rating: PG-13
Chanyeol
był pochylony nad ciałem Baekhyuna, trzymał go blisko, jakby
robienie tego miało zatrzymać ciepło w ciele Baekhyuna, które
powoli uciekało. Z jakiegoś powodu mężczyźni zdawali się czuć
współczucie, ponieważ nikt go jeszcze nie zabił. A może nawet
nie widzieli, że Baekhyun zamknął oczy.
Nagle
usłyszał krzyki z zewnątrz oraz wiele uderzeń, jakby toczyła się
bójka. Chanyeol nie podniósłby głowy, gdyby nie przysiągł, że
usłyszał głos Chena. Zamrugał. Wyglądało na to, że nie tylko
on to usłyszał. Dwaj mężczyźni wahali się, byli rozdarci między
chęcią zabicia Chanyeola a chęcią wyjścia na zewnątrz i
sprawdzenia, co się, do licha, dzieje. Znajdując nadzieję w tym,
że może uda mu się zawieźć Baekhyuna do szpitala, Chanyeol
pochylił się bliżej, przyciskając usta do nieruszających się
ust Baekhyuna.
– Baek,
nie mów tak… – zaskomlał Chanyeol. – Jeszcze nie jesteś
martwy… Jeszcze nie jesteś martwy… Więc nie mów takich rzeczy…
– Udawał, że głośno płacze. Wyglądało na to, że podjęli
decyzję, bo w końcu Joo Sung naprawdę
powiedział
im, żeby zabili Chanyeola po śmierci Baekhyuna, więc wszyscy
wybiegli na zewnątrz.
Nigdy
im się to nie udało.
Chanyeol
nie widział kto, lecz naprawdę
zobaczył długą rzecz w kształcie kija, która uderzyła mężczyznę
w głowę i ten upadł na podłogę. Zanim inni mężczyźni w ogóle
zrozumieli, co się dzieje, do środka weszli nowi ludzie, trzymając
kije, torby, a nawet buty.
Kiedy wszyscy mężczyźni zostali powaleni, Chanyeol w końcu
zobaczył kim on jest.
A
raczej kim oni są.
Jego
przyjaciele.
– Chłopaki…
– wyszeptał Chanyeol, wstając na drżących nogach. Chen
uśmiechał się do niego szeroko i zwycięsko…
…dopóki
nie zobaczył, kto jest w ramionach Chanyeola.
– Cholera!
– zaklął. Wszyscy odwrócili się do Chena, a potem do Chanyeola,
szeroko otwierając oczy.
– Cholera!
– zaklęło dziesięć innych osób.
– Niech
ktoś zadzwoni do szpitala! – Jungsoo pojawił się obok Chanyeola,
był spocony, ale cały i zaoferował, że to on w zamian potrzyma
Baekhyuna. Zmęczony i wyczerpany Chanyeol przekazał mu go. I tak
nie był pewien, czy jest w stanie dłużej trzymać bezpiecznie
Baekhyuna. Gdy Baekhyun znalazł się w jego ramionach, Jungsoo
pospiesznie wyszedł, kilka osób podążyło za nim.
– Chodźcie!
– ktoś syknął i kilka osób chwyciło Chanyeola, podnosząc go.
Jego pole widzenia rozpływało się. Teraz, kiedy jego życiu nie
zagrażało niebezpieczeństwo i nie widział już śmierci, ciężar
ranionego Baekhyuna… umierającego
Baekhyuna…
uderzył go mocniej niż kiedykolwiek.
– Niech
ktoś go przytrzyma!
– ktoś krzyknął. Więcej rąk go wsparło, wyciągając go z
tego miejsca. Zobaczył dziwnie wyglądających mężczyzn gapiących
się na nich, kiedy opuszczali chatkę i odepchnął od siebie
wszystkie ręce.
– Chcecie
się bić?! HĘ?! – krzyknął Chanyeol, zwijając dłonie w
pięści. Już się nie bał. Baekhyun został zraniony i umierał
przez tych ludzi. – Będę się z wami, kurwa, bił, chodźcie! –
Te same dłonie wyciągnęły się i złapały go, znów go ciągnąc.
– To
ludzie Baeka – ktoś miękko wyszeptał do jego ucha. – Chodź,
zabierzemy cię stąd. – Chanyeol nawet nie miał czasu, by
zarejestrować, co się dzieje, zanim wciągnęli go do auta. W
tamtej chwili wszystko zwaliło się na niego i ukrył swą twarz w
dłoniach.
– Baek…
– zaszlochał, nie przejmując się tym, kto tu jest i kto na niego
patrzy. – Baek…
– Wszystko
będzie z nim dobrze – powiedział ktoś łagodnie, pocieszająco
głaszcząc go po plecach. Chanyeol nigdy tego nie zapomni –
głośnego BUM!,
które mogło zniszczyć jego słuch i było tym, co, w jego
mniemaniu, mogło zniszczyć jego świat, ale w zamian zniszczyło
całe jego jestestwo.
Nigdy
nie będzie mógł zapomnieć, jak blady był Baekhyun, jak świeża
krew bez przerwy wypływała i nie przestawała, a Chanyeol nie
wiedział, jak ją zatamować. Nigdy nie będzie w stanie zapomnieć,
jak Baekhyun ścisnął jego dłoń, jego uścisk był tak słaby i
łatwo mógł się z niego wyplątać. Nigdy nie będzie potrafił
zapomnieć sposobu, w jaki Baekhyun uśmiechał się, jego bezbarwne
usta wystraszyły Chanyeola bardziej niż Joo Sung mierzący do niego
z broni. Nigdy nie będzie mógł zapomnieć sposobu, w jaki Baekhyun
na niego patrzył, oczami tak żywymi i delikatnymi, pełnymi
miłości, której zawsze chciał.
Baekhyun
nawet jeszcze mu tego nie powiedział.
Łzy
wypłynęły z jego oczu i skapnęły na jego dłonie, mieszając się
z krwią Baekhyuna, Nie chciał o tym myśleć, o tym, jak może
wyglądać jego przyszłość, jeśli Baekhyun zniknie z jego życia,
ponieważ Baekhyun wtargnął w nie tak nagle, że trudno było na
powrót go stamtąd wypchnąć. To tak, jakby Baekhyun wszedł do
jego serca i wybrał miejsce, z którego Chanyeol nigdy nie będzie
mógł go wymazać… Może to dlatego, że Byun Baekhyun był w
całym jego sercu.
To
dziwne, jak silna jest miłość, jak łatwo może cię do kogoś
przywiązać, tak, że torturą jest, kiedy ty i ta osoba jesteście
rozdzieleni. Chanyeol odczuł to na wielu poziomach. Czuł to tak
intensywnie, ponieważ teraz odtwarzał Baekhyuna we wszystkich
myślach i nie sądził, by te kiedykolwiek zniknęły.
Już
go to nie obchodziło. Nie obchodziło go nawet to, czy pójdzie do
więzienia, ponieważ został oskarżony o kradzież czyjejś
tożsamości. Nie przejmował się nawet tym, że zostanie posadzony
wraz z tymi kryminalistami, którzy krzywdzili innych i wyrządzali
im zło. Nie obchodziło go nic.
Chciał tylko, by Baekhyun był bezpieczny. Chciał jedynie, by
Baekhyun przeżył.
Uśmiech
Baekhyuna, jego śmiech, uśmieszek, jego grymas, głos, jego
zmrużone oczy, jego nos, palce… wszystko Baekhyun,
Baekhyun, Baekhyun
wciąż odtwarzało się w jego głowie, jaskrawe i wyraźne, ale
niedotykalne.
I
był przerażony, że Baekhyun stanie się tylko wspomnieniem.
Joo
Sung czekał kilka godzin.
Trochę
się niecierpliwił, ale wiedział, że to czekanie jest niczym w
porównaniu do tego, jak długo musiał udawać i organizować
wszystko przez ostatnie miesiące – a nawet lata.
Czekał na tę chwilę, więc jeszcze chwila czekania nic nie
znaczyła.
Właśnie
wtedy zadzwonił telefon.
Odebrał.
Spokojny wyraz jego twarzy zamienił się w ten wściekły.
– Co?!
– krzyknął w pustej, wielkiej poczekalni. – Uciekł?
Jak wy, kurwa… Wy idioci, wszyscy! – Po tym wyłączył telefon,
odwrócił się do mężczyzny, którego przyprowadził ze sobą na
tę okazję.
– Daj
mi jego zdjęcie. Oszusta
– wypalił Joo Sung, a mężczyzna wzdrygnął się, zanim zajrzał
do torby, którą trzymał. W końcu wyjął je i podał Joo Sungowi.
