tytuł rozdziału: Zakrwawione dłonie | oryginał: Bloodied Hands
pairingi: Chanyeol/Baekhyun, Sehun/Luhan, Kai/Kyungsoo, Kris/Tao, Xiumin/Chen, Suho/Lay
rating: PG-13
Ból
jest bardzo dziwnym uczuciem. Sprawia, że twoje serce boli, twoje oczy łzawią,
wydaje się, jakby twoja głowa miała stanąć w płomieniach, a twoje ciało kurczy
się w kącie. I wiesz co, największą i najbardziej bolesną formą bólu nie jest
coś fizycznego.
Ból
jest wtedy, kiedy twój palec zostanie dźgnięty igłą, ból jest wtedy, gdy
przewrócisz się i obdrapiesz kolano. Ból jest wtedy, kiedy widzisz, jak twój
ukochany umiera na twoich oczach, ale dla dyrektora WOAHT Kim Joonmyuna,
znanego także jako Suho, ból był patrzeniem na to, jak ktoś kogo znasz od lat
zdradza cię.
Pospiesznie
wyszedł ze swojego biura z bronią w jednej dłoni i jakimiś dokumentami w
drugiej. Zszedł na dół na podziemny parking oraz wsiadł do samochodu. Nie zapinając
nawet pasa, włożył kluczyk do stacyjki i nacisnął pedał gazu. Gwałtownie
skręcał na ostrych zakrętach parkingu, opony piszczały na betonowym podłożu,
cholernie przestraszył pilnujących parking policjantów i nawet przypadkowe koty
i psy. Jeden z policjantów ledwie uchylił się przed grożącym śmiercią
samochodem Suho, gdy ten przemknął obok niego i niemal wyfrunął z parkingu.
Suho
grzebał w schowku i wyciągnął zapasowego iPhone’a, umieścił go na specjalnej
podstawce. Kilkoma sprawnymi przesunięciami wybrał numer swojego asystenta.
–
Gdzie pan był?! Zespól jest zmobilizowany i gotowy na…
–
Wiem, kim jest Pan X.
–
Pan co?! – Taemin wrzasnął przez telefon.
–
Zamierzam natychmiast się z nim spotkać. Wyślij zespół do Magazynu 12, a
wszystkie rozkazy przekaż Krisowi. Zadzwoń do niego i każ mu przedostać się do
Magazynu 12.
–
Sądzę, że już tam jest z Minho.
–
Świetnie, zadzwoń do niego i każ mu dowodzić oddziałem.
–
Ale proszę pana, dokąd pan jedzie?
–
Wracam do domu. – Suho gwałtownie skręcił za kolejnym rogiem, a Taemin mógł
usłyszeć krzyki jakiejś niewinnej kobiety, próbującej przejść przez ulicę.
–
Wraca pan do domu?! Proszę pana, czy…
–
Kolejna rzecz, Taemin – powiedział Suho. – Wyślij zespół do pana Zhang Yixinga.
–
Do pańskiego chłopaka? Ale po co?
–
Jest w niebezpieczeństwie, ale prawdopodobnie o tym nie wie. Ochroń go i
powiedz zespołowi, że jeśli pozwolą, by ktokolwiek tknął Zhang Yixinga, zwolnię
ich. – Suho przesunął na „zakończ rozmowę” oraz skupił się na drodze.
Miał
go, nacisnął na hamulec z następnym piskiem opon. Wbiegł do domu, zaskakując
Tao, który kroczył w pobliżu.
–
Suho?! Co ty tutaj robisz?!
–
Gdzie jest wujek Wu?
–
Jest w swoim biurze, dlaczego pytasz? – Tao zachłysnął się powietrzem
zszokowany, kiedy Suho wyciągnął swoją broń i naładował ją. Pomaszerował w kierunku
biura i z siłą wyważył drzwi. Pan Wu i jego asystent Jacques nie mieli nawet
czasu, by zareagować, kiedy wszedł Suho z bronią wymierzoną w nich.
–
Daj sobie spokój.
–
O czym ty mówisz?! – Pan Wu podniósł ręce wstrząśnięty.
–
Gra skończona, Panie X.
Pan
Wu przestraszony przełknął ślinę.
Ale
broń nie była wymierzona w niego.
Była
wymierzona w Jacquesa.
***
Wszystko
działo się dla Krisa w zawrotnym tempie. Po tym, jak podrzucił Tao do domu,
natychmiast zadzwonił do rodziny Kim. Kim Jongdae zabrał swoją rodzinę i
Baekhyuna do domu swojej matki po drugiej stronie Seulu, aby się ukryć. Jongdae
powiedział mu wszystko. O zaginionych chłopcach, o eksplodujących kwiatach i o
tym, jak chłopcy znaleźli się w Magazynie 12. Kris zadzwonił do swojego
lojalnego partnera w sprawach przestępczości – Minho i obydwaj przybyli do
Magazynu 12.
To
nie był pierwszy raz, kiedy Kris przedostawał się gdzieś. On i Minho umiejętnie
ukryli się za kontenerem kilka metrów od Magazynu 12 i zobaczyli wchodzących do
środka Chanyeola, Sehuna i Kaia. Dwójka odwróciła się oraz zakradła się do
kompleksu magazynowego od tyłu.
–
Stara przestępcza taktyka. – Kris zaśmiał się do siebie. – Kiedy wątpisz, użyj
tylnych drzwi. – Tyły były niestrzeżone, większość ludzi była wewnątrz
magazynu, pojmali trzech chłopców. Minho, ekspert w zrywaniu zamków, zerwał go
w tylnych drzwiach i weszli do środka. Z bronią w dłoniach i cichymi krokami
Kris mógł usłyszeć każde słowo, które wyryczał Yongguk.
–
Jakiego rodzaju jest to magazyn? – wyszeptał Minho, kiedy schowali się za
rogiem, uszy przygotowane na każdy dźwięki czy ruch.
–
Nie wiem. – Kris spojrzał na druty i przewody, które były przyczepione do
starych, szarych ścian jak pająki. Przypadkowe gniazdka i rury, które
wyglądały, jakby były przystosowane do transportowania toksycznych chemikaliów,
wystawały w przeróżnych kątach. Dziwne przybory leżały dookoła przykryte przez
zakurzone stare, ubrania, a metalowy stół stał kilka stóp od nich. Wyglądał jak
stół operacyjny. Kto wie jak wiele ciał leżało tam wcześniej?
–
Musi to być jakiś rodzaj laboratorium – wymamrotał Kris.
–
Co na litość… – Minho wepchnął pięść prosto w twarz mężczyzny, który ich
odnalazł. Po kilku ciosach i ściśnięciu jego gardła facet wylądował na ziemi
jak zapaśnik po makabrycznej walce. Kris chwycił swój karabin maszynowy i
krótkofalówkę. Minho związał mężczyznę jego podartymi na strzępy ubraniami i
opuścili skrępowane ciało, poruszając się naprzód.
–
O mój Boże. – Minho i Kris ukryli się za olbrzymią nieznaną maszyną. Przed
nimi, tylko kilka stóp na przedzie, znajdowało się nieco więcej osób z bandy
Yongguka, byli odwróceni do nich plecami. Dwa słabe ciała były trzymane wśród
kręgu i, oceniając po stłumionych krzykach, Kris wiedział, że były to Laleczki.
Trzej chłopcy klęczeli na ziemi, bronie wymierzone w tył ich głów. Yongguk miał
w dłoniach pewnego rodzaju pilot.
–
Co jest grane?
–
Chodźmy i złapmy ich, gotowy? – Kris spojrzał na Minho. – Raz, dwa… – ostry
cios został wymierzony i uderzył Krisa w policzek. Jeden z gangu Yongguka
znalazł ich.
–
Sukinsyn! – Kris jęknął, powstrzymując atak. Inny facet trzymał Minho w
duszącym uścisku, ale z błyskawicznym kopniakiem Minho wyswobodził się i teraz
to on atakował.
Cicha
bójka trwała bez końca; Kris toczył walkę z silnym przeciwnikiem, jego wzrok
próbował dostrzec Yongguka. Usłyszał plusk i z chwilowym szybkim obrotem głowy
zobaczył trzech chłopców tonących w podziemnym basenie.
–
Yongguk!
–
Kris! To Baekhyun! Co on tutaj robi?! – Minho nieźle trafił swojego napastnika
z kolana w krocze. Agresor sięgnął po telefon w kieszeni i próbował coś
napisać, zanim Minho wytrącił mu go z ręki.
–
Cholera, musiał uciec. – Kris grzmotnął faceta w głowę dolną częścią swojej
broni, ale ten uniknął kolejnego ataku i kopnął Minho w plecy, co sprawiło, że
odskoczył, a jego ramię uderzyło o zawór.
–
Psiakrew – jęknął Minho, spoglądając w bok. Była tam długa rura przenikała pod
ziemią, oznaczona perfluorowęglowodór.
Nie było czasu, żeby dowiedzieć się, co to jest. Kris nieźle kopnął mężczyznę,
ale jego napastnik był silny i nie okazywał żadnych znaków przyhamowania. Ból w
plecach Minho przestrzelił jego kręgosłup jak iskra elektryczna. Słyszał krzyki
i szybko odwrócił głowę, widząc Baekhyuna pochylonego nad
zbiornikiem, wypłakującego swoje oczy.
–
CHANYEOL!!! NIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!
–
Kurwa – Minho zaklął po raz enty i chwycił przypadkowy żelazny pręt. Uderzył
napastnika Kris w głowę, a ten upadł na podłogę.
–
Straciliśmy chłopca, Kris!
–
Nie, jeszcze nie straciliśmy. – Kris wytarł swoje zakrwawione usta i sięgnął po
karabin maszynowy. Minho wziął kolejny i dwójka zakradła się do przodu. Yongguk
miał właśnie pociągnąć Baekhyuna za włosy, kiedy usłyszał za sobą ładowanie
karabinu i poczuł nagły chłód, którego nigdy wcześniej nie było.
–
Stój, Bang Yongguku.
***
–
Stój.
–
Suho, nie rób nic głupiego – powiedział pan Wu, próbując wstać. – Nie jestem
Panem X.
–
Wiem – odparł Suho. – Jacques nim jest.
–
Co? – Pan Wu obrócił głowę, aby spojrzeć na swojego asystenta, który tylko
gapił się na Suho z kamienną twarzą i zimnym wzrokiem, nawet nie trzymał rąk w
górze.
–
Panie X – Suho wolno poruszył się do przodu z bronią wyciągniętą przed siebie.
– To byłeś ty przez cały ten czas. Ty byłeś Panem X.
–
To niemożliwe – wydyszał pan Wu.
–
Nie, nie jest. W jaki inny sposób mógłby kierować swoimi działaniami przy
pomocy polityków, biznesmanów i członków zarządu? Musiał być kimś sławnym, kimś
potężnym albo przynajmniej zaufanym asystentem kogoś potężnego i sławnego.
–
Suho…
–
Kontaktowałeś się z tymi wszystkimi ludźmi dzięki wpływom pana Wu. Znałeś ich
poprzez wszystkie spotkania, na które podążałeś za moim wujem. Defraudowałeś
tysiące z jego konta, prowadząc całkowicie sekretne poczynania pod jego nosem,
ponieważ ci ufał. Mój wuj dał ci prawa do prowadzenia Galerii Sztuki Marty Wu,
co świadczy o tym, dlaczego nawet nie zdawał sobie sprawy, że zmienił się
magazyn. Zmieniłeś to wszystko, nie pozwalając mu o tym wiedzieć.
–
Panie Kim – odezwał się Jacques. – Tutaj musi istnieć jakaś pomyłka.
–
Tu nie ma pomyłki. Jedynym błędem tutaj jest ten, który popełniłeś ty –
wycedził Suho. – Nazwiska wszystkich tych kont pochodzą od ludzi, których
zabiłeś. Użyłeś ich tożsamości i zachowałeś ich konta w działaniu po to, aby
żadne pieniądze nie zostały przelane do ciebie, ale byś ciągle mógł mieć do
nich dostęp.
Jacques
nie powiedział ani słowa, podczas gdy pan Wu wpatrywał się w niego zszokowany.
– A Rataw Hum? Robotnik? – zadrwił Suho.
–
Co… co z tym? – zapytał spokojnie Jacques.
–
To anagram – odparł Suho. – Od Marta Wu.
–
Co?! – Pan Wu wyprostował się wstrząśnięty.
–
Jacques zabił ciotkę Martę i wyczerpał wszystkie pieniądze z jej konta, żeby
sfinansować swój brudny interes. Pamiętasz, wujku Wu? Którego księgowego
wynająłeś, żeby rozliczył aktywa ciotki Marty?
–
Wynająłem… – Pan Wu mógł poczuć, jak krew odpływa z jego twarzy, kiedy wstrząs
uświadomienia uderzył go. Zwinął dłonie w pięści i próbował chwycić Jacquesa za
kołnierz.
–
Ty pieprzony skurwysynie!! Zabiłeś moją żonę!! Zabiłeś…
–
Zamknij się! – Jacques szorstko odepchnął starszego mężczyznę.
–
Popełniłeś błąd, zadzierając z nami. – Suho rzucił teczkę na biurko i wypadł z
niej mały czek. – Pośród wszystkich twoich tajnych dokumentów odnalazłem czek.
Prywatny czek, używany tylko przez samego pana Wu. Nikt nie mógł mieć do niego
dostępu, chyba że robił interesy z moim wujem.
–
Ale ja nie robiłem. Ja pracuję dla twojego wuja.
Suho
podniósł czek, a grubą, pochyloną czcionką wyraźnie napisane były słowa Dla mojego ulubionego asystenta, Jacquesa. –
Dlaczego Pan X miałby mieć taki czek? Chyba że…
–
Jestem Panem X – wydyszał Jacques. Patrzył na młodego mężczyznę kamiennym
spojrzeniem. Jego długie palce sięgnęły do przycisku pod biurkiem i nagle jeden
z regałów na książki pana Wu poruszył się, odkrywając sekretne wejście. Z drzwi
wyszedł Zelo i mała dziewczynka.
–
Jenny!!!
–
Trzymałem tutaj Jenny przez cały czas. – Jacques chwycił małą dziewczynkę za
szyję. Jenny krzyczała, kiedy obchodzono się z nią brutalnie i gdy znalazła się
w ramionach Jacquesa. Zelo anemicznie i bardzo słabo złapał pana Wu, kiedy
wszedł Tao, kopiąc i krzycząc z rękami związanymi przez jednego z ludzi
Jacquesa.
–
Appa!!
–
Jenny!!! Jenny, mój skarbie!!! – krzyczał Tao. Jego oczy zwróciły się na
mężczyznę trzymającego Jenny, a wiązka przekleństw wyleciała z jego ust.
–
Jacques?!?! Ty skurwysynie!!! Zostaw moją córkę w spokoju!!
–
Wiedziałem, że mnie akceptujesz, dlatego ją mam. – Jacques wyciągnął broń z
tylnej kieszeni. – Powinieneś lepiej troszczyć się o swoje drogocenne dziecko,
żeby nie zwiała z niewłaściwym facetem. – Jacques zaśmiał się złowrogo.
Wymierzył broń w swojego byłego pracodawcę i uśmiechnął się znacząco.
–
Ty głupi, głupi człowieku.
–
Jacques…
–
To co robiłem przez cały ten czas jest niewybaczalne. A ty nadal mi ufasz?
–
Ty…
–
Zabiłem twoją żonę. Kradłem twoje pieniądze. Sprzeniewierzyłem twoją galerię.
Popełniłem przestępstwo pod twoim nazwiskiem. Jestem bliski zrujnowania twojej
firmy i twojej rodziny. Jestem o krok od spalenia na wiór wszystkiego, co masz
i patrzenia, jak cierpisz razem z nimi. A ty jednak wciąż mi ufasz? – Użył
broni, by unieść głowę starszego mężczyzny. – W tej chwili jestem o włos od
ucieczki z twoją ukochaną wnuczką, a ty nie będziesz miał innego wyboru jak
tylko mi zaufać. Bo zawsze to robisz.
–
Ojcze!! – krzyknął Tao, kiedy Jacques przycisnął broń do brzucha mężczyzny i
postrzelił go. Pan Wu mógł poczuć, jak jego oczy wywracają się do tyłu, gdy
nagle upadł na podłogę w kałużę własnej krwi. Suho upuścił broń i pobiegł
prosto do swojego wuja.
–
Wujku Wu!!!
–
Do widzenia, frajerzy. Miło było poznać was wszystkich. – Jacques wyszedł z
płaczącą Jenny na rękach, wkraczając razem z Zelo do sekretnego wejścia.
–
Teraz wiesz, jakie to uczucie stracić wszystko, co miałeś. – Wejście zamknęło
się, podczas gdy Suho trzymał wuja w swoich ramionach; Tao był na kolanach,
płacząc tak głośno, jak mógł. Poplecznicy Jacquesa wyszli razem z nim i kątem
oka Suho mógł dostrzec szybko odjeżdżającego vana.
–
Tao, zadzwoń po karetkę. – Suho podniósł się i wybiegł przez drzwi. Wskoczył do
swojego auta i popędził za vanem. Uderzył w telefon, wybierając numer, którego
najbardziej potrzebował. Kris, Kris,
Kris…
Spojrzał
na swoje zakrwawione dłonie. Krew jego wuja pokrywała jego palce i ściekała po
nich jak atrament.
Nie spocznę, dopóki
nie ujrzę krwi Jacquesa na tych palcach.
I
z tą myślą nadepnął na pedał gazu.
Jaka akcja XD Bardzo się cieszę ze szybko dodajesz rozdziały i to jeszcze te które trzymają w jak największym napięciu. Uwielbiam cię~ hwaiting~♥
OdpowiedzUsuńA myślałam że Pan X to ojciec Krisa! Omo ale sie porobiło...to ChanYeol umarł czy nie? xD Trzymam kciuki żeby Laleczki przeżyły!!! Czekam na następny!
OdpowiedzUsuńNo tego to się chyba nikt nie spodziewał. Czy można jeszcze więcej bałaganu narobić? Można. Bo dlaczego by nie. Niech biedni czytelnicy zdychają z niewiedzy i przebiegu akcji ;_;
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCo za niespodziewany obrót akcji, no kto by pomyślał... nawet sie nie spodziewałam, że to Jacques. Taka poboczna postać a jednak wszystko kręci się wokół niego. NIech no tylko spróbuje zrobić coś małej Jenny to będzie trupem (żarcik, już jest trupem, to tylko kwestia czasu)
OdpowiedzUsuń