnej niepewności co do tego, jak odpowiedzieć. – A co jeśli to, że nigdy ci nie powiem, jest jedynym sposobem na to, byśmy żyli wiecznie?
– To coś jest nie tak z twoim świetnym planem. Nie ma sposobu, żebym mógł przyrzec wieczność komuś, kto nawet nie jest w stanie powiedzieć mi prawdy.
– Ale co jeśli to-
– Mam pomysł na to, czym jesteś, czym to wszystko jest – wtrącił Baekhyun. Nawet jeśli Chanyeol nie wypowiedział na głos całej myśli, wiedział, że będzie to jakaś wymówka, by nie mówić mu, co się dzieje. – Muszę tylko usłyszeć potwierdzenie. Muszę tylko znać właściwy powód, dlaczego pijesz tę cholerną krew, dla własnego zdrowia psychicznego.
I przeklinanie wyglądało na zły sposób działania, ponieważ Chanyeol wzdrygnął się na te słowa.
– Czy nie lepiej pozostać w niepewności? – Zabrzmiał mało przekonujący argument Chanyeola. – W ten sposób tkwisz w sytuacji, gdzie najlepszy i najgorszy rezultat są równie prawdopodobne.
– Powiesz mi, czy nie lepiej będzie zaznać trochę psychicznego spokoju? Być w końcu w stanie całkowicie wyeliminować prawdopodobieństwo najgorszego scenariusza?
– A co jeśli to jest najgorszy możliwy scenariusz? – odparł Chanyeol.
– A jest?
– Nie wiem. Nie umiem stwierdzić, jaki jest najgorszy scenariusz według ciebie.
Baekhyun tylko zamrugał na niego zmrużonymi oczami. – Chanyeol – odezwał się, podkreślając imię. – Dosłownie się zamknij. Widzę, co próbujesz zrobić. Nie uda ci się mnie zbyć, odciągnąć mnie od tematu.
– Nie próbuję tego zrobić. – Chanyeol poprawił się, kiedy Baekhyun uniósł brew na to, co właśnie powiedział. – Dobrze. Może próbowałem. Ale nie wydaje mi się, że rozumiesz. Ufam ci, naprawdę, ale ja… Nie chcę spieprzyć naszego związku.
– Już go spieprzyłeś, jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś – zaznaczył.
– Tak, ale spieprzyłem bardziej, o wiele bardziej z powodu tej jednej rzeczy i… Nie wiem. To dla mnie straszne, naprawdę, a wiem, jak jesteś sfrustrowany, lecz naprawdę sądzę, że może powinniśmy poczekać. Poczekać, aż nasza relacja stanie się bardziej stabilna. Poczekać, aż-
– Niech to szlag, Chanyeol – przerwał Baekhyun. – Wiem, że nie zadzwoniłeś do mnie, aby powiedzieć mi, że się wycofujesz.
– Ale to tylko- – zająknął się Chanyeol.
– Kocham cię – wypalił Baekhyun i nie wiedział, skąd się to wzięło, jaki filtr w jego umyśle wreszcie się wyłączył, ale wymsknęło się, zanim zdołał się powstrzymać.
– Kocham cię – powtórzył cicho, przełykając ciężki smak swoich słów i patrząc, jak to, co właśnie powiedział, spływa na Chanyeola. Gdy zrozumiał te słowa, żałosny wyraz twarzy Chanyeola ustąpił, gdyż jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia i trochę ze strachu. Przysuwając się odrobinę bliżej, Baekhyun przyciągnął głowę Chanyeola i uniósł swoją, by złączyć ich czoła. – Kocham cię, ty pieprzony idioto. – Przełknął, starając się trzymać nerwy na wodzy. – Spraw, żebym tego nie żałował.
W wyrazie twarzy Chanyeola było tak wiele strachu, tak wiele zmieszania, zanim jego oczy zamknęły się, a on wciągnął powietrze. Lekko odepchnął Baekhyuna, zostawiając tylko kilka centymetrów między nimi, zanim powoli rozchylił powieki.
Baekhyun sapnął.
Ale ładne, pomyślał Baekhyun, patrząc, jak czerwień rozprzestrzenia się w oczach Chanyeola. Począwszy od czerni źrenicy, rozchodziła się szybko, wypełniając zwykle niemal hebanowe tęczówki kolorem krwi. To było przerażające, mówiąc zupełnie szczerze, ale Baekhyun powstrzymał swój instynkt, by uciec i podszedł bliżej, zamykając odległość między nimi.
Jedynie dźwięk ich oddechów wypełniał powietrze, kiedy Baekhyun zaczął przyciskać Chanyeola, zatrzymując go między ścianą a swoim własnym ciałem. Podniósł rękę do jego szyi, układając dłoń przy ostro zarysowanej szczęce i użył opuszki kciuka, by przebiec nim po wargach Chanyeola. Skłonił je, by się otworzyły, powoli wpychając kciuk między nie, a Chanyeol niechętnie się na to zgodził, rozluźniając szczękę, by Baekhyun się przyjrzał.
Z całą pewnością był to niesamowity obraz zaostrzonych zwierzęcych kłów i drżącym palcem Baekhyun zaczął dotykać zębów. Przez przypadek przekłuł opuszkę palca w jednym z tych ostrych miejsc i wycisnął malutką kroplę krwi. Natychmiast usłyszał, jak Chanyeol gwałtownie zaczerpnął powietrza.
Jak oparzony, Baekhyun cofnął dłoń i zrobił krok w tył. – Więc jesteś… wampirem?
– To niedokładne określenie, to coś o wiele prostszego, nie zawiera tak wielu stereotypów jak to słowo. Ale tak – wydyszał Chanyeol. – Piję krew i żyję wiecznie.
Baekhyun naprawdę chciał się zaśmiać. Chciał zgiąć się w pół i śmiać z całkowitego absurdu tego wszystkiego. Jego poprzedni kochanek zostawił go przy pierwszej okazji do normalności, dla kogoś lepszego. Jego kolejny obiecał nigdy go nie opuszczać, ale okazało się, że jest przeklętym wampirem. Co za szczęście.
Nie wyraził żadnej emocji, jednak, w zamian delikatnie przesunął dłoń wzdłuż jeansu spodni i przycisnął skaleczony palec do materiału, bo zatamować krwawienie
Wyglądało, że Chanyeol zauważył ten gest, ponieważ jego twarz spochmurniała. – To- To na mnie nie działa, wiesz. Mogę to kontrolować – powiedział zrezygnowany, a jego oczy wyglądały na zmęczone – niemal bez życia.
Baekhyun tylko mruknął, nie był pewien, jakie są właściwe słowa w takiej sytuacji i otoczyła ich krępująca cisza. Nienawidził tego, jak spięty jest Chanyeol, nienawidził tego, że Chanyeol zdawał się tylko czekać, aż Baekhyun ucieknie, ale najbardziej nienawidził tego, że nie wiedział jak zapewnić Chanyeola, że nie zamierza odejść – ani teraz, ani kiedykolwiek.
– Baek, ja-
– Chanyeol-
Odezwali się w tym samym czasie, obaj najwyraźniej nie mogli znieść tej ciszy. – Ty pierwszy – powiedział Baekhyun z małym uśmiechem, używając dłoni, bo ponaglić Chanyeola.
A Chanyeol wyglądał, jakby zamierzał zaprotestować i pozwolić Baekhyunowi mówić pierwszemu, ale jedynie zacisnął usta, przełykając gulę w gardle, zanim spróbował na nowo: – Zrozumiem, jeśli zechcesz wyjść. Rozumiem. J-ja – zająknął się; musiał przełknąć kolejną gulę w gardle, zanim kontynuował: – Jestem wybrykiem natury, potworem. Nie jestem normalny. Rozumiem. Masz moje pozwolenie, by wyjść i zachowywać się, jakbyś mnie nigdy nie poznał, jeśli… jeśli czujesz się obrzydzony lub zdradzony przeze mnie.
– Nie zamierzam wyjść – odrzekł Baekhyun, nim Chanyeol zdołał powiedzieć coś więcej.
– Nie boisz się?
Baekhyun zmusił się do śmiechu. – Jestem pisarzem. Nie mogę bać się takich rzeczy, prawda?
