środa, 13 grudnia 2017

The Flaws In Park Chanyeol [4/10]

tytuł rozdziału: Cztery |oryginał: Four
rating: PG-13
Przyznawał to.
Wystraszył się, kiedy Joo-hyung wyskoczył znikąd i nagle pojawił się w jego życiu, w życiu, które uważał, za kompletne.
Joo-hyung… mężczyzna, którego wydawało mu się, że nienawidzi. Joo-hyung… mężczyzna, którego kochał całym sercem. Joo-hyung… był tutaj, tuż przed nim.
I wrócił dla niego.
– Baekkie. – Sposób, w jaki wołał jego imię, był bardzo delikatny, ostrożny, jakby nigdy nie chciał skrzywdzić Baekhyuna. Ale czy ten mężczyzna nie zranił go tak bardzo, że myślał, że już nigdy nie zasłuży na szczęście? Czy ten mężczyzna nie zniszczył jego nadziei i marzeń?
Ale to był także mężczyzna, który dał mu nadzieję, dał mu szczęście – dał mu miłość. To był mężczyzna, który powstrzymał go przed samookaleczaniem się, towarzyszył mu zawsze, kiedy był samotny i sprawił, że uwierzył w wieczność.
Baekhyun obserwował go, obserwował bez krztyny nieśmiałości, ponieważ miał to już za sobą. Patrzył, jak Joo Sung odwraca się i spogląda na Chanyeola.
– On jest twoim chłopakiem? – zapytał cicho Joo-hyung. – Chanyeol, prawda?
– Tak – odpowiedział Baekhyun, chcąc sprawdzić reakcję Joo-hyunga. Czy był zazdrosny? Joo-hyung marszczył brwi i wyglądało na to, że był.
– Posłuchaj, Baekkie… Przyszedłem, żeby przeprosić – szepnął Joo-hyung. – Przyszedłem, żeby powiedzieć przepraszam za wszystko, co zrobiłem.
– Skrzywdziłeś mnie, Joo-hyung – powiedział cicho Baekhyun drżącym głosem. Jak ten mężczyzna mógł wciąż wyglądać tak przystojnie, tak doskonale po tym wszystkim, co się wydarzyło? – Bardzo mnie skrzywdziłeś. – Oczy Joo-hyunga wyglądały na smutne, kiedy zrobił krok do przodu. Przestraszony Baekhyun cofnął się.
Bał się, ponieważ jeszcze nie ufał Joo-hyungowi.
Bał się, ponieważ nie chciał wiedzieć, jak jego serce może zareagować.
Bał się, ponieważ powinien być, kurwa, zajęty, a myślał jedynie o mężczyźnie przed nim.
– Wiem – szepnął Joo-hyung. – To wszystko było po to, by cię chronić. – Serce Baekhyuna zatrzepotało.
– Co? – Jego głos był cichy i pełen nadziei. – Co… Co to znaczy?
– To znaczy… – Twarz Joo-hyunga była miła. – To znaczy, że musiałem udawać. To wszystko moja wina, Baekkie, ale musiałem grać… Musiałem cię chronić. – Baekhyun milczał, oddech utknął mu w gardle.
– Wierzysz mi, Baekkie? – Joo-hyung brzmiał bardzo smutno. – Tak długo czekałem. Szukałem cię wszędzie, lecz nie mogłem znaleźć. – Czy odważy się uwierzyć Joo-hyungowi? Czy zdoła zaryzykować ponownie swoim sercem?
– Tak – wyszeptał Baekhyun, próbując nie myśleć o zdradzaniu Chanyeola. – Tak, wierzę ci.
– Bardzo urosłeś. – Głos Joo-hyunga był miękki, jego oczy zachwycały się twarzą Baekhyuna. Później pochylił się. Baekhyun nie mógł oddychać. Był tam drogi zapach wody kolońskiej, ten sam co zawsze.
– Twój chłopak wydaje się być zazdrosny. – Joo-hyung zachichotał. – Jeśli chcesz, spotkaj się tu ze mną o północy. – Po tym posłał Baekhyunowi ostatni uśmiech, a potem odszedł.




Oczywiście, że Baekhyun musiał się z nim spotkać.
Czekali tak długo i w końcu mogli się zobaczyć.
Właśnie w ten sposób wszystkie jego traumy z przeszłości zdawały się zostać zapomniane, kiedy pozwolił Joo-hyungowi trzymać się za rękę.
Zapomniane i odstawione na bok, dokładnie tak, jak zrobił to z Park Chanyeolem.




Baekhyun spędzał każdą noc z Joo-hyungiem i unikał Park Chanyeola każdego dnia.
Nie wiedział, jak stawić Chanyeolowi czoła. Nie wiedział, jak to powiedzieć. Nie kocham cię. Nie chcę cię.
Nigdy nie patrzyłem na ciebie.
– Nienawidzisz mnie? – zapytał Joo-hyung pewnej nocy, kiedy Baekhyun przestał trzymać jego dłoń, ponieważ twarz Chanyeola pojawiła się w jego myślach i sprawiła, że poczuł się winny. Jak miał wyjaśnić, że nigdy nie postrzegał Chanyeola w ten sposób? Nawet jeśli, Park Chanyeol zniknął z jego myśli, kiedy Baekhyun pomyślał o pytaniu Joo-hyunga. Nie… Nie nienawidził Joo-hyunga. Nieważne, co się stało i po tych wszystkich latach, nie mógł go nienawidzić.
W końcu Joo-hyung był jego pierwszą miłością. Próbował nienawidzić Joo-hyunga, musiał przyznać. Chciał go nienawidzić, chciał czuć nienawiść, a nie smutną miłość, ale ostatecznie nie mógł.
– Nie… sądzę, bym kiedykolwiek mógł cię znienawidzić… – wyszeptał.
– Wybaczysz mi, Baekkie? – Joo-hyung podszedł bliżej, a Baekhyun znowu nie mógł oddychać. Ten mężczyzna tak łatwo mógł sprawić, że się rumienił, że odbierało mu oddech, że czuł, jakby znów był zakochany. Baekhyun nie poruszył się, ponieważ jakaś jego część myślała o Chanyeolu, a druga jego część chciała zapomnieć o nim i myśleć jedynie o nich. Joo-hyung trzymał go za rękę, a Baekhyun zastygł, przez chwilę chciał poddać się temu ciepłu, ale w końcu się odsunął. Nie chciał ranić Chanyeola.
– Możesz mnie nienawidzić, Baekkie. Możesz się mnie bać, ale chcę tylko, żebyś wiedział, że… że… – Głos Joo-hyunga załamał się. – To wszystko to była tylko gra. Powiedzieli mi, że muszę cię skrzywdzić, że w ten sposób cię nie zabiją… – Joo-hyung brzmiał bardzo żałośnie, smutno.
– Ja… Nie mogłem im pozwolić, by cię dopadli. P-Powiedzieli mi, że zabiją cię na moich oczach, jeśli nie zrobię tego, co wtedy zrobiłem. Przepraszam, że cię skrzywdziłem, Baekkie, ale musiałem cię chronić. Musiałem grać tak przekonująco, żebyś mógł zostawić tchórza, jakim byłem. Musiałem cię uratować. – Baekhyun drżał. Joo-hyung wyglądał na zbolałego, cierpiącego. Dlaczego? Dlaczego na tym świecie istnieją tak okrutni ludzie?
– Rozumiem, Baekkie… Teraz rozumiem, że jest w twoim życiu ktoś inny, ale proszę, wiedz tylko, że robiłem to, by cię chronić. Nie zasługuję na ciebie i wiem, że to, co zrobiłem, bardzo cię skrzywdziło, ale to dlatego, że cię kocham. Zrobiłbym dla ciebie wszystko – powiedział smutno Joo-hyung i puścił dłoń Baekhyuna, odwrócił się, by odejść. Baekhyun znowu się wahała, ale tym razem, nie myśląc, wyciągnął dłoń i zatrzymał Joo-hyunga, chwytając jego nadgarstek. Sapnął cicho, kiedy Joo-hyung odwrócił się i mocno go przytulił. Uścisk był bardzo ciepły, pełen miłości.
– Ty idioto… – Głos Baekhyuna był złamany. – Ty… Powinieneś był mi powiedzieć. P-Powinieneś… powinieneś był pozwolić im mnie zabić… – Zabicie go byłoby prostsze niż pozwolenie mu żyć przez te wszystkie lata samemu, bez Joo-hyunga. Pozwolono mu wierzyć, że Joo-hyung nigdy go nie kochał i obchodziły go tylko pieniądze.
– Nie! – Joo-hyung puścił go i złapał za ramiona, pochylił się, by spojrzeć mu w oczy. – Nigdy bym tego nie zrobił. Wolałbym sam umrzeć niż pozwolić im cię tknąć. – Naprawdę? Serce Baekhyuna uniosło się do góry.
– Nie mogłem bez ciebie żyć. – Z jakiegoś powodu wszystkie myśli z tych wszystkich lat wypłynęły na powierzchnię i wypowiadał je, nie mogąc się pohamować. – Umarłbym dla ciebie, Joo-hyung, ponieważ tak bardzo cię kochałem. – To była prawda. Kochał Joo-hyunga tak bardzo, że wolałby umrzeć niż żyć bez niego.
– Czy ty… nadal mnie kochasz? Baekkie? – Joo-hyung wyciągnął rękę, żeby pogłaskać go po policzku. To było bardzo delikatne. Dłoń Baekhyuna złapała za przedramię Joo-hyunga, spojrzał na niego z oczami pełnymi łez. Myślał o tym. Zamknął oczy i myślał o tym, pozwalając, by strumyki łez spłynęły po jego policzkach.
Z drugiej strony nigdy nie musiał o tym myśleć.
Przez cały czas kochał Joo-hyunga. Kochał go tak bardzo, że myślał jedynie o Joo-hyungu, żyjąc przez kolejne siedem lat. Kochał go tak bardzo, że… choć umawiał się z Park Chanyeolem, wszystkim, co widział, kiedy patrzył w oczy Chanyeola, był Joo-hyung.
To zawsze był Joo-hyung. To nie mógł być nikt inny.
– Tak – wyszeptał Baekhyun. – Tak, zawsze tak było. Czy to głupie, że nadal bardzo cię kocham po tym, co się stało? – Nadal czuł gorycz. Wciąż czuł smutek i mały sznurek zdrady wiążący jego serce.
– Baekkie… – Głos Joo-hyung drżał, kiedy wyciągnął ręce i kolejny raz przytulił Baekhyuna. Niższy ukrył swą twarz w piersi Joo Sunga. – Baekkie… Kocham cię…
Baekhyun płakał, ale się śmiał. W końcu znał prawdę. W końcu mógł odpocząć, wiedząc, że Joo-hyung cały czas go kochał i zrobił to wszystko, by go chronić. Znowu się zaśmiał, posłał uśmiech Joo-hyungowi, który wyglądał na równie szczęśliwego. Nigdy nie czuł się szczęśliwszy.
– Wreszcie wróciłeś… – szepnął Baekhyun. – Myślałem, że czekałem na próżno, ale… – Zaśmiał się i pochylił znowu w stronę Joo-hyunga, który przytulił go opiekuńczo. Joo-hyung objął jego policzek, pochylając się, by go pocałować i Baekhyun pozwoliłby mu. Baekhyun był bardzo blisko, by mu pozwolić.
Ale jego wartość była bliższa jego sercu. Odwrócił się, jego serce opadło, kiedy o kimś sobie przypomniał.
– Chanyeol – mruknął cicho. – Nie mogę… Nie mogę go zdradzić. – Czuł się winny. W końcu wydawało się, jakby Chanyeol naprawdę się nim przejmował, lecz on troszczył się tylko o Joo-hyunga. Kochał jedynie Joo-hyunga.
– Och… – Joo-hyung odsunął się, rozumiejąc. – Czy ty…? – Czy zerwiesz z nim?
– Nie wiem. – Baekhyun czuł się skonfliktowany. – Nie wiem, jak to powiedzieć… – Ostatnia rzecz, której chciał, to skrzywdzenia Chanyeola. Nie mógł mu powiedzieć, że widział kogoś innego przez cały czas, kiedy na niego patrzył, życząc sobie, by był to ktoś inny, tęskniąc za kimś innym.
– To na razie bądźmy przyjaciółmi. – Joo-hyung uśmiechnął się, wyciągnął rękę i złapał dłoń Baekhyuna. Baekhyun prawie się uśmiechnął – Joo-hyung zawsze był wyrozumiały. Właśnie dlatego go kochał. – Przyjaciele trzymają się za ręce, prawda? – Jednak Chanyeol był dla niego owym ciężarem, więc mógł pokiwać jedynie bez entuzjazmu.
– Wszystko, co się liczy, to to, że jesteś przy moim boku – ciągnął Joo-hyung, pochylił się i ucałował Baekhyuna w czoło. Baekhyun czuł mrowienie w żołądku. Baekhyun czuł, jak pędzi jego serce. – Nie liczy się to, czy spotykasz się z kimś innym. Jestem szczęśliwy tak długo, jak mogę być przy tobie.
– Nie – powiedział cicho Baekhyun. – Chcę być z tobą. – Joo-hyung uśmiechnął się łagodnie.
– W takim razie mogę poczekać dłużej. – Joo-hyung uniósł dłoń, by położyć ją na policzku Baekhyuna, głaskał go czule. Baekhyun zamknął oczy i wtulił się. – Na ciebie będę czekał wiecznie.
– Uporam się z tym – szepnął Baekhyun. – A potem będę twój. – Będę twój na zawsze.
Wtedy nikt nie będzie mógł nas rozdzielić.




Baekhyun nie chciał stawać twarzą w twarz z Chanyeolem.
W tym wypadku nie chciał stawać twarzą w twarz z nimi, ponieważ oni nie rozumieli.
Nigdy nie zrozumieją.
Wiedział, że Chen jest nadopiekuńczy, więc zdecydował się rozmawiać ze wszystkimi poprzez Chena, pozwalając mu udostępniać innym nowe informacje. Kiedy Joo-hyung poprosił go o wprowadzenie się do niego, Baekhyun był tak rozradowany i podekscytowany, że od razu się zgodził, nie myśląc nawet o konsekwencjach. Teraz mieszkał czterdzieści pięć minut od szkoły. Joo-hyung często go tam podwoził i często zostawał dla niego i z jakiegoś powodu to sprawiało, że wszystko było o wiele lepsze.
Tym razem Joo-hyung się nie bał. Baekhyun powiedział mu, żeby nosił czapkę, żeby wszyscy myśleli, że jest Chanyeolem. Joo-hyung często go odwiedzał, zabierał go do miejsc niedaleko szkoły, więc mogli rozmawiać, trzymać się za ręce i nadrabiać czas, kiedy byli rozdzieleni. Joo-hyung zdawał się kochać tę szkołę, zawsze zgłaszał się na ochotnika, by podwozić go tam i spędzał tam z nim czas, jakby szkoła była najbardziej romantycznym miejscem. Baekhyun nie miał nic przeciwko, ponieważ to było dla niego wygodniejsze. Nawet gdy Baekhyun chciał wyjść gdzieś indziej na lunch, Joo-hyung nalegał, by zostać, mówił mu, że nie może opuszczać szkoły tylko dlatego, że byłoby mniej wygodne dla młodszego. Baekhyun uśmiechał się na to, jak rozsądny Joo-hyung był.
Został z Joo-hyungiem, bo chciał spędzić więcej czasu ze swym… swym chłopakiem. Chciał wiedzieć, jak Joo-hyung żyje i chciał być dużą częścią jego życia.
Joo-hyung powiedział, że zarobił dużo pieniędzy, odkąd spłacił długi (jeszcze raz przeprosił za użycie pieniędzy Baekhyuna) i że użył reszty pieniędzy, by wybudować małą posiadłość (w której teraz Baekhyun mieszkał i którą kochał), mając nadzieję, że pewnego dnia odnajdzie Baekhyuna, żeby mogli mieszkać razem w tej posiadłości. Z jakiegoś powodu każde kolejne marzenie spełniało się jedno po drugim, a Baekhyun po prostu nie mógł uwierzyć w jego szczęście.
Poza nadrabianiem czasu i zbliżaniem się do siebie Joo-hyung często pytał o Chanyeola.
– Jak tam Chanyeol? – próbował swobodnie zapytać Joo-hyung, ale Baekhyun się zaśmiał.
– Przestaliśmy się kontaktować. – Baekhyun uśmiechnął się. – Bo wiem, że możesz stać się zazdrosny. – Drocząc się, uszczypnął Joo-hyunga w nos. Joo-hyung zmarszczył brwi.
– Dlaczego to zrobiłeś? – spytał obojętnie.
– Dlaczego w ogóle o niego pytasz? – Baekhyun uśmiechnął się, usiłując ukryć fakt, że Chanyeol nadal wywoływał w nim poczucie winy. – Zniknął. Nie ma go już w naszych życiach.
– Bo… się o niego martwię – mruknął Joo-hyung. – Czuję, że… gdyby moja miłość została porwana, też czułbym się źle. – Uśmiech Baekhyuna zniknął. To dlatego, że Joo-hyung dotarł do tego, co sprawiało, że czuł się bardziej winny.
– Dojdzie do siebie – wymamrotał Baekhyun. – Proszę… nie rozmawiajmy już o nim.
– Ale Baekkie-
– Proszę. Nie jest tego wart. Nie chcę już o nim rozmawiać. Udawajmy, że nie istnieje. – Baekhyun spojrzał na niego. – Poza tym jeśli jesteś zazdrosny, spotykałem się z nim tylko z twojego powodu. Bo wyglądał jak ty. – Joo-hyung patrzył na niego. – Czy tego nie zauważyłeś?




– Nie przeszkadzajcie mi – szepnął Chanyeol do Jongina i Kyungsoo. – Mam się dobrze. Muszę tylko nadrobić pracę domową.
– Ale… czy nie możemy zostać z tobą, kiedy odrabiasz prace domowe? – Jongin był zdezorientowany. Kyungsoo chętnie pokiwał głową na znak zgody. Chanyeol zaśmiał się – Jongin i Kyungsoo byli tacy niewinni.
– Nie, ponieważ definitywnie będziecie mi przeszkadzać – powiedział cicho Chanyeol, uśmiechając się do nich. – Będzie dobrze. Ostatnio miałem się dobrze, prawda? – Kyungsoo i Jongin spojrzeli na siebie, a potem niepewnie wycofali.
– Cóż, zadzwoń do nas, jak będziesz potrzebował, dobrze? – zawołał Jongin. – Jesteśmy tu dla ciebie, gościu.
– Tak – powiedział Kyungsoo. – Jesteśmy tu.
– Dobra, dobra. – Chanyeol skinął na nich, po czym otworzył je i zamknął za nimi. Znów zobaczył tam Jungsoo, ale Chanyeol wrócił do ignorowania go głównie dlatego, że Jungsoo bardzo przypominał mu o Baekhyunie. O tych prostych czasach, kiedy był tak niewinnie zazdrosny o chłopaka. O tych czasami, kiedy wszystko było łatwiejsze, a życie nie było tak trudne.
– Wychodzę – powiedział Jungsoo. Chanyeol znowu go zignorował. Nienawidził tego pokoju, ale to było jedyne miejsce, w którym miał trochę prywatności. Unikał swojego pokoju każdego dnia, ale ukrywał się w nim w nocy. Jungsoo i tak prawie tu nie bywał, więc mógł mieć swoją prywatność. – Mam pracę. Wrócę jutro rano?
Kiedy Jungsoo zniknął, Chanyeol szybko zamknął za nim drzwi na klucz, opadając na podłogę. To nałóg i nie mógł nic na to poradzić. Wyjął telefon i znowu oglądał to samo nagranie, z Baekhyunem karmiącym go pieczonym ziemniakiem w swoje urodziny.
Nie wiedział, jak mógł oglądać to samo w kółko, nie mając tego dość. A raczej nie umiał przestać tego oglądać.
Kolejny raz poczuł ból, ponieważ chłopak na wideo nigdy nie odwzajemni jego miłości i nie wiedział, jak sobie z tym poradzić inaczej niż pozwolić się temu na chwilę zmniejszyć. Stając na niepewnych nogach, zatoczył się i wysunął szufladę, gdzie trzymał wszystkie puszki piwa, które kupił kilka dni temu.
Zawodził wszystkich. Okłamywał najbliższych przyjaciół i dusił wszystko w sobie, trzymając wszystkie emocje zamknięte w swoim sercu. Wykorzystywał wszystkie pieniądze, które dała mu rodzina, które powinien wydać na przydatne rzeczy i które obiecał sobie nigdy nie używać, dopóki nie będzie to konieczne, na alkohol. Wszystko z powodu chłopaka, który nie mógł odwzajemnić jego miłości.
Pił. Ciągle pił. Śmiał się, kiedy zdał sobie sprawę, że jest coraz lepiej i nie mdleje już tak bardzo, ale z drugiej strony zmarszczył brwi, gdy uświadomił sobie, że to znaczy, że musi więcej pić, by więcej zapomnieć.
– Jesteś… takim idioootą – wymamrotał Chanyeol do chłopaka na nagraniu. – Ty idioooto. Czy nie widzisz, że jessem lepszy? Hm? – Chanyeol postukał paznokciem w twarz chłopaka. – Jestem… seksowny… Jessem przystojny… – Chanyeol urwał, uniósł wzrok, by spojrzeć na stos książek na swoim biurku. Miał bardzo dużo pracy domowej, ale nie robił nic. A dlaczego? Chanyeol był bardzo poirytowany. Czuł się bardzo wkurzony. Czuł się taki… taki…
Taki smutny.
Żartowanie i ruganie Baekhyuna na filmie nie było już nawet zabawne. Chanyeol zmarszczył brwi, patrząc, jak nieskazitelny mógł być drugi mężczyzna, nawet się nie starając. Nienawidził tego. Nienawidził, jak wiele Baekhyun dla niego robił i jak mało on mógł zrobić dla Baekhyuna.
Nienawidził tego, ponieważ Baekhyun był szczęśliwy z kimś innym, a on mógł tylko siedzieć i niszczyć siebie. Czy to nie było jego najgłębsze życzenie? By Baekhyun był szczęśliwy?
To dlaczego, w rezultacie, on był tak bardzo nieszczęśliwy?
Przejdzie mi. Powtarzał sobie cicho, wstając, wyrzucił puszki do kosza i otworzył okno. Bolała go głowa, dudniła boleśnie. Odpuszczę go sobie… ale nie teraz.
Kiedyś chciał chronić Baekhyuna. Kiedyś przyrzekł kochać Baekhyuna przez całe życie.
Ale teraz zrozumiał, że nie jest tym, czego Baekhyun potrzebuje. Raczej zdawał się być ciężarem.
Chciał odpuścić sobie Baekhyuna, nie dlatego, że to bolało mniej, nie dlatego, że nie miał szans, ale dlatego, że zawsze był jedynie ciężarem.
Ale dawanie sobie spokoju z nim było bardzo trudne. Cholernie trudne.
Próba wydostania się z tej dziury była ciężka. Cholernie ciężka.
Miał przyjaciół przy boku, przyjaciół, którzy chcieli mu pomóc, którzy zrobiliby wszystko, by upewnić się, że znowu jest szczęśliwy. Ale oni nie wystarczali i nienawidził tego.
Ten, kogo najbardziej potrzebował, nie był tu z nim. To żałosne, jak łatwo Chanyeol zbudował swoje życie dookoła Baekhyuna.
Czkając, Chanyeol zatoczył się w stronę łóżka i upadł na nie. Byun Hyun był teraz wciśnięty pod łóżko, zapomniany, ponieważ za bardzo go przypominał.
Ten pokój za bardzo o nim przypominał.
Ale to wszystko, co miał. Zamykając oczy, Chanyeol zasnął, było to jedyne ukojenie, jakie miał.




– Wrócić do domu? – Jungsoo zmarszczył brwi. – Dobra, dobra. Już jestem. Ty też odpocznij, dobrze? – Jungsoo nacisnął słuchawkę w uchu, a potem przekręcił klamkę.
Zamknięte.
Marszcząc brwi jeszcze bardziej, Jungsoo wyjął klucz i otworzył drzwi, a potem wszedł do środka.
Odór alkoholu wypełniał powietrze, a kiedy się odwrócił, zobaczył, jak Chanyeol pociąga kolejny łyk z puszki, którą miał w dłoni. Puszki walały się po całej podłodze, w drugiej dłoni chłopak trzymał telefon.
– Hyung? – Jungsoo zatoczył się w stronę okien i otworzył je, wypuszczając smród. – Co ty wyprawiasz? – Chanyeol zignorował go.
– Czyż nie… Czyż nie obiecałeś swoim przyjaciołom, że więcej tego nie zrobisz? – Jungsoo zamknął drzwi i spróbował podnieść Chanyeola, ale wyższy go odepchnął. Zaskoczony tym, jak wiele siły miał pijany, Jungsoo zatoczył się do tyłu, mrugając.
– Tęsknię za nim… – wyszeptał miękko Chanyeol, jego policzki były zarumienione, a oczy smutne. Kiedyś Jungsoo uważał Chanyeola za przystojnego, kiedy po raz pierwszy go zobaczył. Wydawał się pewny siebie do takiego stopnia, że mogło to być przytłaczające i zawsze miał uśmiech, który zdawał się onieśmielać każdego, kto go zobaczył.
Teraz… jego uśmiech zniknął, a on siedział przygarbiony i skulił się. Wszystko z powodu jednego mężczyzny.
– No chodź, umyjemy cię – powiedział łagodnie Jungsoo, kolejny raz podnosząc Chanyeola. Lata treningu nigdy go nie zawodziły i nie zawiodły i teraz, kiedy złapał wyższego za ramię i podniósł go. Chanyeol burknął. Jungsoo westchnął. Rozumiał, dlaczego Chanyeol przez to przechodził – w końcu sam kiedyś był zauroczony Baekhyunem.
– Spójrz na siebie, marnujesz się – mruknął Jungsoo. Czy Baekhyun tego chce? Chciał powiedzieć, ale wiedział, że Chanyeol tego nie przyjmie. Może Chanyeol usłyszał niewypowiedziane zdanie z jego warg, ponieważ zaczął się szamotać.
Dobrze, więc Jungsoo trenował i mógł nieść Chanyeola na rękach, jeśli chciał, ale teraz Chanyeol wymykał się spod kontroli, a Jungsoo nie wiedział, jak nad nim zapanować. Rzucał się i wykorzystywał swój wzrost na korzyść, kopał dookoła, a Jungsoo nie chciał, by ten idiota kopnął go w krocze-
Puścił. Chanyeol upadł na podłogę, nadal się rzucając. Zanosił się płaczem jak dziecko, jego usta pękły i krwawiły, gdyż zbyt szeroko je otwierał. Jungsoo westchnął. Dlaczego w ogóle dzielił pokój z tą osobą?
Och, tak. Ponieważ Baekhyun dał mu ten pieprzony pokój. Ponieważ Baekhyun myślał, że wygodniej będzie szkole użyć tego pokoju niż szukać nowego. Ponieważ…
Jego myśli zniknęły, kiedy Chanyeol odwrócił się i podpełznął, wziął nową puszkę piwa i wlał ją sobie do gardła. Jungsoo nie chciał się przejmować. Chciał odejść i udawać, że nic się nie stało.
Ale nie mógł.
W końcu Jungsoo przykucnął, próbując wyrwać mu puszkę. Chanyeol odsunął się, kopiąc gwałtownie nogami, żeby Jungsoo nie mógł się do niego zbliżyć.
– Jesteś taki dziecinny! – krzyknął poirytowany Jungsoo. – Rany, nie dziwię się, że nikt nie mówi do ciebie hyung.
– Nie jestem dziecinny! – odkrzyknął Chanyeol, jego twarz robiła się coraz bardziej czerwona. – Jestem… starszy od ciebie!
Jungsoo westchnął. Dlaczego w ogóle próbował kłócić się z tą osobą?
Wreszcie kiedy zdał sobie sprawę, że nie może zrobić nic więcej, zdecydował się zadzwonić do Kyungsoo. Mimo wszystko Kyungsoo był jego najlepszym przyjacielem, prawda?
Halo?
– Chanyeol znowu zachowuje się jak idiota. – Jungsoo westchnął. – Myślałeś, że naprawdę cię posłucha?
Co to znaczy?
– Jest, cholera, pijany na pieprzonej podłodze, wykopuje sobie pierdolony mózg, bo próbuję powstrzymać go przed piciem. – Jungsoo znowu westchnął. Po drugiej stronie zapadła cisza.
Co z idiota – wydyszał Kyungsoo. – Zaraz tam będę. – Potem się rozłączył.
Jungsoo chciałby mieć takiego najlepszego przyjaciela jak Kyungsoo. Z jakiegoś powodu Kyungsoo miał zdecydowane rozwiązanie, by powstrzymać Chanyeola przed krzywdzeniem samego siebie. Tak jak tamtego dnia, kiedy przeszukał całą ich okolicę w Seulu tylko z powodu Chanyeola. Wreszcie Kyungsoo otworzył drzwi, nie miał nawet czasu podziękować Jungsoo, zanim przykucnął przed Chanyeolem, który uspokoił się i przestał się szamotać.
Patrzył, jak Kyungsoo pochyla się i łagodnie z nim rozmawia z największą cierpliwością, ale niesamowitą surowością. Obserwował otwarte oczy Chanyeola, gdy ten słuchał uważnie i zastanawiał się, jak Kyungsoo to robi.




– Chanyeol, spójrz na siebie – szepnął Kyungsoo, pochylając się bardzo blisko niego. – Czy taki chcesz być do końca życia? – Skołowany Chanyeol zamrugał na niego.
– Czy tego chcą twoi rodzice? – Chanyeol powoli pokręcił głową.
– To czego oni chcą? – zapytał miękko Kyungsoo. Nie dotykał niczego. Nie groził, jakby chciał jedynie porozmawiać. Nie kradł mu piwa. Nie kradł telefonu. Nie zmuszał go do wzięcia prysznica.
– Oni… – Chanyeol wytężył umysł. – Oni… chcą, bym był szczęśliwy.
– Czy teraz jesteś szczęśliwy? – spytał niższy. Jego oczy są wielkie. Pomyślał Chanyeol, patrząc z zachwytem. Jak mogą być takie duże? – Hm? Powiesz mi?
–…Nie – odpowiedział Chanyeol, zatopił się w przygnębieniu, gdy niższy przywrócił go do rzeczywistości. – Jestem nieszczęśliwy. – Mars Kyungsoo pogłębił się, jego brwi zmarszczyły, a Chanyeol zastanawiał się dlaczego.
– Czy chcesz tak się czuć do końca życia? – zapytał Kyungsoo. Chanyeol nie odpowiedział – jego mózg był za bardzo zlasowany. W zamian podniósł znowu wzrok, tym razem zatrzymując go na wargach Kyungsoo. Miały kształt serca. Nagle przypomniał sobie, że usta Kyungsoo mają kształt serca. Kiedy Kyungsoo ścisnął jego rękę, Chanyeol poczuł się zobowiązany, by odpowiedzieć na jego pytanie, więc potrząsnął głową jak kopnięty szczeniak.
– Kiedy to robisz, czy nas to nie rani? – szepnął Kyungsoo. Chanyeol dumał przez chwilę, czując się winnym. – Czy to nie rani twoich rodziców? Czy to nie rani twoich przyjaciół? Czy to nie rani Jongina? Czy to nie rani mnie? – Chanyeol milczał.
– Chcesz nas skrzywdzić? – Potrząśnięcie głową. – To przestaniesz to robić? Dla nas? – Chanyeol przez moment nic nie powiedział.
– Ale… Ja nie chcę krzywdzić… – mruknął Chanyeol. – Nie chcę krzywdzić…
– Wiem. – Kyungsoo westchnął, przesuwając się i usiadł przed Chanyeolem. – Wiem, więc pozwolisz sobie pomóc? Hm? – Chanyeol wpatrywał się w niego, patrzył, jak poruszają się te usta w kształcie serca. Kiedyś lubił Kyungsoo. Kiedyś myślał o tym, jakby to było, gdyby przycisnął swoje wargi do warg Kyungsoo.
Usta Baekhyuna wywoływały w nim iskry.
Zastanawiał się, czy usta Kyungsoo też.
Nawet nie myśląc, Chanyeol złapał Kyungsoo i złączył ich wargi ze sobą. Nie wiedział, co sprawiło, że to zrobił, ale to zrobił i pocałował Kyungsoo mocno. Całował go długo, ponieważ chciał potwierdzić. Chciał wiedzieć.
BAM!
Jego mózg zbyt późno zarejestrował oślepiający ból, który nagle uderzył w jego policzek. Zatoczył się, kurczowo łapiąc za twarz, zamrugał zdezorientowany. Właśnie wtedy zdał sobie sprawę, że Kyungsoo go uderzył.
Wtedy też uświadomił sobie, że pocałował Kyungsoo.
W oczach Kyungsoo było tak wiele emocji, tak dużo dla prostego umysłu pijanego Chanyeola, który ledwie mógł rozszyfrować jedną z nich – złość. Stali tak przez długi czas, byli oddaleni od siebie o kilka metrów, lecz stali twarzą w twarz, patrzyli sobie w oczy. Kyungsoo dyszał, a Chanyeol starał się nie jęczeć z bólu. Chwilę zajęło pełne zrozumienie sytuacji.
– Weź się w garść – syknął Kyungsoo. Teraz Chanyeol rozumiał. Zrobił krok naprzód, ale Kyungsoo cofnął się jak poparzony. – Weź się, kurwa, w garść, Park Chanyeol. – Później popędził w stronę drzwi i zatrzasnął je za sobą.
Chanyeol stał w miejscu jak szmaciana lalka. Nawet kiedy Jungsoo, o obecności którego całkiem zapomniał, opamiętał się, by porozmawiać z Chanyeolem, wyższy go zignorował.
Chanyeol zamknął oczy, odtwarzając ponownie moment, w którym ich usta do siebie pasowały. To było doskonałe, jakby byli dla siebie stworzeni.
Ale to nie było dobre. To było złe.
Było złe, ponieważ Chanyeol nic nie czuł.
Może perfekcja powinna być zła.




Kyungsoo uciekł.
Powinien być zły. Powinien być wściekły.
I był.
Ale jego serce także trzepotało, jego policzki czerwieniały, a on drżał.
Był zły, wściekły, zdradzony, ale czuł się również beztroski i szczęśliwy.
Wiedział, że każdy czyn, który wykonał Chanyeol, w myślach robił go z Baekhyunem. Kyungsoo nie był kimś, do kogo Chanyeol by wrócił, a fakt, że Chanyeol wykorzystał go, sprawiła, że czuł się skrzywdzony, zdradzony i cholernie niedoceniony, ale także nie mógł nic poradzić na to, że czuł, jak adrenalina pędzi przez jego żyły z powodu tego pocałunku.
To było doskonałe. To było właściwe.
Wywoływało w nim iskry.
I nienawidził tego. Nienawidził tego, jak dobre to było, wiedząc, że Chanyeol prawdopodobnie nie czuł tego samego.
Właśnie dlatego uciekł. Bał się tych uczuć, bał się, co by zrobił.
Ponieważ był tak cholernie blisko, by się poddać. Był tak kurewsko blisko, by pozwolić Chanyeolowi przespać się ze sobą. A to nie było sprawiedliwe wobec nikogo. Nie wobec niego, nie wobec Chanyeola ani nawet nie wobec Baekhyuna, gdziekolwiek on był.
Kyungsoo mógł jedynie uciec jak tchórz, którym był. Ale to wszystko, co mógł zrobić.




– Wiesz, jak się ma? – zapytał Chanyeol, nagle otrzeźwiał po tym, co się stało, wpatrywał się w sufit, leżąc na łóżku na plecach.
– Prawdopodobnie cię teraz nienawidzi, bo go wykorzystałeś – odpowiedział Jungsoo. Chanyeol milczał.
– Nie mówię o Kyungsoo – powiedział cicho. Już dopadło go poczucie winy. Wiedział, że uderzy go ono dziesięć razy mocniej, kiedy jutro się obudzi, ale chciał uspokoić swoją duszę. – Mówię o nim.
–…Hyung, zapomnij o nim – powiedział Jungsoo. – Po prostu… zapomnij o nim.
– Nie potrafię – szepnął Chanyeol. – Powiedz mi, jak się ma. Jest szczęśliwy?
– Poważnie, zadajesz takie pytanie? – Chanyeol zamknął usta. Jungsoo miał rację.
– Kontaktuje się z tobą, prawda?
–…Tak.
– Czy możesz… gdyby kiedykolwiek o mnie zapytał… – wymamrotał Chanyeol. – Gdyby… gdyby kiedykolwiek… wiesz, tylko na wszelki wypadek, przejmował się… Czy możesz mu powiedzieć, że też jestem szczęśliwy? – Jungsoo nie odpowiedział.
– Oczywiście, że się przejmuje – powiedział cicho Jungsoo. – Powinien się przejmować… Byliście współlokatorami przez ponad rok, musi się przejmować. Jeśli nie jesteście już kochankami, powinniście przynajmniej być przyjaciółmi.
– Ale przestał ze mną rozmawiać – biadolił Chanyeol. – To tak jak… chciałby mnie zapomnieć.
– Hyung-
– Nie obwiniam go – ciągnął wyższy cichym głosem. – Naprawdę. Kiedy kochasz tak mocno, trudno jest się wydostać. Kiedy kochasz, jesteś odważny, ponieważ dajesz swoje serce komuś innemu. On… on się krzywdził, ale nadal jest odważny, bo chce wybaczyć i zapomnieć wszystko, co mu się przydarzyło. I ja… ja to rozumiem. – Gdyby kiedykolwiek miał do mnie wrócić i zmieniłby zdanie, wybaczyłbym mu w mgnieniu oka.
– Rozumiem to, więc nie chcę, by czuł się winny – wyszeptał Chanyeol. – Ja tylko… chcę, żeby był szczęśliwy… – Potem przestał mówić, jego głos zmienił się w szept, a potem nicość.
– To bardzo kłopotliwe – mruknął Jungsoo, gdy usłyszał, jak ciche chrapanie Chanyeola wypełniło powietrze. – To bardzo skomplikowane i wszystkich rani.
Jungsoo był pewien, że jeśli kiedyś nadejdzie dzień, kiedy nie będzie chciał kochać, stanie się to właśnie z tego powodu.
Miłość sprawia, że ludzie robią szalone rzeczy. Miłość… nie jest tego warta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz