sobota, 10 czerwca 2017

The Faults In Byun Baekhyun [3/55]

tytuł rozdziału: Nauka jest zabawą |oryginał: Science is fun
rating: PG-13
– Do czasu gdy zaczęła się szkoła, nie widziałem go ani razu. Zaginął na cały tydzień.
Wow, świetny sposób na zwrócenie na siebie uwagi, Byun Baekhyun. Pomyślał sobie Chanyeol, wywracając oczami, biorąc to wszystko jedynie po części na poważnie. Prawdopodobnie zrobił to, żeby zemścić się na Chenie czy coś.
– To wywołało szum w całej szkole. Tak bardzo się o niego bałem. Policja dzwoniła do mnie w kółko i w kółko, pytając mnie, kiedy po raz ostatni z nim rozmawiałem albo czy zauważyłem jakieś podejrzane zachowanie. Oczywiście nie powiedziałem prawdy na temat tego, że chciał mi coś powiedzieć, bo, pieprzyć to, nadal czułem się zbyt dumny i zraniony przez naszą kłótnię, dlatego zrezygnowałem z mówienia policji, co się tak właściwie stało. Przyłapali mnie, mówiąc, że otrzymali wykaz połączeń, gdzie Baekhyun telefonował na mój domowy i komórkowy telefon, jednak mój upór wciąż był silny, więc w końcu się poddali. Powiedziałem im, że nie dostrzegłem żadnego niecodziennego zachowania, głównie dlatego, że nie chciałem wyglądać na tak zdesperowanego, że dostrzegałem każdy ruch, jaki wykonywał. Koniec końców, nie pomogłem policji ani trochę.
– Tydzień później powiedzieli mi, że go odnaleźli, jednak nie powiedzieli, co się stało. Nie chodził do szkoły przez calutki miesiąc, ale tak naprawdę co mnie to obchodziło? Odnalazł się, było z nim w porządku i to wszystko, co było ważne. Odmówiłem odwiedzania go w szpitalu, mimo iż marzyłem o tym, by z nim porozmawiać. Pamiętam, że Jongin zadzwonił do mnie tej nocy, uciekłszy od surowych metod swojej matki, zmuszającej go do odrabiania lekcji i nauki. Był trochę zły, że przestaliśmy się z nim kontaktować, zapytał, co u Baekhyuna i również pragnął z nim porozmawiać, ale powiedziałem mu, że Baekhyun jest na szkolnej wycieczce; powiedziałem mu, że w tym wieku mamy tak dużo rzeczy do zrobienia do szkoły, że nie mamy nawet czasu, by się spotkać. Nie mogłem go załamać, wiesz, miał tylko trzynaście lat. I jeśli zraniło mnie to, że Baekhyun zniszczył naszą przyjaźń, jego by złamało.
– Minął miesiąc i Baekhyun powrócił, to był… całkowicie się zmienił.
Gdyby Chanyeol był bardziej nietaktowny, zapytałby „Czy stał się jeszcze większym dupkiem?” Ale Chanyeol był miłą osobą (a przynajmniej tak uważał) i wiedział, że tym razem powinien się zamknąć.
– Przyszedł do mnie, przepraszając i prosząc o wybaczenie. W pewnym sensie powrócił do tego, jaki był dawniej, do tego wcielenia, które wcześniej tak bardzo kochałem jako przyjaciel i którego życzyłem sobie przez te czternaście lat… tyle że coś się zmieniło – jego oczy ziały pustką.
– Może to było tylko moje odczucie, ale kiedy podszedł do mnie, szczerzył się i był taki beztroski, wyciągając rękę i mówiąc „Naprawdę przepraszam za bycie dupkiem w stosunku do ciebie, Jongdae. Czy możemy zacząć od nowa?”, bardzo się bałem. Pamiętam, że mocno kusiło mnie, żeby krzyknąć „Kto, do licha, zabrał Baekhyuna i zastąpił go tą podróbą?”, bo przerażające było patrzenie w te martwe oczy, które kiedyś wypełnione były energią.
– Ale tego nie zrobiłem, ponieważ poza tymi oczami był taki sam. Prawie dokładnie taki sam. Dlatego ująłem jego dłoń i wybaczyłem mu. Wtedy nie wiedziałem, że to ja byłem tym, który potrzebował przebaczenia.
– Dawniej Baekhyun był bardzo niewinny. Pamiętam, że przeżyłem swój pierwszy pocałunek, mając dziewięć lat, a kiedy mu o tym wspomniałem, powiedział mi tylko „Wow, Jongdae, nigdy nie nauczysz się doceniać wszystkich pierwszych razów”. Był romantykiem, chociaż jego rodzina była rozbita do tego stopnia, że nikt już nawet nie próbował jej naprawić poza samym Baekhyunem. Zazwyczaj rozwody zmuszają ludzi do zwątpienia w miłość, ale jeśli już to Baekhyun wyglądał na bardziej rozochoconego. Kiedyś powtarzał mi „Moi rodzice nie pasowali do siebie, to wszystko. Kiedy ja się ożenię, upewnię się, że ona będzie dla mnie odpowiednia i przyrzeknę jej miłość na zawsze. Z nią przeżyję swój pierwszy pocałunek i będzie jedyną osobą, z którą będę trzymał się za ręce.” Ale po swoim zniknięciu powrócił, oddając swoje ciało każdemu, kto tego chciał. Jakby było niczym.
– Oczywiście podczas szkolnych dni ciężko pracował i uczył się, bo w końcu jego marzenie o pójściu do college’u nadal było dość sporym marzeniem, jednak pomiędzy lekcjami i w czasie przerw znikał gdzieś. Nigdy nie węszyłem, bo myślałem, że to nie moja sprawa, ale pewnego dnia przyłapałem go… przyłapałem go, jak robił loda jakiemuś przypadkowemu facetowi. Mówiąc, że byłem zszokowany, określiłbym to bardzo delikatnie – cholera, nadal jestem wstrząśnięty. Jak ktoś, kto był najbardziej niewinny (nawet w porównaniu z chłopcem młodszym o dwa lata), mógł robić coś takiego w szkole? Następnym razem złapałem go, kiedy obściskiwał się z kimś za szafką. Ostatni raz złapałem go, jak… o Boże, to jest obrzydliwe… pieprzył go jakiś stary nauczyciel… ja po prostu… Gdzie podział się mój najlepszy przyjaciel?
– Pamiętam, że skonfrontowałem to z nim, używając dokładnie tych słów „Co z twoją szczęśliwą rodziną? Od kiedy zacząłeś preferować mężczyzn? Z kim tak właściwie jesteś w stałym związku?”, a on odpowiedział tylko „Nie ma czegoś takiego jak szczęśliwa rodzina. Odkryłem, że jestem gejem i wydaje mi się, że stałe związki nie są fajne.”
– Próbowałem go zmienić, naprawdę. Dopilnowywałem, żeby chodzić za nim, dopóki się nie wkurzył, stałem się wścibską matką i pytałem go o wszystko, co robił, ale on nie ustępował. W istocie wyglądało to tak, jakby chciał mi się sprzeciwić. Stałem się bardzo świadomy tego, jak mocno starał się mi powiedzieć, że nie zamierza się zmienić, kiedy zaczął obściskiwać się z ludźmi w mojej obecności. Byłem pewien, że gdybym sobie nie poszedł, zmusiłby mnie do patrzenia, jak uprawia seks z kimś innym.
– Wtedy zdałem sobie sprawę, jak bardzo mój przyjaciel był zepsuty. Był tak cholernie zepsuty… jest tak cholernie zepsuty… a ja nie mogłem go naprawić, nieważne jak bardzo się starałem. Ilekroć pytałem go o ten tydzień, kiedy zniknął, odmawiał odpowiedzi. Próbowałem nawet użyć mojego charakterystycznego spojrzenia, na litość boską, ale się nie ugiął. Trwało to, dopóki nie upewniłem się, że na pewno mi nie powie. Wówczas przestałem.
– Ale to nie był koniec. Każdego miesiąca, jednego szczególnego dnia, wymykał się sam w nocy. Z początku nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale kiedy minął rok, zacząłem dostrzegać jago zniknięcia. Raz śledziłem go i odkryłem, że poszedł do baru, by pić w samotności. W zasadzie to wszystko, co robi, naprawdę, ale ostatnio wraca z widocznymi oznakami, że uprawiał seks… o nie, nie tylko z jedną osobą. Robi to siedemnastego każdego miesiąca i wow, wiesz, co to za ironia? To był dzień jego zniknięcia.
Chen urwał, pozostawiając w powietrzu dreszcz. Chanyeol już dłużej nawet nie czuł się mściwy, po prostu wychodził z siebie. To nie przeszłość, jakiej chciał, do kurwy nędzy! Pragnął żenujących momentów, nie czegoś takiego.
– Jestem gównianym przyjacielem, prawda? – wyszeptał Chen, jego głos znów drżał, ale łzy nadal nie spadły. – Myślę o tym każdej nocy. Za każdym razem, kiedy widzę ślady, że Baekhyun się z kimś pieprzył albo pił, przypomina mi się mój brak zalet w przyjaźni. Właśnie dlatego staram się mu to zrekompensować, będąc przy nim i próbując odkryć wszystko, co robi. To głupie, natrętne i obsesyjne, ale co ja mogę? Nie chcę, żeby znowu został skrzywdzony… To przeze mnie jest dziś taki, jaki jest.
– Ale naprawdę, to jak się teraz zachowuje… Wydaje się, że już nic nie może go zranić… – Chen westchnął. – Nigdy nie dowiedziałem się, co dokładnie się stało, że przez to zmienił się w taki sposób.
Zapanowała niekomfortowa cisza, kiedy Chen wstał.
– Haha… wybacz, że zmusiłem cię do słuchania czegoś tak nudnego. Wiem, że prawdopodobnie nie chcesz mieć z Baekhyunem nic wspólnego i to zapewne dlatego ci powiedziałem… – Chen się uśmiechnął, ale Chanyeol ledwie mógł patrzeć na wyraz twarzy pełen poczucia winy i żalu. – Potrzebowałem pozbyć się tego ciężaru z mojej piersi, a teraz, kiedy już to zrobiłem, czuję się o wiele lepiej. Naprawdę. – Chanyeol niepewnie skinął głową.
– Dzięki, współlokatorze. Nie wiedziałem, że jesteś takim dobrym słuchaczem. – Znowu zapadła cisza, gdy Chen przygotowywał swoje ubrania, gotowy do kąpieli, lecz nagłe pytanie Chanyeola zszokowało go.
– Powiedz… Kiedy zabrałeś mu telefon, czy udało ci się sprawdzić, z kim rozmawiał? – Chanyeol podniósł wzrok, mówiąc. Zauważył sposób, w jaki Chen zesztywniał na moment, zanim rozluźnił się. Ruch ten był tak szybki, że Chanyeol pomyślał, że cała sytuacja była halucynacją.
–…Nie – odparł Chen. – I tak prawdopodobnie nie rozpoznałbym, kto to był…




Tej nocy Chanyeol rzucał się i przewracał w łóżku, nie mogąc zasnąć z powodu historii, którą opowiedział mu Chen.
Co jeśli osobą, z którą rozmawiał Baekhyun był… Joo-hyung, tak? Chanyeol wpatrywał się w sufit, nie będąc w stanie odepchnąć uczucia dyskomfortu z serca. To nie tak, że martwił się, współczuł Baekhyunowi czy cokolwiek innego (w rzeczywistości nie było nic innego, powtarzał sobie), zwyczajnie ta opowieść trochę przyprawiała Chanyeola o gęsią skórkę.
Ten Joo-hyung… jeśli to nie ta osoba, to kto to był? Zastanawiał się Chanyeol, przekręcając się, by zobaczyć plecy śpiącego Chena. Jesteś pewien, że nie widziałeś, kto to był? Niemo zapytał Chena, a później znowu się odwrócił, by patrzeć na ciemność sufitu, przywołując wydarzenia, jakie miały miejsce mniej więcej o tej porze zeszłej nocy. Niechętnie pozwolił wspomnieniu o pijanym Baekhyunie, który go zdominował, dryfować w jego myślach, przypominając sobie sposób, w jaki to tajemnicze imię opuściło usta Baekhyuna.
– Joo-hyung…
Kim on, u licha, jest dla Baekhyuna? Co on zrobił, że Baekhyun wyglądał tak smutno, gdy wypowiadał jego imię?




W drugim łóżku w pokoju 65 ktoś także nie spał, wysłuchując rzucania się i przewracania swojego współlokatora.
Chen nie był zły na Chanyeola. Nigdy nie był po tym poranku. Celem jego przesłuchań było odkrycie, co tak właściwie się stało, że sprawiło, iż Baekhyun zachowuje się w ten sposób.
Sprawiło, że Byun Baekhyun, mistrz masek i sztucznych uśmiechów, wyglądał tak… bezbronnie.
Przez wszystkie lata jako przyjaciel Baekhyuna znał swojego przyjaciela jako osobę, która ukrywa swoje problemy i uczucia, trzymając je za uspokajającym uśmiechem, który wyglądał zbyt prawdziwie, by mógł być fałszywy. Jego mur zawsze był wysoki, wyzwaniem dla Chena było przelezienie przez niego, ale od tamtego incydentu mur ten wzniósł się tak wysoko, że stał się sferą, która więziła Baekhyuna. Chen walił w niego pięściami, próbując go przebić, ale było tak, jakby ten mur zbudowany był z elastycznych cegieł – możliwy do wgniecenia, ale niemożliwy do rozbicia.
Więc kiedy zobaczył Baekhyuna, po raz pierwszy nieuśmiechającego się i nie kryjącego się za maską, wiedział, że coś jest na rzeczy. Niekoniecznie chodziło o złą rzecz, rozumiał, gdyby coś złego naprawdę się stało, Baekhyun nadal zachowywał się, jakby nic nie miało miejsca. Zatem musiało być to coś niezwykle wstrząsającego lub niezaprzeczalnie dobrego.
Albo oba.
Chen pamiętał minę Baekhyuna, kiedy ten dłubał w swoim jedzeniu podczas lunchu i obiadu, pełną czegoś, czego Chen ani razu nie widział na jego twarzy od prawie pięciu lat.
Zakłopotania.




Baekhyun wpatrywał się w stertę wypranych ubrań starannie poskładanych na jego łóżku, nie po raz pierwszy zastanawiając się, po co w ogóle je uprał. Po pierwsze, pranie ubrań Chanyeola było marnowaniem wody, a po drugie, nie uważał, żeby ten dupek chciał je z powrotem.
Powinien był je spalić.
Kiedy sięgnął po nie, gotowy włożyć je do reklamówki i wyrzucić, coś go powstrzymało. Zakłopotany tym uczuciem, chwycił w ręce stos ubrań i upchnął je z tyłu swojej szafy, sfrustrowany i zły powodu tego, że ciuchy te wciąż pachniały jak Chanyeol.
– Masz po południu zajęcia? – Właśnie wtedy jego współlokator wyłonił się z łazienki ze swoimi lśniącymi, białymi zębami, wyglądając jak niewinny anioł, którym w istocie był.
– Nie. Jestem wolny przez całe popołudnie. A co? – odpowiedział Baekhyun, opadając na swoje miękkie łóżko, podczas gdy Kyungsoo podszedł do biurka, żeby spojrzeć na swój rozkład dnia.
– Twój najlepszy przyjaciel przychodzi dzisiaj koło drugiej. – Baekhyun usiadł zszokowany.
– Co, do cholery? Od kiedy mam najlepszego przyjaciela? – Był pewien, że Chen nie określiłby się w ten sposób. Kyungsoo zachichotał.
– Mój partner od projektu na zajęcia ze stosunków międzyludzkich. Wy zawsze się tak zachowujecie? – Chanyeol nazwał nas najlepszymi przyjaciółmi? Co się właściwie stało, do kur-
– Hę? Robimy co? – spytał głupio Baekhyun.
– Udajecie, że wasza przyjaźń jest niczym, choć jesteście ze sobą dość blisko. – Baekhyun miał ochotę się zakrztusić.
– Skąd ci ten pomysł przy-
– Cóż, kiedy gonił za mną tamtego dnia, wytłumaczył, co się stało. Powiedział, że lubisz chodzić nago i nie chciał kaleczyć moich oczu czy coś i jak zawsze jesteście przeciwko sobie, i walczycie jak bracia. Obraził cię też parę razy, jakby były to czułe przezwiska wobec siebie? – Czułe, chyba w dupie.
– Kiedy do mnie mówił, myślałem, że chce ci dokuczyć- – On mnie szykanował! Nie zauważyłeś tego? – i tak w zasadzie to byłem zawiedziony, że jest tak agresywną osobą – Bo jest! Nie widzisz, że on cię zwodzi? – ale okazało się, że jesteście najlepszymi przyjaciółmi. Wybacz, że tak szybko wyciągnąłem wnioski. – Nie!!!!!!
Baekhyuna bardzo kusiło, żeby wyjaśnić wszystko Kyungsoo, jednak coś go powstrzymało. Naprawdę najpierw powinien usiąść z założonymi rękami i poczekać, jak sytuacja się rozwinie, a dopiero potem zaatakować, kiedy nadejdzie idealna chwila.
Uśmiechnął się szeroko, gdy Kyungsoo wyszedł. Chciałeś zaimponować Do Kyungsoo, co? Cóż, pozwól, że dołączę do twojej gierki~




– Hej~ Gościu, gdzie byłeś? – Przywitał się Kris, kiedy Chanyeol dołączył do nich w czasie lunchu, wyglądając jak chodzący trup. Jęknął i potrząsnął głową, mówiąc bezgłośnie Nie mówmy o tym nawet.
Chanyeol miał za sobą dwie całkowicie bezsenne noce i obie miały jedną przyczynę: Byun Baekhyuna. Baekhyun nie miał żadnego prawa zabierać mu snu tak po prostu! Do ranka drugiej bezsennej nocy, Chanyeol zdążył znienawidzić każdy jeden włos na Baekhyunie.
– Dzisiaj zaczynają się zajęcia jednego z moich kółek – oznajmił Kris, obserwując Chanyeola, który jadł, a potem jęknął.
– Moje zaczynają się jutro – to jest, te najmniej ulubione.
– Czemu w ogóle wybrałeś fizykę? – Kris uniósł brew.
– To nie moja wina! Nawet nie miałem czasu, żeby wybierać! – Chanyeol westchnął, wkładając łyżkę do zupy. – Poza tym przewodniczący od fizyki jest trochę podejrzany… – Chanyeol zmrużył oczy, mówiąc.
– Jak to?
– Nie wiem. Może to tylko z powodu mojego braku snu, ale kiedy dostałem email dotyczący naszego pierwszego spotkania, wiadomość brzmiała tak: „Bawmy się dobrze i wejdźmy w kontakt fizyczny, co ty na to? ;)”
– Uch… To jakiś durnowaty naukowy żart, którym usilnie stara się przekonać ludzi, że fizyka to zabawa? – Kris uniósł drugą brew.
– Nie! Tą dziwną częścią była puszczająca oczko emotikona! Mrugnięcie!! – Chanyeol, zirytowany, poddał się i zaczął sączyć zupę, otrzymując wzbudzające litość klepnięcie od przyjaciela.
– Jest dobrze, Chanyeol – uspokajał. – To tylko dwie nieprzespane noce. Jakoś przetrwasz.
Chanyeol burczał coś do siebie.
– Masz, ja tego nie chcę. – Kris podał smażonego kurczaka przyjacielowi, któremu oczy rozbłysły po raz pierwszy od kilku dni.
– Naprawdę? To najlepsza rzecz na stołówce! – Patrzył na Krisa prawie z uwielbieniem. – Jesteś pewien, że tego nie chcesz? – Kris przewrócił oczami.
– Powiedz to jeszcze raz, a odbiorę ci to jedzenie – powiedział, patrząc, jak Chanyeol je pożera.
– A tak w ogóle – podjął Kris właśnie wtedy, kiedy Sehun do nich dołączył – zapisałem się do samorządu studenckiego.
– Czemu, do cholery, miałbyś to zrobić? – spytał Chanyeol, dobrze wiedząc, że jego przyjaciel jest typem człowieka, który leniuchuje w wolnym czasie, nie znajdując nic więcej do roboty.
– Ponieważ jest tam– O wilku mowa! – Szeroko otwarte oczy Krisa sprawiły, że Chanyeol odwrócił się, by zobaczyć, o kogo chodzi, ale nie zobaczył nikogo wyjątkowego czy wyróżniającego się.
– C-
– Hej… – Kris podniósł szklankę soku, wpatrując się w kogoś, ale Chanyeol nadal nie wiedział, kim ta osoba jest, biorąc pod uwagę to, że w tamtej chwili stołówce były setki osób. Obserwował, jak przyjaciel podnosi szklankę do ust, puszcza oczko i mówi „Kurczak nie jest w moim guście, ale ty tak…” Właśnie wtedy Chanyeol zdał sobie sprawę, z kim rozmawia jego przyjaciel i szczęka opadła mu do podłogi.
– Co ty gadasz? Przestań się wygłupiać. – Kim Joonmyun, głowa niemal każdego przewodniczącego organu jaki istniał i prawie największy kujon w college’u, pochylił się i gapił na Krisa, który nieprzekonująco krztusił się swoim napojem (Chanyeol nie mógł nic poradzić na to, że przewrócił oczami przez głupotę swojego przyjaciela). – Nie oddałeś mi jeszcze tamtych dokumentów. Zrób to teraz albo jesteś martwy. – Po tych słowach odszedł dumnym krokiem.
– Jest seksowny, kiedy się stresuje. – Kris westchnął, kiedy doszedł do siebie po tym, jak się krztusił.
– Poważnie? – Chanyeol wlepił wzrok w Krisa, jego szczęka nadal leżała na podłodze, jakby zamierzała tam zostać przez długi czas. – Kim Joonmyun, ze wszystkich ludzi?
– No co? – Kris wzruszył ramionami. – To słodziak.
– Nigdy cię nie zrozumiem, chłopie. – Chanyeol westchnął. – On nawet nie ubiera się jak należy. Te okulary wyglądają, jakby były na niego za duże-
– Ekhm. Za duże ubrania i okulary wyglądają na nim uroczo – sprzeczał się Kris.
– Ja nawet nie- Hej, Sehun, pamiętasz, jak zaczął przystawiać się do Zhang Yi Xinga? – Chanyeol skierował swoją uwagę na maknae, który w spokoju jadł swoją kanapkę. Sehun pokiwał głową, a potem nią potrząsnął.
– Nie, nie wciągaj mnie w to… – wymamrotał, jego głos był stłumiony przez jedzenie w ustach. Chanyeol odwrócił się do swojego wysokiego przyjaciela. – Nawet mnie tam nie było, żeby być tego świadkiem, więc…
– Starałeś się przez wieki, a potem się poddałeś, bo uświadomiłeś sobie, że nigdy nie zauważył twoich posunięć. Nie jest nawet seksowny ani nic.
 – Jest wyjątkowo seksowny, dziękuję bardzo. Po prostu dostrzegam ukryte piękno – odparował Kris, unosząc bezczelnie brodę. – Jeśli zacznie nosić czarne skórzane kurtki, ciasne ciemne spodnie i zrobi coś z tymi włosami… - ciągnął Kris, ale Chanyeol się wyłączył, bo miał dość słuchania Krisa opowiadającego o szkolnych kujonach. Yi Xing był miły, to Chanyeol musiał przyznać, ale zupełnie nie w jego typie.
To skierowało jego uwagę na Kyungsoo.
Uśmiech wykrzywił jego wargi, kiedy przypomniał sobie, że zaraz po lunchu miał spotkać się z Kyungsoo. Gdy pożegnał się z przyjaciółmi i szedł korytarzem do pokoju swojej miłostki (nie akceptował myśli, że to również pokój jego wroga), szczęście tego dnia odnalazło go dość szybko.
Kyungsoo kroczył w jego stronę, uroczo trzymając w rękach książki, jak gdyby właśnie skończył zajęcia.
– O, tak! Chanyeol! – Kyungsoo zobaczył go i podszedł do niego, a Chanyeol czuł, jak jego serce obija się o klatkę piersiową. – Najpierw muszę zapytać o coś mojego wykładowcę. Spotkajmy się w moim pokoju, dobrze? – Chanyeol skinął głupawo i poczuł, że Kyungsoo poklepał go po ramieniu, zanim odszedł.
Zamroczony, szedł z myślami fruwającymi dookoła niego i ledwie poczuł, że ktoś nieznajomy wyszedł przez pewne drzwi i przemknął obok niego. Nie zdawał sobie z tego sprawy, dopóki nie otworzył tych drzwi i wszedł do środka.
I znowu napotkał Byun Baekhyuna.
– Ty tutaj? Znowu? – Chanyeol kipiał ze złości, mrużąc oczy, kiedy ujrzał Baekhyuna… ujrzał Baekhyuna… wstającego i wkładającego na siebie koszulę, a później łapiącego się za tyłek. Smród wypełnił powietrze…
– Co do-? Robisz to nawet w pieprzonym pokoju? W tym pierdolonym pokoju? – Chanyeol zastawił sobie nos, zaciskając mocno powieki i życząc sobie, żeby zapach seksu tak po prostu zniknął.
– To mój pokój. – Baekhyun nonszalancko wzruszył ramionami, beztrosko zakładając ubrania. – Gdzie indziej miałbym to robić?
– Uch, gdziekolwiek, ale nie tutaj. – Chanyeol przewrócił oczami, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Baekhyun ostrożnie usiadł na łóżku, a Chanyeol udawał, że nie zauważył, jak się skrzywił.
– Dlaczego? – spytał Baekhyun, wiedząc, że Chanyeol nie odpowie. – Bo twój najdroższy, mały Kyungsoo dzieli ze mną pokój? Nie chcesz, żebym go zepsuł? – Chanyeol zarumienił się i usiłował coś powiedzieć, nieświadomy motywu Baekhyuna.
– Ktoś tu jest troszeczkę zakochany, prawda? – Złośliwy uśmieszek wkradł się na twarz Baekhyuna, kiedy ten usiadł na swoim łóżku, jak gdyby nie robił wcześniej nic nieprzyzwoitego. – Ja i Park Chanyeol jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi? Od kiedy?
Świadomość uderzyła w niego i, cholera, dlaczego musiał się czerwienić, i czemu musiał tak bardzo się bać po tym, jak usłyszał coś takiego z ust swojego wroga?
– Jeśli zamierzasz zrobić coś Kyungsoo, przysięgam… – warknął Chanyeol, ale Baekhyun zbył go machnięciem ręki.
– Nie bądź głupi. Nie wciągnę w to kogoś niewinnego – odpowiedział Baekhyun. – Wydaje ci się, że kim ja jestem, przydupasem diabła? – Tak. Pomyślał sobie Chanyeol, ponownie przewracając oczami. – Nic nie zrobię, obiecuję. Zamierzam tylko przyglądać się wam, pozostając w cieniu.
Co, poważnie?
–…Oczywiście, dopóki sytuacja nie będzie tego wymagała.
No jasne. Chanyeol westchnął. Powinien był wiedzieć, że lepiej nie wierzyć Baekhyunowi, że nie będzie się wtrącał. Dlaczego tak w ogóle musiał być tak oczywisty z obiektem swoich westchnień?
– Ale ty z pewnością jesteś idiotą, czyż nie? – Chanyeol zwęził oczy na tę obelgę.
– Co, do diabła, masz zamiar-
– Lubić kogoś? To najsłabsza rzecz, jakiej mężczyzna może się kiedykolwiek dopuścić. – Baekhyun zaśmiał się, a Chanyeol poczuł, jak rośnie w nim gniew.
– I co z tego? Co w tym złego? Cały świat jest pełen tego typu rzeczy – cały świat jest pełen miłości. W przeciwnym razie, jak byś się urodził? – Na to Baekhyun zwęził oczy i w ułamku sekundy znalazł się przed Chanyeolem.
– Jak możesz być taki pewien? – wyszeptał, jego głos zatrzymał się na czymś silniejszym od furii. – Nie każdy dorastał w twoim cudownym świecie, Park Chanyeol. Nie wszystko na tym świecie jest stworzone z miłości. W rzeczywistości, nic nie jest. Miłość jest tylko ułudą. – odwrócił się i pokuśtykał z powrotem do swojego łóżka.
– Jesteś cholernym idiotą, wierząc w coś tak nieistniejącego jak „miłość”. Idź żyć w tym swoim urojonym śnie, Park Chanyeol, zanim się obudzisz i zdasz sobie sprawę, że prawdziwy świat składa się z niczego innego, tylko z kłamstw i zdrady.
Chanyeol zamilkł, bo właśnie wtedy zrozumiał, dlaczego Baekhyun był taki wściekły. Wydarzenia ostatniej nocy zaczęły przepływać przez jego umysł.
– No dalej, idź lubić uroczego Kyungsoo. Ale kiedy zostaniesz zraniony do tego stopnia, że będziesz błagał, by cię uwolnić od wszelkich emocji, będziesz myślał o tym, co ci powiedziałem. – Kiedy skończył, drzwi nagle się otworzyły, Kyungsoo zatoczył się do środka, wyglądając na zdyszanego.
– Przepraszam, że musiałeś czekać – wydyszał, podchodząc, by zabrać swoje dokumenty dotyczące projektu. Potem odwrócił się i spojrzał na swojego partnera. –…Chanyeol?
Niereagujący olbrzym stał w miejscu, wpatrując się w swojego wroga, który teraz patrzył w dół i zwyczajnie rozkoszował się uczuciem miękkiego dywanu pod swoimi stopami. Przez całe spotkanie Chanyeol był nadzwyczaj rozkojarzony, aż nawet Kyungsoo nie mógł do niego dotrzeć, podczas gdy Baekhyun był kapryśny i siedział cicho przez resztę dnia.
Biedny Kyungsoo starał się współgrać pomiędzy tą dwójką, nigdy wcześniej nie dostrzegając, dlaczego zaczęli zachowywać się tak dziwnie.




Co takiego, do cholery, się stało, że sprawiło, że taki jest?! To pytanie nieustannie krążyło w głowie Chanyeola przez resztę dnia. Ani na moment nie zapomniał wyrazu twarzy Baekhyuna, gdy ten się w niego wpatrywał. „Był tak cholernie zepsuty… jest tak cholernie zepsuty… a ja nie mogłem go naprawić.” Teraz Chanyeol trochę rozumiał z tego, co jego współlokator miał na myśli, ale sposób, w jaki te wściekłe, puste oczy wpatrywały się w niego, wciąż go nawiedzał, a on nie wiedział dlaczego.
I tym sposobem nadeszła kolejna nieprzespana noc.




Chanyeol zakończył zajęcia z dentystyki z otaczającą go grobową aurą, która była tak silna, że ludzie unikali go jak zarazy. Ciągłe jęczenie w jego głowie o to, by zamknął oczy i poszedł spać, nie chciało odejść, powtarzając się jak monotonna mantra. I właśnie to nie pozwalało mu zasnąć bardziej niż cokolwiek innego.
Dzięki Bogu, nie mam dziś żadnej pracy domowej… Chanyeol wymamrotał do siebie, przygotowując się do powrotu do swego pokoju. Po drodze ktoś postukał go po plecach. Z na wpół przymkniętymi oczami, odwrócił się, by przywitać Krisa.
– Idziemy do mnie? – zapytał Kris, ale Chanyeol potrząsnął głową, pewien, że jego gałki oczne wypadną z oczodołów ze zmęczenia.
– Nie mogę. Mam zajęcia z kółka… – odpowiedział Chanyeol. Bardzo kusiło go, żeby się urwać, bo to pieprzona fizyka. Niech to szlag, mógł zasnąć, gdyby tylko spróbował się położyć, ale z drugiej strony nie mógł tego zrobić, ponieważ nauczyciel jego głównego kierunku przyłapał go na nienapisaniu dwustu słów. Chanyeol błagał, żeby puścić mu to płazem i ostatecznie wykładowca dał za wygraną, dbając o to, by Chanyeol zrobił wszystko inne jak należy i by uczęszczał na wszystkie spotkania (a to obejmowało przeklętą fizykę, a wiedział, że jego wykładowca będzie obserwował wszystkie jego ruchy tylko dlatego, że nie ma nic innego do roboty).
Ugh. To wszystko wina Byun Baekhyuna.
Wzdychając, Chanyeol miał czas, aby kupić kawę przed przyjściem na kółko. Na szczęście, po wypiciu jej poczuł się bardziej rozbudzony.
Co, tak w ogóle, ludzie robią na fizyce? Pomyślał Chanyeol ponuro, popychając drzwi wyznaczonej klasy. Westchnął. Już mógł poczuć zapach chemikaliów-
Albo jego brak.
Otworzył oczy, które nieświadomie zamknął i spotkał się z tuzinami innych par oczu w ciemności. Po raz pierwszy zaczął zastanawiać się, dlaczego nie mają na sobie fartuchów i okularów ochronnych. Zamiast tego mieli na sobie zwyczajne ubrania i wyglądali bardziej jak gangsterzy niż kujony, czego Chanyeol oczekiwał.
I zgadnijcie, kto był po środku tego wszystkiego? Byun Baekhyun.
Dlaczego zawsze muszę być na niego skazany? Pomyślał Chanyeol nie pierwszy raz, a mówiąc szczerze, był trochę zbyt zmęczony, żeby się kłócić.
– Przyszedłem do złej klasy… – wymamrotał, ledwie żywy z powodu braku snu, a kiedy wycofał się, żeby zamknąć drzwi, ktoś z tyłu popchnął go do przodu i pospiesznie przekręcił klucz w zamku.
– Teren czysty! – wyszeptał student, który zamknął drzwi, a wszyscy poza Baekhyunem i Chanyeolem zaczęli wiwatować. Ci dwaj posyłali sobie mordercze spojrzenia.
Co się, u licha, dzieje? Chanyeol obserwował, jak w grę wchodzi muzyka i wszyscy zaczynają tańczyć. Smród alkoholu wypełnił powietrze i Chanyeol kolejny raz zastanawiał się po prostu, w jakiej pracowni skończył.
Takie już moje szczęście.
Odwrócił się, zaciskając palce na klamce. Próbował otworzyć, ale na próżno. Mężczyzna, który zamknął drzwi, zniknął już w tłumie. Takie już moje szczęście!!! Krzyczał Chanyeol w swojej głowie. Może fizyka byłaby lepszym miejscem niż to, gdzie utknął z Baekhyunem.
Wspomniany chłopak pojawił się przy nim i choć widział jego zakłopotanie, pozwolił sobie na złośliwy uśmieszek.
– Witam na kółku z fizyki. Jestem za nie odpowiedzialny. – Wyciągnął rękę, ale Chanyeol ją odepchnął.
– Co do diabła? To najwyraźniej nie jest fizyka. Jesteś głupi? – warknął Chanyeol, ale tym razem nie zabrzmiało to groźnie jak zazwyczaj. Cholerny brak snu…
– Czy ty jesteś głupi? – Baekhyun prychnął. – Tylko geniusze wpadają na pomysł, żeby dobrze się bawić, kiedy powinni „pracować”. Teraz ci ludzie tak właściwie mają wymówkę, żeby się bawić i imprezować.
– Jak w ogóle wniosłeś tu alkohol? Przekupiłeś jednego z nauczycieli? – Chanyeol przewrócił oczami.
– Oczywiście, że nie. Zrobiłem to łatwiejszym sposobem – przemyciłem go przez akademik.
– Ale powiedzieli, że będą pilnować-
Powiedzieli, Park Chanyeol. To nie znaczy, że to zrobią. – Baekhyun westchnął, krzyżując ramiona. – Naprawdę jesteś amatorem, co nie? Faktycznie nic nie wiesz.
– Wiem więcej niż ty – zadrwił Chanyeol, choć wiedział, że to przegrana sprawa i niech to szlag trafi, jego mózg znowu się wyłączał. – Nie wypowiadaj mojego imienia. Kiedy wychodzi z twoich ust, brzmi jak śmieć.
Jak tylko te słowa opuściły jego usta, wiedział, że powiedział złą rzecz.
Jęknął, widząc, jak usta Baekhyuna wykrzywiają się w górę.
– Park Chanyeol, Park Chanyeol, Park Chanyeol… – Baekhyun skandował bez przerwy, dopóki nie zaczął niemal mruczeć tych słów. Chanyeol złapał się za głowę. Ugh, dlaczego powiedział właśnie to, wiedząc, że Baekhyun zrobi dokładnie to, czego sobie nie życzył?
Oby tak dalej, Park Chanyeol.
– A niech to szlag, Baekhyun. – Jakaś przypadkowa osoba przeszła obok nich, z twarzą różową od zbyt dużej ilości wypitego alkoholu. – Jeśli zamierzasz w kółko powtarzać jego imię w ten sposób, czemu go po prostu nie przelecisz?
Baekhyun i Chanyeol natychmiast posłali w jego stronę gniewne spojrzenie, które mogło zabić. Pijak momentalnie wytrzeźwiał, wyczuwając niebezpieczeństwo, odsunął się, wyjąkał przeprosiny i odszedł, zataczając się.
– Nigdy bym się z nim nie przespał, nawet jeśli byłaby to moja jedyna szansa na przeżycie – warknął Baekhyun do jednego ze studentów stojących obok nich. Ten spojrzał na niego zdezorientowany. Chanyeol się zaśmiał.
– Powiedział ten, który niedawno niemal mnie uwodził. – Baekhyun zwędził oczy.
– Co ty, do cholery, powiedziałeś?
Zapadła krótka cisza, nie licząc dudniącej w tle muzyki. Nie pamięta? Pomyślał Chanyeol, przywołując zmieszane spojrzenie w zwężonych oczach kryjące się pod warstwą złości. Jednak zanim mógł to potwierdzić, znajomy dzwonek rozniósł się w powietrzu. Piosenka sprawiła, że oczy Chanyeola się rozszerzyły, ponieważ była to jedna z jego ulubionych piosenek, a kiedy odwrócił się, żeby sprawdzić, kto ma taki sam gust muzyczny jak on, zdał sobie sprawę, że to Baekhyun.
Co, do cholery…? On też lubi EXO?
Ale nikt nie lubi EXO…
– Kim Jongdae! – Baekhyun wykrzyczał do telefonu ze złością. – Gdzie, do diabła, jesteś?
– Gdzie, do diabła, ty jesteś? Chłopie, utknąłem na normalnej lekcji, robiąc jakieś nudne gówno! Czym tak w ogóle jest kwas chlorowodorowy, do cholery?
– Co, u licha? – Baekhyun, poirytowany, wyrzucił rękę w powietrze. – Chemia? Jak, do diabła, tam skończyłeś?
– Chemia? Chemia pomiędzy dwojgiem ludzi? Czy to nie to, co powiedziałeś?
– Nie, ty głupi zjebie. – Baekhyun uderzył dłonią w twarz. – To fizyka! Wchodzenie w „kontakt fizyczny”, nie łapiesz? – Zapadła krótka cisza po drugiej stronie, a potem:
– Cholera.
– No właśnie. To twoja kara za bycie idiotą i złe rozumowanie. Baw się dobrze. – Jak tylko Chen zaczął biadolić, Baekhyun bezlitośnie się rozłączył.
Chanyeolowi przypomniał się niedawny dzień, gdy Chen powiedział mu, żeby wybrać chemię. „…Dlaczego?” „Widzisz, to nie do końca jest kółko naukowe.”
Powinien był wiedzieć.
„Bawmy się dobrze i wejdźmy w kontakt fizyczny, co ty na to? ;)”
Powinien był wiedzieć.
A teraz, kiedy już wiedział, zwyczajnie miał ochotę rozwalić wszystko na swojej drodze. Niech to szlag, dlaczego musiał wybrać fizykę ze wszystkich przedmiotów i czemu, do cholery, musiał utknąć z Baekhyunem ze wszystkich ludzi, i dlaczego, do kurwy, Baekhyun musiał być przewodniczącym tego przeklętego kółka?
– Teraz, gdy ochoczo zapisałeś się na moje kółko… – zaczął Baekhyun głosem pełnym radości – w zasadzie jesteś pode mną. Więc lepiej zachowuj się jak anioł albo inaczej. Jesteś. Martwy. – Z każdym swoim słowem, Baekhyun dźgał olbrzyma w pierś. Chanyeol, na wpół obłąkany z przemęczenia, zaśmiał się z groteskowości tej sytuacji, bo jak Baekhyun, którego wzrost ledwie sięga jego brody, śmiał mu grozić?
– Wszystko, co muszę zrobić, to zdradzić twój prawdziwy motyw dotyczący tego kółka. Wtedy ty będziesz tym, który będzie miał kłopoty.
– Tak. Zgadnij, kto będzie w tarapatach razem ze mną, ponieważ jest tym, który się na to zapisał? – odparł spokojnie Baekhyun. Chanyeol już miał odpowiedzieć, mówiąc, że może po prostu wyjaśnić, co się stało, ale potem przypomniał sobie o swoim wykładowcy dentystyki, który teraz wcale mu nie ufa. I czyja to była wina? Wszystko wina Byun Baekhyuna.
Niech to szlag trafi.
EeeeeeeeeeuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuaaaaaaaaaRRRRRGHHHHHHHHHHHHHHHHHHHH!
Chanyeol krzyknął z frustracji.
Kiedy „zebranie kółka” się skończyło, każdy przypomniał sobie o bałaganie, jaki narobił. Wszyscy jęknęli, ponieważ byli zbyt pijani i zmęczeni, żeby posprzątać.
– Nie martwcie się, ludziska! – krzyknął Baekhyun, natychmiast przykuwając uwagę wszystkich. – Mamy tu kogoś, kto ochoczo zgłosił się, żeby to wszystko za nas uprzątnąć. Proszę o oklaski dla Park Chanyeola! – Wszyscy zaczęli drwiąco się śmiać i wiwatować, podczas gdy jakiś przypadkowy dzieciak wypchnął Chanyeola naprzód.
Zaraz, co-
– Bardzo dobrze, brachu! – Jacyś ludzie klepali go po plecach, wychodząc, inni przybijali mu piątki, a jemu zajęło jakieś dziesięć osób, by zdać sobie sprawę, co właśnie zrobił Baekhyun. Gdy wszyscy sobie poszli, odwrócił się ze złością do swojego wroga.
– Jestem cholernie zmęczony i w ogóle nie wybrałem sobie, żeby tu przyjść! – Czemu się fatygował?
– Pracuj. – Baekhyun usiadł na stoliku i założył nogę na nogę. – Nie chcemy wpaść w tarapaty, prawda? – Bezczelny uśmieszek błąkał się po jego ustach, a Chanyeol tak bardzo chciał podnieść stolik, na którym tamten siedział i przewrócić go, ale był zmęczony i pragnął po prostu wrócić do łóżka. Wszczęcie kłótni jedynie całkowicie by go wyczerpało. Wzdychając, posłał Baekhyunowi ostatnie spojrzenie (i zignorował zadowoloną minę na twarzy swego wroga) i zabrał się do sprzątania. Ale kiedy schylił się i podniósł pustą butelkę po wódce, sen niespodziewanie zdecydował się go pochłonąć. Wpadł do świata nieprzytomności, zanim zdążył usłyszeć dźwięk pękającego szkła.




Gdy się obudził, odkrył, że śpi na nieznanej macie w pokoju, który zdecydowanie nie należał do niego. Jęcząc z niezadowoleniem, złapał się kurczowo za głowę i zmienił pozycję na siedzącą. Jęknął ponownie, kiedy przypomniał sobie dokładnie, do czego służyło to pomieszczenie.
– Obudziliśmy się, prawda? – Denerwujący głos uniósł się w skądinąd cichym powietrzu. Chanyeol odruchowo odwrócił się, aby spojrzeć na Baekhyuna, który wciąż siedział na tym samym stoliku.
– Ty nadal tutaj? – burknął, ale prawdziwe pytanie powinno brzmieć „Ja nadal tu jestem?”. Mrugnął zaskoczony, kiedy rozejrzał się po pomieszczeniu, dostrzegając, że jest nieskazitelnie czyste bez śladu śmieci, które wcześnie je wypełniały.
– Gdzie, do cholery, wszystko się podziało? – wymamrotał Chanyeol bardziej do siebie i był prawie pewien, że nie spał na macie w tej części sali.
– Byłem znudzony czekaniem, aż wszystko uprzątniesz, więc sam to zrobiłem. – Baekhyun wzruszył ramionami, pałaszując jabłko. Chanyeol zwęził oczy.
– Czemu, u licha, śpię na macie? – Baekhyun znowu wzruszył ramionami.
– Nie chciałem brudzić klasy ciepłem twojego ciała. – Chanyeol się zaśmiał. Wow, Byun Baekhyun naprawdę zaszedł tak daleko tylko po to, by upewnić się, że jego zarazki nie zanieczyszczą pracowni. Ale przecież Chanyeol sam zawsze sprząta cały swój pokój, jak tylko Baekhyun go opuści, więc nie mógł się odzywać. Kiedy wstał, zdał sobie sprawę z czegoś nowego na temat swoich dłoni.
– Dlaczego, do kurwy, mam zabandażowane ręce? – I na dodatek dość paskudnie opatrzone. Wpatrywał się w swoje palce, zawinięte niezdarnie w biały bandaż. Robota ta wyglądała, jakby była wykonana przez kogoś, kto nigdy nic wcześniej nie bandażował.
– Cieszysz się? – Baekhyun zrobił kolejny gryz jabłka. – tak się stało, że Kyungsoo tędy przechodził, kiedy zemdlałeś i to on cię opatrzył. – Oczy Chanyeola rozbłysły, kiedy całkowicie cofnął słowa o jakości bandażowania. Zamknął oczy, wyobrażając sobie delikatne dłonie Kyungsoo ocierające się o jego ręce. I chociaż wiedział, że Baekhyun był tam z nim, już go to dłużej nie obchodziło, jako że Baekhyun i tak się dowiedział-
– Dziś wieczorem mamy ćwiczenia na kółku – oznajmił wspomniany irytujący dzieciak, patrząc, jak Chanyeol jęczy niezadowolony po raz milionowy tego dnia. Wszystkim, czego Chanyeol chciał, był sen przez resztę dnia ( i prawdopodobnie przez resztę swojego życia), ale wyglądało na to, że nawet Bóg nie mógł spełnić tego prostego życzenia.
– …Ale ty nie przychodzisz. Tylko zniszczyłbyś zabawę – dokończył Baekhyun, a Chanyeol spojrzał na swojego wroga.
– Myślisz, że mogę się urwać tylko dlatego, że tak mi powiedziałeś? – warknął Chanyeol, na wpół szalony z wyczerpania i wyjmowania tego tematu przed kimkolwiek (zwłaszcza przed Baekhyunem), ale Baekhyun westchnął i wyrzucił swoje jabłko do kosza po drugiej stronie pomieszczenia. Co zdenerwowało Chanyeola bardziej, trafił do niego.
– Oczywiście, że możesz. Będę cię zwyczajnie krył – odrzekł Baekhyun bez trudu, zeskakując ze stolika. Jego brwi uniosły się ku górze, kiedy Chanyeol stał w miejscu, nie wyglądając na przekonanego. – Wolałbym raczej bawić się, zamiast wymyślać plany, jak uprzykrzyć ci życie. – Chanyeol milczał przez chwilę, gapiąc się na Baekhyuna, który mimowolnie kopał ławkę. Cóż, to właściwie miało sens.
– …Dobra. – Może dlatego, że Chanyeol był zbyt zmęczony, żeby przejmować się konsekwencjami i właśnie z tego powodu nie zadawał sobie trudu, by dalej kłócić się z Baekhyunem (To nie tak, że zaczął ufać Baekhyunowi, nie ma mowy). Cholera, nie obchodziło go nawet, co Baekhyun zrobi albo co zrobi wykładowca dentystyki, jeśli o to chodzi. Wszystkim, czego w tamtej chwili chciał, był sen.
Bez żadnego słowa Chanyeol wyszedł z pomieszczenia, powłócząc nogami i szedł tak całą drogę do swojego pokoju, podczas gdy sen ciążył mu na powiekach. Gdy dotarł na miejsce, w głębi swojego umysłu usłyszał Chena, pytającego, czy chce iść z nim na obiad do stołówki, ale zanim zdążył odpowiedzieć czy choćby odwrócić głowę, zamknął oczy i opadł na łóżko, tym razem całkowicie witając świat podświadomości.




Chanyeol obudził się z uczuciem największej świeżości od bardzo, bardzo długiego czasu.
Obudził się o szóstej rano i choć spał jedynie jakieś trzynaście godzin, wystarczyło mu to. Czuł się nawet bardziej energicznie niż zwykle.
Po wzięciu prysznica zdał sobie sprawę, że skończył już wszystko, co miał zadane (albo raczej, że nic w ogóle nie było), a jako że była sobota i nikt inny jeszcze się nie obudził, zdecydował się pozostać w pokoju…
…i podenerwować Chena.
Skakał po łóżku współlokatora, myjąc zęby (muszą być czyste!). Robił idiotyczne rzeczy jak turlanie się po łóżku, dopóki nie leżał na swoim mniejszym przyjacielu, upewniając się, że dusi go przez kilka sekund, a potem sturlanie się i zabieranie ze sobą kołdry. Potem łaskotał go w stopy, później przykrywał je z powrotem kołdrą, następnie układał w stos swoją własną kołdrę i poduszki, i ubrania, i-
PRZESTANIEEEEESZ!!! – Głos Chena zabrzmiał jak ryk, kiedy spychał wszystko z siebie ręką, aby spadło na podłogę. Widok ten był zabawny i Chanyeol upadł na podłogę, śmiejąc się (lub raczej krztusząc się pianą z pasty do zębów).
– Chcę spaaaaaaaaaaaać… – jęknął Chen, rzucając się w swoim łóżku przez dwie sekundy, zanim zaprzestał jakiegokolwiek czynu. Leżał niczym zmarły. Chanyeol umył usta, a kiedy wyszedł, jego współlokator nadal leżał w miejscu, wpatrując się w sufit.
– It’s a beautiful day… I’m looking for something dumb to do… – powiedział Chanyeol, podrygując po całym pokoju, dopóki nie skończył obok Chena. – Hey, baby… I think I fell like annoying you…
– A niech cię – wymamrotał Chen, wzdychając i siadając, jego włosy sterczały we wszystkie strony. Chanyeol uśmiechnął się szeroko.
– Czas na śniadanie! – krzyknął i klasnął, obserwując, jak Chen wychodzi z łóżka i kieruje się do łazienki, by się wyszykować.




Kiedy Chen skończył, współlokatorzy razem udali się na stołówkę i rozdzielili się przy wejściu. Chanyeol chciałby czasem posiedzieć ze swoim współlokatorem, ale tylko wtedy, kiedy Baekhyun by nie istniał.
– Słyszałeś? – zapytał Kris, gdy Chanyeol wziął swoje śniadanie i dotarł do stolika przyjaciela. – Możemy zgłosić się do zamiany współlokatorów. Ale oczywiście tylko wtedy, kiedy cała nasza czwórka, której dotyczy ta wymiana, wyrazi zgodę. – Chanyeol wzruszył ramionami.
– To nie mój problem – powiedział, wcinając płatki. Był dość zadowolony ze swojego współlokatora, bez wątpienia.
– To MÓJ problem! – wykrzyczał Sehun nie wiadomo skąd, odwracając się i posyłając gniewne spojrzenie w kierunku przeciwnej części pomieszczenia. – Mam dość Tao! Musi natychmiast wynieść się z mojego pokoju!
– Ale cały czas przepraszał cię za Pinku Pinku, prawda? – spytał Kris. Sehun odłożył łyżkę i spojrzał na niego.
– Ktokolwiek ci to powiedział, jest kłamcą! – wrzasnął.
– Ale ty mi to powiedziałeś. – Kris przewrócił oczami, westchnął i zrobił kolejny gryz jabłka. – Tak czy inaczej, tak bardzo, bardzo, bardzo chcę zmienić partnera. Nie macie pojęcia, jak okropne jest słuchanie go co tydzień, jak uprawia seks. Najgorsze jest to, że to się będzie ciągło. – Zadrżał. Chanyeol uniósł brew.
– Och, Kris, ale tutaj się mylisz… - wymamrotał Chanyeol – …Zauważ, że ja musiałem tego słuchać niemal każdej nocy w zeszłym roku. – Obaj drgnęli. W tamtej chwili Kris otworzył oczy i natychmiast przywrócił się do porządku, gdy zobaczył kogoś w oddali.
– Myeonnie! – zawołał, a Chanyeol westchnął, kiedy dostrzegł, o kogo chodzi. – Tutaj!
Największy kujon w college’u podszedł do nich z nikłym uśmiechem na ustach. Nawet Chanyeol mógł się zakrztusić przez to, jak wysoko Joonmyun zawiązał swój krawat. Jak on w ogóle wytrzymywał? Poza tym, dlaczego, do cholery, ciągle musiał ubierać się tak elegancko?
– W końcu wręczyłeś swoją pracę przed czasem! Chociaż raz! – odezwał się Joonmyun, zadowolony. Chanyeol naprawdę się zakrztusił, widząc tęskną miną przyjaciela.
– Tak, to prawda. – Kris przerzucił jabłko przez swoje ramię z wyluzowanym wyrazem twarzy, ale skrzywił się lekko, kiedy usłyszał, jak ktoś przeklina z powodu oberwania owym jabłkiem zamiast dźwięku jabłka wpadającego prosto do kosza. – W każdym razie, jako że skończyliśmy wszystkie zadania samorządu, zastanawiałem się, czy powinniśmy… zjeść razem lunch?
Lamer… to było wszystko, co pomyślał Chanyeol, obserwując, jak Joonmyun rumieni się zawstydzony, nim wskazał na siebie.
– J-ja? Zapraszasz mnie na randkę? – Zamrugał z niedowierzaniem. Chanyeol jęknął na durnowatość ich obu, ale z drugiej strony nie miał co się odzywać. Nawet w snach nie mógł zaprosić Kyungsoo na randkę.
– J-j-ja… Nie mam dzisiaj czasu, przykro mi! – wyjąkał Joonmyun i już miał odejść, ale Kris złapał go za rękę.
– Usiądziesz dzisiaj z nami? – zapytał zdeterminowanym głosem. Oczy Chanyeola rozszerzyły się w zaskoczeniu – nigdy wcześniej nie widział, by jego przyjaciel był tak uparty, nawet z Yi Xingiem tak nie było, a przy nim był dosyć nieustępliwy.
– Nie mam czasu, przepraszam… Nie skończyłem swoich zadań… – Joonmyun wyrwał się i zaczął iść w stronę drzwi.
– Co powiesz na wprowadzenie się i zostanie moim współlokatorem? – zawołał Kris, lecz wyglądało na to, że zajęty Przewodniczący Wszystkiego był zbyt daleko, by cokolwiek usłyszeć. Kris odwrócił się, gdy obiekt jego westchnień zniknął i westchnął.
– Jest taki uroczy…
– Kris, przerażasz mnie… – wyszeptał Chanyeol. –…Czy nie mówiłeś, że on jest największym kujonem w college’u? Zaraz, ty przeprowadziłeś ankietę, na litość boską!
– No i? – Kris wyprostował się. – To, że jest kujonem, nie oznacza, że nie jest uroczy. – Chanyeol chciał odejść od tematu choroby miłosnej Krisa, więc znalazł coś nowego, o czym mogli porozmawiać.
–…Co z tą tajemnicą Księżycowego Anioła? – spytał Chanyeol, obserwując, jak uroczo Sehun przeżuwa swoje płatki, przyglądając im się z zainteresowaniem.
–…Nawet nie każ mi zaczynać. – Kris westchnął, potrząsając głową. – Próbowałem pytać ludzi, kto to jest, ale wygląda na to, że nikt nie da nam wskazówki.
– Nie myśl, że sami wiedzą. – Chanyeol przewrócił oczami.
– Jeśli nie wiedzą, to on lub ona musi być bardzo dobry w zmienianiu się w dwa typy ludzi… – ciągnął Kris. – Mam na myśli, że jeśli spytasz kogoś, czy wie, kim jest Księżycowy Anioł, ten ktoś spojrzy na ciebie zakłopotany i powie „Nie… kto to jest?”
– Więc mówisz, że nawet oni będą zachowywać się jak niewinni? Zatem nigdy nie dowiemy się, kto to tak naprawdę jest? – zapytał Sehun, a Kris pokiwał posępnie głową.
Kto to tak właściwie może być? Myślał Chanyeol. … … Joonmyun?
– To nie mógłby być… Joonmyun, prawda? – zażartował Chanyeol, a Kris znieruchomiał na moment
Niewłaściwe pytanie.
– Tak, racja… – dokończył po chwili, jego głos był nieco zdekoncentrowany, gdy wstał w niemal zahipnotyzowany sposób z szeroko otwartymi oczami i rozchylonymi z szoku ustami. Odwrócił się mechanicznie i wyszedł ze stołówki. Zapadła krótka cisza.
–…Nie powinieneś był tego mówić – napomknął mimowolnie Sehun, biorąc banana Krisa i obierając po kawałku skórkę. Chanyeol wstał i uderzył Sehuna w głowę.
– Powinieneś był mi przekazać! – warknął Chanyeol, wyciągając telefon. Zaczął zasypywać Krisa sms-ami. Przez cały poranek Kris nie odpowiedział na żaden.
O Boże… co ja narobiłem?




Kim Jongdae zaklął, gdy jego najlepszy przyjaciel rzucił słuchawkę.
Co ja teraz zrobię? Nie chcę wracać na chemię!!! Ilość wykrzykników prawdziwie oddawała to, jak się czuł.
Wzdychając, powrócił do klasy, modląc się do Boga, żeby lepiej coś dobrego działo się na kółku, aby mógł przetrwać na nim do końca roku.
Gdy zajął miejsce i słuchał nudnego przewodniczącego kółka, mówiącego językiem kujonów, prawie zasnął, aż usłyszał, jak otwierają się drzwi.
Może nie tyle, dźwięk otwieranych drzwi, a bardziej głos, który stamtąd dolatywał.
– Przepraszam, czy to zajęcia z chemii? – Głos był spokojny i Chen rozpoznałby go wszędzie. Z miejsca otworzył oczy, jego serce zaczęło walić, gdy zdał sobie sprawę, że ową osobą jest Minseok.
– Tak, usiądź, proszę – odpowiedział przewodniczący kółka. Szeroko otwartymi oczami Chen obserwował, jak Minseok rozgląda się po sali, dopóki jego oczy nie spoczęły na pustym miejscu obok niego. Jego oddech przyspieszył, gdy obiekt jego westchnień podszedł i usiadł przy nim. Zapach kawy dotarł do nozdrzy Chena.
– Hej. Jestem Minseok. – Nawet jego przedstawienie się brzmiało spokojnie, kiedy obdarzył Chena skromnym uśmiechem.
–…Jestem Chen – odrzekł i chociaż wariował, Chen był typem, który zawsze zachowywał powagę.
– Wiem. – Minseok zaśmiał się. – Widziałem cię na imprezach.
–…Och. – Chen również się zaśmiał, ale przewodniczący kółka posłał im piorunujące spojrzenie i w momencie przestał.
– Wiesz, tak naprawdę to nie chciałem wybrać chemii… – wyszeptał Minseok. – Ale było to pewnego rodzaju wyzwanie od kogoś.
– Wybrałem to kółko przez przypadek. – Chen westchnął, aczkolwiek teraz nie miał nic przeciwko.
– W takim razie, bawmy się dobrze, marnując czas tutaj! – Mineok uśmiechnął się, a Chen nie mógł poradzić nic, jak tylko odpowiedzieć mu uśmiechem.


1 komentarz:

  1. Bardzo podoba mi się twoje tłumaczenie i ogólnie twój styl pisania. Aż się nie mogę doczekać co bedzie dalej ❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń