pairingi: Chanyeol/Baekhyun, Sehun/Luhan, Kai/Kyungsoo, Kris/Tao, Xiumin/Chen, Suho/Lay
rating: PG-13
A/N: Witam! Widzę, że poprzedni rozdział zabolał wszystkich tak jak i mnie. Nic dziwnego. Nie zdradzę, co będzie dalej.
–
Baekhyun hyung…
– Luhan? Kyungsoo?
– Hyung…
– Luhan!!
Kyungsoo!! Gdzie jesteście?! – Baekhyun biegał dookoła ciemnego, pustego pokoju
rozszalały i w głębokiej panice. Wymachiwał przed sobą rękami, czując tylko
puste powietrze oraz dreszcz paniki na swoim ciele.
– Baekkie…
– Yeol? Chanyeol?!
Gdzie jesteś?! Przyjdź tutaj, proszę!
– Baekkie…
– Chanyeol, proszę,
pokaż się!!! Boję się, Chanyeol, proszę!!!
– Baekhyun…
biegnij…
– Chanyeol?!
– BIEGNIJ!!!
–CHANYEOL!!!
Baekhyun
krzyczał, budząc się z głową w dłoniach. Silne ramię pociągnęło go i obrócił
się do swojego napastnika w przerażeniu. Jego „napastnik” miał duże oczy i
rozczochraną czuprynę. Był to Chanyeol.
–
Baekkie? Wszystko w porządku? Dlaczego się pocisz?
–
Yeol… – wydyszał Baekhyun. – Śniłem o Luhanie i Kyungsoo! Są w
niebezpieczeństwie!
–
Wiem, właśnie dlatego opuściliśmy ślub w momencie, kiedy sprawdziłem telefon –
powiedział Chanyeol, wjeżdżając na parking pod ich blokiem. Baekhyun gapił się
na zegar na desce rozdzielczej. Spał przez dwie godziny w czasie podróży.
–
Pospiesz się, Baekkie, chodźmy. – Chanyeol chwycił jego dłoń, gdy puścili się biegiem
na górę z rekordową prędkością. Chanyeol gmerał kluczami, próbując otworzyć
drzwi. Kiedy dotarł, Xiumin był pierwszym, który odciągnął od niego Baekhyuna i
wziął w swoje ramiona.
–
Moje dziecko! O mój Boże, chwalić Boga, że jesteś bezpieczny!
–
Co się stało?! W jaki sposób Luhan i Kyungsoo mogli zaginąć?!
Jongdae
szybko wrócił ze swojej kliniki i opowiedział im wszystko. Chanyeol wyjrzał, by
zobaczyć Sehuna i Kaia z powrotem w domu, wyglądali tak, jakby byli torturowani
przed przybyciem.
–
Zadzwoniliście na policję?! – wrzasnął Chanyeol.
–
Policja będzie miała to w dupie, dopóki od ich zniknięcia nie minie mniej niż
24 godziny. – Sehun wstał, kopnął kilka krzeseł na swojej drodze. – Dopóki nie
pojawi się ślad, mamy większe szczęście wygrać na loterii niż dowiedzieć się,
co się stało.
–
A przynajmniej zadzwoniliście do Krisa? Albo dyrektora Kim?
–
Zadzwoniłem. Dyrektor Kim jest w drodze. Najwyraźniej Kris miał inny nagły
wypadek, którym musiał się zająć.
–
Jaki wypadek może być większy od tego?!
–
Appa? Tatusiu? Co się dzieje? – Lucy przetarła oczy, wychodząc ze swojego
pokoju, jej dłoń trzymała tą Mike’a, który niepewnie ssał swojego kciuka.
–
Chodźcie tu, dzieciaki. – Jongdae podniósł swoją córkę, podczas gdy Mike
podbiegł do Kaia.
–
Kai hyung, gdzie jest Kyungsoo hyung?
–
Nie wiem, ale znajdziemy ich.
–
Czy jest możliwe, że wyszli zaczerpnąć trochę świeżego powietrza czy coś? –
zapytał Jongdae.
–
NIE! – Baekhyun, Xiumin i trzej chłopcy z college’u krzyknęli jednogłośnie. –
Niemożliwe! – Baekhyun potrząsnął głową. – Oni nigdy nie opuścili by kompleksu.
–
Może nadal tutaj są! Chodźmy i przeszukajmy okolicę! Zapukamy do każdych drzwi
i do każdego bloku, żeby ich odnaleźć! – Chanyeol już miał otwierać drzwi,
kiedy nagle zadzwonił dzwonek.
–
To mogą być oni!! Otwórz! – Xiumin pisnął, podczas gdy Jongdae rzucił się do
drzwi. Wszyscy wstrzymali oddech i powstrzymali swoje ruchy, gapiąc się na
drzwi. Klamka przekręciła się, a przed nimi stanął mężczyzna.
Był
to doręczyciel.
–
Dostawa dla Park Chanyeola, Kim Jongina i Oh Sehuna.
–
My nic nie zamawialiśmy – powiedział Kai.
–
Proszę podpisać. – Jongdae nabazgrał coś na papierze co ledwie przypominało
cokolwiek, a doręczyciel coś mu przekazał. Był to… kosz z kwiatami.
–
Czy wy, chłopaki, zamawialiście kwiaty?
–
Nie, oczywiście, że nie. – Jongdae umieścił kosz na stole. Miał on piękne
ułożenie z róż oraz goździków. Chanyeol otworzył karteczkę, która była
przywiązana do kwiatów.
–
Drogi Chanyeolu, Sehunie i Jonginie –
przeczytał. – Dziękuję.
–
To wszystko? – spytał Sehun.
–
Tak, tylko podziękowanie.
–
Chanyeol, uważaj!!! – Sehun odciągnął swojego przyjaciela, kiedy dostrzegł
migające czerwone światło pod jedną z róż, w czasie kilku sekund od
odciągnięcia przyjaciela cały kosz z kwiatami zamienił się w płomienie,
rozsypując fragmenty popiołu po całym pomieszczeniu, gdy ogień stawał się
większy. Wszyscy zareagowali przerażeni. Lucy i Mike krzyczeli wniebogłosy, a
Jongdae podbiegł, by ugasić płomienie, ale zanim mógł to zrobić, te uspokoiły
się.
–
Co do… – Jongdae gapił się na koszyk, wściekłe czerwone płomienie dookoła niego
przygasały, nim w końcu zniknęły, nie pozostawiając po sobie nic, oprócz
koszyka i róż spalonych na wiór z kilkoma płomykami spoczywającymi na końcach.
Kai obserwował, jak jedna z róż spada na ziemię, czarna i wyschnięta. Czarne
róże, typowy symbol śmierci.
–
Spójrzcie na notatkę – odezwał się Chanyeol, biorąc liścik bardzo trzęsącymi
się palcami i pozwalając mu upaść na blat.
Drogi
Chanyeolu, Sehunie i Jonginie.
Dziękuję wam. Za
tak dobrą opiekę nad moimi chłopcami. To czas, by wrócili do domu, a niestety
jeden z nich nadal jest z wami.
Nigdy nie bierzcie
tego, co nie należy do was. Przyprowadźcie go do Magazynu 12 przy lotnisku w
ciągu 24 godzin.
Przyjdźcie sami.
Te kwiaty nie są
wszystkim, co możemy zrobić.
Od:
Pan X.
***
Kris był przepełniony strachem. Jego
ręce ściskały kierownicę tak mocno, aż jego kłykcie zrobiły się białe. Starał
się być opanowany, aby nie stracić zmysłów. Moja
dziecina zaginęła. Ktoś ją zabrał.
Tao
siedział w samochodzie obok niego, wybierając każdy numer, jaki znał, aby
zapytać, gdzie jest jego córka. Kiedy Kris odebrał telefon od Tao zaledwie dwie
godziny temu, bardzo szybko pomknął swoim samochodem, łamiąc wszystkie limity
prędkości o co najmniej kolejne sto mil. Tao był łkającą, spanikowaną papką,
kiedy został odnaleziony i Kris poczuł, jakby cały jego świat się na niego
zwalił.
Muszę być spokojny. Odnajdę moje maleństwo.
Ktokolwiek jej dotknie, nigdy nie przeżyje gniewu Krisa Wu. Kris zrobił kilka głębokich
oddechów. Irracjonalne zachowanie nigdzie go nie zaprowadzi. Musiał być
spokojny.
–
A co jeśli nigdy jej nie znajdziemy?
–
Co?
–
Co jeśli nigdy nie wróci do domu, Kris? – Tao spojrzał na niego we łzach. – Co
jeśli naprawdę zniknęła?
–
Nie mów tak, dobrze? – Kris chwycił dłoń Tao i ucałował ją. – Znajdziemy ją.
Znajdziemy Jenny i przyprowadzimy ją z powrotem. Będzie bezpieczna. Nikt nie
dotyka naszego dziecka.
–
Kris… jest coś, co muszę ci powiedzieć…
–
Co to takiego?
–
Ja… kilka tygodni temu… – Głośny dźwięk telefonu Krisa przerwał wzbudzające
emocje wyznanie czy cokolwiek to było. Tao odebrał telefon swojego męża i
włączył tryb głośnomówiący. Ponaglający i niejako przerażony głos Suho wyszedł
z głośnika.
–
Kris? Gdzie jesteś?
–
Jestem w mieście, dlaczego pytasz?
–
Porcelanowe Laleczki zaginęły.
–
Co?!
–
Dwie z nich zniknęły, Luhan i Kyungsoo. Przed chwilą dotarła groźba śmierci,
informująca nas o oddaniu Baekhyuna w ciągu 24 godzin, inaczej oni po nas
przyjdą.
–
Ale moja córka zaginęła!!
–
Kris, ktokolwiek uprowadził twoją córkę, porwał także Porcelanowe Laleczki.
–
Co? O czym ty mówisz?
–
Syn pani Im jest studentem w centrum sztuk walki Tao. Nazywa się Choi Junhong,
lepiej znany jako Zelo. – Kris szybko odwrócił głowę, by zerknąć na Tao, który
był zasłuchany, a jego twarz nasycona była szokiem. – Właśnie dotarły z
laboratorium analizy dotyczące telefonu. Były na nim odciski palców, które nie
należą do pani Im oraz małe fragmenty syntezatora głosu. Zelo zadzwonił do
stacji telewizyjnej, używając tego syntezatora. On pracuje dla Pana X.
–
Dlaczego zabrał moją córkę?!
–
A dlaczego miałby tego nie zrobić? – brzmiała odpowiedź Suho. – Zapytaj Tao, on
wie o Zelo więcej, niż myślisz.
–
Tao… – Palec Krisa przebiegł przez jego telefon i nacisnął przycisk kończący
połączenie. Tao trzymał twarz ukrytą w dłoniach, szlochając. – Tao, spójrz na
mnie.
Tao
podniósł głowę, łzy spływały po jego twarzy. – Zelo jest moim najlepszym
uczniem. – Usiłował odkaszlnąć. Kris użył palców, aby delikatnie wytrzeć łzy
Tao. – Kilka tygodni temu przyłapałem Zelo na przeprowadzaniu jakiejś
nielegalnej narkotykowej transakcji z gangiem. Nie wiedziałem, że jest częścią
gangu, który tropisz, przysięgam!!
–
Uspokój się, to nie twoja wina.
–
Pani w szkole Jenny powiedziała mi, że przyszedł mężczyzna, żeby odebrać Jenny,
a jeden z jego adeptów miał różowe włosy. – Tao chwycił dłoń Krisa. – Wydaje mi
się, że Zelo ją zabrał. Gang, który ścigasz, porwał naszą córkę.
–
Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Mogłeś być w niebezpieczeństwie!
–
Nigdy nie ma cię w domu! – Tao mocno płakał, jego ciało było słabe od emocji,
gdy osuwał się na swoim siedzeniu. – Suho raz był w domu na lunchu, więc mu
powiedziałem. Nie miałem pojęcia… o mój Boże… moje dziecko!!
Kris
nie mógł winić nikogo, tylko siebie. Gdybym
tylko wiedział… gdybym tylko tam był… z ostrym naciśnięciem pedała gazu popędził w dół ulicy i wykonał gwałtowny i
śmiertelnie niebezpieczny manewr zawracania. Tao prawie został odrzucony na
bok, kiedy Kris ponownie przyspieszył. W mgnieniu oka Tao był w domu.
–
Zostań w domu, Tao.
–
Nie, idę z tobą!
–
Nie możesz, to nie jest bezpieczne! – powiedział Kris, wyciągając Tao z
samochodu. – Mogą cię szukać! Jesteś następny w kolejce!
–
Nie obchodzi mnie to! Chcę moje dziecko!
–
Tao, proszę!! – błagał Kris, trzymając swojego męża. – Proszę. – Spojrzał na
Tao ze łzami w oczach, a jego ciało zadrżało w mieszance strachu, złości i
frustracji. – Proszę… zostań w domu. Posłuchaj mnie ten jeden raz, proszę.
–
Kris… – wykrztusił Tao.
–
Nie mogę cię stracić. Nie mogę stracić cię przez tego jebniętego faceta.
Zabrali moją córkę, ale nie zabiorą ciebie. Jesteś wszystkim, co mam, więc
proszę, proszę, nie idź nigdzie.
–
Kris…
–
Obiecuję ci, że znajdę naszą córkę. Odnajdę Jenny i przyprowadzę ją do domu.
Położę kres temu całemu szaleństwu po to, żebyście ty i Jenny byli cali i
zdrowi.
–
Więc… – Tao sięgnął, by dotknąć łez Krisa. – Wrócisz do domu?
Kris
przełknął swoje łzy. – Tak, wrócę do domu. – Pochylił się, żeby pocałować Tao,
trzymając go tak mocno, jakby w ciągu kilku kolejnych minut, Tao miał zniknąć.
Tao pogłaskał twarz swojego męża, scałowując jego słone łzy.
Kris
odsunął się, trzymając dłonie Tao. Odszedł i wrócił do samochodu. Nie mógł po
raz ostatni spojrzeć na Tao. Bał się, że się załamie, jeśli to zrobi. Popędził
swoim autem, kontrolując koła i mknąc tam, gdzie był Suho.
Dorwę cię, Panie X.
Zadarłeś z moją rodziną, więc ja teraz będę miał do czynienia z twoją. Nie
spocznę, dopóki wszystko, co masz, nie zostanie zabrane, a ty będziesz stał,
patrząc, jak to upada.
Ja będę stał tam,
obserwując, jak się załamujesz.
***
–
Wszystkie rozkazy zostały spełnione, szefie.
–
Bardzo dobrze – odpowiedział głęboki głos. – Czy odrzutowiec jest gotowy?
–
Tak.
–
A mój prawnik?
–
Zjawi się za dziesięć minut.
–
Dziękuję, Yongguk. – Pan X zamknął swój telefon i odłożył go na bok. Będąc w
swoim biurze, podniósł się, posprzątał kilka dokumentów. Jego prawnik już
nadchodził i chciał, by wszystko było gotowe lub co najmniej dobrze się
prezentowało.
To jest to. Końcowa
bitwa.
A ja jestem gotowy.
I
jak na zawołanie mężczyzna, o którym myślał, wykonał telefon. Uśmiechając się
lekko i przesuwając po telefonie, odebrał.
–
Dzień dobry, panie Wu.