pairingi: Chanyeol/Baekhyun, Sehun/Luhan, Kai/Kyungsoo, Kris/Tao, Xiumin/Chen, Suho/Lay
rating: PG-13
–
Chcę wszystkie opancerzone samochody, pełen arsenał broni, ściągnij oddział
SWAT do Magazynu 12, ale nie strzelajcie, słyszysz mnie? Nie strzelajcie bez
mojego polecenia! – Suho wykrzyczał rozkazy do telefonu, pędząc w okolicę w
towarzystwie Taemina. Minho i Sungyeol byli w laboratorium, przygotowując cały
swój sprzęt.
–
Zostań poza zasięgiem wzroku. Chcę opancerzone samochody w obwodzie odległości
pięciu mil i wyślij swoich najlepszych ludzi tylko na mocy mojego rozkazu. Nikomu
nie wolno zbliżać się do Magazynu 12, dopóki ja tak nie powiem. – Podeszwy
butów Suho robiły się coraz cieńsze, kiedy maszerował tak szybko, jak mógł. Przeszedł
wzdłuż długiego korytarza i dostrzegł ludzi Niny Watson. Natychmiast ich
zatrzymał.
–
Gdzie jest Nina Watson?
–
Ostatnio jak słyszałem, kierowała się na spotkanie z panem w pańskim biurze,
proszę pana – odpowiedział jeden z krzepkich asystentów.
–
Potrzebuję wszystkich jej ludzi mieć pod ręką.
–
Nie wolno nam działać bez jej rozkazów, proszę pana.
–
A niech to szlag trafi – warknął Suho, rzucając swój telefon do Taemina, który
złapał go jednym gładkim ruchem. – To jest moja kompetencja. Idźcie za Taeminem
na parter, gdzie streści wam całą sprawę. Pójdę poszukać Niny.
Suho
odwrócił się na pięcie i pobiegł w drugą stronę. Naciskał przyciski do windy
jak szalony tak, że mogły wypaść. Winda była pusta, więc wbiegł do środka, od
razu chwytając za poręcz, dysząc. W końcu pierwszy oddech w ciągu całego dnia.
Ten
dzień był katastrofą. Jego bratanica została porwana, jego jedyny trop do Pana
X został odnaleziony i porwany, a dwadzieścia minut temu przyszła notatka
dotycząca okupu. Plan został ułożony i wcielony w życie. Rodzina Kim trzymała
Baekhyuna w ukryciu, podczas gdy trzej chłopcy byli gotowi na pójście do
Magazynu 12, twierdząc, że Baekhyun także zniknął. Wszystko, aby wydłużyć czas,
podczas gdy oni mieli wkroczyć i schwytać gang Pana X i mieli nadzieję, że tego
sukinsyna także.
Suho
był dobry w radzeniu sobie z presją, ale gdy sprawa jak ta uderzała tak blisko
ogniska domowego, ciężko było zachować zdrowy rozsądek. Winda nareszcie
dojechała na wyznaczone piętro, a on rzucił się do swojego biura. Otworzył
drzwi, by odnaleźć Ninę siedzącą na jego miejscu, patrzącą na jakieś dokumenty.
I była też w raczej spokojnym nastroju.
–
Nina! – wydyszał Suho. – Potrzebuję twoich ludzi po swojej stronie, wysłałem
ich na dół, a ty, co do cholery, robisz?
–
Twoje biuro to bałagan – odpowiedziała spokojnie. – Tylko sprzątałam twoje
rzeczy.
–
Jeśli życzyłbym sobie służącą, zadzwoniłbym po starą pani Rivers z dołu i nawet
umyłaby mi okna. – Suho sarkastycznie przewrócił oczami. – Potrzebuję twojej
pomocy!
–
Oczywiście. – Wstała, wyprostowała swoją spódnicę i wyszła. Ale zanim zniknęła,
posłała Suho łagodne spojrzenie. – Przykro mi.
–
Co?
–
Przykro mi z powodu tego, co stało się twojej bratanicy.
–
Skąd ty… – Suho nie chciał wiedzieć, jak ona to odkryła. Być może nie musiał. Nina
rzuciła mu delikatne spojrzenie współczucia i Suho złamał się, zmniejszając
nieco swoją obronną postawę. Była pierwszą osobą, która w ogóle okazała jakieś
pocieszenie.
–
Znajdziesz ją.
–
Jak?
–
Cofnij się i pomyśl – powiedziała. – Spójrz na cały obraz. Może coś ci umyka.
–
Nie mam czasu!
–
Znajdź trochę. Będziesz go potrzebował. – Z ostatnim uniesieniem ust oddaliła
się pędem, biegnąc na swoich pięciocalowych koturnach. Suho chciał ją gonić,
ale coś mówiło mu, żeby się zatrzymać. Wrócił na swoje miejsce. Usiadł w fotelu
i rozejrzał się po swoim otoczeniu. Było tam zdjęcie jego rodziny, szklany delfin,
którego kupił dla niego Yixing, kostka Rubika, którą dostał od Krisa oraz
oczywiście jego laptop. Przed nim były rozłożone kartki papieru. Suho je
rozpoznał; wiele z nich pochodziło ze sterty, którą miesiące temu ukradł
Yixing.
Nina się temu
przyglądała? Dlaczego? Odkryła coś? Dlaczego rozłożyła to w ten sposób? Suho patrzył na to rozmieszczenie
i podniósł coś, czego nie widział nigdy wcześniej. Był to czek wypisany na jego
wuja.
Minęły
dwie minuty.
Minęło
pięć minut.
Minęło
dziesięć minut.
Bingo.
Wiedział,
kim jest Pan X.
***
Magazyn
12 był ciemny, wyraźnie pusty i rozsiewał złe przeczucia. Sehun, Chanyeol i Kai
udali się do środka tuż po tym, jak przywołali taksówkę ze swojego miejsca
zamieszkania i przejechali całą drogę. Numer 12 był przyklejony na froncie
budynku w taki sposób, by ludzie mogli go zobaczyć z odległości kilku mil.
Cyfra 1 wyglądała, jakby zamierzała odpaść w każdej chwili.
–
To tutaj – wymamrotał cicho Sehun.
–
Tak. – Chanyeol pokiwał głową. Ich trójka weszła do pustego terenu zamkniętego.
Okolica była spokojna i w odległości kilku mil nie mogli nikogo dostrzec. Kai
robił powolnie i ostrożne kroki, serce łomotało mu w klatce piersiowej.
–
Halo? – próbował wołać.
Nagle
światła zaświeciły się, ale tylko w danym rzędzie. Biała postać pojawiła się na
samym końcu długiego korytarza. Postać miała białą twarz, ale nie miała oczu,
jednak jedna rzecz ją zdradzała. Truskawkowy blond.
–
Lu… Luhan?
–
Sehunnie… – zawołała postać.
–
Luhan! – Sehun pobiegł wzdłuż korytarza, aby dosięgnąć postaci, ale światło
zgasło i Sehun pogrążył się w ciemnościach.
–
Sehun!!! – krzyknął jego przyjaciel.
–
Luhan!! Gdzie jesteś?! Luhan!!
Światła
ponownie się zaświeciły, oślepiając wrażliwe oczy Sehuna. Podniósł wzrok i
cofnął się zszokowany. Twarz Kyungsoo wpatrywała się w niego. Stał on przed
studentem, jego oczy były szkliste i przerażone, a on sam zakneblowany i
związany.
–
Kyungsoo!!
–
Już idę!! – Kai popędził do przodu, by znaleźć się u boku ukochanego, ale zanim
mógł choćby dotknąć chłopaka, dłoń trzymająca nóż pojawiła się przy gardle
Laleczki i Kyungsoo zaczął trząść się ze strachu.
–
Teraz już wiesz, jak to jest. – Yongguk pojawił się, jego nóż nadal swobodnie
opierał się o skórę Kyungsoo. Młodszy był przestraszony, podczas gdy łzy
zaczęły wypływać z jego oczu, patrząc na Kaia w mieszance błagania i rozpaczy.
–
Jakie to uczucie być tak blisko czegoś, lecz zostaje ci to zabrane w ostatniej
chwili?
–
Ty potworze! – warknął Kai, próbując gwałtownie ruszyć do przodu, ale został
natychmiast powstrzymany od tyłu przez Youngjae oraz Himchana. Odwrócił się,
żeby zobaczyć swoich już pojmanych przyjaciół, ich kolana ocierały się o
niewygodną betonową posadzkę.
–
Gdzie jest Baekhyun?
–
Zniknął – odpowiedział Chanyeol, jego głowa była przytrzymywana w dole przez
broń.
–
Co? – powtórzył Yongguk, spoglądając w jego stronę. Jeden z jego kumpli
przytrzymywał Luhana, który ze wszystkich sił starał się nie szlochać w swój
knebel.
–
On także zniknął w czasie fałszywego alarmu przeciwpożarowego.
–
Kłamca – odparł mimowolnie Yongguk, zaciągając się swoim papierosem. – Wiem, że
zabrałeś Baekhyuna na ślub w tym dniu, kiedy my zabraliśmy Luhana i Kyungsoo,
to właśnie dlatego go tutaj nie ma. Nie próbuj mnie okłamywać, kutafonie!
–
Nie nazywaj go tak! – zripostował Sehun.
–
Będę nazywał go, jak chcę, dopóki nie przyprowadzi Baekhyuna z powrotem.
–
Nie wiem, gdzie on jest!! Przysięgam!!
–
Kłamca, kłamca – zaśpiewał Yongguk, uwalniając Kyungsoo ze swojego uścisku i
przekazując go komuś innemu. – Gacie w ogniu. – Uniósł swoją broń i naładował
ją, celując lufą prosto w głowę Chanyeola.
–
Wiesz, gdzie on jest. Kochasz go, prawda? – zadrwił. – Wszystko widziałem.
Wiem. Jak całowałeś go na ślubie, jak szczęśliwi byliście. Wiem, że zrobisz
wszystko dla tego małego chłopca. Nawet – pochylił się, aby zrównać poziom
wzroku z tym Chanyeola – poświęciłbyś własne życie?
–
Nigdy się do niego nie dostaniesz – warknął Chanyeol pomiędzy urwanymi
oddechami.
–
Nawet jeśli w grę wchodzą życia twoich przyjaciół? – zapytał Yongguk. – Jeśli
powiem ci, że jeżeli nie przyprowadzisz Baekhyuna, zabiję nie tylko ciebie, ale
także twoich przyjaciół, czy powiesz to samo?
–
Nie zrobisz tego.
–
Co masz na myśli, mówiąc, że tego nie zrobię? – Yongguk ostro pociągał
Chanyeola za włosy. – Widziałeś kwiaty. Widziałeś, jak zamieniły się w
płomienie. To jest najmniej, co mogę i zrobię to. – Yongguk popchnął głowę
Chanyeola w dół i odszedł kilka kroków, obracając swoją broń.
–
Nie doceniasz mnie. Nigdy nie powinieneś tego robić.
–
Nie musisz wyrządzać krzywdy moim przyjaciołom! Jeśli chcesz kogokolwiek zabić,
to mnie! Zabij mnie!
–
Chanyeol, nie!!! – krzyknął Kai tylko po to, by zostać uderzonym lufą tak
mocno, że prawie się przewrócił.
–
Chanyeol, nie bądź głupi!
–
Przeciwnie. – Yongguk uśmiechnął się. – On nie jest głupi. Wreszcie przyznaje,
że nie ma sposobu, by rozwiązać ten problem. – Yongguk zapalił ponownie,
pozwalając sobie rozkoszować się smugami papierosowego dymu. Podniósł swoją
broń i przystawił ją do głowy Chanyeola.
1, 2…
–
Po namyśle…
O cholera.
–
Zabijanie cię w ten sposób nie jest zabawą – powiedział. – Nawet nie miałbym
możliwości, aby zrobić użytek z mojej nowej zabawki.
–
Z... zabawki? – zanim Kai zdążył dokończyć zdanie, poczuł, jak podłoga pod nim
poruszyła się, a on wpadł prosto do wydrążonego basenu pełnego wody. Nim
chłopcy zdążyli podnieść głowy, aby złapać oddech, szklana pokrywa została
umieszczona na rowie, więżąc ich wewnątrz olbrzymiego podziemnego zbiornika.
–
Kai!!! Chanyeol!!! – zawołał Sehun, wyciągając dłoń w stronę przyjaciół.
Przechylił głowę, próbując oddychać, ciemię mocno uderzało o szkło. Jego ręce
dosięgły tych Kaia, ale kiedy się pociągnęli, Sehun został wepchnięty pod wodę.
To nie miało sensu. Byli zablokowani i całkiem możliwe, że tonęli.
–
Yongguk.
–
Ach. – Yongguk podniósł wzrok na źródło, które zawołało jego imię. Jego usta
wykrzywiły się w uśmiechu, gdy zobaczył, kto to był.
–
Baekhyun, jesteś tutaj, żeby dołączyć do imprezy?
–
Chcesz mnie, prawda? – Baekhyun podszedł bliżej, jego oczy były wyczerpane z
ciemnymi cieniami, a jego usta były krwistoczerwone, odkąd gryzł je, zanim
wyszedł.
–
Tak, to prawda.
–
Więc weź mnie. Weź mnie i uwolnij ich.
–
W porządku. – Yongguk wyciągnął dłoń, oczekując, że Baekhyun podejdzie w jego
kierunku. Niestety Porcelanowa Laleczka nie baczyła na jego polecenia.
–
Uwolnij ich, a wtedy do ciebie podejdę.
–
Nie łamię obietnic.
Oczy
Yongguka zwęziły się do cienkich szpar, kiedy patrzył na Baekhyuna. Chłopak
stał w miejscu, pomimo że jego palce się trzęsły. Spojrzał w dół na szklany
zbiornik i ujrzał sparaliżowaną twarz Chanyeola. Próbował coś powiedzieć, ale
słowa umarły, zanim zaczął mówić. Nie wolno mu było teraz się załamać.
Wiedział, że jeśli to zrobi, Yongguk zniszczy ich wszystkich.
Wraz
z szybkim ruchem palców szklana pokrywa otworzyła się po obu stronach, a Kai i
Sehun zostali wyłowieni. Baekhyun chciał pójść i sięgnąć po Chanyeola, ale
pokrywa zatrzasnęła się, nim zdążył to zrobić.
–
Powiedziałeś, że puścisz ich wolno! – krzyknął, klękając na szklanej pokrywie,
dosięgając i głaszcząc twarz Chanyeola przez grube szkło.
–
Nie powiedziałem ilu – sprostował Yongguk. – Chodź tutaj albo zrywam umowę.
–
Nie ruszę się, dopóki nie wypuścisz go na wolność.
–
Wtedy go zabiję – oświadczył Yongguk. – To nie będzie trudne. A gdy on umrze,
kogo innego będziesz miał, by dla niego żyć?
–
Ty… ty… – Baekhyun wskazał na niego we łzach, krztusząc się własnymi słowami.
–
Nie widzisz? Jeśli chcesz, by twój ukochany chłopak żył, chodź tutaj.
–
Baekhyun!!! Nie idź!!! Nie podchodź do niego!!! On cię zabije!!! Pozwól mu
zabić mnie!!! Nie idź!!! – Chanyeol krzyczał przez szkło. Baekhyun zerknął w
dół na Chanyeola, który wymachiwał kończynami, próbując utrzymać się na powierzchni.
Jego usta ciągle wypełniały się wodą, a jego oczy były rozszerzone i czerwone
od niej.
Nie mogę… Baekhyun wstał. A potem odszedł.
Nie, Baekhyun. Co
ty robisz? Nie!!! Już
nikt nie mógł usłyszeć krzyczącego Chanyeola. Baekhyun poszedł w kierunku Yongguka,
który zwyczajnie strzepywał popiół ze swojej koszuli.
–
Witaj z powrotem, księżniczko. – Dym z jego ust buchnął prosto na twarz
Baekhyuna. Ten stał nieruchomo, nie zachwiał się przez gryzącą woń. Był na to
przygotowany. Był do tego przyzwyczajony.
–
Puść go. Obiecałeś.
–
Tak, obiecałem. – Yongguk wyciągnął swój telefon i przez chwilę się na niego
gapił. Schował go z powrotem do kieszeni oraz wydmuchnął kolejną smugę
paskudnego dymu na jego twarz. – Ale w przeciwieństwie do ciebie, ja ich nie
dotrzymuję.
–
Czekaj, o czym ty…
–
Wypełnić basen – rozkazał Yongguk.
–
Nie… NIE!!! – krzyczał Baekhyun. Mocował się i próbował odepchnąć swoich
porywaczy. Uwolnił się od nich, kopiąc ich i ponownie pobiegł do zbiornika.
Klęknął na szklanej pokrywie, przebiegając palcami po krawędziach, próbując
znaleźć coś, by ją otworzyć. Chanyeol znajdował się pod pokrywą, borykał się z
podnoszącym się poziomem wody. Wstrzymał oddech, jego ciało przepełnione było
strachem i paniką, podczas gdy on walczył przeciwko nurtowi. Nie mógł usłyszeć
krzyków Baekhyuna z góry.
–
Ty kłamco!!! Ty oszuście!!! Ty sukinsynu!!! – Baekhyun przeklinał wniebogłosy, łzy
spływały po jego twarzy, kiedy uderzał w szkło z nikłym podejściem do rozbicia
go.
–
Teraz czas na największy pokaz – odezwał się Yongguk ponad krzyczącym głosem
Baekhyuna. Kai i Sehun leżeli bezwładnie na posadzce, ledwo oddychali,
wykasłując wodę i obserwując, jak ich przyjaciel topi się w zbiorniku. W ich
głowy wycelowane były bronie. Luhan płakał spazmatycznie, a Kyungsoo był bliski
ataku serca.
–
Chcę, żebyś tu był, kiedy on będzie cierpiał. Chcę, żebyś tu stał. – Podszedł i
zepchnął głowę Baekhyuna w dół, ciągnąc go za włosy.
–
Patrz. Jak. Umiera.
–
Chanyeol!!! – krzyczał Baekhyun, jego dłonie drapały szkło.
Dwutlenek
węgla tłoczył się do krwioobiegu Chanyeola, zmuszając go do wdechu. Ale on nie
mógł tego zrobić, bo jeśli by to zrobił, z pewnością by utonął. Jego oczy były
nabrzmiałe i czerwone od wody, jego machające kończyny zwalniały.
Mógł
ujrzeć swoje życie przelatujące mu przed oczami. Swoich rodziców, przyjaciół,
rodzinę, rodzinę Kim, Lucy, Mike’a… jego punkt wstrzymywania oddechu osiągał
szczyt. Nie mógł tego znieść.
Otworzył
usta.
Woda
wlała się do jego płuc, ból był tak rozdzierający, że aż niewyobrażalny. Palił
jego ciało, a jego głowa wydawała się jak bomba atomowa na skraju wybuchu. Zobaczył
twarz Baekhyuna ponad sobą.
Płaczącą,
a mimo to piękną.
A
potem… ciemność.
Zgasnął
w ciemności.
Chanyeol
odszedł.
Jak on umrze to komuś coś zrobie....
OdpowiedzUsuńNie wytrzymałam i zerknęłam do oryginału xd
OdpowiedzUsuńOMG!!!! Nie, nie, nie...Jeśli on umże to ja niewiem...Czekam na następny i mam nadzieje że szybko dodasz :)
OdpowiedzUsuńTylko nie Chanyeol!!! Ja też go kocham ;(((
OdpowiedzUsuńOboze..... oboze. ... ;_; tego się nie spodziewałam. Ne. Nie. Tak nie może być. Nie ma umierania :<
OdpowiedzUsuńOni wszyscy muszą żyć. Błagam niech Suho zaraz wkroczy do akcji i wszystkich uratuje
Nie wierzę :(
OdpowiedzUsuńAle Chanyeol nie może... on musi żyć :( To wszystko wina tego przeklętego pana X, mam co do niego przeczucia, ale jak to sie okaże prawdą to moje życie straci sens. Obym sie myliła.
OdpowiedzUsuń