pairing: Kai/Kyungsoo
gatunek: romans, baby!kaisoo, ballet!jongin, lekki angst
rating: NC-17
A/N: Witam! Dzisiaj przybywam z zupełnie nowym tłumaczeniem. Trochę mnie tu nie było, ale Wy i tak byliście, za co bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że Wasze święta były udane, spędziliście je mile w rodzinnym gronie. Na dzień dzisiejszy chcę życzyć pijanego sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku, choć do tego jeszcze pół tygodnia! Zapraszam do czytania.
Krzyki. Przyzwyczaił się do
nich od wczesnych czasów dzieciństwa, odkąd nauczył się, jak odróżniać głos
swojego ojca od innego dźwięku na świecie, od kiedy mógł poczuć zapach błota
pochodzący z ogrodu z tyłu domu, gdy deszcz zaczynał padać każdego roku w maju.
Kobiecy głos rozszedł się wrzaskiem po ścianach jego pokoju, słyszał ochrypły i
dominujący głos swojego ojca, który zbliżał się z każdą upływającą milisekundą.
Głośne i ciężkie kroki dochodziły ze schodów, a on czekał, gapił się na drzwi.
Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy. Dwa kolejne i te otworzyły się gwałtownie.
– Twoja siostra już prawie
skończyła obiad. Idź do sklepu i kup trochę tuńczyka. Skończył się.
Cześć,
tato. Drzwi trzasnęły ponownie i było to równie normalne jak
krzyki. Do tego także się przyzwyczaił.
Westchnął i przebrał
spodnie. Niebo było szare, może z powodu deszczowego sezonu, być może dlatego,
że zbliżała się 19, ale wydawało się, że chmury poruszają się szybciej niż
zwykle. Był zbyt leniwy, by wziąć parasolkę, więc wyszedł z domu z pustymi
rękoma, z dwoma banknotami w przedniej kieszeni. Raz, dwa, trzy, raz, dwa,
trzy. Sześć kolejnych i suszył stopy na małej macie przed drzwiami sklepu
spożywczego. Żywa, popowa muzyka rozchodziła się z głośników wysoko na ścianie,
a on lekko kiwał głową w rytm piosenki, kierując się do czwartej alejki. Był
przy kasie pół piosenki później.
Szybko, jego kroki
zaprowadziły go z powrotem do domu. Jego siostra serwowała ryż i gulasz, zbyt
tłusty, ale nikt jej o tym nie powiedział – jej charakter był nieco wybuchowy.
Rzucił torbę na blat oraz szybko podał trzy szklanki wody, kobieta tylko
rzuciła okiem i kontynuowała pracę przy talerzach. Hej, siostro.
Jego ojciec przeżuwał
najszybciej z całej trójki; chłopak skupiał wzrok na swoim jedzeniu, nie był
zbyt głodny, by jeść pospiesznie, nie był zbyt głodny, żeby w ogóle jeść, ale i
tak to robił.
– Co tam u was w szkole? –
Głos jego ojca był mocny jak papier ścierny.
– Dobrze, wiesz, wkrótce mam
pewien projekt, który przypomina mi, że zostanę u Yury od wtorku do piątku, na
pewno wrócę w sobotę… – słowa jego siostry były jak potok, przeżuwała kawałki
tuńczyka. – Jonginie, będziesz musiał pomóc przy obiedzie przez te wszystkie
dni. – Uśmiechnęła się z wyższością i szybko zakryła ten gest szklanką.
Jongin patrzył gniewnie, a
jego ojciec spojrzał na niego z wiecznym niezadowoleniem na twarzy. Był do tego
przyzwyczajony.
– A co u ciebie? – Jego głos
przemówił i Jongin oddychał ciężko w tamtej chwili. Całkowicie o tym zapomniał.
– Ja- – zająknął się, nie
było to dobre dla sytuacji jak ta, nie było dobre dla „pewności siebie”, którą
miał pokazać. – Ja- Dobrze! – Mów,
idioto, zapytaj. – Tato, j-ja chciałem- wiem, że o tym dyskutowaliśmy,
zanim cokolwiek powiesz ale- szukałem informacji-
Brwi jego ojca zmarszczyły
się bardziej, upuścił pałeczki i złożył ręce pod brodą. To nie świadczyło
dobrze dla Jongina. Chłopak wziął głęboki oddech, spuścił wzrok, a jego siostra
przestała przeżuwać, jej oczy otworzyły się szeroko, spoglądając na brata i na
tatę.
– Stałem się w tym naprawdę
dobry – udało mu się powiedzieć niemal szeptem, nie był nawet pewien, czy go
słyszeli. – Wiedziałbyś, gdybyś kiedykolwiek przyszedł i zobaczył, ale-
szukałem informacji i jest uczelnia- właściwie szkoła baletowa. Jest w mieście.
Wiem, że prosiłem wystarczająco, ale to jest-
Głośne uderzenie sprawiło,
że on i jego siostra wzdrygnęli się. Kłykcie jego ojca stawały się białe, a
jego dłonie były zwinięte w pięści, obie po dwóch stronach talerza.
– Wiesz, że prosiłeś
wystarczająco, ale, mimo to wciąż prosisz o bzdury. – Jongin był przestraszony
na śmierć, powinien był do tego przywyknąć, słyszał to przez wiele lat, jednak
to zawsze niepokoiło go, wywoływało suchość w ustach oraz drżenie nóg. Jeden z
dwóch tematów, których nie wolno było poruszać – nigdy – był wtedy, powiedział
to, a żyły na szyi jego ojca ukazywały się.
– Wiem – bronił się Jongin.
– Ale gdybyś mógł zrozumieć, co to znaczy-
– Wiem, co to znaczy –
odpowiedział jego ojciec. – To oznacza rachunki, to oznacza pieniądze, to
oznacza ciężką pracę, do której wiem, że nie jesteś gotowy.
– Nie jestem gotowy?! –
Jongin podniósł głos i pożałował tego. Jego ojciec uderzył w stół ponownie.
– Nie będę z tobą dyskutował
po raz kolejny. – Wstał i wyszedł. Jego siostra siedziała cicho i przez chwilę
nie kontynuowała jedzenia. Jongin poczuł, jak jego oczy łzawią i musiał udawać,
że go swędzą. Chłopcy nie powinni płakać.
– Musisz pozmywać naczynia –
odezwała się jego siostra, a on poczuł, jakby jego jądra skręcały się pod
stołem.
-
Bazgranie. Kredą po czarnej
powierzchni, grafitem po papierze, zapisywał te same znaki w zeszycie co jego
nauczyciel, kiedy ktoś delikatnie postukał go w ramię. Odwrócił głowę i ujrzał
okrągłą twarz gdzieś obok.
– Pytałeś? – odezwał się
niski głos. Jongin westchnął i wolno pokiwał głową. Chłopak siedzący za nim w
klasie zrozumiał jego mowę ciała i przez kilka sekund pozostał cicho. – Nawet wtedy,
gdy powiedziałeś mu, że podejmiemy pracę w czasie letniej i zimowej przerw?
– Nawet nie dotarłem do tej
części. –– Jongin obrócił się na krześle i siedział teraz twarzą do swojego
najlepszego przyjaciela. – Nawet nie powiedziałam mu, że jest stypendium,
Kyungsoo – a ostatnia sylaba brzmiała prawie jak szloch, na co drugi chłopak
otworzył oczy zaalarmowany.
– W takim razie nie pytałeś.
– Starał się by jego słowa nie zabrzmiały jak bura.
– Pytałem! – Jongin podniósł
głos. – On po prostu nie pozwolił mi dokończyć!
– Chłopcy – ich nauczycielka
biologii warknęła na nich. – Jeśli chcecie kontynuować rozmowę, proszę was,
abyście wyszli z mojej klasy.
Obydwaj wyprostowali się i
jednogłośnie przeprosili, przez chwilę udawali, że piszą, a potem Kyungsoo
postukał jego ramię kolejny raz.
– Uderzył cię? – Jego głos
był szeptem. Jongin szybko potrząsnął głową i odwrócił się.
– Po prostu całkiem się
wściekł i wyszedł. Powiedział, że nie jestem gotowy na tego typu pracę.
– Co? – zapytał, marszcząc
brwi. – Co to znaczy; pracujesz dorywczo, odkąd skończyłeś piętnaście lat.
– Nie wiem! Myślisz, że on-
– Panowie! – kobieta na
przedzie klasy przerwała im. – Proszę, kontynuujcie swoją rozmowę na zewnątrz.
Błagam was. Po prostu wyjdźcie.
Pospiesznie pozbierali swoje
rzeczy i opuścili pomieszczenie, powstrzymując śmiech. To nie był pierwszy raz,
kiedy zostali wyrzuceni z klasy. To tylko kolejny referat, który będzie musiał
zrobić na dodatkowe zaliczenie z biologii.
– Co do mnie mówiłeś? –
Kyungsoo poruszył temat, kiedy leniwie schodzili po schodach.
– Ach- może chodzi mu o to,
że nadal jestem zbyt niedojrzały? – Jongin zmarszczył brwi, a jego kroki stały
się cięższe przy Kyungsoo.
Drugi nie powiedział nic,
dotarli do parteru, biologia była ich ostatnią lekcją, więc teraz mogli iść do
domu.
– Coś wymyślimy, Jongin –
odezwał się Kyungsoo, przeciągając się tak, że jego ręka znalazła się dookoła
ramienia przyjaciela. – Nawet jeśli będziemy musieli sfałszować twój dowód
osobisty i wszystkie dokumenty, robiliśmy gorsze rzeczy, to będzie dziecięca
zabawa.
Jongin zachichotał, kiedy
długi korytarz ukazał się przed nimi, wszystko tkwiło w ciszy, bo lekcje wciąż
trwały, a on doznał deja vu, gdy gęsta, mokra bryza obmyła jego twarz.
-
Sześcioletni
Kim Jongin siedział samotnie na ławce. Jego oczy były podpuchnięte, a nos
czerwony. Szkoła zaraz miała się zacząć, a on nie miał pudełka na lunch jak
pozostałe dzieci. Jego tata był w szpitalu wraz z mamą, a jego siostra
poparzyła się tego ranka, kiedy próbowała usmażyć jajko. Przysięgli na paluszek,
żeby nikomu nie mówić. Jongin był głodny, nie mógł dosięgnąć płatków w
kredensie, a w lodówce nie było soku. Czekał na dzwonek albo na zawołanie nauczyciela.
Czekał, a jego klatka piersiowa zrobiła się nieco lżejsza, gdy zimny poranny
wiatr łaskotał jego ciepłą twarz. Inne dzieci skakały i chichotały, a to była
po prostu kolejna rzecz, w której się różnił.
Chłopcy
byli po jednej stronie, dziewczynki po drugiej. On jedyny był na środku.
Chłopcy mieli piłki i ciężarówki, system kolorów, które fruwały dookoła był
niebieski i zielony. Dziewczynki miały różowe i czerwone lalki oraz wózki. On
był dokładnie pośrodku. Poczuł, jak jego oczy ponownie zaczynają łzawić.
Ostatniej
nocy jego tata się wściekł, powiedział mu, że nie może tańczyć w jasnoróżowym
tutu swojej siostry, ale on chciał robić to samo ‘rivoltadi’ – revoltade – co
ona. Śmiała się i klaskała mu, a on czuł, jakby jego stopy były bąbelkami. Był
szczęśliwy. Jego ojciec wepchnął go do jego pokoju i zerwał z jego talii
kawałek tiulu; uderzył go w głowę i nie powiedział mu dobranoc. To była
pierwsza noc spośród wszystkich sześciu lat egzystencji Jongina, kiedy jego
tata nie życzył mu dobrej nocy.
Pierwsza
z wielu.
Przez
wiele miesięcy zerkał ukradkiem do pokoju swojej siostry, kiedy ta ćwiczyła
nowe kroki baletowe ze swoimi przyjaciółkami. Nigdy nie odważył się dotknąć jej
tutu ponownie, nie chciał prowokować złości swojego taty, po prostu zwracał większą
uwagę na sposób, w jaki kołysały się jej stopy i jak jej ręce i dłonie
subtelnie rozciągały się na ścieżce, którą zostawiała muzyka.
W
weekendy mieli opiekunki, jako że ich tata całe dnie pozostawał w szpitalu;
najczęściej była to ta sama młoda kobieta – z brzydkimi spódniczkami i zbyt
znoszonymi tenisówkami – aczkolwiek była miła, w tym rodzeństwo się zgadzało.
Pomagała Jonginowi z kaligrafią, a Eunmi z jej fouetté. Ona także żywiła wielką
miłość do baletu, większość niedziel było spędzanych na oglądaniu musicali i sztuk.
Jego ulubionym było Jezioro Łabędzie – czy coś takiego – i Kim Jongin nigdy nie
widział nic piękniejszego.
Odwiedzał
swoją mamę w szpitalu kilka razy w tygodniu; straciła włosy, a jej spojrzenie
było bardziej ponure niż kilka dni temu, ale nadal miała na twarzy ten sam
uśmiech, który Jongin pamiętał od dnia swoich narodzin (lubił przesadzać). Za
każdym razem brał ze sobą płytę i pomimo że nie było tam wieży, jego mama
nuciła każdą piosenkę z listy. Klasykę, rocka, pop, muzykę tradycyjną, a nawet
te śmieszne piosenki, których tekstów nie rozumiał a rytm był zbyt szybki.
Wszystkie z nich nuciła jego mama i kaszlała w połowie listy, wypluwając z
siebie „Nie mów tatusiowi” – podczas gdy jej oczy były czerwone od łez i
oddychała powoli.
–
Bądź grzeczny, skarbie – mówiła mu na koniec dnia, gdy oczy Jongina zaczynały
wypełniać się łzami, był ostatni do opuszczenia pokoju po tym, jak pielęgniarka
pięć lub sześć razy powiedziała mu, że już czas, by iść. – Zawsze chroń swoją
siostrzyczkę, kiedy nie ma nas w domu i miej kolorowe sny każdej nocy. –
Pogłaskała policzek syna bladymi, zimnymi palcami, a łzy Jongina prawie spadły
w powolnym tempie. Było to uczucie, jakby paznokieć drapał jego policzki.
Od
pewnej niedzieli – niedzieli, którą zapamiętał w ciemnych kolorach z szarym
niebem i zapachem zielonej herbaty – jego życie wyglądało jak niewyraźna plama.
Od momentu kiedy Eunmi odebrała telefon i upuściła go pięć sekund później jego
szkoła, twarz jego taty i mamy, jego pokój, jego dom, ściany, ramka na zdjęcia,
której nikt nie miał odwagi odkurzyć, wszystko kręciło się jak płyta grająca
fortepianowe melodie w gramofonie do obiadu dwa miesiące później, kiedy
siedmioletni Kim Jongin po raz pierwszy zjadł bez wymiotowania po tym, jak jego
mama umarła.
Wszystko to było dla Jongina
przerażające, jako że pamiętał te dni, dni, których powrotu nie chciał nigdy w
życiu. Jego stopy były ciężkie, a klatka piersiowa ściśnięta. Obok niego w
ciszy szedł Kyungsoo, byli w drodze do jego domu. Zerkał na niego ukradkiem co
kilka sekund. Tym były dla Jongina deszczowe dni.
-
Jako
jedenastolatek Jongin był nieszczęśliwy (i w głębi duszy samolubny), kiedy
słuchał muzyki w swoim pokoju, może zbyt głośno dla upodobania jego taty, ale
chciał uciec – chciał opuścić ten świat i być może wskoczyć do jednego z innych
wszechświatów, o których naukowcy mówili w telewizji. Walczył z dwójką
pozostałych członków rodziny niemal każdego dnia, czując coś ciężkiego w
brzuchu za każdym razem, kiedy siostra rzucała mu gniewne spojrzenie i za
każdym razem, kiedy ojciec straszył go uderzeniem w głowę.
Czuł,
że to się rozbiło. Czuł, że jego świat rozbił się tego maja, kiedy jego mama
odeszła – poczuł, że światło odeszło z ich ogniska domowego z pierwszym
dźwiękiem kuchennego telefonu. Głęboki oddech mógł wziąć tylko wtedy, gdy
oglądał w telewizji musicale – jego siostra już z nim tego nie robiła –
jednakże miał odrobinę przyjemności z piękna tancerzy. Z każdego obrotu,
każdego skoku.
Nabazgrał
wszystkie kroki taneczne, które jego siostra kiedyś ćwiczyła każdego dnia po
szkole – Eunmi nie pobierała już lekcji od tamtej majowej niedzieli – i
naszkicował pozycje w najlepszy sposób, jaki zapewniała mu pamięć, kiedy
poruszały się w jego głowie, był zbyt tchórzliwy, by samemu tańczyć, nawet w
zaciszu i ustronności swojej sypialni. Zabierał ten notes wszędzie, bojąc się,
że ktoś go znajdzie i będzie się z niego naśmiewał.
Glissade,
piruety i jeté nie są dla chłopców.
Chodził
do szkoły sam po bezsmakowym śniadaniu przyrządzonym przez jego tatę, nigdy nie
narzekał, był szczęśliwy, że nie smakowało jak cokolwiek; za dużo smaku nadal
przyprawiało go o mdłości. Siedział na środku klasy; daleko od okna, kiedy
chmury drwiły sobie z całego miasta, nigdy nie wylewały deszczu, zawsze
pozostawiały szare dni w pierwszym tygodniu czerwca. Wychodził ostatni, nie
chciał natknąć się na tłum przy szafkach na buty oraz nie chciał wiedzieć, że
jego siostra czeka na zewnątrz, przy wejściu, gotowa sprzeczać się z nim o to,
że się spóźnił. Było tak samo i przyzwyczaił się do tego.
Był
gotowy do wyjścia z pomieszczenia, kiedy ktoś potknął się, sprawiając, że jego
torba upadła. Trzy zeszyty wypadły z niej, a jego notes ze szkicami otworzył
się dokładnie na środku – Jongin był przygotowany na burzę przekleństw i obelg,
które drugi chłopiec był gotów z siebie wyrzucić, dopóki nie rzucił okiem na
jego twarz, okrągłą i zbyt dziecięcą. Rzucił się, aby pozbierać swoje rzeczy i
z pewnością wyjść, kiedy jego dłoń dotknęła tej drugiego chłopca, gdy próbował
zabrać zeszyt z rysunkami. W tamtej chwili czekał na drwiący śmiech i słowo
‘cipka’. Nic nie nadeszło, a chłopiec otworzył szeroko oczy, zaś kącik jego ust
uniósł się wyżej.
–Bardzo
dobrze rysujesz! – Uśmiechnął się promiennie, wciąż wpatrując się w kartki. –
Widzę tutaj balet, to jest świetne!
Oczy
Jongina zwęziły się, a jego klatka piersiowa się ścisnęła.
–
I umieszczasz nazwę przy każdym kroku- czekaj, lubisz balet? – Drugi
zachichotał, przewracając kartkę za kartką. Przez dwie sekundy Jongin był
oniemiały i nagle wyrwał notatnik z rąk drugiego.
–
Czy twoja mama nie mówiła ci, że to niegrzeczne przeglądać czyjąś własność?
Chłopak
odsunął ręce do tyłu i gapił się w podłogę, mamrocząc „Przepraszam” i pobiegł
po coś do swojego stolika. Był prawie tego samego wzrostu co Jongin, ale jego
kończyny były krótsze – zwłaszcza jego ramiona – a jego czarne włosy
niezmiernie błyszczały we fluorescencyjnym świetle. Jongin czuł się źle z tym,
że puściły mu nerwy – tracił normalny kontakt z ludźmi, myśląc, że wszyscy są
nastawieni do bronienia się jak on i jego rodzina.
–
Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem. To było bardzo niegrzeczne z mojej
strony – zaczął, odkładając torbę na ławkę i podszedł bliżej do drugiego
chłopca. W rękach miał swój notes z rysunkami, czuł się naprawdę niezręcznie. –
Lubię balet- – jego gardło zamknęło się na końcu słowa, nigdy nikomu o tym nie
powiedział.
Chłopiec
spojrzał na niego i Jongin mógł zauważyć tylko, jak ogromne są jego oczy, może
z powodu jego grubych okularów – jednakże jego tęczówki były ciemne i patrzyły
prosto na niego. Uśmiech powoli wracał na jego twarz, kiedy kiwnął głową w
odpowiedzi. – Moja mama naprawdę to lubi, a mój tata jest producentem lokalnej
telewizji, często chodzimy na przedstawienia! – odpowiedział z
podekscytowaniem, a Jongin uśmiechnął się szeroko, choć tak naprawdę nie
chciał.
–
Jestem Do Kyungsoo – zniżył głos i podrapał się w tył głowy. – Nie jestem
pewien, czy wiesz, kim jestem. Cały czas wyglądasz na nieświadomego, ale tak
mam na imię. Siedzę dwa rzędy i dwa miejsca za tobą. – Wskazał na swoje miejsce
i miał rację, Jongin zupełnie nie znał jego imienia. Pamiętał tylko, jak
pierwszego dnia szkoły obrócił się, aby sprawdzić mapę świata i Kyungsoo
zmarszczył się w jego kierunku. Po tym nie bardzo się nim interesował.
Ten
Kyungsoo był teraz zupełnie innym Kyungsoo.
–
Jestem Kim Jongin – odparł, drugi tylko kiwnął głową z uśmiechem, a jego oczy
zmniejszyły się. Słowem, jakie utworzyły myśli Jongina, było „uroczy”. Kyungsoo
zabrał podręcznik ze swojego stolika i ruszył ku drzwiom, podczas gdy Jongin
szedł za nim, szukając spójnej wypowiedzi, żeby kontynuować ich małą rozmowę.
Kyungsoo wydawał się miły i był pierwszym chłopcem, który powiedział coś
pozytywnego o tańcu i balecie. Jego klatka piersiowa ścisnęła się.
–
Tańczysz? – To było jedyną rzeczą, o jakiej mógł myśleć i wyszło z jego ust
ciszej, niż mówił zazwyczaj. Bał się, że ktoś na korytarzu może go usłyszeć.
Kyungsoo obdarzył go kolejnym uśmiechem i potrząsnął głową.
–
Bynajmniej – odpowiedział. – Raz moja babcia mówiła coś o tym, że moje ciało
jest za słabe, a moja postawa zbyt mało produktywna… Ale lubię śpiewać.
Myśli
Jongina zadrżały, jego mózg zaczął grać delikatną fortepianową melodię, którą
kochała jego mama, coś, co jego siostra grała od czasu do czasu, kiedy ćwiczyła
balet kilka lat temu. To dziwne, pomyślał.
–
A ty tańczysz? – zapytał zainteresowany Kyungsoo, kilku starszych kolegów
przeszło obok i Jongin gapił się w ich stronę.
–
Nie. – Było tym co odpowiedział i nie powiedział nic więcej.
-
Ich teraźniejszy spacer ze
szkoły był cichy przez prawie cały czas, Jongin pobieżnie pamiętał, jak poznał
swojego najlepszego przyjaciela, podczas gdy drobne krople deszczu bawiły się z
jego włosami. Poczuł się lżej, kiedy zbliżyli się do dwupiętrowego budynku, z
zewnątrz wyglądał zwyczajnie, ale ze środka wydobywała się muzyka, która
nadawała mu potrzebne życie. Jongin uśmiechnął się i szybko pomachał do
chłopaka idącego obok, wspiął się po frontowych schodach – omijając dwa z
każdym krokiem.
– Pamiętaj, żeby nauczyć się
na jutrzejszy test z literatury – Kyungsoo przypomniał mu z poważną miną.
– Dobra, dobra. – Jongin
zlekceważył go, nim otworzył drzwi. – Zawsze mogę ściągnąć od ciebie, kumplu.
Kyungsoo pozostał poważny
przez kolejne trzy sekundy, zanim poszedł dalej; nie powiedział nic do Jongina.
– Hej! – krzyknął wyższy. –
Pożegnaj się ze mną, ty niewdzięczna małpo.
Kyungsoo uniósł rękę i
pomachał w powietrzu, a Jongin zachichotał.
Wnętrze było zimne i za
bardzo przepełnione światłem. Lubił to. Poszedł długim korytarzem pierwszego
piętra i zdjął swój mundurek, aby pozostać w swoim stroju do tańca, kiedy
znalazł się w szerokim pokoju z długim lustrem i trzema rzędami drążków. Kilka
innych osób było na tych samych zajęciach co on, wszystkie to kobiety. Nie miał
nic przeciwko w przeciwieństwie do kiedyś.
-
–
Mówiłeś, że lubisz muzykę, taniec i balet i oto jesteśmy, minęły dwa miesiące,
a ja nie widziałem, żebyś zrobił choćby jeden krok. – Kłócił się Kyungsoo,
ołówek odbijał się o jego palce, gdy głęboko wpatrywał się w twarz Jongina. –
Śpiewałem dla ciebie milion razy.
–
Jesteś dobry w śpiewaniu – odparł Jongin bez podnoszenia wzroku znad swojego
zadania matematycznego.
–
A kto powiedział, że ty jesteś zły w tańcu? – Mniejszy podniósł się na kolana.
– Mógłbym ci powiedzieć, gdybyś tylko zatańczył przez chwilę.
Dom
był cichy, rodziców Kyungsoo nie było w domu, a oni mieli robić
równowartościowość ułamków. Trudno było skoncentrować się przy głupiej
fortepianowej muzyce grającej w tle. Jongin napotkał oczy Kyungsoo i jego usta
zrobiły się suche. Mniejszy prosił go o taniec nieskończenie wiele razy, za
każdym razem jego prośba została przez Jongina odrzucona. Kyungsoo potrafił być
bardzo uparty.
–
Nie chcę – powiedział, rysując filigranową dziewczynkę obracającą się ponad
diamentem na jednej ze stron jego notesu. Poczuł mrówki chodzące po jego
palcach, a piosenka się skończyła. Pokój był cichy. Kłamstwo był zbyt
oczywiste, jeśli odważyłby się spojrzeć Kyungsoo w oczy.
–
Nie wierzę ci, Jongin – odparł drugi. Kolejna cisza i zmienił płytę w swojej
wieży. Delikatna i powolna fortepianowa tonacja zaczęła grać ponownie, a
Kyungsoo wziął ołówek z ręki Jongina i stuknął go nim w głowę. – Wiesz, że
jesteś najłatwiejszą osobą na świecie do przejrzenia, prawda?
Jongin
już miał na niego nakrzyczeć, kiedy muzyka stała się głębsza, na twarzy
Kyungsoo pojawił się nieśmiały uśmiech.
–
Robiłem to z moim kuzynkami w przedszkolu, ale… – położył rękę na biurku i
wyprostował plecy, jego policzki zaczerwieniły się sekundę później, a jego
stopy ustawiły się w pierwszej pozycji, Jongin wiedział, co jest później i
poczuł ciepło na szyi. – Robię to, żebyś nie czuł się niezręcznie, dlatego
proszę, nie zostawiaj mnie samego.
Kyungsoo
ugiął kolana i zniżył się kilka centymetrów – półprzysiad – zaś Jongin prychnął
cicho i stanął naprzeciwko niego oraz odwzorował jego pozycję. Jego twarz była
bardziej ożywiona niż kiedykolwiek, a jego ciało wydawało się sztywne i
zdrętwiałe, nie umiał przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz czuł się tak
zażenowany, ale nie mógł nic poradzić, jak tylko uśmiechnąć się, podczas gdy
Kyungsoo zaśmiał się.
Kyungsoo
odsunął się od biurka i podszedł do wieży, zmienił płyty i zaczęła grać jakaś
nieco hip hopowa muzyka.
–
Jestem naprawdę kiepski w tańczeniu w ten sposób… – zaczął – ale jeśli
wszystkim, czego potrzebujesz, jest zachęta-
Poruszał
się w rytmie, a jego twarz zrobiła się jasnoczerwona. Jongin usilnie próbował
się nie śmiać, przygryzając dolną wargę, jego nozdrza zrobiły się duże. Myślał
o chwili, kiedy próbował tańczyć, może na ślubie jakiegoś członka rodziny, na
przyjęciu urodzinowym, ale nie potrafił sobie niczego przypomnieć. Przysunął
się bliżej do Kyungsoo i była to najbardziej niezręczna rzecz, jaką zrobił w
życiu, ale pozwolił muzyce przepływać przez siebie jak wodzie. Oczy Kyungsoo
stały się żywsze, kiedy uśmiechnął się do niego, wciąż delikatnie szurając
nogami.
Jongin
próbował zapamiętać wymyślne kroki, który być może widział w telewizji, starał
się łączyć je z tym, co czuł w tamtej chwili i przyłapał się na tym, że głośno
się śmiał. To było pierwsze ciepłe wspomnienie, jakie miał, od kiedy zmarła
jego mama i było to głównym powodem, dla którego nigdy nie opuścił boku
Kyungsoo przez następne kilka lat.
-
–
Jongin – powiedział Kyungsoo, jego twarz była poważna, kiedy patrzył na swojego
najlepszego przyjaciela. Byli w klasie, jedli lunch; dźwięki wydawane przez ich
kolegów były stłumione, jakby byli w swojej własnej bańce. Jeden naprzeciwko
drugiego.
–
Kyungsoo. – Drugi spojrzał mu w oczy z przedrzeźniającym wyrazem twarzy, nie
odpowiedział, po prostu był cicho, upłynęło kilka minut i powtórzył imię
swojego przyjaciela.
–
Nie lekceważ tego, co mówię. – Mniejszy ugryzł zawinięte jajko, które
przygotowała dla niego mama, Jongin przewrócił oczami.
–
Nie słyszałem cię, przepraszam – odparł, a jego twarz nie wyrażała żadnych
emocji, to bardzo wkurzało Kyungsoo.
–
Podobało ci się. Wiesz, że tak było i wiesz, że zjada cię to od środka – mówił
Kyungsoo, jego duże oczy skupione były na twarzy przyjaciela i wyglądało to,
jakby drugi go ignorował, ale on wiedział bardzo dobrze, że w ten sposób
funkcjonował Jongin. – Chcesz tam wrócić.
–
Było zabawnie- – Jongin uciął, zaraz jak zaczął mówić. To irytujące, jak
Kyungsoo zmuszał go do mówienia; zmuszał go do ujawniania swoich myśli. Myśli,
jakie zachował, z kilku dobrych powodów. – Ale nie mogę iść ponownie.
Rozumiesz.
Minął
nieco ponad rok, odkąd Kim Jongin przyjaźnił się z Do Kyungsoo. Można by
powiedzieć, że to szybko, można by powiedzieć, że to dziwne. Jongin wolał używa
słowa „łatwo”. Kyungsoo był najmniejszym dwunastolatkiem, jakiego w życiu
widział; był zabawny oraz miał ciekawy i niewielki garb na plecach. Był tak
ślepy jak nietoperz i nosił naprawdę śmiesznie wyglądające okulary. Był
spostrzegawczy i bardzo dobrze się z nim rozmawiało,
rozumiał, jak czuł się Jongin przez większość czasu, był mądry, dostawał dobre
oceny, wiedział, jak odczytywać nuty i potrafił zagrać kilka piosenek na
pianinie w swoim domu. Najbardziej wyjątkową rzeczą w Do Kyungsoo – według Jongina – był jego głos. Sprawiał, że
przypominał sobie dźwięk kaskad – nie żeby kiedykolwiek był przy jednej.
Zatem
zanim upłynęło trzynaście miesięcy, Do Kyungsoo znał punkt widzenia Kim
Jongina. Rozumiał, dlaczego Jongin zawsze był cicho, kiedy chmury pokrywały
błękitne niebo; wiedział, kiedy Jongin nie lubił ostrej zupy, jaką jego mama
przygotowywała na obiad. Kyungsoo wiedział, dlaczego prawie nigdy nie tańczył,
pomimo że umiał dostrzec błysk w jego oczach, kiedy tylko grała muzyka, pomimo
że Kim Jongin miał tak dużo talentu.
Kyungsoo
rozumiał. To nie znaczyło, że podobało mu się to.
–
Słyszałeś, jak oni mogą ci pomóc z opłatami – zaczął niższy – a moja mama
przyjaźni się z właścicielem, ona także może pomóc! – twierdził uparcie.
Jongin
wyjrzał przez okno, potem spojrzał na swoje jedzenie, na Kyungsoo i znowu na
jedzenie. Nie powiedział nic.
–
Jongin… – Głos Kyungsoo był poważny i niski. – Wiem, co znaczy dla ciebie
taniec. Wiem to, a ty nawet mi nie powiedziałeś. Wiem to, bo to oczywiste.
Jongin
nie podniósł wzroku i Kyungsoo bał się, że jego przyjaciel może zacząć płakać.
Ręce Jongina mrowiły, nie czuł palców u stóp, pamiętał, jak zabawnie było wykradać
się na zajęcia z baletu – z Kyungsoo przy boku – i jak tamta kobieta mówiła mu,
że ma ogromny talent, i że zdecydowanie powinien wrócić. To był najdłuższy
czas, kiedy się uśmiechał od wielu lat.
Wrócił
do domu, jego ojciec i siostra kłócili się. Jego bańka pękła i przypomniał
sobie, kim jest i co musiał robić. Chłopcy grają w piłkę nożną i biją się.
–
Nie mogę pobierać lekcji tańca – wymamrotał. Zmierzył wzrokiem otaczających ich
ludzi, nikt nie zwracał uwagi.
–
Boisz się tego, co powie twój tata?
Boję się. Nie powiedział nic, poszedł do toalety i
nie odzywał się do Kyungsoo przez dwa dni. Kyungsoo rozumiał.
Ale
to nie znaczyło, że mu się to podobało.