Joo Sung znowu się uśmiechnął, jego humor powrócił, kiedy
wpatrywał się w zdjęcie Chanyeola z tego semestru w college’u.
Może
może sprawić, żeby lokaj zabił dla niego Chanyeola.
Tak
czy inaczej, zemści się.
– Proszę
pana? – Kobieta otworzyła drzwi i zajrzała. Joo Sung natychmiast
się wyprostował, posyłając czarujący uśmiech. – Proszę
wejść.
Wszedł
z pewnością siebie i gracją, zostawił swojego człowieka. W końcu
zamierzał odzyskać sławę samodzielnie.
Nikt nie miał go powstrzymać.
Kiedy
wszedł, zobaczył mężczyznę, z którym miał się zobaczyć już
od dawna. Lee Mansu. Mężczyzna miał w oczach łagodny wyraz, gdy
stał przed biurkiem, przy którym pracował. Joo Sung stał po
drugiej stronie, zauważając z chciwością w oczach, jak wielu
ludzi miał Lee Mansu. Zdawało się, że co najmniej dziesięciu
mężczyzn stało przy dwóch długich ścianach, a Joo Sung patrzył,
jak kobieta podchodzi do Lee Mansu i staje za nim, była skromna i
pochylała głowę. Oblizał wargi. To
będzie miał od tej pory.
– Miło
mi cię poznać – powiedział lokaj z zaciekawieniem w oczach,
wyciągając rękę. Joo Sung podszedł do niego i zamiast uścisnąć
mu rękę, podał mu łańcuszek.
– Tego
pan szuka, prawda? – zapytał Joo Sung. – W końcu to jedyna
rzecz, która mi została, kiedy znaleźli mnie rodzice.
– Tak…
– Oczy lokaja rozszerzyły się, kiedy patrzył w łańcuszek.
Srebro błyszczało w żółtym świetle padającym z sufitu, a Joo
Sung z pewnością siebie uśmiechnął się, podczas gdy Lee Mansu
badał łańcuszek. – To… ten prawdziwy.
– Oczywiście,
że tak – powiedział Joo Sung, robiąc wszystko co w jego mocy, by
nie przewrócić oczami. – W końcu ja
jestem prawdziwym Park Chanyeolem.
– Hm…
– Lokaj spojrzał teraz na niego z większym zainteresowaniem w
oczach. Wpatrywał się w Joo Sunga, przyglądając się jego twarzy.
– Zdajesz się mieć uśmiech pana… i nos pani… jesteś bardzo
podobny do swoich rodziców – wyszeptał. Joo Sung uśmiechnął
się z wyższością. Wszystko zgodnie z planem. W końcu dostanie
dokładnie to, czego chce.
– Był
ktoś… kto próbował podszyć się pode mnie – powiedział Joo
Sung. – Chciał zdobyć moje pieniądze, ale nie pozwoliłem mu
zrujnować reputacji mojej rodziny. – Oczy lokaja znacznie
pociemniały.
– Kto
to, chłopcze? Pokaż mi, a go zabiję. – Joo Sung znów uśmiechnął
się z wyższością. Wszystko przebiegało doskonale. Nie miał
innego wyjścia. Wyjął zdjęcie z kieszeni i podał je lokajowi.
Lokaj wziął je, przypatrując mu się uważnie.
– Ten
chłopak. To on był tym-
BUM!
Joo
Sung zamrugał, upadając na kolana, kula trafiła go w ramię. Nagle
wszyscy ochroniarze, którzy wcześniej byli przyklejeni do ścian,
podeszli do przodu, przystawiając lufy do jego głowy. Spojrzał
przed siebie. Kobieta, która wcześniej go wezwała, miała w ręce
broń, dym wydobył się z lufy.
Kiedy
odważył się podnieść wzrok, Lee Mansu wpatrywał się w niego z
morderczym wyrazem w oczach.
Prawie
dwadzieścia dwa lata temu
Złoci
Parkowie dochodzili do sławy, stając się jedną z
najpopularniejszych marek w Korei i dochodzili do sławy na całym
świecie. To zawsze było marzeniem Minji, tak jak i jej męża.
Oboje byli sierotami, interesowali się metalami i jak one działały,
a także lubili tworzyć różne projekty tego, jak może wyglądać
biżuteria. Mieli wiele pomysłów przez dzieciństwo i młodość.
Spędzili wiele czasu, inwestując w kreowanie nowych pomysłów i
myśląc, jak stworzyć biżuterię, że aż całkiem porzucili
szkołę tylko po to, by skupić się na swoim marzeniu.
Byli
szczęściarzami.
Po
kilku małych cudach i nieumierającym uporze w końcu wypuścili na
rynek swój produkt. Dzięki unikatowemu kształtowi i wykorzystaniu
jedynie srebra (lub stopów złożonych ze srebra i wielu bogatych
metali), szybko się rozrośli i wielu ludzi się nimi
zainteresowało.
Ale
ludzie byli zazdrośni. Mieli wielu wrogów z wielu powodów. Po
pierwsze nie mieli zaplecza finansowego i… nie mieli żadnego tła
rodzinnego. Zawsze byli promowani jak Złoci Kochankowie. Byli
ludźmi, którzy nie mieli nic, ale stworzyli z tego wszystko.
Park
Minji nigdy nie dowiedziała się, kim byli ci, którzy chcieli ich
śmierci. Wszystko, co wiedziała, to to, że musi chronić syna.
Ledwie
dwumiesięczne maleństwo niosła przez śnieg po tym, jak zobaczyła,
że jej przyjaciel z dzieciństwa, jej jedyny towarzysz, jej mąż i
ojciec dziecka został zadźgany. Uciekła, zamiast poddać się, by
towarzyszyć swojej dozgonnej bratniej duszy, ponieważ synek w jej
ramionach znaczył dla niej bardzo wiele. Została zdradzona albo
przez kolegów, albo przez ludzi z filii, albo nawet przez własnych
przyjaciół, nie wiedziała przez kogo, ale zawsze była jedna
osoba, której nieustannie ufała.
Zamarzając
na śmierć, jedynie przytuliła Chanyeola mocniej do siebie, mając
nadzieję, że nie poczuje bólu i dreszczy, które ona czuła, a
jeśli poczuje, to miała nadzieję, że nigdy nie będzie tego
pamiętał.
– Są
tu, by mnie zamordować – wyszeptała, kiedy Lee Mansu wyszedł z
domu, wyglądał na rozczochranego, ale zmartwionego. Jej policzki
były poplamione jej łzami i miała ochotę się załamać, ale
musiała go chronić. – Jimin… już odszedł…
– Ja-
– Nie
– wtrąciła Minji. – Nie możesz. Znajdą cię.
– Nie
obchodzi mnie to, ja-
– Mogą
nie wiedzieć, że żyje – wyszeptała Minji. – Ukryję się, ale
mogę nie przetrwać. Jeśli tak się stanie, chcę, byś pozbył się
ludzi, którzy chcą Złotych Parków. Chcę, byś zatroszczył się
o Złotych Parków. Pokazaliśmy ci, jak wszystko tworzymy. A kiedy
się ich pozbędziesz, znajdź Chanyeola. – Minji rozejrzała się
gorączkowo. – Zajmij się też sobą. Twoje bezpieczeństwo jest
najważniejsze. – Wstała i skierowała się do drzwi. – Muszę
iść.
– Zaczekaj!
– Złapał ją za ramię. – Czy powiesz mi, gdzie go umieścisz?
– Nie.
– Minji uśmiechnęła się smutno. – Wiem, że go znajdziesz,
ale nie chcę, byś wiedział na wypadek, gdyby dowiedzieli się o
Chanyeolu i torturowali cię. – Potem wyszła.
Biegła
przez śnieg i robiła tak przez wiele godzin, bała się, że zbyt
szybko ją dogonią. W końcu jej instynkt nią zawładnął i
natrafiła na cichą uliczkę.
Nie
mogę dłużej czekać. Pomyślała
sobie, ukrywając się w cieniu, próbowała natrafić na cud. Muszę
go ukryć. Teraz.
I
cud się zdarzył.
Niska
kobieta otworzyła drzwi ze stosem koców, za nią szła mała
dziewczynka, nie miała więcej niż pięć lat. Śmiały się,
otwierając kosz i wrzucając wszystkie koce do środka. Potem
kobieta odwróciła się i podniosła dziewczynkę, pozwalając jej
samej wyrzucić koce. Później, śmiejąc się i śpiewając
rymowanki, wróciły do środka, zatrzaskując drzwi.
Jestem
pewna, że będą dla niego dobrzy.
Zdecydowała Minji, modląc cię, żeby miała rację. Kiedy była
pewna, że nikogo innego nie ma na ulicy, podeszła na palcach i
otworzyła kosz.
– Cokolwiek
się stanie… – wyszeptała, całując Chanyeola w nos. –
Cokolwiek się stanie, chcę, żebyś był szczęśliwy i chcę, byś
wiedział, że mamusia i tatuś cię kochają… – Ze łzami w
oczach położyła Chanyeola. Z jakiegoś powodu ciężej jej było
rozstać się z nim niż z własnym mężem, ale musiała to zrobić.
Patrzyła, jak łańcuszek błyszczy w świetle ulicznych lamp,
patrzyła, jak kawałek papieru leży niewinnie na piersi jej synka.
Miała nadzieję, że wie. Miała nadzieję, że pewnego dnia, kiedy
będzie szukał swojego tła rodzinnego, zacznie od wskazówki, którą
dla niego miała.
„Park
Chanyeol, z najbardziej wyjątkowymi uszami na świecie.”
Tej
nocy Park Minji została zamordowana poprzez dźgnięcie cztery razy
w klatkę piersiową.
A
potem ich ciała spaliły się na wiór w małym domku wiejskim,
który wynajęli na wakacje.
– Skąd
będę wiedział, kim on jest? Co jeśli… Co jeśli znajdę
niewłaściwą osobę? – Mansu wyglądał na zmartwionego. Minji
uśmiechnęła się.
– Będziesz
wiedział – powiedziała cicho.
W
tamtej chwili, kiedy Mansu spojrzał w zawiniątko z małym, ledwie
dwumiesięcznym chłopcem, nie chodziło tu o ładny srebrny
łańcuszek, który zobaczył zapięty na krótkiej szyi.
Zobaczył
te sterczące uszy, odstające jak obolały kciuk.
Tak
jak u jego rodziców.
– Masz
wszystkie cechy – powiedział Lee Mansu, spoglądając na oszusta
przed sobą. – Poza tą najważniejszą.
– Co,
do kurwy? – warknął Joo Sung, jego oczy błysnęły wściekłością,
nawet kiedy trzymał się za pierś. Wszyscy ochroniarze przystawili
mu broń do głowy, trzymając go na podłodze. Drżał gwałtownie
ze strachu, nawet jeśli udawał, że jest spokojny. Żałosna scena.
– Te
uszy, kłamco – powiedział opanowany Lee Mansu. – Nigdy nie
miałeś tych uszu.
Joo
Sung krzyknął z wściekłością.
– Próbowałeś
skrzywdzić pana Chanyeola, prawda? – Oczy Lee Mansu wyglądały
przerażająco i groźnie. – Próbowałeś zająć jego miejsce?
– Oczywiście,
że tak – krzyknął Joo Sung. – On nie ma nic. Nigdy nic nie
miał. Jeśli przyjmiesz mnie,
uczynię Złotych Parków jeszcze lepszymi niż kiedykolwiek
wcześniej. Park Chanyeol nie ma nic, jest tylko głupim, biednym
chłopcem, który nigdy nie myśli o konsekwencjach! – W tamtej
chwili Lee Mansu wyjął broń, przycisnął ją do nosa Joo Sunga.
Joo Sung natychmiast przestał mówić, drżał gwałtownie,
tchórząc. Strach był wyraźny w jego oczach, a im dłużej Mansu
na niego patrzył, tym mniej wyglądał jak Park Jimin i Park Minji.
Tylko
oszust.
– Zabrać
go – powiedział Lee Mansu, cofając broń, a potem odwrócił się
do nich. Słysząc stłumione krzyki furii Joo Sunga, otworzył dłoń
i wpatrywał się w zdjęcie, które tam było. Uśmiechnął się.
Park Chanyeol naprawdę miał uszy swoich rodziców. – Posiedzi w
więzieniu przez długi, długi czas.
Kilka
tygodni wcześniej
– Jaki
masz dowód na to, że jesteś Park Chan-
– Nie
jestem – odpowiedział mężczyzna stojący przed Lee Mansu. Mansu
zamrugał z zaskoczenia.
– Hę?
– Nie
jestem Park Chanyeolem – powiedział. – Jestem kimś innym.
– To
dlaczego-
– Ta
wyjątkowa rzecz, której pan szuka… – Zdawało się, że urok
wypływa z tego mężczyzny, kiedy przechadzał się z gracją. –
To nic kosztownego, prawda? – Kiedy podszedł bliżej i położył
dłoń na biurku, nie zobaczył smukłych palców rozcapierzonych na
drogim drewnie, ujrzał wyraz jego oczu.
– Szuka
pan uszu. – Oczy Mansu rozszerzyły się w zaskoczeniu.
– Co
sprawia, że tak sądzisz? – zapytał.
– Wyszukałem
Park Minji i Park Jimina – wyjaśnił Baekhyun. – Widziałem ich
zdjęcia. Oboje mają odstające uszy.
– Jesteś
bardzo dobry – powiedział Mansu. – Jak ci na imię?
– Byun
Baekhyun – rzekł Baekhyun, sięgnął do kieszeni i wyjął
telefon. Przesunął ekran kilka razy, nim pokazał go mężczyźnie.
– To mężczyzna, którego pan szuka. Nazywa się Park Chanyeol, ma
dwadzieścia dwa lata, urodził się dwudziestego siódmego listopada
1992 roku. Powiedział mi, że jest sierotą, jego rodzice porzucili
go, gdy miał zaledwie dwa miesiące. Tkwił w koszu pełnym koców,
by obcy ludzie się nim zajęli. – Baekhyun przeczesał palcami
włosy, próbując przypomnieć sobie coś więcej.
– Och
i powiedział, że kiedy został znaleziony, miał na ciele dwie
rzeczy. Nie miał nic więcej. Nie miał nawet ubrań. Miał srebrny
łańcuszek z kluczem wiolinowym i notatkę. – Baekhyun pochylił
się, by spojrzeć Mansu w oczy. – Było tam napisane „Park
Chanyeol, z najbardziej wyjątkowymi uszami na świecie”.
Baekhyun
na chwilę przestał mówić, pozwalając, by Mansu przyswoił
informacje.
– Czy
teraz mi pan wierzy? – spytał Baekhyun. Lee Mansu był pod
wrażeniem. Z jakiegoś powodu widział upór w oczach chłopaka,
silną determinację, której nie dało się złamać.
– Opowiedz
mi o szczegółach – powiedział Mansu. Baekhyun natychmiast się w
to zagłębił.
– Jest
mężczyzna, który próbuje podszyć się pod Chanyeola – odparł
Baekhyun. – Jest bardzo podobny do Chanyeola, ale jest od niego
przynajmniej sześć lat starszy. Jest znany z poważnych kradzieży
z odnoszących sukcesy firm, ma ludzi, którzy go wspierają. Jest
bardzo dobry w udawaniu, może pana zranić, jeśli go pan choć
trochę obrazi, a tym, co kocha bardziej niż pieniądze, jest
zemsta-
– Brzmisz,
jakbyś znał go osobiście. – Mansu uniósł pytająco brwi. Twarz
Baekhyuna spochmurniała.
– Byłem
ofiarą – powiedział cicho. – jeśli sprawdzi pan w Internecie,
w 2007 roku finanse firmy Bronze gwałtownie spadły. Jestem synem
Byun Kangmina. To była jego robota i była też w tym moja wina. –
Mansu podniósł na niego wzrok.
– Ten
mężczyzna przyjdzie do pana, kiedy nadejdzie czas. Weźmie od
Chanyeola łańcuszek i pokaże go panu, myśląc, że to łańcuszka
pan szuka – powiedział Baekhyun. – Jest oszustem. Niech pan mu
nie ufa.
– Oczywiście
– odpowiedział gładko Mansu. Baekhyun zamrugał na niego
zaskoczony. – Przewinęło się tu wielu oszustów i kryminalistów.
W końcu to ja pozbyłem się ludzi, którzy chcieli zabić rodzinę
Park.
– Państwo
Park zostali zdradzeni przez swoich sojuszników. Chcieli, by ich
firma rozkwitła, ale zawsze pozostawali w cieniu Złotych Parków.
Mordercy byli zwykłymi ludźmi, którzy zostali wysłani, by ich
zabić. – Oczy Mansu błysnęły. – Znalazłem ich wszystkich.
Albo ich zabiłem, albo posłałem ich do więzienia. Ze wszystkimi
zdrajcami i kłamcami zrobię to samo. – Wpatrywał się w
Baekhyuna, ale Baekhyun patrzył na niego równie intensywnie bez
cienia strachu w oczach. – Dlaczego sądzisz, że szukam pana
dopiero teraz? To dlatego, że teraz jest bezpieczny i nie będzie
więcej osób, które będą usiłowały go skrzywdzić.
– Ten
mężczyzna chce ukraść tożsamość Chanyeola – powiedział
Baekhyuna. – Nie pozwolę mu. Chciałem tylko, by pan wiedział. –
Potem odwrócił się i zamaszystym krokiem skierował się do drzwi.
– Zaczekaj
– zawołał Mansu. Baekhyun zatrzymał się. – Pozwól mu
przyjść. Sam się z nim rozprawię. – Baekhyun odwrócił się, a
Mansu posłał mu uśmiech.
– Nie
odpuszczę nikomu, kto waży się skrzywdzić mojego pana.
Dotarli
do szpitala, cała dwunastka stłoczyła się na zewnątrz, podczas
gdy Baekhyun został odwieziony na izbę przyjęć. Później Jungsoo
wyszedł, mówiąc, że ma sprawy do załatwienia. Kilka godzin
później Baekhyun nadal tam był, a wszyscy jego przyjaciele albo
zasnęli z wyczerpania, albo poszli, by ktoś zajął się ich
obrażeniami.
To
były chwile, których Chanyeol nigdy nie będzie w stanie opisać.
To chwila życia i śmierci i choć Chanyeol słyszał to tak wiele
razy, że uważał, że to banalne, nigdy nie było prawdziwsze niż
w tamtym momencie. Był tam, czekając na koniec, który mógł
okazać się cudem albo okropieństwem i nieszczęściem. Był tam,
czekał na odpowiedź, szansa nadziei, którą czuł, zaczynała
zanikać, im więcej czasu upływało. Jego przyjaciele nie
powiedzieli nic na ten temat i próbowali przekonać Chanyeola (i
siebie), że z Baekhyunem wszystko będzie dobrze, ale Chanyeol za
bardzo się bał, by tak myśleć. Za bardzo się bał, że zostanie
zawiedziony, zraniony i zdruzgotany.
Nigdy
wcześniej tak bardzo się nie bał.
Każda
minuta była jak godzina, każda godzina była jak rok. Jak długo
jeszcze musiał czekać?
W
końcu światło na szyldzie zgasło. Chanyeol wstał na drżących
nogach i z zapartym tchem, kręciło mu się w głowie, kiedy
zatoczył się do przodu i czekał. Niedługo potem wyszedł lekarz,
rozejrzał się i jego wzrok spoczął na Chanyeolu.
– Z
twoim przyjacielem wszystko będzie dobrze – powiedział łagodnie
doktor. Kiedy Chanyeol odetchnął z ulgą, czuł, jakby puścił
wszystkie ciężary, które go trzymały. – Potrzebuje tylko dużo
odpoczynku. Miał wiele szczęścia, że kula nie trafiła w serce i
przybył w samą porę. Kiedy go odwiedzisz, nie budź go. Nie
będziesz mógł go odwiedzać przez następny tydzień.
– To…
– Chanyeol nie mógł dokończyć, co mówił, bo czuł ulgę nie
do opisania. Nawet jeśli nie będzie mógł oglądać Baekhyuna
przez miesiąc albo rok, albo dziesięć lat, albo nawet już nigdy,
cieszył się, bo Baekhyun miał się dobrze.
Baekhyun
miał się dobrze.
I
przysięgał, że jeśli Baekhyun będzie miał się dobrze przez
resztę życia, to Chanyeol już nigdy nie będzie prosił o nic
więcej.
Usłyszał
to, zanim zobaczył.
Ciche
szepty brzęczały nad nim. Równomierne uderzenia maszyny, która
zdawała się odpowiadać biciu jego serca. A potem:
– Tak,
kurwa, wygrałem to! – wrzasnął Tao.
– Chyba
śnisz!
– Cii!
– Wszystko znowu ucichło i wrócili do szeptania. Ale spokój już
zniknął.
– Jesteście
bardzo głośni – powiedział i otworzył oczy. – Nie mogę spać.
Dziesięć
par oczu odwróciło się, by na niego spojrzeć.
– OBUDZIŁEŚ
SIĘ! – krzyknęli, rzucając się w stronę łóżka, talia kart
została zapomniana i zostawiona. Nie przytulili go, ponieważ bali
się, że zrobią mu krzywdę. Kiedy próbował usiąść,
potrząsnęli głowami, mówiąc mu, by się nie ruszał. Yi Xing
przesunął się i wcisnął guzik, a Baekhyun poczuł, jak łóżko
się rusza i pomaga mu usiąść. W tym czasie wszystko było
szaleństwem.
– Ty
idioto!
– Tak
się martwiliśmy!
– Prawie
przyprawiłeś nas o atak serca!
– Baekhyun,
ty pojebie!
– Tak
bardzo się bałem!
Zamrugał
na wszystkich przyjaciół. Chen miał rozciętą wargę, Kyungsoo
zabandażowaną rękę, Sehuna zabandażowaną głowę, a Yi Xing
opuchniętą twarz. Tao wydawał się być w porządku tak samo jak
Joonmyun i Minseok. Lu Han i Jongin wyglądali dobrze, jeśli nie
widział, jak kuśtykają w jego stronę, Jonginowi pomagał
Kyungsoo.
– Co
się wam wszystkim stało? – spytał. Przewrócili oczami.
– Przybyliśmy,
by cię ratować, oczywiście! – wyjaśnił Yi Xing. Wszyscy się
zaśmiali. Baekhyun zmarszczył brwi.
– Och,
nie patrz tak na nas. – Chen przewrócił oczami. – Od czego nas
macie, dzieciaki? My też jesteśmy facetami, też umiemy robić
różne rzeczy!
– Właśnie
– dodał Sehun. – Ale wy zawsze wszystko trzymacie dla siebie-
– I
nigdy nie pozwalacie, żeby ktoś wam pomógł – wtrącił Lu Han.
– To
czas, byście wzięli nas pod uwagę jako przyjaciół – powiedział
Kyungsoo. Choć wszyscy wyglądali na zmęczonych, biła od nich
jasność. Może to zasługa ich uśmiechów.
– Och,
a ten sukinsyn Joo stanie przed sądem – powiedział Jongin. –
Nie mogę uwierzyć, że jeszcze nie siedzi w więzieniu.
– To
dlatego, że jest bogaty, wynajął prawnika i stwierdził, że to
niesprawiedliwe. – Minseok westchnął. Wszyscy mieli w oczach
pewną nienawiść. Było coś
dodatkowego, co mówiło Baekhyunowi, że jakimś cudem wiedzą o
jego przeszłości. Jego serce zatrzymało się na moment, a twarz
zarumieniła. Miał nadzieję, że się myli. Chociaż ufał im i
zaakceptował swą przeszłość, nadal była to część jego, która
go zawstydzała.
– Czy
wy… czy wiecie, co nam się przydarzyło? – zapytał cicho. –
Między mną a nim? – Zamrugali na niego z zaskoczeniem.
– O
czym ty mówisz? – Dziesięć par oczu zamrugało na niego
niewinnie, ale w ich spojrzeniach było coś znaczącego. Zanim
Baekhyun się zorientował, poczuł ciepło dodane przez kolejne
ciepło dodane przez kolejne ciepło dodane przez kolejne ciepło
dodane przez kolejne ciepło dodane przez kolejne ciepło dodane
przez kolejne ciepło dodane przez kolejne ciepło dodane przez
kolejne ciepło dodane przez kolejne ciepło. To musiał być
największy uścisk, w jakim Baekhyun kiedykolwiek był i nigdy nie
sądził, by było to możliwe, ale właśnie się działo. Baekhyun
uśmiechnął się i zamknął oczy, tuląc się do nich, był
wdzięczny, że ma takich przyjaciół.
– Gdzie
jest Jungsoo? – zapytał, gdy się odsunęli. Tak naprawdę
rozglądał się, odkąd otworzył oczy.
– Och,
bierze udział w procesie jako ktoś, kto przedstawia dowody –
powiedział Joonmyun.
– Chanyeol
też tam jest, w charakterze świadka – dodał Kris. Tajemniczy
uśmieszek przemknął przez wszystkie ich twarze.
– Nie
udawaj. – Tao zachichotał, szturchając Baekhyuna łokciem.
– Przez
cały czas, jak z nami rozmawiałaś, rozglądałeś się. – Sehun
uśmiechnął się złośliwie.
– Wiemy,
kogo szukasz. Nie ukryjesz tego przed nami. – Lu Han puścił
oczko. Baekhyun zarumienił się, ale nie zaprzeczał.
– Nie
martw się – powiedział cicho Kyungsoo. – Kiedy nie było go w
sądzie, próbując wsadzić tego pojeba do więzienia, był tu z
tobą przez cały czas.
– W
końcu się martwił. – Jongin uśmiechnął się do Kyungsoo. –
Przecież ryzykował dla Baekhyuna życiem, prawda?
– A
Baekhyun ryzykował swoim życiem dla Chanyeola, prawda?
– Ooooooooooj…
– zagruchali wszyscy. Wkurzony (i speszony) Baekhyun ukrył się
pod kołdrą.
– Nie
chcę was już widzieć. Wynocha – poskarżył się. Przyjaciele
zignorowali go.
– A
tak w ogóle to Chanyeol jest teraz bogaty, prawda? – powiedział
Sehun.
– Tak!
Ponieważ jest pełnoprawnym właścicielem jakieś niesamowitej
firmy biżuteryjnej! – pisnął Tao.
– Moja
mama uwielbia tę markę! – dodał Minseok, śmiejąc się.
– Zasługuje
na to – powiedział cicho Baekhyun. Wszyscy uśmiechnęli się,
widząc uśmiech na twarzy Baekhyuna.
– NIE
MOGĘ TEGO DŁUŻEJ ZNIEŚĆ! – krzyknął Kris, wyszedł na przód,
trzymając Joonmyuna za rękę. – WIDZIELIŚCIE MOJEGO MYEONNIEGO?
KIEDY SKOPAŁ JAJA TAMTYM GOŚCIOM-
– Dobra,
dobra. – Inni odepchnęli go.
– Panuj
nad swoim facetem, Joonmyun. – Minseok przewrócił oczami.
– Wyglądał
dobrze, kiedy zmiażdżył ich twarze dłońmi – mruknął
Joonmyun, rumieniąc się z zażenowania, lecz uśmiechając się z
dumą. Kris podniósł się z ziemi i objął Joonmyuna ramionami,
uśmiechając się jak szaleniec. – Wszyscy zakrztusili się. Potem
nagle wstał Chen. Wszyscy zrobili to samo. Zdezorientowany Baekhyun
zamrugał.
– Zostawimy
cię teraz samego – powiedział Chen, wyprowadzając wszystkich. –
Twoi rodzice jadą.
– Rodzice?
– Baekhyun uniósł brew. Chen uśmiechnął się bezczelnie. –
Tak czy inaczej dzięki, chłopaki.
– Och,
nie wspominaj o tym. – Wszyscy złapali się za twarze w kpiącym
zażenowaniu, wychodząc jak zawstydzone, mile połechtane staruszki.
Baekhyun zachichotał, jego serce rosło. Yi Xing nadal pozostawał z
tyłu, patrzył na kwiatki. Baekhyun patrzył, jak Kyungsoo
podchodzi, by podać Jonginowi kule. Uśmiechnęli się do siebie,
gdy Kyungsoo pomagał niższemu. Yi Xing zauważył jego pytające
spojrzenie.
– Och.
– Yi Xing pochylił się. – Kiedy bili się z tymi złymi
kolesiami, któryś z nich chciał uderzyć Kyungsoo, ale Jongin
usiłował go odciągnąć. Ten facet bardzo się wkurzył i uderzył
go w kolano metalową pałką. – Baekhyun skrzywił się. – Tak.
Długo rozmawiali, kiedy miałeś operację. Myślę, że po tym coś
się między nimi wydarzyło.
– Cieszę…
się… – wykrztusił Baekhyun, próbując nie myśleć o bólu,
jaki może to wywołać. Yi Xing uśmiechnął się ładnie.
– Pójdę
już. Do widzenia! – Potem wyszedł.
Kiedy
wyszedł, drzwi znów się otworzyły. Baekhyun wzdrygnął się z
zaskoczenia.
– Baekhyunnie!
– Mama Chanyeola pospieszyła do niego. – Och, Baekhyunnie!
– Pani
Im. – Zamrugał. A więc to o tym mówili? Pan Im wszedł do
środka, jego oczy były szeroko otwarte ze zmartwienia.
– Tak
bardzo się martwiliśmy, Baekhyun-ah! – Pani Im pospieszyła ze
łzami w oczach. – Bardzo!
– Chanyeol…
on ma się dobrze – powiedział cicho Baekhyun, uśmiechając się.
Pani Im zmarszczyła brwi, wycierając szaleńczo łzy.
– Słucham?
– Fuknęła. Baekhyun znowu zamrugał, zbity z tropu. – Kogo
obchodzi w tej chwili ten dzieciak, oczywiście
bardziej martwiliśmy się o ciebie.
– Właśnie!
– zgodził się z entuzjazmem pan Im. – Jak się masz, synu?
– Och.
– Baekhyun znów poczuł, jak jego serce rośnie. – Dobrze.
– Nie
ruszaj się zbyt wiele, kochanie – powiedziała pani Im, delikatnie
poklepując Baekhyuna po ramieniu. – Nie chcemy, żebyś coś sobie
zrobił.
– Jak
wy, dzieci, mogliście wplątać się w coś tak niebezpiecznego? –
huknął pan Im. – Mogliście umrzeć.
– Jesteście
idiotami – załkała pani Im. – Myślałam o pełnej rodzinie do
końca tego roku. Myślałam… że kiedy Yoora weźmie ślub, a ty
zejdziesz się z Chanyeolem, myślałam, że w końcu spełnię swoje
życiowe cele… – Łkała jeszcze bardziej. – Myślałam, że
was straciłam.
– Przyjechaliśmy
tu tak szybko, jak mogliśmy – rzekł pan Im. – W końcu nie
mieszkamy tak daleko…
– Dziękuję
– powiedział cicho Baekhyun, uśmiechając się. – Za
odwiedzenie mnie.
– O
czym ty mówisz, głuptasie? – załkała pani Im. – Oczywiście,
że byśmy cię odwiedzili! Utknęliśmy tu, wiesz. Powiedzieliśmy
Chanyeolowi, że nie wracamy do domu, a ten głupi chłopak
zarezerwował nam hotel w pobliżu. – Pociągnęła nosem. –
Tylko dlatego, że teraz jest bogaty i w ogóle.
– Chcieliśmy
być przy tobie każdego dnia, dopóki nie będziesz mógł wyjść –
powiedział pani Im z uśmiechem. – A także chcieliśmy ci
podziękować.
– Tak,
o tak! – wykrzyknęła pani Im, wycierając gorączkowo łzy. –
Dziękujemy. Bardzo dziękujemy za chronienie Chanyeola.
– Uratowałeś
mu życie, chłopcze – powiedział ponuro pan Im. – Byłeś
bardzo odważny. – Baekhyun zarumienił się z zażenowania na ten
komplement.
– Tak,
byłeś – odezwał się nowy głos. Baekhyun podniósł wzrok i
ujrzał stojącego w progu Lee Mansu, w jego oczach tkwił delikatny
wyraz. Podszedł do Baekhyuna i wyciągnął odzianą w rękawiczkę
dłoń. Baekhyun uścisnął ją nieco zakłopotany. – Dziękuję
za to, że chroniłeś pana. Gdyby nie ty, mógłbym go nigdy nie
znaleźć.
– Ja-
– Na
zewnątrz jest ktoś, kto czeka, by cię zobaczyć, ale nie był
pewien, czy powinien wejść – oznajmił Lee Mansu. – Krąży
dookoła przez długi czas i ciągle mamrocze do siebie-
– Nie
może wejść? – Baekhyun zamrugał. Chanyeol
się o mnie boi? Z jakiego powodu. –
Niech wejdzie!
– Powtarzałam
mu to – szepnęła pani Im do swojego męża. – Mówiłam mu, że
Baekhyun nie będzie miał nic przeciwko, ale patrzcie go, krąży
wokoło, jakby tu nie pasował.
– Zawołam
go – powiedział Mansu, podchodząc do drzwi. – I tak muszę już
iść. – Potem otworzył drzwi i zamknął je za sobą.
– Nie
obwiniaj go – powiedziała cicho pani Im. – Wini się za to. –
Potem chwyciła swojego męża i uśmiechnęła się słodko. –
Pójdziemy już, kochanie. – Pani Im pospieszyła do drzwi, a potem
w ostatniej chwili się odwróciła. – Och, mów do mnie „mamo”!
Baekhyun
zaśmiał się, gdy drzwi się zamknęły. Już czuł się zmęczony
i nie wiedział dlaczego. Z jakiegoś powodu towarzystwo ludzi, o
których się troszczył i przy których się rozluźniał sprawiało,
że całkowicie zapominał o ranie, ale kiedy został sam, poczuł
ból.
To
był bolesny postrzał. Prawdopodobnie najbardziej bolesne odczucie
fizyczne, jakie kiedykolwiek czuł. Kiedy wszedł w przebraniu kogoś
innego, nigdy nie spodziewał się, że będzie mógł uratować
Chanyeola przed Joo Sungiem. W końcu to był on (i może Chanyeol)
przeciwko wielu uzbrojonym mężczyznom. Serce po prostu podpowiadało
mu Musisz
chronić Chanyeola, nieważne co.
„To
koniec twoich dni jako Park Chanyeola.”
Joo Sung schował telefon do kieszeni. Jego ręka spoczywała za
długo. Właśnie wtedy Baekhyun zrozumiał, dlaczego Joo Sung
trzymał broń w swej posiadłości.
Nie
myśląc, nie bojąc
się
nawet, Baekhyun zaufał sobie przed Chanyeolem w chwili, kiedy
wiedział, że Joo Sung zamierza strzelić. W głowię przez chwilę
rozważał opcje – nieznośny, lecz krótkotrwały ból postrzału
czy nieznośny ból, z którym musiałby sobie radzić, gdyby przez
resztę życia nie było Chanyeola?
Nawet
nie musiał nad tym myśleć.
Ból
wybuchł w jego ciele, ale może Bóg był milszy, ponieważ upadł
prosto na Chanyeola. Z jakiegoś powodu w czasie najboleśniejszego
momentu czuł tylko szczęście. Pamiętał, że trudno było mu
oddychać i być skupiony, ale chęć zobaczenia Chanyeola jako
ostatniego obrazu w myślach była tym, co trzymało go przy życiu.
Chanyeol płakał w tak atrakcyjny sposób, ale bolesny grymas na
jego twarzy sprawił, że jego oszołomione serce waliło ze
smutkiem. Chciał, by Chanyeol uśmiechnął się do niego, nim
odejdzie. Chciał upewnić się, że Chanyeol będzie bez niego
szczęśliwy. Bo w tamtej chwili był najszczęśliwszym człowiekiem
na świecie. Z Chanyeolem, który chciał zostać z nim do ostatniego
momentu, nie mógł prosić o nic więcej. Rozumiał życzenia
Chanyeola, rozumiał je bardziej niż ktokolwiek, a jednak wciąż
sprawiały, że był trochę smutny. Ale z kogo on żartował? Przez
ostatnie kilka miesięcy był tak szczęśliwy, że nie mógł tego
nikomu opisać, nawet nie Chanyeolowi. Był tak szczęśliwy, że
miał nadzieję, iż Chanyeol będzie mógł to zobaczyć, nie musząc
o tym słyszeć. Był tak szczęśliwy, że nawet gdyby umarł
wcześnie, wiedział, że nie żałowałby niczego.
Był
tak szczęśliwy, ponieważ w końcu wiedział, że zasłużył na
szczęście.
Był
tak szczęśliwy, ponieważ w końcu wiedział, że był coś wart.
Był
tak szczęśliwy, ponieważ w końcu zrozumiał, że nie zasłużył
na ból. Był tylko kimś, kto stracił siebie, ale siebie odnalazł.
Wreszcie
drzwi otworzyły się, ale było to łagodne, niemal nieśmiałe.
Baekhyun podniósł wzrok, uśmiechając się, czekał, aż jego
kochanek wejdzie do środka (byli teraz kochankami, prawda?)
W
zamian jego twarz spochmurniała, kiedy zobaczył, kto tam jest.
Jego
ojciec.
– Baekhyun?
– zawołał bojaźliwie pan Byun. Usta Baekhyuna otworzyły się,
chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Nigdy się tego nie
spodziewał. W końcu jego ojciec nigdy nie pokazał, że się
przejmuje, kiedy Baekhyun był tu ostatnim razem.
– P-Przepraszam,
Baekhyun, ale chciałem cię zobaczyć – powiedział pan Byun,
robiąc kolejne kroki powoli i ostrożnie. Baekhyun zamknął usta,
milczał. – M-Myślałem… po tym wszystkim… Nie będziesz mnie
tu chciał… – Potem jego ojciec usiadł obok niego, nadal był
podenerwowany. Wyglądał, jakby nie spał od kilku dni.
– Przepraszam,
synu. Te kilka lat temu… To była moja wina – powiedział cicho.
Poczucie winy było wypisane na całej jego twarzy. – To wszystko
była moja wina. Byłem dupkiem. Byłem najgorszym ojcem, jakiego
mogłeś mieć. – Pan Byun wyciągnął dłoń, ale wahał się, a
potem cofnął ją, obie spoczywały na brzegu materaca. – Byłeś
wtedy najbardziej narażony, a ja… ja… ja się bałem. Bałem się
o siebie, o moją reputację. Myślałem tylko o sobie.
– Dlatego
całkowicie rozumiem, jeśli chcesz, bym wyszedł, ale… ja naprawdę
chciałem cię zobaczyć. Ch-Chciałem, żebyś wiedział, że nigdy
nie byłeś problemem, to ja
nim
byłem.
Chcę…
chcę, żebyś wiedział, że tak naprawdę mnie obchodzisz,
nieważne, jak traktowałem cię w przeszłości. – W oczach pana
Byun były łzy. – Nie musisz mi wybaczać, synu… B-Baekhyun,
ale… chciałem tylko…
– Dziękuję,
tato – powiedział cicho Baekhyun. Pan Byun zatrzymał się,
zamrugał na niego, łzy spłynęły po jego policzkach. – Za to,
że mnie odwiedziłeś. – Jakby chciał podkreślić sens swoich
słów, Baekhyun wyciągnął odważnie dłoń i ujął nią dłoń
swego ojca. Pan Byun zająknął się, spoglądając na ich złączone
dłonie, a potem z powrotem na syna. Baekhyun widział zmarszczki
swojego taty oraz siwe włosy, które zaczynały uwidaczniać się na
jego głowie. Od kiedy jego ojciec tak bardzo się postarzał?
Kiedy
ostatnio uważnie patrzył na ojca?
– Baekhyun…
– zaszlochał pan Byun. – B-Baekhyun…
– Przepraszam,
że byłem beznadziejnym synem – wyszeptał Baekhyun, ale nawet gdy
to zrobił, jego serce rosło. Bardzo.
– Ja…
Tak bardzo się bałem, że… – Zdania pana Byun były urywane i
łamiące się. – Słyszałem i… ja… natych-natychmiast
przybyłem i… i tak bardzo się bałem…
– Byłem…
byłem przerażony, że… że cię stracę, zanim miałem czas…
miałem czasy, by spłacić dług… – ciągnął pan Byun, czkając
pomiędzy kolejnymi słowami. – Chciałem… W samolocie myślałem
jedynie o… że nie traktowałem cię dobrze i że… że choć
musiałeś być tak… cholernie samotny
i… tak bardzo cierpiałeś i byłeś bezbronny… nie zrobiłem
kompletnie nic… nie zrobiłem kompletnie nic… Troszczyłem się
tylko o… o siebie i… mój syn został… został ofiarą jednego
z… najgorszych przestępców,
a ja… a ja… miałem nadzieję, że media nie podchwycą… –
Baekhyun słuchał w milczeniu. Z jakiegoś powodu jego ojciec zdawał
się cierpieć bardziej niż on. Może to dlatego, że Baekhyun
uwolnił się od tego rok temu, a jego tata wstrzymywał to do tej
pory.
– Wybaczam
ci – powiedział Baekhyun. Gdy pan Byun podniósł wzrok, jego oczy
były czerwone i spuchnięte tak jak i jego, uśmiechnął się. –
Wybaczam ci. Nie myślmy już o tym.
Nie
wiedział, jak odważny był. Nie wiedział, że wybaczanie zawsze
będzie odważniejszym wyczynem niż wstrzymywanie, ale w tamtej
chwili Byun Kangmin zobaczył to.
Zobaczył,
jak silny jest jego syn.
– Kocham
cię, synu – powiedział pan Byun drżącym głosem. – Kocham
cię…
Baekhyun
zaakceptował to, przypomniał sobie, że wszyscy jego przyjaciele,
rodzice Chanyeola i jego własny tata przyjechali, by go odwiedzić…
Nie tylko, by go odwiedzić, ale by spojrzeć na niego z troską,
czekali, by go zobaczyć, byli przy nim, choć był nieprzytomny,
rzucili wszystko i przybyli, gdzie on jest. Widział to wszystko.
I
nigdy nie czuł się bardziej kochany niż w tamtej chwili.
W
końcu jego ojciec został zmuszony do wyjścia, bo pielęgniarka
powiedziała, że pacjent jest zmęczony. Chociaż Baekhyun kłócił
się, że ma się dobrze, pielęgniarka nalegała i wyciągnęła
pana Byun. Kiedy wyszedł, Baekhyun zrozumiał, o czym mówiła. Jego
oczy powoli się zamykały, kiedy zsuwał się na łóżko. Nie
wiedział, że ta rana będzie sprawiała, że tak szybko się
zmęczy.
Powoli
zapadał w stan nieświadomości.
Między
snem a rzeczywistością ledwie usłyszał dźwięk otwieranych drzwi
w najdalszych zakamarkach swej świadomości. Usłyszał poruszenie,
głośne kroki i coś głucho opadającego na ziemię. Usłyszał
więcej ruchu, więcej kroków, a potem skrzypienie łóżka.
Wszystko
to przyjął z rezerwą jako rzeczy, które zauważał, ale nie
przejmował się nimi i natychmiast wymazał je z głowy. Ale kiedy
poczuł pocałunek w czoło, łagodny i słodki, wiedział, kto to.
Otwierając
oczy, Baekhyun zauważył twarz Chanyeola blisko swojej, duże oczy
zamrugały niewinnie, a usta rozciągnęły się w uśmiechu.
– Nie
chciałem cię obudzić – powiedział cicho Chanyeol i chociaż
brzmiał, jakby czuł się winny, brzmiał także na bardzo
podekscytowanego. Baekhyun uśmiechnął się. Chanyeol miał na
sobie drogi garnitur, jego włosy były zaczesane do tyłu na żel.
Miał lekko rozwiązany krawat, kołnierzyk w nieładzie, ale z
jakiegoś powodu to dodawało więcej uroku, który zdawał się
wypływać z ciała Chanyeola.
– Przepraszam,
Yeol – wyszeptał Baekhyun, chciał wyciągnąć dłoń i
rozczochrać te czarne włosy. Chanyeol przycisnął czoło do czoła
Baekhyuna. Przepraszam
za wszystko, co zrobiłem.
– Nie
mów nic – mruknął Chanyeol. – To ja powinienem być tym,
który-
– Zamknij
się – przerwał Baekhyun. „Przepraszam,
że sobie poszedłem.”
Mógł usłyszeć, jak to wymyka się z zamkniętych ust Chanyeola.
Chanyeol przestał i zachichotał. Baekhyun zamknął oczy,
wsłuchując się w dźwięk, za którym tak bardzo tęsknił.
–…Przepraszam
– wydyszał Baekhyun, kiedy Chanyeol podniósł jego ciało z
wielką delikatnością i troską, a kiedy otworzył oczy, zobaczył,
że Chanyeol wpatruje się w niego intensywnie.
– Za
co? – Chanyeol pochylił się niżej, jakby tym razem słuchał
chętnie.
– Za
to, że nie poszedłem na koncert – powiedział, lekki grymas
wisiał na jego ustach.
– Ty
idioto. – Ciepła dłoń Chanyeola ujęła jego policzek i
nieświadomie wtulił się w nią. – Jeśli jesteś bezpieczny, nic
więcej mnie nie obchodzi. – Baekhyun zamknął oczy, czując
szorstkość skóry Chanyeola.
– Och!
– wykrzyknął nagle Chanyeol, strasząc Baekhyuna. Patrzył, jak
wyższy cofa dłoń, by zakryć usta, skulił się, rozglądając na
wypadek, gdyby ktoś go usłyszał. Kiedy nic takiego się nie stało,
Chanyeol zabrał dłoń, pochylił się z błyszczącymi oczami. –
Ten pojeb został skazany na dożywocie za kradzież, usiłowanie
zabójstwa i za prawdziwe zabójstwo, a to i tak nie wszystko, co
zrobił. Możesz w to uwierzyć, Baek? Zamordował kilka osób
wcześniej… Tak czy inaczej dopuścił się większej ilości
przestępstw-
– Fuj
– przerwał Baekhyun. Chanyeol zamrugał i spojrzał na niego
dziwnie.
– Słucham?
– wypalił zdezorientowany.
– Tak
naprawdę nie obchodzi mnie, co się z nim dzieje – powiedział
Baekhyun. – Czekaj, niech to sparafrazuję. Ilość rzeczy w moich
dłoniach jest równa temu, jak bardzo się przejmuję. – Uniósł
puste dłonie i uśmiechnął się. Potem wyciągnął rękę i
złapał krawat Chanyeola, przyciągając go blisko, aż byli
oddaleni o kilka centymetrów. – Ale naprawdę
obchodzi
mnie, jak przystojnie teraz wyglądasz. – Miał uniesione brwi i
uśmiechał się znacząco.
Chanyeol
przełknął ślinę, a Baekhyun był tak blisko, że widział, jak
porusza się u Chanyeola jabłko Adama.
– Podrywasz
mnie? – wydyszał w końcu Chanyeol, jego urocze uszy zaczerwieniły
się.
– Może
– droczył się Baekhyun, jego serce zatrzymało się na chwilę.
Chciał znów sprawić, by to było oficjalne. Chociaż teraz było
jasne, czym byli, chciał to powiedzieć. Wziął głęboki oddech. –
Chanyeol, czy-
– Spotykaj
się ze mną znowu, Baek – powiedział szybko Chanyeol. Baekhyun
zamrugał zaskoczony.
– Hę?
– Umawiaj
się ze mną! – powiedział zawzięcie Chanyeol z różowymi
policzkami. – Ja… ostatnim razem, to ty
mnie zapytałeś, więc pomyślałem, że to czas, bym był nieco
bardziej męski.
– To
nie pytanie, Chanyeol. – Baekhyun uniósł brew.
– W
porządku. – Chanyeol odetchnął ciężko, a potem znowu spojrzał
Baekhyunowi w oczy. Śmieszne było to, jak podenerwowany był
Chanyeol, biorąc pod uwagę, że robili prawie wszystko razem i dla
siebie. – Czy będziesz spotykał się- – Baekhyun podniósł się
i pocałował Chanyeola w usta, ciągnąc jego krawat, by sobie
pomóc. Kiedy się odsunął, opadł na łóżko, dysząc. To bolało,
kurwa!
– Czy
to… wystarczająco dobra odpowiedź? – wydyszał, łapiąc się
za klatkę piersiową i krzywiąc. – Kurwa…
– Ty
idioto! – wykrzyknął Chanyeol, gorączkowo wyciągnął dłonie,
żeby pomóc, ale tak naprawdę nic nie zrobił. Baekhyun wydał z
siebie stłumiony chichot na to, jakim idiotą jest Chanyeol, ale
wtedy Chanyeol pochylił się i chwycił usta Baekhyuna swoimi,
przeczesując palcami jego włosy. Baekhyun odwzajemnił pocałunek,
chcąc więcej, lecz Chanyeol uniósł głowę i rozdzielił ich
wargi, uśmiechając się jak szaleniec. Znowu się pochylił,
przygotowując się, by pochwycić wargi Baekhyuna, a Baekhyun tego
wyczekiwał, zamknąwszy oczy, ale kiedy ich usta już miały się
zetknąć, Chanyeol kolejny raz uniósł głowę, śmiał się,
wykorzystując tę okazję.
– Ty
dupku – mruknął Baekhyun, nadal trzymał się za pierś i życzył
sobie, by mógł przezwyciężyć ból tylko po to, by uderzyć
wyższego. Chanyeol śmiał się jeszcze przez chwilę, ale potem
objął swymi długimi ramionami Baekhyuna i przytulił go. Nie
ściskał go mocno jak zwykle, a choć Baekhyun wiedział, że sprawi
mu to ból, chciał poczuć tę bliskość ponownie.
– Byłeś
bardzo silny – wyszeptał Chanyeol. – Ale nie musiałeś robić
wszystkiego sam, wiesz? – Baekhyun uśmiechnął się i schował
twarz w sztywnej szyi Chanyeola, wdychając zapach wanilii i jabłek.
– Uratowałeś
mnie, Baek… – Głos Chanyeola załamał się. – Uratowałeś
mnie…
Chanyeol
tego nie chciał. Choć był za to wdzięczny, Chanyeol nigdy nie
chciał, by Baekhyun ryzykował w ten sposób. Nigdy nie chciał czuć
bólu, który nadszedł potem, kiedy wiedział,
że Baekhyun umiera w jego ramionach. To było przerażające i kiedy
zamykał oczy, zawsze przypominał sobie bladą twarz Baekhyuna i
jego bezwładne ciało. To go przerażało i przez poprzednie kilka
dni aż do dziś miał koszmary, był przerażony, że kiedy
następnego dnia się obudzi, coś stanie się Baekhyunowi i będzie
leżał na podłodze tak jak tamtego dnia na kolanach Chanyeola.
A
teraz, gdy zamknął oczy, łzy spłynęły i zostawiły ślad na
jego policzkach. Drżał, ale odpychał to, bojąc się, że zmartwi
drugiego.
– To
ty
uratowałeś
mnie. – Wydobył się w zamian cichy głos Baekhyuna. Chanyeol
przytulił go odrobinę mocniej, nie chcąc skrzywdzić ukochanego,
ale był zaskoczony słowami swego chłopaka. – To ty uczyniłeś
mnie silniejszym, Chanyeol. Właśnie dlatego byłem w stanie tego
dokonać, udawać, że jestem kimś, kim nie byłem, zostawić
wszystko, o co się troszczyłem dla kogoś, kogo nienawidziłem.
Widzisz, nigdy nie byłem sam. – Baekhyun lekko odepchnął
Chanyeola, ale Chanyeol go nie puścił. Nie chciał puszczać, było
wiele powodów, dla których nie chciał tego robić. – Zawsze tu
byłeś, Chanyeol… Twoje słowa zawsze były w moim sercu. Kiedy
się bałem, myślałem o tobie i o twoich słowach, twoim dotyku
oraz o szczerości i determinacji w twoich oczach, i przełykałem
swój strach. – Baekhyun znów go odepchnął, ale Chanyeol
przytulił go mocniej i pewniej, bojąc się, że jeśli puści i
spojrzy Baekhyunowi w oczy, będzie płakał bardziej, ponieważ
prawie go stracił. W zamian zamknął oczy i skupił się na tym,
jak to jest mieć Baekhyuna w ramionach oraz na głosie Baekhyuna w
jego uszach. Zamknął oczy i brał małe, ciche oddechy, próbując
mruganiem odpędzić łzy. – Kiedy chciałem się poddać albo
upaść, myślałem o twoim uśmiechu i o tym, jak silny byłeś przy
własnych problemach… że byłeś sierotą… że nie byłeś pewny
siebie z tego powodu… i wtedy miałem siłę, by znów się
pozbierać. – Tym razem Baekhyun popchnął go mocno i sapnął z
bólu. Chanyeol natychmiast go puścił, chwytając ramiona Baekhyuna
na wypadek, gdyby upadł. Trzymał go mocno, ale delikatnie i w końcu
pozwolił Baekhyunowi pochwycić i utrzymać jego spojrzenie.
– Nie
widzisz, Park Chanyeol? – Oczy Baekhyuna błyszczały. – Zawsze
byłeś moją siłą. Kiedy… Kiedy widziałem filmy ze sobą… Z
wtedy, to bolało. Tak bardzo bolało… ale skąd miałem siłę i
wolę, by oglądać dalej? Tak łatwo było to przerwać, ale brnąłem
dalej dzięki tobie. Dzięki tobie, który zadał sobie trud, by
zobaczyć mnie nie tylko powierzchownie. Dzięki tobie, który
nieświadomie pozwolił mi opowiedzieć ci o wszystkich moich
problemach, żebym przestał dusić się przez cały czas. Dzięki
tobie, Park cholerny Chanyeolu, bo sprawiłeś, że znów uwierzyłem,
kiedy byłem na krawędzi zatracenia się w ciemności. Ponieważ
pokazałeś mi, że ten świat nie składa się tylko z nienawiści,
zdrady, samolubstwa i seksu. Sprawiłeś, że uwierzyłem w siebie.
Ty… sprawiłeś, że pokochałem siebie. Uratowałeś mnie dawno
temu, a ja nie mógłbym zrobić tego wszystkiego… gdyby nie ty.
Chanyeol
obserwował Baekhyuna, patrzył, jak nadal mówił, choć wyraźnie
męczyło go mówienie tak dużo, wypychał każde słowo tak
naturalnie, jakby zawsze leżało na jego ustach, jakby wyrażanie
siebie było czymś, w czym zawsze był dobry. Choć się rumienił,
choć wiedział, że to, co mówi, jest tandetne, nadal to mówił,
ponieważ było prawdziwe, szczere i uczciwe.
– Nie…
– wydyszał Chanyeol. To prawda, że widział duszę Baekhyuna. To
prawda, że widział jego siłę, ale uznawał zasługi złej osoby.
– Zrobiłeś to wszystko sam, Baekhyun. – Baekhyun zmarszczył
brwi, ale Chanyeol jeszcze nie skończył. Uśmiechnął się, bo
Baekhyun błyszczał i to tak bardzo, że Chanyeol nie sądził, by
światło kiedykolwiek było przygaszone.
– Ja
tylko pokazałem ci drogę.
Baekhyun
uśmiechnął się, roześmiał, kiedy Chanyeol rozglądał się
gorączkowo, a potem z bezczelnym uśmiechem na ustach wspiął się
na szpitalne łóżko i na Baekhyuna. Patrząc zwycięsko, jakby to
był jakiś niesamowity wyczyn, wyższy pochylił się i pocałował
Baekhyuna w czubek głowy.
Chanyeol
przytulił go, a uścisk ten był o wiele wygodniejszy, bo byli teraz
w lepszej pozycji. Kiedy Chanyeol go tulił, Baekhyun zamknął oczy
i odwzajemnił uścisk, czując bliskość, czując ochronę, czując
bezpieczeństwo, czując ciepło
tego wszystkiego.
Prawie
jak to, czego brakowało mu przez całe życie.
– Jestem
w domu – powiedział Baekhyun, zamykając oczy i wtulił się w
serce, które było piersią Chanyeola.
– Hę?
– Chanyeol był zdezorientowany, ale nie puścił. Baekhyun zaśmiał
się – głośno, żywo.
– Jestem
w domu! – krzyknął, choć zabolała go od tego klatka piersiowa,
a kiedy głęboki śmiech Chanyeola zadudnił w jego piersi tak, że
uderzyło w strunę w sercu Baekhyuna, Baekhyun wiedział, że żadne
miejsce nigdy nie było lepsze niż to.
A/N: Jejku! To już koniec. Aż sama nie wiem, co powinnam napisać. Oczywiście TFIPC nie było tak długie jak TFIBB, więc nie czuję tego samego co wtedy, gdy dodawałam ostatni rozdział pierwszej części, jednak nadal ogarnia mnie jakaś pustka. Hm, miło mi, że nadal tu zaglądacie, że ktoś czeka/czekał, że są jakieś komentarze. Jak pewnie wszyscy już wiedzą (albo jeszcze nie) autorka skasowała swoje opowiadania z aff, więc nie ma odnośników do oryginalnych rozdziałów lub takowe nie działają. Nie wiem, czy kiedykolwiek je przywróci, w każdym razie ja nie zamierzam usuwać swoich tłumaczeń. Nie ma to żadnego sensu, może ktoś kiedyś będzie chciał to jeszcze przeczytać.
Niektórzy może zastanawiają się, co będzie dalej. Sama jeszcze nie wiem. Aktualnie jestem w trakcie tłumaczenia dosyć długiego one shota, ale nie wiem, kiedy on się tutaj pojawi. Mam przetłumaczone jakieś 45/166 stron, a zbliżają się zaliczenia, sesja, moja beta też studiuje i dodatkowo pisze pracę, więc nie mogę jej zbytnio obciążać. Może prędzej coś znajdzie się na moim głównym blogu, chociaż z pisaniem swoich "tworów" też mam ostatnio problem.
Tak czy inaczej chcę jeszcze raz wszystkim podziękować za miłe słowa i za wchodzenie tutaj, to zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Jeśli chcecie poczytać więcej zapraszam tu lub tu, a jeśli ktoś ma jakieś pytania, prośby czy cokolwiek innego, może zajrzeć na Twittera lub kotka
Bardzo przepraszam za opóźnienie oraz za brak akapitów z powodów technicznych. Komputer chyba mi się zepsuł, a na laptopie nie mam Worda i... wygląda to tak, jak wygląda. Przy najbliższej okazji wszystko naprawię! (Edit: Naprawiłam tyle, ile mogłam.)