– Ale to nie jest wymysł. To rzeczywistość. To coś innego – naciskał Chanyeol, wyraz troski przemykał przez jego oczy.
– Nie boję się ciebie – odpowiedział poważnie Baekhyun. Miał nadzieję, że jego głos nie drży, jak to robił w jego głowie, ponieważ naprawdę miał to na myśli. Każde słowo. Jak mógłby kiedykolwiek bać się Chanyeola? – Ja tylko… – Zrobił wdech, grając na czas, by wpaść na właściwe słowo, odpowiednią frazę, by opisać jego obecny stan. – Jestem oszołomiony – oznajmił, ale jak tylko to powiedział, wiedział już, że to nie są właściwe słowa.
Chanyeol zdawał się stracić pewność siebie. – OK. To zrozumiałem. To dużo do ogarnięcia.
– Jeśli to ma jakieś znaczenie, to to nie tak, że to było nagłe. Widziałem wiele rzeczy i poniekąd miałem jakieś przypuszczenie podobne do tego. – Baekhyun wciągnął powietrze, podczas gdy jego wzrok skupił się na Chanyeolu. – To tylko… Oszałamiające widzieć, że coś naprawdę istnieje, gdy powinno być jedynie fikcją.
Część ust Chanyeola uniosła się do góry w półuśmiechu. – No cóż, opowieści muszą się skądś brać, prawda?
– Więc mówisz, że zombie też istnieją?
– Co? Nie. To absurdalne. – Chanyeol pokręcił głową, jego brwi zmarszczyły się w taki sposób, że wyglądało to zbyt poważnie. Jego twarz rozluźniła się i wróciła do normalności, gdy Baekhyun zaczął się śmiać. – Ale przepraszam – przeprosił, a Baekhyun przestał się śmiać równie nagle, jak zaczął.
– Za co? W końcu mi powiedziałeś. Właśnie tego chciałem, do tego chciałem zmusić cię przez cały ten czas, prawda? – Baekhyun wzruszył ramionami, próbując zbyć to z odrobiną nonszalancji, z dystansem. Jakby nic z tego zupełnie na niego nie wpłynęło.
– Może powinienem bardziej próbować cię powstrzymać. Nie powinienem był dać się tak łatwo przekonać. Byłbyś na mnie zły, ale przynajmniej byś się mnie nie bał.
– Nie boję się ciebie! – upierał się Baekhyun.
– Może się nie boisz, ale nie czujesz się tak swobodnie jak wcześniej. Tyle mogę powiedzieć. – Chanyeol potrząsnął głową, a potem, bardziej do siebie, mruknął: – Spieprzyłem. Nie powinienem był tego robić. Nie powinienem był mówić.
– Nie powinno być ci przykro. Nie spieprzyłeś. Jeśli już, sprawy prawdopodobnie przybrałyby jeszcze gorszy obrót, gdybyś nie zechciał mi powiedzieć. – I cicho, Baekhyun zdecydował się dodać: – Mówiłem poważnie, że cię zostawię, jeśli mi nie powiesz, wiesz.
Chanyeol skrzywił się. – Za to też przepraszam. Że cię okłamałem.
– Wcześniej mówiłeś, że mnie nie okłamałeś, a teraz mówisz, że tak. Skąd taka zmiana zdania?
– Bo to zrobiłem. Ponieważ zataiłem ważną prawdę, a to jest równie złe.
– Nie okłamałeś mnie. – Baekhyun wzruszył ramionami. – Nie możesz mnie okłamać, jeśli nawet nie zapytałem. Gdybym za bardzo się bał, by w ogóle pytać. – I po tych słowach stanął na palcach, luźno zawieszając ręce dookoła szyi Chanyeola, i dostosował się do konturów ciała Chanyeola.
Ręce Chanyeola ruszyły, by objąć Baekhyuna w talii, przysuwając go nieco bliżej… – Kocham cię – powiedział, uśmiechając się.
I chociaż udało mu się powiedzieć to wcześniej, Baekhyun nadal opierał się pomysłowi odpowiedzenia, kiedy było to tak bezpośrednio wysunięte. Kiedy ktoś tego oczekiwał. Wahał się. Wahał się odpowiedzieć; wahał się przyznać. Odpowiedź i tak się wymknęła. Baekhyun puścił Chanyeola, pozwolił młodszemu się przytrzymać, podczas gdy on ujął jego twarz w dłonie, delikatnie muskając kciukami miękka skórę policzków. – Ja ciebie też – odrzekł Baekhyun, jego głos był ledwie słyszalny, ale to wystarczyło.

Baekhyun spędził u niego noc, ale przez większą część po prostu rozmawiali. Znaleźli czas, by wyjaśnić realia, wyjaśnić wszystkie błędne wyobrażenia Baekhyuna na ten temat.
– Czy mogę – zaczął niepewnie Baekhyun, patrząc w dół, gdy ścisnął ich dłonie. – Czy mogę zadać ci kilka pytań? To… To wiele do ogarnięcia.
– Taak. – Chanyeol powoli pokiwał głową. – To wiele, ale hej. – Sięgnął, by ująć Baekhyuna pod brodę tak, że ich spojrzenia się spotkały. Uśmiechnął się. – Radzisz sobie lepiej niż wcześniej.
– Wcześniej? – spytał ciekawsko Baekhyun.
Chanyeol urwał na chwilę, próbując zrozumieć, o co tak właściwie Baekhyun pyta. – Och – powiedział, gdy dotarło do niego. Pokręcił głową. – Chodziło mi o wszystkie wcześniejsze razy. Twoja reakcja jest lepsza od reakcji innych ludzi, którym powiedziałem.
– Jak wielu ludziom powiedziałeś?
– Wielu – odparł wymijająco Chanyeol, ale Baekhyun posłał mu spojrzenie, jakby chciał, by to rozwinął. – Nie wiem. Straciłem rachubę, ale oni wszyscy… Wszyscy odeszli.
Baekhyun gwałtownie wciągnął powietrze. – Och.
– Oprócz Jongdae – pospieszył z wyjątkiem. – Myślę, że on jest jednym z tych czasów, który wie. Poza tobą.
– „Z tych czasów” – powtórzył Baekhyun. – Jak… Jak długo już tu jesteś?
– Długi czas. – Brzmiała poważna odpowiedź Chanyeola i uniósł dłoń, by policzyć. – Jakoś od 1073 roku, jeśli dobrze pamiętam.
– Cholera – wydyszał Baekhyun. – To naprawdę długo. – I to wszystko, co powiedział, ponieważ naprawdę nie wiedział, jak on – jak ktokolwiek za tym nadążał.
– Mogę zdradzić ci sekret? – zapytał Chanyeol, a Baekhyun natychmiast pokiwał głową. Niepotrzebnie Chanyeol pochylił się i przycisnął usta to ucha Baekhyuna w sposób, który wprawił go w drżenie. – Ja jestem hyungiem w tym związku.
A to sprawiło, że Baekhyun wybuchnął śmiechem. Chanyeol szybko mu zawtórował, dopóki obaj nie trzymali się za brzuchy z bólu.
– Więc… Czy to, w takim razie, wyjaśnia czosnek? – zażartował Baekhyun, podążając za nagłą przerwą w napięciu.
– Czo… Czosnek? Co za czosn- Och. – Chanyeol skrzywił się. – Nie, to tylko mój wybór. To jest obrzydliwe.
Baekhyun zaśmiał się, a potem fałszywie skrzywił się z obrzydzenia. – Nie lubisz czosnku? Prze- przepraszam, ale wydaje mi się, że to koniec naszego związku.
Miał na myśli żart, lecz Chanyeol się nie śmiał. W zamian uważnie obserwował Baekhyuna, jakby bał się, że Baekhyun w każdej chwili ucieknie. – To był żart – wyjaśnił Baekhyun, a Chanyeol wykrztusił z siebie dziwnie brzmiący śmiech.
– Za wcześnie? – zapytał Baekhyun cicho.
– Za wcześnie – potwierdził Chanyeol, ale uśmiechnął się. – Ale jednocześnie nie zbyt wcześnie.

Noc nie wystarczyła, by przebrnąć przez niuanse egzystencji Chanyeola, nie była ani trochę wystarczająca. Więc w pewnym momencie podjęli wspólną decyzję, by przestać. To było zbyt wiele, aby dzielić się każdym szczegółem setek lat życia, więc zasnęli z obietnicą Chanyeola, że odpowie na wszystko, o co Baekhyun zapyta.
x x x
To nie to, czego byś się spodziewał; nie tak trudno przestawić się na randkowanie nadprzyrodzoną istotą.
I może to miało coś wspólnego z pomysłem, że Baekhyun był przyzwyczajony do nieznanego świata, pocieszał się wyobrażeniami tego, co znajdowało się poza ludzką strefą rozumowania.
Może to miało również coś wspólnego z tym, że kochał Chanyeola. Kochał go bardziej niż wystarczyło, by pozwolić czemuś takiemu wbić klin między nich.
Chwilę to zajęło, ale wkrótce, szybciej niż można się było spodziewać, wszystko wróciło do normalności. Wpadło w ten sam harmonogram co wcześniej.
Tylko że tym razem Chanyeol się nie ukrywał. Nie wzdrygał się na każde słowo, które mogło tworzyć aluzję do tego, czym naprawdę jest. Nie żył w strachu, że jego sekret wyjdzie na jaw.
W zamian Baekhyun pomagał Chanyeolowi odbierać woreczki z krwią od Jongdae. To Baekhyun nieco się wahał, ale ostatecznie wyciągał ręce i ostrożnie wycierał czerwone plamy z ust Chanyeola po posiłku. Wreszcie to Baekhyun wyeliminował potrzebę Jongdae; to pozwolenie, ufanie Chanyeolowi wystarczyło, by pił wprost z niego.
To Baekhyun pytał o każdy najdrobniejszy szczegół z życia Chanyeola, z jego egzystencji.
Każdej nocy poświęcali czas, aby Baekhyun zadał jedno pytanie dotyczące Chanyeola, czy to dotyczące tego, czym był (o czym i tak wcale nie wiedział tak dużo), kim jest i kim był.
I może to wydawało się nieco bezużyteczne – zadawanie pytań dla jednej odpowiedzi każdej nocy, ale wystarczało. Ponieważ kiedy upływały dni, mijały miesiące, informacje zbierały się, snując się w zawiłą opowieść, której zakończenia Baekhyun nadal nie znał. I prawdopodobnie nigdy nie pozna.
W czasie tych nocy dowiedział się, że Chanyeol nie pamiętał, jak się taki stał. Nauczył się, że Chanyeol był normalnym człowiekiem, kiedyś, w czasie panowania dynastii Goryeo. Kiedy jego rodzina (której twarzy, głosów już nie potrafił sobie przypomnieć) walczyła, by jakoś przeżyć ze skromnej pensji jego ojca rzemieślnika. Kiedyś, kiedy został posłany, by się uczyć, by zostać uczonym, bo takie było marzenie jego ojca. Kiedyś, kiedy został uczonym, wspiął się, by pracować na królewskim dworze, a potem siłą zaciągnięty do łóżka księcia koronnego. Kiedy został odkryty w komnacie księcia. Kiedy narzeczony księcia odnalazł go słabego i nagiego w łóżku i bezzwłocznie się go pozbył.
Baekhyun dowiedział się, że nim Chanyeol się zorientował, leżał w rowie, siniaki malowały jego ciało czernią i fioletem, a długa, cienka blizna zdobiła jego odsłonięte gardło. Dowiedział się, że później blizna rozpłynęła się, nie zostawiając śladu.
Dowiedział się, że kiedy Chanyeol pił pierwszy raz, płakał. Nadal płakał, gdy sobie to przypomniał. Nie chciał wysysać ludzkiej krwi, ale był głodny. Tak głodny, że stracił kontrolę i skończył, zabijając kobietę, która była na tyle miła, by przestać pytać, czy potrzebuje jedzenia lub miejsca do spania. Baekhyun dowiedział się, że szczęka Chanyeola zacisnęła się wokół jej szyi, zanim w ogóle zdołała dokończyć zdanie.
Nauczył się, że Chanyeol dzielił długą historię z rodziną Jongdae. Że w jakiś sposób kiedyś zaprzyjaźnił się z pra-pra-pradziadkiem Jongdae. Że przez szczodre datki Chanyeola dla mężczyzny, gdy ten przechodził w życiu ciężki okres, linia rodziny niejako zadłużyła się u Chanyeola i od tamtej pory zawsze pomagali mu zdobyć krew w taki czy inny sposób.
Dowiedział się, że Chanyeol był świadomy podejrzliwości Baekhyuna. Że kiedy zdarzył się ten incydent z lodówką, przeniósł krew do zamrażarki, zamkniętej w zamrożonym pudełku z obiadem daleko w tyle. Nauczył się, że próba zamrożenia krwi nie była najlepszą rzeczą; że zamrożona krew, zwłaszcza bez wcześniejszego przygotowania czy zabezpieczenia, przez tak długi czas narażała na szwank niepodzielność krwi. Z tego powodu zachorował, ponieważ i tak wciąż ją pił, musiał ją pić, bo Jongdae nie mógł pozwolić sobie, by załatwić mu coś świeższego. Z tego powodu robił się coraz bardziej chory w obecności Baekhyuna, ponieważ rezygnował z picia w jego pobliżu, rezygnował z ryzyka, że zostanie odkryty.
Ale, co najważniejsze, dowiedział się o przeszłych życiach, przeszłych miłościach Chanyeola. Nie słyszał ich wszystkich, prawdopodobnie nie słyszał nawet znacznej liczby z nich, ponieważ Chanyeol istniał od tak długiego czasu, lecz coś w sposobie, w jaki Chanyeol opowiadał te historie, zdradzał szczegóły, sprawiało, że wszystkie były takie wyraźne. Każdy kochanek zdał się mieć własną, wyjątkową historię, wyjątkowe momenty, a Baekhyun był niezłomny, by zapamiętać każdy szczegół.
0 0 0
Pewnego razu, po znacznym upływie czasu, Chanyeol wreszcie pokazał Baekhyunowi ostatnią rzecz, jaką ukrywał.
– Muszę ci coś pokazać – powiedział przypadkowo Chanyeol, siadając, kiedy przytulali się na łóżku, Baekhyun był wtulony w jego bok.
– Co to? – Zabrzmiała zaspana odpowiedź Baekhyuna, gdy objął Chanyeola w talii, próbując użyć swojej wagi, by powstrzymać Chanyeola od siadania. Ale to nic nie dało i wkrótce Chanyeola wykorzystał uchwyt Baekhyuna na sobie, by podnieść go z łóżka. – Chanyeol – jęknął Baekhyun, przeciągając ostatnią sylabę. – Czy musimy robić to teraz?
– Teraz – potwierdził Chanyeol.
– Ale jest późno, czy to nie może poczekać do rana? – zrzędził Baekhyun, lecz było już za późno, ponieważ Chanyeol już stawiał go na nogi i obejmował palcami jego nadgarstek.
– Teraz – powtórzył Chanyeol, a potem się uśmiechnął. – Nie martw się, to będzie coś dobrego.
Baekhyun nie widział, dokąd idą, był zbyt zajęty przecieraniem mgiełki ze swoich oczu, ale z pamięci wiedział, że idą do szafy. Kiedy usłyszał szum ubrań i charakterystyczny dźwięk odsuwanych wieszaków, wiedział, że coś jest na rzeczy. – Co ty- – urwał i zamknął usta. – Co. Do. Kurwy.
Chanyeol stanął dokładnie przed Baekhyunem, zasłaniając mu widok ściany. Próbował zerknąć za Chanyeolem, by lepiej się przyjrzeć, ale to nie zadziałało zbyt dobrze przy dużym wzroście Chanyeola i nieustępliwości w zasłanianiu Baekhyunowi widoku. – Co to? – odezwał się Baekhyun, wreszcie powstrzymując się od prób zerknięcia i wybrał bardziej obcesową drogę pozyskiwania informacji.
– Wiesz, że trochę żyję na tym świecie?
– Trochę? Chodzi ci o setki lat? – parsknął Baekhyun, unosząc dłoń, by ścisnąć policzek Chanyeola. – Gdzie są zmarszczki? To niesprawiedliwe.
Chanyeol uśmiechnął się szeroko. – Taak, cóż, chcę ci coś pokazać.
– Powiedziałeś to jakieś trzy minuty temu, gdy tak brutalnie mnie obudziłeś. – Baekhyun przewrócił oczami, przenosząc dłoń, by ułożyć ją na szyi Chanyeola. – Co to takiego? – spytał delikatniejszym głosem.
– Więc miałem w swoim życiu wielu kochanków – podjął Chanyeol. Baekhyun milczał, a Chanyeol przyjął to jako zachętę, by mówić dalej. – I mam zdjęcia ich wszystkich – a przynajmniej tych, których miałem, gdy istniały już aparaty. Mam rysunki tych, którzy są starsi niż to.
Baekhyun zmrużył oczy. – Czy to jakiś chory sposób, aby wywołać u mnie zazdrość? – powiedział poważnie, a twarz Chanyeola spochmurniała.
– Co? Nie, ja tylko- – Chanyeol powstrzymał się, kiedy zobaczył, jak ramiona Baekhyuna drżą od śmiechu. – Czemu musisz być taki? To naprawdę świetne, przysięgam. – Wydął wargi.
– Wiem, że to świetne. Właśnie dlatego chcę, żebyś się odsunął, abym mógł zobaczyć! – Baekhyun lekko odepchnął Chanyeola z drogi, a Chanyeol mu na to pozwolił.
– Jak zwykle cierpliwy. – Zaśmiał się, stając przy boku Baekhyuna, otoczył jego ramiona swą chudą ręką.
Nie tak jak zwykle, Baekhyun nie wysilił się na przewrócenie oczami czy uszczypliwą odpowiedź; był zbyt zajęty patrzeniem na wszystkie obrazki. Powiedzenie, że było ich tam sporo, to nieporozumienie – były ich setki.
Wyglądało, że nie ma żadnego logicznego ułożenia zdjęć, tylko na chybił trafił powieszone na ścianie, więc wyblakłe zdjęcie, które wyglądało jak relikt z osiemnastego wieku, było przypięte obok najnowszego zdjęcia. Przy bokach były rysunki ludzi. Jedne pogniecione, na innych linie zanikły jedynie do bladego zarysu tego, czym kiedyś były.
– Mogłeś poukładać je według daty – zaproponował Baekhyun, odwracając się do Chanyeola. – To by było całkiem niezłe.
Ściskając dłonią brodę Baekhyuna, Chanyeol jakże miło odwrócił jego głowę, by z powrotem patrzył na kolaż. – Taak, może – zbył go, lekko ściskając palcami oba policzki. – Ale co jeszcze widzisz?
– To… – Baekhyun wpatrywał się w obrazki, zdeterminowany, by zorientować się, co tak właściwie Chanyeol chce, aby zobaczył. – Masz swój typ. Najwyraźniej – dokończył rozbawiony, gdy zaczął dostrzegać, że naprawdę istniały podobieństwa u wszystkich partnerów Chanyeola: niscy, drobni i powściągliwi w porównaniu do swojego odpowiednika, ale z błyszczącymi oczami i szczęśliwi.
Chanyeol zaśmiał się. – Blisko, ale to nie jest dokładnie to, do czego zmierzam.
– Na co mam patrzeć? Daj mi podpowiedź… – jęknął Baekhyun, nadal zerkając na tak wiele zdjęć.
– Opisz mój typ. – To jedyne słowa, które Chanyeol zaoferował jako podpowiedź.
– Cóż, to gówniana wskazówka. – Baekhyun przewrócił oczami, ale i tak zaczął: – Dobra, więc tak, oni wszyscy- – urwał. – O mój Boże.
– Załapałeś?
Baekhyun nie patrzył na twarz Chanyeola, ale praktycznie mógł zobaczyć uśmieszek rozbawienia na jego twarzy. – Ja… Ja- O mój Boże! Czy oni… – Baekhyun zaczerpnął duży haust powietrza, jego oczy przeglądały zdjęcia, wyłapując podobne cechy tak wielu partnerów Chanyeola. Było kilka drobnych różnic, ale w główniej mierze wszyscy partnerzy Chanyeola mieli te same opadające oczy, białą, porcelanową skórę i guzikowaty nos. Wszyscy partnerzy Chanyeola posiadali cechy, które wydawały się niesamowicie znajome. – To niemożliwe… – urwał, jego oczy były szeroko otwarte, nie dowierzał.
– Taak – wydyszał Chanyeol. – Oni wszyscy są tobą. Różne istnienia. Ta sama dusza. – Chanyeol zerknął na Baekhyuna, zachęcając go, by coś powiedział. Nic. Baekhyun mógł zobaczyć, jak niepewność maluje się w rysach twarzy Chanyeola, ponieważ kąciki jego ust zaczęły opadać. – Baekhyun? – zawołał z wahaniem.
– Jak? – odezwał się wreszcie Baekhyun po chwili ciszy. – To niesamowite. Jak to zrobiłeś?
Uśmiech, nieśmiały, powrócił do Chanyeola. – Od lat, od wielu istnień jesteś tym, którego odszukuję.
Baekhyun w odpowiedzi natychmiast wypalił pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy. – Ale dlaczego? Nie męczy cię to wszystko?
– Nie powiem, że zawsze mamy szczęśliwe zakończenie; to byłoby kłamstwo. Czasami odchodzisz. – Twarz Chanyeola wykrzywiła się w gorzkim uśmiechu. – Zwykle odchodzisz, jak tylko się ujawnię. – Baekhyun ostro wciągnął powietrze.
– Czy to dlatego wcześniej byłeś taki- – Baekhyun powstrzymał się. Znał już odpowiedź na to pytanie. – Jak wiele razy?
– Nie umiem powiedzieć. Straciłem rachubę. Po jakieś liczbie po prostu przestałem ci mówić. To zdawało się działać najlepiej.
– Przepraszam – Baekhyun szybko przeprosił. – Tak bardzo mi przykro.
Chanyeol zbył to. – Ale to się nie liczy. Liczy się, że teraz tu jesteś.
– I będę tu na zawsze – dodał cicho Baekhyun. Musiała minąć chwila, by jego słowa dotarły do Chanyeola, lecz gdy tylko tak się stało, Chanyeol podszedł do niego, zamykając dystans między nimi. Objął go ramieniem wokół talii, a drugą położył z tyłu jego głowy i pocałował go.
– Kocham cię – wyszeptał Chanyeol przy wargach Baekhyuna.
A jego odpowiedź pojawiła się bez wahania. – Ja też cię kocham – odrzekł Baekhyun, słowa ześlizgnęły się z jego języka, kiedy powrócił do złączenia ich warg.
Żaden z nich nie próbował pogłębić pocałunku, obaj byli zadowoleni z jego powolnej,  ospałej natury. Kiedy w końcu się do siebie odsunęli, głupawy uśmiech był przyklejony do twarzy Baekhyuna, podczas gdy jego ręce powędrowały, by objąć kark Chanyeola.
– Zatem może naprawdę jesteśmy bratnimi duszami… – dumał bez zastanowienia Baekhyun, odwracając się, by jeszcze raz spojrzeć na mnogie zdjęcia z różnymi cechami, które każdego dnia widywał w lustrze.
Nie myślał zbyt wiele o swoim komentarzu, dopóki nie zobaczył, że Chanyeol gapi się – nie, raczej poczuł ciężar spojrzenia Chanyeola na profilu swojej twarzy. Natychmiast odwrócił się do niego, odsunął się, jego ręce opadły po bokach i wyrwał się z uścisku Chanyeola, by był między nimi zadowalający dystans.
Zamierzał zapytać Chanyeola, na co patrzy lub czy ma coś na twarzy albo coś w tym stylu, ale powstrzymał się, kiedy naprawdę dostrzegł sposób, w jaki Chanyeol na niego spoglądał: z rozluźnioną szczęką, lekko rozchylonymi ustami i z czystym uwielbieniem wymalowanym na twarzy.
Ale było coś jeszcze, za jego oczami krył się wyraz nostalgii, wspomnienia.
Chanyeol bez słowa poruszył się, by złączyć ich ręce, splątując ich palce, aż ich dłonie były do siebie przyciśnięte.
– Może.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz