tytuł rozdziału: Ponowne spotkanie | oryginał: Reunion
pairingi: Chanyeol/Baekhyun, Sehun/Luhan, Kai/Kyungsoo, Kris/Tao, Xiumin/Chen, Suho/Lay
rating: PG-13
Czekanie
nie trwało długo.
Porcelanowe
Laleczki tak samo jak Chanyeol, Sehun i Kai zostały wypuszczone ze szpitala
następnego dnia. Udali się do WOAHT, aby opowiedzieć swoje historie i zeznania
jako świadkowie. Kiedy Minho powiedział im, że ich rodziny są tam, by ich
zobaczyć, wszyscy byli naprawdę zszokowani i zaskoczeni.
–
Chcielibyście zobaczyć swoje rodziny? – zapytał Minho. Trzy Laleczki patrzyły
na siebie przez chwilę. Co powiedzieć osobie, z którą dzielisz krew, po tak
wielu latach? Cześć? Miło cię poznać? Nie wiem, kim jesteś?
–
Mogę zrozumieć, jeśli nie jesteście gotowi…
–
Wydaje mi się, że powinniście iść – odezwał się Chanyeol. – Czy nie mówiłeś, że
przez lata szukałeś swojego brata? On może tutaj być.
–
Ale… co mu powiem? – Baekhyun podniósł na niego wzrok.
–
Nie musisz mówić nic. Po prostu idź i zobacz się z nim. – Poszli za Minho o
jedno piętro w dół i weszli do małego korytarza.
–
Oni są tutaj. Brat Baekhyuna jest w pierwszym pokoju, pan i pani Do w drugi, a
rodzina Lu w trzecim – powiedział Minho. – Wam trzem wolno wejść do środka.
Wszyscy pozostali muszą poczekać na zewnątrz.
–
Dobrze. – Minho przekrzywił głowę i powoli opuścił rękę, wskazując im, by
przejęli inicjatywę.
–
Pójdę z tobą, nie bój się – wyszeptał Kai, łapiąc dłoń Kyungsoo. Trzy Laleczki
zbliżyły się swoich pokoi. Baekhyun podszedł do pierwszego pomieszczenia,
Kyungsoo do drugiego, a Luhan do trzeciego.
Ta trójka wstrzymała oddechy i przekręciła
klamki.
***
Baekbeom
nie wiedział czego oczekiwać. Nie widział swojego brata przez ponad piętnaście
lat. Spędził lata na szukaniu go po tym, jak umarł ich ojciec. Teraz oni
powiedzieli, że go odnaleźli. Baekbeom powinien czuć się szczęśliwy, ale
wszystkim co czuł, było zdenerwowanie.
Wszystko
to zmieniło się, gdy drzwi w końcu otworzyły się. Do środka wszedł chłopak o
miękkich, złocistobrązowych włosach, opuchniętych policzkach i czerwonym nosie.
Jego oczy były wilgotne i wchodził w ciszy.
Baekhyun. To mój
brat, Baekhyun.
Baekhyun
podniósł wzrok, by odnaleźć innego mężczyznę, trochę starszego od niego,
patrzącego prosto na niego. Nagle spłynęły na niego fale wspomnień. Wspólne
granie w parku. Śmianie się z kreskówek. Przytulanie się przed pójściem spać.
–
Baekhyun? To ja, Baekbeom. – Baekbeom podszedł do przodu, zbliżając się do
swojego brata. Położył dłonie na jego ramionach, a Baekhyun wydał z siebie
słaby dźwięk.
–
Hyung…
Baekbeom
zamknął swojego brata w uścisku i zanim się zorientował, zaczął płakać. Jego
brat, długo zaginiony młodszy brat został odnaleziony. Harował w sklepie
mięsnym, od kiedy był młody, desperacko próbując zarobić pieniądze, by uratować
brata. Myślał, że ten nie żyje. Nigdy w całym swoim życiu nie wyobrażał sobie,
że Baekhyun jest żywy.
–
Baekhyun… – Płakał cicho. Poczuł ciepłe łzy na swoim własnym ramieniu, gdy
Baekhyun oplótł ramiona dookoła swojego hyunga.
–
Hyung…
Żaden
z nich nie wyobrażał sobie, że ten dzień kiedykolwiek nadejdzie. Że zobaczą siebie
po tych wszystkich latach, po tych wszystkich łzach, bólu, wszystkich
„tęskniłem za tobą” i „gdzie byłeś?”.
To
był cud.
***
–
Kyungsoo?
Kyungsoo
definitywnie nie mógł rozpoznać kobiety i mężczyzny stojących przed nim.
Kobieta ubrana była w tweedowy płaszcz, a mężczyzna w pasiaty sweter oraz
mokasyny. Kobieta miała okrągłe oczy, a mężczyzna różowe usta. Kyungsoo
odwrócił się do szklanego stolika i spojrzał na swoje odbicie. Później podniósł
wzrok na kobietę i mężczyznę.
Wtedy
zdał sobie sprawę, że wyglądał dokładnie jak oni.
–
Kyungsoo? To ja, twoja mama. Ten tutaj to twój tato. – Kobieta wskazała na
siebie i na mężczyznę. – Pamiętasz?
Kyungsoo
lekko potrząsnął głową. To było niewłaściwe. Czuł, jakby ich znał, a
przynajmniej jakby powinien. Wydawali się znajomi. Minęło dużo czasu, odkąd
byli razem, ale tak blisko, jak byli fizycznie, nigdy nie byli tak oddaleni od
siebie w żaden inny sposób. *
–
Och, moje dziecko… – Kobieta podeszła, aby go przytulić. Mężczyzna wkrótce
podążył za nią, rodzice tulili swoje długo zaginione dziecko. Kyungsoo mógł
usłyszeć ciche szlochanie swojej matki oraz poczuć ciepły oddech ojca w swoich
uszach.
Te
dźwięki. To ciepło, ten uścisk, to uczucie…
Kyungsoo
nie pamiętał, ale chciał. Chciał znowu to pamiętać. A więc tak to jest mieć rodziców.
Oplótł
ramiona dookoła swoich rodziców i wydał z siebie stłumiony szept – Mamo… Tato…
Kai
ułożył dłoń na szybie, chcąc dosięgnąć dłoni Kyungsoo. Pragnął otrzeć jego łzy,
jak zazwyczaj to robił.
Wówczas
zobaczył, jak zamiast niego, robi to tata Kyungsoo i zamknął dłoń.
***
Luhan
nerwowo wszedł do środka, czując, że jego dłoń oddziela się od tej Sehuna. Bał
się iść dalej. Nie wiedział czego się spodziewać i to go przerażało.
–
Idź, będę cię pilnował. – Usłyszał szept Sehuna. Małe popchnięcie i przeszedł
przez drzwi.
–
Luhan? Synu, czy to ty? – Głos wołał go w języku chińskim. Luhan szybko
odwrócił głowę. Spojrzał na mężczyznę i kobietę stojących przed nim. – Luhan?
Synu? – mężczyzna zawołał po raz kolejny.
Luhan
nie słyszał chińskiego przez ponad piętnaście lat. Nagle słowa były dla niego
obce. Chwilę zajęło mu, zanim zarejestrował, co mężczyzna usiłował powiedzieć. On wołał moje imię. Nazwał mnie synem.
Luhan
powoli podszedł w ich kierunku, jego oczy ani na chwilę nie opuściły rodziców.
Jego matka szlochała, a jego ojciec patrzył na niego wyczekująco. Te oczy,
które należały do jego mamy, Luhan przypomniał sobie, że były znajome. Słowa
tkwiły zablokowane w jego gardle, a on wciąż przełykał ślinę, by oczyścić swoje
uczucia.
–
Mamo… – wyszeptał po chińsku. Zdawało się, że to jedyne słowo po chińsku, które
pamiętał.
Mama
Luhana zaczęła łkać i rodzina była owinięta nawzajem w swoje ramiona. Luhan
czuł się jak obcy w ich ramionach, ale w tym momencie w pozytywnym sensie.
Być
może jeśli upłynie trochę czasu, stanie się kimś więcej niż tylko wygodnym
nieznajomym. W końcu stanie się czyimś synem. Ich synem.
***
–
Jutro wyślemy chłopców z powrotem do domów razem z ich rodzinami – Minho
wyjaśnił Xiuminowi i Jongdae. Xiumin mocno chwycił dłoń swojego męża. Ten czyn
nie przeszedł niezauważony.
–
Przykro mi, ale to musi się odbyć.
–
Wiemy, to po prostu… – Xiumin próbował wyjaśnić, ale słowa utknęły w jego
gardle. Chanyeol, Kai i Sehun dołączyli do nich kilka minut później, z poważnym
wzrokiem, a ich twarze wykrzywione w dziwnej mieszance ulgi i smutku.
–
W imieniu WOAHT nie jestem w stanie wystarczająco podziękować wam za wasz
niewiarygodny wkład w tej sprawie, szczególnie za opiekę nad Laleczkami i za
ich ochronę. – Minho ukłonił się głęboko. – Jako dowód wdzięczności dyrektor
ofiaruje wam nagrodę w postaci pieniężnej.
–
Och nie, to nie będzie konieczne.
–
Proszę, pozwólcie nam to zrobić. Jestem pewien, że dziesięć tysięcy dolarów
będzie świetnym prezentem dla was wszystkich.
–
Dziękujemy, ale – wyjaśnił Jongdae – nie przyjmujemy zapłat za nasze starania.
Byliśmy szczęśliwi, pomagając im.
Minho
patrzył na Chanyeola, wyczekując odpowiedzi. Chanyeol przez moment patrzył na
dwójkę swoich przyjaciół i wymieniał z nimi znaczące spojrzenia. Spojrzał z
powrotem na Minho i z maleńkim uśmiechem także potrząsnął głową. Dziesięć
tysięcy dolarów było niczym. To, co mamy,
to, czym się dzielimy, to, co zrobiliśmy, jest warte więcej niż dziesięć
tysięcy i wszystkie pieniądze na świecie.
Minho
ponownie się ukłonił i opuścił pokój. Pomieszczenie zapadło w głęboką, wymowną
ciszę. Xiumin i Jongdae siedzieli przy stoliku, wpatrując się w swoje palce.
Nie było żadnego dźwięku poza ciężkimi oddechami. Jongdae przerwał ciszę.
–
Musimy powiedzieć dzieciakom.
–
Musimy? – odezwał się Xiumin. Jongdae nie powiedział nic. Nie chciał, ale jaki
miał wybór? Miał być tym odważnym, miał być pierwszym, który się pożegna.
–
Chłopcy, musimy powiedzieć do widzenia. – Jongdae podniósł się ze swojego miejsca
i podszedł do trzech chłopców. Położył dłonie na ramionach Chanyeola, masując
je uspokajająco. Odwrócił się, by spojrzeć na Kaia, którego twarz skierowana
była ku dołowi.
–
Nie.
–
Co?
–
Nie chcę. – Kai podniósł głowę. Jego oczy był czerwone, a policzki zbrukane
łzami. – Nie chcę się żegnać.
–
Kai… – Xiumin wstał, jego kolana były słabe, a nos zakatarzony.
–
Nie chcę. Nie idę się pożegnać. Jeśli to powiem, on nigdy nie wróci. – łzy
spłynęły po twarzy Kaia jak niebezpieczny strumień. – Dlaczego nie mogą zostać?
Dlaczego muszą odejść? Właśnie uratowaliśmy ich życia i to jest nasza zapłata?
–
To jest właściwa rzecz do zrobienia…
–
W takim razie dlaczego zawsze robimy właściwe rzeczy? – wyrzucił z siebie Kai,
krztusząc się własnymi słowami. Czuł, jak ściska się jego serce, a jego oddech
staje się krótki. – Nie ma nic dobrego w robieniu właściwych rzeczy! Nie ma w
tym żadnego zysku. Dlaczego nie możemy robić niewłaściwych rzeczy?! Dlaczego
nie możemy sprawić, żeby zostali?! Chanyeol prawie umarł, do kurwy nędzy!!!
Sehun
pozostał cicho, obserwując, jak jego przyjaciel traci zmysły w tym niewielkim
szklanym pokoju. Położył dłoń na jego ramieniu, tylko po to, by mieć ją zepchniętą.
Chanyeol słabo zawołał – Jongin…
–
Nie nazywaj mnie tak! – Kai obrócił się, by spiorunować Chanyeola wzrokiem z
załzawionymi oczami, jego ręce odepchnęły chłopaka. Jongdae zauważył nutkę bólu
w oczach Chanyeola, ale siłą rzeczy nie było to skierowane do Kaia.
–
Wszyscy będziecie kłamać, jeśli powiecie, że możecie pozwolić im odejść! – krzyknął
na swoich przyjaciół. Kai był zły, dlaczego jego przyjaciele nic nie mówili?
Jak mogli siedzieć tam i patrzeć, jak on się rozkleja; patrzeć, jak ich życia
są zabierane? – Wydaje ci się, że możesz powiedzieć „do widzenia” Luhanowi?
Pożegnać się z Baekhyunem? Przybrać twardy wyraz twarzy i uśmiechnąć się,
wiedząc, że nigdy nie wrócą? Że ostatecznie was zapomną?
–
Proszę, nie bądź samolubny… – Jongdae próbował go uspokoić.
–
Dlaczego nie mogę być samolubny? Dlaczego zawsze to ja muszę być tym dobrym? Co
dostaję w zamian? – Kai płakał. – Kocham go. Kocham Kyungsoo. Kocham go tak
mocno, że moje serce boli, gdy nie ma go tutaj. Czułem, jakby mógł umrzeć,
kiedy ujrzałem nóż na jego szyi. Dla niego wskoczyłbym pod pociąg; rzuciłbym
się na pole walki, żeby go uratować. Zaryzykowałbym wszystko, żeby go ocalić.
Moim jedynym przestępstwem jest kochanie go. Dlaczego wciąż chcecie mi to
odebrać? Dlaczego zabieracie osobę, która trzyma mnie przy życiu? – Upadł na
kolana, płacząc spazmatycznie.
–
K… – Xiumin mógł go uspokoić, ale nie mógł poczuć jego ciała. Słowa Kaia
dźgnęły go w serce. Chciał dosięgnąć chłopca, jednak w momencie, gdy się
ruszył, zaczął szlochać. Sehun i Chanyeol pochylili się i płakali razem ze
swoim przyjacielem, ich ramiona były zahaczone o siebie wzajemnie, a łzy
spływały po ich twarzach. Jongdae pozostał cicho, przełykając swoje łzy i
zaciskając dłonie. Chciał powiedzieć „nie”, musieli zrobić właściwą rzecz.
Musieli być tymi dobrymi; musieli być bohaterami w tej historii. Jongdae chciał
przeforsować wszystkie słowa Kaia, ale w głębi duszy nie potrafił. Jak można
przeforsować prawdę?
Bohaterowie
nie mogą być odważniejsi niż ktokolwiek inny. Oni tylko są odważniejsi pięć
minut dłużej.**
A
te pięć minut już dawno minęło.
***
–
Będziemy odsyłać Laleczki z powrotem do domu – Suho powiedział wujowi i
kuzynowi, którzy leżeli obok siebie w pojedynczych szpitalnych łóżkach. Jenny
leżała zwinięta obok swojego taty, wtulając swoją twarz w zagłębienie jego
szyi.
–
To miłe. – Panu Wu uśmiechnął się słabo, odrobinę wiercąc się na swoim miejscu.
Przez chwilę był nieprzytomny, ale lekarze przyszli, by powiedzieć im, że
wkrótce będzie z nim dobrze. Dostał urlop i powiedziano mu, żeby został w domu
przez kilka tygodni. Co było tak samo dobre po tym wszystkim, co się stało; nie
był całkowicie pewien, jak wrócić do pracy.
–
Co stanie się z Yonggukiem, jego gangiem i Zelo? – zapytał Kris.
–
Proces rozpocznie się w przyszłym tygodniu.
–
Zelo zabił właściwego człowieka.
–
Niemniej jednak był to człowiek. Ale postaram się, aby wymierzono mu lżejszy
wyrok – powiedział Suho. Kris pokiwał głową i pogłaskał córkę po włosach.
–
Jakie to uczucie? – spytał Suho.
–
Być w szpitalu?
–
Nie, uratować swoją córkę.
Kris
spojrzał w dół na swoją małą córeczkę i ucałował jej czoło. – Czuję się jak
najbardziej bezużyteczna osoba na świecie.
–
Dlaczego?
–
Ponieważ mogłem temu zapobiec. Zamiast tego pozwoliłem, by to się stało. To
moja wina, że Jacques uprowadził Jenny. Powinienem dużo częściej być w domu.
Powinienem był posłuchać Tao…
–
Synu – wychrypiał panu Wu, przerywając Krisowi. – To nie twoja wina. Nikt nie
wiedział, że Jacques zachowa się w ten sposób. Nikt… Nikt nie wiedział o tym,
co robił.
–
Tato…
–
Wszyscy popełniamy błędy. Niektórzy z nas popełniają te straszne. – Spojrzał na
syna, kiedy odwrócił głowę. – Ale nie ma powodu, aby ciągle o tym mówić. Jedyną
rzeczą, jaką możemy zrobić, to iść naprzód i obiecać sobie, że więcej nie
przydarzy się to żadnej z osób, które kochamy.
–
Tato…
–
Straciłem twoją matkę z moich własnych egoistycznych powodów. I prawie
straciłem ciebie i moją wnuczkę z tych samych powodów. Nie jestem głupi. Nie
musi mi spaść kowadło na głowę – powiedział starszy mężczyzna z oczami
zwróconymi w stronę sufitu. – Przepraszam, synu.
Kris
chciał płakać. Chciał, ale tego nie zrobił. Zagryzał dolną wargę. – Ja też,
tato.
–
Hej, ludzie – powiedzieli Tao i Yixing, kiedy wrócili z zakupów. – Jak się
wszyscy mają?
–
Wylewając swoje dusze poruszającymi słowami – zażartował Suho, próbując
zbagatelizować sytuację. Panu Wu parsknął, a Kris przewrócił oczami.
–
To miłe uczucie mieć tutaj wszystkich razem. – Tao pocałował czoło Krisa, kiedy
odłożył rzeczy, które wcześniej trzymał w rękach. – Powinniśmy robić to
częściej.
–
Dla mnie, brzmi nieźle. – Yixing uśmiechnął się.
–
Tak. – Kris skinął głową. Spojrzał na swojego ojca i córkę.
To
brzmiało dobrze. A nawet bardzo dobrze.
*Jodi Picoult
**Ronald Reagan
Naprawde zawiodłam sie...bo po tym co przeszły Laleczki tak poprostu są szczęśliwi? Znaczy chodzi mi o to że nie mają żadnej trałmy czy coś w tym stylu. Co do tych ich rodzin to tak samo jakoś za szybko sie z nimi przytulali i wogule...może sie troche czepiam ale nie lubie szczęśliwych zakończeń. Zwłaszcza po tym co sie działo. Przez takie piekło przeszli a teraz wszystko jest takie szczęśliwe i kolorowe...
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej sie rozstaną(chyba) znaczy niby chce żeby byli razem, zwłaszcza Sehun i Luhan <3 ale do tego opowiadania jakoś mi nie pasuje Happy End ;-)
Tak czy inaczej WIELKIE DZIĘKI ZA TŁUMACZENIE
Po pierwsze traumy*, po drugie w ogóle*. Jeśli nie podoba Ci się zakończenie, przy tytule rozdziału masz link do oryginału, możesz tam kliknąć i złożyć zażalenie do autorki. Ja tylko tłumaczę, więc nie kieruj pretensji do mnie. :)
UsuńA mnie się wszystko podoba XD tzn moment z rodzinami też według mnie troszkę krótki ale to przecież nie do ciebie z takimi komentarzami ;) tłumaczenie super jak zwykle ♥♥
OdpowiedzUsuńŚwietne!!! Moje HunHan'y!!! Jak ja ich kocham <3 TAK BARDZO CIĘ WIELBIE ZA TO TŁUMACZENIE!!! :) Ś.W.I.E.T.N.E! kocham wszystko w tym opowiadaniu, jest naprawdę genialne! dzięki za tłumaczenie <3
OdpowiedzUsuńŻyje myślą że coraz bliżej koniec, dlatego tak ciężko jest mi czytać te ostatnie rozdziały. Bo nie chce żeby to się kończyło :(
OdpowiedzUsuńWzruszających momentów ciąg dalszy. Mam taką skrytą nadzieje ze jednak laleczki z nimi zostaną ;_;