pairingi: Chanyeol/Baekhyun, Sehun/Luhan, Kai/Kyungsoo, Kris/Tao, Xiumin/Chen, Suho/Lay
rating: PG-13
Baekhyun
wpatrywał się w twarz pod szkłem. Zamknięte oczy, blada skóra, kręcone włosy
unosiły się, jakby były martwą meduzą, nieznacznie rozchylone usta, podczas gdy
długie kończyny postaci nieporadnie dryfowały tu i tam. Zdał sobie sprawę, że
krzyczał i płakał, to trwało dopóty, dopóki nie zaczął dyszeć.
Chanyeol.
Zabili go.
Baekhyun
był bliski upadku i omdlenia z powodu wyczerpania, gdy usłyszał dźwięk
ładowania broni i ostry głos mężczyzny. – Stój, Bang Yongguku. – Szybko, lecz z
trudem odwrócił głowę.
Kris. Człowiek,
który nas uratował.
O Boże.
Baekhyun
rozejrzał się dookoła, by odnaleźć Kaia i Sehuna trzęsących się na podłodze,
mokrych od ich podtapiającego doświadczenia i przytrzymywanych przez silnych
mężczyzn ponad nimi. Jego palce drapały szkło, gdy patrzył na swoich braci.
Luhan szlochał, a Kyungsoo zasłabł z powodu traumy.
–
Gra skończona. – Kris wymierzył swoją broń w Yongguka. – Puść chłopców wolno.
–
Myślisz, że zamierzam poddać się tak łatwo? – zakpił Yongguk. Przyciągnął
Baekhyuna do swojego boku i z żelaznym uściskiem na
chudym ramieniu Laleczki, poczuł, jak wibruje jego telefon. Błyskawicznie go
wyciągnął oraz dostrzegł wiadomość.
Otoczyli cię.
Kris
zauważył zmianę na twarzy Yongguka. Powoli przysunął się bliżej, trącając
Minho, by ruszył za nim. Minho wyszeptał mu do ucha: – Ludzie są na zewnątrz,
czekają na rozkazy. – Kris nie mógł poruszyć głową, jego oczy były skupione
tylko na jednej rzeczy.
–
Bierzcie ich. – Z jednym prostym poleceniem Yongguk i jego ludzie czmychnęli z
magazynu przez boczne drzwi, zabierając ze sobą Laleczki. Baekhyun krzyczał w
dłoń Yongguka, gdy został przerzucony przez jego ramię i porwany. Inni
poplecznicy zaczęli strzelać z broni w Krisa i Minho.
–
Wsparcie!!! Potrzebuję wsparcia!!! – Kris krzyczał do swojej krótkofalówki. Minho
dał mu jedną, zanim zaczęli zakradać się do magazynu. Schronił się za filarem i
ostrożnie strzelał w sprzymierzeńców. Minho chwilę wcześniej śmiertelnie
postrzelił jednego z nich, przenosił
Sehuna w bezpieczne miejsce. I jak w doskonale ułożonej w czasie choreografii w
końcu przybyło wsparcie.
–
Stójcie! Ręce do góry! – Poplecznicy dowodzeni przez Youngjae zatrzymali się,
gdy wkroczyła ekipa SWAT, w pełni osłonięta z broniami wymierzonymi w kilku
pozostałych członków gangu. Rozejrzał się dookoła otoczenia. Dwóch ludzi
zastrzelonych, trzech rannych.
Uniósł
ręce w powietrze, upuszczając broń.
–
Łapcie ich! – Rozkazał Sungyeol, kiedy kajdanki zostały rozdane, rozeszli się.
Kris wreszcie opuścił swoje miejsce ukrycia i pobiegł prosto do podziemnego
dołu. Widział jak Chanyeol dryfuje na powierzchni, jego twarz bardzo spokojna.
– Potrzebuję zespołu lekarskiego!!! Dajcie mi zespół lekarski i wiertło!!!
Sungyeol
wywiercił wielki otwór w szkle. Ostrożnie, by nie zranić Chanyeola. Zespół
medyczny zwracał uwagę na dwóch pozostałych chłopców, którzy byli słabi z
zimna, a technicy śledczy zabrali martwe ciała. Kris i Sungyeol wyciągnęli
nieżywe ciało Chanyeola ze zbiornika. Kris spanikował. Chłopak był zimny w
dotyku i nie miał pulsu.
Pompował
klatkę piersiową chłopaka tak szybko, jak mógł udzielając mu resuscytacji
krążeniowo-oddechowej. Już miał otworzyć usta Chanyeola, kiedy nagle jego
powieki zaczęły drżeć.
–
Chanyeol? – Kris był zbity z tropu i zaczął delikatnie klepać chłopaka po
twarzy. – Chanyeol, słyszysz mnie? Chanyeol?
Błysk
światła wkroczył w zdolność widzenia Chanyeola, oślepiając go. Zmrużył oczy,
zamrugał, obserwując pojawiający się przed nim obraz. Ten stawał się
wyraźniejszy i wtedy mógł poczuć, jak coś go klepie. Mógł usłyszeć głos.
Obraz
miał blond włosy oraz krew na górnej wardze. Był to Kris.
Chanyeol
zakaszlał i wypluł wodę z ust, gdy jego oczy otworzyły się. Kris sprawdził jego
puls a także oddech. Na powrót usiadł, oddychając ciężko. To był cud. Chanyeol
był żywy.
–
Chanyeol!
–
Kris? – wyjęczał Chanyeol. – Gdzie ja jestem?
–
Jesteś w Magazynie 12, właśnie cię uratowaliśmy.
–
Nie jestem martwy?
–
Nie, nie jesteś.
–
Nie jesteś Jezusem?
–
Nie, nie jestem. – Kris chichotał przez chwilę. – Jeśli to sprawi, że poczujesz
się lepiej, moja ksywa brzmi Krisus. – Spojrzał na chłopaka pod sobą i
wszystkim, co mógł zrobić w myślach, to podziękować niebiosom, że ten był żywy.
Lekarze pośpieszyli, by otulić go kocami, pomagając mu usiąść. Dalej kaszlał i
pluł, czuł, jakby jego głowa była rozrywana przez odczucia.
–
Hm… – Amber spojrzała na ciecz w zbiorniku. – Nie wygląda mi to na wodę.
–
Rób co chcesz, wyślij to do laboratorium. – Kris machnął ręką nonszalancko. –
Chanyeol, czy wszystko w porządku?
–
Baekhyun… – wykaszlał, jego ciało drżało. – Baekhyun… zabrali go…
–
Tak, wiem o tym. – Kris wstał. Wyciągnął swój telefon i z kilkoma szybkimi
kliknięciami włączył ekran z migającym na nim punkcikiem. Roznosiło się
wstrętne piszczenie. Ten migający punkcik pokazywał obecną lokalizację
Laleczki.
– Proszę, pozwól mi
iść z tobą – Błagał Baekhyun, klęcząc na podłodze, trzymając Krisa za nogę.
– Nie mogę. Jeśli
pójdziesz, zabiją cię. Ani ty, ani twoi bracia nie będziecie bezpieczni –
odparł Kris, klękając i wycierając łzy mniejszego chłopaka.
– Muszę, proszę! –
szlochał. – To wszystko moja wina! Ja ich w to wpakowałem! Jeśli tylko nigdy
nie opuścilibyśmy klubu…
– Baekhyun, musisz
mnie posłuchać. Jeśli chcesz, by byli bezpieczni, zostań tutaj. – Kris
wyciągnął zapasowy telefon i wcisnął go w dłoń Baekhyuna. – Zadzwonię do
ciebie, jeśli coś by się stało. Cokolwiek zrobisz, nie zgub go. Może uratować
twoje życie.
I
w rzeczy samej tak się stało.
–
Znasz lokalizację Laleczki?! – odezwał się Minho.
–
Dałem Baekhyunowi telefon. Tylko na wszelki wypadek. Ma szczęście, że nadal ma
go przy sobie. Ludzie, chodźcie ze mną. Sungyeol, bierz swoją ekipę SWAT.
Taemin, zostań tutaj i obserwuj chłopców oraz najbliższą okolicę. Wyślij
wszystkie siły Interpolu, by poszły za nami.
–
Czekaj… – wydukał Kai. – Weź mnie ze sobą.
–
Kai, nie mogę…
–
Mnie też weź – zawołał Sehun, wstając i upuszczając swój koc.
–
Mnie trzeciego – Chanyeol zachwiał się, wstając.
–
Nie, nie mogę tego zrobić. Nie jesteście w stanie iść ze mną.
–
Proszę – błagał Kai.
–
Nie! Dzieciaki, wy prawie umarliście!
–
Musimy odzyskać ich z powrotem! – powiedział Sehun, jego usta były niebieskie od
zimna, jednak oczy zawzięte i silne. – Nie możemy tak po prostu pozwolić im uciec.
–
Jedyny sposób, aby nas zabić – Chanyeol powoli podszedł w ich kierunku – to
najpierw zabić Laleczki.
Kris
chciał się sprzeczać, ale spojrzał w ich oczy. Złość, frustracja, wola,
determinacja i przede wszystkim zemsta malowały się w nich.
–
Nie wykonujcie żadnych ruchów, bez mojego polecenia – ostrzegł ich Kris.
Pobiegł do vana, a Minho i trzej chłopcy podążyli za nim. Sungyeol i jego ekipa
wzięli inny samochód. Minho usiadł na miejscu kierowcy.
–
Chodźmy po tego dupka – powiedział Kris i odjechali w pośpiechu. Kris
obserwował mrugającą kropkę w swoim telefonie. Po kilku minutach na
autostradzie jego oczy rozszerzyły się, gdy zdał sobie z czegoś sprawę.
Laleczki
zmierzały na lotnisko.
Zamierzali
uciec z kraju.
Przechodzień
zapiszczał, kiedy van Minho popędził przez lotnisko, zwalniając na pasie
startowym. – Widzę ich, są przed tym odrzutowcem!!!
–
ZATRZYMAJ SIĘ!!! – wrzasnął Kris. Van zapiszczał, zatrzymując się. – Zostańcie.
W. Vanie – rozkazał, podczas gdy on i Minho wybiegli z naładowanymi w pełni broniami,
gotowymi do strzelania.
–
Bang Yongguk!!! – zawołał Kris, wymierzając swoją broń w lidera gangu, który
trzymał w ramionach bardzo słabego Kyungsoo. Yongguk odwrócił się, ale zanim
mógł zareagować, kolejny czarny van przyjechał z drugiej strony. Drzwi
otworzyły się i Kris mógł usłyszeć piszczenie dziewczynki.
Poczuł,
jak krew odpływa mu z twarzy.
To
była Jenny w ramionach Jacquesa.
–
Stój!!! – samochód Suho gwałtownie skręcił, a on wyskoczył z niego z
zakrwawionymi dłońmi, dzierżąc broń. Suho szybko odwrócił głowę, by ujrzeć
stojącego kuzyna. Dwójka patrzyła na siebie, nim przysunęli się bliżej.
–
Witaj, Kris. – Jacques uśmiechnął się złośliwie. – No, no, spójrzcie na to. –
Podziwiał widok przed sobą. Dwaj kuzyni, Minho i jakaś ilość vanów przyjeżdżających
z oddali znajdowała się przed nim jak starannie rozplanowana gra w okręty.
Yongguk, Himchan Zelo i trzej inni sprzymierzeńcy stali za nim. Znajdowali się
tylko kilka kroków od solidnego odrzutowca. Kris go rozpoznał.
Był
to odrzutowiec jego ojca.
Jacques jest tym,
który za tym stoi.
Porwał moją córkę.
Wrobił mojego ojca.
Zabił moją matkę.
Słowa
nie mogły opisać emocji, które czuł w tamtej chwili. Całkowita zdrada, złość,
smutek, frustracja… jego serce było jak
kolejka górska, a jego umysł był gotów się zawalić. Czuł, jakby został
postrzelony w plecy. Właśnie wtedy usłyszał płacz swojej córeczki. – Tatusiu!!!
I
coś w nim zaskoczyło.
To. Jest. Wojna.
–
Daj sobie spokój, Jacques – odezwał się Suho. – Nie ma sposobu, żebyś wyszedł z
tego żywy.
–
Kto powiedział, że tego chciałem? – odpowiedział Jacques, trzymając w ramionach
płaczącą dziewczynkę. – Nigdy mnie nie dorwiecie. Nigdy nie dostaniecie mnie
żywego. Nie znajdziesz ich; nigdy nie dostaniesz z powrotem swojej ukochanej
córeczki. Prędzej wysadzę wszystko w powietrze, niż pozwolę ci ich dotknąć!!!
Och nie, zmysły Suho zaczęły mu
dźwięczeć. On jest samobójcą. To
samobójcza ucieczka.
–
Na mój rozkaz każdy jeden klub, hotel i każdy ślad po mnie zostanie wysadzony w
powietrze. Nie będziecie mieć dowodów, że istniały. Nie będziecie mieć dowodów,
że ja istniałem. Nawet ci najdrożsi ludzie, których kochacie.
–
Nie bierz ich ze sobą! Oni są niewinni!!! – próbował Minho.
–
Ja też byłem!!! Wiele lat temu!!! – krzyczał Jacques, jego oczy były czerwone,
a szyja napięta, wyraźnie ukazywała żyły. – Miałem to. Miałem wszystko!!!
Później w jeden dzień wszystko zniknęło. – Jacques wskazał rozgniewanym palcem
na kuzynów. – Wy zabraliście wszystko. Wy zrobiliście to w ten sposób!!!
–
Nic nie zrobiliśmy!!! – ryknął Kris.
–
Och, zrobiliście – wydyszał Jacques, jego cała twarz wykrzywiona w złości i
furii. Jenny płakała trzymana w ramionach Zelo. – Jeśli ja nic nie mogę mieć,
wy też nie możecie!!!
–
Puść moją córkę!
HUK!
Strzał.
Żałosny
płacz i przenikliwy krzyk.
Krew.
Duża jej ilość.
Upadające
ciało.
I
broń.
Trzymana
przez chudego chłopca o różowych włosach.
NIEWIEM CO NAPISAĆ...ChanYeol żyje, jaka ulga! Naprawde myślałam że zginął. Czy Zelo zabił Jenny??? Nie!! Tyle się działo że poprostu nie moge sie teraz ogarnąć...Proszę niech Laleczki przeżyją! Gdyby oni zgineli to była by totalna porażka. Już prawie koniec! A ja sie zastanawiam co będe robić jak skończysz to tłumaczyć xD
OdpowiedzUsuńNo nic czekam na następny i WIELKIE DZIĘKI ZA TŁUMACZENIE!
MATKO MATKO MATKO ZELEK GO ZABIL PRAWDA? TERAZ BEDZIE DOBRZE C'NIE? OMG DODAWAJ SZYBKO NASTEPNY ROZDZIAL
OdpowiedzUsuńTYLE FEELSOW KOLEJNY ROZDZIAŁ. JA.. JA... nie jestem w stanie się wysłowić. Aż mnie skręca. O boże.
OdpowiedzUsuń" – Nie jesteś Jezusem?
OdpowiedzUsuń– Nie, nie jestem. – Kris chichotał przez chwilę. – Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, moja ksywa brzmi Krisus." <-- to mnie rozwaliło i przez moment zaczęłam się śmiać, ale potem już tak wesoło nie było. mam nadzieję, że Zelo nie zabił Jenny! z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, ponieważ chcę wiedzieć, jak się to wszystko zakończy.
pozdrawiam i dziękuję za tłumaczenie! :D
Nigdynie wiem co napisać w komentarzu ;^;
OdpowiedzUsuńDobra zaczne może od tego że podziwiam cię za systematyczność w dodawaniu( to serio coś super więc trzymaj tak dalej :* ) . A jeśl chodzi o fabułę to GFSHMMLFCXNIEZABIJAJCIEJENNYJHKVK no i Chanyeol żyje!!!! YEEEY :D Mam nadzieje że będzie jakieś epickie zakończenie .
Pozdrawiam ~~~~~
Cudne <3 czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńON ŻYJE! CHWAŁA PANU! kamień z serca spad. Ale... to zakończenie znowu mnie zaniepokoilo ;_; niech już wszystko się wyjaśni i uspokoi
OdpowiedzUsuńWiedziałam że Chanyeol będzie żył, bo inaczej być nie mogło. Ale co tu sie dzieje, co za huki, co za strzały i... Zelo? Zeluś sie zbuntował i postrzelił Jacquesa? Drań ma za swoje!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń